16-08-2020, 23:45 | #1 |
Reputacja: 1 | Kult - Divinity Lost - Horror vacui
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman Ostatnio edytowane przez Pinhead : 17-08-2020 o 22:19. |
18-08-2020, 16:54 | #2 |
Reputacja: 1 | Było jej wstyd. Rozpoznała to uczucie od razu, choć w dorosłym życiu nieczęsto go doświadczała. Kiedy jeszcze pracowała w modelingu wszyscy chwalili jej otwartość – sesje bez stanika, obłapianie z obcymi facetami i dziewczynami, różne „odważne” (dziś użyłaby słowa „wyzywające”) pozy – wszystko przychodziło jej naturalnie. „To twoje ciało” – Jean – Luc, wtedy jej mentor w świecie fotografii, dziś ikona w środowisku haute couture wiódł pałacami po jej kręgosłupie, schodząc coraz niżej do aż do linii pośladów. – „Najnaturalniejsza rzecz pod słońcem”. Tak, jej ciało było narzędziem. Sprawnym, precyzyjnym, niezawodnym. Lubiła je, ceniła, szanowała dziś – kiedy miała prawie 30 lat – nawet bardziej niż kiedyś, gdy chodziła na wybiegach. Wtedy było tylko tylko smukłym ciałem, samobieżnym wieszakiem na ubrania, pozbawiamy doświadczenia i osobowości jego posiadaczki. Dziś pracowała już głównie po drugiej stronie obiektywu. Rzadko, bardzo rzadko zdarzało się jej pozować, tylko przy szczególnych okazjach. Akcje charytatywne i takie rzeczy. Ale terminy jej sesji fotograficznych były już wykupione na najbliższe 6 miesięcy. Ludzie rezerwowali jej usługi, zanim jeszcze dziecko się urodziło – ba, zaraz po poczęciu. Specjalizowała się w noworodkach i małych zwierzątkach. A teraz to ciało ją zwiodło. Przy obcych i publicznie. Nie znosiła utraty kontroli. Rumieniec wpełzł na policzki i nie chciał ich opuścić. Czuła, jak pali ją twarz. Myśl, że obaj mężczyźni widzą ten rumieniec, jeszcze bardziej ją zawstydzała. Matko, zachowała się jak ostatnia kretynka, jak przysłowiowa blondynka z głupawych komedii romantycznych. - Zakręciło mi się w głowie – wyjaśniła. Złapała się ramienia mężczyzny i podniosła, pomógł jej wstać. - Zawołać lekarza? - Nie ma potrzeby… Stres i ten zapach. Usiądę. Usiadła na jednym z niewygodnych krzeseł na korytarzu. Komisarz Zychowicz patrzył na nią uważnie, widać uznał, że rzeczywiście nie potrzebuje interwencji, albo zaufał jej słowom. - Chciałbym się z panią jutro spotkać. – powiedział. - Gdzie się pani zatrzyma? Gdzie się zatrzyma? Lubiła Aqua Zdrój, hotel miał tylko trzy gwiazdki i choć pokoje urządzono dość siermiężnie, to świetny basen i spa rekompensowały te niedogodności. No i był niedaleko domu rodziców. Tam się nigdy nie zatrzymywała, ojciec by na to nie pozwolił… no tak. Przypomniała sobie nagle wszystko. No tak. - Pojedziemy z mamą do domu – podała adres. – 10 będzie ok? Komisarz Zakrzewski skinął głową. - Tak, do zobaczenia. Kiwnął brodą w stronę współpracownika, który ruszył w stronę sali, gdzie leżał jej ojciec. Odchodząc, przejechał jeszcze raz spojrzeniem po ciele Agnieszka. Zadrżała. Przywykła do spojrzeń – nie mogło być inaczej, ponad pięć lat spędziła na wybiegach najpierw w Polsce, a potem Mediolanie i Paryżu. Spojrzenia ciekawe, obojętne, pożądliwe, taksujące, znudzone, zachwycone, zakochane, wrogie, zawistne… Przywykła do nich. Wiedziała, że inni widzą tylko jej ciało, ale nie dostrzegają tego, co kryje się wewnątrz. Nauczyła się rozdzielać swoją cielesność od świata wewnętrznych przeżyć i doświadczeń. Ale to spojrzenie było inne… przenikało do jej wywnętrza. Potrząsnęła głową, odganiając doznanie. Zmęczenie długą jazda, stres… Tyle wspomnień z dzieciństwa, które uruchomił widok nieruchomej postaci ojca. Wydał się jej mniejszy, drobniejszy niż go zapamiętała. Mniej postawny, mniej... groźny? Odetchnęła głęboko, zebrała myśli. Chwila niespodziewanej słabości minęła. Podniosła się z krzesła, znów energiczna, pewna siebie, opanowana. Lekarz mówił, że rozmowa z matką może być utrudniona, z powodu silnych leków i szoku. Nie miało to znaczenia. Agnieszka wiedziała, że sama jej obecność podniesie mamę na duchu. Znów będą spały razem w małżeńskim łożu rodziców, jak wtedy gody Agnieszka była łamała, a ojciec wyjeżdżał na polowania, czy nocne posiedzenia prokuratury. Ruszyła przed sobie pustym, pozbawionym wyrazu szpitalnym korytarzem. Wszystko się ułoży.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 18-08-2020 o 17:09. |
