Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2019, 14:42   #21
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
15 wrzesień, 10:00 rano, Narodowe Muzeum Archeologiczne w Atenach.

Narodowe Muzeum Archeologii w Atenach przypominało Annie nieco biały dom, lub inny budynek rządowy. Wielka, biała kostka z ogromnym frontonem, i kolumnami wyglądała imponująco. Równie imponująco wyglądały zbiory antycznych figur i artefaktów porozwieszanych w gablotach na ścianach i ustawionych ciasno wzdłuż nich przez całe długości przepastnych korytarzy. Dźwięk niósł się echem przez otwarte korytarze, a kroki niosły się daleko po krytych marmurem posadzkach. Można by powiedzieć, że jeśli dla archeologii, będącej młodą i dopiero popularyzującą się dziedziną nauki muzeum byłyby kościołami, Anna weszła do ogromnej bazyliki.

Anna i Jack szybko zorientowali się w wyglądzie korytarzy i rozkładzie interesujących ich zabytków i szybko znaleźli miejsce jego prezentacji. Niestety, urządzenia nie było, a zamiast niego, miejsce w gablocie i na postumencie zajmowało zdjęcie czegoś, co od biedy wyglądało jak połączenie zbitku kul i cylindrycznych obręczy, okalających niewyraźne jądro, będące czymś w rodzaju mechanizmu z pokrętłami i trybikami.

Cytat:
"Przypuszcza się, że Urządzenie z Karpathos to rodzaj zegara, który pomagał kapłanom regulować kalendarz i przewidywać zdarzenia na niebie. Choć niektórzy badacze utrzymują, że był niczym więcej niż zabawką jakiegoś bogatego kupca lub arystokraty i powstał jedynie w celach rozrywkowych"

Opracowano: Zespół Naukowy Narodowego Muzeum Archeologicznego w Atenach.
Do gabinetów zespołu naukowego trafić było stosunkowo łatwo. Strzałki kierujące do działu były aż nadto widoczne. Harmider na korytarzu przykuł jednak uwagę Ann i Jacka. W otoczeniu jakiejś grupy ludzi szedł nim śniady grek, w dobrze dobranym i skrojonym garniturze, a z szeptów niektórych zwiedzających, z których niektórzy dołączali do idącego tłumu dało się wyłowić jedno słowo – dyrektor.Najwyraźniej przemykał, lub próbował przemknąć do swojego gabinetu, jednak reporterzy lub interesanci dopadli go na korytarzu i nie wydawało się, że szybko odpuszczą.
Ann przyglądała się temu bałaganowi z niechęcią. Dyrektor pewnie mógł im udzielić kilku informacji, choć wątpiła by chciał to zrobić słysząc że jest jakoś związana z Glierem. Tym czas zbliżyła się do tłumu by móc usłyszeć jakie pytania są zadawane mężczyźnie przez reporterów.
Po bliższym przyjrzeniu się zamieszaniu, Anna mogła bez trudu zorientować się, że to nie sam dyrektor, Pisistratos, przyciągał taką uwagę tłumu, a jakiś angielski dygnitarz, który przypadkiem odwiedzał muzeum. Dyrektor działał tutaj raczej jako osobisty przewodnik, pokazując co ciekawsze eksponaty. Pytania, padały raczej nie do samego dyrektora, a do anglika, który wymijająco odpowiadał na pytania odnośnie okupacji pewnych regionów Grecji przez angielskie wojska, czy o aktualną sytuację polityczną w Europie.
Lockhart rozejrzała się szukając wejść do pracowni muzeum. Może udałoby się im skorzystać z tego zamieszania i zobaczyć urządzenie.

Dział naukowy przyjął Annę i Jacka bardzo ciepło. Przesympatyczna greczynka udostępniła kilka kartek opisujących znalezisko. Niestety, samego znaleziska nie mogła udostępnić, widząc adnotację zrobioną odręcznie przez samego dyrektora muzeum.
Z dokumentów wynikało jednak, że pracownicy naukowi nie widzieli niczego szczególnego w symbolach, licznie występujących na jego powierzchni i skomplikowanego układu trybów, przekładni i mechanizmu wprawiającego całe urządzenie w ruch. Naukowcy ustalili wiek znaleziska na co najmniej 2000 lat, choć znalazła się również adnotacja, że znalezisko może być jeszcze starsze. Raport określał je jednak ogólnie jako osiągnięcie technologiczne o wyjątkowej skali, prawie nie do osiągnięcia ówczesnymi metodami technologicznymi. Symbole, znalezione na powierzchni określono jako egipskie, z nieznanego z nazwy i nie przetłumaczonego dotąd alfabetu. Raport kończy się brakiem konkluzji o przeznaczeniu artefaktu. Zdjęcie artefaktu było jeszcze bardziej nieostre i rozmazane, w dodatku stare i pożółkłe.
Ann sporządziła swoje notatki, starając się przerysować symbole widoczne na zdjęciach i obiecując sobie, że później porówna je z tym z mapy znalezionej u Gliera. Po zakończonej pracy podziękowała greczynce i oddała notatki.
- Czy może Pani powiedzieć czemu urządzenie nie jest eksponowane?
- Ostatnio miała miejsce próba kradzieży i dyrektor musiał zdjąć znalezisko z wystawy. Proszę rozmawiać z dyrektorem - zaproponowała.
- Chyba teraz jest zajęty, wyglądało na to, że oprowadza jakiegoś gościa. - Ann schowała notatnik do swojej torebki.
- Proszę spróbować później. Pewnie będzie dostępny w biurze, choć ma zajęty grafik i najpewniej trzeba będzie się umówić - poinformowała z uśmiechem.
- A czy moglibyśmy umówić się przez Panią czy jest jakiś sekretarz?
- Pan dyrektor ma sekretarkę. Jest dostępna w tej chwili - oznajmiła i wyjaśniła Annie, jak trafić do biura dyrektora.
Lockhart podziękowała i pożegnała się z greczynką po czym wyszła na korytarz by zobaczyć w jakiej sytuacji jest obecnie Pan dyrektor.
Niewiele się zmieniało. Wciąż usługiwał anglikowi, a tłum sprawiał wrażenie, jakby jeszcze się powiększał, co nie rokowało dobrze.
Ann podeszła do tłumu i zaczepiła jednego z dziennikarzy.
- Przepraszam kim jest ten angielski dżentelmen?
- To Alec Glassey. Liberał z Anglii, podobno jedna z grubych ryb w rządzie Angielskim. Promują tu swoją partię, i to dobrze wygląda w mediach, bo Angole mają tu sporo obywateli - wyjaśnił dziennikarz - Istorias Korthinios, Dziennik Ateński. Państwo ze Stanów? Turystycznie? - zapytał pstrykając jednocześnie kolejną fotografię anglikowi i dyrektorowi, rozmawiających przed dużą planszą
- Zajmuję się pewnymi badaniami i muszę się skontaktować z dyrektorem. - Lockhart rozejrzała się po tłumie szukając okazji by zbliżyć się do swojego celu.
- Pani pyta - zaproponował reporter wyciągając z kieszeni coś w rodzaju notesu - może będzie jakiś news? - popatrzył z nadzieją na kobietę.
- Obawiam się, że nudna papierkowa robota. - Ann zobaczyła, w którym kierunku dyrektor prowadzi swojego gościa. Będzie musiała się chyba znaleźć przed nimi przy eksponatach.
-Ech. A może niewielki wywiad? Mamy tu mało rozrywek - zaproponował - Goście ze Stanów! - pokazał oczami i rękoma swoją wizję nagłówka - A pod spodem artykuł ze statystyką turystyczną. Może jakaś reklama hotelu… - rozmarzył się. Jack teatralnie schylił głowę ukrywając twarz w dłoni.
- Myślę, że lepiej byłoby zapytać jakichś radosnych zwiedzających ludzi, niż osoby, które nudzą się w tym muzeum tak jak Pan. Do widzenia. - Ann pociągnęła Jacka za dłoń i ruszyła okrężną drogą by zajść dyrektora z drugiej strony.
Manewr się udał, być może nie dlatego, że wymagał jakichś specjalnych umiejętności. Po prostu duży tłum uniemożliwiał skryte wymknięcie się dyrektora do swojego biura wraz z anglikiem i po chwili przepychania i odrobinie cierpliwości ze strony Anny, dyrektor wylądował niemalże na kobiecie. Spojrzał na nią zaskoczony, poprawiając okulary, jakby chciał dobrze przyjrzeć się swojemu adwersarzowi, lub chociażby zrozumieć, na co został popchnięty.
Ann nie zważając w ogóle na dość krępującą sytuację zadarła głowę.
- Czy mogę Panu zająć chwilę dyrektorze? - Wpatrywała się w mężczyznę swymi przenikliwym błękitnymi oczami.
- Przepraszam...jak Pani widzi… - dyrektor wydawał się wykazywać chęć znalezienia się jak najdalej od muzealnego korytarza.
- Mam podejrzenie, że ktoś chce ukraść jeden z waszych obiektów. - Anna kontynuowała spokojnym tonem. - Czy możemy porozmawiać w pana gabinecie?
Annie wydało się przez moment, że paparazzi i reporterzy stanęli przez moment jak wryci, po czym huknęły lampy fleszy a szelest kartek potwierdził, że właśnie uważnie zamierzali zanotować wypowiedź dyrektora.
- Kradzież? Nikt nic nie ukradł. Nasze zbiory są doskonale zabezpieczone przed kradzieży, łaskawa pani. Jakikolwiek złodziej zostałby szybko ujęty a artefakt zabezpieczony - zapewnił dyrektor wbijając wzrok w kobietę. Anna widziała w nich budzącą się złość.
- Powiedziałam, że chce, a nie że ukradł. - Lockhart westchnęła ciężko. - Chce Pan by oni tego słuchali? - Wskazała na armię reporterów i innych postronnych gapiów.
Dyrektor podszedł bliżej i nachylił się do jej ucha - ma pani rację. Proszę poczekać przed moim gabinetem. Zaraz panią przyjmę. I pana też - ukłonił się Jackowi. Dyrektor miał bardzo nieświeży oddech. Pachniał jak...zgnilizna. Ann znała ten zapach, bo kilkakrotnie przebywała już w pomieszczeniu, w którym przez dłuższy czas przebywało ciało zmarłego. Mdlący odór śmierci, nie dający się ani zapomnieć, ani z niczym pomylić.
Anna przytaknęła i odsunęła się od mężczyzny, chwytając Jacka za ramię. Potrzebowała świeżego powietrza i to szybko.

Reporterzy wydawali się zawiedzeni, a tłum rozszedł się jak tylko dyrektor zniknął ze swoim gościem w gabinecie. Anna w tym czasie przewietrzyła się przy otwartym oknie, czekając aż dyrektor będzie do dyspozycji. Czekali długo. I nic się nie działo, choć wskazówki zegara przesuwały się nieubłaganie.
Lockhart skorzystała z tego, że siedziała przy oknie i odezwała się do Jacka, mając nadzieje, że sekretarka jej nie usłyszy.
- Pachniało od niego trupem. - Mruknęła po raz kolejny zerkając na drzwi do gabinetu.
- Też to wyczułem. Dziwny zapach, i jakiś taki...nerwowy typ - potwierdził spostrzeżenia Anny Jack - Co robimy? Idziemy po niego? Bo chyba nie zamierza nas zaprosić - popatrzył na zegarek.
- Zapukajmy. Najwyżej nas odprawi. - Anna podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła w kierunku drzwi.
Anna dzielnie ruszyła do drzwi gabinetu. Sekretarka próbowała interweniować, ale Jack zgrabnie zagrodził jej drogę, zdjął kapelusz i uśmiechnął się czarująco, wpatrując się w nią swoimi dużymi oczami. Kobieta spłoniła się - Przepraszam…- próbowała jeszcze przecisnąć się obok mężczyzny, tej jednak delikatnie ujął ją pod ramię i przesunął za jej biurko - Och, nie. Absolutnie. To ja przepraszam - uśmiechał się bezczelnie podczas gdy Anna spokojnie otworzyła drzwi do gabinetu. Jack odwrócił się na pięcie i już był za Anną, leciutko wpychając ją do gabinetu. Sekretarka stała jak wryta widząc zamykające się drzwi a dyrektor muzeum wstał zza biurka, czerwieniejąc z wściekłości - Co to ma znaczyć?
- Pomyślałam, że jest Pan ta zapracowanym człowiekiem, że na pewno Pan o nas zapomniał. - Ann podeszła do biurka i zajęła miejsce w jednym z krzeseł. - Zajmiemy Panu chwilę.
- Skoro to nie może poczekać, to słucham - dyrektor usiadł za biurkiem, wyglądając na wzburzonego i zdenerwowanego. Jack stanął z boku biurka, zaplatając ręce na piersi.
- Niedawno próbowano ukraść z pańskiego muzeum urządzenie z Karpathos. Zajmuje się badaniami dotyczącymi tego zabytku i mam podejrzenia, że kolejne osoby mogą się chcieć podjąć wykradzenia tego urządzenia z pańskiego muzeum. - Ann przyglądała się dyrektorowi, szukając jakichkolwiek objawów, które mogłyby być przyczyną trupiego oddechu mężczyzny.
Dyrektor już na pierwszy rzut oka wyglądał blado. Ziemista cera, pożółkłe zęby, i zaczerwienienia pod oczami sugerowały co najmniej niezdrowy tryb życia, co dziwiło w klimacie znanym z upałów, i dobrego jedzenia.
Ann spokojnie czekała, aż mężczyzna ustosunkuje się do jej wypowiedzi. Z dłońmi spokojnie spoczywającymi na kolanach zastanawiała się czy możliwe jest by dyrektor był… martwy? Może po prostu był ciężko chory? Niestety nie była lekarzem, ale może odwiedzając Lily mogłaby z kimś skonsultować takie objawy.
- Coś ostatnio wielu interesuje się tym urządzeniem. Zdaje się, że pani jest tą amerykanką. Pani akcent mówi mi, że gdzieś ze wschodniego wybrzeża? - odbił pytanie do kobiety, zaplatając suche ręce pod brodą i patrząc na kobietę lekko przekrwionymi oczami. Szkła okularów błysnęły w świetle lampy.
- Ma Pan bardzo dobry słuch. Ale pocieszę, że na szczęście nie interesuje się tym urządzeniem wielu ludzi. Choć wyraźnie zainteresowało pewne nietypowe środowisko. - Ann nie zmieniła pozycji, nadal przyglądała się mężczyźnie z lekko uniesionym podbródkiem.
- Naukowców? Nie wiem, czemu ukradł te urządzenie. Po prostu nie wiem - odparował dyrektor. - Przestań pan pieprzyć… - mruknął Jack który również przypatrywał się mężczyźnie - Do kogo tam mowa? Pobije mnie pan? - dyrektor zachowywał się buńczucznie i napięcie między nimi momentalnie wzrosło - mogę - powiedział Jack i lekko zbliżył się do dyrektora, zaciskając pięści i mierząc dyrektora wzrokiem - No dobrze, czego chcecie? - dyrektor wyraźnie odpuścił i popatrzył pytająco na Annę.
- Zobaczyć urządzenie i przekonać się, czemu ktoś chce je ukraść. - Ann spoglądała to na jednego to na drugiego mężczyznę. Wolałaby by jednak nie doszło w gabinecie do bójki.
- Obawiam się, że będzie to niemożliwe. Urządzenia nie ma obecnie w muzeum - uśmiechnął się dyrektor i rozparł wygodnie w fotelu - czasem muzea pożyczają sobie eksponaty, i tak właśnie stało się w tym przypadku - dyrektor nawet nie brzmiał wiarygodnie i najpewniej kłamał jak z nut.
- Och.. oczywiście i gdzie zostało wypożyczone urządzenie? Może będę mogła je tam obejrzeć. - Ann nie wydawała się być w najmniejszym stopniu zrażona.
- Och, to mogę pani powiedzieć panno Lockhart. Do Kairu - uśmiechnął się bezczelnie - zapraszam serdecznie. Jest tam wielu przesympatycznych ludzi, wartych poznania przez tak ciekawą osobę jak pani - bezczelny wzrok dyrektora błądził po jej twarzy - Nie przeginaj pan… - Jack zacisnął pięści a dyrektor zamilkł na moment.
- Może mi Pan zapisać dane tych ludzi? - Ann uśmiechnęła się równie bezczelnie co dyrektor. - Z przyjemnością ich poznam.
- Obawiam się, że nie. I pięści pani towarzysza to byłaby pieszczota po tym co zrobiliby mi - pokręcił głową - zapewniam jednak ,że wkrótce oni znajdą panią - powiedział tym razem z jakąś dziwną pewnością w głosie. Anna usłyszała jakiś rumor na korytarzu i wysoki, podniesiony głos sekretarki. Dyrektor uśmiechnął się - Chyba niedługo mnie opuścicie.
- Po tym co by zrobili, czy po tym co już Panu zrobiono? - Ann wstała z fotela. - Dziękuję, że poświęcił nam Pan tą krótką chwilę.
Anna i Jack wyszli z gabinetu widząc starego znajomego z policji, w asyście dwójki policjantów.
-Co za spotkanie… - mruknął Christos mijając Annę i patrząc to na sekretarkę, to na dzrzwi od gabinetu - wszystko w porządku?
- Ach.. tak. Odbyliśmy umówione spotkanie i właśnie pożegnaliśmy się z dyrektorem. - Ann udała zaskoczenie. - Czy coś się stało?
- Ta przemiła pani wezwała nas, bo widziała jakichś bandytów. Chyba fałszywy alarm - wyszczerzył się policjant i uchylił kapelusza - miłego dnia życzę. Przepraszam, muszę przesłuchać tą panią i ustalić, dokąd ci...bandyci...pobiegli - mruknął.
- Dzisiaj kręci się tu potwornie dużo ludzi. - Ann dygnęła delikatnie. - Udanego dnia.

Gdy tylko opuścili budynek Ann poczuła jak zalała fala gorąca. Zegary na pobliskim kościele nieubłaganie wskazywały porę, w której normalnie jadłaby posiłek, jednak teraz na myśl o przełknięciu czegokolwiek ślina utykała jej w gardle.
- Lody? - Zerknęła na Jacka. - A potem podjechalibyśmy do tego opuszczonego dworu?
- Z wielką chęcią się schłodzę. Wredny typek z tego dyrektora - zauważył Jack prowadząc Annę do pobliskiej restauracji z kolorowymi parasolkami, rozpiętymi nad stolikami. Grecja miała ten urok, że niemal na każdym kroku znaleźć można było liczne bary, restauracje i kawiarnie, w których można było przysiąść a kelnerzy dwoili się i troili, by zaprosić turystę lub przechodnia na małe co nieco.

Ann zajęła miejsce przy jednym ze stolików i zaczekała, aż obsługa przyniesie im zamówione lody.
- Mnie niepokoi fakt… że chyba ma kontakt z szefami tych mężczyzn ze statku. - Lockhart ze smakiem zjadła pierwszą łyżeczkę i mimo woli uśmiechnęła się czując chłodną słodycz. - To może oznaczać, że już wiedzą, że jesteśmy w Atenach.
- Chyba daliśmy się poznać. On wydawał się skojarzyć dopiero twarz z informacjami które mu przekazano. Znaczy, że albo na statku był ktoś jeszcze, albo dowiedzieli się tego po naszym zejściu tutaj - rozmyślał Jack pałaszując lody z lubością.
- Mogli się z nim skontaktować ze Stanów, a skoro jego ludzie nie zeszli na ląd… pewnie połączył te rzeczy. - Lockhart westchnęła ciężko, ale nie przerwała raczenia się deserem.
- Tylko jak? Właściwie jesteśmy tu razem z pocztą. Telegram z Grecji do Stanów nie zawsze dojdzie, bo trzeba przekazać go odpowiednio. Chyba, że ktoś do Europy przybył szybciej od nas. Sterowcem - Jack rozważył ostatnią opcję.
- Nawet nie wiemy jak bardzo wpływowych mamy przeciwników. - Ann dokończyła swój deser i ostrożnie otarła usta chusteczką, spoglądając na mijających ich turystów. Toż w tym tłumie nawet nie zauważyłaby kolejnego muzułmanina z nożem. Ta myśl sprawiła, że po plecach przeszły jej nieprzyjemne ciarki. - Ruszajmy do tego dworu.

Taksówka szybko zawiozła Annę i Jacka na obrzeża dzielnicy, z której widać było maszty niewielkich, rybackich łodzi. Smród ryb zaatakował nozdrza kobiety kiedy tylko wysiedli z taksówki aby obejrzeć tajemnicze lokum Gliera. Była to istotnie rudera, rozsypująca się ze starości, o oknach zabitych deskami. W środku znajdował się siennik, niedbale rzucony na podłogę, stół i przewrócone krzesło. Otwarta, zdezelowana szafa miała jedne drzwi ułamane i leżące na podłodze. Pomieszczenie ciemne i mroczne. Przygnębiające, i nie noszące śladu bytności przez ostatnie dni.Już pierwszy rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że usunięto z niego wszelkie wartościowe rzeczy. Nie było nawet kwiatków doniczkowych, ani ozdób wiszących na ścianach. Pozostały po nich jedynie zardzewiałe, puste haki i gwoździe. Z ogródka, będącego obrazem nędzy i rozpaczy rozpościerał się widok na ulicę, brudną, zacofaną i będącą najpewniej greckim odpowiednikiem slumsów. Gwar głosów, głównie śmiechów dobiegał zza dachów pobliskich budynków, a idący leniwie przechodnie kierujący się w tamtą stronę byli głównie starszymi, greckimi jegomościami, najpewniej rybakami lub dokerami.
Anna ruszyła spokojnym krokiem przez opuszczone pomieszczenia, szukając miejsca, w którym Glier mógłby ukryć swoje rzeczy.
Niewielki domek składał się tylko z czterech izb, dwóch niewielkich pokoików, czegoś w rodzaju kuchni i pomieszczenia od biedy mogącego ujść za toaletę. Ann niewątpliwie mogła zdziwić się, w jak spartańskich warunkach mógł przebywać szanowany profesor, o ile w ogóle tu był, bo w żadnym pomieszczeniu nie było nawet śladu po obecności człowieka. Pajęczyny na okiennicach, czy wokół balii będącej wanną sugerowały, że ktokolwiek zamieszkiwał budynek, było to lata lub co najmniej miesiące temu.
Lockhart zastukała nerwowo palcami o ramię. Dlaczego Glier podał ten adres? Gdzie mieszkał tak naprawdę? Westchnęła ciężko i ruszyła do wyjścia by rozejrzeć się za kimś lokalnym.

Lokalni grecy wydawali się skupiać między budynkami, zza których widać było nieco wyższy, choć wyglądający na równie zabiedzony budynek.
-Tawerna. Chyba jest popołudnie i idą chlać. Dokerzy wszędzie są tacy sami - podsumował Jack - to chyba nie jest dobry pomysł, abym cię tam zabrał - przekrzywił lekko kapelusz, marszcząc czoło.
- Wolisz by tu czekała? - Ann obejrzała się na swojego towarzysza z zaciekawieniem.
- I tak źle, i tak niedobrze. Co robimy? - zapytał Jack sprawdzając, coś za paskiem spodni za marynarką. Najpewniej pistolet.
- Jeśli chcemy o niego spytać to jest dobre miejsce, a wolałabym się tu nie zapuszczać po raz drugi. - Lockhart w zamyśleniu przyglądała się lokalowi wypełniającemu się powoli coraz większą ilością zapoconych i brudnych mężczyzn. - Chyba pójdziemy tam razem.

“Piosotos Cafe”. Tak przynajmniej widać było na szyldzie, który wyglądał na nieco czystszy od tego, co znajdowało się na fasadach pozostałych budynków w okolicy. Gęsta ściana dymu papierosowego i unoszący się zapach tytoniu wpierw niemal odrzucił kobietę. Być może sam tytoniowy zaduch byłby do zniesienia. Zapach spoconych, niedomytych dokerów i marynarzy już nie, choć sytuację łagodziła kwaśna woń piwa i ostry, anyżowy zapach taniego ouzo, serwowanego w kawiarni niczym w whisky w saloonie, gdzieś na dzikim zachodzie. Annie mogłoby się nawet wydawać, że czas w tym miejscu po prostu się zatrzymał. Głośne śmiechy i radosne pokrzykiwania uspokajały jednak, choć rzucane w ich stronę spojrzenia wydawały się podejrzliwie, a niektóre wręcz złośliwe. Najwięcej lokalnych twarzy można było zobaczyć przy ladzie. Ci raczyli się ouzo z niewielkich kieliszków. Posturą nie ustępowali Jackowi, a przy niektórych jej towarzysz wyglądał wręcz jak niewinny, chuderlawy chłopiec. Druga, nieco mniejsza grupa skupiona była wokół karcianego stolika. I kieliszków ouzo, które dodatkowo napędzały ich wesoły nastrój. Jedynym elementem, nieco nie pasującym do całej tej greckiej zbieraniny był wyglądający bardzo schludnie jegomość w okularach, na oko pięćdziesięcioletni, ubrany w angielski garnitur jasnego koloru, popijającego sherry.
Ann odruchowo skupiła wzrok na starszym mężczyźnie jako ostoi normalności w tym pokrętnym pomieszczeniu.
Nie wydawał się dostrzegać przenikliwego wzroku Anny. Wydawał się lekko zamyślony, jakby sączył swój alkohol jak jakiś lek na szaleństwo, które go otaczało. Wyglądał na kolejnego desperata, jakich pełno było w różnych spelunach. Tylko tacy występowali głównie w książkach, które zdarzało się czasem Annie sprzedawać.
- Zamówisz mi coś do picia. - Lockhart delikatnie położyła dłoń na ramieniu Jacka, a gdy ten na nią spojrzał wskazała mu starszego mężczyznę. Sama ruszyła w tamtym kierunku, zatrzymując się dopiero przy stoliku sączącego sherry jegomościa. - Czy będzie Panu przeszkadzało jeśli usiądę obok? - Wskazała na jedno z pobliskich krzeseł.
- Absolutnie nie. Jestem zaszczycony, jeśli zechce towarzyszyć mi tak urocza dama - Anglik, bo tak można było wywnioskować z jego niemal doskonałego “posha” najpewniej pochodził z Londynu. Lub co najmniej spędził tam nieco czasu - ze swojej strony mogę zapewnić ouzo, lub sherry do wyboru. I zabawię rozmową - zapewnił uśmiechając się, choć Anna dostrzec mogła niezbyt zdrową cerę, i podkrążone oczy, jak u człowieka który albo zbyt wiele razy zajrzał do kieliszka, albo po prostu nie odespał dawno swoich problemów.
- Mój towarzysz poszedł mi coś kupić, ale z przyjemnością skorzystam z towarzystwa nim uda mu się przebić przez ten tłum. - Ann uśmiechnęła się do mężczyzny i z trudem przemogła się by zająć miejsce na podniszczonym krześle. Przysiadła niemal na samej krawędzi i rozejrzała się po lokalu po czym nagle jakby sobie o czymś przypomniałam. - Ach, gdzie moje maniery. Ann Lockhart.
- Richard Hawkes. Co sprowadza panią w te barbarzyńskie miejsce będącej jedyną odskocznią od dusznego czyśćca? - zainteresował się mężczyzna, odsuwając na bok wymięty, jasnobeżowy kapelusz.
- Podróż sentymentalna. Podążam śladami mojej świętej pamięci wujka. - Lockhart zerknęła w stronę kontuaru sprawdzić jak sobie radzi Jack.
Mężczyzna czekał na drinki i rozmawiał na migi z jednym z siedzących przy ladzie marynarzy, czy też dokerów. Ann nie mogłaby dostrzec różnicy, bo wszyscy wyglądali podobnie, brudni i zapoceni.
- Wujka? - zapytał z zainteresowaniem anglik - a dawno zmarł ten wujek? Znam tu każdy kąt odkąd tu osiadłem. Może mógłbym pomóc? Jak nazwisko wujka?
- Glier… nie mieszkał tutaj, ale podobno zdarzało się mu tu przyjeżdżać. - Lockhart przeniosła wzrok z powrotem na mężczyznę. - Zmarł niedawno, tutaj w Grecji. Chciałam się dowiedzieć co go sprowadziło do tego kraju.
- Glier? - zdziwił się - ten Glier? - anglik sięgnął po leżącą obok na krześle gazetę, w której na pierwszej stronie jako news dnia była opisana brawurowa kradzież z Muzeum Archeologicznego w Atenach - zmarł...to nieco nieprecyzyjne słowo pani Lockhart. Biedaka zabito, i niestety nic nie można było na to poradzić - dodał wpatrując się smutnym wzrokiem w kieliszek sherry - moje biedne dzieci też zabito… - powoli zaczynał zapadać się w pewien rodzaj pijackiego stuporu
- W więzieniu mówią, że zabił się sam. - Ann ściszyła niec głos. Chwilę wpatrywała się w mężczyznę w końcu przemóc się i położyć mu rękę na ramieniu w pocieszającym geście. - Co się Panu przydarzyło?
- Ach, długo by opowiadać. Moje problemy dawno się zakończyły, i pozostało mi jedynie dogorywanie w tym pleśniejącym miejscu - mężczyzna spojrzał przez ramię Anny widząc dosiadającego się Jacka z drinkami i solidnie pociągnął łyk swojej sherry - Richard Hawkes, archeolog - wyciągnął rękę do Jacka - Jack Grunwald, pana kolega po fachu - uśmiechnął się ściskając brudną rękę, na której Anna zobaczyć mogła krzywe paznokcie i ślady ziemi lub innej substancji kojarzącej się z ziemnymi robotami, lub kurzem - Pani Lockhart opowiadała mi, że szukacie wuja? Trop się urywa, bo nieszczęśnik został zabity. To był wielki cios dla nauki. Pani wujek był szanowanym badaczem. Stara szkoła - pokiwał głową anglik.
- Wiem… czy mógłby Pan nam pomóc wyjaśnić co dokładnie się wydarzyło? - Ann upiła nieco swojego drinka.
Anglik rozejrzał się ostrożnie, nachylił się bliżej Anny i Jacka - został zamordowany. Przez bardzo, bardzo złych i niebezpiecznych ludzi - wyszeptał, wionąc zapachem sherry i nie mytych dawno zębów - Ci sami zniszczyli mi życie - machnął ręką - na pani miejscu dałbym sobie spokój i wracał do domu. Pani zobaczy, czym kończy się zadzieranie z takimi ludźmi - odchylił się, prezentując swoją zabiedzoną i wyniszczoną osobę.
Lockhart zacisnęła pod stołem dłoni w pięści.
- Chcę dokończyć jego pracę… ja… jestem gotowa z nimi walczyć, ale potrzebuję pomocy. - W jej głosie słychać było pewność.
- Mam zdjęcia, które mogłyby pani pomóc. Udało mi się zrobić je w okolicy Partenonu, gdzie pewne osoby, publiczne osoby zostały przeze mnie przyłapane na jednym z ich...rytuałów. Jeśli dotrze z nimi pani na policję, i trafi na solidnego policjanta, to kto wie co się może wydarzyć…- zamyślił się - to nie rozmowa na takie miejsca. Za dużo tu uszu, i oczu. Mam taksówkę na zewnątrz. Może wstąpicie na szklaneczkę sherry? Pokażę nieco miasta - jak to mówił specjalnie podnosił głos, aby siedzący dookoła marynarze słyszeli głośno końcówkę zdania - tylko pięćdziesiąt drachm - powiedział głośno grając rolę do końca
Lockhart na chwilę zawahała się. Hawkes mógł się równie dobrze okazać współpracownikiem tamtych ludzi jednak… stali w miejscu.
- To wspaniały pomysł. Przejedziemy niedaleko Akropolu? - Ann podniosła się i wzięła swój kapelusz.
- Możemy. To kilkanaście ulic stąd, szybko pójdzie. Znam skrót - powiedział anglik zbierając swoje rzeczy i kapeluszem wskazując Annie drogę między stłoczonymi klientami tawerny. Jego samochód, wyglądający na strasznie sfatygowany Austin odpalił jednak bez problemu. Mężczyzna zajął miejsce przy kierownicy, Jack obok niego, a Annie przypadła tylna kanapa, szeroka, choć nie grzesząca czystością. Na lusterku wstecznym anglik miał cały pęk różnego typu dewocjonaliów, od gwiazd dawida, krucyfiksów, po nawet jakieś półksiężyce
-Różne kultury, różni klienci. Czasem trzeba wykazać się elastycznością - mrugnął do Jacka i ruszył swoim wehikułem w wąskie uliczki Aten
Ann starał się tak przycupnąć na tylnej sofie by jak najmniej ubrudzić swoją sukienkę.
- A ma Pan coś, co mogłoby odstraszyć tych ludzi? - Zerknęła przez szybę, trzymając dłoń na torebce z ukrytą bronią.
- Odstraszyć? Nie. Każdego dnia boję się o swoje życie. Moja odwaga dawno została złamana, zresztą nikt mnie nie posłucha. Zdam się na panią, choć widząc pani młody wiek i urodę, która może zostać zniszczona przez tych ludzi, może nie powinienem wam pomagać. - kierowca zdawał się prowadzić pewnie pomiędzy jadącymi ulicą samochodami, mimo czerwonych od alkoholu policzków i świecących nieco, najpewniej z powodu picia oczu - miejmy nadzieję, że nas nie śledzą, zerknie pani do tyłu? - zapytał anglik zerkając w tylne lusterko.
Ann przytaknęła ruchem głowy i obejrzała się za siebie spoglądając na to co działo się za autem.
Nie działo się wiele i Anna nie zaobserwowała niczego podejrzanego. Za to budynki które mijali były nawet przyjemne dla oka. Po chwili dojechali w pobliże Partenonu, który kobieta mogła podziwiać przez chwilę, kiedy kierowca mknął w poprzek jednego ze wzgórz, pokrytych nieco rzadszą zabudową.
- Partenon. Chciała pani zobaczyć… - wypalił głośno i skręcił w jedną uliczkę, długą, krętą i prowadzącą najwyraźniej poza Ateny.

