Podczas zamieszania jakie spowodował Marti Azjatka postawiła puszki z ‘wybuchowym' piwem na podłodzę i udawała, że ich nie ma. Na pytanie Donny rozejrzała się po sali i skierowała się w stronę korytarza bo skoro tutaj jej nie było znaczy, że musiała pójść gdzieś indziej. - Dona! Telefon do ciebie! - dało się usłyszeć jak krzyknęła poszukiwana, a jej głos dobiegał z czeluści korytarza. Dona wyszła po chwili na korytarz, a kiedy zobaczyła Heather ze słuchawką w ręku pobladła. - Do kogo ty zadzwoniłaś smarkulo!? - spytała przestraszona i oburzona zarazem. Gdzieś w tle wszyscy usłyszeli krzyki Dereka, który ochoczo dobrał się do browarów pozostawionych przez Hisako na podłodze. - Co za idiota zostawił tu to piwo! Cały jestem mokry! - - Uważaj z przytykami rozmówca pewnie to słyszał - poradziła nastolatce Hisako, choć jej głównym zamiarem było zapobiegnięcie by ta zwyzywała Heather. Krzyk z pokoju potraktowała ze stoickim spokojem, te puszki każdy mógł tam zostawić a było powiedziane że ona i reszta mają nie tykać alkoholu. Buźka Heather wyrażała irytację i dziewczynka bez słowa wyciągnęła ku Donie rękę, w której trzymała słuchawkę dając do zrozumienia, że osoba po drugiej stronie oczekuje jej. Dona zdała sobie sprawę, że Hisako ma rację i zbladła jeszcze bardziej. Przejęła słuchawkę. Dziewczynki obserwowały jak w trakcie rozmowy jej twarz kraśnieje. Siostra Martina w niczym nie przypominała w tym momencie szkolnej piękności. Wyglądała raczej jak osoba z ciężkim zatwardzeniem. - Tak, słucham? (…) Dobry wieczór pani Taping (…) W domu Luke’a Wrexlera (…) Tak, dzieciaki miały bawić się u nas ale... ale… przestraszyły się naszego sąsiada. Martin strasznie płakał, błagał żeby ich stamtąd zabrać… Trzeba było przyznać, że Dona potrafi wymyślać na poczekaniu. Pytanie, czy mama Heather uwierzy jej w te brednie. Nastolatka kontynuowała rozmowę a czerwień z jej twarzy nie znikała. W korytarzu pojawił się też Derek i Jimmy. Flanningan rękawem kurtki wycierał mokre od piwa policzki, a młody Thompson… no cóż, też wyglądał na niepocieszonego. - Oczywiście, pani Taping (…) Tak, pani Taping (…) Przepraszam, proszę nie mówić nic moim rodzicom! Zaraz przywieziemy dzieciaki! Nastolatka odwiesiła słuchawkę i popatrzyła na dziewczynki wzrokiem bazyliszka. Paznokcie wbiła w knykcie i chyba tylko nadludzka wolą powstrzymywała się przed wydrapaniem oczu koleżankom brata. Otworzyła usta, ale zamiast do dzieciaków odezwała się do swojego chłopaka. - Musimy ich odwieźć do domu Tapingów! – krzyknęła płaczliwym głosem. - No dobra… to niech się zbierają – odparł Derek wciąż zajęty wycieraniem piwa z twarzy. - Czy ty jesteś jakimś debilem, Flanningan!? To jest córka gliniarza! Jak jej stara wyczuje od nas piwo, to po nas! Wtedy z piętra na korytarz wszedł jak zawsze uśmiechnięty Luke. Towarzyszył mu długowłosy chłopak, którego Hisako i Jimmy kojarzyli z liceum, lecz za nic nie mogli sobie przypomnieć imienia i nazwiska. - Co się dzieje? – spytał młody Wrexler, a Dona niemal z żalem w głosie opowiedziała o telefonie. - Nie możemy iść odwieźć, bo wyczują od nas piwo! – żaliła się. – Albo ta smarkula opowie o wszystkim swojemu ojcu glinie. Uśmiech po raz pierwszy zniknął z twarzy syna burmistrza. I nie