Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2019, 17:05   #41
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Sny i koszmary

- To ona? Tak. Interesująca. Możliwe, że użyteczna…- głosy dochodziły zewsząd, z cieni, ze szczelin w podłodze, zza okien, z ciemności kryjących się kątach pokoju. Głosy.. znała je. Camille, Rose, Alice, Eleonore, Jessica. - Ładne ciało. Uparta głowa. Chce walczyć, nie umie się ugiąć. Nie może uciec. Już na to za późno.
Nie mogła dopasować zdań do poszczególnych głosów. Może powtarzały je, jedna po drugiej?
Susan nie miała siły. Była pogrążona w śnie, nie miała co zrobić. Yoona też nie mogła a przynajmniej nie wydawało jej się, że cokolwiek stało się po tym jak wrzasnęła “Wynocha z jej domu!” w głowie Woods.
- Ciekawe czy będzie gotowa.- odezwał się chyba głos Alice. Ironiczny i drwiący. A potem usłyszała kroki. Duże ciężkie. Poroże zarysowało sufit. Bóg Jeleń był większy od Henry’ego. A jej ciało, nieruchome… sparaliżowane zmęczeniem.
“Dlaczego ty tu jesteś?” Księżniczka zastanowiła się, pierwszy raz nie do końca pewna, czy powinna się cieszyć z tej wizyty. “Woods...nie ma, że szalony staruszek. Jutro zakopujesz ten grób.”
Jej rogaty kochanek przyciągnął jej ciało do brzegu. Silne dłonie dotykały, spragniona jej męskość ocierała się o jej pośladki. Wszystko to komentowały ’wiedźmy’, jakby to był spektakl? Bardziej rytuał jakiś… czemu służył, Susan nie wiedziała.
“Zostaw ją!” Księżniczka warknęła w głowie Susan, a ta nie wiedziała właściwie co do końca się dzieje. Na pewno nie mogła nic zrobić.
Potwór jednak jej nie słuchał, a Susan nie miała sił, by się poruszyć. Pochwycił ją za pośladki, uniósł w górę. Jego duma, powoli i leniwie zaczynała wypełniać jej kobiecość.
Powolne ruchy, powolna rozkosz… ciało reagowało na kochanka tak jak zwykle. Bądź co bądź nie był to ich pierwszy raz. Komentarze wiedźm, były rozpraszające i nieco niepokojące… ale nie zmieniało to faktu, z kim się kochała. Bóg Jeleń nie był może czułym kochankiem, ale tym razem nie był brutalnym. Spełnienie jego przyszło pierwsze… i pozostawiło budzącą się rano Susan z mieszanymi uczuciami.
 
Obca jest offline  
Stary 30-03-2019, 20:27   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 9


Właściwie to te uczucia nawet się nie mieszały, gotowało się w niej. Była oblana zimnym potem drżąca. Najpierw wiedźmy próbowały ją wziąć wbrew jej woli teraz on. Spojrzała na telefon. Dziesiąta siedemnaście. No tak późne kładzenie się i takie są tego skutki. Kotary zasłaniały światło dnia tworząc w pokoju przyjemny mrok. Trochę ją suszyło od wczorajszego wina. Przewróciła się na plecy i nasłuchiwała swojego domu. Czy też upewniła nie usłyszy nowych szeptów. - Domy mają chronić swoich mieszkańców...kiepsko ci idzie jak do tej pory. - rzuciła oskarżająco do pokoju...i właściwie do całego budynku.
Dom odpowiedział monotonnym odgłosem drapania. Oznaczało to, że Henry zabrał się za robotę gabinecie.
- Jasne milcz i udawaj że nie ponosić żadnej odpowiedzialności za mój stan. - dodała ironicznie wstając i kierując się do łazienki. Po szybkim prysznicu i uzupełnieniu płynów z kranówki zeszła na dół. “O której miało być ta rada miasta? “ zastanowiła się schodząc na dół.
- Cześć Henry. - Rzuciła w stronę gabinetu i zeszła do kuchni.
- Cześć.- rzekł w odpowiedzi Henry.- Nie chciałem cię zbudzić.
- Szkoda oszczędziłbyś mi koszmarów. - Powiedziała obojętnie z dołu schodów. Nie była głodna, spakowała butelkę wody. - Potrzebuje łopaty...może też łomu. - powiedziała do siebie układając sobie wszystko w głowie.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał Henry schodząc za nią po schodach i widząc jej przygotowania.
- Muszę zobaczyć co jest w tym grobie, szalony staruszek czy nie. Chyba kończy mi się czas. - Przyznała pijąc kolejną szklankę wody. - Idę do Jane pożyczyć łopatę i łom. Coś jej przekazać od ciebie?
- Nie. Nic.- odparł Henry krótko. - Uważaj na siebie.
- Na to już zdecydowanie za późno….w razie czegoś weźcie pieniądze z torby, wątpię bym przekroczyła z waszymi usługami kwotę jaka tam jest. - Powiedziała trochę grobowo i skierowała się do drzwi frontowych.
Dojście do sąsiadki zajęło jej chwilę. Jane akurat rozmawiała z Philem sprzedając mu jakiś miernik.
- Hello. - Przywitała się i podeszła do półki z miernikami kolorów i udawała że jest zajęta, póki Phil nie skończył i nie wyszedł.
Phil w końcu wyszedł, a Jane czekała aż Susan podejdzie do niej.
- W czym mogę pomóc?
- Potrzebuję łopaty i pewnie łomu. - Przeszła do rzeczy Woods.
- Do czego potrzebujesz? - zapytała zaniepokojona Hong.
- Ech..idę rozkopać grób człowieka który widziałam we śnie. Coś tam jest. Jeśli uda mi się ominąć szalonego staruszka to mam szanse przed zebraniem miasta. - Powiedziała bez ogródek, nie było sensu tego przed nią ukrywać. Jak zapyta to i tak Henry jej powie, a jak jest w zmowie z wiedźmami to pewnie już wie po co jej ta pierdolona łopata.
- Staruszka? Jakiego…- Hong zbladła po chwili zakrywając usta dłonią. - … z tego co wiem, to na cmentarzu… pewnie mi nie uwierzysz. Ale ponoć straszy upiór jakiegoś starca.
- … - Susan chwile wpatrywała się na nią po czym dodała. - Dobra najpierw wstąpie po jakiś krzyż do kościoła. Bo upiora łopatą nie pokonam. - Popatrzyła na nią jeszcze raz prosto w oczy. - Sprzedasz mi ten łom i łopatę?
- Krzyż ci mogę pożyczyć. Kościół też lepiej omijać. Nie słyszałam co prawda o żadnym upiorze, ale… coś jest nie tak z tym świątynnym budynkiem. - odparła cicho Jane, jakby mury miały uszy.
- Daj mi wszystko co możesz. Jak coś powiedziałam Henry’emu żebyście uregulowali rachunek pieniędzmi z torby.
- Mówisz jakbyś podejrzewała, że zginiesz. Może pójść z tobą. We dwie będzie raźniej. - zaproponowała Jane nieśmiało.
- Jane.. - Susan zaczęła nie do końca wiedząc jak kontynuować. -... wczoraj powiedziałaś że chętnie widziałbyś mnie na swoim miejscu przy Alice. Dodatkowo naszłaś mnie i Henry’ego...znam już dom na tyle, żeby wiedzieć jak roznosi się w nim dźwięk. Nieważne jak bardzo chce, nie uwierzę że nie słyszałaś z kuchni co się dzieje. - Spojrzała jej prosto w oczy, Jane przynajmniej zasługiwała na prawdę. - Z każdym dniem coraz trudniej mi wierzyć, że pomagasz mi bezinteresownie. Bo ci zależy, a nie, bo ktoś ci kazał mnie pilnować. Co do Henry’ego jeśli ci przeszkadzam w czymś to po prostu powiedź a z tym skończę. Z tego co powiedział, to wszystko jedno kogo pieprzy.
- No wiedziałam… ale przez chwilę było ciszej, więc myślałam że zrobiliście sobie przerwę. - zawstydziła się Jane zerkając na blat.- Wierz sobie w co chcesz. I tak nie słuchasz co do ciebie mówię. A co do Henry’ego…- wzruszyła ramionami.-... spaliśmy z trzy.. cztery chyba razy i tyle. Jest kumplem. Pomaga mi. I lubię go… ale… nie ufam za bardzo mężczyznom. Nie czułam się na tyle komfortowo z Henrym, by był z tego stały związek. Zresztą… sama pewnie już wiesz jaki jest…- westchnęła cicho. - Próbowałam z Clarencem, też nie wyszło. Zerwaliśmy z cztery miesiące temu. Jestem zepsuta, wiesz? Ale nie chcę o tym mówić.- spojrzała w oczy Susan.- To co robicie z Henrym to nie mój problem ani moja sprawa. Może tobie uda się go wyciągnąć z lasu?
“Najpierw mówiła o jednym razie teraz są cztery. I się dziwi, że nie słucham.” Susan mentalnie miała ochotę potrząsnąć Jane ale się opanowała.
- Mam trochę inne zajęcia chwilowo niż bawienie się w jakieś gierki z Henrym czy kimkolwiek innym. No i mieszkając poza miastem chyba lepiej na tym wychodzi niż ja czy ty.- Zmrużyła oczy, ale już odpuściła temat. - Potrzebuję tej łopaty, chce zdążyć przed zebraniem miasta. - Ok… nie ma sprawy.- odparła Jane i spoglądając na Susan spytała. - Chcesz kupić, czy pożyczyć?
- Kupuje, nie znam pory dnia ani nocy kiedy znowu będzie mi potrzebna. - odpowiedziała już na spokojnie Woods.
- Ok.- Jane podeszła do półki wybrała wygodny szpadel z dość krótką rączką i Woods uregulowała należność za niego.
- Do następnego. - Rzuciła wychodząc i kierując się prosto na cmentarz. Dużo nie miała, ot nóż wzięty z kuchni i łopata kupiona u Jane, komórka i jej workowata torba na ramię. Staruszek zjawa czy nie będzie musiała zadowolić się tym, że Susan nie miała zamiaru z nim walczyć tylko ewentualnie odciągać w inne partie cmentarza. Wong pożyczyła jej też krzyżyk więc miała jak sprawdzić swoją teorie i nie musiała wstępować do kościoła.

***

Cmentarz… teraz gdy już usłyszała rewelacje Wong, Susan inaczej patrzyła na to miejsce. Złowieszczy labirynt Minotaura kryjący skarb w swoim miejscu. Czy Jane ją nastraszyła?
Owszem uzbrojony w drewnianą pałę i najwyraźniej pozbawiony rozumu staruszek był niebezpieczny, ale czy wyglądał na upiora? Ducha? Zdecydowanie nie.
Nieważne, mógłby być nawet antychrystem i nie zmieniłoby to faktu, że musiała dostać się do centrum cmentarza. Teraz przynajmniej wiedziała, gdzie ma iść. Wybrała najkrótszą trasę i szybko zbliżała się do celu.
Na razie nie zauważyła szalonego strażnika, a droga wydawała się… cóż… mogłaby przysiąc, że ostatnim razem dotarła szybciej. Zupełnie jakby cmentarz był żywą istotą i tworzył nowe ścieżki w locie, by nie dopuścić ją do celu. Ale przecież to niemożliwe, prawda?
- Cholera! - Mruknęła rozgniewała Susan przyspieszając kroku. W końcu nie mogła pozwolić, by ją jakieś rozmieszczenie planu miejskiego wodziło za nos. Oczywiście takiego gonienie nie przyniosło efektów, dlatego musiała zastosować taktykę odmienną… zwolnić, być uważną i przyglądać się charakterystycznym obiektom, by nie dać się zwieść podejrzliwie podobnym ścieżkom. To… dawało efekty. W końcu Woods dotarła do celu. Tyle że miała wrażenie, że nie jest sama w tym miejscu.
“Pewnie to ten staruszek, albo Jane dała komuś znać co robię…” Susan nerwowo rozejrzała się po centrum i podeszła do grobu. Wyjęła szpadel i wbiła w ziemię.
Po kilku ruchach szpadlem uderzyła o coś metalowego. Odetchnęła przy tym z ulgą. Na szczęście Clarence nie ukrył swojej tajemnicy w trumnie nieboszczyka, tylko zakopał coś płytko cmentarnej ziemi.
Susan szybko i energicznie odkopała metalowe coś i przyjrzała się temu bliżej. Metalowe pudełko na lunch… solidne, bo wzorowane na wojskowych skrzyniach zaopatrzeniowych. Ot, taki gadżecik, ale Clarence wybrał je ze względu na trwałość. Tak samo jak kłódkę.
Cień… zauważyła nad sobą cień i uskoczyła na bok odruchowo unikając oberwaniem dębową pałą w potylica.
- Seksożerczyni… suka… pożeraczka… służka..- wrzeszczeć zaczął staruszek, kiedy już przewagę zaskoczenia stracił.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-03-2019, 20:50   #43
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Woods z kolei nie czekała, na nic trzymając kurczowo pudełku rzuciła się do ucieczki.
Wykrzykując obelgi i kolejne niepowiązane ze sobą słowa, staruszek-upiór pobiegł za nią wykazując się zaskakująco dużym wigorem i szybkością, bo Susan nie potrafiła się uwolnić od niego. Nadal metaforycznie czuła jego oddech na swoim karku.
- Przestań mnie gonić! Nie jestem jedną z nich! - Wrzasnęła nie odwracając się i dalej biegnąc do wyjścia. Przynajmniej miała nadzieję że tam się kieruje.
Niestety tym razem cmentarz ją zwiódł. Przebiegając przez kolejne alejki dotarła do miejsca w którym pozostawiła swoją łopatę. Wbitą w grób Haysa.
Szybko schowała skrzynkę do torby i podleciała pod grób chwytając łopatę.
- Nie zbliżaj się staruszku, nie chce cię skrzywdzić, ale to zrobię jak nie przestaniesz! - Powiedziała unosząc szpadel niczym kij bejsbolowy.
Odpowiedzią była kolejna litania bluzgów. Mężczyzna z ruszył biegiem na Susan wznosząc swoją drewnianą pałę niczym miecz do góry.
Susan w ostatniej chwili uskoczyła z linii ciosu i postanowiła pchnąć starca, by ten stracił równowagę. Świst obok ucha był nieprzyjemny, ale Woods udało się to co planowała.
Wyprowadziła cios i miała wrażenie, że uderzyła swoją łopatą w drzewo. Starzec się zachwiał, ale nie przewrócił. Woods uzyskała jedynie inicjatywę w tym pojedynku. Musiała jednak szybko decydować i jeszcze szybciej działać, jeśli chciała zachować tą przewagę.
“Raz kozie śmierć...tyle że ja nie chcę umierać.” W tym samym czasie myślała i działała, wyszarpnęła z kieszeni krzyżyk Jane i przysunęła go wolną ręką do twarzy staruszka.




