lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Horror 18+] Zdarzenie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/18205-horror-18-zdarzenie.html)

Obca 05-12-2018 20:03

Hisako nie lubiła wrednych brutali, ale widząc jak nastolatkowie traktują Jessego stwierdziła, że oni są większymi brutalami. Rozejrzała się i zobaczyła puszki z piwem. Wolna melodia pozwoliła jej podejść i dobrać po puszcze na głowę. Rozejrzała się upewniając, że nikt nie patrzy i wstrząsnęła każda puszkę. Szybko podeszła do kanapy.
- Hej, Dona kazała mi wam to dać, że niby od niej. - powiedział azjatka niby konspiracyjnie podając wstrząśnięte puszki piwa chłopakom znęcającym się nad Jessim, przy okazji zwalając ewentualną winę na siostrę Marttina. “Niech ma za to porwanie.” Miała zamiar się ulotnić kiedy tamci wzięliby piwo i czekać aż puszki zrobią swoje.


Kerm 05-12-2018 21:32

Luke uśmiech miał... nieszczególny, przynajmniej zdaniem Jimmy'ego, ale dom miał pełen atrakcji.
Problem na tym polegał, że owe atrakcje w tym momencie były dla Jimmy'ego niedostępne, a te, które miał pod ręką, piękne i pięknie wyposażone przez naturę, w zasadzie też były niedostępne. Bo było rzeczą jasną (dla niego przynajmniej), że Brenda ma ochotę tylko się zabawić - być może jego kosztem.
Co w zasadzie nie powinno mu przeszkadzać. Ostrzeżony zabezpieczony... czy jakoś tak. Nie pamiętał dokładnie.
W każdym razie miał przed sobą interesujące widoki. Nie tyle na przyszłość, co w tej chwili, gdyż kołysanie biodrami powodowało kołysanie innych części ciała. A on, mimo młodego wieku, był jednak facetem.
Pozostawało zatem, jak powiadają filozofowie, cieszyć się chwilą.
A może jednak nie filozofowie to mówili? Nigdy nie był dobry w te klocki.
W tańcu też zresztą nie, ale starał się.

Mag 05-12-2018 23:08

Najmłodsza z dzieci państwa Tapping trzymając się blisko przyjaciółki, przyglądała się z obrzydzeniem na to co działo się w salonie. Zupełnie jakby ją mdliło na widok obściskujących się par. Odwracając wzrok, skupiła go na scenie z Bulligtonem. Był on osobą powszechnie uważaną za łobuza i kogoś od kogo lepiej trzymać się z daleka, więc w teorii, jak to mawiał jej dziadek, trafił swój na swego i nie ma się co mieszać. Jednak widziała jak obronił dziewczynkę, zamiast ją dręczyć razem z innymi...

Jej dylematy moralne przerwała Hisako, która zdecydowała się na swój sposób pomóc chłopakowi. Podanie wstrząśniętej puszki zapowiadało duże opady w salonie. Zdecydowanie wolało się zwinąć.
- Eee, poszukam telefonu... - powiedziała, nie wiedząc jednak czy Hisako usłyszała. Zawinęła się więc z salonu i udała na korytarz. Nie miała innego wyboru - musieli się stąd wynieść, bo jak nic zacznie się awantura, a tylko dziadek mógł w tej chwili przyjechać po nich. Wiedziała, że będzie dużo tłumaczenia się, ale nie była tu przecież z własnej woli.

WielkiTkacz 06-12-2018 23:49

Marti był pod ogromnym wrażeniem kolekcji Wrexlera. Zaimponowało mu tu do tego stopnia, że przestał mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, że tutaj przyjechali. Pytanie o lądowania na księżycu było jednak nieco dziwne. W końcu skąd dziadek wiedział o kosmitach i o tajnych projektach rządowych? Skąd wiedział, że jesteśmy inwigilowani przez pozaziemskie życie? Może wylądowaliśmy dalej niż na księżycu... Rozważania w jego głowie przerwał Flanningan, którego wejścia stawały się irytujące - pojawiał się w najmniej potrzebnych momentach.

* * *

- No masz napij się, nie bądź cipa Bullington! - gdy Marti miał zamiar zareagować na te słowa i na przemoc wobec drugiej osoby, nagle... pozbył się okularów.

