Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2017, 00:55   #21
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe studiował schemat skażenie statku. Po zastanowieniu postanowił działać szybko ale zminimalizować swoje ryzyko. Pewne pomieszczenia były niezbędne i te trzeba było oczyścić: ambulatorium niektóre pomieszczenia techniczne, inne miały niski priorytet. Schowek na miotły, nieużywane pomieszczenie mieszkalne, magazyny, sypialnie, w końcu w ambulatorium też miało łóżka. Ze smutkiem popatrzył na kambuz, mrugała w nim kontrolka skażenia, o ile o pakowaną żywnośc się nie martwił to ze smutkiem pomyślał o świeżych owocach i warzywach które ostatnio dorwali, może i przetrwały jakoś dekompresje statku i po rozmrożeniu byłyby smaczne ale teraz po skażeniu radioaktywnym nie miał ochoty. Zatem puszki, żywność liofilizowana, odwodniona, proszki koncentraty. Super możliwe że jeśli nie będzie szansy na naprawy to zdechną bez czegoś dobrego do zjedzenia

Abe przycisnął przycisk nadawania
-Ok Linda już idę, będzie sporo roboty
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!

Ostatnio edytowane przez Leminkainen : 30-09-2017 o 01:09.
Leminkainen jest offline  
Stary 30-09-2017, 04:24   #22
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - 30 min po skoku

Układ Dagon; 30 min po skoku; pobojowisko




Mostek



Tichy siedział na mostku za konsoletą skanera. Skany ucierpiały po ostatnich szaleństwach dość mało. Nie było idealnie ale było całkiem dobrze. W porównaniu do reszty raportów o stanie reszty statku to nawet było wyśmienicie. Kosmos oczywiście był w ruchu. I konsoleta razem z wyświetlanymi wynikami pokazywała to wybitnie dobrze. Tak samo jak i otrzymywane raporty od załogi i ocalałych czujników Alex. Tak i ludzie i maszyny wybrani wysokiej półki speców byli w stanie ogarnąć nawet taki galimatias jaki mieli.

Na zewnątrz, poza obecnie poszarpanym poszyciem “Archeona” kosmos był w ruchu. Tak skaner jak i nawigator mieli to teraz na swoich konsoletach aż nadto dobrze widoczne. Wylądowali całkiem nieźle. Zupełnie jakby wykonywali poprawny, standardowy hiperskok. Gdzieś na krańcach układu, z dala od wielkich ośrodków masy które były takie kłopotliwe przy hiperskokach. Obecnie znajdowali się jakieś 17 j.a. od ostatniego w układzie gazowego giganta. Wylądowali akurat po tej stronie orbity po której znajdowała się ta planeta więc gdyby tam chcieli dolecieć to nie trzeba było przelatywać na podświetlnej przez cały układ. Więc znów im się pofarciło. Tylko czy chcieli tam dolecieć? O to było pytanie na najbliższe kilka godzin.

Te około 17 j.a. mogli pokonać w kilka godzin. Korweta wciąż zachowała prędkość bo niby co ją miało wyhamować w próżni? Brak działających silników niczego tu nie zmieniał. Ale zmieniał gdy chciało się ją wytracić. Prya mogła użyć silników manewrowych by nadać pożądany kierunek. O żadnej tam bitewnej zwrotności jaką mieli przed utratą głównego źródła zasilania nie mogło być mowy. Ale na takie podróżne manewry przez układ wystarczało. Natomiast wyhamowanie tej prędkości na samych manewrówkach no to cóż. Tego układu mogło być za mało. A na pewno do tego najbliższego gazowego olbrzyma było zbyt blisko. Wedle obliczeń Hermkens po prostu “Archeon” śmignąłby obok planety ale nie miał szans wyhamować. Tak mówiły jej komputery nawigacyjne. Póki co do tego gazowego olbrzyma przy obecnej prędkości dolecieliby za jakieś 4 - 4.5 h. Ten czas mieli by coś wymyślić w kwestii hamowania.

Alternatywę naturalnie mieli. Nawet gdyby nie udało się wyhamować korwety mogli użyć dropshipa jako łodzi ratunkowej i wylądować na tej bazie, statku czy co to tam było. Tyle, że to był lot w jedną stronę bo dropship nie miał możliwości ścigać się z rozpędzoną do prawie pełnej, podświetlnej prędkości korwetą. Można też było manewrami wytracać prędkość umiejętnie korzystając z asyst grawitacyjnych i silników manewrowych do wytracenia prędkości. Ale raz, że było to dość trudne i ryzykowne to dwa powolne liczone na tygodnie, może miesiące. Do tego czasu jakby tu nie zawitał pościg z Floty to albo by znaczyło, że zrezygnowali, albo ich zgubili, albo uznali że przepadli w nadprzestrzeni.

Tichy miał też czysto skanerską zagwostkę. Co to było na tej orbicie tego zapomnianego systemu? Obiekt nie zareagował ani na pojawienie się jednostki z hiperskosku co nawet prastare XX wieczne instrumenty pomiarowe wykryłby jak wystrzał pistoletowej racy nad stadionem ani na powitanie radiowe “Archaona”. To było dziwne. I podejrzane. Każda jednostka powinna odpowiedzieć choćby dlatego by właśnie nie wyjść na dziwną i podejrzaną. Do tego obiekt był martwy. Skanery korwety przynajmniej nic nie wykrywały. Żadnych pracujących silników, generatorów, emisji nadajników, nawet tych automatycznych jakie były odpowiednikiem świateł rufowych w nawodnych jednostkach. Optyka korwety klasy Ranger IV nie wykrywała też właśnie żadnych świateł. Po prostu brak reakcji.

To było jeszcze bardziej podejrzane. Tak mogły postępować albo jednostki chcace ukryć swoją obecność albo przy poważnych awariach lub po prostu wraki. Jeśli tam był ktoś kto chciał zostać wykryty to powinien skapnąć się, że korweta go namierzyła mimo wszystko skoro nadała kierunkową wiadomość pod jego adres. Jeśli to była jakaś poważna awaria albo po prostu wrak to musiało być bardzo źle jeśli nikt nie siedział “na oku” choćby właśnie po to by sprowadzić jakąś pomoc. Poza tym Alex nie znalazła nic w rejestrach o obiekcie tutaj. Ale był to tak rzadko odwiedzany system, że ostatnia aktualizacja była sprzed pół wieku.

Obecnie skany szacowały wielkość obiektu na jakieś 300 - 500 m. Czyli jak standardowy frachtowiec albo standardowa stacja orbitalna. Bez emiterów energii jaką dawały silniki i różne nadajniki które były podstawową pożywką dla skanów to te miały trudności z podaniem detali o obiekcie. Był równie wdzięczny do badania jak jakiś zimny, pozbawiony środków cywilizacji okruch skalny zagubiony w kosmosie.

Na mostek przyszła “Red”. Z jakimś akwarium. A w akwarium latało zawieszone w próżni jakieś robalowate stworzonko. Prawie na pewno należało do Nivi. Chyba, że od ostatniego postoju ktoś jeszcze z załogi stał się miłośnikiem insektów. Za to z mostka wypłynął Drake. Ale drugi z mostkowych Leonów chwilowo i tak nie miał jak pełnić swoich obowiązków bo jedyny obiekt jakiego wykrywały skany, ten na orbicie gazowego olbrzyma, był i jeszcze przez jakąś ponad godzinę będzie poza zasięgiem jakiejkolwiek pokładowej broni. Znaczy gdyby nawet udało się uzbierać energii by uruchomić jakąś.



Drake i Nivi



Drake wypłynął z mostka. Po drodze minął Red która z kolei płynęła na mostek. Ze przezroczystym akwarium z wierzgającym w nieważkości insektem. Płynął przez główny korytarz korwety. Czy do ładowni gdzie miała być Nivi czy do wieżyczki rufowej to i tak musiał przedostać się na tyły jednostki. A, że ładownia była jakieś pół setki metrów od mostka a rufowa wieżyczka prawie ze sto no to do ładowni dotarł w pierwszej kolejności.

Po drodze mógł sobie zwiedzić statek. Po pierwsze główny korytarz będący jakby kręgosłupem komunikacyjnym statku był raczej cały. I sądząc po komunikatach powietrze w nim było. Ale ogólna tendencja była im bliżej do rufy tym stopień zniszczeń był większy. Częściej pojawiał się brak jakiegoś światła, przebicia od jakichś odłamków, ślady zadymień po pożarach ale mimo wszystko gdyby jeszcze wróciło ciążenie nie wyglądałoby tak źle.

Przy ładowni już wyglądało to gorzej. Tu już trzeba było być ślepym by nie zauważyć skali zniszczeń. I to, że przez przedarte poszycie kadłuba wdzierała się kosmiczna pustka. Gdzieś tu w pobliżu musiała uderzyć jakaś podgłowica torpedy. Widać było, że jakaś jej część albo pośrednie efekty trafienia zmiotły miejsce gdzie stał kontener czyli ich paczka i złota świnka na bardzo, bardzo gruby hajs. Zamiast niej na podłodze ładowni zostały tylko urwane zaczepy mocujące. Nie wiadomo było jak trafienie zniósł dropship. W końcu był całkiem po sąsiedzku.

W ładowni czekała też Nivi. Oboje wyszli z tej przygody jak dotąd bez szwanku. Przynajmniej kombinezony nie nosiły śladów przebić. Razem założyli plecaki manewrowe do skafandrów i wylecieli w przestrzeń wokół ich macierzystej jednostki. Z bliska wydawała się niezmierzona. Dobre pół setki metrów czy w stronę rufy czy mostku. Za to ilość zamrożonych odłamków jakie unosiły się w kosmicznej ciszy wokół burty robiła już przygnębiające wrażenie. W końcu dzięki wskazówkom Alex namierzyli zgubę. Zdołała odpłynąć już całkiem ładny kawałek ku rufie a nawet za.

Dzięki temu mogli przelecieć wzdłuż tylnej części korwety. Przy okazji Drake mógł rzucić okiem na to co zwykle widział jako światełka, cyferki i wykresy na swoim pulpicie. Dolna, rufowa wieżyczka oberwała. Poważnie ale nie bezpośrednio. Nie była więc stopionym kraterem jak przy bezpośrednim trafieniu ale też nie wyglądało to na nic lekkiego do naprawy. Ale czy da się to zrobić to już musiałby Rohan albo Abe, może “Red” rzucić na to okiem. Z mostka raczej nic tu nie szło więcej zdziałać to mógł zameldować już teraz.

Jeszcze gorzej wyglądała rufowa, prawa ćwiartka. Teraz już nie dziwił się czemu na mostku nie ma odczytów z tej ćwierćstrefy. Nie było i raczej nie będzie. Przypominała wiadro w które ktoś wrzucił granat. Nie było to specjalnie szkodliwe dla jednostki jako całości ale sprzęt na jakim on pracował czyli skanery, wyrzutniki flar czy właśnie wieżyczki były z założenia na powierzchni. A ona własnie oberwała najbardziej. Tu nie było nad czym się zastanawiać, czujniki były zniszczone. Póki skądeś nie zamontują nowych to nic tu nie zwojują. Będą mieli wypięty na wszelkie ataki tyłek zapraszający do kopnięcia wszelkie działka, rakiety i torpedy.

Dolecieli wreszcie do kontenera. Kontener przy ziemskim ciążeniu pewnie ważyłby z tony i nawet we dwójkę mieliby trudność go ruszyć. Ale w próżni to już takie niemożebnie trudne nie było. Były zaczepy linki, były napędy plecaków mogli we dwójkę spokojnie zatargać pudełko z powrotem do ładowni.

