Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2008, 09:05   #31
 
nonickname's Avatar
 
Reputacja: 1 nonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputację
Groźba rozpołowienia serią z AK-74 nie przyniosła chyba zamierzonego skutku. Gdy bandyta wycelował w jego pierś... tak, wtedy bał się. Jak nigdy. Ale gdy okazało się to blefem, niczym więcej niż kiepskim żartem. Wtedy morze złości rozszalało się w jego sercu. Wykonał prawie niezauważalny ruch. Małe drgnięcie, które napastnik odczytał zapewne jako strach. ale to był początek sekwencji ruchów, które niemal nieuchronnie skończyły by się na roztrzaskaniu na miazgę głowy oprycha na marmurowej podłodze. Niemal nieuchronne, bo Eryk w porę się powstrzymał. Jakaś jego cześć umysłu zdołała zapanować nad tą falą wściekłości - instynkt samozachowawczy.

Przysłuchał się rozmowie napastników. Wiedział. Wiedział, ze nie wyjdą z tego żywi. Tamci musieli podłożyć bombę. Wysadzą cały gmach. To na pewno nie jest napad. To jest jakaś prywatna zemsta, na tym człowieku, którego właśnie wciągają za kontuar. A tamci na pewno w piwnicy podłożyli ładunki do ścian nośnych budynku. Kupili czas, tylko po co? Mogli by już teraz wszystko wysadzić. Ta cała ściema z rządaniami... Może chcą się zabawić z tym facetem...? On chyba nie będzie miał łatwej śmierci. Popatrzył na swoich towarzyszy... a w zasadzie towarzyszki. Nie mają szans, nie maja broni palnej, nie wiedzą jak się nią posługiwać. Eryk wiedział, że zrobi wszystko, żeby przeszkodzić napastnikom. Ale wybierze do tego najlepszy moment...

Szkoda tylko, ze Róża tu jest. Gdy zaczęła swoją litanię pomyślał, że chyba straci trochę zębów. Choć, mogła też uratować życie. Może dziecko wypuszczą...
 
__________________
Arkham Radio
nonickname jest offline  
Stary 16-07-2008, 10:19   #32
 
Xawante's Avatar
 
Reputacja: 1 Xawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwu
Dla Kaśki świat zamarł, trzy wystrzały i smuga czerwieni rozwiały nadzieję na to, że będzie dobrze. Poczuła jak duszący starach znów bierze ją we władanie. Ten dzwonek, o tak znała ten utwór. Gdzieś w głębi zaczął narastać w niej szaleńczy chichot ....The hero of the day. Z trudem go powstrzymała.
Boże , co ja sobie myślałam??? Zachciało mi się ...a teraz ten facet...- oczy dziewczyny zaszły łzami.

O co im chodzi ??? Kogo mają?? Co się zaczyna ? Przecież jest już Policja,już się stąd nie wydostaną, już nie będzie dobrze.To koniec, koniec!!! Kaśka zamknęła oczy i zmusiła się do kilku głębszych oddechów. Musiała się uspokoić!! Wpadanie w panikę teraz to najgorsze co może jej się przydarzyć. Teraz zamierzała tylko czekać, nie wychylać się, nie udawać bohatera. Kiedy usłyszała, że wypuszczą większość zakładników odetchnęła z ulgą. Przecież nie zostawią ludzi, którzy sprawiali im kłopoty, którzy wychylili się z szarego bezwładnego, przerażonego tłumy żeby stanąć w obronie nieznanego im człowieka. Zakładnik powinien być pozbawioną własnej woli, pokorną kukłą, która postawiona pod ścianą będzie się w nią posłusznie wpatrywała i nawet nie drgnie kiedy innej kukle rozwalą głowę.

Pan dociekliwy...panie pomocne- słowa jakby znane ale ich sens...palec wycelowany w Kaśkę..również proszę dołączyć pod okienko.
Kaśka wstała powoli, nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po twarzach tych którzy tak jak ona zostali wybrani a może skazani???
Zrobiło jej się słabo, cała krew odpłynęła z twarzy, wargi drżały a po policzku potoczyła się nie pierwsza już tego dnia łza. Zagryzła wargi...