- Hej! Tak wyglądasz super przystojnie!
- zaśmiała się Rose.

[MEDIA][/MEDIA]

Problem w tym, że kompletnie mało widział. Zamazane kontury i kolorowe plamy rozlały się niczym farby na dużym obrazie.

- Oddaj je... nic nie widzę... - starał się, żeby w jego głosie nie było paniki.

- Wyluzuj... - Ruda złapała go za rękę i położyła na swoim biodrze. Ale po co? - Zatańczymy. Do tego nie są potrzebne okulary.

Marti zabrał swoją rękę, ale Rose nie dawała za wygraną. Złapała ją znów i położyła nieco niżej biodra. Spanikował. Oderwał się do tyłu i potem wszystko działo się szybko. Odbił się od kogoś, ktoś go pchnął, nic nie widział, ale wiedział gdzie wylądował na końcu. Słyszał głos Bullingtona, wpadł w niego i przyjął na siebie dawkę piwa, które ściekało po ubraniu i twarzy.

Avitto 09-12-2018 22:55

Rick, Patrick i Dennis pachnęli piwem już wtedy, gdy Jesse siadał na tylnej kanapie corvetty. Chłopcu ten zapach był wobec płynących komplementów obojętny – jego tata też czasem tak pachniał, gdy wracał z pracy. Z tyłu głowy miał jednak zawsze awanturę, jaką mama zrobiła tacie rok temu, gdy ten zameldował się późną nocą pod oknami mieszkania kompletnie pijany. Jesse nie wiedział ile trzeba wypić, żeby jak tata zakomunikować wszem i wobec podniesionym głosem, że wejście po schodach na trzecie piętro jest ogromnym wyzwaniem ze względu na zasikane spodnie. Zawziął się od tamtego momentu, by nie powielać błędów.

Piwo serwowane przemocą przez starszych kolegów było obrzydliwie gorzkie a dodatkowo kleiło się do skóry i ust. Wobec naporu ich ciał był bezsilny, choć wierzgał kończynami z pełną mocą. Żałował, że wbrew przestrogom matki wsiał do ich auta. Dopiero nagłe zwalenie się okularnika na kanapę oswobodziło mu prawą nogę. Reagując pod wpływem adrenaliny włożył w wykop dość siły – sięgnął podłogi, wywrócił kanapę wraz z napierającymi na oparcie nastolatkami i po chwili widział jedynie sufit upstrzony kolorowymi balonami.

waydack 10-12-2018 10:52

Plan Hisako może by wypalił, gdyby Martin nie wpadł na Jessiego a ten w akcie rozpaczliwej obrony nie przychylił kanapy do tyłu, lądując na ziemi razem ze swoimi pijanymi oprawcami.
- Kurwa, Bulligton co z tobą, na żartach się nie znasz?! – krzyknął Dennis. Rick Morgan popatrzył na swoją koszulę, lepiącą się teraz od piwa do jego piersi i podniósł chłopaka za fraki.
- Pożałujesz tego mały gnojku! – krzyknął zaciskając w gniewie pięść. Być może Jesse był wyrośniętym trzynastolatkiem i potrafił przylać, ale w starciu o pięć lat starszym licealistą, był bez większych szans. W równie kiepskim położeniu znalazł się Brainy, choć bez okularów na początku nie zauważył jak Patrick Grand skacze na niego z mordem w oczach. Że ma kłopoty domyślił się, gdy ten swoją ciężką łapą złapał go za kark.
- Teraz zliżesz z podłogi wszystko co wylałeś zasrańcu!
Nikt już się nie bawił, wszyscy patrzyli jak licealiści za chwilę zmasakrują dzieciaki. Jimmy stracił szansę, żeby z blondynką zatańczyć wolnego.
- Patrick, zostaw go, to mój brat! – krzyknęła Dona przepychając się do przodu potrącając Jimmego i Hisako ramieniem.
Grand spojrzał na siostrę Martina wzrokiem cielęcia. Strasznie miał ochotę skrzywdzić gówniarza, z ale na drodze stanęła mu najfajniejsza dupa z liceum w Breadhouse. Jej słowo było święte. Puścił Martiego, którego Dona od razu wzięła pod rękę i szarpnęła do tyłu. Postawiła go obok Hisako i Jimmiego.
- Co ja wam mówiłam szczeniaki!? Prosiłam, żebyście byli grzeczni! – krzyczała trzęsąc się z oburzenia. Przeniosła wzrok na brata - Właśnie dlatego nie chciałam cię zostawiać samego! Z tobą są zawsze same problemy Marty! Dlaczego nie możesz być jak Hisako, młody Thompson albo…
Dona przerwała w pół zdania i rozejrzała dookoła.
- Zaraz, a gdzie jest ta wasza malutka koleżanka? –

