Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2018, 07:22   #131
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gabrielle zupełnie zajęła miejsce przy niewielkim stoliku znajdującym się w pokoju Johna i zabrała się za sporządzanie listu do Lapointe’a.
Cytat:
“Szanowny Panie,
Bardzo żałuję, że ten jakże przyjemny wieczór zakończył się w tak nieoczekiwany i nieprzyjemny sposób. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie ucierpiał Pan w sposób znaczący na zdrowiu. Było mi niezmiernie przykro, że nie mogłam spytać o Pański stan osobiście po pobycie w szpitalu. Jeśli nie będzie to dla Pana niedogodnością, z przyjemnością zjadłabym z Panem obiad w dniu jutrzejszym i skończyła rozpoczętą rozmowę. Słyszałam, kilka dobrych opinii o restauracji w pańskim hotelu, pojawię się w niej o godzinie 13-tej i będzie mi niezmiernie miło jeśli Pan do mnie dołączy.
Z wyrazami szacunku,
Christine Hepburn.”
Starannie złożyła kartkę i umieściła ją w kopercie, po czym zapisała na niej adres hotelu Admini. Obejrzała się na swojego podopiecznego pokazując mu kopertę.
- To mam randkę jutro popołudniu… jeśli się zgodzi. - Uśmiechnęła się ciepło do Johna. - Co robimy z naszymi Niemcami.
- Nie mamy wpływu na to, czy się pojawią, a jeśli tak, to w jakiej liczbie i jak uzbrojeni. - przytomnie zauważył John. - Może kiedy Ty będziesz wypytywać Lapointe’a, ja będę obserwował otoczenie hotelu... na przykład z lobby hotelu lub podobnego miejsca. Koniecznie musi tam być w pobliżu telefon, aby dało się wezwać policję, jeśli Niemcy faktycznie się zjawią. Potem, jeśli coś będzie Ci grozić, spróbuję Was ostrzec i wyprowadzić w bezpieczne miejsce. Nóż wezmę ze sobą, jeśli ktoś nas zaatakuje, będziemy się bronić. Co Ty na to?
- Lobby brzmi dobrze.
- Gabrielle odłożyła list i podeszła do Brytyjczyka. - Tylko pamiętaj że pewnie przeniesiemy się z Lapointe do jego pokoju. Pewnie wtedy więcej wytarguję.
John lekko zmrużył oczy i popatrzył na Francuzkę podejrzliwie. Myśl, że być może Gabrielle będzie prowadziła negocjacje z Lapointe’em w sposób podobny do tego, w jaki sprawdzała odniesione przez Johna obrażenia, wbiła się w jego świadomość z siłą karabinowego pocisku... i równie mocno bolała. Wysiłkiem woli mężczyzna skupił się na myśleniu o taktycznych aspektach sytuacji.
- Również w tej sytuacji - odparł chłodnym, profesjonalnym tonem - uważam, że lobby będzie właściwym miejscem do prowadzenia obserwacji. Jeśli przeciwnik pojawi się w polu widzenia ubezpieczającego, a informacja o jego wykryciu zostanie przekazana gdzie trzeba wystarczająco szybko, nie będzie miało znaczenia, gdzie znajduje się poszukiwany przez niego cel. - zakończył nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nim przełożonej.
Gabrielle sięgnęła do włosów Brytyjczyka i przeczesała je. Widziała jak nagle zmienił ton. Nawet odrobinę go rozumiała. Mężczyźni są tacy zachłanni.
- Moje ciało nie należy do mnie tylko do Agencji. - Wyszeptała tak cicho, by nikt poza ich dwójką nie mógł jej usłyszeć. - I do wywiadu… rozumiem, że może cię to brzydzić.
John przez chwilę patrzył na Gabrielle błędnym, niczego nie rozumiejącym wzrokiem. Po chwili jakiś nieokreślony impuls zalśnił w jego oczach, a potem rysy twarzy agenta wygładziły się, zupełnie, jakby coś do niego dotarło. Uśmiechnął się lekko, przytulił dziewczynę i lekko musnął ustami jej policzek.
- Nie czuję obrzydzenia, ani niczego takiego. Nie przejmuj się tym. - powiedział.
- Czyli mogę zostać na noc? - Gabrielle uśmiechnęła się zalotnie. - Nie cierpię chłodu w tym kraju.. cały czas marznę.
John uśmiechnął się do niej najserdeczniejszym uśmiechem, na jaki potrafił się zdobyć.
- Oczywiście, że możesz zostać. - oznajmił. - Nie poczujesz ani odrobiny chłodu. Obiecuję.
- Trzymam cię za słowo…
- Gabrielle pocałowała go gorąco. - … to.. wysyłamy list i kąpiel? Wspólna?
Oczy Johna rozbłysły.
- Czytasz mi w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 21-11-2018 o 14:30.
Aiko jest offline  
Stary 24-11-2018, 03:34   #132
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39

Czas: 1940.III.11; pn; godz. 13:30
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel “Admini”
Warunki: południe, ciepłe, suche, wnętrze restauracji




ag.ter Baumont (Hepburn)




Nowy dzień i nowy tydzień okazał się być zaskakująco ciepły, pogodny i słoneczny. W ten poniedziałkowe południe było tak ciepło, że można było śmiało chodzić na krótki rękaw i ludzie na ulicy śmiało z tej możliwości korzystali. Był też poniedziałek czyli dzień roboczy. Miasteczko zaczęło pulsować swoim codziennym rytmem dnia roboczego. Więc po porannej fali śpieszącej do swojej pracy południe było dość spokojne, leniwe i pustawe. Zanim popołudniu znów większość masy ludzkiej nie zacznie kończyć swoich zajęć i wracać do domów.

W takiej scenerii para agentów mogła poczuć się jak para turystów na zagranicznej wycieczce korzystająca z uroku hoteli, restauracji i pięknej pogody bez tego codziennego obciążenia pracą.

Gdy Gabrielle ponownie ujrzała rodaka wyglądał on na równie obitego jak i ona czy jej podwładny. Niemniej chociaż świeże szwy i plastry widoczne na twarzy nieco go szpeciły, w ruchy wdarła się pewna sztywność ruchu to jednak znowuż dwójka agentów wyglądała, czuła i zachowywała się podobnie. Co by nie mówić, wczoraj ci Niemcy, zanim odpuścili, to spuścili całej trójce niezły łomot. Sama wyglądała jak ofiara napaści albo przemocy domowej i nawet doskonały makijaż nie mógł tego zamaskować. Co najwyżej nieco pomniejszyć te wrażenie. A jednak Francuz, chociaż nie był już pierwszej młodości, zachował pogodę ducha. I jak się zorientowała Francuzka, udająca francusko języczną Kanadyjkę, to udało mu się wzbudzać sympatię i współczucie obsługi która się zajmowała ich stolikiem.

Francuz powitał ją przy stoliku jaki wybrał. A wybrał bardzo sprytnie. Bo tym razem siedzieli w głębi sali mając wgląd na drzwi wejściowe i okno. Tym razem, w ten pogodny dzień, to wewnątrz pomieszczenia było ciemniej niż na słonecznym zewnątrz. Ale nie na tyle by świecić światło więc sami mieli całkiem przyzwoity wgląd na podejście od frontu i ulicę stamtąd ich pewnie było widać słabo lub wcale. To zaś znaczyło, że także John który został na zewnątrz również pewnie ma tego typu perspektywę.

- Naprawdę ubolewam madame, że doszło wczoraj do tego godnego pożałowania incydentu. - monsieur Lapointe był czarujący i szarmancki jak zwykle. Wydawał się zatroskany stanem zdrowia pozostałej dwójki zagranicznych gości, tak i panną Hepburn jak i panem Lloyd’em. Wczoraj wieczorem zawieziono go do szpitala a potem na komisariat. Policjanci powiedzieli mu, że z gośćmi zza oceanu rozmowy jeszcze trwają a był zbyt wykończony by na nich czekać więc wrócił do swojego hotelu i zasnął jak kamień.

Gabrielle miała okazję go słuchać i obserwować. Słyszała z ust Francuza coś co wieczorem słyszała i od norweskich policjantów. Miała wrażenie, że albo Lapointe mówi prawdę albo tak umiejętnie manipuluje faktami, że nie była w stanie tego wyłapać jakichś błędów logicznych czy w zachowaniu. Wydawał się naprawdę martwić o nią lub o nich i współczuł za to co wczoraj razem musieli przejść.

- I bardzo przepraszam za swoje zachowanie wczoraj. To ten mój francuski temperament. Nie miałem okazji wam podziękować za waszą bohaterskie wsparcie. A ty Christine walczyłaś jak prawdziwa lwica. Naprawdę robiło to wrażenie. Naturalnie monsieur Lloyd również stawał bardzo dzielnie, proszę mu to przekazać. - mężczyzna wydawał się zachwycony postawą swoich wczorajszych sojuszników no ale zwłaszcza “Kanadyjki” jaka walczyła tuż obok niego no i w końcu była kobietą czyli tradycyjnie należała do tej słabszej płci.

- Aż nie mogę, nie zapytać gdzie się wyuczyłaś tak wyśmienitego poziomu samoobrony przed napaścią. No i ten hart ducha. Niezwykle rzadka kombinacja dla kobiety w tak młodym wieku. - zapytał z sympatycznym uśmiechem mężczyzna który wydawał się być zafascynowany swoją towarzyszką. Gdzieś nieco później ponarzekał na tutejszą policję która jak się okazała jemu też postawiła szlaban na opuszczanie miasta jak i pozostałej dwójce uczestników zajścia w restauracji.

- No ale ja ciąglę gadam i gadam jak jakaś gaduła! - roześmiał się nagle machając beztrosko ręką jakby dopiero się zorientował w tej gafie. - Ale na pewno Christine skoro chciałaś się ze mną spotkać to na pewno masz mi coś ciekawego do powiedzenia. - oparł się o oparcie sięgnął po filiżankę kawy czekając na to co powie jego rozmówczyni.




Czas: 1940.III.11; pn; godz. 13:30
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel “Admini”
Warunki: południe, ciepła, słoneczna ulica



ag Wainwright (Lloyd)



Plan aby udać się do hotelu w którym wedle informacji zdobytych wieczorem na komisariacie przez Gabrielle mieli się udać dał się wykonać całkiem nieźle. Sam hotel odnaleźli bez kłopotów.Ale o pogoda sprawiła im psikusa. Było ciepło, pogodnie i słonecznie jak w środku lata. I to w kraju położonym o wiele bardziej na południe niż Norwegia. Ludzie wydawali się być zachwyceni tym nagłym prezentem od losu. Wreszcie jakaś przyjemna odmiana!

A jednak to nieoczekiwanie nieco skomplikowało sytuację. Przynajmniej w ukrywaniu czegoś, na przykład noża myśliwskiego, pod marynarką. To znaczy dało się oczywiście go ukryć tak samo jak wczoraj. Ale w ten gorący dzień panowie albo chodzili w samych koszulach, albo zdejmowali marynarki albo chociaż mieli je maksymalnie rozsunięte. Facet w zapiętej marynarce rzucał się w oczy. Przynajmniej Johnowi albo jakiemukolwiek innemu agentowi, detektywowi czy nawet policjantowi.