Spokojnie, muszę być spokojna i do cholery nie będę mdlała, nie teraz.
Spojrzała na celującego w nią palcem faceta, z jego twarzy chciała wyczytać co będzie dalej ??? Jednak nie znalazła tam odpowiedzi...ruszyła we wskazane miejsce.

Słyszała jeszcze błagający, przerażony głos jakiejś dziewczyny. Obejrzała się przez ramię.. tamta próbowała się odczołgać w kierunku drzwi...
Wstań, po prostu wstań i choć tu- błagała tamtą w myślach, to było jedyne na co było ją stać. Odwróciła głowę i łykając łzy stanęła koło okienka numer 1.
 

Ostatnio edytowane przez Xawante : 17-07-2008 o 08:15.
Xawante jest offline  
Stary 17-07-2008, 00:16   #33
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Free(T)

Róża zaczęła błagać by ją wypuścić. O ile inni posłusznie zmieniali swoje pozycje, o tyle ta jedna osóbka najwyraźniej chciała zrobić coś innego. Przywódca spojrzał na nią groźnie i rzekł:
- A panienka to gdzie się wybiera? Czy znów niejasno się wyraziłem i trzeba to pani przetłumaczyć szczegółowo?
Za oknem migoczące światła wściekle mieliły październikowe powietrze przedzierając się przez padający deszcz. Zatem zaczęło padać. Czerwona smuga pozostała na posadzce po przeciągnięciu postrzelonego na drugą stronę kontuaru wyznaczała linię za którą czaiło się niewiadome.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 17-07-2008, 09:42   #34
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bandyci byli wyraźnie podekscytowani.
- Udało się, kurwa, udało. Nawet lepiej niż zakładaliśmy. Coś chyba tamci namieszali, ale udało się. Mamy skurwiela, rozumiecie?
Prawdę powiedziawszy nic z tego nie rozumiała. Przysłuchiwała się rozmowie dwóch napastników wyłapując z tej paplaniny jakieś strzępki informacji ale nie potrafiła poskładać ich w logiczną całość. Nie mogła także pozbyć się wrażenia, że chcą ich tutaj zwyczajnie pozabijać.

Wleczone po podłodze zakrwawione ciało zostawiało za sobą szkarłatną smugę. Joasie przeszedł dreszcz. Znów odezwało się w niej jakieś poczucie, że powinna coś zrobić ale prędko zdławiła je w sobie.
Obiecałaś już trzymać język za zębami i się nie wychylać – próbowała nakłonić siebie samą aby już się w nic nie angażować, po prostu odpuścić.

Po chwili któryś z napastników znów rozpoczął przemowę.
- ...Dlatego jako znak dobrej woli większość z was opuści to miejsce. Zostawimy tylko nielicznych, jako gwarancja tego, że nikomu nic się nie stanie...

Ani przez moment nie łudziła się, że trafi do grona uwolnionych szczęśliwców. Prawdę powiedziawszy nie wyglądała wcale na zaskoczoną gdy bandzior wskazał ją palcem. Przez chwilę zaśmiała się nerwowo pod nosem, a potem zmełła siarczyste przekleństwo i zaczęła podnosić się do pionu.

Mój dzisiejszy pech jest wręcz niewiarygodny – pomyślała ze złością – Co jeszcze mi się przytrafi? Spośród tłumu ludzi wybrał piątkę i oczywiście musiałam zostać wspaniałomyślnie wyróżniona! Czuję się kurwa zaszczycona! Dziękuję członom akademii, bogu, mojej matce i trzem skurwielom, którzy tego pamiętnego dnia postanowili uczynić ze mnie zakładnika. To prawdziwy kurwa zaszczyt! - przeklinanie zaczęło jej się dziwnie podobać. Akcentowało dobitnie jej wzburzenie. Nie do końca też rozumiała skąd u niej ten irracjonalny przypływ wisielczego humoru. - Przez ten stres przestaję rozsądnie myśleć – pomyślała jeszcze a na jej twarzy wykwitł krzywy grymas - Jeśli na koniec dnia moje serce nadal będzie pompowało krew stanie się istny cud.