Heather szukając telefonu wyszła na korytarz. Miała szczęście bo, aparat wisiał przy ścianie, niedaleko salonu. Ściągnęła słuchawkę i wykręciła numer do domu. Obok niej przeszła obściskująca się parka, która zniknęła na schodach i zamknęła w jednym z pokoi. Dziewczynka odczekała kilka sygnałów aż w końcu po drugiej stronie usłyszała głos swojej mamy.
Heather streściła jej szybko co się stało.
- Dziadka nie ma kochanie, pojechał z Iris i Johnem na festyn – wyjaśniła zdenerwowanym głosem pani Taping – Daj mi natychmiast Donę do telefonu! – zażądała.

W czasie kiedy dzieciaki z „Klubu wietrznej ospy” słuchały utyskiwań Dony Barker, pozbawiony protektora Jesse Bullington musiał się zmierzyć z trzema, byłymi już chyba kumplami. Cały swój gniew skierowali na niego. Dennis złapał go za kark, a reszta wykręciła ręce. Niczym gliniarze na filmach wyprowadzili szybko z domu. Gdy tylko znaleźli się na podjeździe Dennis pchnął trzynastolatka z całej siły na żwir. Jesse poczuł jak jego łokieć piecze żywym ogniem, krew zaczęła przesiąkać przez koszulę.
- To była tylko zabawa Bullington. Myślałem, że jesteśmy kumplami – powiedział niemal z wyrzutem Lumier i zakasał rękawy bluzy.

Kerm 11-12-2018 15:10

Palant.
Jimmy w duchu przeklinał zachowanie Marti'ego. Jak można być takim cymbałem, żeby się przestraszyć dziewczyny? Cholerna Dziewica Orleańska w męskim wydaniu... A nie dość, że uciekł, to narobił zamieszania i rozwalił imprezę. Nawet ślepiec by zauważył, że nastrój prysnął i z dalszej zabawy będą przysłowiowe nici.
A zapowiadało się fajnie.
Brenda, choć starsza, była ciut niższa niż Jimmy, a 'wyposażeniem' w zasadzie nie ustępowała Donnie. Można więc było zapuścić żurawia w takie ciekawe rejony...
Można było, a przez Marti'ego się zmyło. Wypadało jedynie elegancko się pożegnać i zniknąć, zanim mu się oberwie za Brainy'ego i od Brendy, i od Rose. A może i od paru innych osób.

- Przepraszam za niego... - powiedział, spoglądając w ślad za znikającym Martim. - Dziękuję za zabawę... Muszę dopilnować, by Marti bardziej nie narozrabiał.

Uśmiechnął się do Brendy, dość blado, po czym ruszył na poszukiwanie pozostałych... idąc tam, gdzie podążała Donna.

Avitto 12-12-2018 18:38

- Co robiłeś? - Zapytał Jesse wstając. Cicho i z wyrzutem.
- Fajnie się z kumplami bawisz - stęknął a z oka pociekła mu łza.
- Dennis, odpuść mu stary – zagaił Patrick, który chyba zauważył rozżalony wyraz twarzy Jessiego.
– Będziesz bił trzynastolatka?
- Jak on bił tego niedorozwoja to ci nie przeszkadzało! – Warknął Lumier i zaczął zbliżać do chłopca. Ten zerwał się i niezgrabnie odskoczył od owładniętego szałem licealisty. Dennis uśmiechnął się drapieżnie, widząc jak dzieciak próbuje robić przed nim uniki.
- Chłopaki, mam pomysł. Co powiecie na to, żeby zrobić naszemu kumplowi małą kąpiel?
Patrick i Rick zarechotali.
- Do basenu z nim!
Cała trójka ruszyła na Jessiego.

