lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Horror 18+] Zdarzenie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/18205-horror-18-zdarzenie.html)

waydack 17-12-2018 23:53

***

Jeden z największych paradoksów ludzkiego życia polega na przeczuciach. Przeczucia nigdy się nie sprawdzają a gdy człowieka spotyka naprawdę coś przerażającego, okazuje się, że zupełne się tego nie spodziewał. A nawet jeśli gdzieś pod skórą czuł, że coś się stanie, zagrożenie przychodziło nie z tej strony, w którą spoglądał. Babcia Heather idąc do lekarza przeczuwała, że doktor ma dla niej złe wiadomości. Całe życie kopciła jak smok a ostatnio coraz częściej kaszlała. Bała się raka płuc i była pewna, że właśnie taką diagnozę usłyszy w gabinecie dr. Stewarda, gdy popatrzył na nią z poważną miną. Kilka miesięcy później zabił ją zawał serca.
Todd Reilly miał lęk wysokości i śnił koszmary jak ginie, roztrzaskując czaszkę o ziemię. Kiedy więc jego brat bliźniak Tadd niemal siłą wciągnął go do wagonika „El Diablo”, Todd był pewien, że gdy znajdzie się już na górze albo spadnie z krzesełka, albo wadliwa konstrukcja runie miażdżąc wszystkich, którzy znaleźli się w jej zasięgu. Po paru minutach Todd wrócił bezpiecznie na dół. Nie chciał kusić losu i powtarzać próby, ale z drżeniem serca obserwował jak jego brat wydaje kolejne kieszonkowe by się wyszaleć na młynie. O północy, gdy festyn się skończył bliźniacy wrócili do domu a konstrukcja została rozebrana. Miała ruszyć dalej, do kolejnego amerykańskiego miasteczka, gdzie będzie reklamowana jako największy i najstraszniejszy diabelski młyn w Stanach.
Właściciel sklepu z komiksami i członek oficjalnego fan klubu Star Treka, Terry McGinnis był zapalonym astronomem i wielbicielem teorii spiskowych. Od rana powtarzał wszystkim swoim klientom, że NASA ukrywa przed ludźmi prawdę o meteorycie i w rzeczywistości spowoduje on jakąś niewyobrażalną katastrofę. Terry snuł wizje o obcych formach życia znajdujących się na kosmicznej skale, nie wykluczał nawet, że do Ziemi tak naprawdę zbliża się statek obcych. Udało mu się zebrać garstkę młodocianych oszołomów, którzy koniec świata mieli obserwować z dachu silosu w młynie Wrexlera. Wspięli się po drabince na sam szczyt budowli skąd mieli doskonały widok na gwiazdy. Skierowali swoje teleskopy w niebo i czekali. W radiu podali komunikat, że meteoryt wszedł właśnie na spotkanie w ziemską atmosferą a Terry manewrując lunetą szukał płonącej kuli pędzonej na spotkanie z powierzchnią planety. Nie zobaczył nic prócz rozświetlonego punkciku, który zniknął po sekundzie. NASA nie kłamała. Skała z kosmosu naprawdę była wielkości psiej budy i o ile coś na niej żyło spłonęło w stratosferze. McGinnis był rozczarowany, nie tak wyobrażał sobie ostatni dzień wakacji. 31 sierpnia 1985 okazał się kolejnym zwykłym nudnym dniem. Może gdyby zamiast patrzeć w niebo Terry spojrzał w dół zmieniłby zdanie.

***


Dostawcza furgonetka jechała polną drogą, samochodem mocno trzęsło, dzieciaki musiały mocno się trzymać palet, żeby nie wyjść z przejażdżki z siniakami. Felix przyglądał się im w przednim lusterku a widząc jak walczą z prawami fizyki zrobił przepraszającą minę jakby to była jego wina, że podróż nie jest zbyt komfortowa.
- Dona źle zrobiła zabierając was do Luke’a– przyznał – Ale to dobra dziewczyna. Wiecie, jest w takim wieku, że dla niej imprezy to sprawa życia i śmierci.
Dziwnie brzmiały te słowa z ust kogoś, kto sam był przecież nastolatkiem. Trzeba było przyznać, że Felix nie pasuje do towarzystwa, jakie spotkali na imprezie. Ubierał się skromniej od swoich rówieśników, nosił proste długie włosy, które wyszły z mody mniej więcej wtedy gdy Mark Chapman zastrzeli w Nowym Jorku Johna Lennona a nowym idolem nastolatków został John Travolta. Na dłoniach nosił motocyklowe rękawiczki ze skóry, z którymi się nie rozstawał ani w domu Wrexlerów ani w samochodzie.



Auto wyjechało z polnej drogi na jezdnię i w skręciło w prawo. Mocne reflektory furgonetki rzuciły światło na Most Samobójców.
- Kiedy będziecie w tym samym wieku co ona zrozumiecie o czym mówiłem. Głupi pryszcz to koniec świata, kłótnia z koleżanką to wojna atomowych mocarstw, a rozstanie z chłopakiem… - Chłopak westchnął a potem znów spojrzał w lusterko – Was z też są dobre dzieciaki. Dobrze, że pomogłyście koledze. I tym małym pie…
Usłyszeli huk, jedna z opon wystrzeliła, samochodem zarzuciło i polecieli na siebie, zderzając się boleśnie czołami. Felix rozpaczliwie próbował manewrować kierownicą, przed szybą pojawiły się przęsła mostu. Chłopak w ostatniej chwili odbił w prawo unikając czołowego zderzenia lecz…

...rozpędzona furgonetka runęła w przepaść.