Co rzucało się w oczy od razu to brak jednego włazu. Tego z węższej strony. Widocznie oderwało go jak wyrwało od podłogi ładowni. Ale dzięki temu prawie nie dało zajrzeć się do środka. Wewnątrz zaś była pomniejsza skrzynia, też oderwana tym samym wybuchem, były jakieś trociny i inne waty jakie miały zapewniać miękkość i ochronność zawartości tego sprzętu badawczego jaki miał być w środku. No tylko ten mały generatorek, system rurek, okładzin i innych takich zaskakująco przypomiał standardowy układ SPŻ. Ale przecież transport żywych stworzeń pod takimi metkami i oznaczeniami byłby zdecydowanie nielegalny. No i poza tym wewnątrz, wewnętrznego pudła, też całkiem sporego, owszem było zamrożone obecnie coś co je wyściełało od środka, jak jakieś zmrożone gluty ale nic specjalnie żywego poza tym nie było tam widać. Zresztą jak było to w pobyt w próżni ocalałoby bardzo niewielka ilość żywych stworzeń i jak wiedziała Nivi nawet legendarnie odporne ziemskie niesporczaki mogły przetrwać takie warunki próżni kosmicznej ale w formie anabiozy.



Medlab



Linda słuchała zgłoszeń reszty załogi. O dziwo załoga w większości wyszła z tych szaleństw bez szwanku. Rohana udało już jej się postawić na nogi i wypłukać ciężkie promieniowanie jakiego nabawił się w ładowni. Za to do laba przybył Papa. Na szczęście jej królestwu nie oberwało się podczas tych szaleństw i właściwie nie licząc zwyczajowego bajzlu w szafkach i przestrzeni jaki spowodowały drgania, wstrząsy i napięcia po trafieniach przekazane przez kadłub i pokłady to wyszła z tego bez szwanku. Póki była energia mogła działać prawie normalnie.

Z “Papą” też okazało się, że miał po co przybyć. Linda śmiało mogła zawyrokować diagnozę, że musiał tym barkiem przygrzmocić w coś i to mocno. No i pękł obojczyk , łopatka i całe te górne zawieszenie na żebrach było w nie wesołym stanie. Aż zaskakujące, że ten olbrzym z wąsikami potrafił zachować taką pogodę ducha i humor przy tak poważnych obrażeniach. Tutaj współczesna sztuka medyczna miała dwie drogi do zaoferowania, umownie zwanymi cywilną i wojskową. Cywilna recepta nakazała dać delikwentowi zwolnienie z wszelkich zajęć, zwłaszcza fizycznych które obciążałyby naruszone kości, leki kościotwórcze, painkillery, w odpowiednim czasie rehabilitanta i oczywiście pomoc psychologa w standardowym zestawie. Gwarantowało to, że w ciągu kilku tygodni i miesięcy kości zrosną się prawidłowo tak samo jak reszta ciała i psychiki pacjenta.

Recepta wojskowa zaś skupiała się na bieżących efektach i skutkach. Miała za adanie postawić żołnierza na nogi i utrzymać go na nich aż do wykonania zadania lub by chociaż sam dotrwał do czasu przybycia ekipy medevac*. Ta recepta zalecała ogromne ilości stymulantów da bazie endorfin i painkillerów powszechnie zwanymi stimpakami. Do tego mogła wsadzić ramię pacjenta w temblak by je usztywnić. Póki byłby pod działaniem stimpaków i podobnych painkillerów tylko by mu przeszkadzał ale dla zrastania się jego ramienia i gdyby ich nie było było to znacznie zdrowsze rozwiązanie. Ta “wojskowa” taktyka tak naprawdę nie leczyła żadnych obrażeń a jedynie pozwalała utrzymać ból i krwawienie pod kontrolą do czasu przybycia pacjenta do szpitala lub podobnej placówki. Permanentnie jej stosowanie miało więc często bardzo niechciane i kłopotliwe skutki uboczne w przypadku złamań były to klasyczne problemy z wadliwym zrastaniem się pogruchotanych kości. Zaletą zaś było to, że w warunkach katastrofy gdzie liczyła się perspektywa minut i godzin a nie miesięcy i lat potrafiła ledwo żywego człowieka postawić z powrotem na nogi.

Zostawała jeszcze ochrona antyradiacyjna dla reszty załogi. Rohan już swoje dostał, “Papa” był pod ręką tak samo jak ona sama. Zostawała pozostała siódemka. Najłatwiej by było jakby wszyscy przyszli jakoś do medlaba albo zebrali się w jednym miejscu to by mogła obsłużyć ich wszystkich za jednym zamachem. Mogła też rozdać komu się da te leki i liczyć, że przekażą je następnym.

Inżynier gdy leżał przypięty do stołu operacyjnego i wchłaniał w siebie antyradiacyjną kroplówkę jaka miała wypłukać z niego nadmiar radów, remów i grejów miał chwilę by odpocząć i pomyśleć gdy nie musiał niczego rozwalać ani nic nie wybuchało nad głową. A z pomocą chętnej jak zwykle do rozmowy Alex, własnego liczydełka w głowie i raportów reszty załogi miał całkiem niezły obraz sytuacji. Tam gdzie ktoś był albo były czujniki Alex. Nivi nie mogła uruchomić Sparka. Poleciała z Drakem po ich złotą świnkę. I widocznie zasuwający przez układ statek sprawił, że mieli dokąd lecieć więc trochę im zeszło. Dopiero wracali.

Ale była Alex i Veronica. Komputer pokładowy musiał zarejestrować jego słowa i przekazać je załogowej informatyczce. Te bez większej chwili zwłoki i trudności uruchomiła Sparka. Humanoidalny robot już ruszył do maszynowni i pewnie zabrał się już do pracy z typowym robocim uporem.



To tak. To miałby jakąś pomoc. Problemem zaś pokładowego inżyniera był nieco większej skali. Sam statek. Wciąż zasuwali przez kosmos. A, że kosmos był w ruchu i póki nie nastąpiło jakieś zdarzenie kosmiczne co by to zmieniło to będzie w ruchu. W tej chwili właśnie byli takim ruchomym okruchem wszechświata. Pędzili przez niego i będą pędzić. Dłużej niż mieli energii w bateriach, dłużej niż mieli żarcia w lodówkach, dłużej niż mieli zapasy tlenu, wody i jakiekolwiek w sumie zapasy. Dłużej niż by tu wszyscy żyli. By zatrzymać te wieczne spadanie można było manewrować i używać nawigacyjnych sztuczek. Dało się to zrobić. Ale przypominało to manewrowanie oceanicznego liniowca wiosłem. Bez prawdziwego źródła napędu nie tylko nie mieli grawitacji czy kłopot z głównym uzbrojeniem ale i zwyczajnego postoju nie mogli zrobić.

Rozwiązanie dostrzegł już wcześniej bo przecież mieli jeszcze jeden reaktor na pokładzie. Miał na tyle mocy by przywrócić zasilanie w podświetlnych silnikach. Ale najpierw trzeba było sprawdzić stan tych silników. Jak poszedł reaktor nie wiadomo czy automatyka zdążyła wszystko na czas odciąć. Zwłaszcza w tak wariackiej sytuacji. A dwa to trzeba było przebić się przez te wszystkie kadłuby, grodzie i pokłady z wysokoenergetyczną wiązką jaka pokierowałaby energię z reaktora do silnika. Trzy to po takim skoku reaktor hipernapędu też mógł jeszcz “dochodzić do siebie”. Alex jednak nie alarmowała więc tragedii chyba być nie powinno.

Teoria była więc dość prosta. Dla obwodów energetycznych nie było to nic innego niż zwykła przedłużka z jednego źródła zasilania do drugiego. Gorzej z praktyką. Raz to trzeba było mieć materiał na tyle mocny by poprowadzić taką energię. Dwa to izolatory jakie dałyby osłonę przed takim wysokim poziomem energii. A trzy to właśnie trzeba było ją jakoś położyć z jednego napędu do drugiego. Wyglądało na kupę bardzo spoconych roboczogodzin dla sporej części załogi.

Tutaj najłatwiejszy wydawał się do rozwiązania problem trzeci. Jeśliby mu pomogła reszta załogi mieli szansę zrobić co trzeba. Zwłaszcza, że większość pracy polegałoby na dźwiganiu czy robieniu dziur w grodziach i pokładach do czego nie trzeba było być inżynierem a starczyło mieć chęć do pracy i miłość do macierzystej jednostki dolanej zdrową dawką instynktu przetrwania. Problem numer dwa ostatecznie od biedy można było obejść po prostu zakazując wstępu do rufowych sektorów. Te liczne grodzie i pokłady mogły na dłuższą metę robić za izolator sam z siebie. No najgorzej było z problemem pierwszym. Tak wysoki poziom energii właściwie można było przesłać tylko przez materiały zdolne z założenia do przesłania takich materii. Jedyne co im pozostało to wiązki łączące reaktor hipernapędu z silnikami hipernapędu. Czyli musiałby odłączyć hipernapęd. Od chwili odłączenia aż do chwili podłączenia napędu podświetlnego właściwie zostałyby im tylko silniki manewrowe. I póki znów by nie podpięli wiązek z powrotem pod hipernapęd straciliby możliwość wykonania skoku. Obecnie jednak mieli komplet wiązek wysokoenergetycznych tylko na jeden zestaw reaktor - silnik. By mieć znów komplet musieliby zdobyć nowe ale na pokładzie ich nie mieli ani nie mieli żadnych zamienników. Były jeszcze silniki rezerwowe. Mogli ich użyć np. do wyhamowania statku. Ale wówczas co prawda wyhamują względnie normalnie ale pożre to większość energii silników. Z tygodni i dni zrobią się doby i godziny.


*Medevac - medical evacuation, ewakuacja medyczna z pola walki lub miejsca katastrofy do szpitala lub podobnej placówki.



“Red”



Julia znalazła kajutę Nivi bez większych problemów. W końcu kajuty wszyscy mieli w tym samym sektorze. Mimo, że na korwecie olbrzymią ilość miejsca zżerał hipernapęd to i tak starczyło by każdy załogant miał swoją własną kabinę a i tak sporo było jeszcze “gościnnych”. Wewnątrz kajuty biolog panował chaos. Widocznie co się mogło wywalić z szafek i schowków to się wywaliło i teraz dryfowało w ciszy zawieszone w przestrzeni. Kubki, łyżki, kawałki ziemi, pojemniki i kto wie co jeszcze. Przynajmniej atmosfera tutaj była.

Sam pojemnik - terrarium dla właścicielki pewnie był jasny i oczywisty do znalezienia ale w tym dryfującym w przestrzeni pobojowisku dla jej gościa takie jasne i oczywiste nie było. Do tego paliło się jedynie awaryjne oświetlenie przez co było bardziej ciemno niż widno. Bystre oczy rusznikarki jednak szybko namierzyły dryfujace pod palmami pudło o przezroczystych ściankach. Gdy je chwyciła w swoje dłonie i zobaczyła wewnątrz bezradnie przebierające włochatymi odnóżami stworzenie wiedziała, że trafiła pod właściwy adres i ma właściwego delikwenta.

Podróż na mostek była całkiem przyjemna. Miała wrażenie, że im bliżej mostka tym szkody poczynione walką i skokiem są mniejsze. Niemniej nawet płynąc przez główny korytarz jednostki widać było ślady pomniejszych katastrof. Przy samym mostku minęła się z Drake. Kanonier płynął w przeciwną stronę. Na samym mostku panował względny spokój. Pozostała dwójka stałej obsady czyli ich kapitan i skaner Tichy i nawigator “Teddy” byli na swoich miejscach. Na miejscu była też i Alex ale ta nie meldowała o kolejnych pożarach czy uszkodzeniach. Widocznie pożar w magazynie torped został ugaszony na dobre a nowych czujniki Alex nie wykrywały. Gdy Drake zwolnił swoją konsoletę kanoniera właściwie można było zająć jego miejsce. Co prawda “Red” była rusznikarzem a nie kanonierem a tak naprawdę Alex mogła wyświetlić jej pożądane dane na jakimkolwiek terminalu na pokładzie ale mogła i na konsolecie artylerzysty. Strzelać i używać pokładowego uzbrojenia co prawda “Red” mogła jak każdy poza Drake czyli właściwie w ogóle. Ale akurat same systemy uzbrojenia i ich stan były już pokrewne specjalności i jej i jego. Alex mogła wyświetlić aktualną sytuację i była okazja by w miarę spokojnie popatrzeć i przeanalizować te wykresy, tabelki i cyferki.



