Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2018, 00:45   #11
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Triple Kay w wywiadach był sobą. W końcu. Bo przecież na dobrych kilka miesięcy słuch o nim zaginął i tylko najwytrwalsi fani wrestlingu wiedzieli w czym rzecz. Teraz jednak wrócił i choć nie czekała go arena, to nic nie wskazywało na to, by w jakikolwiek sposób zmieniało to jego nastawienie do całego programu. A to traktował wyjątkowo serio wkładając w odpowiedzi i spotkania cały swój bezbrzeżnie luzacki i niewinny gimmick gościa, który jest tak zajebiście w porządku, że żadne wyzwanie, czy przeciwnik się go nie będzie imać. Z każdym z rywali i rywalek przywitał się na imprezie zapoznawczej dla każdego rezerwując swój serdeczny uśmiech supermena, ale nie złoił się jakoś mocno. Za to w samolocie pił i śmiał się jakby jechali na wakacje, za które nie zapłacą ani centa. Ostatecznie pod koniec lotu zasnął i stewardesa musiała go dobudzać, że limuzyna już czeka. Jakby limuzyna była od czegoś innego niż czekanie…

Tekst z ptakiem był stary jak Hulk Hogan. Choć zabawny jak zawsze. Nawet jeśli ptak Triple Kaya wcale nie był wielki i nawet na zachętę można go było nazwać po prostu średnim. Ale Triple Kay ani razu nie miał z tym problemu i jako doświadczony bywalec niejednej imprezy w życiu by swojej fujary na większą nie zamienił. Ta którą dysponował pozwalała w pełni cieszyć się ze spontanicznych lodów i szybkiego bzykania w każdą dziurkę bez zbędnych “ała” i “powoli”. A skoro o lodach… Przydział zawiódł go trochę. W przeciwnej bowiem znalazła się ruda od majstrowania przy kluczach, blondi co to by ją na śniadanie brał, ta jasnowłosa co to chyba ledwo college skończyła i preperka z balonami. A u niego ostały się powyciągany sweter, dwie co to mu na wojujące lesby wyglądały i kurwa nie do wiary gość od lodów! Pani pierwsza pomoc ratowała jakoś ten słaby bilans.

A potem się zaczęło. Jedni ruszyli szybciej, inni wolniej. Aaaaach… To było to. I świadomość, że kamery wszystko uchwycą. Szturchnął w bok Sommera.
- Tornado - wskazał zapaśnikowi murzyna - Zwalamy czarnego konia do basenu?
Czas na odpowiedź dał mu krótki. Ot tyle ile tamten się szarpał z lesbami. A zależnie od niej zamierzał zrealizować ten pomysł, albo po prostu przebiec przez przez upierdliwą przeszkodę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 17-04-2018, 02:54   #12
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Kurta (Leonarda Hottrain) znali prawie wszyscy słuchający muzyki. Występował w kilku ważnych rockowych zespołach, można go było zobaczyć w teledyskach wyświetlanych w MTV. No, ale tamte czasy miał już nieco za sobą. Zniknął z największych scen i z pierwszych stron gazet. Nie wszyscy wiedzieli, że od tamtego czasu Kurt skończył szkołę muzyczną, co poza sławą nieco przebrzmiałą jak echo ich ostatniej nieudane trasy koncertowej odróżniało go od innych muzyków. Jego koledzy z zespołów dawno zaćpali się na śmierć albo wiedli nieskomplikowane życie pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych lub bezdomnych kloszardów.

[MEDIA]http://www.billboard.com/files/media/flea-feel-the-bern-2016-billboard-1548.jpg[/MEDIA]
Kurt miał w planach powrót do show biznesu, a pomóc miał mu udział w reality show. Czasy się zmieniły i trzeba było odbudować popularność, choć wiązał się to z ekshibicjonistycznym udziałem w dziwnym projekcie i miesiącem z obcymi ludźmi. Ale czego nie robi się dla muzyki, sztuki i pieniędzy. Kurt traktował to jako udział w planie filmowym, prawie jak kręcenie ciągłego teledysku. Pokazywanie się ludziom to też praca, która mogła zaprocentować, jeśli nie wygraniem nagrody w co wątpił, to chociaż wzbudzeniem zainteresowania.

Podczas zapoznawczych spotkań Kurt był bardziej gadatliwy niż zwykle i chętnie podejmował rozmowy z innymi uczestnikami. Na przejęciu krążył między ludźmi, słuchał co inni mówią ale i swoje zdarzył powiedzieć. Zapoznał się ze wszystkimi uczestnikami ale jak to w życiu bywa nie wszyscy przypadli mu do gustu. Cenił ludzi wyjątkowych, w jego przekonaniu różniących się od zwykłych przeciętniaków, którzy oglądali ten program. Kurt sporo gadał o sobie, o muzyce, projektach jakie chce zrealizować. Wrócił z wakacji jak nazywał te dwa lata braku występów na żywo.

Kiedy głos Wielkiego Brata wyznaczył im pierwsze zadanie pobiegł za oddalającymi się członkami drużyny niebieskich. Mimo czterdziestki na karku zachciało mi się przygody i pieprzonej popularności. Znaleźć łóżko to wcale nie jest głupi pomysł.
 
Adr jest offline  
Stary 17-04-2018, 21:02   #13
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
So, what have I learned after all this time? After all the sleepless nights, lying to friends, lovers, myself? Playing this crooked game in this crooked town filled with backstabbers and four-faced liars? I'll tell you what I've learned. One thing and one thing only...

Patrick nieznacznie poruszył ustami dokańczając wraz z Jamesem McAvoyem jego kwestię. Oferta filmów na życzenie osłodziła nieco ukłucie żalu, że w samolocie zasłonięto okna. Nie miał okazji patrzeć na ziemię z góry od ostatniej podróży do Europy.. jak dawno to było? Dekadę temu? dwie? W poprzednim życiu. Był wtedy u szczytu formy, miał dwadzieścia parę lat, kasy jak lodu, hipnotyzującą androgeniczną urodę i jak każdy szanujący się łyżwiarz figurowy, opinię pedała. Dziś zostało mu już tylko to ostatnie, co na osiedlu przyczep kempingowych, na którym obecnie pomieszkiwał, raczej nie ułatwiało życia.

Przyjrzał się swojemu odbiciu w ekranie wyświetlającym napisy końcowe. Nieuchronna erozja postępowała. Wory pod oczami, rzednące włosy z pierwszymi paskami siwizny. Nadal był szczupły, pod cienką, niezdrowo zabarwioną od alkoholu skórą dało się zauważyć węzły wciąż ćwiczonych mięśni. Jednak z każdym dniem coraz bardziej przegrywał tę walkę...

- Hej, Ziggy Stardust, napijesz się czegoś? - Bethany właśnie składała zamówienie u stewarda. Dziewczyna była drobna, w typie myszowatej księgowej, choć może była to tylko stylizacja na potrzeby programu, raczej sympatyczna. Wziął kolejną whisky. Resztę podróży spędził trenując na Myszatej dawno porzuconą sztukę konwersacji. Dawny blask przyrdzewiał, ale przynajmniej czas szybciej zleciał.


***

W czasie powitalnego cyrku starał się nie być cyniczny, uśmiechać i nie psuć zabawy. Krzyczeć entuzjastycznie i we właściwych momentach. Wypity w samolocie alkohol pomagał w tej maskaradzie.

- Szybko - dziewczyna złapała ramię Patricka, jak harcerka próbująca przeprowadzić starszą panią przez jezdnię.

- Dżentelmen nie biega. - Patrick z wystudiowanym spokojem wskazał głową zamieszanie przy wejściu. Swoim tempem podszedł wraz ze swą przygodną partnerką pod ramieniem i wyminął przepychające się dzieciaki zgrabnym, choć może nazbyt ostentacyjnie tanecznym ruchem, przeprowadzając Myszatą za sobą.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 17-04-2018 o 21:07.
Gryf jest offline  
Stary 17-04-2018, 22:17   #14
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Wielki świat jupiterów, fleszy i krzyk rozentuzjazmowanego tłumu onieśmielały. Przepych wylewający się z każdego detalu misternie przygotowanego scenariusza programu przyprawiał o palpitację serca. Każdy ruch śledzony czujnym okiem kamery sprawiał, że pociły się ręce. To już nie był cichy, zazwyczaj, uniwerek. Ani nawet trzęsące wnętrze karetki. Dixie wylądowała w magicznym świecie, widzianym do tej pory ze strony ekranu zarezerwowanej dla widza… a teraz tu była! Niska, czarnowłosa jeszcze studentka, o fryzie żyjącym własnym i bujnym życiem.