18-08-2020, 20:59 | #3 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman Ostatnio edytowane przez Pinhead : 19-08-2020 o 07:33. |
20-08-2020, 12:42 | #4 |
Reputacja: 1 | Kiedy już leżała w hotelowym łóżku znów wróciło wspomnienie Jego oczu. Pamiętała je dokładnie – zimne, przeszywające ją na wylot. Czy naprawdę jedno spotkanie na szpitalnym korytarzu mogła tak na nią wpłynąć? Uruchomić cały łańcuch skojarzeń? Obaw? Wytłumaczyła sobie, że ten facet na światłach nie był Nim – miał przecież pilnować ojca, prawda? Dostał takie polecenie. W policji panowała hierarchia, podobnie jak w wojsku… Czy „młody” było określeniem wieku, czy stażu w policji? Czy prostym przywołaniem do porządku, skarceniem? Zasypiała i choć nie chciała o tym myśleć, miała wrażenie że ciągle widzi Jego świdrujące oczy. Obudziła się w środku nocy, nagle. Przez kilka sekund serce kołatało jej jak oszalałe, a potem przyszła złość. Nakręciła się i teraz ma durne sny! Powinna była iść wieczorem na basen, a nie rozmyślać o tym gościu. No tak, nie mogła zostawić matki samej, usprawiedliwiła siebie. Po cichu, żeby nie obudzić mamy, sięgnęła po swojego Iphone’a. Bruno, jestem w Wałbrzychu, ojciec miał wypadek. Stan stabilny, ale nic nie wiadomo. Mam wrażenie, że policja nie traktuje sprawy poważnie.. możesz mi sprawdzić jednego gościa? Podkomisarz Marcin Kostrzewski. Dzięki, pa Posłała. Mimo rozwodu pozostawali z Brunem w dobrych układach. Ich związek był fajny, ale pragnęli czegoś innego: Bruno dzieci, których nie mogła mu dać, kobiety do prowadzenia domu. Ona wolności i samostanowienia. Po rozstaniu każde z nich znalazło to, czego szukało. On Oksanę, ona swoją karierę fotografki. Dlatego mogli dalej się spotykać, Agnieszka towarzyszyła Brunowi w jego spotkaniach biznesowych, on ją wspierał, czasem lądowali w łóżku. Lubili się. Bruno miał rozległe znajomości, mogła liczyć na jego pomoc. Zasnęła, już spokojna. - Już dobrze… - uspokajała ją jak dziecko. Spojrzała uważnie na kobietę. - Znasz łacinę? – zapytała. - Nigdy mi nie mówiłaś…. - Uczę się - odparła matka ocierając łzy - Ojciec Jacek mnie uczy. On mówi, że dobrze jest wrócić do korzeni, że to ważne. Agnieszka nie znała łaciny, za to włoski całkiem nieźle. Miała talent do języków. Dlatego rozpoznała cytat. - Ojciec Jacek jest księdzem? Nic nie mówiłaś… Dawno się znacie? Powiedziałaś, ze oni wszystko wiedzą. I że ostrzegałaś ojca. Kto wie? O czym? Co was pogrzebie? – usiadła obok matki. W odpowiedzi na pierwsze pytanie matka kiwnęła tylko głową. Po chwili namysłu powiedział bardzo cicho: - Kilka miesięcy, choć znałam go wcześniej. To było wiele lat temu. On teraz służy w naszej parafii. Jak będziesz chciała, to poznam was ze sobą. To wspaniały człowiek i wielki kapłan. Widząc zdziwione spojrzenie córki, Wanda dodała: - Wiara daje mi siłę. Bez Boga już dawno… - zawiesiła głos i na powrót skryła twarz w dłoniach. Agnieszka ponownie objęła plecy matki. Poczuła, jak krucha i drobna jest jej sylwetka. - Bez Boga dawno co. mamo? Rozstalibyście się z ojcem, tak? - dokończyła za kobietę. - Możesz to zrobić Ja ci pomogę, wiesz przecież… Pieniądze nie są problemem. Ja dużo widzę, mamo. Tata jest przemocowy. Nie chodzi o bicie, ale przemoc inną. Emocjonalną. Ale ja ci pomogę. - To nie tak. Ja kocham Jurka. Zawsze go będę kochać. Tylko on zbyt często błądzi. Mówiłam mu, że kontakty z tymi ludźmi to proszenie się o kłopoty. On mnie jednak nie słuchał. “To nie twoja sprawa.”