Uderzyła w toń wody, przewróciła do góry nogami i zaczęła tonąć aż w końcu zniknęła pod powierzchnią. Leżeli na dachu, poobijani, ogłuszeni, zakrwawieni. Gdyby wtedy wiedzieli co się zaraz stanie, woleliby zginąć na miejscu, ale w tym momencie ich głowy przepełniał tylko zwierzęcy strach i jedna myśl. Wydostać się i przeżyć. Samochód zanurzał się w głębinie i nie widzieli już nic prócz przerażającej ciemności. Czarnej jak otchłań, zimnej jak śmierć.
ROZDZIAŁ 2

Leżeli na brzegu, chłodny nocny wiatr smagał ich po mokrych twarzach. Ich ubrania były ciężkie, nasiąknięte brudną wodą z rzeki. Po chwili po kolei zaczęli podnosić się z ziemi. W głowie mieli zupełną pustkę, ostatnią rzeczą jaką pamiętali był ich krzyk gdy samochód zaczął spadać ze skarpy i ta upiorna ciemność, gdy opadał na dno. W ustach czuli muł, tego obrzydliwego smaku nie mogli się pozbyć nawet wtedy gdy zaczęli pluć i kasłać. Zupełnie jakby osiadł im na gardle i w płucach. Nie wiedzieli jak znaleźli się po drugiej stronie rzeki. W tle, nad ich głowami majaczył Most Samobójców. Nie było z nimi Felixa, nie było też jego furgonetki.

WielkiTkacz 19-12-2018 16:21

- Co się stało? Nic wam nie jest? - Marti wykrztusił z siebie jeszcze trochę wody i rozejrzał najpierw sprawdzając stan zdrowia przyjaciół, później okolicę. Szukał czegokolwiek wzrokiem, co mogło stanowić punkt zaczepienia w celu uzyskania pomocy. Ruszył kilka kroków w kierunku drogi. Ktoś może im pomoże.

Wszędzie ciemność… Starał się nie patrzeć w głąb mroku otaczającego ich ze wszystkich stron. Najgłębsza ciemność bowiem skrywała “to”, czego Marti obawiał się najbardziej. Nie czuł takiego niepokoju jak w domu, tutaj czuł czysty strach. Wiedział, że przecież ważne jest racjonalne myślenie i nie ma potworów, duchów i innych bzdurnych podmiotów opowieści. Wszystkie odgłosy, który aktualnie wydawały mu się wyjątkowo głośne, nie pomagały mu w racjonalnym myśleniu.

- Może wszyscy pójdziemy w kierunku drogi? Ktoś musi w końcu nią jechać, a nawet jeśli nie… to nie możemy tu zostać - na razie nie dopuszczał do siebie myśli, że przecież nie ma z nimi Felixa. - Powinniśmy się trzymać razem - dodał.

Kerm 19-12-2018 19:16

Huk i trzask skutecznie wybiły z głowy Jimmy'ego pretensje do Marti'ego i jakiekolwiek myśli o zepsutej przez tamtego zabawie... tudzież o Brendzie i jej kształtach.
A potem ciemność wyparła wszystkie myśli i uczucia, nawet strach.

* * *

- Mi nic się nie stało - powiedział, równocześnie spoglądając na Heather i Hisako by sprawdzić, czy i one są całe. - Ale nie wiem, gdzie przepadł Felix.

Z pewną niechęcią zrobił dwa kroki i stanął nad samą wodą, usiłując wypatrzyć jakiekolwiek ślady bądź Felixa, bądź furgonetki.
I nic - ani bąbli powietrza, ani śladów benzyny czy resztek tego, co furgonetka wiozła. Całkiem jakby samochód rozpłynął się w wodzie.

- Co się z nim mogło stać...? - powiedział bardziej do siebie, niż do pozostałych, po czym spojrzał na Marti'ego.
- Masz rację, nie ma co tu sterczeć. Chodźmy na drogę i spróbujemy znaleźć jakąś pomoc.

Avitto 19-12-2018 21:10

- Mama mnie zabije - wyrwało się Jesse'emu gdy powstawszy spoglądał na swoje ubrania. Mimo, że było ciemno jasnoszara koszulka miała wyraźne, ciemne smugi i śmierdziała przybrzeżnym szlamem. I choć na zewnątrz – bo było ciemno – nie było tego widać wewnątrz chłopiec był bliski płaczu. Pomału studził panikę i za zrezygnowaniem zrobił kilka kroków ku Marty'emu.
- Spójrz na moją koszulkę - wychrypiał smutno. Sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Po chwili dodał jeszcze jedno słowo.
- Chodźmy.

