18-09-2009, 13:19 | #231 |
Reputacja: 1 | Nico Castelano - ...są państwo zaangażowani w to coś nie od dziś Te słowa przebrzmiały lekkim echem w laboratorium, potem zaś w umyśle Nico. Słuchając dalszej części jakże zaskakującej wypowiedzi Williama, Nico pozwolił sobie na nieznaczny uśmieszek. Z jednej strony pewne kwestie by to wyjaśniało, jak np. nagłe obdarzenie nowicjuszy jego zainteresowaniem. Ale ich "przewodnik" chyba nie liczył na to, że tak łatwo uwierzą mu w jego historyjkę. Rzucił dyskretnie okiem na pannę Brown, po chwili zaś się odezwał: - W takim razie nie ma chyba sensu czemukolwiek zaprzeczać - powiedział spokojnie wbijając badawcze spojrzenie w Williama - Jednakże skąd my mamy mieć pewność, że mówi pan prawdę? Równie dobrze może pan należeć do osób chcących uniemożliwić Edwardowi odejście, wręcz stojących za jego niespodziewaną... - tutaj uśmiechnął się na moment - chorobą. Bo powiedzmy sobie szczerze, czyż nie jest zaskakującym zbiegiem okoliczności, że zostajemy tu sprowadzeni na pomoc człowiekowi, który nagle stał się ciężko chory i nie mamy do niego dostępu? Mówiąc ostatnie słowa powoli zbliżał się do Moorhous'a, a jego twarz przybrała dosyć poważny wyraz. Spojrzenie Nico wciąż przeszywało mężczyznę na wylot. - Właściwe pytanie powinno brzmieć, czy to pan rzeczywiście szczerze zamierza pomóc Edwardowi? - powiedział z naciskiem - Czy też może ma pan jakieś inne zamiary w stosunku do niego i do nas? - zakończył powoli, akcentując wyraźnie każde słowo.
__________________ Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić... |
13-10-2009, 19:11 | #232 |
Reputacja: 1 | Boston, 22 października 1926, laboratorium Atmosfera w piwniczce wypełnionej beczkami i skrzyniami coraz bardziej gęstniała. Marla, przyciśnięta do ściany, czuła, jak blednie. Rozmowa w laboratorium przybierała coraz bardziej niebezpieczny kształt. William mówił o czymś, co nie mieściło się kobiecie w głowie. Ucieczka z zakonu!? W co on się wpakował? Co tu się dzieje? Opanowała swoją mimikę, na ile pozwalało jej doświadczenie. Wzburzona kobieta jest o wiele bardziej niebezpieczna, gdy panuje nad swoim umysłem i nie pozwala sobie na niepotrzebne wybuchy. Nie mogła jednak dłużej znieść tego sterczenia pod ścianą. Cała ta sytuacja wymagała jak najszybszego rozładowania – a mogło się to stać tylko w jeden sposób. Drzwi do laboratorium nagle otworzyły się na oścież, co mogło przyprawić bardziej wrażliwe istoty o ciarki, zwłaszcza gdy spiskuje się w takim miejscu, jak to. Do pomieszczenia weszła elegancka, pewna siebie kobieta i obrzuciła wszystkich badawczym spojrzeniem. Na dłużej wzrok zatrzymała na Williamie Moorhousie i uśmiechnęła się. - Powiedziano mi, że cię tu znajdę, drogi Williamie. To niesamowite, że jednak się spotykamy i to w takich okolicznościach – odezwała się, a w jej oczach czaiły się tajemnicze iskierki. - Nie przedstawisz mnie swoim przyjaciołom? - rzuciła mimochodem po chwili wymownego milczenia. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na bardziej przenikliwe przyjrzenie się dwójce obcych ludzi... Ostatnio edytowane przez Milly : 13-10-2009 o 19:20. |
16-10-2009, 17:37 | #233 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | William Moorhous „- Jednakże skąd my mamy mieć pewność, że mówi pan prawdę?” „Kto może mieć pewność w dzisiejszych czasach.” - przeszło przez myśl Williamowi. Wątpliwości pana Castelano zapewne wpłynęły na serię podejrzliwych pytań i insynuacji. William nie poczuł się urażony wyłapując uśmiech Nico i nieco ironiczny kontekst jego wypowiedzi, kiedy sugerował, że Moorhous może należeć do spisku stojącego za chorobą Edwarda Calla. - Sam jestem zaskoczony faktem, że nie mogliśmy spotkać się z Edwardem. Jeśli oczekują państwo, że w kilku słowach rozwieje wszystkie wątpliwości to myślę, że zawiodą się państwo. Mimo trochę dłuższego stażu o wielu rzeczach nie mam pojęcia. Bractwo jak każda sekretna organizacja ma swoje tajemnice. Ostatnie pytania Nico były dosyć naiwne. Nawet gdyby miał jakieś zamiary wobec nich to i tak pewnie nie ujawniłby tego. Jednak nim zdążył odpowiedzieć do laboratorium weszła kobieta. William był bardzo zaskoczony. Poczuł się jak dziecko przyłapane przez przyjaciela na tym, że bawi się z innym kolegami. Marla Widmore wyglądała pięknie jak zwykle. Kiedy tylko zwróciła się do niego przeprosił na chwilkę Nico i Jennifer. Podszedł do niej i złożył kilkusekundowy pocałunek na jej dłoni. - O naszych sprawach porozmawiamy na osobności – powiedział do panny Widmore. „- Nie przedstawisz mnie swoim przyjaciołom?” - Wybacz – podał jej ramię i podprowadził ją do nowicjuszy – Moi nowi znajomi to pani Jennifer Brown, a jej towarzysz pan Nico Castelano. - Marla Widmore – rzekł wskazując na Marlę. Wejście kobiety sprawiło, że William nie mógł kontynuować wątku dotyczącego Edwarda Calla. . |
19-10-2009, 12:23 | #234 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Jenifer była coraz bardziej zmieszana. Wydawałoby się że William naprawdę jest po ich stronie a jednak coś sprawiało, iż ciężko mu było zaufać. Która część jego wypowiedzi była kłamstwem a która prawdą? A może cały czas mówi prawdę? Twierdzi, że wie o próbie ucieczki Edwarda z zakonu i obiecał pomóc mu w kontakcie z nowicjuszami. A z drugiej strony Edward nie wspomniał ani słówkiem o tym, że ma przyjaciela w zakonie, któremu można zaufać. Rozmowę przerwała jakaś kobieta wchodząc do sali jakby wchodziła do swojej sypialni. Zrobiła to tak nagle, że aż serce podskoczyło Jenifer do gardła. Widać, że ta kobieta czuła się tu jak u siebie, pewnie już długo jest w bractwie. - Witam, miło mi panią poznać. Jenifer wypowiedziała te pare oklepanych słów starając się brzmieć naturalnie, choć czuła się tu całkowicie nie na miejscu. - Panie Castelano, może zechce mi pan pomóc poszukać panny Review? Pewnie się już o nas martwi. Wiedziała, że to co mówi jest totalną bzdurą, Izabell pewnie cieszy się, że w końcu ma trochę spokoju. Był to tylko pretekst by wyjść stąd i zostawić to dziwne miejsce za sobą. Williama i tę kobietę też. W ogóle cały ten budynek i wszystkich tych ludzi. Czemu ten wieczór trwa tak długo? Już i tak nic nie zdziałają, dopóki nie da się porozmawiać z Call'em są uziemieni.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
|
| |