Drugi, jeszcze większy psikus Brytyjczykowi sprawiła i pogoda i Gabrielle pospołu z Lapointem. A mianowicie światło słonecznie skutecznie odbijało się w szybie wystaw i innych okien tak, że przypominały bardziej lustro niż szyby. A jak już coś było widać to co najwyżej pierwsze stoliki jakie były tuż przy szybie. A tam widocznie para Francuzów nie usiadła więc ledwo jego szefowa weszła do restauracji hotelowej i już John stracił ją z oczu. Tak naprawdę nie miał pojęcia co się dzieje wewnątrz budynku.

No i problemem był na swój sposób sam John. Czyli solidnie obity i posiniaczony mężczyzna co w naturalny sposób zwracało uwagę. Zupełnie jakby się był niedawno. Po odpoczynku w nocy jego organizm nabrał nieco sił ale chociaż już nie chodził zesztywniały jak wczoraj to nadal siniaki, plastry i opatrunki wyróżniały go z tłumu przechodniów.

Na razie jednak nie dostrzegł niczego podejrzanego. Żadnych ogonów, włóczących się obserwatorów, zaparkowanych pojazdów czy smutnych panów w długich płaszczach. Z zewnątrz miał przyzwoity punkt widokowy na całą ulicę więc podobnie jak wczoraj, miał pewnie okazję dostrzec niebezpieczeństwo na czas. Z drugiej w przeciwieństwie do wczoraj, nie widział co się dzieje z Gabrielle i Lapointem ani w większości budynku więc gdyby coś tam się działo bez krzyków i hałasów to miało sporo szanse mu umknąć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-11-2018, 22:43   #133
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
John obudził się w wyśmienitym humorze... choć nie mógł powiedzieć, aby faktycznie przespał większość minionej nocy.
Jak się okazało, wspólna kąpiel zaproponowana przez Gabrielle była tylko przerywnikiem przed kolejnymi gorącymi atrakcjami, jakie namiętna Francuzka miała w planach wobec Johna, więc kiedy dwójka agentów faktycznie zasnęła, do świtu pozostało już niezbyt wiele czasu. Tym niemniej kombinacja wysiłków uczynionych przez personel norweskiego szpitala oraz czułego kobiecego dotyku zdziałała cuda - John dawno nie czuł się tak dobrze, jak tego ranka. Na śniadaniu w hotelu tryskał humorem, racząc Gabrielle zabawnymi historyjkami z czasów swojej młodości, które dziewczyna kwitowała perlistym śmiechem.

Humor Brytyjczyka poprawiła również druga okoliczność. W recepcji hotelu czekała na agentów wiadomość, że monsieur Lapointe z przyjemnością spotka się tego popołudnia z piękną Francuzką w restauracji hotelu Admini, aby omówić "wspólne sprawy". Zanosiło się zatem na kolejne, oby tym razem lepsze, otwarcie w stosunkach pomiędzy panem Lapointe i dwójką agentów.

W całej tej sprawie Johnowi nie dawała spokoju tylko jedna kwestia: gdzie są Niemcy i co zamierzają. Cóż, para agentów Spectry omówiła temat dość szczegółowo między sobą i przynajmniej mieli zarys planu. Gabrielle miała spotkać się z Lapointe'em i namówić go na współpracę przy ewakuacji zapasu ciężkiej wody z Norwegii oraz podzielenie się dostawą, John natomiast - tak jak sam się zaoferował - miał ubezpieczać teren i podnieść alarm w razie jakichkolwiek podejrzanych wydarzeń, szczególnie pojawienia się w pobliżu kreatur znanych mu już z brutalnych wydarzeń wczorajszego wieczoru.

Taksówka podwiozła Gabrielle i Johna do centrum Rjukan, skąd do hotelu Admini było kilka minut marszu wzdłuż malowniczej, obsadzonej drzewami drogi. Spacerując między drzewami, rzucającymi długie, rozczapierzone cienie na chodnik, agenci wyglądali jak młode małżeństwo, które wybrało się na popołudniowy spacer. Idealny kamuflaż psuły tylko widoczne na ich twarzach siniaki i plastry, pamiątki po wczorajszej ciężkiej przeprawie. Nóż myśliwski, który tak dobrze przysłużył się Johnowi poprzedniego dnia i bez którego John nie wyobrażał sobie stawienia czoła Niemcom jeszcze raz, spoczywał w wewnętrznej kieszeni marynarki przerzuconej przez ramię brytyjskiego agenta. O ile ktoś nie przyjrzałby się bardzo uważnie, w jaki sposób marynarka układa się na zagiętym ramieniu Johna, z pewnością nie byłby w stanie odgadnąć, że w jej wewnętrznej kieszeni spoczywa jakiś przedmiot... a szczególnie że jest to nóż.

Agenci doszli do hotelu i zatrzymali się tuż przed schodami.
- Gotowa? - spytał John, patrząc na Gabrielle. Francuzka odwzajemniła spojrzenie, patrząc Brytyjczykowi prosto w oczy.
- Życz mi szczęścia.
- Zawsze i wszędzie - zapewnił ją John, muskając ustami jej policzek. - Uważaj na siebie. Będę w pobliżu.
Gabrielle odwzajemniła buziaka, po czym wbiegła na schody, tuż przed wejściem posyłając Johnowi ostatnie, powłóczyste spojrzenie. John patrzył, dopóki Francuzka nie zniknęła w drzwiach hotelu. Następnie odczekał chwilę, wszedł na chwilę do hotelowego przedsionka, wziął gazetę ze stolika dla gości, po czym zajął miejsce na ławce przed hotelem i, udając pogrążonego w lekturze, począł pilnie obserwować okolicę.
 
Loucipher jest offline  
Stary 30-11-2018, 15:21   #134
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
To był tak dobry poranek. Gabrielle obudziła się leżąc głową na piersi swojego podopiecznego. Ciepłej, delikatnie poruszającej się przy każdym oddechu. Podniosła się i spojrzała na niego z góry, odgarniając kosmyk włosów, który opadł na jej twarz. I pomyśleć, że już był ranek. Niebawem… niebawem będzie musiała się ogarnąć i przygotować na spotkanie z Lapointe, ale nie chciała się jeszcze wyrywać z tej sielanki. Powoli położyła się na mężczyźnie pozwalając by jej piersi oparły się o męski tors i delikatnie zaczęła całować brytyjczyka, skubiąc raz po raz jego wargi. Jeszcze jeden raz.. Powinni się spokojnie wyrobić. Jeśli tylko go obudzi.

***

Gdy znaleźli się przed hotelem Francuzka czuła, że jest w idealnym stanie i formie, nawet pomimo widoku, który powitał ją, po krótkiej porannej zabawie, w lustrze. Odpowiednia ilość makijażu i dobrze dobrana fryzura zamaskowały większość obrażeń, które przyjęło jej biedne ciało poprzedniego dnia. Pożegnała się krótko z Johnem. Zbyt, krótko w porównaniu z tym, na co miało ochotę. W lobby jeszcze raz poprawiła włosy i delikatnie rozkołysanym, przyciągającym wzrok krokiem, wkroczyła do restauracji hotelowej.

- Też nad tym ubolewam monsieur. To był do tamtego niefortunnego zdarzenia, bardzo przyjemny wieczór. - Gabrielle dała sobie ucałowac dłoń i zajęła miejsce przy stoliku. Wysłuchała relacji mężczyzny samej dzieląc się z nim swoimi spostrzeżeniami i podkreślając jak nieprzyjemne było to dla niej przeżycie i jak potwornie irytowało ją podejście norweskiej policji.

- Cieszę się, że nie stało się Panu nic poważnego. Bardzo zaniepokoiło mnie Pańskie zniknięcie, a policja nie chciała zdradzić w jakim stanie został pan odesłany z komisariatu. - Wzrok Gabrielle przesunął się po widocznym ponad stolikiem ciele Francuza gdy oceniała jego stan. Na koniec pozwoliła sobie na zalotny uśmiech. - Byłam pod wrażeniem, że stanął pan w szranki z tymi paskudnymi ludźmi. - Westchnęła ciężko. - To tak okropne, że ludzie w dzisiejszych czasach mogą ot tak wejść wszędzie z bronią.

Odetchnęła upijając przy tym nieco wody.
- To przez takie sytuacje przeszłam kurs samoobrony. Niech Pan uwierzy, bycie kobietą w tych czasach jest bardzo niebezpieczne. - Pokręciła głową jakby sama nie wierzyła w swoje słowa. - Musiałam się nauczyć sobie radzić Monsieur. - Uśmiechnęła się ciepło do Francuza pozwalając przez chwilę przyswajać jego słowa po czym zaśmiała się cicho, zasłaniając usta dłonią. - Okazało się, że jestem w tym całkiem dobra. Jak to powiedział mój trener: “Mam odpowiedni hart ducha”. Ale to prawda… chciałam się spotkać bo jak się okazuje od samego początku towarzyszą nam całkiem niepotrzebne niedomówienia i wynikające z nich nieporozumienia.

Beaumont nachyliła się nad stołem pozwalając by Francuz mógł przyjrzeć się temu jak jej ukryte pod koszulą piersi wypełniają szczelnie żakiet. Zbliżyła się przy tym do Lapointa i odezwała szeptem.
- Jak już wspomniałam, szkolenie z samoobrony szło mi nad wyraz dobrze. Do tego stopnia, że moja osoba, wyglądająca mimo wszystko dosyć niepozornie, wydała się być idealną asystą dla pana Lloyda. - Uśmiechnęła się ciepło do Francuza. - Nie współpracujemy z niemcami. Obawiamy się nawet tego, że towar, który Pan zakupił mogą wpaść w ich ręce. Nasza firma bardzo ich potrzebuje, opracowywujemy technologię, która może przeważyć szalę zwycięstwa w tym konflikcie… bo bądźmy szczerzy każdy widzi, że takowy już ma miejsce, na naszą stronę. - teraz posmutniała odsuwając się nieco. - Chcieliśmy uzyskać minimalną próbkę i przewieźć ją na bardziej przychylny teren, ale Pan nas ubiegł. Potrzebujemy tej wody do badań, niestety jak by to nie wyglądało, naprawde jesteśmy przedstawicielami Babcock & Wilcox Ltd. Ważne jest tylko to, że wierzymy iż pracujemy dla dobrej sprawy. A przynajmniej… jest to ważne dla nas. - Uśmiechnęła się ponownie do mężczyzny, choć był to już raczej smutny uśmiech. - Nawet jeśli nie będzie to miało dla Pana znaczenia, chcielibyśmy pomóc… ja chciałabym pomóc. Bo możemy nie rozpocząć badań, możliwe, że nie uda nam się osiągnąć przewagi w tym konflikcie, ale… to co mogłoby się wydarzyć gdyby oni zdobyli pański towar… To może zbyt wiele kosztować nie tylko naszą firmę. Chcemy pomóc Panu opuścić ten kraj z wodą. My… choć przyznam, że będzie to potwornie kłopotliwe, możemy spróbować kupić ją jeszcze raz… choć nie wiem czy już wtedy nie będzie za późno.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-12-2018, 10:08   #135
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40

Czas: 1940.III.11; pn; godz. 15:30
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel “Krokan”
Warunki: popołudnie, ciepłe, suche, wnętrze pokoju




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)



- Interesujące jest to co mówisz. - rzekł po chwili zastanowienia poobijany Francuz do poobijanej Francuzki gdy oboje siedzieli przy stoliku w trzewiach hotelowej restauracji. Bawił się kieliszkiem obracając ciemny płyn wewnątrz obserwując jak się porusza gdy zastanawiał się nad odpowiedzią. Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę. Francuz wydawał się być po szarmancku skromny mówiąc, że tylko bronił honoru Francji której to jest dumnym obywatelem i pokornym sługą. Pannę Hepburn traktował jak prawdziwą damę i wydawał się być nią zauroczony i zafascynowany.

