Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2008, 19:21   #101
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Obudzili ich, potem wyszli.
- Śpimy, śpimy, śpimy. –oponowała, gdy ciepłe ciało mężczyzny zaczęło się od niej odsuwać - Przeprowadzka później, Cholerny dom wariatów. To jest szpital.
- Nie wstawaj - powstrzymała Axela - ja zastawię te cholerne drzwi.
Z wpół przymkniętymi powiekami buszowała po sali przesuwając resztę szpitalnych łóżek, tak by wszystkie musiały się ruszyć, jeśli ktoś spróbuje wejść do sali. Axel, uniesiony lekko, na łokciach patrzył na nagą fizyczkę. Tanja nie spojrzała na mężczyznę, ale czuła jego wzrok. Bo przecież po to tak naprawdę wstała.
A haker musiał przyznać, że obserwowanie nieubranej kobiety przesuwającej masywny sprzęt na kółkach można by włączyć do kanonu ars amandi.
Wysiłek podkreślał nagość, napinał mięśnie, rządził zmieniającym się ułożeniem ciała. Poranne słońce oświetlało jej jasną skórę, opływowe biodra i płaski brzuch, wąską talię podkreślająca jeszcze krągłość pośladków, piersi, niezbyt duże, doskonale mieszczące się w dłoni, jasne, różowe sutki. Nad pośladkami miała dwa symetryczne wgłębienia, gładkie uda pokrywał meszek drobnych włosków widoczny jedynie w promieniach słońca.
- Teraz co najwyżej obudzi nas przeraźliwy rumor. Pięknie to wymyśliłam – Tanja wreszcie spojrzała na Axela, jakby z pytaniem, jak wypadła. Ziewnęła przeciągle. Wyziębiona wsunęła się pod pościel.
- Głupi pomysł z dwoma łóżkami. Wpadam w to łączenie.
-Dobra już śpię – powiedziała szybko, gdy Axel zaczął siadać na łóżku
- Dobranocdobranoc.

Ale czy tego chcieli czy nie, znowu trudniej było zasnąć.
- Buchta rekwiruje samochód? Przejął dowodzenie tym…? - Nie dokończyła. - Nie martwimy się, prawda? –Wypytywała grzejąc wychłodzone ciało przez kontakt z drugim ciałem.
- Dajesz radę, jeszcze myśleć, czy powinnam się odsunąć?
-Zależy, z czym mam dawać radę, bo o spaniu w takich chwilach przestaję myśleć – Axel obrócił się twarzą do dziewczyny. Tanja oparła dłonie na jego piersi powstrzymując zmianę tematu.
- Może stamtąd będzie można wyciągnąć więcej o Kombinacie? Jeśli Lange ma dobry sprzęt.
- Wątpliwe, by to coś dało. Sprzęt musi być z Kombinatu, ale się okaże. Marnych tu ludzi mają, jeśli chodzi o sieć.
- To może wreszcie, chociaż raz ja się na coś przydam. Ciekawe jak badał portale, bez portali?
- Przydajesz się – na twarzy Axela gościł łobuzerski uśmiech
- Chętnie wyniosłabym się stąd przed wieczorem.
- Do wieczora daleko. I zdecydowanie nie chce mi się stąd ruszać.


***

Po czternastej, z kawałkiem czerwonej cegły chodziła już ubrana i umyta po szpitalu, szukając fragmentów czystego muru.
Konrad i Tanja
To napisała kilka razy.
A potem jeszcze parafrazowała Ghandiego.
Jestem zmianą, którą chcesz zobaczyć: nhah.frlen.hpsnet.de

Miała nadzieję, że brat zrozumie.
 
Hellian jest offline  
Stary 07-11-2008, 15:00   #102
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Patrzył za odchodzącymi, zgrzytając zębami. Gdy trzeba było, to byli kompletnie bezużyteczni, teraz zaś robili za wszechwiedzących bohaterów. Chuj z nimi, Axel nie miał zamiaru zostawić im negocjacji z Lichtenschweigerem, nie po tym wszystkim. Pijak i ćpun, idealnie. Wynegocjują czego sami potrzebują i tyle z tego będzie. Zresztą dobrze, ze Buchta nie wlazł w zasięg jego ramienia, bo miał ochotę trzasnąć go w ten pysk. Zresztą, nieważne. Tanja wstała nagle z łóżka, a jako, że miała na sobie niezwykle niewiele, znaczy nic, to haker zmienił tok myślenia o minimum 180 stopni. Była ładna. To musiał przyznać i przyznawał nieznacznym uśmiechem, z którym ją obserwował. Zresztą on sam nie był zbytnio zakryty. Sam nie wiedział, czy to specjalnie nie zakrył się zbyt dobrze kocami, które poruszyła wstająca Tanja. Nie miał się czego wstydzić, chociaż nigdy też nie aspirował do sylwetki atlety. Był hakerem, kimś siedzącym przy biurku, ale regularne ćwiczenia pozbawiły go tłuszczyku i sflaczałych mięśni, które teraz były ukształtowane w miarę ładnie. Typem mięśniaka nie był jednak nigdy i doskonale o tym wiedział. Do modeli upodabniała go tylko niewielka ilość owłosienia, które widać było głównie na nogach, przedramionach i tam na dole, gdzie jego, nieco może większa niż przeciętność męskość wychynęła spod koca, unosząc się na sam widok nagiej Tanji, przesuwającej meble. No i na twarzy, nie golonej od czasu Neoberlina. To akurat musiał zmienić, ale nie teraz. Zwłaszcza, że kobieta już wróciła do łóżka, przytulając się do jego ciała.

Zebrało się jej na rozmowy, na które obejmujący jej gładkie ciało Axel niezbyt miał ochotę. Odpowiadał więc raczej zdawkowo, nie dążąc do rozwijania wątków. Na to będzie jeszcze czas. Pocałował ją tylko na koniec, mrucząc sennie.
-Nie bój się, maleńka. Niech sobie gadają co chcą, adresu do spotkania z Lichtenschweigerem im nie dałem, a nawet jak mają to i tak tam pójdę. W ostatnich dniach za dużo razy robiono ze mnie idiotę.
Wtulił się i zasnął, chociaż nie bez problemu. Ciekawe czy Tanja wiedziała jak przyjemny jest jej zapach?

***

Wstał niewiele później niż fizyczka, gramoląc się niezdarnie z łóżka. Jego ubranie już nie pachniało zbyt świeżo, ale w tym zasyfionym mieście nie mogło być inaczej. Umył się i ubrał. Ogolił na gładko, pierwszy raz od kilku dni. Od razu poczuł się lepiej, chociaż radością nie tryskał. Zresztą co tu się dziwić? Odnalazł najpierw Yseult, również co dopiero wstała, chociaż makijaż chyba zdążyła już poprawić. Wskazał na Selenę.

-Zobacz, czy możesz się coś dowiedzieć z jej stanu. Krew, czy co tam, nie znam się na tym. Może ma jakieś zaburzenia, które będziemy mogli chociaż lekko poprawić, inaczej zwariujemy. Jadę na północ Frankfurt, Buchta dał mi klucze do nowej meliny. Sprawdzimy co tam jest i wrócimy. Aha, powiedz chłopakom by mieli oko na siostry i nie wypuszczali ich ze szpitala. W razie czego wiesz jak się kontaktować.

Mówiąc o chłopakach miał na myśli partyzantów. Ten pijak i Saint pewnie tu nawet nie wrócą za szybko. Ciekawe czego pojechali szukać. Irrlichta? Ale na chuj? Czemu ich przybycie tak ożywiło tego Lange? To było dziwne, ale Axel wolał się nie wgłębiać. I tak miał burdel w głowie, a jego jedyna ostoja mazała właśnie cegłą po ścianie nazwę hosta, którą jej podał. Teraz każdy, nie tylko Konrad, będzie mógł się z nimi skontaktować, aczkolwiek była to bezpieczna komunikacja. O ile nikt nic nie wygada, toteż zahasłował do terminala w laptopie. Ostrożności nigdy nie za wiele, tego to chyba Fixxxer go nauczył. Boty wychwytujące dał we wszystkich łatwo dostępnych sieciach, kto będzie go szukał, to na pewno znajdzie. Poszedł jeszcze do piwnic, by chociaż zerknąć co z jeńcem. Nie chciał nawet do niego wchodzić, ale ciekawiły go metody Sainta. Warto wiedzieć, z jakimi świrami się współpracuje.

Gdy wszedł z powrotem na górę, Tanja kreśliła ostatni ze swoich napisów. Objął ją w pasie, przytulając się. Stawał się romantykiem? Czy to faktycznie była tylko chwilowa ucieczka od podłego świata? Odgarnął jej włosy i pocałował w szyję.
-Udamy się na samotną wycieczkę? Sprawdziłbym to nowe miejsce. A chwila samotności również nam dobrze zrobi.
-Pojedźmy. Choć nie liczyłabym na tę samotność za bardzo.

Heintz pokiwał głową, zgadzając się z nią. Ciężko było o samotność w tym porąbanym miejscu. Miał wrażenie, że za chwilę nawet z nieba ktoś będzie przylatywał, tylko po to by obwieścić złe wieści lub po prostu powkurwiać.
-Załóżmy lepiej te kombinezony. Nie wyglądasz w nich tak seksownie jak w lekarskim fartuchu, ale cholerstwa dają mi jakieś poczucie bezpieczeństwa.
Już w OHU, z mapą, laptopem i bronią na tylnym siedzeniu, wsiedli do jeepa, a Axel zapalił silnik. Ciekawe, czy w razie czego można było tu gdzieś zdobyć benzynę? Miał nadzieję, że chociaż samochód będzie można gdzieś tam schować, niewielu ludzi je tu miało i rzucały się w oczy. Ale na drugi koniec miasta na piechotę nie miał ochoty iść. Spojrzał jeszcze raz na mapę i ruszył, uśmiechając się jeszcze do Tanji.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-11-2008, 09:27   #103
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Datum // Zeit : 29 IX 2213 // 14:47

# Nicolas Neumann
Rudi zamierzał krzyknąć raz jeszcze, dla pewności, bo nie było odpowiedzi. Właściwie, to poczułby się o wiele pewniej, gdyby Nowy coś odkrzyknął; albo coś się stało; albo, co najlepsze, usłyszał terkotanie broni. Tak, wtedy byłoby dobrze, wiedziałby, co robić, jak zorganizować akcję.
Tymczasem rozległo się w drzwi: Tak-tak-KLANG! A potem ciche bulgotanie ognia, które ustało tak nagle, jak się zaczęło. I dym, siwy dym, który zaczął się sączyć przez drzwi.
Zabuczała jeszcze raz syrena Kombinatu. I znowu umilkła. Na czoło Rudiego wstąpił pot, krzyknął do kamratów, podbiegł do drzwi, jeden z jego ludzi zaszurał butami o zwłoki i mózg na podłodze, plurf, tymczasem Rudi wystrzelił parę razy w zamek, który puścił. Dusząc się z obrzydliwego dymu, plując i łzawiąc, usłyszał kolejną syrenę jakiegoś patrolu. Co jest, kurwa, z tymi patrolami dzisiaj? Alarmują i nie alarmują, akcja jakaś cholerna.
Naparł na drzwi, odskoczyły pod jego cielskiem, jakkolwiek nie bez pewnego oporu. Piecyk, materac, stół, wyskoczyły i poleciały parę metrów. Drzwi ledwo utrzymały się na zawiasach, co w dziwny sposób dodało mu odwagi. Podbiegł do okna i kopnął w okratowanie, które jęknęło, a jeden ząb kraty ułamał się i upadł na dół. Ujrzał uciekającego Neumanna – podniósł nawet broń, by wystrzelić, jednak tamten zdążył się już wmieszać w tłum. Spojrzał na rynnę, bardziej złamaną po tym, jak zjechał po niej Nicolas.
Rudi nie był za mądry, ale miał dość oleju w głowie, żeby nie udawać bohatera i nie próbować zjeżdżać. Zaklął szpetnie, a gdy tamci próbowali ugasić ogień, machnął ręką.
- Spierdalamy, komitywa. Jeszczu dorwiemy kutasa.