- A kysz Upiorze! - “Nie no to nie zadziała zginę tu marnie ubita przez starego wariata!”
O dziwo cofnął się zasłaniając twarz pałą. Otworzył usta i… zionął z nich trupi odór. Mężczyzna dosłownie rozkładał się od środka. W otwartej szeroko paszczy kłębiły się larwy much przedzierając się przez gnijące mięso.
- Właśnie! Do tyłu! - “ O mój boże to działa! To absolutnie nie powinno działać.” Kobieta ledwo zdusiła okrzyk i zbierające się na ten widok wymioty. Susan zaczęła się powoli wycofywać z centrum. Być może jak będzie miała wisiorek na zewnątrz to i cmentarz przestanie ja mamić złą drogą.
To działało…. trochę. Potwór złorzecząc Susan odsunął się odrobinę do tyłu i próbował zajść Woods od tyłu. Patrzył na nią z nienawiścią i czekając na jej błąd.
Powoli i do przodu. To motto powinno być jej głównym. Idąc powoli i uważając na każdy jego ruch egzekwowała plan z wycofaniem się do wyjścia. Najchętniej rzuciłaby się znowu do ucieczki, ale nie mogła sobie pozwolić na błędy popełnione w pośpiechu.
“Cholera to będzie trwało wieki.” pomyślała płaczliwie w głowie. I rzeczywiście trwało to boleśnie długo. Każdy krok musiała stawiać ostrożnie. Co kilka rozglądać się, by nie dać się zwieść cmentarzowi, jak i pilnować pozycji upiora, który pyskując czekał tylko na jej błąd. Ręką zaczęła jej omdlewać w połowie drogi, nerwy były napięte niczym postronki. Ale.. udało się. Wyszła poza bramy cmentarza w końcu.
I wtedy rzuciła się biegiem do domu. Pędziła jakby ją diabeł gonił. Cała panikę przelała w ten bieg. Biegła i biegła i zapewne zrobiła trasę cmentarz-dom w rekordowym czasie. Aż szkoda że nikt jej go nie mierzył. Wpadła z impetem do kuchni zatrzymując się dysząc ciężko i szybko przy stole. Chwilę łapała oddech i układała sobie myśli w jakiś składny porządek logiczny.
Odstawiła łopatę w róg pomieszczenia i wyjęła z torby pudełko. Położyła je na stole i obejrzała teraz dokładnie je i kłódkę. A także sprawdziła ile ma czasu do spotkania w ratuszu. Pudełko pudełkiem, ale fajnie by było pójść tam nie ubabranym w ziemi i pocie.
Kłódka była solidna, ale był tylko kłódką. Przy odpowiedniej sile i łomie, dałoby się ją sforsować… lub użyć piłki do metalu. Do spotkania miała jeszcze kilka godzin.
“No nic jak nie mózgiem to siłą” Zgarnęła pudełko i poszła na górę do biura.
- Hej, potrzebuje poprosić cię o pomoc. - Powiedziała zaglądając do pokoju.
Henry przerwał zrywanie tapety i spojrzał na dziewczynę.
- Gdzie się tak wybrudziłaś?
- Na cmentarzu. - powiedziała z oczywistością w głosie, w końcu mówiła mu gdzie szła. Następnie wyciągnęła skrzynkę przed siebie prezentując kłódkę. - Myślisz że sobie poradzisz z kłódką? - Było to jawne zagranie na męskiej ambicji poczuciu siły i umiejętności.
- Poradzę.- stwierdził krótko Henry dając się złapać na tą zagrywkę. Wziął skrzynkę przyglądając się jej.- Hmm.. zajmie mi to parę minut.
- Świetnie to ja się ogarnę. - Susan ruszyła do łazienki, dzienne prysznice zaczęły robić się jakby standardem w jej nowym życiu. Choć nie siedziała w nim nie wiadomo ile od zmyć z siebie i zza paznokci brud. Przygotowała sobie sukienkę do wyjścia na spotkanie a a razie zeszła w bardziej domowym stroju do kuchni.
Wyciągnęła z lodówki rzeczy i zaczęła przygotowywać sobie obiad. oczywiście nie gotowany.
- Widzę że zgłodniałaś. - Henry wszedł do kuchni. Nagi od pasa w górę i wodzący spojrzeniem po dziewczynie. Musiał zrobić sobie przerwę przed posiłkiem i umyć się w jej łazience. I zszedłszy do kuchni, taksował ją wzrokiem.
- No tak, opuściłam śniadanie bo bałam się, że się nie wyrobię ze wszystkim. - Dodała ledwo odwracając wzrok od nagiego torsu i kontynuując mieszanie sałatki. - Chcesz trochę? Nie jest tak pożywna jak obiady Jane i nie ma mięsa…
Zaszedł ją od tyłu, objął w pasie ostrożnie… zapach taniej wody kolońskiej dotarł do nozdrzy Susan.
- Najbardziej ma ochotę na udko. Twoje udko.- rzekł żartobliwie muskając jej szyję ustami.
- Jane przyjdzie cię pewnie szukać zaraz…- Była to niewypowiedziane na głos “nie lubię jak mnie ktoś wchodzi w trakcie”. Ponieważ nie wypowiedziała pewnie i tak nie zrozumiał. - ... może jak wrócisz?
- Powiedz, że nie chcesz teraz.- jego dłonie ujęły władczo jej biust ściskając go lekko przez koszulę. Masując leniwie.- To sobie pójdę i wrócę po obiedzie i wtedy też będziemy się kochać.
- Nie lubię być zaskakiwana w trakcie, wybija mnie to z nastroju…- zaczęła się na szybko usprawiedliwiać. Głos miała zmieszany jakby nie chciała by pomyślał, że nie chce.
- Zamkniemy się w twojej kryjówce? Dam ci tam coś na zaostrzenie apetytu.- wymruczał delikatnie kąsając jej ucho.
- Już mi go narobiłeś…- powiedziała wplątując się z jego objęć i podchodząc do drzwi kuchennych. Jednym ruchem przekręcił zamek. Zaczęła iść w stronę schodów. - Idziesz?
- Tak.- mężczyzna podążył za dziewczyną, bez słowa więcej. Niemniej cały czas czuła jego spojrzenie na swoich pośladkach. Gorące i drapieżne.
Na szczycie schodów “zgubiła koszulę” i posyłając mężczyźnie za nią uśmiech weszła do sypialni. Chciała zatrzeć okropne wspomnienia poprzedniej nocy, no i ‘schowek’ był trochę jej święta ziemią do pracy i teorii spiskowych.
“Dopadł” ją jeszcze tuż za drzwiami sypialni. Bestia. Głaszcząc dłońmi jej biodra, klęczał chwytając zębami za białe majtki i zdzierając je dół.
- Jaki wygłodniały…- Zdążyła się zaśmiać zanim odwróciła się do niego przodem i zaczęli się całować. Wydawało się jej że mimo jakiś tam razów z Jane Henry nie miał nikogo bardzo długo. Podobnie jak ona, tyle że on to okazywał zachłannością i dzikością, a ona zakłopotaniem przed i ewentualnym moralnym kacem po. Obecnie wylądowała plecami na łóżku, Henry rozchylił jej nogi i wodził palcami intymnym zakątku, jednocześnie pieszcząc ustami zgrabne udo kochanki. Czyżby to był jego plan? Narobić jej apetytu na więcej później?
Skoro drzwi były zamknięte, chyba mogli sobie przeznaczyć na spokojnie dostateczna ilość czasu. W końcu chwilowo nie mieli właściwie nigdy czasu na grę wstępną. Susan poddała się jego działaniom i pozwoliła rosnąć w sobie przyjemności jaką w niej budził.
Henry więc zajął się zabawą jej ciałem. Jego palce były duże i szorstkie, ale dotyk na jej kobiecości delikatny. Pieścił ustami jej nogę, pocałunkami, liźnięciami języka… nawet kąsał delikatnie skórę. Ktoś mógł ich podejrzeć. Kotary były odciągnięte, okno otwarte. Ale czy to miało znaczenie? Właściwie to nie, nieme podglądanie zawsze było czymś z czym Susan czy wcześniej Yoona nie miała problemu. Miała problem z mąceniem jej tego tego stanu nagłym wtargnięciem. Teraz skupiła się na sobie, na cieple jakie się w niej rozchodziło i na coraz większej wilgoci tworzącej się między jej nogami.
- Henry…- Mruknęła powoli wijąc się pod nim w coraz większym podnieceniu. On nic sobie z tego nie robił, po prostu kontynuował. Jego partnerka nawet nie próbowała ukrywać, że takie traktowanie jej się bardzo podoba. Coraz szybciej i bardziej intensywniej jego palce w końcu znalazły się w jej wnętrzu. Choć nie tak delikatnie jak język i nie tak mocno jak czekający na nią w jego spodniach pal, palce majstra jednak sukcesywnie zbliżały ją do kulminacji.
- Co?- spytał mężczyzna skupiony teraz na kąsaniu jej stopy. Ruchy palca było powolne, ale zanurzały się coraz głębiej i mocniej. Nieśpieszne… bawił się jej ciałem i to było przyjemne.
- Aaa..ach- w połączeniu z wierzgnięciem biodrami było jedyną odpowiedzią. Zdecydowanie potrzebowała dzisiaj, teraz tego Henry'ego.
- Myślisz, że powinienem pójść na obiad? - uśmiechnął się Henry zmagając się z własnym pożądaniem, gdy pieścił jej ciało.
Woods znieruchomiała, poczuła jakby coś oślizgłego przesunęło jej się w wnętrznościach.
- Nie żartuj tak. Nigdy. Jeśli chcesz to kontynuować to więcej tak nie rób. - jej głos nosił znamiona podniecenia, ale też smutku i powagi.
- Mówiłem o obiedzie… tylko i wyłącznie jedzeniu. Wyciągasz… zbyt pochopne wnioski.- teraz to język mężczyzny zajął się kobiecością leżącej Azjatki, duży i ciepły i lepki.
Susan położyła się zawstydzona na materacu. - Zrozumiałam, że chcesz mnie tak teraz zostawić i sobie iść...przepraszam...nie jestem najlepsza w dzieleniu się...czy żartach. - Przeprosiła, było jej trochę wstyd. Henry nie powinien obrywać za jej byłego męża i to jak ją traktował.
- Ja też.. nie jestem za dobry w żartach… - mruknął Henry muskając językiem jej podbrzusze.-... chciałem się trochę podroczyć.
Znów wrócił do delikatnej pieszczoty palcem jaj wrażliwego punktu.
- Zróbmy coś szalonego. Coś na co jeszcze nigdy nie odważyłaś się, a zawsze miałaś ochotę.
- Mhmm...moje pomysły są chyba zbyt nudne, albo niewykonalne w tym mieście …- zaczęła jej głos wrócił do bardziej zrelaksowanego, dała się mu pieścić przez chwile by dodać. - ...na widoku przy oknie… tyle że bar … - ostatnie dodała z lekkim wahaniem.
- Co bar? I czemu niewykonalne? - zaciekawił się Henry, całując jej podbrzusze na przemian zanurzaniem palców w jej kobiecości.
- Trochę kiepsko mi układać logiczne wypowiedzi jak mi tak robisz...nie przestawaj .- ostrzegła, wywołując rozbawione z niego czknięcie..- nigdy nie kochałam się pod gołym niebem...a jedną z odważniejszych ...fantazji którą chciałam... kiedyś spróbować to by ktoś…. mnie brał od tyłu przy oknie...ale bar to kiepski widok… - powoli ale w końcu mu powiedziała.
- O tej porze… bar jest prawie pusty. A i można spokojnie… wybrać się gdzieś w pole i testować pozycje.- mruczał Henry mocniej wciskając palce w spragnione dotyku ciało Susan.
- Mhmmm…- zamruczała kiedy przycisnął odpowiednie miejsce. - ale zamkniemy okno...nie chce skręcić tak karku …
- Najpierw… bądź głośna.- językiem przesunął po skórze jej uda.
- To przestań…mnie zagadywać. - od gryzła się chcąc mieć ostatnie słowo. Skupiła się już tylko na tym co mężczyzna jej robił. Pomruki zmieniły się w jęki. Czas mijał a jęki przerodziły się w pokrzykiwania. On pieścił ją coraz szybciej i mocniej aż w końcu krzyknęła w ekstazie kiedy jej kobiecość zacisnęła się w miłosnym spazmie.
 