Ale jednak gdzieś między wierszami Gabrielle wyczuła aluzję, że monsieur Lapointe ma wątpliwości kto z zaoceanicznej dwójki jest właściwym szefem. No i strasznie ciekawiła go dzielna, młoda kobieta która okazała się takimi wszechstronnym wyszkoleniem. Zażartował nawet, że jest nie tylko sekretarką ale chyba i ochroniarzem Mr. Lloyd’a. Ale ostatecznie nie to stało się głównym tematem rozmowy.

Francuz postanowił zaryzykować i zgodzić się na współpracę z dwójką zza oceanu aby uniknąć ryzyka, że jego bezcenny ładunek, w całości czy w części zostanie przejęty przez tych podstępnych boshów. Postawił sprawę w następujący sposób. Dwójka zza oceanu pomoże mu przetransportować bezcenny ładunek do siedziby jego firmy. Czyli do Paryża. Jeśli się to uda wówczas Francuz był skłonny przekazać im w ramach zapłaty “małą próbkę” czyli jeden z bezcennych kanistrów. Zamierzał opuścić to malowniczo położone w dolinie norweskie miasteczko jutro rano.

Wracająca do własnego hotelu dwójka agentów Spectry mogła na własnej skórze przekonać się o “znormalnieniu” norweskiej pogody. Co prawda było nadal słonecznie ale wyraźnie się ochłodziło i przebywanie na zewnątrz na krótki rękaw było już zdecydowanie nieprzyjemne. Mieli okazję zdać sobie relację z własnych obserwacji i rozmowy. John siedząc przy stolikach na zewnątrz był widoczny z wnętrza. Przynajmniej gdy Francuz i Francuzka już wstali żegnając się i monseniur Lapointe odprowadził ”Kanadyjkę” do holu gdzie się rozdzielili. Ona wyszła na zewnątrz a on wrócił do wnętrza hotelu. Jeśli zauważył Johna to nie dał po sobie nic poznać. John zaś na pewno nie zauważył ani jego, ani swojej szefowej bo przez te słoneczne refleksy w szybach dostrzegł Gabrielle dopiero gdy zjawiła się w drzwiach wejściowych. Co się działo wewnątrz nie miał pojęcia. Ale na zewnątrz tym razem było tak spokojnie, że aż nudno. Nikt z gości czy przechodniów jakoś mu nie pasował na obserwującego wejście do hotelu agenta. Nie doczekał się żadnej napaści ani prób ataku na niego czy rozmawiającej wewnątrz hotelu dwójki. Za to zaliczył sporo zaintrygowanych spojrzeń gdyż jego obita i posiniaczona twarz przykuwała spojrzenia. Nikt jednak nie był aż tak ciekawski aby pytać.

Gabrielle zaś z rozmowy wyniosła wrażenie, że Francuz podejrzewa, że są jakimiś agentami działającymi pod przykrywką. Nie powiedział tego wprost ale tak wynikało z toku przeprowadzonej rozmowy. Mógł się nawet domyślać, że zwykle rozmawia z nią a nie z Johnem nie z powodu różnicy charakterów obydwu panów ale właśnie dlatego, że ona jest bardziej władna w hierarchii niż Brytyjczyk który wedle legendy był jej szefem. Nawet sprawność jej samoobrony jaką ona i on zareperezentowali wczoraj w restauracji, to, że w ogóle oboje tam byli chociaż umówił się tylko z nią a od poczty do restauracji było trochę spaceru więc “Mr. Lloyd” musiałby iść za nimi również było co najmniej zastanawiającym zachowaniem. Bo szansa, że akurat był przypadkiem w odpowiednim miejscu i czasie by włączyć się do akcji z napastnikami była dość mikra. Więc chociaż nic z tych detali nie powiedział wprost to widocznie to co mówił, to czego nie mówił, jak nie indagował już dla kogo naprawdę pracują mówiło Francuzce, że jej rodak widocznie nie pytał już o to o co miał wyrobione zdanie albo uznał, że nie uzyska szczerej odpowiedzi w tak bezpośredni sposób. W każdym razie jutro rano zamierzał opuścić te malownicze miasteczko razem z całym ładunkiem ciężkiej wody.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-12-2018, 00:33   #136
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu z Lapointe'em - omawianie planów (by Aiko & Lou)

John odetchnął z ulgą widząc, że Gabrielle w towarzystwie Francuza wyszła przed hotel. Z ławki, na której siedział, zauważył, że Francuzka wymieniła ze swoim rodakiem parę słów na pożegnanie, po czym Lapointe zniknął w głębi hotelu. Gabrielle tymczasem lekkim, niemal tanecznym krokiem podeszła do czekającego na nią na ławce Brytyjczyka.
- Wracajmy do hotelu. - Gdy odeszli kawałek ujęła Johna pod ramię. - Mam chyba dobre wieści.
John popatrzył Gabrielle głęboko w oczy i uśmiechnął się.
- Naprawdę? - zapytał. - W takim razie nie mogę się doczekać, aż się nimi ze mną podzielisz.
Gdy szli Gabrielle opowiedziała mu o stanie zdrowia ich “wspólnika biznesowego”. Wszystko miało służyć jako przykrywka. Dopiero gdy znaleźli się w pokoju Francuzki odezwała się nieco poważniej.
- Obiecałam, że pomożemy mu bezpiecznie dotrzeć do Paryża w zamian za kanister. - Gdy opisywała Johnowi spotkanie, pakowała jednocześnie rozrzuconą po pokoju garderobę.
John uważnie słuchał, gdy jego przełożona referowała spotkanie, starając się skupiać bardziej na tym, co mówiła, niż na tym, jak poruszała się po pokoju zbierając rozrzucone ubrania. Gdy Gabrielle skończyła mówić, odchrząknął i z namysłem potarł podbródek.
- No dobrze... czyli mamy towarzyszyć panu Lapointe w drodze do Paryża. - skonstatował. - Wiemy już, w jaki sposób pan Lapointe będzie chciał opuścić Norwegię i którą trasą dotrze do Francji?
- Wyjeżdża porannym pociągiem. - Francuzka zdjęła z siebie elegancki żakiet i zaczęła rozpinać spódnicę. - Powinniśmy kupić bilety, myślę też że warto by było przenieść się do jego hotelu.
- Dobry pomysł. - skonstatował John. - W razie, gdyby Niemcy spróbowali go jeszcze raz napaść, będziemy w pobliżu. Stamtąd bliżej też chyba na stację kolejową, więc kupno biletów nie będzie problemem. Coś jeszcze powinniśmy zrobić?
Gabrielle zdjęła spódnicę. Złożyła kostium i wybrała skromniejszy, lepiej pasujący do sekretarki. Kręcąc biodrami wcisnęła się w ołówkową spódnicę.
- Nie wiem... - Francuzka westchnęła ciężko. - Chciałabym sprawdzić tych ludzi... to może być niemiecki wywiad.
- To raczej na pewno był niemiecki wywiad - zgodził się Anglik. - Wtedy, gdy zaatakowali nas w tej kawiarni... miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem takich typów. To było właśnie w Niemczech. Dwóch takich zabiło mi wtedy kumpla. Wyglądali zupełnie tak samo jak ci tutaj. - John zacisnął zęby na wspomnienie tamtej nieudanej misji. - Dlatego właśnie rzuciłem się na nich tak zajadle. Gdyby trzeba było, pociąłbym ich na strzępy.
Gabrielle podeszła do niego dopinając spódnicę i sięgnęła do policzka podopiecznego, by go pogładzić.
- Rzucanie się na przeciwnika nie przywróci życia twojemu kumplowi. - Uśmiechnęła się ciepło. - A mi będzie bardzo smutno jeśli coś ci się stanie.
John odwzajemnił ciepły uśmiech Francuzki i przytulił się do niej, pozwalając, by dłoń Gabrielle musnęła jego policzek. Zrewanżował się, delikatnie całując dziewczynę.
- Wiem. - odparł. - Ja również nie zniósłbym myśli, że któryś z nich mógłby skrzywdzić Ciebie.
- A więc bez rzucania się na wrogów. - Gabrielle zaśmiała się cicho. - To jak... ja kupię nam bilety, a ty załatwisz pokój?
- Oczywiście - odparł John. - Dopilnuję, by nasze rzeczy trafiły do nowego pokoju tak szybko, jak to możliwe. Rozumiem, że nie potrzebujesz eskorty na dworzec i z powrotem?
- Wątpię by ktoś chciał mnie zaatakować w środku dnia. - Gabrielle przeczesała dłonią włosy Brytyjczyka i odsunęła się nieco. - Mam tylko jedną obawę… Lapointe jest przekonany, że jesteśmy agentami.
- Przekonanie to jeszcze nie dowód - sceptycznie zauważył Anglik. - Nie powiedziałaś mu chyba, dla kogo pracujemy?
- Powiedziałam dla kogo nie pracujemy i na terenie jakiego kraju działa nasza firma. Zasugerowałam, że nasze badania mogą przechylić szalę wojny. - Francuska wzruszyła ramionami i sięgnęła po pasujący do spódnicy żakiet.
- Pewnie Ci nie uwierzył - zachichotał John. - No cóż, nie mamy innego wyjścia, musimy utrzymywać przykrywkę do samego końca. Kiedy już weźmiemy kanister i znikniemy, to, co w co nasz francuski przyjaciel wierzy lub co podejrzewa, nie będzie miało żadnego znaczenia, prawda?
- To zawsze może być coś co może nas zdradzić... kiedyś. - Gabrielle dopięła guziki żakietu ukrywając swój biust. - Ale teraz nie mamy na to czasu.
- Masz rację. Zbiorę nasze rzeczy i wymelduję nas z hotelu, a Ty idź na dworzec i kup bilety. Spotkamy się w Admini.
Gabrielle narzuciła płaszcz, owinęła się szalem i jeszcze raz ucałowała Johna. Musiała przyznać, że czuła niepokój. Nie wiedziała, gdzie jest Edward. Czekała ich prawdopodobnie niebezpieczna podróż. Objęła Brytyjczyka i pogłębiła pocałunek. - Zawiadom centralę. - Wyszeptała gdy ich wargi na, chwile oderwały się od siebie.
- Dobrze... - odszepnął John, wykorzystując chwilę oddechu. - Ale... potem - jego usta znów wpiły się w słodkie wargi Francuzki. Gabrielle nie potrzebowała więcej zachęty. Jej ciało otarło się o ciało mężczyzny.
- Nie mam dużo czasu, nim zamkną kasy. - Wyszeptała między pocałunkami, nie odsuwając się nawet na milimetr.
- W takim razie nie traćmy czasu - szepnął John, sięgając do zapięcia garsonki Gabrielle.
Francuzka opuściła ręce pozwalając płaszczowi opaść na ziemię i poddała się zabiegom swego podopiecznego. Czuła, że powinni się spieszyć, że nie powinni pozostawiać Lapointe na długo samego, ale… były rzeczy, których nie potrafiła odmówić.
John metodycznie pozbawił Gabrielle górnych części ubrania. Na chwilę zamarł w bezruchu, niemal z nabożną czcią patrząc na piersi Francuzki. Wreszcie, nie mogąc już powstrzymać narastającego podniecenia, przywarł do nich ustami, raz po raz obcałowując każdy milimetr gładkiej skóry. Beaumont z wprawą pozbawiła Johna spodni, wraz z bielizną pomrukując z zadowolenia gdy ten pieścił jej piersi. I pomyśleć, że to był ten sam Wainwright, który jeszcze w Anglii tężał, gdy objęła go pod ramię, który odwracał wzrok, gdy rozbierała się na "Altmarku"... Stanowczo wolała tą wersję Brytyjczyka.
John ani myślał opierać się swojej przełożonej. Wręcz przeciwnie - widząc jej zdecydowanie w pozbawianiu go garderoby nie pozostał jej dłużny. Jego ręce wprawnie poradziły sobie z zapięciem spódnicy, potem z pończochami i bielizną agentki. Już po kilku chwilach Wainwright klęczał przed Francuzką, z twarzą na wysokości jej łona, a usta i język Anglika powoli, ale nieubłaganie zbliżały się do celu ich wędrówki.
Gabrielle obserwowała go z góry. Pozwolić mu? Nie mieli czasu, powinni ruszać do swoich zadań. Zawsze mogli zająć się sobą “pilnując” Lapointe. Tyle, że... wspomnienia poprzedniego wieczoru kusiły by poddać się działaniom kochanka. Francuzka zanurzyła palce w starannie ułożonej fryzurze Wainwrighta.
- John. - Odezwała się szeptem, by nikt poza nimi nie był w stanie usłyszeć prawdziwego imienia jej partnera. - Tam jest dość mokro… weź mnie.
John podniósł na Gabrielle lekko zamglony, jakby szalony wzrok. Usłyszawszy jej słowa, jak na komendę wstał z kolan, prostując się tuż przed francuską agentką. Silne marynarskie ręce objęły dziewczynę. John złożył na ustach Gabrielle pełen pasji pocałunek, po czym wszedł w nią mocnym, zdecydowanym ruchem.
Beaumont z trudem powstrzymała okrzyk, który chciał się wyrwać z jej ust, gdy Brytyjczyk sforsował jej ciało. Oparła drżące ręce na ramionach Johna i uniosła się na nich, owijając nogi wokół bioder kochanka. Znów to robili. Znów... choć powinni zajmować się czymś innym. Całując swego podopiecznego, poddawała się jego atakom.
Dłonie Johna mocno oparły się na pośladkach Gabrielle, gdy mężczyzna wyciągnął ręce, nie pozwalając, by słodki ciężar jego kochanki zsunął się z niego. Odchylił się lekko do tyłu, aby zabezpieczyć oboje przed upadkiem, po czym mocnymi, miarowymi pchnięciami bioder rozkołysał Gabrielle w takt namiętnego tańca. Ich ciała, splecione ze sobą w nierozerwalnym uścisku, ocierały się o siebie coraz szybciej i gwałtowniej, w miarę jak narastające podniecenie przechodziło z lekkiej fali do burzy, potem do huraganu, a potem do niepowstrzymanego tsunami. Gabrielle całowała mężczyznę cały czas starając się w ten sposób uciszyć własne jęki. Jak bardzo chciała krzyczeć... pokazać całemu światu jak dobrze jej w tej chwili. Zrobi to... niech tylko dotrą do Paryża... do bezpiecznej bazy i John będzie żałował, że pokazał jej co potrafi. Przy którymś z ataków doszła, wpijając się mocno wargami w usta kochanka. Tylko dzięki temu pocałunkowi John również nie wydał z siebie krzyku, gdy fala rozkoszy, potężna jak podmuch atlantyckiego sztormu, przeszła przez niego, omal nie zwalając go z nóg. Ostatkiem sił trzymając się na drżących nogach, wciąż trzymał w objęciach Gabrielle, starając się dojść do siebie po tym, czego właśnie doświadczył. Francuzka obejmowała go mocno, drżąc na całym ciele.
- Będziemy musieli pilnować Lapointa. - Wyszeptała wprost w rozpaloną skórę szyi agenta. - Ale coś czuję, że nie pozwolę ci wychodzić zbyt często tej nocy.
- Będę wychodził tylko wtedy, gdy mi pozwolisz - odszepnął John, przytulając Gabrielle do siebie.
Francuzka powoli rozplotła nogi i stanęła na ziemi. Zachwiała się na miękkich kolanach, ale dzięki bliskości kochanka szybko złapała równowagę. Rozejrzała się po porozrzucanych rzeczach i westchnęła.
- Nawet nie wiesz ile zajmuje ubieranie tego wszystkiego.
John obdarzył Gabrielle zagadkowym spojrzeniem.
- Zapewne nie wiem - odrzekł ze swoim zniewalającym, łobuzerskim uśmiechem. - Wiem tylko, że znacznie więcej niż zdejmowanie.
- Tak... w tym jesteś specjalistą. - Francuzka zaczęła zakładać pończochy wypinając się w kierunku Johna.
- Staram się jak mogę. - odparł John, równie wprawnie zakładając na siebie spodnie. Poza, w jakiej ustawiła się jego przełożona, podsunęła Johnowi pewną myśl. Obiecał sobie, że przy najbliższej okazji postara się nieco zaskoczyć swoją szefową.
Wbrew swym narzekaniom Gabrielle ubierała się sprawnie. Tempo w jakim doprowadziła się do nienagannego stanu, pani sekretarki, mogło wzbudzić podziw.Teraz pozostawało im jedynie załatwić wszystkie formalności... jakoś przetrwać noc i następnego dnia wyruszyć wraz z Lapointem.
 