*

Wmieszał się w tłum; poparzone i podrapane ręce spuchły i krwawiły lekko – nie było to groźne, jednak było nieznośne. Kąsało jak osa. Dodatkowo dym nieco przyćmił zmysły Nicolasa tak, że świat wydawał się nieco mglisty i kręciło mu się nieco w głowie.
Tłum był gęsty, nic dziwnego, był to dzień targowy we Frankfurcie – takie dni targowe wybuchały spontanicznie i nikt ich się nie spodziewał, jednak tym większa była przyjemność ludzi, skoro zawsze i wszędzie mógł stać się taki dzień. To tak, jakby Chrystus rodził się parę razy w tygodniu, potem dawał sobie spokój, znowu Maryja rodziła jak pepesza, a potem obrażał się na miesiąc i nie rodził się w ogóle. Nie jest to wcale przesadą: Wiele sekt chrystiańskich po Trzeciej Wojnie uważało, że dni targowe we Frankfurcie są darem od Boga – a że mało kto rozróżniał pojęcia „Bóg” i „Jezus”, o koncepcji trynitarnej już nie wspominając, toteż wkrótce dni targowe zaczęto nazywać „Małymi Świętami” albo też „Wczesnymi Świętami”, bowiem dni targowe zaczynały się zawsze rano i można było to poznać po wesołym gwarze przekupek, szabrowników, przemytników, arbajterów i wagabundów, którzy, podobnie jak tysiąc lat wcześniej, bawili ludzi swoimi występami. Nie wszyscy na nie szli – ale też nie można powiedzieć, że gdy Małe Święto się zdarzało, to nikt na nie nie przybywał. Można powiedzieć, że takie twory były naturalne jak dla dużego miasta kupiecko-przemytniczego.
Toteż Nicolas miał całkiem poważny problem z przebrnięciem przez tłum, który przypominał gęstą zupę. Potykał się o szmaciarzy, żebraków, drobnym złodziejaszkom musiał dać w pysk, uciec od statecznej mowy przemytników, odepchnąć proszalnych dziadów, znieść zjadliwe żarty aktorów z trup wędrownych.
Jeden incydent z tego marszu szczególnie zapadł mu w pamięć: Spotkał bowiem w ciemnym zaułku pewną osobę, która okazała się kobietą – miała dżinsy, ciemną kurtkę z jednym rękawem oderwanym – na tej ręce znajdował się tatuaż, który przedstawiał węża wijącego się między cierniami. Zdjęła kapelusz z głowy w żartobliwym geście:
- Pan nowy – o dziwo, jej głos nie brzmiał jak głos kobiecy, a głos mężczyzny w średnim wieku. – Witamy, witamy w naszym pięknym mieście! Jestem pewien, że nie raz się jeszcze spotkamy, to miasto, wbrew pozorom, jest strasznie małe. Moja wizytówka!
I wcisnęła w dłoń Nicolasa pustą kartkę. Roześmiała się, już głosem kobiecym, jeszcze raz skłoniła komicznie kapelusz i odeszła w przeciwną stronę.
- I proszę uważać na wszelkie szpitale! Tam niedobrzy ludzie są!
Zaśmiała się raz jeszcze i zniknęła. Nicolas uświadomił sobie, że w pole jej płaszcza znajdował się pokaźny i zakrwawiony nóż rzeźnicki.
Aż do Haus des Leidens przemykał zaułkami i bocznymi uliczkami – pewnie mądrze, bo pomimo tego, że całe miasto, sparaliżowane na pół dnia przez Małe Święto, tu i ówdzie przemykały patrole Kombinatu, porozumiewając się ze sobą przez krótkie, urywane sygnały, Pantokrator chyba jeden wiedział, co to miało znaczyć.
Przekroczył progi Domu Bólu, na Halbestadt –
Właściwie to Dom Bólu był jeszcze jednym magazynem za czasów Korporacji. Czego – niewiadomo, był pusty jak jeszcze go zbudowano, a że nic w nim nie składowano, ostatecznie stał się miejscem schadzek kotów, psów(nielotów) i dzieci, coraz bardziej zapomniany i zasrany. Ostatecznie jednak wszystkie zwierzęta wygnano z magazynu, sam magazyn zaś przerobiła klientela przemytnicza Frankfurta. W podziemiach dochodziło do spotkań handlowych, handlowano powszechnie prochami, wśród których Leidengeist był najtańszy. Był to także największy burdel w mieście, z dumną burdelmamą Rotą Schimmel. Tak więc chodzili tutaj głównie znudzeni swoimi grubymi żonami robotnicy fabryk południowych, obsługiwani na tyle, ile zapłacili: Kobiety niewiele chudsze od ich żon. Co miało zresztą posmak pewnego zakazanego owocu: Gdy ojciec siedmiorga dzieci wracał późno w nocy, rozkurwiony i rozpijaczony, nierzadko poczuwał się dumny ze swojej płytkiej tajemnicy przed dziećmi i żoną, spełniwszy swój męski obowiązek, zapładniając kolejną samicę.
(Jego nasienie i tak umierało w jej czarnym łonie, nie umiejąc znaleźć wyciętych chirurgicznie jaj lub też ogłupiałe przez prochy i syntetyki gniło w jej drogach rodnych).
Haus des Leidens był też domem dla wszelkiej maści pedofili, oczywiście odpłatnie. Rota Schimmel bezlitośnie łowiła zabłąkane dziewcząta i chłopców na haczyk cukierków. Ostatecznie, nie mieli się źle, za wyjątkiem oczywistej niedogodności.
A tak szczerze mówiąc, drogi Czytelniku, to z czasem i dzieci zaczynają to lubić, dopóki daje się im dość pieniędzy lub dopóki nie pęknie im miednica. Tak mawia Rota Schimmel.
Nicolas Neumann przeszedł korytarzem i wszedł na salę – w rytmicznej muzyce tańczyli ludzie z półprzymkniętymi oczyma, mesmerycznie, kiwając się w tę i w tamtą stronę.
Podszedł do bufetu, rzekł to, co i owszem. Barman pokiwał parę razy głową, zaprosił za ladę, pstryknął na swojego zmiennika. Neumann został poprowadzony kolejnym korytarzem, barman potarł swoje spocone czoło i łysinę, dał znak na strażników, którzy czekali przed następnymi drzwiami.
Weszli do małego pomieszczenia. Barman otworzył drewnianą szafkę, w której była broń. Zapytał się Neumanna o to, jakiej używa, po czym wręczył mu jeden magazynek. Przemówił do mikrofonu, który był na ścianie:
- Jest?
- Jest, jest –
odparł głos z głośnika nad mikrofonem. – Zaraz przyjdzie.
Tymczasem barman zaczął wygrzebywać z ciemności szafki rzeczy takie jak: Peruka, bandaże, czarną kurtkę, dżinsy.
Z drugich drzwi wyszedł łysy człowiek w okularach i białym kitlu, który okrywał nagą pierś. Miał także ciemne dżinsy.
- Twój wspólnik – oznajmił barman. – Jego ksywka to Totengräber. W skrócie Graber albo Tot. Możesz, Grab?
- Jassne –
zasyczał człowiek nazwany Graberem.
Nieskrępowany rozebrał się, choć natychmiast został ubrany przez barmana. Teraz jego ciało okrywały nieco jaśniejsze dżinsy, czarna bluzka i czarna kurtka. Najdłużej zajęło mu maskowanie twarzy: Nasmarował ją kremem, potem czarnym barwnikiem, to wszystko okrył bandażami i nałożył na to czarne okulary, perukę z lokami i kapelusz.
- To koniecznie – wyjaśnił Tot. – Sporo osób z tego miasta mnie zna i chętnie wywaliłoby mi w łeb serię. Bruździłem jednym i drugim, więc nie chronią mnie ani ci, ani tamci. Tak więc, rozumiesz, jakby co, to mówisz: Laser Kombinatu podczas naje... Wyzwalania Frankfurta – jego oczy prędko zwróciły się w stronę barmana, który jednak zrobił obojętną minę – spalił mi ryj i wyglądam tak szpetnie, że nikt nie chce mnie widzieć. Benedykt, możesz?
- Taa – ziewnął barman po czym wydobył z kredensu mały aerozol i spryskał twarz Tota parę razy. Powąchał i roześmiał się. – Śmierdzisz jak czyste gówno! – poklepał się po bokach. – Nie zazdroszczę ci misji z tamtym.
Tot nie powiedział nic, wziął z szafki Glocka, którego wsadził pod kurtkę i pożegnał się z barmanem. Dał znak Neumannowi, że mogą iść.
- Dokąd teraz? – rzekł Tot. – Ty tu właściwie dowodzisz. Słyszałem, że mamy coś zrobić z jakimś szpitalem. Może powiesz mi, dokąd idziemy i czego szukamy? Powiedziano mi, że szczegóły misji przekażesz mi ty.
Tymczasem ku Domu Bólu podjechał jeden patrol Kombinatu – jak się okazało, ci z patrolu mieli zdobyczne pancerze środowiskowe i jednostki respiratorowe po Korporacji. Dlatego też wyglądali jak strażnicy esdecji. Z różnicą: Na tyłach hełmów znajdowały się loga Kombinatu.
- Przepraszam, obywatelu – mechaniczny głos zawibrował w tubie respiratora. Jeden ze strażników wyszedł przed Nowego i wyciągnął świstek papieru, który podał mu drugi. – Weź to i rozwieś gdzieś na murze. Czy przypadkiem nie widziałeś tego osobnika? Jest to groźny morderca, który ostatnio przeszedł granicę wschodniego Frankfurta i podejrzewamy, że jest w tym sektorze. Przyjrzyj się dobrze. Jest nagroda za schwytanie.
List gończy, który strażnik wręczył Neumannowi, miał zdjęcie – niedokładnie zrobione, bo na na ulicy – nie kogo innego, jak Rudiego. Na zdjęciu celował bronią w kogoś poza nim.
Tot zmarszczył brwi pod bandażami.

* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz
Nie minęło dużo czasu, jak domenę, którą założył Axel, zaczęły napływać wiadomości – głównie spam, zaproszenia do wstąpienia do sekt chrystiańskich we Frankfurcie, a także cała masa pornografii.
Napisy na murze były pokazywane sobie przez dzieci, które mówiły to innym dzieciom, aż wreszcie słuchy dochodziły do rodziców; niektórzy z nich mieli komputery, zatem na pocztę dochodziły także bezsensowne wiadomości typu:

Witam,
Jak widzem, napisau Pan na muże sowa pewnego filozofa. Czy jest Pan zainteresoany współpracą z kołem literackim Frankfurta? Jeśli tak, to proszę odpisać.


Albo:

cze kamil
widze ze zalozyles nowa domene spoko takie pytanko kiedy dotra do nas te nowe transporty leidu, nie możemy się do czekac, będziemy w kontakcie


Nie stało się to natychmiast, jednak w przeciągu dwóch godzin Axel naliczył pięćdziesiąt sześć wiadomości, w tym w trzech komputer wykrył wirusy typu trojan. Większość z tych wiadomości i tak była fałszywa, to jest generowana przez boty sieciowe automatycznie.
Jeżeli zaś chodzi o proste wiadomości na Konektor, laptop wkrótce zablokował niektórych użytkowników, jako że przez nich archiwum pękało w szwach. Toteż wśród względnej ciszy informacyjnej czasem dochodziły mniej lub bardziej głupie wiadomości. Nie było, póki co, wiadomości od Konrada Hahna.
Gdy Axel wszedł do kotłowni, w której Saint przetrzymywał przesłuchiwanego, nie znalazł nic – oprócz paru krwawych śladów i kajdanek przymocowanych do jednej rury. Były jeszcze mokre, czarne szmaty rzucone na podłogę niedaleko krwi na podłodze. Śmierdziały krwią i były wilgotne. Nie było jednak nigdzie widać człowieka, którego przesłuchiwał Saint.
W tym samym czasie Yseult badała w magazynie Selene.
- Zobacz, czy możesz się coś dowiedzieć z jej stanu. Krew, czy co tam, nie znam się na tym. Może ma jakieś zaburzenia, które będziemy mogli chociaż lekko poprawić, inaczej zwariujemy. Jadę na północ Frankfurt, Buchta dał mi klucze do nowej meliny. Sprawdzimy co tam jest i wrócimy. Aha, powiedz chłopakom by mieli oko na siostry i nie wypuszczali ich ze szpitala. W razie czego wiesz jak się kontaktować.
- Ano –
rzekła. – Już i tak miałam ją zbadać dawno temu. Nie jestem pewna, co z tego wyjdzie, zresztą nie znam się do końca na portalach... Znaczy: W ogóle się nie znam, ale jeśli znajdziecie tam jakieś informacje, które mogą być przydatne dla mnie, to powiedz. Może jeśli coś zrobię z Tanją to będziemy w stanie zmienić to teraz, jak ma...
Spojrzała na Selene we wnętrzu magazynka.
- Ma teraz lepiej. Dzięki Bogu ma taką dobrą siostrę, która się nią opiekuje. Chociaż sama oszalałabym, gdybym miała się nią zajmować. Dziwię się, że Helga pozostała normalna... No, względnie normalna aż do teraz. Rozmawiałam z nią trochę i okazało się, że sporo przeszła. Śmierć brata, rodziców, zostały same. Sam więc chyba rozumiesz, czemu zbytnio nie oponowała, kiedy Bark ją przydzielił. Zbytnio nie ma do kogo się zwrócić. Ech...
Yseult westchnęła.
- Wy lepiej uważajcie na siebie. Ja nie mam problemu, bo są tu partyzanci i cała reszta, a tam, dokąd jedziecie, może nie być tak różowo.
Nachyliła się nieco bliżej.
- Szczególnie ty uważaj. Gdy byłam dzisiaj na zewnątrz żeby fajkę se zapalić, razem z Olegiem widzieliśmy tą laskę... No, to coś, co widzieliśmy w magazynie. Misztalską. Jak dla mnie, ona kręci się wokół tego szpitala i czeka na dobry moment. A to mocna suka i potrafi zabijać. Sam chyba widziałeś. Od czasu, gdy strzeliłeś jej w to udo jest jakaś cięta na ciebie i może będzie chcieć się odegrać. Za dnia pewnie jej nie uświadczycie, ale... Pamiętaj, jedziecie we dwóch. Z tego, co mówił Finneas, ta laska naprawdę ciężko schodzi. I coś jeszcze...
Dzisiaj rano odwiedziłam Helgę. Okazało się, że na ścianie w pokoju, gdzie spała Selene było jakieś białe gówno. Wiesz, taka substancja. Zbadałam ją pod mikroskopem. Jasne, promieniuje z niej Thamm, ale to jakaś forma białka. I zmienia się za pomocą myśli...