Na początku się wahała, bo co niby w podobnym show miał robić ratownik? Sportsmeni, artyści, imprezowicze - oni jak najbardziej byli mile widziani. Ci wszyscy przebojowi ludzie z siłą magnesu przyciągający uwagę gdziekolwiek by się nie pojawili. Głośni, butni. Odważni.
Wątpliwości rozwiewała kwota wygranej. Wszelkie wątpliwości.

Nieee tam, nie mogło być tak źle. Panna Banks nie była od nich gorsza, a co! Nic nie traciła, a tyle dało się zyskać! Sławę, kasę, rozpoznawalność! Może nawet zniżki w sklepach i darmowe wejściówki na koncerty! Albo do barów! Kuponami zniżkowymi Subwaya też by nie pogardziła.

Gotówka! Morze hajsu dostępne za raptem miesiąc wydurniania się i dobrej zabawy. Dwa miliony… to się nie mieściło w głowie, tym bardziej nie chciało się liczyć ile lat musiałaby pracować aby odłożyć taka kwotę. Pewnie całe życie. Ciężkie, pełne znoju i wstawia bladym świtem pięć dni w tygodniu, a czasem i weekendy. Wiedziała, że jak wygra, kupi dom, omijając kredyty hipoteczne na parę dekad. Albo wyjedzie do Europy! Tam ludzie eż ulegali wypadkom, a dużo dobrego słyszała o takiej Hiszpanii, albo i Włochach. Pewnie Włochy.
Lubiła pizzę.

Najgorsza była pierwsza minuta wywiadu, a potem już poleciało. Odkąd Dixie otworzyła usta na kanapie w studio, nie zamknęła ich praktycznie aż do chwili, gdy padła nabzdryngolona na imprezie integracyjnej… a miała nie pić. Trzymać poziom i fason, nie zrobić nic głupiego jeszcze przed przekroczeniem progu domu… tylko te drinki mieli smaczne i kolorowe. Pina colada, Ccosmopolitan, mojito, caiprinha - gdzieś w tym momencie urwał się jej film. Nigdy nie grzeszyła mocną głową, trudno.

Grunt, że rano po chwili strachu towarzyszącej odwróceniu głowy i sprawdzeniu czy przypadkiem nie wylądowała w łóżku z jakimś obcym facetem, zaczął się nowy, ekscytujący etap jej życia. Co z tego, że popijawę odchorowała w samolocie, przesypiając większość trasy? Okna i tak mieli zasłonięte, nie było czego podziwiać.

Co innego już na miejscu! Tutaj co chwilę śmiałą się głośno i rozglądała zafascynowana. O tak… tak właśnie mieszkały oglądane w TV gwiazdy. Mieli nawet basen! Ciekawe czy oczyszczali w nim wodę chlorem, a może jednak ozonem? Wolała drugą wersję, mniej niszczyła skórę. Ale od czegoś mieli kremy, nie?

Po oficjalnym powitaniu, podczas którego krzyczała głośno razem z pozostałymi, nadszedł pierwszy gong i zadanie. Na razie proste - dostać się do sypialni. Jednak to wystarczyło aby pełna emocji atmosfera znalazła ujście w szykującym się mordobiciu.

Pierwszym odruchem Dixie było zostać na miejscu i poczekać, czy przypadkiem pomoc medyczna nie będzie konieczna, co po aparycji chodzącej góry mięśni raczej… a potem machnęła ręką.
- Jakby co to mam urlop! - ze śmiechem wyminęła ognisko awantury, biegnąc do sypialni przeznaczonej dla niebieskich. Co złego mogło się stać? Najwyżej przetrącony nos. To dało się załatwić potem. Nie groziło zgonem, a ona naprawdę miała urlop.
Każdy na niego zasługiwał.
 
Driada jest offline  
Stary 17-04-2018, 23:23   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To może być twoja ostatnia szansa.

To był ostatni SMS który dotarł na jego komórkę, zanim została obrana. Jerry… jego agent miał 100% racji. To była ostatnia szansa dla Dawida, by wrócić do gry.
Lata przybywały, propozycji ubywało, fanów ubywało, pieniędzy…
Jazda na sławie Słonecznego Patrolu stawała się coraz żałośniejsza. Otwieranie sieciówek.
To była więc jego ostatnia szansa na powrót. Na zyskanie sławy, która mogła zaowocować jakąś znaczącą rolą pozwalającą odbić się od dna.
I początek był obiecujący. Rozmowy. Przejazd z towarzystwie fleszy. Podrzucone przez agenta info na temat obecności Hasselhofa w tym show i gdzie go parapazzi mogli przyłapać.
Rozkręcanie uwagi mediów. To działało. Hoff znowu przyciągał uwagę.

***

Późniejsza prywatka pozwoliła na odrobinę rozluźnienia. David starał się nie upić i ogólnie nikogo nie zaczepiał przyglądając się z boku wszystkim. Większość uczestników wszak była młodsza od niego. Imprezka pozwoliła mu się odprężyć, wymienić się z pozdrowieniami z chętnymi i coś zjeść. Było miło i niezbyt długo. A David wolał się na niej nie upijać.
Tak więc podczas lotu na miejsce, mógł się odprężyć w fotelu i odpocząć.

***

Forsa nie grała tu roli. Żadnej roli. David nie poszedł do tego show dla marnych dwóch milionów.
Jego cel był inny niż większości zgromadzonych tu osób.
Uwaga świata. Przypomnienie kim był. Sugestia kim mógł być.
Dawid Hasselhof walczył tu o powrót w światła jupiterów. Musiał więc wytrwać na tyle długo, by świat znów sobie o nim przypomniał. A przede wszystkim producenci filmowi i telewizyjni.

Toteż podjął to wyzwanie i teraz szczerzył zęby jak małpa na wybiegu słuchając sucharów wygłaszanych przez prowadzącego. Brzmiało spontanicznie, ale w takich przedstawieniach nie było żadnej spontaniczności. Wszystko było wyreżyserowane. Więc David grał, udając entuzjazm i wesołość. I śmiał się. Był wszak aktorem. Robił to co do niego należało.
Także “spontaniczność”.

Padło pierwsze zadanie z głośników. Prosta sprawa. Dobiec na miejsce i zająć łóżko. Ale choć Hoff nie stetryczał do końca i nadal miał sylwetkę ratownika ze Słonecznego patrolu to kondycja była już nie ta. Nic dziwnego że dał się wyprzedzić innym. Niemniej walczył do końca, choć nie miał zamiaru nikogo popychać czy atakować. To miała być wszak zabawa tylko, prawda?
David nie liczył na zwycięstwo, ani na specjalnie długie przebywanie w tym miejscu.Ten brak motywacji sprawiał, że Hoff niechętny był widzianej u niektórych uczestników niepotrzebnej agresji. W dodatku sam został jej ofiarą?!
Jakiś chłopak ubrany na czarno popchnął Hoffa na Alicję Winter. Aktor zderzył się z dziewczyną odruchowo łapiąc ją w ramiona i starając się odzyskać równowagę, by oboje nie upadli. Na szczęście ta emo… osóbka nie była dość silna, by Davida wywrócić. Więc po odzyskaniu równowagi i okraszonym przyjaznym uśmiechem.

- Przepraszam.- rzekł David do Alicji i rzucił się do biegu, do walki o własne łóżko, na którym mu aż tak bardzo nie zależało. Każde wyrko było dobre. Ale zadanie to zadanie. I należało je jak najszybciej wykonać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-04-2018 o 23:32.
abishai jest offline  
Stary 18-04-2018, 13:07   #16
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Światła, kamera, akcja!

- Jesteście zmęczeni?

- NIEEEE! - Rhys O’Sullivan darł się ile sił w płucach, wyrzucając pieśc wysoko w powietrze, a że matka dobrze go karmiła, zaciśnięty kułak dźgał niego rzucając wyzwanie całej okolicy.
To już, wreszcie się zaczynało! Po całej zapoznawczej imprezie pełnej pijaństwa i suszenia zębów pod publikę, chciał wreszcie akcji. Dobrze się przygotował do rozpoczęcia, odpowiednio wcześniej zwiększając tempo i intensywność treningu żeby móc przed kamerami chwalić się muskulaturą. Zainwestował we fryzjera, golibrodę. Kupił też nową, bajerancką skórzaną kapotę i markowe jeansy. To było lepsze niż powyciągane swetry albo workowate T-shirty. Tutaj liczył się wygląd, styl. Ludzie lubili oglądać miłe dla oka elementy.

- Gotowi do zabawy?

- TAAAKKKKK! - brunet krzyknął ponownie, zresztą krzyczał z zaangażowaniem, razem z pozostałymi uczestnikami i tak. Był gotowy na zabawę! I to jak!
Spokoju i siedzenia na dupie miał dość, wystarczyła konieczność gnicia w samolocie te kilkanaście długich, nudnych jak przemówienie Clinton godzin. Chciał działać, zrobić użytek z darowanej przez los szansy. Pokazać się, zgarnąć kasę i spędzić resztę życia otoczony tłumami piszczących lasek. Zasługiwał na to!