[MEDIA]https://collectionimages.npg.org.uk/large/mw113343/The-Parthenon-Lady-Ottoline-Morrell.jpg[/MEDIA]

- To było tylko by odwrócić uwagę… - Ann przyjrzała się mijanym budynkom. - Gdzie jedziemy?
- Mam dom za miastem. Po babce. Mieszkała tutaj - wyjaśnił krótko i spokojnie prowadził, jakby uspokojony. Po kilkunastu minutach nieco twardej podróży, klekoczące na nierównej i niezbyt nowoczesnej drodze auto zatrzymało się przed starym, wyglądającym na podniszczony, okazały dom. Ganek z dwoma kolumnami, obrośniętymi bluszczem, zasuszonym niemal na brązowo, okna zasłonięte szczelnie drewnianymi, zielonymi okiennicami i zaniedbany, suchy ogród, pełen rosnących dziko drzew oliwnych dopełniał obrazu ogólnej degrengolady. Anglik zaprosił Annę i Jacka, jakby zapraszał do wielkiego pałacu - Proszę się rozgościć i czuć jak u siebie - otworzył drzwi i podszedł do samochodu, wyjmując niewielki kanister i zalewając nim przód samochodu - przegrzewa się.
Lockhart miała bardzo poważne obawy czy auto sprosta wyzwaniu jakim byłoby odwiezienie ich do miasta, ale nie rzuciła tej kąśliwej uwagi i weszła do środka domu.
Ciemność była niewątpliwie spowodowana zamkniętymi, drewnianymi okiennicami, które miały nie wpuszczać do pomieszczenia nagrzanego powietrza. Jack wszedł za Anną, rozglądając się. Kobieta od razu spostrzegła, że pomieszczenie to było czymś w rodzaju okazałego biura raczej, niż salonu. Niewielka sień ze schodami na górę spełniała rolę poczekalni, z której wychodziło się po nieco zakurzonym dywanie do pokoju, w którym niczym tron stało biurko i dwa niewielkie, drewniane krzesła z okrągłymi oparciami. Ściany były niemal całkowicie zasłonięte regałami z książkami, które właściciel układał z braku miejsca również na podłodze. Anglik skończył gmerać w samochodzie i pojawił się na moment w sieni, wchodząc na górę - państwo poczekają. Pójdę po drinka i zdjęcia - rzucił i zniknął gdzieś na piętrze. Anna miała chwilę, aby rozejrzeć się dokładniej. Jack spokojnie oglądał niektóre książki, dotykając palcem ich grzbiety.
Lockhart przeszła się wzdłuż regałów z książkami, także przyglądając się zbiorom Hawkesa.
Anglik miał jak na taksówkarza, bardzo dziwne zainteresowania. Tytuły obejmowały co prawda wiele dziedzin nauki, ale nie brakowało książek okultystycznych i atlasów wszelkiego rodzaju, przydatnych we wróżbiarstwie i astronomii. Anna dostrzegła na przykład dosyć popularny “Cuda świata duchów”, a tuż obok “Inkantacje” Crowleya, pozycję dosyć dziwną biorąc pod uwagę dosyć pobożne, greckie społeczeństwo. “Świat” Weinburgera też nie był zwykłym atlasem i miejscami ocierał się wprost o jakieś bezeceństwa i pogańskie mity. Jedna książka była jednak sygnowana symbolem biblioteki uniwersytetu w Arkham. Nie miała tytułu na grzbiecie. Ann usłyszała jakby ciężki, miarowy odgłos, choć nie potrafiła rozpoznać jego źródła. Coś, jakby kowalski miech, lub coś ciężkiego, przewalającego się po starej kanapie, z której wyjęto wszystkie sprężyny.
Sięgnęła po książkę oglądając się na Jacka.
- Słyszałeś to? - Rozejrzała się po pomieszczeniu by utkwić spojrzenie w suficie.

Jack podążył za wzrokiem Anny, próbując zorientować się co miała na myśli.
Chwilę później jęknął i padł prosto na dywan, a ciepłe jeszcze krople krwii prysnęły z jego rozciętej szyi niczym fontanna, chlapiąc książki, regały, dywan i zraszając twarz Anny czerwoną mgiełką. Kobieta poczuła jej metaliczny smak i mogła tylko bezsilnie obserwować drgające ciało swojego towarzysza, leżące w rozszerzającej się coraz bardziej kałuży krwi. Była gęsta i ciemna, niczym syrop. Anna widziała ręce Jacka, które rozmazywały plamę po podłodze. Mężczyzna próbował walczyć, ale rana była zbyt duża, a krew wylewała się z niego niczym z przewróconego wiadra.

Coś, co podkradło się za mężczyznę, by zabrać jego życie nie było człowiekiem. Było podobne do psa, przynajmniej z twarzy lub pyska, z którego wystawały długie, śliniące się kły. Długie, podobne sztyletom pazury, zachlapane krwią wystawały spod brudnego, ciemnego płaszcza którym okryta była reszta ciała tego pokracznego stworzenia które warknęło nienawistnie, wbijając w Annę spojrzenie swoich żółtych, nieludzkich ślepi. Były szalone, pełne nienawiści, i choć kobieta dostrzegała tlące się w nich iskierki inteligencji, nie było tam już istoty, z którą mogłaby się porozumieć. Tylko głód, dziki i niepowstrzymany. Zgniły smród śmierci wionął na kobietę, wywołując mdłości. Czerwony jęzor wysunął się, szukając kolejnej ofiary. Stworzenie dyszało niczym pies, czujący swój posiłek. Był blisko. Za blisko.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/80/05/21/8005218792baa78ca339faeb803cabe4.jpg[/MEDIA]


- Przedstawiam pani mojego wspólnika, Achmeda. Ma ponad trzy tysiące lat, i ostatnio nieco zgłodniał. Czy pozwoli pani, że pozwolę mu skonsumować swoją przystawkę? – zaśmiał się Hawkes, schodząc powoli schodami z górnego piętra.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 26-02-2019, 09:36   #22
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ateny, 15:00

Ann wpatrywała się we wszystko z delikatnie rozchylonymi ustami. Jack… czy.. czy to coś go właśnie… Poczuła jak łzy spływają jej po polikach. Szybko dobyła broni i wycelowała w Hawkesa.
- Niech się nawet do niego nie zbliża! - Nawet nie spodziewała się, że jest w stanie tak krzyknąć.
- Chyba nie uda mi się go powstrzymać - zaśmiał się anglik ukazując pożółkłe zęby. Kreatura targnęła łbem i zaczęła szarpać nogawkę Jacka, wgryzając się w jego nogę z ohydnym chrupnięciem i mlaśnięciem
- Mówiłem, że ludzie z którymi pani zadarła są bardzo potężni i niebezpieczni. Taka duża dziewczynka powinna wiedzieć, aby nie ufać nieznajomym - uśmiechał się i powoli wyciągał zza pazuchy zakrzywiony stylet, dokładnie taki sam, jaki już miała okazję oglądać na statku.
Ann poczuła jak nagle zebrało się jej na wymioty. Strzeliła w kierunku Hawkesa.

Mężczyzna zachwiał się, uderzony pociskiem i oparł się o ścianę sieni. Po czym roześmiał się głośno, stając pewnie na nogi. Anna mogła widzieć dziurę w jego kamizelce, prosto w piersi. A jednak stał tam, i śmiał się z niej, pewny swojej nietykalności - proszę usiąść. Dość tych żartów - wskazał Annie krzesło.
Lockhart zmieniła cel, wybierając teraz głowę anglika. Przez łzy z trudem widziała cel. Nie.. nie była w stanie pomóc Jackowi… to musiał być jakiś potworny koszmar. Chciała się obudzić.. teraz.. już. Oddała kolejny strzał i rzuciła się w stronę okna.
Deski okiennicy ustąpiły pod jej ciężarem i Anna wylądowała na wyschniętej na wiór trawie pod oknem rezydencji. Krzyk wściekłości i tupot nóg na korytarzu domostwa podpowiedział, że Hawkes właśnie próbuje biec za nią wokół domu.

Musiała się dostać do jego auta i uciec… Tylko co z Jackiem. Zerknęła jeszcze raz w stronę okna, czując jak serce jej zamiera. Musi się ruszyć… nie może się dać zabić. Ruszyła biegiem wokół domu, ale słysząc dochodzące zza rogu kroki, szybko zawróciła. Przeskoczyła niski płotek nie zważając na to, że rozdarła sukienkę i dopadła do auta. Widziała jak Hawkes wychodzi zza domu, jak idzie w jej kierunku. Nie miała czasu… jeśli dopadnie drzwi. Ruszyła gwałtownie do przodu potrącając go i szybko wycofała przed podjazd. Widziała jak mężczyzna podnosi się, jak jej wygraża, ale ona już wyjeżdżała na szosę… bez Jacka.
Samochód terkotał na wyboistej drodze, i dziewczyna szybko znalazła się z powrotem w Atenach. W końcu wehikuł stanął, dymiąc z pod maski. Przynajmniej w jednym Hawkes nie kłamał. Auto przegrzewało się i Anna znajdowała się niedaleko centrum. Widziała zza kierownicy dachy hoteli i restauracji a nawet mogła dostrzec muzeum, w którym byli wczorajszego dnia z Jackiem.
Anna wytarła twarz chusteczką przeglądając się w potłuczonym lusterku wstecznym i ruszyła w kierunku hotelu. Nie wiedziała co ma robić… Jack… nie było obok niej Jacka. Poczuła jak łzy znów zaczynają jej płynąc po policzkach. Lily była w szpitalu, a ona.. ona była tu sama i jedyne kogo tu znała to był tamten policjant. Skierowała kroki na komisariat.


Komisariat, Ateny, 16:30

Kapral jak zwykle przygnieciony był papierami, które ogarniał, zagubiony lub zapracowany. Widać było, jak ślęczy nad jakimiś zestawieniami, notując coś na innej kartce. Podniósł głowę, widząc Annę wchodzącą do gabinetu.
- Czuję problemy. Co się stało, panno Lockhart? - policjant wstał i otworzył szafkę, wyjmując czystą szklankę i butelkę wody, którą nalał kobiecie, wskazując krzesło.
- Nie tutaj… możemy gdzieś porozmawiać na osobności? - Ann czuła, że zaraz się rozklei i wolała nie zrobić otoczona biurkami różnych policjantów.
- Hmm...może w restauracji na dole? - zaproponował zbierając ze stołu notes i biorąc z poręczy szelki, na których wisiały czarne kabury - chodźmy.

Ledwo wyszli na korytarz i Ann rozpłakała się. Czuła jak jej ramionami targają dreszcze, nad którymi nie była w stanie zapanować.
Policjant sięgnął za pazuchę, wyciągając bawełnianą chusteczkę - proszę. Proszę się uspokoić i wyjaśnić, co się stało. Nie widzę pani towarzysza, więc pewnie to dotyczy jego? - stwierdził raczej fakt niż zapytał
- Nie żyje… - Ann zakryła oczy chusteczką. Nie była się w stanie uspokoić. Prawda docierała do niej falami. - A nikt nawet nie uwierzy… ciała już pewnie nie ma… - Jej głos łamał się coraz bardziej.
-Proszę się uspokoić i opowiedzieć mi wszystko po kolei -Ilionas uspokajał kobietę spokojnym głosem jednocześnie prowadząc do restauracji, w cień rzucany przez kolorowe parasolki
Ann przytaknęła ruchem głowy. Starała się nad sobą zapanować, ale cały czas widziała rozszarpywane ciało Jacka.. jej Jacka. Opadła na krzesełko w restauracji cały czas ocierając łzy.
- My byliśmy… w tym opuszczonym dworze. - Powiedziała w końcu cicho.
- Opuszczonym dworze? - policjant otworzył notatnik i zaczął notować. Kelner przyniósł wodę i postawił przed Anną koszyk z serwetkami, widząc jej stan. Uśmiechnął się pogodnie i zniknął bez słowa w restauracji
- W pubie.. był… Hawkes… pojechaliśmy i on… on go zabił… jego zwierze… - Ann sięgnęła po serwetki przyniesione przez kelnera.
- Hawkes? Proszę...wiem, że to ciężkie, ale mamy czas. Jest pani bezpieczna a ja mam mnóstwo kartek. Im więcej zapiszę, tym lepiej dla sprawy - policjant notował.
Ann starała się pomału opisać co się dokładnie wydarzyło. Opisała spotkanie z dyrektorem muzeum, jego groźby, potem spotkanie w pubie. Im bardziej zbliżała się do felernego domu tym bardziej jej głos się łamał. Powtarzała iż wie, że policjant jej nie uwierzy. Bo jak można było uwierzyć w to, że kogoś postrzeliła, potrąciła, a on jak gdyby nigdy nic. Jak można uwierzyć w tamtą bestię… w to co zrobiła z Jackiem.
- Jego… jego ciała pewnie tam już nie ma… nic… nie zostało. - Załamana znów się rozpłakała.
- Wierzę pani. Nie mogłem mówić o tym wcześniej, ale ślady znalezione na ciele pani wujka wyglądały jak zrobione przez pazury, czy kły jakiegoś drapieżnika. Nikt kto odbiera sobie życie nie mógłby ich sobie zrobić. Nie było rozsądne ufać pierwszemu lepszemu typowi w knajpie. Nie kojarzę nazwiska Hawkes, ale wiem z akt, że przedmiot ukradziony przez pani wujka podąża do Kairu. Nie wiem, czy zniesie pani kolejny cios, po stracie towarzysza. Ze szpitala… - zaczął policjant - zniknęła pewna młoda kobieta. Podobno jest pani jej pracodawczynią? Dwójka podejrzanych wyglądała cudzoziemsko, nawet nie jak europejczycy. Sądzimy, że mogli przyjechać tu z panią, lub za panią. Jest pani w wielkim niebezpieczeństwie. Nawet nie bardzo wiem, czy powinienem panią aresztować, bo mam wrażenie, że dla ludzi areszt w Atenach nie jest żadną przeszkodą. Może mi pani powiedzieć, co takiego jest w tym urządzeniu, że ludzie za nie umierają? - zapytał się, łącząc obawę w głosie z ciekawością.
Ann oklapła. Zabrali jej też Lilly… jeśli dotarli do jej domu… Emma nie miała z nimi szans. Nikt nie miał.
- Gdzie… gdzie jest moja służąca? - Spytała bezbarwnym głosem wpatrując się nieprzytomnie w policjanta.
- Próbujemy to ustalić. Póki co mamy porwanie, nie ofiarę zabójstwa, bo ciała jeszcze nie znaleźliśmy. Podejrzani… - przekartkował nieco notatnik, wracając wstecz do informacji zabazgranych ołówkiem - Jeden z wąsikiem, niebieskooki, dobrze ubrany. Drugi...barczysty, w typie mięśniaka, o tępym spojrzeniu. Zwrócili uwagę, bo mieli bardzo modne ubrania - kojarzy pani kogoś o takim wyglądzie? - zapytał Ilionas.
- Tak… chcieli nas zabić w Nowym Yorku… toż oni… - Lockhart bała się pomyśleć co zrobią Lilly.
- W co dokładnie się pani wplątała, panno Lockhart? - zapytał osuszając szklanką i patrząc przenikliwie na kobietę.
- Lepsze byłoby pytanie… w co wplątał nas Glier. - Ann przetarła twarz. Stała się nagle potwornie zmęczona. Najchętniej położyłaby się i nie budziła. - Chce Pan posłuchać ciekawych historyjek.. proszę bardzo. - Opowiedziała kapralowi o znaleziskach z pokoju Gliera, o ołtarzach, znakach, o liście do ojca Jacka, o podejrzeniach wujka. - A teraz… Pana pewnie też będą mieć na muszce bo rozmawia Pan ze mną.
- Zabić policjanta nie jest tak łatwo, jak zabić cywila czy turystę. Choć ma pani rację. Jestem przerażony. To tak bawią się teraz amerykanie?
- zapytał z lekką ironią ale nie starał się być złośliwy. Raczej próbował grobowym humorem poprawić samopoczucie kobiety - Co pani zamierza? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Nie ucieknę im. Jeśli wrócę do hotelu… pewnie mnie tam znajdą… jeśli w ogóle są tam jeszcze moje rzeczy. - Ann zaśmiała się gorzko. Najważniejsze rzeczy miała przy sobie, w torebce, ale… rzeczy Jacka. Znów poczuła potworny ból przy sercu. - Jeśli ja ich nie dopadnę, oni dopadną mnie. Choć… nie wiem jak mam to zrobić.
- Z tego, co mi pani opowiedziała, kluczem jest urządzenie. Wystarczy je znaleźć i zabezpieczyć
- stwierdził sprawdzając na kartkach, czy nic nie pomylił - nie znam się na tych wszystkich książkach, naukach a już zwłaszcza na tym okultyźmie. Tu też mam związane ręce. Prokurator każe mi zamknąć śledztwo i wolę się nie stawiać, bo rzeczywiście, może mi coś grozić. Skoro nie wiemy, jak wysoko to sięga, to nie zakładałbym się, że ktoś z moich szefów nie bierze w tym udziału. Jak się postawię, wiadomo. Urlop, a potem kto wie, czy nie znajdą mnie tak, jak pani wujka. Z hotelem mogę pomóc. Po prostu pojedziemy tam razem i sprawdzimy, czy dotarli do hotelu - zaproponował.
Ann przytaknęła ruchem głowy. Miała ruszyć za nimi do Kairu? Znaleźć urządzenie. Jakie miała szanse? Z trudem podniosła się z krzesła.

Wrócili do hotelu. Pokoje nie wydawały się w żaden sposób naruszone i wszystkie pozostawione rzeczy Anny i Jacka, jak również część rzeczy Lily była na swoim miejscu. Policjant rozejrzał się dokładnie, zaglądając we wszystkie kąty, pod łóżka, za kotary czy zaglądając do szaf i schowków - Chyba było tu spokojnie. Proszę sprawdzić czy nic nie brakuje. Czy potrzebuje pani pomocy? Psychologa? Może lekarza? Mogę kogoś przysłać.
- Wie Pan w jakiej jestem sytuacji. - Ann obejrzała się na mężczyznę. Teraz… nie chciała korzystać z tego pokoju. Kojarzył się jej z Jackiem. - Czy uważa Pan, że może zrobić cokolwiek by mi pomóc nie narażając siebie?
- Mogę odstawić panią do portu, załadować na dowolny statek, niezależnie od kierunku. Jeśli pokój jest nie ruszony, mogę wziąć go pod obserwację, aby nikt nie zakłócił pani odpoczynku. Szefowie nie wnikają co robimy i jakimi metodami - uśmiechnął się lekko - czego pani ode mnie oczekuje? - zapytał patrząc na Annę i lekko mrużąc oczy, jakby o czymś myślał.
- Jak Pan sobie wyobraża, mój odpoczynek? - Ann podeszła do swoich rzeczy i zaczęła poważnie się zastanawiać, czego będzie potrzebować. Nie mogła brać z sobą tyle bagaży. - Nie chcę być sama, ale nie chcę też Pana narażać.
- Hmm, a gdybym oddał do pani dyspozycji nie rzucającego się w oczy człowieka? To zdaje się prywatny detektyw, obecnie pracuje na taksówce. Jeśli spróbuje pani odpocząć, mogę go przysłać. Można mu zaufać, zna grekę. Arabski też
- rozłożył lekko ręce - sam nie wyjadę z Aten, bo to naraziłoby nie mnie, ale moją rodzinę - wyjaśnił.
- Tamten mężczyzna… ten który zabił Jacka… On też podobno jeździł taksówką.
- Lockhart obejrzała się na kaprala. - Myśli Pan, że… że mi uwierzy?
- Mój człowiek? Może nie uwierzy, ale przyda się pani ktoś, kto cały ten okultyzm wkłada między bajki. Nieco starszawy jest, ale jeszcze daje radę. A ten...Hawkes. Może wcale nie był taksówkarzem. Mógł być kimkolwiek, aby tylko zechciała pani za nim pójść. Niebezpieczny człowiek. Spróbuję tu w Atenach podziałać. Porwanie, zabójstwo, upozorowane samobójstwo, będące morderstwem, niebezpieczny kult, najpewniej kradzież artefaktu z muzeum...widzi pani, moja robota jest tutaj
- stwierdził mężczyzna.
- Z przyjemnością go poznam. - Ann zerknęła na swoje torby. - Chcę jak najszybciej wyjechać… Ale mam jeszcze jedno pytanie. Czy kojarzy Pan jakiegoś człowieka nazwiskiem Stanford?
- Nie. Niestety nie. Ale poszukam w archiwach
- odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia, zerknął jeszcze raz w swój notes i zanotował nazwisko ołówkiem - Ciekawa sprawa. Kto wie, co z tego wyjdzie. Wydaje się pani silna. Nie wydaje mi się, że wiedzą z kim zadarli oni, kimkolwiek są - pocieszył ją na odchodnym.
- Gdybym była silna… nie naraziłabym swoich bliskich. - Ann skrzyżowała ręce na piersi. - Dziękuje za pomoc i proszę… proszę ją znaleźć.
Policjant kiwnął głową, włożył kapelusz na głowę i wyszedł, zostawiając Annę samą.


Hotel Helios, restauracja. Godzina 13:30

Po jakichś dwóch godzinach siedzenia w samotności, Anna usłyszała kroki na korytarzu, ostrożne, jakby ktoś się skradał, po czym nastąpiło cichutkie pukanie do drzwi, jakby nieśmiałe. Ktoś też ciągnął za klamkę, bo delikatnie obracała się wokół własnej osi. Ann zdążyła rozpakować rzeczy Jacka ponownie zalewając się łzami. Ale musiała to zrobić. Musiała się spakować w coś niewielkiego. Teraz… była sama i musiała być mobilna. Ostrożnie złożyła rzeczy ukochanego, chowając je w jednej z walizek i zabrała się za przebieranie swoich ubrań. Ledwie wybrała bieliznę, usłyszała pukanie. Sięgnęła po pistolet odblokowując go.
- Kto tam? - Starała się by jej głos nie drżał.
- Panna Lockhart? Jestem z polecenia pana Ilionasa, naszego wspólnego znajomego - odpowiedział przytłumiony głos zza drzwi.
- Zapraszam. - Ann zacisnęła dłoń na pistolecie. Nie znała głosów swoich oprawców. Mogli być obsługą na łodzi, mogli być też znajomymi Ilionasa.

[MEDIA]https://m.media-amazon.com/images/M/MV5BMTY2MTAxMzIxMV5BMl5BanBnXkFtZTYwODc3OTE2._V1_U X214_CR0,0,214,317_AL_.jpg[/MEDIA]

Do pomieszczenia wszedł niewysoki, krępy grek, nieco posunięty w latach, choć postawę miał prostą.Zatrzymał się w progu, widząc Annę z pistoletem
- Bardzo dobrze - pokiwał głową - roztropnie - pochwalił i spokojnie wszedł do środka zamykając drzwi i rozglądając się po pokoju - To...jaki mamy problem szefowo? - zagaił, wydając się całkowicie ignorować wymierzony w siebie pistolet - arabusy, mafia włoska, może angole? - zainteresował się - Christos niewiele mi mówił.
Lockhart opuściła broń.
- Prosze usiąść, kawa powinna być jeszcze ciepła. - Anna wskazała na stojące na stoliku imbryk i dwie filiżanki. - Opowiem Panu wszystko, a potem… ustalimy czy chce Pan bym była jego szefową.
Mężczyzna rozsiadł się wygodnie, zdejmując marynarkę pod którą widać było broń na szelkach, podobnych jakie miał Ilianos i popijając kawę, spokojnie słuchał opowieści kobiety.
Opowiedziała raz jeszcze, od początku, od listu Gliera do dzisiejszego dnia. teraz było już nieco łatwiej i kto wie.. może parę.. paręnaście lat, będzie mogła już o tym mówić swobodnie. Jeśli przeżyje.
- Hmm - mruknął odstawiając pustą filiżankę - pewnie że wezmę sprawę. Po pierwsze Ilianos nakopałby mi do ty...przepraszam - skarcił się - dostałbym za swoje, gdybym pani nie pomógł. Mówił coś o ryzyku, a ja nie ryzykuję już niczym. On tak. A mam wobec niego dług i pewnie nawet to nie wystarczy, abym go spłacić. Pani działa, ja pilnuję, by pani nie skończyła jak pan…ekhm, nieważne. Mam możliwość przenocowania w tym hotelu i mogę pilnować pokoju. Proszę się porządnie wyspać. Jaki plan na jutro? Czy może chce pani coś robić dzisiaj, choć ze względu na pani stan… - spojrzał pytająco.
- Podobno by tu człowiek Stanford… Ilianos, ma sprawdzić czy kogoś takiego kojarzy, ja… chcę zaczekać chwilę czy może… moja służąca. - Ann westchnęła ciężko.- Chcę nadać niepotrzebny bagaż do stanów i wyruszyć do Kairu. Nie wiem jeszcze jaka droga będzie najprościej.. najszybciej.
- Statkiem. Szczęściem mam znajomego w takiej firmie w dokach. Kursują do Kairu niemal codziennie. Będziemy mieli łódź niemal do naszej dyspozycji. Co prawda to nie liniowiec pasażerski, ale za to mniej widoczny. Bagaż...szefowa odda je konsierżowi na dole, załatwi wszystko włącznie z wysyłką
- poradził - jeśli ma pani broń, proszę ją zabrać. Mam wrażenie, że nam się przyda. Kair...to ciężkie miejsce dla europejki, a nic nie mówię już o amerykance. Jakiś szal czy chusta zasłaniająca twarz byłaby wskazana. To wariaci są, arabowie - parsknął.
- Mam szale. - Ann wpatrywała się w mężczyznę nie wierząc do końca w to co słyszy. Ten człowiek był gotów zaryzykować. - Panie… jak Pan w ogóle ma na imię? Wie Pan jak bardzo to niebezpieczne? Mojego… zabito go zaledwie jednym ciosem.
- Andreas
- powiedział spokojnie mężczyzna - powodów lepiej też nie znać. Im mniej o sobie wiemy, tym bezpieczniejsza będzie robota. Dla mnie to cóż, tylko robota. Jakoś ciężko mi uwierzyć w ludzi zjadających innych ludzi, choć o kanibalach gdzieś czytałem. Ale nie w Grecji. Arabowie są dziwni, ale wiem jak działają. A pani potrzebuje pomocy, a grek nie odmówi pomocy kobiecie - skwitował i wzruszył ramionami, jakby to było wystarczające wytłumaczenie.
- Głowa do góry, szefowo. Będzie dobrze - zapewnił.
- Już raczej… nie będzie dobrze. - Ann opuściła wzrok. - Ale trzeba odzyskać to urządzenie.
- Jak to wygląda?
- zainteresował się Andreas?
Ann wydobyła z torebki swój notes i pokazała mężczyźnie swoje szkice.
- To taki trochę zegar.. choć bardziej przypomina kulę. Widoczne są na nim symbole nawiązujące do hieroglifów egipskich. - Lockhart pokazała palcem przerysowane znaki i zlokalizowała je mniej więcej na szkicu przedmiotu.
- I dla tego czegoś zabijają ludzi? Widziałem już wiele rzeczy, ale za takie dziwactwo… - pokręcił głową - choć są bogacze, którzy chcieliby mieć coś takiego w kolekcji - ton Andreasa zdradzał zrozumienie - to co, ruszamy, czy mam skorzystać z dobroci tego hotelu?
- Myśli Pan, że tu będzie bezpiecznie? - Lockhart zawahała się. - Chciałabym się przepakować i… może rano dowiedziałabym się czegoś o tym Stanfordzie.
-Będę się tu kręcił. Armii chyba nie mają…
- mruknął z powątpiewaniem Andreas - Dobrze. Idę w takim razie do recepcji, i powiem o tych bagażach. Widzimy się jutro szefowo? - Andreas podszedł do drzwi.
- Nie byłabym pewna z tą armią. - Ann odprowadziła mężczyznę wzrokiem. - Widzimy się jutro… jakby co… nie ryzykuj. Chyba zalezym im tylko na mnie.
- Adio, szefowa
- mrugnął sympatycznie i wymknął się z pokoju. Tym razem Anna w ogóle nie słyszała kroków. Jakby...rozpłynął się w powietrzu.
Ann poczuła nagle potworną pustkę. Wiedziała, że pewnie nie zaśnie, ale musiała się przepakować. Zmieniła strój na lżejszy podróżny, a uszkodzoną suknię spakowała do walizki do wysłania. Wzięła kilka tylko kilka małych przedmiotów do badań, kilka odczynników. Tylko niezbędne rzeczy. Wykąpała się porządnie, spędzając dłuższą chwilę w wannie i zabrała się za sporządzanie notatek z tego co się wydarzyło. Usnęła słabym snem gdy za oknem pojawiła się już jutrzenka.
 