Uśmiechnęła się.
- Nie robię cię w banię, Axel. Buchta gadał coś o tej, no... Psychoplazmie. Wystaw se, że kiedy myśli się o tym, że ta substancja jest czarna, to się robi czarna. Jak myśli się, że jest różowa, to różowa. Jak twarda, to robi się z niej galaretka, a jak płynna, to wodnista jest, a jak żywa, to widzę jakieś komórki, które się pomnażają. A potem pomyślałam, że jest martwa, to wszystko zdechło i wybieliło się znowu. W obecności Selene to zawsze jest białe.
Wiem, że to brzmi jak jakaś fantastyka naukowa, ale to chyba pochodzi z portalu. Ta mała chyba potrafi je otwierać, w jakiś sposób. Jeśli tak jest rzeczywiście, to ruszcie się i sprawdźcie ten magazyn... Bo może coś złego się stać.

Rzuciła znaczące spojrzenie Chemikowi i wróciła do Selene.

*

Axel wsiadł do jeepa razem z Tanją.
A był dzień targowy.
Po drodze minęli strażników Kombinatu, którzy coraz mniej przypominali strażników Kombinatu jako takich: Maski respiratorowe i egzoszkielety na niektórych z nich, zapewne zdobyczne od Korporacji, sprawiały, że wyglądali bardziej jak policja SD.
Dwadzieścia minut musieli czekać, jako że na ulicę, jeszcze jedna atrakcja Małego Święta, wstąpili biczownicy – gdy motłoch ludzi w czarnych szmatach na głowach przetoczył się przez ulicę, pozwolono im jechać dalej. Axel chciał zajechać na stację benzynową – była i owszem. Prowadzili ją, jak się okazało, sekciarze z Wyznania Jezusowego. Po zatankowaniu do pełna i pobraniu odpowiedniej opłaty, wcisnęli w ręce Tanji dwa zdjęcia, jedno z koślawym rysunkiem właśnie Jezusa z AK-47, czyli tak zwanym kałachem. Drugie przedstawiało także Jezusa, tutaj jednak w formie dzieciątka w kołysce bawiącego się odbezpieczonym granatem.
Kobieta, która wręczyła to Tanji uśmiechnęła się i gorąco zachęciła do przyłączenia się do Wyznania Jezusowego, jednej z wielu religii uznanych przez naszą matkę Kombinat.
Pojechali dalej.
Wbrew temu, co powiedzial Finneas, stary magazyn broni na Moskauer Straße. Na osiedlu nie było tym razem nikogo – widocznie ten sektor caly musiał iść do fabryk i rafinerii, by nadrobić to, co roztrwaniają świętujący. Nie było w okolicy nikogo.
Sam budynek nie prezentował się szczególnie strasznie – może poza pentagramami i szóstkami, które namalował sprayem sam Finneas.
Kluczyk pasował drzwi wjazdowych, te zaś prowadziły w głąb. Środek był, jak można się domyślić, nieciekawy. Światło dnia lało się przez wybite szyby okien, w smugach wirował azbestowy kurz.
Pobieżne oględziny magazynu wykazały, że nie chodziły tutaj nawet zwierzęta – Buchta rozsypał na podłodze jakiś duszący, biały proszek, toksyczny dla ludzi i zwierząt; kombinezony OHU efektywnie absorbowały wszelkie toksyny tak, że dwójka mogła oddycha bez problemu. Pobieżna analiza wykazała, że jest to zrobiona byle jak mieszanina barwników i powszechnie dostępnych środków chemicznych, utarta w sypki proszek. Prawdopodobnie, gdyby Tanja i Axel byli tutaj bez OHU, zatruliby się obecnym wszędzie syntetykiem. Wcześniej było tu go więcej, na co wskazywała analiza, jako że związki zdążyły wniknąć w strukturę podłogi. Kroki wzbijały małe obłoczki żrącego pyłu.
Niewiele więcej było tutaj do zbadania – poza dwoma wyjątkami.
W komorze przeznaczonej dla personelu był spory piec węglowy. Wszystkie koło niego były przerdzewiałe i rozsypujące się, ten jednak wyglądał, jakby był całkiem niedawno używany. Na ścianie obok pieca były napisy. Ciśnieniomierz na piecu miał wyłamaną szybkę. Co dziwne, z boku pieca znajdowało się czternaście pokręteł, zupełnie jak w walizce.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/riddlah.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 14-11-2008, 20:57   #104
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Patrzył na Ys, jakby mu bajkę o smokach opowiadała. Pogubił się już na początku, a im dłużej mówiła tym bardziej miał tego dosyć. Jak dla niego to nic by się nie stało, gdyby Selene wlazła do jakiejś dziury i już z niej nie wylazła, zamiast przysparzać im kolejnych kłopotów. Nie powiedział tego co prawda na głos, ale gdyby nie wiadomość od Fixxxera to obie dziewczyny odesłałby do Neoberlina. To nie było miejsce i towarzystwo dla nich. A cała reszta to był po prostu... kosmos. Nic więcej, totalny kosmos. Potrafił wyobrazić sobie gotowy program widząc jego kod, ale to co tu mu Ys opowiadała, to nie chciało pomieścić się w jego głowie. Na razie chciał tylko przenieść się gdzieś z tego szpitala. Przestał czuć się tu pewnie, nawet nie patrząc tylko na tą zmutowaną kobietę, której wsadził kulkę w nogę. Następnym razem wsadzi cały magazynek i to w głowę a następnie ją odetnie. Miał tego dość. Z ulgą usiadł w samochodzie, przez chwilę tylko siedząc i oddychając. Potem przekazał Tanji to, czego dowiedział się od Yseult.

Nie zwracał uwagi na spam. Cały był składowany na zewnętrznym serwerze, do którego się podpiął. Nie był mu w końcu potrzebny. Włączył filtr, który z miejsca kasował 90% wiadomości. Czekali na wiadomość tylko od jednej osoby, ale ta nie nadejdzie zbyt szybko, zresztą nawet na to nie liczył. On sam na miejscu Konrada uciekałby na zachód. Tylko czy ten chłopak kochał swoją siostrę? To była istotna kwestia. Axel czuł, że jeszcze pozna odpowiedź na to pytanie, ale nie teraz. Wszystko było na później, na kiedyś. Teraz tylko to co jest. Samochód i przedzieranie się przez Frankfurt. Na szczęście sam samochód nie był czymś niezwykle rzadkim i niespotykanym, była również stacja benzynowa. Przewidująco zatankował pod korek i wziął jeszcze trochę do kanistrów, które wieźli jeszcze z Neoberlina. Dzień targowy. Genialny żart. Ciekawe kto pierwszy to wymyślił i co sprzedawał. Bo rozglądając się z samochodu, Axel nie dostrzegał zbyt wielu normalnych towarów. Chociaż nie zdziwiłby się, gdyby co drugi oferował dragi, alkohol, dziwki czy broń. To by pasowało do tego chorego miasta.

W końcu wjechali na tereny pofabrykowe. Stare magazyny, fabryki i inne opuszczone budynki. Ludzie zniknęli, zniknęły nawet zwierzęta. Z jednej strony Heintz odczul ulgę, ale z drugiej... Czasem przerażały go aż tak opustoszałe miejsca.
-Zdaje się, że jesteśmy jedynymi lokatorami całej dzielnicy. Ale tu łatwiej nas śledzić.
Wciąż nie zapominał o Misztalskiej. Nie chciałby jej tu spotykać. Ale chyba nie była aż tak nadludzka, by śledzić ich samochód? Zwłaszcza, że miejscami Axel wciskał gaz do dechy. W końcu dojechali pod wskazane miejsce. Wysiadł, otworzył drzwi. Jak to w magazynach mieli również rampy, tu na szczęście można było wjechać, co też szybko zrobił. Dopiero potem zgasił silnik i dookoła zaległa prawie ogłuszająca cisza. Spojrzał na Tanję i uśmiechnął się.
-Robiłaś to kiedyś w samochodzie?
Mrugnął do niej i roześmiał się nagle. Dla niej. Wziął dziewczynę za rękę, dodając otuchy. Nie wiedział, czy bardziej sobie, czy jej. Zarzucił na ramię Mp5, laptopa schował do plecaka, zakładając sobie go na plecy. Nawet jak mieli oddalić się tylko kilka kroków, to nie zamierzał ryzykować. Otworzył drzwi wozu i wyszedł, stawiając stopy na czymś białym.
-Niezły sposób na chronienie kryjówki. Tylko po co chronić puste pomieszczenia w pustej dzielnicy?
Nie liczył, że otrzyma odpowiedź na swoje pytanie, ale i tak obeszli cały magazyn. I znaleźli tylko jedną interesującą rzecz.
-Piec?! Ten Buchta to świr. Sprawdźmy czy jest tu coś jeszcze. Potem pojedziemy bezpośrednio do Lichtenschweigera. Pojedziesz ze mną? Olać Sainta. Każdy tu walczy o swoje tylko.
Ukucnął przy wskaźniku, zastanawiając się chwilę nad wskazówkami. Szyfr? Kod? Przekręcał kolejne pokrętła. Naprzeciw całości, znaczy 35. Dalej 100, bo to całość. Albo na odwrót, ale najwyżej przekręci potem. 0 za brata, 70 naprzeciwko. Dalej 80, 90 i reszta, czyli 10. 35100070809010. Wyglądało trochę jak nr przedwojennego konta bankowego.
-Ciekawe czy coś się stanie?
Mieli w razie czego jeszcze trochę czasu, by w razie czego pozmieniać kolejność. W ogóle co to miało być? Sejf? Axel musiał przyznać, że był zaciekawiony.
 