Obca 20-12-2018 08:44

Hisako była mokra, brudna i było jej zimno. kiedy się obudziła sprawdziła co się dzieje z resztą. Nie było z nimi ich kierowcy ale jeśli w przeciwieństwie do nich miał zapięte pasy to możliwe że, nie wyszedł z furgonetki. Dziewczynka odgoniła tę myśl.
- Tak zacznijmy iść do miasta razem. - Powiedziała zbliżając się do Heather by pomóc jej się pozbierać. - Twoja siostra będzie miała przejebane. - zwróciła się do Martina przechodząc koło niego. Pierwszy raz używając przy nich jakiegokolwiek przekleństwa odkąd się poznali.

waydack 20-12-2018 14:46

***


Wyszli na szosę i zobaczyli migoczące w oddali światła miasta, wyglądające jak maleńkie punkciki na czarnym horyzoncie. Nie mieli ze sobą latarek, poruszali po omacku, zmoknięci, zmarznięci. Starali się być dzielni i nie myśleć o tym co się stało…o tym co się mogło stać, gdyby jakimś cudem nie wydostali się z tej furgonetki i nie obudzili na brzegu rzeki. Przeszli niecałe dwieście metrów kiedy usłyszeli z oddali nadjeżdżające na sygnale karetki. Albo radiowozy. Ciemność rozświetliły migoczące na niebiesko koguty. Samochody zbliżały się do nich a gdy dzieciaki znalazły się w świetle reflektorów, zaczęły się po kolei zatrzymywać. Z ambulansów wysiadali ratownicy, z radiowozów policjanci. Zauważyli również Felixa, w towarzystwie ojca Heather. Thomas Taping pierwszy podbiegł do córeczki a potem chwycił ją mocno w ramiona, dziewczynka usłyszała jak ten twardy mężczyzna płacze. Ratownicy od razu przystąpili do badania. Zaprowadzili dzieciaki pod karetki, zaczęli świecić latarkami po oczach, sprawdzać oddech, tętno.
- Nie wiem jak to się stało proszę pana…opona strzeliła i… - Felix nie mógł wydusić z siebie słowa tłumacząc się Tapingowi, który chyba nawet go nie słuchał. W napięciu obserwował jak ratownicy zajmują się jego córką, szukając na jej ciele jakichś obrażeń lub złamań - Straciłem panowie nad pojazdem. Na szczęście wszyscy zdążyliśmy wyjść zanim samochód zatonął. Zostawiłem ich na brzegu i pobiegłem do miasta po pomoc.
- Później z tobą pogadam, wracaj do radiowozu chłopcze – odpowiedział twardym głosem policjant po czym zwrócił się do jednego ze swoich kolegów – Dzwoń do Burke’a, niech zbierze chłopaków i wyciągnie ten furgon z rzeki.
- Może lepiej zaczekać z tym do rana? W tych ciemnościach i tak gówno widać
Taping przytaknął wciąż skupiony na córeczce.
- Co z nią? – zapytał z przejęciem a ratownik na chwile przerwał badanie.
- Jest zupełnie zdrowa Tom. Wystraszona, zmarznięta, ale zdrowa
- Dzięki Bogu
Ratownicy zaczęli ściągać z nich mokre ubrania. Zaprowadzili ich do ambulansów a potem okryli termicznymi kocami.
- Pojedziecie do szpitala na dodatkowe badania, policja poinformuje waszych rodziców - oświadczył jeden z medyków. Po chwili drzwi do karetek zostały zamknięte i ruszyły na sygnale w stronę Breadhouse.

***

Dla Jessiego to była nowość, ale dla członków Klubu Wietrznej Ospy, oddział dziecięcy szpitala w Breadhouse nie miał tajemnic. Nic się przez ten rok nie zmieniło, prócz nowych rysunków na ścianach. Nie zmieniła się też siostra Higgins. Wciąż miała tą samą wredną minę a gdy zobaczyła znajome twarze aż poczerwieniała. Nie dała po sobie jednak poznać, że rozrabiaków pamięta, traktowała jakby znaleźli się na jej oddziale po raz pierwszy. Dzieciaki położono dwóch osobnych trzyosobowych salach, przebrano w pidżamy i pobrano krew do badań. Chwilę później przyszedł też lekarz, pełniący nocny dyżur na oddziale. Zrobił z pacjentami, krótki wywiad, zapytał czy maja nudności albo zawroty głowy, polecił siostrze Higgins podać leki na uspokojenie i wyszedł. To nie był jednak koniec emocji na dzisiaj bo gdy przyjechali rodzice, łez wzruszenia nie było końca. Państwo Barker nie zdążyli się nawet przebrać, przyjechali do szpitala prosto z festynu. Była z nimi Dona, która szlochając zaczęła po kolei przepraszać każdego dzieciaka z osobna a potem ich rodziców błagać o wybaczenie. Bunta Ishihara zachowywał powściągliwość, surowym wzrokiem patrzył na córkę, którą matka w tym czasie przytulała. Wysilił się tylko na kilka zdawkowych zdań w stylu „Jak się czujesz” i potrzymał chwilę za rękę. Rodzice Jimmiego próbowali rozśmieszać syna i nie ukazywać strachu o jego życie, ale był to śmiech przez łzy. Bali się jak wszyscy, którzy tego dnia mogli stracić swoje dziecko na zawsze. Heather odwiedziła mama i jej dziadek. Podczas gdy Claire Taping przytulała dziewczynkę szlochając, staruszek próbował zająć wnuczkę opowieściami o swoich wypadkach z dzieciństwa. Jesse na swoją rodzinę czekał najdłużej i kiedy wydawało się, że nikt już nie przyjdzie do sali wparowali jego rodzice, młodsza siostra Klara i ciotka Julia . Zrobiło się głośno, bo Sarah McCarthy-Bullington zaczęła jak zwykle kłócić się z siostrą a Neil musiał ich co chwilę uciszać. W końcu siostra Higgins wyprosiła ich z oddziału, ale zanim wyszli obdarowali Jessiego dziesiątkami buziaków. Gdy ciotka zaczęła naciągać go za pucułowate policzki, zaczął chyba żałować, że nie skończył dnie rzeki.
W końcu czas odwiedzin się skończył, nie trwały więcej jak pół godziny, siostra Higgins zaprosiła wszystkich na jutro i pożegnała w drzwiach korytarza. A potem ogłosiła tak umiłowaną przez dzieciaki z Klubu Wietrznej Ospy nocną ciszę i zamknęła się w kantorku.