Aiko jest offline  
Stary 28-02-2019, 11:50   #23
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
16 wrzesień. Ateny. Hotel Helios. Godź 9:00
Anna zjadła śniadanie i była gotowa do drogi. Zamierzała wypytać o tajemniczego erudytę, Stanforda który pojawił się w liście. Andreas, który pojawił się jak z pod ziemi, zasugerował wpierw wizytę w Obserwatorium Narodowym w Atenach, które jako ośrodek badawczy mogło przyciągnąć Stanforda, o ile w ogóle był naukowcem. Jej grecki towarzysz posiadał równie zabytkowego klamota co poprzednio Hawkes, jednak Andreas zapewnił, że jego wehikuł się nie przegrzeje. Peugeot Andreasa miał w odróżnieniu do poprzedniego również boczne szyby, i choć ciasny, mieściły się w nim wszelkiego typu bagaże i walizy Anny, którymi nie zajęła się obsługa hotelu. Grek kazał consierge`owi nadać zbędne już rzeczy do Stanów, a sam władował resztę do samochodu.
Po żmudnej godzinie na ulicach Aten, które przypominały Annie godziny szczytu dotarli do sporego wzgórza, z którego rozpościerała się imponująca panorama miasta. Obserwatorium, zabytkowy budynek z okrągłą kopułą, i ładnymi kolumnami ładnie komponował się z widocznym w oddali Partenonem. Na wzgórzu z obserwatorium jednak, było znacznie więcej zieleni. Drzewa oliwne pięknie ocieniały podjazd do placówki badawczej a przyjemny chłodek pozwalał nieco odetchnąć po męczącej przejażdżce.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/28/14363719_images.jpg[/MEDIA]

Niestety, samo obserwatorium nie okazało się ani specjalnie ciekawe, ani wizyta w nim nie przyniosła Annie odpowiedzi. Kilku pracowników naukowych przepytanych przez Annę nie znało żadnego Stanforda, choć oczywiście niemal każdy miał jakąś teorię, kim tenże Stanford mógł być. I kiedy Anna usłyszała, że to najpewniej aktor ze Stanów Zjednoczonych lub jakiś inny muzyk, nabrała pewności, że naukowcy w tej placówce wydają się nieco oderwani od rzeczywistości. Dochodziło południe, a Anna wciąż nie miała odpowiedzi na swoje pytanie.
- Co robimy dalej, szefowo? - zapytał Grek, ocierając pot z czoła i stojąc oparty o maskę samochodu.
- Trochę się tego obawiam, ale… chyba powinnam spytać w muzeum… nie wiem czy macie jakieś miejsca, w których “erudyta” mógłby się spełniać. - Lockhart westchnęła ciężko. Nie podobało się jej, że się zatrzymali. Gdy podróżowali, pytali… nie myślała o Jacku i Lilly. - Chyba mogłabym spróbować zadzwonić do Ilionasa i dowiedzieć się czy udało mu się coś znaleźć w archiwum. - Zerknęła na Andreasa. - Czy według ciebie to by go za bardzo narażało?
- Lepiej w cztery oczy szefowo. Nigdy nie wiadomo, kto słucha - poradził - kim jest ten człowiek, o którego pytamy, poza tym, że to erudyta? Może nigdy nie był w Atenach? - zasugerował Andreas
- Nie wiem… chciała sprawdzić. Podobno to mistyk, człowiek okrutny, który postanowił pomóc Glierowi tylko po to opszerzyć swoją wiedzę. - Ann zamyśliła się. - Nawet nie wiem czy będzie chciał mi pomóc, ale nie chciałam pozostawiać tego tropu.
- Muzeum może? Mogą go znać. Na czarach się nie znam. Na prowincji jest sporo starych kobiet, które zabobonnie odstawiają jakieś czary - wzruszył ramionami Grek.
- Wierzę, że w mieście też spotkałeś wróżki i innych szarlatanów. - Ann podniosła się z ławki, na której na chwilę udało się jej przycupnąć. - Ruszajmy dalej.
Muzeum Archeologiczne jak zwykle przytłaczało wielkością gmachu. Anna stała w obszernym holu budynku, patrząc na tabliczki informujące dokąd miałaby się udać. Dział naukowy, z przesympatyczną greczynką, ponownie dyrektor muzeum, który nie zrobił dobrego wrażenia na Annie przy pierwszym spotkaniu, czy też należało pójść zupełnie w jakieś nieoznakowane zakamarki starego budynku, licząc na łut szczęścia?
Uznała, że najlepiej będzie spytać jakąś życzliwą duszę, jak już się choć jedna znalazła. Więc postanowiła zacząć od działu naukowego.
Pani w dziale naukowym niestety nie słyszała takiego nazwiska. Była nawet na tyle uprzejma, że sprawdziła w rejestrze gości, czy ludzi którzy pobierali jakiekolwiek dokumenty lub informacje z muzeum, i żadnego Stanforda tam nie znalazła.
Ann wypytała ją czy kojarzy jakieś miejsca, w których zajmują się kultami i wyznaniami. Kto wie może w muzeum był taki oddział, albo chociaż biblioteka, w której mają taki dział.
Biblioteka oczywiście była do dyspozycji Anny, choć greczynka nieśmiało wspomniała, że najbardziej zainteresowaną okultyzmem osobą w muzeum jest sam dyrektor.
Lockhart przytaknęła i obiecała, że jeśli sprawa będzie bardzo pilna spróbuje się z nim skontaktować, a sama udała się do biblioteki.
Bibliotekarz nie znalazł nazwiska Stanford ani w spisie wypożyczających, ani w spisie wierzycieli lub donatorów placówki. Większość książek zgromadzonych w bibliotece dotyczyła starożytnej Grecji i historii okolic Morza Śródziemnego. Również dział antropologiczny był całkiem dobrze rozbudowany. Anna widziała, że książki nie były specjalnie wartościowe, choć większość była dosyć stara. Gdzieniegdzie jednak dawało się zauważyć jakieś nowe wydania, najpewniej podsumowujące lub aktualizujące jakieś badania.
Ann przejrzała półki poszukując książek dotyczących hieroglifów. Poszukała też czegoś na temat kultury i zwyczajów w Kairze. Pewnie najlepiej byłoby znaleźć jakiś słownik… Zaczynała się poważnie obawiać czy sobie poradzi. Sprawdziła też czy znajdzie coś więcej na temat Ephegona z Karpathis. Zebrała znalezione książki, w sumie 5 sztuk i udała się z nimi do bibliotekarza by założyć kartę.
Wypożyczenie książek nie zajęło dużo czasu, a bibliotekarz wręcz rozpromienił się na widok dolarów. W ostatniej chwili, kiedy Anna sięgała już po dokumenty, Andreas podał bibliotekarzowi swoje dokumenty, w wyświechtanej okładce.
- Mieszkam tutaj, a pani jest z zagranicy. Wezmę książki na siebie - mrugnął do Anny w sprytny, niemal niezauważalny sposób
- Dobrze… i chyba pojedziemy na komisariat, a potem... - Lockhart zawahała się, ale wiedziała że nie może odwlekać tej decyzji. Zaczekała aż Andreas wypełni wszystkie papierki i wspólnie wyszli z biblioteki. - … chyba powinniśmy ruszać do Kairu.
Anna podjechała wraz z Andreą pod komisariat. Spotkanie z policjantem było krótkie. Ilionas wciąż weryfikował dokumenty i informacje podane przez Annę i widać było, że intensywnie nad czymś pracuje. Korytarz prowadzący do jego gabinetu roił się wręcz od policjantów, głównie niskich szarżą, za to uzbrojonych po zęby. Najwidoczniej szykowała się jakaś poważniejsza akcja, bo wszyscy wydawali się skupieni, a sam Ilionas wyglądał na zamyślonego i Annie miejscami wydawało się, że jej wcale nie słucha. Jednak co jakiś czas potwierdzał jej słowa skinieniem głowy lub krótko podsumowywał podawane informacje co upewniło kobietę, że policjant mimo niepozornego wyglądu, który kojarzył się raczej z osobą mało rozgarniętą, musiał mieć bystrzejszy umysł niż się na pierwszy rzut oka wydawało. Grecja okazała się krajem pozorów. Kobieta czuła, że nic nie wskóra. Była ciekawa w jaką akcję zaangażowali się ludzie Ilionasa, ale coś czuła, że nie wypadało pytać.
- Wobec tego jedziemy… Gdyby moja służąca się znalazła… - Lockhart zawahała się miała nadzieję, że Lilly żyje, że nic jej nie jest ale.. Czemu tak bardzo wątpiła.. - Proszę odeślijcie ją do domu. - Podała policjantowi kartkę z adresem i danymi kontaktowymi.
- Powodzenia – kiwnął głową policjant na odchodnym, wiedząc dokąd udaje się Anna.


Anna pożegnała się z policjantem i wróciła się do czekającego przed budynkiem Andreasa.
- Wobec tego… do portu. - Powiedziała, bez pewności w głosie. - Nawet nie wiem jak ich wytropimy.


[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/20/14315896_Felicjaremastered.png[/MEDIA]

Andreas zawiózł Annę prosto z hotelu do Pireusu, jednak samochód minął główny port handlowy, i terminal pasażerski na którym uprzednio wysiadała i kierował się wąskimi uliczkami niemalże na same obrzeże portowej dzielnicy Aten. Niewielki statek nie wyglądał imponująco, i pamiętał chyba lepsze czasy. Jacht parowy, bo to właśnie stało przy nabrzeżu nosiło dumną nazwę "Kyonas" i przyjmowało właśnie kilkunastu pasażerów. Andreas zajął się walizkami Anny i swoimi rzeczami, wciśniętymi w niewielką torbę marynarską i przedstawił kobietę kapitanowi.
- Pani Anno, przedstawiam pani kapitana Rdhuka. Panie kapitanie, to jest specjalny gość i pasażer, o którym wczoraj wspomniałem – powiedział Andreas podając dwóm marynarzom, wyglądającym na armeńczyków bagaże swoje i Anny.
- Miko Rdhuka. Zapraszam na pokład. Górny i kabina pod nią jest do pani wyłącznej dyspozycji – ukłonił się mężczyzna, wyglądający podobnie do swoich ludzi, jednak mający nieco bardziej europejskie rysy. Wyglądał na jakieś nieco ponad sześćdziesiąt lat, o włosach przyprószonych siwizną i twarzy pooranej zmarszczkami od morskiej bryzy. Dłonie miał szorstkie i szerokie, kiedy ujmował kobietę za rękę, pomagając jej wejść na pokład po wąskim trapie.
- Dziękuję. - Anna zawahała się, pozwoliła jednak pomóc sobie wejść na statek i rozejrzała się po załodze. Odruchowo szukała kogoś o symptomach podobnych do dyrektora i Hawkinsa.
Szczęśliwie, nie zauważyła nikogo niezdrowego, choć niektórzy pasażerowie dziwnie kojarzyli się Annie z dwoma napastnikami ze statku pasażerskiego. Jednak nie zwracali na kobietę i towarzyszącego jej mężczyznę żadnej uwagi, szwargocząc jedynie po arabsku między sobą. Kabina, niezbyt luksusowa, za to w miarę schludna i czysta gwarantowała też prywatność. Żaden z pasażerów z dolnego pokładu po prostu nie miał do jej kabiny bezpośredniego dostępu. Ann postanowiła skorzystać z kąpieli i zabrać się za lektury, które udało się jej dostać w bibliotece, zaczynając od tej dotyczącej kultury Kairu.
Po kąpieli czuła się odrobinę lepiej, a może to dzięki dystansowi, który zaczynał ją dzielić od Aten. Tak trochę było wierzyć, że Jack tam jednak jest i żyje. Wyszła na pokład i rozejrzała się szukając swojego ochroniarza.
Stał oparty o reling i spokojnie kurzył papierosa, patrząc gdzieś w stronę horyzontu. Na widok Anny odwrócił się, i wywalił papierosa za burtę - No i jak szefowo? Kabina “okej”? - zapytał nieco przeciągając te “okej”
- Bardzo przyjemna. - Lockhart oparła się obok niego. - Masz jakiś pomysł co można by robić dalej bo mi nie przychodzi wiele więcej niż, stanąć na środku jakoś głównego placu i zobaczyć kto będzie chciał mnie zabić.
- Myślałem, że zechce pani szukać tego urządzenia, co to pani wujek za nie zginął - zdziwił się grek - znajdując urządzenie, zdaje się, przeszkadzamy im, a jednocześnie sami możemy rozwikłać całą zagadkę. No, chyba, że zależy pani na znalezieniu szefa całej szajki. Tylko co im we dwójkę zrobimy? - zapytał Andreas patrząc się spokojnie - Egipt to dziki kraj, ale nie aż tak dziki, aby nas nie aresztowano.
- Zależy mi na znalezieniu tego urządzenia… ale ono jest tam gdzie ludzie, którzy chcą mnie dopaść. - Lockhart westchnęła ciężko.
- Przeglądałem zapiski Ilionasa. Podobno jedno muzeum wypożyczyło to coś innemu muzeum. Najpewniej tam je znajdziemy, lub, jeśli znów znajdzie się na nie amator, tylko arabski, możemy spróbować znaleźć tego złodziejaszka w Kairze - wyjaśnił krótko - przecież nie szukamy mordercy pani towarzysza, bo on jest w Atenach. Najpewniej morderca pani wujka również - zauważył i ponownie zaczął intensywnie myśleć - zresztą, to pani tu decyduje.
- Podobno wypożyczyło… i na pewno to sprawdzimy. Niepokoi mnie jednak bo dyrektor muzeum Ateńskiego stwierdził, że obiekt mają jego ludzie. - Ann przesunęła dłonią po barierce zbierając z niej nieco wody. - To mogą być tacy sami mordercy jak ci, którzy zabili Jacka i Gliera.
- Najpewniej. Dlatego trzeba ich powstrzymać. - pokiwał głową Andreas - Nawet jednak bandyci muszą pilnować pewnych pozorów. Gdyby urządzenie zniknęło, policja grecka mogłaby postawić całe Ateny na głowie, a ktokolwiek dałby się z nim złapać, sporo by ryzykował. Obstawiam, że ktoś zechce je ukraść z Kairu, albo zorganizują coś w muzeum. Albo też są w zmowie z nimi. Jest wiele możliwości - wyjaśnił Andreas - nie jesteśmy całkiem bez szans. Zadbałem o bezpieczny transport, i o twój wyjazd szefowo, aby nie ściągać na siebie uwagi. Portier w hotelu dostał odpowiednie wytyczne od Ilionasa, że ma Cię trzymać na liście zameldowanych jeszcze przez jakiś czas - uśmiechnął się szelmowsko - czyli przez co najmniej dobę będą szukać Cię w Atenach.
- Dziękuję… ratujesz mi życie. - Ann uśmiechnęła się szczerze do mężczyzny. - Zaczniemy od muzeum i sprawdzimy czy nie ma tak jakichś ludzi w typie dyrektora muzeum czy Hawkinsa.
- Potem podpieprzamy urządzenie i sprawdzamy, co trzeba z nim zrobić - podsumował plan Andreas, uśmiechając się szeroko i wkładając triumfalnie papierosa do ust - potem mogą sobie odstawiać te swoje czary, czy co oni tam planują.
- Znając takich fanatyków… zniszczyć cały świat. - Lockhart odwróciła wzrok od greka. Teraz papieros w ustach kojarzył się jej z jednym. Z leżącym pod nią Jackiem. - Na co powinnam się przygotować w Kairze?
- Gorąco. Tłok. Pełno szwargoczących arabusów. Kobiety zakryte po czubek głowy, wiec będzie nam całkiem łatwo zniknąć. Kobiety raczej nie mówią tam za wiele. Plan mamy, ja pogadam, w razie czego skonsultujemy tak, by nikt nie widział. Broń jest.Bywały gorsze sprawy - Andreas nie wyglądał na przejętego, choć Anna pamiętała, że Jack również nie przejmował się trudnościami
- Chcesz mi opowiedzieć o jakiejś gorszej sprawie? Bo na razie mam znaczące trudności z wyobrażeniem sobie czegoś takiego. - Ann spojrzała na Andreasa z niedowierzaniem.
- A ja tak. Takie zadupie na Bałkanach, Pechczewo. Staliśmy tam trzy cholerne dni, w ponad trzydziestostopniowym upale. W ręku jedynie pistolet, dwa magazynki. I trzy dni odpieraliśmy z chłopakami Bułgarskie wojsko. Beznadzieja, bo mogliśmy się poddać. Wytrzymaliśmy. A wcześniej istny labirynt kamieni, skał, lasów i gęstych krzaków. Czasem jak wołaliśmy chłopaków, to nie wiedzieliśmy, czy nawołujemy swoich, czy wroga, bo bułgarzy znają dobrze grecki - Andreas zamyślił się, opowiadając Annie o kolejnej wojnie, targającej cały świat w tym burzliwym początku stulecia. Kobieta mogła się jedynie domyślać, ilu młodych mężczyzn, przechadzających się po ulicach Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Austrii czy Grecji doświadczyło jakiejś wojny. Te zaś wydawały się ogarniać świat niemal codziennie, dostarczając pożywki gazetom i korespondentom na całym świecie.
Lockhart przytaknęła ruchem głowy.
- Tak… na wojnie musi być gorzej. - Powiedziała bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. Gdyby grek widział tamtą bestię… czy myślałby tak samo? Nie wiedziała i nie życzyła mu by miał taką okazję.

Ann wróciła do swojego pokoju i wzięła jedną z wypożyczonych książek, po czym przeniosła się z nią na górny pokład. Morska bryza i lektura o obcej kulturze nieco odciągały jej myśli. Czasem z ciekawości sprawdzała potrzebne słowa w słowniku. Jak jest stacja, bank… szpital… policja. Szanse na to, że zapamięta wszystko były niewielkie, ale wierzyła, że może uda się jej wyłapać pojedyncze słowa. Na wszelki wypadek przepisała kilka przydatnych słów do swojego notatnika, starając się odtworzyć skomplikowane znaczki. Skończyła gdy słońce nie umożliwiało już swobodnego czytania i przez chwilę pozwoliła sobie na obserwowanie zachodzącego słońca. Tęskniła za nim. Czuła się nagle potwornie samotna… zupełnie jak wtedy gdy straciła ojca.

Wróciła do kajuty i ponownie wzięła kąpiel. Wspomnienia powracały. Czuła na swojej twarzy krew Jacka… czuła, że to ona go zabiła. Wykończona rozpłakała się i owinięta jedynie w szlafrok padła na łóżko. Sen przyszedł taki jak jej wspomnienia. Przerażający.

Znów była w tamtym pokoju ale nie mogła się ruszyć. Patrzyła jak kanibal pochłania ciało Jacka. Dłonie, które jej dotykały…. pierś na której leżała…. ramiona…. usta… Chciała krzyczeć ale nie była w stanie. Płakała, błagała w myślach by jej wybaczył i wtedy kanibal oderwał się od resztek ciała mężczyzny i ruszył w jej stronę. Chciała uciec, ale wywróciła się tylko i poczuła jak ostre zęby wgryzając się w jej ciało.

Obudziła się i zwymiotowała. Potem jeszcze raz. Zwisając z łóżka i czując jak jej ciałem targają torsje zaczęła płakać.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 05-03-2019, 09:16   #24
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
18 września, Port w Alexandrii. Godź 9:00

Alexandria. Miasto założone w antycznych czasach przez Aleksandra Wielkiego, stanowiło prawdziwe okno na świat prastarego kraju faraonów. Zdawało się Annie złotym klejnotem, jasną linią barw rozdzielającą dwie błękitne smugi. Jedną ciemniejszą, będącą lazurowym kolorem Morza Śródziemnego, i przepięknym, słonecznym niebem, które rozpościerało się nad tym starym miastem. W oddali, na krawędziach ogromnego miasta, biel przechodziła w szarość, i Anna była pewna, że obrzeża miasta wchodziły bezpośrednio w bure piaski pustyni. Miasto siedziało okrakiem na wąskim paśmie lądu, oddzielającego morze od dużego jeziora Mareotis, a liczne statki towarowe i pasażerskie mijały właśnie "Kyonas" brnącą dzielnie w stronę widocznego w oddali portu. Po kilku chwilach, które zajęły parowej łodzi przedarcie się przez zatokę okalającą półwysep na którym wybudowano port, widać było już w tle Pałac Ras-Al-Tin, od którego nazwano całą portową dzielnicę. Jego przepiękna fasada czyniła port urokliwym, i jednym z piękniejszych, jakie Annie dane było oglądać. Wkrótce też, na nabrzeżu można było dostrzec krzątających się ludzi. Mężczyzn, ubranych na styl arabski, w długich, powłóczystych szatach i w dziwnych czapkach na głowach, przypominających ścięty stożek, jak i bardziej tradycyjne nakrycia głowy, chustę spiętą za pomocą ozdobnej obręczy. Kobiety zaś, przeważnie zawinięte w czarne, długie szaty aż po czubek głowy przemykały się gdzieś pomiędzy przechodniami, objuczone towarem i bagażami. Gwar głosów docierał już do pokładu, przebijając się przez cichnący odgłos silnika parowego, kiedy "Kyonas" cumowała przy szerokim nabrzeżu. Gdzieś w oddali, z wysokich i strzelistych wież przypominających ołówki słychać było przenikliwe zawodzenie. Adhan od wieków wzywał wiernych na salat, czyli modlitwę, a muezini, specjalni duchowni muzułmańscy specjalnie wchodzili na owe wąskie, wysokie wieże zwane minaretami. Wszystko to wyjaśniał Annie Andreas, kiedy szykowali się do opuszczenia pokładu.Anna widziała inne statki, zarówno duże, jak i mniejsze, podobne do tej, jaką przypłynęli. Jeden statek pasażerski miał na rufie port macierzysty - Brema. Inny odchodził najpewniej do Londynu, jeszcze inny, do Nowego Yorku. Najwięcej statków jednak było z Pireusu.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7d/Bundesarchiv_Bild_102-12200%2C_Alexandria%2C_Ras-El-Tine-Palast.jpg[/MEDIA]

- Chyba powinniśmy wybrać jakiś hotel i zostawić bagaże. - Ann przyglądała się miastu nie kryjąc podziwu. Nigdy się tego nie spodziewała ale czuła delikatny dreszczyk emocji widząc zupełnie obcy kraj. Ten niesamowity, egzotyczny widok choć na chwilę odganiał myśli od koszmaru.
- Szefowa chce odpoczywać tu? Kair jeszcze kawałeczek - zdziwił się - ale nie będziemy szukać hotelu daleko, bo stoimy przed jednym - Andreas wskazał głową przepiękny pałac - ceny są całkiem przystępne - zapewnił, uśmiechając się - choć drożyzna zaczyna się niestety wkradać. Za dużo tu anglików mających zbyt dużo pieniędzy.
- A.. jak chcemy się dostać do Kairu? Nie będzie konieczności byśmy tu przenocowali?
- Ann przyglądała się pałacowi. Ceny… chyba nie były jeszcze problemem. Powinna się jedynie rozejrzeć za jakimś bankiem. Odruchowo rozejrzała się po okolicy szukając gmachu, który mógłby pełnić taką funkcję. - Chyba… przydałby mi się bank. To.. straszne.
- Jest stacja kolejowa nieopodal pałacu. Chyba jedyna rozsądna rzecz którą przywieźli ze sobą angole
- uśmiechnął się, pomagając zejść Annie z trapu i pozdrawiając gestem dłoni kapitana ich niewielkiego stateczku.
Ann także pożegnała się z kapitanem i podążyła za Andreasem.
- Może powinnam nabyć jakiś tutejszy strój… może odrobinę mniej zwracałabym na siebie uwagę. - Rozejrzała się po okolicy starając się dojrzeć jakichś lokalnych mieszkańców.
- Rynek znajdziemy nieopodal dworca. Arabowie zrobią wszystko, by zakryć europejkę w te całe zawoje - zaśmiał się Andreas wlekąc bagaże ulicą. Panowała przyjemna temperatura, i jeśli Anna miałaby porównywać, dużo mniej odczuwalny był upał, choć wydawało się, że jest bardziej słonecznie niż w Grecji, o ile to w ogóle było możliwe
- Bardzo tu kradną? - Anna trzymała przy sobie torebkę ze wszystkimi dotychczasowymi znaleziskami, pozostawiając Adreasowi resztę bagaży. - A.. nie wspomniałeś nic o banku… jest tu coś takiego?
-Jest, ale lepiej, by ani europejczyk, ani tym bardziej amerykańska kobieta nie zostawiała tam pieniędzy. Lepiej skorzystać z jakiejś brytyjskiej instytucji. A czy kradną...raczej nie. To pobożny naród, choć napady z bronią w ręku są tu powszechne. Lubią robić to tradycyjnie, nóż, ciemna alejka…
- wyjaśnił rzeczowo Andreas - och, kobieta taka jak pani, najpewniej doświadczy tylko bycia zdobytą… - chrząknął grek lekko czerwieniejąc - oczywiście pod warunkiem, że zaryzykujemy chodzenie po mieście po zmroku.

[MEDIA]https://assets.catawiki.nl/assets/2017/12/21/0/a/e/0aeaeaea-aa8d-453a-8449-3f734eddbf26.jpg[/MEDIA]

- Jeśli chcemy zdobyć to urządzenie obawiam się, że nie będziemy mieli wyboru. - Lockhart przemilczała temat “bycia zdobywaną”, jak na razie w jej życiu takie zapędy miał tylko Jack. - Skoro nie kradną, to co to za napady?
- Bieda zmusza do napadów. A jak nie dadzą się złapać, to oficjalnie, nie ma grzechu i wielu młodych ryzykuje. Ale to norma, szefowo, tak samo jest w Londynie, tak samo w Atenach, a i pewnie i w Stanach
- podsumował Andreas wychodząc na obszerny plac, na którym widać było mnóstwo namiotów, sklepików i straganów, otaczających okazały budynek stacji kolejowej - Jesteśmy na miejscu. Zaraz znajdziemy jakiś sklep z tymi ubraniami.

Ann czuła się nieco zagubiona przeglądając zwiewne tkaniny. Nigdy nie nosiła czegoś tak… luźnego. Czy pod to się zakłada bieliznę? Jakoś nie czuła się na siłach spytać mężczyznę, który w obcym języku zachwalał jej swoje produkty rzucając tylko kolejne kwoty w łamanej angielszczyźnie. Zdecydowała się na trzy stroje, których obszycia się jej spodobały i z zakupami ruszyła spokojnym krokiem przez targ, zerkajac co jeszcze można dostać w takim miejscu.


Kair. Dworzec kolejowy, 11:10.

Anna i Andreas zakończyli przyjemne zakupy, i choć kobiecie towarzyszył niedosyt, bo starocie i antyki sprzedawane jako autentyczne okazały się niewiele wartymi bibelotami, raczej podrabianymi na potęgę. Większość ozdób do pokoju, wykuta byle jak nosiła "piętno" Damaszku, i kobiecie trudno byłoby przypuszczać, że większość tak zwanych kolekcji na tym bazarze sprowadzono właśnie z tego miasta. Jak widać, mniej wprawni turyści nie mieli z tym problemów, zakupując całkiem pokaźne ilości tego miedziowanego w większości złomu. Na bazarze za to, zachwycała woń przypraw i piękno tkanin, toteż kobieta mogła całkiem szybko i sprawnie zakupić brakujące części garderoby, która zakrywała jej szczupłe ciało od stóp, aż po czubek głowy. I o ile w pierwszych chwilach kupiec, który im to sprzedał, Muhammad Ali, boczył się i obrażał, widząc "roznegliżowaną" europejkę, to już dolary amerykańskie, szwargotanie Andreasa, i przymierzanie kolejnych części egzotycznego ubrania spowodowały, że stosunek kupca do kobiety drastycznie się zmieniał, aż w końcu kupiec niemalże padał na kolanach
- Chodźmy, bo zaczyna się oświadczać – mruknął do przebranej Anny Andreas niosąc kolejny pakunek zapasowych ciuchów.
- Och. - Lockhart nieco zaskoczona wygładziła suknię i ruszyła za swoim przewodnikiem. Czuła się nieswojo nie mając na dłoniach rękawiczek ale było stanowczo za ciepło na to. Jej dłonie odruchowo starały się badać każdą fakturę, ale zmusiła się by jedną trzymać na torebce, a drugą przytrzymywać szeroki szal, którym okryła włosy i ramiona. - To normalne?
- Tak, najzupełniej. Ale to dobrze. Zależy nam na tym, by lokalni traktowali Cię jak arabską kobietę. W końcu mamy się nie wyróżniać, prawda? Arabska żona muzułmańskiego greka raczej nie zwróci na nikogo uwagi, a to pozwoli nam nieco dłużej podziałać
- Andreas mówił spokojnie do Anny po angielsku, ignorując tłum kłębiący się dokoła nich
- Czyli będę twoją żoną? - Lockhart mimo wszystko uśmiechnęła się. ten kolorowy, obcy świat na chwilę odsuwał jej myśli od Aten i koszmarów.
- Oficjalnie ma się rozumieć. Nikt nie zwróci na to uwagi szefowo. Po za tym, te kobiety tak naprawdę nimi rządzą. Na zewnątrz, traktują je jak zwierzę juczne, w domu są potulni jak trusia - zaśmiał się Andreas
Ann przytaknęła. Cieszyła się, że Grek myśli o takich rzeczach, bo jej głowa nazbyt jeszcze była skołatana po utracie Jacka. Tylko… jak bardzo mogła ufać Andreasowi? Jej zaufanie już zabiło kilku ludzi.

Dworzec kolejowy, okazały budynek, nowoczesny i zaprojektowany z myślą o wygodzie jego europejskich konstruktorów pachniał dobrą kuchnią, i zapachem kwiatów, licznie rozsadzonych w ogromnych klombach i donicach okalający nieledwie pałac. Tłumy arabów i egipcjan kłębiły się dokoła budynku, w większości drobnych kupców którzy chodzili ze swoim towarem, porozwieszanym na rękach i prezentowanych na fałdach ich długich szat. Andreas bezceremonialnie odpychał większość na boki, i trzeba przyznać nie robił tych nieuprzejmości bez przyczyny. Anna zauważyła, że gdyby nie zdecydowanie, kupcy w krótkim czasie mogliby wręcz okleić potencjalnego klienta, wciskając mu niemal towar do ręki.

Wkrótce wsiedli do pociągu, który co prawda miał wyruszyć punktualnie o godzinie dziesiątej, ale z typową angielską flegmą ruszał tak szybko, że z Aleksandrii wyjechali z niewielkim, półgodzinnym opóźnieniem. Po jedenastej jednak byli w Kairze, podziwiając brytyjską architekturę w samym środku egzotycznego, pustynnego kraju.
Na peronie widać było, kto naprawdę panuje w Egipcie. Szary kamień dworca oblepiony był mundurami żołnierzy brytyjskich, których niezliczone oddziały i sprzęt wręcz wylewały się z wagonów stojących na pobliskich torach. Nawoływania oficerów zbierających oddział za oddziałem, błysk broni, zapach smaru i prochu mieszał się z zapachem jedzenia, gwarem rozmów szeregowych, ryku wielbłądów gdzieś z oddali, gwizdu lokomotywy.

[MEDIA]https://c1.staticflickr.com/2/1698/24660917792_b2f9e4477c_b.jpg[/MEDIA]

Całość okraszona była zapachem nawozu, być może od licznych zwierząt jucznych, głównie koni, mułów i wielbłądów towarzyszących armii brytyjskiej, choć kobiecie bardziej kojarzył się z zapachem bagna, lub dużego rozlewiska.