Sekal jest offline  
Stary 15-11-2008, 19:06   #105
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Śnił.
Dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę. Wyjrzawszy przez okno swojego mieszkania w Neoberlinie widział roztaczającą się panoramę Frankfurtu ze szpitalem na czele. Zamiast łazienki miał mały pokoik z dużym otworem w suficie prowadzącym na strych, którego nie raczył sprawdzić. Sny szybko przekształcały się w koszmary, a ciemny strych był wymarzonym miejscem dla koszmaru. Wolał pozostać w jasno oświetlonej i znajomej części mieszkania.
Pukanie do drzwi.
Instynktownie podchodzi i otwiera nowoprzybyłemu. Ujrzawszy go gwałtownie cofnął się do tyłu zahaczając nogą o pobliskie krzesło. Usłyszał jak krzesło z hukiem ląduje na podłodze pomiędzy kuchnią, a przedsionkiem. Nie odwrócił się całkowicie pochłonięty osobą, która właśnie wchodziła do środka. Sięgnął dłonią do kabury, której nie miał. A tajemniczy gość był coraz bliżej i bliżej. Frank cofając się uczuł za swoimi plecami ścianę, której wcześniej nie było. Osobnik stanął tuż przed nim wpatrując się prosto w niego. Z tak bliskiej odległości Malak mógł dokładniej się przyjrzeć i początkowe uczucie strachu przeminęło.
Nie wyglądał on wprawdzie jak ordynaryjny człowiek, ale nie wyglądał też na potwora. Cerę miał silnie bladą, włosy białe jak zsiadłe mleko, twarz szczupłą, a oczy pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Wyglądało na to, że byli równi pod względem wzrostu, jak i wieku. Dziwny mężczyzna, najwyraźniej rad z zaciekawienia, jakie wzbudził, uśmiechnął się ponuro bladymi wargami. Nadało to jego twarzy pewnego rodzaju upiornego wyglądu. Wciąż się uśmiechając wykonał dwa kroki w tył i podniósł dłoń w geście pozdrowienia.
- Wreszcie się spotykamy – powiedział nieco chropowatym głosem - i cieszę się z tego. Nawet nie wiesz ile iść musiałem, by tu dotrzeć. Swobodnie kalkulując zajęło mi to wiele dni i nocy. Na szczęście to już przeszłość. Teraz jestem tutaj i jesteśmy na siebie skazani.
Frank odzyskując pewność siebie odpowiedział:
- Już niedługo. W końcu jak długo można śnić, nie?
Nieznajomy odchylił głowę do tyłu i zaniósł się bardzo wesołym śmiechem. Frank patrzył na niego ponuro czekając aż skończy. Doczekawszy się spojrzał nań pytającym wzrokiem. „Blada twarz” natychmiast przystąpił do wyjaśnień:
- Twoja logika rozumowania czasem mnie powala. Wiesz jaki jest twój problem? Logika właśnie. Od początku tej całej niezwykłej historii nic innego nie robisz tylko starasz się wszystko wyjaśnić logicznie. Każde niezwykłe zjawisko. Może czasem pomyśl nieco bardziej… „abstrakcyjnie” i wtedy wszystko od razu stanie się jasne.
- Taa… Wiele osób już mi to mówiło. Gdy byłem wolontariuszem w szpitalu dla psychicznie chorych.
- Weź już nie ściemniaj. Nigdy nie byłeś żadnym wolontariuszem. Jedyną działalnością charytatywną, jakiej się podjąłeś była akcja „Pajacyk”. A to też tylko poprzez klikanie w jakąś głupią reklamę w internecie. Wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny. Więc nawet nie próbuj kłamać w rozmowach ze mną. W końcu jestem tobą.
- Chyba sobą. Wybacz przyjacielu, ale z całą pewnością nie wyglądam jak Geralt z Rivii po przejściach.
- Jak uważasz. Zmuszać cię byś uwierzył nie będę, bo i tak wierzyć nie będziesz. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak usilnie odrzucasz wiarę w rzeczy dostrzegalne gołym okiem. A przyjmujesz wiarę w Boga, którego nawet nikt z żywych nie widział. Nie będę ci zabierał więcej czasu. Wpierw jednak odpowiedz mi na pytanie: dlaczego boisz się iść na strych?
Malak popatrzył w stronę pokoju z ciemną dziurą w suficie. Dziura zdawała się być szersza niż kilka chwil wcześniej. Również przyrządy toaletowe poczęły wracać na swoje dawne miejsca jakby nigdy nie zniknęły. Frank był pewien, że wcześniej w pokoiku nie było nic z wyjątkiem dziury w suficie.
- Sam nie wiem. Może to lęk przed nieznanym albo przed czymś, co może ucapić mnie za nogę, gdy tylko przekroczę wydzieloną granicę pomiędzy tym co realne, a tym co narodziło się w mojej głowie. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
- Niezbyt. Lecz wybredny nie będę. Póki nie znajdziesz odwagi na przekroczenie granicy daleko nie zajdziesz. Nawet ze mną. Teraz budź się póki kur pieje!

*

Przebudzenie jak zwykle było natychmiastowe. Otwarcie i zamknięcie oczu. Pienia jakiegokolwiek kura nie uświadczył. Leżał jeszcze chwilę w szpitalnym łóżku rozpamiętując swój niezwykły sen. Zaraz potem opuścił pokój i udał się do łazienki w celu załatwienia tego, co było do załatwienia. Gdy to załatwił odwrócił się z zamiarem wyjścia z tego pomieszczenia.
- A wodę spuścić to nie łaska? – ten głos rozpoznał od razu. Słyszał go zaledwie minutę temu w trakcie snu. Powoli odwrócił głowę nie dając wiary swoim własnym oczom. Zamykał i otwierał oczy, uszczypnął się z całej siły w rękę.
Widziadło nie zniknęło. Zamiast tego swobodnie podeszło i nacisnęło spłuczkę.
- Tak lepiej. Czemu jesteś dzisiaj taki jakiś owaki? Z mojego powodu? Chyba nie sądziłeś, że tylko żartowałem mówiąc o tym, że jesteśmy na siebie skazani.
- Kim jesteś?
- Tobą. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Możesz mi mówić Jack jeśli tak będzie ci wygodniej.
- Zaraz, zaraz. Chcesz żebym uwierzył, że jesteś czymś więcej niż zwyczajną halucynacją?
- Bo jestem. Narodziłem się w trakcie twojej wizycie w Mauer wkrótce po niezwykłej akcji skądinąd ci znanego Axela Heintza. Pamiętasz. Reakcja łańcuchowa, seria przeskoków przez portale i na koniec bum! W twoim umyśle rodzę się ja. Głęboko zakorzeniony, ale korzenie ustępują wreszcie i tu zaczyna się moja wędrówka przez zakamarki twego umysłu. Wędrówka notabene zakończona sukcesem.
Malak zamyślił się przypominając sobie wydarzenia z tamtego okresu. Nie lubił wracać myślami do tamtego momentu toteż wspomnienia te nieco się zatarły w jego głowie. Skupiwszy się dość szybko dociekł przyczyny tej dziwacznej sytuacji. Ten cały Tolle wspominał mu o tym promieniowaniu Thamma związanym z portalami. W trakcie podróży przez portale promieniowanie mogło oddziałać na niego bardzo negatywnie. Szczególnie na jego psychikę.
Spojrzał po raz kolejny na swojego nowego znajomego. Ten uśmiechał się tym swoim upiornym uśmiechem.
- Chyba zaczynam rozumieć. Jesteś bardzo wyjątkową halucynacją. Swój stan określić mogę tylko słowami „:rozdwojenie jaźni”. Tylko jakim cudem spłukałeś wodę?
- Nie ja, lecz ty.
- Nawet nie ruszyłem się z miejsca.
- Zdawało ci się, że nie ruszyłeś. A tak przy okazji mam dla ciebie dobrą radę. Nie rozmawiaj ze mną w trakcie czyjejś obecności. Z nieznanych powodów ludzie mogą to źle zrozumieć. Chodźmy już. Ten smród jest nie do wytrzymania.

*

Zajrzał już do każdej części szpitala, ale nigdzie nie znalazł Tanji ani Axela z którymi zamierzał poważnie porozmawiać. Nigdzie nie widział jeepa, więc podejrzewał, że z niego skorzystali oddalając się w sobie znanym kierunku. Jack ujął to bardziej dosłownymi określeniami „podymali się i pojechali”. Nie mając w tej chwili nic ważnego do roboty w tym momencie przetrząsnął zapasy zgromadzone przez partyzantów przygotowując sobie szybki posiłek. Po jedzeniu zdecydował się jeszcze raz przeszukać szpital. Tym razem w celu odnalezienia innych znajomych twarzy. Saint, Yseult, Buchta albo nawet Selene mogliby nieco bardziej rozjaśnić sytuację powstałą w trakcie jego nieobecności i snu. Nie snuł teraz żadnych planów na przyszłość. W takich okolicznościach wszelkie plany na przyszłość były całkowicie zbędne.
 
wojto16 jest offline  
Stary 15-11-2008, 23:13   #106
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Tanja prawie całej relacji z rozmowy z Yseult wysłuchała spokojnie. W psychoplazmę uwierzyła Buchcie od razu i nie czuła się teraz zaskoczona. Dużo gorsze było przypuszczenie, że Selene otwiera portale. Tyle pieprzenia o konieczności ich zamykania, aż i Tanji zaczęło to wydawać się słuszną drogą, a tu taka niespodzianka. Człowiek może być bramą do Eksternusa. Z trudem opanowała dreszcze. Trudno liczyć na to, że Selene jest jedyna w swoim rodzaju. W naszym rodzaju.
Jesteśmy skazani na Eksternusa.

***

Dzień targowy porażał witalnością. Tanja nie mogła oderwać wzroku od widoków za szybą samochodu. Jakby ludzie oczekujący sądu ostatecznego oszaleli i trudno powiedzieć, czy to na przekór apokalipsie, czy może raczej w zgodzie z nią, bo życie kumuluje napięcia, wszystko kipiało energią. Tanja od dawna nie widziała takiego dowodu na żywotność ludzkości. Obserwowała inne rzeczy niż Axel. Matki z córkami oglądające drobiazgi do swoich ciasnych, ubogich mieszkań, z wypiekami na twarzach targujące się o brzydkie przedmioty mające uczynić przyjemniejszymi miejsca szarej, codziennej egzystencji, młode kobiety, które wyszły raczej pokazać się niż kupować, a jeśli kupować to po to żeby się pokazać, zakochanych mężczyzn, rozpoznawalnych na pierwszy rzut oka, bo uśmiechniętych i lekko nieobecnych, jakby targ był tylko nieważną dekoracją, miejscem gdzie kupią kolejne dekoracje do swojego kruchego szczęścia, i całe rodziny, matki i ojców z dziećmi, udających w to święto, że życie ma sens i kształt, nad którym sprawują kontrolę.
- Zatrzymajmy się – położyła rękę na dłoni Axela.
Nie ulec popędom w takim czasie i miejscu to jakby zaprzeć się siebie. Fizyczka zapragnęła zrobić zakupy.
Na straganie wisiał rząd sukienek: tanich, jasnych, kwiecistych, dziewczęcych. Tanja poddała się wszechobecnemu wariactwu. Tanie dla Tanji chichotało w niej własne hasło reklamowe i siało spustoszenie w ścisłym umyśle.
Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Axel został nieco z tyłu pilnując skarbu na czterech kółkach, każdy ma prawo do swoich słabości. Tanja wdała się w targi z grubą przekupką, niezrażoną kiepskim polskim dziewczyny, dwie w cenie jednej, jeszcze tylko czerwone pantofelki i sama będę mogła udawać, że świat jest całkiem w porządku.

Wróciła do samochodu zadowolona prawie jak po wspólnym niespaniu.
- Jakbyś gdzieś zauważył stragan z butami na obcasie… - roześmiała się – Oszalałam. Boże, jakie to cudowne uczucie.

Niestety, wkrótce zbyt długi widok na procesję biczowników obnażył gorsze cechy tej dzikiej żywotności. Miasto trawione śmiertelną gorączką. Frankfurt już niczego nie absorbował, nie konsumował, wydalał jedynie i święto było takim spazmem, wymiocinami chorego organizmu.
Potem Tanja dostała te obrazki
- W to chcesz wierzyć? A dobro? Piękno? – kobieta patrzyła na rozgniewaną Tanję jak na wariatkę, ale oburzenie dziewczyny nie zdołało się w pełni rozwinąć. Zaraz zastąpił je smutek – Wybacz. Zapewne nie miałaś wyboru. Dziękuję. - Włożyła obrazki do kieszeni.

Tanie dla Tanji, natrętna, gorzka myśl.

***

Droga przez pustą okolicę magazynów, w milczeniu, ale we dwoje, trochę poprawiła jej nastrój. Zatrzymali się przed magazynem.
-Robiłaś to kiedyś w samochodzie?
Odpowiedziała uśmiechem na śmiech Axela.
- A Ty? Nie da się w tych cholernych ohu, ale kiedyś, gdy ubiorę się w sukienkę…

***

Brnęli przez chemiczny pył.
- Ciekawe jak to można sprzątnąć. Szlauchem? Czy to cholerstwo nie zareaguje z wodą? Tu niby mielibyśmy się przenieść? Nie mógł nam powiedzieć o tym świństwie? - Tanja rozglądała się po magazynie marudząc.
Potem razem z Axelem ze zdziwieniem obejrzała niedawno używany piec.
- Tak pojadę z Tobą. Czy Buchta nie mówił, że dawno tu nie zaglądał?

