Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2008, 19:42   #1
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[Autorski] Triarii: Die Mauer (18+)

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/triariilogo3.png[/MEDIA]

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/va-half-life_2_soundtrack-track_32-m.mp3[/MEDIA]

# Frank Malak
Dworzec Berlina wschodniego.
Poranek, zgodnie z postępującą jesienią, był nieco mglisty, a słońce, które coraz później wstawało, żarzyło się czerwoną łuną na horyzoncie.
Popękany tynk odkrywał nagi mur, zaś pokruszona czerwień cegieł odsłaniała czarne żebra prętów zbrojeniowych; i graffiti, sieć pokrywająca szare mury niczym dziwaczny tatuaż. Jakaś dziwna, ciemna breja sączyła się przez szczeliny.
Pociągi przetaczały się przez linie kolejowe ze zgrzytem, pasażerowie przechodzili z peronu na peron ze stukiem, zaś same perony wznosiły się nad zaśmieconą siecią trakcyjną. Rdza.
Stałeś i czekałeś na umówione spotkanie, a John Saint nadszedł, wraz ze swoim nieśmiertelnym prochowcem.
- A, witaj, Frank. Sorry za to moje spóźnienie, ale pewnie już wiesz – od pewnego czasu likwidują zwykłe posterunki policji i zamieniają je na SD. I szkolenia. Ten pierdolony posterunek jest pusty, całą kadrę wysłali na szkolenie. Ja zresztą też jutro jadę.
Zrobił wymowną pauzę, a ty wiedziałeś, o co mu chodziło. Od pewnego czasu jednostki Sicherheitsdienst, SD, zrobiły się szczególnie aktywne. A gdy policja robi większe akcje, nie wróży to niczego dobrego.
- W każdym razie – kontynuował – z tego, co mi mówił stary Connor, wygląda na to, że mimo wszystko esdecja jej nie zabrała. SD lubi wysyłać listy i powiadomienia, że ktoś jest podejrzany o to i o to. Teraz tak nie było. Zresztą, przeszukałem dane policji. Tfu, teraz już Sicherheitsdienst. Jeżeli ktokolwiek ją porwał, to nie my. Powiedziałem to ojczulkowi, więc próbował mnie nakłonić do przeszukania archiwów Tajnej Policji. A ja znowu nie mam dostępu do danych GSA i wiesz, jakoś nie chce mi się forsować ich archiwów. To twoja robota.
Ostatni raz widział ją jej ojciec. Spotkałem się z nim jakieś dwie godziny temu. Mówił, że gdy zniknęła, miała wyjść do swojego mieszkania, w każdym razie różni świadkowie twierdzą, że tak właśnie było. O, masz.

Kartka z adresem powędrowała w twoje dłonie. Znałeś ten adres; było to jakieś dwadzieścia minut piechotą z tego dworca, jako że blok, w którym mieszkała, był blisko muru. Dostałeś także jej zdjęcie – była niebieskooką brunetką o dość ładnych rysach twarzy.
- Pytasz, czy zachowywała się dziwnie. Co za głupie pytanie! Już sam fakt, że nie mieszkała razem z resztą w obozie koło muru, jest dziwny. Jej ojciec praktycznie całe swoje życie poświęcił Murowi. On sam nie wie, czym ona tak naprawdę się zajmowała. Mówił, że od czasu do czasu, kiedy nie była potrzebna robiła sobie krótkie wypady poza mur. Tak, do Polski.
Westchnął, a jego mina zdradzała litość.
- Kobiety... No, ale wracając – tutaj masz klucze do tego jej mieszkania. Nie sprawdzałem, ale powinno stać nietknięte.
Masz jakieś pytania? Spieszę się... Zresztą, ty też powinieneś się spieszyć. Słyszałem ostatnio, że Kombinat robi kolejne ruchy wokół Mauer...


# Tanja Hahn
Winda sunęła ze stałą szybkością przez szyb, ukazując kolejne samotne, ponure miejsca poza oficjalną częścią labu.
Wtem Twój Konektor wydał z siebie dźwięk, a Ty odebrałaś połączenie.
- Tanja? Witaj, moje dziecko – głos Erici Kant był, jak zwykle zresztą, pewny siebie i opanowany. - Co prawda to nie do końca fair z mojej strony, że robię włam na sieć SLATE, jednak nie mogłam nie skorzystać z okazji. To jest wiadomość nagrana i obecnie nie ma mnie mnie przy stacji, więc nie fatyguj się z odpowiadaniem. Jak opowiadałaś mi swojego czasu, pracujesz w labie z bloku C, jednym z głębszych. Chcę powiedzieć, że moje kontakty mówią mi, że pracownicy z C mają możliwość przejścia do pierwszych sektorów D; musisz się tam dostać dzisiaj, to ważne... - Nagły napad kaszlu przerwał jej, jednak kontynuowała dalej. - Musisz wiedzieć, co stanie się tutaj, na powierzchni. Wiesz, że ostatnio udało nam się nawiązać kontakt z Benefactoris Nostrum; ostrzegli nas, że w okolicy die Mauer będzie testowana nowa broń biologiczna, ale nie chcieli nam powiedzieć, jakiego typu. Między innymi dlatego nie ma mnie na wschodzie, tam, gdzie zwykle. Skontaktuj się z... - usłyszałaś szum pola zagłuszającego SLATE. - ...erdem, on jest człowiekiem, który powinien cię tam dotransporto-o-o... - znowu szum. - Skanowanie sektora radiowego. Blokowanie sygnałów zewnętrznych. Magnetyczna bariera... Siedemdziesiąt... Sto procent. Przepraszamy za trudności i zakłócenia w Konektorze. Życzymy miłego dnia.
Winda dotarła do Labu C-63, jej drzwi otwarły się, a Ty znalazłaś się w stalowym korytarzu;
chwilę nim szłaś, zanim nie dotarłaś do Przedsionka. Mapa po prawej wskazywała:

LAB C-63
TELEPORTACJA KORPUSKULARNA

- MAGAZYNY ZAPASOWE
- PRZEDSIONEK - BIURA
- LABORATORIA BADAWCZE

***


Nazywali go Przedsionkiem, mimo tego, że było wiele innych nazw, odpowiedniejszych dla tego miejsca. Był to szyb dawno już nie używanego silosu nuklearnego, od którego odchodziło większość wyjść do różnych sektorów.
A także niezliczona ilość ramp, które ciągnęły się od samej góry po ciemny dół. Jakkolwiek używano tylko jednej, nad którą były przerzucone prowizoryczne, drewniane mosty; tu i ówdzie zwisały luźno kable, zaś w czerni, która rozpościerała się pod rampą, rozbłyskiwały od czasu do czasu gwiazdy zepsutych przewodów elektrycznych lub lampy sond.

# Axel Heintz

Poskręcane zwoje pół maszyny pół człowieka, GOS-u, jak sam siebie nazwał po jego stworzeniu. Popatrz teraz na GOS. Genetisches Operationsystem.
Krążą pogłoski, że komputery organiczne tak naprawdę wymyśliła Ameryka – dawna Ameryka, idąc coraz dalej i dalej w inżynierii biomechanicznej. Być może OS był jednym z tych genetycznie wyhodowanych mózgów, które zostały później wpuszczone do testowych pojemników.
80% maszyny, a 20 % człowieka. Tyle wystarczyło, żeby stworzyć komputer świadomy samego siebie, posiadający niejaki charakter i, cóż, dowcipny.
Wstawaj – zabrzęczał równo o siódmej jego własny ekwiwalent budzika.
Spójrz na GOS. Poskręcane zwoje kabli wijące się pomiędzy kolejnymi skrzyniami komputerów osobistych. Wypisz wymaluj, Cthulhu przeniesiony z Lovecraftowskich fantazji na pięć diamentowych procesorów.
OS mówił różnymi głosami; jakkolwiek miał na początku swojego działania głos Leni Rieffenstahl(osobisty żart), to jednak wkrótce stał się Wielością, jak sam siebie lubił nazywać. Dusza wpakowana w łuskę.

* * *

Ledwo przed Twoimi oczyma rozbłysły kolejne monitory, a miękki dźwięk wiadomości dotarł do Twoich uszu.
- Taa... - OS wybrał tym razem prezentera radiowego. - No i co my tu mamy? Wiadomość! Wiadomość dla naszych ukochanych słuchaczy! Dzisiaj jest dzień wiadomości!
Znowu dźwięk.
- Heja, Axel. Nie wiem, co się kurwa dzieje z tym całym SLATE, system jest praktycznie przeszukiwany co dziesięć minut. Moje routery ledwo nadążają za tym wszystkim.
Był to Fixxxer.
- Tutaj masz pakiet informacji, o który mnie prosiłeś. Smacznego. Będę później.
Rozpakowałeś archiwum, które nadesłał haker. Było tam parę folderów, które otwierałeś po kolei.
W folderze "XXX" było zaledwie parę kiepskiej jakości filmów pornograficznych.
W folderze "info_" znalazłeś parę interesujących rzeczy.
Po pierwsze, był tam wycinek ze "Spiegel", lokalnej gazety propagandowej kontrolowanej w całości przez Korporację. Jej data była wczorajsza.

WIELKIE POLOWANIE NA HAKERÓW
Jak donoszą Nasi Dobroczyńcy, istnieją ludzie, którzy śmieją przeciwstawiać się rządowi i wystawiać Neoberlin na pośmiewisko, wystawiając go na pastwę wpływów zewnętrznych. Nie możemy...[tutaj kawałek został oderwany, jakby Fixxxer uznał, że nie ma czego szukać tutaj].
A oto nazwiska ludzi, których wkrótce ma odwiedzić SD:
Gieger
Hart
Jansen
Kaffenberger
Heintz


Nazwisko "Heintz" zostało tu podkreślone czerwonym kolorem. Reszta gazety także została oderwana.
Następnym plikiem były – jak zdołałeś się zorientować – zdjęcia z kamer w różnych częściach miasta, jednak na każdym z nich znajdował się przynajmniej jeden Diener. Byli oni łatwo rozpoznawalni z powodu swoich białych hełmów. Każde zdjęcie było podpisane; zapisałeś te nazwy, jako że mogą Ci się jeszcze przydać. W pliku README był wpis Fixxxera: "Ostatnio tam bywają".
Ostatni folder zawierał jedynie dokument tekstowy, który opowiadał o pogłoskach dotyczących wypróbowania nowej broni biologicznej przez Kombinat przy Murze.
- Hej – odezwał się GOS. - To co teraz robimy?

# ???
- Ty pewnie wiesz o tym, co? Jak to było jeszcze dziesięć lat temu? Pewnie pamiętasz, stary człowieku. Ty pamiętasz wiele, choć teraz jesteś jednym wielkim wrakiem człowieka, który leży przede mną w łóżku, a ja staram się od niego wyciągnąć informacje. Nie, nie musisz teraz odpowiadać.
Teraz mówię ja.
Pamiętam, jak przyjechali z ciemności. Ile wtedy miałam lat? Może dziesięć? Chyba uratowało mnie tylko to, że tej nocy bawiłam się w szafie na strychu. Usłyszałam ryk silnika i tupot wielu nóg. I trzask elektrycznych pałek SD. Teraz już nie mają takiego napięcia, ale wtedy jedno uderzenie w głowę mogło zabić. Nie, żebym wtedy to rozumiała. Jednak zwłoki siostry są sugestywne dla każdego, nie sądzisz?
Nic nie mów, starcze. Zamęczysz się z tym twoim rakiem krtani. A twoje gardło musi jeszcze mi dużo wyśpiewać o Murze.
A potem uciekłam. I mój dom został jeszcze jednym opuszczonym domem z tysięcy domów na zachodniej granicy. Chyba jeszcze stoi. Nie pamiętam, żeby wyburzali coś w Świebodzinie.
Oni zawsze przyjeżdżali w nocy. Nie mówili nic, tak samo jak nie mówiła nic nasza policja i nasze wojsko. Liczyliśmy opuszczone domy, myśleliśmy, że mają jakiś system, według którego zabierają ludzi. Nie mieli żadnego, to wszystko wyglądało chaotycznie. Raz z brzegu, raz na drugim końcu miasta, raz niedaleko dworca. Czasem w ogóle nie przyjeżdżali.
Nie, starcze, nie mylisz się. Oni nigdy nie rabowali domów. Nie brali nic. Tylko ludzi. To wszystko. Zabierali ich i znikali. Polska? Jaka, do cholery, Polska? Nie było już wtedy Polski po tym, jak rząd został wymordowany przez Warszawę. Były tylko ziemie i ziemie polskie. I nic poza tym. Zbieranina miast, która czekała na najgorsze. Pierdolona anarchia, która zeżarła wszystko; strefa wojny domowej, gdzie każdy walczył o choć jedno pole uprawne, jedną fabrykę, jeden sklep. Wtedy było tak, że jeśli wyszedłbyś na sto metrów od zasieków twojej małej ojczyzny, to albo wdepnąłeś na minę, albo zabijał cię ktoś z innego miasta. Nieufność, nieufność, nieufność. Chyba tylko kupcy mieli jakie takie zaufanie.
Pytasz, czy nas tutaj znajdą? O, pewnie. Prędzej, czy później. Ale nie martw się, do tego czasu już umrzesz. Twój mózg umrze, a ja będę mogła wydobyć z niego każdą informację, która została w twoich neuronach.
Nie, nie musisz się tym martwić. Po tym wszystkim urządzę mu godziwy, chrześcijański pochówek.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 15-09-2008 o 11:40.
Irrlicht jest offline  
Stary 22-05-2008, 00:53   #2
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Można by rzec, że mrugnął tylko oczami i przeniósł się parę godzin w przód. Po otwarciu oczu pierwsze, co zobaczył to sufit jego sypialni. Przekręcił głowę by spojrzeć na budzik stojący na szafce obok.
Zostało mu jeszcze 20 minut.
Ten czas spędził leżąc w łóżku, co wiązało się z przewracaniem z boku na bok. Próby znalezienia wygodnej pozycji umożliwiającej spokojny odpoczynek spełzły na niczym. Wskazówka budzika nieubłaganie parła dalej przesuwając się na cyfrę 5. W końcu jednak osiągnęła swój cel. Czas się skończył.
Budzik odezwał się szybkim, nieregularnym pikaniem sygnalizującym koniec czasu na odpoczynek. Frank, mimo, że był na to przygotowany nie miał ochoty wstawać. W końcu wygramolił się z łóżka, chwycił budzik i przestawił mały, czarny przełącznik na „Off”.