Adrenalina krążyła mu w żyłach, szukając okazji do ujścia. Pozostałych rezydentów obejrzał sobie dokładnie w LA i potem w samolocie, krążąc miedzy nimi i starając się zamienić przynajmniej parę zdań z każdym. Nie ukrywał czym się zajmuje, co niektórym (zwłaszcza laskom) proponował pomoc w budowie sylwetki. Znalazło się parę takich, którymi zająłby się bardziej niż chętnie i kto wie? Czekało ich parę tygodni jedynie we własnym towarzystwie.
Dlatego chodził, śmiał się i żartował, wlewając w siebie browar za browarem. Zbierał informacje, aby wiedzieć na czym stoi. Miał przed sobą rywali, wypadało o tym pamiętać. Ciężka rzecz, gdy chodziło o drugą płeć.

To był Dom Marzeń i Koszmarów. Reality show pełne kamer śledzących każdy ruch zamkniętych wewnątrz luksusowych murów osób przez bity miesiąc. Trochę jak klatka, ale z drugiej strony nie zamierzał narzekać, bo razem z nim za prętami znalazły się świnie pierwszej klasy. Na razie nie w jego teamie, ale to był detal. Morda mu się cieszyła nieprzerwanie, gdy gapił się głodnym wzrokiem na blondwłosą Winter żywcem zdjętą z wybiegu. Królewna Śnieżka. Ciekawe czy dałaby radę obsłużyć siedmiu krasnoludków naraz, a przecież Rhys do karłów nie należał. Albo czy ratowniczka z cyckami idealnie dopasowanymi do jego rąk umiała przeprowadzać porządnie zabieg usta-usta. Znalazła się też kolczasta Gotka która wyglądała jakby urwała się z gazetki dla fetyszystów. Rudzielec sam w sobie go kręcił. Każda ruda którą znał nie pozwalała się nudzić w wyrze. Rozpiszczana pomponiara sama się prosiła o wspólny trening, a z nią miejsce nie grało roli. Mógł być i korytarz, albo tylna kanapa bryki. Niepozorną urzędniczkę w okularach też by brał na warsztat. Przy nich sprawdzała sie zasada, że niepozorność w życiu codziennym przekłada się na zaangażowanie w innych kwestiach. Takie, gdy zrzuciły już łachy, potrafiły zajeździć faceta prawie na śmierć. Wyjebałby nawet niebieskowłosą czarnulę. Widać brakowało jej kutasa przez po pomieszało jej klepki i skrzywiło światopogląd. Ale wszystko do nadrobienia!

Podobnie przyjemne rozmyślania przerwał gong i zamieszania zaraz potem. O’Sullivan z rozbawieniem patrzył jak pojedynczy czarnuch próbuje zatrzymać całą zgraję większych i sprawniejszych od niego przeciwników, zdeterminowanych aby osiągnąć cel. Z Triple Kayem na czele. Jasna cholera, Rhys widział co typek potrafi. Jako fan wrestlingu nie mógł go nie znać! Tak jak Knight Ridera którego oglądał za szczyla w knajpie ojca po lekcjach.

- Blokujecie? To my bierzemy jeńców! - Wnuk irlandzkich imigrantów szybko odnalazł się w sytuacji. Doskoczył do Alicji, łapiąc ją w pół ramieniem i przyciągnął do siebie. Laska zachwiała się, i wpadła na niego, a on skorzystał z okazji unosząc brankę aż jej stopy przestały dotykać ziemi.

Szarpniecie po którym straciła kontakt z podłożem wywołały na twarzy blondynki grymas zdziwienia. Dopiero co wyratował ją przed upadkiem sam Hasslehoff, a już perspektywa znów się zmieniła, wirując niczym w przysłowiowym kalejdoskopie. Potrzebowała dwóch uderzeń napompowanego endorfinami serca, by znaleźć rozeznanie. O dziwo nie szarpała się, czego O’Sulivan się spodziewał. Walki, akcji!

Dostał co innego, ale ani myślał narzekać gdy blondyna go objęła, z figlarnym uśmiechem zbliżając pyszczek do jego ucha.
- Masz mnie kowboju… i co teraz zrobisz? Zaniesiesz do jaskini taką nieświeżą po locie i skacowaną? - spytała, łaskocząc oddechem skórę boku głowy.

- Czemu nie? - odpowiedział z coraz szerszym uśmiechem. Jak na tą nieświeżość pachniała dobrze. Grzała też jak grzać laska powinna.

- Nie lepiej poczekać? Jutro nie odpadnę po pierwszej rundzie - szept się powtórzył, ręce bruneta odruchowo przeszły w dół. Podrzucił pakunek, łapiąc go za pośladki i ściskając mocno, co przerwało wypowiedź krótkim piskiem.

Wiedział ze na niego leci, miała tez rację. Nie lubił rżnąć kłód, wolał gdy stawiały opór. Brały czynny udział i wykazywały inicjatywę w zabawie.
- I tak mi nie uciekniesz - mruknął, myśląc nad plusa mi i minusami sytuacji.

- A kto powiedział że to ja będę uciekać? - kolejny szept go przekonał. Albo zrobiły to miękkie ciepłe wargi sunący wzdłuż linii zarośniętej żuchwy.

- Aż taka jesteś mocna? - zaśmiał się nisko, stawiając dziewczynę na ziemi. Niech będzie, jakos wytrzyma ten jeden dzień, skoro sama proponowała, a kamery i telewidzowie słyszeli. Podgrzewanie atmosfery i inne bajery. Mógł poczekać, najwyżej zwali przed snem i jakoś dotrwa do jutra.

- Zobaczymy czy na gadaniu się nie skończy. Jutro zaczynamy trening, przygotuj się, bo nie będziesz miała taryfy ulgowej - mrugnął do niej nim się odwrócił. Na odchodne i dla zawarcia umowy klepnął ją z rozmachem w ten zgrabny tyłek.

Przebiegł parę metrów, a potem skręcił gdzie czarnuch i szykująca się do mordobicia część niebieskiej grupy. Skoro na ruchanie miał czekać do jutra, dziś mógł obić czarną mordę. Tak na rozgrzewkę.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 20-04-2018, 19:29   #17
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Parada dowcipów o kluczach, kutasach, cyckach i dymaniu… zaczynało się całkiem nieźle.
- Nikt nie bierze pod uwagę, że mogę woleć wajchy zmiany biegów, nie? Albo łomy- wspomniana wielbicielka kluczy i dużych rozmiarów przewróciła oczami słysząc standardową zaczepkę robioną pod masę widzów.

Tak samo jak mordobicie, ochy, achy i wrzaski. Entuzjazm - ten udzielił się nawet Faith. Chwilowo i raczej z czarnym odcieniem, ale się uśmiechała. I prawie nie złośliwie.

Dobre otwarcie nowego sezonu wydurniania na ekranie w wykonaniu mieszanej bandy złożonej albo z desperatów, albo idiotów, albo tych z parciem na szkło. Lub nierobów chcących resztę życia gnić w ekskluzywnych willach na czyjś rachunek. Dom zebrał niezłą menażerię: zakurzone gwiazdy, młode aspirujące gwiazdki.

Zapaśnicy, komicy, youtuberzy, instaściery, trenerzy, dziki z siłki, lodziarze, podstarzali ratownicy słonecznego patrolu i cała masa pokolorowanego tłumu, a wśród niego wysoka, rudowłosa kobieta z cynicznym uśmiechem przyklejonym do gęby. Faith J. Allen - mechanik, majsterklepka, złota rączka i okazjonalnie operatorem deskorolki jak sama się przedstawiała przed kamerami i pozostałym współuczestnikom show.

Nie gadała dużo, z drugiej strony nei milczała też, etapując pogardą i wyższością. Czy to w wywiadzie na początku, czy to na imprezie, albo samolocie. Zapytana odpowiadała, rzucając dowcipami. Wystarczyło też parę minut żeby wyłapać zamiłowanie rudzielca do robienia sobie jaj z okolicy. Wydawała się nie brać na poważnie ani programu, ani kasy którą dało się wygrać… ani nawet samej siebie, skoro wycięła z buta ledwo padł gong.

Zatrzymało ją zamieszanie. Jedni biegli, inni szykowali się do bitki, a jeszcze inni zabierali za kolekcjonowanie pokemonów.
- Dawaj, zanim znowu kogoś coś zaswędzi - prychnęła wesoło, doskakując do dopiero co postawionej na ziemi Winter. Złapała ją za rękę, szarpnięciem wskazując właściwy kierunek.