[MEDIA]https://undereveryleaf.files.wordpress.com/2013/03/anglo-14.jpg[/MEDIA]

Żołnierze mieli własny transport, więc liczne taksówki i linia tramwajowa, wiodąca do centrum Kairu były raczej puste, ku rozczarowaniu taksówkarzy i motorniczego tramwaju.
Ann przysunęła się do Andreasa.
- Co się dzieje? - Rozglądała się niepewnie po okolicy. - Czy… weźmiemy taksówkę?
- Normalny widok. Brytyjczycy mocno trzymają Egipt, po zamieszkach jakieś dziesięć lat temu
- wyjaśnił Andreas idąc w stronę postoju taxi - a czemu nie? Możemy ewentualnie tramwaj. Dowiezie gdzie trzeba.
Lockhart przytaknęła i przyjrzała się niepewnie dziwnym pojazdom i ich kierowcom. Po spotkaniu z Hawkesem bardzo żałowała, że nie ma własnego auta, ale podsumowała te myśli jedynie ciężkim westchnieniem. - Wobec tego prowadź mężu.

Taksówka szybko zawiozła ich do okazałego hotelu. Kilka szwargoczących chwil zajęło Andreasowi ustalenie, że większość hoteli była pełna, jak również licznych stancji w okolicy, z uwagi na kolejny transport wojska z Europy. Kierowca podjechał więc pod jeden z hoteli, niedostępnych dla większości żołnierzy z powodu jego luksusu i niemałej ceny.


Hotel Sheppard`s, godź 11:30.


Lockhart poczuła ulgę widząc okazały gmach kojarzącym się jej z tym co mogła spotkać w Europie. Ruszyła za Andreasem pozwalając Boyowi hotelowemu przetransportować ich bagaże i zaczekała aż jej “mąż” dopełni formalności. Zaproponowała by zjedli w pokoju i porozmawiali.
- Chciałabym się wybrać do muzeum i sprawdzić czy uda nam się dowiedzieć o tym, czy urządzenie jest już wystawiane. - Lockhart wyjmowała zakupione stroje i rozkładała je na jednym z łóżek.
- Się zrobi. Brać broń? - zapytał Andreas.
- Ja bez swojej się nigdzie nie ruszam. - Ann wyprostowała się i oparła dłonie na biodrach przyglądając się dziwnym kostiumom, które nabyła. - Jak myślisz… który będzie odpowiedni? - Obejrzała się na Greka. - Nawet nie jestem do końca pewna jak to założyć.
- To czarne coś na dół a to czarne coś na górę
- wskazał ubranie - chyba nie sposób pomylić. Wszystko wygląda podobnie. To coś na dole ma jeszcze zdobienia - wyjaśnił - ale nie wiem, czy to coś znaczy i czy to ważne jest - wzruszył ramionami i rozpakował swoją torbę, z której wyjął podobną szatę, tylko białą i niewielki kapelusz ze ściętym rondem, ze srebrnym kutasikiem zwisającym z czubka owej czapeczki - no, to jesteśmy kompletni. Chyba - mruknął Andreas.
- Co? - Ann wzięła jeden z czarnych strojów ze srebrnym obszyciem, a resztę starannie złożyła. Suknia była tak obszerna, ze spokojnie ukryje pod nią torebkę… może powinna też założyć lekką sukienkę gdyby szybko powinna zmienić strój? Uznała, że to dobry pomysł i zaczęła przeszukiwać swój bagaż.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-03-2019, 13:35   #25
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Muzeum Archeologiczne w Kairze, godź 14:15

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/3/18/14501067_images.jpg[/MEDIA]

Duży budynek z okrągłą kopułą,wyróżniał się wśród okolicznych kamienic i starych pałaców, otoczonych murem z piaskowca. Alejka, zielona i szeroka prowadził wprost do wejścia do tego imponującego gmachu, a nad samym wejściem kolorowy baner reklamowy, rozpięty na ogromnych kolumnach zawiadamiał o otwarciu nowej wystawy.
Grobowce Starożytnych, już otwarte!!” grzmiał napis na wielkiej płachcie materiału, zapraszając wszystkich gości, których jednak o tej porze dnia nie było zbyt wielu. Część ludzi poznikała gdzieś w centrum, chłodząc się w ogródkach przy restauracjach i jadłodajniach, lub piła mocną, czarną kawę, której zapach dolatywał aż pod muzeum.
Szeroki hol, zdobiony marmurem i monumentalne, egipskie rzeźby przytłaczały, ale i obiecywały odkrywanie cudów i tajemnic antycznego świata.
Ann mogłaby godzinami chodzić nie tylko po szeroko reklamowanej wystawie o grobowcach, ale przejść też do kolejnej, nieco starszej acz równie ciekawej “Skarby z Piramid”. Kobieta mogła też spróbować poszukać na własną rękę tajemniczego urządzenia z Karpahos, które oficjalnie gdzieś musiałoby zostać zaprezentowane, choćby pobieżnie. Muzeum było ogromne, a napis “Administracja/Kustosz” kusił, choć równocześnie przywoływał złe wspomnienia. Andreas po prostu gapił się rozdziawiony na ogromne posągi egipskich bóstw, lub jakichś władców - Ależ to wielkie. Mieli rozmach… - powiedział cicho ze zdziwieniem w głosie
- I wielu niewolników. - Ann także przyglądała się przez chwilę potężnym posągom. Była ciekawa ile z podobnych acz mniejszy rzeźb znalazło się w kolekcjach prywatnych. Jednak… nie było na to czasu. Opuściła wzrok i rozejrzała się szukając miejsca, w którym mogłoby być wystawiane interesujące ją urządzenie, lub osoby, która takiej informacji mogłaby im udzielić.
Anna zdała się na swoją kobiecą intuicję i skierowała się tam, gdzie spodziewała się znaleźć urządzenie. W starych zbiorach, na których najpewniej było znacznie mniej obserwujących i zwiedzających, którzy jak zwykle rzucali się na nowości. Istotnie, po pewnym czasie kluczenia wśród rozmaitych, wyjętych z piramid skarbów egipskich faraonów natrafiła na urządzenie, którego wygląd pasował do opisu z Aten, a w dodatku było łudząco podobne do niewyraźniej, nieostrej fotografii dołączonej do jej odręcznych notatek

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/25/14345784_KarpathosDevice.jpg[/MEDIA]

Oto miała upragniony przedmiot przed oczami. Niewielkie urządzenie, wydające się nad wyraz nowoczesne jak na zapisany w notatkach Anny wiek. Otoczone szklanym kloszem, wydawało się podświetlone, co sugerowało, że cała gablota znajduje się pod napięciem. Można było wyczuć, że z tym urządzeniem jest coś nie tak. W ogóle nie pasowało ani do wieku, wypisanego w języku arabskim i angielskim, ani do znalezisk otaczających gablotę. Cel, był w zasięgu ręki Anny. Pozostawało pytanie, jak po niego sięgnąć.
Musiała się rozeznać w sytuacji. Zobaczyć ile ochrony wystawia muzeum w jakich godzinach jest otwierane i zamykane. Jeśli obiekt był wypożyczony na pewno gdzieś powinna być karta z informacją jak długo będzie pozostawał w muzeum. Nie wierzyła by mieli aż tyle czasu. Chciała się rozejrzeć też wokół budynku by zobaczyć możliwe wejścia. Jeśli ktoś inny będzie chciał wykraść obiekt… pewnie to zrobi nie gdy ten będzie na wystawie, lecz gdy zostanie przeniesiony na zaplecze na konserwację. tamci mogli mieć dojścia w muzeum, możliwe, że po prostu wyniosą ten przedmiot.
Ann odciągnęła Adreasa na bok i wsunęła mu w dłoń 100 dolarów.
- Wypytaj ludzi, o której obiekty są zabierane do konserwacji. - Odezwała się szeptem, starając się pozować na żonę, która nagle bardzo potrzebuje czułości od swego męża i jedynie delikatnie gładzi jego dłoń.

Andreas wziął banknot i zostawił Annę w pomieszczeniu wystawowym.
Anna starannie rozejrzała się po kątach i zerknęła na zewnątrz, przez obszerne hole. Nie pomyliła się w swojej ocenie. Strażnicy, bardzo dyskretnie stali porozmieszczani w taki sposób, aby ewentualny złodziej musiał przebrnąć przez co najmniej kilku strażników. Pozostawała jeszcze kwestia alarmu, który najpewniej zawiadomiłby policję, jak i być może całe urządzenie mogło być pod prądem. No i należało również zbić w jakiś sposób wyglądającą na grubą szybkę.
Andreas w końcu wrócił, przynosząc nieciekawe wieści.
- Tak jak myślałem. Przedmiot przybył nielegalnie. Papiery są podrobione. Najpewniej urządzenie opuści muzeum, ale nikt nie potrafił mi powiedzieć kiedy. Wszyscy kierują mnie do kustosza muzeum. Może powinniśmy tam pójść? - zaproponował Andreas.
- Obawiam się, że kustosz muzeum może być ich człowiekiem… - Ann zamyśliła się. Nie mieli szans wynieść przedmiotu z muzeum… a przynajmniej ona o kradzieży nie miała bladego pojęcia. - ale… można to sprawdzić gdyby się mu przyjrzeć. Jeśli oczywiście będzie miał takie objawy jak dyrektor muzeum ateńskiego. - Westchnęła ciężko. - Dobrze… chyba musimy spróbować.
Andreas zerknął w korytarz - Albo można zrobić to na bezczela, czyli bierzemy to coś i wiejemy. Po amerykańsku, jak w Chicago - uśmiechnął się do Anny - albo poczekamy do zmroku może i po cichu do podkradniemy… - grek rozważał opcje.
- Może porozmawiamy w innym miejscu? - Ann nie czułą się pewnie dyskutując o kradzieży obiektu, obok którego stała.
Andreas przytaknął i dał się odprowadzić w miejsce zapewniające nieco więcej prywatności, pomimo faktu, iż byli sami w tym wielkim pomieszczeniu wystawowym, dźwięk nie niósł się specjalnie po muzeum. Winne temu były liczne, wydobyte z przepastnych trzewi piramid skarby, zabytkowe kobierce i dywany, którymi udekorowano sale i korytarze.
- Skłaniam się ku wykradzeniu tego wieczorem tylko… ja nie mam o tym bladego pojęcia. - Ann przyglądała się jakiemuś papirusowi, który był wystawiony w tej konkretnej sali wystawowej. Jej wzrok przesuwał się po hieroglifach przypominając o tym co doprowadziło ją w to miejsce i co spowodowało śmierć Jacka. Wzdrygnęła się, ale na szczęście obszerny strój skutecznie ukrywał jakiekolwiek jej ruchy. Czemu to wszystko musiało się wydarzyć? Czy naprawdę nie było odwrotu? - Myślę… że będziemy potrzebowali czegoś co odciągnęłoby uwagę straży.
Wzrok Anny napotkał pośród nieznanych jej symboli coś, co momentalnie wbiło ją w podłogę.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/26/14349512_Amulet.jpg[/MEDIA]

Znalezisko opatrzono etykietą “Amulet Akhenatena”

-Samo ukradzenie tego chyba nie jest takie trudne - ocenił Andreas - zbić szybkę, klamot pod pachę i w nogi. Pytanie jak daleko z tym uciekniemy i jak szybko przyjadą gliny. Jeśli po cichu, to tu nie ma co kombinować ze strażnikami, bo raczej mają nas nie widzieć.Skoro zamierzamy to zrobić wieczorem, i nie chcemy szukać tego kustosza, to może wyjdźmy stąd? Bo możemy zwracać uwagę - zaproponował Andreas rozglądając się czujnie.
- Tak… ale chciałabym dopytać o ten przedmiot. - Ann rozejrzała się po sali jednak nadal byli w niej sami, więc podeszła do drzwi. Rozejrzała się po korytarzu szukając jakichś przewodników lub opiekunów. - Myślisz… - Obejrzała się na Adreasa. - Moglibyśmy wynająć kogoś kto by mi nieco więcej opowiedział, chyba nie chcemy niszczyć tej historii o tym, że jesteśmy małżeństwem.
- O, dobra myśl. Zbieranie informacji co? - mrugnął porozumiewawczo - pewnie są na tej nowej wystawie, tu jak widać same pustki. Przejdźmy się tam, to może kogoś znajdziemy - Andreas pokiwał głową, doceniając kolejny pomysł Anny.
- Po prostu obawiam się, że samo wykradzenie tego przedmiotu i go zabezpieczenie… jeszcze mnie nie uratuje. - Lockhart ruszyła we wskazanym kierunku. - Nadal zastanawiam się jak… jak się ich pozbyć. - Ostatnie słowo wypowiedziała bardzo cicho.
-Szefowa ma na myśli całą szajkę? Cóż, trzeba znaleźć tego, co wydaje rozkazy. Złapać jednego ważnego, przesłuchać...a nuż coś chlapnie. Ale może być tak, że szef siedzi gdzieś poza zasięgiem policji, detektywów, czy nawet innych gangsterów - głośno myślał Andreas - żeby pani wiedziała, ile mi umknęło takich grubych rybek w przeszłości...ech - westchnął, prowadząc Annę w kierunku wskazywanym przez kolorowe plakaty i rozwieszone reklamy. Wkrótce też zaczęli mijać coraz większe tłumy zwiedzających, oglądających przepięknie przygotowaną wystawę, z licznymi modelami piramid i grobowców.
- A chciałbyś spróbować upolować kolejną? Nie chcę cię narażać, ale coś czuję… że to jedyny sposób na to bym kiedykolwiek mogła wrócić do normalnego życia. - Ann podeszła do punktu informacyjnego i zerknęła na cennik przewodników. - Jedną ważną osobę znam… czy udałoby się nam ją przesłuchać? Ja nie mam o takich rzeczach pojęcia.
-Kto to taki? - zapytał się Adreas - na każdego można coś mieć. Jedni cenią swoje zdrowie, jedni majątek, inni rodzinę. A każdy się czegoś boi - wyjaśnił Andreas czekając na nazwisko owej grubej ryby.
- Według mnie dyrektor muzeum w Atenach. - Ann odpowiedziała cicho. - To dzięki niemu to urządzenie tu jest. Może nie jest ważny w ich hierarchii, ale…. może wiedzieć nieco więcej o planach kultu, a więc i o planach szefa tego wszystkiego.
-Dyrektor? Można poczekać, aż skończy pracę i się nim zająć - pokiwał głową Andreas a Anna w tym czasie sprawdzała ceny przewodników. Nie wydawało się, aby było to konieczne, bo wystarczyło jedynie poczekać, aż zbliżył się do nich wysoki, nieco chuderlawy, śniady człowiek, w garniturze, z czarną plakietką na klapie, z imieniem wygrawerowanym złotym atramentem - Ahmed-Al-Khamir - przedstawił się, choć było to jasno wypisane na plakietce - Czym mogę państwu służyć? Życzą sobie państwo być oprowadzonym po naszej nowej wystawie? - uśmiechnął się, głównie do Andreasa, zerkając tylko przelotnie i leciutko kiwając głową w stronę ubranej wciąż w arabski strój Anny.
Ann przytaknęła ruchem głowy. Lepiej jak dopytają o przedmiot podczas zwiedzania. Możliwe że wzbudzi to mniej podejrzeń. Jeśli Glier interesował się tym amuletem… to kult też może to robić.
- Z chęcią - powiedział Andreas - choć bardziej na tym zależy mojej żonie - Andreas roztropnie zerknął na Annę - proszę jej opowiadać tak, jakby odpowiadał pan mnie. Ona zapyta o to,co ją interesuje, a ja tymczasem sobie będę spacerował obok, i cieszył oko - Andreas zaproponował pracownikowi muzeum dosyć wygodny dla siebie i Anny układ, w którym to kobieta mogła swobodnie rozmawiać z innym mężczyzną - żona jest europejką, i rozmawia słabo po arabsku. Proszę do niej tak mówić - dodał.
Lockhart ruszyła za mężczyzną i zadała kilka krótkich pytań o mijane obiekty. Zatrzymała się też przy urządzeniu z Karpathos.
- To jakiś nowy przedmiot? Nie wygląda na zabytek. - Była ciekawa czy może przewodnik zdradzi jej coś więcej o pobycie przedmiotu w muzeum.
Przewodnik nie powiedział jej jednak nic nowego, czego już by nie wiedziała. Wydawał się cytować notatkę, która była pod urządzeniem a która była wierną kopią tej z Aten. - Wie pani, że to rzeczywiście niedawno przybyło, zdaje się z Aten. Jeśli tak, to historyczna chwila, jeśli rzeczywiście zrobił to ten czarownik i miał to tutaj przywieźć - zauważył drapiąc się z zamyśleniem po głowie, jakby zaskoczony, że ten zabytek tu jest.
- Taka historyczna podróż… - Powiedziała niby romantycznie Ann, przyglądając się urządzeniu. - To wspaniale. Czy długo tu zostaje? Byłoby cudownie gdyby wszyscy mogli je obejrzeć.
- Nie wiem, droga pani. Właściwie to nie mam pojęcia kiedy to dotarło - uśmiechnął się przepraszająco - za to znajduje się tu wiele innych, równie interesujących artefaktów, wyciągniętych z grobowców faraonów. Zechciałaby pani rzucić okiem - zapraszającym gestem wskazał ścianę z imponującymi zabytkami, które na giełdach antyków osiągnęłyby zawrotne ceny, szczególnie meble, przedmioty osobiste no i ozdoby ze złota i brązu.
- Och oczywiście. - Anna z entuzjazmem podążyła za mężczyzną i zaczęła wypytywać o różne drobiazgi, szczególnie jakieś błyskotki i amulety. Z entuzjazmem podeszła do gabloty z interesującym ja przedmiotem i wskazała na Amulet Akhenatena. - Och a to? Wygląda nieco inaczej.
-Ach, amulet Akhenatena...cóż, cały Atenizm był nieco inny niż politeistyczne, tradycyjne wierzenia egipskie. Można to było traktować jako co najmniej schizmę, lub może bardziej, herezję, przynajmniej w oczach ówczesnych egipcjan - zaśmiał się Ahmed - interesuje panią samo znalezisko, czy może raczej Atenizm w ogólności? Mamy tu też właściciela owej błyskotki, a przynajmniej tak przypuszczamy, bo nieco się różni od zachowanych przedstawień. Ogólnie opisywany był jako coś pomiędzy otyłym, chudorękim hermafrodytą - Ahmed uśmiechnął się tajemniczo - pani wie, nie wiadomo czy to był on, czy ona
- I jedno i drugie wydaje się fascynujące. - Anna uśmiechnęła się i miała nadzieje, że mężczyzna wyczyta tą radość w jej głosie i spojrzeniu. Ta cała zasłona zaczynała ją poważnie irytować. - Chętnie zarówno usłyszę o tym… Ateniźmie, tak? Co znaczy, że jest tu jego właściciel?
- Mamy tu jego sarkofag i mumię, choć grobowce są najczęściej przerzedzone z wszelkich znalezisk, to grobowiec Akhenatena akurat był dobrze zachowany. Aten znaczy po egipsku mniej więcej słoneczny dysk, lub dysk słońce. Wiara w bóstwo solarne, monoteistyczne, przedstawiane jako okrąg z promieniami wychodzącymi i spadającymi na wyznawców była dosyć ekstrawagancka, biorąc pod uwagę wcześniejszy panteon egipski. Same ciała głównych wyznawców, a więc samego faraona i jego żony też wyglądają nieco dziwnie. Otyli, chude ręce, wyraźne, androgeniczne twarze i najpewniej przedłużane ubiorem czaszki, aby podnieść czoło i sprawić, by głowa wyglądała na wyższą to najpewniej jakaś moda, która panowała wówczas wśród arystokracji. Ale nie brakuje teorii spiskowych, że bóstwem był jakiś kosmiczny obiekt, pozaziemski i faraon uległ ich inteligencji. Oczywiści, to nie potwierdzona naukowo ciekawostka - Ahmed wskazał ręką zdobiony, kamienny kufer, w którym leżały zmumifikowane zwłoki, najpewniej mężczyzny, sądząc po posturze. Zdobiona złotem maska istotnie wyglądała nieco dziwnie. Wielkie, migdałowate oczy, zrobione z czarnych onyksów, burza malowanych na niebiesko i złoto włosów, czy też może był to element przedziwnej czapki, bardzo przerysowane rysy i łuki brwiowe...całość wyglądał nieco nieziemsko, ale jednak dało się wręcz wyczuć emocje z mimiki owej maski. Sprawiała wrażenie zadumanej, spokojnej, uspokajającej lub uspokojonej i te uczucia szybko zaczęły ogarniać Annę…

Lockhart chciała w tym miejscu pozostać jeszcze na chwilę. Skorzystać z tego, że choć przez moment jej dłonie nie drżały, a głowy nie wypełniały bolesne wspomnienia.
- I to oni wyznawali ten.. Aten… - Udała, że zapomniała słowa.
- No, oni go wprowadzili. Jakieś tam bunty wśród ludności były. Pełniejsze badania na temat Atenizmu prowadził jakiś profesor na Uniwersytecie. Tu, na miejscu. Powinna pani go odwiedzić, przemiły człowiek. Ma mnóstwo książek o tych znaleziskach i o każdym najpewniej powie znacznie więcej niż ja - powiedział skromnie Ahmed
- Och… jeśli tylko mój mąż… - Obejrzała się na Andreasa udając niepewność. - A czy mógłby Pan zapisać mi jego nazwisko? Bardzo chciałabym usłyszeć więcej.
- Zdaje mi się, że jakoś na Jot...Jahark, tak, profesor Jahark. Szpakowaty jegomość, okulary w czarnej oprawce. Wydział Historii Starożytnej - odpowiedział po dłuższej chwili, która zajęła mu na grzebanie w swojej przepastnej pamięci.
Ann przytaknęła.
- Spróbuję z nim porozmawiać. Pokaże mi pan coś jeszcze? To niesamowita wystawa. - Lockhart rozejrzała się wokół. Lepiej było jeszcze pozwiedzać nim się grzecznie pożegnają.
- Na tej nowej wystawie zrekonstruowaliśmy jego grobowiec. Życzy pani sobie go obejrzeć? - zaproponował z dumą, widząc, że zabytki muzeum spodobały się kobiecie.
- Z przyjemnością. - Tu musiała przyznać, że rzeczywiście ją zainteresowało. Może.. gdyby nie okoliczności… gdyby był obok Jack… wybrałaby się do tych legendarnych piramid?
- Zapraszam - Ahmed poprowadził Annę z powrotem na nową wystawę, gdzie obok dosyć dużego modelu piramidy, która w dwóch miejscach była przekrojona ukazując ukryte pomieszczenia, skupiali się już inni zwiedzający - Oto nasza duma. Cały sztab ludzi ją rekonstruował, przez ponad miesiąc. Komora grobowa była zdaje się tutaj - wskazał palcem niewielką komnatę, podobną do komórki, lub niecki bardziej, niż komnaty...Ann jednak zdawała sobie sprawę, że wnętrze piramidy musiało być znacznie większe, niż odsłonięte przez modelarzy korytarze i komnaty. Coś przypominało Annie układ tych korytarzy, chociaż nie była w stanie skupić się na tym, co było nie tak. Coś, jakby przeczucie, że przynajmniej część z nich gdzieś widziała, ale jakby jakiś element tej układanki nie był na swoim miejscu, lub całkowicie go brakowało.
- Czy… zrekonstruowano wszystko? - Ann zapytała oprowadzającego ją mężczyzny, nawet nie musząc udawać zainteresowania. Rozglądała się szukając symboli z rysunków Gliera… z jego zapisków, mapy.
Przeglądając jego notatki ponownie zwróciła uwagę na pewien kartelusz w jego książce, z pozoru mało istotny i być może był to element jakiejś jego mało sprawdzalnej teorii którą spokojnie można było położyć na półce w kategorii “spiskowe”. Jednakże kartelusz ten, przynajmniej w kilku szczegółach pokrywał się z chodnikami w zrekonstruowanej piramidzie.


[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/26/14351346_Mapka.jpg[/MEDIA]

W dodatku wydawało się, że część kompleksu mieściła się w tajemniczym symbolu z medalionu, tym w kształcie krzyża, jednym ramieniem zakrywając czoło budowli, a punkt umiejscowiony na jednym z jego ramion wskazywał idealnie wejście do piramidy.
Ann powoli rozejrzała się i wróciła do swojego przewodnika.
- Gdzie… gdzie znajduje się oryginalny grobowiec? - Spytała z zainteresowaniem. - To wszystko.. jest takie niesamowite.
- Całkiem niedaleko. To piramida w Tell-El-Amarna. Można ją częściowo zwiedzić - powiedział spokojnie Ahmed.
- Muszę namówić męża. - Mruknęła nieco bardziej do siebie Lockhart.- Dziękuję Panu bardzo to była wspaniała wycieczka.
- Zapraszamy ponownie - grzecznie ukłonił się mężczyzna i poszedł zabawiać innych odwiedzających. Szykował mu się pracowity dzień, bo wokół kłębiło się wielu odwiedzających.

Ann wróciła do Andreasa i powoli wyszła za swoim “mężem” na zewnątrz.
- Kusi mnie by przyciągnąć ich uwagę… na zewnątrz. Taki pożar chyba sprawiłby, że strażnicy udaliby się sprawdzić co się dzieje? - Ann wyraźnie się motała. Nie wiedziała jak do tego podejść. Po prostu nie chciała walczyć z uzbrojoną ochronę muzeum.
- Mogę coś podpalić na zewnątrz. Samochodów nieco stoi na ulicy. Albo znajdę jakiś schowek z chemią. Tylko czy to nie sprowadzi do budynku jakiejś straży pożarnej albo czegoś?
- Nie wiem jak szybko reagują na coś takiego, ale miałam nadzieję, że już dawno by nas tu nie było… może lepiej by było kogoś wynająć? - Ann zawahała się. Nie ufała obcym, ale gdyby zapłaciła odpowiednio za jakieś niepozorne podpalenie? Nie mówiąc, że to przykrywka do kradzieży. W głowie szybko przekalkulowała swoje oszczędności. - Może moglibyśmy nabyć auto by szybko opuścić miasto?
-Arabusy podpalą cokolwiek, jeśli dostaną pieniądze. Szczególnie, jeśli to będzie coś europejskiego - zaśmiał się - samochód też można kupić. Targ jest niedaleko, wystarczy powiedzieć jakiemukolwiek sprzedawcy, że potrzebujemy auta a się znajdzie. Jaki plan? - Andreas widział, że Anna miała pewien koncept, który mógł wypalić.
- Najpierw… czy nie odniosłeś wrażenia, że tamto szkło było potwornie grube? Miałam niemal wrażenie, że… może być podpięte do alarmu. - Ann rozejrzała się po okolicy. Przerażało ją to co działo się w jej głowie… czy naprawde planowała kradzież tego urządzenia? - Muszę się napić kawy.

Wyszli przed muzeum, siadając w jednej z licznych knajpek wzdłuż zielonej alejki, prowadzącej do muzeum. Młody kelner szybko podał kawę, zostawiając Annę i Andreasa pochylonych nad stolikiem. Dochodziła piętnasta.
- Jeśli w muzeum jest alarm… i ta kopułka jest pod prądem… to trzeba by spróbować pozbyć się zasilania w budynku. - Anna odezwała się dopiero gdy dostała mocną arabską kawę i porcję lokalnych słodyczy. Miała problem by jeść z zasłoniętymi ustami, ale po prostu zajęli miejsce tak by nie było jej widać. - Pewnie najprościej byłoby uszkodzić miejsce gdzie kabel dochodzi do budynku… u mnie potrafią to zrobić nawet dzieciaki z sąsiedztwa.
- Samochód, kabel, coś do rozbicia szyby? - zaproponował Andreas.
- I ludzie… - Ann zasłoniła twarz i wyjrzała na ulicę. - Nie jestem tylko pewna czy lepiej by było wymknąć się jakimiś drzwiami od zaplecza czy… po prostu schować to urządzenie do torby i spokojnie wyjść z ewakuującymi się z muzeum ludźmi.
- Zdaję się na ciebie. Mogę pomóc z zabezpieczeniem, ale lepiej, abym nie brał fantu do rąk - uśmiechnął się do kobiety
- Czemu? A raczej.. mi go łatwo będzie ukryć pod tą suknią, ale… - Ann przyglądała się swojemu towarzyszowi lekko zaskoczona.
- Jak mnie zamkną to już chyba nie wypuszczą - zaśmiał się cicho.
- To poważny argument. Choć pewnie byłaby w stanie cię wykupić. - Lockhart uśmiechnęła się do mężczyzny. - Nie ma co trzymać oszczędności gdy nie wiem czy dożyję następnego dnia… To jak mężu? Jedziemy na uniwersytet? Twoja żona bardzo chce poznać pewnego pana profesora.
- Jedziemy, pani żono! - krzyknął ochoczo i dał ręką sygnał taksówkarzowi, aby podjechał pod muzeum.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 20-03-2019, 20:13   #26
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Uniwesytet Al Azhar, godzina 16:30

[MEDIA]https://www.catholicnewsagency.com/images/Al_Azhar_University_Egypt_Credit_Waj_Shutterstock_ CNA.jpg[/MEDIA]

Uniwersytet Al-Azhar, jedna z najstarszych uczelni na świecie, sięgająca rodowodem aż do X wieku po chrystusie imponował przepiękną, historyczną rzeźbą, idealnie wkomponowany w niewielki kampus, i jednocześnie świątynię, meczet Al-Azhar. Wierni i studenci muzułmańscy tłumnie zalegali na jednym z licznych placów posadowionych wokół przepięknych arkad, w cieniu zdobionych minaretów, słuchając zarówno słów modlitwy, jak i wykładów z wielu dziedzin nauki. Zadziwiające było, że w tak konserwatywnym kulturowo kraju istniało miejsce dla otwartych umysłów, gdzie mogły do woli ścierać się poglądy naukowe i od wieków trwały debaty filozoficzne i religijne. W Al-Azhar, zarówno słowo, jak i ludzka myśl była święta i choć władcy przez wieki robili co mogli, ten bastion nauki pozostawał nieugięty.
Annie i Andreasowi pozostawało jedynie znaleźć odpowiedniego specjalistę który być może pomógłby im rozwikłać ich problemy.
Lingwiści zajmowali lewe skrzydło budynku, centrum, najbliżej meczetu zajmował wydział Kultury Islamu i Literatury. Prawe skrzydło należało niepodzielnie do historyków, zarówno tych od historii współczesnej, jak i starożytnej. Dział Nauk i technologii znajdował się prawie na obrzeżach kampusu, niemalże w osobnym budynku. Mimo dokuczliwego o tej porze upału, kamienie posadzki i cieniste arkady przyjemnie chłodziły, a drzewa, licznie rozsadzone w okolicznych skwerkach i klombach ocieniały zgromadzonych na placach studentów i myślicieli. Wszystko to przedziwnie kontrastowało z pyłem i brudem ulicy, okalającej cały kampus.
Ann poczuła nieco ulgi. W czystych pomieszczeniach czuła się nieco… stabilniej. Z zainteresowaniem przyglądała się kolejnym drzwiom, nie była w stanie jednak rozpoznać tego co było na nich napisane.
- Czy… na drzwiach są nazwiska? - Zwróciła się szeptem do Andreasa. - Czy też może powinniśmy kogoś zapytać o drogę?
- Są
- wskazał na przedziwnie wyglądające arabskie pismo, pełnego kropek i misternych zawijasów - szukamy tego Jaharka? - upewnił się - to pewnie będzie historyk, albo jakaś inna fisza uczelni - dumał Andreas przeglądając tabliczki. Po pewnym czasie stanęli przed odpowiednim gabinetem a Andreas zapukał i na wezwanie otworzył drzwi.
Gabinet nie przypominał klasycznego gabinetu z biurkiem, a raczej rodzaj modlitewnej celi. Podłogę okryto kobiercami i poduszkami choć rozłożone dookoła drewnianej podkładki książki sugerowały, że gabinet zajmował ktoś, akurat pogrążony w lekturze.