Obca jest offline  
Stary 30-03-2019, 20:54   #44
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po tym wszystkim Henry wstał i zaczął całkiem się rozbierać. Przed nią i patrząc jej prosto w oczy. By wiedziała, że to co odsłoni jest jej dziełem. Twardy i napięty jak struna organ. Przygryzła wargę i w przypływie odwagi wyprostowała nogę muskając stopą jego organ.
Zadrżał pod jej dotykiem spoglądając na nią zaskoczony, a ona czuła ocierając stopą o jego dumę, ciepło i miękkość… sprężystość i twardość zarazem. Henry stał wpatrzony w nią i zaciekawiony jej działaniami.
A ona po prostu kontynuowała “masaż”, przyciskając jego dumę do podbrzusza i przesuwając ją po jego długości z czasem przyciskając trochę mocniej. Pochlebiało jej że tak go podnieca jak również, że go czymś zaskakuje. Nie czuła się bierna.
Henry spoglądał na nią… pożądliwie, głodnie… wodził lubieżnie wzrokiem po jej bezwstydnie nagim ciele. Stał grzecznie i w bezruchu, pozwalając Susan na zabawy stopą i pieszczotę swojej męskości.
- Nie chciałabym cię zagłodzić…- Powiedziała przyciskając jego szczyt mocniej. - ...ale jak masz ochotę tak stać bezczynnie zamiast dołączyć do mnie na łóżku to się dostosuje. - Teraz to ona się droczyła, pewnie średnio umiejętnie, ale chciała pokazać, że chce próbować by było też zabawnie.
- Nie mieliśmy przypadkiem… przy oknie…- jęknął Henry cierpliwie poddając się “torturze” jej działań.
Susan zatrzymała swoją pieszczotę i ostentacyjnie przewróciła się na brzuch niby patrząc w stronę dużego okna. - No tak okno. - Powiedziała niewinnie. I wypinając się w jego stronę zaczęła przemieszczać się na czworakach na w stronę przeciwległej krawędzi łóżka. W końcu była to najkrótsza droga do okna z jej perspektywy.
Poczuła jak w połowie drogi chwycił ją za biodra, poczuła jak jego męskość ociera się między pośladkami. Nie posiadł jej tam, nie poczuła też wtargnięcia do jej kobiecości.
Przytrzymując ją w pasie spytał.
- Na pewno chcesz teraz do okna?
- A co, masz inny pomysł…- zaczęła pytanie ocierając się o niego w płynnym subtelnym zaproszeniu - ...jaki chcesz wypróbować? - Obróciła się do niego przez ramię. Nie umiała przestać się uśmiechać.
- Wiesz dobrze jak…- odparł ironicznie Henry i dodał.- Masz kuczącą pupę, ale nie wiem czy na nią jesteś gotowa.
Pogłaskał pośladki dziewczyny, a potem naparł ciałem na kochankę, jego duma przeszyła jej wrota kobiecości i zdobyła kochankę.
- Okno… będzie… następne.- trzymając pośladki Susan, mocnymi pchnięciami wprawiał ciało dziewczyny w drżenie, a piersi w gwałtowne pospieszne kołysanie.
Jego działania nie dały jej nawet czasu na odpowiedź. Chyba że wystarczyła mu synfonia jeków westchnień i pokrzykiwań kiedy brał ją szybko w tej pozycji. Jeśli pochlebiało mu jej bycie głośno to po tym jego ego pewnie będzie za duże by wyjść przed drzwi. Woods szybko osiągnęła kolejne uniesienie, ale nie chcąc wydzierać się na całą ulice położyła swój przód by nieprzyzwoicie jęczeć w pościel. Ta pozycja tylko zacieśniła jej pulsujące wnętrze i przyniosła jej jeszcze mocniejsze doznania ocierające się na granicy bólu. Kolejne ruchy bioder kochanka były coraz bardziej chaotyczne i nerwowe. Czuła jak kochanek w niej pulsuje i po chwili… jak dochodzi dysząc głośno i oddając swój lepki hołd jej przyjemnie mięciutkiemu zakątkowi.
Susan obniżyła się wyciągając na całej długości łóżka. Było jej bardzo przyjemnie i jeszcze to uczucie triumfu wiedząc że Henry pewnie czuł się podobnie. Poczuła na sobie jego ciężar jak nadal oddychając ciężko do niej dołączył.
- Mam nadzieje, że nie straciłeś apetytu przeze mnie. - zamruczała.
- Nie… a ty? Masz apetyt na kiełbaskę? - wyszeptał jej wprost do ucha, delikatnie je kąsając.
- No nie będę ukrywać, że jestem już bardzo głodna...a jeśli chodzi o postawienie twojego “żołnierzyka” na nowo do pionu … - powierciła się pod nim - ...to tylko uprzedzę, że nie miałam okazji jeszcze...nikomu.
- Kiedyś trzeba spróbować po raz pierwszy.- musnął ustami jej ucho.- Chcesz go posmakować?
- Przewróć nas. - To brzmiało jak ‘tak’, uczynił to w milczeniu. Obrócił się na plecy pociągając Susan za sobą. Teraz to ona była na górze, dociskając swoje rozgrzane ciało, do jego ciepło torsu. Jej włosy rozlały się po jego twarzy ale nie zostały tam zbyt długo. Ot zdążył zaciągnąć się zapachem jej szamponu zanim ona obróciła się na bok zsuwając się z niego. Wszystko działo się bardzo leniwie relaksacyjnym tempie. Zaczęło się od wymiany pocałunków i dopiero po chwili Susan zaczęła przesuwać się w dół, całując kąsając i liżąc skórę na jego torsie.
Im niżej tym czuła coraz większe zdenerwowanie przed ‘nowym’. Jego penis w stanie spoczynku nadal był imponujący. Zaczęła od wodzenia językiem po jego długości, smak był taki sobie i chyba nie będzie to jej ulubiona zabawa w sypialni. Chyba, na razie starała się nie myśleć i nie analizować, wychodziło średnio ale nie przerywała tego co robiła.
Od lizania przez ssanie czubka do powolnego wsuwania i wysuwania, jego powoli powstającego penisa z jej ust Susan miała pewne przemyślenia. Jedno było takie że czułabym się pewniej jakby Henry czasem dawał jej jakieś instrukcje. Czy ma to robić szybciej, wolniej mocniej, z drugiej strony wydawał się zadowolony i może nie widział potrzeby jej upominać.
Zaczęła pomagać sobie dłonią i palcami, nie była w stanie fizycznie wsunąć go całego nawet w stanie spoczynku. Choć spróbowała. A kiedy jej gardło zaczęło dawać jej ostrzeżenie, że źle się to skończy ograniczyła się do jej zdolności.
Spoglądał na nią i na jej usta zajmujące się jego dumą. Nie mówił nic, tylko drżał pod jej pieszczotą. Niemniej mogła oceniać swoje umiejętności, po efektach swoich działań… A po jednym efekcie, coraz bardziej sztywniejącym i pulsującym pod jej dotykiem.
Bez komentarzy czy instrukcji Susan po prostu kontynuowała co jakiś czas przyspieszając albo zwalniając. Jej żuchwa już dawała o sobie znać, kiedy mężczyzna nagle stęknął bez ostrzeżenia, a jej usta zalał gorzko cierpki smak spermy. Zaskoczenie kobiety było na tyle duże, że w pierwszej chwili chciała połknąć ciecz w trakcie jednak jej organizm się rozmyślić co poskutkowało ogólnym zakrztuszeniem. Kaszląc udała się szybko do łazienki wypluwając resztki spermy i przepłukując usta wodą.
Wróciła po mniej niż minucie i ułożyła się koło Henry'ego i po prostu przytulając się na chwilę.
- Mogłaś pozwolić mi trysnąć na pościel.- mruknął mężczyzna głaszcząc jej włosy.
- Nic nie mówiłeś więc było to trochę niespodzianka i w pierwszym odruchu głupio mi było pluć. Dodatkowo to świeża nowa pościel - Dodała spokojnie. - Sorry za tamtą scenę z komentarzem o obiedzie...mój mąż tak robił tyle, że on nie żartował tylko wychodził do jednej z innych. - Przerwała na chwile układając co na pewno chce mu powiedzieć. - W skrócie robił dużo upokarzających mnie rzeczy… dlatego nie lubię się dzielić i nie czuje się komfortowo ze świadomością, że jestem tylko na chwilę.
- Nie jestem specjalnie… facetem nadającym się na związki. Te normalne. Wiesz… z dziećmi i w ogóle.- ocenił mężczyzna głaszcząc ją po włosach.- Nadal chcesz, przy oknie?
Susan trochę osowiała.
- Akurat posiadanie dzieci już od jakiegoś czasu mi nie grozi. - Mimowolnie jej dłoń przesunęła się na bliznę po postrzale. - Okno innym razem. Nic nie jadłam od rana i jestem już naprawdę głodna.
- Wiesz o co mi chodzi. Nie jestem facetem do ożenku. Idziemy do Jane, czy mam jej podkraść? Jak powiem, że zamierzamy uprawiać seks w kuchni bawiąc się jedzeniem, raczej nie wpadnie z odwiedzinami.- odparł wprost Henry.
- Już raz miałam męża i nie chciałbym tego powtarzać…i wydaje mi się że teraz ty nadinterpretujesz moje słowa. - Jej słowa nadal były spokojne jakby prowadzili zwykłą nudną konwersacje o pogodzie. - Nie chcę by mi się sałatka zmarnowała, więc jak chcesz coś mięsnego musisz ruszyć tyłek do niej.
- Ok… ty będziesz jadła śmietankę.- mężczyzna wstał i podchodząc do niej.- A ja ci będę w tym jedzeniu… przeszkadzał. Co ty na to?
- Czuje się onieśmielona całą to uwagą jaka mi poświęcasz. - Wyciągnęła do niego rękę, by pomógł wyciągnąć ją z łóżka.
- Dziwię się, że jestem pierwszy.- stwierdził Henry pomagając jej wstać.
- Uwaga niektórych nie była mile widziana, i nie wiem czy chcę trzeci raz powtarzać się a pro po moich ciągot do monogamii…- sprostowała Woods mijając go do miejsca gdzie porzuciła majtki a potem koszulę. - …poradziłeś sobie z skrzynką? - spytała zapinając guziki w koszuli.
- Tak. Odciąłem kłódkę. - stwierdził krótko Henry.
Susan klasnęła w ręce jak podniecona nastolatka i rzuciła mu się na szyję całując w podzięce. - Jesteś fantastyczny! Dziękuje! - Puściła go i poleciała do biura zabrać skrzynkę ze sobą do kuchni i zbadać jej zawartość przy obiedzie.
Zeszli na dół razem. Henry nadal goły, więc w każdej chwili mogła ocenić jego poziom wigoru. Było coś zwierzęcego w jego nagiej postaci i coś.. pierwotnie podniecającego w całej sytuacji. W samej skrzyneczce był zaś gruby zeszyt zapisany drobnym pismem. Pamiętnik badacza… część 1.
Susan postawiła sałatkę przy stole ale patrząc na stan swojego kochanka jeszcze zapytałby się upewnić. - Czy to znaczy, że jednak nie idziesz po coś do Jane i ryzykujesz z jedzeniem ode mnie? - Miała otwartą szafkę gdzie były talerze najwyraźniej czekała czy wyjąć jeden dla siebie czy dwa.
- Zostanę. Jane się nie obrazi.- wyjaśnił Henry siadając na krześle i zerkając na pupę Susan. Dwa talerze i po widelcu na osobę zostały postawione przy stole. Na ostatnią chwilę do sałatki trafiła jeszcze szynka parmeńska, bo Woods jednak stawiała, że majster bardziej doceni posiłek z choćby śladowymi ilościami mięsa niż bez. Dodatkowo pokroiła jeszcze trochę bagietki i wyciągnęła dla siebie wodę i piwo dla niego.
Kiedy usiadła, na talerzach były już nałożone porcje. Henry nie szczędził sobie ilości wybranego mięsa z sałatki na swojej porcji.
- “Pamiętnik badacza część pierwsza.” - Przeczytała na głos. - A ja myślałam że będzie łatwo.
- Co on tu takiego badał?- odparł obojętnym tonem Henry zerkając na samą Susan.
- Pewnie stowarzyszenie i to co robią z ludźmi. Mieszkasz już trochę więc na pewno zdążyłeś zauważyć, że to miasto nie jest do końca...zwyczajne. - Powiedziała biorąc widelec z jej sałatką do ust i zaczynając przeżuwać.
- Mhmm…- skomentował to elokwentnie mężczyzna.
- Ja szukam czy znalazł jakiejś metody by się oprzeć temu co potrafią zrobić z tobą...na przykład Alice czy Rose. Na razie wiem że na upiornego staruszka ze cmentarza działał zwykły krzyżyk. - Skomentowała i wyprostowała nogi pod stołem. Dodatkowo położyła je na nogach Henry'ego a sama jadła i przeglądała dziennik. Zapiski te były prowadzone chaotycznie i w miarę chronologicznie. Dotyczyły kultu pochodzącego gdzieś z podnóża Himalajów. Kultu rakszas… początkowe strony informowały o odkryciach archeologicznych, o płaskorzeźbach demonów żyjących w świecie obok. Czymkolwiek ów świat “obok” był.
Henry nakierował zaś stopę Azjatki, na swoją męskość, więc znów czuła jak jego duma drży ocierając się o nią przy jego ruchach ciałem.
Woods chwilowo miała inny głód do zaspokojenia i bynajmniej nie chodziło to o “Głód wiedzy”. Choć zwyczajnie pokazała swoją wielofunkcyjność czytała, jadła i muskała przyrodzenie Henry’ego stopą, w leniwy i spokojny sposób.
- Jesteś bardziej jurny niż twój senny sobowtór. - Skomentowała pomiędzy kęsami posiłku.
- I mniej cierpliwy. Mogę nie dać ci skończyć jeść.. rzucić brzuchem na stół i wziąć od tyłu.- “postraszył” Henry, jakoś jednak nie budząc lęku tym oświadczeniem.
- I pozwolisz mi umrzeć z głodu i wycieńczenia?- Zapytała z udawanym oburzeniem. - I w ogóle skąd wiesz o takich różnicach?
- Zapewne czytam ci w myślach.- nieporadnie zełgał mężczyzna i dodał.- Bywam nienasycony.
Susan aż odłożyła zeszyt na bok i patrząc mu prosto w oczy świdrując go spojrzeniem. - Nieporadnie kłamiesz. Wolałabym byś mnie nie zmuszał do dowiedzenia się prawdy na własną rękę.
- Myślisz, że kłamię o tym że jestem nienasycony?- zapytał Henry i tu akurat Susan miała namacalny dowód, że mówi prawdę.
- Teraz po prostu zmieniasz temat i udajesz, że nie nie wiesz o co mi chodzi…- Powiedziała kończąc sałatkę i popijając. Kiedy skończyła wstała i usiadła na krześle z Henrym okrakiem i przodem do niego. - Byłoby mi miło i oszczędziło nocnych niebezpiecznych wycieczek jakbyś mi powiedział skąd wiesz o innym ty.
- Nie wyciągniesz ze mnie tej wiedzy tak łatwo.- odparł Henry poddając się ich małemu udawaniu. Pochwycił za pupę i przycisnął ją do siebie. Całował namiętnie szyję, od czasu do czasu delikatnie kąsając skórę.
- Och? Skoro ty nie możesz mi powiedzieć może powinnam wrócić do lektury i sama znaleźć odpowiedzi? - Dodała podejmując grę ocierając się o niego prowokująco.
- A kto powiedział, że cię puszczę do lektury.- znów “zagroził jej Henry, ściskając pośladki i dociskając ją rytmicznie, co chwila ocierała się kobiecością o jego twardy dowód pożądania.
- Nikt, ale cię nie pytałam o zgodę. - udała że wstaje z niego.
Nie pozwolił jej na to, mocniej docisnął ciało jej do siebie, dłonią sięgnął pod koszulę wodząc po plecach. A ustami przylgnął do jej warg, całując coraz bardziej namiętnie. Podczas gdy ona przesuwała się swoim kwiatem po jego męskości. Jej dłonie zaczęły masować jego skórę koło uszu i przesuwając się na tym ruchem na tył głowy.
- Dobra zachowaj swoje sekrety, dowiemy się ich inaczej. - powiedziała nadziewając się po raz kolejny tego dnia niego. Jej ruchy były pojedyncze ale intensywne zawsze wolno unosiła się z niego i bardzo energicznie schodziła w dół.
- Koszula mi przeszkadza… zdejmij ją.- szeptał Henry poddając się ruchom jej bioder i chwytając za jej pośladki. Twarda obecność w jej intymnym zakątku, która rozpalała zmysły Susan, zachęcała ją do posłuchu. Koszula zniknęła, przełożona przez głowę i rzucona na podłogę. Ruchy przez to stały się chaotyczne ale po wszystkim szybko wróciły do swojego poprzedniego rytmu. W narzuceniu szybszego pomogło oparcie się o ramiona majstra
Teraz jej kochanek miał dostęp do jej biustu, co poczuła… pocałunku, pieszczoty, ukąszenia. I jej miękka skóra ocierająca się o jego kilkudniowy zarost. Mocniej, szybciej, więcej… jej ciało opadało na dumę kochanka, przeszywając rozkoszą jej ciało. Był tak…. głęboko w niej, jakby stali się jednym pożądliwie pulsującym organizmem.
Jej paznokcie wbiły się w jego skórę wraz z jej jękiem kiedy przyjemny dreszcz przeszył jej ciało. Nie mogła się jednak zatrzymać. Henry trzymał ją i wymusił na niej nadal ten posuwisty ruch. Niczym szmaciana laleczka podskakiwała w górę i w dół póki on sam nie osiągnął spełnienia.
- Nie myśl, że to koniec.- zagroził całując jej usta, choć ona wiedziała że potrzebuje trochę czasu zanim znów będzie mógł wykorzystać swoją “armatkę”.
- Jak tak dalej pójdzie nic dzisiaj nie zrobimy…- Powiedziała zlizując krew i całując gdzie jej paznokcie przerwały skórę na barkach. - … zawsze byłeś taki “nienasycony”?