Veronika



- Witaj Veronico. - odpowiedziała uprzejmie a nawet sympatycznie Alex na powitanie pokładowej informatyczki. Póki przekaźniki na statku działały właściwie mogła współpracować z Alex z dowolnego miejsca na tym statku. Dla sprawnego informatyka jak miał odpowiednie narzędzia, trochę samozaparcia i fantazji to właściwie każde miejsce mogło być mostkiem. No i pozostawała jeszcze kwestia prestiżu i komfortu bo co mostek to jednak mostek ale technicznie niezbyt to robiło różnicy.

Jak chciała Kowalsky, Alex “poleciała z tematem”. No i nie wyglądało to zbyt dobrze. Pewnie to samo albo podobnie widzieli sytuację na mostku. Przede wszystkim zasilanie. Odkąd Rohan awaryjnie wywalił reaktor w kosmos. Tak dosłownie. To w przesyłach energii ziała jedna wielka dziura. Zupełnie jakby żywemu organizmowi wyrwano serce i podtrzymywano życie na respiratorach. Ta jedna rzecz powodowała poważne konsekwencje właściwie na wszystkie inne.

Do tego wybuch w maszynowni wyrzucił radioaktywne resztki po statku. Im bliżej maszynowni tym radioaktywnych szczątków osłony reaktora i samego reaktora było więcej ale niektóre poleciały całkiem daleko. Tak to przynajmniej pokazywała Alex w alarmach radiacyjnych. Ocalałe czujniki nie były aż tak dokładne by namierzyć każdy fragment ale już skażone pomieszczenie mogły. Niestety nie wszędzie czujniki działały. Im bliżej dolnej, prawej ćwiartki rufy tym czarnych obrazów oznaczających zniszczenie czujników było więcej. A te które działały pokazywały najwięcej śladów zniszczeń. Od już wygaszonych pożarów, po próżnię w pomieszczeniu, dekompresje, zablokowane drzwi brak światła lub tylko awaryjne i tego typu oznaki typowej katastrofy kosmicznej.

Alex przekazała jej prośbę o uruchomienie Sparka o co prosił Rohan. Prośba co prawda była skierowana do Nivi ale ta razem z Drake poleciała odzyskać ich przesyłkę. Więc Nivi póki nie wróciła nie mogła uruchomić robota ale już informatyczka za pośrednictwem Alex jak najbardziej.

Alex przygotowała też z typową komputerową szybkością symulacje i wykresy. Ale człowiek przed komputerem musiał je przejrzeć, przeanalizować i wybrać któryś wariant. Na razie zostawało im żonglowanie zapasowymi bateriami. Co nieco energii mogli pozyskać wysuwając “prehistoryczne” panele słoneczne. Ale raz, że byli na zewnętrznych peryferiach układu gdzie światło centralnej gwiazdy było już dość słabe porównywalne do tego jakie docierało na Sol do Neptuna czy Plutona. Dwa to z założenia te panele miały napedzić jakiś pojedynczy element czy mechanizm statku a nie zastąpić napęd całego statku. Więc po prostu trochę wydłużały czas zużycia się baterii rezerwowych systemów. W każdej symulacji kluczowe było czy z tych systemów miały być zasilone silniki. Czy tak czy nie to drastycznie wydłużało lub skracało czas jaki mieli do dyspozycji.

Uniwersalne też było odcięcie energii od wszelkich peryferyjnych układów. Same SPŻ, skany, medlab i jakieś parę pomieszczeń i korytarzy. Oznaczałoby to, że z jakieś 90 - 95% ponad stu metrowej jednostki pogrąży się w ciemności. Tam gdzie jest powietrze stopniowo się ono wyziębi, tam gdzie nie ma zostanie próżnia. Ale dzięki temu udałoby się wydłużyć żywotność systemów rezerwowych o jakieś 15 - 30%. W zależności jak bardzo by ciąć tą energię.

Okoliczności sprzyjających w makroskali za dużo nie było. Po pierwsze w tym systemie banki pamięci nie rejestrowały żadnych baz ani przystani ludzkiej cywilizacji. Były tylko automatyczne stacje nadawcze dla właśnie rozbitków i im podobnych. By mogli tam przycumować i nadać sygnał SOS i liczyć, ze dotrwają do pomocy. Taki kosmiczny telefon na pogotowie. To było dobre i to Alex zapewne podała w dobrej wierze. Tyle, że takie wezwanie karetki było jak dawniej wezwanie do ran postrzałowych czyli przykuwało uwagę sił rządowych. Taka automatyczna stacja znajdowała się w centrum układu. Flota prawie na pewno wydała dyspozycje by mieć tego typu alarmy na nasłuchu. Więc kto jeszcze poza statkiem ratunkowym by przyleciał to nie wiadomo.

W systemie Dagon nie było żadnej bramy. Więc jeśli szło o pomoc i ratunek można było liczyć na sąsiednie układy. Wymarzony byłby Proctor. Tam gdzie mieli pierwotnie dolecieć. Tyle, że bez hiperskoku czy własnym czy przez jakąś bramę to by się zawiosłować mogli nim by tam dotarli. W symulacjach Alex taka wyprawa była oceniana jako skrajnie ryzykowna nawet ze źródłem energii w stylu sprawnego reaktora którego przecież w tej chwili nie mieli. Na rezerwowych systemach nie było szans. Właściwie bez jakiegoś reaktora to mieli mizerne szanse opuścić cało ten system i dolecieć gdziekolwiek dalej. Wszelkie sensowne kalkulacje zaczynały się dopiero z pewnym i stabilnym źródłem napędu jakim był sprawny reaktor. Inaczej zostawało im wegetować w tym Dagonie albo wymyślić coś genialnego z innym statkiem lub innym reaktorem.

- Wykrywam sygnaturę kontenera za naszą rufą. Nadajnik sygnalizuje uszkodzenie i dehermetyzację pojemnika. Tuż przy nim są Klucze Nivi i Leona. Sądząc z namiarów wracają już na pokład. Powinni wrócić w ciągu kilku minut. Nie mam innych sygnatur z przesyłki ale w tej części wiele czujników uległo zniszczeniu lub uszkodzeniu. - Alex pogodnie obwieściła odpowiedź na kolejne pytanie informatyczki. Ta widziała i wiedziała jak to działa. Dla Alex ładunek to był jakiś log w dzienniku który miał odpowiednik ludzkiego Klucza jako numer rejestracyjny ładunku. Jej czujniki wykrywały czujniki ładunku tak samo jak skany anten wykrywały sygnatury innych stacji i jednostek. Podobnie wykrywała Klucze załogi i inne dzięki czemu znała dość dobrze miejsce pobytu każdego z nich. Im dalej od pokładu lub im zniszczenia jej czujników lub emiterów Klucza lub ładunku były większe tym większe były szanse na utratę kontaktu. I z typowo robocio - komputerową “głupotą” potrafiła “zgapić” wszystko czego nie wrzucono w parametry programu. Na przykład część ładunku bez nadajników, zwłaszcza w całym morzu resztek obecnie otaczających i sunących za uszkodzona jednostką.



Abe



Studiowanie schematów statków ukazało ogromną wyrwę jaką uczyniło jednostce wyrwanie bijącego serca w postaci reaktora silników podświetlnych. Co prawda mieli drugi ale konstrukcja korwety jak i większości jednostek bazowała na jednym reaktorze pod który wszystko było jakoś podpięte. Ten drugi, napędzał wyłącznie hipernapęd. A i tak był zminiaturyzowany niesamowicie bo te zamontowane w bramach były o niebo większe. Tak. Bez reaktora który napędzał wszystko wesoło nie było. Ratowanie czegoś było jak naklejanie plastrów na zadrapania przy bezpośrednim trafieniu w serce.

Niemniej jakoś trzeba było zacząć reanimować tą jednostkę. Już korzystali z awaryjnego zasilania i póki co jakoś to starczało. Schematy przesłane przez Alex nieźle pokazywały te pomieszczenia które uległy dekompresji, te które straciły szczelność ale sąsiadowały ze szczelnymi sektorami więc powietrze jeszcze było. I te które były raczej całe. Alarmy o pożarach zgasły. Z próżnią ogień, nawet najpotężniejszy jeszcze nie wygrał w znanej ludziom historii podboju kosmosu a tam gdzie było powietrze zadziałały automatyczne systemy gaśnicze. W magazynie torped nie działały ale tam niedawno podziałała “Red” i obecnie panował tam spokój.

Były też pomieszczenia w których migał alarm o skażeniu radioaktywnym. Głównie w rufowych sektorach w pobliżu maszynowni. Część pomieszczeń była oznaczona na czarno czyli czujniki w nich uległy zniszczeniu albo łącza z nimi i Alex nie miała danych o tych rejonach. Ponieważ za skażenie prawie na pewno odpowiadały rozrzucone resztki reaktora ciśnięte wybuchem nie było większego sensu przeprowadzać procedury dekontaminacyjnej póki się ich nie odnajdzie i nie usunie. By to zrobić jednak trzeba było zwyczajnie się nalatać po tych przedziałach i naszukać tych radioaktywnych odłamków. Raczej nie było co liczyć, że zrobi się to w kwadrans czy choćby dwa co oznaczało dość długie przebywanie w bezpośrednim sąsiedztwie materiałów rozszczepialnych. Apel Lindy zapraszający do medlaba by łyknąć odpowiednie leki wzmacniające nie był więc tak całkiem bezpodstawny.

Gdy dopłynął na miejsce odkrył, że oprócz Lindy jest tam i Rohan i “Papa”. Rohan właśnie się zbierał i wyglądało, że już skończył co miał czy miano mu tu zrobić. Jean miał coś z ramieniem lub barkiem. Widać coś poważniejszego niż zwykłe zadrapanie. Przez drogę miał czas przemyśleć parę rzeczy. Te wywalanie radioaktywnych okruchów właściwie mógłby zrobić sam choć oczywiście łatwiej byłoby z czyjąś pomocą. Sam to musiałby co chwila zatrzymywać się by sprawdzić panel lub dopytać się Alex a jakby ktoś nim pokierował do odpowiednich skażonych pomieszczeń byłoby łatwiej i szybciej. Bo tych pomieszczeń ze skażeniem radiologicznym trochę było i widocznie była to bardzo losowa sprawa gdzie fragmenty osłony reaktora przebiły się na wylot a gdzie nie. Co prawda leciały względnie po prostej ale za to po układzie pomieszczeń to się robiło pełne 3d do łażenia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-09-2017 o 04:54.
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-09-2017, 14:20   #23
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
O krok od śmierci - żywot im niedrogi.
O krok od życia - śnią minione kaźnie.
Gromadzą księgi - o krok od pożogi.
O krok od klęski - czują się najraźniej.

Tak przez godzinę, dzień, miesiąc, rok
Aż zrobią ten jeden nieuchronny krok.


Z głębokiego snu wydarła go szeroka i zimna dłoń doktora, zasłaniająca jego usta, przyduszająca łeb do twardej poduszki. Smaczne mary hulające w tę piękną, polarną noc przerwał Hans Teleran, jeden z tych jajogłowych, którzy wiecznie niepokoili Leona samą swoją “niecodziennością”. Jeszcze nie miał odpowiedniej wiedzy, ale tego wieczoru Tichy poważnie zadłużył się u jedynego przyjaciela.
- Szanowny panie sekretarzu - ich wiecznie poważny ton początkowo mdlił Leona, lecz z czasem ze wszystkim można się zazwyczaić - wiem o tej późnej godzinie, zamkniętych na trzy spusty drzwiach i pańskiej potrzebie snu, ale to jednak są już bezlitosne realia, a my proszę pana mamy kurewski problem do rozwiązania. Rozkaz trzy-trzynaście - Nim Tichy zdążył przetrzeć oczy i zapytać o cokolwiek, informacji udzielono mu błyskawicznie.
Na Tarsis Tallarn wylądowała "Srebrna Kompania Wschodniogalaktyczna", trzon federacyjnej floty, który niósł na pokładzie elitarne jednostki marines z jednym jedynym zadaniem do wypełnienia - pojmać, osądzić i rozstrzelać Leona Tichego. A jednak ludobójstwo ma jakąś tam swoją cenę. Żadna jednostka z obrony planetarnej nie śmiała podnieść ręki na okręty pływające pod federacyjną banderą. Jedynie samotne na swym stanowisku osłony stanowiły jako taką przeszkodę, dając zaszczutym uciekinierom kilkanaście dodatkowych sekund na reakcję. W pełni pojął co jest grane, kiedy doktor posłał mu zastrzyk w odsłonięte ramię. Zimny i przejmujący płyn rozlał się po mięśniach, paraliżując na pół sekundy każde kolejne piętro ciała - trzy-trzynaście, przygotowanie żywej istoty do ekstremalnych warunków kapsuły hibernacyjnej. Już obok słychać było donośny trzask osłon, rozerwanych salwą przednich dział korwet i krążowników, których syk silników wdarł się w granice planety, lądując i biorąc w oblężenie statek-siedzibę władz na Tarsis Tallarn.