- mówił. A ja widziałam, co to za ludzie. Niby eleganckie garnitury, piękne samochody, ale to się czuje. To źli ludzie. Ale on wiedział lepiej. I co teraz mam zrobić? Co ja zrobię jak go zabraknie? Angieszka tylko kiwała głową. Nie dodała, że miłość do oprawcy, uwikłanie ofiary jest naturalną sprawą w przemocy. Sporo o tym czytała. Jej koleżanka z mediolańskiej agencji wplątała się w taki przemocowy związek. Jakie to szczęście, że ją omijały takie rzeczy… - Ktoś was nachodził? - zapytała. - Ojciec się z kimś spotykał? - Wiele osób ostatnio bywało u nas. Wszyscy eleganccy, na stanowiskach, z grubymi portfelami, ale ja.. ja zło wyczuję od razu. Jurek mówił, że on to robi dla Polski, że obecna sytuacja wymaga, aby tacy jak on się w końcu zaangażowali, że nie może stać z boku. Tylko to mówił, jak już sobie popił. Tak na co dzień, to nic. Milczał, jak grób. Ale nawet, jak już się chwiał na nogach, nie dał się przekonać. Mówił, że panikuje, że gadam głupoty. Ale Aga, to naprawdę było widać. Ci ludzi.. to na pewno oni. Ja nie wiem o co chodzi, ale ja to czuję. Rozumiesz? Pokiwała głową, choć nie rozumiała. - Myślisz, że to ci ludzie.. są odpowiedzialni za wypadek? Wanda nie odpowiedziała. Położyła głowę na stole i zaczęła szlochać, zanosząc się co kilka chwil. Mimo prób i słów pociechy ze strony córki, nie była w stanie się opanować przez najbliższy kwadrans. Myślała o lekach, które dostała w szpitalu dla matki, ale te nie okazały się konieczne. - Zbiorę rzeczy, córuś i jedziemy – Wanda wystała, znów wydawałoby się spokojna i zaczęła krzątać się po pokoju hotelowym, składała ich nieliczne bagaże, ścieliła łóżka, przecierała łazienkę. Agnieszka nawet słowem nie odezwała się, nie skomentowała, że wszystkie te czynności nie są konieczne – wiedziała, że sprzątanie uspokaja matkę. Sama, rzucając badawcze spojrzenia na kobitę, sięgnęła po telefon. Bruno jeszcze nie odpowiedział. Zadzwoniła do szpitala „Stan pani ojca pozostaje bez zmian”. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiedziała. - Chodź mamo. Już wszystko lśni. Jestem umówiona z Komisarzem, o 10..00. Musimy jechać. Potem pojedziemy znów do taty.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
22-08-2020, 12:30 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman Ostatnio edytowane przez Pinhead : 23-08-2020 o 11:59. |
27-08-2020, 10:39 | #6 |
Reputacja: 1 | Wspomnienia zaatakowały ją z całą mocą, kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania. Zobaczyła sylwetkę ojca stojącego w drzwiach gabinetu, świetnie widocznego z niewielkiego przedpokoju. Jego oczy patrzyły czujnie, badawczo, śledząc każdy jej ruch. Bezwiednie postawiła swoją drogą, elegancką torebkę z włoskiej skóry a podłodze obok szafki a buty. Wsunęła pasek tak, aby nie było go widać. (Plecak z prawej, tyłem do szafki, paski schowane „Chodzi o ogólne wrażenie schludności w pomieszczeniu”). Zsunęła czółenka, otworzyła szafkę na obuwie i ustawiła je równo z na dole, z lewej strony. (Buty w szafce, dolna półka, z lewej strony „Kiedy rzeczy mają swoje miejsce, nie tracisz czasu na ich szukanie” ). Stała potem a środku niewielkiego przedpokoju, zaciskając dłoń na rączce eleganckiej walizki na kółkach. Dokładnie wiedziała, że walizka nie zmieści się a pawlacz, gdzie przechowywane były podróżne torby. Powinna też umyć kółka… Absurdalność tej myśli otrzeźwiła ja, prychnęła i z rozmachem pchnęła walizkę w ojca. Jego sylwetka zniknęła, w sumie nigdy jej tam nie było – a ona ze zdziwieniem zauważyła, że drzwi gabinetu są uchylone. Weszła tam na chwilę, zdążyła zauważyć, że rzeczy były ruszane, ale spieszyła się a spotkanie z komisarzem. Obejrzy wszystko jak wróci. Dopiła zimną kawę i sięgnęła po komórkę Jego wpisy na fb, instagramie, tweeterze śledziła na bieżąco. Z fałszywego konta, rzecz jasna, zawsze blokował jej próby zbliżenia się do niego w jakikolwiek sposób… Przejrzała serwisy barażowe i plotkarskie, gdzie jego nazwisko było ustawione w filtrach. Miała subskrypcję, ale czasem coś umykało automatom… Wpisała Jean-Luc Goutier w okienko przeglądarki. Sesja do Vogue, parę fotek modeli na zdjęciach jego autorstwa, nowy związek… wciągnęła ze