Haker czytał napisy i przekręcał pokrętła. Dziewczyna przygryzła wargę nagle zawstydzona.
- Sama bym na to tak szybko nie wpadła.
 
Hellian jest offline  
Stary 17-11-2008, 12:19   #107
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas syknął przez zaciśnięte zęby, gdy po raz kolejny potarł szorstkim rękawem kurtki wypełnione osoczem bąble na poparzonej dłoni. "Będę musiał to opatrzyć w wolnej chwili" - pomyślał, krzywiąc się.
Jego nienajlepszy nastrój pogarszały lekkie zawroty głowy i drapanie w gardle. Widać syntetyczne świństwo, którego użyto do wypełnienia materaca, płonąc musiało wydzielać toksyczny dym. Raczej nie zatruł się mocno, lecz był jakby otumaniony.

Gęsty tłum utrudniał dotarcie do celu. Miejscowi kłębili się na ulicach kupując, sprzedając lub kradnąc potrzebne im towary. "Porąbane to miasto. Jak oni to nazywają? Małe Święta?" Nicolas nie znał świąt. Chociaż dla wychowanego na ulicy przemytnika czas, nazywany przez nielicznych świętami (chyba mało kto pamiętał jeszcze, skąd ten zwyczaj), kojarzył się z większą ilością małych zleceń. Do tego zawsze można było obrobić kieszenie większej niż zwykle liczbie nieuważnych przechodniów - rozmyślał, przepychając się wśród ludzkiej ciżby.
Ze względu na ilość zapełniających ulice ludzi, co rusz wpadał na kogoś lub był przez kogoś popychany. Jego nieprzyjazna twarz studziła co bardziej krewkich przechodniów, natomiast na tych bardziej zawziętych lub pijanych W prawej dłoni ściskał wykonany z brązu kastet.
Nie lubił nowoczesnych odmian tej broni. Mimo niewątpliwej zalety, jaką była niewidzialność dla wykrywaczy metalu, Nowy wolał te tradycyjne egzemplarze. Po prostu ciężar metalu w garści uspokajał go.

W pewnej chwili skręcił w boczną uliczkę, by ominąć jakieś wyjątkowo duże skupisko ludzi. Z wylotu zaułka śmierdziało jak z kloaki, pewnie też w tym celu służył. W końcu po co fatygować się szukaniem wychodka, gdy taki miły zakątek jest w pobliżu.
Po przejściu kilku metrów w dusznym, spowitym jakimiś różnokolorowymi oparami korytarzu utworzonym przez brudne, odrapane i oślizgłe ściany budynków dostrzegł sylwetkę postaci opartej o pordzewiałą rurę nieczynnego od dawna systemu ogrzewania. Zacisnął mocniej kułak, gotowy zaatakować, nim ta dziwna osoba, lub jej koledzy, to zrobi. Bo, że to jest jakiś wystawiony na wabia członek gangu, mający za zadanie wciągnąć kogoś w zasadzkę, był niemal pewny.

- Pan nowy – ubrana w ciemnoniebieskie dżinsy, podobnie ciemną kurtkę z oderwanym rękawem kobieta w kapeluszu sprawiała dziwne wrażenie. Wyglądała, jakby wiedziała, że Nicolas tędy będzie przechodził, co samo w sobie było niepokojące.
Teatralnie ukłoniła się, zdejmując kapelusz z głowy, jednakże jej twarz dalej pozostawała niewidoczna w półmroku zaułka. Na podniesioną rękę padła jakaś zagubiona smużka światła, pozwalając dostrzec tatuaż przedstawiający wijącego się między cierniami węża.

– Witamy, witamy w naszym pięknym mieście! Jestem pewien, że nie raz się jeszcze spotkamy, to miasto, wbrew pozorom, jest strasznie małe. Moja wizytówka! - mówiąc to wcisnęła w dłoń Nicolasa pustą kartkę. Roześmiała się perliście, jeszcze raz skłoniła komicznie kapelusz i zniknęła w oparach spowijających uliczkę.

- I proszę uważać na wszelkie szpitale! Tam niedobrzy ludzie są! - z ciemności dobiegł jeszcze jej głos i ponowny wybuch śmiechu.
Nicolas uświadomił sobie kolejne dwie niepokojące rzeczy. Pierwsza to to, że wręczając "wizytówkę" głos tej dziwnej postaci brzmiał jak głos mężczyzny w średnim wieku. Druga, że przy pasie kołysał jej się zakrwawiony nóż rzeźnicki.
Potrząsnął ze zdumienia głową i schował kartkę do kieszeni. To było naprawdę "dziwne" miasto.

Dalszą drogę do Domu Bólu przebył korzystając ze schronienia ciasnych zaułków. W swojej przemytniczej karierze nauczył się nie rzucać w oczy i nie poddawać instynktownemu chowaniu głowy w ramiona, gdy za plecami zawyła syrena. Grunt to nie sprawiać wrażenia, że ma się coś na sumieniu. Takich zatrzymują najczęściej, nawet, jeśli to nie ich właśnie szukają.
"Coś się szykuje" - pomyślał, gdy wzdłuż ulicy przejechał kolejny patrol Kombinatu, co jakiś czas wydając krótki, urywany sygnał syreną.

Wszedł do Haus des Leidens po zaniedbanych, murowanych schodkach, na których zalegała imponująca ilość żebraków, ćpunów, dziwek i wrogo spoglądających, jakby czekających na pretekst do bójki, mężczyzn. Po kilku krokach odłosy ulicy zostały zagłuszone przez miarowe pulsowanie psychodelicznej muzyki, dobiegającej zewsząd. Razem z wielokolorowym graffiti i na swój sposób "uroczą" klientelą tworzyła specyficzny klimat tego miejsca. Każdy z przebywających tutaj zanurzał się w inny świat, tak różny od otaczającej budynek szarej rzeczywistości.

Przez długi korytarz przeszedł w stronę źródła muzyki - dużej sali wypełnionej dymem estradowym, zapachem palonych "wspomagaczy", połyskiwaniem szklanych kul pod sufitem i podrygującymi w tańcu ludźmi. Właściwie słowo "taniec" o było jakieś nadużycie, ale kto dzisiaj potrafi tańczyć. Wystarczy szklanka czegoś mocniejszego albo szczypta zielska, jakieś kakofoniczne dźwięki, z grubsza przypominające muzykę i impreza gotowa. Właściwie, to tutejsza muzyka była całkiem do rzeczy. W głowie Nicolasa rozbrzemiewało dudniące, basowe DUM DUM. Całość miała hipnotyczne właściwości. Może innym razem pozwoliłby sobie na chwilę zapomnienia, ale nie z gorylami Kowala na karku. Otrząsnął się, powracając myślami do sprawy, która go tutaj przywiodła.

Podszedł do bufetu i skinął na barmana. Zanim ten podszedł, próbował sobie przypomnieć hasło, które przekazała mu Rota. "Dni..., nie - To są wasze ostatnie dni, chyba tak..., a może to są nasze dni? Cholera!" - zaklął pod nosem. Jednak, gdy barman podszedł przypomniało mu się - „Diese Tage eure letzten sind” - rzucił, pozornie niedbale, do człowieka za barem. Tak naprawdę trochę się denerwował. Jeżeli burdelmama podała nieprawdziwe hasło, to może mieć kłopoty. Tamten jednak pokiwał parę razy głową i gestem wskazał, żeby Nowy szedł za nim. Został poprowadzony oświetlonym czerwonawym światłem korytarzem na zaplecze, na końcu którego stało dwóch ochroniarzy przy drzwiach. Barman dał im znak, strażnicy rozstąpili się zezwalając na wejście do środka.

Weszli do małego pomieszczenia. Barman otworzył drewnianą szafkę, w której była broń. Kilka pistoletów samopowtarzalnych, magazynki - był nawet jakiś muzealny rewolwer.
- Jakiej używasz? - zapytał Nicolasa, jakby było oczywiste, że jest uzbrojony. Nowy wyciągnął z kabury Berrettę i pokazał barmanowi, na co tamten podał mu jeden piętnastonabojowy magazynek. "Zawsze się przyda" - stwierdził, chowając amunicję. Miał teraz trzy magazynki i garść ocalonych nabojów 9mm. Całkiem dużo zważywszy na to, że nie przepadał za bronią palną. Wolał rozwiązywać problemy za pomocą pięści. Albo jeszcze lepiej - unikać ich w miarę możności.
Baram zamknął metalową szafkę i przemówił do mikrofonu zawieszonego na ścianie:
- Jest?
- Jest, jest – zatrzeszczał głośnik nad mikrofonem – Zaraz przyjdzie.
Tymczasem barman zaczął wygrzebywać kolejnej szafki rzeczy takie jak: Peruka, bandaże, czarną kurtkę, dżinsy.
Po chwili z naprzeciwległych, częściowo ukrytych za wyblakłą kotarą drzwi wyszedł łysy człowiek w okularach i białym kitlu, okrywającym jego nagą pierś. Poza tym nosił ciemne dżinsy.

- Twój wspólnik – oznajmił barman. – Jego ksywka to Totengräber. W skrócie Graber albo Tot. Możesz, Grab?
- Jassne – zasyczał człowiek nazwany Graberem.
Nieskrępowany rozebrał się, po chwili jednak ubrał się ponownie z pomocą barmana. Teraz nosił nieco jaśniejsze dżinsy, czarną bluzkę i podobną kurtkę. Najdłużej zajęło mu maskowanie twarzy: smarowanie kremem, czarnym barwnikiem, obwiązanie bandażami. Na wszystko nałożył czarne okulary, perukę z lokami i kapelusz.
W czasie, gdy Graber się ubierał, Nicolas zajął się swoją poparzoną dłonią. Z pakietu pierszej pomocy, który miał w plecaku przemył dłoń, zaplikował znieczulający i przyśpieszający gojenie środek w piance, która zasyczała w kontakcie ze zranioną skórą. Na koniec dłoń obwiązał czystym bandażem. "Powinno wystarczyć" - podsumował, zapalając papierosa, gdyż człowiek Roty jeszcze nie był gotowy.
Przypomniał sobie dziwną kobietę z zaułka. Wyciągnął kartę z kieszeni kurtki i obejrzał ją dokładnie. Z pozoru nic na niej nie było, jednak nie dawał za wygraną. Spojrzał również pod światło, czy nie ma tam śladu jakiegoś niewidocznego na pierwszy rzut oka napisu. To samo zrobił, po ostrożnym podgrzaniu nieco powierzchni kartki płomieniem zapalniczki. Czytał kiedyś, że w dawnych czasach pisano atramentem, który widoczny był dopiero po podgrzaniu.
W międzyczasie człowiek, którego Rota wskazała do pomocy, dokończył charakteryzację.

- To koniecznie – wyjaśnił na koniec Tot. – Sporo osób z tego miasta mnie zna i chętnie wywaliłoby mi w łeb serię. Bruździłem jednym i drugim, więc nie chronią mnie ani ci, ani tamci. Tak więc, rozumiesz, jakby co, to mówisz: Laser Kombinatu podczas naje... Wyzwalania Frankfurta – jego oczy prędko zwróciły się w stronę barmana, który jednak zrobił obojętną minę – spalił mi ryj i wyglądam tak szpetnie, że nikt nie chce mnie widzieć. Benedykt, możesz?
- Taa – ziewnął barman po czym wydobył z kredensu mały aerozol i spryskał twarz Tota parę razy. Powąchał i roześmiał się. – Śmierdzisz jak czyste gówno! – poklepał się po bokach. – Nie zazdroszczę ci misji z tamtym.
Tot nie powiedział nic, wziął z szafki Glocka, którego wsadził pod kurtkę i pożegnał się z barmanem. Dał znak, że mogą iść.
- Dokąd teraz? – spytałTot, gdy wychodzili na zewnątrz – Ty tu właściwie dowodzisz. Słyszałem, że mamy coś zrobić z jakimś szpitalem. Może powiesz mi, dokąd idziemy i czego szukamy? Powiedziano mi, że szczegóły misji przekażesz mi ty.

Tymczasem ku Domu Bólu podjechał jeden patrol Kombinatu, chociaż, z powodu wyposażenia, początkowo wyglądali jak żołdacy Korporacji. Logo Kombinatu na tyle hełmu wyjaśniało jednak kwestię przynależności.

- Przepraszam, obywatelu – mechaniczny głos zawibrował w tubie respiratora. Jeden ze strażników podszedł do nich i wyciągnął świstek papieru, który podał mu drugi. – Weź to i rozwieś gdzieś na murze. Czy przypadkiem nie widziałeś tego osobnika? Jest to groźny morderca, który ostatnio przeszedł granicę wschodniego Frankfurta i podejrzewamy, że jest w tym sektorze. Przyjrzyj się dobrze. Jest nagroda za schwytanie.

