Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2009, 16:52   #21
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Obudziłeś się we własnym łóżku. Nie pamiętałeś niczego dziwnego z ostatniej nocy, tym razem żadnych snów. Dobry początek dnia albo cisza przed burzą. W każdym razie trzeba było coś zjeść, żołądek wręcz domagał się tego.
Kilka minut zajęło ci usmażenie sporej jajecznicy, zjadłeś ją i zastanawiałeś się, co dalej. Apetyt w porządku, może rzeczywiście następowała poprawa twojego stanu. Choć daleki byłeś jeszcze od optymizmu.
Przechodząc przez przedpokój do łazienki zauważyłeś jakąś niewielką kopertę którą ktoś wsunął pod drzwi. Listonosz? Kurier? Hmm no tak może przez tą muzykę nie słyszałeś żeby ktoś dzwonił. Sięgnąłeś po nią i położyłeś na stole w kuchni. Co by to nie było to w tej chwili w pierwszej kolejności potrzebowałeś prysznicu.
Nie spieszyłeś się, gorąca woda spływała po twoim ciele dając tak pożądaną ulgę, w takiej chwili łatwo było zapomnieć o trapiących problemach, może nawet uwierzyć w to, że ostatnie wydarzenia są rzeczywiście skutkami przemęczenia. Parę minut później zakręciłeś wreszcie wodę, wytarłeś się starannie ręcznikiem i założywszy szlafrok poszedłeś zaparzyć sobie gorącą kawę.
Rzuciłeś przelotnie okiem na stół. Koperta wciąż tkwiła na swoim miejscu. Otworzyłeś szafkę wyjmując swój ulubiony kubek, przyzwyczaiłeś się już zaczynać wolny dzień od mocnego espresso stawiającego na nogi. Tylko kiedy ostatnio miałeś wolny dzień?
No tak, dość dawno. Włączyłeś ekspress i po krótkim czasie wlałeś sobie do kubka uzyskaną zabójczą mieszankę. Postawiłeś kubek z kawą na stole siadając na kuchennym stołku na wprost koperty. Delikatnie rozerwałeś róg papieru poszerzając otwór na tyle by wyciągnąć i przy okazji nie uszkodzić jej zawartości. Była to dokładnie to czego mogłeś się spodziewać - broszura informacyjna reklamująca jakąś miejscowość. Silent Hill?
Coś w tej nazwie było… Znajomego? Nie to przecież absurdalne, nazwa była chwytliwa i tyle. Broszura nie była może wymagającą lekturą, ale zawierała w sobie wszystkie potrzebne informacje dla kogoś takiego jak on.



Silent Hill to malownicza, spokojna miejscowość wypoczynkowa położona nad jeziorem Toluca będąca jest rajem dla wędkarzy z całego stanu. Toluca nie bez powodu zwane jest przez miejscowych „krainą pstrąga”.

Lake View Hotel jak sama nazwa wskazuje położony w najlepszym miejscu do podziwiania wschodów i zachodów słońca nad jeziorem oferuje przystępne ceny dla wszystkich podróżnych i wysoki standard pokoi.
Istnieje możliwość wypożyczenia kajaków, rowerów wodnych czy żaglówek. Za odpowiednią opłatę można także skorzystać z codziennej oferty śniadaniowo-obiadowej. Goście mogą także skorzystać z bogato wyposażonego bufetu.

Spacer po okolicznych lasach? Rajdy rowerowe? Zakupy w centrum? Kręgielnia? U nas znajdziecie to wszystko co oferują małe miejscowości wypoczynkowe i jeszcze więcej. Nasze miasto rozwija się prężnie i mamy wszelkie państwa wymogi do aktywnie spędzenia czasu na świeżym powietrzu lub dla tych z państwa, którzy pragną po prostu odrobiny spokoju i prywatności.

Silent Hill to całe moje życie i nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Cisza i spokój tego miejsca nie ma sobie równych nigdzie indziej” mówi Agatha Kristianns jedna z rodowitych mieszkańców miasta.

Dla najmłodszych najlepszym miejsce rozrywki będzie zapewne Lake Side Amusment Park. Różnorodność rozrywek w tym: kolejka górska, dom luster, karuzele w licznych wariacjach, spływ pontonem, nawiedzony dom, pokazy z udziałem zwierząt czy trupy cyrkowych artystów „Freak Show” zapewnią multum wrażeń dla całej rodziny. Przypominamy, że osoby poniżej 16 roku życia powinny znajdować się pod opieką osoby dorosłej.