[MEDIA]http://www.allamaiqbal.com/biography/illustrated_images/31europe.jpg[/MEDIA]

Śniada twarz obróciła się w stronę Anny i Andreasa a bystre, inteligentne czarne oczy spojrzały na wchodzących
- Dzień dobry. Czym mogę państwu pomóc? - zapytał grzecznie człowiek, stojący obok przecudnie zdobionego, zabytkowego okna, najpewniej podziwiając jeden ze skwerów kampusu.
- W muzeum powiedziano mi iż mógłby mi Pan zdradzić więcej na temat Atenizmu. - Lockhart odezwała się, choć nie była pewna czy to ona powinna mówić z profesorem. Cała ta maskarada działała jej już delikatnie na nerwy.
- Atenizmu? Zapraszam. Jestem tutaj niemalże ekspertem od tego przedziwnego okresu egipskiego. Jestem profesor Jahrak. Z kim mam przyjemność? - Anna mogła być nieco zdziwiona, bo profesor pytanie skierował bezpośrednio do niej, jakby konwenanse islamskiej kultury nie obowiązywały go, lub być może było to spowodowane atmosferą tego miejsca.
Kobieta nie była pewna co ma zrobić. Na ile miało sens ukrywanie czegoś przed tym człowiekiem? Czy istniała szansa, że współpracował z jej prześladowcami?
- Lily Baldwin. - Przedstawiła się nazwiskiem zaginionej służącej.
- Andreas. Proszę sobie nie przeszkadzać - kiwnął głową jej ochroniarz i spokojnie odsunął się na bok, pozwalając Annie na zadawanie pytań i słuchania opowieści profesora.
- Zainteresował mnie amulet, który zobaczyłam w muzeum. Amulet Akhenatena. - Ann zajęła miejsce w jednym z foteli. - Czy byłby mi Pan w stanie opowiedzieć coś więcej o tym obiekcie?
- Tak, to jego amulet. Co ciekawe, symbolem atenizmu jest raczej dysk, z promieniście odchodzącymi w dół, ku ziemi promieniami, a nie coś w rodzaju krzyża z dziwną inskrypcją na jednym ramieniu. Jego sarkofag można podziwiać w Muzeum, amulet to tylko ciekawostka. Mam pewną teorię, że amulet ten, formalnie przy nim znaleziony nie musi być jego własnością
- zagadnął ciekawie profesor.
- Nie udało się zidentyfikować czy sarkofag i amulet są z tej samej epoki? - Ann wydobyła spod obszernego stroju torbę i wyjęła z niej notatnik. Materiał zasłaniający twarz potwornie przeszkadzał w pisaniu jednak nie czuła się mną tyle pewnie z profesorem by odsłonić twarz. Cały czas zerkała czy mężczyzna nie ma tych samych oznak rozkładu co i dyrektor muzeum w Atenach.
Profesor twarz miał jednak całkiem zdrową, a oddech pachnący miętą, choć od jego garnituru wyczuwało się zapach cygar i zdaje się.. whisky.
- Amulet wydaje się starszy. O jakieś dwa wieki co najmniej - potwierdził spostrzeżenia Anny - to oczywiście znajduje się w sferze teorii spiskowych, ale uważa się, że herezja, bo taką niewątpliwie było przejście faraona na nową wiarę było spowodowane przez jakiś kult, lub być może zjawisko które mogło spowodować taką, a nie inną reakcję faraona. I pomimo, iż za jego czasów Egipt rozkwitał, to już w momencie, kiedy Akhenaten bardziej radykalnie podchodził do spraw wiary, religia umarła niemalże razem z nim, w wyniku zarazy. Wyglądało to niemal jak gniew pozostałych bogów, i pewnie religijni ludzie tak by to widzieli. Rozsądniejsi uważaliby, że faraon narobił sobie wrogów. Potężnych na tyle, by używać zarazy jako broni - podsumował profesor.
- A wiadomo jaka to była zaraza? - Ann wyraźnie zainteresował ten fakt. Bo co jeśli rzeczywiście jakiś kult zmienił podejście tamtego faraona… co jeśli to nadal jest ten sam kult? Jak dla niej objawy jakie miał dyrektor muzeum w Atenach wyglądały dokładnie jak jakaś zaraza.
- Podobno przekleństwo, zamieniające ludzi w żywe trupy. Brzmi niewiarygodnie, jak jakaś magia, prawda? Można znaleźć mnóstwo odniesień w literaturze do takich rzeczy, zresztą jak wiadomo, faraonowie po śmierci chcieli zmartwychwstać, choć najpewniej nie w taki sposób. Widzi pani, mumie istnieją. To wie każdy egipcjanin. A w bajki o chodzących mumiach wierzą głównie cudzoziemcy, a bajki dobrze się sprzedają - mrugnął.
Ann nie wytrzymała i parsknęła. Bajki… jak bardzo by chciała by to były bajki. Co miała do stracenia, ujawniając się temu mężczyźnie? Kolejny, który będzie ją gonił? Zaraz przyzwie innego ghula? Jeśli miał taki plan i tak nie miała szans… tak jak Jack.
- A co by Pan zrobił gdyby się okazało, że to nie bajki? - Wydobyła z torby szkic Gliera i pokazała go mężczyźnie. Ten na którym widniał ten sam znak co na amulecie tylko z dopisanymi hieroglifami. - Mój wujek badał kult, którego wyznawcy… chyba mają oznaki zarazy o jakiej Pan mówi. - Położyła szkic na biurku mężczyzny ciekawa jego opinii.
Profesor z niedowierzaniem podniósł brew, ale w miarę jak przeglądał notatki Gliera, mina wyraźnie mu rzędła - Silah Allahu… - mruczał co jakiś czas frasując się - Myślałem, że kult już dawno zginął. Zresztą nie kult. KULT, to należałoby podkreślić. Podobno na jego czele stał faraon. Ja zaś cały czas twierdzę, że być może głową kultu było coś innego. Wzmianki są w kilku dziełach, niektóre są dosyć egzotyczne. Pierwszym jest Księga Umarłych”. Kolejnymi pewne inskrypcje, zwane “Listami z Amarny”. W samej piramidzie w Amarnie najpewniej będą kolejne fragmenty tej przedziwnej układanki - stwierdził profesor, najwyraźniej zaintrygowany. Przez chwilę zaczął Annie przypominać starego wujka Gliera, albo Jacka, podekscytowanych jakimś tematem który mogliby zbadać. Lub profesora zabitego w Nowym Yorku.
Lockhart westchnęła ciężko i zdjęła tkaninę zasłaniającą jej twarz.
- Tak… prawdopodobnie jest tam więcej i chcę to sprawdzić, ale… lepiej by Pan o tym zapomniał. Mój wujek nie żyje, mój partner i służąca także. Zabito profesora, który chciał mi pomóc. - Ann już dużo swobodniej zapisała informacje od mężczyzny w swoim notatniku czasem tylko zerkając na Jahraka. - Nie wiem kto stoi na czele tej grupy, kultu… religii… Może i to faraon, może taka bestia, jak ta która zabiła mojego partnera.
- Pod koniec panowania faraona, kult był niewiele lepszy od bandy morderców i kanibali
- zauważył profesor - nie wiedziałem, że wciąż istnieją ludzie, których interesują takie rzeczy - pokręcił głową z wyraźnym niedowierzaniem - I mówi pani, że przez te informacje zginęło już kilka osób? - zapytał poważnie
- Kilka bliskich mi osób… nie wiem ilu zginęło w ogóle. - Ann westchnęła ciężko. - Nie chcę by ginęły kolejne. Jeśli wie Pan coś co mogłoby mi pomóc ich zatrzymać… będę wdzięczna. Ja już nie mam innej możliwości jak tylko z nimi walczyć.
- Wpierw trzeba potwierdzić kilka danych. Pozwoli pani za mną?
- Profesor uśmiechnął się ruszył w stronę korytarza - odwiedzimy mojego kolegę po fachu, profesora Emu. Zajmuje się historią współczesną i być może będzie mógł powiedzieć więcej o aktywności kultu, która jak sama pani wie, jest dosyć...specyficzna. A mój kolega kolekcjonuje wręcz z pasją artykuły prasowe, i statystyki które pozwolą potwierdzić nieco danych. Potem przejdziemy się do biblioteki - wyjaśnił pokrótce swój plan profesor.
- Profesorze… - Ann szybko zasłoniła usta i schowała swoje rzeczy do torebki. Obawiała się wyjścia z tego gabinetu.. przez chwilę była tu bezpieczna i nie wiedziała czy zaraz… znów ktoś nie naśle na niej jakiejś bestii w pozornie bezpiecznym miejscu. - Im mniej osób o tym wie… tym lepiej… to także może być ich wyznawca.
- Profesor Emu? Znam go od lat
- zaśmiał się donośnie Jahrak - proszę się nie martwić. Wiem, czego się pani obawia. I słusznie. Ale tropię tę organizację już od lat i tym razem mi się nie wymkną - zatarł ręce - idziemy, droga pani Baldwin, idziemy - zaprosił Andreasa i kobietę i sam szedł szybkim i zdecydowanym krokiem w stronę nieodległego gabinetu swojego kolegi. Profesor Emu okazał się przesympatycznie wyglądającym staruszkiem, o okrągłych, czarnych oczach, siwych, wręcz niemal białych włosach i noszącym tradycyjny, arabski strój. Pachniał zaś jakimiś przyprawami korzennymi i kawą, nie zgnilizną i niemal od razu po przedstawieniu sprawy przez swojego kolegę, poczęstował ich istną stertą rozmaitych gazet i wycinków prasowych. Po niemal godzinie przebijania się przez rozmaite artykuły, zauważalne stało się jedno. W Kairze najwyraźniej grasowała szajka, która upodobała sobie porywanie ludzi wprost z ulic, najczęściej nocą. Wzrosła też liczba aktów wandalizmu na pobliskich cmentarzach.
- Co ciekawe, ostatnio zginęła tu też cała ekspedycja brytyjczyków. Nieopodal Tel-el-Amarna. Podobno szukali ukrytego wejścia do piramidy. Ciał nie znaleziono. Osiem osób, zdaje się die kobiety też. Anglicy - pokręcił głową profesor Emu.
- Czy znane są nazwiska badaczy? - Ann po kilku minutach pozwoliła sobie na zdjęcie zasłony z twarzy by móc spokojnie przyglądać się wycinkom z gazet i notując uwagi mężczyzn w swoim notesie. Tak bardzo żałowała teraz, że nie zna arabskiego. - Szykują się na coś dużego…
Niestety wymienione nazwiska nie pokrywały się z nikim kogo Lockhart znała i nie pozostało jej nic innego jak przyjrzeć się zdjęciu.

[MEDIA]https://trowelblazers.com/wp-content/uploads/2014/04/Murray_Margaret_full-580x374.jpg[/MEDIA]

Czy spotka ich jako kultystów? Chodzące zwłoki? Czy też skończyli jak Jack, zjedzeni przez jakąś dziwną bestię? Głos profesora wyrwał ją z zamyślenia.

- Najpewniej - potwierdził Jahark - Dzięki profesorze. Jakby co, nie było nas tu dzisiaj - mrugnął okiem do profesora
- No jasne, wciąż piszę ten raport i wywaliłbym za drzwi nawet ciebie - zaśmiał się rubasznie Emu i pozwolił im spokojnie opuścić gabinet
- Biblioteka? - zaproponował profesor Jahrak.
Ann ponownie zasłoniła twarz i podążyła za profesorem we wskazanym kierunku.
- Co Pan miał na myśli mówiąc, że kult się Panu nie wymknie? - Odezwała się cicho idąc tuż obok mężczyzny.
- Wie pani. Badacz bada przekazy i dokumenty. Wpada pewna myśl, którą może zweryfikować. Dziś wpadła kolejna, która nazywa się Baldwin i potwierdza pewne przypuszczenia. Jak pani myśli, co powinienem zrobić - uśmiechnął się zagadkowo - czy odkrywcy piramid wahali się, otwierając grobowce, narażając się na klątwy, zarazy, pułapki i Allach wie co jeszcze? Nie - wzruszył ramionami - pisanie książek to nie jedyna droga badacza do sławy - wyjaśnił otwierając drzwi do przestronnej biblioteki, wypełnionej regałami i stolikami, przy których siedzieli studenci i badacze, pochyleni nad tekstem i od czasu do czasu notujący coś na porozkładanych dokoła kartkach. Anna zauważyła, że większość karnie skupiona była nad pracą, za wyjątkiem bibliotekarza, który zamiast siedzieć zwyczajowo za swoim biurkiem, przechadzał się z założonymi rękoma, pilnując ciszy niczym wartownik lub nadzorca, z marsową miną rzucając spojrzenia każdego, kto odważyłby się chociażby szeptać

Lockhart podążyła bez słowa za profesorem, zakładając, że poprowadzi ją do miejsca, w którym mogliby swobodnie porozmawiać.
Profesor wybrał oddalony od reszty stolik, podszedł do bibliotekarza, i szepnął mu coś na ucho. Tamten pokiwał głową i zaczął przesadzać kilku najbliższych studentów w taki sposób, aby nie próbowali przeszkadzać całej trójce w badaniach.
- Proszę zacząć z tamtej strony. Szukamy “Księgi Umarłych, i Listów...powinien być gdzieś egzemplarz” - powiedział do Anny i wskazał regał.
Lockhart przytaknęła i zaczęła pomału wędrować wzdłuż regału szukając podanego tytułu. Poczuła ulgę widząc znajome litery i sięgnęła po księgę. Więc… mieli tu także książki po angielsku. Powoli przesunęła palcami po okładce. Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia gdy jej dłoń wędrowała po wytłoczonych literach. Czy dobrze robiła, narażając profesora? Czy miała wybór. To był obcy kraj, obca kultura? Jakie miała szanse bez niego i bez Andreasa? Obejrzała się w kierunku mężczyzn, gotowa do nich wrócić, gdy dostrzegła na półce jeszcze inne dwa tytuły: Klątwa Egiptu, Alhazreda i Zagubiona Piramida. Wzięła także te książki chcąc je przejrzeć i niosąc trzy woluminy wróciła do swoich towarzyszy.

Profesor z uznaniem zobaczył, z jakimi znaleziskami wróciła Anna - Panno Baldwin, pani musi być niezwykle wykształconą osobą. Wyrazy szacunku - profesor nie mógł odmówić sobie lekkiej, szowinistycznej nuty, całkiem zrozumiałej biorąc pod uwagę ich kulturę - Coś o piramidzie, coś o klątwie...no i angielski przekład Księgi - sam położył kilka książek, głównie o hieroglifach, a jedną jak zauważyła Anna dokładnie tą samą. Księgę Umarłych, ale wydaną w arabskim języku
- Nie chciałam tego mówić przy profesorze Emu, ale…. chyba wiem co planuje kult. - Lockhart zajęła miejsce przy biurku i wydobyła swój notatnik. Po chwili wydobyła spomiędzy jego stron ostatni list Gliera i podała go Jahrakowi. - To ostatnia wiadomość od mojego wujka.
- Profesor Gliere to pani wujek?
- dziwił się Jahrak unosząc głowę znad listu - znam człowieka. Z Arkham. Porządny badacz. Rzetelny - pokiwał głową
Ann przytaknęła.
- Był bardzo dobrym człowiekiem. Dopadli go w więzieniu w Atenach. - Lockhart otworzyła jedną z książek. Uznając, że zacznie od zaproponowanej przez profesora “księgi umarłych”.
- Przykro mi. Ma pani rację. To był dobry człowiek - dodał smutno profesor i otworzył swoją wersję książki, szukając odniesień do kultu - Szukają urządzenia Karpathosa...zadziwiające - mruknął profesor - zaraz zaraz… - otworzył książkę na pewnej stronie - Nie jestem pewien, czy ten odnośnik tyczy się tego…” Przeklęty klucz do przeklętej skrzyni, Szczyt Koszmaru on otwiera” - zacytował profesor - widziała pani to urządzenie?
- Tak… jest w waszym muzeum, ale nikt ze zwykłych pracowników o tym nie wie.. nie wie też na ile tu zostaje. Podejrzewam, że niebawem zostanie wykradzione.
- Ann pokazała mężczyźnie swoje szkice odnośnie urządzenia. Nie była pewna czy przeczyta zapiski bo cały czas robiła notatki pisząc wspak, ale może widok symboli zdradzi mu więcej niż jej.
- Jeśli kult chce dokonać jakiegoś rytuału, najpewniej zrobią to w określonym czasie. Egipcjanie mieli kalendarz i znali się na astronomii. Niektóre wydarzenia były dokładnie zaplanowane. Proszę przejrzeć pozostałe dwie książki. Mam pewien pomysł… - profesor poszedł do kolejnego regału, zostawiając Annę nad książkami. Lockhart sięgnęła po “Zagubioną Piramidę” raz na jakiś czas zerkając w kierunku, w którym udał się profesor, a czasem rozglądając się za Andreasem. Siedział znudzony i Ann miała niemal wrażenie, że zaraz ziewnie. Widząc go obok czuła pewną ulgę, choć… jaka była szansa, że ktoś zaraz poderżnie mu gardło jak Jackowi? To zaczynała być paranoja. Ale Lockhart miała wrażenie, że słuszna. Zacisnęła dłonie na książce i spróbowała się skupić na lekturze.

Notka podsumowująca pobieżne przekartkowanie działa mogłaby być następująca:
“ Przeciwnie do wielu teorii spiskowych wielu badaczy, tak zwana Zaginiona Piramida Akhenatena to w istocie piramida Tell- el-Amarna. Zlokalizowana jest w miejscu dawnej siedziby faraona. Ukryta jest najpewniej pod postacią piramidy dla jego sług, najbliższych doradców i być może rodziny. Bardzo mgliste przekazy z “Listów” mogą świadczyć o obecności przedmiotów lub chociażby inskrypcji i dokumentów mogących odkryć przyczynę jego szaleństwa, choć bezpośredniej drogi do jego komnaty grobowej nie odnaleziono. Z tego też względu, teorii o zawartości jego piramidy nie sposób jest póki co potwierdzić”

Ann spisała te informacje, zerkając na notatki Gliera. Czy istniała szansa na to, że ona wiedziała jak wejść do tego grobowca? Czy chciała to robić? Sięgnęła po drugą książkę, rozglądając się za profesorem.
Stał pod jednym z regałów, zatopiony w lektorze wyglądającego dosyć dziwnie dzieła, o zdobionych mosiężnymi skuwkami rogach, niczym czarodziejskie księgi z opowiadań dla dzieci. Anna zamykając swoją książkę zerknęła jednak na przypis, robiąc to czysto machinalnie. “Tylko jedna droga jest słuszna. Tam, gdzie czai się zło, trzeba w górę iść, by w dół dojść”.
Z jakiegoś powodu spisała te słowa i zerknęła kto jest autorem książki, chcąc spisać te dane, gdyby znów jej potrzebowała.
Alhazred okazał się być prawdopodobnie szalonym naukowcem, który najwyraźiej poprowadził jakiś odłam kultu, którego nasienie kiełkowało przez całe stulecia, zagrzebane wśród pożółkłych manuskryptów i wśród niezrozumiałych symboli. Po lekturze tej książki, której niektóre rozdziały i podrozdziały wyglądały bardzo niepokojąco wychodziło, że kult ten działa i jest aktywny, ale liczne jego odłamy zamiast Atenowi, bóstwu czczonemu przez faraona oddają raczej cześć każdemu przywódcy kultu z osobna, podążając schematem, że przywództwo samo w sobie jest już boskością.
- Mysterium potwierdza przypuszczenia pani wujka - głos profesora, który położył księgę wyrwał Annę z lektury - Najwyraźniej nasi przodkowie też uważali, że wszelkie kataklizmy dotykające ludzkość i nawet mniejsze zmiany klimatyczne są...sterowane - podsumował lekturę swojej książki
- Co pan sądzi o sprawie tego urządzenia? - Ann podniosła wzrok znad lektury spoglądając na tego profesora. - Ja… mam pewną mapę nieba… nieco nietypową. Może mogłaby pomóc w ustaleniu daty… jeśli ktoś zna się na astronomii. - Zawahała się. - Ale nie chciałabym by to urządzenie wpadło w ich ręce.
- Skoro jest w muzeum, to albo nie wpadło w ich ręce, albo wpadło w ich ręce. Zależy, czy członkowie kultu są zaangażowani w muzeum. Jeśli kult jest potężny, najpewniej tak jest
- wzruszył ramionami - Była już pani w muzeum?
- Tak jak mówiłam to stamtąd skierowano mnie do Pana i tam widziałam urządzenie.
- Lockhart przekartkowała książkę “Klątwa Egiptu” chcąc chociaż zerknąć na ten wolumin.
- Nigdy go nie widziałem. Czyli podsumowując...profesor Gliere uznał, że to urządzenie jest potrzebne do rytuału. Próbował je ukraść a władze muzeum w Atenach przysłało obiekt niemal tuż po kradzieży do obcego muzeum...co już wydaje mi się nonsensem - profesor aż marszczył brew analizując informacje - potem my dowiadujemy się tu, na miejscu, że kult Atena działa i porywa ludzi, a dlatego urządzenia jest gotowe zabić.
- Dyrektor Ateńskiego muzeum jest ich kultystą… nosi znaki śmierci… w sensie wygląda jakby wstał z grobu.
- Ann wtrąciła się w wywód profesora. - Jak sam mi powiedział… wysłał urządzenie do swoich ludzi.
- Pani wujek zmarł w więzieniu. A pani partner i służąca? Jak zginęli?
- zainteresował się Jahrak - wiem ,że to trudne pytania, ale chcę mieć pełen obraz. Każdy szczegół może pomóc - wyjaśnił, patrząc na Andreasa jakby oczekując od niego wsparcia. Ten jednak chyba na moment przysnął, opuszczając głowę nisko na pierś

Lockhart delikatnie pogładziła ramie Greka, chcąc go obudzić i odwlekając nieco moment odpowiedzi. To już był trzeci raz gdy miała to opowiedzieć. Jeden z tysiąca powtórzeń w głowie, gdy starała się utrwalić każdy moment, wyciągnąć nauczkę ze swoich błędów. Gdy zaczęła opowiadać mówiła powoli. O tym jak dotarła do domu tamtego kultysty, bo teraz była niemal pewna, że to jeden z nich. O śmierci Jacka i o tym czego dowiedziała się od policji.
- Hmm...pani służąca może jeszcze żyć. Nie wiadomo co kult z nią zrobił, wiadomo tylko, że ją porwano. To, że jest pani obserwowana to jest rzecz pewna. Kult najpewniej pilnuje urządzenia nawet tutaj,skoro dyrektor muzeum w Atenach to kultysta i pozwolił na jego wywiezienie. Co pani zamierza? - poważnie zapytał profesor.
- Nie mogą dostać tego urządzenia w swoje ręce… - Ann zacisnęła dłonie na księdze. - Nie wiem ile mam czasu… nie mogę sobie pozwolić na czekanie.
- Ma pani rację. Wydaje się tu być kluczem. Do czego jednak, tego nie wiadomo. Widziałbym jeszcze jedno miejsce, aby to sprawdzić
- spojrzał się na obudzonego przez Annę Andreasa a potem zerknął na kobietę - Grobowiec Tell- el- Amarna
- Tak.. choć przyznam iż niepokoi mnie iż może być to dla ich kultu rodzaj świątyni… pomnika. Wolałabym by urządzenie było bezpiecznie ukryte nim zaryzykuję życiem, wchodząc tam.
- Ann niepewnie zerkała na profesora… wyglądało trochę… jakby chciał iść z nimi? - Wiem Pan, że to niebezpieczne? Mój partner.. od też szukał sławy przez podróże… przypłacił to życiem, a odpowiedniego rozgłosu.. nigdy za to nie otrzyma.
- Wiem. I dlatego chcę pójść. Tropię takie zagadki od kilkunastu lat
- uśmiechnął się - pomogę pani. Nawet, jeśli trzeba będzie ukraść to urządzenie, choć wolałbym jakąś bezpieczniejszą rolę, jako czujka albo kierowca, bo strzelam czy biję się raczej marnie. Wiara zabrania mi agresji - wyjaśnił przepraszająco - ale mam wiedzę, a jeśli jednak znajdziemy nieco czasu, cała ta biblioteka i zasoby kampusu są do mojej dyspozycji. - zapewnił.
- Ja… nie chcę by przeze mnie ginęła kolejna osoba. - Ann była naprawdę zrozpaczona. Obawiała się o Andreasa.. obawiała się o profesora. Tak wiele mu zagrażało za samą pomoc. - Proszę się nad tym zastanowić… dobrze? Ja jestem w położeniu, w którym potrzebuję pomocy, ale wolałabym by takie decyzje nie były podejmowane spontanicznie. Jeśli naprawde będzie pan chciał pomóc… zapraszam do hotelu. - Podała mężczyźnie nazwę i numer dzielonego z Andreasem apartamentu. - Wtedy powiem Panu więcej.
- Proszę tylko powiedzieć, o której mam na panią czekać przed hotelem. Wtedy powie mi pani o szczegółach co i konkretnie będziemy robić w kwestii urządzenia, kultu i dalszych planów. Proszę zabrać książki, może poza tą - wskazał Księgę Umarłych po arabsku - spróbuję jeszcze nieco postudiować. Wspomniała pani coś o astronomii? Mógłbym dostać tę mapę? Jestem w stanie dosyć dyskretnie skonsultować się z kimś na uczelni nie wzbudzając podejrzeń. No i jeśli ma pani jakiś rysunek urządzenia, ten sam człowiek mógłby mi coś w tej kwestii poradzić.
- Proszę wejść do hotelu i w razie czego mówić, że umówił się Pan na karty z Andreasem. To oficjalnie mój mąż.
- Ann wyjęła kartkę i zaczęła powoli przerysowywać szkic z notatnika, tym razem opatrując go uwagami zapisanymi w prosty sposób. - Nie wiem jaka pora jest dobra na spotkanie na drinka w tym kraju. U nas jest to zazwyczaj nie wcześniej niż o siódmej popołudniu. Ja bym proponowała raczej ósmą… musimy załatwić kilka spraw. - Lockhart podała mężczyźnie szkic i złożoną mapę z domu Gliera. MIała sporządzone z niej notatki, lekko pokreśloną kopię, zdobytą w antykwariacie… chyba mogła sobie pozwolić na jej stratę.
- Oczywiście. Roztropnie w naszym kraju. O porę proszę się nie martwić. Kair nigdy nie śpi, a ja lubię pracować do późna. Nikt nie zwróci na mnie uwagi - zapewnił biorąc dokumenty - oddam jak tylko się spotkamy.
- Naprawdę… proszę się nad tym na spokojnie zastanowić… i mieć oczy z tyłu głowy.
- Ann podniosła się od biurka i zaczęła zbierać księgi.
- Oczywiście panno Baldwin. Do zobaczenia i owocnej pracy - wstał, ukłonił się i poczekał spokojnie jak kobieta wyjdzie wraz z Andreasem. Ann podała Grekowi zdobyte książki i tuż przed opuszczeniem bibliotek obejrzała się jeszcze ran na profesora. Zobaczyła jak z powrotem usiadł przy stoliku, otworzył dokumenty i zaczął nad nimi pracować, metodycznie sprawdzając spostrzeżenia z książkami, które co jakiś czas brał z przepastnych regałów biblioteki.