Dziś to Leon słuchał rozkazów. Kiedy w członki wróciła mu świadoma władza, dostał kilka prostych poleceń, porad, ostrzeżeń, a wykonał je uczynnie, bo wiedział, że to może być jego ostateczna gra. Nim jednak oddziały marines przekroczą labirynty plaststalowych, ogarniętych ciemnością nocy korytarzy, mieli czas na wdrożenie śmiałego planu. Ze swojej kajuty zabrał jedynie kilka rzeczy, okraszonych jakimś tam sentymentem. Pudełko z płytami kompaktowymi, stary odtwarzacz tychże zamierzchłych artefaktów, jakaś stara pamiątka po piastowanym stanowisku i mundur, którego nie zdążył na siebie zarzucić. Zwinięty w kostkę powędrował do prostej walizki wraz z całą resztą gratów, w czterdzieści sekund był gotowy wywlec się na korytarz, krok w krok pędząc za prowadzącym go Hansem.
Mijali kajuty smacznie śpiącej załogi, obsługę skanerów, łączników, tytanicznych komputerów i systemów politycznych, komnaty siedzących całe dnie na stołkach urzędników, puste obecnie aule i ogromne kuchnie, od których bił piękny zapach przygotowywanych niespiesznie śniadań. Parę razy otarł się o zimne ściany martwej budowli, aby w pamięci utrwalić sobie miejsce, w którym dobrze sobie żył przez ostatnie kilkadziesiąt lat.
Celem ich wędrówki było niewielkie laboratorium, które mieściło się gdzieś na samym szczycie wielokondygnacyjnego statku. O istnieniu tajemniczego pomieszczenia wiedzieli tylko Tichy i oczywiście Hans, dzierżący tu urząd właściciela. Ewakuacyjne okno na wiecznie ruchomy kosmos, przygotowane specjalnie z myślą o życiu Tichego. Ba, nawet pierwszy marszałek nie miał takiego komfortu, gdyż to Leon, a nie szara marionetka, trzymał w żelaznej garści całą planetę i to on musiał odpowiedzieć za krwawe ludobójstwo. Gdyby nie ten szaleńczy pośpiech Hans powiedziałby - “nie na mojej warcie!”, bo właśnie przełączył zasilanie i pośrodku niewielkiego pomieszczenia ujrzeli technologiczne cudo. Otwarte drzwi małej kapsuły prezentowały wnętrze wypełnione wygodnym łóżkiem, masą rur i rureczek, świecących aparatów o przeznaczeniu zupełnie obcym dla Leona. Jajogłowy krzątał się chwilę wokół kapsuły, tam coś klikając, tam zapisując, jeszcze gdzie indziej klnąc z pośpiechu, zerkając lękliwie raz to na kamery odbierające sygnał ze strategicznych miejsc budynku, a raz na stojącego w kłopotliwym stresie Tichego.
- Wszystko gotowe sekretarzu - rzucił Hans, kiedy zapraszającym gestem zachęcał podróżnika do przestąpienia progu kapsuły. Niczym ślimacza skorupa błyskała swą idealną, spiralną krągłością, aż z zachwytem chciało się schować w jej jasnożółtym wnętrzu. Leon przekazał swój mały ekwipunek doktorowi, który zapakował go gdzieś na (chyba) tyłach tego gustownego “okręciku”. Tichy uścisnął jeszcze pożegnalnie dłoń doktora i chciał nawet krzyknąć “dziękuję”, lecz ten energicznie wepchnął go do środka, zaśrubował potężne drzwi i uruchomił coś, co zmusiło Leona do poddania się woli sztucznego powoźnika. Małe, lecz silne ramiona wewnętrznej SI pochwyciły ciało sekretarza, czymś tajemniczym je owijając, układając w bardzo wygodnej pozie. Rury drgały, rozszerzane pod wpływem tajemniczych gazów, a może cieczy? Ta wędrowała w jego wnętrzu, nieprzyjemnie mrowiąc, pozbawiając go kolejnych zmysłów. Może zapamiętałby więcej z tego zamieszania, gdyby nie fikuśna maska, która błyskawicznie przylgnęła do jego zaskoczonej twarzy. Dwa głębokie wdechy, a obraz zamazał się, wnętrze kapsuły wypełniło nienaturalną mgłą, robotyczne ramiona wydawały się nie istnieć, miękkie, muskające tylko nierealne ciało…
Zdecydowanie zrzuciliby go z kapitańskiej pozycji, gdyby tylko potrafili czytać w myślach, lub chociaż odszyfrować wiecznie spokojną twarz Tichego. Statek obcego pochodzenia, brak jakichkolwiek informacji, zero odzewu na powtarzające się przywitanie i ta obojętność - podniecająca sprawa.
Nie był człowiekiem, który szaleńczo wierzyłyby w mity i kosmiczne legendy. Czasem nawet miał serdecznie dość bajek okraszonych co dzień innym abstrakcyjnym dodatkiem, których autorka panikowała na widok sztucznych nóg Rohana. Teraz głosy załogi, ich komunikaty o awariach, pytaniach o nowe rozkazy i zadania rozmywały się w jego głowie, przegrywając walkę z myślami krążącymi wokół obcej jednostki. Wzbudził się w nim łaskoczący lęk przed nieznanym, pieprzonym widmo dryfującym w pustce rozległego kosmosu. Ileż to razy kupieckie fregaty czy wojenne pancerniki nie wracały na swoją rodzinną planetę, zatracając się gdzieś w otchłaniach międzygalaktycznych? Zanikał wszelki kontakt, zwiadowcy nie przynosili niczego, a władza załamywała ręce - korsarze czy kosmos? Niestety, jako sekretarz i zarządca jednej z planet miał większy obszar widzenia na to, co ludzkość nazywała technologią. Ta bezduszna suka już dawno wyrwała się człowiekowi z rąk, a Tichy wyłącznie dla zachowania własnej powagi nie chciał przyznać przed Pryą, że kurwa no - masz trochę racji kochana. Jego grzechy były niczym w porównaniu z tym, nad czym kombinowali pozbawieni skrupułów naukowcy, starający się ujarzmić tytaniczną potęgę uciekinierki, chcąc wykorzystać jej siłę dla własnego widzimisię. Badania nad edycją spirali galaktycznych, kontrola ruchu planet oraz gwiazd, pokonanie barier ludzkiego umysłu, poskromienie teoretycznych tuneli prędkości, i wreszcie sztuczna inteligencja - nieznany drapieżnik, który niczym te tajemniczy stawonogi pochłaniające ofiarę w piaskowy lej, w bezdech i powolną śmierć. Ten dziewiczo-czysty statek przyciągał… ale przecież nie mógł być ucieleśnieniem tych bzdur!
- Nie, nie, żadnych torped, nic! - krzyknął do rozgadanego nawigatora. - Kontakt Alex, proś o kontakt. Nie odpowiadają!? Do jasnej anielki, nawet piraci powiedzą głupie ‘witam’ przed burtową salwą! - spocony i zdenerwowany pohamował nieco emocje, zdając sobie sprawę, że nawija na kanale głównym.
Eee, nie niee, to nie może być widmo Tichy, ten jednoosobowy statek, którego załogą jest sobie on sam. Siła, której nie poskromisz Tichy… Ha, nie poskromię, ale mam okazję zajrzeć do wnętrza tajemnicy!
Kiedy wśród masy komunikatów komputer pokładowy dała sygnał o możliwości żeglugi do odległego miejsca naprawczego, uśmiechnął się niepokojąco, jakby chciał wytknąć martwej przyjaciółce głupotę. Wracać? Dać się bezsensownie złapać, dalej uciekać w podziurawionym sicie, kiedy przed nami największa tajemnica?
Ogarnąć się nieco, gorące myśli i podniecenie odkładając chwilowo na bok. Dał znać załodze, że ma ich za wspaniałych profesjonalistów, pełne miodu pochwały wylądowały na barkach każdego, a okraszone były informacją o aktualnych priorytetach. Gość - skażenie - kontener. Kontener? Czym to się okazało, pakunkiem dla istoty? Ale skoro teraz jest pusty, to czy uciekło?
- Jeżeli zniszczony kontener faktycznie przewoził istotę żywą, która jakimś cudem wydostała się do próżni pod wpływem nawałnicy usterek i problemów - nasza misja zakończy się niepowodzeniem. Mimo wszystko odzyskać pakunek i zabezpieczyć, nie wiemy przecież nic, więc wartości swojej nie utracił. Alex! Informacje na temat życia na statku, jestem pewny, że potrafisz znaleźć choćby karakana kucającego pod reaktorem!
Ta gnębiąca myśl, obcy statek… czymkolwiek okazałby się ten dziw, mógłby zastąpić im Acherona? Ze świecącymi oczyma myślał o zagarnięciu teoretycznej tajemnicy i mało tego - pływać tym cudem, wytworzonym przez sztuczną świadomość technologii, suczej diablicy odczepionej od ludzkiej cywilizacji. A to nie wszystko, Alex nie przekazała żadnej informacji o uszkodzeniach tej jednostki - pieprzona kura co znosi złote jaja na wyciągnięciu ręki!
Tichy ty durniu, to bajki są przecież!
- Dobra Alex, jak bardzo ucierpiał nasz dropship? Wyślij mi pełne informacje o stanie maszyny.
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 30-09-2017 o 15:21.
Szkuner jest offline  
Stary 01-10-2017, 23:06   #24
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Linda Norton i jej zimny profesjonalizm wprawiał Rohana w dziwne poczucie bezpieczeństwa. Pogrążył się w analizach. W przeciwieństwie do Lindy inżynier wierzył, że ułatwienia są po to, żeby z nich korzystać. Przed jego twarzą zawisł holograficzny obraz rozszerzonej rzeczywistości. Było sporo do zrobienia. Kilkoma gestami przerzucał kolejne ekrany rozkładając je przed sobą. AR było o tyle wygodne, że nie można było ich potłuc. Co było niewątpliwą zaletą w warunkach walk kosmicznych. Z drugiej strony gdyby gammaskalpel na stole operacyjnym miał wyświetlacz AR zamiast klasycznego ekranu, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można by wyciąć nie ten organ w czasie zabiegu. Łatwość dostępu kosztem precyzji obsługi. Ale Rohan nie musiał w tej chwili być precyzyjny.

Nie było żadnego wycieku powietrza. Czyli jedynym zagrożeniem dla SPŻetów były kończące się baterie. Jak on nie znosił tego skrótu myślowego. Technologie baterii skończyły się w drugiej połowie XXI wieku. Gdy inżynieria materiałowa nie umiała poradzić sobie z koniecznością zwiększenia gęstości energetycznej. Dla przykładu gdyby chcieli zabrać na pokład baterie potrzebne do obsługi ich statku, to musiałby one ważyć kilka tysięcy ton. Dlatego właśnie zostały zastąpione ogniwami paliwowymi. Z tym tylko, że ogniwa paliwowe zamiast ładowania wymagały tankowania. I tak właśnie działało zasilanie awaryjne statku. W czasie pracy reaktora nadmiar energii służył do syntezy paliwa do ogniw. Teraz to właśnie paliwo rozkładało się dając im energię. Wystarczy na miesiące dryfowania. W zimnym ciemnym sarkofagu. A i tak dla wszystkich to nadal będą "baterie".