Loucipher jest offline  
Stary 09-12-2018, 18:13   #137
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41

Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:15
Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, wnętrze taksówki
Warunki: wieczór, chłodne, suche, wnętrze pojazdu




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)




Cała doba w drodze. Nawet więcej. Z półtorej. Przez pół kontynentu. Różnymi środkami transportu, morzem, lądem i powietrzem. Najpierw we wtorek rano, gdy było jeszcze ciemno i złapał przymrozek, taksówka z hotelu na dworzec. Pełnię dnia powitali już odjeżdżając pociągiem z Rjukan do Oslo. Dotarli tam późnym porankiem lub wczesnym przedpołudniem, zależy jak liczyć. Potem znów taksówką. Tym razem z dworca na lotnisko Fornebu, te same gdzie trójka agentów Spectry lądowała kilka dni temu. Z godzinę czekania na lotnisku i w prawie samo wtorkowe, pochmurne południe start Fokkerem norweskich linii lotniczych. O dziwo pochmurne, norweskie niebo opuszczali w kierunku zachodnim, ku Morzu Północnemu i Szkocji a nie na południe ku Francji i Paryżowi. W Edynburgu lądowali tuż przed zmierzchem. I też było chłodno, wilgotno i pochmurno zupełnie jakby klimatycznie ta sama kraina rozciągała się po obu stronach morza. Potem nocnym pociągiem przez cały wyspiarski kraj aż do krańca nocy i wyspy nad Kanałem. Do Portsmouth. Gdzie dojechali gdy z nieba zaczynała już znikać noc ale na ziemi jeszcze było ciemno. Ze dwie godziny czekania na kurs przez Kanał i potem na statek. Większość środy spędzili właśnie na pokładzie pasażersko - towarowego frachtowca. Do francuskiego portu w Caen zawinęli gdy dzień miał się już ku końcowi. Potem kolejna taksówka, tym razem z portu na dworzec i bilety na kurs do Paryża. Na dworzec wjechali około 21 gdy nad światem zapanowała kolejna noc.

To tak w największym skrócie. Okazało się, że jeszcze w Norwegii bez kłopotów zjechali się z jednego hotelu na jeden dworzec. Razem, we trójkę, siedzieli w jednym przedziale aż do podróży dworca w Oslo. Razem też pojechali taksówką zaraz za wynajętym pickupem który wiózł bezcenny ładunek. Łącznie w końcu był to zbyt wielki i nieporęczny cieżar aby wieźć do w mniejszym pojeździe. Na lotnisku musieli czekać całą godzinę, razem z resztą pasażerów. Mieli lecieć do Paryża ale monseniur Lapointe prawie w ostatniej chwili wręczył im bilety na lot do Edynburga który startował kwadrans później. Było z tym torchę zamieszania ale jednak gdy już wsiedli do norweskiego Fokkera na kilkanaście miejsc to wystartowali bez przeszkód. Przez prawie bite 5 godzin lecieli ponad chmurami mając pod sobą ponurą, stalową, taflę morza które nawet z tej wysokości wyglądało na zimne i odpychające. Tylko na początku lecieli nad skrawkami lądu Norwegii a potem pod koniec widzieli już szkocki ląd.

Lądowanie obyło się bez kłopotów. Musieli przejechać taksówkami z lotniska na dworzec. Znowu dwoma bo w jednym były bezcenne kanistry a w wygodniejszej osobówce oni sami. Lądowali w krainie wojny. Zaciemnienie znów nie dało o sobie zapomnieć. Przypomniało, że kraj jest w stanie wojny. Im bardziej dzień odchodził w niebyt i tym mocniej każdy kwadrans nocy przypominał o tym dobitniej. Zwłaszcza jak ktoś właśnie wrócił z przyjemnie rozświetlonego kraju będącego wciąż na pokojowej stopie.

Znowu dało się dobitnie odczuć różnicę między wojną a pokojem. Całą noc spędzili w pociągu. Kilka razy zatrzymywali się “w polu”, podobno aby przepuścić jakiś wojskowy skład albo z powodu alarmów lotniczych. Prawdziwych, fałszywych czy ćwiczebnych nie było istotne, efekt był ten sam: zatrzymywał pociąg. Dlatego na miejsce dojechali gdy niebo zaczęło granatowieć a dzień i ludzie jeszcze w większości spali. Czekali prawie 2 godziny w porcie Portsmouth aż będą mogli wsiąść na statek. Ziąb, wilgoć i nieprzyjemny wiatr. Port, nawet na wojennej stopie, jednak nie spał, nawet o tej porze. Chociaż przed świtem daleko mu było to pełni operatywności jaką miał osiągnąć za kilka gdzin.