Kair, Hotel Shepard`s, około godź 19:30


Ann podniosła głowę sponad przeglądanej księgi i spojrzała w kierunku drżącego na podstawce telefonu. Tak podobna sytuacja… a tyle się zmieniło. To nie był jej gabinet… jej dom… Arkham. Podniosła się powoli upewniając się, że ten ruch nie zniszczy ani starannie ułożonej fryzury, ani sukienki, którą założyła po powrocie i kąpieli. Podeszła do telefonu i przez chwilę wpatrywała się w słuchawkę. Kolejne kłopoty… telefon mógł zwiastować tylko to. Delikatnie pochwyciła przedmiot palcami przykładając go do ucha.
- Tak słucham.
Głos recepcjonistki rozbrzmiał w słuchawce. Jahrak jednak przyszedł… a ona była sama. Nie wiedziała czy wypada jej zaprosić mężczyznę do pokoju. Czy mieli na to czas… Nie wiadomo o której Andreas wróci… czy wróci. - Niech wejdzie.
Ann rozłączyła się i przygotowała broń czekając na profesora.
Profesor zapukał do jej pokoju kilka minut po odłożeniu przez nią słuchawki. Wszedł, niosąc pożyczoną mapę, zwiniętą w rulon i kolejne książki.
- Witam ponownie. Oddaję materiały. Ciekawa mapka - uśmiechnął się do kobiety, kładąc materiały na stoliku.
Lockhart przez chwilę przyglądała się mężczyźnie trzymając dłoń na broni. Czy na pewno była bezpieczna z tym człowiekiem? Z zaciekawieniem spojrzała na przyniesione przez niego książki.
- Zapraszam. - Puściła pistolet i wskazała profesorowi fotele.
- Mój kolega obejrzał mapę, i właściwie miał tylko dwie uwagi - profesor rozłożył mapę na stoliku - pewne konstelacje zostały jakby usunięte, a część znajduje się w niewłaściwym miejscu. No i są gwiazdy, których nie ma na żadnej mapie. Czyli albo ktoś zafałszował mapę, tylko po co, albo to jakaś inna wersja, nie wiadomo jakiego autora - podsumował profesor - i niestety nie jesteśmy w stanie określić z niej żadnej daty, bo niektórych ciał niebieskich na niej obecnych nie można zaobserwować - dodał smutno.
- Jeśli zaś chodzi o urządzenie, to tu jest ciekawsza sprawa. Mój kolega, patrząc na ten rysunek i zdjęcie twierdzi, że owszem, może to być rodzaj zegara, ale znalazłem jeszcze wzmiankę - profesor otworzył jedną z książek - że może to być klucz do otwarcia zamka. Podobno Egipcjanie specjalnie konstruowali zabezpieczenia w grobowcach, aby dało się je otwierać podobnymi do zegarów mechanizmami, które po prostu działały o odpowiedniej porze - profesor zamknął książkę i spojrzał na Annę - zegar tyka..i ciekawi mnie co otwiera - uśmiechnął się - mam też sporo informacji o tym kulcie - rozparł się nieco wygodniej na fotelu i zdjął okulary - gdzie pan Andreas?
- Udał się zdobyć elementy niezbędne do wydobycia urządzenia z muzeum. Jest pan pewny, że chce brać w tym udział?
- Ann wydobyła ze swojej torby zakupioną w antykwariacie mapę z zaznaczonymi gwiazdozbiorami.
- Oczywiście. Szczególnie, że poszczególne elementy tej przedziwnej układanki zaczynają do siebie pasować. Pani wujek był bliski odkrycia tego kultu, i być może umarł właśnie przez tą wiedzę. Ja już też ją posiadam, więc chyba nie ma już odwrotu - powiedział cicho
- Wobec tego jestem winna panu przeprosiny. Moje prawdziwe imię i nazwisko to Anna Lockhart. - Ann przysiadła się obok profesora ze swoimi notatkami. - Wolę go nie używać publicznie jakoś… obawiam się, że może być już zbyt rozpoznawalne.
- Czy przed przyjściem do mnie kontaktowała się pani z policją, lub kimkolwiek innym? Zauważyła pani jakichś podejrzanych ludzi?
- profesor popatrzył na nią poważnie
Ann pokręciła głową.
- Mam nadzieję, że myślą iż nadal jestem w Atenach. - Kobieta zawahała się. - Czemu Pan o to pyta?
- Chciałem tylko upewnić się, że o pani nie wiedzą. Jeśli nie wiedzą o pani, nie wiedzą póki co o mnie. Dopóki nie zaczniemy pytać nieodpowiednich osób
- westchnął profesor jakby uspokojony - Kult jest niebezpieczny i to również potwierdzają opracowania. Proszę zobaczyć - Profesor otworzył książkę napisaną w języku francuskim - Jej autor, pułkownik Dupoint pisał o przypadkach porywania ludzi. Wspomniał, że siedzibą kultu miałaby być piramida Tell -el - Amarna i w książce tej pisał o wzmocnieniu straży i patroli na ulicach. To jego osobiste wspomnienia - dodał odkładając książkę - mam wiele innych, bardziej niepokojących wzmianek o działalności kultu - profesor prezentował swoje zdobycze. Anna mogła odczytać okładki: Manuskrypt Panakotycki po łacinie, Kult Aten, cytowany właśnie przez profesora, Ghule w języku niemieckim, Klątwa faraona, Nowela i Historia Egiptu, obie ostatnie po angielsku
- Wskazano mi Pana w muzeum… i tak obawiam się, że może to oznaczać dla Pana zagrożenie.
- Lockhart przyjrzała się książkom. - Skoro tyle o tym napisano… czemu nikt się nimi nie zajął.
- Nie wszyscy mają dostęp do takiej wiedzy, albo nie wszyscy chcą znać szczegóły. Dla tego pułkownika to mógł być po prostu gang szaleńców, dla większości ludzi też
- wyjaśnił.
- Może… nie wiadomo też ile osób już przez to zginęło. - Ann westchnęła ciężko. - Zastanawiałam się, czy sposób w jaki zmieniono tą mapę nieba nie jest powiązany z czasem, w którym ma mieć całe zajście. - Lockhart pokazała nie przerobioną wersję mapy nieba profesorowi.
- Możliwe. Nie jesteśmy chyba w stanie tego ustalić - pokiwał głową profesor - trzeba byłoby znać teorię pani wujka, panno...Lockhart.
- Miałam nadzieję, że ją poznam gdy się spotkamy…. jednak dotarłam za późno.
- Ann westchnęła spoglądając na mapę nieba. - Dobrze… - Podniosła wzrok na mężczyznę, cały czas wahając się czy powinna ryzykować jego życiem. - Mamy plan ukraść urządzenie z Karpathos.
- Zamieniam się w słuch
- profesor odłożył chwilowo na bok swoje książki
- Urządzenie umieszczono na terenie nowej wystawy o egipcie… Odniosłam wrażenie, że urządzenie znajduje się pod kopułą pod napięciem. Wokół jest wielu strażników… - Ann cały czas nie była pewna tego planu, ale kto wie może profesor pomoże jej go doprecyzować. - Mam pomysł by odciągnąć ich uwagę niewielkim pożarem w muzeum… Zapłacić komuś za odcięcie zasilania. Andreas nabywa auto byśmy mogli sprawnie opuścić okolice muzeum.
- Czyli akcja w stylu amerykańskim?
- zaśmiał się - chyba nic lepszego nie uda się zrobić na szybko, zresztą nie jestem specjalnie mocny w takich eskapadach. Umiem prowadzić, więc mogę czekać w aucie. Albo wejść tam z panią, o ile powie mi pani w jakiej roli - profesor starał się być pomocny, na ile to było możliwe, ale widać było, że nie jest ani potężnie zbudowany, ani nie sprawiał wrażenia specjalnie wysportowanego, choć jak na starszego człowieka, trzymał się jeszcze całkiem nieźle.
- Mam nadzieję, że odbędzie się bez strzelania i nie dopełnimy formalności by w pełni nazwać to włamanie w stylu amerykańskim. - Ann westchnęła ciężko. - Pozostawiłabym Panu prowadzenie… Andreas będzie mnie ubezpieczał. Pod tym strojem - Wskazała w kierunku rozwieszonej czarnej sukni. - mogę ukryć chyba wszystko. Tylko… jestem ciekawa Pana opinii… jeśli to się uda… czy uważa Pan, że powinniśmy brać urządzenie z sobą do piramidy? Obawiam się, że kult może na to tylko czekać i rozważałam by nie ukryć tego przedmiotu… w jakimś bezpiecznym miejscu.
- Ma pani rację. To, że piramida była kiedyś siedzibą kultu, to i mi udało się ustalić. Choć z drugiej strony, następne pokolenia kultystów mogły nie wiedzieć, czym dokładnie może być piramida i jakie naprawdę miała znaczenie dla faraona, który zlecił jej konstrukcję. Ma pani na myśli jakieś konkretne miejsce ukrycia tego urządzenia? Zdaję się tu na panią, bo nie wiem do końca czym owo urządzenie jest, bo teorii jest co najmniej kilka. Klucz? Zegar? Czy tylko forma talizmanu do rytuału...Allah jeden wie.
- Czym jest tego też nie wiem…. i niestety nie znam Kairu.
- Ann wyciągnęła swój notes. - Wiem jakich mniej więcej jest gabarytów. Nie przychodzi Panu nic do głowy? Jakieś miejsce, w którym nikt nie zwróciłby uwagi na niewielką paczkę?
- Niewielką? Można w takim razie ukryć to wszędzie. Tylko jeśli kultyści nas dopadną, to mogą wydobyć od nas informacje o tej paczce. Chyba, aby zgubić ją gdzieś przypadkiem. Na przykład wrzucić do Nilu. Można oczywiście zamknąć ją w jakimś banku na przykład. Jest pani amerykanką, więc brytyjski bank mógłby załatwić pani solidną skrytkę
- profesor zaczynał się rozkręcać.
- Rozważałam wysłanie jej do Stanów… ale nie wiem czy nie będziemy tego urządzenia potrzebować. - Ann zarysowała mniej więcej w powietrzu zapamiętane gabarytu urządzenia z Karpathos. - Jest mniej więcej takie… może… skrytka rzeczywiście byłaby dobrym pomysłem. Może do Banku nie będą mieli tak łatwego dostępu.
- Kiedy zaczynamy?
- zapytał spokojnie profesor - i co ze sobą zabrać?
- Jutro wieczorem… przed zamknięciem muzeum. W pół do szóstej popołudniu
? - Ann była coraz mniej pewna tego planu. Tak bardzo nie chciała tego robić, ale czy miała wybór? - Proszę się przygotować na podróż… nie wiem czy będziemy mogli wrócić do Kairu.
- Wezmę broń i nieco ubrań, choć wolałbym jednak zostać w Egipcie. Wezmę też książki, te które znalazłem a które zawierają interesujące mnie fragmenty
- odparł profesor.
- Rozumiem. Raczej chodziło mi o nocleg gdzieś pod miastem by przeczekać szum, lub coś podobnego. - Ann przyjrzała się przyniesionym przez mężczyznę księgom. - Mówił Pan o jakichś bardziej niepokojących wzmiankach, dotyczących działalności kultu.
- A, właśnie…
- profesor otworzył nowelę - Popularne niestety, nienaukowe, ale dziwnie niepokojące. Nowela opowiada o bohaterze, ściganym przez sługi, ożywione oczywiście. Uciekając, broni się przed nimi dotykając amuletu, i powołując się na bóstwo które zwie “Starożytnym panem”. Amulet jest dziwnie podobny do amuletu faraona...przedziwna historia - stwierdził i odłożył książkę biorąc następną - Manuskrypty...tak, te opowiadają o rabusiach grobów, którzy napotkali w nekropoliach istoty suche, cytuję…”pozbawione krwii i same jej pragnące”, jedzące podobno mięso trupów i owych rabusiów. Ci zaś, odpędzali je ogniem i oskardami. Jest wzmianka, że rzeczy takie działy się w kilku nekropoliach w Egipcie, w tym tu, w Kairze. Interesujące - profesor otworzył Historię Egiptu- tu mamy zaś potwierdzenie, że na przedstawieniach faraonów z dziewiętnastej i dwudziestej dynastii, szczególnie mowa o przedstawieniach grobowych widać owe groteskowe, zasuszone i powykręcane istoty, w służbie owego Atena. Dokładny opis takiej istoty też jest...o, gdzieś tutaj - kolejna książka i kolejny szelest kartek - zasuszone, wskrzeszone zmarłych według rytuału opisanego w Księdze Umarłych ”,..istoty te są nagie, o pyskach psów, często zawinięte w balsamiczne tkaniny i skrapiane olejami by zapach śmierci zamaskować. Ima się je ogień, a zniszczyć je można wyciągając z ich ciał ziele, którymi je spreparowano..” - profesor zakończył cytat - znalazłem też niepokojące zamienniki imienia Aten, co potwierdzałoby herezję faraona, czy też może raczej kultu który założył. Mieli się pod koniec jego panowania oddawać bluźnierczym nawet jak na standardy egipskie orgiom. Jedzono ludzi, pito krew...w każdym razie Aten wspomniany jest czasem jako “Władca Mu”, czasem też jako Władający Głębiną, lub Ghatanotoa...dziwnie indiańskie. Miałby on szukać nowego królestwa - profesor zakończył długą wypowiedź, zamykając książkę.
- Według mnie taki ożywieniec zabił mojego partnera. - Lockhart przysiadła się na podramienniku fotela, na którym siedział profesor i przyglądała się cytowanym przez niego fragmentom. - Jestem ciekawa iloma takimi bestiami.. ich rodzajami.. mogą dysponować.
- Wolę nie myśleć. Ostatnio, zgodnie z informacjami profesora Emu zniknęło z ulic kilkadziesiąt osób. Jeśli każda komórka kultu jest w stanie tworzyć takich sługusów, możemy mieć do czynienia z istną armią zła
- powiedział strapionym głosem profesor - sama pani widzi, że bezpośrednia walka z kultem raczej odpada - podsumował
- Będziemy potrzebowali pochodni… i zapalniczek. - Ann już w głowie robiła listę zakupów, na kolejny dzień. - Chciałabym po zabraniu urządzenia i jego ukryciu od razu ruszyć do piramidy.
- Liny...sprzęt do wspinaczki..
- dodawał profesor - o, widzę, że mam przed sobą doświadczoną panią archeolog. Miło mi będzie pracować razem w polu - uśmiechnął się i podkręcił wąsa - zakupy można zrobić na targu Fuzira. Tam nie pytają nikogo po co i dla kogo. Na pewno pan Andreas jest w stanie pani w tym pomóc. Cóż, na mnie chyba pora - profesor zerknął na zabytkowy zegarek na łańcuszku - zasiedziałem się u damy, a żona czeka. Czy chciałaby pani zatrzymać książki? Zrobiłem zakładki, aby mogła pani popracować nad tekstem, jeśli pani chce - zaproponował profesor wstając i zbierając się do wyjścia
- Będę wdzięczna.. z przyjemnością się z nimi zapoznam. - Ann odprowadziła mężczyznę, zastanawiając się czemu chce ryzykować posiadając żonę. - Widzimy się jutro.
Profesor ukłonił się lekko i wyszedł. Było już dobrze po dwudziestej pierwszej, jak Anna mogła zorientować się ze zdobionej tarczy zegara wiszącego w pokoju.
Lockhart zaniepokoiła się, że minęło tyle czasu, a Andreas jeszcze nie wrócił. Lekko poddenerwowana usiadła w fotelu układając obok siebie broń i zabrała się za lekturę przyniesionych przez profesora książek.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-03-2019, 10:35   #27
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
19 września, targ Fuzira, około 11tej.
Anna po śniadaniu i pojawieniu się Andreasa, który poinformował ją o zwerbowaniu kilku drabów na wieczór i zakupie przyzwoitego jak na kairskie standardy auta udała się do banku, w którym bez większych problemów udało jej się wynająć i opłacić jedną ze skrytek bankowych. Potem udała się po potrzebne przy ekspedycji do piramidy przedmioty, a zwłaszcza przyzwoity ubiór roboczy w postaci solidnych butów i spodni.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/3/6/14411163_Fuzira.jpg[/MEDIA]

Targ tętnił życiem już od rana, pełen kurzu, zapachów, odgłosów wielu obco brzmiących słów po arabsku i mieszających się ze słowami po angielsku, francusku niemiecku i innych, których Anna nie znała. Ciasno upakowane jeden obok drugiego sklepy, często podpisane po angielsku oferowały kupującym towary chyba ze wszystkich stron świata, a przynajmniej tak się Annie wydawało. Zapach kawy z pobliskich kafejek zapraszał swoją słodkością, śmiechy zgromadzonych widzów zawiadomiły szybko Annę o jakiejś lokalnej, jarmarcznej rozrywce gdzieś nieopodal, niewielki szyld reklamował usługi wróżki. Anna stała na środku ludnej alejki, zastanawiając się, gdzie udać się najpierw.
Ruszyła spokojnym krokiem ściskając mocno, ukrytą pod wierzchnią warstwą stroju, torebkę. Czuła się dziwnie w takim miejscu. Za gwarno, za dużo ludzi.. za brudno. Stawiała niewielkie kroki, starając się nie zakurzyć sobie stroju i zerkając na towar wyłożony przed straganami. W głowie miała listę zaproponowaną przez profesora, do której sama dopisała jeszcze prowiant i swój ubiór. Już po kilku sekundach miała ochotę schować się w jakiejś kawiarni, ale postanowiła pozostawić sobie to na przerwę, gdy kupi choć część rzeczy.
Po mniej więcej godzinie i nieco żmudnych targach, dzięki wydatnej pomocy Andreasa udało się Annie zakupić niezbędne towary. Bystrym okiem wypatrzyła również ciekawe stoisko reklamowane jako artefakty i przedmioty zabytkowe. Antyki wołały, dzwoniąc cichutko na rozłożonych pod płachtami stoiskach. Kobieta z zawodowego przyzwyczajenia zbliżyła się do stoiska zerkając z zainteresowaniem na wystawiane produkty i szacując ich wartość.
Anna zajrzała do stoiska, a sprzedawca, krępy arab dwoił się i troił, aby pokazać Annie wszystkie towary. Większość okazała się jednak tanimi reprodukcjami, choć kilka miało pewną wartość, jednak antykwariuszka szybko oszacowała, że koszty i kłopoty w transporcie owych niewielkich i niezbyt kosztownych bibelotów przewyższyłyby ewentualne zyski. Jedynym obiektem, który zwrócił jej uwagę było całkiem duże lustro, zrobione z kryształu, w ramie z kości słoniowej rzeźbionej w motywy wijących się psów, ich łbów i języków. Rama, przepiękna i niepokojąco intrygująca osiągnęłaby całkiem przyzwoitą cenę w jej antykwariacie, choć Anna szacowała już jak ciężko byłoby w obecnej sytuacji dostarczyć lustro do Stanów Zjednoczonych. Jeszcze chwilę przejrzała się w lustrze….

[MEDIA]http://www.savegrafica.com/cthulhuaklo/hound/hound-cthulhu-aklo-4.jpg[/MEDIA]


….aby odskoczyć jak oparzona widząc wyskakujące na nią zza ramy ogromne, podobne do psa stworzenie. Jego zęby, długie i lśniące rozwierały się niemal na samą szerokość lustra…

Ann odskoczyła w bok starając się uniknąć bestii i ukryć przed nią za zebranymi przy straganie ludźmi.
Anna klapnęła na klepisko targowiska, zasłaniając się przed gwałtownym atakiem, próbując przecisnąć się w tłum gapiów, choć ten niemal natychmiast rozstąpił się na boki, widząc upadającą kobietę. Atak jednak nie nadszedł. Przez moment Anna zerknęła w stronę lustra, dostrzegając jedynie promienie odbite od gładkiej, wypolerowanej tafli lustra. Sprzedawca stał, bezradnie rozkładając ręce, a na jego twarzy malowało się ogromne zdziwienie.
Lockhart poczuła jak rumieniec wypłynął jej na twarz, ale chwilę potem ogarnęła ją… ulga. To nie był atak. Tylko czemu to zobaczyła? Czyżby zaczynała mieć koszmary też na jawie? Przyjęła podaną przez Andreasa dłoń.
- Chyba… potrzebuję kawy. - Wyszeptała, czując jak jej dłonie nadal drżą.

Szybko zostawili przerażonego zdarzeniem sprzedawcę i zasiedli w cieniu płóciennej zasłony. Kawa była cierpka, ale bardzo dobra, zaś podane ciastko smakowało obłędnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Andreas z uznaniem patrzył na torby ze sprzętem
-Wydaliśmy prawie siedemset dolarów na sprzęt i wóz. Opłaciłem czterech ludzi. Będą czekali przed muzeum przed zachodem słońca, zgodnie z planem - zreferował Andreas podsumowując swoje wieczorne i nocne wysiłki - Co tam się stało? - kiwnął głową w stronę straganu z bibelotami, przy którym Anna upadła na ziemię, wywołując niewielkie zamieszanie.
- Coś… coś mi się przywidziało. - Lockhart przetarła zmęczone słońcem i niecodzienną wizją oczy. - Chyba… powinnam odetchnąć, ale tak bardzo nie ma na to czasu.
- To jaki plan? - zapytał Andreas - ludzie gotowi, sprzęt jest….rozmawiała pani z profesorem. Coś ciekawego powiedział? - grek szybko pił kawę, nie wiedząc, czy Anna żartowała z tym brakiem czasu, czy rzeczywiście była to prawda i naprawdę należało się spieszyć
- Tak… że prawdopodobnie kult zabił wielu ludzi, a bestia którą widziałam… może ich być więcej. - Lockhart westchnęła ciężko i zjadła jednego ze słodyczy. - Podobno boją się ognia. - Wskazała na wystające z plecaka pochodnie. - A plan… jeszcze nie wiem jak zdemontować lub rozbić to szkło...Ale zabieramy przedmiot, wychodzimy na tyły i odjeżdżamy. Zawozimy urządzenie do skrytki, a sami sprawdzimy co kryje piramida. Chyba… że masz lepszy pomysł gdzie ukryć to urządzenie.
- Nie...tu nie miałbym lepszego pomysłu. Za to wiem, jak zbić szybę. Klasycznie, weźmiemy młotek z drewnianym styliskiem. Prąd nie porazi, po drewno nie przewodzi prądu a młot jest na tyle ciężki, że szkło rozbije - mężczyzna wyjął z torby duży młot do wbijania metalowych klinów i pali.
- Mam to wnieść… pod sukienką? - Lockhart zawahała się, starając się oszacować wagę przedmiotu, uważnie mu się przyglądając.
- Nie. Weźmiemy to do plecaka - uśmiechnął się. - Strażnicy nie przeszukują wchodzących - wyjaśnił. - Dobrze się im wczoraj przyjrzałem. Zmieniają się co godzinę, ale wydaje się, że po ostatniej zmianie dziennej, nie następuje już kolejna zmiana
Ann przytaknęła. - Przedłużyłabym wynajem pokoju o kilka dni i wzięła z sobą dwie zmiany ubrań na wszelki wypadek… Więc… może teraz hotel i kąpiel nim zacznie się to szaleństwo?
Andreas przytaknął - chyba, że ma pani jeszcze coś tu do zobaczenia? - rozejrzał się
- Wolałabym jak najmniej ryzykować, że ktoś mnie rozpozna. - Odparła Ann, a w myślach dodała ~Oraz że zobaczę kolejną bestię~
19 września, hotel, około 15tej.
Lockhart zaczekała aż Andreas uda się nabyć im jakiś obiad i spokojnie przeszła do łazienki. Nie wiedziała kiedy znów będzie miała okazję na kąpiel i zamierzała wykorzystać tą szansę. Szczególnie gdy Greka nie było obok. Niby mieli dwie sypialnie w swoim apartamencie, a jednak świadomość tego, że w okolicy był inny mężczyzna gdy ona była w piżamie lub naga… To nie był Jack. Nie czuła się przy nim komfortowo.

Wymyła się dokładnie i osuszając ciało niepewnie spojrzała w kierunku przygotowanego stroju. Spodnie… nigdy nie miała na sobie czegoś takiego. Niby pończochy też były obcisłe, ale… patrząc na gruby materiał spodni jeździeckich, jednych z nielicznych spodni jakie udało się jej wypatrzeć na targu, nie czuła się pewnie. Ann założyła jedna z koszul, które normalnie nosiła do spódnicy i majtki po czym sięgnęła niepewnie po nabyty strój. Naprawdę miała się w to wcisnąć? Usłyszała jak Andreas wchodzi do pokoju. Usłyszała jego głos i czuła, że musi się pospieszyć. Że też nie robiła takich eksperymentów gdy miała więcej czasu.

Wzięła głęboki wdech i zaczęła wciskać się w ciasne nogawki. Niby spodnie były nieco rozszerzane na udach, ale i tak czuła jak je obejmują. Jak zaciskają się na jej pośladkach i delikatnie wciskają pomiędzy nie. Krytycznie spojrzała na lustro… Chyba były dobre, tylko czy cały czas będzie miała wrażenie, jakby jej pupę obejmowały męskie dłonie? Musiała się skupić na czymś innym. Szybko wcisnęła się w zakupione na targu skarpety. Ta nowość sprawiała jej mniej kłopotów niż spodnie. Do tego zakupione płaskie buty i była gotowa. Niepewnie wyszła do sypialni i przeszła przez nią do pokoju wspólnego gdzie zastała siedzącego przy zastawionym stole Andreasa.
- Może być? - Spytała niepewnie, czując palący ją rumieniec.
Andreas pokiwał głową, ale widząc zakłopotanie Anny uśmiechnął się - Szefowa się nie krępuje. I tak nikt chyba nas nie zobaczy, bo po pierwsze będzie ciemno, po drugie jeśli zamierzamy tam zwiedzać piramidę jeszcze, to tam też chyba nic nie będzie żywego. Mam nadzieję - dodał jakby próbując pocieszyć siebie - bo wiadomo, co się gada. Ja tam niby w to nie wierzę, ale z tymi faraonami to nigdy nic nie wiadomo - Andreas wrócił do obiadu, pozwalając Annie zaaklimatyzować się w nowych ciuchach
Lockhart przysiadła się do niego czując jak spodnie wpijają się w jej intymne miejsca i starała się skupić na jedzeniu.
- Nie wierzysz w to mimo moich opowieści i tego co mówił profesor? - Spojrzała niepewnie na swojego opiekuna.
- W czary? Nie bardzo. Ale wierzę, że to źli ludzie, mordercy, porywacze i zboczeńcy. Bezbożnicy, oddający się jakiemuś plugastwu. A najpewniej szaleńcy - wzruszył ramionami Andreas
- Może… może to dobrze. - Ann przyglądała się przez chwilę Grekowi. Nawet… chyba się cieszyła, że choć jedno z nich nie zaczyna popadać w paranoję. - Ale jakbyś zobaczył coś… nietypowego… to podobno boją się ognia, dobrze?
- Zrobi się. Mamy pochodnię, a przypomniało mi się, że wziąłem też lampę górniczą. Taką na olej - Andreas wskazał na plecak do którego przytroczone były różne utensylia.
- To może być wygodne w piramidzie. - Lockhart starała się zjadać małe kęsy, ale od stresu chyba straciła apetyt. Planowała okraść muzeum! Ba! Nadal to planuje… a potem wyprawę do piramidy… Odłożyła sztućce i zerknęła na wszystkie zebrane dotąd księgi. Tyle materiałów, a ta tajemnica zdawała się dopiero wychylać na światło dzienne. - Zjemy… i chyba będzie trzeba jechać do tego muzeum.
Andreas jak Anna zauważyła jadł bardzo niewiele. Głównie pił i to całkiem sporo kawy. No i miała wrażenie, że od razu przeszedł do deseru.
- Nie masz apetytu? - Lockhart zerknęła na swój talerz z ledwo ruszonym jedzeniem.
- Zwykle nie jem, kiedy wiem, że może być strzelanina - uśmiechnął się lekko - przyzwyczajenia z wojska.
Ann spojrzała na niego zaskoczona. Czyli to jednak tylko ona się denerwowała.
- Mam nadzieję… że nie będzie żadnej strzelaniny. - Mruknęła odsuwając od siebie talerz. - narzucę na siebie jeszcze ten czarny strój i możemy ruszać.
Pora była najwyższa na zakończenie obiadu. Telefon z recepcji powiadomił ich o przybyciu pod hotel profesora Jahraka.
Andreas dobrze zainwestował ponad pięćset dolarów Anny, prezentując stojący na parkingu, ogromny pojazd


[MEDIA]https://i.ytimg.com/vi/QUF-SIxpBbY/maxresdefault.jpg[/MEDIA]

- Sześć cylindrów, szefowa - uśmiechnął się dumnie - tutejsza policja jeździ starymi fordami z Ameryki, lub autami z wysp. Albo po prostu biorą wielbłądy czy konie - zaśmiał się Andreas ładując ich bagaże do samochodu.
Ann przyglądała się autu z lekkim niedowierzaniem. Nie znała się na autach, ale była pewna, że nie dawała chyba Andreasowi… bardzo dużo pieniędzy.
- Masz na myśli, że w razie czego im uciekniemy? - Lockhart usadowiła się na tylnej kanapie.
- Tym cackiem? Każdemu w tym kraju - potwierdził i przywitał się z profesorem, który zajął miejsce za kierownicą, kiwając Annie na powitanie głową.
Muzeum Archeologiczne, godź. 17:45

Przed muzeum dotarli przed osiemnastą, zdążając przed zamknięciem muzeum i zręcznie unikając krążących po korytarzach strażników. Pozostawało więc jedynie dobrze się schować, kiedy drzwi muzeum były zamykane przez jego obsługę. Wkrótce, pomieszczenia zaczęła ogarniać ciemność, a lampy oświetlające obszerne hale i korytarze przygasły. Wszelkie kroki umilkły, i jedynie gwar z otaczającej muzeum ulicy dobiegał, jakby stłumiony do uszu przyczajonej Anny i Andreasa.
Lockhart wyjrzała z ich kryjówki, upewniając się czy mają wolną drogę w kierunku urządzenia z Karpathos.
Anna nie widziała żadnych strażników, ani nie słyszała żadnych hałasów. Widziała jedynie długie cienie, rzucane przez stojące w sali ogromne posągi bóstw i władców Egiptu. Światło księżyca wpadało przez wysokie okna, o metalowych ramach trzymających grube, podobne do witryn w kościołach szyb.
Anna poczuła nieprzyjemne ciarki chodzące jej wzdłuż kręgosłupa. Dobrze, że nie ma burzy… Powoli wyszła z kryjówki i ruszyła dobrze sobie znaną już trasą w kierunku pożądanego obiektu.
Jej kroki cicho klaskały po posadzce korytarza, ale nawet to nie przyciągnęło niczyjej uwagi. Muzeum było puste. A przynajmniej takie się wydawało, bo jej kroki musiały być słyszalne dla strażników, których spostrzegła w czasie swojej pierwszej wizyty w tym miejscu. Tym razem jednak ich nie było. Urządzenie z Karpathos zalśniło w mroku, swoimi metalowymi trybikami, tajemniczą obudową z dziwnymi, niepokojąco obcymi zdobieniami, i błyszczącą, szklaną kopułą. Światło księżyca nadawało artefaktowi niemal nieziemskiej aury. Znajdowało się na wyciągnięcie ręki
Lockhart ściskała w dłoni młotek zdobyty przez Andreasa. Nie było odwrotu prawda? Czy tamci ludzie wywołali pożar? Co się stanie gdy ich złapią? W głowie Ann pojawił się obraz odciętego sznura w celi Gliera. Miała jakiś inny wybór? Toż nie ucieknie im.
Wzięła zamach i uderzyła w szkło, starając się nie trafić w urządzenie.
Uderzenie młota odbiło się echem po całym muzeum. Anna czuła się, jakby uderzyła w kawałek kamienia, nie w szklaną kopułę, którą jednak pokryły drobne pęknięcia. Ramię jednak przeszył gwałtowny ból, promieniujący od młota i niemal rzucający ją o ścianę. Andreas szybko przejął narzędzie, widząc, że wątła kobieta najpewniej nie będzie miała siły, by rozbić grube, i najpewniej hartowane szkło. Podniósł młot i na chwilę zamarł
-Słyszałaś to? - podniósł głowę, nasłuchując.

Anna usłyszała szmer. Dziwnie znajomy, ale jednak obcy. Podobny do tarcia dwóch kart papieru, jednak nieprzyjemnie....lepki. I dochodzący z miejsca, w którym Anna nie widziała żadnej książki. Czuła jak dreszcze przybierają na sile obezwładniając jej ciało. Starała się rozpoznać ów dźwięk… czy słyszała coś podobnego u Hawkesa… jej ręce zaczęły nerwowo się trząść gdy nerwowym wzrokiem rozglądała się po pustych korytarzach.

Potem pojawił odgłos sunięcia drewna po kamieniu, jakby kuternoga ciągnął swoją drewnianą protezą po posadzce. Marmurowej posadzce, takiej, jaka znajdowała się w tej chwili pod stopami Anny, zimna i śliska. Wypolerowana niczym lustro. Dźwięki zbliżały się, z korytarzy obok, z przyległych sal, zdawało się zewsząd. Coraz bliżej i szybciej. Kobieta zauważyła wynurzające się z korytarza cienie. Wpierw jeden, potem drugi, potem kolejny.
Każde skrobnięcie przyprawiało ją o mdłości. Chciała opuścić to miejsce...

Kroczyły sztywno, niczym kukiełki popędzane nie wprawnymi rękami lalkarza. Jak szmaciane lalki, którymi dziewczyna bawiła się za młodu, lub jak jej sąsiad, kuśtykający kiedyś o kulach, kiedy złamał nogę.
Z ich niezdarnie poruszających się kończyn zwisały strzępy bandaży, taśm i ozdób. Czerwone ogniki, niczym świeczki na choince zapaliły się w mroku. Wiele ogników. Korowód ciągnął się, przyspieszając i rozpędzając się po posadzce, a ich mlaszczące kroki stały się bardziej żwawe. Jakby czuły obecność. Jej i Andreasa. Nad nimi majaczyły się kolejne, jeszcze dziwniejsze kształty. Mamut, na nawet dinozaur próbował przecisnąć wielki, kościsty łeb przez niższe przejście w korytarzu. Kłapnął paszczą, migocząc czerwonymi ognikami.

-hhhhh – ostrzegawczy syk i dwa ogniki zapłonęły kilka metrów od Anny i Andreasa. Ożywione ciało wionęło trupim zapachem a wyszczerzona, zasuszona jak pergamin twarz dawno zmarłego sługi faraona zatrzymała się na Annie.
- Nie.. Błagam NIe! - Ann nie wytrzymała.. czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Jej głos poniósł się nagle niesamowicie tłocznych pomieszczeniach muzeum.