świstem powietrze. Zwykle mówiono o nim, o jego zdjęciach, ale na same zdjęcia Jean- Luca trafiała niezwykle rzadko. Nie lubił się fotografować, powtarzał, że jego miejsce jest po drugiej stronie obiektywu. Agnieszka każde jego zdjęcia traktowała jak relikwię. Kliknęła w link, a już po chwili powiększała fotografię mężczyzny. Wodziła palcem po jego twarzy. Te same oczy, zarys szczęki i podbródka. Nieco dłuższe włosy, niż zapamiętała, siwe nitki, które tylko dodawały mu seksapilu; nie wyglądał na swoje 40 lat. Może znów eksperymentował z medycyną estetyczną? Uwielbiał takie rzeczy. Przez cierpienie do ideału - zwykł był mawiać - travers les difficultés aux étoiles - Per aspera ad astra. Kelner zabrał pustą filiżankę, ale ona nawet go nie zauważyła. - Czy podać coś jeszcze? - zapytał. – Proszę pani? – dodał, bo nie zareagowała. Podniosła a niego niewidzące spojrzenie, zdezorientowana. - Słucham? – Czy mogę coś jeszcze podać – powtórzył. –Tak, sok grapefruitowy wyciskamy, dziękuję – odpowiedziała machinalnie. Nie zauważyła, kiedy sok pojawiał się na jej stoliku. Szukała mych fotografii Jean – Luca, znalazła kilka mniejszych i większych wersji, ale nic owego. Może dotrze do agencji, która zrobiła fotkę? Pożałowała, że nie ma przy sobie drukarki, lubiła móc dotykać jego zdjęć… Lubiła móc dotykać jego... zatęskniła za zapachem jego skóry, klującym dotykiem zarostu a swoim nagim ciele, jego dłońmi, ustami… W dole brzucha narastało napięcie. Dlaczego wymazał ją ze swojego życia? To było takie niesprawiedliwe! Jakby ktoś rzucił klątwę a ich miłość… Przecież to jej zawdzięczał to, że żyje. Napięcie stawało się nieznośne, wręcz bolesne. Zatęskniła za Brunem. Odłożyła telefon i powiodła wzrokiem po klientach kawiarni. Jakieś nastolaty, jedna staruszka, która chyba trafiła tu przez przypadek, dwie parki… Przygryzła wargę. – Przepraszam zatrzymała kelnera. – Gdzie zajdę toalety? Weszła do łazienki , zamknęła drzwi a zasuwkę. Rozejrzała się, wyjęła komórkę, otworzyła zdjęcia Jean–Luca i podparła telefon świeczką tak, żeby móc go dobrze widzieć. Sama przysiadła a zamkniętym sedesie, jej oczy były teraz dokładnie a wysokości oczu Jean– Luca. Wsunęła dłoń pod sukienkę. Po chwili jej oddech przyśpieszył. nie potrzebowała wiele. Po kilku minutach umyła ręce i wróciła do stolika, zapłaciła za sok. Idąc w stronę domu wybrała numer komisarza, ale włączyła się poczta głosowa. – Tu Agnieszka Szacka – powiedziała. – Pomyślałam o kilku rzeczach, które mi nie pasują… możemy się spotkać, aby to omówić? Jeśli Pan jest zajęty, to może pana współpracownik? Czekam na telefon. - Zostajesz córuś, prawda? Zmieniłam ci pościel, zobacz, to twoja ulubiona… - Agnieszka przytuliła matkę, patrząc na kolorowe jednorożce. Matko, jaką była kiedyś egzaltowaną gówniarą. Jednocześnie rozczuliło ją, że matka trzymała jej ukochany kiedyś komplet przez ponad 10 lat. Pogłaskała sztywną pościel pachnąca krochmalem i konwaliowym płynem do zmiękczania tkanin. - Oczywiście mamuś – powiedziała - Dziękuję. Rozejrzę się po gabinecie taty, a potem do niego pojedziemy, dobrze? Weszła do gabinetu ojca. Kierowana odruchem zrobiła zdjęcia biurka, przesuniętego fotela i ruszonych książek. Schowała jeden z petów z popielniczki do plastikowej torebki. Resztę pokaże policji. Sama najpierw obejrzała wysunięte książki, a potem zaczęła metodycznie sprawdzać szuflady biurka.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
29-08-2020, 23:43 | #7 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman Ostatnio edytowane przez Pinhead : 30-08-2020 o 00:36. |
01-09-2020, 16:06 | #8 |