Całkiem żwawo zerwała się do pionu i zdecydowanym krokiem ruszyła w wyznaczonym kierunku. Zmrużyła oczy i zmarszczyła czoło. Kiedy mijała jednego z napastników miała tak zaciekłą minę, że sam Clint Eastwood by się jej nie powstydził. Jej wyraz twarzy niósł ze sobą nieme przesłanie: „Trzeba mi było kazać wyjść z resztą.”

A później młodziutka dziewczyna wpadła w panikę. Uderzyła w błagalny ton i zaczęła czołgać się niezdarnie w stronę wyjścia. Bezwzględna mina ich oprawcy i stanowczy komentarz, nie pozostawiał wątpliwości, że facet się nie ugnie i nie przystanie na jej pokorne prośby. Kiedy Joasia kierowała się do okienka numer 1 i mijała pełzającą po podłodze dziewczynę, przystanęła na moment i nawiedziło ją pewne wspomnienie. Przez ułamek sekundy, niczym flesze z aparatu, przemknęły jej przed oczmi intensywne obrazy z przeszłości.

To chyba było w zeszłym roku, w okolicy jesieni. Gdy wychodziła rano do pracy na klatce schodowej fruwał uwięziony tam gołąb. Musiał wlecieć przez któreś z uchylonych okien ale za nic nie potrafił odnaleźć na powrót drogi na zewnątrz. Desperacko bił skrzydłami i szamotał się po ciasnym pomieszczeniu i raz za razem rozpędzał się tylko po to, by uderzyć z hukiem wprost w szybę zamkniętego szczelnie okna. Szarpał się opętańczo by po chwili znów powtórzyć ten rozpaczliwy manewr. Spieszyła się wówczas, więc zbiegała po prostu schodami w dół, ale jeszcze kilka razy usłyszała ten przejmujący łomot. Wieczorem po powrocie do domu zastała na półpiętrze drastyczną scenę. Szyba wysmarowana była krwią a ptak wpatrywał się w nią martwymi pustymi oczami. Jeden z wewnętrznych głosów przekonywał ją, że to tylko cholerny ptak i nie warto zaprzątać sobie incydentem głowy, drugi jednak potępiał ją za obojętność. Mogłaś uratować mu życie, wystarczyło otworzyć kilka okien...

Teraz Joanna wpatrywała się w panikującą nastolatkę i przypomniał jej się widok tego nieszczęsnego bezmyślnego gołębia. Jeszcze raz zerknęła na napastnika tylko po to by przekonać się, że nie da za wygraną, że nie zmieni swojej decyzji. Jego mina była zajadła a we wzroku czaiła się groźba.
Taka młoda dziewczyna – pomyślała – Ma całe życie przed sobą. Pewnie rodzina będzie się o nią martwić, a teraz jest tu sama i zdana jedynie na siebie. Szlag! - zwolniła krok - A wydawało mi się, że wyczerpałam już na dzisiaj pokłady litości.

Zatrzymała się tuż przed dziewczyną i wyciągnęła dłoń w jej kierunku:
- Chodź. No już, podnieś się i chodź ze mną. On cię nie wypuści. Rusz się proszę, zanim zrobi ci krzywdę. - Nie mogła oferować jej więcej ponad tą pomocną dłoń. Chciała jej powiedzieć żeby się nie martwiła. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale podświadomie odczuwała, że wcale dobrze nie będzie. Miała nadzieję, że tamta oprzytomnieje po prostu nim bandyci zareagują na ten akt nieposłuszeństwa.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 17-07-2008 o 09:56.
liliel jest offline  
Stary 17-07-2008, 13:27   #35
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Ciepłe łzy zostawiały smugi na policzkach Róży. Zaczęła tak bardzo szlochać, że wydawało się, iż się po prostu zaraz udusi. Zamknęła oczy i starała się odciąć od tego świata. Przestała się czołgać tylko zwinęła się w kłębek i płakała. Jak dziecko, którym przecież była.

Zakładnicy mieli wrażenie, że wobec okazanego nieposłuszeństwa, dziewczyna zostanie zaraz zmasakrowana. Tylko czekali aż bandzior podejdzie i albo jej przyłoży, albo od razu zastrzeli, bo po co się przejmować jakimś dzieciakiem.