Mag 30-12-2018 12:46

To wszystko miało wielkie prawdopodobieństwo skończyć się źle. Ale finał okazał się być gorszy od najczarniejszego scenariusza. W jednej sekundzie, zaraz po tym jak furgonetka przebiła barierki i zaczęła spadać, Heather przeszło przez myśl, że nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby wyszli z domu Martiego i pieszo przeszli do jej domu. A było to tylko 10 minut drogi!

Tylko jakimś pokręconym cudem nie utonęli wraz z furgonetką. Może sami dopłynęli do brzegu? Heather była tak rozgoryczona, zła i wystraszona, że nie obchodziło jej co się stało z kierowcą, którego brakowało pośród nich. W tej krótkiej chwili nawet uznała, że gdyby utonął to zasłużył sobie na to i jedyne czego szkoda by było to tego, że Dona nie jechała obok niego. Bo to wszystko była wina jej i nikogo innego.

Choć po przebudzeniu się na plaży nic nikomu nie dolegało, to Heather płakała i nie potrafiła się uspokoić. Łzy gęsto zalewały jej policzki. Przemarznięta na kość przytuliła się mocno do Hisako, gdy ta podeszła do niej. Sama nie chciała nigdzie iść, wolała zostać tam gdzie byli, ale nie miała siły by się sprzeciwiać i z pomocą przyjaciół ruszyli szukać pomocy. Widok migających świateł z kogutów na dachach samochodów ucieszył niezmiernie każdego. Heather rzuciła się w ramiona taty, gdy tylko do niej podszedł. Rozryczała się jeszcze bardziej i wtulała w niego z całych sił. W końcu poczuła się bezpieczna i nie chciała go puścić. Długo się zeszło zanim dała się namówić by pozwoliła przebadać się ratownikom w karetce.

***

Płakać przestała dopiero po podaniu jej przez lekarza leków uspokajających. Nie chciała zostawać w szpitalu. Najbardziej na świecie chciała wracać do domu, wypić kakao i zasnąć na kanapie w salonie, przytulona do mamy, która przykryłaby ją kocem, a później dziadek zaniósłby ją do jej pokoju.
Niestety lekarz był nieubłagany i wraz z przyjacółmi musiała zostać na obserwacji. Szczęśliwie rozmowa z mamą i dziadkiem uspokoiła ją na tyle, że nie popłakała się, gdy minął czas odwiedzin. Bliscy przynieśli ze sobą jej pluszowego królika, który zawsze towarzyszył jej w trudnych chwilach. Przytulona do pluszaka dziewczynka położyła się na boku, spoglądając w okno.


Obca 30-12-2018 19:49

Jimmy'emu przypominało to nieco sytuację sprzed lat, gdy uwięzieni przez ospę tkwili na oddziale zakaźnym, na dodatek pod czujnym okiem siostry Higgins. Nie mógł odżałować, że nie trafił od razu do domu.
- Żeby to była chociaż siostra Dorothy - powiedział do Marti'ego. - Ale jutro stąd wyjdziemy, więc mam w nosie starą Higgins i jej humory.
Przyodziany w nieco zbyt obszerną szpitalną piżamę ruszył do pokoju, w którym 'zakwaterowano' dziewczyny.
- Gdzie idziesz? - zapytał go Jesse usiadłszy raptownie.
- W gości. I to z pewnością nie do siostry Higgins. Hisako i Heather są za ścianą, więc wypada do nich wpaść.
- A jak stara baba cię przyłapie? - dopytywał równolegle zsuwając się na podłogę i wkładając przyniesione przez rodziców kapcie.
- Mogę z tobą?
- Pewnie siedzi w swojej kanciapie i ogląda jakiś program w stylu Dynastia czy inny szmatławy wyciskacz łez. A co mi zrobi? Nie ma mi co zarekwirować. Chodź, tylko ani mru-mru.

