08-07-2018, 00:27 | #101 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Loucipher : 09-07-2018 o 16:32. Powód: Poprawka (ilość substancji). |
15-07-2018, 19:46 | #102 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 Czas: 1940.III.08; pt; godz. 19:00 Miejsce: południowa Norwegia; Vemork; zakłady Norsk Hydro, gabinet Stiansena Warunki: zmierzch, jasne, ogrzane wnętrze gabinetu ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen) Za oknem gabinetu ten pogody, piątkowy dzień wyraźnie miał się wyraźnie ku końcowi. Było jeszcze widno ale już na niebie widać było pierwsze oznaki nadciągającego zmierzchu. A rozmowa w gabinecie specjalisty od kontaktów z klientami nadal trwała. - Przepraszam próbkę wielkości naszej 2 - 3 tygodniowej produkcji? - gospodarz nieco zawiesił wzrok na głównym rozmówcy jakby chciał się upewnić, że dobrze zrozumiał to o czym mówił przedstawiciel amerykańskiego koncernu. - Tak, to oczywiście jest możliwe. - zgodził się kiwając głową i nasuwając mocniej okulary na nos. John w pierwszej chwili mógł się ucieszyć, że tak gładko jego rozmówca wyraził zgodę ale Gabrielle jako specjalistka od czytania ludzkich emocji w lot wyczuła, że będzie jakieś “ale”. No i było. - Myślę, że taką próbkę udałoby nam się przygotować gdzieś za 2, 3 miesiące. - starszy pan pokiwał głową patrząc na szefa amerykańskiej delegacji. - Proszę zrozumieć, nie produkujemy wody mineralnej, żeby to szło w tysiące litrów tygodniowo. Mamy swój rytm pracy i zamówień. Dużo zamówień. Dlatego z wielką chęcią przystaniemy na pańską ofertę no ale nie posiadamy takiej ilości tego produktu na podorędziu. Dopiero właśnie gdzieś za te 2 czy 3 miesiące, będziemy mieli taką ilość o jaką pan pyta. - Norweg chyba poczuł się w potrzebie wyjaśnić sytuację swojego zakładu. O ile się orientował Anglik nie było to nic zaskakującego. W końcu gdy w zakładzie jego ojca ktoś chciał zamówić jacht czy łódkę to też przecież musiał odczekać swoje zanim zrealizowano zamówienie. A widocznych w produkcji czy na ukończeniu łodzi nie można było mu dać bo przecież były już robione z myślą o innym kliencie. Tu widocznie było podobnie i dla Norwegów ilość ciężkiej wody jaka była potrzebna centrali do zbadania właściwości “altmarskiego radia” była nie taką butelką wody mineralnej którą można rozdawać razem z folderami reklamowymi firmy. By jakoś rozładować napięcie albo by spełnić życzenie milczącej “Kanadyjki” gospodarz zaprosił amerykańską delegację na zwiedzanie fabryki i elektrowni w jednym. Jak dało się poznać Norweg chyba lubił tą część roboty bo z wyraźną wprawą, swobodą i przyjemnością oprowadzał po wielkich halach wypełnionymi różnorodnymi mechanizmami i pracującymi przy nich ludźmi. Wyglądało to trochę tajemniczo i przytłaczająco jak w większości tego typu miejsc na świecie gdzie tajemnicze maszyny i mechanizmy coś robiły ale nie będąc znawcą tematu niezbyt było wiadomo co i jaka jest ich rola. Za to John, jako z całej trójki agentów, osoba o najbardziej technicznym wykształceniu potrafił całkiem dobrze odgadnąć przez jaki dział akurat przechodzili i co się tam mniej więcej działo. - No a proszę, tak wygląda produkt końcowy o jakim mówimy. - Norweg zaprowadził ich w końcu do jakiegoś, niezbyt dużego magazynu, niewiele większego od przeciętnego garażu. W nim stały jakieś metaliczne, srebrzyste baniaki. Gdzieś na oko pewnie 20 l lub podobne. Było ich z kilkanaście. Według słów gospodarza była to ostatnia partia właśnie przygotowana do wysłania dla klienta. Tak właśnie wyglądał produkt końcowy który tak bardzo interesował przybyszów zza oceanu. Dla centrali w Agencji wystarczyłby jeden taki baniak. Byli tak blisko no ale Norweg traktował