Ale wtem kobieta, która już zdążyła sie narazić, ponownie stanęła w czyjejś obronie. Gest wyciągniętej ręki był jak symbol, oznaczał pomoc, dobre serce, ciepło, przyjaźń i wiele innych. Róża nie wiedziała czym był pokierowany ten konkretny gest, wiedziała natomiast że ona sama pewnie nie wyciągnęła by ręki w takiej sytuacji. W pierwszej chwili mając zamknięte oczy i płacząc nie zauważyła wcale, ze ktoś chce jej pomóc. Była zagubiona, rozdarta między dwiema możliwościami jakie miała. I była prawie pewna, że obie możliwości kończyły się śmiercią.

I wtedy zobaczyła wyciągniętą w swoją kierunku rękę.

Przed oczami stanął jej obraz z dzieciństwa, gdy idąc z mamą przez park jadła loda, i potknęła się. Starła sobie kolano a lód, który wylądował na ziemi, był już nie zdatny do zjedzenia. Zaczęła wtedy płakać najgłośniej jak potrafiła, była smutna, bo przecież dla dziecka stracony lód i zdarte kolano to tragedia. Ale mama podeszła do niej i wyciągnęła rękę, mówiąc, że nic się nie stało, i że zaraz dostanie drugiego loda.

Róża zdawała sobie sprawę, że teraz nic słodkiego nie dostanie. Ale może jeśli jednak wstanie z tej podłogi, jakoś uda się uratować życie. Tak, stawka była o wiele większe, niż kiedy była dzieckiem. Chwyciła dłoń kobiety i pozwoliła zaprowadzić się pod okienko, zupełnie jakby była marionetką. Łzy nadal spływały z oczu, ale już nie szlochała, nie błagała, i nie patrzała na rabusiów. Na jej twarzy zapanował dziwny spokój.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 17-07-2008, 13:48   #36
 
Xawante's Avatar
 
Reputacja: 1 Xawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwu
Kaśka stała koło okienka i tłumiła płacz. Ciężka do przełknięcia kula strachu utknęła jej w gardle, a panika czaiła się tuż na obrzeżach jej umysłu.

Jak przez mgłę obserwowała jak dziewczyna, która jako pierwsza stanęła w obronie tamtego faceta podchodzi do przerażonej nastolatki. Widziała wyciągniętą dłoń i to jak tamta podaje swoją. Odetchnęła z ulgą kiedy obie podeszły do okienka.Kierowana jakimś wewnętrznym impulsem delikatnie położyła dłoń na ramieniu młodszej.
-Będzie dobrze, tylko spokojnie- uśmiechnęła się blado.
Sama nie wiedziała czy bardziej pociesza siebie czy ją.

Rozejrzała się dookoła i zrozumiała, że dla tej garstki przy okienku koszmar dopiero się zaczyna.
 
__________________
Jesteś tym czego pragniesz. Jesteś tym czego chcesz.
Jesteś tym co potrafisz i tym kim być chcesz.
Xawante jest offline  
Stary 18-07-2008, 00:56   #37
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Melodia urwała się w połowie refrenu. Jedynym docierającym teraz do uszu Mery dźwiękiem był przenikliwy głos syren policyjnych. Nagle w tę kakofonie i jazgot wdarł się tryumfalny okrzyk bandyty. Marysia uniosła lekko głowę, żeby lepiej widzieć żywo dyskutujących napastników. Nie do końca pojmowała sens rozmowy...

Może porozumiewali się jakąś grypserą?! Pewnie wynieśli coś z bankowego sejfu, ale co?

Z miejsca w którym leżała widziała ich tylko od pasa w górę i to nie zbyt dokładnie. Dziewczyna zadrżała. Do głowy uparcie powracała natrętna myśl o bombie. Mężczyzna w czarnym płaszczu wydał dyspozycje, bandyci rozpierzchli się po banku. Jeden z kluczami w ręku zmierzał wprost w jej stronę. Mery błagała w duchu żeby dosięgnął go nagły atak katarakty albo wyrostka robaczkowego! Co kolwiek! Byleby tu nie dotarł, byleby jej nie zauważył!