Jednak umysł inżyniera był już krok dalej. Zawsze dzielił problemy na dwa rodzaje. Te, które może rozwiązać i takie, których rozwiązać nie mógł. Te pierwsze rozwiązywał tak szybko jak mógł. O tych drugich nie myślał.

Gdy do “przychodni” wszedł Papa, Rohan uśmiechnął się i wykonał ruch palcem wskazującym pod nosem. Coś jak: “ubrudziłeś się”.
- Bez wąsów Cię nie poznam.

Inżynier zaczął zakładać swój skafander. Gdy już wciągnął go na siebie, co nie było wcale tak łatwe gdy kręcił się wokół własnej osi unosząc w powietrzu to do pomieszczenia wszedł Abe.

- Dobrze, że jesteście obaj. Będę potrzebować waszej pomocy. Alex, daj mi tu monitor.

Na jednej ze ścian pojawił się holograficzny wyświetlacz. Inżynier uruchomił buty magnetyczne, żeby odzyskać choć część powagi. Miał wiele konkretów do powiedzenia.

- Rzuć mi tu proszę schemat statku w 3D. Zaznacz główny napęd i jego reaktora. Zaznacz też miejsce po reaktorze hipernapędu

Rohan nie patrzył na twarze kolegów. W sumie nie potrzebował informacji o tym, czy wiedzą, że reaktor hipernapędu już z nimi nie leci. Zamiast tego przystąpił do manipulowania przy wyświetlanym obrazie.

- Musimy przebić się stąd, tutaj. Dwadzieścia pięć metrów. Sześć pomieszczeń, trzy piętra. Podepniemy jeden reaktor zamiast drugiego. Najpierw skupimy się na odwiertach. Tutaj idą systemy oczyszczania powietrza, trzeba będzie je ominąć. Może tędy. Mamy tam kawał blachy i plastali. Grodzie bezpieczeństwa. Czeka nas kilka godzin mrówczej roboty. Myślę, że nie więcej niż cztery. Później musimy wydobyć główny trakt zasilający. Jest w centrum maszynowni i idzie tutaj pod podłogą drugiego poziomu. Choć w kilku miejscach łatwiej będzie go wyjąć z sufitu trzeciego poziomu. Gdy skończymy przewierty wyciągniemy go i przypniemy do reaktora pomocniczego. Myślę, że będziemy bez prądu przez jakieś sześć minut i czternaście sekund.

Rohan bardzo dokładnie wiedział ile to zajmie. Trzy minuty i dwanaście sekund wznowienie systemów. Minuta na przyłączenie każdego wtyku. Trzy wtyki. I dwie sekundy na śrubkę, którą upuści Papa.

- Przewód bierzemy na końcu. Maszynownia jest pełna radioaktywnych odpadów. Spark je usuwa i trochę mu zejdzie. Dopóki nie wywalimy śmiecia nie uruchamiam grawitacji. Po pierwsze to obciąży ogniwa paliwowe. Po drugie ciężkie izotopy są cięższe przy działającym ciążeniu. Bez grawitacji napięcie powierzchniowe będzie je zbijać w kule, które łatwiej będzie wychłodzić i usunąć.

Ostatni raz Rohan tyle powiedział, gdy w jego obecności przyrównano podróże z prędkością nadświetlną do zwiniętej kartki, którą przebito czymś co miało symbolizować statek. Swój wykład zaczął od “gówno prawda”. Po piętnastu minutach prawie wszyscy wyszli z kantyny.

Czy miał prawo im rozkazywać? Gdyby byli jednostką wojskową, to byłby oficerem mechanikiem i wtedy jak najbardziej w swoim zakresie wydawałby rozkazy. Ale nie byli we wojsku. Już nie. Tutaj Rohan musiał bazować zaufaniu innych do siebie. Co zawsze stanowiło problem dla tego misiowatego introwertyka. Ale wszyscy zgodnie musieli przyznać, że w momencie gdy statek był jak podziurawione wiadro, to właśnie inżynier Rohan wiedział gdzie najlepiej to wiadro załatać. Tak jak Rohan wiedział, że Abe radzi sobie z szybkimi naprawami szybciej niż on sam. A Red była w stanie z zawiązanymi oczami regulować układy celownicze ich dział. Zresztą o każdym z nich można było powiedzieć coś podobnego. Linda potrafiła operować gamma skalpelem na 100% manualnym sterowaniu, czego chyba żaden cywilny lekarz by się nie podjął. I dlatego właśnie, że byli zgranym zespołem.

Rohan nie czekał na odpowiedź chłopaków. W przeciwieństwie do niego oni dopiero przybyli po pomoc. Czas na gadanie przyjdzie gdy będą wspominać tę historię przy czymś mocniejszym. Teraz trzeba było działać. Zwolnił zaczepy butów magnetycznych i skierował się do przedziałów ładowni. Potrzebowali kilku ciężkich narzędzi, które raczej nie znajdowały zastosowania w normalnej pracy. Zresztą, załogi statków rzadko kiedy samemu robiły dziury w kadłubie. Zazwyczaj cele ekip inżynieryjnych były zgoła odmienne.

Gdy znalazł się w korytarzu zablokował zaczepy hełmu. Odczyt tlenu nadal był powyżej pięćdziesięciu procent, więc nie wymagał uzupełnienia. Rohan sięgnął do szerokiego pasa, z którego odłączył trzy kule wielkości piłek tenisowych. Puścił je swobodnie w powietrze, a z każdej z nich rozwinęły się wystające czujniki.

- Alex, zabierz proszę oczka do sekcji w których nie działają czujniki. Uzupełnią nam obraz. Ja idę do ładowni po narzędzia. Spróbuję odpalić IronSky i zobaczymy czy na zewnątrz nie ma jakichś niespodzianek, które przeoczyliśmy.

Po chwili Rohan uruchomił prywatny kanał wprost do Leona Tichego.
- Poskładam tę łajbę. Za kilka godzin pewnie nawet będzie można wziąć normalną kąpiel, ale nigdzie nie polecimy. Zastępczy generator nie uciągnie mocy skoku i utrzymania Pola Życia. Zresztą bez silnika i tak nie skoczymy. Dziury w poszyciu też nie ułatwią dalszej podróży. Jeżeli jakimś cudem zdobędziemy części zamienne, to czeka nas kilka tygodni pracy. Może miesiąc.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 02-10-2017 o 08:14. Powód: Technikalia reaktorowo-napędowe
Mi Raaz jest offline  
Stary 05-10-2017, 09:36   #25
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Red przepłynęła obok swojej kajuty i po uruchomieniu magnetycznych butów, otworzyła sąsiednie pomieszczenie. Przez głowę przeleciało jej pytanie: “Czy Nivi, zawsze mieszkała obok?”; ale szybko przegnała je uważając za nieistotne. Jej sąsiadka miała sporo rzeczy Julia przyglądała się dryfującym obiektom z fascynacją. Że też tyle rzeczy mogło się pomieścić w kajucie! Jej kilka zmian ubrań wypełniało taką przestrzeń, że na większość dryfującego wokół badziewia nie znalazłaby miejsca.

Po chwili uśmiechnęła się widząc przejrzysty pojemnik i jego zawartość. Przymykając drzwi tak by nic nie wypłynęło podeszła i chwyciła pudełko za specjalny uchwyt.
- Hej malutki, twoja pancia się o ciebie martwiła. - Chwilę obserwowała sporego robala, po chwili zdając sobie sprawę, że upewnia się czy nic mu nie jest. Musiała przyznać, że lubiła zwierzaki, nawet takie dziwne. Dużo rzadziej zatruwały dupę niż przeciętny przedstawiciel jej własnego gatunku. - Zabieram cię gdzieś, gdzie bez trudu cię znajdzie, dobra?

Uśmiechnęła się do siebie słysząc jak pociesza robaka i starając się nie wypuścić na korytarz żadnego dryfującego przedmiotu, opuściła kajutę. Wyłączyła magnesy i po chwili płynęła w stronę mostka. Po kilku metrach zdała sobie sprawę, że miała chyba coś powiedzieć Larsen.
- Nivi, mam Edgara. Wygląda, że wszystko z nim okej, wydaje się być nawet dosyć… - Red przez chwilę szukała odpowiedniego słowa, spoglądając na machającego odnóżami zwierzaka. - ...entuzjastyczny.

- Dziękuję Red - w słuchawce rozległ się pełen ulgi głos biolog. Pozwoliła sobie nawet na krótki, choć nerwowy chichot - Przyda mu się trochę ruchu, ostatnio się spasł, zresztą sama widzisz. Ledwo się już mieści w transporterze, a jeszcze rok temu miał tam masę luzu.


Widząc kanoniera skinęła mu ale nie odezwała się. Była nawet ciekawa gdzie ten zmierza. Ale to zainteresowanie nie wygrało z niechęcią do gadania. Może gdyby była w nastroju jak przed tym bałaganem. Z żalem przypomniała sobie jak brutalnie przerwany został jej rytuał czyszczenia Siga.

Niepewnie zajrzała na mostek. Nie przepadała za tym miejscem prawie tak samo jak za Mesą. Kojarzyło się jej z dużą ilością ludzi na raz i koniecznością gadania. Westchnęła ciężko i uruchamiając magnetyczne buty weszła do środka. Rozejrzała się szukając miejsca, w którym mogłaby odstawić pojemnik. Uśmiechnęła się na widok wolnej konsoli. Może w końcu uda się jej czegoś dowiedzieć i nie będzie musiała z nikim gadać!

Przysłuchiwała się wypowiedzi szefo, starając się powstrzymać wyrywający się na twarz grymas. Ten świr znów właduje ich w kłopoty. Nie odzywając się, zajęła miejsce, przypinając się na miejscu kanoniera. Po chwili przypomniała sobie o trzymanym w ręku pojemniku i umocowała go jakoś obok siebie.

- Nivi postawię Edgara obok konsolety Leo, ok?

Odpowiedź przyszła po chwili ciszy, lecz i ona należała do tych radosnych.
- Dobry pomysł, jeśli możesz przyczep go żeby nie latał po mostku. Jeszcze Stary umyśli, że trzeba go wywalić za burtę… - parsknęła w eter, szybko jednak wróciła do w miarę poważnego tonu - Albo wciągnie go na listę płac. Nie wiem co byłoby gorsze.

- Obawiam się, że wymyśliłby coś co nawet nie przyszłoby nam do głowy. - Ruda co ją zdziwiło zabrzmiała radośnie. - Umocowany. Muszę kilka spraw ogarnąć.

Gdy już pojemnik był w opinii Red “bezpieczny” skupiła się na danych wyświetlanych przez konsolę. Po raz pierwszy od początku tego zamieszania mogła się przyjrzeć całej sytuacji i to z jedynej interesującej ją perspektywy.

Wedle czujników Alex w kadłub uderzyło 5 z 6 głowic, sporo. Nie dziwo, że ich tak wytarmosiło. Na szczęście, albo na nieszczęście Tichego, który znów chciał ich władować w jakiś syf, największą zestrzelił Drake. Red uśmiechnęła się widząc dobrą robotę kolegi po fachu i zabrała się za analizowanie co wydarzyło się z resztą pocisków. Z tego o czym dała im znać Alex wynikało, że z pozostałych które się przebiły 2 to klasyczne bojowe o tandemowej głowicy. Pierwsza "p.panc" przebija poszycie, druga odłamkowa szatkuje co wewnątrz.

Przed chwilą gasiła składzik, w którym mieli takie same torpedy. Klasyczna EMC która co nieco namieszała i EMP, która wywołała blackout Alex. Wzrok Red przesuwał się danych z konsoli, a w jej głowie pomału tworzył się obraz ostatnich wydarzeń. Były jeszcze dwa pociski. Jedna weszła razem z nimi w nadprzestrzeń. No i ta ciekawsza, której Alex zanotowała uderzenie a która nie wybuchła ani nic.

Red odchyliła się przy kokpicie, przyglądając mu się uważnie. Było kilka opcji co stało się z zagubionym pociskiem. Pierwsza to taka, że wybuchła czy coś ale zlało się to z wybuchami innych głowic. Druga opcja, że był to niewypał i albo dryfuje sobie gdzieś w okolicy, albo mają go na statku. Trzecia, najmniej różowa, mogła to być głowica o opóźnionym zapłonie.