- Nie zawsze. A ty? Bardzo ci zależy na tym, bym szybko wykonał swoją robotą?- zapytał jej kochanek, całując leniwie jej obojczyki.
- A kiedy? Co do kończenia...jestem wewnętrznie skonfliktowana w tym temacie. - Słowa wypowiadała między pocałunkami. Czuła jak jego duma wiotczeje w niej.
- Nie licz na moją pomoc w tej kwestii.- dłonie przesunęły się po jej biodrach, chwyciły za piersi… ściskały je drapieżnie zachłannie. Susan czuła zachłanne usta kochanka na ich szczytach, raz jednym, raz drugim.
- W której? Bo poruszałam dzisiaj przynajmniej cztery. - Susan zaczynała się zastanawiać co tak naprawdę się dzieje. Seks seksem ale wydawało jej się aż nie naturalne. No ale ona nie czuła żadnej nie naturalnej woni, może to z nim było coś nie tak.
- Decydowania o robocie… nie myśl, że zamierzam wycisnąć z ciebie więcej…- tu ścisnął delikatnie krągłości jej piersi.-... w każdym razie… nie zamierzam wycisnąć pieniędzy.
- To akurat najmniejszy mój problem. Bardziej mnie martwi niechęć do odpowiadania na pytania. - Pogłaskała go po włosach.
- Słowa komplikują życie.- odparł filozoficznie Henry pieszcząc i niemal bawiąc się jej krągłościami. Hiacynt… na moment poczuła zapach kwiatu. I miała dziwne wrażenie, że to jej skóra tak pachniała. Ale to był absurd przecież. Poza tym mogło jej się przecież wydawać, bo po chwili w ogóle nie czuła tego zapachu.
- Hiacynt…- powiedziała cicho -... czujesz to? Ten zapach?
- Nie. A ty?- zapytał mężczyzna skupiony na pieszczotach jej ciała, podgrzewających sytuację.
- Przez chwile wydawało mi się, że poczułam hiacynt. - powiedziała zaniepokojona już mocniej ignorując jego pieszczoty.
- Hmm… i?- zapytał zaciekawiony Henry przerywając zabawę.
- I … nie wiem .. teraz zniknął… teraz wydawało mi się…- bała się to powiedzieć na głos ale w końcu wykrztusiła. - ...że to mój zapach. - przełknęła nerwowo ślinę czując coraz większe zdenerwowanie.
Henry chwycił ją za kark, przyciągnął jej twarz do swojej.
- Za dużo myślisz.- szepnął i pocałował jej usta drapieżnie dociskając swoje wargi do jej i sięgając językiem ku jej językowi.
Woods odepchnęła się od mężczyzny i zaczęła się podnosić. - A ja uważam że powinnam zacząć myśleć więcej.
- I o czym chcesz… pomyśleć?- zapytał mężczyzna spoglądając na jej nagie ciało, z pewnością go kuszące. - Łatwiej żyć poddając się pragnieniom i instynktom niż rozmyślać o wszystkim i żałować potem.
- Życie nie jest łatwe i nie powinno takie być. - powiedziała podnosząc koszulę i dziennik kierując się z kuchni na górę, by się ubrać.
- Jeśli chcesz sobie je utrudniać, to trudne będzie.- zgodził się z nią Henry podążając za nią.
- Jak inaczej chcesz docenić wszystkie miłe i dobre rzeczy jakie cię spotkają, jeśli wszystko sobie ułatwiamy? - odbiła piłeczkę do Henry’ego.
- Nie jestem kimś kto się umartwia... i czegoś sobie odmawia.- dogonił ją na schodach i chwycił za pośladki. Zacisnął dłonie mocno na nich i szepnął do ucha.- Co powiesz na pieszczoty… od stóp do góry, powoli i bez pośpiechu. A ty byś nie musiała robić nic tylko się delektować? Odmówisz temu w ramach swojego podejścia do życia?
- Tak. Nie w imię podejścia, ale ze strachu że czas mi się kończy i skończę jak Clareance.
- Ludzie nie giną, aż tak często.- Henry nachylił się i cmoknął ucho Susan. - To że Clarence zginął, nie oznacza, że ciebie czeka to samo. Po prostu nie zrób jego błędu.
- Nie zamierzam być ich popychadłem Henry.
- Nie wiem co zamierzasz.- ocenił mężczyzna i wzruszył ramionami.- I nie wiem do czego chcesz dojść. Clarence doszedł do grobu.
- Jane stwierdziła, że powinnam do nich dołączyć … ale to nie jest dla mnie opcja.
- Jane… ma swoje sposoby. Nie mnie oceniać czy dobre.- westchnął jej kochanek rozkoszując się miękkością jej pośladków.
- Nie oceniam jej metod. Jeśli jej to pasuje to niech to robi. Ja za to podziękuje, znajdę inny sposób. - znowu ruszyła na górę wchodząc do sypialni zakładając już bieliznę.
Henry zabrał zaś swoje ubranie i ruszył do łazienki, by tam się ubrać. Ona dokończyła w pokoju zakładając już ubranie na spotkanie w ratuszu. Szara sukienka ładnie oplatała jej ciało i podkreślała figurę. Czarne szpilki jeszcze bardziej wydłużyły jej nogi i dodały pewnej klasy. Sprawdziła czas do spotkania miała go jeszcze trochę pozostały czas spędziła na czytaniu dziennika i sprzątnięciu po “obiedzie”.
Szczególnie czytanie było wciągające i wymagające skupienia. Głównie dlatego, że Clarence pisał chaotycznie i dla siebie. Więc Susan musiała się skupić na tekście, by nie stracić wątku i nie pogubić się. Na razie doszła do tego, że hrabia i założyciel tego miasta przywiózł z Indii coś… co było określane jako mroczna bidźa. Nasienie zła i to coś urosło na żyznej glebie i przeżera…
Pochwycił ją od tyłu i przycisnął do siebie, jego silne dłonie wodził po jej ciele zachłannie muskając palcami materiał.
- Wyglądasz bardzo seksownie. - szepnął jej do ucha Henry całując po szyi.
- Dla ciebie wyglądałam seksownie z fioletowym, rozbitym i spuchniętym kolanem… - skomentowała mając mieszane uczucia. Komplementy na nią działały, ale była trochę rozdrażniona, że jej przeszkadzał.
- Cóż… owo kolano nie dodawało ci uroku, a ta sukienka już tak.- mruknął mężczyzna delikatnie kąsając jej szyję i wodząc dłonią po podbrzuszu.- Długo zamierzasz tam siedzieć?
- Spotkanie zaczyna się o osiemnastej, więc akurat kiedy będziesz kończył…- Powiedziała niestety rozwiewając jego nadzieje. W końcu sam powiedział że ‘nie nocuje w mieście’ - … nie wiem ile to będzie trwało.
- Chcesz się już ze mną pożegnać?- zapytał dłonią przesuwając po jej podbrzuszu. - Czy zasugerować, że już ci się znudziłem?
- Po prostu stwierdzam fakt. I jesteś…daleki od nudy...tylko to wszystko jest cholernie skomplikowane. - Powiedziała odwracając się do niego. - Gubię się w tym wszystkim.
- Pozwól, że pomogę ci znaleźć się w tym.. wszystkim.- chwycił ją za pośladki, uniósł i posadził na stoliku.
- Jesteś tu… jesteś ze mną.- Mruczał całując zachłannie jej usta raz po raz.
Woods nie powstrzymała śmiechu.
- Teraz to już wykorzystujesz sytuację dla własnych potrzeb..- Zaczęła odwzajemniać pocałunki.
- Dla własnych potrzeb? Zaraz podwinę ci sukienkę, zedrę majtki i będę lizał wszędzie i całował klęcząc przed tobą.- odparł “urażonym” tonem Henry.- To zdecydowanie będą twoje potrzeby księżniczko.
- Próbuje ignorować twoje poślizgi słowne, które mówią mi że wiesz więcej o wiele więcej niż chcesz mi powiedzieć. To nie są nawet subtelne potknięcia. To jest tak wielki czerwony neon ostrzegawczy Henry. - Powiedziała trochę gniewnie jeszcze nie do końca wiedząc czego chce. Złość i niepewność połączyły się z rozdrażnieniem że jej przeszkadza w szukaniu odpowiedzi.
- Mogłabyś powiedzieć to o każdym w tym mieście, prawda?- Henry zignorował jej gniew kucając przed nią, rozchylił lekko jej nogi. Musnął drapieżnie językiem skórę jej ud.- Może po prostu nie wiem niczego co mogłoby ci pomóc?
- Nie wyjaśnia to dlaczego wyjmujesz rzeczy z moich snów…- Powiedziała zamykając swoje uda przed ewentualnym kolejnym muśnięciem.
- Jakie rzeczy? - zapytał zaskoczony Henry zerkając w górę.- Możesz wyjaśnić bardziej o co chodzi?
- Nazwałeś mnie księżniczką, wcześniej kiedy wymknęło mi się o twoim sobowtórze nawet się nie zdziwiłeś tylko przeszedłeś od razu do określenia siebie jako nienasyconego...to dziwne, i z uwagi na to miasto ...zaczynam się niepokoić. - Przyznała Susan serce zaczęło jej bić szybciej, chyba głównie z napięcia. Sama usłyszała jak głupio to brzmiało i denerwowała się co się stanie.
- Jesteś… księżniczką? Serio?- zapytał zupełnie zdezorientowany Henry i pogłaskał ją po łydkach. - Susan… jesteś gorącą laską. Chyba nie dziwisz się że facet, który ma ochotę cię całować, podlizuje się… no i wiesz… przecież ci się śniłem, tak? Czemu sny mają mnie dziwić?
- ….- Susan ukryła twarz w rękach, ale po jej szyi rozlał się taki rumieniec. Henry byłby kompletnym kretynem jakby nie rozpoznał jak zawstydzona jest teraz kobieta przed nim.
- W tym mieście fakt, że pojawiasz się w snach raczej powinien cię zaniepokoić. - Susan powiedziała cicho w ostatecznej próbie ratowania resztek godności, ale czuła że i je pogrzebuje w tym samym grobie.
- Mi raczej pochlebia, że fantazjujesz o mnie w nocy. - stwierdził mężczyzna zdejmując z jej stopy szpilkę. Jego usta zaczęły wodzić po jej kostce.- To nie są chyba straszne sny. To co w nich ze mną robisz? Albo ja z tobą?
- Do ostatniego nie były… tyle że to nie ty Ty tylko coś z twoja twarzą. - Normalnie czuła, że kopie sobie przepaść w którą się na koniec rzuci.
- Acha… i co takiego robiłaś?- zapytał Henry liżąc jej stopę lubieżnie.- Albo… co chciałabyś, by zrobiły? Albo ja?
- Ostatnio po prostu leżałam sparaliżowana kiedy Tamten ty sobie używałeś przy akompaniamencie komentarzy Alice i reszty. - Powiedziała kwaśno odsuwając od niego swoją stopę. - Także po przebudzeniu miło nie było.
- A inne… naprawdę chcesz rozmawiać o nieprzyjemnych?- zapytał Henry dla odmiany pozbawiając jej drugiej szpilki.
- Biorąc pod uwagę że ciągle mi powtarzasz, że nic nie wiesz to chyba rzeczywiście przestanę pytać. - Powiedziała z obojętnością i też trochę rezygnacją.
Mężczyzna wstał i objął dłońmi jej twarz, nachylił się i pocałował jej usta.
- Ja tam wolę czyny od słów.- uśmiechnął się lekko i cmoknął czubek jej nosa.- Ale ty chyba już masz mnie dość na dziś. Rzeczywiście jesteś księżniczką.
- Jesteś bardzo rozpraszający. A ja potrzebuje znaleźć sposób by trzymać tamte na dystans. Nie chce by naginały moją wole według własnego widzimisię. Wolę chcieć innych z własnej woli i żeby oni chcieli mnie z prawdziwych chęci, a nie bo ktoś im kazał.
- Myślisz, że rzuciłaś na mnie jakiś urok?- zaciekawił się Henry i znów ją pocałował.- Nie wydaje mi się. Choć ta sukienka na tobie nienaturalnie kusi wzrok.
- Nie wydaje mi się że potrafię, to chyba nie przychodzi od tak. Jane mówiła coś o należeniu do Stowarzyszenia i chyba trzeba powspinać się po drabinie hierarchii i takie inne. - Zaśmiała się i oparła głowę o jego tors. - Ale teoretyzując, pewnie byłam bym pełna obrzydzenia do samej siebie, że musiałam się odwołać do takich sztuczek, by kogoś zaciągnąć do łóżka.
- Na szczęście możesz oczarować zgrabną pupcią i biustem.- za który on chwycił dłońmi drapieżnie. - Ale ta sukienka… to chwyt poniżej pasa. Chcę cię taką jutro… bez bielizny. Cholera… chcę cię taką teraz.
Słowa były tak proste tak bezpośrednie, że jeśli niosły ze sobą jakiś fałsz Susan całkowicie go zignorowała. Może chciała zignorować albo potrzebowała ten ostatni raz zanim wyjdzie. dłoń wystrzeliła w górę ściągając go w dół do jej gorących, czekających ust. Tym razem to ona była drapieżna i agresywna. Jej pocałunki były tak zachłanne, że aż bolesne. Jej ręce zeszły w dół. Brutalnie, jak na mała delikatną kobietę, rozprawiając się z zapięciem jego spodni i innymi warstwami ubrania jakie dzieliły jego męskość od jej kobiecości.
Dłonie jej kochanka zeszły w dół, by wślizgnąć się pod jej sukienkę i zrobić to samo. Dotrzeć do majtek, zedrzeć je z niej. Całował zachłannie jej usta, gdy Susan na oślep pozbawiła go odzieży i palcami ujęła twardą męskość. Podnieconą jej urodą i poprowadziła w oczekujące na niego miejsce. Tylko do bram, resztę pozwoliła mu zrobić samemu, kiedy sama wróciła do drapieżnych pieszczot w innych dostępnych części ciała. Posiadł ją szybko, mocno i głęboko… jak dzika bestia. Całował zachłannie, trzymał mocno za pośladki i był bezlitosny w swoich podbojach i ruchach bioder. Kochali się jak dzikusy, spragnieni nawzajem swoich ciał i pochłonięci gorączką. Woods nie poznawała samej siebie, czy to to miasto tak działało na ludzi? Czy to jej pragnienie? Czy właśnie pochłonęło ją szaleństwo?
Nieważne, była ona i był on i było teraz. Wydawało jej się że pogryzła go do krwi w tym amoku, albo podrapała nie ważne co dokładnie ale w tamtej chwili pchnęło ją to na krawędź.
Mocniej, szybciej, więcej… pocałunki jego upajały jak wino. Nawet jeśli kąsał do bólu, to było to jak kolnięcie ostrogą rasową klacz. Motywowało do szybszego biegu. Zresztą sama Susan nie był ani trochę delikatna. Jej całe ciało wiło się zmysłowo, pulsowało na kochanku, drżało.. jeszcze trochę, jeszcze odrobinkę… jeszcze.. doszła z głośnym krzykiem i bezwstydnie. A chwilę potem poczuła ciepłą satysfakcję kochanka.
Wszystko się uspokoiło, tylko krew szumiała obojgu w uszach. Dyszeli jak dwa konie wyścigowe po jakimś derby. Nadal wczepieni w siebie w desperacji i trochę zdziwieni swoim zachowaniem. Susan w końcu oprzytomniała pierwsza.
- Jak zapytasz jutro o sny to ci opowiem. - Wysunęła język i zlizała jego krew z rozciętej wargi.
- Ze wszystkim soczystymi szczegółami? W tej sukience? Podwiniętej za pupę i czekającej na mnie?- Henry szeptał jej do ucha wyjątkowo wyuzdane propozycje. Coś czego przykładna żona nigdy by nie zrobiła. No cóż Yonna już dawno nie była przykładną żoną, a Susan tak naprawdę nigdy nią nie była.
- Ze wszystkim o co zapytasz…- czule całowała pogryzione miejsca -...ale w innej sukience, mam pokusę mieć nieprzyzwoite wspomnienia w każdej.
- Mhmm...dobrze… bądź bardzo seksowna. Chcę… żebyś jutro przyćmiła moje senne fantazje na twój temat, bo… przypuszczam, że dziś takie będę miał.- odparł cicho mężczyzna całując jej usta.
- Cóż jakbym zaspała ...czuj się w obowiązku sprawdzić czy nie zapadłam w śpiączkę…- odwzajemniała pocałunki, nie spodziewała się takiej czułości nadal ją to dziwiło.
- Mogę dać klapsa… lub zacząć od całowania ust, lizania…- mruczał pieszcząc ustami jej szyję. Jakoś nie mogli się od siebie oderwać.
- Księżniczek się nie bije…- mruknęła wsuwając swoje ciepłe dłonie pod jego koszulę głaszcząc jego plecy.
- A co księżniczki lubią by im robić? Bo chyba całowanie po stopach niespecjalnie ci się podobało.- szeptał jej kochanek.
- Podobało, ale jakbyś nie zauważył łatwo się rozpraszam jak pracuje nad teoriami spiskowymi. - Skubała jego żuchwę nadal nie mając żadnej chęci rozstania się .
- To mam ochotę to powtórzyć, na całym twoim ciele.- kusił Henry.
- Która godzina? - odpowiedź dawała nadzieje że kobieta autentycznie rozważa przeniesienie się do łóżka i pozwolenie Henremu na to co proponował.
- Będzie w pół do szóstej.- Henry spojrzał na zegarek i spytał spoglądając jej w oczy.- Nie wolisz ze mną?
- Wolę...ale powinnam się zbierać. - W końcu jakąś dziwną siła oderwała się od Henryego. - Postaram się przeżyć do jutra a ty przyjedź na czas.
- Wiesz że tak będzie.- odparł jej kochanek z uśmiechem.
Susan z lekko miękkimi nogami w końcu poszła się pozbierać. Głównie założyć nie rozdarte majtki. “Będę musiała mu to wypomnieć w wolnej chwili.” Spakowała do torebki krzyżyk Jane, włożyła na powrót szpilki i ruszyła do drzwi.
- Do jutra. - Rzuciła do Henry’ego.
- Do jutra.- odparł Henry z uśmiechem.
 