W tym samym czasie drugi złapał za klapy rannego i powlókł go za kontuar. Nawet ze swojej kryjówki Marysia widziała wyraźnie, że stan biedaka był poważny. Mężczyzna już nawet nie próbował się bronic, pojękiwał coraz słabiej, a jego twarz przybrała kredowobiały odcień. Biedak nie pociągnie długo, jeśli ktoś go nie opatrzy. Dziewczyna wbiła nienawistne spojrzenie w miejsce gdzie jak sądziła leżał spec od pierwszej pomocy. Bohater teraz siedział cicho.

Napastnik był coraz bliżej ich spojrzenia na chwilę sie spotkały... Dziwne mężczyzna uśmiechnął się, tak jakoś... przejmująco smutno, to było odpowiednie słowo. Nagle Marysie ogarnęła fala tęsknoty za Łodzią, ciotką, wujem i wszystkimi, którzy tam zostali. Ciekawe czy oni też ja czasem wspominali, ciekawe czy było by im smutno, gdyby stało się jej teraz coś złego. Pewnie nie. Na pewno już o niej dawno zapomnieli.

Twardy, stanowczy głos brutalnie przypomniał jej, że nie siedzi na schodach pałacyku Kalmanowicza tylko leży na twardej, zimnej bankowej posadzce. To co działo się na głównej sali było przerażające. Mężczyzna w czarnym, skórzanym płaszczu i wojskowych butach przechadzał sie niczym SSman po Umszlag placu, wskazując kolejnych od odstrzału. Marysi było smutno, żal ściskał za gardło a łzy cisnęły się do oczu, biedni ludzie.

Do momentu...aż palec bandyty nie został wycelowany w jej kierunku.

Ja, czemu ja!? Co ja ci chuju pieprzony zrobiłam !? - cały smutek wyparował, w jednej chwili wypalony, płomieniem gniewu.


Podniosła się powoli. Wytarła umazaną błotem i łzami twarz. Drzwi za nią otworzyły się, do środka wpadł powiew chłodnego jesiennego wiatru, niosący ze sobą krople deszczu.
Dziewczyna wyprostowała się i po raz pierwszy rozejrzała po sali. Z tej perspektywy wszystko wyglądało inaczej.

Pan dociekliwy, młody chłopak, najprawdopodobniej jej rówieśnik... Co ten palant sobie myślał, chyba w dzieciństwie naoglądał się za dużo filmów o Rambo.
Zgrabna, brunetka, jedna z pan pomocnych bez szemrania ruszyła w kierunku okienka... I co idiotko, teraz to jesteś grzeczna i posłuszna, trzeba było wcześniej zgrywać bohaterkę!?
Druga, krótko obcięta, elegancko ubrana kobieta wstała szybko, jak na komendę... Ta też, wielka negocjatorka, odwołująca się do pięknych ideałów solidarności i jedności narodowej. Urodziła się w niewłaściwych czasach, powinna była przyjść na świat w epoce bratobójczej wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych, pewnie poradziała by sobie lepiej od Lincolna!

Nagle uwagę Mery przykuła drobna,wciąż leżąca na podłodze, postać. Dziewczyna czołgając się, próbowała oponować... coś tłumaczyć płaczliwym głosem.

Kurwa, no pięknie, jeszcze to było nam potrzebne. Co z tego gówniaro , ze nie masz jeszcze osiemnastu lat. Murzynki w Rwandzie też nie miały i co im to pomogło?! Głupia smarkula, jeszcze bardziej ich wkurzy...cudnie może od razu nas zastrzelą!

Druga pani pomocna, jednak miała trochę oleju w głowie. Pochyliła się nad przerażoną dziewczyną i łagodnie przemawiając wyciągnęła do niej rękę. Nastolatka, jak nieufne, dzikie zwierzątko popatrzyła na nią, wielkimi, załzawionymi oczami. Drżąc ze strachu przyjęła pomocną dłoń i pozwoliła poprowadzić się we wskazane miejsce.

Mama gąska ze swoim małym pisklaczkiem, zauważyła cynicznie Marysia.

Zacisnęła zęby i ruszyła w kierunku okienka. Po drodze zdejęła płaszcz. Cała jej sylwetka była jedną wielką manifestacja gniewu i wściekłości. W oczach nie było ani kropli łez, tylko złość i nienawiść do wszystkich tu zgromadzonych.