Minęły we dwie początkowe symptomy mordobicia, następnie pierwsze schody i metry korytarza, zwalniając dopiero przy progu właściwej sypialni.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 21-04-2018, 00:30   #18
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Siedząc w samolocie i popijając whisky, Jack miał dużo czasu na myślenie o swoim popierdolonym życiu i o wielu rzeczach, które spieprzył. On, który kiedyś był wschodzącą gwiazdą wydziału antynarkotykowego w Miami, a teraz musiał żyć w hańbie i samotności.... wszystko przez to włóczenie się po kasynach, wciągnęło go i zaczął tam zbyt dużo siedzieć. A przecież nie mógł powiedzieć żonie i dwójce dzieciaków, że nie pojadą na wakacje, bo tata nie miał fulla.

A przecież wtedy już wyzbył się złudzeń, i tak nie mogli wszystkich zamknąć - dzieciaki chciały brać prochy, to brały. Co z tego, że raz czy dwa przymknął oko i miał z tego trochę kasy, były cięcia, a przecież kto jak nie stróż prawa i porządku powinien godnie zarabiać? Ten sukinsyn Devlin brał 10 razy więcej od niego i siedział w kieszeni u meksykańców, ale nie, poszedł na układ i go wsypał. Nie mieli mocnych dowodów, więc nie dostał odsiadki, ale wywalili go bez odprawy. Wtedy Alice stwierdziła, że ma już dość 20 spędzonych razem lat i wyjeżdza ze swoim kochasiem. Oczywiście dzieciaki zabrała ze sobą i odzywała się jak chciała alimenty, niewdzięczna suka....

A teraz miał szansę, by zdobyć kasę i pokazać światu, że stary Jack ma jeszcze jaja.... albo ośmieszyć się do reszty przed milionami. W sumie prawie jak w kasynie. Na imprezie integracyjnej trzymał raczej dystans, nie pasował do tej grupy świrów i rozpuszczonych szczeniaków, gotowych pozbyć się godności dla paru sekund słąwy. Starał się na potrzeby widzów kreować obraz cichego twardziela, ewentualnie fajnego wujka - jak się napili to pochwalił się paroma barwnymi historyjkami z pracy. Ale i tak miał wrażenie, że większość tych młodych, napuszonych gnojków była gotowa się z niego nabijać, przynajmniej było trochę laseczek, na których można było zawiesić wzrok.

-Pokażemy tym szczeniakom, co? - zaśmiał się, poklepując Hasslehoffa po barku. Może z tym podstarzałym gwiazdorem znajdzie wspólny język prędzej niż z gówniarzami, tamten znał się na mediach, więc mogli się uzupełniać talentami.

Myślał właśnie o odpoczynku po podroży, kiedy padł sygnał do biegu i konkursu w zajęciu łóżek. Od razu początek upokorzających zadań... ale wiedział przecież w co się pakuje. Westchnął i rzucił się do biegu, gotów do rozpychania się.

 
Lord Melkor jest offline  
Stary 21-04-2018, 00:45   #19
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Zombi i Zuz

LA; hotel; przed lotem



~ O Boże! Ręka mi odpadła! ~ to była pierwsza myśl jaka go naszła gdy zobaczył dłoń blisko swojej twarzy. No musiała odpaść by się tak ustawić! Albo co najmniej wielokrotne złamanie. Pewnie był zbyt najebany by poczuć. Ale to teraz nie powinno boleć czy co? Ta myśl zafrapowała go na tyle długo, że dotarło do umysłu coś co oczy rejestrowały już parę chwil. Ta ręka to miała pomalowane paznokcie. Całkiem zgrabne. Ręka właściwie też. No chyba nie byłby na tyle wstawiony by dać sobie pomalować paznokcie nie?

Na szczęście z kłopotów wybawiły go kosmyki włosów. Blond włosów. Huiuuhh… Co za ulga… Więc to nie była jego ręka. Nic nie miał złamane ani nic… Tylko… Jak to nie była jego ręka to czyja? Niepokój znowu wrócił pod kasztanowowłosą strzechę. No jakaś laska. Blondynka. O! I druga! Ruda! W jednym łóżku?! Ooo! Aaalee czad! Hmm… Tylko jak ty wylądowali? I co to za jedne? Ruda leżała mu gdzieś na brzuchu i widział tylko tył jej głowy. Blondyna leżała na piersi ale włosy zasłaniały jej twarz. Przynajmniej więc te wrażenie, że coś go przygniata to jednak mu się nie śniło.

Na nadgarstku blondyny zauważył coś co w końcu dointerpetował jako taśmę klejącą. Taką niebieską hydrualiczną. Zaraz, zaraz sam miał taką taśmę. I coś budziło mu to jakieś skojarzenia. Z chyba wczoraj. Tknięty przeczycuem odgarną blond włosy z twarz i tak. To jednak dobrze kojarzył. Alice. Ta z insta. No. Gadał z nią wcozraj na imprezie. Tylko niezbyt pamiętał ten etap pośredni który kończył się tutaj w łóżku. Chyba w jakimś hotelu. Aaa… No tak… “tym hotelu”, przecież mieli wynajęte… bo byli w programie… - O niiieee… Nie mówcie mi, że to nagrali… - jeknął boleśnie trzepiąc się w czoło. Jak było wczoraj tak jak się teraz czuł… O matko… No nie ma jak człowiek sam się załatwi już na starcie…

Spojrzał znowu gdzieś na obszar łóżka na obie śpiące dziewczyny. Rudą poznał po tej małej czarnej. Chociaż już bez szpilek. Faith. Tak, to pamiętał. Z nią też wczoraj trochę pogadał. O nożach i w ogóle. I potem się przez chwilę trochę smutno zrobiło no ale w końcu się dogadali i zrobiło się fajnie. Ubiór Faith coś mu jednak przypomniał. Uniósł nieco głowę do góry by ogarnąć sylwetkę Alice. Ale też chyba zasnęła w ubraniu. - No to jeszcze chwila prawdy. - westchnął i uniósł tą kocopodobną kołdrę. A potem opuścił ją z powrotem. Też zasnął w spodniach i podkoszulku.

- Chwalić się czy żalić? - zapytał sufitu prosząc o radę. Sam nie był pewny co by było gorsze. To, że przespał się z dwiema taaakiiimi foczami i najwyraźniej po prostu tylko przespał. Czy jakby jednak nie tylko przespał ale za chuja nic z tego nie pamiętał. - Lepiej mieć za swoje niż za cudze. - doszedł w końcu do wniosku, że lepiej koncentrować się na pozytywach i uznać, że widocznie we trójkę skończyli imprezę w pokoju. Właściwie nawet nie był pewnym czyim. A teraz trzeba było wstać by się spakować na ten samolot i w ogóle. No i dopytać dziewczyn o detale. Może im film urwał później niż jemu.

Rany. Zo da debil wymyślił wódę? Czy co to tam było. No jakaś pradawna groza albo inne zło. “Więcej nie piję”. Myśl uparcie wracała co chwilę jak jakiś bumerang ledwo czaszka z brązową czupryną zdążyła się jej pozbyć a już była z powrotem.



Lot i lądowanie



Większość lotu Frank przespał. A miał co odsypiać. I pewnie jeszcze by odsypiał gdyby nie to lądowanie. A lądowanie było ciężkie. Bardzo ciężkie. Przynajmniej w odczuciu Franka. Tak ciężkie, że musiał skorzystać z pomocy papierowej torebki przeznaczonej do tego celu gdy nacisk na zdewastowany imprezą żołądek jaki powodowało lądowanie przekroczył jakiś żołądkowy punkt krytyczny. No ale jakoś mu ulżyło a potem wreszcie wylądowali. No ale gdzie. Jaakiii gorąc… Jaakiee Słońce… Czemu ktoś nie przyciemnił świateł? Po co mieli wyłazić z tych fajnych, wygodnych i co najważniejsze klimatyzowanych i przyciemnionych limuzyn. Były w pytę, nigdy czymś takim nie jechał. No ale trochę był zbyt zmarnowany by się tym swobodnie napawać.

- Biec? Teraz? Serio? Nie no chyba cię pogięło. Ten program to w ogóle jest źle zarządzany. -Frank ze zdumieniem wysłuchał tego co mówił MG. Biec? Na taaakim kacu? W taakii gorąc? No chyba go… A jednak to się działo na serio. Na serio zaraz potem wrzasnął “Start!” i ludki rzucili się naprzód. No trudno. To Frank też się rzucił. Znaczy tak próbował. Potruchtać chociaż. Co i tak ten cały MG powinien się cieszyć, że sam chodzi i nie trzeba go nieść. Przecież taaakaaa impreza była! A Frank przecież się nie oszczędzał. No nie, nie oszczędzał się. No i dlatego teraz były widoczne tego skutki. Truchtał gdy zorientował się, że mają się przecież rozdzielić. Na czerwonych i niebieskich. Seerioo? No samo bieganie nie było wystarczająco upierdliwe?! Co za chamówa… I skąd miał wiedzieć czy on jest w jednych czy drugich? Rany, ledwo się zaczęło i zaraz pod górkę…

Ale coś skojarzył, że jest z tymi fajnymi laskami. Z Alice bo ją MG wymienił na początku i z Faith bo na końcu. No i jakoś wydawały mu się przyjemnym i znajomym widokiem w tym chaosie. To mu pomogło się zorientować. Wystarczyło truchtać za blondyną i rudą. Na pewno się tak nie zrobiły jak on więc na pewno były w lepszej formie i rozgarnięte i kojarzyły bardziej o co tu biega. No to wystarczyło potruchtać za nimi.