Obca jest offline  
Stary 30-03-2019, 20:58   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ratusz Miejski

Gdy dotarła na miejsce, Jane przekonała się że miasto było dość licznym ośrodkiem. Większość tych ludzi, była Jane nieznajoma. Zresztą trochę była to jej wina. Spędzała całe dnie w domu, zazwyczaj się ukrywając, a ostatnio uprawiając seks. Napotkała wzrokiem inne wiedźmy… właściwie wszystkie jakie znała. Na szczęście nie czuła żadnych kwiatowych zapachów. Nawet od Rose. Zapewne tłumiły swoje aury w związku ze zgromadzonymi tutaj ludźmi. Alice, Jessica oraz Eleonore siedziały przy stole wraz burmistrzem Derekiem Hamishem. Mężczyzna ten wydawał się bezbarwny i równie interesujący co biała ściana. Reszta mieszkańców siadała jak chciała w dużym holu ratusza wypełnionym krzesłami. I żaden z mieszkańców nie miał mniej niż 20 i więcej niż 45 lat.
Susan rozejrzała się czy gdzieś nie rzuciła się jej w oczy Jane albo w ostateczności Phil.
Hong dostrzegła od razu, siedziała gdzieś z boku i rozglądała się dookoła. Cichy stukot jej szpilek towarzyszył jej kiedy zbliżała się do właścicielki sklepu.
- Mogę się przysiąść? - Zapytała stając koło niej.
- Jasne.- rzekła Jane i otaksowała wzrokiem przyjaciółkę.- Wyglądasz bardzo… seksi. Randkę jakąś planujesz?
Ona sama zaś miałą garsonkę i spódnicę za kolana. Dekolt ukrywając za bluzką pod szyję.
- Mhm, chciałam wyglądać oficjalnie, ale może rzeczywiście przesadziłam. - Przyznała siadając koło swojej sąsiadki i otwierając wziętą kopertówkę. - Przyniosłam ci wisiorek. Dziękuje, wierz lub nie ale był przydatny.
- Ja nie będę narzekać.- odparła z uśmiechem Jane biorąc wisiorek i chowając do kieszeni.
- Henry chyba polubił twoją kuchnię,co?- dodała z zadziornym uśmiechem.
- Ej! Sałatki mi świetnie wychodząc i kanapki też umiem robić. - Szepnęła z udawanym oburzeniem oddalając się od tematu dwuznaczności słowa ‘kuchnia’.
- Mam wrażenie, że Henry raczej polubił inne smakołyki.- Hong zerknęła znacząco na biust Susan.
- Ja też go polubiłam. - Przyznała Susan. - Nie chwaliłam się, ale odzyskałam już sypialnię. Henry zaczął robić biuro.
- To świetnie. Testowałaś już ją?- zażartowała Jane i spytała z ciekawości.- A co z częścią handlową budynku? Już ją planowałaś? Henry też się nią zajmie?
- Część handlowa poczeka, aż odzyskam piwnice bo potrzebuje zrobić pracownie i chłodnie dla kwiatów. - Przyznała się Susan. - A do tego muszę jeszcze kupić pompę, żeby usunąć wodę z piwnicy … a właściwie nie zajęłam się tym jeszcze.
- U niego możesz kupić pompę. Sprzedaje narzędzia i maszyny rolnicze.- zasugerowała wskazując mężczyznę w koszulce polo.
- Kto to? - Spytała Susan rozglądając się też po reszcie pomieszczenia.
- Roger Smith… handluje traktorami przede wszystkim. A także wszystkim innym. Ma farmę i swoje przedsiębiorstwo kawał drogi od miasta. A że z samych traktorów nie da się wyżyć, to sprzedaje inne rzeczy. Takie jak glebogryzarki czy kosiarki do trawy.- odparła Jane.
- Aha może po spotkaniu go złapię. - Przyznała Susan. - Chcesz mi jeszcze pokazać inne przydatne osoby jakie warto znać? - Zapytała.
- Nie wiem, czy jest ktoś warty znania.- zadumała się Jane rozglądając.- Nie wiem co chcesz uzyskać.
- Pytam z ciekawości niż z potrzeby. - Przyznała Woods.
- Jest Gina… z którą warto trzymać.- Jane wskazała kobietę w towarzystwie znanego już jej Susan młodzika. Ciemnoskóra kobieta uśmiechała i wybuchała śmiechem słuchając jego żartów.
- Pracuje w ratuszu i jeśli potrzebujesz tam coś załatwić unikając kontaktów z Eleonore, to właśnie ją warto znać.- odparła Jane i podrapała się za uchem.- Może być lesbijką, tak żebyś się nie zdziwiła. Nigdy nie widziałam jej na randce z chłopakiem, a nasz mały gigolo od roku próbuje wsadzić łapki pod jej spódniczkę. Bezskutecznie.
- Przydatna informacja. - Przyznała kobieta. - Ktoś jeszcze?
- Tom Whatts.- wskazała na wysokiego murzyna wyraźnie zamyślonego. - Barman i właściciel tego pubu naprzeciw ciebie. Ma dużą pałę nad barem do uspokajania co bardziej krewkich klientów. Nigdy nie musiał jej użyć na klientach. Sam jego widok z tym kawałkiem drzewa wystarcza.
- Bobby Snowden. - wskazała na kolejnego mężczyznę siedzącego w kącie. I popijającego coś z cynowego kubka.- On jest.. tym… no… zielarzem.
-Współpracuje z Camille czy działa niezależnie?-
- No… wiesz… on jest bimbrownikiem i także uprawia trawkę na własny użytek. Ale też i inne ziółka. I póki się z tym nie obnosi, to Jessica puszcza mu to płazem.- Jane odparła na pytanie Susan.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-03-2019, 21:17   #46
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Całe zebranie okazało się dość spokojnym, jeśli nie nudnym zebraniem miasta. ‘Wiedźmy’ były grzeczne (nawet Rose) i całość odbywała się zgodnie z małomiasteczkowymi zwyczajami. Tematy narady powiązane były z różnymi tematami dotyczącymi samego miasta. Nie działających na jednej z ulic latarni, wywózki śmieci oraz zbliżającego się z kilka miesięcy festiwalu związanego ze zbliżającą się rocznicą założenia miasta. Nic więc dziwnego, że Susan była dla części uczestników tego zebrania bardziej interesująca niż poruszane tematy. I może z tego samego powodu dłoń Hong zaciskała się delikatnie na dłoni Woods.
- Co robisz? - Spytała się szeptem Susan nie przyzwyczajona do tego typu reakcji w miejscach publicznych. Uwaga innych nie była jej obca, w końcu w tak zamkniętych społecznościach nowa twarz na 100% wywołuje zaciekawienie.
- Przepraszam.- zawstydziła się Hong i grzecznie puściła dłoń przyjaciółki.
- Wydajesz się bardziej zestresowana niż ja. - powiedziała cicho Susan dzieląc uwage na przedstawiane problemy miasta i zachowanie Jane.
- Nie lubię tłumów.- wyjaśniła cicho Hong spuszczając głowę.- Stresują mnie.
Susan nie powiedziała już nic, ale jej ręka znalazła Jane i ścisnęła lekko. Właściwie to już tam została, na tyle ile Jane potrzebowała. W końcu zebranie zaczęło się kończyć i Eleonore zakomunikowała ostatni punkt zebraniu.
- Pogrzeb naszego przyjaciela Clarence’a odbędzie się jutro o dwunastej trzydzieści. Z wiadomych wam powodów, trumna na cmentarz zostanie wyprowadzona z holu ratusza.- rzekła.
- Idziesz? - spytała Susan, widząc jak ludzie powoli zaczynają się rozchodzić.
-Tak. Idziemy razem? Jest już ciemno, a wtedy lepiej nie chodzić samotnie.- zaproponowała Hong.
- Pytałam o pogrzeb. - Susan wzięła Jane pod rękę, ruszając do wyjścia. To, że wracały razem było dla niej trochę oczywiste. W końcu mieszkały obok siebie.
- Pewnie powinnam. I pewnie pójdę. W końcu chodziliśmy trochę ze sobą.- odparła w zamyśleniu Jane.
-Iść z tobą? Na pogrzeb. - Zapytała druga kobieta.
- Nie musisz.. aaa właśnie. Jak było na cmentarzu?- zapytała cicho i ścisnęła mocniej dłoń Susan.- Lepiej się pospieszmy z wychodzeniem, żeby Rose nas nie doścignęła.
- Ta i jeszcze zafunduj mi sprint w szpilkach. - Powiedziała ale przyspieszyła kroku. - A na cmentarzu był ...było znowu to coś. Trzymało się na dystans od krzyżyka, ale i tak było srogo. Znalazłam dziennik Clarenca. Jestem w trakcie czytania chociaż pisał strasznie chaotycznie.
- To by był ciekawy widoczek, twój pośpieszny truchcik.- odparła z łobuzerskim uśmiechem Hong, po czym dodała.- Na pogrzebie takich problemów nie będzie. Nie pojawia się wtedy. Czymkolwiek jest to coś.
Kobiety szły razem w stronę domu stukot obcasów Susan i cicha rozmowa były jedynym co odbijało się od ścian budynków.
- Miło mieć cię za sąsiadkę.- odparła Jane z lekkim uśmiechem. - Nawet jeśli czasem nie jest między nami tak miło. Czasami można się poczuć w tym mieście bardzo samotnie.
- Przepraszam, że szybko odsuwam cię na dystans, po prostu czasem nie kupuje waszych braków odpowiedzi. I mnie to strasznie frustruje...spróbuję się poprawić. -
- Nie winię cię. To zwichrowana sytuacja. To miejsce jest dziwne. Im bardziej w nie wrastasz i eksplorujesz ty dziwniejsze się staje i tym bardziej cię oblepia. - wyjaśniła Jane i spoglądając na ziemię. - A i… wiesz, to że czegoś doświadczyłam, widziałam nie oznacza że to rozumiem czy potrafię wyjaśnić.
- Mam ostatnią butelkę białego wina...wczoraj wypiłam dwie....chcesz wpaść na włoską kolację? - Zapytała Susan czując się podle przypominając sobie jej dotychczasowe zachowanie wobec Jane.
- Postaram się nie upić i nie zrobić czegoś głupiego. Ale sama musisz przyznać, to zabójcza kiecka.- odparła z uśmiechem Hong.
- Wiem, Henry dał mi to odczuć dzisiaj. - Powiedziała trochę chwaląc się tym rozmazanym w tłumaczeniu zdaniem.
- Nie wątpię.- zaśmiała się Jane w odpowiedzi. Gdy weszły do domu Woods, zdjęła żakiet zawieszając go na wieszaku. I odsłaniając białą bluzkę na cienkich ramiączkach. Niemal sznureczkach. Susan zauważyła, że jej koleżanka nie ma stanika, a potem… zdziwiła się samej sobie, że zwróciła na to uwagę.
- Dobra, tooo zaczynamy włącz jakąś niby włoską playlistę na kompie albo jaka ci się przypodoba. - Powiedział Woods podchodząc do lodówki i wyjmując z niej białe wino. Butelka z otwieraczem trafiła na stół wraz dwoma kieliszkami a sama gospodyni zajęła się za krojeniem i układaniem innych rzeczy na dużej drewnianej desce. Susan z gotowaniem i pieczeniem miała pewien problem, ale do przepięknie estetycznego ułożenia czy zrobienia rzeczy niegotowanych jak sałatki kanapki była prawie że artystką.



W krótkim czasie na stole pojawiło się jedzenie a Susan zauważyła że Jane rozlała im wino do kieliszków dosyć hojnie. Sama usadowiła się po drugiej stronie stołu i wyprostowała nogi na sąsiadującym z nią krześle.
- To za …? - Zaczęła susan unosząc kieliszek w zaczęciu jakiegoś głębszego toastu.
-Za… przyszłość. Oby była świetlana?- odparła Jane upijając nieco trunku i oblizując wargi. Zerknęła na Woods dodając.- Promieniejesz dzisiaj.
- No dobra, co chcesz wiedzieć? - powiedziała Woods upijając swój trunek i sięgając po jeden kawałek sera pleśniowego.
- Nic. Poza tym, że dzisiaj jesteś taka radosna i pewna siebie. To miły widok.- odparła Hong również kosztując przekąsek.- Trochę się martwiłam o ciebie.
- Dziękuje, to miłe. Niemniej nie zamierzam przestać szukać tego co znalazł Clarence. - Powiedziała zagryzając malinę. - Nie podoba mi się co one robią, nie zamierzamy tego tolerować i zamierzam szukać sposobu by się przed tym bronić. Wiem że mi proponować zostać jedną z nich ...ale nie umiałabym żyć z poczuciem, że ktoś chce ze mną przebywać bo tak jak one będę potrafiła go do tego zmusić. - Łyknęła większy łyk alkoholu i dodała w przypływie odwagi. - I tak. Zaczęłam sypiać z Henrym, chociaż wiem że będzie z tego jedna wielka komplikacja i płacz.
- No nie wiem. Jeśli oczekujesz seksu i odstresowania to… Henry jest ok.- zadumała się Jane popijając wina.- Jeśli czegoś więcej, to nie wiem. Poduszka jest lepsza do wypłakania niż on…- spojrzała na biust Susan.- … albo moje poduszeczki.
Zaśmiała się nerwowo i łyknęła wina.- Wybacz tę głupawkę z poduszeczkami.
- Wiem powiedział mi to dosyć dosadnie. I owszem złego słowa na jego...umiejętności nie powiem ale… ja już jako żona dowiedziałam się jak to jest być jedną z wielu i nie lubię tego uczucia. Nie w smak mi też bycie dodatkiem...premią do pensji...chwilowo tak się czuje. - kolejny solidny łyk alkoholu - Dlatego za pierwszym razem mu odmówiła, bo wiedziałam że takie coś wszystko skomplikuje. Teraz się złamałam i widzę jak wszystko komplikuje się dla mnie dwa razy szybciej niż się spodziewałam.
- Nie chodzi ze mną. Ani z nikim innym w mieście. Do łóżka też mi nie zagląda.- stwierdziła Hong zerkając na Susan i popijając wina zaproponowała.- Może… poszukasz kogoś innego więc?
- Wspominałam o komplikacjach, nie? Ja już go zdążyłam naprawdę polubić.
-Mhmm… myślę, że on może też cię lubić na swój sposób.- zadumała się Jane podjadając nieco. - Co z tym zrobisz?
Susan zamilkła na naprawdę dłuższa chwile.
- Nic. Co mogę, nie zamierzam go zmuszać. Teraz niech będzie tak jak jest… potem się to zmieni, albo mnie to wtedy zniszczy albo zrani. - Susan wzruszyła ramionami w rezygnacji.
- Z pewnością go nie zmuszasz. Za to… kusisz i prowokujesz? Ile wytrzymał zanim rzucił się na ciebie widząc cię w tej sukience? Ile minęło czasu od jej założenia, zanim zacisnął dłonie na twoich piersiach, pupie, zanim zaczął całować usta, szyję, nogi…- wymruczała z łobuzerskim uśmieszkiem Jane, po czym zakryła twarz dodając wstydliwie.- Wybacz… ja cóż… już jakiś czas nie miałam faceta i ostatnie moje erotyczne przeżycie to nasz pocałunek. A teraz jeszcze… wypiłam troszkę.
- … wiesz kiedy miałam rozwalone, spuchnięte, purpurowe kolano to nie wybrzydzał więc chyba niewiele mu potrzeba do zachęty… po prostu … to właśnie tylko to...zachęta do czystej erotyki… żadnego zaufania. Żadnego przywiązania czy wsparcia... od czysta biologia...nie wiem, czy chcę to powtórzyć…- kawałki sera i owoców znikały z tacy.
- Powiedz mi to jutro… po całym dniu abstynencji to może uwierzę.- mruknęła Jane przyglądając się Susan racząc się winem. - Wiem jedno… Henry jest bestyjką. A ty wyglądasz jak przynęta na takie bestyjki.
- Tia tylko w takim razie kto jest myśliwym…- powiedziała rozsmarowując słodka żurawinę na płaskim kawałku sera. - Śni mi się...Henry, jako właśnie taka bestia. Ma w nich wielkie jelenie poroże, jest nagi i ma takie racice jak nie wiem satyr tylko że proporcjonalnie większe…-
- Gdybym miała śmiałość…- zaśmiała się Jane, po czym skubnąwszy nieco z przygotowanych przekąsek dodała.- Sny tu bywają dziwne. Aczkolwiek mi Henry nigdy się nie śnił.
Jeśli twoja śmiałość ma dotyczyć tego co mi się wydaje że myślisz to…- Susan nie powiedziała więcej ale uniosła dłonie robiąc między nimi wolną przestrzeń pokazującą rozmiar interesu boga jelenia. Był on stworzeniem sennym więc oczywiście że było większe niż te co znała Jane.
- Dobrze że cię nie rozerwało…- odparła z głośnym i nerwowym śmiechem Hong. - Zazdroszczę takich snów.
- Też podobają mi się bardziej niż koszmary. Choć w ostatnim było…strasznie. Byłam na górze w sypialni słyszałam komentarze tamtych, w którymś momencie pojawił się on. Ja nie mogłam się ruszyć, tamte nadal komentowały a on po prostu sobie mnie wziął… nie było to miłe. Chyba dlatego po powrocie pozwoliłam sobie na … Henry'ego i jego zabawy. By po prostu odzyskać sypialnię.
- Acha… no tak. Nie żeby porównać czy ten w snach większy.- odparła z uśmiechem Hong szczerząc białe ząbki.
- Ten w snach jest większy.- Stwierdziła śmiejąc się Susan, dawno się nie śmiała.
- No cóż… jeśli ja się ci przyśnię to domagam się mega dużego.- odparła zadziornie Jane.
- To chyba tak nie działa...oprócz tych snów śniłam też o wskazówkach, wiesz jak znaleźć jego pamiętnik i rozumieć wskazówki. - Wyjaśniła Susan.
- Noo… skąd wiesz?- nieco już pijana Jane wlazła na stół i położyła się na nim brzuchem opierając dłonie na podbródku. Jej biust lekko się wybrzuszył w kierunku Susan powiększając dekolt bluzki. - Może wiesz… powinnam ci się wdrukować w podświadomość, żebym ci się przyśniła, co?
- Ech widzę, że znowu cię spiłam… - zaśmiała się znowu Susan.
- Dokładnie.- potwierdził Hong siadając na stole i zdejmując bluzkę, by odsłonić zgrabny drobny biust o ciemnych szczytach.- A to twoja nagroda. Na więcej nie licz, bo nie chcę cię wystraszyć kolejnym pocałunkiem.
- Nie wystraszyłaś...po prostu czułam, że to nie dla mnie. - Dopiła swój kieliszek. - Dlaczego nie lubisz tłumów?
- Miałam nieprzyjemne zdarzenie w przeszłości. Zbiorowy gwałt.- mruknęła Hong i nieco drżącą dłonią nalała sobie wina.- Źle się czuję, gdy jest kilku facetów obok mnie.
Woods sięgnęła przez stół i chwyciła wino, dokładniej chwyciła rękę Jane i ta przestała się trząść. Trzymała póki ta nalała sobie alkohol a potem odstawiła butelkę, właściwie najpierw nalała kolejny kieliszek sobie.
- Rozumiem…
- No i dlatego nie lubię zbiorowisk.- dodała i wypiła alkohol jednym łykiem.- Mogę się przespać u ciebie? Nie chcę wracać do domu. Mogę w gabinecie.
- Nie bądź głupia tam jest syf…- kobieta wstała i zakorkowała butelkę wstawiając ją do lodówki i niedojedzone resztki też - Chodź, pożyczę ci piżamę. - Wyciągnęła do niej rękę.
- Jeszcze nie chcę spać mamo.- odparła ze śmiechem Jane nie zamierzając schodzić ze stołu. Jeszcze nie w każdym razie.
- To obejrzymy jakiś film, albo mogę ci poczytać do snu...tyle że mam nudne książki. - Powiedziała Woods nadal trzymając do Jane wyciągniętą rękę i uśmiechając się.
- Historyczne, tak?- Jane wstała i zrzuciła silnymi ruchami nogi pantofle na obcasach ze stóp. Zaczęła rozpinać spodnie zerkając na Susan przez ramię. Kręciła zadkiem śmiejąc się głośno.- Wiesz co? Zrobiłam tak tylko raz, przed moim drugim chłopakiem. Mam ochotę cię tak pokusić… nie przeszkadza ci to? Czuję jak mi serce wali… może to od wina?
- Na pewno od wina, dlatego wolałabym byś to robiła w sypialni a nie na stole z którego możesz spać…- Susan była rozbawiona stanem Jane, nie powinna, ale była. Nie przeszkadzało jej to bo były same, Jane była pijana i ...z tego co Susan zrozumiała zdesperowana bliskości. Woods wiedziała że nie będzie wstanie jej uczciwie dać czego potrzebuje więc postanowiła po prostu być przy niej i starać się nie oceniać.
- Do sypialni… odwaga mi wyparuje z głowy.- oceniła Jane zsuwając w dół spodnie i wypinając pośladki ku Woods. Spodnie opadły odsłaniając podkolanówki, ten przeklęty łańcuszek i różowe majtki Hong. Kręcąc się w miejscu zsuwała bieliznę.
Woods czekała cierpliwie aż skończy, Jane miała ładne ciało, ale ten “taniec” porostu nie działał na Susan, Jane nie działała na Susan, kobiety nie działały na Susan.
Hong zeskoczyła niezdarnie ze stołu, śmiejąc się pod nosem i podała dłoń Woods. Była gotowa do zaprowadzenia na górę.
Susan ruszyła przodem trzymając Jane za rękę i uważając na schodach które sama pokonywała w szpilkach, tyle że miała też większą tolerancję alkoholu niż Hong.
Dotarły bezpiecznie na górę i Jane rozejrzała się po nowej sypialni.
- Nieźle… trochę zazdroszczę ci okna. - oceniła pomieszczenie.
- Jest Mega Wiem. - Powiedziała chełpiąc się, podchodząc do szafy i zdejmując szpilki. Za nimi podążyła szara sukienka która została odwieszona grzecznie do szafy. W zamian Susan wyjęła mięciutkie bawełniane szorty i top od jakiejś piżamki. - Proszę ...-podeszła w samej bieliźnie do Jane podając jej ciuszki. - będzie ci w nich naprawdę miło.
- Mhm…- Jane zaczęła się ubierać zerkając na Susan. Top i szorty zostały założone po chwili.- To teraz co oglądamy?
- Jakie filmy lubisz? - Spytała Susan idąc do łazienki gdzie leżała jej nocna bielizna.
- Hmm… kung fu… lub tarzana. Lubię Tarzana.- zaśmiała się Jane siadając na łóżku.
- Dobra, ale ja chcę by było zabawnie …- stwierdziła Susan o poleciała do kuchni pozostawionego tam laptopa i zebrała ubrania Jane. Wracając położyła ubrania koło łóżka i wskoczyła na łóżko. Chwila szukania w internecie i puściła zapowiedź Jane.
- Myślisz, że może być? -




- Może być.- zgodziła się Hong z uśmiechem.
- To jedziemy - Powiedziała Susan odpalając film i podając Jane poduszki by się wymościła się wygodnie. Film trwał półtorej godziny, jego absurd był tym czego Susan potrzebowała, Jane wydawało się ze tez się dobrze bawi chociaż procenty ululały ją wcześniej niż, by chciała. Wytrwała tak dwie trzecie filmu zanim padła, a potem zwinęła się w kłębek na łóżku.
Susan przykryła ją kołdrą a po zakończeniu filmu wyłączyła laptop i zapając sobie nocną lampkę wróciła bo buty Jane do kuchni. sprawdziła czy drzwi są zamknięte i gasząc światło wróciła na górę. Złożyła ubranie przyjaciółki by było jak najmniej pogniecione i położyła na stoliku. Jeszcze tylko umyć ząbki i mogła kłaść się spać. Podobnie jak za pierwszym razem przytuliła się do drugiej kobiety i tak zasnęła.