[MEDIA]https://onceuponascreen.files.wordpress.com/2013/11/chaney-jr-lon-mummys-ghost-the_01.jpg[/MEDIA]

Andreas patrzył pytająco na Annę. Knykcie mężczyzny bielały na rękojeści, a kobiecie wydawało się, że może niemal usłyszeć chrzęst jego kości.
- Spróbuj wziąć urządzenie! - Lockhart wydobyła pochodnię i podpaliła ją, celując płomieniem w kierunku nadchodzącej mumii. Czemu ją to spotyka… mumie powinny być martwe… trupy powinny być martwe… obiekty muzealne powinny być nieszkodliwymi zabytkami!

Andreas zamachnął się młotem po raz kolejny, i jego siła również nie była w stanie rozbić szklanej kopuły, ochraniającej obiekt. Mumia rzuciła się na Annę wyciągają pazurzaste ręce, usiłując przetrącić jej kark. Pochodnia sypnęła iskrami, kiedy istota przyjęła uderzenie prosto w bok głowy, aby zająć się niemal momentalnie ogniem. Ogromne łapska machnęły, uderzając kobietę prosto w bark, i posyłając ją kilka metrów do tyłu. Sunęła po posadzce, zatrzymując się na kolejnym sarkofagu.Kolejny szmer.
Jakby z zwolnionym tempie, Anna widziała pojawiające się na krawędzi sarkofagu szpony…
Kobieta spróbowała się podźwignąć
- Andreas! - Nie mogła go stracić… nie mogła stracić kolejnej osoby. - Andreas! Uciekamy!

Lockhart spróbowała się podnieść, ale jakaś łapa pochwyciła ją za nogę, rwąc na strzępy świeżo nabyte spodnie. Czując jak szpony wbijają się w jej skórę upadła i potoczyła się przed siebie. Musiała uciec… musiała się ratować… oboje musieli!

Oboje jak burza mknęli przez korytarze, ścigani przez nieumarłych strażników muzeum. Anna, zwinniejsza od mężczyzny kilka razy musiała wymykać się pod pazurami potworów. Udało jej się jednak dopaść wysokiego, przeszklonego okna z ciężką, metalową ramą okienną. Nie miała innego wyboru, i palcami i rękoma zaczęła tłuc szkło, próbując wydostać się z budynku.
Andreas przez moment podążał za nią, ale plecak który niósł bardzo mu zawadzał. Kulił się, próbując unikać szponiastych łap, ale nadaremnie. Niemal zniknął w pewnym momencie pod zwałem owiniętych w bandaże trucheł, ale w końcu przedarł się, bardziej chyba dzięki szczęściu w stronę bitej przez Annę szyby. Zostawił plecak, który rozszarpywany był właśnie przez nieumarłe stwory i prawdopodobnie tylko to ocaliło mu życia.

Szkło cięło palce, skórę na plecach i barkach, ale w końcu wylądowali na trawniku okalającym muzeum. W świetle księżyca ich krew wyglądała jak smoła, oblepiająca ich ze wszystkich stron.

Dopadli do samochodu. Jahrak otworzył drzwi i pomógł wsiąść Annie i Andreasowi, następnie zajął miejsce za kierownicą i ruszył, z piskiem opon. Dźwięk gwizdków policyjnych i zbliżających się syren uzasadniał pośpiech. Błysnęły światła pędzących w ich stronę samochodów...

- Co..to..było… - Andreas krztusił się krwią, którą miał niemalże wszędzie. Próbował otrzeć twarz z resztek krwi, ale rozległa rana na głowie wręcz wylewała z niego kolejne czerwone strużki, ściekające po policzkach, nosie i skapujących na skórzaną tapicerkę pędzącego ulicą samochodu - Mam to szefowo...mam to - mruczał cicho Andreas i pokrwawionymi rękami sięgnął za pazuchę kurtki wyciągając urządzenie. Wyglądało na bardzo skomplikowane, choć bez całej tej otoczki ze światłem i szklaną kopułą nieco traciło na tajemniczości. Andreas dyszał ciężko, patrząc na Annę - wygląda pani strasznie… - zmartwił się.
Lockhart oddychała z trudem. Nadal czuła nieprzyjemne dreszcze, a po policzkach spływały jej łzy. Ze starannie związanego koku nic nie pozostało i poszarpane włosy lepiły się jej do twarzy.. ramion. Miała niemal gołe ramiona. Nie miała sił… tak bardzo nie panowała nad tym. Rozpłakała się skulając się na tylnym siedzeniu.
- To.. to wszystko na nic… - Oderwała kawałek czarnego kostiumu starając się nim wytrzeć twarz. Śmierdział dymem… grobem. - Oni.. oni dopadną.. mnie.. was… nie mamy szans.
- Zgubiliśmy ich. Policję - zakomunikował profesor wchodząc w kolejny ostry zakręt - Macie to? - zerknął do tyłu a jego wzrok padł na urządzenie - co robimy? - mężczyzna zerknął w lusterko, upewniając się jeszcze, czy nikt ich nie śledzi. Andreas oddychał ciężko, chrapliwie, ale oczy wyrażały satysfakcję, kiedy położył przed Anną urządzenie na siedzeniu - jaki...plan...szefowo? - uśmiechnął się lekko.
Ann patrzyła z niedowierzaniem na leżące przed nią urządzenie. Niepewnie dotknęła palcami przedmiotu… Udało im się?... Zdobyli to.. ten… przedmiot… Przeniosła wzrok na Greka i nie zastanawiając się długo rzuciła mu się na szyję całując go gorąco w usta.
- Jak… kiedy? - Czuła jak całe ciało zaprotestowało od tego gwałtownego ruchu.
Grek zaśmiał się serdecznie, choć nieco zaskoczony reakcją Anny, to spokojnie, acz stanowczo, jakby tłumaczył małemu dziecku wszystkie szczegóły - no...kiedy szefowa próbowała ukatrupić to coś, co wylazło z tej trumny, i rzuciło nią o tą drugą trumnę, wziąłem lepszy zamach. Samo wypadło mi pod nogi, tylko potem nadbiegali już tamci, a szefowa chciała uciekać, no to wziąłem te urządzenie i pobiegłem. Ale ten podpalony mnie zdzieił w łeb, ten co wstawał z trumny też, no a potem to już nie wiem, kto mnie tam bił, bo było ich od groma. Ale dostrzegłem te spodnie, nogawki znaczy szefowej, i jakoś się wyrwałem. Potem szkło - zadrżał przypominając sobie o ranie na głowie - chyba sobie rozciąłem łeb szefowa… - zreferował jak nakręcony, ale widząc krew na swojej dłoni którą sięgnął do głowy, wypowiedź nieco mu zwolniła - Ah...trza szyć. Profesorze, zawiezie nas pan do jakiegoś ustronnego miejsca. Byle nie szpital! - ostrzegł zawczasu. Profesor kiwnął głową i ponownie skręcił, w jakąś uliczkę.
Lockhart zdjęła z siebie resztki czarnej sukni, pozostając jedynie w tym co miała pod spodem. Spodnie i koszula, także oberwały… pazury tamtych bestii cięły przez wszystko. Oderwała kawałek materiału, który wydawał się być nieco mniej zakrwawiony i docisnęła go do głowy Adreasa. - Trzymaj to by się nie wykrwawił. - Sama zerknęła na swoje pocięte nogi i zaczęła obwiązywać rozcięcia, strzępami materiału. - Tylko gdzie… - Zerknęła niepewnie na profesora. - Kto mógłby nas opatrzyć?
- Jadę na uniwersytet - rzucił krótko profesor - zawsze znajdzie się tam jakiś medyk - zapewnił - tylko musimy zrobić objazd, bo kampus jest niedaleko muzeum. Lepiej ominąć policję i strażaków - ocenił. Przez szybę samochodu Anna mogła widzieć oddalającą się bryłę szpitala, do którego prawie dojechał profesor, widząc ich stan - To co, do banku to cholerstwo od razu? Bo...sprzęt tam został - zmarkotniał Andreas.
- Musimy opatrzyć te rany… gdyby któreś z nas weszło tak do banku zaraz mielibyśmy karetkę i policję na głowie. - Ann westchnęła ciężko, zerkając niepewnie na urządzenie. Czy ono też było niebezpieczne… na pewno w nieodpowiednich rękach.
Profesor przez chwilę kluczył w wąskich uliczkach, zatrzymując auto z lekkim piskiem hamulców. Byli na miejscu, w samym środku kampusu, dokładnie przed budynkiem wydziału. Profesor pomógł wysiąść Andreasowi, który poza raną na głowie i straszliwie pociętymi rękami i nogami nie wydawał się bardzo mocno raniony, jednak Anna musiała przyjąć pomoc profesora, który musiał ją wręcz ciągnąć po chodniku. Rana w boku, której początkowo nie widziała strasznie bolała, paraliżująco drażniąc przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Wkrótce znów byli w gabinecie profesora, który ułożył Annę na poduszkach leżących na dywanie i wskazał Andreasowi miejsce obok niej - poczekajcie tutaj. Lecę po profesora Emu - po czym wyszedł szybko, zostawiając ich w pokoju.
- Co zostawiliśmy? - Ann ściskała w dłoniach plecak, w którym ukryli urządzenie. Nie była w stanie się z nim rozstać i cały czas zastanawiała się czy da radę zostawić je w banku.
-Młotki, lampę, linę...coś nie uda się nasza wycieczka do piramidy...w tym stanie - pokręcił głową.
- Może powinniśmy przeczekać do rana w jakimś miejscu… wynająć jakiś pokój i odpocząć. - Lockhart zawahała się. - Boję się tylko czy nas nie znajdą.
-Jeśli profesor nie jest kultystą i nie zawiadomił dodatkowo policji, to tu chyba nic nam nie grozi - uspokoił Annę Andreas - skok był wariacki, ale i szybki. Trzeba będzie jutro jakąś gazetę kupić, bo arabowie podpalili z jednej strony muzeum. Widziałem dym jak odjeżdżaliśmy…
Lockhart przytaknęła. - I nabyć nowy ekwipunek… - Przyjrzała się swojemu towarzyszowi. - Jak się czujesz?
- Pewnie nie lepiej niż ty, szefowo - zaśmiał się patrząc zmęczonymi oczami na Annę.
Tymczasem do gabinetu weszli obaj profesorowie. Emu wprost uginał się od bandaży i dwóch butli jakiegoś środka antyseptycznego, bo śmierdziało jak w klinice. Jahrak niósł coś w rodzaju torby medycznej i po chwili obaj pochylali się już nad pacjentami. Nożyczki i bandaże poszły w ruch. Piekło. Mocno piekło, ale powoli każda rana była obmywana i obwiązywana pieczołowicie przez obu naukowców, choć zajęło to dłuższą chwilę.
- Nie jest.. źle. - Lockhart nie chciała się przyznawać do tego, że boli ją chyba wszystko. Ciało nadal delikatnie dygotało po tym czego musiało doświadczyć w muzeum. Czuła się dziwnie gdy mężczyźni zaczęli ją opatrywać, jednak nie pozostawało jej nic innego jak być im wdzięczną. Toż nie mogli pojechać do szpitala. Ann spytała na koniec, czy byłoby jakieś miejsce, gdzie mogliby się przespać z Andreasem nie robiąc profesorom kłopotu.
Profesor umieścił oboje w czymś w rodzaju bursy studenckiej, jednak dziwnie kojarzącej się z jakimiś celami klasztornymi. Spartańskie warunki i kilka piętrowych prycz zamiast łóżek sugerował, że komnaty te w czasie roku studenckiego trzeszczały w szwach. Jednakże do początku semestru jeszcze brakowało kilka dni, i bursa świeciła pustkami.
-Nikt nie będzie wam przeszkadzał. Pościele są na łóżkach, czyste. Koce zaraz doniosę. Odpocznijcie - powiedział profesor podając Annie pęk kluczy do niewielkich pomieszczeń - macie cały korytarz dla siebie - uśmiechnął się mężczyzna i poszedł do swojego gabinetu
Lockhart spojrzała niepewnie na klucze.
- Chyba… nie pozostaje nam nic innego jak się zamknąć i przespać. - Spróbowała uśmiechnąć się do Andreasa. Naprawdę jak nigdy marzyła o chwili spokoju, prywatnej sypialni i spokojnej nocy.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 10-06-2019, 12:07   #28
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
wrzutka z doca pod nieobecność MG

20 Września, Lloyd`s Bank, Kair, godź 9:15

[MEDIA]http://www.egy.com/P/articles-4/98-10-01.7.jpg[/MEDIA]
Lockhart nie nazwałaby tego co wydarzyło się tej nocy w bursie, ani odpoczynkiem, ani snem. Nie pamiętała ile razy budziła się z krzykiem, gdy na jej nogach.. dłoniach… ramionach ponownie zaciskały się wychudzone zabandażowane dłonie. Czuła jak ich zęby wgryzają się w jej ciało, jak odrywają kawałki mięsa. BYła niemal pewna, że twarze niektórych przypominały jej hawkesa… dyrektora muzeum… albo co gorsza Jacka.
Po pierwszym ataku wymiotów, przyniosła sobie miskę i postawiła ją niedaleko łóżka, czując że to nie ostatnie takie wydarzenie tej nocy. Gdy więc poranne promienie słońca wpadły przez okno do ich pokoju, była wykończona. Bolały ją wszystkie rany otrzymane poprzedniego dnia, plecy od niewygodnego materaca, głowa od wymiotów i koszmarów. Wykończona leżała przez chwilę pod kocem szlochając cicho i starając się choć w ten sposób odreagować to z czym nie radziła sobie jej głowa.
Musiała być silna… nie mogła się teraz zatrzymać… Choć naprawdę zaczynała nabierać ochoty by ktoś po prostu ją zabił. Bo czy będzie mogła być szczęśliwa po tym wszystkim? Jakoś wydawało się to być nierealne.

W ciszy zjadła przyniesione przez Profesora śniadanie. Powoli. Popijając każdy kęs spora ilością wody, by jej nadwyrężony żołądek tego nie zwrócił. Przedstawiła mężczyznom swój plan. Musieli ponownie odwiedzić targ, choć pewnie bezpieczniej będzie to zrobić gdy już oddadzą urządzenie do banku. Postanowiła też wypłacić nieco gotówki.
Urzędnicy w banku nie robili żadnych problemów, niemalże załatwiając za Annę większość formalności. Niewielka paczka szybko zniknęła w przepastnej skrytce, zamykając artefakt w skarbcu zabezpieczonym dużymi, masywnymi drzwiami. Pozostawało pytanie, czy Anna mogła być spokojna o tak niebezpieczny przedmiot.


Targ Fuzira, godz 10:00.

Upał atakował dziś Annę i Andreasa nieco bardziej natarczywie, choć być może przyczyną tego były burzliwe wydarzenia wczorajszego wieczora, wciąż świeże rany, i niespokojny sen kobiety. Oboje wyglądali na zmęczonych, niemalże zmaltretowanych. Ciągnęli się niczym dwa duchy między alejkami straganów i budek z towarami. Anna znów mogła cieszyć oczy tłumem, kolorowymi bibelotami na straganach a uszy dźwiękami zabawy, przekrzykujących się kupców i handlarzy, dobijających interesu z przechodniami i turystami, licznie odwiedzającymi targowisko.
Większy tłum jak zwykle gromadził się w okolicy kuglarzy, którzy zabawiali sie rzucaniem nożami do celu, namiot wróżki również cieszył się dziś jakby większym zainteresowaniem. Wzrok Anny prześlizgnął się po straganie z tajemniczym lustrem, które właściciel zapobiegawczo osłonił kawałkiem tkaniny.
Lockhart dotknęła delikatnie ramienia Andreasa, na chwilę ściągając na siebie jego uwagę.
- Nabędziesz mi to lustro? - Powiedziała, starając się nie patrzeć w kierunku straganu pod którym ostatnio sama urządziła niewielki spektakl. - Niech dostarczą je do hotelu.
- Jasne - rzucił krótko i poszedł się targować. Zajęło mu niecały kwadrans, by sprzedawca oddał lustro za niecałe sto dolarów. Anna mogła zarobić na nim kilka razy więcej i to bez wielkich przeszkód. O ile ten kłopotliwy bagaż udałoby się dostarczyć do Stanów, co w obecnej sytuacji nie wydawało się ani prędkie, ani nawet pewne. Lockhart czuła jednak, że musi mieć to lustro. Nie była nawet pewna czy je sprzeda.
- Kupmy jeszcze liny.. latarnie.. kolejne spodnie i ruszajmy do tej piramidy. - Potarła dłońmi ramiona, czując nieprzyjemne dreszcze, jakby wokół panował chłód a nie ten piekielny skwar. - Wolałabym tak wchodzić gdy jest jasno.
Skompletowanie wszystkich potrzebnych rzeczy zajęło kolejną godzinę, a wypchane sprzętem plecaki nieprzyjemnie drażniły świeże rany. Upał nie pomagał również, dokładając swoją niewielką, acz uciążliwą cegiełkę do tej niedoli, którą oboje musieli dziś znosić.
Było już nieco przed południem, zanim ostatni przedmiot nie powędrował do plecaka Anny, kończąc zakupy i uszczuplając stan gotówki kobiety o jakieś pięćdziesiąt dolarów
Lockhart zaproponowała by kupili coś co można zjeść na drogę i jak najszybciej ruszali do piramidy.


Piramida Tell - el - Amarna, godź 13:00.

[MEDIA]https://www.doaks.org/resources/online-exhibits/before-byzantium/red-sea-monasteries-gallery/general-view-of-the-church-of-saint-mark-monastery-of-saint-anthony-egypt-1930-1931/@@images/image/thumb[/MEDIA]

Wioska Amarna wyglądała niemalże na opuszczoną, przynajmniej w momencie, kiedy Anna, Andreas i profesor Jahrak, który dołączył do nich tuż po ich wyjściu z targu wjechali samochodem między budynki. Wciąż było cicho i spokojnie kiedy parkowali samochód w pobliżu miejsca wykopalisk. Piramida nie była wielkim obiektem. Nie była nawet specjalnie duża, a na pewno piramida w Gizie mogłaby przytłoczyć ją swoim rozmiarem, lub połknąć w swoich przepastnych trzewiach. Góra cegieł i kamieni z rozsypujących się boków świadczyła o fatalnym stanie znaleziska. Pole, które rozciągało się przed Anną było rozkopane, odkrywając dziesiątki innych ruin, po których zostały jedynie niewiele odstające od ziemii fragmenty murów. Piwnice zaś, musiały kryć wszystkie te zgromadzone w muzeach na całym świecie skarby, które czasem trafiały w ręce kolekcjonerów, lub profesjonalnych sprzedawców, takich jak Anna.
- Od której strony zaczniemy szukać - Spytał Andreas - niby niewielka, ale przetrząśnięcie każdego boku zajmie nieco czasu.
Lockhart wyjęła mapę przerysowaną z planu w muzeum i porównała ją ze schematem Gliera. - Sprawdzimy co oznaczają te symbole… i czy znajdziemy je na ścianach. - Zerknęła na profesora, także przed nim prezentując schemat i mapę. BYł tu pewnie kilka razy i wierzyła, że będzie mógł im pomóc.
Profesor zerknął na mapę - Taak...to zdaje się jest oficjalna trasa do zwiedzania. Pewnie nic tam nie znajdziemy, ale można zerknąć - profesor rozejrzał się po wykopaliskach i szybko skupił wzrok na siedzącym w oddali, odzianym w jasne szaty człowieku, siedzacym pod parasolem obok dziury w ziemi - o tam jest zdaje się kasjer - uśmiechnął się.

[MEDIA]http://amarnaproject.com/images/amarna_the_place/royal_tomb/2.jpg[/MEDIA]

- Ale my szukamy innego wejścia - profesor wskazał na układ na dziwnym symbolu Gliera który nieco różnił się od mapki z muzeum - takie piramidy miały kilka wejść, a korytarze mogły przeplatać się pomiędzy sobą niczym palce dwóch rąk - profesor obrazowo wyjaśnił kobiecie na czym polega problem.
- Może popytajmy miejscowych tragarzy?
- zaproponował Andreas - może coś wiedzą?
- Możemy… choć wolałabym im nie pokazywać rysunków Gliera
. - Ann przycupnęła przy jakimś głazie i zaczęła zarysowywać możliwe miejsca na przerysowanej mapce. - Może… skorzystamy z oprowadzania i się rozejrzymy? - Spojrzała niepewnie na Andreasa. - I upewnimy.. czy któryś z nich to nie kultysta.
Mejscowi nie okazywali wiele sympatii. Co prawda nie wyglądali na kultystów, byli jednak bardzo skryci, a miejscami nieuprzejmi, krzycząc “wynocha” albo “precz” ilekroć Andreas lub tym bardziej Anna próbowali zagaić z nimi rozmowę. Profesor również nie odnotował wielkich sukcesów na tym polu. Bieda atakowała z każdej strony, tak jak smród bijący od zwierząt, poupychanych w niewielkich zagrodach przy domostwach, bedących glinianymi lepiankami o zaokrąglonych dachach. Gdzieniegdzie widać było również gliniany murek, oddzielający poszczególne domostwa od siebie. Jedyne miejsce, gdzie nie unikano ich towarzystwa była niewielka gospoda, brudna i zatęchła, jak cała wieś. Właściciel, ponury egipcjanin siedział za ladą i nawet nie raczył wstać na widok gości, najwyraźniej zajęty popołudniowym relaksem, jakby od tego zależało jego życie. Cennik wiszący na ścianie opisywał tutejsze miejscowe przysmaki, jednak nawet pobieżny rzut oka wystarczył by stwierdzić, że dorównują one przynajmniej cenowo podobne w Kairze. Brak klientów i puste stoliki nie dziwiły więc specjalnie Anny ani Andreasa.
- To… chyba nie ma sensu. - Lockhart przyglądała się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. - Andreas, spytałbyś go o jakichś przewodników?
Andreas kiwnął głową i potrzedł do egipcjanina, szwargocząc przez chwilę przy ladzie. Egipcjanin nie był specjalnie rozmowny i widać było, że czoło Andreasa marszczy się z każdą chwilą. W końcu odszedł od niego zrezygnowany
-To mała wieś. Większość przewodników pojechało na targ do Kairu i stamtąd szuka klientów. Tu nikt nie przychodzi - wyjaśnił w wielkim skrócie Andreas - mówił, aby pytać w Kairze
- Cóż to nie pozostaje nam nic innego jak rozejrzeć się samodzielnie. - Lockhart z ulgą opuściła obskurny lokal. - Przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. - Kobieta poprawiła strój, by lepiej osłaniał ją przez słońce.
Wschodnia strona piramidy wyglądała przepięknie o tej porze dnia, jednak mimo przetrząśnięcia całej jej ściany wzdłuż i wszerz, a nawet wzwyż, nie udało się uzyskać żadnych informacji. Andreas skakał po kamieniach, wspinając się i rozlgądając uważnie, jednak po godzinie szukania, cała trójka usiadła zmęczona, aby nieco się ochłodzić
- No dobra...która ściana teraz? - zapytał Annę podając jej manierkę z wodą.
Lockhart skinęła mu z wdzięcznością upijając spory łyk. Czuła, że jej usta stały się sprzechnięte. Opatrunki boleśnie ocierały się o rozgrzane rany.
- Południe… - Ann westchnęła ciężko i spojrzała na profesora. - Jak sobie radzicie przy takim upale?
- Wyobrażamy sobie, że wokół jest mnóstwo wody. To hartuje ducha
- uśmiechnął się lekko profesor, choć jego usta były spierzchły od słońca. Kolejna godzina poszukiwań również nie przyniosła rezultatu, choć po tej stronie wybawieniem było nieco cienia, rzucanego przez krzywy wierzchołek budowli.Było już nieco po szesnastej, kiedy znów przycupnęli u podstawy piramidy. Andreas wyciągnął kolejne manierki z wodą, i paczkę sucharów, które rozczęstował pomiędzy Annę i profesora - hmm...czy to na pewno dobra piramida? - zapytał ale profesor przytaknał głową. -Nie ma innej w okolicy - zapewnił żując sucharka, ocierając pot z czoła
- Cóż… została nam tylko jedna strona.
- Ann westchnęła ciężko. - Czyli północ? - Spojrzała niepewnie na swoich towarzyszy.
- Niekoniecznie - odparł profesor - czasem sekretne wejścia mogą być na tej samej ścianie, co wejście główne. Mogą być zakopane, zamaskowane, ukryte przy wierzchołku… - zauważył cicho profesor - budowniczowie piramid byli bardzo chytrzy pani Lockhart - mrugnął do niej okiem i schował zegarek który trzymał w ręku do kieszeni - To co, rzucamy monetą? - zaśmiał się.
- Jak stanie na sztorc, to sprawdzamy wierzchołek? - Lockhart westchnęła ciężko i podała profesorowi dolara. - I tak coś czuję, że przeszukamy całą okolicę.
- Orzeł, północ, reszka zachód?
- profesor podniósł monetę i rzucił do góry. Andreas złapał i sprawdził - Północ. Pasuje szefowo?- Zapytał Annę Andreas, oddając jej monetę.
- Sprawdźmy… nie mamy innych planów. - Lockhart podniosła się z piachu i otrzepała strój. - Wolałabym tylko nie wchodzić do piramidy po ciemku.
Kolejna godzina chodzenia po północnej ścianie piramidy przyniosła jedynie frustrację. Fortuna nie była łaskawa dla Anny i Andreasa, którzy od trzygodzinnego chodzenia niczym górskie kozice po starych, rozgrzanych niczym patelnia kamieniach piramidy byli już wyraźnie zmęczeni. Rany piekły niemiłosiernie, powodując zawroty głowy i nudności.
Pozostawało jedynie nieco odpocząć i sprawdzić ostatnią ścianę, zachodnią. Znudzony egipcjanin, pilnujący wejścia dla turystów obserwował badaczy, kiedy wspinali się po kamieniach budowli. Wkrótce Anna wypatrzyła nieco luźniejszy od innych blok skalny, przysypany żwirem i piaskiem. Dochodziło wpół do piątej po południu, i słońce paliło już bez litości. Andreas wyjął narzędzia, głównie kilof i niewielką saperkę i zaczął kopać i odgarniać luźny piach i kamienie, które trzeszcząc, spadały kilkanaście metrów poniżej. Egipcjanin na dole wstał, głośno wyraził swoje objekcje, ale Andreas coś mu odkrzyknął, i potem kobieta miała wrażenie, że egipcjanin składa zdanie z samych inwektyw. Po kilku chwilach ignorowania go przez profesora i Andreasa, mężczyzna się uciszył i siadł pod swoją parasolką, patrząc się ciekawie na ich pracę. Wkrótce ciemny otwór prowadzący do wnętrza piramidy ukazał się Annie w całej swej mrocznej okazałości.
Lockhart zajrzała do środka z zaciekawieniem.
- Chyba będzie potrzebna lampa. - Powiedziała oglądając się na swoich towarzyszy. - Bo… wchodzimy, prawda?
Andreas wyciągnął z plecaka jedną z pochodni i podpalił zapalniczką - Wchodzimy? - podał pochodnią Annie i popatrzył na profesora. Ten zmarszczył nos - zapach śmierci i chemikaliów do balsamowania zwłok. To niedobre miejsce. Nie powinniśmy tam wchodzić - doradził - mam złe przeczucia… - strapił się nagle a w jego oczach Anna dojrzała iskierki strachu. Andreas też nie wyglądał najlepiej, choć kobieta była pewna, że prędzej zjadłby własną koszulę niż przyznał, że się czegoś boi.
- Tylko tu możemy dowiedzieć się więcej… ale - Lockhart spojrzała w ciemność. - też się boję. Chciałabym mieć cokolwiek, czym mogłabym z nimi walczyć.
- Walczyć?
- obaj mężczyźni powiedzieli to jednoczęśnie.
- Myślałem, że wchodzimy tam po informację, nie po to, aby kogokolwiek niszczyć - profesor nie wydawał się przekonany. Andreas również.
- Też tak myślałam, wchodząc do muzeum. - Ann przejęła pochodnie i zaświaciła nią wewnątrz. - Ale gdzie jest kult tam są ich bestie… jeśli jeszcze tego nie zauważyliście.
- Mogę was asekurować z zewnątrz. Mam swoje powody by się tam nie pchać do środka
- powiedział profesor - A ja zejdę za szefową - Andreas założył plecak, wcześniej wyjmując z niego obrzyn - No to co, ruszamy? - grek wydawał się przekonany
Lockhart przytaknęła i zanurzyła się w ciemnościach.
Niewielki korytarz, ciasny i ciemny, rozświetlany jedynie blaskiem pochodni schodził gwałtownie w dół, i oboje musieli bardzo ostrożnie poruszać się, używając ścian i sufitu jako podpórki. Doszli w końcu do szybu, ciągnącego się niemal pionowo w dół, zajmującego całą szerokość korytarza. Za szybem Anna widziała schody, pnące się gdzieś w kierunku wierzchołka piramidy. Panował wciąż mrok, ale i przyjemny chłód. Kołki i lina, którą zakupili na targu Fuzira mogła pomóc przy forsowaniu szybu, ewentualnie można było zbadać szczyt piramidy, choć schody wyglądały na dosyć strome
- Najpierw do góry? - Anna zerknęła na szyb, zastanawiając się, czy dadzą radę go przekroczyć. Obawiała się schodzenia w dół i tak od początku towarzyszyło jej odczucie, że wchodzi do własnego grobu.
Andreas wykonał ruch ramionami, jakby chciał powiedzieć “Nie wiem, tu tu jesteś szefową”. Ścisnął jedynie lufę obrzyna, aż pobielały mu knykcie palców i czekał, co zamierza zrobić Anna. Przeprawa z perspektywy Anny wyglądała na ciężką. Nie była specjalnie mocna w gimnastyce, a skok wymagał nieco wprawy.
Ann przewiązała się jedną z nabytych lin w pasie i podała drugi koniec Andreasowi. Wzięła głęboki oddech i skoczyła, starając się pokonać szyb.
Jedynie dzięki łutowi szczęścia Annie udało się przekroczyć ciemny szyb i wylądować na stromych schodach. Pięły się do góry. Chwilę później za nią wylądował Andreas, sapiąc głośno z wysiłku. Schody rozszerzały się, jakby nie były budowane dla ludzi. Stały się dziwnie szerokie i wysokie, a korytarz robił się coraz bardziej przestronny. Ściany udekorowano jakimiś dziwnymi rytami, przedstawiającymi istoty z wieloma twarzami, mackami i pustymi, ropiejącymi oczodołami. Na jednej ze ścian Anna zaobserwowała niewielkie szczeliny, a ogień pochodni przez moment zamigotał, jakby targany powietrzem. Być może to było tylko przeczucie, ale Anna czytała gdzieś o tajemnych przejściach, i reagującej na takie sygnały pochodni. Wszystko, co trzeba było zrobić, to dotknąć tych ścian pokrytych tymi obscenicznie ohydnymi rytami.
Chciała jednak najpierw sprawdzić dokąd prowadzą te schody… po za tym, te obrazy… niepokojąco kojarzyły się jej z jej własnymi snami.
Schody biegły dalej, szerokie i strome. Zwężyły się jedynie w jednym miescu, aby ukazać Annie wąski korytarz, odchodzący poziomo. Szybki rzut oka pozwolił na sprwdzenie, że gdzieś w głębi musiał się kończyć, bo Anna widziała migoczące cienie rzucane przez siebie i Andreasa na nieodległej ścianie, kończącej najpewniej ten wąski korytarz. Schody pięły się jednak obok tego wejścia, wciąż do góry piramidy i nawet jak Anna wyciągała się aby zorientować się w sytuacji, światło nie wydawało się tam docierać. Pozostawało więc albo drapać się dalej na górę, albo zawracać, albo wybrać ten wąski korytarz. Zapach chemiczny, który od jakiegoś czasu drażnił nozdrza tu nie wydawał się już taki intensywny, choć być może było to przywidzeniem. Obsceniczne rysunki ciągnęły się jednak wzdłuż ścian towarzyszących stopniom w górę. Cienie rzucane przez pochodnię nadawały tym przedziwnym rytom życia. Macki prawie ruszały się w migoczącym blasku, a bezcielesne usta krzyczały plugawe modlitwy. Umysł okazywał się tak samo zawodny, jak oczy. Andreas kręcił głową, obserwując ściany - gdzie teraz?
- Sprawdzimy tamten korytarzyk. - Ann pokazała ręką w dół, a po chwili niepewnie sięgnęła do jednego z malowideł.
Malowidła były lekko ciepłe w dotyku, jakby pokryte jakimś delikatnym, ledwo wyczuwalnym meszkiem. Całość sprawiała obrzydliwe wrażenie, które posłało falę wstrętu i obrzydzenia wzdłuż jej kręgosłupa. Czuła się tak, jakby badała nie zimny kamień, a żyjące stworzenie. Węża. Albo ciepłą, wielką żabę.
- Szefowa...to tylko ściana… - Andreas patrzył na nią zdziwiony i stuknął kilka razy w kamień, który wydał głuchy odgłos.
- Te malowidła… nieco przypominają mi stwory z moich ostatnich koszmarów…. bardzo przypominają. - Ann obejrzała się na swojego ochroniarza. - I mam naprawdę nadzieję, że to tylko ściana. - Lockhart oderwała rękę od dziwnej faktury i ruszyła w kierunku tunelu, który minęli jakiś czas temu.
Korytarz kończył się niemal pionowym szybem w dół, tak jak przypuszczała sądząc po rzucanych przez pochodnię cieniach. Poniżej znajdowały się kolejne schody, widoczne na dnie szybu. Nie były tak szerokie i nieregularne, ale wskazywały, że konstruktorzy tej budowli mieli przedziwne podejście do praktyczności. Jakby piramida nie była konstruowana dla człowieka, który nawet używając lin, nie mógłby wygodnie podróżować jej korytarzami.
- Damy radę gdzieś umocować linę? - Lockhart rozejrzała się po ścianach pokrytych malowidłami. - Dobrze by było sprawdzić co jest niżej.
Andreas sprytnie umocował linę za pomocą młotka i żelaznego kołka, umożliwiając Annie zejście w dół. Krótkie schody kończyły się jednak kolejnym szybem, i Anna podziękowała osbie w duchu za swoją roztropność. Jednakże,kiedy stopami dotknęła już wnętrza szybu, jej wzrok spoczął na jednej ścianie szybu. Obrazy, znów ohydne i niepokojące atakowały swoją brutalnością i brakiem sensu. Ryty przedstawiały stworzenia, oblepione jakąś mazią, czy też być może pajęczyną atakowały inne stworzenia, podobne do łodyg kukurydzy, które wydawały się zarówno nieme, jak i głuche. A jednak z ich postawy wynikało jasno, jakby swoimi bezgłowymi ciałami wołały, wyły wręcz o pomoc. Zwoje przerażających kreatur ciągnęły się w dół, poza zasięg wzroku kobiety, najpewniej kończąc się gdzieś na dnie tego szybu.
Ann czuła nieprzyjemne dreszcze. jej wzrok prześlizgiwał się po dziwnych sylwetkach. Co znajdzie na dole? Zerknęła czy Andreas planuje za nią schodzić.
Mężczyzna wisiał już jednak na linie, pewnie schodząc za nią, mocując się ze wspinaczką. Oboje zeszli na samo dno szybu, kończącego się kolejnymi, wąskimi schodami w dół i korytarzem. Na jego ścianach Anna nie widziała żadnych niepokojących symboli ani rytów. Wydawałoby się, zwyczajny korytarz w podziemnej piwnicy. Smród chemikaliów konserwujących zwłoki był jednak dosyć mocno wyczuwalny i dochodził z dołu, do którego prowadził kolejny szyb, kończący korytarz w którym oboje wylądowali.
- Szefowo, mamy tylko dwa zwoje liny jeszcze - Anderas wyciągnął kolejną z plecaka, trzymając luźno młotek. Sprawdził też godzinę. Całe te szarpanie się ze wspinaczką i chodzenie po korytarzach zabrało im już prawie dwie godziny.
- Sprawdzimy ile możemy i najwyżej się wrócimy. - Ann z podziwem spojrzała na to jak mężczyzna mocuje linę do ściany. Że też on jeszcze dźwigał to wszystko. - Chciałabym mieć jeszcze siły by spróbować naszkicować to wszystko.. w sensie układ korytarzy.
- Ha, liczyłem, że ma pani fotograficzną pamięć albo coś w tym guście
- powiedział Andreas rozglądając się po kolejnym chodniku. Pustym, ale znów kończącym się schodami. Tym razem jednak, do góry. Korytarz odchodził jakby w bok, w stronę jak wydawało się Annie jednej ze ścian piramidy - no to została jedna - Andreas wyjął ostatni zwój liny, jakby z ulgą słysząc zapewnienia kobiety, że pewnie wkrótce stąd wyjdą. Odpalił też kolejną pochodnię, bo poprzednia wypalił się już niemal doszczętnie
- Trochę mam… ale przy tym wszystkim zaczynam gubić szczegóły. - Lockhart ruszyła w kierunku korytarza. - Postarajmy się nie używać tej liny. Zobaczymy co jest tutaj i wracamy.
Korytarz kończył się schodami, długimi i położonymi pod kątem niemal takim samym, jak ściany piramidy. Anna mogła przypuszczać, że prowadziły w pobliżu jednej ze ścian budowli i najpewniej prowadzą gdzieś na dolny poziom. Poruszała się powoli, uważnie przyglądając się ścianom i zerkając na pochodnię. Ostatnia rzecz na jaką miała ochotę to utknąć w tym miejscu w ciemnościach.