---




LA; impreza integracyjna



Pierwszy kontakt był dla Franka jednak szokiem. Tyylee luda! O rany… Owszem był przyzwyczajony do widowni i oka kamery no ale na yt. W ogóle inny format. A tu te światła, kamery, akcja no i tyylee luda! To trochę przytłaczało. Nawet bardzo. I David Hasselhoff! O rany był tutaj kolo z serialu jaki oglądał jak był szczylem! Na żywo! Ba! Też startował w tym Domu więc przecież będą mieszkać obok i w ogóle. Raanyy! Z prawdziwą gwiazdą z Hollywood! Ciekaw był, czy David da mu autograf. I dlaczego taka gwiazda startuje w takim programie? No ale potem jakoś to się rozkręciło i on też jak już się trochę oswoił to te kamery zeszły na dalszy plan i reszta tego show jakby stała się częścią tej imprezy jaka się zaczęła.

Z tą rudą Faith jakoś sam już potem nie pamiętał do końca jak to się zgadali razem no ale jakoś się zgadali. - Bo jestem projektantem. Tak, myślę, że tak to można nazwać. - krótko ostrzyżony brunet pokiwał swoją czupryną i głową z tą wesołą, pijacką, powagą jakiej nabierał gdy był już zauważalnie wcięty.

Rudowłosa dziewczyna z przyklejonym do ust ironicznym uśmiechem pokiwała głową dla świętego spokoju, przechylając szklankę z czymś co według barmana zawierało wódkę z colą. Bez badziewnych parasolek, uśmiechniętych patyczków, owoców i innego zbędnego szajsu, psującego smak drinka.

- Czyli nie pedał - padło krótkie stwierdzenie, a potem kolejne - Pierwsze wrażenie bywa mylące. - rozłożyła bezradnie ręce, robiąc do kompletu smutną minę. Przedstawiła się jako Faith, o ile dobrze usłyszał w tym hałasie - Teraz każdy projektant to pedał. Dobrze że nie każdy pedał to projektant. Wyobraź sobie że każdy ciuch jaki pojawia się na rynku wyszedł spod rąk zblazowanego gejucha… chyba bym popylała w worku po kartoflach - parsknęła, upijając ze szklanki solidny łyk.

Skrzywił się i zmarszczył brwi. Jakby starał się to sobie wyobrazić ale zaraz zaczął kręcić głową i machać przecząco ręką. Nie mógł od razu mówić bo właśnie przełknął coś mocno promilowego i musiało się przegryźć nim odzyskał głos. - Nie, no coś ty! Żaden pedał! 100% hetero! - zapewnił od razu co do tego co najważniejsze. - A ty? No nie mów, że wolisz dziewczynki bo straszna szkoda by to była. I taakaa straataa… - sam zapytał i zrobił zbolałą minę na tą “taakąą straatęę” gdy powiódł w dół jej sylwetki.

- Książkę piszesz, czy tytułu szukasz? - Allen odparowała własnym pytaniem, składając ramiona na piersi i przypadkiem lekko je unosząc. Skoro już koleś się gapił, niech ma coś z tego - Poza tym czy ja ci wyglądam na lesbę? Pewnie od tych wiewiórów ci siadło na dekiel, ale to się leczy. Elektrowstrząsami.

- A to nie zostało zakazane? - Frank zastanowił się na chwilę nad tymi elektowstrząsami. - Ale no olać to jak nie jesteś to kozacko. - pokiwał głową z zadowoleniem. I dobrze! Bo by taaakaaa strata była! - No i w worku, no z worków też można zrobić trochę ciekawych rzeczy. - dodał przypominając sobie co jeszcze przed chwilą mówiła Faith.

- Z tego co kojarzę bryki ciągle jeżdżą na akumulatorach. Dwa kable i jedziesz klienta - ruda wyszczerzyła się radośnie. Czknęła, przepiła drinem i nawijała dalej - A jak skończysz to wór i do rzeki. Trzeba się umieć przystosować, nie? I tak, wolę facetów jak już kurwa tak krążysz przy temacie jak dziwka wokół latarni. Numer buta też ci podać? Konto w banku? Ulubiony serial?

- Na początek może być numer telefonu. - Frank wyszczerzył się jeszcze gdy przestał się śmiać. Ta ruda rozbawiła go na całego. Ale skoro tak jechała no to też mógł nieco zmienić pierwotny kierunek jazdy w tej dyskusji.

- Po co ci mój numer, skoro zabierają nam kontakt ze światem? - kobieta rozłożyła bezradnie ramiona - Na miesiąc. I jak wytrzymasz bez swojego kanału na YT i żarciu chrząszczy? - westchnęła z udawanym smutkiem.

- Oj tam, zabierają… - Frank machnął niedbale ręką jakby w ogóle nie zaprzątało to jego myśli. - No to najwyżej się lepiej poznamy. A wiesz, po programie może być różnie to się będzie nam telefonem łatwiej złapać po programie. No dawaj, zobaczysz, będzie fajnie. - pokręcił głową trochę zniecierpliwiony, że takie ceregiele z tym daniem numeru. - Ale no ej, weź co? Nie szamię chrząszczy czy innych mrówek. Tylko normalne żarcie. - uwaga o preferencjach kulinarnych trochę go ruszyła. Znowu wszystko przez ten “filmik o wiewiórce”. A poza tym to był suseł. Pokręcił trochę głową po czym przyznał po chwili. - No chyba, że robię program… - pokiwał głową. No zdarzało się. Trzeba było przecież widzom pokazać co i jak się to robi nie? - Ale no teraz będzie normalne żarcie no to w ogóle nie było tematu. - wolał się właściwie nie rozwodzić dłużej o tych kulinarnych tematach bo czuł, że stąpa po kruchym lodzie i łatwo mógł się on załamać zsyłając go na niechciane tory dyskusji. A przecież nie chciał gadać z tą fajną rudą o jakiś robalach nie?

- Słuchaj, ja projektuję sprzęt. Surwiwalowy i różny taki. A! Właśnie. A w ogóle to z tą wiewiórką to nieprawda! - zamierzał powiedzieć co innego ale nagle przypomniało mu się co MG powiedział o jego “filmiku z wiewiórką”. - To był suseł. - dopowiedział po chwili nieco nadąsanym tonem mając za złe, że przekręca się sens jego wypowiedzi z filmików. - Poza tym jak obrobisz takiego susła to jest całkiem smaczny. Jak chcesz to cię nauczę. - dodał z przekonaniem patrząc szczerze w jej błyszczące oczy.

- Suseł i wiewiór… to się w ogóle różni czymś? - ruda musiała zapytać, mimo że mina nagle zrobiła się jej wyjątkowo kwaśna. - Dzięki, wolę ćwierćfunciaka z serem. Zostawię ci te futrzaste pasożyty żebyś nie umarł z głodu.

- Najprościej to wiewióry mają ogony i pomykają po drzewach a susły nie. -
odpowiedział jednak na te wątpliwości rudej ale właściwie to też nie chciało mu się gadać ani o jednych ani o drugich. No a przynajmniej nie z tą fajną rudą. - No ale tam susły i wiewióry… - machnął niedbale ręką zbywając temat w niebyt. - Ważny jest sprzęt. A sprzęt no bardzo indywidualna sprawa jest. Pod dane zadanie, potrzeby, możliwości przenoszenia i wiele innych detali. Dlatego każdy powinien mieć swój własny, dla siebie i pod swoje potrzeby zaprojektowany sprzęt. - brunet powiedział z przekonaniem i sięgnął po jakąś chusteczkę. Wyjął z kieszeni ołówek i chwilę wahał się kreśląc nad papierem niewidzialne linie. - No na przykład takie uniwersalne narzędzie jak nóż. Niby prosta sprawa a ile możliwości. - pokiwał głową patrząc na kawałek kwadratowego papieru.

- A robisz takie z wbudowany miotaczem, albo coś? Liną z hakiem? -
Allen pochyliła się nad kartką. Żartowała mimo poważnego wyrazu twarzy, ale i wydawała się zaciekawiona na granicy drugiego i trzeciego drinka.