Hisako była cicho i nie odzywała się nie pytana. W drodze do szpitala przypomniała sobie o teleskopie i pomyślała jak bardzo ojciec będzie rozczarowany kiedy się dowie. Jej rodzice w porównaniu do reszty byli wręcz oficjalni. Ona zresztą też. Powiedziała im, że czuje się dobrze i przeprasza za zagubienie w rzece lunety po wujku.
Dla innych wyglądało jakby jej rodzice z całym spokojem świata przyjęli te informacje choć Hisako wiedziała że jeśli kiedykolwiek wspomni o jakimkolwiek nocowaniu u Martina to prędzej zamkną ją w szafie niz pozwolą iść. I pewnie po wyjściu ze szpitala zostanie jej zasugerowanie duża ilość zajęć pozalekcyjnych by zająć jej czas.
- Hisako, jak się czujesz? – spytała Heather leżąca łóżko obok. Dziewczynka uniosła głowę znad poduszki, przyglądając swojej przyjaciółce.
Azjatka wzruszyła ramionami.
- Dobrze a wy? - zwróciła się do reszty, odzywając się do nich pierwszy raz od wejścia na szosę.
- Taaak... - odpowiedział Jimmy, który przed momentem otworzył drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł do pokoju dziewczyn. - Jak na taką zimną kąpiel to całkiem dobrze. Ale nie rozumiem, jakim cudem on nas zdołał wyciągnąć. Bo ja nie pamiętam, jak się wydostałem.
- Ja też nie. Może po prostu otworzył drzwi do furgonetki, a my wyplynelismy? Ciała maja pewną wyporowosc w wodzie.
- Ale udało mu się, jesteśmy tu, żyjemy - wtrącił się Jesse.
- A podobno pamięć można stracić, w szoku, czy coś - dodał.
Marti nie zapytał czy może iść z nimi, bo odpowiedź była oczywista. Wolnym krokiem wszedł do pokoju i przysłuchiwał się rozmowie.
- Hmm… Woda ma swoją wyporność to dość oczywiste… Jednak otworzenie drzwi w wodzie, to jakby były zaryglowane. To się wszystko nie trzyma całości. Ktoś pamięta jak się wydostaliśmy? Cokolwiek? Jak on to zrobił, że nagle znalazł się w mieście po pomoc? I co żadne z nas go nie widziało?
- Jego but spadł mi na brzuch, jak rzuciło nas na dach. Ale to tam… No, nic więcej. Tonęliśmy- odezwał się Jesse.
- Ja też nic nie pamiętam, mam pustkę w głowie - przyznała po chwili zastanowienia Heather. - Uderzyłam chyba głową o dach, ale nie mam żadnego guza, siniaka, nic…

Po chwili Jesse zdał sobie sprawę, że też nie ma żadnych obrażeń na ciele. A przecież po spotkaniu z Patrickiem, Rickiem i Dennisem powinien mieć rozwalony łokieć. Brzydka rana jednak zniknęła. A Marty….cóż, jego okulary przepadły w rzece, ale wydawało mu się, że widzi ostro i wyraźnie.
- Uwielbiam wasze nie poparte nauką teorie spiskowe. Zamiast się cieszyć że żyjemy to wy zaczynacie szukać dziury w całym. - Powiedziała zmęczona Hisako pamiętając o zachowaniu ciszy bo Siostra oddziałowa czuwa.
- Ja tam się cieszę - powiedział Jimmy. - Ale to nie wyklucza zdziwienia. Jak na ofiarę wypadku drogowego czuję się wprost świetnie.
Po tych słowach drzwi nagle otworzyły się a w progu stanęła siostra Higgins. Jak zwykle cuchnęła papierosami i tanimi podróbkami perfum. Jej twarz wykrzywiła się w mieszaninie dziwnej radości i złości zarazem.
- Aha! Mam was! Thompson, Barker…i ty – spojrzała na Jessiego a że stał najbliżej chwyciła go za ucho. – Jak zwykle z wami same kłopoty niewdzięczne smarkacze! Nie myślcie że zapomniałam… dobrze was pamiętam. Mam nadzieję, że zostaniecie tu wystarczająco długo żeby nauczyć się, że regulaminy są po to by ich PRZESTRZEGAĆ!
Jesse tylko zakwilił, jedną dłonią złapał dłoń pielęgniarki i pisnął.
- Niech mnie pani puści.
Dzieciaki aż podskoczyły.
- A wy pannice, jesteście w takim wieku, że nie przystoi wam w nocy przyjmować kolegów!
Oddziałowa straciła zainteresowanie chłopcami spojrzała gniewnie na Hisako.
- Na moim oddziale nie będzie tolerancji dla małych nierządnic!
Jesse wciąż jednak domagał się oswobodzenia. Wolną ręką złapał za kitel i szarpnął mocno kilka razy.