Czyżby Ronald Terrance wysłał to jemu? Adres i nazwisko na kopercie zgadzały się a nie spodziewał się żadnej innej przesyłki, więc to na pewno nie pomyłka.. Nie było tylko adresu nadawcy ani nazwy żadnego biura. Poza tym może powinien najpierw przejrzeć inne oferty? Tylko, po co? Ta wydawała się wszystkim tym, czego mógłby chcieć… O tak była kusząca, perspektywa siebie leżącego w hamaku wśród błogiej ciszy albo na łowiącego ryby na pomoście.. Nie, lepiej w łódce! Łowiącego pstrągi, tak to jest dokładnie to, czego mu trzeba. Na odwrocie broszury była wydrukowana szczegółowa mapka miasta podzielonego na części. Ulotka więc mogła się przydać później zagiąłeś ją i schowałeś do kieszeni. Brakowało jednak informacji gdzie tak właściwie znajduje się owa miejscowość. To należało do ciebie, przegrzebując stertę rzadko używanych papierów dość szybko natrafiłeś na mapę samochodową stanu Maine. Okazało się, że wcale nie było to tak daleko. Raptem trochę ponad 160 kilometetrów, więc twój stary poczciwy Chevrolet Monte Carlo powinien dać sobie radę z tą małą eskapadą. Nie używałeś go w mieście, bo za dużo palił, no i stanie w korkach nie było zbyt przyjemnym uczuciem. Poza tym czułeś, że już dawno nie mierzyłeś się z otwartą drogą. Jeśli wyruszy dzisiaj to powinien dotrzeć na miejsce jeszcze dziś. Powinieneś zadzwonić do Nicholasa i Terrance’a, do siostry i do matki, ale nie miałeś na to ochoty. Zadzwoni do nich jak będzie na miejscu, i tak musiałby to zrobić znając tych ludzi, więc, po co to wszystko utrudniać. Teraz liczyło tylko jego Monter Carlo i rozciągające się przed nimi kilometry. Pod pewnymi względami pokonywanie drogi biegnącej do celu ma w sobie większą moc niż samo jego osiągnięcie. Miałeś jednak nadzieję, że podczas jej nie przytrafi ci się za dużo niespodziewanych przygód. Byłeś już spakowany, więc dopiłeś do końca kawę i zacząłeś się ubierać. Klucz zostawiłeś u dozorcy z informacją, że nie będzie cię ok. 2 tygodni. Do pracy dzwoniłeś już wcześniej, więc wszystko było w porządku. Czas ruszać. Parę minut później na sekretarce głosowej w twoim mieszkaniu zapaliło się czerwone światełko. W czterech pustych ścianach twojego mieszkania rozległ się znajomy głos.


-Eee cześć Carl, tu Ronald Terrance, mam coś dla ciebie. Jesteś? No cóż w każdym razie będziesz zachwycony, cisza spokój, morze no i ceny co najmniej uczciwe. Wysłałbym ci to ale zapomniałem spytać się o adres. No to wpadnij do mnie w porze lunchu jak odsłuchasz tą wiadomość.

Ta informacja nigdy nie miała do ciebie dotrzeć o czym nie mogłeś mieć przecież pojęcia. W tym bowiem momencie wkładałeś swoje torby do bagażnika i rzuciwszy ostatnim okiem na swoje mieszkanie wszedłeś do samochodu. Po raz pierwszy od dawna miałeś jasno wytyczony cel. Droga rozpościerała się przed tobą bezgłośnie zachęcając byś podążył za jej głosem.

Życie każdego człowieka jest drogą ku samemu sobie, próbą znalezienia drogi, zaznaczenia ścieżki. Żaden człowiek nie był nigdy w pełni samym sobą, lecz mimo to każdy ku temu dąży, jeden w mroku, inny w światłości, jak kto umie.

Hermann Hesse — Demian
--

???




-Koło fortuny… Potężna karta.. Symbolizuje wydarzenia, których się nie spodziewamy, a które z całą pewnością wprowadzą chaos w nasze życie burząc jego dotychczasowy porządek. Chaos nie zawsze jest zły… Może prowadzić do wyjaśnienia trapiących nas problemów, problem w tym, że prawda bywa czasami gorsza od kłamstw, w których żyjemy.

-Bardzo ciekawe.. ale pani widzi przyszłość, więc powinien zaraz dowiedzieć co to za wydarzenia prawda?

Cyganka zignorowała kpiący ton mężczyzny. Wydawało się, że chce on za wszelką cenę znaleźć lukę w tym, co mówiła a to stawało się już powoli męczące dla każdej ze stron. Irytowała go bardziej niż mógłby przyznać. Chyba, dlatego że nie dawała się wyprowadzić z równowagi.

-Nawet ja nie widzę przyszłości tak jasno, jak człowiek widzi teraźniejszość. Tarot… To zaledwie mgliste wyobrażenie o to, co nas czeka, spojrzenie przez szparę w drzwiach w półmrok znajdujący się za nimi…

-Bardzo wygodne tłumaczenie.

-Może i wygodne, ale prawdziwe.

-No, więc dobrze… Może pani kontynuować.

-Los jest rzeczą, którą można próbować oszukać… Ale wygląda to tak jakbyśmy zaprzeczali tym, że oddychamy powietrzem Teoretycznie każdy z nas ma swoistą kontrolę nad swoim życiem czasem jednak ludzki los wiąże się z linią przeznaczenia. Wtedy tracimy ową kontrolę będąc miotanym przez los wbrew naszej woli. Jest to mniej więcej tak jakby mucha szarpała się w nici pająka. Możemy próbować z tym walczyć, może się nam wydawać, że osiągnęliśmy w tych zmaganiach jakiś sukces, ale każda chwila przybliża nas do tego, co nieuniknione.

-Brednie, same brednie. Nic nie rozumiem z tego pseudo-voodoo.

To jednak nie była do końca prawdą, coś rozumiał, co nie znaczyło że w to wierzył.

-Voodoo podobnie jak wiele innych wierzeń wymaga wiary w to, o czym się mówi. Ja mogę jedynie powiedzieć panu, co mówią karty, niezależnie od tego czy pan w to wierzy czy nie. Jest jednak szansa, że… Karty mogą się mylić. Dzieje się tak w dwóch przypadkach. Pierwszy ma miejsce wtedy, kiedy osoba źle odczyta znaczenie płynące z kart, drugi kiedy osoba o której mówią karty całkowicie i natychmiastowo zmieni całe swoje dotychczasowe życie... Nie gwarantuje to, co prawda, stuprocentowej skuteczności jednak słyszałam o takich przypadkach.


-No cóż, miejmy nadzieję, że to pani się myli, bo ja nie zamierzam zmieniać swojego życia. Zresztą nie zdziwiłbym gdyby tak właśnie było.

Była dobra, trzeba było jej to przyznać. Mężczyzna prawie ją cenił za spokój ducha w obliczu jawnych obelg, których on sam nie mógłby zignorować. W dodatku momentami mógłby przysiąść, że czyta mu w myślach. Mimo tego całego sceptycyzmu momentalnie zamarł wbrew sobie, kiedy jej dłoń sięgnęła po następną kartę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qKPOGJvhAII[/MEDIA]
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 31-10-2009 o 16:55.
traveller jest offline  
Stary 06-11-2009, 01:29   #22
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Wyjeżdżając z miasta czuł euforię na myśl o nadchodzącej podróży. Szczególnie droga wydawała się być pusta. Tak jakby otoczenie samo chciało, by wyruszył w dal. Tymczasem radio zaczęło grać piosenkę "Highway to Hell". Z lekkim uśmiechem Whistlecore zmienił stację. W końcu miał nadzieję, że miejsce do którego trafi, będzie o zupełnie innym profilu. Z drugiej strony, gdy przemierzał kolejne kilometry, zaczął myśleć o rodzinie i znajomych, których nie uprzedził o wyjeździe. Matka na pewno będzie się martwić. Właściwie oszaleje - ze złości albo stresu. Mogą zacząć przewidywać najgorsze rzeczy, szczególnie po ostatnich przypadkach. Jesteś złym człowiekiem Whistelcore.

Zresztą zrozumieją. Zadzwoni na miejscu, albo jeszcze wcześniej. Tak usprawiedliwiony, Carl, zaczął zastanawiać się nad tym co wziął ze sobą. Pieniądze są, dokumenty, ubrania, więc jest wszystko. Żeby tylko samo miasteczko okazało się być miejscem godnym poświęcenia czasu. Na broszurce wyglądało dość zachęcająco. Tylko... czy oferta dalej była aktualna? Ileż było podobnych, sezonowych miasteczek, które już po roku przestawały być atrakcyjne. Ufał jednak Terrance'owi pod tym względem, szczególnie, że wiele podróżował i połapał dość dużo ciekawych kontaktów. Nie ma się o co martwić, Carl, naprawdę. Złapał cię syndrom dalekiej podróży, czy coś w tym stylu i zaczynasz widzieć ciemną stronę życia.

Po prostu rozluźnij się. I patrz na drogę!

W którymś momencie się zgubił. Zajechał w złą drogę. Zaczął nadrabiać zbędne kilometry, a przypomniał sobie o tym dopiero po dłuższym czasie. Klnąc na własną nieuwagę, musiał zawracać. To zepsuło mu humor.
Po prawie dwóch godzinach jazdy zajechał na jakąś przydrożną stację benzynową, żeby zatankować. Zwykłe miejsce z bufetem, w którym normalnie nie zamówiłby nawet kanapki. Lecz teraz był na tyle głodny, że zjadłby naprawdę wszystko. Włącznie z żarciem z McDonalda, na którego myśl wstrząsnął się z obrzydzeniem. Najpierw należało zatankować. Przed nim stał już inny samotny podróżny.


Carl wiedział, że ten z wyglądu przyjazny człowiek, zechce zamienić z nim kilka słów.
- Widzę, że też w podróż? - zapytał, ale nawet nie czekał na odpowiedź. - Akurat wracam do domu. Wie pan, sprawy służbowe praktycznie wywiały mnie na drugie koniec Stanów. A pan dokąd się wybiera?
- Do Silent Hill - odpowiedział Carl.
Być może ten człowiek będzie wiedział coś o tym mieście? Jednak po wyrazie twarzy, stwierdzał, że raczej średnio. Mężczyzna udawał, że myśli, po czym rzekł.
- Chyba kojarzę, ale nigdy tam nie byłem. Chociaż może zahaczę w to miejsce. Swoją drogą Patrick Rumsey jestem.
Jakby kogoś to obchodziło...
- Carl Whistlecore.

Po tym wstępnym zapoznaniu, odbyli krótką pogawędkę. Carl potraktował to jako karę, bo jego rozmówca nie tylko nudził szczegółami ze swojego życia, ale jeszcze dysponował typowo "barowym" humorem. O Silent Hill nic nie wiedział. Wreszcie mężczyzna zauważył, że od pewnego czasu nie tankuje i jedynie zagradza miejsce, wobec czego pożegnali się, po czym Patrick odjechał.
Tymczasem Whistlecore odszedł zaspokoić prymitywny głód. Następnie przyrzekł sobie, że zadzwoni do domu. Telefon komórkowy był dla niego strasznie uciążliwym sprzętem, bo korzystał z niej rzadko. Zresztą tak było zwykle z nowoczesną technologią, do której nie potrafił się przyzwyczaić.
Zadzwonił, ale odpowiedział mu tylko sygnał oczekiwania. Wyglądało na to, że jeszcze nie ma nikogo w domu. Tak też mogło się zdarzyć. Cóż, ich wina.

Wsiadł do samochodu. Raz jeszcze przeglądnął mapę, by upewnić się, czy jedzie dobrą trasą. Wydawało się, że tak. To dobrze - już wkrótce powinien być na miejscu. Jeszcze godzina, może mniej, nie było pośpiechu. W Silent Hill powinien być około godziny siedemnastej, biorąc pod uwagę dalsze, podobne tempo jazdy.
Zatem znów ruszył, tym razem pewny dalszej drogi. Nawet humor mu się polepszył na tyle, by śmiać się z gafy, którą popełnił wcześniej. Tak to jest, gdy jeździ się dość nieczęsto.

Wraz ze zbliżaniem się do celu, pogoda stawała się bardziej smutna. Niebo zaczęły zakrywać chmury, które złowrogo zapowiadały nadchodzący deszcz.
- Dzisiaj może padać, byle przez następne dni była piękna pogoda - mówił do siebie Carl, wpatrując się w stronę tytułową broszurki o Silent Hill.
Przez to nie zauważył stojącego autostopowicza przy drodze. Zauważył go dopiero w tylnym lusterku. Mógłby się jeszcze zatrzymać, ale... miał trochę awersję do autostopowiczów. Być może to efekt filmu o tym samym tytule, który oglądnął potajemnie jako dziecko. Już więcej tego nie robił.
Nagle zauważył coraz bardziej gęstniejącą mgłę i to w tej chwili, gdy już wjeżdżał do miasteczka. Szkoda, być może udałoby mu się dojrzeć stąd jezioro Toluca, które było gdzieś tam w dole. Nic takiego nie miało miejsca. Uwagę przykuł tylko znak zapraszający do miasta... i brak innych samochodów.


Po raz pierwszy w duchu Carla od momentu wyjazdu pojawił się pierwiastek niepewności. Spojrzał na broszurę, która wyjątkowo nie przypominała stanu rzeczywistego. Ale te mgły to pewnie tak sezonowo, a brak ruchu to... jedynie zaleta, bo pewnie mniej będzie turystów i miasteczko wydawało się być samowystarczalne.

Nie ma czego się bać, Carl. Naprawdę.

Ojciec też tak powtarzał...
 
Terrapodian jest offline  
Stary 19-11-2009, 01:27   #23
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore



Droga, droga to jedyne na czym mógł się skupić w pełni. Tablica z nazwą miasta przyniosła ze sobą małą ulgę. Delikatnie mówiąc warunki pogodowe nie były najlepsze. Na dobrą sprawę ciężko było nawet określić dokładną porę dnia. Takie mgły nad jeziorami to podobno normalna sprawa, tak przynajmniej ci się wydawało. Mały ruch uliczny także nie dziwił, normalni ludzie siedzą w taką pogodę w domach a on oczywiście zapomniał sprawdzić prognozę pogody. Mimo wszystko byłoby pociechą gdyby minął po drodze, choć jeden samochód. Po kilku minutach zaczął mieć wątpliwości czy nie skręcił czasem gdzieś nie tam gdzie powinien. No cóż, nie było wyjścia zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Wyjął latarkę ze schowka i zaczął studiować niewielką mapkę miasta z broszury informacyjnej. Nathan Avenue, główna ulica biegnąca przez miasto prosto do hotelu. Wyglądało na to, że zmierza w dobrym kierunku by wygrzać się w wygodnym łóżku, z którego przy dobrej sposobności będzie mógł jutro podziwiać wschód słońca.. Okrąży z dobre pół jeziora zanim dotrze do hotelu, niestety raczej nie będzie przy tym podziwiał widoków. Monte Carlo ruszył powoli nie przekraczając 30 km na godzinę, wolałeś nie ryzykować żeby nie skończyć na jakimś drzewie. Te rozgałęziały złowrogo swoje ramiona nad jego głową, ich rząd tworzył jakby coś na kształt korytarza takie przynajmniej odniosłeś wrażenie. Zachowałeś jednak spokój, przecież byłeś dorosły a to wszystko wina tej mgły. Z tego samego powodu dzieci widząc cień gałęzi drzewa rzucony na szafę w nocy przypisują mu kształt potwora, którego boją się przez długie lata. Mimo wszystko ta sytuacja miała w sobie jakieś plusy, strach przed tym, że może zabłądzić nie pozwalała ci zasnąć za kółkiem. Parę razy myśl o tym, żeby po prostu przeczekać w samochodzie ową mgłę była dość kusząca jednak odrzuciłeś ją szybko zdeterminowany jak najszybciej dotrzeć do hotelu. Włączyłeś radio jedną ręką, ale to ogłuszyło cię kanonadą trzasków. Wyciszyłeś je i próbowałeś złapać jakąś inną stację, ale kolejne próby nie przyniosły żadnych rezultatów. Znalazłeś co prawda coś co brzmiało jak jazz, ale z takimi zakłóceniami, że w końcu nie pozostało nic innego jak tylko się poddać.

-Kupa złomu.

Wyłączyłeś je niepewny czy rzeczywiście to wina sprzętu, pogody czy jeszcze czegoś innego. Nagle podróż w te strony nie wydawała ci się już takim genialnym pomysłem.
Monotonnie mijałeś kolejne kilometry jezdni, ta droga wydawała się ciągnąc bez końca w końcu zauważyłeś jakieś pojedyncze budynki mieszkalne należące zapewne do miejscowych. Po chwili zabudowania się zagęściły. Pierwsze spotkanie z miastem, cóż z całą pewnością zobaczy je lepiej, kiedy ta mgła się przerzedzi. Z tego, co mówiła mapa to musiała być to południowa część miasta. Biorąc pod uwagę całość to wcale nie była taka mała miejscowość, z drugiej strony żyła głównie z turystów, więc ciężko było ocenić faktyczne zaludnienie. Nie spoglądałeś za bardzo w bok skupiając oczy na jezdni. Po kilku minutach zostawiłeś za sobą ostatni budynek tej części miasta, z tego, co pamiętał było to muzeum historii miasta. Tu także powinien wpaść, w wolnej chwili.

Dwadzieścia minut minęło zanim wreszcie zobaczyłeś coś, co musiało być hotelem Lakeview.



Był to spory kilkupiętrowy budynek położony przy niewielkiej plaży. Dostrzegłeś także zarys pomostu, jakąś szopę, w której zapewne były kajaki i rowery wodne dla gości. Mgła gęsto spowijała jezioro tak, że mogłeś spojrzeć w jego kierunku jedynie kilka metrów w dal od linii brzegowej. Zaparkowałeś samochód w wyznaczonych do tego miejscach, na których stały już trzy inne samochody. Tylko jeden z nich miał rejestrację stanową znaczyło to tylko tyle, że mimo wszystko nie będziesz tu jedynym gościem. Nie wziąłeś dużo bagaży, raptem jedna spora walizka na kółkach, którą wyciągnąłeś z bagażnika, po czym upewniwszy się, że auto jest dobrze zamknięte. Skierowałeś swe kroki do hotelu. Ciężko było objąć go całego wzrokiem, głównie przez mgłę, ale wydawał się także ciągnąc dalej wszerz niż by się to początkowo mogło zdawać. Liczył sobie dwa piętra nie licząc parteru i czegoś, co wyglądało na strych. Stare budownictwo, parę lat tam musiał być jednak remontowany, trzymał się dość nieźle nie licząc drobnych detali. Farba ze ścian zdążyła gdzieniegdzie lekko wyblaknąć, firany w oknach także widziały lepsze czasy. Wciągnąłeś walizkę po niewielkich kamiennych schodkach, odruchowo poprawiłeś trochę swój sponiewierany wygląd. Było to dość głupie, ale zawsze istniała szansa, że pozna tu przecież jakąś interesującą dziewczynę. Poza tym jak cię widzą, tak cię piszą, a w takich miejscach jak Silent Hill nawet najmniej istotne ploteczki rozchodzą się zwykle z prędkością błyskawicy. Wcisnąłeś dzwonek i cierpliwie czekałeś, ale nikt nie podchodził do drzwi. Zapukałeś krótko w solidne dębowe drzwi, ale to także nie spotkało się z żadną reakcją. Wzruszyłeś więc po prostu ramionami i pociągnąłeś za klamkę. Drzwi były otwarte, więc nie pozostawało nic innego jak tylko wejść i zameldować się w recepcji. W środku panował wystrój w starym stylu, trzeba było przyznać, że właściciel nie chciał zmieniać całkowicie dawnego wyglądu domu. Stanowiło ciekawą mieszankę klasyki z nowymi czasami, choć nie zawsze było to połączenie trafione. Dowodziły tego np. stare świeczniki na ścianach zakończone żarówkami zamiast knotów świec. Dla odmiany obrazy na ścianach i małe drewniane kredensiki mogły robić wrażenie. Oceniłeś, że dom musiał mieć grubo ponad sto lat, nic więc dziwnego że właściciele zdecydowali się na remont. No cóż zwiedzanie przyjdzie później a pierwsze wrażenie wypadło nieźle. Przeszedłeś przez długi korytarz wyłożony czerwonym dywanem stawiając walizkę przy recepcyjnej ladzie i nacisnąłeś lekko na hotelowy dzwonek. Nie zjawił się nikt, czyżby wszyscy spali? Spojrzałeś na swój zegarek, ale tak jak myślałeś było jeszcze trochę czasu do wieczora Upłynęła kolejna minuta, od kiedy zacząłeś bębnić rytmicznie palcami o drewno - klasyczny sposób na zabicie czasu. Wcisnąłeś dzwonek jeszcze parę razy a w końcu tknięty impulsem sięgnąłeś do księgi gości. Ta była dość gruba, może nie taka wiekowa jak reszta domu, ale po pierwszy wpis w rejestrze ujawnił, że dotyczy wszystkich gości hotelowych z blisko ostatnich dwudziestu lat. Trochę tego było, nie chciało ci się jednak bawić w poszukiwanie krewnych czy znajomych – co ostatnio mogło nie wydawać się dość prawdopodobne ale wolałeś nie kusić losu, w końcu miałeś tu odpocząć. Od razu przeskoczyłeś na ostatnią stronę wodząc palcem od góry.

Shawn Mallory.

James Sunderland.

Greta Bouvielle

F. & M. Lastinn

Dietrich Vestraux


Ostatnie dwa wpisy były datowane na trzy ostatnie dni, więc rzeczywiście nie był tu sam. Dopisał swoje nazwisko wiecznym piórem leżącym obok i zamknął książkę. Właściwie nie był pewien czy to wystarczy, więc wyjął z kieszeni kurtki chusteczkę, na której napisał kilka słów o tym, że ureguluje wszelkie płatności przy okazji. Sądząc po liczbie haczyków na klucze pokojów było w sumie trzydzieści, z czego co dziwne do blisko połowa z nich świeciła pustką. Bez wahania chwycił ten z wygrawerowaną 19-tką na okrągłej metalowej blaszce. Zaraz także dopisał numer swojego pokoju na chusteczce, dla pewności podając także swój telefon komórkowy. Postanowił, że rozpakuje się, obejrzy pokój, po czym może poszuka tu jakiejś żywej duszy. Wyglądało na to, że nie możesz liczyć na pomoc hotelową. Miałeś nadzieję, chociaż na dobry widok z okna, poza tym zganiłeś się w duchu, że nie powinieneś narzekać spędziwszy tu raptem kilka minut. Zabawne, ale mogło się chwilami wydawać, że mimo tego otoczenie nie było tak całkowicie obce.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jDnataKp_UA[/MEDIA]
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 19-11-2009 o 01:31.
traveller jest offline  
Stary 28-11-2009, 00:28   #24
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Pustka w tym hotelu była najbardziej niepokojąca. Gdyby nie brak kluczy i wpisy w księdze, nie wierzyłby w cudzą obecność w tym miejscu. Sam budynek zatrzymał się w czasie. Wystarczył jeden płomień, aby puścić to miejsce z dymem. Oczywiście nie było w tym nic złego. Carl lubił takie oldschoolowe, klimatyczne miejsca. Może to kwestia uwielbienia dla starych horrorów? To wrażenie wzmogło się, gdy postawił stopę na pierwszym stopniu schodów. Drewno zatrzeszczało charakterystycznie. Może była niewielka szansa, że zapadną się pod ciężarem Carla? Należało sprawdzić. Wziął w dłoń bagaż i powoli wchodził na górę. Pokój dziewiętnaście musiał być na pierwszym piętrze.


Korytarz był równie stary, ale to nie robiło różnicy. Tapeta odchodziła w niektórych miejscach. Powierzchownie panował raczej porządek. Przez całą długość korytarza rozwinięto zielonawy dywan ze wzorkami, który przynajmniej był czysty, a także tłumił skrzypienia podłogi. Pokój 19 znalazł dość szybko. Prowadziły do niego białe drzwi. Z lekką niepewnością włożył klucz i przekręcił, a następnie otworzył. Wąski pasek światła padł na przeciwległą szafkę na wierzchnie ubranie. Panowała ciemność. Dłonią wymacał włącznik światła. Żarówki rozjaśniły pomieszczenie, więc Carl mógł się nieco rozejrzeć. Skręcił zaraz w lewo, wyszedł z przedsionka i stanął w pokoju gościnnym. Okna zasłonięte ciemnymi firankami, więc nie ograniczały światło z zewnątrz. Sam pokoik był przytulny, choć nieco poszarzały. Może nikt tutaj nie sprzątał od dłuższego czasu? Na ścianie wisiał obrazek przedstawiający Silent Hill sprzed pół wieku. Stała kanapa, kredens i średniej wielkości telewizor. Po lewej mieściła się niewielka kuchnia, wyposażona w najpotrzebniejsze przyrządy, choć trochę postarzałe. Po prawej oddzielona drzwiami sypialnia. W niej podwójne łóżko, szafa i wejście do łazienki.

Carl rzucił torbę na łóżko, stwierdziwszy, że rozpakuje się za chwilę. W pokoju dziennym było wyjście na balkon, a także - co go ucieszyło - widok na jezioro. Niestety mgła wciąż się utrzymywała. Stanął na zewnątrz i syknął cicho. Widział Toluca Lake, a raczej zarysy tego akwenu. Silent Hill wydawało mu się strasznie szarym i ponurym miejscem. Może dlatego tak niewielu gości tutaj. Może tak to miasto wygląda o tej porze? Rozglądnął się po okolicy, lekko wychylając za metalową barierkę. Dojrzał kogoś idącego drogą przed hotelem. Ten ktoś spacerował powoli. Carl obserwował go przez chwilę. Po chwili wrócił do środka.
Telewizor nie działał. Miał w zwyczaju włączać wiadomości, podczas codziennych czynności. Jednak zamiast programu telewizyjnego, zobaczył jedynie śnieżący obraz. Żadna stacja nie nadawała. Poszukiwanie programów ręcznie, również nic nie dało. Stwierdził, że zgłosi to za moment w recepcji. Teraz usiadł na łóżku, wyciągnął telefon komórkowy i miał zamiar zadzwonić do domu, żeby się nie martwili. Jednak i tutaj czekało go rozczarowanie. Nie było zasięgu. Mimo to zadzwonił na próbę, lecz odpowiedział mu jedynie szum. Pokiwał głową.

Wówczas usłyszał trzaśnięcie drzwiami i szybkie odgłosy kroków. Carl nie myślał logicznie. Fakt, że nie spotkał tutaj żywej duszy, działał bardzo na jego wyobraźnię. Zresztą... można przywitać się z "sąsiadami". Lecz gdy tylko zbliżył się do drzwi na korytarz, ten ktoś przyspieszył. Whistlecore usłyszał jeszcze zbieganie po schodach. Chyba w dół. Wypadł na korytarz i rozglądnął się. Drzwi po lewej były lekko uchylone. Coś się stało? Jednak najpierw pobiegł w stronę schodów. Dobiegł do nich, po czym spojrzał w dół. Nic nie usłyszał. Chociaż... gdyby się przysłuchać. Kroki... gdzieś w recepcji. Ktoś wychodził z pokoju służbowego. Drzwi były zamknięte. Widział tylko cień przez matową szybę.

Wariujesz Carl. To tylko pracownik.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YGUi6spQ9M0[/MEDIA]

A mimo to wstrzymał oddech. Ktoś stanął przy drzwiach. Nie otworzyły się. Czeka? Na co? To musi być żart. Żadnych odgłosów.

Huk gdzieś zza jego pleców. Odwrócił się raptownie. Niech to diabli! Dlaczego ktoś z nim pogrywa? Jest jedna rzecz, której się bardzo boi. To właśnie taka pustka, brak ludzi. Wówczas świat wydaje się taki duży i niebezpieczny. Tak jakby otoczenie miało pożreć.

Pobiegł z powrotem do pokoju. Lecz przystanął przed nimi. Tuż obok drzwi były nieco szerzej rozchylone, niż gdy wychodził, a przynajmniej tak mu się wydawało. To pewnie tam rozległ się huk. A może wejść do środka? Tak z ciekawości...

Nie! Oglądał zbyt dużo horrorów, które kończyły się źle właśnie przez to.

Wbiegł do swojego pokoju. Zamknął za sobą całkowicie. Jak dziecko...

Wziął kilka głębszych oddechów. I wtedy znów to usłyszał. Coś skrzypnęło w jego sypialni. Przesłyszał się? Nie, teraz słychać wyraźniej. Jakieś szuranie? Coś... ktoś... jest w środku? Chciał wybiec, ale na zewnątrz było równie groźnie. Jednak ten ktoś chyba wychodził z sypialni. Drzwi były cały czas otwarte, więc nie będzie "niespodzianki".

Błagam! Niech to będzie tylko twór z mojej głowy!
 
Terrapodian jest offline  
Stary 10-02-2010, 16:30   #25
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Shawn

Teraz, póki wyszedł. Idź i pamiętaj co masz robić.

Shawn pamiętał aż za dobrze. Lepiej było słuchać tego głosu, głosu, który rozlegał się z kierunku, którego nie mógł określić. Najprawdopodobniej właśnie z wnętrza jego głowy. Był zimny i pozbawiony emocji, ciężko było się do niego przyzwyczaić. Bał się, więc nawet pomyśleć imienia tego, do którego ten głos należał. Bał się, że wtedy ten ktoś usłyszy. Podobno nawet jeżeli to nieprawda to mogło to zesłać pecha na nich wszystkich. Poza tym dopóki wszyscy się go słuchali wszystko było dobrze. Za dobrze pamiętał co się stało z ciocią Anną, siostrą mamy. Próbował odgonić to wspomnienie, ale takich rzeczy się nie zapomina nieważne jak silnie człowiek próbuje. Ich pan był wymagający, bywał brutalny, ale był także sprawiedliwy. Chronił ich przecież przed rzeczami o wiele gorszymi niż On. To był uczciwy układ. Tak przynajmniej mu się zdawało będąc pod wpływem narzuconej siłą ideologii. Niektórzy mówili, że On widzi i słyszy wszystko, być może także ich myśli, być może nawet wtedy, kiedy śnią. Nikt nie mógł powiedzieć na pewno. Shawn po prostu nie chciał sprawdzać ile prawdy jest w legendach przekazywanych sobie szeptem.
Chwilę wcześniej obserwował jak obcy melduje się w recepcji i wchodzi do pokoju z numerem na drzwiach, którego początkowo nie umiał odczytać. Był bystry i zwinny, ale odkąd pamiętał miał problemy z czytaniem, matka powiedziała kiedyś, że to taka choroba, mimo wielu szczerych prób nauki czytanie przychodziło mu, więc z wielkim wysiłkiem. Wślizgnął się do schowku na szczotki i czekał. Obcy dopiero co pojawił się w miasteczku, ale wcale nie dziwiło go, że On wiedział kiedy się pojawi. On przecież zawsze wiedział takie rzeczy. Shawn urodził się i wychował w tym mieście, ale mimo młodego wieku wiele widział i jeszcze więcej słyszał.
Mimo wszystko był tylko dzieckiem, w dodatku wychudzonym, choć jego mama powtarzała ciągle, że je jak wilk. Wątpił to szczerze bo przecież wiedział, że wilki jedzą o wiele więcej niż on. Pomimo mizernej budowy ciała stosunkowo rzadko chorował i jednak był w gruncie rzeczy dość twardy w tym nieprzyjaznym świecie. Na tyle twardym by uznano, że jest dobrym materiałem na zwiadowcę, których szeregów trzon stanowiły właśnie dzieci. Będąc małym i nierzucającym się w oczy mógł dostać się w miejsca gdzie inni nie mogli Łachmany, w które był ubrany dla większości ludzi z poza miasta mogły się wydawać symbolem biedy, ale on cieszył się nawet z nich. Było mu w nich ciepło a to najważniejszy poza tym miał porządne buty, co było przywilejem zaufanych zwiadowców. Chłopak wykonywał rozkazy takie jak ten, niezliczoną ilość razy i wątpił żeby miało się to szybko zmienić. Teraz jego pan oczekiwał od niego, że wejdzie do tego pokoju i zrobił to czego od niego wymagano. Drugi z chłopców – Mallory, odwrócił jego uwagę celowo hałasując w hotelu tak jak umawiali się wcześniej.
Zgodnie z ich przewidywaniami, obcy pobiegł za źródłem hałasu dając drugiemu chłopcu dostatecznie czasu by ten opuścił swoją kryjówkę i wślizgnął się niepostrzeżenie do pokoju obcego. Kiedy był już w środku odetchnął głęboko wiedząc, że musi się spieszyć. Jego uwagę przykuła torba rozłożona na łóżku, do której doskoczył w oka mgnieniu i otwierając suwak zaczął wyrzucać jej zawartość na wierzch. Gorączkowo szukał czegokolwiek, byle tylko było to coś, co zadowoli jego pana a Shawn będzie wiedział, kiedy to zobaczy. Kiedy spora część garderoby, kilka książek i środki higieny osobistej leżały już na łóżku, znalazł to czego szukał. Drewniana ramka ze zdjęciem w środku. Przedstawiało obcego i jakieś inne osoby. Wyglądali razem na takich szczęśliwych… Zupełnie jak on i jego mama. Szybko jednak odrzucił te myśli i schował zdjęcie do kieszeni swojego obdartego lekko za dużego płaszcza. Nagle spojrzał przestraszony na drzwi, ktoś był za nimi, usłyszał wyraźnie, że ktoś czeka i nasłuchuje. Bał się ruszyć choćby palcem, rozglądając się za możliwą drogą ucieczki albo w ostateczności kryjówką.
Mógł się schować w łazience albo pod łóżkiem, okno było zamknięte, więc nie zdążyłby się do niego dostać pomijając już nawet niebezpieczeństwo skoku z takiej wysokości. Zostawało, więc łóżko, tylko, że zapomniał o bałaganie, jaki narobił wcześniej. Jeden rzut oka na tą stertę rzeczy uświadomił mu,że na pewno nie zdąży go posprzątać.
Wtem podskoczył zaskoczony kiedy jego spojrzenie padło na okno. Zdusił sobie krzyk przerażenia, ale ten kto nasłuchiwał pod drzwiami z pewnością go słyszał. Kruk, za oknem był kruk. Wpatrywał się w niego zupełnie spokojnie swoimi beznamiętnymi szklanymi oczami. Shawn nie był głupi, wiedział, co to oznacza. W dodatku ktoś z zewnątrz nacisnął klamkę, najwyraźniej doszedłszy do wniosku że nie może już dłużej bezczynnie czekać. Do pokoju wszedł młody mężczyzna, dość dziwnie ubrany wg. Shawna. Chłopak był prawie pewien, że dostrzegł jak trzęsą mu się nogi. Przynajmniej dopóki ich spojrzenia nie spotkały się. Usta mężczyzny lekko rozchyliły się ze zdziwienia, jego wzrok powędrował na otworzoną torbę a potem z powrotem na niego.