List gończy, który strażnik wręczył Neumannowi, miał zdjęcie – niedokładnie zrobione, bo na na ulicy – nie kogo innego, jak Rudiego. Na zdjęciu celował bronią w kogoś poza nim. Kątem oka zauważył, jak Tot zmarszczył brwi pod bandażami.

Nicolas odetchnął, starając się zrobić to niezauważalnie. Pokręcił również głową, zaprzeczając jakoby widział poszukiwanego. Szczęśliwym trafem ci, co szukali jego, byli jednocześnie poszukiwani przez przedstawicieli władzy. Posłusznie podszedł do muru przy wejściu do budynku i zawiesił ogłoszenie. "Przynajmniej w Domu Bólu nie będzie się kręcił" - pomyślał, zdając sobie sprawę, że dla kasy większość bywalców sprzedałoby swoją matkę. Albo przynajmniej jakąś część rodzicielki, jeśli tylko znalazłby się jakiś nabywca.

Żołnierze Kombinatu pokręcili się trochę po okolicy, rozpytując o Rudiego i zawieszając jego podobizny. Cała sytuacja cieszyła Nicolasa, chociaż równie dobrze ktoś może zacząć szukać i jego, jeśli wyjdą na jaw ich wzajemne powiązania. "Jeżeli Rudi wpadnie i będzie sypać, to Kombinat wydrukuje i moje fotki" - przewidywał.
Po kilku minutach patrol odjechał, a Nowy i Tot ruszyli ulicą.

- Znasz miasto lepiej, więc prowadź. - rzucił do Grebera. - Idziemy na Karl-Liebknecht Straße. Rota mówiła, że jeden z waszych przestał się odzywać, a ostatnio był widziany właśnie w tej okolicy. - spojrzał na Tota, czy ten zdradzi gestem, że zna sprawę.
- Jak załatwimy to bez zbędnych przestojów, to następny jest Schweigerkrankenhaus. Nie czuję się najgorzej, ale muszę odwiedzić nowego pacjenta - rzucił żart, niestety nie widział reakcji towarzysza z powodu jego przebrania.
- Prowadź więc, będę tuż za tobą - ruszył za Greberem, trzymając się kilkanaście metrów za nim. W razie kłopotów, na przykład, gdy go ktoś rozpozna, będzie mógł interweniować. "Albo oddalić się..." - dodał w myślach. A jeśli ktoś rozpozna Nicolasa? Cóż, w końcu każdy liczy na siebie. Tylko naiwniak sądzi, że może na kimś polegać.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 22-11-2008, 09:52   #108
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# ? ? ?
Ach, witaj, Mariusie. Zapewne po tym, jak puściłeś to nagranie, siedzisz już wygodnie w fotelu. Co prawda moje wyjaśnienie nie będzie długie, jednak chyba wolę, żebyś siedział, słysząc te wieści.
Prosiłeś mnie o wyjaśnienie działania biorobotów będących na usługach Korporacji. Cóż, wątpię, żeby interesowały cię procesy mechaniczne i bioniczne zachodzące w ich ciałach, jako że sam nie jesteś fizykiem. Twoją prośbę pojmuję jako wytłumaczenie ogólnych zasad działania tych stworzeń.
W istocie, bioidy są stworzeniami. Pracowaliśmy nad nimi krótko po dwieście pierwszym, jednak projekty bioidów sięgają początku tego milennium. W oryginalnym projekcie miały być one tylko i wyłącznie „maszynami” służącymi do takich prostych prac jak przenoszenie, jednak odkrycie, że można wszczepić ludzki mózg do pancerza, kompletnie zrewolucjonizowało nasze badania.
Jak wiesz, Mariusie, ludzkie nerwy są najszybszym materiałem, który przewodzi impulsy elektryczne, a przynajmniej w świetle obecnej nauki – niewiele istnieje materiałów, które są tak małe, tak wydajne i tak tanie. Sam rozumiesz. Co prawda ogniwa bioniczne są dość drogie, jednak jest to dostatecznie dobra cena, za stworzenie biorobotów.
Nie mieliśmy zresztą większych problemów z funduszami nad badaniami. Opinia publiczna nic nie wiedziała o tym, że badaliśmy ludzkie płody. Takie badania są szczególnie łatwe tutaj, w Niemczech. Korporacja jest łasa na każdy rodzaj nowej broni. Im tańsza jest i im bardziej zabójcza, tym bardziej porządana przez Berlin.
Dlatego też bez problemu wytworzyliśmy jednostki typu Fresser i Ausschritter.
Badania polegają prosto: Na tę chwilę dysponujemy idealnymi inkubatorami, pozwalającymi zapłodnić jajo in vitro. Nasza wiedza genetyczna pozwala na pewną manipulację rozwojem płodu tak, że rozwój mózgu w pierwszym trymestrze jest szczególnie szybki, kosztem reszty ciała. Skróciliśmy czas rozwoju do pięciu miesięcy, mimo tego, że Korporacja chciała jeszcze mniej. Daje to jakościowo gorsze osobniki, jednak są one całkowicie wystarczające do instalowania ich w urządzeniach typu Fresser. Słuchają one prostych rozkazów, a im dłużej żyją, tym także więcej uczą się. Oczywiście istnieją Fressery sterowane zdalnie czy też ze sztuczną inteligencją, jednak nie są one tak dobre jak te wyhodowane w naszych inkubatoriach.
Mózg ludzki jest niewątpliwie o wiele lepszy od maszyny.
W pancerzach utrzymywana jest zawsze stała temperatura potrzebna do optymalnej pracy mózgu. Ciało zazwyczaj obumiera w pierwszych miesiącach życia. Myśleliśmy robić pewne transplantacje mózgu, jednak okazało się, że ciało kompletnie nie przeszkadza w komunikacji i interfejsie, jako że impulsy nerwowe w jego stronę zanikają w ciągu miesiąca po wyprodukowaniu. Środowisko wewnątrz jest stabilne, a ochronę zapewniają galwanizowane warstwy pancerza. System nazywa się: LSD. Od: Liquid Soul Dimension. Zapewne zastanawiasz się, Mariusie, skąd angielska nazwa u nas, dobrych Niemców. Otóż musisz wiedzieć, że system podtrzymywania życia został wykradziony od Amerykan, niech gryzą piach. Tak, inżynieria bioniczna była prowadzona na długo przez Trzecią Wojną, a podczas zimnych wojen nasza inteligencja zdołała wykraść głównie wiedzę o połączeniach bionicznych i propozycje systemów podtrzymujących życie.
Należy oczywiście uważać, żeby nie uszkodzić osobnika podczas procesu „przeniesienia”... Faktycznie proces uczenia się dokonuje się w środku pancerza, jednak samo ciało poza płynem węglowym jest całkowicie nieodporne na wszelkie choroby. Jest to zrozumiałe, w końcu rozwój płodu dokonuje się poza środowiskiem matki, łożysko zastępuje jednostka rozdzielcza a układ odpornościowy nie jest potrzebny ze względu na pełnioną funkcję osobnika.
Samo uczenie się polega prosto: Jest to projekcja pewnych stałych obrazów wprost do mózgu osobnika. Może się to odbywać dwoma drogami: Poprzez połączenia nerwoniczne, to jest informacje płyną przez rdzeń przedłużony do mózgu lub przez płyn węglowy wypełniający komorę życia. Płyn węglowy ma właściwości psychoaktywne i reaguje z impulsami elektrycznymi przesyłane przez nerwy. Obecnie stosowane są obie metody kontaktowania się z mózgiem osobnika, jako że jakościowo wychodzi na to samo, to jest interfejs nie cierpi ani na połączeniach nerwonicznych ani na komunikacji przez LC, czyli liquidum carbonium.
Sam materiał nauczania nie jest specjalnie skomplikowany, dopasowany jedynie do tego, co mają robić ausschrittery i fressery, to jest tropić, zabijać i ewentualnie ochraniać niektóre korpusy GSA.
To tyle, póki co, Mariusie. Mam nadzieję że spotkamy się znowu, mimo obecnej... Sytuacji.
(Słychać przez chwilę szum, po czym trzask. Wydaje się, że nagranie zostaje zakończone, jednak kolejny trzask oznajmia, że człowiek po drugiej stronie chciał nagrać coś jeszcze)
Data: Trzeci czerwca dwa tysiące dwieście trzynaście.
(I kolejny trzask).

* * *

# Tanja Hahn/Karolina Kowalska – Axel Heintz/Hans Kloss
Ostatecznym kodem, jak spróbował Axel, było 10035070809010 – zatem musiał po prostu przestawić w kolejności 100 i 35. Gdy tak się stało, ze środka rozległo się metaliczne szczęknięcie, a cała przednia strona pieca otworzyła się, jak pewnego rodzaju drzwi. Ciśnieniomierz stuknął zera.
Okazało się, że czymkolwiek wcześniej był piec, teraz przypominał raczej sejf. Ciężkie, stalowe płyty znajdowały się wewnątrz, sprawiając, że ten, kto chciałby otworzyć piec siłą, musiałby użyć co najmniej trotylu. Co do samych drzwi, które imitował piec, same wyglądały w środku w istocie jak mechanizmy sejfu.
W piecu była zaś drewniana klapa, pod którą znajdowało się zejście na dół. Było ono wąskie i przypominało gardło, zaś ze środka unosił się lekki zaduch wilgoci. Z boku znajdował się włącznik światła – gdy się go pstryknęło, rozbłysło parę lampek oświetlających drabinę.
Zeszli sporo na dół. Widząc zbrojone warstwy betonu, magazyn nie wyglądał jak magazyn, raczej jak bunkier.
O wiele niżej, szyb drabiny kończył się. Gdy Axel i Tanja zeszli z drabiny, pod nimi zachlupotała woda. Nie było tutaj za dużo światła, więc OHU same włączyły latarki.
Jak się okazało, dwójka stała przez cięzkimi, zasuwanymi na dwie spore zasuwy drzwi, całymi kutymi ze stali. Miejsce, gdzie były drzwi do laboratorium Finneasa, musiało być niewątpliwie jeszcze jedną odnogą kanałów. To właśnie w wodę płynącą z przebitej rury wdepnęli, która odpływała kratką ściekową jeszcze niżej. Korytarz z północnego wschodu był zamurowany, choć niespecjalnie się do tego przyłożono – pomiędzy naprędce zbudowaną ścianą z desek i czerwonych cegieł ziała ciemność. Jedynie z rury w tamtym kierunku ciekła woda, której echo odbijało się w betonowych ścianach. Korytarz prowadził na południowy zachód i kończył się zakratowanym przejściem, które było częścią ogromnej rury.
Z pozieleniałych ścian zwisał oddychający mech.
Najdziwniejszą i nabardziej przyciągającą uwagę cechą tego miejsca – miejsca przez drzwiami do laboratorium Buchty – były zwierzęta, które nie poruszały się. Tu i ówdzie były one oświetlane lśniącymi fosforycznie wypustkami sterczącymi z mechu, jednak te poruszały się lekko, jakby falując. Miały obłe i ciemne ciała i były wielkości pieści, co jednoznacznie kojarzyło się z przerośniętymi pijawkami. Kompletnie nie reagowały ani na światło, ani na dźwięki, dopiero gdy się je dotknęło, to delikatnie odsuwały się, głuche, ślepe i zainteresowane tylko jedzeniem. Na ścianie, której nie oblepił mech, znajdowały się litery wymalowane sprayem:

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/this.vortal.coil.png[/MEDIA]

Stalowe wrota zaskrzypiały, gdy otwierał je Axel. Z ciemnego środka doleciał zapach chemikaliów i czegoś nieokreślonego.
Weszli. Czujniki wyłapały ruch i wkrótce korytarz zajaśniał migoczacym światłem neonów. Metaliczny głos zabrzęczał:

„Witamy ponownie, panie Buchta. Wszystkie systemy sprawne. Życzymy miłej pracy”.