Marti mimo krytycznej sytuacji był bardziej zdziwiony tym, że widzi siostrę Higgins bardzo wyraźnie i z każdym jej paskudnym detalem bardziej rozumiał skąd biorą się historie na jej temat. Ale jak? Przecież to niemożliwe i wbrew logiki… Miał taką wadę wzroku, że bez okularów mógł widzieć jedynie same zamazane plamy. Nawet własna dłoń stanowiła wtedy zagadkę rodem z Poszukiwaczy zaginionej Arki. Jakby na to nie spojrzeć, jego wyraz twarzy z rozdziawioną buzią był dość komiczny.
Hisako miała już dość wstała i spokojnie z łóżka i stanęła przed siostrą oddziałową.
- Za to pani zachowanie, pasuje bardziej do sfrustrowanej starej panny a nie poważnego pracownika medycznego. - Jesse był nowy i nie zasługiwał na jechanie na ich reputacji. A Hisako włożyła w złośliwą uwagę całą złość jaka się w niej budowała od początku dnia, dziwiąc tym resztę a najbardziej samą siebie,
- I niech pani lepiej przeprosi nasze koleżanki - powiedział Jimmy. - Ciekawe, co ludzie powiedzą, jak się rozniesie, że nas pani nie tylko obraża, ale i obmacuje.
Najmłodsza w towarzystwie Heather siedziała cicho owinięta kołdrą. Już nawet nie zamierzał mówić, że tak się skończy wizyta chłopaków w czasie ciszy nocnej. Przerabiali to już nie raz. Nie miała jednak pojęcia co znaczyło określenie jakie pielęgniarka użyła mówiąc o nierządnicach. Ale, cokolwiek to mogło znaczyć to na pewno nie było pozytywne. Nie miała jednak siły wtrącać się w tą kłótnię, przecież prawie dziś życie straciła. I dostała leki na uspokojenie, które też swoje zrobiły. Heather narzuciła więc kołdrę na głowę, przytuliła królika i czekała, aż siostra Higgins sobie pójdzie.
- Niech się ten dzień skończy... - mruknęła dziewczynka pod nosem.
- Puść go ty stara ropucho! - Marti rzucił bezmyślnie i dopiero zdał sobie sprawę, że nagły brak wady wzroku nie daje mu przy okazji nadludzkich mocy walki ze służbą zdrowia. Nie zniechęciło go to do dalszych działań w celu ratowania kolegi. Przypomniał sobie jak kiedyś przed szkołą dostał w oko śliną rzuconą palcami z odległości kilku dobrych kroków. Włożył dwa palce do buzi - wskazujący i środkowy - wcześniej zaciągając co mógł z nosa i odchrząkując. Założył ‘pocisk’ na palce i ‘strzelił’ niczym z procy, czekając na rezultat…
Glut wylądował na czepku siostry Higgins. Kobieta była w takim szoku, że nie mogła wydusić z siebie słowa. Wyglądała jak manekin, który zastygł w bezruchu z zaskoczoną miną. Przez chwilę wydawało się, że strzeli Martina na odlew w twarz albo naciągnie mu ucho, ale zamiast tego wycofała się do drzwi, uchyliła się i płaczliwym głosem krzyknęła do chłopców.
- Do swojego pokoju marsz! A ty… - pokazała na Martina. – Zapamiętam to, Barker.

Puszczony Jesse bez słowa pobiegł do swojego łóżka w tempie “pocisku” Marti’ego. Tam ukrył się pod kołdrą i ścisnął w dłoni bolące ucho powstrzymując płacz.
Hisako wróciła do swojego łóżka, miała dosyć i chciała spać. Zdążyła jeszcze powiedzieć do Martina.
- Przesadziłeś kretynie.
- Zdecydowanie masz rację, Hisako - poparł ją Jimmy, który siostry Higgins nie cierpiał, ale metoda Marti'ego wydała mu się obrzydliwa. - Do jutra - rzucił dziewczynom, po czym wyszedł na korytarz. Miał wrażenie, że dzięki Marti'emu będą mieli przechlapane. A raczej mieliby, bo jutro mieli stąd wyjść. A on nie zamierzał tu wracać, aż siostra Higgins nie pójdzie na emeryturę.
- Co się stało? - zapytała Heather. Dziewczynka najważniejszy moment całego zamieszania przegapiła skrywając głowę pod kołdrą i wychyliła ją dopiero gdy pielęgniarka sobie poszła. - Co zrobiłeś Marti?
Marti nie mógł zrozumieć... Co fajnego jest w takich ‘akcjach’ kiedy wykonuje je jakiś istotnie kretyn ze szkolnej drużyny, a dlaczego nie ma braw i fanfarów w przypadku nerda z ławki? Kolejna życiowa nauka, że wychylać się nie warto. Następnym razem podstawić ucho, dać się złapać i jeszcze podziękować za łomot. “Przesadziłeś kretynie”... Serio?
- Odczep się Hisako… Wszyscy udajecie super mądrych i super fajnych. Ja chociaż nie muszę udawać i robić z siebie kogoś innego! - Barker spojrzał na odchodne na siostrę Higgins. - Jutro powiem ojcu, że znęcacie się nad dziećmi w szpitalu. Jeszcze mi pogratuluje! - poszedł do pokoju ignorując pytanie Heather.
- Nic Heater, chodźmy już spać. - Powiedziała z resztkami spokoju jakie miała Azjatka i wdrapała się do łóżka.
Chłopcy ponaglani przez wściekłą oddziałową wrócili w końcu do swojej sali. Leki uspokajające pozwoliły im szybko odpłynąć. Tej nocy wszyscy śnili, ale kiedy obudzili się rano, żadne z nich nie było w stanie sobie przypomnieć co takiego im się śniło. Marzenia czy koszmary?