Wsiedli na jakiś towarowo - pasażerski frachtowiec. Czyli raczej towarowy ale i z pasażerskimi kabinami. Parowiec nie był ani nowy, ani ładny, ani szybki. Ale był. Opuszczał angielski port w szarówce przedświtu. Płynął leniwym tempem jakby mu się wcale nie chciało. Na oko Johna pewnie z 10 w/h. Dopłynęli więc do Caen gdy została może ostatnia godzina środowego dnia. Gdy wysiedli w porcie Lapointe poza pilnowaniem załadunku dużej skrzyni na samochód a potem do pociągu, kupił też gazetę. Z niej dowiedzieli się o dwóch wydarzeniach. Okazało się, że wczoraj Finlandia i ZSRR podpisały traktat pokojowy a więc kolejna wojna w Europie dobiegła końca. Ale dzisiaj jeszcze też o tym pisano. Pisano też o pewnym incydencie lotniczym z wczoraj. Niemcy oskarżały Duńczyków o pogwałcenie swojej przestrzeni powietrznej. Duńska maszyna komercyjnych linii startująca z lotniska w Oslo i lecąca do Paryża, zboczyła z kursu i weszła w niemiecką przestrzeń powietrzną. Maszyna została przechwycona przez parę myśliwców co było popisem skuteczności potężnej Luftwaffe. I obydwa myśliwce zmusiły statek powietrzny do wylądowania w Rzeszy. Po wyjaśnieniu pomyłki maszynie pozwolono kontynuować przerwany lot. Niemniej miłujący pokój Niemcy są oburzeni takim wtargnięciem i ogłaszają, że są gotowi bronić swojego terytorium przed każdym wrogiem. Artykuł wyraźnie ucieszył Francuza.

Wieczór we Francji spędzili w pociągu. Jechali przez zapadający nad tą krainą zmierzch a w końcu noc. Podobnie jak wyspiarski aliant ten kraj też był zaciemniony przez co wyglądał ponuro, przygnębiająco i złowrogo. Nawet bezludnie, jakby jechali przez jakieś opuszczone przez ludzi tereny. Brakowało światła które zwykle oznaczało bytność ludzi i ich cywilizacji. Oczywiście ludzie gdzieś tam, za oknem byli no ale rzadko dało się ich dostrzec. Zwłaszcza, że okna pociągu były zasłonięte roletami bo przecież pociąg też był zaciemniony. Gdy pociąg wtoczył się na paryską stację był już wieczór. Normalnie, nawet w tygodniu, oznaczałoby to dopiero początek wieczornego życia. Ale wojna stłamsiła i światła i tą atmosferę z jakiej słynęło to miasto. Zwłaszcza, że połowa marca nie słynęła z ładnej pogody nawet w Paryżu. Wieczór okazał się chłodny chociaż bezchmurny.

Tym razem Francuz wynajął taxi - furgonetkę. Na jej kufer zapakowano podłużną i ciężką skrzynię która zajęła lwią część wozu. A ponieważ był to chyba jakiś były furgon bankowy albo wieźniarka to miała i kraty w małych okienku w tylnych drzwiach i ławy wzdłuż burt. Lapointe usiadł w szoferce, na miejscu pasażera a dwójka agentów Spectry została zamknięta razem z bezcennym ładunkiem bo już więcej miejsca w szoferce nie było. Oświetlenie było bardzo symboliczne, jedynie mała podsufitowa lampka dająca mdłe światło jeśli się ją zapaliło. Jechali przez paryskie ulice i słychać było przez burty i pyrkotanie silnika także i inne pojazdy. Ale przez małe, zakratowane okienko widać było głównie czerń nocy co było dość przygnębiające. Brakowało świateł latarni i okien. Miasto zamarło przestraszone. Panowała ta sama wieczorna przygnębiająca atmosfera jak w Londynie.

W końcu zatrzymali się. Zatrzymywali się już wcześniej, na krzyżówkach czy zakrętach. Ale tym razem zatrzymali się na dłużej. Ktoś podszedł na tyle blisko wozu, że słychać było jego głos. Słyszeli też załogę szoferki. Najpierw mówił kierowca i wydawało się, że coś odpowiada, coś tłumaczy, nawet przez chwilę lamentował chyba na bandytów albo boshów. Odezwał się też Lapointe. Pytał o coś i coś powiedział. Przejechali kawałek zupełnie jakby maszyna musiała zjechać z drogi kawałek. Dało się słyszeć otwarcie drzwi szoferki i kroki wzdłuż burty. Zgrzyt zamka i po chwili tylne drzwi pojazdu stanęły otworem. Ukazał się w nich kierowca który je otworzył ale szybko odsunął się. W drzwiach zmienił go policjant. Zaraz oświetlił latarką wnętrze oślepiając przy tym dwójkę pasażerów.

- No proszę co my tu mamy. - parsknął kpiąco policjant jakby znalazł conajmniej bandę przemytników z trefnym towarem.

- Ja jestem tylko kierowcą. Zapłacili mi za kurs to ich wiozę. Przecież już mówiłem. - kierowca mówił jakby szybko chciał zapewnić o swojej niewinności.

- Każdy bandyta tak mówi. - policjant najwyraźniej miał sporo rezerwy co do takich deklaracji.

- To są ważne i delikatne instrumenty naukowe. A to mój personel. Tak jak mówiłem. To skoro nie jesteśmy rabusiami to możemy już jechać? - Lapointe nie było widać ale musiał stać gdzieś blisko bo było go dobrze słychać. Wydawał się trochę zirytowany ale panował nad tym by nie prowokować policjanta do wrednych numerów.

- Współpracownicy co? Dobrze. Zobaczymy. Dokumenty proszę. I wysiadać. - policjant wykonał przyzywający ruch ręką aby doprosić się o paszporty oraz wysiadkę aby mógł zidentyfikować dwójkę pasażerów. - I otworzyć skrzynię. Zobaczymy co to za “instrumenty naukowe”. - powiedział do Lapointe’a. Brzmiało jakby podejrzewał jakąś kontrabandę. Odsunął się nieco aby dwójka pasażerów mogła wyjść na zewnątrz. Dzięki temu zorientowali się, że stoją w jakiej uliczce. W subtelnym świetle latarnii ulicznych wyglądałaby pewnie romantycznie. Ale bez nich kłębiła się nieprzyjemną czernią jak każda ulica w Londynie czy Paryżu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-12-2018, 23:53   #138
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Rjukan - Oslo, 11-12.III.1940

Sprawne tempo, w jakim Gabrielle Beaumont opuściła hotel “Krokan” wystarczyło, by dotarła na dworzec kolejowy w Rjukan przed zamknięciem kas. Zakupiwszy bilety na jutrzejszą podróż wróciła do hotelu “Admini”, gdzie czekał już na nią John z bagażami. Anglikowi udało się dopełnić formalności z obsługą hotelu “Krokan” na tyle bezproblemowo, że hotelowy samochód podwiózł go wraz z całym dobytkiem dwójki agentów do hotelu “Admini”. Rzeczy osobiste agenta Gulbrandsena John pozostawił w hotelowym depozycie, a w recepcji hotelu - wiadomość dla norweskiego agenta, na wypadek, gdyby pojawił się w hotelu “Krokan”. Choć John raczej nie wierzył, by agent Gulbrandsen w najbliższym czasie pojawił się gdziekolwiek. Inklinacje w kierunku mrocznych, nazistowskich rytuałów, do jakich Norweg przyznał się na pokładzie “Cossacka”, kazały Johnowi przypuszczać, że Gulbrandsen był skrytym stronnikiem sympatyzującej z nazistami norweskiej partii Nasjonal Sammling. Norweg mógł również zostać wyśledzony i zdemaskowany przez kobietę, którą spotkał w hotelu w Oslo, lub osoby z nią powiązane. Którakolwiek z możliwości wchodziła w grę, zniknięcie Gulbrandsena zdawało się mieć sensowne wytłumaczenie, choć w rzeczy samej nie wróżyło dobrze.
Dla zachowania pozorów para agentów otrzymała dwa osobne pokoje - co oczywiście nie przeszkodziło im spotkać się w jednym z nich, drugi traktując wyłącznie w roli skrytki bagażowej. Wczesnym rankiem agenci wstali, zjedli wraz z panem Lapointe wczesne śniadanie serwowane przez wytworną kuchnię hotelu “Admini” i we trójkę ruszyli na dworzec.
Przejazd taksówką po trzaskającym lodzie, jakim skute były ulice, trwał na szczęście tylko kilka minut - tyle czasu trzeba było, aby w półmroku wtorkowego świtu agenci ujrzeli złożoną z pomalowanych na jasnoszary kolor desek elewację stacji kolejowej Rjukan. Gdy weszli na dworzec, pociąg szykował się już do odjazdu, więc gdy tylko pan Lapointe dopilnował załadowania drogocennej przesyłki do wagonu bagażowego, a trójka podróżnych zajęła miejsca w wagonie pasażerskim, donośny gwizd parowozu i szarpnięcie wagonów obwieściły początek podróży.
Cztery godziny podróży minęły bez przeszkód. Gabrielle z pasją dyskutowała po francusku z Lapointe’em, jakby nieskrępowanym używaniem języka francuskiego chciała powetować sobie zbyt długi pobyt najpierw na Wyspach Brytyjskich, a następnie w mroźnej i niegościnnej Norwegii. “Mon cheri Maurice”, jak Gabrielle nazwała Lapointe’a, słuchał francuskiej agentki jak urzeczony, a gdy odpowiadał Francuzce, czynił to z błyskiem w oku i nieco przesadną gestykulacją, tak charakterystyczną dla Francuzów. John jednym uchem słuchał dyskusji współtowarzyszy, z rzadka dołączając do żywiołowej wymiany zdań. Za to skupił się na obserwowaniu mijających go surowych norweskich krajobrazów i zastanawianiu się nad zaradnością i przedsiębiorczością Norwegów, którzy w tym niegościnnym kraju zdołali zorganizować tak prężnie działające linie kolejowe i przemysł. Elektrownia w samym środku norweskich gór, prom kolejowy z Mæl do Tinnoset, wielka magistrala kolejowa w Notodden... to wszystko robiło wrażenie. John pomyślał, że dobrze byłoby mieć Norwegów jako sprzymierzeńców w walce z Niemcami, nie zaś przeciwników. Wiedział jednak, że Nasjonal Sammling oraz jeden z jej głównych ideologów, Vidkun Quisling, cieszyli się w Norwegii sporym poparciem... co nakazywało z ostrożnością podchodzić do koncepcji udziału Norwegii w tej wojnie.
Gdy pociąg wtoczył się między stylowe perony dworca centralnego w Oslo, agenci byli już gotowi do opuszczenia pociągu. Było wpół do jedenastej. Oslo przywitało agentów pochmurną pogodą, co nikomu niespecjalnie przeszkadzało. Wypakowanie przesyłki na peronowy wózek bagażowy, przejście przez hol dworca i znalezienie taksówki, która zawiozła trójkę pasażerów na lotnisko Fornebu trwało niecałe pół godziny. Godzinę przed południem trójka podróżnych siedziała już w hali odlotów lotniska Fornebu, czekając na samolot do Paryża.
Gabrielle czuła jak z każdą chwilą coraz bardziej doskwiera jej zmęczenie. Odgrywanie kogoś innego, skupianie się na tym by delikatnie psuć swój rodzimy akcent i do tego ciągłe flirtowanie z Lapointem i rozbudowywanie historii o treningach samoobrony sprzed lat, o tym jak zaczęła pracę w firmie Babcock & Wilcox Ltd sprawiało, że zauważyła obniżenie swojego skupienia. Będzie musiała się choć chwilę przespać w samolocie, a przynajmniej poudawać, że śpi by uporządkować wszystkie stworzone do tej pory informacje i tak skorzystała z wizyty w toalecie by spisać część informacji w różnych miejscach w kalendarzu.

Lotnisko Fornebu, Oslo, Norwegia, 12.III.1940, godz. 11:50

“Attention, attention. Les passagers partant sur un vol no. DDL 0712 a Amsterdam sont priés de se rendre a la porte n ° 3. Je le répète, les passagers partant...”
John zaczął podnosić się z miejsca w poczekalni słysząc zapowiedź po francusku, która popłynęła z megafonu zaraz po - jak się domyślał - takiej samej zapowiedzi po norwesku. Nie zdążył jednak oderwać się od twardej ławki z oparciem, na której siedział, gdy żelazny uścisk siedzącego obok Lapointe’a osadził go w miejscu.
- Siedź. - mruknął Francuz. - Nie lecimy tym samolotem.
- Co? - zdziwił się John.
- Ciszej! - syknął Maurice. - Widzisz tych dwóch, którzy właśnie dołączyli do kolejki?
John teraz dopiero zwrócił uwagę na dwie postacie w charakterystycznych brunatnych prochowcach, które powoli ustawiały się przy bramce, przy której już odbywała się odprawa pasażerów odlatujących do Amsterdamu... a stamtąd dalej do Paryża.
- Nadziałem się na nich w pociągu, jak minęliśmy Notodden. - Francuz dalej mruczał Johnowi do ucha niskim, niemal konwersacyjnym tonem. Z daleka musieli wyglądać, jakby rozmawiali o pogodzie czy na równie niewinny temat. - Śledzili nas z dworca na lotnisko. Stanęli za mną w kolejce do kasy i kupili bilety na ten sam lot. Dlatego zmieniłem plany. Lecimy do Edynburga, kolejnym samolotem, który odlatuje za kwadrans.
John pokiwał głową z uznaniem. Dla kogokolwiek pracował Maurice - i jakkolwiek się naprawdę nazywał - musiał być naprawdę zręcznym agentem.
Gabrielle przysłuchiwała się rozmowie Johna z Lapointe z boku. Kolejny kwadrans oznaczał, że jeszcze przez chwilę musiała pozostać w roli i czuwać jednocześnie, a lotniska… zawsze ją niepokoiły. Zbyt wielu ludzi na zbyt małej powierzchni, jak w porcie czy na stacji. Sama zbyt często korzystała z tych miejsc by wymienić informacje lub kogoś śledzić i wiedziała, że w tej chwili inni mogą robić to samo. Notując kolejną uwagę w kalendarzu przyjrzała się śledzącym ich ludziom, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji przekaże ich rysopisy centrali.
Fortel Francuza się powiódł. Dwaj szpicle w prochowcach wsiedli na pokład samolotu i odlecieli do Amsterdamu, zapewne dopiero na pokładzie samolotu odkrywając fakt, że śledzony przez nich Francuz nie leci z nimi. Trójka agentów bez przeszkód - i o ile John był w stanie stwierdzić, bez nieproszonych towarzyszy - weszła za to na pokład Fokkera F.XII odlatującego kwadrans później do Edynburga z międzylądowaniem w Stavanger.
Nieprzespana ostatnia noc w hotelu dała się Johnowi we znaki bardziej, niż był w stanie to przyznać. Ledwo samolot osiągnął wysokość przelotową, głowa brytyjskiego agenta opadła na piersi. Aż do lądowania na szkockiej ziemi nie poczuł niczego - ani międzylądowania w Stavanger, ani tego, że przez większość czasu na jego ramieniu spoczywała ciemnowłosa głowa przytulonej do niego Gabrielle.

Lotnisko Grangemouth, Szkocja, 12.III.1940, godz. 17:15.

Gdy trójsilnikowy Fokker dotknął wreszcie kołami lotniska w Edynburgu - a konkretnie położonego niemal w pół drogi między Glasgow a Edynburgiem Centralnego Portu Lotniczego Szkocji w Grangemouth - bynajmniej nie oznaczało to dla agentów końca podróży, a jedynie zmianę środka lokomocji. Ledwo trójka pasażerów wraz z cennym ładunkiem wydostała się z lotniska, na złamanie karku pędzili dwiema taksówkami w kierunku Edynburga, skąd z dworca Abberley mieli złapać pociąg do Portsmouth.
John obserwował przez szybę pędzącego pojazdu aż nazbyt znajome okolice. Gdy pojazdy mijały Queensferry, serce mężczyzny przeszył nieokreślony dreszcz. Przypomniał sobie, jak raptem parę miesięcy temu, przed wypłynięciem na Morze Północne, zapewnił Gabrielle i Edvardowi niemal królewskie przyjęcie w hotelu “The Forth Bridge”. Johnowi wydawało się, że od tamtych wydarzeń minął co najmniej rok. Ile by dał, by teraz znów móc tam skręcić... tym razem wzięliby z Gabrielle ten wielki pokój na piętrze, ten z królewskim podwójnym łożem, a Olivier, ten zacny, wspaniały przyjaciel, oczywiście nie zadawałby żadnych pytań. John westchnął. Obiecał sobie, że kiedyś naprawdę przyjedzie tu razem z Francuzką. Być może nawet na dużo dłużej.
Na razie jednak samochody wjechały do centrum Edynburga. Szaleńcza jazda ulicami miasta zwróciła na nich uwagę lokalnych konstabli, ale poza poirytowanymi świstami policyjnych gwizdków obyło się bez większych komplikacji. Gabrielle skorzystała z tej okazji by zaszyfrować rysopisy zobaczonych ludzi i sporządzić szybkie notatki z ostatnich wydarzeń, które po odczytaniu przypominały bardziej harmonogram dnia pewnego dyrektora handlowego. Kończąc uśmiechnęła się do nieświadomego swych licznych wypadów do podejrzanych lokali Johna. Mężczyzna, widząc notatki Gabrielle i jej zniewalający uśmiech, kiwnął z uznaniem głową i również się uśmiechnął.
Agenci bez problemów złapali nocny pociąg linii London and North Eastern Railway, który przez Peterborough, Doncaster, York, Darlington, Durham, Newcastle, Londyn, Woking, Guildford, Haslemere i Petersfield kursował bezpośrednio do portu w Portsmouth.
Wagony, wyłożone z zewnątrz przyjemnym dla oka tekowym drewnem, były dość wygodne w środku. Podróż jednak dłużyła się agentom niemiłosiernie. Noc i obowiązujące zaciemnienie sprawiały, że nawet na stacjach niewiele było widać przez okna. Do planowych postojów na stacjach doszły jeszcze nieplanowane postoje w szczerym polu - którym zwykle towarzyszyło zamieszanie, bieganie po wagonach groźnie wyglądających ludzi w uniformach i z opaskami Home Guard lub łoskot przetaczającego się w pobliżu pociągu towarowego wyładowanego sprzętem wojskowym lub żołnierzami, albo jednym i drugim. Wszystko to sprawiło, że gdy agenci kwadrans po czwartej rano wyszli wreszcie z pociągu na wysypany żwirem peron dworca w porcie w Portsmouth, byli zesztywniali od drzemania na kolejowych kuszetkach, niewyspani i przedstawiali sobą obraz nędzy i rozpaczy.
- Nie wiem jak panowie, ale ja potrzebuję kąpieli i ludzkiego ciepłego posiłku. - Gabrielle poprawiła po raz kolejny podczas tej podróży kok, i zabrała się za układanie powygniatanego nieco płaszczu. - Może w pobliżu jest jakiś hotel, z którego moglibyśmy skorzystać? - Rozejrzała się po okolicy, szukając typowych dla tego typu usług szyldów.
- Na hotel nie bardzo mamy czas - zwrócił uwagę John. - Do odpłynięcia mamy dwie godziny. Na statku powinna być kabina z łazienką. Ale ciepły posiłek i coś dobrego do tego... da się załatwić. Chodźcie. - skinął na dwójkę współpodróżnych, prowadząc ich za sobą.
 
Loucipher jest offline  
Stary 15-12-2018, 00:06   #139
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Portsmouth