Marti wykorzystał nieuwagę siostry - na szczęście wcześniej oddała mu okulary, które nie wiadomo z jakiego powodu znalazła na podłodze - i wybiegł na zewnątrz. Jedno szkiełko było rozbite, ale to nic. Bez tego widział co się działo i postanowił szybko reagować. Wyciągnął z kieszeni walkman i włączył nagrywanie. Po drodze złapał za kamień leżący koło domu.
- Co teraz patałachy? - Marti zastanawiał się jak przeszło mu to przez gardło. - Mam nagranie z waszym odgrażaniem się! Zostawcie go i spieprzajcie stąd, bo nagranie trafi na policję!
Nastolatkowie ryknęli śmiechem.
- Odgrażanie się? Patrzcie go, jaki kurwa prawnik. Perry Mason!
- Spierdalaj - krzyknął Jesse okularnikowi. - Umiem pływać, idź se!
Tymczasem Dennis już chwycił go za koszulkę a Rick szarpnął do góry za lewą nogawkę. Chłopaki nie mieli kłopotów żeby podnieść Jessiego do góry. Trzymali go jakby młody Bullington był gwiazdą rocka, rzucającą się ze sceny na tłum swoich fanów. Zanosząc się śmiechem podpici licealiści ruszyli wąskim chodnikiem w stronę basenu znajdującego się po drugiej stronie domu.

Marti zauważył, że plan A nie wypalił i to z całą pewnością. Wdrożenie planu B w tej sytuacji wymagało precyzyjnego rzutu, a w tym akurat był dobry. Zacisnął dłoń na kamieniu, który miał w dłoni i rzucił nim w głowę jednego z licealistów. Potem podniósł kolejny i kolejny kamyk… Seria poleciała w oprawców niczym z karabinu. Wsadził walkman nadał włączony do kieszeni, tak żeby mieć pewność, że nie wypadnie.
- Zostawcie go! Zasrańcy!
- Osz, ty kurwa mały ślepaku!Krzyknął Rick trafiony kamieniem prosto w potylicę. Łapiąc się za łepetynę puścił Jessiego, który tracąc podparcie runął z impetem na ziemię, lądując na kostce brukowej. Oprawcy stracili zainteresowanie swoim byłym już chyba kumplem Bullingtonem i rzucili w pogoń za Martim.
- Jesteś trupem Barker! – krzyczeli.
- Głupek. Debile. Cioty - złorzeczył tymczasem porzucony na chodniku Jesse. Mijało go dwóch dyskutujących w najlepsze licealistów z kartonem piwa. Jesse nie był tak rozgarnięty jak Hisako kilka minut temu. Jedyna zemsta o jakiej myślał to zgotowanie dowcipnisiom piekła w szkole. Nie wiedział jak, ale gniew nie wygasał w nim szybko.
Dennis, który był najbardziej cięty na Jessiego zatrzymał się wpół kroku i odwrócił.
- Coś ty powiedział Bullington!? Powtórz!

Tym razem nic już nie było w stanie powstrzymać go przed spuszczeniem dzieciakowi łomotu bo jego kumple pobiegli za Martim, który jak na kujona biegał zdumiewająco szybko.
Podpite nastolatki nie mogli mu dotrzymać kroku a gdy pyskaty okularnik zniknął w ciemnościach dali sobie spokój i zatrzymali się złorzecząc.- Jeszcze tu wrócisz Barker! Nawet siostra ci nie pomoże ty mały pedale!