***

Dżungla. Zapachy kwiatów, wilgoć, zielone liany. Yoona rozejrzała się dookoła budząc w stroju, tym samym w którym Susan poszła zebranie miasta. Szpilki też na nogach nie bardzo pasowały do tego miejsca.
- Serio? - Zapytała otaczającego ją lasu zdejmując buty i ruszając przed siebie, który był kierunkiem tak samo dobrym jak inne.
Właściwie nie wiedziała dokąd idzie, las był monotonny mimo że kolorowy. A ścieżka którą szła doprowadziła ją do wodopoju. Dość płytkiej rzeczki przecinającej ów las. I tam natknęła się na nie.
Przypominały Kitanę… od pewnego stopnia, bardziej kocie. Gibkie i zwinne, o twarzy Jane i kocich oczach, pazurach kończących dłonie. I ogonach, dwóch. Jednym kocim, drugim imponująco męskim i dużym ogonku. Kobiece ciało i męski atrybut. Wpływ opowieści Hong.
Trzy “Jane” przyglądały się obcej w zaciekawieniu.
- Hej. - Powiedziała do “Jane” Yoona nie robiąc gwałtownych ruchów. - Wiesz jak się stąd wydostać?
Jane przyglądały się Yoonie, po kociemu oblizując dłonie długimi językami.
- Wy-do- stać? Gdzie?- wycharczała jedna z nich z trudem.
- Gdzieś indziej…- Powiedziała jeszcze nie wzruszona Yoona.
- Po co?- odparła Jane, podczas gdy pozostałe dwie obchodziły Yoonę na czworaka poruszając się z nadludzką gibkością.
- Żeby nie stać w miejscu. - czuła się trochę jak Alicja po drugiej stronie lustra z tą rozmową. - Hmm… to chodźmy. - jedna z “Jane” ruszyła przodem. Pozostałe dwie ustawiły się za plecami Yoony, po obu jej bokach. Czekały zapewne, aż sama się ruszy.
Kobieta ruszyła z nimi, czuła się jak z jakąś dziwną obstawą. zastanawiała się czy ilość Jane w śnie to też przypadek i czy to jest sen od taki sobie czy jeden z wskazówkowych.
Całą tą dziwność potęgował fakt, że wszystkie trzy Jane chodziły na czworaka, unosząc w górę ogony i przez większość czasu musiała się gapić na pupę i męski atrybut przewodniczki. Jane szły eskortując kobietę ledwo widoczną ścieżką meandrującą między drzewami. Yoona dostrzegała wśród listowia mijanych roślin obłe ludzkie kształty i złowrogie spojrzenie. Niemniej żadne z tych drapieżników nie zdecydowało się zaatakować trójki “Jane” i ich zdobyczy.
- Musicie być silne. Mijamy dużo stworzeń ale żadne nie zdecydowało się na atak. - Zagadała do reszty.
- Tak. Jesteśmy. Ty nie ?- zapytała Jane po lewej przeciągając się leniwie.
- Nie wiem, nie mam porównania. - odpowiedziała Yoona, zdecydowanie nie miała pojęcia czy w tym śnie jest silna i czy wystarczająco żeby sobie poradzić z tutejszymi niebezpieczeństwami.
- Nie masz pazurów… nie jesteś silna. Sprawiasz tylko mrowienie swoim widokiem.- oceniła Jane idąca z tyłu.
- Skoro tak mówisz. - Yoona wolała unikać konfliktu z ‘kocicami’ w końcu miały ją wyprowadzić. Pytanie tylko gdzie i w jakim celu…?
Na razie doszły do niedużej polany na skale zwieszającej się na przepaścią bez dna. Wokół tej polany rosły olbrzymie drzewa, które zamieszkiwały inne “Jane”... wylegujące się na konarach, biegające wokół dużego drewnianego pala na środku “wioski” i bawiące się ze sobą niczym małe kocięta. Sama pal pokryty był jakimiś płaskorzeźbami wyrzezanymi pazurami w drewnie.
- To wasz dom? - Zapytała zaciekawiona Yoona.
Jane, wszystkie trzy spojrzały na nią pytająco.
- Dom? Co to… dom? - rzekła przewodniczka.
- To tam gdzie się mieszka, tak gdzie czujesz się bezpiecznie i należysz. - Wyjaśniła Yoona zaczynając być trochę poirytowana na ten sen.
- Siedlisko.- stwierdziła Jane z przodu.- Tak… to jest nasz dom.
- Te rzeźby co opowiadają? - Pokazała w stronę płaskorzeźb palcem.
- Prawdę. - wyjaśniła przewodniczka. Podchodziły już do samego środka wioski i Yoona mogła obejrzeć ową prawdę. Opowieść szła od dołu do góry… na dole było coś jak czeluść z której wynurzały się kształty. Owe złowieszcze kreatury wchodziły w skórę ludzi i mordowały kolejne stworzenia. A coś co wynurzało się z ciał martwych ofiar wracało do owej czeluści.
- Co to za istoty? - skazała na cześć muralu.
- Hmmm…- Jane zasępiła się drapiąc po czuprynie.- Rākṣasaḥ je nazywają, ale one same nie mają imienia. Nie potrzebują nazw. Nie mają formy.
- Raksasa nie mają formy więc wchodzą w formy innych, kradną je…- powiedziała do siebie Yoona. Kolejny puzzel w układance odnaleziony.
Żadne ze stworzeń nie zwracało uwagę na jej mamrotanie. Niemniej coraz więcej Jane przyglądało się jej z ciekawością. Powoli krąg istot wokół Yoony się zacieśniał.
“Jak z Susan na spotkaniu… chyba czas się obudzić, słyszysz Susan? Obudź się!” Krzyknęła w myślach Yoona próbując sięgnąć do swojej świadomości po drugiej stronie.
Niestety odpowiedzi nie otrzymywała… zamiast tego była odcięta od wszelkich dróg ucieczki. Na szczęście Jane nie były agresywne, tworzyły jednak trzy szczelne okręgi wokół Yoony… i spoglądały na nią wyczekująco.
- Coś nie tak? - Spytała trochę zaniepokojona Yoona. Odpowiedział jej złowieszczy pomruk zniecierpliwienia. Najwyraźniej Jane oczekiwały czegoś po niej. Czegoś czego nie potrafiły zdefiniować słowami.
- Nie rozumiem o co wam chodzi...musicie mi spróbować to powiedzieć. - Niepokój zaczął w niej rosnąć ale póki co trzymała go na wodzy.
Odpowiedzią na jej słowa były tylko coraz głośniejsze pomruki kobiet. Ich ciała się sprężyły, ich usta otworzyły szerzej odsłaniając kły godne kocich drapieżników.
“Susan do cholery Obudź się!” Wrzasnęła do siebie Yoona nie mając zielonego pojęcia co robić, jej ręka ścisnęła mocniej swoje buty. Jej mięśnie napięły się, Susan będzie głupio ale Yoona zamierzała się bronić jeśli nie dadzą jej innego wyjścia.
Zwierzęcy pomruk wyrwał się z dziesiątków gardeł. Pierwsze z Jane rzuciła się na nią, potem następna i kolejna, kolejna. Pazury rozerwały ubranie i skórę, Yoona upadła na trawę szarpana przez kolejne pazurami, przygnieciona i ciałami rozwścieczonych bestii i czując jak kawałki jej ciała są wyrywane mocnymi paszczami pełnymi kłów.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2019, 11:40   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 10

Obudziła się zlana potem i z bijącym gwałtownie sercem o piątej rano, ze snu w którym była pożerana żywcem.
- Ja pierdolę…. - Woods nie rozejrzała się po swoim otoczeniu, jej sypialnia, ślicznie odnowiona przez Henry’ego, łóżko po dawnych właścicielach, szafa i konsoleta które czekały na bycie odnowione...Jane?
Wszystko było, nawet śpiąca grzecznie w piżamce Jane. Zdecydowanie mniej drapieżna od swoich kocich wersji.
- Uff… - Susan chwile jeszcze uspokajała się po koszmarze - ...przepraszam Yoona…- dodała cicho. Jej inne ja musiało być na nią wściekłe. Wygramoliła się złóżka zostawiając opatuloną Jane i zeszła do kuchni zabierając laptopa. Jane pewnie za jakiś czas się obudzi a za około cztery godziny przyjedzie Henry. Na ten dzień planów nie miała, no poza pogrzebem o dwunastej. Powinna zacząć robić coś dla siebie...co nie obejmowało seksu czy teorii spiskowych.
Chwilowo zaczęła od kawy, gorąca kawa w filiżance towarzyszyła w jej dłoniach kiedy stanęła w otwartych drzwiach kuchni i patrzyła na widok pola na tyłach budynku i witającego ją świtu.
Potem zajęła się śniadaniem, wiedziała że już nie zaśnie więc równie dobrze mogła zacząć wcześnie dzień. Tego dnia postanowiła zrobić coś innego niż sery i owoce...znaczy nadal były ale nie w formie luźnej tylko zrobiła bardzo apetycznie wyglądające kanapki. I zrobiła ich ...dużo, zdecydowanie za dużo jak na samą Jane i Susan.

[media]https://i.pinimg.com/564x/0b/c5/37/0bc5375068d5b81410e6128c3a0bec2f.jpg[/media]

Ekspres miała cały czas w gotowości by nie musieć go rozgrzewać na nowo kiedy Jane się obudzi. Wood nie czekała na nią z zaczęciem śniadania. Odpaliła na nowo laptopa i zaczęła przeglądać internet, uzależnienie wszystkich ludzi. Zamówiła kolejne drobiazgi do domu i dla siebie. Włączyła spokojną muzykę do śniadania i zaczęła oglądać meble.
Kiedy Jane w końcu zeszła zastała Susan przy swojej drugiej kawie w bawełnianym swojskim szlafroku, wysyłającej sms-a.
- Witaj śpiąco królewno, jak się spało? - Przywitała swoją przyjaciółkę z uśmiechem.
- Hej… ja czuję się zmięta.- odparła zmarnowana wyraźnie Jane, która z trudem doczłapała do stołu.- A jak ty się czujesz?

SMS Sue
“Jane u mnie nocowała, mamy śniadanie...przesadziłam z kanapkami.”



- Tak sobie miałam zły sen więc sobie odbijam o poranku. - Powiedziała Susan skazując na kolorowe kanapeczki. - Chcesz wody czy kawy?
- Acha… kawy.- odparła Jane “odchorowując” wczorajsze pijaństwo.
Susan zrobiła Jane jej kawę i postawiła w filiżance wraz z mleczkiem obok przed Jane. A potem odstawiła karafkę z wodą i cytryną, bez komentarza po prostu tam sobie stała. - Jak chcesz możesz wrócić na górę i przespać kaca. Obudzę cię przed pogrzebem żebyś zdążyła się przygotować.
- Chyba tak zrobię.- odparła Jane popijając powoli kawę.
Susan potowarzyszyła przyjaciółce w poranku, a potem odprowadziła ją na górę ze szklanką wody na ewentualne później.
Jane zwaliła się do łóżka, a potem dała zapakować pod kołderkę. I znów zasnęła. Susan została sama mając jeszcze czas nim Henry wpadnie. Zerkając na komórkę stwierdziła, że Henry nie odpisał. I być może tego nie zrobi. Gadatliwy to on nie był.
Nie zostało nic innego jak popracować trochę nad czymś innym. Poszła do biura i otworzyła swoje tajemnicze miejsce. Rozłożyła na podłodze dodatkowe kartki i dziennik Clarenca. Zaczęła pracować nad kolejnymi powiązaniami dodała całą jedną wielka grupę kartek przy nazwie Rakase - plus różne wariacje tej nazwy oraz dopisała teorie które znalazła Yoona we śnie. Pracowała przy otwartym ukrytym pokoju ściana zapełniła się o jedną trzecią swojej normalnej objętości.

W końcu siedzenie w niewygodnej pozycji dało o sobie znać i także naprała ochotę na dogryzienie kanapki z łososiem i może kolejny kubek kawy...albo herbaty. Przeciągnęła się i ruszyła do kuchni. Już na schodach słyszała buszowanie w kuchni świadczące o czyimś tam pobycie. Sprawdzając czas można było jednak stwierdzić, że to powinien być Henry.
- Hej jak już jesteś to Jane odsypia kaca, więc …- Susan wkroczyła do kuchni szukając wzrokiem swojego majstra. -...
- Więc…- mężczyzna spojrzał na Susan i uśmiechnął się zażartował.- … ciekawy sposób kuszenia. Zrobimy przy oknie wystawowym twojego zakładu? Jest jeszcze dość wcześnie. Może nikt nie dojrzy.
- … więc będziemy cicho pracować żeby dać się jej wyspać. - Sprostowała Woods chwytając za jedną kanapkę z mocno skurczonej listy. Najwyraźniej Henry dobrze zrozumiał że może się obsłużyć i dojeść. - Chcesz kawy albo herbaty do tego? - Dopytała wystawiając w jego stronę nadgryzioną kanapkę z łososiem.
- Może być kawa… bo chyba ją planowałaś robić.- stwierdził z uśmiechem Henry przyglądając się ruchom pracodawczyni.- W razie czego… kneblować cię?
- Coś mi się wydaje, że kneblowanie w twoim wykonaniu spowoduje, że będą mnie słyszeć ludzie w sąsiednich domach. - Powiedziała zadziornie. - Jak wolisz herbatę wystarczy poprosić, być może trzecia kawa nie jest super pomysłem…- powiedziała zbliżając się do mężczyzny wchodząc w jego strefę komfortu.
- To herbata niech będzie.- zgodził się z nią Henry nie odrywając od niej oczu. Susan uśmiechnęła się i minęła nie powodując fizycznego kontaktu. Poszła wstawić wodę i wyjęła dwa świeże kubki i torebki herbaty, wystarczyło tylko poczekać aż woda się zagotuje.
- Wczoraj powiedzieli że dzisiaj o dwunastej będzie pogrzeb Clarenca. - Powiedziała odwracając się do majstra. - Pójdę z Jane,...nie jest w najlepszej kondycji i nie mówię tutaj o kacu. ...wiedziałeś, że Jane ma strasznie słabą głowę?
- Poniekąd tak.Ty nie wiedziałaś?- zapytał Henry, po czym dodał.- Ja nie chodzę na pogrzeby.
- Nie miałam pojęcia, dopiero wczoraj to zauważyłam...z drugiej strony nie pijemy co chwila, a whisky w ogóle jest mocna, więc za pierwszym razem zwaliłam to na trunek. Co do pogrzebu, po prostu powiedziałam ci co my zamierzamy, ty rób co uważasz.
- Zrobię swoją robotę. Jeszcze uznasz, że wykorzystuję sytuację by nic nie robić.- odparł mężczyzna w zamyśleniu, acz z żartobliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Wiesz górne pokoje to akurat chyba najłatwiejsze pomieszczenia,...- Nie zdążyła dodać kiedy gwizdek czajnika zaczął wydawać pierwsze hałasy i Susan wyłączyła palnik by ograniczyć odgłosy. Zalewając herbaty dodała - ...Największą przeprawę będziesz miał z piwnicą, ale Jane powiedziała mi wczoraj od kogo mogę kupić w okolicę pompę.
- Mhmm…- mruknął w odpowiedzi mężczyzna przyglądając się nogom Susan.- Piwnica to sporo roboty.
- Wiem, ale wierzę w twoje umiejętności. - Powiedziała stawiając mu jego herbatę na stole i siadając na krześle. - Trochę nam popsułam poranne aktywności spijając wczoraj Jane, co?
- Myślisz, że Jane mnie powstrzyma… lub peszy?- zapytał ironicznie Henry popijając herbatę i wędrując wzrokiem od stóp do ud dziewczyny wystających spod szlafroczka.
- Ciebie może nie, mnie owszem. - Odpowiedziała zamachując się noga i “kopiąc” go zaczepialsko. Choć siła jej występku była zerowa, liczył się sam fakt.
- Nie wyglądasz na specjalnie speszoną. Może cię ta sytuacja nieco kręci, co?- Henry wstał i zaszedł siedzącą dziewczynę od tyłu. Jego palce przez chwilę pieszczotliwie błądziły po jej szyi, by po chwili osunąć się w dół, wślizgnąć pod szlafrok i chwycić za biust kobiety.
- Mmm..- Odchyliła głowę do tyłu by widzieć jego twarz. - Fakt że nie czuje się skrępowana chodząc przy was w negliżu to jedno, twoje “gry wstępne” też, przejście do głównego dania to totalnie inna sprawa.
- Skoro nie czujesz się skrępowana, to odsłonisz więcej?- zapytał Henry całując czubek jej nosa i ściskając drapieżnie owe krągłości, które pochwycił palcami.
- Próbujesz mnie wmanewrować w szybki numerek w kuchni…- Rzuciła oskarżająco ale pozwoliła szlafrokowi zsunąć się z niej ukazując więcej nagiej skóry, choć były to głównie ramiona to było to spełnieniem jego prośby.
- Nieprawda. Nie w szybki. W długi numerek, a może potem w kilka kolejnych.- odparł z bezczelną szczerością jej kochanek ocierając ukrytymi przed jej wzrokiem krągłościami o siebie nawzajem.
- Nie żartowałam z tym że obecność Jane mnie peszy....nawet nie tyle Jane co kogokolwiek innego. - Dodała patrząc mu w oczy, z jednej strony nie chciała narażać Jane na uczucie zażenowania jakie ona czuła w takich sytuacjach, a z drugiej obecność Henry’ego była trudna do zignorowania.
- Myślisz za dużo. Nie męczy cię to?- stwierdził Henry uparcie dążąc do celu i cierpliwie pieszcząc ciało kochanki swoimi dużymi chropowatymi dłońmi.
“ Dupek “ odezwała się Yoona. A Susan jej przytaknęła. Niestety obie po szesnastu latach małżeństwa gdzie często słyszały, że ma siedzieć cicho nie myśleć i ładnie słodko wyglądać, po takich komentarzach stawały się martwe w środku na jakiekolwiek podchody. Stanowczym ruchem odtrąciła dłonie mężczyzny i wstała poprawiając szlafrok.
- Chyba powinieneś poszukać sobie jakiejś słodkiej idiotki do wspólnego spędzania czasu skoro moje posiadanie mózgu tak ci przeszkadza.- powiedziała, jej ton głosu był zimny i Henry doskonale widział, że kobieta jest aktualnie na niego wściekła. - Potrzebuje doczepić jeszcze parę stron na ścianę. Jak zwolnię pokój będziesz mógł zabrać się do pracy. - ton głosu jasno mówił że jakiekolwiek szanse na poranną i najprawdopodobniej i późniejszą zabawę zostały unicestwione i Henry będzie musiał szukać zaspokojenia gdzie indziej.
Doklejenie ostatnich stron zajęło jej trzy minuty potem zostawiła go Henry’emu. Sama cicho weszła do sypialni biorąc swoja czarną sukienkę ze sobą poszła wziąć prysznic.
Trochę czasu spędziła w łazience robiąc z tego jakby rytuał przygotowawczy. Najpierw zadbała o swoją urodę, potem powoli zaczęła się ubierać. Bielizna, pończochy i mała czarna, czarne szpilki wszystko razem w połączeniu z jej wściekłością na Henry’ego dawało efekt zimnej dominującej suki niż przyjaznej kobiety która do tej pory była.