- Z miotaczem? - ołówek zatrzymał się na moment nieruchomo nad serwetką gdy mężczyzna zastanawiał się nad taką kombinacją. - Wieeszz… dałoby się to zrobić… Ale to by było dla picu. Bajer podobny do wbudowanej zapalniczki. Ale sam pomysł niezły, ogień w dziczy to jedna z podstawowych rzeczy. To zobacz. - Frank zmrużył oczy gdy się zastanawiał. Trochę ciężko było mu już ocenić czy dziewczyna pyta tak dla jaj czy na poważnie. Przecież noże jak i inne narzędzia miały swoje gabaryty więc i limit rzeczy jakie dało się w nich zamontować.

- To tak, taka zapalarka fajna rzecz. Nóż musiałby mieć pewnie stałe ostrze by zrobić miejsce w rękojeści na taki bajer. - Frank zaczął tłumaczyć żwawiej i pewniej a ołówek wreszcie zaczął swoją pracę. Ołówek zaczął szkicować na serwetce kolejne linie układające się w zarys noża. Na razie podkreślił głównie rękojeść ostrze pozostawiając jedynie ogólnie zarysowane. - Tutaj by było miejsce na zbiornik z paliwem. - zakreślił obszar w rękojeści bliżej jej końca. - Tutaj przycisk do uruchamiania. Ogień by się pojawiał na górze. Wtedy by można trzymać jak świeczkę czy dużą zapalniczkę. - wyjaśniał mówiąc całkiem szybko i z pewnością jaką cechowało się wielu speców gdy mówili o swoim specostwie. - Jakbym miał polecić coś od siebie to wybrałbym zapalniczkę żarową. Zawsze działa nawet w deszcz, śnieg i silny wiatr. Ale jakbym robił bajer do filmu no to bym zaszalał. Wstawiłbym tam pojemniczek z pirożelem. Taka łatwopalna galareta. Wtedy no pstrykało by jak ze strzykawki ale płynnym ogniem. Byłby niezły czad. - uśmiechnął się z rozmarzeniem do takiego projektu. Mało praktyczny i pewnie zabroniony w wielu stanach ale jaki czad! Fajnie mu się projektowało takie pomysły no ale jak nie znalazłby na takiego kupca no to zostawał tylko pomysłem. Dlatego musiał się trzymać bardziej realnych konceptów.

Słuchaczka gdzieś pod koniec wywodu przeszła z fazy biernej do czynnej, przejmując ołówek. Przetaczała go między palcami, marszcząc do kompletu czoło.

- Lepsze magnetyczne krzesiwo, mniej awaryjne. Nie potrzebuje paliwa i mieści się w portfelu. - zaczęła rysować zarys drugiego noża - Więc odpada zbiornik na paliwo. Da się to zamienić na… hm - mruknęła pod nosem, aż nagle strzeliła palcami - Jak u Bonda! Wyrzutnia zatrutych igieł. Znajdujesz węża, w dziczy ich pewnie pełno. Trujących, jadowitych skurwysynów. Wtedy zamiast wachy lejesz wyciąg z gada. - dorobiła nowe linie na szkicu - Może też skapywać po ostrzu. Wtedy masz kosę z niespodzianką. Ale za coś takiego to z pewnością by cię już posadzili.

- No niezłe. - pokiwał głową Frank patrząc jak dziewczyna kreśli własny projekt na serwetce. Tego się po niej nie spodziewał. Zaskoczyła go. Więc był ciekaw co wymyśli i co zaproponuje. I to nawet miało ręce i nogi. - Z tymi igłami to do filmu. Zwierzak nie da do siebie podejść na tyle by dało się ich użyć. - pokręcił głową z powątpiewaniem. Sam nieco przesunął swoje krzesło by być bliżej rudej i łatwiej było bazgrać po tych serwetkach. - A z trutkami też jest sposób. - powiedział i wziął od niej ołówek i wrócił do swojego serwetkowego projektu. Zaczął poprawiać wzór ostrza znacznie je skracając. Przez co stanowiło może z 1/3 długości rękojeści. - Ostrze trzeba skrócić. Jak chcesz się bawić w bondowe klimaty. By się nie rzucało w oczy. Poza tym krótsze ostrze jest wytrzymalsze na złamania i pęknięcia. Jak już jesteś na tyle blisko, żeby coś czy kogoś dźgnąć no to te parę centymetrów nie robi różnicy. Ale tutaj… - i przy “tutaj” narysował jakąś zaokrągloną linię wzdłuż ostrza. Dorobił okrąg przy nasadzie. - Jak takie krótkie to może być składane. Przyda się ten otwór na palec. Zaś tutaj jest wnęka. Oficjalnie może być puste. Wtedy nóż nie wyróżnia się niczym specjalnym. Ale w ten rowek można posmarować jakąś toksyną. Aby było gotowe do użycia można nasączyć tym wnętrze o tutaj. - zakreślił miejsce gdzie wedle nowej koncepcji powinno chować się ostrze. - No chociaż toksyny zwykle się utleniają na powietrzu więc to numer na jeden wieczór, może dzień czy noc. Ale nie na stałe. - pokiwał znowu głową ostrzegając przed podobną konsekwencją takiego rozwiązania.

Allen słuchała, patrząc to na kartkę to na rozmówcę aż wreszcie się zaśmiała.
- Dobra… zgłosiliśmy się do turnieju na durne zadania, czy chcemy wykończyć konkurencję… definitywnie? Zaczynam się bać - parsknęła w szklankę - Gadasz jakbyś co weekend robił takie bajery i żenił komuś kosę gdzieś w lesie. Jak w tych slasherach. Wiesz, banda nastolatków na wycieczce, jeden seryjny morderca i leci po kolei. Najpierw czarnucha, potem głupią blondynę… a potem kto mu się nawinie.

- Nie no coś ty, za kogo ty mnie bierzesz? - Frank obruszył się na takie porównanie. Nawet sięgnął po kieliszek i postukał ołówkiem w serwetkę. No ale za długo też nie mógł zdzierżyć w tym udawanym obrażaniu się. - Myślisz, że takiego wiewiórowi to tak łatwo ożenić kosę? Wiesz ile to by się trzeba nabiegać, żeby go dźgnąć? Dlatego zastawia się sidła. I no co tydzień co zrobię, że fani się domagają? A banda nastolatków, weź przestań, co za przygłup chciałby ich szlachtować? - machnął ręką na znak, że nie uważa to za realny scenariusz. - A w ogóle z tym projektowaniem to jeszcze nie doszliśmy do etapu wyprofilowania osobistego. - powiedział znowu wracając do siedzącej obok rudej zupełnie jakby przypomniało mu się, że mają niedokończoną sprawę. - Trzeba ci dopasować rękojeść pod twoją rękę. To mówiąc brunet skierował swoją dłoń w stronę dłoni Faith. - Wziął jej dłoń w swoją jakby chciał obejrzeć jej wnętrze. Ale nawet jak już był troszkę zawiany czuł, że tak i optycznie i w dotyku to całkiem przyjemna rączka jest. - No. I teraz trzeba by pobrać namiar by zaprojektować rękojeść i resztę proporcji noża. - powiedział przesuwając swoimi palcami po palcach i wnętrzu dłoni rudowłosej dziewczyny. Proces pobierania tych danych do projektu znacznie go absorbował i wręcz fascynował. - Można nawet pomyśleć o uprzęży na nóż. Wówczas można by go nosić przy nadgarstku, pod mankietem ubrania. - powiedział przesuwając opuszkami dłoni po nadgarstku Faith i zakreślając gdzie by się miała ta opaska na broń znajdować.

- I co dalej? - jego gadka spotkała się z rozbawieniem, ale i zainteresowaniem słuchaczki. Dała się sprawdzać i mierzyć, opierając się o łokciem rant stolika - A czy to przypadkiem nie jest nielegalne?

- A to zależy gdzie. - uśmiechnął się projektant i tester sprzętu survivalowego. Na chwilę oderwał wzrok od dłoni i ręki jakie trzymał we własnych dłoniach by spojrzeć na bladą twarz okoloną rudą koroną. - Do pełnej stabilizacji dobra jest dwu punktowa uprząż. Druga część musiałaby być przy łokciu. I wtedy przestrzeń między nimi może zająć takie zmyślne urządzenie. - to mówiąc niespiesznie przesunął po skórze ramienia dziewczyny od nadgarstka do łokcia. Musiał przyznać, że była to krótka ale bardzo emocjonująca podróż. Ożywcza dla zmysłów ale karmiąca też zniecierpliwienie i testosteron. Jak tak czuł pod palcami te młode, jędrne i ciepłe ciało.