Jimmy wyszedł na zewnątrz i widział zarówno nastolatków ścigających jego przyjaciela, jak i Dennisa Lumiera ruszającego z pięściami na Bullingtona. Znając młodego Thompsona na pewno by nie patrzył na bezmyślną przemoc i jakoś zareagował. Ale nie zdążył.
Felix, przyjaciel Luke’a zszedł powoli ze schodów i krzyknął w stronę agresora.
- Zostaw go w spokoju Dennis.
Nastolatek zaskoczony zatrzymał się w pół kroku z pięścią gotową do wymierzenia pierwszego ciosu.
- Do mnie mówisz?
- Jesteś pijany, nie myślisz trzeźwo, jutro rano będziesz żałował.
- Co ty, kaznodzieja jakiś jesteś? Odpierdol się i zajmij swoimi sprawami!
Do Dennisa dołączyli jego kumple, wyraźnie poirytowani tym, że nie mogli dorwać Martiego. Jeden z nich podniósł Bullingtona za fraki.
Felix ruszył na nastoletnich oprawców a w jego ruchach dało się wyczuć swobodę jakby nie odczuwał lęku ani strachu. Podszedł do nich i ujął Jessiego za ramię stojąc twarzą w twarz z Dennisem. Nie zwracał na niego uwagi, jakby ten nie istniał albo był nieszkodliwym komarem.
- Już dobrze chłopcze.To nie jest miejsce dla ciebie, wracajmy do domu, ok?

Trzynastolatek popatrzył w oczy swojego wybawiciela. Głębokie, pełne spokoju i nieopisanego ciepła. Strach, złość, gniew minęły bezpowrotnie. Jak owieczka prowadzona przez pasterza poszedł za nim i dołączył do Jimmiego. Dennis, Rick i Patrick stali jak barany i nie za bardzo wiedzieli co powiedzieć. W końcu jeden szturchnął drugiego łokciem i zniknęli w domu szepcząc coś między sobą.
- Zawołajcie swojego kolegę. Będę czekał na was przy samochodzie – odparł długowłosy nastolatek i ruszył w stronę bramy wjazdowej, przy której zaparkowane były auta.

Obca 12-12-2018 18:51

Podczas zamieszania jakie spowodował Marti Azjatka postawiła puszki z ‘wybuchowym' piwem na podłodzę i udawała, że ich nie ma. Na pytanie Donny rozejrzała się po sali i skierowała się w stronę korytarza bo skoro tutaj jej nie było znaczy, że musiała pójść gdzieś indziej.
- Dona! Telefon do ciebie! - dało się usłyszeć jak krzyknęła poszukiwana, a jej głos dobiegał z czeluści korytarza.
Dona wyszła po chwili na korytarz, a kiedy zobaczyła Heather ze słuchawką w ręku pobladła.
- Do kogo ty zadzwoniłaś smarkulo!? - spytała przestraszona i oburzona zarazem. Gdzieś w tle wszyscy usłyszeli krzyki Dereka, który ochoczo dobrał się do browarów pozostawionych przez Hisako na podłodze.
- Co za idiota zostawił tu to piwo! Cały jestem mokry! -
- Uważaj z przytykami rozmówca pewnie to słyszał - poradziła nastolatce Hisako, choć jej głównym zamiarem było zapobiegnięcie by ta zwyzywała Heather. Krzyk z pokoju potraktowała ze stoickim spokojem, te puszki każdy mógł tam zostawić a było powiedziane że ona i reszta mają nie tykać alkoholu.
Buźka Heather wyrażała irytację i dziewczynka bez słowa wyciągnęła ku Donie rękę, w której trzymała słuchawkę dając do zrozumienia, że osoba po drugiej stronie oczekuje jej.
Dona zdała sobie sprawę, że Hisako ma rację i zbladła jeszcze bardziej. Przejęła słuchawkę. Dziewczynki obserwowały jak w trakcie rozmowy jej twarz kraśnieje. Siostra Martina w niczym nie przypominała w tym momencie szkolnej piękności. Wyglądała raczej jak osoba z ciężkim zatwardzeniem.
- Tak, słucham? (…) Dobry wieczór pani Taping (…) W domu Luke’a Wrexlera (…) Tak, dzieciaki miały bawić się u nas ale... ale… przestraszyły się naszego sąsiada. Martin strasznie płakał, błagał żeby ich stamtąd zabrać…
Trzeba było przyznać, że Dona potrafi wymyślać na poczekaniu. Pytanie, czy mama Heather uwierzy jej w te brednie. Nastolatka kontynuowała rozmowę a czerwień z jej twarzy nie znikała. W korytarzu pojawił się też Derek i Jimmy. Flanningan rękawem kurtki wycierał mokre od piwa policzki, a młody Thompson… no cóż, też wyglądał na niepocieszonego.
- Oczywiście, pani Taping (…) Tak, pani Taping (…) Przepraszam, proszę nie mówić nic moim rodzicom! Zaraz przywieziemy dzieciaki!