Przyglądała się wykresom szukając w nich jakiejś odpowiedzi. Jednak nie wychodziło z tego nic sensownego. Chyba wypadało ostrzec resztę, tyle że były to jedynie jej domysły. Patrzyła na konsolę, po czym spojrzała na Edgara, jakby robal mógł jej coś odpowiedzieć.

- Najwyżej oleją sprawę, co?

Nadała, komunikat do reszty, trzeba było się skupić na innych rzeczach.

Cytat:
Podczas walki zaginął jeden pocisk, istnieje niezerowa szansa, że był to niewypał, albo głowica o opóźnionym zapłonie. Patrzeć pod nogi.
Po chwili sprawdziła w jakim stanie są działka z jednego nie było odpowiedzi. Mogła się tym zająć, a potem przejść się do dropshipa. Już chciała odezwać się do Leo gdy dostała od niego wiadomość.

Cytat:
Wieżyczka na dupie stoi, ale nie odpowiada. Próbowałem się połączyć z mostka. Bez skutku. Poszło zwarcie gdzieś po drodze. Sprawdzisz? My jesteśmy trochę zajęci.
Julia podniosła się od konsoli, upewniając się jeszcze, że Edgar jest dobrze zamocowany. Bez słowa ruszyła w stronę problemu. Po drodze mogła zerknąć czy gdzieś nie zawieruszył się jakiś niewypał. Dopiero gdy znalazła się na korytarzu, zdała sobie sprawę, że nie odezwała się do dowódcy… znowu nie wyszło. Zahaczyła o jakąś konsolę nadają komunikat do wszystkich. Będzie musiało wystarczyć.

Cytat:
Ruszam na tył statku. Red.
Teraz mogła już na spokojnie skupić się na zadaniu. Odtwarzając w głowie jak idzie okablowanie do wieżyczek ruszyła w kierunku trakcji, która ją interesowała.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-10-2017, 12:10   #26
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zalew informacji, istny potop albo nawet powódź… albo odwrotnie, cholera! Pierdoły, to wszytko pierdoły, językowe wygibasy, ale nie chciały wyjść Teddy z głowy. Pomagały do końca nie ześwirować, trzymały ręce na konsolecie zamiast puścić je na poszukiwania guziku autodestrukcji. Wtedy wreszcie mieliby spokój, nikt by ich nie gonił, nie dopadł… ani nie chciał wynicować mózgu za pomocą laserowego wiertła.

- Jak to żadnych torped? Może jedną chociaż? - mruknęła, spoglądając podejrzliwie na szefuńcia. Był z wrogiem w zmowie? On to wszystko ukartował? Grał w drużynie przeciwnej i właśnie strzelił samobója… a może za chwilę?
Czy mogli mu ufać? Tej jego manierze niuniania załogi… musiał coś ukrywać i to coś paskudnego, śmierdzącego. Jak rozkładające się w szafie zwłoki. Albo cztery. Albo nie w szafie, a w piwnicy. Piwnice więcej pomieszczą. Tak się nawigator przynajmniej wydawało. Ciemne, zatęchłe… albo przeciwnie - jasne i sterylnie czyste, oświetlone ostrym blaskiem jarzeniówek zawieszonych tuż nad stołem do sekcji. Co Stary trzymał w kajucie pod łóżkiem i wyjmował jak nikt nie widział? Czym zajmował się podczas gdy schodzili na ląd? Kontaktował się z agentami wrogów ludzkości, albo przyjmował rozkazy zaklęte we wszczepionym pod skórę czipie? Albo Pryi znowu odpierdalało…

Denerwowała się, jak zwykle kiedy sytuacja wywijała koziołka, ustawiając się do niej czterema literami i nie chodziło o zęby. Tylko to po przeciwnej stronie ciała, bardziej na dole. Tam, gdzie plecy traciły szlachetną nazwę. Plecy też były na cztery litery, ale one jeszcze mieściły się w granicach normy.
- Brak odzewu, brak oznak życia. Brak sygnatur elektromagnetycznych… może znaleźliśmy zwłoki? Albo pułapkę… wygląda i śmierdzi jak pułapka, no nie? Nie? - zapytała patrząc na szybko zmieniające się ciągi danych wyświetlane przez Alex. - Ale jak to zwłoki to wytnijmy im serce. Jeśli wciąż mają serce. Jeśli to nasza liga… lepiej wpaść w łapy swoim niż… Flota jest chujowa, wiem co mówię. Same sztywniaki i ślepe błazny. Każdy z nich został indoktrynowany… nie będzie ratunki gdy nas złapią. Nie wyhamujemy, nie ma bata. Da sie jednak… wbić w tego milczka, użyć lin i haków. Zacumować na nim. Albo poczęstować torpedą - wymamrotała, uruchamiając silniczki stabilizatorów. Powinni spróbować. Póki jeszcze mieli szansę. O ile ciągle ja mieli. Czekała aż klucze obok ich przesyłki wrócą na pokład. Byłaby lipa, jakby ich tak nagle zostawili. Tichy na pewno będzie się czepiał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 05-10-2017, 21:01   #27
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Część z Tichym pisana ze Szkunerem



Norton dokonawszy skanu obrażeń wąsacza zadumała się przez chwilę.
Odwróciła się ku wyświetlanym wynikom i przesunęła jeden i drugi ekran analizując dostępne opcje.

- Jean - zaczęła swym beznamiętnym tonem - wygląda na to, że masz złamany obojczyk, zgruchotany płat kości łopatki, co dodatkowo nadwyręża żebra. Dobra wiadomość to, że nie widzę żadnych ubytków czy przemieszczeń. Zła to to, że będzie konieczne nastawienie i unieruchomienie ramienia. - Linda mówiła spokojnie, lecz pewnie.

- Podam Ci stimpacki. Będziesz napruty sterydami i przeciwbólami i będziesz pewny, że nic Ci nie jest. Jeżeli jednak będziesz nadwyrężał ramię, jest możliwość zerwania mięśni i ścięgien oraz obniżenie sprawności ruchowej całego ramienia. A co za tym idzie konieczność zabiegu i rehabilitacji. Rozumiesz? - choć pytanie mogło brzmieć protekcjonalnie, lekarka miała powody by upewniać się w ten sposób. Reakcje ludzi w szoku lub bólu bywały najróżniejsze.

Nie zamierzała jednak czekać w nieskończoność i zabrała się pracy.
Pomogła wąsaczowi ułożyć się na fotelu, przypięła go pasami i podała środki przeciwbólowe z czarodziejską mieszanką antyradiacyjną. Sama upewniła się, że uprząż trzyma ją samą bezpiecznie w miejscu. Wolała uniknąć niekontrolowanych ruchów. Mogłyby jedynie zaszkodzić Jeanowi.

Kilka chwil później zagryzła mocno zęby przy głuchym chrupnięciu, które dało się wyraźnie słyszeć w medlabie.
Normalnie przy takich urazach bez podania przeciwbóli pacjent zemdlałby. Nafaszerowany medykamentami Papa mógł jednak rzucać swymi żartami o wąsach na prawo i lewo, gdy Norton nalepiała mu medtaśmy usztywniające wokół ramion, umiejętnie tworząc z nich ósemkę na pomiędzy łopatkami mężczyzny. Pomogła Jeanowi ubrać się i nałożyć przylegający ciasno temblak.

- To żebyś nie przeciążął ręki - całość dokończyła nalepieniem plastrów stimpak na szyi wąsacza. - Nie szalej i pamiętaj, że środki zejdą po kilku godzinach. Gdy poczujesz pierwsze ukłucia bólu, zgłoś się.

"Jeśli wciąż będziemy żywi w tym czasie" - dopowiedziała ironiczonie w myślach.

***

W czasie gdy Papa się zbierał, zwróciła się do Abe’a. Podeszła do niego z porcją środków przeciwpromiennych:
- Usiądź, proszę - zachęcająco wskazała mu opuszczany przez wąsacza fotel. Dla spokoju ducha i umysłu zeskanowała Wekesa, z dziwną ulgą rejestrując, że nic mu nie jest. Kątem oka obserwowała drugiego pacjenta.

- Gotowy? - zapytała znacząco pokazując Abe’owi medguna. Dłonią chłodną nawet przez rękawiczkę przytrzymała głowę mężczyzny i płynnym ruchem wstrzeliła dawkę antyradu.

- Jeżeli zauważysz u siebie objawy jak bóle stawów, obrzęki, wysięki, bóle żołądka, zawroty głowy - wyrecytowała niemal bez emocji - daj mi znać.
- Weźmiesz kilka zestawów? Podaj komu spotkasz po drodze. Ja pójdę na mostek.

***

- Kapitanie - chłodny i opanowany głos Lindy dał się słyszeć całkiem wyraźnie w commlinku na kanale prywatnym - Czy wszystko w porządku? Moja obecność jest potrzebna na mostku?

- Załoga szepnęła mi, że z nimi wszystko dobrze – Linda musiała zaczekać kilka sekund, nim ciepły głos Leona zabrzmiał w jej słuchawkach – Tylko… ja mam problem.

Przez chwilę lekarka milczała zachęcająco. Zreflektowała się jednak, że Tichy czeka na odpowiedź:
- Ruszam zatem na mostek, jeśli pilny?

- Wiem, że masz gdzieś w swojej podręcznej apteczce choć jedną tytoniową pałeczkę! – prawie wszedł w słowo Lindzie. Krótki, niepewny śmiech poniósł się przez prywatny kanał, kiedy suchy, typowy dla Tichego żart nie przyjął się w kolejnej, ciężkiej sytuacji.

- Nie nie, zostań na miejscu kochana, niektórym jesteś diablo bardziej potrzebna – odchrząknął i kontynuował rozmowę – Znowu mnie ponosi Lindo. Na pewno słyszałaś już, że mamy towarzysza. I to jakiego… - był wyjątkowo nieswój, jego głos słyszalnie ociekał zaraźliwym zmęczeniem, a może rezygnacją?

- Kapitanie wyczuwam, że wysoki poziom stresu zaczyna się odbijać w dowcipach. - skomentowała kwaśno po kolejnym “kochaniu”. Zmieniła temat - Słyszałam. Jakie mamy alternatywy? - Norton zainicjowała analizę próbując uspokoić poruszonego Tichego swym tonem Ice Queen - I do czego potrzebne są nam torpedy?

- Alternatywy... - zamyślił się Tichy - Alternatywy są dwie. Odwrót do najbliższego Olbrzyma, gdzie możemy skorzystać ze stacji naprawczej i narazić się na oczywistą konfrontację z flotą Federacji. Druga alternatywa... - tutaj zaciął się na chwilę, widocznie namyślając się - Druga alternatywa jest zdecydowanie ciekawsza, a plan opiera się na rychłym opuszczeniu Acherona. - Mówił to w taki sposób, jakby ucieczka z korwety była czymś oczywistym. - A torpedami nie przejmuj się moja droga, obcy statek nie odpowiada na nasze wezwania. Jeżeli założyć, że żyjemy we wszechświecie jasnych oczywistości - nie dojdzie do najmniejszego starcia.

- Alternatywa druga niesie ze sobą zdecydowanie więcej ryzyka niż pierwsza. - Linda prowadziła dyskusję jednocześnie samej zabezpieczając się przeciwko chorobie popromiennej i przygotowując zestawy leków dla ekipy na mostku - Nie wiemy, co stało się z załogą. Być może dotknęła ich jakaś choroba. Poza tym… - przerwała na chwilę zaciskając dłonie na medganie aż do białości - … swojego statku nie porzuca się ot tak po prostu. Obydwoje to wiemy, Kapitanie. - w głosie lekarki zadźwięczały nutki gniewu.