był to przyjemny widok. Spojrzał na Heather niemal z odrazą, jakby jedenastolatka była seryjnym mordercą albo rosyjskim komunistą. - Muszą stąd odejść, Dona – wycedził przez zęby. – Przepraszam, ale nie mogą tu zostać. Jeśli przyjadą gliny będę skończony! Felix ich odwiezie, gdzie tylko zechcą. Jest trzeźwy, jemu mu nic nie zrobią. Kolega Luke’a zaoponował. - Wolałbym nie brać odpowiedzialności za cudze dzieciaki. - Jesteś moim kumplem czy nie!? Pomóż mi sprzątnąć ten bałagan! Jak ta mała nie wróci zaraz do domu, wpadnie tu jej ojciec i będzie pozamiatane! Heather w milczeniu przytaknęła skinieniem głowy na słowa chłopaka, nawet nie próbując zaprzeczać, że takie może być rozwinięcie tej sytuacji, jeśli w tej chwili nie zabiorą jej do domu. Dona tymczasem zwróciła się do Hisako, Heather i Jimmiego. - Słyszeliście? Kolega Luke’a was odwiezie. Idźcie po mojego głupiego braciszka! Jimmy spojrzał na Hisako i Heather. - Wiecie, dokąd polazł? - spytał. Kiedy ich gospodarz rzucał gromy na Heather, Azjatka stanęła niej bliżej by interweniować jakby tamci mieli zamiar zacząć na nią krzyczeć czy obrażać. Po całej scenie Hisako wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia gdzie się podział Marti. - Może pobiegł za Jesse'em? Choć Heater idźmy po nasze rzeczy i zaczekajmy przed domem. - powiedziała dziewczyna do koleżanki ciągnąc ją do pokoju gospodarza w którym zostawiła teleskop. - To ja się rozejrzę na zewnątrz - powiedział Jimmy, od razu przystępując do realizacji swego planu. - Pójdę z tobą - wydusiła Heather w końcu z siebie, ruszając za Hisako. Przyjaciele widzieli, że dziewczynka jest zdenerwowana całą tą sytuacją, ale dzielnie starała się nie dawać tego po sobie poznać. Kiedy szły korytarzem Hisako powiedziała - Dobrze zrobiłaś. Heather uniosła spojrzenie i pokiwałą głową. Chwyciła koleżankę za rękę. Hisako i Heather weszły do pokoju Luke’a. Teleskop leżał na biurku, tam gdzie zostawiła go trzynastolatka. Kiedy podeszły bliżej zauważyły, że jedna z szuflad jest na wpół otwarta a w środku znajdują się zdjęcia jakiegoś łysego chłopca w ich wieku. Ciekawość prowadziła do piekła ale czasem była zbyt silna by się oprzeć. Hisako wyciągnęła jedno ze zdjęć i przyjrzała się dokładnie. Łysy chłopiec siedział na szpitalnym łóżku, w ręku trzymał książkę, „Władcę pierścieni” i uśmiechał się do obiektywu aparatu. Uśmiech Jacka Nicholsona nie pozostawiał wątpliwości, kim jest dzieciak ze zdjęcia. Hisako odłożyła zdjęcie na miejsce i zabierając futerał z zawartością skierowała się i Heather na zewnątrz domu. - Co to? - zapytała Heather, gdy z koleżanką szły do wyjścia z domu. - Stare zdjęcie naszego gospodarza. - Odpowiedział Hisako. - Aha ... - pokiwała głową. - Ale nie można zaglądać do czyiś szuflad. No chyba że masz nakaz przeszukania - dodała szeptem. - Mhm..- przytaknęła Hisako ale chyba bardziej odruchowo i nie koniecznie chciała tłumaczyć Heather dlaczego czasem można. Dziewczynki wyszły przed dom, gdzie czekali na nich Jimmy i lekko poobijany Jesse Bullington. Nigdzie za to nie było Martina. - Gdzie Martin? - Spytała reszty. - Wybiegł przed dom, potem nie widziałem - odpowiedział Jesse. Był jeszcze trochę w szoku przez co jego głos był zupełnie inny niż na co dzień. |