Korytarz miał parę drzwi, były one jednak zablokowane. Skręcał w prawo, znowu w prawo i po raz trzeci w prawo. Po prawej stronie były nieco nadgryzione rdzą drzwi. Axel otworzył je, a w komorze, która do tej pory wypełniona była ciemnością, rozbłysły na nowo światła.
Zaraz po prawej koło wejścia był wielki generator, który furczał energią elektryczną. Huczał cicho, choć sądząc po jego rozmiarach - mógł wydać z siebie o wiele większe zasoby energii.
Naprzeciwko znajdowały się biurka.
Na samych biurkach leżały różne części do maszyn niewiadomego pochodzenia, takie jak uszczelki, koła zębate, kawałki metalu, a także śrubokręty czy klucze pokaźnych wielkości. Na niektórych biurkach znajdowały się komputery podłączone do sieci – żaden nie był całkiem złożone, z komputerów wystawały bebechy i przewody. W jednym z rogów tego pomieszczenia stała wielka góra kabli i obwodów – komputer organiczny, przywodzący na myśl Axelowi komputer, który został w Neoberlinie. Był to ten sam typ: GOS, Genetische Operationsystem.
Gdy podeszli nieco bliżej, włączył się hologram z holografu podłączonego do jednego komputera. Nie wiadomo, czy system intencjonalnie włączył hologram, czy też był zaprogramowany na odtworzenie tej wiadomości zaraz po wejściu kogoś do laboratorium.
Postacią rzutowaną przez holograf był sam Buchta – jednak nie taki Buchta, jakiego widzieli pod magazynem Leidengeist. Był on ubrany w schludny kitel laboranta, miał brodę, jednak nie tak niechlujną jak w magazynie. Miał też mniej zmarszczek na twarzy. I wyglądał na umytego.
- Zapis z dni dwadzieścia dziewięć-dziewięć-dwa tysiące dwanaście. Kryptonim członka: Finneas Buchta. Nagranie mające na celu przypomnienie najważniejszych zasad otwierania bram w warunkach stabilnych. Testowano na sprzęcie znajdującym pod okupowanym miastem Frankfurt.
Holograficzny Buchta odchrząknął i zamigotał.
Obecnie nasz stan technologii pozwala na opracowanie sprawnego interfejsu, który może kontrolować GOS. Jakkolwiek, umieściłem parę wskazówek dotyczących wydawania komend, jako że dla bezpieczeństwa gros ich powinien być wydawany przez ludzkiego pośrednika. Bezpośrednie komendy znajdują się na ten moment w gabinecie zastępcy.
Znowu odchrząknięcie.
- Jakkolwiek – kontynuował – chciałbym zaznaczyć parę rzeczy dla testujących sprzęt. Poprzez używanie kryształów Tigillum jesteśmy w stanie emitować dużą radiację pola T bez zbędnych nadwyżek energetycznych. Istnieje prawdopodobny limit promieniowania kryształów, jednak z powodu ostatnich wypadków są one przetrzymywane w specjalnie wydzielonej sekcji magazynu. Ich transport może być zatwierdzony tylko przez mojego pełnomocnika i powinno się to robić w warunkach odpowiednio do tego przygotowanych. Wszyscy znamy zagrożenia pola Thamma, tak więc to ostrzeżenie powinno dać do myślenia każdemu. Wiemy, co stało się pełnomocnikowi o kryptonimie Dürer.
Wypady na stację są zatwierdzane przeze mnie i tylko przeze mnie. Chętni są proszeni do głównego sztabu informacyjnego, jeśli chodzi o ustanawianie tunelu pomiędzy Neoberlinem, Warszawą i Frankfurtem. Także jeśli chodzi o badanie Externusa głębokiego i średniego. Chciałbym także zaznaczyć, że niektóre materiały i ekstrakty badawcze zostały przeniesione na stację ze względów bezpieczeństwa.

Być może holograficzny Finneas chciał powiedzieć coś więcej, ale znikł.
Przy jednym z komputerów leżały części, jak Tanja rozpoznała, SEM-u, działa grawitacyjnego.
Poza tym była jeszcze winda prowadząca na dół. Działała i była w dobrym stanie i wiodła do magazynu, który, jak się okazało, był odpowiednio wydzieloną częścią kanałów. Były tutaj skrzynie ze sprzętem komputerowym, głównie do GOS-u na górze, a także kamery różnego rodzaju.
Był także sprzęt potrzebny Buchcie jako agentowi: Trochę broni, głównie pistoletów dla zabójców: Takich jak Ruger Mark III razem z tłumikami. Było tutaj także sporo suchej lub konserwowanej żywności – jakkolwiek nie było to jedzenie najlepszej jakości, to było ono jadalne.
W jednym z rogów stało biurko, na którym piętrzyła się sterta papierzysk dotyczących badań tunelowania i teleportacji czasoprzestrzennej. Nie mówiły one jednak żadych konkretów, wyglądały raczej jako spekulacje i pomysły o tym, jak ulepszać podróż czasoprzestrzenną.
Jedna kartka wyglądała na wyrwaną informację z jakiegoś bestiariusza – była zapisana szybkim, odręcznym pismem:

Carnofagus ichtyosaurus
Zamieszkuje płytkie wody głębokiego Externusa. Straciliśmy już dwóch laborantów podesłanych przez Naszych Dobroczyńców, jednak ze względu na słabość materiału laborantów, nie rozpaczamy. Uważać na długie zęby. Mimo zamieszkiwania płytkich wód, lubi rejony muliste. Niepotwierdzone informacje o tym, że może wychodzić na ląd na krótkie odległości. Takie raporty wydawała grupa Alpha, jednak nie mamy potwierdzeń, że nie mógł to być jakikolwiek inny drapieżnik żyjący w wodach głębokiego Externusa. Sprawa do zbadania.


Poniżej zaś przyklejone zdjęcie rybopodobnego zwierza, z wielkimi kłami i wybałuszonymi oczami. Czyjaś ręka w białej rękawiczce unosiła lekko wargę, odsłaniając szpiczaste zęby i wskazując na purpurowy jęzor. Zwierzę było martwe, bowiem leżało na srebrnym stole badawczym.
Tym, co jednak najbardziej przyciągało uwagę w magazynie było urządzenie, które – jak nietrudno było się domyślić – było bramą otwierającą portale w inne światy. Całość miała formę otwartej komory, do której przyłączony był generator chłodzący, a także zwoje kabli zasilania z generatora powyżej. Przed komorą znajdował się tablet, na pierwszy rzut oka służący do kontrolowania urządzenia. Białą farbą było namalowane na blaszanej obudowie:

ZEIT-RAUM ZERSTÖRER/TUNNELER

Lub w skrócie, ZRZT, Cerc. Nieco dalej znajdowało się zapieczętowane wgłębienie w ścianie - opatrzone sejfem do otworzenia. OHU wykazywały zwiększoną aktywność pola Thamma, gdy zbliżało się do sejfu, mimo że jego ścianki były zrobione z ołowiu. Widocznie pole T przenikało mimo osłon.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/portallabor.jpg[/MEDIA]

* * *

# Nicolas Neumann | 1
Odeszli od Haus des Leides. Pomimo tego, że było Małe Święto, Graber świetnie dawał sobie radę, chodząc bocznymi uliczkami, rzucając zawsze parę marek żebrakom, żeby ich przeprowadzili przez niektóre uliczki, czy też dając znaki gangerom, na znak tego, że tylko przechodzą.
Wkrótce też doszli na Karl-Liebknecht Straße, a z daleka majaczyły mury Schweigerkrankenhaus. Przy szpitalu pokręcił się jakiś typ, który wyglądał na policjanta, po czym zniknął.
- Jeszcze SD od dojczów by nam tu brakowało – mruknął Tot.
Naprzeciwko szpitala znajdowało się osiedle, jak się można domyślić, arbajterów i szabrowników, chociaż i tak najczęstszym widokiem były tutaj czarne sylwetki proszalnych dziadów, wyciągających szponiaste łapska po pieniądze.
Graber sypnął groszem do dłoni jednego z nich i kazał się zamknąć, gdy tamten wybuchł w zapewnieniach wdzięczności i modlitwy. Pokazał mu zdjęcie.
- Znasz tego? - mówił przyciszonym głosem. - Bywał tu.
Staruch owinięty w brudne szmaty zastanawiał się chwilę, czy zna. Odpowiedział, że nie zna. Wtedy agent burdelmamy zapytał się, czy zna kogoś, kto zna. Kolejna chwila minęła, zanim żebrak zrozumiał jego słowa, jeszcze jedna, zanim sięgnął do swojej wypranej bimbrem pamięci. W końcu otworzył usta i obnażył żółte zęby i zaczerwienione dziąsła. Uśmiechnął się, znaczy. Wskazał jakąś klatkę na osiedlu, mówił, żeby o rudą się zapytać. Tot skinął głową i zwrócił się do Nicolasa:
- Jest dobrze, bo jeśli ten stary kutas mnie nie oszukał, to dostaniemy się do kogoś, kto rządzi tą dzielnicą.
Wyciągnął z kieszeni małą mapę Frankfurta, która była popisana i pokreślona nieczytelnym pismem. Zapewne przedstawiała strefy wpływów.
- Ten tutaj musi być od Lichtenschweigera, a-cha, to jego teren. Posłuchaj – odwrócił się w stronę wspólnika. - Nie ma sensu tracić czasu, a tam, dokąd idę, nie będziesz mi w ogóle potrzebny. Nikt cię tu nie zna, a nikt nie lubi nieznajomych, szczególnie tu, nad Odrą. Idź do tego szpitala – wskazał brodą na szpital po tamtej stronie. - Popytaj się o tego gościa, co tu był – wręczył Nicolasowi zdjęcie. - Niby tak, jesteś jego znajomym, jeśli cię jakieś psy złapią, to udawaj kretyna i zacznij im opowiadać swoją historię życia. Zresztą, pewnie wiesz, o co mi chodzi. Jak skończysz, zaczaj się przy szpitalu gdzieś, ja nie powinienem tam być długo. Licht' współpracuje z Rot... - odchrząknął. - Betą Schrödinger.
Zrobił gest i odszedł w kierunku klatki bloku.


* * *

# Frank Malak/Jack Travolta | 1

Malak znalazł starszą Stieffenhauer, która, siedząc na pierwszym piętrze bawiła się nożem. Była sama i wyglądała na nieco znudzoną. Na pytanie, gdzie jest reszta, wzruszyła ramionami.
- Podymali się i pojechali – rzuciła nożem w zaimprowizowaną tarczę zrobioną z desek; nie trafiła w środek. - Niewiele pamiętam, bo spałam. Pewnie wiesz, jakie się ma ha-ce z moją siostrą.
Spojrzała na Franka.
- Pewnie obudziłam się niewiele wcześniej niż ty, Frank. Gadałam nieco z Yseult na dole. Jest zdania, że to dobrze, że zostałeś. Nie wiemy, czy na partyzantów da się liczyć, a ja myślę, że dobrze mieć jeszcze jednego faceta pod ręką, gdyby tamta suka zaatakowała...
Wstała i wyjęła nóż z desek, nie bez pewnego wysiłku. Usiadła i znowu zaczęła się nim bawić w dłoniach. Nóż terkotał pomiędzy jej palcami, aż w końcu skaleczyła się w mały palec. Znudzonym wzrokiem przyglądała się, jak kropelka krwi płynie w dół.
- Yseult zbytnio cię nie lubi – zamrugała. - Ma chyba z tobą na pieńku. Jeśli chcesz się z nią koniecznie widzieć, to zejdź do magazynu, tam bada moją siostrę.
Strużka krwi spłynęła na ostrze.
- Może powinna ją zabić, zanim skończy z nami wszystkimi? - wymówiła martwym głosem.
Zamachnęła się i rzuciła znowu nożem, który wszedł aż do połowy ostrza.
Spojrzała na Franka.
- Ty lepiej uważaj. Ta Misztalska, o której opowiadała Yseult, może nam narobić niezłego gówna. Byłam z nią dzisiaj trochę na zewnątrz, razem z partyzantem. Wiesz, niby chciała coś sobie na zewnątrz pobadać, ja tam się nie znam. Ta suka łazi koło szpitala i szuka, gdzie by się tu dostać do nas. Mamy szczęście, że tamtych trzech obarykadowało się i mamy w miarę bezpiecznie...
Wyciągnęła skądś papierosa. Frank nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek Helga paliła.
- ...ale nie sądzę, żeby to długo trwało.
Trafiła w dziesiątkę.