Pieprzeni bandyci! Cholerni idioci, którzy ich wkurzyli! To wszystko ich wian!

Marysia była sama przeciwko całemu światu... no może nie całkiem. Oprócz niej ofiarą tej parszywej bandy padł ten biedny, bogu ducha winny człowiek, który teraz dogorywał za kontuarem. Mery zatrzymała się przy okienku numer "1". Spojrzała przez szybę, leżący na podłodze, w kałuży krwi biedak już prawie się nie poruszał. Jeśli teraz coś zrobi, może mu bardziej zaszkodzić niż pomóc, musi poczekać na odpowiednią okazje. Z furią rzuciła płaszcz na ubłocone kafelki i równie demonstracyjnie usiadła na nim. Jeszcze raz omiotła całą salę nienawistnym wzrokiem. Żeby nie zacząć wariować, Marysia skupiła swoje myśli na planowaniu pomocy rannemu mężczyźnie. Zerknęła na zegarek była 12:49. Odruchowo, jakby chcąc się upewnić spojrzała, na wiszący w okienku numer "2" srebrny, staromodny czasomierz.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-07-2008 o 10:59.
MigdaelETher jest offline  
Stary 20-07-2008, 00:56   #38
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Free(3)

Gdy tylko Mery, jako ostatnia z wybranych, zajęła swoje miejsce w pobliżu okienka numer 1, przywódca krzyknął:
- Mak! Otwieraj drzwi. A pozostałych państwa zapraszam do wyjścia. Jesteście wolni.
Ludzie gwałtownie wstawali i bezładnie ruszyli na zewnątrz przez otwarte drzwi. Każdy chciał być pierwszy i mieć to już za sobą. Każda z pozostałych osób w banku patrzyła na to przedstawienie jak urzeczona. Na zewnątrz zaraz rozległy się krzyki, nawoływania oraz warkoty podjeżdżających samochodów. Na szczęście nie dane było nikomu słuchać tego bardziej, bo Mak zamknął drzwi i zablokował je z klucza, by już się nie otwierały.
- Gotowe - chłopak wrócił i podał klucz dla towarzysza.
- To mamy parę minut, prawda - zapytał Zenek.
- Tak, dlatego róbmy co mamy robić. Za daleko zaszliśmy by się teraz wycofać. Wiecie co macie robić - szef kiwnął głową w stronę rannego leżącego za przepierzeniem. - Przygotujcie wszystko. Zaraz zaczynamy. A ty Zenek - zwrócił się do stojącego przy postrzelonym - dasz radę jeszcze ten jeden raz, prawda?
Zenek milcząco skinął głową i klęknął.

Dla siedzącej grupki przy okienku 1 nie dane było zobaczyć, co tam robi. Kontuar zasłaniał wszystko i tylko dźwięki dochodziły do ich uszu. Mak przeskoczył barierkę i dołączył do swojego kolegi zaś człowiek z karabinem został w tej części hali. Podszedł do kontuaru i oparł się o niego. Wyjął papierosa z kieszeni na piersiach i wsadził go do ust. Nie zapalał tylko trzymał w ustach jakby smakował każdą chwilę przyjemności, jaką może dać zbawcza porcja nikotyny.
Mery zerknęła na zegarek wiszący na okienku. Gdy przechodziła, wskazywał na około kwadrans do dwunastej. Teraz zaś na około 10 minut do południa. Jej własny zegarek wskazywał ten sam czas, ale cofnięty o godzinę. I tak w chwili obecnej była zła na wszystko i wszystkich. Zła, to mało powiedziane, była maksymalnie wkurwiona i to było po niej widać. Kasia siedziała na kolanach mając nieopodal dziwnie spokojną Różę. Dla tej dwójki ten dzień nie tak miał przebiegać i z całą pewnością strach oraz niepewność trzymały je w swoich objęciach. Joanna siedziała wsparta plecami o marmurową płytę i starała się przetrwać ten czas i mieć to już za sobą. Eryk spoglądał na wszystkich mając w oczach przeświadczenie, że zaraz coś się zacznie.