Odetchnęła cicho. Gdy odezwała się ponownie jej głos mroził na nowo:
- Zalecam ostrożność.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-10-2017 o 09:35.
corax jest offline  
Stary 06-10-2017, 16:25   #28
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Nivi i Drake część 1

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9L7mZH2u3Qc[/MEDIA]
Acheron po stoczonej bitwie był w proszku. Nie tylko wrażenie zniszczeń, ale i ich fizyczne objawy atakowały Drake’a podczas szybkiej podróży przez postrzelane wnętrze. Im dalej w las, tym gorzej, a w ładowni przyjaciele z Floty dorobili im nadprogramowy taras. Nie zastał tam też przesyłki, ale zawsze mogło być gorzej. Nie chciało mu się wierzyć, że w podobnym stanie statek przetrzyma następny hiperskok, co oznaczało utknięcie w tym przeklętym, omijanym przez sensowne szlaki komunikacyjne układzie. Prowincja kosmosu, kosmiczne zadupie - znalazło się parę nazw dobrze oddających ich położenie.

Druga postać stała tyłem do niego przy wyrwie, opierając się plecami o resztki ściany i gapiąc się prosto w próżnię. Wydawała się nieświadoma obecności drugiej żywej istoty w najbliższej okolicy. Przyczepiona do pokładu magnetycznymi butami, trwała w statycznym bezruchu, jakże innym od ruchomego bałaganu. Dookoła dryfowały metalowe okruchy oraz kawałki przewodów, potęgujących wrażenie kompletnego zniszczenia. Awarie wyświetlane przez Alex stanowiły suche, puste liczby i wartości. Nie mogły przekazywać obrazu, a ten zakrawał niebezpiecznie o zwrot “nędza”, wymienny z “rozpacz”. Larsen obserwowała, pochłonięta rozpościerającym się poza statkiem widokiem i nawet mimo maskującego sylwetkę kombinezonu wyglądała na spiętą. Mimo tego, gdy odezwała sie przez komunikator, jej głos brzmiał radośnie.
- Dobry pomysł, jeśli możesz przyczep go żeby nie latał po mostku. Jeszcze Stary umyśli, że trzeba go wywalić za burtę… - parsknęła w eter, szybko jednak wróciła do w miarę poważnego tonu - Albo wciągnie go na listę płac. Nie wiem co byłoby gorsze.
Po krótkiej wymianie zdań nastąpiła cisza, przerwana przez pełne ulgi westchnienie, odbijające się wewnątrz hełmu, sztywne ramiona opadły w odruchu rozluźnienia. Ponownie zapanowała cisza, mącona raptem przez syki uszkodzonych paneli i ciche echo życia, trwającego na pokładzie pomimo ogromu zniszczeń.

Kanonier pokonał dryfem dzielącą ich odległość, zachodząc kobietę od tyłu. Po drodze odgarnął kilka większych elementów konstrukcji Acherona, które tak jak on, poruszały się w pozbawionej tlenu i grawitacji przestrzeni. Podpłynął pod dziurę, łapiąc się metalowej rury żeby nie wylecieć poza statek.
- W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku - powiedział niby poważnie, powoli zmieniając pozycję na stojącą i włączając magnesy butów.

W pierwszej chwili biolog szarpnęło i istniało spore prawdopodobieństwo, że gdyby nie przyczepienie do podłoża, wyskoczyłaby zaskoczona prosto w próżnię. Obróciła się prędko, spoglądając z wyrzutem przez ramię, lecz napotkawszy znajomą twarz, co prawda okrytą hełmem ale zawsze, prychnęła jakby wewnątrz jej skafandra zamknięto wyjątkowo zirytowanego kota. Zebrało mu się na dowcipy, kawalarz za dwa kredyty.
- Leo. Jesteś już - bardziej stwierdziła niż spytała.

- Czekasz na kogoś innego? - odbił pytaniami - Na Jeana albo raczej jego wąsy?

Kobieta przekręciła całe ciało, stając frontem do oponenta i skrzyżowała ręce na piersi.
- Musisz ustawić się w kolejce. Zapisy z wyprzedzeniem obejmują najbliższy kwartał - parsknęła przez nos, uśmiechając się mimowolnie. Cieszyła się, że przyszedł, sama nie dałaby rady. Dobrze było mieć wsparcie. Niby prostą, jednak niezwykle pocieszającą obecność drugiego człowieka dzięki czemu wrażenie tkwienia w płonącej klatce malało do znośnego poziomu, niwelując nerwowe drganie lewego kącika oka. - I nie wiem co chcesz od wąsów Papy, są epickie. Powinny mieć własne imię i tożsamość, bo to nie Papa ma wąsy. To wąsy mają Papę - ponownie parsknęła, przygryzając dolna wargę.

- Nie mam z nimi szans, co? Weź konkuruj z czymś takim. Lepsze od złotego merola - Drake zaśmiał się krótko.

W odpowiedzi Larsen przytaknęła, przybierając wyjątkowo zadumaną, tęskną minę.
- Och tak… i sposób w jaki się poruszają gdy mówi, zupełnie jakby żyły własnym życiem i przekazywały osobną informację - westchnęła rozmarzona, z trudem utrzymując z grubsza poważny wyraz twarzy. Wyciągnęła rękę po drugi plecak, lecz nim zdążyła go choćby dotknąć, chwyt za nadgarstek spacyfikował eksploracyjne zapędy.

- Poczekaj. Pomogę ci z tym - kanonier za to nie czekał, od razu przeszedł do mocowania jet packa na jej plecach. Cały czas mówił tak samo flegmatycznie, ale ruchy dłoni miał sprawne i szybkie w razie gdyby zaczęła stawiać opór. Zamontował jeden plecak, potem założył własny. - Nie mam ochoty szukać cię potem po najbliższej próżni. I bez tego zajęć nam nie brakuje.

Kobieta stanęła spokojnie, nie oponując. Znając szczęście jeszcze by coś źle dopięła i w efekcie podzieliła los Veronici. Ewentualnie plecak wybuchłby, historia znała podobne przypadki.
- Dziękuje Leo… i lepiej ci tak jak jest, nie pasowały by ci. Wyglądasz lepiej niż Jean z wąsami - mruknęła cicho, obracając twarz ku wyrwie, jakby zobaczyła tam nagle coś wyjątkowo absorbującego.
Po prawie tak właśnie było: atramentowa czerń kosmosu wabiła bezkresem mroku, ozdobionego gdzieniegdzie jasnymi punktami gwiazd oraz planet, a także sinymi, podłużnymi pasami mgławic w rejonach tak dalekich, że człowiekowi nie starczyłoby życia aby do nich dolecieć. Od czego jednak były hibernatory i podróże nadprzestrzenne, prawda?

Zatrzymał się, przestał poprawiać sprzęt. Patrzył i słuchał, szczerząc sie w duchu. W myślach mignęła mu krótka notka, jak z kartki post it: “Drake - 2, Wąsy - 1”. Wychodził na prowadzenie i zdobywał przewagę, ha ha!
- Chcę to na piśmie. W dwóch kopiach - mruknął pogodnie, łapiąc biolożkę za rękę. Odczepili buty i wystartowali w przestrzeń, dryfując wśród porozrywanych bebechów Acherona. Mijali rozpruty, postrzelany kadłub kierując się na namiary ich przesyłki. Odwrócił od niego uwagę, zerkając na milczącą podejrzanie towarzyszkę. Gapiła się gdzieś w bok, trwając w nienaturalnej ciszy. Uścisk też oddawała raczej symboliczny. Coś ją gryzło, ale wyciąganie z niej czegokolwiek przypominało drapanie kamienia patyczkiem do uszu.
- Widać już te androidy? - postawił na początku na żart.

Tym razem odpowiedział mu śmiech: szczery i z pobrzmiewającą gdzieś miedzy dźwiękami ulgą. Choć nadszedł po paru uderzeniach serca, podczas których Nivi próbowała ogarnąć kto, co i o czym mówi. Znowu się zamyśliła, zawieszając na pięknym widoku. W sumie odpłynęła bardziej, niż chciała przyznać, a powód owej zadumy jak na złość znajdował się tuż obok. Szczęście w nieszczęściu.
- Nie, ale za tamtą mgławicą zaparkował statek Saurian - ze śmiertelną powagą wskazała na teren za statkiem - Lepiej nie mówić Teddy, ona jeszcze nie wie...

- Saurian? Co to za dziadostwo? Inna nazwa skurwieli z Floty?
- Leon tez postawił na powagę.

- Saurianie, Jaszczuroludzie - Larsen podjęła wątek wesoło, odtrącając ostrożnie kawałek blachy zalegający na drodze. Lepiej aby ostre krawędzie nie popruły kombinezonu, to byłoby wyjątkowo niefortunne. - Reptilianie, humanoidalne gady powstałe w wyniku ewolucji. Ktoś przecież musiał zbudować te wszystkie śledzące Pryę syntetyki, odpowiedzialne za kontrolowanie resztek ludzkiego gatunku oraz kierowanie jego ewolucją z wyprzedzeniem do piętnastu pokoleń, prawda? - ostatkami silnej woli powstrzymała się od śmiechu. Szybko jednak spoważniała - Chłopcy z Floty robią swoją robotę, my robimy swoją. Nie ich wina, że pracujemy w niewspółgrających sektorach przez co pojawiają się zgrzyty.

- Przerośnięte jaszczurki budujące roboty kontrolujące ludzkość?
- Leon gdyby mógł złapałby się za głowę, ale tak tylko machnął ręką - Tej wersji zdecydowanie nie sprzedawaj Miśce. Nie chcę żeby zaczęła latać za nami i sprawdzać czy na pewno nie mamy rozwidlonych języków.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…

Ostatnio edytowane przez Perun : 06-10-2017 o 17:02.
Perun jest offline  
Stary 06-10-2017, 19:08   #29
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
... i część druga

Poruszali się mozolnie, sunąc wzdłuż korwety i rozgarniając kosmiczne śmieci. Gdyby nie wbudowane w skafandry komunikatory nie mogliby się kontaktować, co niepomiernie utrudniłoby pracę, a tak przynajmniej szło się skupić na czymś innym niż natłok kłopotów. Paczka znajdowała się gdzieś przed nimi, musieli minąć jeszcze tylko kilka metrów i, wedle danych z sensorów, pojawi się w polu widzenia.
- Masz alergię na próbniki i wzierniki wsadzane w różne, dziwne części ciała? - biolog rozłożyła ramiona na tyle, na ile pozwalała sytuacja.

- Ta. I na mundury też, ze specjalnym uwzględnieniem marine. Alergia nabyta - powiedział niechętnie.

- Wracając do tematów kosmicznych krzyków
- biolog zmieniła temat nie chcąc się kłócić o przydatność ich wroga rasowego numer jeden, co mogło mieć miejsce, gdyby dłużej pociągnęli temat. Flota i przemytnicy nie przepadali za sobą, darząc się obustronną i nad wyraz gorącą niechęcią - W próżni dźwięki się nie rozchodzą, więc jeśli masz zamiar się mnie pozbyć to najlepsza okazja - rzuciła mimochodem, zrównując się z kanonierem aby nie zostać w tyle.

- Które się wygadało? - mamrotanie Drake’a było bardzo niezadowolone - I nici z niespodzianki. Tak bez zaskoczenia to żadna zabawa. A mogłem ci ściągnąć hełm i wywalić jak była okazja. Może zdążyłabyś wziąć wdech i odleciała na tyle, żeby nie wpaść w silnik.

- Wdech? W próżni? -
tym zdziwienie Larsen należało do tych najbardziej autentycznych.

- Jak w Odysei Kosmicznej. Tej 2001 - kanonier uśmiechnął się pod nosem i dorzucił - No co? Lubię stare filmy.

Parę szybkich mrugnięć i stupor minął. Skojarzyła film, prawdopodobnie kojarzyła scenę. Bardzo powoli nabrała powietrza i równie powoli je wypuściła nim się odezwała.
- Bowman powinien wypuścić z płuc powietrze, zamiast robić wdech przed próbą ponownego dostania się na statek z kapsuły po tym, jak zamknął go HAL. Próżnia panująca w kosmosie uszkodziłaby płuca, gdyby miał je wypełnione powietrzem. - wyjaśniła nieścisłość, rozwiewając kinematograficzny mit - Człowiek może przeżyć od piętnastu do trzydziestu sekund w przestrzeni kosmicznej bez skafandra, o ile zrobi wydech przed wyjściem ze statku. Wydech zapobiega pęknięciu płuc. Po około piętnastu sekundach osoba straci przytomność z powodu braku tlenu, co doprowadzi do śmierci przez uduszenie. Możliwe jest, że bębenki takiej osoby mogą pęknąć. Krew nie może się zagotować ze względu na jej ciśnienie, inaczej jest w przypadku śliny. Jednak największym problemem będzie brak tlenu, a nie brak ciśnienia w próżni kosmicznej.