Nastolatka odwiesiła słuchawkę i popatrzyła na dziewczynki wzrokiem bazyliszka. Paznokcie wbiła w knykcie i chyba tylko nadludzka wolą powstrzymywała się przed wydrapaniem oczu koleżankom brata. Otworzyła usta, ale zamiast do dzieciaków odezwała się do swojego chłopaka.
- Musimy ich odwieźć do domu Tapingów! – krzyknęła płaczliwym głosem.
- No dobra… to niech się zbierają – odparł Derek wciąż zajęty wycieraniem piwa z twarzy.
- Czy ty jesteś jakimś debilem, Flanningan!? To jest córka gliniarza! Jak jej stara wyczuje od nas piwo, to po nas!
Wtedy z piętra na korytarz wszedł jak zawsze uśmiechnięty Luke. Towarzyszył mu długowłosy chłopak, którego Hisako i Jimmy kojarzyli z liceum, lecz za nic nie mogli sobie przypomnieć imienia i nazwiska.
- Co się dzieje? – spytał młody Wrexler, a Dona niemal z żalem w głosie opowiedziała o telefonie.
- Nie możemy iść odwieźć, bo wyczują od nas piwo! – żaliła się. – Albo ta smarkula opowie o wszystkim swojemu ojcu glinie.
Uśmiech po raz pierwszy zniknął z twarzy syna burmistrza. I nie był to przyjemny widok. Spojrzał na Heather niemal z odrazą, jakby jedenastolatka była seryjnym mordercą albo rosyjskim komunistą.
- Muszą stąd odejść, Dona – wycedził przez zęby. – Przepraszam, ale nie mogą tu zostać. Jeśli przyjadą gliny będę skończony! Felix ich odwiezie, gdzie tylko zechcą. Jest trzeźwy, jemu mu nic nie zrobią.
Kolega Luke’a zaoponował.
- Wolałbym nie brać odpowiedzialności za cudze dzieciaki.
- Jesteś moim kumplem czy nie!? Pomóż mi sprzątnąć ten bałagan! Jak ta mała nie wróci zaraz do domu, wpadnie tu jej ojciec i będzie pozamiatane!
Heather w milczeniu przytaknęła skinieniem głowy na słowa chłopaka, nawet nie próbując zaprzeczać, że takie może być rozwinięcie tej sytuacji, jeśli w tej chwili nie zabiorą jej do domu.

Dona tymczasem zwróciła się do Hisako, Heather i Jimmiego.
- Słyszeliście? Kolega Luke’a was odwiezie. Idźcie po mojego głupiego braciszka!
Jimmy spojrzał na Hisako i Heather.
- Wiecie, dokąd polazł? - spytał.
Kiedy ich gospodarz rzucał gromy na Heather, Azjatka stanęła niej bliżej by interweniować jakby tamci mieli zamiar zacząć na nią krzyczeć czy obrażać. Po całej scenie Hisako wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia gdzie się podział Marti.
- Może pobiegł za Jesse'em? Choć Heater idźmy po nasze rzeczy i zaczekajmy przed domem. - powiedziała dziewczyna do koleżanki ciągnąc ją do pokoju gospodarza w którym zostawiła teleskop.
- To ja się rozejrzę na zewnątrz - powiedział Jimmy, od razu przystępując do realizacji swego planu.
- Pójdę z tobą - wydusiła Heather w końcu z siebie, ruszając za Hisako. Przyjaciele widzieli, że dziewczynka jest zdenerwowana całą tą sytuacją, ale dzielnie starała się nie dawać tego po sobie poznać. Kiedy szły korytarzem Hisako powiedziała
- Dobrze zrobiłaś.
Heather uniosła spojrzenie i pokiwałą głową. Chwyciła koleżankę za rękę.
Hisako i Heather weszły do pokoju Luke’a. Teleskop leżał na biurku, tam gdzie zostawiła go trzynastolatka. Kiedy podeszły bliżej zauważyły, że jedna z szuflad jest na wpół otwarta a w środku znajdują się zdjęcia jakiegoś łysego chłopca w ich wieku.
Ciekawość prowadziła do piekła ale czasem była zbyt silna by się oprzeć. Hisako wyciągnęła jedno ze zdjęć i przyjrzała się dokładnie.
Łysy chłopiec siedział na szpitalnym łóżku, w ręku trzymał książkę, „Władcę pierścieni” i uśmiechał się do obiektywu aparatu. Uśmiech Jacka Nicholsona nie pozostawiał wątpliwości, kim jest dzieciak ze zdjęcia.
Hisako odłożyła zdjęcie na miejsce i zabierając futerał z zawartością skierowała się i Heather na zewnątrz domu.
- Co to? - zapytała Heather, gdy z koleżanką szły do wyjścia z domu.
- Stare zdjęcie naszego gospodarza. - Odpowiedział Hisako.
- Aha ... - pokiwała głową. - Ale nie można zaglądać do czyiś szuflad. No chyba że masz nakaz przeszukania - dodała szeptem.
- Mhm..- przytaknęła Hisako ale chyba bardziej odruchowo i nie koniecznie chciała tłumaczyć Heather dlaczego czasem można.
Dziewczynki wyszły przed dom, gdzie czekali na nich Jimmy i lekko poobijany Jesse Bullington. Nigdzie za to nie było Martina.
- Gdzie Martin? - Spytała reszty.
- Wybiegł przed dom, potem nie widziałem - odpowiedział Jesse. Był jeszcze trochę w szoku przez co jego głos był zupełnie inny niż na co dzień.