- Ale sama zaczęłaś o boondowych zabawkach a ja o filmowych co chyba nieco spycha barierę prawną na margines. - uśmiechnął się bo ta ruda wkręcała mu się coraz bardziej. - A gdy patrzeć na to filmowo no to takie dość praktyczne rozwiązanie jak na ramieniu jest dość standardowe i nudne. Bardziej filmowo to można by pomyśleć gdzie by można jeszcze ukryć takie noże, pochwy i inne takie gadżety. - przesunął się wzrokiem po jej sylwetce otulonej klasyczną małą, czarną i potem dopiero na nogach miała szpilki. Trochę mało miejsca do ukrywania czegokolwiek ale był optymistą i gotów poświęcić się dla tego projektu osobiście.

- Znaczy dochodzimy do etapu rewizji osobistych i dokładnego planowania - Allen dopiła drinka, stawiając pustą szklankę dnem do góry. Nagle wyglądała na poważniejszą, nie suszyła już zębów - Można pomyśleć, tak. Gdy przyjdzie czas - popatrzyła na odwrócone naczynie i bez pytania o zgodę zgarnęła drinka rozmówcy, wypijając go za jednym zamachem.
- Nie przeszkadza ci, że każdą rozmowę, gest i pierdnięcie będzie słyszeć zgraja ludzi?

Podrapał się po krótko ostrzyżonej, brązowej czuprynie. Zastanawiał się i nad jej pytaniem, i gestem. W końcu wzruszył w duchu ramionami. - No trochę przeszkadza. Dotąd nigdy nie miałem kontaktu z czymś takim. Wiesz, jak robię filmik, to włączam kamerę, siedzę jedno popołudnie, ranek czy wieczór, coś tam robię, pokazuję, tłumaczę potem wyłączam kamerę, obrabiam materiał i zwykle tak w pół dnia jakby to zebrać w jedną całość to mam z głowy całe to nagrywanie i w ogóle. A potem znowu robię swoje. W domu, pracy, wcześniej na studiach. Ale tak non stop… - Frank sam się nad tym wielokrotnie zastanawiał przed programem a nawet przed wysłaniem zgłoszenia. Wcześniej mimo wszystko bardziej mu wychodziło, że to na plus będzie niż minus. Chociaż wahał się długo. - A ty? Robiłaś wcześniej już coś takiego? - podniósł głowę znad ołówka jakim machinalnie zaczął bawić się stukając i obracając go w dłoniach.

Allen zaśmiała się głośno, zakaszlała i przeszła w poważny ton.
- Nie mów że nie widziałeś tych filmików na PornHubie - zmarszczyła czoło, gapiąc się na rozmówcę uważnie - Podobno masz swojego videobloga i stronę, wiesz jak działa internet. Teraz my tam będziemy. Całą dobę. Jeszcze możesz się wycofać - skończyła z szerokim uśmiechem.

- Z wiewiórką? Nie mów, że ktoś przerobił mój filmik z wiewiórką na PornHub… A w ogóle to suseł był… - Frank poruszył nieco brwiami i przybrał ton i minę, że trudno było rozpoznać czy naprawdę się zastanawia nad takim rozwojem wypadków czy też przyjął podobny ton żartów jak rozmówczyni. Sięgnął po szklankę jaką niedawno odstawiła Faith i postawił ją jak należy. Potem chwycił za kolejną butelkę, i kolejną mieszając ciecze w szklance. - Sama zrezygnuj. - zerknął na rudą dziewczynę obok zakręcając z powrotem butelkę. Odstawił ją i chwycił ponownie za napełnioną szklankę mieszając ją trochę w dłoni. - I właściwie to ty co robisz jak nie przychodzisz tutaj wydurniać się z resztą przed kamerą? - zapytał upijając łyka z do niedawna jej szklanki.

- Nie mogę - odpowiedziała z przekąsem, podstawiając przejęte szkło do ponownego napełnienia - Potrzebuję kasy.

- Jak pewnie większość z nas. - powiedział Moore po chwili zastanawiania się czy drążyć dalej temat czy nie. Widocznie dotarli do momentu w którym kończyły się gadki - szmatki. Upił kolejny łyk zastanawiając się nad tym co dalej. - Cóż, w każdym razie powodzenia rudzielcu. - lekko uniósł szkło w toaście upijając jeszcze raz ze szklanki.

- Moja matka jest chora - Allen mruknęła niechętnie, zanurzając gębę w szklance z wódką. Tym razem nie dolewałą coli, ani niczego co złagodziło by smak i brakowało jedynie nostalgicznych skrzypców w tle, zamiast łupiącej czachę, klubowej techno-sieczki - Nieuleczalnie. Nie stać mnie na opłacanie jej szpitala. Jeżeli wygram może… uda się jej zapewnić godziwy byt przez te ostatnie lata - dopiła drina do końca.

- Współczuję. Wam obu. - powiedział po dłuższej chwili milczenia. Bo właściwie nie wiedział co powiedzieć. Poczuł się trochę jakby sam pomagał kopać grób jej matce gdy przecież startował w tym programie więc utrudniał tej fajnej rudej zdobycie tej kasy. No ale przecież startował bo też przydałaby mu się taka kasa. Poczuł nieprzyjemne ukłucie czegoś podobnego do wyrzutów sumienia. Znowu nie wiedział jak sobie z tym poradzić więc dopił swoją szklankę i postawił mocnym ruchem na stole. W milczeniu nalał ponownie do obydwu szklanek. Jedną podał jej drugą zatrzymał dla siebie. - Dawaj. Za zwycięstwo. Obyśmy przeżyli ten pierdolnik i ugrali to co chcemy ugrać. - powiedział wręczając jej szklankę.

Przyjęła ją, unosząc do toastu.
- Za zwycięstwo - prychnęła, coś w jej twarzy drgnęło i wrócił cyniczny uśmiech - Jesteś za duży żeby wierzyć w bajki. Ogarniasz że każdy będzie ci wciskał kit, byle wygrać, nie? Nie łykaj byle kantu, patrz ludziom na ręce. Za łatwowierny z ciebie typ - pokręciłą łbem z naganą, upijając pierwszy łyk - I co mamy nie przeżyć? Mniej bezpiecznie jest spacerowac nocą po Central Parku.

Chwilę przyglądał jej się z łagodnym uśmiechem. Prychnął nieco gdy usłyszał gratisową poradę i pokiwał głową obejmując dłońmi szklankę. Wpatrywał się w nią chwilę z tym łagodnym uśmiechem już bardziej do samego siebie i swojej szklanki. - Tak, wiem. Też się zastanawiałem czy nie odstawiasz szopki by wycwaniakować podrzędnego frajera za free. - powiedział z uśmiechem do swojej szklanki w której widział nieco rozbełtane swoje odbicie. - Ale taka wada charakteru. Widzę ślicznotki w potrzebie to się łatwo wzruszam. - powiedział z nieco bardziej zabawnym uśmiechem podnosząc nieco ironiczny wzrok na Faith a wolną rękę przykładając do swojej piersi.

- Łatwowierny frajer, komplemenciarz i do tego porządny. Rycerz na białym koniu… a jak się go wypuści do lasu, sam znajdzie żarcie. W domu połata chomika. Taśmą klejącą - Allen nawijała niby poważnym tonem, ale twarz jej świeciła od uciechy - Poza tym jak już kurwa musisz wiedzieć mam zasady i nie pruję sie na pierwszej randce. Trzeba żyć wedle jakichkolwiek wytycznych - wzruszyła ramionami - Co nie znaczy że urżąć się w trupa już nie mogę. Grunt to towarzystwo - podniosła szklankę, dopijajac alkohol do końca.

- Mhm. No to sama widzisz, że musimy się ustawić na następny raz skoro tylko konwenanse nas zatrzymują. - Frank uśmiechnął się promiennie i humor mu się poprawił od razu od tego jej flirtowania i zabawnej przekory. I za to też wypili już w oboje w lepszych i weselszych humorach.

Właściwie z Alice było podobnie. Tak właściwie jakoś siedzieli obok siebie nawet potem to nie był już do końca pewny czy najpierw gadał z Faith czy z Alice czy może gadali razem w trójkę i potem tylko te urywki mu się chaotycznie poustawiały w pamięci.

- No tak, wystarczy mieć taki filtr w oczach jak patrzysz dookoła i no nagle po prostu to widzisz. Opcje. Rozwiązania. Różne. Narzędzia można zaimprowozowa… zaimprowizować z tego… No ze wszystkiego. Dobra, ja się trochę gadatliwy robię jak wypity jestem. To ten. Kolejeczkę? - Moore tłumaczył chociaż coraz mocniej szumiało mu gdzieś przy potylicy a nawet skroniach. Ale robiło się tak fajnie! Całkiem fajna impreza wyszła! No to trzeba było korzystać! Dlatego sięgnął po swój kieliszek, uniósł go by się nim stuknąć i łyknął jego zawartość chwilę potem.