- Dzięki Nivi, od razu mi lepiej. Kamień z serca, marskość z wątroby
- wzniósł wzrok ku górnej części szyby nie bawiąc się w ukrywanie sarkazmu - Bądź trochę mniej pesymistyczna, dobra?

- Pesymistyczna? - zdziwienie, po raz kolejny. Do kompletu z niezrozumieniem. - To nie pesymizm, to potwierdzono naukowo fakty. Filmy bywają przekłamane… co nie zmienia faktu, że też je lubię - rzuciła czymś na kształt przeprosin. Może rzeczywiście poruszanie tematu śmierci w kosmosie, gdy się w owym kosmosie przebywa nie należało do najszczęśliwszych pomysłów. Przełknęła gorzką żółć która nagle zebrała się jej w gardle i dokończyła tworem dowcipopodobnym - Mniej więcej dlatego nigdy nie dostałam tytułu króla śmieszków… na żadnej imprezie. Nigdy.

- Nie jest źle, popracujemy nad tobą i kto wie? Kiedyś wygrasz koronę z butelek po piwie. -
Leon zamyślił się. Rozwiązanie przyszło nagle i było proste -Jak w Podziemnym Kręgu. Oglądałaś? - spytał i widząc że Larsen przytakuje mówił dalej - Co się dzieje w kręgu, zostaje w kręgu… czy jakoś tak. Co się dzieje w laboratorium, zostaje w laboratorium… szczególnie robale. One przede wszystkim lepiej żeby nie paradowały nam po talerzach.

- Więc w tym problem… a już myślałam, że za dużo tlenu zużywam i trzeba znaleźć okazję aby pozbyć się nadprogramowego bagażu… a może tak naprawdę chodzi o coś zgoła innego?
- spytała parodiując poważny, grobowy wręcz ton - Vincent znowu pływał w twojej kawie?

Kanonier wyglądał jakby podobna wizja go nie ruszała, ale w środku się skrzywił. Lubił kawę, wolał ją od piwa i innych alkoholi. Raz się zdarzyło, że siedząc w mesie o mały włos nie połknął jakiegoś paskudztwa, które wypełzło z kajuty Nivi i pomyliło jego kubek z wanną.
Jego szczęście że trafił się wtedy na spasiony okaz, ale i tak o mało się nie porzygał kiedy robal wypłynął na powierzchnię i pomachał mu czułkami na powitanie. Chciał go wlać wyrzucić przez śluzę razem z całym ekspresem. Powstrzymał się i zaniósł obrzydlistwo do właścicielki. Było warto, bo ucieszyła się, że “znalazł jej zagubione dziecko”.
- Mogłem nie zauwazyć że coś ci uciekło…
- odpowiedział bez pośpiechu, równie mało pospiesznie pisząc wiadomość do Red. Działko na rufie oberwało solidnie, nie obejdzie się bez ręcznej naprawy. System też musiał oberwać, póki ruda siedziała na mostku mogła tam pogrzebać - Po powrocie będziemy musieli przeszukać całego Acherona i wyłapać to co się wydostało.

- Moze nie będzie aż tak źle
- uśmiech Larsen dało się bez problemu odebrać, nawet jeśli rysy twarzy zniekształcała szklana przyłbica. Fakt, czasem któryś z podopiecznych postanawiał pozwiedzać statek i zapoznać się z załoga, znudzony siedzeniem w terrarium. Nie dziwiła im się, też nie lubiła zamknięcia, a korweta przypominała akwarium. Rozbudowane co prawda, lecz zawsze zostawała to ograniczona przestrzeń pośrodku zwykle nieprzyjaznego ze wszech miar terenu.
- Przed skokiem zabezpieczyłam co się dało… jak najlepiej się dało - westchnęła, humor się jej zważył odrobinę. Pokręciła głowa, odganiając troski o zawartość kajuty. Potem przyjdzie czas liczenia strat, teraz mieli coś do zrobienia.
- Powiedziałam Rohanowi, że obudzę mecha i zajmę się wyciekami w maszynowni. Póki poziom promieniowania nie spadnie, nie ma szans rozpoczęcia napraw - pokręciła głową, w końcu przyznając się co jej leży na sercu - Zamiast tego latam dookoła i próbuję… sama nie wiem.

- Daj spokój, Rohan jest duży i ma Alex. Vera też siedzi już bezpiecznie na statku. Poradzą sobie, a zobacz to bydle - pokazał na dryfujący kontener do której zbliżali się coraz bardziej - W pojedynkę nikt go nie przeniesie i… jest… - urwał w pół zdania.

Larsen w lot pojęła o co chodzi. Pośród kawałków ich korwety pływały również inne: mniejsze, kompletnie odmiennej barwy oraz zastosowania, zaś z boku pudła ziała wymowna dziura.
- … uszkodzony - dokończyła, czując jak po plecach spływa jej stróżka lodowatego potu. Ich złoty bilet, gwarant przeżycia najbliższych tygodni. Jedyna szansa na spłacenie naprawy Acherona i moc sprawcza, by potyczka z Flotą miała jakikolwiek sens.

- Szlag! - kanonier zaklął, podlatując pod przesyłkę. Chwycił się jej krawędzi i zajrzał do środka. To zdecydowanie nie poprawiło mu humoru - Pusta, są jakieś rurki, trociny i zamarznięte gluty. Nie wygląda na standardowy sprzęt do laba.

- To SPŻ -
Nivi szepnęła ochryple, walcząc z zaschniętym nagle gardłem. Podleciała te ostatnie metry, zaglądając do środka aby się upewnić. Znała ten widok, aż za dobrze. - Osobne zasilanie, zamki hydrauliczne żeby zapewnić hermetyczną przestrzeń…

- Władowali nam coś żywego na pokład?
- Leon domyślił się do czego kobieta zmierza i sapnął - Pięknie…

- Teraz i tak… za późno. Nawet gdyby ciśnienie w kosmosie było takie jak na Ziemi, roi się tu jeszcze od innych zabójczych atrakcji. Hula słoneczny wiatr, pali promieniowanie UV i mrozi niewyobrażalna temperatura bliska zeru absolutnemu.
- mruknęła smętnie, przenosząc się na drugą stronę - Jeśli nie wieźliśmy niedźwiedzi wodnych… nie znam niczego, co byłoby w stanie przeżyć dehermetyzację.

- Czego do cholery?
- Drake pokonał chęć uderzenia hełmem w kontener. Ich kasa poszła w drzazgi… o ile odbiorca sie zorientuje - Zbierzmy co się da, poszukajmy i zaspawajmy klapę. Mieliśmy nie wiedzieć co tam jest, nie otwierać.

- Niedźwiedzie wodne… Tardigrada. Niesporczaki. Gołym okiem nie da się ich zobaczyć, bo niewiele z około tysiąca gatunków opisanych do tej pory przekracza milimetr długości. Wystarczy jednak włożyć pod mikroskop odrobinę wilgotnego mchu, kawałek ściółki spomiędzy opadłych liści, fragmenty roślin ze stawu lub po prostu wilgotną grudkę gleby z grządki, żeby ujrzeć stworzenia, które w podręcznikach akademickich figurują także pod nazwą: „wodne misie”. Należą do bezkręgowców z grupy pierwoustych.
- biolog mruczała pod nosem, zapierając się przy okazji o skrzynię, by nadać jej dryfowi właściwy kierunek. Z drugiej strony Drake robił to samo. - Ich ciała wyposażone są w cztery pary odnóży. Są znane z tego, że potrafią przetrwać w niekorzystnych warunkach. Przybierają wtedy postać otorbionej cysty i zapadają w stan anabiozy, w którym mogą przebywać nawet kilkadziesiąt lat. Odporne na ekstremalne zmiany temperatury, radiację, promieniowanie kosmiczne, toksyny a także skrajne odwodnienie. Najstarsze znane nam ich odmiany pochodzą z okresu około 570 milionów lat przed naszą erą i od tamtego czasu niewiele się zmieniły. Niestraszny im żaden ukrop, śmiało można je poddać temperaturom dochodzącym do nawet 150 stopni Celsjusza. Po powrocie do optymalnego przedziału temperatury i delikatnym nawodnieniu ich stan całkowicie wraca do normy… potrafią naprawiać swoje uszkodzone DNA.

- To co, szukamy słoika z liśćmi paprotki? -
kanonier zaczął się rozglądać. Przerwał holowanie pudła żeby wysłać Valentine kolejną wiadomość:

Cytat:
Widziałem wieżyczkę z bliska. Przyda się jej kobieca ręka. Oberwała bardziej niż myślałem.
- Nie, to bez sensu - Nivi zgrzytnęła zębami - Flota nie fatygowałaby się po słoik bezkręgowców. Zależało im, cholernie… na odzyskaniu przesyłki. Co jeśli mamy do czynienia z obiektem badań wojskowych, wykradzionym z laboratorium? Nie wiemy nad czym tam pracują… rożnie bywa - wzruszyła nerwowo ramionami i zatrzęsła się zauważalnie - Mogliśmy wieźć eksperymentalną broń. Ewentualnie nieznany dotąd okaz fauny gdzieś z najdalszych krańców wszechświata. Nie odpuszczą, tym bardziej teraz, gdy to straciliśmy. Zabiją nas, zatrą ślady… nikt nie lubi świadków i to niewygodnych, o ile sami tu nie zginiemy. - wychrypiała, zaciskając pieści na chropowatej kapsule. Pomagała przewozić kogoś rodzaju Edgara?

- Ej… spokojnie. Nie wariuj, nie teraz - kanonier sięgnął do drugiego hełmu, obracając go tak że Larsen musiała na niego spojrzeć. - Cokolwiek by to nie było poradzimy sobie, rozumiesz? Skoro tam coś żyło zostawiło ślady. To twoja działka… wszelkie biegające i pełzające paskudztwa - mówił łagodnie i pewnie - Potrzebujemy cię. Ja cie potrzebuję. Chodź, zaniesiemy to dziadostwo na powrót do ładowni i przy okazji rozejrzymy się. Może gdzieś tu lata nasza zguba.

Kobieta pokiwała głową, zaciskając usta w wąską kreskę. Gdyby wszystko było takie proste jak on to przedstawiał. Rozumiała jednak, zgadzała się całym sercem. Miał rację, nie wolno panikować. Jeszcze żyli i ten stan rzeczy należało utrzymać. Też potrzebowała Leo, niestety w tej płaszczyźnie nie mieli wiele do gadania. Jakże prosty byłby świat, gdyby nie jeden pieprzony detal. Złota obrączka na serdecznym palcu prawej dłoni ich speca od materiałów wybuchowych i artylerii.
- Ale jeżeli to android nic nie mówimy Teddy. - Wzięła uspokajający wdech i uśmiechnęła się, choć ciężki cień położył się jej na karku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 06-10-2017, 19:19   #30
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe oglądał schemat rzucony przez Rohana
- Grawitacja to i tak niski priorytet, będzie przeszkadzała w pracach naprawczych, wyłapanie całego syfu z reaktora zajmie wieczność, proponuję skażone pomieszczenia zamknąć i odciąć od obiegu powietrza tym samym zablokujemy możliwość rozniesienia skażenia, a przynajmniej ograniczymy - mruknął - pewnie i tak nam niedługo wyrosną chitynowe pancerzyki, choć niektórzy chyba nie będą narzekać. Dekontaminacja wszystkiego zajmie wieczność więc nie ma najmniejszego sensu oczyszczać zbędne sypialnie. Ogólnie ograniczmy kubaturę którą będzie obsługiwać SPŻ zamknijmy i uszczelnijmy wszystko czego nie będziemy potrzebować to pozwoli oszczędzić sporo energii. Tak w końcu robią żywe organizmy kiedy tracą krew, następuje centralizacja. Ok Rohan, wbiję się w EXO i zajmiemy się czym trzeba
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172