Avitto 03-01-2019 11:16

Jesse budząc się poczuł, że coś jest nie tak. Po chwili zorientował się, że na jego nosie wisi nieprana skarpetka. Skarpetki mieli też założone Marty i Jimmy. Drzwi do sali były uchylone a przez szczelinę zaglądało dwóch chłopców, którzy wesoło rechotali zadowoleni z kawału jaki zrobili pacjentom spod piątki.
- A wy co tu robicie!? Marsz do łóżek! – Krzyknęła Higgins i dowcipnisie od razu uciekli w popłochu. Oddziałowa weszła do sali.
- Już szósta! Nie ma spania! Pobudka! - Krzyknęła a Martin i Jimmy momentalnie zerwali się z łóżek. Oddziałowa rozdała chłopcom termometry. Widząc, że Jesse próbuje sobie wsadzić termometr w usta prychnęła i złapała go za rękę.
- Tutaj masz go wsadzić ośle! – Pokazała na pachę.
Jesse jednak zdążył usłyszeć tylko „tutaj” bo po chwili znalazł się w innym miejscu. Siedział na krześle w kantorku i gapił w telewizor. W pomarszczonej dłoni trzymał papierosa, którym zaciągał się oglądając serial. Co prawda kojarzył Davida Hasselhofa i jego wypasiony samochód, ale w tym serialu Hasselhof ubrany był w czerwone szorty i biegał po plaży. Kroku próbowała mu dotrzymać cycata blondynka przebrana w obcisły kostium ratownika. W pewnym momencie Jesse poczuł kłucie w klatce piersiowej i się rozkaszlał. Zaczął nerwowo trzeć lewą pierś, w ramieniu poczuł paraliżujący skurcz a potem dusząc się spadł z krzesła.
- Słyszysz mnie Bullington!? – Higgins pstryknęła palcami. Jimmy i Marty zobaczyli, że ich kolega ma zawias i wygląda jak zahipnotyzowany. Po chwili Jesse ocknął się i rozejrzał dookoła. Znów był w sali a Higgins próbowała mu wcisnąć termometr pod pachę.
W końcu oddziałowa wyszła zostawiając ich samych.
- Podali mi narkotyki - stwierdził Jesse blednąc gwałtownie. Nieśmiało obrócił głowę w stronę pozostałych chłopców.
- Babcia mi o tym mówiła. - Jesse wspomniał matkę swej matki, która miała radykalne poglądy w zakresie uświadamiania dzieci życiową wiedzą.
- Podobno jedna pigułka może zrobić tak, że tylko takie przebłyski zostają w głowie, albo w ogóle nic nie zostaje. Macie przebłyski? Że coś się wam wydaje, że było, ale nie pamiętacie i tylko takie skrawki, jakby zdjęcia się wam przypominają?
Jimmy o narkotykach słyszał dużo. Z tym, że więcej było mowy o trawce. Co nie znaczy, że rodzice mu proponowali coś takiego. Czasem tylko wspominali o dawnych, dobrych czasach.
- Nie... Ale wyglądało, jakbyś zemdlał - powiedział. - Miałeś jakieś przebłyski? - Z zaciekawieniem spojrzał na Jesse'ego.
- O cholera - wyrwało się Jesse’emu. Jego twarz wyglądała jak zaklęta w wyrazie przerażenia z szeroko otwartymi oczami. Całym ciężarem runął na swoje łóżko mrucząc pod nosem.
- Naćpali mnie.
- Ale jak i kiedy? -
Jimmy spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Wszak nic nie jadłeś ani nie piłeś.
- Nie wiem -
odparł po chwili przez zaciśnięte zęby. Faktycznie nie miał pojęcia co i jak mogło się stać. Brak argumentów tylko dodatkowo denerwował chłopca.
- Jak będę spał to nic złego nie będzie się działo. Chyba.

Mag 03-01-2019 11:31

Kiedy Hisako i Heather się obudziły, trzecie łóżko było zajęte przez kaszlącą, gorączkującą dziewczynkę. Heather kojarzyła ją ze szkoły, miała na imię Abby, chodziło do trzeciej klasy. Przywieziono ją na oddział nad ranem, gdy obie spały twardym snem.
Hisako czuła, że z jej oczami dzieje się coś niedobrego. Kiedy patrzyła na Abby w koło widziała białą, półprzezroczystą mgiełkę, która wyglądała jak jakaś poświata. Kiedy do pokoju wparowała oddziałowa Higgins, żeby zrobić złośliwie pacjentom pobudkę, Hisako zauważyła, że wokół pielęgniarki również unosi się mgła. Była jednak brudna, szara. Gdy trzynastolatka przetarła oczy, wrażenie zniknęło.
Oddziałowa rozdała każdej z dziewczyn po termometrze, które musiały włożyć pod pachy a potem wyszła z Sali.

- Boje się tej pani – stwierdziła Abby i znów się rozkaszlała. Popatrzyła na Hisako i Heather – Nie wyglądacie na chore. Co wam dolega?
- Miałyśmy wczoraj wypadek i lekarze postanowili zostawić nas na obserwację. Dzisiaj wychodzimy. Higgins, jest … złośliwa i wczoraj nasi koledzy ją zdenerwowali, więc może być dzisiaj złośliwsza niż normalnie. - Powiedziała szczerze do Abby.
- Wy…wypadek? Jaki wypadek? – Abby otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Samochodowy, ale nic nam się nie stało. Dlaczego tutaj jesteś? ten kaszel nie brzmi dobrze. - Hisako zmieniła temat z nich na Abby, nie chciała rozpamiętywać tego wieczoru.
- Mama mówiła, że to chyba zapalenie oskrzeli – odpowiedziała dziewczynka i znów się zakaszlała – Bardzo chce mi się pić…mogłybyście poprosić tą okropną panią, żeby przyniosła mi jakąś herbatę albo kakao?
Hisako wciągnęła powietrze, wiedziała że po wczorajszym pójście do Higgins z czymkolwiek będzie równe samobójstwu. No ale instynkty kamikadzę były w niej silne.
-Boję się że herbata a tym bardziej kakao nie będzie dostępne ale mogę spróbować przynieść ci wodę.-
- Może lepiej ja pójdę. Ty wczoraj dogadałaś pielęgniarce, a mnie zignoruje - zauważyła Heather, wstając z łóżka. Położyła na poduszce swojego królika i przykryła go kołdrą. - I tak muszę siku to po drodze wezmę wodę coś do picia - zaproponowała.