*

Szedł w dół schodami, którymi do tej pory nikt nie raczył się zainteresować – zostawiał butami ślady w grubych warstwach kurzu.
Zobaczył ich przez zakratowane okno. Dwóch facetów z niezłymi spluwami stało przed szpitalną bramą. Rozmawiali, kiwali głowami, czekali na coś lub na kogoś.
W tym samym czasie gdzieś od strony popękanego muru szpitalnego szedł wolnym krokiem ktoś ubrany w płaszcz i w kapeluszu. Ktoś, kto miał jeden rozerwany rękaw, a z rękawa wypływała ręka z tatuażem z kolczastym motywem. Miał w prawej ręce nóż do rzucania.
Frank patrzył, jak podchodzi do niej jeden z partyzantów, a drugi osłania jego tyły. Ten, który rozmawiał, to był Oleg Hass, Niemiec. Zagaił do tamtego parę słów, trzymając bezpieczną odległość. W końcu wszyscy zostali poinformowani, że okolica nie jest bezpieczna.
Oleg drgnął, gdy tamten wkładałał nóż w poły płaszcza, jednak sporej wielkości kapelusz przysłaniał jego twarz. Jego twarz także przysłaniała szmata.
Frank zauważył, jak drugi z partyzantów stojący przy drzwiach, Habenburg, mówi ledwo zauważalnie przez radio. Po paru chwilach przy Habenburgu stanął i trzeci partyzant. Jednak krótko, podszedł nieco za drzewo i odbezpieczył broń. Frank był detektywem, a przynajmniej był detektywem i umiał obserwować.
Ten w płaszczu skłonił się do przesady i zaczął się cofać, jednak nie odwrócił się plecami do nich. Wskazał na tamtych dwóch w bramie, a partyzant kiwnął głowa, mówiąc, że ich zauważa. Dał znak drugiemu i Habenburg powoli odszedł ze swojej pozycji przy drzwiach.

* * *

# Nicolas Neumann | 2

Gdy szedł w stronę szpitala, w powietrzu coś wisiało. Na domiar złego zaczęło siąpić, a on nie miał parasola. Mżawka sprawiła, że ulice stały się zimne, mimo tego, że niebo wcale się nie zmieniło a słońce nadal świeciło.
Złe przeczucia potwierdziło dwóch facetów stojących przed bramą szpitalną, bardzo zresztą podobnych do niego: Spore figury, czarne kurtki, skórzane rękawice i powszechne już wśród frankfurckich przemytników Uzi.
Stali tak, gdy coś przyciągnęło ich uwagę. Jacyś ludzie szli od strony szpitala. Tamci wyciągnęli broń, jednak stali, albo też starali się stać spokojnie.
(To, że wyciągasz we Frankfurcie broń, to jeszcze nic nie znaczy, bo byle ćpun wyciąga z pożarzyska na północy SNS albo potrafi sobie zrobić samopał; dopiero kiedy strzelasz, zwracasz na siebie uwagę – ten prosty fakt zachęcił wielu do zostania nożownikami; zresztą, we Frankfurcie co chwila rozlegały się jakieś strzały – ludzie przyzwyczajali się do nich jak do brzęczenia much nad trupami).
Ktoś w sfatygowanym płaszczu pokazał ręką w ich stronę. Nicolas widział dokładnie, jak jeden z nich marszczy brwi.
A wtedy ktoś z płaszczem odrzucił kapelusz i uśmiechnął się. Nicolas nie wiedział o tym nic, ale Frank Malak, który widział całą scenę, rozpoznał z opisów Buchty i swoich towarzyszy kogoś, kto kręcił się od niedawna przy szpitalu – nazwijmy ją na ten czas Małgorzatą Misztalską.
M. M. krzyczy coś w stronę tamtych dwóch, a ich bronie odruchowo wędrują w górę. Nic dziwnego, bene Lector, zostali tego nauczeni. Przejdźmy jednak do ważniejszych rzeczy.

*

Oleg Hass, zanim poczuł, że z jego tętnicy wypływa krew, wypuścił całą serię w nogę czarnowłosej kobiety, która przypominała Tanję. A potem tylko cięcie nożem po jego gardle. Była niewątpliwie szybsza od niego.
Habenburg też otworzył ogień. Tak samo zrobił jego towarzysz po jego lewicy.
Mieli pecha. Na linii strzału znajdował się jeden z tamtych. Nie zginął. Oberwał w nogę. Ale też otworzył ogien. Tamci skryli się do szpitala i zaczęli ostrzeliwać tych drugich.
Kim byli tamci w czerni? Oto jest pytanie. Ostrzeliwana Misztalska zasłoniła się martwym Hassem; dostała parę razy w prawe ramię. A Hass zaczynał przypominać krwawy strzęp mięsa.
Ponownie, Nicolas nie wiedział o tym, kto jest w szpitalu, ale Helga Stieffenhauer, słysząc strzały przy szpitalu, wyciągnęła nóż z drewnianej tarczy. Uśmiechnęła się.
Pierwszy raz od długiego czasu miała rację.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 27-11-2008 o 08:57.
Irrlicht jest offline  
Stary 22-11-2008, 15:36   #109
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Spokojna pogawędka z Helgą była tylko przerywnikiem zafundowanym przez okrutny los pomiędzy jednym tragicznym wydarzeniem, a drugim. Może to Bóg chciał mu udowodnić, że reguły dawnego porządku, za którymi ślepo podążał, legły w gruzach wśród tumanów pyłu rozwiewanych na wszystkie strony przez narowiste wiatry ze wschodu. Dawny porządek jak zwykle zburzony został z nadmierną brutalnością przez chore umysły ludzi zdolne do stworzenia czegoś, z czym Bóg nie miał nic wspólnego. To wszystko stało się tak szybko i nagle.
Zaczęło się od zejścia po schodach w celu odnalezienia Yseult i zasięgnięcia u niej języka. Dziewczyna ewidentnie nie pałała do niego sympatią z bliżej nieokreślonej przyczyny. W sumie przyczyna była wyraźnie określona, ale dla niego kompletnie nie zrozumiała. Dlatego zapewne nie znalazł sobie jeszcze żadnej dziewczyny.
- Prawda to – powiedział nagle milczący do tej pory Jack – Powinieneś ją wtedy wyruchać zaraz po potańcówce i miałbyś wówczas u niej fory. A tak to męczysz się tylko ze mną mierząc się z iście filozoficzną pustką i samotnością. Nie masz podejścia do kobiet. To pewne.
- Pieprzysz głupoty. To pewne. Nie odzywaj się już do mnie. Jeszcze ktoś zobaczy, że rozmawiam sam ze sobą i moja reputacja dozna poważnego uszczerbku.
- I tak rewelacyjna nie jest. Szczególnie u kobiet, ale jak chcesz. Nim zamilknę pragnę zwrócić twoją uwagę na kilku ponurych jegomościów za oknem.
Zgodnie z rekomendacją wyjrzał przez okno wprost na kilku facetów w czerni. Jedni z nich byli partyzantami, pozostałych w ogóle nie znał. Z nowo przybyłymi pertraktował już wcześniej poznany Oleg Hass. Z tej odległości nie słyszał, o czym rozmawiają, ale gdzie zawodził zmysł słuchu tam działał zmysł wzroku. Już na początku coś zwróciło jego uwagę. Nie był pewien co to było, ale nakazało mu stać w miejscu i obserwować dalej. Być może był to tajemniczy tatuaż odkryty przez rozerwany rękaw albo aż do przesady zasłonięta twarz. Żaden z tych elementów mu się nie spodobał. Znudzony przedstawieniem zamierzał już odejść, ale Jack położył mu nieistniejącą w rzeczywistości dłoń na ramię.
- Poczekajmy jeszcze chwilę. Coś mi się w tej sytuacji nie podoba. Zapewne tak samo jak tobie.
Zaczekał. I już po chwili tego pożałował. Mężczyzna z zasłoniętą twarzą okazał się być kobietą. Natychmiast rozpoznał Tanję, ale było w niej coś nie całkiem „tanjowskiego”. Zaraz odkrył cóż takiego to było. Odkrył to w momencie, gdy z ciała Olega trysnął strumień krwi na wysokość kilkudziesięciu metrów. Tanja mimo otrzymanej krótkiej serii w nogę błyskawicznym ruchem rozcięła szyję Olega definitywnie kończąc jego żywot. Stało się jasne, że to nie była ta Tanja, którą znał. Była to Katja dokładnie mu opisana przez Buchtę. Helga wspominała coś o tym, że kręciła się w okolicy próbując dostać się do szpitala, ale zlekceważył to.
Stał jak wrośnięty w ziemię przypatrując się dokonanej rzezi. Nie wstrząsnął nim sam fakt morderstwa. Nie wstrząsnęła nim ilość krwi. Ogólnie to nic nim nie wstrząsnęło i to właśnie było dla niego najbardziej przerażające w tym wszystkim. W końcu trochę czasu z Olegiem spędził, a nie było mu teraz nawet żal. Czuł tylko narastającą wściekłość i chęć wyrwania gardła temu czemuś.
Przestał to rozpamiętywać. Oleg już nie żył i nic nie było zdolne tego zmienić. Błyskawicznym ruchem dobył broni z kabury. Zobaczył, że kilkakrotnie postrzelona Katja używa zwłok Olega jako prowizorycznej tarczy.
- Doigrałaś się – powiedział cicho do siebie celując w głowę Katji. Dobrze wiedział o tym, że Katja jako mutant była od niego znacznie szybsza i wytrzymalsza. Do tego posiadała zdolności regeneracyjne. Jednak musiała wraz z tym wszystkim posiąść jakiś limit. Nie chciał niepotrzebnie ryzykować, ale nie chciał też przyglądać się temu bezczynnie. Kątem oka zerknął na swojego przymusowego towarzysza, lecz ten tylko stał pod ścianą czekając na jego ruch. Rzucił tylko krótko:
- A nie mówiłem, że nie masz podejścia do kobiet?
Nie czekając ani chwili dłużej dokładnie przycelował prosto w głowę Katji. W najbardziej dogodnym momencie pociągnął za spust po raz kolejny oddając się w ręce okrutnego losu.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 24-11-2008 o 18:21. Powód: Takie tam drobiazgi
wojto16 jest offline  
Stary 25-11-2008, 19:15   #110
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kiedy schodzili do podziemi magazynu Buchty Tanja nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zatoczyła jakieś koło. Laboratoria Mauer czy Frankfurtu, te same eksperymenty służące jedynie sianiu zniszczenia. Pozornie wolna wola, która rzuca człowiekiem między miejscami w duszy swej jednakowymi. Może tak samo nie ma różnicy w czynach, zmieniają się jedynie szyldy i dekoracje.

Tu bywają portale
Uśmiechnęła się do napisu na ścianie. Ciekawe, kto to napisał, wyobraziła sobie Buchtę w dziecinnej radości odkrywcy mażącego po murze.
Teraz facet z pewnością wygląda jakby dziecinne radości były już za nim.
Poskładaliśmy czasoprzestrzeń, musimy przeorganizować naszą wyobraźnię, Selene to wynik ewolucji, miejsc nie dzieli przestrzeń tylko wola.
Próbowała odpędzić te myśli, nowe wizje końca świata, przynajmniej tego, który znała. Jest dorosła, pogodzi się ze zmianą znaczeń.

Dokładnie oglądali pomieszczenia.
- W końcu wylądujemy na Eksternusie. Przeraża mnie to. I trochę bawi. W chwilach szaleństwa rzecz jasna. Może od razu wleźć w ten portal, po co odwlekać nieuniknione? – chyba trochę czekała na odpowiedź na to głupie pytanie – Nie żebym widziała w tym sens, tylko mogłabym mieć to już za sobą. Jeśli przeżyję ten drugi raz.
- No dobra ja muszę sprawdzić czy ten portal jest sprawny. Bądź co bądź, to najkrótsza droga do Berlina albo do Warszawy. I do piekła – znowu się roześmiała. - Poczytam dokumentację, dowiem się jak go ustawić, żeby dostarczył człowieka na właściwe miejsce. A potem złożę to działo.
- Jestem odosobnionym układem fizycznym. Co zjem, to wydalę, co zepsuję, to naprawię. Pracowałam dla Korporacji, popracuję dla Kombinatu. Ot, odwieczna przekora świata.
- To mi zajmie trochę czasu, to składanie super działa. Myślałeś kiedyś o tym, że używamy rzeczy, bo są? To tak jak z ohu, wbijamy się w nie, bo są wiele warte. Prowokujemy los, przyciągamy pola Tamma. I portale – pusty śmiech towarzyszył każdemu zdaniu.
- Jak złożę to działo przyciągnę sytuację, kiedy będzie trzeba go użyć. Szkoda, że wielkie spluwy mnie nie kręcą. Bez dwuznaczności oczywiście. Bo metaforyczne kręcą. Może powinnam zacząć nosić pistolet? Teoretycznie jest całkiem sporo ludzi, do których mogłabym strzelić.
- No, to ja biorę się do pracy.
- Chyba mnie to wszystko przerasta.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172