Reputacja: 1 | Co to było?! Co to, do kurwy nędzy, było?? Salon dawał za mało prywatności, a jej pokój nie nadawał się do tego typu spotkań. Gabinet ojca oferował prywatność i spokojną atmosferę do przeprowadzenia rozmowy. Jednak, gdzieś podskórnie Agnieszka czuła, że łamie odwieczne zasady panujące w tym domu. Mimo tylu lat, które upłynęły od kiedy opuściła rodzinne gniazdo, nadal nie mogła wyzbyć się starych nawyków. Podkomisarz wszedł do gabinetu i z ciekawością spojrzał na zgromadzony przez Jerzego Szackiego księgozbiór. - Piękna biblioteczka - rzucił niezobowiązująco podkomisarz - Stworzenie podobnej od zawsze było moim marzeniem. Tylko z pensji policjanta, nie bardzo można sobie pozwolić na zakup inkunabułów, ale mniejsza z tym. Czy mogę? - spytał wskazując fotel dla gości. Jego głos był miękki, jak aksamit, kojący i wnikający głęboko w umysł słuchacza. W swym zachowaniu prezentował niezwykłą wręcz naturalność i swobodę. Wcześniejsze wrażenie obcości i niedostępności, jakie odniosła Agnieszka rozpłynęło się niczym poranna mgła. Agnieszka zamknęła drzwi i wolno szła w kierunku biurka. Zamierzała już zająć miejsce w fotelu ojca, gdy rozległo się pukanie. Drzwi do gabinetu uchyliły się i w szparze pomiędzy nimi ukazała się uśmiechnięta twarz Wandy. - Przepraszam, że przeszkadzam ale czy napije się pan kawy lub herbaty. Normalnie zaproponowałabym, jak to ma w zwyczaju mój mąż brandy lub whiskey, ale pan chyba na służbie. Mimo, że ojca nie było i leżał nieprzytomny na oddziale intensywnej terapii, wyuczone schematy zadziałały bezbłędnie. Gdy tylko w gabinecie pojawił się gość, Wanda Szacka zmieniła się w pokorną służącą, gotową spełnić wszelkie zachcianki gości. - Jeżeli to nie kłopot, to poprosiłbym małą kawę - odparł podkomisarz i życzliwie uśmiechnął się do Wandy. Pod wpływem jego głosu, uśmiechu i przenikliwego spojrzenia, Wanda niemal uniosła się nad ziemię. Skinęła głową i wyszła z gabinetu. - Ma pan dobry wpływ na moja mamę - stwierdziła Agnieszka. - Rutyna ją uspokaja.. Ojciec jest całym jej życiem. Zrezygnowała z pracy zaraz po ślubie, czy nawet chwile przed… wszystko, cokolwiek robiła było podporządkowane jego oczekiwaniom. Ten wypadek zupełnie ja rozbił. - przysiadła na brzegu fotela ojca. - Doskonale to rozumiem. - odparł podkomisarz - Stare zwyczaje. Ludzie teraz żyją zupełnie inaczej. Sam w sumie nie wiem, który świat jest lepszy ich, czy nasz. Pokiwała głową, choć w sumie nie wiedziała, do czego zmierza. - Podobno.. podobno ten wypadek nie do końca był wypadkiem? Ktoś chciał specjalnie wjechał w ojca? Matka opowiadała, że ostatnio odwiedzali go różni ludzie. Niepokoiły ją te wizyty. - Czy zna nazwiska tych osób? - spytał Kostrzewski, zmieniając automatycznie ton na służbowy. Pokręciła głową. - Nie wymieniała żadnych nazwisk.. ale dopytam, może zna. Na pewno jednak rozpozna twarze. Mama na dobrą pamięć. - Myśli pani, że możemy jej pokazać portrety mężczyzn, które pokazał pani komisarz. Mówi pani, że ona bardzo przeżywa to, co się stało. Nie będzie, to miało na nią jakiegoś negatywnego wpływu? W normalnych okolicznościach taka rozmowa powinna się odbyć w asyście psychologa. Chyba, że pani wyrazi zgodę na taką konfrontację, że tak powiem. - Trudno mi to ocenić - pokręciła głową. - Mamy raczej rzadki kontakt… Na pewno martwi się o ojca. Myślę, że będzie chciała pomóc. Zapytam - podniosła się z fotela i przeszła do kuchni. - Mamo, ten pan z policji pyta o tych ludzi, co przychodzili do ojca. Pamiętasz może ich nazwiska? Wanda weszła nieśmiało do gabinetu i przez chwile wodziła wzrokiem po meblach, jakby oglądała je pierwszy raz w życiu. - Wiele osób się przewinęło przez ten gabinet - odparła po chwili. Był pan prezes Jończyk, ten wiceszef okręgu Platformy Górecki, jakiś senator, ale nie pamiętam jak ma na nazwisko, a imię.. imię chyba Tadeusz. Często pojawiał się też prezes kopalni Tomasik i ten z banku Więcek. Ojciec notował wszystkie ważna spotkania, ale nie wiem gdzie trzymał swój notes.. Podkomisarz zapisał sobie wszystkie nazwiska, a po chwili spojrzał na Agnieszkę. Gdy tylko jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem byłej modelki, poczuła coś dziwnego.W jednej chwili wypełnij ją żar, który wnikał w najmniejszą cząstkę jej jestestwa. Przed oczami zaczęły jej majaczyć sceny, niczym migawki w jakimś