ich jak zwykle się rozmawiało z klientami na tym poziomie rozmów biznesowych. I wedle tych procedur postępował jak najbardziej właściwie. Niestety te procedury biznesu stały w sprzeczności z interesami Agencji której pewnie niezbyt się uśmiechało czekać 2 czy 3 miesiące na swoją porcję ciężkiej wody. Sytuacja międzynarodowa była chwiejna i w każdej chwili wojna groziła eskalacją podobnie jak to właśnie miało miejsce w sąsiedniej Finlandii a wcześniej w Polsce. No i nawet jakby za te 2 czy 3 miesiące Norwedzy rzeczywiście dostarczyli taki baniak z ciężką wodą i Agencja weszła w jego posiadanie to i tak dla trójki agentów obecnych tu i teraz oznaczałoby to raczej mało udane zakończenie misji. Na zewnątrz niebo zaczynało już granatowieć wiec wieczór musiał być bliski chociaż było jeszcze przed 8 PM jak mówiono na Wyspach lub przed 20 jak mówiono na kontynencie. Negocjacje i wycieczki zdawały się zmierzać ku końcowi. Stiansen zdawał się raczej być gotów trzymać swoich procedur i choć oznaczało to zgodę na dostarczenie kanistra z ciężką wodą to jednak dość oddaloną w czasie. Bez pojawienia się nowych argumentów raczej pewnie nie byłby skory do zmiany stanowiska “za ładne oczy” jak to wyczuwała Francuzka. Zostawało się pogodzić na te standardowe warunki i przygotować się na powrót z Norwegii z pustymi rękami albo coś wymyślić co pozwoli jednak zdobyć jeden z takich srebrzystych kanistrów jakie niedawno pokazywał im Norweg. Najmniej kłopotliwe wydawały się ponowne negocjacje chociaż trzeba by było prowadzić je bardzo umiejętnie by skłonić Norwega do zmiany zdania. W końcu wydawał się życzliwym i jowialnym starszym facetem który nawet zaprosił ich jutro na herbatę. Gabrielle podczas rozmowy w gabinecie dostrzegła kilka zdjęć oprawionych w ramki i wiszących na ścianie. W jednym z nich Stiansen pozował do zdjęcia z jakimś mężczyzną. Obaj byli ubrani w marynarki, uśmiechnięci i ściskali sobie dłonie. Gabrielle nie była pewna kim jest ten młodszy facet ale wydawało jej się, że już go gdzieś widziała. Albo jego zdjęcie. Niemniej nie mogła sobie od razu przypomnieć kim on mógł być. Na kolejnym zdjęciu widziała samego Stiansena prezentującego dumnie sporą rybę. To zdjęcie było wykonane gdzieś na tle lasu w przeciwieństwie do pierwszego które było na tle jakiejś drewnianej ściany z bali, chyba jakiegoś domu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-08-2018, 22:19 | #103 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Wieczór - pokój w hotelu (wspólny post)
|
06-08-2018, 01:49 | #104 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 Czas: 1940.III.09; pt; godz. 11:00 Miejsce: południowa Norwegia; Sandviken; domek myśliwski Stiansena, jadalnia Warunki: dzień, jasne, ogrzane wnętrze drewnianego domu ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen) Sobota nie okazała się zbyt pogodnym dniem. Co prawda nie padało ale niebo przesłoniły niezbyt ładne chmury wyglądające jak brudna wata. Nie odbiegało to jakoś szczególnie od zimowej pogody jaką mieszkaniec północnej czy zachodniej Europy mógłby nie być zaznajomiony ze swojej ojczyzny. Na szczęście odpowiednie palto, kurtka czy płaszcz skutecznie pomagały w walce z niepogodą. No i świat wewnątrz okien. Czy to w pokoju hotelowym, zamówionej taksówce czy wnętrzu domku myśliwskiego. Pan Stiansen był na tyle miły, że gdy trójka jego wczorajszych gości przyjęła zaproszenie na herbatę przysłał nawet taksówkę która zabrała ich pod wskazany adres. Adres ukazał się na długim i dość wąskim jeziorem ulokowanym jak to zwykle w Norwegii bywało pośrodku dwóch pasm górskich stąd jego długi i wąski kształt. Niczym urwany fiord wewnątrz lądu. Początkowo przejechali