Zgrzytnęła zapalniczka zippo, która pojawiła się w rękach człowieka z papierosem. Płomień wystrzelił nagle i wysoko. Końcówka papierosa zajarzyła się czerwienią i siwy dym otoczył twarz napastnika. Westchnął. Za oknem padał deszcz i krople deszczu tworzyły smugi na widocznej części szyb. Śpiew, który potem dało się usłyszeć, dolatywał od niewidocznej dwójki stojącej za kontuarem. Śpiew to dziwny, bo nie przypominający w niczym nucenie pod nosem przy goleniu się czy przyśpiewywanie, gdy ma się słuchawki na uszach. Śpiew ten bardziej kojarzył się z kościelną mantrą, ale skojarzenie z czym dokładnie, było już ciężkie. Brzmiało to jak rosyjski lub czeski zmieszany z łaciną. Powtarzające się słowo to: "Weles".

...one swe vodar one Weles, ha bohu ha Weles...

Dym papierosowy ulatywał w górę ciągnąc się smugami jak mgła. Światła z ulicy rzucały kolorowe cienie zaś zaśpiewy trwały.

...kum se gore, Weles da bohu, zverta kim chocze...

...Weles...
...Weles...
...Weles...
...Weles...


Seria z karabinu zabrzmiała jak trzask pioruna. Momentalnie poderwało to wszystkich. Zakładnicy popatrzyli na siebie niepewni, zaś stojący nieopodal przywódca ludzi, którzy napadli na bank, zgasił niedbale papierosa na marmurach. Nie przejął się wcale tym, że ktoś strzelał. Widocznie nie musiał, bo wiedział doskonale kto to zrobił. I wiedział dlaczego.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 20-07-2008, 17:46   #39
 
Xawante's Avatar
 
Reputacja: 1 Xawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwu
Kaśka po prostu czekała, była przerażona, zmęczona, na granicy paniki. Czuła jak zaczyna obojętnieć. Szczęśliwcy, których nie wskazał palec przeznaczenia opuścili bank, Kaśka nawet nie czuła zazdrości cóż miała pecha, cholernego pecha, widać to jej było pisane.
Słowa porywaczy niemal do niej nie docierały. Wiedziała już, że coś jest bardzo nie tak i chodzi o coś więcej niż zwyczajny napad na bank ale czy to miało jakieś znaczenie. Kogo to tak naprawdę obchodzi? Ona miała po prostu nadzieję, że faktycznie obejrzy dzisiaj wiadomości we własnym domu.

I wtedy usłyszała ten dziwny ...śpiew. Sama nie wiedząc kiedy zaczęła kiwać się powoli w jego rytm. Uspokajało ją to, monotonny zaśpiew, niezrozumiałe słowa.Zamknęła oczy i pozwoliła swoim skołatanym nerwom odpocząć.

...Weles...
...Weles...
...Weles...
...Weles...

Nagły huk wystrzału brutalnie przywołał ją do rzeczywistości, powalił na podłogę i eksplodował falą przerażenia i szlochu. Odruchowo skuliła się cała i zakryła rękami głowę, do bólu zaciskała powieki .
- Nie,nie, nie, nie... proszę, nie, nie, nie...- Kaśka nie mogła powstrzymać szlochu ani wydobywających się z jej ust słów.
 
__________________
Jesteś tym czego pragniesz. Jesteś tym czego chcesz.
Jesteś tym co potrafisz i tym kim być chcesz.
Xawante jest offline  
Stary 26-07-2008, 12:02   #40
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Z zazdrością odprowadzała wzrokiem szczęśliwców, którym darowano wolność. Nie było jej dane zaznać tegoż aktu łaski. Jej jak i czterem pozostałym osobom. Wszyscy razem siedzieli teraz na podłodze skupieni w jednym miejscu jak bezmyślne stado baranów, które jest przeświadczone, że wzajemna bliskość w czymś mogłaby im pomóc. Wpatrywała się badawczo w ich twarze. Zatrzymała na dłużej wzrok na najmłodszej dziewczynie, która przed momentem ufnie ujęła jej dłoń. Uśmiechnęła się do niej lekko jakby chciała dodać jej tym otuchy.