Gdy tylko wyłączył alarm w budziku zabrał z krzesła swoje codzienne ubrania. Leżały niezbyt dobrze złożone. W swojej pracy dużo uwagi poświęcał szczegółom, lecz nie tyczyło się to jego życia prywatnego. Następną rzeczą, jaką zrobił było rozsunięcie żaluzji, dzięki czemu w sypialni zrobiło się nieco jaśniej. Jednak na zewnątrz wciąż było dosyć ciemno i nie panował zbyt duży ruch.

Kiedy dotarł do kuchni zajął się przygotowaniem zupy w proszku wyciągniętej z szafki. Prawie potknął się o krzesło, co uświadomiło mu niezwłoczną potrzebę zapalenia światła. Zupę, mimo, że była gorąca, skonsumował dosyć szybko. Wstał od stołu, wrzucił brudny talerz do zlewu, który stał się kolejnym elementem małej górki (Frank obiecywał sobie, że kiedyś je pozmywa. Po raz pierwszy obiecywał to sobie jakieś dwa tygodnie wcześniej) i ponownie wyjrzał przez okno. Poranki zazwyczaj bywały chłodne, więc rozważał założenie kurtki. W końcu podjął decyzję o wyjściu na zewnątrz w codziennych ubraniach. Wyłączył światło, założył buty, zamknął drzwi na klucz. Klucz włożył do kieszeni gdyż nie spodziewał się żadnych gości i mieszkał sam. Spojrzał na zegarek by stwierdzić, że wciąż do spotkania zostało mu 10 minut.

Żadne taksówki nie jeździły w okolicy, więc musiał udać się na spacer, który zaprowadził go na dworzec. Wprawdzie posiadał samochód, ale nie lubił prowadzić. Dworzec jak zwykle sprawiał bardzo negatywne wrażenie. Zegarek wskazywał już minutę po godzinie spotkania. Frank zaklął i z braku lepszych zajęć przechadzał się w tę i z powrotem.

Po kilku minutach John Saint nadszedł w swoim prochowcu.
- A, witaj, Frank. Sorry za to moje spóźnienie, ale pewnie już wiesz – od pewnego czasu likwidują zwykłe posterunki policji i zamieniają je na SD. I szkolenia. Ten pierdolony posterunek jest pusty, całą kadrę wysłali na szkolenie. Ja zresztą też jutro jadę.
- W takim razie cieszę się bardzo z faktu, że już tam nie pracuję. Jak widzę ominęło mnie większe bagno niż te w które właśnie wlazłem.
- W każdym razie – kontynuował John – z tego, co mi mówił stary Connor, wygląda na to, że mimo wszystko esdecja jej nie zabrała. SD lubi wysyłać listy i powiadomienia, że ktoś jest podejrzany o to i o to. Teraz tak nie było. Zresztą, przeszukałem dane policji. Tfu, teraz już Sicherheitsdienst. Jeżeli ktokolwiek ją porwał, to nie my. Powiedziałem to ojczulkowi, więc próbował mnie nakłonić do przeszukania archiwów Tajnej Policji. A ja znowu nie mam dostępu do danych GSA i wiesz, jakoś nie chce mi się forsować ich archiwów. To twoja robota.
Ostatni raz widział ją jej ojciec. Spotkałem się z nim jakieś dwie godziny temu. Mówił, że gdy zniknęła, miała wyjść do swojego mieszkania, w każdym razie różni świadkowie twierdzą, że tak właśnie było. O, masz.

Frank wziął od niego kartkę z adresem i zdjęcie dziewczyny. Trzeba przyznać, ze prezentowała się dosyć okazale. Z adresu wynikało, że mieszkała niedaleko stąd. Przynajmniej nie musiał chodzić daleko. W końcu zadał pytanie:
- Czy coś ci wiadomo na temat tego, że zachowywała się dziwnie albo coś w tym stylu?
- Pytasz, czy zachowywała się dziwnie. Co za głupie pytanie! Już sam fakt, że nie mieszkała razem z resztą w obozie koło muru, jest dziwny. Jej ojciec praktycznie całe swoje życie poświęcił Murowi. On sam nie wie, czym ona tak naprawdę się zajmowała. Mówił, że od czasu do czasu, kiedy nie była potrzebna robiła sobie krótkie wypady poza mur. Tak, do Polski. Kobiety... No, ale wracając – tutaj masz klucze do tego jej mieszkania. Nie sprawdzałem, ale powinno stać nietknięte.
Frank przyjął klucz do mieszkania i poprosił o jeszcze jedną rzecz:
- Wielkie dzięki za wszystko John. Skoro jednak już tu jesteś byłoby miło gdybyś zdobył wszelkie dostępne ci informacje dotyczące Connora, jego rodziny, pracy i roli w die Mauer. Póki, co na razie.

Frank opuścił dworzec i raźnym krokiem ruszył do bloku, w którym mieszkała Sara. Policja zapewne już sprawdziła i dokładnie wyczyściła jej mieszkanie, ale sprawdzić nie zaszkodzi. W końcu od czegoś to śledztwo trzeba zacząć.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 22-05-2008 o 10:56.
wojto16 jest offline  
Stary 30-05-2008, 17:04   #3
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Stoczył się z łóżka chwilę po irytującym brzęczku budzika, który GOS wybierał chyba tylko po to, by go jak najbardziej podkurwić. Nie szkodzi. Nie potrzebował zbyt wiele snu, a raczej przyzwyczaił się do tego, że zażywa go mało. Nie mógł sobie pozwolić na więcej, sen był niebezpieczny i wiedział to każdy. A już na pewno każdy haker, którego wszyscy chętnie złapali by w swoje łapska. A potem najlepiej wykorzystali do swoich celów, w końcu geniuszy komputerowych wielu nie było, a ich wywiad zazwyczaj mocno nawalał.

Usiadł ciężko przed komputerem, mrużąc oczy, by przyzwyczaić się do jaskrawych teraz ekranów. Małe piwniczne okienka nie dawały zbyt wiele światła, stąd jego oczy przyzwyczajały się wolniej, przynajmniej do momentu, w którym ujrzał swoje nazwisko w gazecie. Skąd je znali? Zresztą nieważne, w końcu praktycznie u nich kurwa pracował. Może któryś z jego "kolegów" się wypaplał, że ten cały Heintz za dużo umie? A może to po prostu rutynowa kontrola, bo tak na prawdę nic nie wiedzieli. Haker westchnął głośno i ziewnął, słysząc pytanie GOS-a. Nie należał do tchórzy.
-Przygotuj się do włamania do urzędu. Musimy zmienić adres zamieszkania.

Obecnie miał wpisaną melinę Fixxxera, ale to już będzie spalony temat. Było tam za mało jego rzeczy, a jego kumpel szybko załatwi coś nowego. A on sam ostatnio dowiedział się, że jakaś staruszka trzy piętra na nim zeszła na zawał. Mieszkanko było wolne, wystarczyło przywłaszczyć. Wstał z krzesła i polazł do kuchni, wrzucając do mikrofali to słynne "szybkie" żarcie. Składało się z samej chemii, ale za to wystarczyło wrzucić do mikrofali i miało się ciepły posiłek. Eh, jebane wynalazki. W międzyczasie rozruszał mięśnie. Kilka pompek, brzuszków i podciągnięć na drążku było wręcz niezbędne na początek dnia, w którym będzie pewnie wygrzewał tyłek na miękkim stołku Korporacji. Potem szybki prysznic i był gotowy, siadając przed kompem wraz z parującym żarciem, które przypominało wyglądem kebab, ale pachniało inaczej. Zaczął stukać w klawiaturę.
-Dobra, wbijamy się tam. Ustawimy adres tej co zeszła z miesiąc temu. O tak...
Chwila ciszy, przerywana tylko stukaniem klawiszy i mlaskaniem.
-Dobra, rozłączaj. Będziemy improwizować, jak nas odwiedzą. Pieprzone SB, ostatnio stali się strasznie wkurwiający. Dobra, dawaj Fixxxera.
GOS piknął cicho, dając znak, że jest gotowy. Hakera nie było, lecz wiadomość powinien odebrać w miarę szybko.
-Muszę ściemniać. Melina spalona, pewnie się tam zwalą. Ale mam prośbę. Załatw mi przeprowadzkę do tej babci na trzecim piętrze u mnie. Wiesz, ciuchy, meble, ze dwa złomy do kompletu. I papiery, nie powinno być to trudne, jestem już tam oficjalnym rezydentem. Ja muszę spadać do roboty by nie dawać im więcej powodów. W razie kłopotów kontakt jak zwykle. Zabawimy się w kotka i myszkę, lubisz to tak i ja. Do wieczora.

Skończył żarcie i wyrzucił jednorazowy pojemnik do kosza. Popił wodą, butelka po niej powędrowała za pojemnikiem. Nie używał wielorazowych naczyń, tak było szybciej i wygodniej. Zresztą w większości jadał i tak na mieście. Przełączył GOS-u w tryb oczekiwania, mógł się wyłączyć, gdyby tylko próbowali go wykryć. Axel wolał nie robić tego od razu, bo ten bydlak przekazywał mu informacje i to umówionym szyfrem! Lubił swoją zabaweczkę. Była już prawie 8, więc wstał szybko i ubrał koszulę i garnitur, przez chwilę poprawiając krawat na szyi. Zresztą jego sypialnia mocno różniła się od pokoju dziennego, wręcz wyglądała na całkiem normalną, a to było dziwne biorąc pod uwagę tony sprzętu ledwie kilka metrów dalej. Zabrał jeszcze klucze do meliny i komórkę i wyszedł z mieszkania. Drzwi zatrzasnęły się same, z cichym szumem. Zamek co prawda miały, ale Heintz wolał używać tego elektronicznego. Skaner oka, wykrywacz mowy. I karta magnetyczna, razem z kodem dostępu. Bardziej zabezpieczony niż baza wojskowa, chociaż doskonale wiedział, że w razie czego daje mu to tylko czas na ucieczkę. Dobre i to. Wyszedł na zewnątrz, patrząc na nieprzyjemnie blisko zwisające chmury, po czym wsiadł do swojego samochodu, odpalając cichy silnik. Beznamiętnie ruszył przed siebie, włączając lokalne radio. Lubił czasem posłuchać tej papki, jaką w nim serwowali. Bawiła go, przynajmniej w momentach, w których nie przygnębiała. Ostatnio więcej było tych drugich.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-05-2008, 22:29   #4
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Tanja wysłuchiwała nagrania i tylko źrenice jej brązowych oczu rozszerzały się coraz bardziej. Zakłócenia nie pozwoliły zrozumieć całej wiadomości i Tanja przez chwilę wyglądała jakby chciała trzasnąć słuchawkami o metalową ścianę windy.
Erica dzwoniła bardzo rzadko i nie było możliwości, żeby kłamała albo panikowała. Ze wszystkich osób znanych dziewczynie, ta była najbardziej godną zaufania. Czyli Kombinat wkrótce wypróbuje swoją nową broń.
Próbowała myśleć jasno. Mądra, odważna i kreatywna Erica opuściła tę część Neoberlina. Uciekła bo musiała. Przed oczyma Tanji stanął obraz ludzi mieszkających w kwartałach blisko Muru. W samym sąsiedztwie laboratoriów mieszkały tysiące. Przeważnie biedacy, zagubiony proletariat czasów bez nadziei. Poczuła jak oblewa ją zimny pot. „Co to będzie? Może coś co zabija szybko?” Ale taka broń nie była modna, teraz chodziło o uczynienie ze śmierci spektaklu, który swą grozą zdemoralizuje wroga. Na ulicach Miasta chętnie mówiło się o prototypach nowych broni, przedstawiając kolejne coraz straszliwsze wizje. Film apokaliptyczny ustępował popularnością tylko pornografii - oswajanie niebezpieczeństwa poprzez pozorne tarzanie się w jego bebechach. Stojąca w windzie młoda kobieta czuła, że po raz kolejny przegrywa ze światem. „Coś wiem i nic nie mogę z tym zrobić.”
Pomyślała, że to dla niej zbyt duże obciążenie, że nie powinna być osobą powiadamianą o tej skali zdarzeniu, że to ją przerasta. Zaraz też zganiła się za takie myśli, próby przerzucenia odpowiedzialności na innych. Żyjesz – działaj. Czy to nie zadziwiające, że tej filozofii hołdowała w czasie gdy nie skrzywdziłaby nawet muchy i to wcale nie w przenośni. Teraz zaś gdy pracuje dla bezwzględnej korporacji zżera ją niemoc. A przydałby się ktoś z duszą sportowca, uebermensch aktywności, człowiek skrystalizowanych poglądów i szybkich czynów. Nie ona, dziewczyna ledwie trzymająca się kupy.

Otworzyła kartą magnetyczna jedyne drzwi sektora C-63. „Może jakimś cudem nagraną wiadomość da radę odtworzyć?” Wchodząc do oszklonej klitki będącej jej biurem ledwie zauważyła współpracowników. Mark Zeller – jeden z czworga praktykantów, najstarszy z nich wiekiem, położył na jej biurku plik dokumentów. Podniosła głowę. Mark wraz z rodziną mieszkał 300 metrów od Muru.
- Zaczekaj – na jej słowa mężczyzna odwrócił się w drzwiach – weź sobie urlop. No co tak patrzysz? Nie żartuję. Zabierz żonę i dzieci na drugą stronę Miasta.
- Ogłuchłeś? To polecenie z góry, tydzień wakacji w zachodniej części miasta. – powtórzyła. Wydrukowała przepustkę. Drogocenny list żelazny – korporacja nie lubiła rozdawać urlopów. Starała się o niego dla siebie od kilku miesięcy. Pierwszy raz od pięciu lat.
Masz. No uciekaj, bo się rozmyślą. W tym roku ty jesteś tym szczęściarzem co dostał wolne.
Kusiło ją, żeby pocztą wewnętrzną powiadomić wszystkich pracowników laboratoriów o tym planowanym ataku. Może to uratuje komuś życie. Ale najpierw musiała dowiedzieć się czego chce od niej starsza przyjaciółka. Zresztą co by dało jej ostrzeżenie? Poza bezspornym aresztowaniem i jej i Eryki, i pewnie jeszcze innych. Co zapoczątkowała by takim mailem? Nowy triumf Korporacji?
Nienawidziła tego atrybutu dojrzałości, nie chciała wiecznie pamiętać, że każdy kij ma dwa końce, a każde działanie może nieść nieprzewidywalne i niekorzystne reperkusje.
- Kurwa – puenta wyrwała jej się na zewnątrz.
Wyjęła z kieszeni kombinezonu palmtop, podłączyła się do firmowej sieci, wprowadziła kody wejściowe i sprawdzała imiona i nazwiska pracowników z dostępem do poziomów C i D. „Jeśli dostanę się do magazynów zapasowych, zjadę windą towarową do sektora D. Ale co dalej?” Na ekranie przewijał się szereg nazwisk. „ Z jakim ...erdem? Czego ty Erico ode mnie chcesz? ”
 
Hellian jest offline  
Stary 31-05-2008, 11:12   #5
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
moją

Zapalają się światła. I gasną. I zapalają się.
Typowa dla bloków ościennych awaria lamp – transformator syczał, brzęczał i wypluwał z siebie roje iskier. To bardziej rozbłyski prądu elektrycznego niż migotająca lampa oświetlały to samotne miejsce; stary magazyn, jeden z wielu z bloków B, zakopanych głęboko pod ziemią i Murem. Niekiedy rozbudowana sieć komór służyła pracownikom do obchodzenia wind, gdy te psuły się; zdarzało się to rzadko, bowiem Korporacja pracowała nad swoim wizerunkiem w takich szczegółach, jak windy. Nie zmieniało to faktu, że spora część poza oficjalnymi labami była samotnymi, ponurymi miejscami.
W półmroku błyszczy niebieskim światłem monitor, jeden z tych prymitywnych terminali używanych jeszcze sto lat temu, małych i topornych, o ekranach, które żarły wzrok.
Spójrz teraz na ekran. Znajdują się na nim bowiem podstawowe informacje na temat teleportacji korpuskularnej, tej samej, na której doktorat uzyskała pani Tanja Hahn, jeden z członków personelu na poziomie Labu C-63.
Teleportacja korpuskularna, to znaczy: Cząsteczkowa została odkryta w połowie lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku przez niejakiego Wilhelma Thamma, policjanta. Ów policjant – Niemiec – przez czysty przypadek – jak w wielu wielkich odkryciach, których dokonano przez przypadek – miał niewątpliwą przyjemność zaobserwować ten fenomen, który dział się od tysiącleci, naturalnie, w przyrodzie. Ów człowiek znał teorię przemieszczania się rzeczy i zwierząt na duże odległości; przykładami tego były deszcze krwi, mięsa, martwych zwierząt czy też nieznanych przedmiotów, które dzieją się co kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.
Thamm podjął się badań tych zjawisk, mając dość pieniędzy, by wyjeżdżać w różne rejony świata. Odkrył on zadziwiającą zależność: Zwierzęta, które lądowały po takich "deszczach" miały dziwnie podobną strukturę do tych wszystkich, które umierały lub były zabijane w obecności aparatury elektrycznej lub też które umierały zabijane przez błyskawice albo jakiekolwiek inne wyładowanie prądu.

* * *

# Tanja Hahn | 1
Asystent przyjął Twoją propozycję, jakkolwiek nie bez pewnego wahania – począł pakować swoje manatki wolno, z pewnym ociąganiem i zerkając na Ciebie od czasu do czasu, jakby podejrzewał, że to po prostu kolejna gra Korporacji. Pewnie tak podejrzewał w istocie.
On pakował manatki, a Ty wyciągnęłaś palmtopa.
M-SLATE odczytał login i hasło w... Pięć minut. O wiele za długo, jak na logowanie do bazy sieci militarnej; zdziwiło Cię to, jednak w tym samym momencie asystent westchnął, widząc Twoje zdziwione spojrzenie:
- To pewnie znowu ekipa z ostatnich poziomów bloku D... Zawsze muszą ustawiać swój sprzęt na maksymalnych obrotach.
W jego głosie pobrzmiewała nuta skargi, jednak skończył się pakować i wyszedł. Reszta asystentów siedziała na swoich miejscach, wykonując ostatnio zlecone im zadania.

* * *

- Więc jak pan właściwie doszedł do tego typu idei?
- Proszę pana, naukowcy uważają mnie za jakiegoś cholernego boga tylko dlatego, że zauważyłem jeden, nieznaczny szczegół w tym całym cholernym systemie. Tak, wiem, że moje metody działania były kontrowersyjne. Ale musiałem działać, bo czułem, że jestem na tropie czegoś naprawdę wielkiego. Wie pan, te deszcze zdarzały się co jakiś czas, ja po prostu musiałem wiedzieć, co się dzieje. Teraz już tak się o tym nie mówi, ale były czas, gdy spadł taki deszcz i do wsi przyjeżdżało paru facetów. Wie pan, tych w czerni. I zapominało się. I nic. Chociaż zdarzały się regularnie na terenie całych Stanów. Miałem dziadka i wujka, którzy to widzieli i też nieco się temu przyjrzeli. He, he... Rodzinna tradycja, co? Tak naprawdę to działo się też w Europie, ale nie dało się z ludźmi pogadać. Bali się. Mamrem straszyli. Ludzie z Ameryki więcej gadali o tym.
- Mówił pan o kontrowersyjnych metodach działania.
- Tak. Musiałem mieć ostateczny dowód.

Ktoś mówi z sali.
- I dlatego zapierdoliłeś dziesięć tysięcy zwierząt tylko dla jakiejś pieprzonej zabawki? Czy ty miałeś mózg, człowieku?
Prezenter daje znak głową, nadgorliwiec zostaje wyprowadzony z sali.
- Proszę pana... Wie pan, ja naprawdę musiałem mieć mocne dowody. Nie było innego wyjścia, jak wyhodować jakieś naprawdę dziwne zwierzęta, żeby jak spadły, to były do rozpoznania. Mieliśmy wszystko... Odciski nosów, kopyt, kolor sierści... Wszystko.

* * *

#Tanja Hahn | 2
W oku kamery odbijały się różne rzeczy.
Mimo to, kamera, która spoglądała na Tanję Hahn zgarbioną nad swoim palmtopem nie mogła usłyszeć ostrzeżenia, które zostało nadane przez głośniki w Labie C-63, a które miała ona przyjemność usłyszeć.
Ostrzeżenie traktowało o przeciążeniu reaktorów w sektorach bloku D: 65, 66, 67; dodało również, że pole elektromagnetyczne znajduje się tam ponad normą, jednak natychmiast przeprosiło i ogłosiło o włączaniu systemów naprawczych.
W tym samym momencie – to już kamera mogła zauważyć – że dwóch asystentów siedzących obok siebie, wpatrzonych do tej pory w ekrany, wymieniło pomiędzy sobą parę cichych słów, wypowiedzianych tyle cicho, co szybko. W krótkiej chwili wrócili też oni do swojej pracy.
Niestety, pozycja kamery nie mogła odczytać, co pojawiło się na ekranie palmtopa pani Tanji Hahn. Jakkolwiek, ona sama wyglądała na ucieszoną.
Nic dziwnego. Dzięki jej wysiłkowi odkryła, że człowiek, z którym miała się skontaktować, czekał na nią w kompleksie biurowym. A nazywał się: Hugo Steinerd. Miał on być jeszcze przez około godzinę w swoim biurze, tak zresztą wskazywał jego rozkład dzisiejszego dnia. Poza tym wiadomość była uszkodzona przez M-SLATE: Nie dało się z niej nic więcej wywiedzieć.
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna; był on wysoki, szczupły. Miał rude włosy i garść piegów na twarzy. Ubrany w biały kitel laborancki zwrócił się do Tanji Hahn. Był to jej brat.

* * *

- Hekatomba, którą ofiarował światu Thamm dała znaczące efekty. Wkrótce po tym, jak zabił dziesięć tysięcy zwierząt niedaleko Texasu, przyszły efekty. W istocie, wkrótce spadł kolejny deszcz, przyszedł huragan, w którym spadły zwierzęta oznakowane wielką literą T.
Zaczęto eksperymentować z takimi zjawiskami atmosferycznymi. Zaczęto śledzić te osobliwe burze; okazało się że Thamm nieprzypadkowo wybrał miejsce swojej ofiary. Niedługo wykryto w tym miejscu szczególną radiację pola magnetycznego Ziemi – okazało się, że od czasu odpalenia pierwszej bomby atomowej planeta jest poznaczona takimi miejscami, co tłumaczyło, dlaczego te zjawiska działy się w różnych miejscach na świecie. Skoro je rozpoznano, to zaczęto je kopiować.
Te naturalne wyładowania pola magnetycznego Ziemi – nazywane od tego czasu polami Thamma – miały działanie podobne strice do burz w normalnej atmosferze. Chwilowe zawirowania w polu magnetycznym Ziemi po jednej stronie pobierały informacje o strukturze istot, które się tam znajdowały, a później odtwarzały je w innych miejscach, stwarzając je z pobliskich cząsteczek


* * *

# Tanja Hahn | 3

- A, witaj, Tanja. Szukałem cię. Wiesz, mamy ostatnio sporo papierkowej roboty, tylko z tego względu, że ekipa z bloku D ma dzisiaj eksperyment. Pamiętasz, pewnie obiło ci się o uszy. Dzisiaj mamy testować... Zgadnij, mała. Wreszcie przechodzimy do tunelowania czasoprzestrzennego, już dawno mieliśmy się za to zabrać, ale wiadomo, fundusze. Zresztą słyszałem ostatnio, że Benefactoris Nostrum robi kolejne ruchy wokół die Mauer... Cóż, zwyczajna banda kretynów, którzy szukają swady. Prawda, Tanja?
Przejdę do rzeczy. Nie mam czasu uzupełniać tej durnej roboty, a słyszałem, że wy w Labie C-63 macie sporo czasu. Zresztą, co to jest teleportacja korpuskularna... Tutaj masz plik papierów. Tak, wiem, to zajmie sporo czasu, ale dostaniesz rekomendację do twojego przełożonego ode mnie. Muszę już iść... Ku chwale Korporacji, co? He, he... Aaa, i sprawa. Dla swojego własnego bezpieczeństwa nie wchodź dzisiaj do bloku D. Pewnie już słyszałaś o przeciążonych reaktorach. Nie, żeby coś miało się stać, ale jak mamy taką sytuację, to zwyczajnie promieniowanie wzrasta... Kiedyś musieliśmy stosować odpromiennik na paru ludziach.
Zostaniesz w bloku C, prawda, Tanja? Obiecasz mi?
Prawda?


* * *

- Godzina dziewiętnasta siedem, tu doktor Friedrich Neumann. Instukcje dotyczące Tragbare Korpuskulärteleportationsapparatur, czyli Przenośnej Aparatury Korpuskularnej Teleportacji. W skrócie Trakorp. Lekcja przeznaczona dla docentów i praktykantów. Ekhm. Mam dla was parę informacji, panowie. Po pierwsze, wypieprzcie tą kasetę zaraz po tym, jak ją odsłuchacie. To rozkaz Korporacji, nie mój. Dotyczy on urządzenia, które jest najnowszym wynalazkiem w tej dziedzinie. O ile pierwsze teleportery cząsteczkowe były wielkie jak krowy i mieliśmy sporo wypadków z polem Thamma, to jednak udało nam się to wszystko opanować. Dotychczas byliście nauczani na starszych i mniej efektywnych wersjach teleportera. To cacko tutaj, jak widzicie, nie jest większe niż średni karabin pulsowy. Celując tym, najpierw zaznacza się pierwszy cel – to jest ten, z którego PAKT pobierze informacje. Wiecie, struktura cząsteczkowa, i tak dalej. Później celujecie w jakieś miejsce i naciskacie na spust. To to czerwone. Stworzy on identyczne ciało, jak z poprzednim, z jakichkolwiek cząsteczek z dostępnego pola. Tak więc teoretycznie możecie klonować samych siebie, ale nie próbowaliśmy jeszcze tego, więc nie próbujcie, bo nie mamy pojęcia, co się stanie. Kapiszi? Dobra, a teraz sfajczcie ten rekorder.

* * *

# Frank Malak
Dym papierosowy wypływał z czerwonego peta, pełgał po suficie. Niepewny, dokąd pójść, jednak uciekał za kratkę wentylacyjną. Zanim jednak kończył swoje route po żółtawym tynku, tworzył fantastyczne kształty, które niejednokrotnie podziwiał strażnik Kowalski.
Kowalski odrzucił od siebie peta, ten popłynął gdzieś za blat stołu, na którym znajdowało się około dwadzieścia monitorów kamer, każda monitująca wyznaczoną część miasta. Tak, pan Kowalski znajdował się w dawnym posterunku policji, obecnie Sicherheitsdienstamt. SDA.
Nie. Nie wnikajmy w to, dlaczego Kowalski jest jeszcze zwykłym człowiekiem, a nie esdekiem, chirurgicznie zmodyfikowanym strażnikiem Korporacji.
Ale oto drzwi się otworzyły i wszedł w nie drugi strażnik, na odmianę nazywał się Młotewski. Przyniósł on ze sobą cztery hamburgery, dwa dał sobie, a pozostałe dwa swojemu partnerowi. W istocie. Byli oni bowiem gejami.
Podczas gdy Kowalski zagryzał hamburgera, Młotewski zagaił:
- Ej, Józek, ty wiesz, że my jesteśmy sami na tym cholernym posterunku? Nawet Sainta nie ma, zbiera się na wyjazd do Hoffnungenhausu.
- Mutanty, mutanty... - mruknął tamten.
- Ostatnio gadałem ze Stieffenhauerem. To pojeb. Był na ha-hausie. Chciał mnie podać do sądu za to, że podałem mu rękę.
- Mmm...
- A coś ty taki małomówny?

Zamiast odpowiedzi Kowalski popukał w ekran jednego z monitorów. Jego partner(sic, bowiem byli oni gejami) wlepił weń oczy.
- Hej, to jest Berggasse, co? Nie wiem, jak oni mogą mieszkać tak blisko Mauer...
- Przypatrz się uważnie.
- No ja wiem, obsadzili ten dom. Chociaż... Tylko jeden strażnik!?
- Właśnie. A wiesz, co tam się działo w tym domu? Po tym, jak ta córka tego naukowca dała nogę, mieszkańcy zaczęli podejrzewać SD. Zabili strażnika.
- Zabili? Pojebało?
- No widocznie. Ale o co mi chodzi. Codziennie giną jakieś patrole, szczególnie te na obrzeżach miasta, zawsze traci się sygnał co jakiś czas. Więc najpierw nie zwrócili uwagi, dopóki jakieś małe dziecko nie poszlo powiedzieć, że znalazło zwłoki w piwnicy. Cały blok został aresztowany, dzieci pozostawiono samym sobie, opornych rozstrzelano. Na początku ten blok był naprawdę nieźle strzeżony, chociaż wiesz, dziwne, bo pokoje zostawiono w spokoju.
Teraz jest jeden strażnik przy drzwiach.

- Tak. Jeden.

* * *

Jeden strażnik stał przy drzwiach głównych bloku, mechanicznie, obojętnie, tak samo zresztą jak oko kamery, które go obserwowało.
W oku kamery odbijały się różne rzeczy.
Przede wszystkim, nad blokiem mieszkalnym, przed którym stał strażnik, zawieszono dość solidne deski, po których przechodziły dzieci z innych bloków. Nie, nie mogły przechodzić do tego strzeżonego. Drzwi zamknięte. Nie dla dzieci. Dach bloku? Nic specjalnego. Winda i parę otworów wentylacyjnych. Okna od góry do dołu, od dołu do góry. I następny budynek. Opuszczona fabryka, swojego czasu zamknięta przez SD. Dwa budynki przystawały do siebie niczym jeden. Przed blokiem kratka ściekowa, dość pokaźna. Okolica? Szare budynki. Dość pusto.
W oku kamery odbijały się różne rzeczy.

* * *

- Załóż się o coś ze mną, Józiu.
- Przestań do mnie tak mówić, bo czuję się jak pedał.
- Jesteś pedałem.
- Nie musisz mi tego ciągle przypominać.
- Zresztą, to dlatego, że zawsze przegrywasz zakłady.
- Pieprz się.
- Już niedługo.
- Okej, załóżmy się, że ten gostek wyglądający jak glina, o, ten na tym ekranie, zrobi coś z tym esdekiem. Albo zamierza wejść do tego budynku. Nie wiem. Patrz na niego. Wygląda jak true policjant z tych starych filmów z XXI wieku. Musi coś tropić.
- Stary, naprawdę wtopiłeś. Ale dobra. Stawiam. Setka.
- Setka.


* * *

# Axel Heintz
Samochód jechał, a Mur przybliżał się coraz bardziej i bardziej.
Rzeczą, której nie można było nie zauważyć było coraz więcej patroli SD. Czarno ubrani, w białych hełmach, napotykałeś ich w patrolach po trzech-czterech. Przemierzali ulice Neoberlina, tu i ówdzie wypytując różnych przechodniów. Parę razy po drodze musiałeś minąć kontrolę drogową, jednak miałeś to szczęście, że Twoja trasa nie przebiegała przez te rejony.
Jakkolwiek, na początku jechałeś dosyć wolno. Szlabany i kolczatki postawione przez SD utrudniały ruch drogowy. Coraz prędzej i prędzej, im bliżej Muru. Tu okolica stopniowo zaczęła się wyludniać, przynajmniej jeśli chodzi o ruch samochodowy, bowiem pieszych było tylko trochę mniej niż w centrum.
Natomiast zwykły gwar przy obozie w wyłomie Muru nie ustawał.
Twój Konektor wydał dźwięk i odebrałeś transmisję.
- Heja, Axel, to znowu ja, Fixxxer. I, tak, znowu musisz odsłuchać wiadomość. Nie ma mnie, tutaj w okolicy robi się coraz bardziej dziwnie. Widziałeś te wszystkie patrole esdecji? Geez, będę musiał się ukryć na jakiś czas. Ale spoko. Pozostanę w kontakcie.
Co do zmiany adresu, już masz inny. Swojego czasu grzebałem w serwerach urzędu i znam parę oryginalnych kodów, tak więc właśnie zmieniłeś miejsce zamieszkania. Ucieszony? Odwdzięczysz mi się kiedyś. By the way ja też zmieniłem, ale oni robią się naprawdę nachalni. Więc po prostu zamelinuję się gdzieś.
Rzecz następna. Twój komputerek jest całkiem niczego sobie, wiesz? Jakimś cudem wykrył mnie, że grzebię w urzędzie. Kazałeś mu mnie śledzić, czy coś? W każdym razie, jak tylko dowiedział się o tym, że sforsowałem ich firewall, kazał mi drążyć jeszcze dalej. W sumie dokopałem się do stacji radiowej.
Wiesz, zajebiście mieć stację radiową. Można robić fajne rzeczy. Ale o co mi chodzi. Nie było mowy o tym, żeby jakoś przekopać się do M-SLATE, nie ma bata, za duże restrykcje wprowadzili. Za to wygląda na to, że z kompleksu pod Murem wydostaje się jakieś dziwne promieniowanie... Coś, bo ja wiem? Zaburzenia elektromagnetyczne? Coś w tym stylu, nie jestem fizykiem. Odchodzą stamtąd jakieś sygnały, ale tak pojebanie zniekształcone, że jedyne słowo, które udało mi się faktycznie odszyfrować, to był "eksperyment". Taaa. Pomyśl nad tym, Axel. Właśnie jedziesz do Muru, może z od nich komputerów będzie można coś porobić. Popróbuj. Narka.


* * *

Właśnie wjechałeś windą na górę, a przed Twoimi oczyma ukazał się normalny widok serwerowni die Mauer. Zaraz koło windy znajdowała się portiernia. Portier spał, kompletnie znudzony swoim obowiązkiem; szatnia była zatem otwarta. Z kieszeni portiera wystawał pęk kluczy. Byłeś tutaj od pewnego czasu i wiedziałeś, że te klucze mogą otworzyć sporo drzwi na tym poziomie.
Po lewej rozciągały się biurka pracowników; słyszałeś ustawiczny stukot klawiatury, od czasu do czasu rozmowę. Poranne słońce wlewało się do pomieszczenia przez źle zasunięte żaluzje.
Za portiernią znajdowały się także schody, prowadzące do niższego piętra. Na pierwszej kondygnacji schodów znajdował się otwór wentylacyjny, dość duży, żeby się w niego zmieścić.
Korytarz na lewo od schodów prowadził w dalsze części serwerowni tego poziomu. Zauważyłeś tam paru swoich znajomych, którzy rozmawiali przy kawie, dość nerwowo, jednak starali się być spokojni.
Przy swoim biurku zauważyłeś dwóch strażników od SD.
Co gorsza, na schodach słyszałeś także głosy strażników – były one łatwo rozpoznawalne, jako że wszyscy Dienerzy mówili przez radio.
Udało Ci się w porę ukryć za rogiem, jednak nie zdążyłeś ujrzeć, kim był ten, z kim rozmawiali. Byłeś pewien, że jeśli przyjrzałbyś się dokładniej, zdołałbyś rozpoznać twarz tego człowieka.
Póki co, byłeś ukryty, a każde wyjrzenie zza roga mogło być potencjalnym ryzykiem. Za Twoimi plecami znajdowały się drzwi do magazynu części zapasowych; jak się wkrótce okazało – zamknięte.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 27-06-2008 o 20:16.
Irrlicht jest offline  
Stary 02-06-2008, 21:05   #6
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Sytuacja nie była za różowa. Dokładniej mówiąc i nie owijając w korporacyjną bawełnę - było źle. Szukali go, wszędzie łaziło SD, a i jeszcze te plotki o eksperymentach i broni biologicznej. Ogólnie robiło się niebezpiecznie, a on właśnie jechał do jaskini lwa. Sam sobie wybrał ten los? Może, ale niewiele go to obchodziło. Znał swoje cele i priorytety i nie miał zamiaru ich zmieniać, nawet jakby mieli na niego polować jak na największego wroga ojczyzny co właśnie wymordował im całe władze. Axel dochodził powoli do wniosku, że był po prostu kretynem lub samobójcą, co wychodziło na jedno.

Niestety następna wiadomość Fixxxera wcale nie poprawiła mu nastroju. Żyli najwyraźniej w środku bomby atomowej, która mogła wybuchnąć absolutnie w każdej chwili, a jemu wcale to nie odpowiadało. Większość tego motłochu nawet nie podejrzewała co robi ta cała ich kochana Korporacja! A może on tak na prawdę też nie wiedział? Za krótko tam pracował. Zanim wiadomość kumpla przebrzmiała, Axel nagrywał już swoją.
-Skurwiele coś kombinują, coś mi się widzi, że też będę szybko spływał. M-SLATE i masa tych kolesi w białych hełmach na ulicach daje łatwo do zrozumienia, że kroi się coś wielkiego i zajebiście przejebanego. Spróbuję się do nich podłączyć. Kontakt jak zwykle. Narka.

Odetchnął głęboko i przyciemnił szyby w swoim Volgswagenie. Lepiej, by mu się nie przyglądali za bardzo, nawet jeśli tym wrogiem publicznym nr 1 jeszcze nie był. Wyjął komórkę i zaczął stukać w klawisze. Starodawna wiadomość tekstowa, często jej jeszcze używał. Ciężko ją było przechwycić. Wybrał numer Humra i wyświetlił książeczkę kodów, chociaż większość i tak znał na pamięć. Zaczął stukać niezrozumiałe słowa, które po przetłumaczeniu były prostą prośbą o pomoc.
-"Jaką pogodę zapowiadają na jutro? U mnie pada deszcz, będę musiał się przed nim schować. Znasz jakiś nie przeciekający dach?"
Wysłał, skasował historię w telefonie i schował go.
Dojeżdżał już na miejsce. Zaparkował i wyszedł z wozu, z uśmiechem na ustach wchodząc do budynku. Szło nieźle, dopóki się nie okazało, że już na niego czekają. Mógł się tego domyślać.

Schowany za rogiem znalazł się niemal w potrzasku. Niemal. Nie miał zamiaru wyglądać zza rogu, zresztą zrobienie czegokolwiek podejrzanego nie było rzeczą sensowną. Nigdy tak nie działał. To nawet nie przystało na hakera, w końcu haker bez pewności siebie to była dupa a nie zawodowiec. Poprawił garnitur i jakby nigdy nic wyszedł z kąta. Przy czym z miejsca skręcił w drugą stronę, nawet nie patrząc na rozmawiających. Aż tak ciekaw z kim gadają to nie był. A po posturze czy włosach, podobnych do włosów większości pracujących tu facetów a już tym bardziej po stroju, poznać go nie szło. Wszedł do hali i znów natychmiast odwrócił wzrok od rozmawiających. Szedł przy ścianie, odgradzając się słupami podtrzymującymi strop i przegrodami odgradzającymi stanowiska. W końcu znalazł biurko, którego właściciel był na urlopie. To wystarczyło. Włączył sprzęt i usiadł za biurkiem. Na razie nikt go nie zauważył, a wysoka przegroda nie pozwalała zaglądnąć tu obcym. Teraz tylko trzeba było się zalogować. Ale nie na siebie, to też mogli monitorować. Zaczął sklepywać loginy wszystkich po kolei, zaczynając od tych, którzy byli nieobecni. Jako sieciowiec znał wszystkie. Zawsze jakiś pracownik zapomniał zmienić standardowe hasło, które wszystkim rozsyłał. Jest! Zalogował się, od razu podłączając do jądra systemu. No to teraz zobaczymy cóż tam kombinują. Laboratorium? Cóż, wszędzie mieli komputery połączone tą samą, wewnętrzną siecią. A on miał zamiar sprawdzić, co tam kombinują.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-06-2008, 00:06   #7
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Najpierw to oczekiwanie na połączenie, a potem jeszcze Konrad w jej biurze, może trzeci raz odkąd dostała „własne” pomieszczenie. I bez wiadomości od Eryki domyśliłaby się, że coś się dzieje.
Fatalnie znosiła ostrzeżenia brata przed poziomem D. Było pewne, że Konrad coś przed nią ukrywa. Od czterech lat więzi między nimi systematycznie słabły i Tanja czuła przerażenie na myśl o dniu kiedy spotka brata i zauważy, że to całkowicie obcy człowiek.
Choć kiedy mówił o teleportacji można było przez chwilę udawać, ze wszystko jest okej, a oni maja szczęście dzielić wspólne pasje.
- Tunelowanie czasoprzestrzenne – roześmiała się – braciszku, daj mi pierwszej znać jak znajdziecie jakiś ładny świat.
- A na serio, macie już stabilny tunel? Albo przynajmniej wiecie jak go ustabilizować? Co zamierzacie połączyć? Macie precyzyjne wyliczenia?– takie pytania zmierzały w smutnym kierunku. Przecież wiadomo, że każdy wynalazek, jest wynalazkiem militarnym. Nawet zaginanie czasoprzestrzeni ma służyć pokonaniu Kombinatu, a nie eksploracji wszechświata.
- Zostaniesz w bloku C, prawda, Tanja? Obiecasz mi? Prawda?- dopytywał
Zapadła chwila ciężkiego milczenia. Przygnębiona Tanja opuściła głowę. Dopiero kiedy wychodził, nie doczekawszy się odpowiedzi, podbiegła do niego i wtuliła się w biały kitel.
- Kocham Cię braciszku – wyszeptała. Konrad nie wiedział co ma zrobić z rękami. W końcu nieśmiało poklepał siostrę po plecach.
- Wariatka – powiedział jakoś miękko i szybko wyszedł.
A Tanja odwrócona plecami do monitorującej ją kamery ocierała łzy.
- To prawda, egzaltowana wariatka ze mnie.

Najpierw weszła do przedsionków głównego laboratorium. Było wielką prawie pustą salą, otoczoną oszklonymi stanowiskami obserwacyjnymi. Tak naprawdę nigdy nie potrzebowali tyle miejsca. Większość problemów na jakie napotykali wiązała się z zapisem informacji i doskonaleniem metod analiz stanów Bella. Wiedziała, że Hardt chce rozpocząć eksperymenty na ludziach, ale jak dotąd najbardziej skomplikowany teleportowany obiekt był świnką morską. Niestety zarówno świnka jak i jej klon zmarły kilka tygodni po eksperymencie i dotąd nie udało się Tanji ustalić przyczyn zgonu. Wyciągnęła z szafki drugi kombinezon, męski. Niestety z PAKTem nie dałaby rady opuścić sektora.
Potem zebrała z biurka swoje drobiazgi i poszła szukać Hugo Steinerda. W rękach trzymała papiery przyniesione przez brata. Po kompleksie należało chodzić z miną bardzo zajętej osoby, inaczej zawsze ktoś się przypieprzył. Miała szczęście, że w labie C-63 nie było w tej chwili jego szefa, Sebastiana Hardt. Wczoraj dostali do eksperymentów trzy nowe PAKTY. Teoretycznie, bo w praktyce jeden nie działał, drugi ledwo udało się Tanji naprawić, tylko trzeci był w porządku. Hardt wietrząc sabotaż sprawdzał sprawę. I był naprawdę wściekły, a i bez tego był groźnym człowiekiem, przynajmniej w Tanji odczuciu.
Steinerd pracował w kompleksie biurowym w części naziemnej Mauer. Tanja jadąc windą przeglądała papiery od Konrada. Miała nieuzasadnioną nadzieję, że brat, dobrze poinformowany człowiek Korporacji, umieścił tam między wierszami, coś tylko dla niej, jakąś odrobinę prawdy, dzięki której poczułaby, że są sobie bliscy, jak kiedyś, przed chorobą Konrada.
Biura miały wygląd prawie zwyczajny. Do braku okien w miejscu pracy, Tanja już tak się przyzwyczaiła, że nie wydawał jej się niczym dziwnym. Na wyższych poziomach przynajmniej nie obowiązywała laboratoryjna biel. Znalazła właściwe miejsce bez problemu. Biurowy open space na dwadzieścia stanowisk. Bez wahania podeszła do biurka zajmowanego przez wysokiego mężczyznę.
- Hugo Steinerd?
 
Hellian jest offline  
Stary 07-06-2008, 01:25   #8
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Zamiast śpieszyć się do mieszkania zaginionej wolał rozkoszować się porannym spacerem nim będzie musiał zacząć się martwić robotą. Spacerując przez brudne ulice miasta zaszedł do kiosku gdzie zakupił poranną gazetę. Rzut okiem na pierwszą stronę potwierdził jego przypuszczenia. Jak zwykle na pierwszej stronie pisało o jakichś tragediach i katastrofach. Tego typu dramatyczne artykuły tylko go nudziły gdyż takich tragedii był świadkiem codziennie. Zamiast czytać o kolejnych aferach politycznych okupujących zawsze pierwsze strony przeszedł od razu do stron ostatnich. Tam zawsze zamieszczano dowcipy i śmieszne obrazki. Oczywiście Frank słowo „śmieszne” interpretował jako „rzecz w sam raz na poprawę nastroju”, bo owy humor zawsze stał na niskim poziomie.

Wkrótce był już na miejscu. Schował gazetę i rozejrzał się po blokach mieszkalnych. Miał wprawdzie znikomą nadzieję, że to nie jest blok pilnowany przez tego strażnika. Szybko jednak rozwiał wszelkie swoje wątpliwości i począł rozglądać się po okolicy. Sposobów na dostanie się do celu było, co najmniej kilka. Niepokoiła go tylko kamera, która najprawdopodobniej już zarejestrowała jego przybycie. Mógł tylko rzucić monetą, aby stwierdzić czy ludzie obsługujący system kamer zwrócą na niego uwagę. Postanowił jednak coś zdziałać.

Udał, że rozgląda się znudzonym wzrokiem po okolicy, po czym wyciągnął gazetę i czytając ją wycofał się. Żeby oszukać kamerę potrzebował kilku rzeczy. Jedną z nich znaną powszechnie pod nazwą „aparat fotograficzny” posiadał. Nieopodal wypatrzył sklep z kamerą ochrony na zewnątrz. Podszedł do szyldu i z bliska zrobił zdjęcie obiektywu kamery. Następnie wszedł do sklepu i podszedł do półki z przyborami szkolnymi. Wziął nożyczki i taśmę klejącą. Podszedł do sprzedawczyni, położył przedmioty na ladę, zapłacił, zabrał je z powrotem. Po wyjściu ze sklepu wszedł w pobliski zaułek i wyciął ze zdjęcia równy obiektyw kamery. Teraz mógł już spokojnie wrócić w okolice bloku.

Na teren bloków wrócił z innej strony. Trzymał się blisko ściany tak, aby znaleźć się pod kamerą. Kiedy strażnik był odwrócony w inną stronę Frank zrobił zdjęcie terenu przed kamerą, podniósł z ziemi brudny papier i rzucił go na obiektyw. Zaraz po tym szybkim ruchem przykleił taśmą zdjęcie terenu przed kamerą zrzucając papier. Teraz obsługujący kamerę widzieli cały czas ten sam krajobraz. Oczywiście prędzej czy później i tak załapią, co się dzieje, ale zyska chwilę czasu. Jeszcze na przyklejone zdjęcie dokleił wycięte zdjęcie obiektywu kamery. Dla strażnika z tej odległości kamera będzie wyglądać zapewne zwyczajnie. Nie zwlekając dłużej ruszył do sąsiedniego bloku nawet nie patrząc na strażnika.

W bloku było jeszcze mniej przyjemnie niż na zewnątrz. Ściany były pokryte kolorowymi i niezwykle różnorodnymi wytworami grafficiarzy. Na dodatek unosił się tutaj drażniący zmysł węchu zapach dymu papierosowego. Pokonał całą klatkę schodową w końcu docierając na dach. Dach nie wyróżniał się niczym specjalnym. Krótko mówiąc wyglądał jak każdy dach w okolicy i tylko taki opis przychodził Frankowi do głowy. Jednak to, co go najbardziej interesowało znajdowało się na sąsiednim bloku. Wprawdzie kratki wentylacyjne nie wyglądały na zbyt wygodne i wszechstronne jednak zazwyczaj były na tyle duże, że dorosły człowiek mógłby się przez nie wcisnąć wszędzie. Mieszkanie w bloku nie stanowiło wyjątku.

Tym, co najbardziej go niepokoiło były deski prowadzące na sąsiedni dach. Zapewne dzieci wielokrotnie korzystały z tych desek. Jednak nie wiadomo było czy aby na pewno utrzymają jego ciężar. Żeby się o tym przekonać musiał się wpierw wyprawić na drugą stronę.
„Do zobaczenia po drugiej stronie” – pomyślał.
Ruszył przed siebie. Ostrożnie wszedł na deski i i powoli, starając się utrzymać równowagę, przesuwał się po deskach w kierunku drugiego dachu. Nie patrzył w dół z powodu swojego lęku wysokości. Wprawdzie nie był to prawdziwy lęk wysokości, ale frank za takowy go uznał i nawet lekarz nie zmienił jego zdania w tej sprawie. Będąc już na kolejnym dachu zaczął sprawdzać kratki wentylacyjne czy aby jakaś nie jest przypadkiem poluzowana. Gdy taką znalazł oderwał ją, ostrożnie położył na ziemi i wszedł do środka.
 
wojto16 jest offline  
Stary 07-06-2008, 14:30   #9
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/va-half-life_2_soundtrack-track_31-m.mp3[/MEDIA]

Monika Andrzejewska zmrużyła oczy na parę chwil. Miała dziwną wizję o wielkim niedźwiedziu grizzly. Zamrugała.
Monika Andrzejewska była zupełnie, najzupełniej naga. Nie próbowała nawet zakryć swojego odsłoniętego sromu. Mówiąc szczerze, nawet nie umiała ruszyć ręką.
Działo się tak dlatego, ponieważ była skrępowana serią grubych lin wrzynających się w jej ciało. Liny, niczym węże, oplatały całe jej ciało, biegnąc poprzez przeróżne partie ciała: począwszy od pleców, gdzie był węzeł, idąc poprzez białe ramiona, krzyżując się na czerwonych, wystających piersiach, biegnąc dalej i dalej, przez brzuch i pokryte ciemnym meszkiem podbrzusze, dalej, przez czarne i sztywne owłosienie łonowe. I Rundgang. I znowu węzeł, z którego biegnie lina zawieszona na haku. Jej kostki są obwiązane dobrze i mocno, razem z nadgarstkami skrępowanymi na tym samym węźle.
Z jej zakneblowanych ust skapuje strużka śliny. Knebel jest różowy.
Tak, wiem, Monika. Wiem, że cię to boli. Ale wiem również, że lubisz to, suko. Zresztą
moim zdaniem, nie jesteś znowu taka poniżona. Moim zdaniem to ja się bardziej poniżam,
będąc w tym kretyńskim stroju pokojówki. Popatrz na mnie. Jak ja wyglądam? Przecież to
mnie boli bardziej od ciebie. Tu, w środku.
A ty kochasz patrzeć, jak boli mnie w środku, kochasz to, kiedy na twojej usmarkanej i spłakanej twarzy pojawiają się kolejne siniaki, kiedy nie umiesz oddychać. To przez ten knebel. Ładnie się ślinisz, wiesz o tym?
Ostatnio zaczęłam nagrywać nasze spotkania. Co prawda z pewnością nie zrozumiesz do
końca, co będę miała na myśli, gdy wspomnę o tym, że ten czas należy do przyszłości.. Nie sądzę. W każdym razie, być może te nagrania będzie ktoś mógł kiedyś podziwiać. Zostawię je w moim
pokoju, gdzieś kiedyś w czasie.
A tymczasem... Pobujaj się na tym haku. Tak pięknie się bujasz.

* * *

# Tanja Hahn

- Tunel... - Konrad zamyślił się. - Tak... Tunel. Zresztą, sama się dowiesz – tu jego kąciki ust podniosły się w uśmiechu. - Zostanie to ogłoszone w oficjalnych danych, na razie nie chcę psuć niespodzianki. - Ale tym razem to będzie coś naprawdę dużego! - brat Tanji, gdy zechciał, był prawedziwym entuzjastą. - Obliczenia? Pytanie! Wszystko jest przygotowane, potrzebujemy tylko czasu... Niby dlaczego reaktory się przegrzewają!? Ha! Dzisiaj... - zmitygował się. - Dzisiaj zobaczysz to sama.

* * *

Kiedy objęła go, Konrad cofnął się krok do tyłu, wciągnął haust powietrza, jego źrenice rozszerzyły się. Ledwo utrzymał równowagę; zakołysał się i byłby pewnie upadł, gdyby za nim nie znajdowała się ściana, na której się oparł.
Ktoś z daleka powiedziałby, że jeśli Tanja nie czuła tak naprawdę, to byłaby w takim razie mistrzynią manipulacji. Przez parę chwil Konrad zamachał rozcapierzonymi rękami w powietrzu, jakby chciał rozpaczliwie coś złapać.
Tanja nie widziała tego, bowiem wtuliła twarz w jego pierś. Ale jego oczy wyrażały strach. Strach, który prędko przerodził się w złość.
Ponownie nabrał powietrza w płuca, ale tym razem jakoś pewniej. Zaparł się o ścianę lewą nogą i odepchnął Tanję. Wyglądało na to, jakby ten gest kosztował go dużo wysiłku. Być może zbyt wiele.
- Nie rób... - wycharczał zza zaciśniętych szczęk. - ...Nie rób... Tego... Nigdy więcej... Słyszysz mnie?... Słyszysz mnie, do cholery!?
Pęk włosów opadł mu na ciemeń.
- A wy – zwrócił się do zbiegowiska – co się gapicie? Do roboty! Do roboty!...
Odwrócił się na pięcie i wyszedł szybkim krokiem z laboratorium. Gdzieś w oddali trzasnęły drzwi.

* * *

Przejechała kolejne parę pięter do kompleksu biurowego; ta winda znajdowała się bliżej wschodniej ściany Muru. Chociaż szyb był mroczny, to jednak przez zbrojenia i szczeliny – co prawda odległe – mogła zobaczyć szare wrzosowiska Polski zachodniej.
Polska zachodnia. Przeklęty kawał, jeśli pomysleć nad tymi słowami. Polska nie istniała nigdy, a tym bardziej nie istniała nigdy na zachodzie. Szczególnie na zachodzie przestała istnieć niecałe sto lat temu, gdy rozwścieczona ludność Warszawy, kierowana przez rewolucjonistę Marka Laszczyńskiego, wdarła się na obrady sejmu i po prostu stratowała wszystkich posłów, którzy siedzieli w sali obrad. A później sejm spalono. I nic. Pogorzelisko dalej znajduje się w Warszawie, omijane szerokim łukiem przez każdego, kto mieszka w Warszawie.
Jednak najgorsza jest linia demarkacyjna ciągnąca się od dawnego Wusterhausen aż do nieistniejącego Schorfheide, teraz zwyczajnie kolejnego sektora zaanektowanego przez Neoberlin. Pusta przestrzeń ciągnąca się na trzy-pięć kilometrów. Nieużytki. Bagna. Spalone lasy, popękane drogi, okaleczone ruiny miast i wsi. Wszystko to po to, żeby mieć dobre pole widzenia, jednak to też zawiodło: Od czasu Trzeciej Wojny tereny te spowiła gęsta mgła, nie zawsze pochodząca z szarego nieba, co może i z dymiących do tej pory popiołów miast.

* * *

Kompleks biurowy lśnił bladym światłem lamp, które odbijał pleksiglas.
Hugo Steinerd był wysokim i potężnym jegomościem, krótko przystrzyżonym na styl wojskowy, chociaż twarz miał nalaną, zaś czoło lśniło od potu.
- Hugo Steinerd?
- Na Boga! - syknął Hugo, rzucając wzrokiem na strażników SD rozmawiających w rogu. - Czy ty masz rozum, dziewczyno, przychodząc tutaj? - mówił szybkim, cichym głosem, prawie szeptem. Bełkotliwie, prawie rozumiała, co mówi. - Przysięgam, zabiję Ericę za ten rozkaz, jeśli to wszystko przeżyjemy – przewrócił oczyma do góry i znowu na dół. Łypnął jeszcze raz w stronę białych hełmów. - Idziemy, pani Hahn. Już czas.
Szybkim ruchem zgarnął plik papierów, który leżał przed nim i wcisnął do teczki, tą zaś zapakował do torby. Otarł swoje czoło chusteczką. Zgarbił się i wskazał ręką windę.

* * *

- Nie muszę chyba mówić, że mamy sytuację wyjątkową –
zakaszlał Steinerd. - Sama pani widzi. Ta banda kretynów lustrowała moje biurko trzykrotnie, ale nie domyślili się, gdzie schowałem dysk z danymi. No, ale po kolei.
Weszliście do windy, Hugo wybrał najniższy numer. Ponownie wytarł swoją twarz chusteczką. Głośno wypuścił z siebiep powietrze. Wyglądał, jakby miał gorączkę.
- Po pierwsze, musimy powiedzieć, że wybrano panią do dosyć delikatnej misji. I nie ma tak, że pani odmówi. Już za późno. Koła tej machiny zaczęły się kręcić, a pani jest jednym z jej trybów.
Włożył okulary na nos. Winda jechała powoli na dół.
- Hmm... Pani zna Konrada Hahna, tak? No tak, głupi jestem. Eeech... Proszę mnie posłuchać. Erica Kant i hm... Georg Brukner postanowili, że nadaje się pani do tej pracy wprost idealnie. Mamy mało agentów wewnątrz samego Muru, szczególnie tak dobrych jak pani – uśmiechnął się wstydliwie.
- Pani brat – podjął znowu – jest obecnie najgroźniejszym wrogiem Obrońców Ludzkości. Nie jest to dziwne. Być może nie słyszała pani o tym ostatnio, ale właśnie przez niego zostało zabitych dwóch naszych w obrębie die Mauer. Nie sądzę, żeby znała pani tych ludzi. Względy bezpieczeństwa, rozumie pani.
Odchrząknął. Milczał, a winda na chwilę przystanęła. Kolejny komunikat o niebezpieczeństwie przegrzania reaktorów.
- No właśnie – pokazał brodą na głośnik, z którego dobiegło ostrzeżenie. - Oto, co właśnie robi pani brat. Eksperyment się już zaczął, a my nie wiemy, co to za eksperyment, bo nasz łącznik w Labie D zginął tydzień temu.
Winda znowu przystanęła. Zgrzytnął dźwig, zakołysało się złowieszczo.
- Do rzeczy. Naszym poleceniem jest, żeby albo pani zabiła swojego brata, który zresztą panią się nie obchodzi, albo dostarczyła go w nasze...
Kolejne zgrzytnięcie.
- Co jest, kurwa!?
- Uwaga. Nadmierne przegrzanie reaktorów. Włączane sy-y-ys-s...
To włączył się gdzieś alarm. Światło w windzie zamrugało i zgasło. Oprócz alarmu można było posłyszeć chrapliwy oddech Hugona Steinerda. Kaszel.
- Na-a-admierne przeciążenie elektromagnetyczne. Promieniowanie pola Thamma ponad normą. Zmni-e-ejsz...
Z głosu, który dał się słyszeć na zewnątrz, można było wywnioskować, że przeciera się lina dźwigu. Tanja usłyszała, jak z boku pędzi na dół kolejna winda. I krzyki ludzi, którzy się w niej znajdowali. I trzask rozbijanego żelaza na końcu czarnego szybu.
Pękła linka.
Szybkość lecącej na dół windy odebrała dech. Gdzieś w ciemności rzęził Hugo Steinerd. Kolejne piętra mijały z szybkością błyskawicy; widziała zamazane kształty przemykające przez korytarze. A potem świat zwolnił. Wszystko zwolniło.
Nawet ciało Steinerda, które leciało w stronę barierki. I wolne uderzenie w głowę. Ciemność.

* * *

Willkommen zum Ritt auf der Rasierklinge
Machen wir der gespentischen Veranstaltung ein Ende
Lass uns den fettwanstigen Kriegsgewinnlern die
Gefrässigen Mauler
Stopfen


* * *

Obudził Cię ryk syren alarmowych. I mrugające światło windy.
Przekrzywiona lampa chybotała się na porwanym kablu. Dziura w metalu odsłaniała szyb windy, z którego spadliście. Lampy niby gwiazdy świeciły w dali szybu.
Kawałek kabla leżał na połamanej nodze Steinerda. Czy raczej tym, co z niego zostało.
Połamana barierka zwisała żałośnie, opierając się o żelazobeton w szybie. W szczelinie między windą a szybem znajdowały się ręce Steinerda; krew kapała ze zwisającej arterii, spływając na dół. Steinerd sam zwisał na swoich rękach, a przez jego nienaturalnie rozciągniętą skórę i ścięgna prześwitywała konsoleta z numerami. Jego żebra i kawałek nogi przytrzymywały windę przed ostatecznym upadkiem w czeluść wespół z pokrzywionym sufitem windy. Jego zmasakrowany korpus nie miał głowy; prawdopodobnie odpadła ona przy pierwszym lepszym zahaczeniu o piętro. Kabel leżący na jego nodze sprawiał, że ta podrygiwała pod napięciem w groteskowym tańcu, rzucając niespokojny cień na Tanję Hahn.

* * *

Puste biuro, które miało powitać Tanję Hahn zaraz po zjechaniu, teraz opustoszało. Panowała tu całkowita ciemność, oświetlana zaledwie mrugającą lampą z windy i bladym światłem monitora. Monitor śnieżył. Ale na krótko.
Oto monitor mruga i pokazuje magazyn, pewnie jeden z tych z naziemnej części Muru. Człowiek z włosami na żelu, krótką bródką i zawadiackim wyrazem twarzy.
I człowiek, którego już sam monitor nie widzi.
Człowiek ten siedzi na wózku inwalidzkim z logiem Korporacji: Trzema literami wpisanymi w koło zębate. Cóż, reklama to reklama, od czasu. Człowiek ten jest już prawie martwy – dlatego też po jego prawej ręce znajduje się kroplówka: Płyn spływa do jego żył dodając mu do krwi związków odżywczych. Jakkolwiek, kroplówka nie jest rogiem z Almatei i prędzej czy później się skończy. A on umrze.
Jeszcze nie teraz. Człowiek ów ma do spełnienia pewną rolę. On sam o niej jeszcze nie wie: Jest zbyt zszokowany wydarzeniami ostatnich minut, tak więc gapi się tępo w ciemność.
Zresztą, jestem zdania, że czas najwyższy, aby umarł w przeciągu paru godzin. Jest stary i zniedołężniały, on sam zaś budzi się co ranka z coraz większym pragnieniem śmierci. Dziś nawet wypowiedział nawet parę razy to słowo; mówi i ma.
Ma on również długą brodę i ogólnie spełnia wszystkie cechy Albusa Dumbledora, bohatera pewnej książki sprzed dwóch wieków, która propagowała okultyzm i kult wicca, zapodając także przewidywalną i sztampową fabułę.
Kiedy Tanja Hahn wreszcie wyjdzie z windy(obojętnie, co tam zrobi), spełni on swoją rolę: Wypowie słowa.
"A!... To ty!... Jesteś Tanja Hahn, prawda? Widziałem cię parę razy w Labie C-63..."
Tu zakrztusi się i w zupełnie ludzkim odruchu ratowania życia splunie pod nogi Tanji. Niech będzie wtedy dla niego wyrozumiała: Gdyby tego nie zrobił, umarłby przedwcześnie, nie spełniwszy swojej roli. A to ważne dla Tanji.
"Nic nie mów... Słuchaj mnie na razie. Czuję, że niewiele czasu mi zostało... Nazywam się Steffen Müller. Pracowałem swojego czasu nad teleportacją korpuskularną, jednak zostałem przeniesiony do czasoprzestrzennej. Posłuchaj... Coś się stało w rdzeniu bloku D. Nie wiem. Coś wybuchło. Ty masz brata, prawda? Nazywa się... Konrad. On tam szedł. Idź za nim Tanja. Wyglądał na złego i ciągle mamrotał pod nosem twoje imię".
Po tym krótkim monologu starzec wreszcie uda się na drugą stronę. Śmierć całkiem naturalna, zwyczajnie w pewnym momencie naprawdę utopi się w swojej ślinie. Chyba nawet lepiej, nie będzie musiał się męczyć z kroplówką. Agonalnym wysiłkiem jego ręka przesunie się na klawisz ENTER, by na drugim monitorze odsłonić kamerę z pewnej więziennej celi z bloku... Tak, Tanja Hahn zdziwi się, chociaż nigdy nie słyszała o takim bloku. Blok E.
Ekran będzie przedstawiać człowieka, mężczyznę, który w istocie znajduje się w celi. Powietrze będzie żółte od gazu, który wypełniać będzie całe pomieszczenie, zaś on będzie podrygiwać i chodzić po pomieszczeniu bez celu, niczym szmaciana lalka. Tak, będzie chodzić, pomimo że monitoring pracy jego serca będzie poziomą linią, a on sam będzie martwy. Poza tym, będzie tam napis:
AUSPRÜFUNG DES ZYKLON-B-13 GAS

* * *

# Axel Heintz

Axel bezpiecznie przekroczył dystans, który dzielił go od rogu i komputerów; tym razem się nie mylił – esdecy rzeczywiście byli zajęci rozmawianiem z jednym z pracowników personelu. Tam było ich zaledwie dwóch, chociaż gdyby Axel został nieco dłużej za rogiem, natknąłby się na trzech kolejnych. Chwilę rozmawiali, wydano komendy, dwóch odeszło, zaś jeden został, rozglądając się po tej części serwerowni.
Fixxxer zostawił kolejną wiadomość. Była to zwykła wiadomość tekstowa, de facto trudna do przechwycenia przez M-SLATE, jednak pole blokujące zrobiło swoje: Niektóre słowa czy fragmenty zdań były nieczytelne.

Nie jestem pewien, czy ta wiadomość dojdzie do ciebie w całości, Heintz. Wszystko wygląda tak, jakby pole ochronne M-SLATE raz było silniejsze, a raz słabsze. To dlatego wysłałem to, chyba ostatecznie tego nie \X/`/|<|2`/j@. W każdym razie, dzięki. To, że wysyłasz sygnały, dało nam pole do popisu. Wreszcie coś znaleźliśmy, Axel. Dzięki Tobie, między innymi.

Tymczasem zza drzwi wyszedł Konrad Hahn. Powiedział parę słów do strażnika SD, po czym znowu wszedł do windy i zjechał nią w dół. Strażnik SD wyciągnął pistolet, po czym odbezpieczył go. Wyciągnął szyję. Zdawał się rzeczywiście kogoś szukać. Odesłał rozkaz przez radio, trzasnęło, pozostała dwójka zostawiła pracownika i poszła w jego stronę. Także wyciągnęli broń.

Chodzi o to, że w końcu z GOS-em zdołaliśmy się włamać [)0 |<@|\/|3|2 [)@|3|<1360 z@$136|_|, które są na szczycie Mauer. Mieliśmy zaledwie 0|}|2@z |\|@ niecałe pół minuty, ale to, co zobaczyliśmy... Stary, to nas po |*|20$+|_| |20z|*13|2[)0|1|0. |\|13 mogę ci posłać, co tam było, za duży format, jak na M-SLATE. Sam rozumiesz. Ale człowieku, oni |\/|13|1 j@|<13$ j3|}@|\|3 \X/`/|2z|_|+|\|13 |2@|<13+. W życiu nie widziałem takiej jednostki. Mieli dziwaczne hełmy...
Jest jeszcze coś, co chcę ci przekazać. Twoje nazwisko |*0j@\X/1@|0 się parę razy na |1$(13... Kurwa, nie wiem, co to miało być? Testy? Eksperymenty? Nie wiem, bo to, co uszczknęliśmy, to naprawdę było z samego rdzenia tego pierdolonego systemu, i tak zdążyliśmy sporo wyssać, jak na te kilka sekund. W każdym razie, tam było coś w tym stylu: "!!@@@#(( ^^#*^^^%!!!: )$(&&#**% )$!!!#!!!^^^!!###!!!(^^^^ ##( ##!!((@@!!!#%%( $(!!!)!!%$!!!#^^^*!!"


- Axel Heintz? - z hełmu wydobył się metaliczny głos esdeka. - Zostaliśmy poinformowani, że przebywasz w tym rejonie. Jesteś aresztowany. Masz prawo do...
Podczas gdy tamten wymieniał listę Twoich praw, ty zerknąłeś na ostatni ciąg krzaczków, który wypluł przekaz na monitorze:

**%(@@ )((!!^^^&&&# !!!^^^*@@!!!###!!!#^^^*# %%%(((**& ##

- ...wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie – uroczyście skończył strażnik. - A teraz za mną.
Było ich zbyt wielu. Ta trójka, która podeszła do Ciebie, miała już wyciągnięte pistolety i mierzyła z nich w Twoją stronę. Było to dziwne, ponieważ ujrzałeś, jakby mieli Cię za kogoś o wiele bardziej niebezpiecznego, niż w rzeczywistości siebie uważałeś. Słyszałeś, jak trzasnęło radio, a jeden z nich się odezwał:
- Obiekt został przechwycony. Standardowa procedura przesłuchania.
Jeden szedł z przodu, dwóch pozostałych macało Twoje plecy lufami pistoletów.
Jeden z nich otworzył kluczami magazyn zapasowy; uprzednio skuli Twoje ręce, po czym wepchnęli do środka – upadłeś, potknąwszy się na czerwonym łomie, wbitym w jedną ze skrzyń.

* * *

Musisz bowiem wiedzieć, czytelniku, że magazyny zapasowe, tak zwane Lagerhäuser były rozmieszczone owego czasu na terenie całego kompleksu. Zazwyczaj małe, regularnie sprawdzane(przynajmniej w tych "oficjalnych" częściach) i przydatne w czymś takim, jak die Mauer, to jest ostatecznie kompleksie badawczym, gdzie pole Thamma, promieniowanie i fale elektromagnetyczne – choć w sumie nie wychodzące poza grube warstwy ołowiu komór testowych – jednak jakoś oddziaływały na to miejsce. W każdym razie nie było tygodnia bez małej awarii sprzętu i dlatego też wprowadzono owe Lagerhäuser.
Ten, do którego miał wątpliwą przyjemność trafić Axel Heintz, już od pewnego czasu przestał spełniać swoją funkcję magazynu. Oczom Axela ukazała się betonowa podłoga, śmierdząca zakrzepłą krwią, która zresztą się tam znajdowała, tworząc oniryczne wzory. Krew z podłogi przechodziła na ścianę. Na środku był ustawiony drewniany stołek, po lewej parę skrzyń i łom, zaś po prawej terminal. Jeden z tych.
- A teraz... - zaczął jeden z nich.
- Uwaga. Nadmierne przegrzanie reaktorów. Włączane sy-y-ys-s...

Światła na korytarzu, w serwerowni zamrugały. W transformatorze usłyszałeś trzask, a potem wszystko ogarnęła nagła ciemność.

* * *

- Oto zapalają się światła; w głuchej ciszy nie słychać nic, poza trzaskiem zapalających się lamp. Jarzeniówki trzeszczą, napełniając się wolno światłem. Trwa to parę chwil, jednak już w pierwszych rozbłyskach światła wyłaniają się kształty pomieszczenia.
- Iście, panie Kolditz, toście mi wizje zapodali, najpierw jakieś lampy trzeszczą, czas trzeszczy, kości trzeszczą. O, szczególnie te jarzeniówki, wyrwane z myśli i kontekstu niczym orgazm młodego dziewczęcia.
Nieporadny, przedwczesny i nieumiejętny.
- Oto zapalają się światła, w ciszy głuchej, przerywanej zaledwie trzaskiem jarzeniówek, które są niby przedwczesny orgazm dziewczątka, patrzmy, wyłaniają się kształty: Dziesięć lamp trzeszczy, pojękując w rozkoszy, oświetlając swoją nagość. Idźmy dalej: Pomieszczenie wygląda, wypisz wymaluj, jak pierwsza lepsza klasa liceum na Śląsku, obskurna, pachnąca kredą i gąbką, pachnąca tablicą i biurkiem nauczyciela, pachnąca butami zmiennymi i identyfikatorami. Ławki. Krzesła. Drzwi. Drzwi z numerem, a na nich jest napisane: Mene, tekel, fares.
- Iście, panie Kolditz, coś balladę żeście skrewili. Jednak w tym pomieszczeniu czuję leciutki zapach piżma, piżmo jest gęste, doprawione bzem i innymi ziołami.
- Oto zapaliły się światła, płoną one w orgii rtęci i argonu, rozbłyskują tysięczną rozkoszą; myślę, że można by postawić małą figurkę bogini Kali na symbol tego, co tam się dzieje. Pot, uda i jeszcze raz pot. Posuwiste ruchy. Czy kiedykolwiek przyglądałeś się orgii argonu i rtęci? Oczywiście, że nie. Nigdy tego nie robiłeś, drogi czytelniku. A szkoda. Jaka szkoda.
- Berufe das nicht! Berufe das nicht!
- Oto zapaliły się światła, choć Axel Heintz jeszcze tego nie wie. Nie wie, że stracił na chwilę świadomość dlatego, bowiem przez jego głowę przeniknęła fala czarnej energii, która...? Która...?
- Axel nie widzi także tego, że koło magazynu przemyka cień kobiety. Chłopczyca. Chłopczyca! Zresztą, później nadejdzie kolejna...
Kobieta. Usłyszał. Obudził się. Nie widział.

* * *

Otworzył oczy, gdy zapaliły się już światła. Drzwi magazynu były zamknięte, bowiem gdy ich dopadł, załomotała klamka, która tkwiła w zamku. W półmroku błyszczał niebieskim światłem monitor, jeden z tych prymitywnych terminali używanych jeszcze sto lat temu, małych i topornych, o ekranach, które żarły wzrok. Zupełnie niepotrzebny w magazynie zapasowym.
Matowe szkło z pleksiglasu przepuszczało zaledwie parę promieni bladego światła dochodzącego z głębi korytarza. Magazyn sam w sobie nie był zbyt ciekawy: Parę skrzyń i łom do otwarcia ich.
Wróćmy jednak do monitora. Gdy Axel Heintz otworzył oczy, ten zamrugał i zaśnieżył, ukazując dziwny pokój.
Pokój ten wyglądał jakoby jeden z tych pomieszczeń, które dało się odnaleźć w kompleksie biurowym; nieszczególny – trzy biurka, na jednej ścianie obraz, drzwi z matową szybą. Jedyne, co się wyróżniało, to pajęczyna pęknięcia na ścianie szkła pleksiglasowego. Cóż, pleksiglas nie pękał tak łatwo.
Winda po prawej stronie ekranu; obraz był nieco zamazany i czasem skakał, jednak to, co było kolejną rzeczą niezwykłą w tej scenerii to fakt, że z pokoiku dźwigu osobowego, notabene który był widoczny do połowy, kapała cieniutka stróżka krwi. Nie było co do tego wątpliwości: Chociaż lampa w windzie mrugała, to jednak nie było wątpliwości, że ten rudy strumyczek był krwią.
A potem z windy wyjdzie kobieta w szarym kombinezonie ochronnym, do której przemówi głos, którego Axel nie zobaczy, a usłyszy. I ujrzy kobietę, a ona ujrzy jego.

* * *

24 VIII 2213
Tak właściwie to nie miałam wiele do roboty w domu. W domu, w domu. Od kiedy używam tego określenia? Nigdy nie miałam domu, szczególnie w Neoberlinie. A czasów Szczecina nie pamiętam. Chyba... Chyba nikt ich nie pamięta.
Chyba powinnam osądzić, że jestem wariatką. Piszę tą kartkę pamiętnika siedząc na stołku serwerowni.
Powinnam chyba być przerażona jako siedemnastolatka. Ale nie; od czasu, kiedy widziałam umierającego ojca, przestały mnie przerażać zwłoki. Są tu, wszędzie. Chyba była awaria prądu, bo kiedy wjeżdżałam windą na górę, na chwilę zgasło światło, a winda przystanęła.
Co się dzieje, tutaj? I dlaczego opisuję to wszystko z takim spokojem?
Przed chwilą spotkałam jakąś kobietę... Była szalona. Chciała się rzucić na mnie, ale oślepiłam ją gazem łzawiącym. Teraz siedzi cicho w kącie, albo raczej próbuje siedzieć cicho.
Dlaczego wszyscy w tym pokoju są martwi? I gdzie jest Axel?
Tak, tak, wszyscy w pokoju są martwi. To trochę jak cyrk ze zużytymi klaunami. Wszyscy mają bladą cerę, wszyscy mają twarze pomalowane krwią, która spływa z dziur w potylicach.
Jestem spokojna, prawda?
Axel, gdzie jesteś? Czekam tu, na Ciebie, w tej serwerowni. Chyba powinieneś wiedzieć parę rzeczy.
Może przede wszystkim to, że zaraz po tym, jak tu weszłam, ujrzałam dwadzieścia – tak, dwadzieścia! Dobrze liczyłam – oddziałów SD, które przyjechały pociągiem z Hoffnungenhausu i wysypały się do północnej części miasta. A potem słyszałam tylko strzały i parę ludzi, którzy uciekali z centrum.
Chyba powinieneś wiedzieć też to, że nie jestem do końca tym, za kogo się podaję. Ale cóż, prędzej czy później się o tym dowiesz. A na razie: Hi-mi-tsu. Żartowałam. Jak tylko Cię znajdę, to powiem. Wszystko, co wiem.
Wszyściusieńko. Daj się tylko znaleźć.

# Frank Malak

Podszedł do kamery. Wyglądało na to, że był chyba pewny siebie, decydując się na ten – bądź co bądź – zuchwały ruch. Ale nie: Wszystko wyglądało tak, jakby poszło dobrze – zdjęcie zostało przyklejone i trzymało w miarę mocno. A później Malak poszedł do bloku, kierując się na jego dach.

* * *

- Patrz na kamerę 19P. Kurna, co jest? Papier? Gazeta? Gazety nie fruwają.
- Eee tam... Przesadzasz.
- Przesadzam!? Spójrz jeszcze raz!
Na ekranie znajdował się co prawda ten sam obraz, jednak po paru chwilach odpiął się... I odfrunął, ukazując to, co działo się naprawdę.
- Dzwoń do centrali. Przegrałeś te sto, chłopie. Ten facet naprawdę ma jaja, żeby odwalać takie rzeczy.


* * *

Przeszedłeś po desce na górę, a strażnik Cię nie zobaczył, mimo tego, że przez większość tego czasu byłeś na jego widoku.
Wybrałeś tą bardziej przerdzewiałą kratkę wentylacyjną: Przy odrobinie wysiłku oderwałeś ją gołymi rękami, a ta odskoczyła. Zanim wszedłeś, rzuciłeś okiem na okolicę, jednak wszystko zdawało się być w zupełnym porządku; z tym wyjątkiem, że zdjęcie, które umieściłeś na kamerze, odpięło się i upadło na ziemię.
Zagłębiłeś się w kanał wentylacyjny. Po krótkiej wędrówce w klaustrofobicznej tubie wypadłeś w środku.
Korytarz, w którym się znalazłeś był nienaturalnie stary; to tak, jakby nie zaglądano tu nie od paru tygodni, a co najmniej od dobrych kilku lat. Świadczyła o tym gruba warstwa kurzu, która pokrywała szarą wykładzinę, jednak nie tylko. Popękany tynk, który odchodził plastrami od ścian i sufitu znaczył to miejsce niczym starą twarz. Zżółkłe płatki chrupały pod Twoimi butami, gdy szedłeś coraz dalej i dalej.
Nie musiałeś zresztą iść za daleko. Numer 133 – pokój kobiety znanej jako Sara Connor pojawił się wkrótce przed Tobą. Drzwi same wyskoczyły z zawiasów, kiedy szarpnąłeś nimi na dzień dobry.
Tak jak wszędzie, panowała tutaj stara woń stęchlizny, charakterystyczna dla wszystkich opuszczonych budowli. Z pokoju, do którego wchodziłeś, wydobywała się z największym natężeniem.
Rzecz dziwna, nie było tutaj nawet karaluchów i innych małych stworzeń, które zwykły się gnieździć w takich miejscach; spotkałeś parę skręconych pancerzyków żuków, jednak to wszystko, co kiedyś tu żyło. Zapaliłeś lampę w małym, mrocznym korytarzyku; ta oświetliła żałośnie zwisające, czarne pajęczyny. Przedsionek był brudny, zaś przez matową szybę wpadała niewielka ilość żółto zabarwionego światła.
Gdyby nie opłakany stan tego miejsca, trzeba było przyznać, że Sara Connor miała gust; na prawo od drzwi znajdowała się hebanowa szafa, teraz nieco zmurszała. Gdy ją otworzyłeś, okazało się, że jest kompletnie pusta.
Naprzeciwko niej znajdowały się drzwi do łazienki. Po chwili je, nie wchodząc jeszcze do pokoju głównego. Skrzypnęły, zaś do Twojego nosa dotarł zapach szamba; łazienka prezentowała się – jak na razie – najgorzej. Zardzewiała pralka, strzaskana umywalka, brudna muszla. Pęknięte lustro. I, tak, wanna. Oprócz warstewki kurzu, na jej dnie znajdował się czarny osad.
Kolejna dziwna rzecz: Kafelki na ścianach były majolikowe, zupełnie odmienne od tych na podłodze; jeżeli istniała ta parutygodniowa próba czasu, to jej nie przetrzymały: Czarne i spękane. Wyglądało to tak, jakby w łazience wybuchł pożar.
Wyszedłeś, prowadząc dalej pobieżny rekonesans. Otworzyłeś drzwi do kolejnego pokoju.
Jak się okazało, ten pokój miał być pokojem głównym; na odmianę, od powszechnego kurzu i suchości, którą spotkałeś na korytarzach i łazience, tutaj można było wyczuć wilgoć, jako że w kątach zalęgł się mech.
Wybity kawał muru otwierał się na wschodzące słońce; to chyba dlatego mogło się tu zalęgnąć cokolwiek. Powietrze wpadało przez ten pokój, zahaczało o kuchnię i uchodziło kolejnym otworem w ścianie – tym razem na zachodzie. A później wracało na dwór przez wybite okna. W rowkach okien gnieździł się zielony mech.
Na lewo od drzwi była brązowa kanapa; koło niej stolik, na którym stała lampa; stoliczek miał parę szuflad. W kącie stał telewizor z rozbitym kineskopem, na półce; nieco niżej piętrzyły się jakieś papierzyska. Na jednej ze ścian wisiał przekrzywiony obraz. Podarte kawałki tapety walały się po ziemi.
Zerknąłeś przez pierwszą dziurę w murze; wyglądało to tak, jakby w ścianę uderzyło ramię żurawia – gruzy leżały w dole, na zachwaszczonym trawniku. Kawałek odłamanej podłogi pokazywał mieszkanie na dole – kompletnie puste. Na zewnątrz, stwierdziłeś, był teren jednej z opuszczonych fabryk; nieco dalej prowadziły schody na nieużywaną już od dawna stację metra. Nie było tu nikogo. Stąd do ziemi dzieliło Cię około dwadzieścia metrów.
Takie samo zresztą jak to, które ujrzałeś w kolejnym pomieszczeniu. Druga dziura prowadziła do kolejnego mieszkania, jednak ono także świeciło pustką. Kolejna dziura w murze, która pokazywała północną część Neoberlina. I jeszcze jedna, w podłodze. Spojrzawszy w nią dostrzegłeś, że było wiele szczelin w wielu poziomach tego bloku. Gruzowisko i pręty zbrojeniowe pozwalały Ci zejść na dół; stamtąd też dobiegał od czasu do czasu dźwięk przejeżdżającego metra. Bez dwóch zdań dziura w ziemi prowadziła na część stacji, do której wejście widziałeś na zewnątrz.
Wszedłeś jeszcze do kuchni, ale poza gruzowiskiem, które spadło z sufitu, nie było tu wiele więcej.
Zabrałeś się do przeszukiwania pokoju gościnnego: Przeszukałeś papiery pod telewizorem, jednak nie znalazłeś tam nic. Odmienna sprawa miała się z DVD, które było na nich: Była w nim płyta podpisana markerem: "MATERIAŁY DOTYCZĄCE BUNKRA".
Spojrzałeś na obraz, który wisiał na ścianie. Był na nim widok latarni na jakiejś wyspie. Sądząc po skalistym wybrzeżu, były to okolice północnych Niemiec, chociaż nie mogłeś zidentyfikować wyspy. W prawym dolnym rogu był napis zrobiony czerwonym markerem: "CZEKAMY NA CIEBIE!".
Włożyłeś płytę do laptopa i czekałeś na obraz.

* * *

Hans Schlaufen czekał przed budynkiem. Przez chwilę zdawało mu się, że widział, gdy do jednego z bloków wszedł Frank Malak, jego kontrahent, bowiem sprzedawał mu broń, ale i nie tylko. Hans widział także w nim szansę, która może wspomóc powstanie, które miało wybuchnąć lada chwila. Wspomniał parę rzeczy, które pamiętał z ostatnich chwil.
Długi, ciągnący się na parę wagonów pociąg, który przyjechał z czarnego toru – tak nazywało go w żargonie podziemie – to jest z Hoffnungenhausu. Obserwował to wtedy z bezpiecznej odległości, z lornetek w centrum. Chociaż krótko. Gdy stwierdził, że z pociągu wychodzi około dwustu strażników SD, z długimi pałkami i tarczami z pleksiglasu. Jednak tym, na czego widok zaczął pakować się ze swojego mieszkania, to długa kolumna żołnierzy GSA, która wysypała się z ostatniego wagonu. Mieli ze sobą sprzęt.
To było ostatnie, co zaobserwował Schlaufen. Gdy ponad pięciuset ludzi zaczęło maszerować w stronę centrum, prędko się spakował i uciekł.
A teraz słyszał strzały, coraz częstsze i coraz głośniejsze. I coraz bliższe. Dyszał ciężko, patrząc na strażnika SD, który odszedł z drzwi pewnego bloku, otrzymawszy rozkaz radiowy. Schlaufen, wykorzystując okazję, podbiegł do drzwi, zignorował kamerę i staranował je.

* * *

- Sonja, bliżej, bliżej kamerę, kurczę, to przecież poważny materiał jest!
Obraz zaśnieżył, zatrzeszczał, jednak po chwili odzyskał ostrość. Zadźwięczał śmiech Sary Connor.

Sara Connor stała przed wejściem do podziemi; była to właściwie dziura w ziemi, choć prędki rzut domowej kamery pokazał, że jest to wyłom w jakimś podziemnym korytarzu. Zaświecono latarką. W dole znajdowały się odłamki i gruzy, zaś na ścianach było namalowane graffiti. Tak samo jak w domu, w którym znajdowała się Sonja-kamerzystka i Sara. Na zewnątrz świecił księżyc. Była noc.
Data w prawym górnym rogu wskazywała na 14 sierpnia 2213 roku, zaś godzina wskazywała na drugą w nocy i dwanaście minut.
- To, co chcemy tutaj opublikować niezależnej opinii publicznej, wstrząśnie światem – zaczęła Connor dramatycznym głosem. Była ubrana w dżinsy i flanelową koszulę. - Już od dawna podejrzewałyśmy, że tak naprawdę Mur jest wielkim kompleksem militarnym, w którym są prowadzone badania nad ludźmi, jednak nie mieliśmy żadnych dowodów. Teraz mamy pierwszą okazję, by ich dostarczyć! Chodźmy, Sonja.
Zza kamery odezwał się głos pełen wątpliwości:
- Sar, ty naprawdę chcesz tam wchodzić?
Connor zignorowała go i wskoczyła do dziury. Obraz kamery podążył za nią. Wizja znowu zamgliła się i zaśnieżyła, gdy Sara zaryła martensami o gruzowisko.
- Prędzej, Sonja, prędzej! Tutaj!
Światło latarki powędrowało w załom korytarza.
- Do diabła, skameruj to! Musimy to wysłać później...
W załomie, w kolejnym betonowym rumowisku latarka oświetliła mały, czarny kształt.
- To jest martwe. Nie bój się, Sonja. Popatrz. Widzisz? Oderwało się od głowy. Sfilmuj to dobrze. I chodź dalej.
Nie dalej jak dziesięć kroków leżał mężczyzna; kamera ukazała jego twarz, która wyglądała jak oparzona, podobnie jak nagie barki. Sczerniałe zęby szczerzyły się w ciemności, idealnie białe, choć niektóre z nich były wyłamane.
- Nie podchodź. One wydzielają gaz. To dlatego mogą kontrolować swoje ofiary, tak myślę. Ten żółty dym, który się z niego wydobywa, to ten gaz. Ten musiał być niedawno, skoro jeszcze trochę zostało... To neurotoksyna. Powoduje obumarcie mózgu, jednak rdzeń przedłużony jest cały. O, tu, zobacz. Te dwie dziurki na jego karku. Tutaj się przytwierdzają. Jak gospodarz umrze, to mogą chyba się jeszcze ruszać. Tamten zdechł chyba z braku tego, no... Żarcia.
Naraz obraz kamery znowu zaśnieżył, a ona sama upadła na podłogę. Krzyki. Dziwny odłos bulgotania wydobywający się spoza zasięgu wizji.
- Kurwa! Sonja, uratuję cię! Nie bój się! Rozumiesz?
Światło latarki ucieka w głąb korytarza, tak samo jak Sara Connor, choć dziwny, bulgoczący dźwięk nie milknie, tak samo jak zduszone krzyki Sonji, które – na odmianę - milkną po jakimś czasie. Nastaje względna cisza.

* * *

Usłyszałeś trzask drzwi na dolnym piętrze, choć wydawało Ci się, że do budynku wszedł zaledwie jeden człowiek. Usłyszałeś szybkie kroki po schodach. W końcu ujrzałeś: Był to Schlaufen, Twój stały dostawca broni. Miał przy sobie jeden karabin półautomatyczny, pewnie pod kurtką chował także jakieś materiały wybuchowe.
- Malak...? Co ty tu robisz, człowieku? Zresztą, do diabła, nieważne.
I opowiedział o sytuacji, która panuje w centrum.
- Co robimy? - spojrzał w żaluzje. - Idzie tu pięciu z SD... Cholera, za dużo tej policji dzisiaj. Co robimy, Frank? - powtórzył.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 07-06-2008 o 16:56.
Irrlicht jest offline  
Stary 16-06-2008, 17:05   #10
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dzień ciężko się zaczął i nie chciał spowszednieć. Szła do Steinerda nie zwracając uwagi na strażników, myślami przy swoim bracie, dziwnej wizycie i strachu w jego oczach. Przecież Konrad nie był wariatem histeryzującym od kontaktu fizycznego. Nie zawsze byli sobie tak obcy jak dzisiaj i kiedyś wiele razy mogła liczyć na jego uścisk. Teraz w Tanji kiełkowało przerażenie, jeszcze niezupełnie obecne w myślach czy wyrazie twarzy, ale leżące już kamieniem w żołądku, zapowiadające się uczuciem wszechogarniającego chłodu. „Coś Ty zrobił braciszku? Co takiego mogło spowodować, że ja Ciebie wystraszyłam?”

A potem w windzie Steinerd wyskoczył z misją, z której nie można się wycofać, poparł słowa nazwiskiem korporacyjnego sprzedawczyka, a jej panika już już miała znaleźć ujście w histerycznym śmiechu, kiedy facet stwierdził, że ma zabić brata. I Tanja stała w trzęsącym się dźwigu, oniemiała wobec tak zdumiewającej ludzkiej bezduszności, mimowolnego okrucieństwa, wobec beztroski obcego, proponującego, nie, żądającego od niej, by zaprzeczyła wszystkiemu kim jest, niezauważającego nawet, że równie dobrze mógłby jej kazać skoczyć z Muru na zasieki, co właściwie byłoby znacznie łatwiejsze, wykonalne i gdyby miało coś zmienić w bezwzględnej rzeczywistości, doli ludzkiej, mogłaby właściwie poświęcić to coś zwanego życiem, swoim.
Wszyscy powariowali. Zatracili zdolność współczucia albo nie potrafią czytać.

Zabić Konrada?

Bo do kurwy nędzy starczyłby jeden rzut oka na jej życiorys, żeby do każdego debila dotarło, że nie skrzywdzi brata.
Ale nim stek rynsztokowych przekleństw wydobył się z ust rozsierdzonej Tanji, Mur zadrżał w posadach.

Odzyskiwała przytomność powoli jak po ciężkim śnie w którym przygniata Cię nieszczęście i jawa nie powoduje ulgi tylko głębokie przekonanie, że wcale nie jest dobrze, bo ten sen miał znaczenie, a rzeczywistość nie kończy koszmaru i musisz zapłakać, bo choć płacz nie oczyszcza, jest jakąś odpowiedzią. A Ty potrzebujesz odpowiedzieć, by zaistnieć, przypomnieć sobie siebie powoli. I w końcu poczuć ulgę wynikającą z fizyczności, bo smarkanie nosa może być pocieszeniem, kiedy brak innego i jesteś sam.
Więc Tanja płakała w windzie gdzie realność bezgłowego trupa Steinerda jeszcze do niej nie docierała, płakała, żeby móc się pozbierać.
Trudno powiedzieć ile to trwało. Kiepski tusz rozmazał się, tworząc na policzkach grube czarne smugi, Tanja w bezsensownym geście poprawiała potargane włosy, chciała przejrzeć się w lustrze rozbitym teraz na wiele kawałków, fragmenty twarzy w połamanym świecie. Podniosła się na nogi, co wprawiło dźwig w kołysanie, echa krzyków z sąsiedniej windy rozlały się po głowie wspomnieniem, na razie bez reakcji, rozciągnięta sylwetka Steinerda, zapach moczu, zwisająca między dźwigiem a ścianą torba z papierami i dyskiem. Tam są potrzebne dokumenty. Komu? Przydatność - przypisany atrybut bez odbiorcy, więc Tanja nie odwracając wzroku zapamiętując karykaturalną sylwetkę, ochłap z człowieka, przytulając się do smrodu, bo człowiek śmierdzi, taka jego najgłębsza natura, sięgała za krótką ręką pasek torby, nie wiadomo po co. Zaraz spadnie, sama będzie śmierdzieć, nikogo nie zabije, udało się. Jeszcze tylko otworzyć drzwi, to proste, wygramolić się na zewnętrz.

Wyszła. Poziom D. Umorusana krwią obcego mężczyzny, który chciał by zabiła brata, z jego torbą w ręku, nadal w szoku.

W pokoiku – dyżurce człowiek podłączony do kroplówki wcale nie zdziwiony na jej widok więc i ona się nie dziwiła, koszmar trwa, królicza nora ciągnie się bez końca, właśnie powstał nowy blok, dziękuję za wskazówki, uratuję brata, chociaż pewnie nie o to Panu chodziło, bo przecież mam uratować świat.
Przestań dziewczyno, nie histeryzuj, ty masz głowę na karku.
I znowu płacz.

Kiedy zobaczyła w monitorze mężczyznę znowu zdumiona patrzyła, nie ufając sobie nic a nic, zmysły oszukują. Po drugiej stronie muszkieter z twarzą jeszcze nie przygaszoną, bez bagażu, naprawdę żywy, człowiek z innej rzeczywistości, bohater filmu akcji. Zawadiacka zapowiedź uśmiechu, już ją kiedyś widziała. Z mroków pamięci nie wyszło imię, ale miejsce. Pracuje z Konradem.
- Jesteś tam naprawdę? – nie mówiła wyraźnie, musiała odchrząknąć, znaleźć siły na przemowę do ekranu – Nie wiem co się stało, spadły windy, to ta teleportacja, coś schrzanili dokumentnie, a teraz wszyscy nie żyją, ale nie mój brat, on tam gdzieś poszedł. Muszę go znaleźć. Jest młodszy, ma tylko mnie. Każdy się kimś opiekuje, to chyba normalne. Trzeba się trzymać takich rzeczy, żeby nie oszaleć. Nawet nie jestem ranna, a Steinerda pokroiło. Myślałam, że się na niego rzucę i wtedy winda spadła. W drugiej było dużo ludzi, spadała szybciej, chryste, czy ty mnie w ogóle słyszysz?

- Mam na imię Tanja. Pomożesz mi?
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 17-06-2008 o 13:12. Powód: interpunkcja
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180