Johnowi znów przydała się znajomość lokalnego otoczenia - port w Portsmouth był niemal jego domem podczas szkolenia oficerskiego, gdy jego okręt szkolny stawał tu na kotwicy, a on sam odbywał niezliczone zajęcia w salach “kamiennej fregaty” HMS Victory. Toteż zaraz po wyjściu z dworca skierował swoje kroki do przytulnej tawerny położonej tuż obok dworca, w linii budynków patrzących wprost na portową zatokę. Agenci nie mieli wiele czasu, aby rozprostować się i rozgrzać przed podróżą, ale wczesne śniadanie popite szklaneczką sherry w pubie rozgrzało znużonych podróżników na tyle, że na rozklekotany parowiec, jaki przybił do nabrzeża ostatniej nocy, wsiedli już w lepszych humorach. Gabrielle skorzystała z okazji by podyskutować na boku z właścicielem lokalu i zapewnić im dostęp do pokoi. Mieli pieniądze, na ciężką wodę, mogli je wydać na coś innego, a przynajmniej ona nie miała takich oporów. Z dumą podeszła do Johna i Lapointe i wręczyła im dwa klucze do pokoi.
- Mamy pół godziny, ale chyba warto skorzystać. - Sama pomachała własnym kluczykiem, prezentując im swoją zdobycz, a Johnowi swój numer. - Ja za Panów pozwoleniem się oddalę.
- Skoro panna Hepburn była tak miła, to chyba ja również skorzystam z okazji.
- powiedział John. - Tobie również radzę to samo. - zwrócił się do Francuza. - Byłoby niepolitycznie przybywać na francuską ziemię wyglądając jak saksoński barbarzyńca, czyż nie?
Maurice uśmiechnął się.
- Tak, z pewnością - odrzekł niemal z wesołością w głosie. - Zatem do zobaczenia za pół godziny. - Francuz odwrócił się i skierował kroki na schody prowadzące na piętro, gdzie mieściły się pokoje.
John odczekał chwilę, by upewnić się, że za Lapointe’em zamknęły się drzwi jego pokoju, po czym cicho, starając się nie robić hałasu, wszedł śladem Francuza na piętro... niby przypadkiem skręcając w niewłaściwą stronę i zatrzymując się przed drzwiami oznaczonymi numerem, który widniał na przywieszce klucza trzymanego przez Gabrielle. Delikatnie zapukał do drzwi.
Głos Francuski dobiegł z oddali jednak przebił się przez drzwi do pokoju.
- Proszę wejść.
Kobieta na pewno nie zamierzała tracić ani sekundy z otrzymanego od losu czasu. John zobaczył ją stojącą zupełnie nagą w łazience, z której dobiegał szum nalewającej się do wanny wody. Widząc Brytyjczyka Gabrielle uśmiechnęła się promiennie. - Zamkniesz drzwi na klucz?
Oczy Johna zalśniły, gdy zobaczył francuską agentkę stojącą nago w łazience, z błyszczącą, wilgotną skórą w miejscach, gdzie krople wody zetknęły się z ciałem kobiety. Wenus wyłaniająca się z fal musiała być równie piękna jak Gabrielle w tej chwili. Krew gwałtownie zaszumiała Johnowi w uszach, oddech przyspieszył, serce zabiło mocniej. Słysząc pytanie Francuzki mężczyzna podszedł szybko do drzwi, zdecydowanie przekręcił klucz w zamku i odwrócił się. Jego ręce spazmatycznymi ruchami rozpinały ubranie, jakby parzyło go w skórę.
Gabriella uśmiechnęła się widząc jego reakcję, chwilę obserwowała szamoczącego się z ubraniem mężczyznę.
- Lapointe, też skorzystał z pokoju? - Spytała obracając się tyłem do Johna i schylając by zakręcić lejącą się wodę. Na szczęście wanna wydawała się na tyle duża, że mogli się zmieścić w niej oboje… oczywiście jeśli się lekko ścisną.
Widząc wypięte w jego kierunku pośladki Gabrielle brytyjski agent musiał stoczyć heroiczną walkę o to, by nie eksplodować już w tej chwili. Przełknął ślinę... choć z wrażenia tak zaschło mu w gardle, że właściwie nie miało to żadnego znaczenia.
- T...tak - wykrztusił. - N.. nie będzie nam przeszkadzał. - nogi same poniosły go w kierunku pochylonej nad wanną Francuzki.
Gabrielle oparta o krawędź wanny spojrzała ponad ramieniem na nadchodzącego mężczyznę i uśmiechnęła się nieco lubieżnie.
- Chyba powinnam go teraz uwodzić, prawda? - Spytała swego podopiecznego gdy ten wszedł już do nieco zaparowanego pomieszczenia.
- Stanowczo wolę, jak uwodzisz mnie - odparł John, stając tuż przy Gabrielle. Również był już nagi, jedynie porozrzucane ubrania znaczyły drogę od drzwi wejściowych do łazienki.
Beaumont obróciła się i przysiadła na krawędzi wanny. Spojrzała z dołu na stojącego obok mężczyznę z uśmiechem przesuwając spojrzeniem po jego ciele i pewnym bardzo charakterystycznym wskaźniku aprobaty dla jej urody.
- Chyba nalałam nieco za ciepłą wodę… mamy chwilę nim ostygnie. - Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
John odwzajemnił spojrzenie, po czym nachylił się ku twarzy Gabrielle i z pasją ją pocałował.
- Każda chwila z Tobą to czysta rozkosz. - wyszeptał, gdy już oderwał usta od jej ust.
Gabrielle podniosłą się i przywarła całym ciałem do swego podopiecznego. Był tak przyjemnie ciepły… Myśl jak bardzo po Altmarku przeszkadzało jej zimno zaczynała ją przerażać. Może powinna przenieść się do cieplejszego kraju? A może… Jej wargi pochwyciły usta Brytyjczyka i związały je namiętnym pocalunkiem. A może nie powinna wychodzić z objęć Johna?
Jakby czytając w jej myślach, John objął Gabrielle i mocno przytulił ją do siebie. Całował ją namiętnie, delektując się słodyczą jej ust, upijając się nią. Czuł, jak sutki Gabrielle ocierają się o jego klatkę piersiową, a jeszcze niżej odczuwał delikatne muśnięcia ud i łona kochanki ocierających się o jego wyprężoną męskość.
- John. - Rozpalony głos Gabrielle na chwilę przerwał odgłosy pocałunków. Puściła mężczyznę i ponownie pochyliła się opierając o wannę i wypinając w kierunku mężczyzny. - Tak.. może być?
Johnowi zawirowało w głowie. Jego ręce chwyciły dziewczynę za biodra, zdecydowanym ruchem skracając odstęp, jaki dzielił je od bioder mężczyzny. Oręż Brytyjczyka pewnym ruchem utorował sobie drogę do wnętrza dziewczyny. Biodra Johna z głuchym klaśnięciem wylądowały na pośladkach kochanki, a ręce przesunęły się nieco po ciele francuskiej agentki. Jedną z nich John przesunął nieco wyżej, by lekko wyprostować ciało kochanki Jego dłoń zatrzymała się tuż pod kształtnymi piersiami Gabrielle. Rytmiczne ruchy bioder Johna rozkołysały ich oboje, znów nadając ich tańcowi pierwotny, erotyczny charakter. Francuska zasłoniła jedną dłonią usta. Wolała nie ryzykować, że przechadzający się korytarzem Lapointe usłyszy jej słodkie jęki niosące się echem po wyłożonym kafelkami pomieszczeniu. Wystarczyło, że już ją samą ogłuszały własne serce zdające się bić w samych jej uszach i charakterystyczne odgłosy uderzającej o siebie ludzkiej skóry. Lubiła dominować, ale było coś w tym zwierzęcym akcie co rozpalało jej krew tak, że ta zaczynała wrzeć. Opierając się na jednej ręce wychodziła Johnowi naprzeciw swymi biodrami, pogłębiając ich chwilowe spotkania.
John bez reszty oddawał się rozkoszy, jaką dawał mu ten jedyny w swoim rodzaju pierwotny wybuch czystej seksualnej energii. Coraz mocniejsze pchnięcia, odwzajemniane przez Gabrielle, jego ręce błądzące po jej piersiach, po jej pośladkach... gładka, alabastrowa skóra na plecach i karku, którą Anglik miał tuż przed oczami, w pełnej krasie... to wszystko doprowadzało go do szaleństwa. Czuł, że długo już tego nie wytrzyma... miał tylko nadzieję, że Gabrielle odczuwa przynajmniej tyle samo rozkoszy, co on.
Z trudem stłumiony przez dłoń okrzyk obwieścił mu, że tak. Francuska dotarła na szczyt z trudem utrzymując się na krawędzi wanny. Jej kolana zmiękły od przepełniającej ją rozkoszy i dreszczy.
Głęboki jęk Gabrielle przelał czarę rozkoszy wzbierającą w Johnie. Jego biodra zamarły po kolejnym mocnym pchnięciu, przyciśnięte do ciała Francuzki. Fala nieziemskiej przyjemności eksplodowała w głowie Brytyjczyka, niepowstrzymanym potokiem spłynęła w dół jego ciała, zmaterializowała się dokładnie na wysokości jego bioder, po czym jak gwałtowny impuls prądu przepłynęła przez jego lędźwia, uderzając w głąb dziewczyny jak potężna morska fala uderza w skalistą przybrzeżną zatokę. John jeszcze przez chwilę stał za Francuzką ciężko dysząc i próbując nie stracić równowagi po tym, co przeżył.
- Odnoszę wrażenie… że też miałeś na to ochotę. - Wyszeptała, oglądając się na mężczyznę.
- Och, tak - westchnął John, wciąż łapiąc oddech. - Sama widziałaś... że nie mogłem się powstrzymać. - wyszczerzył zęby w uśmiechu, by za chwilę spoważnieć. - Stajesz się moim nałogiem, Gabrielle. Nigdy nie mam cię dość.
- Wiesz, że to niebezpieczne w naszej branży?
- Francuska zaczekała aż mężczyzna się z niej wysunie i przeciągnęła kocio.- Ale… już nie mogę się doczekać aż uda nam się to zamknąć i… może będziemy mieli więcej czasu dla siebie? - Uśmiechnęła się ciepło do podopiecznego i zanurzyła nogę w wannie. - jest idealna.
John zrobił to samo, po czym ponownie zachichotał.
- W rzeczy samej... idealna. Tak, jak Ty - filuternie popatrzył na Gabrielle, po czym powoli zmierzył wzrokiem jej zjawiskową figurę. - Chodź... umyję Ci plecy.
Francuska usiadła pomiędzy nogami mężczyzny, zanurzając się w ciepłej wodzie.
- Jeśli masz ochotę… z przyjemnością poddam się niewielkiemu masażowi. Myślałam, że ten pociąg mnie wykończy. - Westchnęła ciężko opierając podbródek na kolanach, podciągniętych do piersi ud.
- Postaram się sprawić, byś zapomniała o trudach podróży - zapewnił ją John. Jego dłonie przesunęły się po gładkiej skórze Francuzki, kojącym dotykiem i strumieniami wody rozluźniając napięte mięśnie i tłumiąc ból, jakim promieniowało wyczerpane podróżą ciało kobiety. Gabrielle przytaknęła i poddała się działaniom mężczyzny. Nie mieli dużo czasu, ale chyba oboje potrzebowali tego odprężenia.

W drodze do Cean

Znów mieli szczęście - zaokrętowali się w ostatniej chwili, tuż przed wypłynięciem. John z Maurice’em wciąż jeszcze pilnowali, aż skrzynia z cennym ładunkiem zostanie bezpiecznie zamocowana przez personel ładowni, gdy ryk okrętowej syreny obwieścił, że statek rzucił cumy i odpływa. I rzeczywiście, parowiec, sycząc, trzeszcząc i buchając parą z cienkiego, ołówkowatego komina, wkrótce opuścił Portsmouth i z grubsza południowym kursem ruszył w kierunku Caen.
John spędził większość czasu na pokładzie parowca, choć po prawdzie niewiele miał tam do roboty i do obserwowania. Po prostu cieszył się, że znów oddycha morskim powietrzem, czuje pod stopami kołysanie pokładu i słyszy skrzekliwy zaśpiew krążących nad statkiem mew. Obserwując kręcących się po pokładzie marynarzy zajętych swoją pracą John nie mógł powstrzymać tęsknoty szarpiącej mu duszę. Instynktownie czuł, że jego miejsce jest na morzu, wśród marynarzy - po to się szkolił, po to służył, to zawsze chciał w życiu robić. Z drugiej strony, praca w wywiadzie też była ważna i interesująca... mogła również pomóc mu uporać się z wizjami, których doświadczał. Poza tym, gdyby nie odkomenderowano go do Agencji, nigdy w życiu nie spotkałby Gabrielle. Myśl ta wydawała mu się teraz tak straszna, że Brytyjczyk niemal natychmiast usunął ją z mózgu, jakby bał się pozostawić ją na dłużej. Niespokojne myśli jednak go nie opuszczały... aż do chwili, gdy wiekowy parowiec rzucił wreszcie cumy w Ouistreham, przystani będącej częścią rozłożonego na przybrzeżnej nizinie portu w Caen.
Gabrielle starała się ukryć pochmurny nastrój żartując z Lapointe i spacerując po pokładzie. Cały czas czuła na sobie chłód wody, którą polewali ich Niemcy na Altmarku. Zimno przeszywające ciało aż do szpiku kości. Pragnęła tylko zaszyć się w kajucie i wtulić w coś ciepłego… w kogoś ciepłego. Widząc Johna uśmiechnęła się szeroko i podeszła do niego.
- Jak Panu mija podróż?
- Dziękuję, panno Hepburn, bardzo przyjemnie.
- odparł John, na użytek ewentualnych obserwatorów nie wychodząc z roli. - Lubię podmuch morskiej bryzy o poranku, lepiej mi się wtedy myśli. A Pani? Mam nadzieję, że również cieszy Panią ten rejs.
- Muszę się przyznać, że mam pewien uraz do morza.
- Choć ton Francuzki był raczej lekki jej spojrzenie, które na chwilę spoczęło na Johnie zdradziło mi, że kobieta nie czuje się tu dobrze. - Choć przyznam, że bryza jest rzeczywiście orzeźwiająca.
- Czyżby miała Pani nieprzyjemne doświadczenia związane z morzem?
- zapytał troskliwym tonem, choć nadal oficjalnie, John.
- Powiedzmy, że miałam niezbyt przyjemne spotkanie z wodą. - Gabrielle uśmiechnęła się ciepło. - Nie chciałabym jednak Panu psuć rejsu.
- Przykro mi to słyszeć... mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończyło.
- John nadal mówił troskliwym, pełnym współczucia głosem. - I proszę się nie martwić, Pani obecność z pewnością nie psuje mi rejsu... wręcz przeciwnie. - Francuskiej agentce wydało się, że jej udawany przełożony puścił do niej bardzo delikatne oczko... ale było to tak niedostrzegalne, że równie dobrze mogło się jej tylko wydawać.
- A czy zechce Pan napić się ze mną czegoś ciepłego? - Gabrielle uśmiechnęła się do Johna zupełnie szczerze.
- Z największą przyjemnością. - odparł “pan Lloyd” i teatralnym gestem pokazał swojej “podwładnej” drogę w kierunku okrętowej mesy. - Panie przodem!