Mężczyzna do którego zwracali się „Zenek” przyklęknął przy postrzelonym i zaczął nucić jakąś zawodzącą pieśń. Kojarzyła się ona Joannie z religijnymi zaśpiewami. Nie potrafiła określić jakim językiem się posługiwał. Brzmiało trochę jak mieszanka czeskiego i łaciny. Jedno słowo cyklicznie się powtarzało. Weles, Weles... - pomyślała – Wytęż mózg Aśka. Naczytałaś się w życiu tyle książek, może coś ci to mówi?...- nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że to słowo brzmi jak imię jakiegoś bożka. Tym bardziej w kontekście tej pieśni.

Joanna wsłuchiwała się w rytmiczny miarowy zaśpiew i mimowolnie przeszedł ją dreszcz. Ta pieśń brzmiała jak nawoływanie. Tylko kogo, a raczej co, ci fanatycy chcieli tutaj sprowadzić? Cała sytuacja jawiła jej się na granicy absurdu. O to w takim razie chodzi? To jacyś cholerni sekciarze? Czego od nich chcą? Złożyć ich w ofierze jakiemuś krwawemu bóstwu, które czczą po pracy w czterech ścianach swoich warszawskich M1? To jakiś kompletny nonsens! To nie może się dziać naprawdę!

Joanna była realistką. Nie wierzyła w nadprzyrodzone moce. W zasadzie nie wierzyła nawet w Boga. Kolejny wytwór człowieka, aby wytłumaczyć sobie kilka kwestii, których na przestrzeni wieków ludzie nie potrafili nadal pojąć. Takie dorabianie filozofii aby poprawić sobie humor. To dość przygnębiające żyć ze świadomością, że koniec końców nic na nas nie czeka, że nasze ciało zgnije w ziemi i będzie toczyć je robactwo. O ile lepiej brzmi obietnica życia wiecznego. Bzdury wymyślone na potrzeby kościoła aby skutecznie manipulować masami. Tak było kiedyś i jest po dziś dzień. Religia, bóg, wiara... to puste pojęcia. Zupełna zbyteczność, marnotrawienie czasu i własnej energii. O ileż lepiej jest skupić się na bieżącym życiu. Na tym co dzieje się tuż przed naszym nosem. Ale to co działo się przed nosem Joanny nie napawało jej optymizmem. Możliwe że robale będą paść się na moim trupie szybciej niż to sobie zaplanowałam - pomyślała gorzko.

Jej wywód przerwała seria oddana z karabinu. Przez chwilę otworzyła tylko usta w wyrazie zaskoczenia a potem zacisnęła mocno szczękę i zaczęła znów gorączkowo myśleć.
Cholera, o to więc się rozchodzi? Chcą nas zwyczajnie pozabijać? Złożyć w jakiejś rytualnej ofierze? Są tak bardzo zaślepieni przez swoje chore cele?

- Nie,nie, nie, nie... proszę, nie, nie, nie... - jedna z kobiet zaczęła szlochać, wyraźnie się rozkleiła. A to dopiero początek piekła jakie tamci chcą im zgotować. Jak reszta to wszystko zniesie? Jak ona to wszystko zniesie?

Podniosła się na nogi i po woli zdjęła z siebie płaszcz. Dotarło do niej z całą premedytacją, że może będą zmuszeni się bronić. W takiej sytuacji, choć i tak nie będą mieli zbyt dużych szans, lepiej aby nic nie krępowało ruchów. Zdjęła jeszcze szalik i rękawiczki i rzuciła je na podłogę po czym usiadła na płaszczu i na powrót oparła plecy o zimną marmurową powierzchnię.

Tylko jak mierzyć swoje szanse przeciwko trójce uzbrojonych psychopatów? Zakładnicy mają może przewagę liczebną ale to i tak niewielkie pocieszenie. Mimo to w razie potrzeby stawi opór. Nie będzie jak bezbronne ciele, któremu podrzyna się gardło, a ono patrzy z niedowierzaniem na swoich oprawców wielkimi przerażonymi oczami. Należy poczekać, uśpić ich czujność a później kiedy nadarzy się okazja trzeba będzie działać. Miała teraz pewność co do jednej rzeczy. To cholerni fanatycy i nie pozwolą im wyjść stąd cało. Podjęła decyzje, bez względu na to jak bardzo szalona się ona zdawała. Musi mieć oczy szeroko otwarte a kiedy nadarzy się sposobność trzeba jakoś stąd uciec.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172