Heather wyszła z sali, skorzystała z ubikacji dla dziewczyn a potem ruszyła na poszukiwania oddziałowej, która kręciła się po salach rozdając dzieciakom termometry. Jedenastolatka zajrzała do kantorka i zobaczyła znajomą twarz. Siostra Dorothy właśnie pojawiła się na swojej zmianie i przebierała się w pielęgniarski fartuch. Słysząc, że ktoś wszedł do kantorka odwróciła się.
- Heather? – od razu rozpoznała dziewczynkę a na jej twarzy pojawił uśmiech – Cześć maleńka, a co tu robisz?
Nim dziewczynka zdążyła odpowiedzieć, Dorothy podeszła, nachyliła się i przytuliła ją do siebie.
Szpitalny kantor zniknął a zamiast niego pojawiła się sala, podobna do tej, w której leżały Heather i Hisako. Była jednak pełna sprzętu, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak jakieś komputery. Heather leżała na łóżku i nie mogła się ruszać, podpięta była do kroplówki, czuła dziwną błogość. Obok niej siedział młody mężczyzna w sutannie, który w ręku trzymał biblię i odmawiał modlitwę. Po chwili zrobił na czole Heather znak krzyża a ona zamknęła oczy i nastała ciemność.
Znów była w kantorku a Dorothy spoglądała na nią z niepokojem. Pomachała jej ręką przed oczami.
- Hej, mała, co ci jest? Halo? -

Dziewczynka wzdrygnęła się, po aż ciarki przeszły jej po plecach, a na rękach pojawiła się jej gęsia skórka. Popatrzyła przestraszonymi oczami na pielęgniarkę. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zamilkła. Cokolwiek jej się przywidziało, mogło być co najwyżej przypomnieniem sobie snu, który myślała, że nie pamięta. Wzięła się więc w garść i pokręciła głową.
- Ja czuję się bardzo dobrze - odpowiedziała Heather niewiele mijając się z prawdą. - Abby zachciało się pić. Zaparzy pani dla niej herbaty? - poprosiła korzystając z tego, że Dorothy była ludzką pielęgniarką.
- Po ósmej będzie śniadanie i herbata, ale przyniosę jej zaraz szklankę wody – odpowiedziała z uśmiechem pielęgniarka. Heather wyszła z kantorka i wróciła do sali. Abby podziękowała jej za przysługę. Chwilę później siostra Dorothy przyszła z obiecaną szklanką.
Hisako znów zamieniło się w oczach i znów zobaczyła tą dziwną poświatę, tym razem wokół młodej pielęgniarki. Heather również zobaczyła to samo co jej starsza koleżanka. Półprzezroczysta mgiełka wokół Dorothy miała kremowy odcień, była tylko nieco ciemniejsza od poświaty, którą otaczała małą Abby. Po chwili wszystko wróciło do porządku. Dorothy widząc Hisako, zareagowała dokładnie tak jak z Heather. Podeszła do łóżka i przytuliła ją czule, jakby się znały i przyjaźniły całe życie. Kiedy tylko Hisako dotknęła pielęgniarki sala się zmieniła, okna pojawiły się w zupełnie innym miejscu, ściany stały bielsze. Przy jej łóżku ustawiono maszyny przypominające jakieś komputery. Hisako leżała na łóżku i nie mogła się ruszać, podpięta była do kroplówki, czuła dziwną błogość, odpływała. Obok niej siedział młody mężczyzna w sutannie, w który w ręku trzymał biblię i odmawiał modlitwę. Po chwili zrobił na czole Hisako znak krzyża a ona zamknęła oczy i nastała ciemność.

- Przyjdę do was później – powiedziała pielęgniarka puszczając dziewczynkę z objęć i wyszła.
- To twój pluszak? Jak ma na imię? – Abby przerwała ciszę i wskazała na maskotkę leżącą na łóżku Heather.
Tapping przetarła dłonią twarz po dziwnym przewidzeniu jakiego doświadczyła. Wróciła do swojego łóżka, na którym usiadła. Na pytanie o królika, wzięła go na ręce.
- Nazywa się Sparky - odpowiedziała Heather na pytanie Abby. - Dziadek mi go dał jak byłam mała. A dzisiaj przyniósł, bo wie że nie lubię tu być. - A ty masz coś co lubisz ze sobą?
Dziewczynka pokręciła smutno głową i znów spojrzała na zabawkę Heather.
- Dasz mi się nią chwilę pobawić? – spytała.
Heather pokręciła przecząco głową.
- Jesteś chora, zarazki przejdą na niego - odpowiedziała, choć prawdziwy powód był inny. Kiedyś młodszy kuzyn chciał pobawić się Sparkim tylko na chwilę. Zgodziła się i żałowała, bo później zaczął beczeć i jęczeć jej mamie, żeby dali mu go na własność. Co to to nie, królik był jej i nikogo innego.
Abby przytknęła ze zrozumieniem, ale widać było zawód na jej twarzy. Po chwili odwróciła się plecami dziewczynek, co chwila pokasłując.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172