WielkiTkacz 17-12-2018 22:25

- Zobaczę, czy się tam nie błąka - powiedział Jimmy, stale mający do Marti'ego pewne pretensje. - Na pewno zwolnił gdy zobaczył, że nikt go nie ściga, ale pewnie nie chce tutaj wrócić. Na jego miejscu też bym nie wracał.
Hisako zacisnęła usta w cienką linię. “彼はポップアーティストです“ pomyślała.
- Heather, zostań tutaj, pójdę pomóc Jimmiemu - powiedziała do młodszej dziewczynki, następnie zwróciła się do Jimmiego. - Jak się rozdzielimy i pójdziemy do okoła domu to może znajdziemy głupka szybciej.
- Nie sądzę, by był taki głupi, żeby się z nimi wokół domu ganiać - odparł Jimmy. - Pewnie wybiegł na ulicę. Chodźmy najpierw tam. Może go wypatrzymy gdzieś na horyzoncie.
Za ruszającymi dzieciakami poszedł także Jesse. Zatrzymał się jednak przy aucie i zakrzyknął.
- Marty!
Heather stanęła w miejscu tak jak jej to poleciła Hisako.
- Pośpieszcie się. Chcę wracać do domu - powiedziała za nimi.
- Marty! Choć jedziemy do domu! - zawtórowała Jessemu Hisako, idąc w stronę ulicy.
- Albo ogłuchł, albo się zaszył w mysią dziurę i nawet nam nie wierzy - powiedział Jimmy, po czym ruszył ulicą w kierunku dość odległego miasta.

Po chwili Marti, słysząc nawoływania swoich przyjaciół wyłonił się z mroku, dysząc jak lokomotywa. Okulary aż mu zaparowały i musiał je porządnie przetrzeć, żeby coś zobaczyć w tych ciemnościach. Widząc, że zguba się znalazła, Felix zawołał wszystkich do swojego samochodu. Był ta dostawcza furgonetka przeznaczenia do rozwożenia chleba, na boku znajdowało się logo piekarni Wrexlera. Dzieciaki usiadły z tyłu na drewnianych paletach. Przynajmniej nie musieli się cisnąć jak w mustangu Flanningana.

- Trzymajcie się – uśmiechnął się chłopak, zapalił silnik stacyjki i ruszył.
Marti zdał sobie sprawę, że jego plan ratowania życia nie był zrozumiały dla wszystkich. Cóż, nie każdy rodzi się geniuszem ze zdolnością improwizacji.
- Ufff… Czyli poniekąd się udało… - rzucił w powietrze nie czekając na oklaski. Był zadowolony z siebie i czuł się jak bohater - mały bo mały, ale zawsze.
- Co się udało, to się udało - odparł Jimmy, który nie mógł przeboleć straconej okazji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172