Blondynka siedząca na stołku obok zaśmiała się dźwięcznie, mrużąc z uciechy jasnozielone oczy. Przypatrywała mu się spod przymrużonych powiek, co pewien czas przygryzajac dolna wargę, albo wodząc palcem po rancie wysokiego kieliszka do martini.
Oddała toast, upijając niewielki łyk nim szkło nie wróciło na bar.
- Nic nie szkodzi, to urocze. Kreatywne - skwitowała część o słowotoku. Normalna rzecz przy zbyt dużej ilości procentów. - Bardziej niż rozmiar bicepsu, albo ostatni kontrakt firmowy. Choć gorsi są chyba erotomani -gawędziarze. Wolę wersję, że jesteś cyborgiem i masz detektor w oczach. - wydęła nieznacznie wargi, unosząc do nich kieliszek.

Frank zmrużył oczy zaraz po tym gdy się roześmiał i pokiwał głową o tego co mówiła blondynka. To z erotomanami - gawędziażami to było do niego? Nie był pewny. Ani tego czy jak tak lub nie to dobrze czy źle. Na wszelki wypadek postanowił nie robić z tego boruty. A poza tym włączylo mu się to gadane więc cisnęło go by się wygadać właśnie. - No! Właśnie! ten skan nie? No to zobacz. No sama zobacz. - brunet nagle wznowił swój słowotok gdy w końcu się odpowietrzył. I zaczął mówić zupełnie jakby żadnej przerwy nie robił na zmianę tematu. Wymownym i z pełnym pasji gestem roztoczył dłonią na scenę przed nimi. Stoły, nakrycia, butelki, kieliszki no i inni imprezowicze. - No? Widzisz? Te opcje? - popatrzył z żarem na blondynkę bo przecież były tam! Tylko czekały by po nie sięgnąć.

- Opcje? Jak filtry na Snapie? - Winter dopytała dla pewności. Miała nieodparte wrażenie, że chyba nie do końca łapie o co kolesiowi chodzi, mimo tego robiła to co zwykle: dobrą minę do złej gry. Pomagały procenty, sączone miarowo i z zaangażowaniem. Zmieniła też pozycję, zakładając nogę na nogę, a wolną dłonią bawiła się włosami - Niektóre są nawet zabawne. Masz Snapa? Albo Insta?

- Mam kanał na yt. - odpowiedział brunet ukrywając rozczarowanie. No ale cóż. Zwykle tak to właśnie wyglądało. A poza tym gdy tak pokiwał głową jakoś wzrok mu się obniżył a ona właśnie pokazała swoje pęcinki. A jak się tak przyjrzał z bliska to całkiem miała co pokazywać. Ruch przy blond głowie jednak skierował jego uwagę w wyższe rejony jej ciała. - Nie no chodziło mi, że opcje. Opcje do przetrwania. Można zrobić narzędzia czy schronienie. - powiedział znowu patrząc na całą scenę imprezy jaka ich otaczała. Głos mu więc trochę zwolnił i przycichł. - No i wiesz z tego obrusu można zrobić niezły hamak. Albo pociąć na pasy i powiązać. Wtedy masz linę albo siatkę. Zależy jak powiążesz. A w ogóle to lina bardzo przydatna sprawa wiesz? Przydaje się do mnóstwa rzeczy. Jak masz linę albo wiesz z czego ją zrobić i jeszcze wiesz jak jej użyć, znasz więzy no to mucha nie siada. - Frank powol znowu zaczął się rozkręcać gdy wracał na bardziej znajome tory w dyskusji.

Zastanawiał się czy kto kogo tutaj nakręca. Czy ona się tak zajarała na jego bajerę z tymi linami, węzłami i takimi tam czy to on tak ją bajerował bo się wydawała taka zajarana. Ale były promile, były spojrzenia, śmiechy, chichy, ochy i achy w końcu przecież żadne z nich nie było już na tym etapie choć trochę trzeźwe. No to pewnie, że jej pokazał jak można kogoś unieruchomić no w sidła i w ogóle i jeszcze jak je zrobić a, że z koordynacją ruchomą już miał wyraźne trudności no to w ogóle się zrobiło śmiesznie i zabawnie. A potem następował ocean mrocznej niepamięci. Ale liczył, że może dziewczyny zapamiętały coś więcej. Chociaż nie do końca był pewny czy to aby napewno dobrze.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-04-2018, 06:55   #20
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ponoć sławnym jest się wtedy, gdy na ulicy rozpoznają cię ludzie, których - dzięki Bogu - nie znasz się osobiście… bo kto normalny chciałby mieć cokolwiek wspólnego z przyklejonym do szklanej tafli ekrany osobnikiem, zainteresowanym jedynie zaspokojeniem podstawowych podniet? Świata nie kręciła już inteligencja albo dowcip. Teraz mass-mediami rządziła próżność, wyuzdanie, rozwiązłość i przemoc.
Sprzedaż prywatności dla paru lajków na koncie społecznościowym przestała kogokolwiek dziwić. Liczyło się zainteresowanie, szum wokoło, nakręcający maszynkę do robienia pieniędzy.

Człowiek powoli przestawał być człowiekiem ,zmieniając się w produkt - cukierkowy, dostosowany do gustów potencjalnego konsumenta. Emocje były ważne, napędzały koniunkturę wielu firm, tym chętniej zawierającymi umowy z daną gwiazdka, im więcej followersów i lajków zbierała pod coraz to nowymi przejawami aktywności nie tylko w sieci.
Prostytucja XXI wieku. Na masową skalę, do tego społecznie akceptowana.

W erze rozpoczętej przez “Keeping Up with the Kardashians”, liczył się wygląd. Ciało ponad umysłem. Piękno i infantylność wybaczana ze względu na urodę bądź koneksje. Wywoływanie skandali, pożywki dla głodnego tłumu. Umiejętność pokazania się, wzbudzenia zainteresowania. Rozważnego handlu własną prywatnością, balansującą na granicy dobrego smaku. Nie chodziło o wygraną, choć dwa miliony brzmiały niczym najsłodszy anielski śpiew. Chodziło o bycie. Zamieszanie. Pokazanie szerszemu spektrum odbiorców i potencjalnych przyszłych kontrahentów.

Alicia Winter chciała sławy, pragnęła jej. Marzyła, by na stałe wejść do magicznej krainy wiecznych wakacji, odrealnionej do granic absurdy, gdy największym problemem staje się wybór kolory nowego Bugatti. Odpadała szara, śmierdząca rutyną biedy rzeczywistość, rachunki oraz całe morze przyziemnych kłopotów zwykłych zjadaczy chleba powszedniego.

Wśród luksusowych wnętrz poruszała się jak ryba w wodzie. Drobna, niebieskooka blondynka o jasnej cerze, przedstawiająca się jako modelka. Perfekcyjnie uczesana, z nienagannym makijażem i uśmiechem, kokietowała widownię, prowadzącego, a nawet przyszłych rywali, poświęcając każdemu po kolei odpowiednią ilość czasu, gdy była tylko dla nich, chłonąc z zainteresowaniem przechwałki, dowcipy, a w głowie układa zdobyte spostrzeżenia. Na później, gdy będzie trzeba ich użyć. Impreza powitalna minęła jej niczym dobry sen, tak samo późniejszy lot i pierwsze minuty w nowym lokum.

Zachwycenia fajerwerkami nie musiała udawać, od dziecka je uwielbiała. Tak samo jak polerowany marmur, szybkie samochody i przepych. Śmiała się więc, odpowiadał głosom z głośników, aż do pierwszego uderzenia dzwonu obwieszczającego nowe zadanie.
Nie zrobiła kroku, gdy wpadła na Davida. TEGO Davida ze Słonecznego Patrolu. Nieustraszonego rozbijającego się K.I.T.T’em… kiedyś, dawno temu.
- Nie ma za co - odpowiedziała Knight Riderowi trzy dekady po ostatnim kursie czarnej maszyny, uśmiechając się do niego nieśmiało. Uwielbiała ten cholerny serial, sentyment pozostawał.

Co najlepsze, zostali chwilowo przydzieleni do tej samej drużyny. Poznani jeszcze w LA youtuber-survivalowiec i zrudziała mechanik również. Czy jej się wydawało, że w drugiej grupie widzi znaną z ringu twarz ponad górą chodzących mięśni? Wrestling, albo… MMA, nigdy nie umiała rozróżnić, o ile obie kategorie miały różnice. Musiałą potem spytać. Triple Kay wydawał się w porządku, bez tego specyficznego, męczącego wrażenia podczas rozmowy.

Niestety ledwo stanęła na nogi, pojawiły się obce ręce, windując ją w powietrze. Poznała O’Sullivana. Krótka rozmowa, z której Alicia próbowała sie wyślizgać w trybie ekspresowym, i wreszcie była wolna… do chwili, gdy znów ktoś nią nie szarpnął. Tym razem jednak z ulgą powitała widok agresora.
Pomoc przy bieganiu na szpilkach cholernie się przydawała.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-04-2018 o 08:07.
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172