szalonym wideoklipie. Widziała oczy podkomisarza, które zmieniły się w wpatrzone w nią oczy Jean-Luca, gabinet zmienił się w ich sypialnię w Paryżu, ich rozpalone ciała złączone w jedno, upojne westchnienia i jęki, które w następnym momencie przerodziły się, o zgrozo, w dzikie wrzaski bólu. Krew spływająca po ścianie, a w kącie pokoju, skulona i przerażona stała jej matka. To jej krzyk rozdzierał przestrzeń. Coś za dudniło i wszechmocny głos spłynął z niebios. - Spokój! Wszystko będzie dobrze - krzyczał jej ojciec, potrząsając rozdygotaną matką. - Tak - usłyszała spokojny głos matki, która pochylała się nad biurkiem. Na blacie leżały dwa zdjęcia. Portrety braci Petrov. - Znam ich, to znaczy widziałam ich kilka razy. byli tutaj. Jerzy spotkał się z nim. Agnieszka przytrzymała się futryny i zamrugała kilka razy oczami. Siła wizji? - nie wiedziała, jak ma nazwać to, czego właśnie doświadczyła była dojmująca. Przytłaczająca. Rozejrzał się po gabinecie. matka nachylona nad biurkiem, podkomisarz na krześle.. wszystko wyglądało normalnie. Czy to możliwe, że stres tak na nią działa? Wariuje? - Przepraszam - powiedziała. - Wyjdę na taras. Muszę.. - przez chwile szukała wymówi - zadzwonić. Co to, do kurwy nędzy, było?? Agnieszka otuliła się szczelniej swetrem. Wrześniowe popołudnie, choć słoneczne, było zimne. A może to ona była zmrożona w środku? Czuła się tak, jakby krew zwolniła w jej żyłach , zamieniając się w galaretowata, oślizgłą maź. Bała się. Była przerażona. Jej ciało – niezawodna, wyćwiczona maszyna, sprawdzona tyle razy, traktowana z szacunkiem i miłością, zadbana do granic możliwości od wewnątrz i na zewnątrz właśnie ją zawodziło. Wariowała. Kiedy podkomisarz wyszedł Agnieszka posłała matkę taksówką do szpitala, sama wymawiając się bólem głowy. Potem skorzystała ze swojego wypasionego abonamentu medycznego i na jutrzejszy poranek zapisała się na konsultację do najlepszego neurologa, jakiego udało się jej znaleźć w Wałbrzychu. Kiedy już wróci do Warszawy, pójdzie do kogoś sprawdzonego. Szacka była kobietą czynu – działanie uspokajało ją, przywracało poczucie kontroli nad sytuacją. Gdyby znalazła guzek w piersi zapisałaby się natychmiast do najlepszego onkologa, jakiego mogłaby znaleźć. Teraz coś niedobrego działo się z jej mózgiem. Neurolog był rozsądnych wyborem, następny w kolejności był psychiatra, ale zasada mówiła, że najpierw wykluczamy czynniki fizjologiczne. Czyli najpierw sprawdzamy, czy nie ma ewentualnego guza mózgu, dopiero potem psychotropy. Oczywiście, nie będzie potrzebowała żadnych psychotropów. Terapia powinna wystarczyć. Uspokojona podjętymi działaniami postanowiła jeszcze raz, na chłodno, przyjrzeć się sytuacji. Podsumować fakty. Same fakty, w oderwaniu od emocji i osądów. Wizje, dwie, nie nawet trzy uwzględniając tą na światłach. Ona, podkomisarz, Jean-Luc, potem rodzice. Od aktu seksualnego do bólu i agresji. Paskudne połączenie, mignęło jej w głowie , zanim przypomniała sobie, że ma unikać ocen. Grubas w gabinecie, to nie było jej wspomnienie, to z jJean-Luciem początkowo było jej., potem się zmieniło. Na wspomnienie matki? Czy podkomisarza? A może jednak jej, tylko na świadomym poziomie nie miała dostępu do tego zdarzenia? Może coś zobaczyła, jako nastolatka? A ten grubas? Nie znała go, to pewne. Wiec czyje to było wspomnienie? Nie do końca da się to określić. Może ojca, może grubasa, który z nim rozmawia, a może kogoś trzeciego kto się tej rozmowie przysłuchiwał. Nie potrafiła tego określić. I w końcu ten flashback spod świateł.. to mogło być jej wspomnienie. Przeżyła wiele takich momentów. Tylko skąd podkomisarz? Może pociągał ją i jej podświadomość umieszczała go w jej wspomnieniach? Na pewno coś w nim było.. coś drapieżnego, rodzaj magnetyzmu, który na raz ja pociągał i odpychał. Ambiwalencja. Tu czuła, kiedy go spotykała. Powinna go unikać i tyle. Uspokojona kolejna podjętą decyzja sięgnęła po kartkę znalezioną w gabinecie ojca. Pogładziła