Paryż

Gabrielle wysiadła z samochodu i uśmiechnęła się do policjanta.
- Dzień dobry Panu. - Powiedziała, podchodząc do wyraźnie poirytowanego mężczyzny.
- Współpracownicy co? Dobrze. Zobaczymy. Dokumenty proszę. I wysiadać. - policjant wykonał przyzywający ruch ręką aby doprosić się o paszporty oraz wysiadkę aby mógł zidentyfikować dwójkę pasażerów. - I otworzyć skrzynię. Zobaczymy co to za “instrumenty naukowe”. - powiedział do Lapointe’a. Brzmiało jakby podejrzewał jakąś kontrabandę. Odsunął się nieco aby dwójka pasażerów mogła wyjść na zewnątrz. Dzięki temu zorientowali się, że stoją w jakiej uliczce. W subtelnym świetle latarnii ulicznych wyglądałaby pewnie romantycznie. Ale bez nich kłębiła się nieprzyjemną czernią jak każda ulica w Londynie czy Paryżu.
Francuska bez pośpiechu wydobyła z torebki swoje dokumenty i podała je policjantowi.
- Niestety nie będziemy w stanie okazać panu instrumentów naukowych, gdyż w skrzyni znajdują się odczynniki, które mogą zostać uszkodzone przy kontakcie z powietrzem. - Mówiła spokojnym głosem, odbierając papiery potwierdzające jej fałszywą tożsamość i chowając je do torebki. - Chyba, że otrzymamy od pana poświadczenie, że pokryje pan koszty zakupu nowych odczynników.
Na chwilę w uliczce zapanowała niezręczna cisza, a tuż po niej policjant zaczął nabierać odcieni, Gabrielle kojarzących się nieco z.. Truskawką? Nie tu chyba bardziej burak… pod koniec była niemal pewna, że mężczyzna jest uderzająco podobny do lekko nadpsutej śliwki węgierki.
- Macie mi w tej chwili okazać zawartość skrzyni! - Słowa policjanta przypominały nieco warknięcie.
- Niestety to materiały o bardzo dużej wartości i nie możemy ot tak ryzykować. - Gabrielle zrobiła smutną minę jakby naprawdę było jej przykro. - Może porozmawiamy z Pana przełożonymi i oni w razie czego poniosą…
- Otwierać to!

- Najpierw poproszę pańską legitymację. - Francuska uśmiechnęła się ciepło całkowicie nie zważając na nerwowość funkcjonariusza i z wyciągniętą dłonią zaczekała, aż ten wręczy jej odpowiedni dokument. Gdy niewielka książeczka wylądowała w jej ręku podeszła z nią do światła reflektora i spojrzała na wypisane ręcznie dane, starając się zapamiętać jak najwięcej. W końcu wydobyła swój kalendarz i zaczęła przpeisywać dane. WIdząc to policjant wyrwał jej dokument z ręki.
- Co ty odwalasz? - nerwowymi ruchami funkcjonariusz schował swoje papiery. - Macie natychmiast otworzyć skrzynię, bo zamknę was wszystkich w kiciu!
- Spisuję Pańskie dane na wypadek uszkodzeń.
- Gabrielle przysiadła na karoserii wozu policyjnego i bez skrupułów notowała z pamięci wszystkie dane.
- Zostaw to! - Warknął funkcjonariusz.
Stojący obok John zmierzył policjanta groźnym spojrzeniem.
- Radziłbym panu zmienić ton. - powiedział po francusku cichym głosem, w którym czaiła się groźba. - To, że jest pan policjantem, nie daje panu prawa do traktowania w ten sposób damy.
Policjant wyglądał, jakby miał dostać apopleksji. Wytrzeszczone oczy policjanta błysnęły wściekłością, gdy zmierzył Johna pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Jak pan śmie mnie pouczać? I to jeszcze Anglik!
- Ma pan coś przeciw Anglikom?
- syknął John.
- Otwierać tą skrzynię, bo każę was wszystkich aresztować! - policjant wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. John niemal liczył na to, że rozwścieczony Francuz dostanie ataku serca. Byłoby jednego idioty mniej.
- Jeśli któryś z tych odczynników wyparuje... - syknął, przybliżając twarz do twarzy policjanta - to będziesz służył w policji pięćset dziesięć lat, bo tyle ci zajmie spłacenie wszystkich szkód. Nawet, gdybyś dosłużył się stopnia prefekta... w co wątpię. - prychnął Anglik i sięgnął do skrzyni, najwyraźniej zamierzając ją otworzyć. Powstrzymał go widok kłódki - John wiedział, że klucz do niej ma tylko Maurice - oraz dziwny dźwięk, jaki dobiegł jego uszu. Coś jakby brzęknięcie upuszczonej i toczącej się po bruku szklanej butelki.
- Co to było? - rzucił i wyszedł zza pojazdu, zmierzając w stronę, z której dobiegł go ten dziwny dźwięk. Oczy agenta uważnie lustrowały paryski bruk, a uszy łowiły każde kolejne brzęknięcie szkła, próbując zlokalizować turlający się po kamiennej nawierzchni przedmiot.
Gabrielle obejrzała się w tamtym kierunku, szybko chowając kalendarz i skupiając uwagę na policjancie.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-12-2018, 04:48   #140
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42

Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:25
Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, zaciemniona uliczka
Warunki: wieczór, chłodne, wilgotne, powietrze ulicy



ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)



Francuskiemu policjantowi słowo “Anglik” udało się wypowiedzieć z taką zawiścią, że nie było wątpliwości, że ten konkretny Wyspiarz albo całą nację, działają mu na nerwy i na pewno nie pała do nich sympatią. - Odsuń się. Bo uznam to za napaść. Jeszcze raz tak coś mi podskocz to cię zakuję i odwiedzisz nasz komisariat. - wycedził surowo i przez chwilę wydawało się, że obydwaj wezmą się za łby. Sięgnął nawet do pasa gdzie miał przypięte kajdanki i przez chwilę wydawało się, że może użyje ich od ręki. Brytyjczyk musiał uznać wyższość francuskiego twardego spojrzenia nad brytyjskim. Zwłaszcza, że ten drugi działał na prawie i w mundurze.

Zaś Lapointe spojrzał na “Kanadyjkę”. O ile francuska finezja i upór jaki reprezentowała Gabrielle wydawała się jedynie irytować francuskiego żandarma to bezpośrednie działanie wyspiarza wyraźnie go wpieniło. Szanse na bezkonfliktowe załatwienie sprawy wyraźnie zmalały. A gliniarz wydawał się być poddenerwowany, może się spieszył, może obawiał się działać sam w ciemnej uliczce przeciwko całej grupce trudno było zgadnąć. Napastliwe, wręcz agresywne, zachowanie Brytyjczyka na pewno nie łagodziło sprawy więc rodowity Francuz przejął w końcu pałeczkę tej dyskusji.

- Panowie! Po co te nerwy? Na pewno porozumiemy się jak na cywilizowanych ludzi przystało prawda? - monsieur podszedł do dwóch mężczyzn z pokojowo uniesionymi dłońmi i to nieco załagodziło sytuację. Zadziałało. Po chwili wahania policjant zdjął dłoń z pasa i kajdanek.

- Proszę panować bardziej nad swoimi pracownikami. Zwłaszcza tymi zza Kanału. Jak ten Angik dalej będzie się tak zachowywał to go zakuję w kajdanki. A teraz proszę otworzyć tą skrzynię. Natychmiast. - umundurowany facet był wyraźnie zirytowany tą przedłużającą się sceną gdzie dwójka zagranicznych turystów bezczelnie zwlekała z wykonaniem jego poleceń. Każde na swój sposób. - A wy stójcie w miejscu. Tak, żebym was widział. - fuknął jak spryskany wodą kot najwidoczniej mając dość zagranicznej dwójki i stopując ich przy burcie furgonetki.

Francuz chcąc uspokoić policjanta wszedł w trzewia furgonetki i zaczął otwierać tą skrzynię. Tłumaczył, że bezcenny naukowy sprzęt jest ukryty pod kankami z wodą bo jest wrażliwy na światło słoneczne. Policjant zauważył, cierpko, że teraz coś te Słońce nie świeci. Owszem, teraz nie, ale przez połowę doby świeci a musieli przecież to przewieźć i nie wiadomo było kiedy nastąpi wyładunek.

John jak tak słuchał tej płynnej francuszczyzny musiał przyznać, że chociaż nie wyłapał wszystkiego to gdyby nie znał prawdy to pewnie by łyknął bajkę Lapointe’a. Gadał jak jakiś dobrotliwy profesor z uniwersytetu z dumą ale i troską prezentujący swoje osiągnięcia. Takie tłumaczenie sprytnie wyjaśniało też obecność kanistrów ale nie zwracało na nie uwagi bo wydawały się tylko balastem. Nawet taka rodowita Francuzka i zawodowa aktorka jak Gabrielle musiała uznać, że jej rodak świetnie operuje prawdą, półprawdą i nieprawdą znakomicie zaciemniając obraz. Bajeczka wydawała się świetnie uszyta i równie świetnie sprzedana. Tłumaczyła obecność skrzyni, jej zawartości oraz troski jaką jej okazywano. Dlatego tym bardziej mogło dziwić reakcja żandarma.

- Mamy was! - zawołał triumfalnie policjant popychając zaskoczonego Francuza na wewnętrzną ścianę furgonetki. Rozległ się głuchy odgłos gdy plecy Lapointe’a uderzyły o blachy pojazdu. - Myślicie, że tak łatwo przechytrzyć policję?! - zawołał triumfalnie policjant jakby rozszyfrował jakiś sprytny plan albo złapał szajkę podejrzanych typków na gorącym uczynku. I do tego wszystkiego przez ociemniałą uliczkę rozległ się przenikliwy gwizd jego gwizdka. Co zwykle się działo gdy policjant potrzebował pomocy innych policjantów przebywających w okolicy. I pomoc rzeczywiście przybyła. Z głębin mroków uliczki wyłoniły się dwie sylwetki. Chyba mężczyźni ubrani w ciemne barwy bo w tych nocnych ciemnościach wydawały się czarne. Zapalili latarki oświetlając nimi całą grupkę przy furgonetce. W dłoniach trzymali pistolety. Z kierunku skąd przyjechała taksówka też wyłoniło się dwóch podobnych. Ci byli częściowo oświetlani przez reflektory taksówki więc byli lepiej widoczni. Cywilne marynarki ale też z pistoletami i latarkami. Nie mógł to być przypadek, wyglądało raczej na celową zastawioną zasadzkę. - Stać i ręce do góry! - krzyknął rozkazująco żandarm przytrzymujący Lapointe’a wewnątrz furgonetki. Taksówkarz który stał obok pary agentów patrzył na nich nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Ale natychmiast podniósł ręce do góry.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172