przez Rjukan gdzie był “ich” hotel ale w kierunku wschodnim. Jechali drogą która przez jakiś czas podążała wzdłuż linii kolejowej prowadzącej do Oslo jaką tutaj przyjechali przed dwoma dniami. Potem jednak kierowca skręcił na północ i spory kawałek jechali wzdłuż właśnie tego długiego jeziora o ciemnych wodach i wybrzeżu oraz stokach nad nimi porośniętych gęstym lasem. W pogodny dzień mogło tu być całkiem ślicznie i malowniczo. No ale od rana wyglądało, że ten nowy dzień nie zaczął się zbyt pogodnie. Przejechali tak jakieś pół godziny, może trochę mniej. Myśliwski domek okazał się całkiem niczego domkiem jakiego właściciel nie musiał się wstydzić nawet przed gośćmi zza oceanu. Starszy wiekiem Norweg powitał trójkę swoich gości bardzo serdecznie, zgodnie chyba ze swoją jowialną naturą. Zaproszenie na herbatę przemieniło się w lekki posiłek podobny do drugiego śniadania i okazał się całkiem smaczny. Przy stole w jadalni gospodarza on sam zabawiał swoich gości ale dania przynosiła jego gospodyni. W kuchni zaś chyba była jeszcze jedna osoba ale właśnie jej trudno było dostrzec jeśli nie miało się powodu by iść do kuchni. Rozmowa odbywała się w całkiem miłej i przyjacielskiej atmosferze. Wnętrze zrobionego z grubych bali domu było ciepłe i przyjemne. Od razu dało się zrozumieć dlaczego ktoś mógłby lubić to miejsce bo wydawało się idealne do relaksu i wypoczynku z dala od zgiełku miasta i blisko natury. Gdzie można było się cieszyć zarówno urokami lasu jak i wody a jak zdawał sobie sprawę Edvard zimą także urokami zimy i jej rozrywek. Gabrielle na 100% co prawda nie była pewna ale była bliska takiej pewności, że zdjęcie z gabinetu Stiansena na tle drewnianej ściany mogło być zrobione właśnie gdzieś tutaj, na tle jednej ze ścian domu. Zresztą wnętrze domu było urządzone gustownie i przyozdobione tak trofeami myśliwskimi jak, pamiątkami z polowań jak i zdjęciami pewnie z gośćmi którzy odwiedzili ten domek i jego gospodarza. Te dwa zdjęcia jakie Francuzka dostrzegła u niego w gabinecie też tutaj wisiały pośród innych. Gospodarz wydawał się być zrelaksowany i spokojny. Nawet był ubrany w koszulę i marynarkę ale wyglądał i zachowywał się znacznie mniej oficjalnie niż w służbowym gabinecie ale nadal jak na dobrze wychowanego dżentelmena przystało. Dla celów służbowych okazał się dla agentki dowodzącej norweską akcją dość trudnym orzechem do zgryzienia. Wyraźnie starał się nie zdradzać spraw służbowych a nawet zachęcić swoich gości do konkretniejszych ustaleń co do odbioru owych zapasów ciężkiej wody w przewidywanym przez jego firmę czasie. Gabrielle trudno było namówić go by powiedział coś jeszcze o ewentualnym odbiorcy zapasów ciężkiej wody jaki widzieli w fabryce. Udało jej się ugrać tyle, że w pewnym momencie Norweg zaprzeczył aby ta dostawa miała iść do Niemiec. Niemniej taką ilością ciężkiej wody musiała być zainteresowana jakaś potężna i wyspecjalizowana organizacja, rząd albo urząd. W końcu Stiansen wygadał się na tyle, że pod wieczór ma nastąpić finał rozmów z owym odbiorcą i może jedynie przekazać prośbę w ich imieniu. Może tamten zgodzi się na spotkanie choć oczywiście nie mógł tego im obiecać w tej chwili bo nie leżało to w jego gestii. Wtedy może mogliby porozmawiać z nim osobiście. Gdzieś między wierszami Gabrielle wyczuła, że Stiansen chyba mówi prawdę z tym, że dostawa nie pójdzie do Niemiec i chyba cieszyło go takie rozwiązanie. W związku z tym kontraktem i tajemniczym klientem o jakim mówił wydawał się żywić wielkie nadzieję i przywiązywał wielką wagę. Brytyjczyk zaś zwrócił uwagę na nieduże molo wybiegające w jezioro. Domek był usytuowany w węższej części jeziora stąd z tego domu i molo rozpościerał się widok jak patrząc wzdłuż szerokiej na kilometr czy dwa rzeki. Do tego przy molo była zacumowana łódź oraz niewielki jacht które pewnie należały do właściciela posesji. Edward w niewielkie biblioteczce gospodarza dostrzegł traktat naukowy o Sumerze. Znał go bo częściowo też zazębiał się z jego zainteresowaniami, pomimo dość popularnonaukowej formy która czyniła go dość powszechnym wśród amatorów jako przyczynek do szerszego zainteresowania starożytnymi kulturami i językami. Były w nim całkiem przyzwoite tłumaczenia sumeryjskiego pisma klinowego używane czasem do prób nauki tego zapomnianego w mrokach dziejów języka. Czasem był też podstawą dla różnych amatorskich praktyk mistyczno - okultystycznych chociaż właśnie z powodu swojej jakości raczej nic poważnego z tego wyniknąć nie mogło ale pewnie tajemniczo i mrocznie wyglądało w towarzystwie amatorów.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-08-2018, 21:55 | #105 |
Reputacja: 1 | Gabrielle zamarła na chwilę nim weszli do domku Stiansena. Było paskudnie… paskudnie i zimno, a do tego ten dom porastała trawa. Wiedziała, że jest to dosyć charakterystyczna, ale i typowa dla tego kraju architektura, ale jakoś wolała gdy nad jej głową znajdowała się dachówka. |
21-08-2018, 00:57 | #106 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Czas: 1940.III.09; pt; godz. 17:00 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; hotel “Krokan”, pokój hotelowy Warunki: dzień, jasna, przyjemna pogoda ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen) Pod przewodem szefowej pozostała dwójka spotkała się znowu w komplecie w pokoju hotelowym. Gabrielle wróciła właśnie z przechadzki jaką sobie urządziła z Edwardem spacerując drogą prowadzącą do elektrowni. Do samej drogi musieli naturalnie podjechać taksówką no i poprosić taksówkarza by poczekał aż wrócą. Dość trudno było zachować dyskrecję co do celu spaceru skoro główna droga prowadziła wzdłuż doliny po jednej stronie rzeki a elektrownia była położona na przeciwległym do niej stoku doliny. Prowadziła do niej dość zygzakowata droga a sama elektrownia była widoczna pomiędzy drzewami nawet z drogi głównej. Sam spacer francusko - norweskiej pary odbył się spokojnie i bez incydentów. Pogoda wyjątkowo dopisała. Odkąd wrócili z domku myśliwskiego Stiansena nadal było pochmurno ale temperatura podniosła się odczuwalnie na tyle, że można było pozwolić sobie na spacer z rozpiętym paltem czy płaszczem. Sam Edward chwalił sobie ten wyjątkowo ciepłe popołudnie jak na tą porę roku bo szacował, że jest z kilkanaście stopni powyżej zera i zapewne miał rację. Było to najcieplejsza pora dnia odkąd wylądowali w Oslo a może nawet w ciągu ostatnich paru dni w którymkolwiek kraju akurat nie byli. Więc jak przewidywał najmłodszy stopniem agent taki fart pewnie zbyt długo nie potrwa. Sam spacer pozwalał na rozeznanie się w okolicy elektrowni o wiele lepiej niż rano gdy podjechali i odjechali taksówką. Okazało się, że teren zakładu jest otoczony siatką z drutem kolczastym na górze. Sam zakład jak i teren odgrodzony był całkiem spory. Nie było widać żadnych wież strażniczych ani innych urządzeń pilnujących chociaż wzdłuż ogrodzenia stały latarnie które mogły dość gęsto oświetlać po nocy teren. Głównym wejściem była brama zamykana na szlaban i z budką z jednym strażnikiem który obecnie chociaż spoglądał co jakiś czas na dwójkę obcych to chyba nie dopatrzył się niczego bardziej podejrzanego niż po parze turystów można by się spodziewać. Sam płot nie wydawał się zbyt trudny do pokonania dla młodego człowieka chociaż drut kolczasty na szczycie mógł go pociąć dość boleśnie. W zwykłej siatce można było też zwyczajnie wyciąć dziurę o ile by mieć coś do przecinania drutu i pogodzić się z pozostawieniem dziury po sobie. Na razie jednak niczego do cięcia drutu nie mieli. W pokoju hotelowym też nie. Sporym ułatwieniem było to, że las porastający dolinę dochodził prawie do samej siatki obiecując dość bezpieczne podejście prawie pod sam płot. Za to za płotem, podwórze elektrowni było praktycznie puste i pozbawione osłon aż do budynków w centrum. Wydawało się najniebezpieczniejszym odcinkiem do pokonania nieważne w którą stronę. Podczas spaceru dwójka agentów miała aż nadto czasu i okazji by porozmawiać czy o tym co się wydarzyło czy o tym co dopiero miało się wydarzyć. O tym co mogło czy miało się wydarzyć właśnie mieli okazję pooglądać sami po drodze czy za ogrodzeniem. I tak musieli czekać na telefon od Stiansena który miał odebrać John który właśnie głównie po to pozostał w hotelu. Sam Stiansen zaś wydawał się nieco wcześniej, podczas spotkania w swoim domku myśliwskim oczarowany całą trójką gości a zwłaszcza jedyną kobietą w ich trójce która okazywała mu najwięcej atencji i zainteresowania biorąc na siebie ciężar większości rozmów prowadzonych w domu. Umiejętnie prowadzona rozmowa pozwoliła od starszego Norwega wyciągnąć kilka informacji. Wyczytała gdzieś między wierszami, że ten cały domek i trofea chociaż są jego to raczej służą właśnie głównie do takich mniej oficjalnych spotkań z różnymi ludźmi niż do samych polowań. Za samymi polowaniami gospodarz chyba się do nich nie palił albo bardzo umiejętnie starał się sprawiać takie wrażenie. Już chyba bardziej wolał pływanie łodzią po jeziorze i łowienie ryb. A trochę co mogła podejrzewać od człowieka na jego miejscu i stanowisku oczekiwano sporo w tym również “odpowiedniego” hobby i zainteresowań. Wśród sympatycznej rozmowy o trofeach i pamiątkach gospodarz sam pochwalił się jednym ze zdjęć. Między innymi tym które już wcześniej w jego gabinecie zauważyła Francuzka. Tego z ubranym w marynarkę mężczyźnie. - Tak, sporo ludzi się przewinęło przez mój skromny domek. Na przykład proszę spojrzeć tutaj. Miałem zaszczyt i przyjemność gościć tutaj samego Wernera. Odwiedził mnie w 32-cim gdy odbierał nagrodę w Oslo. - opowiadał z rozrzewnieniem Norweg. Dość łatwo poszło mu opowiedzieć resztę tę historii o tym jak odwiedził go sławny laureat nobla w dziedzinie fizyki, Werner Heisenberg który jako świeżo upieczony noblista odwiedził ich zakład i dał się zaprosić do tego skromnego domku w jakim właśnie przebywali. Sławny obecnie niemiecki uczony współpracował w końcu z czołówką europejskich uczonych wymieniając się tak listami, na łamach naukowych czasopism czy organizowanych sympozjach jakie odbywały się głównie na światowej sławy europejskich uniwersytetach. Norweski gospodarz wspomniał przy okazji tamtej wizyty, że niemiecki fizyk który należał do światowej czołówki prekursorów nowego gatunku fizyki zwanej kwantową dopatrzył się w niej niespodziewanie wielu możliwości i korzyści jakie mogła ona dać ludzkości. Twierdził, że fizyka kwantowa jest bramą do nowego świata, do nowych możliwości i pozwoli człowiekowi opanować dziedziny wiedzy uznawane dotąd za absurdalne czy zwykłe zabobon. Obserwować zjawiska jakie dotąd nie były możliwe do dostrzegania i wymykały się zasadom rządzącymi klasyczną fizyką i reszcie nauk wykładanych na uniwersyteckich katedrach. Wydawał się i wówczas i obecnie gospodarzowi gdy o tym opowiadał tak rozentuzjazmowany tą swoją fizyką kwantową, że Norweg uznał iż za bardzo poniosła go fantazja i ekspresja i sam chyba nie przywiązywał do ówczesnej wypowiedzi niemieckiego uczonego zbyt wielkiej wagi. - Zresztą coś o tych nowych bramach i zjawiskach coś nie słychać i nie ma za to kolejnych nobli prawda? - Stiansen uśmiechnął się życzliwie do swojej rozmówczyni rozkładając ręce. Gabrielle może nie była na bieżąco kto przez ostatnią dekadę otrzymał nobla w jakiej dziedzinie ale raczej nie kojarzyła by w gazetach krzyczano o przełomowych odkryciach tego typu. Tuż przed powrotem pary agentów ze spaceru John otrzymał odpowiedź od Stiansena którą mógł im przekazać. Zagraniczny przedsiębiorca zgodził się spotkać z trójką agentów na jutrzejszym lunchu. Dziś wolał nie rozpraszać się więcej niż trzeba bo negocjacje z Norsk Hydro wchodziły w decydującą fazę i finalne spotkanie było umówione na dzisiejszy wieczór.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
28-08-2018, 21:23 | #107 |
Reputacja: 1 | Nowe informacje zdobyte podczas rozmowy ze Stiasenem odrobinę zaniepokoiły starszą agent. Może i nie słychać było o bramach, ale ona wiedziała o immaterium, wiedziała o różnych “dziwnych zjawiskach” i obecność niemieckiego naukowca tak blisko potrzebnych im materiałów odrobinę ją niepokoiła. Ostrożnie spróbowałam rozeznać się kiedy Werner odwiedzał fabrykę starając się ukryć istotne pytania dopytując przy okazji o różne ciekawostki na temat znanego uczonego. Każda najmniejsza informacja o dawnym spotkaniu Stiasena i Ernera mogła im pomóc, tym bardziej że francuzka obawiała się, że grupa z którą chcą się spotkać może być związana z niemcami. |
28-08-2018, 22:22 | #108 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | - Dobre wieści. Nasi "kontrahenci" zapraszają nas na jutro w porze lunchu na spotkanie biznesowe. Czyli mamy szansę ich przekonać, żeby "pożyczyli" nam jeden kanister. A wy co ustaliliście? - spytał John dwoje pozostałych agentów, gdy Gabrielle i Edvard wrócili z zakamuflowanego jako romantyczny spacer rekonesansu fabryki. Usłyszawszy w odpowiedzi w miarę dokładną relację dotyczącą rozmieszczenia zabezpieczeń wydał z siebie coś pośredniego między gwizdnięciem i westchnieniem. - No ładnie - skonstatował. - Czyli jest szansa, że damy radę przedrzeć się przez druty, jeśli nasz dyplomatyczny wdzięk i czar - John spojrzał łobuzerskim wzrokiem na Gabrielle - okażą się niewystarczające? To świetnie. Może w takim razie jutro przed tym lunchem albo zaraz po nim spróbuję wykombinować gdzieś nożyce do cięcia drutu. Jeśli nie dogadamy się z naszymi "kontrahentami", być może trzeba będzie "zrobić" ten magazyn. - zakończył. Jego głos brzmiał dość pewnie, ale w głębi duszy agent odczuwał niepokój. Zdawał sobie sprawę, że wchodzą na grząski teren - spotkanie z "kontrahentem" Stiansena mogło być tylko zasłoną dymną, nadto groziło dekonspiracją, gdyby kontrahentem okazał się ktoś, kto z łatwością przejrzy przykrywkę agentów. Włamanie na teren fabryki było równie ryzykowne - był to otwarty konflikt z prawem, a w razie schwytania agentom trudno byłoby wytłumaczyć fakt, że obiecaną im dostawę próbują zdobyć bez wiedzy i zgody gospodarzy. Słowem, wszystkie opcje były ryzykowne i niezbyt zachęcające. Tym niemniej agenci musieli dokonać wyboru jednej z nich... i liczyć na to, że okaże się słuszny. |
31-08-2018, 03:08 | #109 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 31 Czas: 1940.III.10; sb; godz. 14:00 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; restauracja “Wieczorna”, sala główna Warunki: dzień, jasna, chłodna pogoda ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen) Sobotnie południe okazało się co prawda chłodne ale za to słoneczne i pogodne. Chociaż wewnątrz restauracji, przyjemnej, stonowanej i gustownej pogoda ograniczała się do widoku za oknem a ten dla oka był całkiem sympatyczny. Nawet taki ponury zwykle krajobraz jak norweski w połowie marca potrafił wydawać się jakiś cieplejszy i bardziej kolorowy. Chociaż na zewnątrz bez kurtki czy płaszcza wytrzymać było dość trudno. Restauracja “Wieczorna” w jakiej doszło do spotkania okazała się gruntem dość neutralnym na to spotkanie. Sam lokal zaś pewnie był jednym z tych z wyższej lokalnej półki więc do półoficjalnych spotkań ludzi na pewnym poziomie nadawał się znakomicie. Zgromadzili się przy jednym stoliku. Całą czwórką. Ze strony Spectry czyli oficjalnie przedstawicielstwa giganta gospodarczego zza oceanu był pan Lloyd jako główny szef delegacji oraz panna Hepburn jako jego sekretarka. Norweski członek ich trio zobowiązał się zdobyć nożyce do drutu. W sobotni poranek wcale nie było to takie łatwe gdy nie znało się miasta ani języka a nie do końca było pewne czy sklepy narzędziowe są w sobotę w tym niezbyt w końcu wielkim mieście otwarte. Mimo to wyczucie Edwarda podpowiadało mu, że najzwyczajniejszy zakup potrzebnych narzędzia w najzwyczajniejszym sklepie był chyba najpewniejszym mimo wszystko sposobem ich zdobycia. Ale czas o poranku uciekał, zbliżała się pora lunchu i pozostała dwójka jaka musiała być na spotkaniu nie mogła ryzykować spóźnienia na to spotkanie albo przyjść nieprzygotowanym. Więc wolny do tego zadania pozostawał tylko Edward. Trzecią osobą przy stole był lokalny przedstawiciel firmy Norsk Hydro i spec od kontaktów z klientami czyli sympatyczny, starszy pan Stiansen. Jako pośrednik, osoba neutralna no i przedstawiciel firmy. Czwarta zaś osoba była w wieku pośrednim między młodymi agentami tajnej organizacji a Norwegiem. I na ile mogła się zorientować Gabrielle facet był albo rodowitym Francuzem albo przynajmniej potrafił mówić w jej ojczystym języku jak rodowity Francuz a nawet Paryżanin. Wyczuwała też, że był bardzo pewny siebie a może i zadowolony lub jedno i drugie. Przybrał jednak postawę uprzejmie wyczekującą. Czekał na to co zaoferuje monsieur Lloyd. Wcześniej jednak monsieur Pascal Lapointe jak się im przedstawił, zachowywał się jak na francuskiego dżentelmena przystało. Świetnie wydawał się dogadywać ze Stiansenem przez co łatwo powstawała sympatyczna atmosfera sprzyjająca towarzyskim rozmowom. - Muszę pani pogratulować znajomości francuskiego. Mówi pani jak rodowita Francuzka. - powiedział w pewnym momencie do Kanadyjki. Gabrielle sama nie była pewna czy to był szczery komplement czy facet jakoś rozpoznał w niej rodowitą Francuzkę a może coś jeszcze? Pod powierzchniową warstwą towarzyskiego lukru wszyscy zdawali sobie sprawę, że spotkali się rozmawiać o poważnych sprawach. Więc pod nią dało się wyczuć twardość i czujność zarówno u pogodnie nastawionego Norwega o aparycji zawodowego wujka jak i u tego francuskiego biznesmena który jak szybko wyszło z rozmowy dogadał się z Norsk Hydro na zakup potrzebnych mu kanistrów ciężkiej wody. Monsieur Lapointe był bardzo oszczędny w słowach jeśli chodziło o siebie i swoje interesy czy firmę jaką reprezentował. Jako nowy właściciel srebrnych kanistrów mógł sobie jednak pozwolić na bierność i tajemniczość bo w końcu już miał załatwione to po co przyjechał. Za to wydawał się być zaciekawiony lub przynajmniej zaintrygowany przedstawicielami firmy zza oceanu i ich interesami jakie sprowadziły ich taki szmat drogi do tego górzystego, zimnego kraju. Teraz w końcu ich dwójka musiała spróbować przekonać jego do jakiegoś ruchu czy deklaracji w sprawie ciężkiej wody.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-09-2018, 20:55 | #110 |
Reputacja: 1 | Było coś w tej sympatycznej rozmowie z monsieur Pascal Lapointe co Gabrielle bardzo nie odpowiadało. Przyglądała się uważniej mężczyźnie gdy John i Stiasen zajmowali go rozmową. |