papier, rozpoznając znajome pismo. To była jego wiadomość dla nie, była o tym przekonana. Liścik zawiera cztery informacje: adres w Wałbrzychu, czyli Przodowników Pracy 7/12, numer, który prawdopodobnie dotyczy skrytki bankowej oraz numer telefonu a także słowa “Sheelot Teshubot me Rabbi Menacem Azaryah”. Na pierwszy rzut oka nic jej to nie mówiło. Nie sądziła, aby nazwa „przodowników pracy” przetrwała ustawę dekomunizacyjną. Jeśli taka ulica w Wałbrzychu była, musiała nazywać się już inaczej. Sprawdziła w Internecie, ale najbliższym miastem , gdzie znalazła daną ulice Przodowników pracy był Boguszów-Gorce. Dopyta matki, może ona skojarzy dawny adres…. Sheelot Teshubot me Rabbi Menacem Azaryah” – okazało się tytułem judaistycznego dzieła religijnego. Pogrzebała chwilę w Internecie, ale wyniki wyszukiwania wydały się jej tak absurdalne, że odpuściła. Menahem Azariah da Fano, włoski rabin , talmudysta i kabalista. Kabalista?? Czarowne wstążeczki i podobne bzdury? Napisał jakąś książkę z tłumaczeniem obrzędów i rytuałów. Z jakiego powodu ojciec zapisał jej tytuł? Nie wiedziała. Skrytka bankowa? Znów musi dopytać matkę, jeśli ojciec przechowywał coś w skrytce (może to dzieło – ta myśl wydała jej się szalenie zabawna, zachichotała) to ona może wiedzieć, gdzie. No i na koniec numer telefonu. To rozpoznała bez trudu. Prefiks wskazywał na numer w Wałbrzychu, telefon stacjonarny. Nie namyślając się wiele wybrała numer. jeden sygnał, drugi.. w końcu głos automatycznej sekretarki: tu numer.. zostaw swoja wiadomość. Zostawiła. – Dzień dobry, tu Agnieszka Szacka. Znalazłam ten nr telefonu u mojego ojca, prokuratora Szackiego. Czy mogę prosić o chwilę rozmowy? Pozdrawiam i dziękuję. Podała swój numer komórki. Na koniec – z niechęcią, bo gnojek ją wkurzał od zawsze – weszła na fb Olgierda Krausego. Dawno nie była tak blisko kogoś, kto był tak blisko Jean-Luca… Olgierd mógł być dobrym źródłem informacji. Osobowym źródłem informacji, jak zwykł był mawiać jej ojciec o różnych osobach, które mogły coś wiedzieć. Ze swojego służbowego konta polubiła wystawę Olgierda w Zamku Książ. Autor powinien się zjawić na otwarciu, prawda? Napisała: Hej, pamiętasz mnie? Akurat jestem w Wałbrzychu, a tu taka niespodzianka! Zaprosisz mnie na swoją wystawę? Miała nadzieje, ze ją pamięta. Ona tez miała w końcu polskie korzenie… Chyba nawet zmienili parę słów po polsku…. Dokończyła służbową korespondencję a potem zadzwoniła do matki, pytając , czy zamówić jej taksówkę, czy może woli, żeby Agnieszka po nią podjechała.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
05-09-2020, 20:45 | #9 | |
Reputacja: 1 |
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman Ostatnio edytowane przez Pinhead : 06-09-2020 o 19:39. | |
12-09-2020, 20:49 | #10 |
Reputacja: 1 | Noc minęła Agnieszce zadziwiająco spokojnie, jak na okoliczności. Może pomogły leki od psychiatry? Oczywiście nie wzięła ich, ale wykupiła i schowała do torebki. Sama świadomość, że je ma, czekają na nią i może je zażyć w każdej chwili, działała jak balsam. Lubiła wiedzieć, że ma wyjście. Że dostępne są różne opcje. To ją uspokajało. Stan ojca był stabilny, na ten moment musiało jej to wystarczyć. Powinna skupić się na jego wypadku, ale nie mogła się skoncentrować. Chyba nawet kochała ojca, z jego całą stanowczością graniczącą z fanatyzmem, na pewno kochała matkę i dla niej chciała się dowiedzieć, o wszystkich okolicznościach. Ale nie mogła się skoncentrować. Jean-Luc zajmował pierwsze miejsce w jej sercu, Dawno nie była tak blisko niego, jak teraz, kiedy gówniarz zaprosił ja na swój wernisaż. Oczywiście zrobił to we własny, lepko – obleśny sposób, ale to Agnieszki nie poruszało. Przywykła do takich słów, spojrzeń, propozycji. Odgradzała się od nich niewidoczną, przeźroczystą osłonką, która otulała jej ciało jak druga skóra. Przez tą osłonkę nie przenikały ani spojrzenia, ani uwagi, ani propozycje, czy gesty, których nie chciała, które jej nie pasowały. Kiedyś