Miała jeszcze jeszcze ostatnie pół godziny zanim pójdzie obudzić Jane, więc udała się na dół i ogarnęła kuchnię po śniadaniu, głównie zmywaniem i wyniesieniem śmieci.
Wyjęła też mięso mielone by zaczęło się rozmrażać. Potem poszła obudzić Jane.
- Hej..- powiedziała cicho trącając kobietę. - .. czas wstawać. Jak się czujesz?
- Lepiej…- ziewnęła Jane powoli siadając na łóżku.- Długo spałam?
- Tak ale nie przejmuj się masz godzinę żeby się w swoim tempie ogarnąć. - Powiedziała Susan głaszcząc Jane po włosach. - Zrobić ci kawę czy uzupełnisz płyny wodą?
- Mhmm… kawa byłaby ok.- stwierdziła Jane wstając i niemrawie idąc w kierunku łazienki.
W tym czasie Woods zeszła na dół, mijając pomieszczenie w którym pracował Henry, i zrobiła Jane jej kawę czekając na nią na dole.
Nieco już uporządkowana Hong zeszła na dół i powoli usiadła na stołku.
- Pewnie w czymś przeszkodziła moja obecność, co?- zapytała zapewne wspominając o obecności Henry’ego.
- Nie przejmuj się. Twoja obecność czy nie, na jedno by wyszło zapewne. - Powiedziała z zimną obojętnością Woods.
- Czemu?- zapytała zaciekawiona Hong popijając kawę.
- Chyba się dzisiaj okazało że nie jestem tym typem kobiety jaki mu odpowiada. Nie ważne, nic się wielkiego nie stało i tak wiedziałam że to nie miało sensu. Będziesz się przebierać? - Susan skróciła temat do minimum i zmieniła go na pogrzeb, bo w końcu z grobową atmosfera mogły pójść już na fulla.
- A jaki typ mu nie odpowiada?- odparła zaskoczona jej słowami Hong. Zupełnie jakby usłyszała, że morze jest czerwone.
- Najwidoczniej myślące. Dobra już koniec tematu mamy miły wyciszający pogrzeb do uczęszczenia, zajmijmy się tym tematem. A jak wrócę… nie wiem uczczę pamięć Clarence’a używając książek które mi sprzedał.
- No… tak… to w stylu Henry’ego. On nie ceni myślenia u nikogo. To facet instynktu.- zachichotała Jane.- Wierzy w prymat odruchów na analizę.
- Boże nie odpuścisz mi tego tematu…- stwierdziła trochę załamana Susan, że tamta zamiast odpuścić wierci. - .. tak no więc, ja podziękuję. Przez szesnaście lat małżeństwa było mi powtarzane, że nadaje się tylko by wyglądać i bym darowała sobie myślenie więc nie dziękuje za kolejną taką relację! - Powiedziała trochę podniesionym głosem wskazującym na buzujący w niej kobiecy wkurw.
- Wyglądasz teraz naprawdę… bojowo.- odparła z wesołym uśmiechem Jane i skinęła głową.- Wiesz ja to rozumiem. I nawet cię podziwiam za to.
- Tiaaaa, to i tak ssie ale … przynajmniej zajmę się ważnymi rzeczami i nie będę się rozpraszać. - Próbowała się uspokoić i ukierunkować swój zapał na jakieś produktywne tory. - Mniej przyjemnymi rzeczami, jak ganianie się z potworami na nawiedzonym cmentarzu.- mruknęła ironicznie Hong.
- Wczoraj miałyśmy wspólne oglądanie filmów i było fajnie, jakoś nie widzę powodu by to odtrącać mimo, że będę uciekała przed potworami w pewnych momentach.- Odbiła piłeczkę Woods.
- Dziś też oglądamy filmy? W moim łóżku dla odmiany?- zapytała zaczepnie Jane.
- Może być. - Wzruszyła ramionami Woods - Przyniosę dla ciebie oranżadę byś za szybko nie odpadła. - Susan nie kryła przyjacielskiej złośliwości.
- Oranżada. Tak. To dobry pomysł.- oceniła kumpela pani Woods.- Tak będzie bezpieczniej.
- Nie No, nie chcę żebyś cierpiała jak dzisiaj. - Dodała już potulnej druga kobieta i sprawdziła zegarek. - Idziesz tak czy jeszcze pójść z tobą, bo chcesz się przebrać?
- Myślisz, że się wcisnę w jakieś twoje sukienki?- zastanowiła się Hong nie chcąc wychodzić w piżamce, a nie bardzo wiedziała gdzie podziała swoje ciuchy. I nie zauważyła zapewne, że Woods zaniosła jej ubranie na górę.
- Chyba mam jeszcze jedną czarną…- Dodała z zamyśleniem Susan i ruszyła na górę. Po chwili szukania podała przyjaciółce czarną zwiewną sukienkę bez rękawów i bez dekoltu. - Nie mam butów do pożyczenia ale twoje powinny pasować.
- Ok.- zgodziła się z nią Jane, zabierając wpierw za rozbieranie i ubieranie się. Co przypomniało Susan o wczorajszym występie Hong.
No tym razem przynajmniej wyglądała na sprawniejszą i cieleśnie i umysłowo. Susan zastanowiła się przez chwilę czy Jane oszukuje się, że Woods wykaże zainteresowanie płcią przeciwna. Czy to tylko pijackie desperackie próby wygłodniałej chuci.
- Jestem gotowa. Jak to się prezentuje?- stwierdziła Hong obracając się w miejscu.
- Super jak chcesz możesz sobie zatrzymać tą kieckę i tak rzadko z niej korzystałam. - Powiedziała do Jane.
- Dzięki. Może zatrzymam.- odparła z uśmiechem Jane.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-04-2019, 15:27   #48
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Na pogrzeb, całkowicie laicki, przyszło wiele osób które wśród których Susan rozpoznała sporo znajomych twarzy. Co prawda większość z nich należała do ‘wiedźm’ i osób poznanych wczoraj, ale to był jakiś postęp. Całej ceremonii pogrzebowej przewodziła Eleonore ze swoim entuzjastycznym podejściem i nadmiarem energii nie bardzo pasując do ponurej sytuacji.
Jednakże uwagę Jane i Susan przyciągnęła nadjeżdżająca limuzyna. Ta zatrzymała się i z niej wysiadła wysoka blondynka o nienagannej sylwetce...



… o przeszywającym spojrzeniu. I lewej kostce ozdobionej złotym łańcuchem.
- To miss Dupont.- wyjaśniła Hong cicho. I ta miss Dupont zignorowała Eleonore zbliżającą się ku niej niemal w podskokach, by porozmawiać z kimś kto został w środku limuzyny.

- Nie wiedziałam że pogrzeby to takie wydarzenie…- Skomentowała cicho zdarzenie Susan.
- Pogrzeby nie… ale miss Dupont, już tak. To bardzo wpływowa kobieta. I bardzo potężna. Jeśli nie lubisz mieć do czynienia z ‘wiedźmami’, to tym bardziej trzymaj się z dala od niej.- szepnęła konspiracyjnie Jane.
- Mhmm..zrozumiano - powiedziała Susan i wróciła bardziej uwagą do reakcji jaką u innych wywołała nowo przybyła. Były ciche rozmowy i szepty pomiędzy zebranymi, ale takiego wybuchu entuzjazmu jaki można było zobaczyć u Eleonore. Nawet wśród innych wiedźm, było widać raczej niepokój. Kojarzyło się to Susan z stadem drapieżników, na których to teren wkraczało coś na tyle, groźnego że wypadało się cofnąć z podkulonym ogonem.
- Wow nawet tamte się kitrają ze strachu…- Susan nadal szeptała, ale Jane mogła usłyszeć nutę satysfakcji w głosie koleżanki. -... dla takich widoków warto było przyjść.
- Jeśli one się boją, to pomyśl co ty powinnaś czuć. Na szczęście to nie jest nawet poziom Alice jeśli chodzi o apetyt. No chyba, że uzna że powinnaś wziąć udział w rytuale.- odparła trwożliwie Jane.
- Emmm..w czym?- zaciekawiła się Susan.
- Po jednym takim obudziłam się z bransoletką na kostce. Jedziesz z nią do posiadłości i z innymi. I… nie pamiętam za wiele. Jakieś tańce, zwiewne szaty, dymy… nie pamiętam. Ale pamiętam, że miałam potem koszmary.- Hong wzdrygnęła się na samo wspomnienie.
- Wiesz przy ich zdolnościach wątpię by ktokolwiek mógł odmówić. Choć zawsze pozostaje kulka …- Susan nie dokończyła, ale Jane wiedziała o co chodzi.
Hong uśmiechnęła się ironicznie spoglądając na Woods. I westchnęła ciężko. - Jeśli uważasz, że to rozwiąże sprawę.
- Pewnie nie, ale przynajmniej zepsuje im zabawę…- Susan wróciła do partycypowania w pogrzebie.
- Albo i nie.- odparła enigmatycznie Hong podążając wraz z Woods i konduktem.

Pogrzeb przebiegał tak jak się można było spodziewać. Eleonore pełniła rolę świeckiego mistrza ceremonii. Żałobnicy zbili się w małe grupki szeptając między sobą na różne tematy. Upiór z cmentarza się nie pojawił. Może odstraszyła go liczba ludzi, a może obecność wszystkich wiedźm. Eleonore pełniła rolę “pastora”, a wszystko zakończyło się bez modlitwy.
I powoli wszyscy zaczynali się rozchodzić.
- Trochę takie surowe wszystko - Powiedziała biorąc do ręki trochę ziemi i rzucając na trumnę. - Dobrze chcesz wracać czy się przejść? Nie będę ukrywać, że w planach miałam robić eksperymenty w kuchni, a potem trochę popracować.
- A chcesz się przejść tak po prostu, czy… gdzieś konkretnie?- spytała Jane obejmując dłonią dłoń Susan.
- Może być tak po prostu, nie miałam dzisiaj sprecyzowanych planów...znaczy miałam, ale mogę je przesunąć. - przyznała kobieta nie protestując przed dotykiem.
- Miasto nie jest aż tak duże.To nie będzie trwało długo. - zaśmiała się Jane z ulgą oddalając się z cmentarza wraz z Susan.
Susan znała już wielkość miasta w końcu parę razy zdarzyło jej się biegać dookoła niego, nie był to jakiś duży dystans i gdyby nie życie na ’wariackich papierach’ pewnie już dawno miałaby ustalone trasy leśne. Chociaż na te i przyjdzie pora. Obie ubrane w czerń kobiety szły wolno mijając okolice Woods odda się pod tym względem wyczuciu Hong, choć i ona mogła oczyścić umysł przy tym spacerze. Teraz miasto wydawało się ...normalne.
Jane wydawała się radosna. Pokazywała swojej koleżance różne zakątki i opowiadała zabawne historyjki, które wpadały jednym uchem, a wypadały drugim.
Obie dotarły w końcu nad jezioro.. dość malowniczo otoczone wilgotnym lasem, oraz z drewnianym mostkiem.
- To było… moje ulubione miejsce, by się z… Clarencem rozładować.- wyjaśniła Jane drapiąc się po karku.- Pewnie miewasz też te sny, co? Gorące i lepkie? Rozpalające.
- No miałam parę. Choć ostatnio znowu bliżej im do koszmarów niż do snów.
- Sny i koszmary.- stwierdziła cicho Hong zerkając na swoją miedzianą bransoletkę na kostce.- Mają źródło… w tym co jest pod miastem, pod całą okolicą. Tak twierdził Clarence… ale może po prostu to była jego gadka, by mnie przelecieć? W każdym razie, gdy się nasilały za bardzo to… tu go zabierałam i kochaliśmy się całe godziny.
- W notatniku który pisał były zbliżone informacje więc myślę, że nie mówił tego jako tani podryw.
- Ja w sumie o to nie dbałam.- zaśmiała się Hong lekko ściskając dłoń Susan mocniej i zerknęła na swoją ozdobę na nogę.- To ponoć sprawia, że nie ma się koszmarów. I rzadko mi się trafiają. Ale te sny… się zdarzają.
Susan nie wiedziała do czego zmierza z tym Hong, nie wiedziała też jak na to odpowiedzieć więc milczała i czekała czy ta rozwinie wypowiedź czy stwierdzi, że idą dalej.
Cokolwiek jednak planowała powiedzieć Jane, to nie wyrwało się z jej ust. Ruszyły dalej więc. Do domów. Gdzie każda rozeszła się do siebie z obietnicą, że widzą się wieczorem.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2019, 15:46   #49
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Eksperymenty kulinarne Pani Woods

Susan przebrała się w mniej oficjalne ubranie pilnując by nie było zbyt kuszące. Wprawdzie dobitnie potraktowała Henry’ego, ale wolała nie kusic losu. A dokładniej nie kusić majstra by nie powodować kolejnych spięć czy nieporozumień.
Wyciągnęła książkę kucharka i otworzyła ją na stronie z spagetti.
Najpierw dwa razy przeczyta przepis potem wyciągnęła garnki i patelnie które będa jej przydatne. Na początek zabrała się za przygotowanie pomidorów.
Sparzyła wszystkie, ściągając z nich skórkę i pozbywając się bardziej wodnistego i pełnego nasionek wnętrza. To co została posiekała i wrzuciła do garnka, razem suszonymi przyprawami jak bazylia i oregano.
“Powinnam mieć żywe zioła w kuchni.” Rozproszyła się na chwilę dodając soli i pieprzu. Na koniec przypomniała sobie o czosnku który z braku wyciskarki zmiażdżyła nożem i dolała oliwy. Ten garnek wstawiła na mały ogień i na te chwile zajęła się kolejnym etapem.


Mięso. Zanim zajęła się nim wstawiła wodę na makaron. Przy okazji mieszając czerwona substancje w pierwszym garnku. Mięso przyprawiła pieprzem solą i przyprawami jakie dodała do sosu. Co jakiś czas sprawdzała zapiski w książce. Wrzuciła mięso na rozgrzaną patelnię a w kuchni rozległ się odgłos skwierczącego oleju.
Sam fakt gotowania był fajny, takie tworzenie czegoś z czegoś innego. I zapachy wypełniające kuchnię i dom były super. Do momentu kiedy rzeczy nie zaczęły się przypalać i trochę zajęło mieszać to z innymi zapachami.
Przynajmniej Woods szybko opanowała sytuację nie pozwalając się zmarnować całej potrawie. Choć część sosy miało do wycia zacząć rezydować na dnie garnka, no i mięso też było mocno przysmażone.
Makaron wyszedł ok. Jedno z trzech wyszło więc liczyła to jako sukces.
i choć poparzyła się odcedzając go i robiąc w kuchni dużego hałasu klnąc kiedy wraz z kluskami jej ręka też chłodziła się pod płynąca z kranu wodą, to nadal uważała że jej się udało.
Na koniec przelała większość sosu do mięsa i zostawiła na czas by według przepisu się ‘przegryzło” a ona poszła zetrzeć trochę sera do posypki.


Jedzenie wyglądało, poprawnie. A pierwszy kęs miał pokazać czy było jadalne. Nie… nie było… ogień zapalił się w gardle Woods. Metaforyczny co prawda, ale równie palący gardło. Azjatka rzuciła się do kranu, by pospiesznie ugasić pragnienie, a schodzący na dół Henry zobaczywszy to… uznał, że lepiej zjeść u Hong. Susan została więc sam na sam ze swoim posiłkiem.
Woods bardziej była zaaferowana co zrobiła źle niż tym że posiłek był...wypalający kubki smakowe. Niemniej niesiona dumą postanowiła go skończyć choć wypiła przy tym całe mleko jakie było w lodówce, przeznaczone pierwotnie do kawy.
Nawet określiła w która części przesadziła, sam sos był ostry ale zjadliwy i to bez mleka, za to ta część z mięsem była masakrą. Resztki z częścią mięśnia wyrzuciła a bez schowała do lodówki, najwidoczniej jutro zrobi sobie “Napoli”.



***

Po obiedzie i ogarnięciu kuchni postanowiła zgodnie z poranna obietnicą zrobić coś dla siebie. A dokładniej do domu, wyłożyła stół w kuchni stare gazety i szmaty, a na nich stara ramę od lustra. Przyniosła sobie farby z komórki i zaczęła “odmawiać”, a dokładnie eksperymentować z odnawianiem ramy.





Najpierw oczyściła ją papierem ściernym starała się być dokładna i całkowicie zagubiła się w tej czynności. Kiedy skończyła otworzyła puszkę z farbą gruntującą do mebli i zaczęła nakładać bardzo rzadka acz dobrze kryjącą cieczą ramę. Nie przejmowała się tyłem ramy bo ten był i tak nie widoczny, sama podstawa miała schnąć około godziny więc Susan miała czas by zająć się szafą w swoim pokoju głównie bo miała duże płaskie powierzchnie.
Choć najpierw podobnie jak przy ramie rozłożyła na podłodze folie i dopiero wtedy zaczęła traktować szafę papierem ściernym.
Ktoś zapukał do drzwi nagle. Henry był zajęty robotą na górze, więc tylko Susan mogła otworzyć.
Otrzepała się i zeszła na dół zastanawiając się co się dzieje i podeszła do drzwi od kuchni, co było raczej dziwne bo i tak były otwarte. Susan od pierwszego dnia bardziej przejmowała się otwierającymi się drzwiami od frontu niż od kuchni.
Za drzwiami stała Alice, z tym swoim drapieżnym uśmiechem i spojrzeniem pięknych oczu zza szkieł okularów.
- Nie przeszkadzam? - spytała z uśmiechem, powoli wchodząc do środka kuchni jakby odpowiedź Susan nie miała wielkiego znaczenia.
- Wejdź, zapraszam. Uważaj na bałagan. Chcesz kawy? - Spytała wpuszczając bibliotekarkę i kierując się do ekspresu. Właściwie jak nawet tamta powie że nie, to Susan i tak planowała zrobić kawę dla siebie. Susan odsunęła się z drogi bibliotekarki i podeszła do ekspresu. Zastanawiała się co sprowadza kobietę do niej o tej porze .
- To trochę przyjacielska wizyta.- zabrzmiało to zmysłowo, gdy mówiła te słowa siadając.- Chętnie się napiję kawy.
Susan zrobiła im dwa espresso i usiadła na przeciw Alice stawiając też paczkę małych biszkoptów. - Warunki mam trochę polowe, pewnie jeszcze trochę będę takie mieć. - powiedziała przepraszająco brunetka.
- Nie przeszkadza mi. Wszystkie tak zaczynałyśmy.- odparła enigmatycznie Alice zakładając nogę na nogę.- Podobno ty znalazłaś biednego Clarence’a?
- Owszem choć nie jest to to coś czym warto się chwalić...jego stan był...straszny.
- Ten zgon to dla nas wszystkich był wielkim szokiem.- zełgała Alice popijając kawę. - Możesz opowiedzieć, co widziałaś?
- Chyba nic innego niż nie powiedziałaby ci pani Szeryf...mhmm - zatrzymała się zastanawiając się jak ułożyć te widok w słowa. - ...wyglądał jakby coś go rozszarpało na strzępy, wszędzie była krew, i kawałki ciała. Miał ślady po ugryzieniach przez ...coś i podobne po pazurach...to raczej wszystko co dało się zobaczyć.
- To… straszne.- zadumała się Alice zerkając na Susan.- I to na pewno wszystko co widziałaś?
- Widziałam to dosłownie przez chwile, prawie odrazu weszła tam pani szeryf. Przesłuchała mnie na szybko co tam robię i po wszystkim “Wyprosiła mnie”. - Przyznała Susan. - Jeśli chodzi ci o coś bardziej szczegółowego musisz być bardziej precyzyjna albo iść do Jessici. Przykro mi.
- Mhmm… może tak zrobię.- odparła Alice oblizując językiem usta i sprawiając, że oddech Susan nieco przyspieszył, a w lędźwiach pojawił się przyjemny żar. I zapach fiołków.- A ty? Co ty sama myślisz o tym nieszczęsnym zgonie?
- Myślę, że takie wydarzenia zawsze są straszne, zwłaszcza że no stało się to w jego domu gdzieś gdzie niby miał być bezpieczny. - Przyznała Susan zaczynając opierać się zapachowi na znane choć nie działające sposoby.
- Podejrzewasz co się mogło stać?- pytała Alice popijają kawę. Pobudzenie ciała nie ustępowało, wzrok Susan mimowolnie krążyły po krągłościach Alice. Niemniej zapach fiołków nie rósł, a i Woods panowała nad sobą i swoimi działaniami.
- Jane wspominała o wilkach, pewnie one go dorwały. - Susan miała pewność że tak się stało, sama widziała ‘wilki’ ale podejrzenia, kto je nasłał zostawiła dla siebie.
- To prawda. Wilki w okolicy są niebezpieczne. - zgodziła się z nią Alice i rzekła cicho. - Pomyślałam, że skoro biegasz to może pobiegniemy jutro razem. Co ty na to?
- O! Dobry pomysł chciałam wypróbować moje cudownie uzdrowione kolano. - “Okropny pomysł co ty wyprawiasz!” - O której i gdzie się zejdziemy?
- Co powiesz na ósmą rano?- zapytała z kocim pomrukiem, który przyjemnie drażnił wszystkie zmysły i wzmagał podniecenie. Spojrzenie Susan wędrowało za językiem Alice niczym zahipnotyzowane.
- Godzina pasuje, gdzie chcesz się spotkać?
- Przyjdę po ciebie.- wymruczała blondynka poprawiając okulary.
- To jesteśmy umówione. - Susan uśmiechnęła się do niej.
- Chciałabym zostać, ale niestety nie mogę. Obowiązki, sama rozumiesz.- Alice, ku niemej uldze Susan, wstała i ruszyła do wyjścia.
- To do jutra. - Susan też wstała odprowadzając gościa do drzwi. Alice wyszła, ale gorączka nie opuściła ciała Woods wraz z nią. Oddech nadal był przyspieszony, policzki zaczerwienione. A podniecenie nadal sprawiało że mimowolnie ściskała uda.
- Ja pierdole muszę znaleźć na to sposób. - Mruknęła do siebie Woods i ruszyła powoli na górę. Do sypialni. Do łazienki. Pod prysznic. Pod Lodowatą wodę. Trudno powiedzieć ile czasu stała pod lodowatą wodą zanim to co zrobiła jej Alice nie spłynęło do kanalizacji wraz z lodowatą wodą. Kiedy wyszła przysłowiowo zamarzała, jej ciało było nienaturalnie zimne.
Gęsia skórka była wysypana po całym ciele a sutki twarde i przebijające się przez ubranie.
Mimo, że kąpiel miała ją przywrócić do pionu, to po niej chciała się pobrudzić kurzem kończąc szafę. Wróciła na dół i nałożyła delikatnie kolejna warstwę farby na ramę lustra.
Wzięła książkę historyczną, zaczęła ją czytać siedząc na parapecie otwartego okna z drugą kawą. Co jakiś czas robiąc notatki czy zaznaczając karteczkami odpowiednie interesujące ją fragmenty.






Nie było to łatwe. Choć książki przyniesione przez Rogera były historycznymi opracowaniami pełnymi dat i nazwisk. Przedstawiały historię miasteczka. Kolejne daty, nazwiska, dokumenty. Wydarzenia w nich przedstawione były... normalne i zwyczajne.
Susan nie dowiedziała się nic z nich temat okultystycznych zainteresowań hrabiego.
Żadna książka o tym nie wspominała. Także okropną historię zbiorowego gwałtu o którym opowiadała Jane, potraktowano sucho i gólnikowo. A jego następstwach nie wspomniano w ogóle. Książki zawierały odpowiedzi, ale nie na pytania które chciała zadać.

Jej pożegnanie z Henry'm było obojętne całkowicie jakby żadne intymne zbliżenie nigdy się nie wydarzyło. Zwykłe mruknięcie na jego “Skończyłem na dziś”.
On też coś odmruknął i wyszedł. Wydawał się być… urażony.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2019, 19:11   #50
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Koło dwudziestej Susan zaczęła kończyć z praca intelektualną i poszła zabrać telefon i piżamę na nocowanie u Jane. Z lodówki wyjęła dzbanek mrożonej herbaty jaką zrobiła w międzyczasie i tak wyposażona poszła do Jane. Trochę mogło to dziwnie wyglądać jak wyszła na ulice z dzbankiem w rękach ale już się zdążyła zorientować, że mają tutaj dziwniejsze rzeczy.
Weszła do domu Jane tylnymi drzwiami nie przejmując się pukaniem.
- Jestem! Nie mam lemoniady, zrobiłam mrożona herbatę!
- Może być herbata.- odparła Jane w casualowych obcisłych jeansach i porozciąganym sweterku. - Wchodź... idziemy od razu na górę?*
“I od razu na pięterko co?” pomyślała z przekąsem Yoona, co mogła być też podyktowane mrowieniem w lędźwiach “podarowanym” przez Alice. Susan zaś tylko grzecznie się uśmiechnęła. - Jasne...właściwie pierwszy raz będę u ciebie gdzieś dalej niż w kuchni.
- No to chodźmy.- Jane ruszyła przodem wychodząc z kuchni i wspinając się po schodach. Rozkład pokojów miały chyba podobny.
- Też masz tak duża sypialnie? - spytała zaciekawiona Susan oglądając dokładniej mieszkanie sąsiadki.
- Pewnie kiedyś miałabym, teraz podzielono ją na dwa pokoje.- odparła ze śmiechem Hong i zerknęła za siebie.- Więc lepiej się nie upijmy. Moje łóżko jest ciasne.
- Herbata jest non-alkohol, choć przydałby się do niej lód w kostkach i szklanki. Drugi pokój to pracownia czy sypialnia dla gości? - Spytała się Susan.
- Mam pracownię, sypialnię oraz pokój zabaw. Z konsolą i kontrolerami i matą do tańczenia.-
- Wow, nie wiedziałam, że masz takie zainteresowania. - powiedziała Susan z nieukrywanym podziwem. Myślała że Jane jest raczej szarą myszką o ograniczonym zestawie zainteresowań.
- Coś trzeba robić dla zabicia czasu. No i pozwala oderwać myśli od różnych rzeczy.- zaśmiała się Hong prowadząc Susan do swojej sypialni. Malutkiej, ale przytulnej.
- To moje małe królestwo.- rzekła z uśmiechem gospodyni wskazując na staromodne łóżko z materacem na sprężynach i wielki telewizor naprzeciw niego.
- Cokolwiek jest na Netflixie i HBO Go jest w naszym zasięgu.- dodała.
- Ty gościsz ty wybierasz. - Odpowiedziała Susan trochę rzucając się na sprężyste łóżko wywołując u siebie mały podrzut. - Fajnie tu masz bardzo przytulnie, moje mieszkanie wypada strasznie surowo przy tym.
- Ostatnim razem też ja wybierałam. Teraz twoja kolej. Jakie filmy cię kręcą?- Hong nie zgodziła się na jej plan.
- Si-Fi, … widziałaś ‘Zagubieni w kosmosie’ ? To nie film tylko serial, ale jak nam się spodoba możemy robić sobie wieczorki filmowe. - Zaproponowała Susan.
- Może być… ja przyniosę przekąski, a ty znajdź na Netflixie?- zaproponowała Hong.
- Jasne, nie zapomnij o szklankach i lodzie. - Dodała i włączyła telewizor chwilę mocując się ze swoim sprzętem.
Przez kilka minut Susan została sama w dość dziewczęcym pokoju. Oprócz kwiatów, Jane lubiła chyba pluszaki, bo było tu ich całkiem sporo. Znalezienie serialu nie było trudne. A Hong wróciła wkrótce z suszonymi owocami w ramach przekąsek do herbaty. Oraz lodem.
- Jaj! Przekąski. - Ucieszyła się Susan robiąc Hong miejsce koło siebie na łóżku. - Choć tu, znalazłam serial.
Hong od razu wskoczyła na miejsce obok Susan. Znalazły się dość blisko obok siebie. Na tyle że Woods czuła jej kwiatowe perfumy.
Susan puściła play i zajęła się filmem. a dokładniej serialem. Mimochodem powiedziała Jane o wizycie Alice i wspólnym bieganiu kolejnego dnia.
- To nie jest tak źle. Co najwyżej się z tobą podroczy. Gdyby chciała cię zaprosić do siebie na kawę, to wtedy będzie ciężko.- podsumowała jej opowieść Jane, której bliskość podsycała przygaszony zimnym prysznicem ogień.
- Wolę jej towarzystwo niż Rose. - przyznała na chwilę odrywając się od serialu, czego pożałowała od razu, gdyż była bitwa kosmiczna znaczy nie kosmiczna, ale ogólna rozpierducha na statku po którym połowa załogi się rozbiła na planecie.
- Może się tobą bardziej nie zainteresuje.- pocieszyła ją Jane nieświadoma do końca sytuacji. Susan co prawda odżegnywała się od zainteresowania własną płcią, ale świadomość zerwania z Henry’m i jej zaszczepione w niej pragnienie sprawiały, że mimowolnie zerkała na swoją przyjaciółkę wodząc wzrokiem po jej ciele. To trochę rozpraszało jej myśli, jeśli chodzi o skupienie się na serialu.
- Wymęcz ją to nie będzie chciała się tobą bawić.- dodała jeszcze w ramach porad Hong.
- Spróbuje jej urządzić maraton. - Przytaknęła Susan wracając uwaga do filmu i trzymając się w karbach.
- Daj jej mocny wycisk.- odparła ze śmiechem Jane, przytulając się bardziej do kumpeli. I wywołując mocniejszą reakcję w ciele Woods. Różne pragnienia i obawy kotłowały się w jej głowie walcząc o przejęcie kontroli.
Susan i Yoona wspólnie pomagały tym racjonalnym tłumiąc wszelkie impulsy, które były nawet podejrzewane o bycie działaniem Alice. Ciężko było stwierdzić jak daleko bibliotekarka to zaplanowała. Na pewno jednak nie wtajemniczyła w to Jane. Bo przecież gdyby Hong o tym wiedziała, to Susan… obecnie była na jej łasce. Owszem powstrzymywała siebie, ale czy powstrzymałaby Jane? Gdyby ta się nachyliła, pocałowała?
Ta myśl była boleśnie podniecająca. Poczuć usta Hong na własnych. Jedynym pocieszeniem dla Woods był fakt, że nadal nad sobą panowała.
Mimo, że ledwo Susan dotrwała do końca serialu, to niestety jej stan nie pozwolił jej na zostanie dłużej.
- Dobra będę się zbierać. Wolę być wyspana na jutrzejszym maratonie.
- Rozumiem.- Jane usiadła na łóżku i dodała.- Było fajnie. Jakbyś… chciała powtórzyć, to daj znać.
- Jasne na pewno nigdzie się nie wybieram przecież. - powiedziała Susan i skierowała się do drzwi. A potem do siebie.
Znowu była sama i bezpieczna za drzwiami swojego domu. Instynktownie oparła się plecami o drzwi, jakby bała się że Jane pójdzie za nią i nie starczy jej silnej woli na dalsze opieranie się.
I kolejny zimny prysznic przed samym spaniem, by zabić w sobie to wszystko, co czuła. Wprawdzie trudno jej było potem zasnąć, no ale próbowała. Sen nie przychodził łatwo, myśli przetaczały się przez głowę, pragnienia pomieszane z gniewem na Alice. Susan dość długo nie mogła zasnąć, a gdy już zasnęła.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172