Schody stawał się coraz wygodniejsze, w końcu skręciły lewą stronę, niczym klatka schodowa w jakimś zamku. Na ścianach pojawiły się zdobienia, i egipskie hieroglify, nieznane jednak Annie z wyglądu. Jej wzrok przykuł jeden z cieni na ścianie, rzucany najpewniej przez pochodnię. Jakby coś stało na samym dole schodów, czekając, aż oboje zejdą w dół. Jakby czaił się w ciemnościach. Widząc wahanie kobiety, cień ruszył.

Początkowo, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Cień nie okazał się być cieniem. Cała ściana pokryta była wszelkiego rodzaju robactwem, głownie jednak czarnymi, opalizujacymi skarabeuszami, które szeleszcząc chitynowymi skorupami wspinały się po schodach i ścianach. Czuły swoje ofiary, i pędziły ku nim z zawrotną jak na ich niewielki rozmiar szybkością…
[MEDIA]https://uploads3.yugioh.com/card_images/2122/detail/2635.jpg[/MEDIA]
Ann krzyknęła przerażona i obróciła się niemal na pięcie. Chwyciła Andreasa i ruszyła biegiem w kierunku liny.
Kobieta popchnęła Andreasa ale sama potknęła się na stopniu i padła niemalże płasko na posadzkę piramidy, prosto na schody boleśnie się uderzając. Czuła, jak robactwo obłazi jej nogi i wspina się w górę, zamierzając ogarnąć ją całkowicie. Szarpnęła się raz, drugi ale miała wrażenie, że tonie w świergoczącym robactwie, polowi zanurzając się niemal po całą szyję. W ostatnim akcie desperacji rzuciła się pod sufit, strząsając większość owadów i pobiegła w górę za gramolącym się z plecakiem Andreasem, docierając do liny. Czarna fala owadów została w tyle, pożerając rozdeptane ciała swoich towarzyszy, których zielonkawe resztki miała na swoich podeszwach.Pozostawało wrócić po linie do jednego z korytarzy.
Lockhart chwyciła linę i zaczęła się wspinać, starając się by nie spaść.
Powrót pierwszą liną nie okazał się kłopotliwy, co najwyżej męczący i czasochłonny. Istoty, spotkane na schodach nie wydawały się ich gonić, nawet do szczytu schodów co umożliwiło całkiem sprawny powrót do korytarza powyżej i powrót do pierwszej liny. Wchodząc po niej do góry, Anna znów patrzyła na ohydne rysunki, jednak tym razem nie to przyciągnęło jej wzrok, a ciasne wejście do korytarza, prowadzącego w stronę mniej więcej w kierunku, z którego weszli do piramidy. Ciasny, zarośnięty pajęczynami, nie wydawał się być używany. Lina i szyb ciągnęły się jeszcze do góry, prowadząc ku wierzchołkowi budowli. Kobieta zawahała się wisząc na linie.
- Andreas…. na ile starczy nam pochodni? - Spytała, wydobywając pistolet i odgarniając nim pajęczynę.
- Hmm...na jakieś kilkanaście godzin? - oszacował ostrożnie patrząc na plecak.
- Ja… chyba chciałabym jeszcze tu zajrzeć. - Ann wskazała na pokryte pajęczynami przejście.
Niewielkie przejście kończyło się kolejnym szybem w dół. Andreas przezornie odwiązał linę z dolnego szybu, prowadzącego do bardzo głodnych skarabeuszy, więc wciąż mieli pewien zapas - Kolejny szyb. Oni chyba uwielbiali wspinać się z góry na dół - stwierdził mężczyzna mocując kolejną linę
- Albo mieli skrzydła. - Ann ni to zażartowała ni powiedziała naprawdę. Zerknęła w dół szybu ciekawa czy uda się jej cokolwiek dojrzeć. Co też zostało tu ukryte? Czy jest szansa na to, że szkic Gliera wskazuje jakiś konkretny kierunek w tej piramidzie? By to przeanalizować, musiała usiąść i na spokojnie spróbować narysować labirynt, po którym się teraz błąkali.
Tym razem szyb był bardzo długi, i schodząc nim wydawało się, że powietrze wyraźniej jest chłodniejsze, w miarę, jak posuwali się w dół po linie. Anna dostrzegła, że wspinaczkę ułatwiała też jedna ze ścian szybu, specjalnie zbudowana w taki sposób, aby cegły dawały oparcie dla nóg i stóp, tworząc coś w rodzaju kamiennej, przemyślnie zbudowanej drabiny. Podróż zakończyła się na szerokiej półce skalnej i kolejnym szybie, w którym znajdowało się jednak więcej korytarzy. Z góry wyglądało to jak coś w rodzaju rozgałęzienia, lub skrzyżowania chodników, położonych poziomo, lub pod pewnym skosem, choć Anna nie była tego całkiem pewna. Korytarz położony najbliżej półki skalnej, tuż pod nią, prowdzący w stronę wschodniej ściany piramidy wydawał się pokryty inskrypcjami, które umieszczono w takim miejscu, że wydawało się, że jest to jakaś wskazówka, lub wręcz informacja dla budowniczych, lub może mieszkańców tej budowli, kimkolwiek byli. Lockhart skorzystała z przymocowanej liny i zsunęła się niżej by przyjrzeć się tym zapiskom.
Anna zeszła ostrożnie do dziwnego skrzyżowania trzech tuneli,którego ściany pokryte były tajemniczymi znakami i hieroglifami. Część znaków pamiętała z książki o antycznym egipcie, a część skojarzyła jej się z innych, przeglądanych wcześniej dokumentów i źródeł. Przekaz jednego ciągu symboli był na tyle jasny, że Ann mogła wręcz przeczytać go na głos.

Cytat:
“Witajcie słudzy Ghatanothoa”
Kobieta widziała również specjalnie zaprojektowane i wybudowane stopnie i uchwyty, jednak była pewna, że nie były one zrobione dla człowieka, tylko raczej dla czegoś większego, i niekoniecznie humanoidalnego. Dwa korytarze, jeden prowadzący w kierunku wschodniej ściany, a drugi zachodniej były dostępne bezpośrednio z liny. Andreas czekał na sygnał, aby schodzić za nią lub robić cokolwiek innego. W tej chwili obserwował skupioną nad symbolami kobietę, widząc, że wpadła na jakąś wskazówkę.
- Sprawdzę dalej. - Ann ruszyła w kierunku wschodniej ściany. To tam Glier zaznaczył “X” Czy tam mogło być coś, co jej pomoże…. a może ją zabije?
Korytarz prowadził na wschód. Kamienne ściany zaczynały przerażać swoją surowością, wydawały się też ciemniejsze, jakby brudne. Smród śmierci i balsamicznych chemikaliów stał się tak intensywny, że Anna poczuła skurcze w żołądku. Coś pacnęło ją w głowę. Coś lepkiego, jakby mokrego. Potem znów, tym razem na twarz. Lepka, ciemna substancja.
Lockhart zatrzymała się i przesunęła dłonią po swojej twarzy by zidentyfikować tą ciecz. Ann poczuła jak ostatni posiłek podchodzi jej pod gardło gdy zidentyfikowała krew. Powoli podniosła głowę ku górze.
Sufit wyglądał tak, jakby kogoś na górze zabito, a krew świeżego trupa przesączała się przez kamienie. Jednak po chwili kobieta zdała sobie sprawę, że krew wcale nie wylewa się ze szczelin między kamieniami, a raczej skapuje z wielkiej kałuży krwi, jtóra jakimś cudem trzymała się sufitu. Kolejne krople spadały na kobietę, brudząc jej ubranie, wpadając we włosy, barwiąc twarz i ręce czerwonymi zaciekami. Ann wydała z siebie głośne jęknięcie rozpaczy. Co… co się musiało dziać wyżej? Ruszyła szybkim krokiem do przodu licząc na to, że plama krwi niebawem się skończy.
Krwawy korytarz niebawem się jednak skończył, przechodząc w strome schody w dół, kończące się zakrętem i kolejnym korytarzem. Ann skończyła się lina, którą była przepasana.
-W porządku tam na dole? - krzyknął Andreas niepewny, co się dzieje z kobietą.
- T..tak… wracam. - Lockhart zaczęła się wycofywać, starając się jak najszybciej pokonać krwawy odcinek, osłaniając swoją twarz ramieniem.
- Co się stało? - Andreas zobaczył wynurzającą się z korytarza kobietę, pokrytą krwawymi zaciekami - Jesteś ranna? Skąd ta krew?
- Z.. sufitu…
- Ann czuła jak przy każdym słowie zbiera się jej na wymioty. - Potrzebuję powietrza.
Andreas szybko wyciągnął przepasaną liną kobietę do góry i zaczął cucić, wyciągając manierkę i przemywając jej twarz.
- Ta piramida nie wygląda mi na grobowiec. Nie widziałem żadnych grobów, za to pełno tu pułapek i wąskich przejść… - ocenił Andreas na spokojnie, czekając, aż Anna dojdzie do siebie.
- Tam dalej jest kolejne przejście. - Ann podkuliła nogi siedząc na podłodze i oparła czoło na własnych kolanach. Czuła się zagubiona i przerażona niczym dziecko i chyba naprawdę chciała by ktoś ją przytulił i powiedział, że będzie dobrze. - Tylko mamy za mało liny… Jestem ciekawa czy nad tym korytarzem jest jakaś komnata… skąd się bierze ta cała krew?
- Nie wiadomo. A skąd wzięły się skarabeusze w piramidzie która jest zamknięta od lat? - zapytał Andreas - nie podoba mi się to miejsce. Ale możemy zejść tam w dół razem, i połączyć linę z tą ostatnią. Co ty na to?
- A skąd w niej krew? Może wcale nie jest zamknięta? Może jest inne przejście? - Ann westchnęła. - Powinniśmy to sprawdzić.. wolałabym tu nie wchodzi po raz drugi.
- Ale nie ma wyboru. Idziemy? - upewnił się jeszcze Andreas, mocując kolejną linę i sprawdzając wbite kołki. Dla pewności umocował jeszcze dwa, aby utrzymały ich wspólny ciężar.
Lockhart przytaknęła i powoli zsunęła się po linie przygotowując się na kolejne przejście przez krwawy korytarz.
Przeszli szybko, choć krew kapała wszędzie, jakby celowo szukała drogi przez ubrania do pleców i ramion Anny. Oblepieni czerwoną mazią, wychynęli z korytarza po drugiej stronie, stając na stromych schodach, następnie weszli w ciemny korytarz, nie mając zbyt wielkiego wyboru. Po prostu, brnęli wciąż niżej, uparcie do przodu, popychani wolą badaczki.
Jednak ku ich zaskoczeniu, nie czekały ich na końcu żadne skarby. Ściana, której kamienne bloki widać było z daleka wywołała jęk zawodu ze strony Andreasa, który klapnął ciężko na posadzkę, ocierając krwawe czoło z potu i krwawych zacieków
-Ślepy zaułek… - mruknął wyciągając paczkę sucharów, którymi zagryzał swoją złość.
Ann podeszła do ściany i przesunęła po niej palcami. Pomału rozejrzała się po najbliższej okolicy, spoglądając też ku górze. Cokolwiek było źródłem tamtej krwi… musiało być wyżej.
Pochodnia zafalowała, rzucając feerię cieni. Kobieta była niemal pewna, że za tą ścianą musi być przejście. Szczelina między kamieniami a boczną ścianą korytarza nie pozostawiała złudzeń. Kobieta czuła przepływające po dłoni powietrze. Lockhart zaczęła pomału wędrować wzdłuż ściany szukając czegoś co mogłoby ją otworzyć? Toż chyba ci kultyści nie pchali jej… a może potrzebne było urządzenie z Karpathos…. Tylko jeśli tak, to kiedy należało go użyć i gdzie postawić?
Na posadzce Anna zauważyła delikatne rysy, które sugerowały raczej siłowe rozwiązanie problemu.
- Andreas, pomożesz mi? - Lockhart przyjrzeć się rysom starając się wywnioskować, w którym miejscu pchano ścianę.. pewnie obracała się na jakimś trzpieniu.
Andreas podszedł, obejrzał, potem wyjął z plecaka niewielki łom i zaczął mocować się ze ścianą. Po chwili coś zgrzytnęło, jakby przestawiały się tryby i zapadki w jakimś mechaniźmie, co mogło wydawać się Annie dziwne, zważywszy na epokę w której budowla ta powstała. Ściana odsunęła się na bok, z cichym zgrzytem i stukotem odległego gdzieś za ścianą mechanizmu. Korytarz, który odsłoniła był ciemny, jakby chciał pochłonąć światło pochodni, trzymanej w ręku Anny.
Lockhart wzięła głęboki wdech i pomału wkroczyła w mrok.
Długi i ciemny korytarz prowadził cały czas w kierunku zachodniej ściany. Przez moment Anna przeszła pod otworem szybu prowadzącego w górę, wydającym się kobiecie w tych ciemnościach niczym ubrudzonym kominem starej kotłowni. Korytarz którym szła kończył się otworem, o ozdobnych krawędziach. Pochodnia migotała coraz słabiej, jakby tłumiona przez ciemność która wręcz wylewała się falami z pomieszczenia poniżej. Było duże, o ścianach gładkich niczym lustro, a jednak nie odbijało ono światła pochodni, choć kobieta była pewna, że mignęło w nich jej odbicie. Dziwne, niewyraźnie z korytarza inskrypcje przeplatały lustrzane panele pomieszczenia. Ciemność, kłębiąca się niczym mgła falowała na dole, skupiona wokół niewielkiej niszy, z umieszczonymi nad nią symbolami. Podobne symbole odsłaniała pochodnia rozpraszająca ciemności w korytarzu, w którym obecnie stała Anna z Andreasem, a z którego mogła swobodnie zajrzeć do wielkiego pomieszczenia. Bluźniercze rytuały, przeprowadzane przez zwierzęce istoty, podobne do kangurów, wydobywały z sarkofagów humanoidalne istoty, podobne do mumii. Wielki dysk, świecący, i wysyłający promienie przypominał nieco rzeźby i ryty w muzeum, przynajmniej te dotyczące przeklętego faraona i jego heretycki kult.
- Chyba… znaleźliśmy. - Powiedziała cicho przyglądając się pomieszczeniu. Czy obrzędy nadal mogły się tu odbywać. Już po drodze zauważyła, że kurz pokrywa najczęściej ściany i sufit. Wiele podłóg jest w istocie jakby wymiecionych, choć w kątach, między ścianą a podłogą kurz jak najbardziej zalega. Czuła, że powinni wracać do profesora. - Dasz radę opuścić mnie na dół? Chyba byłoby dobrze gdybyś tu został i jakby co mnie wciągnął z powrotem.
Andeas kiwnął głową i odwiązał część liny, aby opuścić Annę w dół, do pomieszczenia. Wpierw starannie przymocował linę, wbijając metalowe kołki w jakieś ryty na ścianie
- Gotowa? - obwiązał ją w pasie i pocałował niewielki medalik, który wyciągnął zza koszuli*
- Nie… ale im szybciej tam zejdę tym szybciej stąd wyjdziemy. - Lockhart przysiadła na krawędzi otworu i powoli zaczęła zsuwać się w dół.
Pierwsze, co rzuciło się Annie w oczy, to niewielka nisza, widoczna w jednej ze ścian pomieszczenia, nieco bardziej ozdobnej od reszty. Wielkością i kształtem, było dopasowane do czegoś, co z takim trudem udało im się zdobyć, a co spoczywało w tej chwili w angielskim banku Lloyda. Kształt niszy odpowiadał szklanej osłonie urządzenia z Karpathos i kobieta miała pełne przekonanie, że będzie tam pasować. Nie miała jednak wiele czasu na podziwianie całości. Ciemna mgła na dole, przykrywająca niemal w całości podłogę zafalowała. Kształt, podłużny, podobny do widzianego od góry psa szybko przemieścił się od jednej ściany do drugiej. Potem kolejny, przemknął tuż pod wiszącymi w powietrzu nogami Anny. Dwa inne krążyły w okolicy niszy. Mlaskanie i węszenie dobiegło do uszu Anny, której stopy miały za chwilę dotknąć unoszących się w górę kosmyków czarnej mgły…
Lockhart nerwowo pociągnęła linę, podkulając nogi.
- Podciągnij mnie, trochę wyżej. - Powiedziała starając się nie krzyczeć i mając nadzieję, że Andreas ją usłyszy.
Lina poszła do góry, unosząc Annę aż pod sam sufit.
-Długo nie dam rady - Andreas bladł na twarzy, trzymając linę. Widać było czerwieniejące bandaże na jego rękach.
- Wystarczy. Wciągnij mnie. - Ann spróbowała sięgnąć do góry by pomóc mężczyźnie, sama zerkając w dół i starając się dojrzeć dziwne cienie.
Wyciągnął szybko kobietę, odwiązując linę od kołków i uwalniajac Annę od jej ciężaru - co tam było?
- Miejsce na naszą zdobycz i… coś dziwnego. Wybacz ale wolałabym nie sprawdzać. - Lockhart zerknęła w dół.
- To co, wracamy na górę, czy sprawdzamy jeszcze jakiś...szyb… albo tunel? - sapnął nieco uspokojony Andreas. Nie wyglądał na takiego, co chciałby sprawdzać pomieszczenie poniżej i wyraźnie odetchnął z ulgą, widząc, że Anna również nie chce ryzykować
- Wracałabym… ktoś musi odwiedzać to miejsce… może udałoby się zaobserwować kto? - Ann była potwornie zmęczona, a słabo przespana noc nie pomagała.
- Można wynająć jakąś chałupę od tubylców. Widać będzie całą stronę piramidy - zaproponował - trzeba będzie przecierpieć też tego buca w knajpie.
- Chyba tak… - Ann przytaknęła i ruszyła w drogę powrotną.
 
Aiko jest offline  
Stary 26-06-2019, 15:29   #29
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Tel-Amarna. wieczór.
Anna z ulgą powitała świeże powietrze i odrazy klapnęła na stopniach piramidy by złapać oddech. Lekko nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się, szukając profesora i mając nadzieję, że nie zostawił ich na tym odludziu.
Profesor czekał, zerkając w stronę stojącego w pobliżu piramidy samochodu. Owinął się kocem, wyciągniętym ze swojej torby i podziwiał gwiazdy, półleżąc na stromych kamieniach piramidy.
- O, jesteście - ucieszył się i wyraźnie się ożywił. - Nie było was kilka godzin myślałem, że już nigdy nie wyjdziecie
- Też myślałam, że już nie wyjdziemy. - Lockhart skupiła wzrok na rozgwieżdżonym niebie. Czemu teraz tak bardzo kojarzyło się jej z mapą Gliera? W co ją wujek wpakował? - Myślę, że powinniśmy wynająć tutaj jakiś dom z widokiem na tą stronę piramidy… tam porozmawiamy na spokojnie, dobrze?
Profesor i Andreas kiwnęli głowami, zgadzając się na plan Anny po czym cała trójka zgrabnie zeszła do wioski, by poszukać jakiegoś miejsca, gdzie można było przycupnąć przez kilka dni, jednocześnie obserwując piramidę. Jeden z pasterzy udostępnił swoje domostwo po niezbyt długich targach, przekonany przez profesora, Andreasa i za pomocą pieniędzy, a zwłaszcza amerykańskich dolarów Anny.
W końcu usiedli, racząc się resztką wypiekanego na palenisku przez pasterza, pszenicznego placka, mając do dyspozycji jego ubogą chatkę
- To co teraz? - zapytał Andreas patrząc na Annę.
- Chyba.. zależy nam by ich dopaść… Według mnie odwiedzają tą piramidę. Nie wierzę by te korytarze po wiekach nie używania mogły być takie oczyszczone. - Lockhart przysiadła przy ognisku ciesząc się jego ciepłem. Takim zdrowym.. normalnym ciepłem. Innym niż ciepło kapiącej krwi. - Możemy ją poobserwować. Wiemy gdzie jest urządzenie, na które było miejsce w tamtej sali. Nie wiemy kiedy muszą go użyć, ale… może będą się przygotowywać? Może uda nam się kogoś rozpoznać?
- Cóż, w takim razie będziemy obserwować - zgodził się z Anną Andreas. Profesor kiwnął głową - Czego się pani dowiedziała w piramidzie? Były tam jakieś wskazówki, co do przeznaczenia tej budowli? Może jakieś znaleziska? - zainteresował się Jahrak.
- Tak… znaleziska. Krew… dużo krwi i skarabeusze. - Ann westchnęła. - Jest tam komnata. - Lockhart opisała dziwne pomieszczenie na tyle dokładnie na ile była w stanie i wydobyła z torebki swój notes. Pomału zaczęła odtwarzać na szkicu trasę, którą pokonali informując profesora o tym co widziała.
-Jeśli mamy tu zostać, idę do tego baru. Widziałem tam telefon, a warto mieć jakiś kontakt ze światem zewnętrznym - oznajmił Andreas - mogę też wziąć pierwszą...wartę? Nie raz zdarzało mi się siedzieć na tyłku i gapić się na jakichś złoczyńców. Jedźcie do Kairu, i przywieźcie mi tylko coś do jedzenia. Te w plecaku się powoli kończy, a te placki nie starczą na długo - poradził grek.
- Potrzebuję dwóch.. może trzech dni. Powinnam napisać do domu i ogarnąć kilka spraw firmowych. - W myślach Ann dodała też, że choć przez chwilę nie chciałaby myśleć o tym kulcie. - Może Wrócę do Kairu.. nabylibyśmy z profesorem nieco jedzenia i tu przesłali? Jeśli będę musiała się przemieścić pozostawię na recepcji hotelu numer kontaktowy, dobrze?
- Doskonale - potwierdził Andreas a profesor nie miał tutaj uwag. Grek wyjął z plecaka elementy do podobnego pistoletu maszynowego, jaki Anna zauważyła wcześniej u Jacka, i zaczął go powolutku składać, trzaskając metalem.
Ann przytłaczała taka broń… sam fakt, że rzeczywiście mogła być potrzebna. Nie odzywała się jednak. zaczekali aż Andreas nabędzie sobie coś do jedzenia i ruszyli w drogę do Kairu.


Kair, Hotel Sheppard`s, późny wieczór.


Podróż samochodem zajęło profesorowi i Annie jakąś godzinę i było już dobrze przed północą, zanim dojechali do hotelu. Szczęśliwie, ulice Kairu nie przypominały w niczym ulic wielkich, rozwiniętych metropolii świata, jak Nowy York czy Londyn, i niespecjalnie trzeba było martwić się korkami. Jednakże rzucali się w oczy, co mogło mieć pewien minus. Kilku przechodniów niewątpliwie zwróciło na nich uwagę, kiedy mknęli przez miasto. Nikt jednak nie próbował ich zatrzymywać, i wątpliwie byłoby, czy zdołałby to zrobić, biorąc pod uwagę prędkość ich wehikułu. Ann mogła więc po pewnym czasie znaleźć się w swoim pokoju, odświeżyć i zadbać o swoje samopoczucie
[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/6/26/14774943_unnamed.jpg[/MEDIA]

Ann czuła się dziwnie wchodząc samotnie do pustego pokoju. Czuła wyrzuty sumienia, że pozostawiła tam Andreasa… ale czy konieczne było by siedzieli tam razem? Postara się tam wrócić jak najszybciej.
Rozejrzała się po pokoju szukając nabytego przed wyprawą lustra.
Zapakowane w ciemne płótno, stało w rogu pokoju, pozostawione przez Andreasa i obsługę hotelu.
Lockhart stanęła na wprost przedmiotu, ale bała się odsłonić materiał. Czy znów zobaczyłaby tamtą bestię? Niepewnie sięgnęła dłonią by wypadać pod materiałem rzeźbienia, które widziała ostatnio na targu. Wyśle to do stanów… Rano poprosi na recepcji by załatwiono jej transport.
Lustro nie wyglądało wcale dziwniej niż tego dnia na targowisku. W świetle hotelowej lampy wydawało się po prostu zwykłym przedmiotem, jakich wiele zobaczyła w czasie swojej kariery antykwariusza. Mogła zrzucić te zwidy na karb swojego zmęczenia i doznanego ostatnio stresu, jednak te zwierzę, o ile to było zwierzę, wyglądało tak realnie. Anna zapragnęła obejrzeć taflę lustra, jakby przyciągała ją sama jej obecność… Odsunęła się i ruszyła do łazienki, cały czas zerkając przez ramię. Musiała się wymyć, przebrać w czyste ubranie… uspokoić.
Dopiero po długiej relaksującej kąpieli powróciła do lustra, układając na stole obok zebrane lektury i notatki. Niepewnie odsłoniła taflę by się w niej przejrzeć.
Tafla odbijała tylko jej odbicie, w tej chwili nieco zatroskane, choć kąpiel i chwila odpoczynku zrobiły cuda. Ann przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie. Miała podkrążone oczy, ale nie dziwiło to po tych wszystkich nieprzespanych nocach. Wiedziała że musi choć sekundę odpocząć i choć kusiło ją by nadać lustro do Aleksandrii i dalej do Stanów, to uznała, że pojedzie tam osobiście i dopilnuje wysyłki. Byleby choć na chwilę odsunąć się od piramidy i tego co w niej widziała.
Zasłoniła lustro i położyła się spać, zapobiegawczo zostawiając przy łóżku jakieś naczynie.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172