na terapii ćwiczyła świadome zakradnie tej osłonki, teraz potrafiła to zrobić mimochodem, niemal automatycznie – dlatego skrzywiła się, kiedy przeczytała maila od Krausego, ale w środku on jej nie poruszył. Nie przedostał się przez jej barierę. Oczywiście, bariera się brudziła – spojrzenia przyklejały się do niej, jak martwe owady do szyby pędzącego samochodu. Ale wycieraczki, czy w przypadku większe zabrudzenia – myjnia, załatwiały sprawę. Ona na terapii uczyła się świadomie oczyszczać swoją barierę, dzięki aktywnemu oddychaniu, medytacji, czy wizualizacji. Pomagał też prysznic, a najbardziej długa kąpiel w wannie, czy innym dowolnym zbiorniku. Świetnie pływała i kochała każdy akwen - od stawu, do otwartego oceanu. „Wow, super ” odpisała na FB, wchodząc w role słodkiej idiotki, w której Krause najwidoczniej ją obsadził. Ciekawość , pomieszana z ekscytacją i tęsknotą przepełniała jej ciało. Dawno nie czuła, że Jean- Luc jest tak blisko niej. Więc szczególnie starannie przygotowywała się na wernisaż. Kosmetyczka, fryzjer… oczywiście, nie zabrała żadnych eleganckich rzeczy, więc spędziła trochę czasu w Victorii, przechadzając się po sklepach. Zapomniała już, jakie to uczucie. Od dawna zakupy robiła w necie, ewentualnie w studiach znanych projektantów. Teraz… to było całkiem nowe doświadczenie. Wszystkie rzeczy były podobne, wykonane w większości z różnych mieszanek poliestru. Poza tym – były paskudne, powtarzalne i nijakie. W końcu znalazła jakiś mniejszy sklepki, reklamujący się krótkimi seriami, niepowtarzalnymi wzorami i wspieraniem miejscowych projektantów. Wybrała tam czarne, jedwabne spodnium na cieniutkich ramiączkach z dekoltem . Do tego w dobrała cienką, połyskująca marynarkę bez podszewki. W pobliskim sklepie dokupiła srebrzyste szpilki i skórzana kopertówkę w podobnym kolorze. Całkiem nieźle, stwierdziła, przeglądając się w lustrze. Zamotała na szyi szal, dodając kreacji elegancji. Kiedy zdejmie marynarkę, strój wyeksponuje biust i ramiona, czyniąc całość bardziej seksowną. Seksowną, ale nie wyzywającą. Pierwsza stylizacja będzie na samą wystawę, druga – na afer party. Planowała wejść trochę po oficjalnym rozpoczęciu, (już zamówiła taksówkę na wieczór, lubiła wcześniej załatwiać takie rzeczy) aby nie zwracać na siebie specjalnej uwagi. Trochę pokadzi Oskarowi na temat jego zdjęć, a potem dopyta o Jean-Luca. Jak się dobrze uwinie, to całe after party ją ominie. Plan wydawał się niezły. Weszła do restauracji na późny lunch. Kuchnia matki była świetna, ale tradycyjna. Abstrahując od kaloryczności, Agnieszka po prostu tęskniła do innego jedzenia – sałatek, krewetek, awokado i owocowych smoothie. Grzebiąc w swojej sałatce – zadziwiająco dobrej i świeżej jak na standardy galerii handlowych – Agnieszka wróciła myślami do wczorajszego dnia. Informacje o Kostrzewskim, które przekazał jej Bruno, brzmiały jak opis bohatera z jakiegoś filmu. Scenarzysta bardzo musiał się nasilić, żeby wymyślić tyle dziwacznych informacji. UOP, ABW, córka cadyka (? aż musiała sprawdzić w Internecie, choć nie lubiła używać do tego komórki - znowu cuda, panie, pasowało to wszystko do dziwacznej książki z zapisków ojca, ale to oczywiście musiała być przypadkowa zbieżność). Która oczywiście znika – w domyśle: Kostrzewski ją zabija, Ten wątek ja zainteresował, miała nawet ochotę dalej pogrzebać, ale przypomniała sobie, ze ma się trzymać od podkomisarza z daleka. No tak. Nie może się nakręcać, bo znów będzie musiała odwiedzać tego pokątnego psychiatrę. Na pewno nie. I w końcu kluczyk… nie pasował do niczego w domu, sprawdziła. Sporo ząbków i wycięć, jakby otwierał coś bardziej skomplikowanego niż zwykła kłódka. Może rzeczywiście istniała ta skrytka? Pamiętała słowa matki „Ten z banku, Więcek”. Jak wróci do domu to poszuka gościa, zawsze wolała korzystać jak człowiek z laptopa, zamiast dłubać w komórce. Powinna zdążyć bez problemu przed wystawą.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |