Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2008, 16:55   #31
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Szli korytarzem w milczeniu. Handlarz bronią, nieufna, smutna dziewczyna i facet, który ”już się napatrzył na jej zwłoki”. Te słowa dźwięczały jej w uszach, gdy sama przechodziła nad kolejnymi zmumifikowanymi ciałami. Raz nawet wydawało jej się, że rozpoznaje dziewczynę z laboratoriów, trochę starszą od siebie pulchną blondyneczkę. Nachyliła się nad czarnymi zwłokami w żółtym świetle latarki potwierdzając swoje domysły. „I co dalej? Nawet nie wiem jak masz na imię.”
Wstrząsające jak dla wielu ludzi wojna była stanem naturalnym. „Śmierć”, myślała Tanja, „śmierć jest nam wszystkim sądzona”. I nie płakała.
Kiedy zobaczyła Axela poczuła ogromną ulgę. To nie jego szukała. To nadal nie Konrad, więc idiotyczne uczucie uśmierzenia paniki nie było wytłumaczalne, ale Tanją zawładnęła radość tak nienaturalna w tym miejscu i tak natarczywa, że dziewczyna nawet nie wiedząc, że to robi, zawisła na szyi mężczyzny.
Nie wychodziła im rozmowa w tej grupie. Urwane zdania, niedopowiedzenia. Axel wyłączył reaktor. Postanowili zmienić marszrutę, trzeba stąd wiać, w kierunku silosu jest za dużo obcych. Tanja poddała się cudzym wolom.
W sumie jej przekonanie, że wejdzie w portal i znajdzie brata uleciało. Bo gdzie go szukać, na której wyspie, w jakiej świątyni? Nikomu nie powiedziała, że była na Externusie i chyba nie miała zamiaru tego robić. Zresztą nikt się nie interesował. Była tam z osiem godzin, ale tutaj chyba tyle nie minęło.
Potem szła blisko Heintza, starając się patrzeć się na jego plecy, nie słyszeć głosu Giegera, nie myśleć o wszystkich, z którymi się nie przyjaźniła, których nawet nie lubiła, którzy nie żyją.
Na powierzchni robiło się ciemno. Tanja przystanęła chwilę w miejscu gdzie jeszcze było widać zachodzące słońce, jakiś przymus upewnienia się, że jest swoim świecie.
To dziwne, że nadal gdzieś szli razem. Może to odgłosy strzelaniny, miasto w stanie wojny, powodowało, ze ta mała grupka nie rozdzieliła się.
Tanja zdecydowanie działała jedynie siłą inercji, bezwładne ciało, korzystające wyłącznie z przyzwyczajeń, pozwoliło wprowadzić się do podziemnego budynku.

Tak jakby na nich czekali. To znowu obudziło trochę Tanję, szpilką irytacji, jaką wzbudzał ten jowialny facet w szortach, w dusznym pokoju zbyt wypełnionym zapachami. Czarnowłosa Yseult zachowywała się normalniej, Tanja właśnie przywoływała na twarz uśmiech, co nie było wcale takie proste, kiedy usłyszała Barka
- Pani Tanja Hahn, jak mam rozumieć? Proszę wejść w te drzwi – pani brat już czeka na panią.

***
Prawie wbiegła do pokoju, potrącając Barka, nie oglądając się na resztę.
- Konrad! – jej okrzyk rozbrzmiał donośnie, podsycany echem wielkiego bunkra.
- Żyjesz – ulga ściskała jej gardło, ale w huśtawce wydarzeń, ponura twarz brata, obecność Eryki sparaliżowała Tanję w pól kroku.
To Eryka musiała zamknąć za nią drzwi.
- Żyjesz – Tanja wyszeptała, uśmiechnięta, słowo, które miało pocieszyć, chyba bardziej Konrada niż ją.
Nie dotykała go. Nie próbowała. Jeszcze bolała tamta reakcja.
Siedziała rozpromieniona, nawet, gdy się kłócili, nawet, gdy Konrad zaczął rozmowę jak zeznania. I potem biernie słuchała. Cały czas skupiona na oczach chłopca, którego widziała za stołem, zagubionego i nieszczęśliwego. Więźnia.

Wyglądał przerażająco. A ona? Brudna, jeszcze z karabinem na ramieniu, w kombinezonie OHU, z plamami krwi Steinarda i swojej, z tym matczynym uśmiechem idiotki, stojącej u źródła swego ja. Coś w środku Tanji, zimne żelazo, chłód nie do wytępienia, zastanawiało się czy Konrad zacząłby strzelać, gdyby podała mu broń. Czy by ją zabił? Czy Eryka nie widzi tej cienkiej lini, po której właśnie chodzi Tanja, rozważając samobójstwo i morderstwo? Uśmiechnięta, uniesiona trochę w krześle, w stronę brata, tylne nogi stołka znalazły się nad ziemią, Tanja miała ochotę pohuśtać się jak dziecko. Odprężona, ucieszona możliwościami. Konrad wyszeptał jej do ucha, tajemnicę.
- znajdź topazy Tanja
„Znalazłam, znalazłam ich bardzo dużo”, odpowiadała w swojej głowie
- od tego zależy życie wielu ludzi – uśmiechnęła się jeszcze mocniej, dawny Konrad, dobry, troskliwy, wierzący, ze może zmienić świat
„Nie możesz.”
Teraz był dobry moment „Daj mu broń. Zabije was, potem ktoś zabije go. Dobry moment na koniec.”

Coś chyba dotarło do Eryki, gdy nachyliła się do Tanji, szeptać kolejne ostrzeżenia. Nagle zgasły słowa. Tanja drżącymi rękami, szybko, niezręcznie oddała Eryce karabin.
- Zostaw nas samych. Proszę.
- Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!!! – od szeptu do krzyku. Histeryczne decybele.
„Muszę się wyspać.”
Eryka wyszła.
- Powiedz mi co mogę zrobić.

***
W kwaterze zdjęła kombinezon. Ktoś go zaraz zabrał. Spojrzała na wąskie łóżko. Jeśli się położy, to szybko nie wstanie. Wolnym krokiem poszła pod prysznic, rozbierając się po drodze z zadziwiająco czystych spodni. Ciepła woda. Tanja, w bluzce i bieliźnie, oparta o kafelki, chropowate, brzydko błękitne, pod równym strumieniem wody zasypiała.
Otrzeźwiły ją głosy. Przyszła reszta, wspólna łazienka wymusiła na mężczyznach czekanie. Drobny cywilizowany gest.
Umyta, mydło o intensywnym zapachu wanilii drażniło nozdrza, zgrzebała się w kocach.
- Dobranoc.
Mycie i spanie. Normalność. Zasnęła od razu.

***
Czuła się znacznie lepiej, przynajmniej fizycznie. Bo obudziła się z uśmiechem przyklejonym do twarzy i nic nie mogła z nim zrobić. Jakby zacięły jej się niektóre mięśnie. Siedziała na tej naradzie robiąc miny i wypróbowując nie całkiem sprawną twarz. Podnosiła i marszczyła brwi, mogła pokazać zęby, uśmiech dawał się poszerzyć, nie mogła go jednak zniknąć.
Z powodu ograniczenia środków wyrazu, gdy Bark oznajmił, że muszą przyłączyć się do rebeliantów zaniosła się śmiechem.
Spojrzał na nią przeciągle, zatrzymując wzrok na wymiętej bluzce.
- Jasne, ja chętnie. Marzyłam by służyć szlachetnej sprawie. W doborowym towarzystwie –mrugnęła do Axela, który, wydawało się Tanji, siedział we własnym piekle obok niespuszczającej z niego wzroku Kleiner.
Po tym wybuchu ironii słuchała już uważnie. Rozważań laików o fizyce. A właściwie wojskowych, bo tym chyba byli, zajmowali się gradacją zagrożeń. Portal umieścili wysoko, więc chcieli go zabić. Można i tak.
Ale w ogóle nie widziała punktów stycznych w swoim i ich światopoglądach. Jeśli jeszcze w coś wierzyła, była tym nauka. Dla niej stabilny portal był krokiem naprzód. Teraz trzeba zneutralizować promieniowanie. Nigdy w historii ludzkości odgórne zamykanie raz otwartych drzwi się nie udało.
I dostali zadanie.
„Muszę spróbować w nich uwierzyć.” W ludzi, którzy wierzą w wojnę, których cieszy klęska Neoberlina, śmierć cywilów. „Nie ma szans.” Znowu roześmiała się na głos.

***
W ciasnej klitce trwała impreza. Tanja przyjęła z rąk Horsta skręta. Starała się usiąść w cieniu, w kącie, ukryta w tłoku. Upali się i zaśnie w cudownych pozorach normalności. Dziewczyna z podkulonymi nogami, tak podobna w tej chwili do swego brata, w tej pozie ludzi zagubionych, pozbawionych nadziei.
Drugi mach. Podała komuś. Axel nadal otoczony Marią. Spać.
 
Hellian jest offline  
Stary 09-07-2008, 13:24   #32
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Za pomocą zdobytych ubrań i pasków udało im się stworzyć prowizoryczny sznur, który spełnił zadanie wyciągnięcia Schlaufena z tajemniczej dziury. Gdy tylko wydostał się na powierzchnię krzyknął:
- Uwaga! Odkręciłem wszystkie zawory, zaraz pier...
Nikt nie dowiedział się jak dokładnie brzmiało ostatnie słowo w wypowiedzi Schlaufena, gdyż została przerwana przez bardzo głośny syk jakby stu węży, które zsynchronizowały swe syki. Następnie miało miejsce to, o czym mówił Hans wyrażone poprzez odgłos eksplozji i kłąb pary unoszący się z komory.
- Odbiło ci czy jak? Jakby sznur nie wytrzymał albo stało się coś innego mógłbyś skończyć jak te żelazo, z którego zbudowana była komora. To nie jest żaden głupi film akcji, w którym każdemu w ostatniej chwili udaje się uciec z miejsca eksplozji – powiedział do Schlaufena nie podnosząc głosu. Zajął się rozwiązywaniem sznura w celu odzyskania swojej bluzy. Kiedy skończył założył ją z powrotem, westchnął, spojrzał w kierunku Hansa.
- Mimo wszystko dobrze, że nic ci się nie stało. A poza tym wspominałeś coś o jakowych liczbach i napisach. Zdołałeś je przeczytać?
Hans zmarszczył czoło wysilając pamięć w celu przypomnienia sobie tego, co widział:
- Było tam zapisane "TYTUŁ. PIERWSZE LITERY. CZEKAJ CIERPLIWIE NA RESZTĘ. TUTAJ" i jeszcze jakieś cyfry. Tyle, że nie mam pamięci do liczb.
- Wszystko, co tutaj zobaczymy może być ważne lub przydatne. Po prostu postaraj się przytoczyć ten ciąg liczb.
- A więc były to 31298546 i chyba jeszcze 7.
- Dzięki. Idziesz czy zostajesz?
- Idę. Nie będę tu siedział z tym psycholem.
- W takim razie ruszajmy.

Z zapasów zabrał trochę jedzenia na drogę. Tanja tez nie miała najwyraźniej ochoty siedzieć w tej dziurze do końca swoich dni. Ryzykowny wybryk Hansa otworzył im wyjście ze schronu. Nie odezwał się ani razu do Hanna ani partyzant do niego. Rzucał tylko za nimi gniewne spojrzenia wywołujące u Franka uczucie ponurej satysfakcji. Pozdrowił gestem Tolle’a i wskoczył do dziury zrobionej przez Hansa. Spadając poczuł jakieś szarpnięcie pod pachą. Kiedy wylądował w kanałach spojrzał w to miejsce i zaklął widząc szeroką dziurę zrobioną zapewne przez jeden z ostrych kawałków żelaza. Przestał się tym przejmować, gdy spojrzał w głąb ciemnego tunelu kanalizacyjnego i poczuł odrażający odór szamba. Nie oglądając się na Tanję ruszył tunelem w poszukiwaniu… Właśnie. Problem polegał na tym, że sam nie wiedział, czego szukać ani co powinien właściwie robić. Z tego, co wiedział kompleks rozwierał się pod całym Neoberlinem. Mógł liczyć tylko na to, że w trakcie wędrówki coś nagle go oświeci.

Poczuł, że w coś wdepnął. Spodziewał się oczywiście najgorszego i okazało się, że wdepnął w coś jeszcze gorszego. Były ot czarne i rozsypujące się ludzkie zwłoki. A przynajmniej przypominające ludzkie. Wytarł but o zwilżoną ziemię i zobaczył napisy wykonane czerwonym sprayem. Były to rozmaite napisy i rysunki przedstawiające męskie narządy płciowe.
- Kompleksy – powiedział do siebie i w tym momencie usłyszał podejrzany odgłos przed sobą. Błyskawicznie dobył colta z kieszeni i wycelował w kierunku ich źródła. Po chwili zdał sobie sprawę, że celuje w Axela. Schował broń z powrotem do kieszeni.
- Coś ostatnio spotykam za dużo znajomych poznanych jakieś kilka godzin temu.
I wtedy usłyszeli głos bardzo odległy i jakby był nadawany z radia. Spokojnie nakazywał ewakuację wszystkim pracownikom. Ci, którzy nie poddadzą się ewakuacji mieli być zatrzymani siłą. Malak zaszedł już tak daleko, że nie mógł się wycofać. Popatrzył po swoich towarzyszach i ruszył dalej przed siebie.

Jego nozdrza z ulgą powitały świeże powietrze. Trafili na opuszczony dworzec, na którym wyraźnie dało się słyszeć terkotanie karabinów. Najwyraźniej, kiedy przebywali w środku wojna rozpoczęła się na dobre. Pierwszą osobą, którą spotkali był partyzant, który ponownie wprowadził ich do podziemi. Nie uśmiechało mu się ponownie ponowne ślęczenie w podziemiach, ale niebezpiecznie byłoby teraz pozostać na powierzchni.
Zostali przeprowadzeni przez magazyn służący zapewne jako kryjówka rebeliantów. W końcu zostali doprowadzeni do mężczyzny, który przedstawił się Jeremiah Bark. Spojrzawszy na niego od razu do głowy przyszedł mu idealny dla niego pseudonim „Funny Man”. Towarzyszyła mu dziewczyna, którą przestawił jako Yseult Stein. Zaprosił on Tanję do innego pomieszczenia, a im przedstawił całą sprawę dość rozwlekle:
- Kawy? Herbaty, panowie? Co prawda wiem, że jesteście zmęczeni i wygłodzeni, jednak muszę jeszcze zabrać wam parę chwil. Bunkier, w którym obecnie się znajdujecie, jest niedaleko centrum Neoberlina. Macie, muszę przyznać, pierdolone szczęście, że wyszliście cało z kompleksu Mauer. No, ale cóż, to omówimy na oficjalnym spotkaniu, które nastąpi za sześć godzin. Do tego czasu – tu spojrzał na zegarek – pewnie dacie radę, co? Pewnie, że dacie. Wierzę w was. Po spotkaniu nastąpi rytualna libacja, jako że przynieśliście nam aż dwa kombinezony OHU. Naturalnie nie musicie zostawać w tym bunkrze i jeśli sobie życzycie, nasz pracownik chętnie was stąd wyprowadzi na zewnątrz, gdzie umrzecie o smrodzie i głodzie. No, ale Freiwill muß sein, nieprawdaż? Nie przeczę, oczekuję oficjalnego spotkania tak jak wy, jednak naprawdę, nie chcę się powtarzać i wszyściusieńko omówimy już naprawdę. Zgoda? To teraz poczekajmy na panią Hahn. Pójdziesz potem z nami, Yseult.

Po tej przemowie od razu znienawidził tego człowieka. Z uśmiechem mówił im „Zostańcie i współpracujcie. Naturalnie możecie też odejść i zginąć”. Nie miał najmniejszej ochoty tutaj zostawać, ale raczej nie miał wyboru. Pozostał obojętny na wszystko. Obojętnymi skinięciami głowy kwitował wszystkie powitania pozostałych rebeliantów. Tak samo obojętnie spojrzał na swojego znajomego Johna Sainta, który najwyraźniej nigdzie nie wyjechał. Nic mu nie odpowiedział. Był równie obojętny w trakcie spotkania, podczas którego zainteresowała go przypuszczalna śmierć Thomasa Connora i równie przypuszczalne miejsca pobytu Sary Connor. Jedna z rebeliantek była tą osobą, u której Sara się zatrzymała. Po nudnym spotkaniu próbował się przespać tłumacząc swój stan zmęczeniem. Drzemał krótko po przebudzeniu nie pamiętając żadnego snu. Znajomy Axela zorganizował imprezę, na którą się wstawił, ale cały czas sprawiał wrażenie zaspanego. Nie tknął ani marihuany, ani alkoholu, ani papierosów. Cały czas myślał tylko o jednym miejscu. Die Mauer.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 09-07-2008 o 13:44.
wojto16 jest offline  
Stary 09-07-2008, 19:30   #33
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Axel Heintz

Zaczynał się powoli zastanawiać, co takiego zmieniło się w jego życiu, że kobiety nagle zaczęły rzucać mu się na szyję, prawdopodobnie nawet z radości. Owszem, wszystko dookoła się zmieniało, lecz on w sumie nie bardzo. Nie żeby wcześniej narzekał na brak kobiety, ale było to co najmniej dziwne. Zwłaszcza, że on sam miał mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Tanję ledwo znał, a to jej brat miał duży udział w tym burdelu. A co do Marii... ją znał najwyraźniej jeszcze mniej, chociaż bywał z nią w łóżku. Cholera, co to były za myśli?! Zmęczony ułożył się na twardym łóżku, starając się już nie myśleć o niczym. Zasnął szybko a wstał jeszcze szybciej. Pomiędzy przybyciem a spotkaniem nie było wiele czasu. Ale skorzystał z rady tej kobiety. Yseult? Dziwne imię. Niezbyt często spotykane.

Wstał całkiem rześki. Cenna umiejętność, spania po kilka godzin i wstawania w pełni sił, przynajmniej tych umysłowych. Ten stan oczywiście minie szybciej, niż gdyby spał dwa razy dłużej, ale teraz było nieźle. Wlazł pod prysznic, wyrzucając wreszcie te sztywniackie ciuchy, które wciąż miał na sobie, pod tym kombinezonem. Sam OHU oddał, ale obiecał Barkowi, że jak nie dostarczy mu tego skurwiela co go zostawił nad reaktorem, to sprawi, że znów będą mieli same uszkodzone zabawki. Miał ochotę trzasnąć Schwarzmanna prosto w pysk. A potem poprawić. No i ten cały Bark też lepszy nie był, ale to było wliczone w koszta. Wybrał stronę już dawno, teraz należało się jej trzymać. Szalę przeważał też fakt, że spotkał tu już swoich najlepszych znajomych. Brakowało tylko jednej osoby, jego siostry. Irracjonalnie bał się o nią, chociaż nie rozmawiali dość dawno. Szansa była jeszcze w tym, że Korporacja będzie w miarę dbała o swoich obywateli, a ona była wręcz wzorowym. Niestety.

Wytarł zimnawą wodę i ubrał się już zwyczajnie. Włosów nie suszył, jak zawsze, gdy nie pracował, zaczesując je do tyłu, tak, że wydawały się po prostu nie uczesane. Czuł się dzięki temu chociaż trochę lepiej, nawet, gdy czasy roboty w ciasnym garniaku skończyły się bezpowrotnie. Po drodze spotkał Marię, co poprawiło mu humor jeszcze bardziej. Gniew, który czuł zaraz po pierwszym spotkaniu jej w Mauer najwyraźniej całkiem już przeszedł. A teraz dobrze było po prostu widzieć kogoś znajomego. Uśmiechnął się do niej i niespodziewanie objął i przytulił lekko.
-Wszystko można zacząć od nowa, mała. A my chyba powinniśmy. Dobrze cię widzieć.
Mrugnął do niej i wszedł do czegoś, co najwyraźniej miało być salą konferencyjną. Większość już tu była, zresztą niezbyt duże grono. I niezbyt długie spotkanie, w którym to ktoś mówił a oni słuchali i kiwali głową. Zadanie jak zadanie, jeśli liczył na spokojne siedzenie w bunkrze - przeliczył się. Tylko do cholery, czemu akurat oni? Gdy Bark kończył, wszedł mu w słowo.
-Jeśli chcesz nas gdzieś wysyłać, to daj wsparcie. Kilku ludzi z bronią. Prócz Malaka to nikt z nas nawet wycelować nie umie, to raz. Dwa. Ja odwalę za ciebie robotę, ty poszukasz mojej siostry. Ma na imię Agatha, mieszkała w tej lepszej dzielnicy. Nazwiska nie zmieniła, za to miała lub ma męża. Nazwisko Hogl. Wyślij ludzi, podpytaj tych na zewnątrz. Cokolwiek.
Axel nie pytał. On tylko mówił. Zaś jego twarde spojrzenie obiecywało przesrane życie w zaświatach po szybkiej śmierci. Oczywiście była to przesada, lecz strasznie nie lubił rozkazów. A ten tutaj do nich za bardzo nawykł. Stąd i odpowiedź otrzymał w tym samym tonie.

Dobrze, że chociaż Horst zawsze umiał humor poprawić. Poklepał staruszka po ramieniu, biorąc szklankę, w której już chlupotał procentowy trunek. Łyknął bez zastanowienia, przegryzając skądeś wyciągniętym słoikiem poczciwych korniszonów. Od razu zachciewało się żyć!
-Te, Józek! Pamiętasz, jak sobie z nich jaja robiliśmy tym tajnym kodem?
-Jasne! Zawsze cholero wiedziałeś jak z nich zakpić.
-Proste. Mało ze śmiechu się nie posikałem, widząc jak próbują rozgryźć nasz "tajny kod". Z której strony by nie próbowali to wychodziła im rozmowa o pogodzie. I te teksy. Ach, trochę mi tego będzie brakować. Późniejszego przesłuchania już mniej.

Roześmieli się obaj, przypijając do siebie. Niedługo potem dołączyły panie, Maria, która usiadła tuż obok już nieco rozweselonego Heintza i Tanja, której humor najwyraźniej niezbyt dopisywał. Josef już zabierał się do kolejnej historyjki, gdy wpadł zaaferowany Fixxxer.
-Ha! Znalazłem coś o tym frajerze, Axe! No co głupki?! Ważne informacje a wy patrzycie na mnie jak na idiotę.
Maria spojrzała na niego spode łba, uśmiechając się lekko.
-Pewnie dlatego, że nim jesteś.
Salwa śmiechu starych znajomych nieco zbiła z tropu hakera, który najpierw pociągnął prosto z butelki, po czym zabrał Horstowi papierosa, zaciągając się dymem. Spojrzał przelotnie na Tanję, ale Axel tylko skinął głową.
-No więc...
Fixxxer uśmiechnął się konspiracyjnie. Józef akurat beknął, co popsuło napięcie.
-Gadaj jełopie, bo zaraz przylezie.
-Dobra już dobra! Ten cały Malak, co go chciałeś sprawdzić, to oczywiście były glina. Wyjebali go, bo chronił kumpla z pracy, uwikłanego w handel prochami. Wziął na siebie całą winę, idiota. Ale w kiciu nie był, albo nie odnotowano. Później jeszcze gdzieś wypływał, jako jakiś prywatny włazidupek, ale to nic pewnego. To tyle co było w SLATE. Resztę możemy wymusić na torturach... może starodawne łamanie kołem, co?
-Fixxer!

Maria zachwycona nie była, ale faceci się roześmieli. Niestety sam Malak niedługo przylazł, siadając w kącie i w zasadzie to... siedząc. Nie chciał nawet wódki. Axel nie bardzo się nim przejmował. Podobała mu się bliskość Marii, kumpli i mimo wszystko również Tanji. Do tego dochodziła jeszcze wódka i ziółka, których nie śmiał odmówić. Fixxxer zaś miał jeszcze kilka miłych niespodzianek. Wcisnął Axelowi do ręki kilka małych przedmiotów.
-To dla was. Odbiera na niskich falach. Tak tak, niskich. Dobre nie? Jak krótkofalówka, ale potrafi obejść niektóre zagłuszacze.
Uśmiechnął się i ściszył głos, tak by tylko Heintz go słyszał.
-No i nikt was nie podsłucha. To już moje własne udoskonalenie. Wkładasz tylko w ucho, odbiornik całkiem niewidoczny. Niezłe nie?
Mrugnął okiem.
-Mi nie pozwalają iść, potrzebny im jestem, niech ich szlag. Zresztą nie wiem czy by mi się chciało. Oczywiście lubię twoją dupę Heintz i wolę jak jest w obecnym miejscu.
Roześmiał się, zresztą jak oni wszyscy. Nie było tu już w pełni trzeźwych osób, oczywiście prócz Malaka. Kumpel Axela wyjął z kieszeni małe, metalowe i nieco poobijane pudełko, wyciągając z niej coś, co wyglądało jak mały robocik.
-Mam coś jeszcze. Nazwałem go "Zdalnie-sterowany-poduszkowiec-który-podgląda-innych". Wiem, niezbyt wyszukanie. Ale przynajmniej wyjaśnia jego działanie. Wlezie prawie wszędzie, obraz z kamery ujrzysz przed oczami. Lubiłem tym podglądać jak się Ys bzyka z tym... dobra, dobra! Nie patrzcie tak na mnie, to było niechcący. Ale dobra jest.
Wyszczerzył zęby.
-Zbuduję sobie nowy. Ten niech wam dobrze służy dzieciaki!

Gdy już Fixxxer przestał gadać a zajął się bardziej wlewaniem w siebie większej ilości alkoholu, Axel nieco chwiejnie podszedł do Tanji, siadając obok dziewczyny. Myślał na szczęście jeszcze trzeźwo. Włożył jej w dłoń komunikator od hakera, jednocześnie zabierając skręta.
-Wybacz, nie wydajesz się nawykła, a uwierz mi, to ma skutki uboczne. To co ci dałem to komunikator. Włożysz do ucha i będziemy mogli ze sobą rozmawiać na niewielkie odległości. Na razie... osobiście. Mam jeszcze dwa, ale Frankowi i Yseult na razie nie będę dawał.
Uśmiechnął się do niej, chociaż wątpił by to coś dało. Potarmosił po włosach, starając się wyczuć emocje.
-Jak z twoim bratem? Zresztą, nie mów. Ważne, że żyje. Chciałbym mieć taką pewność co do siostry. Ale mam inne pytanie. Gdzie trafiłaś po tym całym zamieszaniu z portalami? Widziałem na monitorze jakiś loch, wyszłaś z niego.
Wziął ją za rękę i pociągnął lekko.
-Chodź, upijemy się. To wszystko przyjaciele. Opowiesz mi w trakcie.
Przekrzywił lekko głowę, czekając. Nie zamierzał jednak naciskać, chociaż lepiej dla tej dziewczyny byłoby, gdyby się zgodziła. Ku jego zadowoleniu skinęła głową po chwili namysłu. Dobre i to. Uśmiechnął się do niej jeszcze raz. On nie zamierzał popadać w depresję. Ziółka pomagały.
 
Sekal jest offline  
Stary 10-07-2008, 00:37   #34
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ale nie zasnęła. Podszedł do niej Axel. „Urządziłam małą demonstrację. Jestem taka samotna, niech ktoś się mną zaopiekuje.” Usta wykrzywił jej leki grymas, nie chciała wyglądać żałośnie, nawet, jeśli tak się czuła. Pozwoliła zabrać sobie z dłoni skręta. Ale Axel był naprawdę miły. Pomyślała, że lepiej wygląda nieuczesany. I że dobrze, że przy niej usiadł.
Faktycznie nie była przyzwyczajona. Ale nic nie czuła. Żadnego efektu narkotyku. Obejrzała komunikator.
- Dziękuję.- Pozwoliła by dłoń mężczyzny znalazła się na jej głowie
„Jak psiaka. Faktycznie gdzie mi do tej Marii, albo nieobecnej Yseult. Boże, o czym ja myślę, zaraz zacznę pożyczać szminki. Pogięło mnie.”
- Mam nadzieję, ze znajdą twoją siostrę, tak jak zażądałeś. - uśmiechnęła się na wspomnienie stanowczości Axela – To dziwne, w co się wplątaliśmy.
- Nie chcę mówić o Konradzie. To znaczy myślę, że go przeceniają, nie skupiają się na rzeczach ważnych. Na Externusie. Tam powinni kogoś wysłać.
Znowu pozwoliła by nią pokierował, zabrał z cienia między swoich przyjaciół.
Posłała wszystkim uśmiech, czując się obco i trochę nie na miejscu. Ktoś podał jej szklaneczkę z bimbrem. Wychyliła ją duszkiem.
-Okropne.
Wywołała tym salwę śmiechu
- Dziewczyno to się popija.
- Po co? – zapytała nagle bardziej rozluźniona. Marihuana działała. Nawet na obcą z Externusa.
- Byłam tam. - Powiedziała nagle do Axela – w tym innym świecie. To, co widziałeś to była katedra. Katedra upiornych świętych. – wzięła głęboki oddech, oczy jej błyszczały - Z taką ptasią Marią. I szczątkami historii. Pełno mieczy, noży, szpad nawet nazw nie znam. W ciemności, wśród innych, w powietrzu. Olbrzymia. Widziałam te inne z okna, bo oświetlały je – przerwała – nieważne. No i sypała się. Ale nie wtedy, gdy tam byłam. Na posadzce leżał żyrandol. Bardzo piękny. Szkoda, ze kryształ rozprysł, takie rzeczy powinny trwać wiecznie. Dlaczego mnie widziałeś? – wyciągnęła w kierunku Axela rękę, ale zaraz ją cofnęła – Bo to przecież dziwne, że monitor pokazywał tę jedna małą celę. Już mówiłam, że tych budowli na wyspach były setki?
- I nie wiem, dlaczego tam były moje zwłoki. Później w Mauer. Przecież otworzyliśmy tunele, żadnej teleportacji korpuskularnej. Czy Ty widziałeś swoje zwłoki? Mam nadzieję, ze nie – dodała pośpiesznie. – Jak Adam mógł se to robić dobrowolnie? Teraz, wiem, że to głupie, ale zastanawiam się, czy jestem prawdziwa. I nie wszystko pamiętam. Miałam naprawdę dziwne sny. Wiecie, w laboratorium świnki żyły kilka miesięcy po skopiowaniu informacji. Może to tym powinnam się martwic? Tak naprawdę jestem przeciwna testom na zwierzętach. To karma, mordowałam je, muszę zapłacić.
Rozmowa ucichła w obliczu tych nieskoordynowanych zwierzeń. Tanji zrobiło się jeszcze głupiej, psuje im zabawę.
- Ale to dobra wiadomość, że są inne światy. – próbowała naprawić, to, co w swym mniemaniu zepsuła - Może gdyby to nie była noc, nie byłoby tak strasznie.
- Tylko nie mogę się pogodzić z tym, że umarłam.
- Nalejecie mi jeszcze? – szklanka w jej rękach drżała.
 
Hellian jest offline  
Stary 11-07-2008, 00:37   #35
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Impreza. Ogarnięty wojenną pożogą Neoberlin nie dostarczał zbyt wielu rozrywek. Tutaj, w bunkrze, atmosfera z dnia na dzień robiła się coraz trudniejsza do zniesienia. Wystraszeni, ściśnięci na o wiele za małej powierzchni ludzie zaczynali mieć siebie nawzajem dość. Po prostu. Po ludzku. Najzwyczajniej w świecie. Balang, takich jak ta, którą naprędce urządził Horst, nie było zbyt wiele. Była to zatem okazja, której nie sposób przepuścić.
Droga z dolnych laboratoriów do klitki, którą zajmował Horski okazała się dostatecznie długa, by Kamilla zdążyła wymówić się od udziału w libacji bólem głowy. Ys nie skomentowała tego głośno, ale rzucone z ukosa spojrzenie mówiło wiele. Choć nie była to jej sprawa, sypianie z Biedermeierem tylko po to, żeby podnieść swoją pozycję w bunkrze było dosyć… Zbyt długo szukała słowa, które określić by mogło ten układ, toteż zaniechała ocen. Własne morale nie uprawniało jej do wystawiania ocen komukolwiek. Ich cyrk – ich małpy.

Resztę drogi pokonała sama. Nawet, gdyby była tutaj po raz pierwszy, unoszący się w korytarzu marihuanowy dym poprowadziłby ją bezbłędnie. Uchyliła ostrożnie ciężkie, wzmacniane ołowiem drzwi, uważając przy tym, żeby nie zrobić krzywdy komuś, kto mógłby stać za nimi. Zbyt często łatała nieuważnych mieszkańców bunkra. Dołączyła do świętujących w chwili odpowiedniej, aby usłyszeć
-…podglądać jak się Ys bzyka z tym… dobra, dobra! Nie patrzcie tak na mnie, to było niechcący. Ale dobra jest. Zbuduję sobie nowy. Ten niech wam dobrze służy, dzieciaki! – salwa śmiechu, która gruchnęła, gdy skończył mówić była bezpośrednio związana ze stojącą za nim Yseult. I jego miną, gdy tknięty przeczuciem obejrzał się za siebie.
- Dzięki za słowa uznania, Fixxxer – uśmiechnęła się krzywo, unosząc w górę szklankę, którą wcisnął jej dłoń Józef. Była z nim w dobrej komitywie- regularnie uzupełniał jej zapasy. W końcu skręt dotarł i do niej. Zaciągnęła się gryzącym dymem, spod przymkniętych powiek obserwując Axela tarmoszącego włosy Tanji. Coś w środku niej drgnęło. Odwróciła się od nich, krzywiąc się, jak gdyby ktoś wcisnął jej do bimbru trzy cytryny. Ta mimowolnie zaobserwowana czułość sprawiła jej ból. Bólu należało unikać.

W pokoiku wrzało. Ktokolwiek nie był dostatecznie pijany, natychmiast dostawał karną kolejkę. Poza Malakiem. Z twarzą przypominającą chmurę gradową próbował się wkomponować w kanapę. Jego zachowanie było na tyle nienaturalne, że wyglądał, jakby był tu z przymusu. Jakby… gdyby byli odrobinę trzeźwiejsi, jego obserwująco-oceniające spojrzenie zapewne niemiłosiernie by ich denerwowało. Yseult szła łeb w łeb z ochoczo polewającym Józefem. Chyba trochę żałował, że niedługo już jej tu nie będzie. Nikt nie miał wątpliwości, co do ich szans na powrót. Nawet najśmielsi optymiści woleli nie poruszać tego tematu. Kątem oka spostrzegła, że Tanja szepce coś Axelowi. Chciała podsłuchać ich rozmowę. Mogli wiedzieć coś ważnego, a była niemal pewna, że jeszcze sporo czasu minie zanim jej zaufają. W zasadzie miała to w głębokim poważaniu, ale jeśli już byli skazani na wspólną podróż do Świebodzina… musieli ze sobą współpracować. Im mniej przed sobą zatają, tym większe mają szanse. Obróciła się przez ramię, chcąc ruszyć w ich kierunku, gdy tuż przed jej oczyma pojawiła się znienacka roześmiana twarz Fixxxera. Procenty i opary ośmieliły go chyba, bo przygarnął ją do siebie i zanurzył nos w jej włosach. Ys stała sztywno, kątem oka patrząc się na niego jakby zobaczyła własną babcię tańcząca kankana na posterunku SD. Ocknął się po chwili i pociągnął ją ku swoim znajomkom.
- Chośśś, przszstawię Cię! Axel! To Ys, ta wiesz – był już dobrze zrobiony, bo próba puszczenia oka Axelowi skończyła się okrutnymi reperkusjami w postaci utraty równowagi. Szczęśliwie dla samego siebie, wciąż trzymał w uścisku Yseult – To Axel i ta… no, Tanja. Ja nnnie mog-hep-ę iśśść z wami, ale! A! – podjął zgubiony wątek – Tamten to Malak… – sapnął.
- Zawsze tak? – Padło zadanie ściszonym głosem pytanie. Obecność trzeźwego w coraz bardziej pijanym towarzystwie powoli stawała się zadrą.
- Ta. – Odpowiedział Heintz. – Spięty, jakby mu kij w dupę wepchnął. Nic go nie ruszy!
- Nic?
– brew Ys podjechała do góry. Osiągnęła właśnie taki stan, w którym skłonna była zrobić niemalże wszystko. – Chcesz się przekonać?
- O-ja-jebię!
– zawył wiedzący na co się zanosi Fixxxer. Maria zaśmiała się gardłowo. Wszyscy byli pijani. Poza Malakiem.
- Zakład? – mężczyzna przeszedł do sedna.
- O co?
- O błogosławieństwo!
– palnął Horst stawiając na stole swoje maleństwo: ostatnią flaszkę markowego absyntu. Oczy dr Stein zaświeciły jaśniej od wybuchu bomby atomowej.
- Masz tu jakąś muzykę?

Nim zdążyła odgasić skręta w przepełnionej popielniczce, z głośników popłynęła muzyka. Nie znała tego, ale miało całkiem niezły rytm. Powłóczystym krokiem ruszyła w stronę Malaka, który zaczynał się chyba domyślać o co chodzi. Była pijana. Była odurzona. Była cholernie napalona. To jego wyobcowanie w jakiś sposób ją podniecało. Pozwoliła kitlowi zsunąć się ze szczupłych ramion. Biodra zaczęły poruszać się w rytm muzyki – zwalniając i przyspieszając na przemian. Była tuż przed nim. Na wyciągnięcie ręki. Obutą w delikatny bucik na wysokim obcasie stopę wsunęła między uda siedzącego mężczyzny. Wierzchem stopy, niejako mimochodem, otarła się o jego krocze. Całe jej ciało podążało za muzyką w zmysłowym tańcu. Nachyliła się nisko. Tak, że poczuł zapach jej skóry. Przycisnęła kolano do jego klatki piersiowej unieruchamiając go trochę i jednocześnie zaglądając mu w oczy. Zadartym noskiem trąciła jego policzek, próbując wciągnąć go w grę. W muzykę. Musnęła szyję i płatek ucha mężczyzny. Nim zareagował okręciła się doń plecami i wypięła, na krótką chwilę eksponując swoje wdzięki. Podwinięta dla wygody spódnica właściwie więcej odsłaniała, niż ukrywała.

W drugim końcu pokoju dało się słyszeć ciche westchnienie Fixxxera:
- Jak mu od tego nie bryknie, to koleś jest pedałem.
Yseult, pochłonięta przez muzykę, nie usłyszała tego komentarza.

Tańczyła.
Rytm przyspieszył.
Przysiadła na kolanach oniemiałego Franka i odszukała jego dłonie. Płynnym ruchem ułożyła je sobie na biodrach. Biodrach, które w tej chwili poruszały się bardzo szybko i wymownie. Uniosła w górę ramiona i odrzuciła do tyłu głowę. Oparła się w końcu plecami o jego tors i zanurzyła palce w jego włosach. Choć nie przestawała się zmysłowo wić, czekała na jego reakcję. Na jakikolwiek znak.
 
hija jest offline  
Stary 13-07-2008, 13:31   #36
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
#Tanja Hahn
Erica patrzyła na Tanję. Długo. Tak długo, że ta ostatnia zwątpiła, czy otrzyma odpowiedź, a ta po prostu nie odwróci się plecami i nie każe jej po prostu wyjść z pomieszczenia. Ale nie. Erica zmarszczyła po prostu brwi, jakby powstał mały problem, który zamierzała właśnie rozwiązać. Zagryzła też wargi, jednak na krótko, po powiedziała:
- Dziesięć minut, Tanja. Mam nadzieję, że zrozumiesz – po czym wyszła.
Konrad tymczasem trwał bez ruchu, choć jego oczy po tym, jak Kant wyszła, skierowały się na Tanję.
- Nie podchodź, Tanja –
jego głos stał się nagle spokojny, choć gdzieś na jego dnie czaiła się nutka rozpaczliwego lęku. - Byłem w portalu i widziałem parę rzeczy... Mówię, nie dotykaj mnie, do cholery. Coś zostało we mnie i chyba mam to w sobie. Testowałem siebie, zanim ten sukinsyn Schwarzmann mnie złapał. Wydzielam pole T, jednak nie zdążyłem zbadać, dlaczego tak właściwie jest.
Mówiłem ci wcześniej, że jak przyjedziesz do Świebodzina, to masz podążać za kryształami. Cóż, musiałem strugać wariata przed Kant... To ona, między innymi, zleciła porwanie mnie "dla dobra ludzkości". Powiem ci, że pieprzę dobro ludzkości. Jak na razie nie zyskali nic więcej, niż aresztowanie mnie i pytanie się mnie o te same rzeczy.

Chciał spojrzeć na zegarek, ale odkrył nagle, że nie działa, więc odpiął go i cisnął w ścianę
- Może Tolle ci coś opowiadał. Przygotowaliśmy wszystko do eksperymentu i wyszliśmy, bo byliśmy wzywani przez Korporationsleistung. Coś od nas chcieli i wyglądało na to, że to była duża sprawa, jednak nie zdążyliśmy. Potem była burza portalu. Dowiedzieliśmy się, że SD wdarło się do Muru, więc stwierdziliśmy, że nie mamy więcej czego szukać.
Tolle stwierdził, że ma gdzieś cały ten portal i chce po prostu wyjść, więc rozdzieliliśmy się. Ja zdołałem dotrzeć do silosu, bo przyznam się... No, sama rozumiesz. Portal do Externusa. Ten większy. Musiałem na to rzucić okiem.
Jak widzisz sama, przeliczyłem się nieco. Burza portalu wessała mnie do środka tak, że ledwo zdołałem ujść z życiem. Boję się nawet wspominać, co tam widziałem...

Jego twarz naprawdę stężała w grymasie przerażenia. Pokręcił głową i zamrugał oczami, jakby próbując odpędzić obrazy, które podsuwała mu pamięć.
- Długo leżałem tam, w pokoju kontrolnym silosu. Bardzo długo, nie mogłem się otrząsnąć z tego, co widziałem. A potem przyszedł Schwarzmann. Resztę znasz.
Przejdźmy jednak do meritum. W Świebodzinie jest coś, czym możecie się bez problemu przedostać do Warszawy. Tak, Tanja. To portal.
Nie pytaj mnie również, skąd wiem, że was nie wpuszczą do tego firnamentum. Po prostu wiem pewne rzeczy od czasu, gdy byłem w portalu. Warszawa jest w stanie wojny i możesz mi wierzyć, że strzegą tego miasta tak, jakby coś w nim ukrywali. Wie o tym Korporacja i wiedzą także rebelianci. To dlatego chcą was wysłać do nich, bo mają nadzieję, że ci, którzy przeżyli kompleks Mauer mogą mieć szanse na przedostanie się do Warszawy. Jak zwykle chcą wykorzystać ludzi do swoich celów... Chociaż i tak gówno się znają na portalach. Kant jest filozofem i eseistką, Biedermeiera znam z tego, że pracował do ha-hausu jako dowodzący badaniami genetycznymi, a Bark... Bark to idiota. Jednak co do jednego mają rację – Neoberlin musi zostać zniszczony, przez tych, czy innych. Kiedy znajdziesz się w Świebodzinie, szukaj instalacji, która jest w najgłębszym sektorze bunkra. Pracowałem tam i zostawiłem tam instrukcje, jak powinno się postępować, aby dotrzeć do Warszawy... Powinnaś dać sobie radę, Tanja. Ufam tobie jednej w tej sieci kłamstw. A teraz...

Drzwi się otworzyły i Tanja Hahn była pewna, że otworzono je nieco przed czasem, a w każdym razie nie poczuła upływu dziesięciu minut, które dano jej na rozmowę z jej bratem. Gdy wyprowadzono ją na zewnątrz, Erica dodała:
- Tanja... - wyciągnęła rękę w stronę jej twarzy, jednak cofnęła ją. - Cokolwiek powiedział ci ten człowiek, uważaj. Błagam, naprawdę...

* * *

# Frank Malak
- Hmm. Byłem wtedy pijany, wiesz, na tej imprezie. Kiedy to było? To był... Lipiec, sierpień? Sierpień. Zdecydowanie sierpień. Ale skoro się mnie pytasz o Malaka, to chyba musisz usłyszeć, co wtedy robił tam.
Ja sam zresztą byłem schlany jak świnia. Ba! Przecież sam zrobiłem to przyjęcie. Nie mogłem być trzeźwy. Taka zasada.
No, ale Malak był trzeźwy. Do końca. Może bym się wkurwił, gdybym był trzeźwy, ale wiesz... To trochę głupie, nie? Nie mogłem być trzeźwy, bo byłem na imprezie, a jednak chciałem być trzeźwy, żeby być wkurwiony... Ha! Chyba coś jeszcze mi pulsuje w żyłach, sorry, czasem zdarza mi się pieprzyć.
A, tak. No i był taki motyw, że Yseult podeszła do niego. Fixxxer był na nią napalony jak cholera i wiesz, co ci powiem? Że chyba sam wolał, żeby coś takiego mu zrobiła. Ale i tak ostatnio podglądał Biedermeiera i tą, no... Thompson. Yseult odkręciła taniec i powiem ci, chyba nawet mi wtedy stanął i sam bym wyręczył Malaka w tym całym interesie. No, ale była taka sprawa w ogóle, że ona to robiła Malakowi. Znam zasady.
No i oka. Zaczął z nią tańczyć. Nawet mu to w miarę sprawnie wychodziło, tylko... No właśnie. Od początku do końca miał ten wyraz twarzy. Jakby cały czas kalkulował i sprawdzał ją. Cholera, nie wiem, co z nim jest. Dobrze, że już stąd wyjechał. Miałem go powoli pełną dupę, nie lubię takich opanowanych skurczybyków, ano.
Coś tam parę razy się potknął, ale... No własnie. Fixxxer by chyba zaczął tam już walić konia, a ten gostek olał ją. Po prostu. Jak odtańczył z nią jeden taniec to wycofał się. I nic. Poszedł sobie.
I życie potoczyło się dalej.


* * *

*
Wiele minut upłynęło, wbrew pozorom, od czasu, gdy Yseult Stein zaczęła pobierać próbki tkanek skórnych Konrada Hahna. Skończywszy pierwsze testy, stwierdziła, że płytko pod jego skórą znajdują się kawałki dziwnego, ostrego kamienia o strukturze krystalicznej. Wyciągnąwszy szczypcami te rzeczy, stwierdziła, że emitują niewielką ilość pola Thamma. To pole nie wychodziło poza jego ciało, jednak przypomniała sobie o tym polu parę rzeczy.
Po pierwsze, pole T nie wywoływało mutacji, a co najwyżej burze portalowe. Żadnej choroby popromiennej, jak zeznali wszyscy po ekspozycji, jednak najgorszym było chyba to, że przejście przez portal wywoływało różnego typu aberracje umysłowe, to jest: Halucynacje, zaburzenia postrzegania czy też stany podobne do paranoicznych, bowiem ci, którzy przebywali w portalach, wkrótce po przejściu przez nie wymiotowali, widzieli rzeczy nieistniejące, czy też przeciwnie, nie widzieli tego, co istniało i ignorowali ludzi, którzy do nich mówili. Ciekawym faktem jest, przypomniała sobie Yseult, że często do tego dochodziły stany ekstatyczne powiązane z religijnym uniesieniem. Bark, który znał paru ludzi z sektora D, głównie poprzez wtyki i szpiegostwo wspominał, że ludzie widzieli innych, którzy wychodzili z portali i opowiadali o tym, jak spotkali się z Jezusem, Buddą czy Allahem.
Mogło to tłumaczyć stan Hahna, który przypominał wczesne stany paranoi.
Cokolwiek można by powiedzieć o reszcie ciała, wszystko funkcjonowało poprawnie. Szpik w normie, krew i reszta – całkowicie normalne. Jedyną anomalią był naskórek i pierwsze warstwy skóry, w których znajdował się kryształ. To wszystko, co udało się wyciągnąć Ys z Konrada. Dosłownie.

* * *

# Frank Malak – Tanja Hahn – Axel Heintz – Yseult Stein
Spędziliście w bunkrze jeszcze jeden dzień; właściwie nikt Wam nie przeszkadzał, wyglądało na to, że wszyscy wiedzieli, że macie wypocząć. Było tak w istocie – ludzie, pytani, dlaczego nikt nie przydziela Wam zadań do wykonania, odpowiadali tylko jedno słowo: „Bark”. I wszystko stawało się jasne.
A i też nikt nie miał czasu, żeby się zatrzymać i pogawędzić. Rumory głosiły, że siły Kombinatu, co prawda jeszcze na wschodzie, z wolna przegrupowywały się i mimo tego, że Korporacja doznała wielu zniszczeń, sama też wiele strat zadała.
Drugiego dnia Waszego pobytu w bunkrze Bark zawołał Was do siebie. Idąc do jego gabinetu usłyszeliście krzyki kobiety; rzeczywiście, po chwili z jego gabinetu wyszła brunetka, z czerwoną od złości twarzy. Minęła was, obdarzając wściekłym spojrzeniem.
Bark tym razem był schludnie ubrany, a na jego twarzy malował się wysiłek zmieszany z pewnego rodzaju znudzeniem, jaki czasem przybierają ludzie pracujący długo. Kontrastowało to z tym, co przed chwilą przeżył. Poprosił Was gestem, abyście usiedli, po czym zaczął mówić, nie odrywając oczu od papierów, w których grzebał.
- Jak już mówiłem, pojedziecie do Świebodzina. Zanim jednak wyściubicie nosy z bunkra, muszę z Wami pogadać o paru sprawach. Biedermeier rzeczywiście skontaktował się z Kombinatem i wygląda po prostu na to, że naprawdę to była wina M-SLATE. No wiecie – te wszystkie niedochodzące połączenia i reszta szajsu, który nas odciął na dobre parę godzin.
Wygląda na to, że Kombinat wreszcie zrozumiał rolę rebeliantów w wyzwalaniu Neoberlina, jak to sami nazywają –
skrzywił się lekko. – Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Kombinat, który wdziera się do Neoberlina, to mniejsze zło, na które musieliśmy przystać. Chyba już wolę ich rządy od Korporacji, która chciała nas przerobić na papkę do dzieci.
O, by the way, co do UAK. Mamy w końcu dobre wieści. Okazało się, że wycofują się z pewnych sektorów południowego zachodu, głównie dlatego, że bojówki atakują ich tam, czym wlezie, włącznie ze sztucznymi szczękami – tu pozwolił sobie na uśmiech. – Ale o czym mówię. To, że trochę słabną im siły jeszcze gówno znaczy. Ich główne centrum dowodzenia w tej chwili, Hoffnunghaus, nadal jest w pełni wyposażone, jednak nie mamy teraz ani czasu, ani sił, żeby go sforsować. Co prawda to właśnie stamtąd przyjeżdża gros sił Korporacji, ale i tak nie możemy tego inaczej zrobić. Trzeba czekać, aż WKP opanuje to cholerne miasto.
O, Wu-Ka-Pe. Wróćmy na chwilę do nich. Nie wiem, czy wy wiecie, ale Warszawa wysłała do nas chyba swój najgorszy batalion, jaki kiedykolwiek wytrenowali. Musicie o nich nieco wiedzieć, zanim pojedziecie do Świebodzina. Chodzi o to, że ostatnio Polska stawia na jakiś religijny trening, więc ta banda psycholi czuje się czymś w rodzaju... Nie wiem? Jak to się kiedyś nazywało? Paladyni? Krzyżowcy? Do diabła, nie mam pojęcia. Faktem jest, że do wyzwalania tej części miasta najęli jakichś psychopatycznych księży, którzy mają wbitę w Jedynego Chrystusa Ich Psia Mać Pana. Mówię poważnie. Jak znajdziecie się między tymi ludźmi, o religii mówicie, że jesteście dobrzy chrześcijanie, tylko małomówni. W tym właśnie zakresie. Wiem, bo powiesili paru naszych tylko za to, że sikali parę metrów od mszy, którą sobie ładnie odprawiali. Czaicie? No, to uważajcie.
A, jeszcze ostatnia sprawa –
wyrwało mu się, gdy staliście w drzwiach. - Axel pytał o to, czy dostaniecie jakiś cover. Co za głupie pytanie. Oczywiście, że dostaniecie, przecież chyba nie sądzicie, żebym wysłał was bez ludzi do Świebodzina, kurwa? Ten bunkier jest opuszczony, do cholery, myślicie, że pozwolę wam bawić się w nim bez obstawy? No way! Będziecie mieli paru ludzi obstawy, mechanika do waszej bryczki i co tam sobie jeszcze chcecie. - Bark znowu zaleciał złą angielszczyzną. - A teraz wynocha, wynocha! - wrzasnął niespodziewanie, gdy ujrzał w drzwiach kolejnego petenta do przyjęcia – całkiem konkretną blondynkę z laboratorium.

* * *

- Cześć – Saint podszedł do Was, gdy wyszliście z gabinetu Barka. - Możecie na chwilę? Dzięki. Muszę pogadać. Chodźmy. Jest parę kwestii.
Saint zaprowadził Was do jakiejś kolejnej celi w bunkrze, zamykając za sobą właz. Zaczął:
- Jak może wiecie, miałem dzisiaj wyjechać do ha-hausu, ale oto widzicie mnie tu i teraz. Z pewnością zastanawiałeś się Frank, dlaczego tak jest. Mam dla was parę informacji, które musicie wiedzieć, tym bardziej, że częściowo dotyczą one Sary Connor, tej laski, którą szuka Frank.
Chodzi o to, że ja naprawdę miałem tam jechać. Kwestia tego, że Korporacja wcale nas wtedy nie wywiozła do Hoffnunghaus, tylko... Właśnie. Jak tylko dowiedzieli się, że Kombinat nadchodzi, wrócili się, ale jechaliśmy na wschód. Na wschód, Frank. Nie mamy pieprzonego pojęcia dlaczego. Nikt nie ma.
Bark z Biedermeierem mają pewne przypuszczenia. Hipotezy, które być może okażą się słuszne. Zresztą, ja też tak myślałem, od pewnego czasu, teraz zwyczajnie dowództwo próbuje być mądrzejsze. Podejrzewamy, że część sił Kombinatu wcale nie zamierza wyzwolić Neoberlina. Słyszy się w raportach o tym, że Kombinat wcale nie musiał użyć rakiet z pluskwami, o okrucieństwach, które dokonywali na ludności Berlina. Et caetera.
Podejrzewa się, że jeżeli Kombinat ukrywa cokolwiek będzie to ukryte pod Frankfurtem, przez który będziecie przejeżdżać. Bark wysłał mnie, żeby o tym powiedzieć. Generalnie stosowaliśmy system taki, że jedna osoba by wiedziała z was, co robić, ale stwierdziliśmy, że chyba będziecie efektywniejsi, jeśli będziecie wiedzieć o tym wszyscy.
Podejrzewamy nawet, że ktoś z Kombinatu może współpracować z UAK. Zgadnij, jaką rolę macie w tym wy?
Ha, zgadliście. Kiedy będziecie przejeżdżać przez Frankfurt, będziecie musieli sprawdzić kilka rzeczy. Mamy tam już naszych ludzi i wszystko zostanie zaaranżowane. Będziecie musieli tam przepędzić kilka dni i sprawdzić głównie bazę WKP, która tam stacjonuje. Nie jest ich wiele, większość wojski Unii Polski znajduje się albo tutaj, albo w Gliwicach, to jest Corregnatus. Nie powinniście mieć problemu z jakimś większym śledztwem, będziecie pracować jako formalni pracownicy rebeliantów zasilający Kombinat. I tak wszyscy żyją tylko tym, że Polska wkroczyła do Berlina, mają gdzieś ludzi, którzy stamtąd przybywają. Niektórzy to uchodźcy, niektórzy rzeczywiście chcą pomóc sprawie. Wkręcicie się tam bez problemu, ot, moja opinia. Tutaj macie raport z tego, co dotychczas mieliśmy we Frankfurcie.


* * *

Chociaż nie mieli okazji jeszcze tego przeczytać, chcę Cię wprowadzić, czytelniku, w parę rzeczy odnośnie raportu. Frank Malak, Tanja Hahn, Axel Heintz i Yseult Stein będą zaraz chwilowo zajęci nadciągającymi zdarzeniami, a Ty pewnie drżysz z niecierpliwości, co u diabła było w tym zwitku papieru, który podał im Saint. Spieszę z wyjaśnieniami.
Raport opowiadał o tym, że trzech agentów rebeliantów wysłanych w celu infiltracji Frankfurta dwa lata temu zaginęło bez wieści. Sądzę, że to całkiem spory szmat czasu i raport ten, w obecnej sytuacji i obecnych warunkach mógłby zostać zakwalifikowany bez problemu jako przedawniony i nie nadający się do użytku. Dwa lata na granicy Polski i Niemiec zmienia wiele, jeszcze więcej zmienia wojna. Czy nowonarodzeni agenci na usługach rebeliantów okażą się podejrzliwi? Nie wiem, chociaż sądzę, że przynajmniej cień wątpliwości powinien przejść przez ich myśli. Frankfurt nie jest zapomnianym bunkrem Kombinatu, tak jak jednostka w Świebodzinie.
Pomimo tego, raport optymistycznie zakłada, że prawdopodobnie agenci działają jeszcze gdzieś w obrębie Frankfurta, to jednak nie ulega wątpliwości, że stracili wszelki kontakt z dowództwem. Imiona i nazwiska agentów nie były znane, jednak były znane ich kryptonimy: Lange, Dürer i... Irrlicht.
Jak dodał jeszcze później Saint, to głównym celem jest odnalezienie tych agentów, o ile jeszcze żyją i odzyskanie od nich jak największej liczby informacji, jaką tamci zdołali uzyskać.
Raport oczywiście podawał też pewne konkrety, to jest pierwotne miejsca zakwaterowania we Frankfurcie, a także możliwe miejsca pobytu(mieli pewne kryjówki, które zostały przygotowane) i pewne stałe punkty, mniej lub bardziej znane, do których można było wchodzić do bazy frankfurckiej.
W istocie, dziwny był to raport, chociaż nie mniej dziwne zachowanie Barka, ale, jak powiedział Saint, chciał, żeby to on powiedział reszcie, o co chodzi, bowiem Bark stwierdził, że sam ma pewne zajęcia, od których uciec nie może.

* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/4IchWill.mp3[/MEDIA]
Tanja Hahn została wezwana na badania lekarskie, gdzie też musiała pójść – chodziło o raczej nieszkodliwe rzeczy, to jest zamierzano pobrać próbkę krwi i skóry, ponieważ – jak zarządzono – organizm kobiety nieco inaczej reaguje na pole T, toteż, aby dodać do katalogu przypadków kobiet po ekspozycji na pole Thamma, wszystkie kobiety, które miały takie doświadczenia musiały niezwłocznie stawić się do lekarza. Została wezwana akurat wtedy, gdy John Saint podszedł do nich, toteż nie mogła słyszeć tego, co mówi do reszty.
Lekarzem była kobieta w późnej pięćdziesiątce – mimo to okręcała się jak fryga przy swoich przyrządach i sprawnie wykonywała swoją robotę. W pewnym momencie przeprosiła Tanję na chwilę i wyszła, nie podając powodu – pewnie poszła po coś, czego nie miała przy sobie. Parę chwil później do tej samej celi weszła Maria Kleiner.
- Cześć – uśmiechnęła się niepewnie, po czym usiadła – też zostałaś wezwana na badania z polem T? - powiedziała, po czym ciągnęła, nie dając Tanji odpowiedzieć: - W sumie dobrze się składa, bo chciałam z tobą pogadać na jeden temat.
Wstała z krzesła, nie mogąc widocznie ustać na jednym miejscu. Wyglądała na nieco podekscytowaną. Nonszalancko obsłużyła się wodą mineralną, która stała na stole, nalewając do szklanki. Wzięła także do ręki słuchawki, którymi – chyba tylko z przyzwyczajenia – lekarka odsłuchała Twoje serce parę minut temu.
- A więc...
To stało się w zaledwie jednej sekundzie. Byłaś zaskoczona, że ktoś w jej wieku może tak szybko reagować. Poczułaś zimno wylewanej wody na swojej twarzy i usłyszałaś trzask pękającej szklanki na Twoim kolanie. Chciałaś zaczerpnąć tchu, jednak nie mogłaś, a Twoje ręce wyczuły gumowy przewód słuchawki zaciskający się na karku. I znowu zdziwienie, skąd Kleiner, jak na swój siedemnastoletni wiek ma tyle siły.
- Posłuchaj mnie, pluskwo – widziałaś jej wykrzywioną złośliwym, triumfującym wyrazem twarz nad sobą. - Widziałam, jak patrzysz na Axela. Myślisz sobie, że jak trochę z nim pobędziesz, to od razu taka jebana z ciebie bohaterka? - syknęła, a ty poczułaś zaciskającą się coraz mocniej pętlę na Twojej szyi. - Lepiej trzymaj się od niego z daleka... Zrozumiałaś? On jest mój. Mój!
Zgasło światło, a Kleiner cofnęła się o parę kroków. Jej ręce jakby się zawahały, a w każdym razie uścisk zelżał, a Ty mogłaś wreszcie zaczerpnąć tchu. Jednak cofnęła się jeszcze o parę kroków, a Ty stłukłaś sobie głowę, gdy krzesło poleciało do tyłu. Usłyszałaś szybkie kroki Marii wybiegającej z pomieszczenia. Po drodze stłukła coś, usłyszałaś brzęk szkła. Uderzyła także o drzwi, a Ty ponownie usłyszałaś syk i przekleństwo. A później wybiegła na korytarz i nie usłyszałaś jej już więcej.
Po paru chwilach światło ponownie się zapaliło, jednak usłyszałaś poruszenie dochodzące jakby z pierwszego poziomu laboratoryjnego. Jak się okazało, Maria rozbiła zlewkę z jodyną, która teraz rozlała się kałużą na posadzce.

* * *

Dywinacja, człowieku. Czarna magia. Tarok i wróżby.
Ta myśl przyświeca mi, pisząc to. Idźmy zatem dalej. Chciałbym wlać Ci następujący obraz d o Twojej głowy. Wyobraź sobie pewien las, całkiem niedaleko Neoberlina zresztą. Las jest pełen cieni, ponieważ właśnie zapada zmierzch – pewna czwórka ludzi nie może widzieć ani lasu, ani widoku na Neoberlin. Mógłbym Ci opowiedzieć o Neoberlinie, jednak nie jest to dzisiaj nasz temat do rozmów. Moje słowa mogłyby rozlać się w tuman kurzu, z którego wyłoniłby się obraz Neoberlina – gdzieniegdzie świeci łuna, słychać dalekie trzaski moździerzy, karabinów pulsowych i temu podobnych rzeczy. Nie ten czas i nie ten zmierzch, żeby o tym rozprawiać, możesz mi wierzyć na słowo.
Spójrz jednak na las, pełen cieni. Chciałbym, żebyś na niego spojrzał, ponieważ jest to część naszej – nazwijmy to roboczo – dywinacji. Jest to las mieszany, na obrzeżach stoją brzozy, są dwie leszczyny, jedna jodła i mnóstwo buków. Okolica, miast zatracić swoją dzikość, zdziczała jeszcze bardziej, ale jak już mówiłem, ta część opowieści o lesie nie interesuje mnie, a pośrednio także i Ciebie.
Idźmy dalej. Runo leśne, miękkie i brązowe, nie uniknęło jednak tego, aby zostać splamione krwią. Krew jest wylana nierównomiernie i tworzy dziwną mozaikę na liściach, głównie z tego powodu, ponieważ zlizały ją wilki. Czy możesz się domyślić, co zaraz ujrzysz, człowieku? Naturalnie, widzimy człowieka, który umarł. Nie mylisz się – to on jest gwoździem programu dzisiejszego wieczoru. Ale oto zaczyna padać deszcz i okolica ciemnieje, a cienie pogłębiają się. Widzisz twarze w tym lesie? Tak, tak. Las ma oczy i twarze i patrzy na trupa, którego rozszarpały wilki, a potem nadgryzły lisy. Las ma twarze. Ten człowiek – nie. Zamiast twarzy ma krwawy strzęp mięśni, przez które prześwitują kości. Nie ma także oczu. Są czarne od komarów, które je obsiadły.
Muszę dodać, że ten człowiek jest kobietą i oprócz tego, że nie ma twarzy, nie ma także wielu rzeczy. Brakuje piersi, a klatka piersiowa, w której obecnie ucztują białe larwy, stała się żółta z powodu procesu gnilnego. Jednak i te rzeczy nie powinny nas interesować.
Zainteresujmy się brzuchem i podburzuszem. Oczywiście – tym, co z niego pozostało. Nie wygląda na to, żeby było w jak najlepszym stanie, ale oto podchodzę i odpędzam komary, które odlatują czarną chmurą w niebo. Zapalam kadzidło, zapalam świece na potrójnym lichtarzu, który przyniosłem ze sobą. Dość światła, aby przyjrzeć się bebechom tej nieszczęsnej suki. Zabawiam się właśnie w szamana – ujmuję w moje spocone dłonie jelita, coś, co chyba było pęcherzem moczowym, nerki, poczerniałą wątrobę. Rozrzucam to wszystko w powietrze i patrzę. No tak, tak, co my tu widzimy? Widzę liczby. Liczby i litery. Tak, tak, to liczby: 1-1,14-2, 3-2; po tych jest przerwa, tak. Mmm. I dalej: 5-3, 6-2, 5-5, ,11-ost, 6-2, 5-3, 1-2. Widzę też gwiazdę, ciekawe, co ona oznacza? Dalej, dalej: 1-1, 11-ost, 7-p.ost. Rozumiem, rozumiem... Chyba będę miał dzisiaj nad czym myśleć, gdy będę medytował w mojej chatce... Acha... Tak...

* * *

- Więc będziecie mieli ze sobą... - Saint urwał. Zgasło światło. Lampa zatrzeszczała przez parę sekund, po czym zgasła. - Co jest? Czy to pole...
Na domiar złego usłyszeliście, jak drzwi za Waszymi plecami zatrzaskują się. Usłyszeliście szybki brzęk zaciskanej automatycznie zasuwy. Przyszło Wam do głowy, że bunkier, tak samo jak Mauer, mógł mieć podobny system do M-SLATE, cokolwiek by Bark i reszta nie mówili. Jakkolwiek szum wentylatora nie ustał.
- ...T? Chyba tak. Powinno zaraz być dobrze – Saint westchnął. - Czasem tak bywa – usłyszeliście jego głos w kompletnej ciemności bunkra. Saint parę razy błysnął zapalniczką. Ujrzeliście jego twarz w blasku płomienia.
Po chwili światło zapaliło się znowu, a drzwi odemknęły. Saint odetchnął, jednak na krótko. Usłyszeliście krzyki z pierwszego poziomu laboratoriów. Przez twarz Sainta, o ile to jeszcze możliwe, pobladła jeszcze bardziej. Pobiegł w stronę, z której dochodziły krzyki, a reszta razem z nim.
Musieliście się przedrzeć przez spory tłum, który zebrał się w korytarzu. Poznaliście głos, który krzyczał – była to ta sama kobieta, którą spotkaliście przy gabinecie Barka.
Miała w ręku broń, a ściślej mówiąc – pistolet pulsowy.
- ...nie wiem, czy rozumiecie – wrzeszczała. - On zabił moją siostrę! Moją rodzinę! Chcę go mieć tu! Tutaj do cholery!
Przytknięta do skroni Kamilli Thompson broń raniła jej skórę, a ręka kobiety, która trzymała Kamillę za włosy sprawała, że ta wydawała z siebie czasem jęki. Pomimo tego, Thompson milczała i tylko łzy rozmazujące jej makijaż zdradzały, że była przerażona. Jej twarz pozostała zacięta.
- Bark! Ten skurwysyn! - wrzaski kobiety wypełniały całą salę. Od czasu do czasu podnosiła pistolet i machała nim groźnie w stronę zgromadzonych; wtedy wszyscy kulili się i uciekali w mrok korytarza. - Chcę go tu mieć! Chcę mieć tu jego głowę, do cholery! Czemu nie odpowiadacie!? Może jesteście... Może jesteście z nim, co!?
Pomimo tego, że gdzieś w tłumie był Biedermeier i Kant, Barka nie było tutaj.
- Zabiję ją, jeśli za... - zerknęła na zegarek. - Za dziesięć minut go nie znajdziecie! Cholera, co jest!? Chcę tylko tego sukinsyna!
- Ale... -
ktoś odważniejszy mruknął z tłumu.
- Żadnych ale! - zawyła, a oczy wyszły jej z orbit. - Kto to był? Kto to powiedział!? Żadnych ale! - wymachiwała pistoletem, a Kamilla zaszamotała się. - Gdzie, gdzie, dziwko? - wlepiła koniec lufy w jej czaszkę. - Chcesz zdechnąć pierwsza!? Chcesz!? Chcesz!?
Nie znaliście tej kobiety; miała czarne włosy, które wiązała w kucyk, teraz jednak spod gumki wymknęło się parę włosów na spocone czoło; jej zielone oczy dziko przeskakiwały, to na tłum, to na głowę Kamilli. Chyba nie widział jej tutaj nikt, bo szepty, które słyszeliście, pytały, między innymi, kto zacz.
- Bark! - słowa odbijały się od betonowego sklepienia. - Chcę Barka!
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 14-07-2008 o 10:28.
Irrlicht jest offline  
Stary 15-07-2008, 17:32   #37
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pijaństwo trzeba było odespać. Tanja budziła się kilkakrotnie, piła wodę z kranu i zasypiała z powrotem ciężkim snem. Wygrzebała się spod koców koło południa.
W głowie jej huczało, co paradoksalnie sprawiało, że dziewczyna czuła się znacznie lepiej, dolegliwości fizyczne tłumiły strach. Myśli błądziły wokół spraw przyziemnych: Bólu głowy i mięśni. Tańca Ys. Głupiego zachowania Malaka. Może jest sierotą z atrofią zachowań społecznych? Wokół żartów Axela, Fixxera, Horsta i Marii. Czy oni są, czy byli parą?
Sama Tanja nie miała prawdziwych przyjaciół. Może brakowało jej poczucia humoru? Jedynego ratunku w tej rzeczywistości. Czuła się tak, jakby całe życie pracowała po kilkanaście godzin dziennie, ciesząc się, gdy śniły jej się rzędy liczb, jedyne, co zapewniało spokojny sen. Przez pięć lat nie mogła sobie wybaczyć, że współpracuje z Korporacją, a teraz, gdy Korporacja padała okazywało się, że to oznacza jedynie chaos. Agonię Berlina.
Dość. Z powrotem do bólu głowy, rozmów o seksie i tańca Ys.
Zasnęła mając w uchu komunikator od Axela. Teraz uśmiechała się. Mimo dwóch twarzy i ewidentnie podwójnego życia, w całym tym bagnie, Axel wydawał się jakiś stały, jakby pierwsze wrażenie było prawdziwe: zawadiaka, bohater filmu z happy endem.
A potem myślała o Adamie, prosty przeskok. Przeszłość i przyszłość. Choć w Tanji przypadku nie był on świadomy. Czy Tolle wydostał się z Mauer? Dlaczego został z Hannemannem? Naprawdę kiedyś myślała, że ją lubi.
Wszystkie czynności zabierały jej dziś dwa razy więcej czasu. Ubrania leżały porozrzucane na podłodze. Jak przez mgłę pamiętała samo pójście spać.
Odnalazła buty. Zostawiła je w przedpokoju. Ciekawe dlaczego? Znowu chciało jej się śmiać. Stanik okazał się częścią garderoby nie do odnalezienia. To już budziło lekkie zażenowanie. I jakieś dziwne zadowolenie. Upartą myśl, dobrze, dobrze jest robić głupstwa. Rozcięty nadgarstek przypominał, że skala jej głupstw nie jest wcale taka wąska.

***
Nim ubrała się i umyła było już popołudnie. Znalazła Ys i trochę zawstydzona poprosiła o pożyczenie jakiejś czystej bluzki. Pożyczenie – słowo rozbawiło je obie. Nie rozmawiały na temat misji, ale chyba swe szanse widziały podobnie.

***
Tanja wiedziała, że powinna porozmawiać z Eryką. Ociągała się z tym ile mogła, ale w końcu, gdy sylwetka starszej kobiety pojawiła się w korytarzu tuż przed nią, nie miała już wymówki.
- Eryko, poczekaj chwilę.
Zrównały się.
- Powiesz mi, dlaczego wszyscy uważają, że Neoberlin musi zostać zniszczony?
Ostatnia próba zrozumienia. Dobrze by było być po czyjejś stronie. Suche pytanie będące błaganiem o odrobinę wiary.
Ale Eryka, poważna i znużona, sama wstrząśnięta środkami, do jakich musieli uciec się partyzanci i Kombinat, wiarą zarazić nie potrafiła. Tanja po raz enty wysłuchała słów o olbrzymim portalu, o zagrożeniu tym, co stamtąd wychodzi, o burzach, o tym, że tylko upadek miasta naprawdę zakończy istnienie Korporacji.
Dziewczyna nie dyskutowała. Nie chciała nikogo nawracać na niewiarę. To byłoby okrutne. Więc tylko słuchała argumentów na rzecz zniszczenia czegoś, co ma pewnie z półtora tysiąca lat, bo cywili się ewakuuje, tak, tak, na pewno, ktoś ma na to środki i dostatecznie sprawną administrację. Nie rozmawiały o dzielnicach zarażonych zombii. O portalach, które musi mieć Kombinat. Ameryka nie istnieje, zniszczmy dalekomorskie okręty.
Ale w głębi duszy Tanję ściskało współczucie, delikatnie wzięła w dłonie rękę kobiety. Pogłaskała cienką, bladą skórę,
- Jestem pewna, że zrobiłaś, co mogłaś.
- Tanju…? – ale Tanja pokręciła głową, pytanie o rozmowę Konradem nie padło.

***
Następne spotkanie z Barkiem nie zmieniło nastawienia Tanji. Obserwowała Ys i mężczyznę, z którym ta sypiała. Dlaczego? Chętnie zadałaby to pytanie genetyczce.
Tanja, zastanawiała się jak Bark daje radę bez mrugnięcia okiem gadać takie bzdury. Czy naprawdę myśli, że ktokolwiek z nich łudzi się, że chodzi mu o to by przekazali informacje i obejrzeli bunkry? Fizyczka chciała się dowiedzieć, co ukrywane jest w Warszawie, bo miała do wyboru działanie albo rozpacz. Dlaczego inni? Narastało w niej przekonanie, że motywy Yseult Stein mogą by podobne. A reszta? Pozbawiony uczuć Malak, człowiek-marionetka? Axel? Czy on naprawdę wierzy, że dobry Kombinat musi zniszczyć złą Korporację?
„ I wobec kogo każdy z nas jest lojalny? Jeśli to w ogóle ma znaczenie.”


***
Pozwoliła się przebadać. Gdy tylko lekarka wyszła zaczęła szukać w plikach informacji o Konradzie.

Weszła Maria i powiedziała do niej więcej słów niż w czasie całego wczorajszego wieczora. Tanja pogrążona w myślach o bracie, bojąca się zadać sobie właściwe pytanie, ledwie ją słyszała. Ale odpowiedziała uśmiechem na uśmiech.
A potem duszona słuchawkami, walcząca o powietrze, zdumiona siłą smarkuli i przekonana o jej szaleństwie czuła… zazdrość. Świat się wali, a ta jest gotowa zabić z miłości.
Później leżała w ciemności, oddychając - prawdziwa przyjemność. Czuła jak rośnie jej guz na głowie. Dotknęła włosów. Krew. Dopiero teraz narastała w niej złość.

***
Zapaliły się światła i usłyszała krzyki. Dotarła do korytarza, gdzie następna kobieta próbowała zabić inną kobietę. Tanja nadal trzymała się za szyję. Przecisnęła się do Axela.
- Musisz poważnie pogadać z Marią. Za mało Cię jeszcze lubię, żeby dać się zabić z Twojego powodu. Niech ona poczeka chociaż na jakiś realny motyw.
- A Ty mnie lubisz Axel? W ogóle jesteś zainteresowany? Chociaż tak jak Bark Ys? Nie zauważyłam specjalnych oznak. – złość Tanji przenosiła się na hakera. Chciała, by poczuł się głupio, choć to nic w porównaniu do gumowego przewodu na szyi.

- Opanuj się kretynko. – Tanja nadal niesiona adrenaliną przecisnęła się dalej, przed kobietę z pistoletem. – Ten zasraniec nie wygląda na faceta, który przyjdzie tu tylko dlatego, że komuś grozisz. Źle to zaplanowałaś. Mówisz, że zabił Twoją rodzinę. Może to rozwiniesz? – Nie chciała by ktoś zginął. Patrzyła na obie kobiety i łzy Kamilii powoli tłumiły jej złość.

- Puść ją, ona nie jest winna. Boi się Ciebie. – cicha prośba, echo wiary w świat bez przemocy.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 15-07-2008 o 19:32.
Hellian jest offline  
Stary 15-07-2008, 21:15   #38
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Wisisz mi łyka. Za straty moralne. – rzekła nie odwracając zmrużonych oczu od drzwi, za którymi zniknął Malak. Przegrała zakład, ale nikt nie wątpił, że haust, który pociągnęła z podanej jej butelki jej się należy. – Idiota. – mruknęła pod nosem oddając flaszkę jej prawowitemu właścicielowi. Strużka bursztynowego płynu pociekła po jej brodzie i dalej, za dekolt. Fixxxer zrobił minę, jakby całe życie nie marzył o niczym innym niż zlizanie tej kropli tequili ze spoconej szyi Yseult. Dziewczyna otarła usta wierzchem dłoni. Z trzymanej w kieszeni fartucha paczki papierosów wyciągnęła jednego i odpaliła go w ciszy. Frank Malak dostał się na czarną listę Stein, impreza potoczyła się dalej. Trudno ocenić, o której skończyli pić.
Poranek, czy może raczej wczesne popołudnie przywitało Ys nieziemskim bólem głowy. Dawno nie miała takiego kaca. Usiadła ostrożnie, starając się nie ruszać głową. Każde drgnienie odczuwała jak kilogram gwoździ przesypujących się z jednej skroni do drugiej. Obłożony język przyklejał się do wyschniętego na pieprz podniebienia.
- ...pnnie – zabełkotała przeglądając się w stojącym na nocnej szafce lusterku. Niezmyty wczoraj makijaż rozpłynął się, upodabniając ją do pewnego dawno już wymarłego gatunku – pandy. Jak zwykle po trawie, białka oczu miała mocno zaczerwienione. Cały organizm błagał o wodę. Trzęsącymi się dłońmi odstawiła lusterko i powłócząc nogami dopadła umywalki. Ciężko wsparła się na jej pękniętym brzegu. Huk odkręconej wody sprawił, że schowała głowę w ramionach. Tylko na chwilę – pragnienie było silniejsze niż eksplodujący w głowie ból. Obity stalowy kubek wypełnił się nieco zatęchłą wodą. Raz. Drugi. Przed trzecim nastąpiła przerwa. Stein łyknęła garść kolorowych pastylek. Popiła.

*

Wyłożona brzydkimi, błękitnymi płytkami łazienka o tej godzinie ziała pustką. Stojąc przed rzędem umywalek, za plecami mając kabiny prysznicowe, Ys zrzuciła z siebie przesiąknięte potem i dymem papierosowym ubranie. W bunkrze nikt nie robił prania. Od czasu do czasu tylko szło się do magazynu po kilka sztuk nowej odzieży. Stanowiła wyjątek. Lubiła swoje ubrania. W odróżnieniu od burych worków, które mieli w swoich zapasach. Wrzuciła zdjętą sukienkę do zlewu i odkręciła gorącą wodę. Przytrzymując w zębach papierosa sięgnęła za plecy i odpięła biustonosz. Zsuwając koronkowe figi przez moment zawahała się. Tuz ponad gumką widoczne były trzy głębokie blizny. Pamiątka po wypadku. Pamiątka po miłości. Pamiątka po życiu, w którym jeszcze była człowiekiem. W którym odczuwała coś poza bólem. Bielizna dołączyła do czarnej sukienki. Yseult stojąc nago pośród zimnych niebieskich kafelków i zaciągając się papierosem przyglądała się zanurzonym w zlewie tkaninom. W bezruchu patrzyła, jak woda przelewa się przez krawędź umywalki i znika w znajdującym się na podłodze poniżej odpływie. Cisnęła papierosa w kałużę wody i odwrócił się na pięcie. Prysznic. Tego potrzebowała.
Ciągle myślała o wynikach badań Hahna. Nawet wtedy, gdy jej ciało przyjemnie opływały strumienie ciepłej wody, myśli skupione miała na fragmentach kryształu wydobytego spod jego skóry. Na tym, co działo się z jego umysłem w następstwie kontaktu z portalem. Z niepokojem przyłapała się na tym, że myśli o jego dłoniach. O długich palcach, które lepiej niż u naukowca sprawdziłyby się u artysty. ~~ Cholera, Ys – pomyślała – idiotko…~~ Tak, jakby te upomnienia mogły pomóc. Tak bardzo przypominał jej Michaela. W głowie kłębiły jej się myśli, których zaczynała się bać.

*

Lubiła na niego patrzeć. Zwłaszcza, gdy spał. Był tak cholernie podobny do Michaela Steina, że patrzenie na niego aż bolało. Skulona pod ścianą ciemnowłosa dziewczyna, nerwowo kręciła noszoną wciąż na palcu obrączką. Pragnęła go pocałować. Po prostu. Chciała, żeby otworzył oczy i zawołał ją po imieniu. Przygarnął do siebie i zapewnił, że zły sen już się skończył. Nie ruszała się jednak z miejsca. Nazbyt bała się, że jeden fałszywy ruch mógłby przebić do złudzenie niczym mydlaną bańkę. Wszystkie te uczucia były irracjonalne – wiedziała przecież, że leżący przed nią mężczyzna nie jest Michaelem. Że jej nie kocha i nawet nie wie, jak ma na imię.
Drzwi do pokoju, w którym siedzieli uchyliły się niespodziewanie i w świetle wpadającym z korytarza, Ys zobaczyła potarganą głowę Tanji. Dowiedzenie się gdzie leży jej brat zabrało jej trochę czasu. Nie chciała prosi Eryki o kolejne spotkanie. Wydawało jej się zresztą ze kobieta się nie zgodzi. Do tego nie chciała świadków odtrącenia, którego od Konrada się spodziewała.
A w pokoju zastała Yseult. Zapatrzoną w jej śpiącego brata. Tanja poczuła, ze się rumieni.
- Mogę wejść. Czy wszystko w porządku? Dlaczego śpi? – coś ściskało jej gardło, każde słowo przychodziło z trudem. – Czy Ty go znałaś? Wcześniej?
Stein machnęła ręką, zapraszając dziewczynę do środka. Ta zamknęła za sobą drzwi, nie wiedząc, co zrobić.
- Dostaje środki nasenne. To pomaga mu się zregenerować... Tylko z opowieści. I trochę z widzenia...
- Czy on tu będzie bezpieczny?
– wypaliła z nikąd, ryzykując pytanie – Jak nas wyślą do Polski?
Spojrzenie, którym obdarzyła ją młoda lekarka pełne było niekłamanej troski.
- Sama się nad tym zastanawiam. Chciałabym dla niego coś zrobić. Pomóc mu jakoś.
- Ys, nie wiem, czy taki miałaś zamiar, ale właśnie mnie przeraziłaś. Przecież nie chcecie, to znaczy oni nie chcą
- poprawiła się – nic mu zrobić. To tylko obserwacja.
- Nie zamierzałam. Ale nie chcę Cię okłamywać. Znasz swojego brata najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie. Myślisz, że jest mu tu dobrze?

Tanja przez chwilę wpatrywała się w czarnowłosą dziewczynę w milczeniu. I nagle roześmiała się. Stłumiła chichot nie chcąc obudzić brata.
- Oczywiście, ze nie. Nikomu nigdzie nie jest dobrze. Chciałbym - dodała cicho – żeby przeżył.
- Ja też
- powiedziała szybciej, niż można by się tego spodziewać. Coś dziwnego było w jej głosie. Jakby i ją dławiło w gardle. Znowu to niewypowiedziane pytanie. ~~ Dlaczego Ys, dlaczego zależy Ci na nim? ~~
- Komu tu można zaufać?
- zapytała zamiast tego
- Porozmawiam z Klausem. Biedermeierem. Poproszę go... może zaopiekuje się Ko... Hahnem.
- Ja poproszę Erykę
- jakby przypieczętowały tajny układ. – Dziękuję - dodała po chwili
Ys próbując zachować szorstkość bycia machnęła tylko ręką. Podniosła się z ziemi i otrzepała ciemną spódnicę. Nachyliła nad Konradem, przykładając dłoń do jego czoła. Wyglądała przez chwilę, jakby chciała go pocałować, lecz zamiast tego nerwowo obejrzała się na Tanję.
- Nie siedź tu za długo. Lepiej, żeby nikt Cię tutaj nie złapał.

*

„…ień, ’’13

ketoprofenum 3 x 100 mg
diclofenacum 50 mg
sylimaryna 20 mg

każde kolejne spotkanie z barkiem utwierdza mnie w przekonaniu o tym, jak wielkim jest idiotą. prawdę -mówiąc- pisząc nie sądziłam, że zdoła zrobić z siebie jeszcze większego bałwana. a jednak. znów okazało się, jak słabo się znamy. dupek. nie wiem, czy odesłanie mnie do polski ma charakter jakiejś prywatnej zemsty (bóg jeden wie za co) czy… sama nie wiem. ten cały saint drugie tyle. przysięgam, w tym cholernym bunkrze wręcz roi się od kretynów. nie mogę się doczekać, aż się to gówno skończy. chyba bym wolała, żeby wreszcie pierdolnęło-!!!- i wszystkich nas tu pogrzebało żywcem! żebyśmy tak zdechli w męczarniach. koniec świata nie wydaje się wcale być złą alternatywą dla tego, co się tu teraz dzieje. widzę ich wszystkich ciągle i ciągle. zwłaszcza tego z mięśniem. fajny chłopak – pomyślałam - a potem przynieśli mi jego mięsień. jezu. nikt z nas nie wróci z tego zasranego świebodzina, ale chciałabym uratować konrada. nachodzi mnie w jego obecności, żeby zgrywać bohaterkę. kurwa mać. michael… biodro boli i od kilku dni sukcesywnie zwiększam dawkę ketoprofenu. dzisiaj zestawiłam go z diklofenakiem i osłonami na wątrobę. -zobaczymy-wieczorem-. pieprzyć to”



Nachylona nad zdezelowanym zeszytem Yseult za moment przestanie pisać. Będą jej się trzęsły ręce, ale to normalne. Zapali papierosa, który ją uspokoi, i to będzie jeszcze bardziej normalne. Najrzeczywistsza z rzeczywistości. Jedyna, jaką zna. Zamknie zeszyt i schowa go do wpół spakowanej, staromodnej torby lekarskiej. Zawsze lubiła kontrolowany kicz. Nadal go lubi, a może nawet będzie go lubić w przyszłości? Zobaczymy. Pieprzyć to. Wyjdzie na korytarz. Jeszcze jedno spotkanie z tym cholernym idiotą, Barkiem. I Saintem. Potem nagle zgaśnie światło i ciężkie drzwi zatrzasną się za nimi. Serce podskoczy jej ze strachu do gardła. Tak mocno, że zachce jej się rzygać. Na moment. Bo potem wszystko wróci do względnej, chorej normy. „To tylko zabezpieczenia”. „To nic takiego”. „W porządku”. Wyjdą razem na korytarz. Ona, Axel, Tanja, Saint i ten zimny skurwysyn, a być może po prostu pedał, Malak. Jest dość niska, więc późno zauważy to, co dzieje w korytarzu. Tą kobietę z lufą pistoletu pulsowego przyciśniętą do skroni Kamilli. Kroplę krwi, która spłynie z rany na głowie jedynej przyjaciółki, jaką ma. Jedynej osoby, która się o nią troszczy.
- Boże… – jęknie tylko i nim Tanja zdąży skończyć mówić, wyforsuje do przodu.
- Słuchaj – zwróci się do oszalałej kobiety – on tu nie przyjdzie dla Kamilli. Weź mnie, dobrze? Proszę?


„chyba bym wolała, żeby wreszcie pierdolnęło!!! i wszystkich nas tu pogrzebało żywcem! żebyśmy tak zdechli w męczarniach…”

.
 

Ostatnio edytowane przez hija : 15-07-2008 o 21:19.
hija jest offline  
Stary 16-07-2008, 00:29   #39
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Trudno było powiedzieć, co się z nim działo. Od czasu, kiedy opuścili Mauer czuł się naprawdę dziwnie. Nieoczekiwane spotkanie z Johnem powinno go ucieszyć. Nie ucieszyło. Niedawno uciął sobie krótką drzemkę, ale wciąż był zmęczony. Ten dziwny stan wciąż trwał i nie opuszczał go nawet wtedy, gdy podeszła do niego dziewczyna. Tą dziewczyną była poznana wcześniej Yseult Stein. Siłą wyciągnęła go na parkiet i zaczęła tańczyć. Nie miał siły żeby jej się sprzeciwiać. Westchnął i odtańczył z nią jeden taniec. W trakcie złowił kątem oka nieprzychylne (i nietrzeźwe) spojrzenia kilku biesiadników. Nie potrafił dociec przyczyny takiego wzroku. Szybko przestał o tym myśleć skupiając się na tańcu. Mając na względzie swój obecny stan był niemal pewien, że potknie się i na tym cały taniec się skończy. Rzeczywiście zdarzyło mu się kilka drobnych potknięć, które byłyby ledwo zauważalne dla większości ludzi. Jednak był stale obserwowany przez tych kilku facetów, którzy zapewne zlustrowali każde najmniejsze potknięcie. Te spojrzenia drażniły go coraz bardziej powodując przemożną chęć wyjścia z sali. Zrozumiał, że Yseult właściwie tylko się nim bawiła zapewne wcześniej zakładając się, że go uwiedzie. Później tylko małe bara-bara, a później żegnaj frajerze. Nie trudno było rozgryźć, jakiego typu jest kobietą. I takiego właśnie typu kobiet nie lubił. Ponadto bił od niej silny odór alkoholu, który nie pozostawiał złudzeń, co do tego, że jest wpół świadoma tego, co robi. Nie należał do typu mężczyzn, którzy wykorzystują kobietę w każdej nadarzającej się sytuacji. Gdy taniec się zakończył skłonił się lekko wykonując coś na kształt parodii ukłonu.
- Dziękuję za taniec. Jednakże zmęczony jestem i nie mam ochoty do dalszej zabawy. Proszę mi wybaczyć. Idę się położyć.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem, nawet nie oglądając się za siebie, opuścił salę. Po opuszczeniu sali, kiedy głośna muzyka poczęła niknąć w oddali poczuł się już znacznie lepiej. Najwyraźniej przyczyną tych objawów były liczne dziwaczne wydarzenia tego dnia i krótki odpoczynek. Resztę nocy wolał spędzić w łóżku licząc na to, że jego stan się poprawi. Na wieczór miał do załatwienia jeszcze tylko jedną istotną sprawę. Udało mu się znaleźć pokój z małym okienkiem na zewnątrz. Wokół panowała całkowita cisza. Z oddali dochodziły tylko ledwie słyszalne odgłosy muzyki. Uklęknął na twardej niczym skała powierzchni, z kieszeni wyjął łańcuszek z małym, pozłacanym krzyżykiem uwieczniającym Mękę Pańską. Łańcuszek ścisnął w jednej dłoni drugą wykonując znak krzyża, po czym złożył dłonie i cichym głosem przemówił:

Ojcze nasz, któryś jest w niebie,
Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje,
Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj,
I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom,
I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode Złego,
Amen

Modlitwę zakończył ponownie wykonując znak krzyża. Wstał otrzepując kolana, schował krzyżyk z powrotem do kieszeni a następnie udał się na spoczynek. Po chwili zastanowienia wyjął krzyżyk z kieszeni i zawiesił go na szyi ukrywając go pod bluzą. Runąwszy na łóżko zasnął niemal natychmiast. Nie nawiedziły go żadne sny.

Mimo tego, że położył się spać dość późno wstał wczesnym rankiem. Zaraz po przebudzeniu tylko bezmyślnie wiercił się w łóżku nie potrafiąc zmusić siebie do ponownego zaśnięcia. Wreszcie czuł się znacznie lepiej. Powrócił również jego humor i wigor, który nie opuścił go przez cały dzień spędzony w zatęchłym bunkrze. Poprzedniego dnia czuł się w tym miejscu jak w więzieniu. Teraz jednak zrozumiał, że to najprawdopodobniej najbezpieczniejsze miejsce, do jakiego mógł trafić. Oczywiście pozostawało nim na razie. Nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, że bunkier nie utrzyma swej pozycji przez długi czas. Tak samo było oczywiste, że jeszcze mniej czasu w tym miejscu pobędzie. Mimo zapewniania rzadko spotykanego w tych czasach bezpieczeństwa nie miał zamiaru przebywać tu wiecznie. Tym bardziej cieszyło go spotkanie z Barkiem. Wciąż miał o nim bardzo nieprzychylne zdanie, lecz nie miał innego wyboru jak tylko się z nim zasymilować. W drodze do jego biura, w której towarzyszyli mu znajomi poznani wczoraj minęła go czarnowłosa kobieta, która (sądząc po jej twarzy) właśnie próbowała się zasymilować z Barkiem. Sądził, że Yseult zapomniała podobnie jak pozostali o wczorajszym zajściu. Nie wiedział na ile ta nadzieja była płonna choć i tak starał się unikać jej wzroku patrząc cały czas przed siebie. Bark tym razem ustroił się w miarę normalny strój. Wygłosił im przydługą przemowę na temat ich wyjazdu do Świebodzina i paru innych spraw. Najbardziej w tej przemowie zaskoczyło go to, że potrafił mówić tak długo bez złapania oddechu ani niczego do picia. Bark jak mało, kto nadawał się na polityka albo innego mówcę. Uśmiechnął się lekko, kiedy nakazano im udawać chrześcijan w obliczu „krzyżowców” (jak sam ich nazwał). Bark próbował też zaskoczyć ich znajomością angielskiego poprzez liczne angielskie wtrącenia w przemowie. Wtrącenia były sztuczne i wciskane na siłę. Zaraz po wyjściu z biura Frank też pochwalił się doskonałą znajomością angielskiego poprzez słowo „Motherfucker”. Minęli się tym razem z blondynką zmierzającą do Barka zapewne również w celu „zasymilowania się”. Na zewnątrz napotkał nikogo innego jak swojego znajomego Johna Sainta. John również pochwalił się niesamowitymi wręcz umiejętnościami w kwestii długich przemów, choć w tym polu wciąż szans na rywalizację z Barkiem nie miał. John przekazał im kolejne zadanie, które mieli wykonać przejeżdżając przez Frankfurt. Tym zadaniem było sprawdzenie pewnej bazy WKP. Zadanie z pozoru wydawało się banalne, ale nauczył się już, że życie wcale banalne nie jest. Wręczono im raport dotyczący zaginięcia kilku agentów. Szczególnie pseudonim Irrlicht z kimś mu się kojarzył. Chyba grał kiedyś z kimś o takim pseudonimie w gry, rpg choć słabo to pamiętał. Nagle przemowa została im oszczędzona nagłym zwrotem wydarzeń. Na chwilę przygasły światła i zamknęły się drzwi za ich plecami. Na szczęście trwało to tylko chwilę, po czym wszystko wróciło do normy.
- I to tyle w kwestii niezawodnej nowoczesnej technologii – rzucił Frank. Wszelkie dalsze wywody zostały ucięte przez krzyk. Natychmiast wybiegł z pomieszczenia i pobiegł w kierunku jego źródła odbezpieczając po drodze colta. Na jego drodze stanął ściśnięty tłumek ludzi. Bezceremonialnie robiąc duży użytek z łokci przedarł się na przód. Zobaczył mijaną przed dłuższą chwilą czarnowłosą kobietę, która najwyraźniej mając w głębokim poważaniu wszelkie zasady BHP mierzyła z pistoletu w głowę poznanej również wcześniej Kamilli. Dziewczyna wyglądała na bardzo przerażoną, co nie było wcale dziwne mając wzgląd na jej sytuację. Kobieta krzyczała domagając się przyprowadzenia Barka i groziła śmiercią zakładniczki. Malak przyzwyczajony do takich sytuacji wpatrywał się w nią swoim spokojnym wzrokiem.
- Opanuj się kretynko. Ten zasraniec nie wygląda na faceta, który przyjdzie tu tylko, dlatego, że komuś grozisz. Źle to zaplanowałaś. Mówisz, że zabił Twoją rodzinę. Może to rozwiniesz? Puść ją, ona nie jest winna. Boi się Ciebie – usłyszał podniesiony i powoli opadający głos Tanji Hahn która przepchnęła się na sam przód. Gdy mówiła Frank delikatnymi ruchami obracał głowę ostrożnie lustrując wzrokiem całe pomieszczenie. W jego głowie jak na zawołanie pojawiło się kilka pomysłów na rozbrojenie napastniczki i kilka pomysłów na negocjacje. To drugie było wbrew pozorom bardziej ryzykowne niż pierwsze. Wreszcie zdecydował się podjąć najwyższego ryzyka.
- Bardzo ładnie powiedziane pani Hahn – rzekł głośno – Jednakże jeszcze te słowa dodatkowo rozwinę. Znam Barka od zaledwie dwóch dni i już wiem, jakim typem człowieka jest. Możesz wystrzelać całą załogę bunkra, a nawet wszystkich mieszkańców, Neoberlina, a on i tak nie wyjdzie. Zapewne wie też, co się święci i już nie wyjdzie z ukrycia ani nikogo do siebie nie dopuści. Nie dopadniesz go także, jeśli zginiesz. A na to najbardziej się zanosi. Jeśli zabijesz Kamillę ktoś z tu obecnych cię zabije. Zabijesz kogoś z tu obecnych, ktoś inny nie wytrzyma i zacznie od ciebie strzelać nie bacząc na zakładnika. Wtedy też najprawdopodobniej zginiesz. Pomyśl przez chwilę racjonalnie, a następnie zrób, co uważasz, choć moim zdaniem więcej zyskasz oddając broń i oddając się miłej rozmowie pełnej wzajemnego współczucia. Myśl szybko.
Zobligował ją do szybkiego myślenia powolnym korkiem zmierzając ku niej. Widział dwie możliwości. Zabije go, co będzie oznaczało, że nie ma dla niej żadnego ratunku i wtedy zastrzeli ją Saint albo odda mu bron i wszystko wróci do normy. Trzecia możliwość była raczej mało prawdopodobna.
 
wojto16 jest offline  
Stary 16-07-2008, 22:03   #40
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Axel Heintz

Dawno nie brał udziału w takiej popijawie. W pewnym jej momencie już nawet nie wiedział za co i po co tak się najebał. Kojarzył tylko tego glinę, Malaka, co odmówił tej lasce. Co o nim wtedy mówili? Ah, że trzeba się trzymać z daleka i nie wchodzić razem z nim do łazienki. Bo jak ten gej dorwie kogoś od tylca...
Obudził się standardowo w takich sytuacjach. Dobrze, że ktoś wynalazł tabletki na kaca a on znał wszędobylskiego Horsta. Nie był to może cudotwórczy lek, lecz samopoczucie wzrastało bardzo szybko, podobnie też humor, niestety ten był sinusoidą wraz z trwaniem każdej godziny w tym cholernym bunkrze. Zwłaszcza, że nawet ubrania nie było za bardzo jak zmienić, chociaż przynajmniej jego górną część musiał. Zalana czymś śmierdzącym podobnie do tego czegoś, co pili jako ostatnie, przynajmniej z tego co pamiętał. Czy on wtedy pocałował Marię? Cholera, lepiej, żeby nie. Może w razie czego i tak nic nie pamiętała. A może to była Tanja? Niech to szlag, nigdy więcej popijaw urządzanych przez Josefa!

Powiadają, że im dalej w las tym gorzej. Coś w tym było, bowiem Axelowi nie podobało się to, jak ich wykorzystywano. Zrób to, przynieś to, pozamiataj, obciągnij mi. Bark był szefem i w sumie wypad do Świebodzina miał sens. Ale szukanie dwóch debili co dali się złapać?
-Te, Saint. Nie wiem kurwa kim tu jesteś, ale w zasadzie na chuja mamy ci pomagać? Wkurwia mnie to wydawanie mi rozkazów, paniał? Wyślij jakiś tłumoków, zrobią to samo. A nie wiedząc gdzie mamy jechać, ślecie nas na równie zajebistą misję, zatrzymując nas na kilka dni i dając szanse przeżycia. Teoretyczną. Sam sobie tam zapierdalaj.
Heintz miał tego dość. Co go kurwa obchodziło, że jest po drodze? Po drodze to on mógł się załatwić. Powiedział by coś jeszcze, ale nagle zgasło światło.
-Ta, nawet obronić się nie umiecie.
Wszystko dość szybko wróciło do normy. Również teoretycznie. Najpierw słowa Tanji, które przyjął z autentycznym zdziwieniem. Co jej zrobiła Maria? Co odwaliło tej nastolatce? Cholera, też sobie znajomków dobierał. Sam świry. Będzie musiał dopytać, ale to nie teraz. Teraz kolejna idiotka próbowała "na wabia" sprowadzić tu kogoś takiego jak Bark. Śmiechu warte. Ale głupio by było, jakby kogoś zabiła. Przy czym Axel nie miał zamiaru gadać. Mieli tu glinę, powinien to zrobić jak w filmach. Strzelić jej w ten głupi łeb, gdy machała tym pistolcem na boki. Korzystając z chwili odwrócenia jej uwagi również próbował się nieco zbliżyć. Nie narażając swojego życia rzecz jasna, nie miał zamiaru się poświęcać dla jakiegoś naukowca, który wysłałby go na śmierć równie gładko jak Bark. Próbował raczej... zminimalizować straty. Machanie bronią było głupie, wystarczyłby jeden skok, by mógł ją unieszkodliwić. Krav Maga była niemal uczulona na takie przypadki i były komandos wałkował je najdłużej, ucząc Axela chwytów. Chociaż wbijał też coś innego do jego głowy. "I zasada: Unikaj miejsc i sytuacji niebezpiecznych." Łatwo, kurwa, mówić...
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172