-Złodziej? Ty mały…


Shawn przeraził się teraz nie na żarty, przez myśli przebiegały mu różne scenariusze tego spotkania, ale nie mógł znaleźć wyjścia. Wycofywał się powoli w kierunku łazienki a obcy niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę zapędzał go równie powoli do miejsca, z którego nie ma ucieczki Wyciągnął przed siebie dłoń w geście uspokojenia, ale Shawn nie zamierzał mu wierzyć. On byłby na niego bardzo zły, gdyby go złapano. Byłby też zły na mamę. Myśl o mamie dodała mu odwagi, skoczył w bok ale mężczyzna był szybszy,bez trudu złapał go za ręce próbując uspokoić.

-Przestań się szarpać, chcę tylko poroz…

Był niższy, lżejszy i dużo słabszy od mężczyzny, ale wiedział gdzie uderzyć żeby zabolało. Zanim jego przeciwnik zdążył zorientować się, co się dzieje, chłopak uderzył go ciężkim butem z całej siły w goleń u lewej nogi. Okrzyk bólu uświadomił mu, że się udało. Obcy rozluźnił chwyt na tyle by Shawn mógł się wyszarpnąć z jego uścisku.
Drzwi były już blisko, ale zanim udało mu się do niego dotrzeć mężczyzna złapał go za poły długiego płaszcza. Wyrywał się i miotał, ale nieznajomy był zdecydowany postawić na swoim i było tylko kwestią czasu zanim to osiągnie a wtedy Shawn miałby nie lada kłopoty. Nie miał wyjścia. Bez problemy wysunął szczupłe ręce z rękawów płaszcza pozostawiając go w rękach leżącego na podłodze mężczyzny. Zrobił to szybko, instynktownie nie miał jednak czasu żeby się cieszyć. Odzyskał wolność, ale stracił to, po co przyszedł i będzie musiał ponieść za to karę. Na sekundę jeszcze ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, potem chłopak zrobił to co umiał najlepiej, uciekał.
Wybiegł z pokoju słysząc za sobą gniewny głos mężczyzny. Zbiegł po schodach i nie szukając nawet Mallorego wybiegł z Hotelu Lakeview. Minął stare powykręcane przez wiatr drzewo wkrótce będąc poza zasięgiem szklanych oczu obserwujących go z góry. Biegł żwirową drogą, biegł przez błoto, pozornie na oślep w otaczającą go mgłę. Biegł nie oglądając się za siebie. Biegł jeszcze długo, tak długo, że wydawało mu się że pomylił drogę. Kiedy zobaczył most i pierwsze budynki wiedział, że mimo wszystko był to właściwy kierunek.
Biegł jak szalony ulicami starego miasta, wzbudzając uwagę wśród tych którzy obserwowali, tu i tam uchyliła się lekko firanka. W różnych oczach które go obserwowały czaił się strach, ostrożność, ciekawość a właściciel jeszcze innych pomyślał, że taki młody chłopak musi smakować doprawdy wyśmienicie. Biegł za szybko dla nich wszystkich. Kiedy Shawn wreszcie dotarł do celu zapukał w wielkie zakratowane drzwi po czym osunął się na ziemię ze zmęczenia.
Zdołał jeszcze usłyszeć dźwięk otwieranych drzwi i zamka od kraty, czyjś głos i ręce niosące go do środka. Czuł się taki lekki, taki spokojny. Zamknął oczy i powoli tracił świadomość. Wędrując myślami do krainy sennych marzeń, zastanawiał się jeszcze przelotnie czy to prawda, że On widzi także to co im się śni.



---

Carl Whistlecore

W zupełnie innym miejscu, w pokoju numer 19 znajdującym się na pierwszym piętrze hotelu Lakeview, Carl prostował na łóżku nogę, która wydawała się wracać już do normalnego stanu. Chłopak przyłożył mu dość mocno, kiedy ból już minął zaczął zastanawiać się, co teraz powinien zrobić. W głowie kłębiła mu się burza myśli. Jego wzrok padł na leżący trochę dalej płaszcz. Zdziwił się, że wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Podszedł w to miejsce lekko kulejąc i podniósł go z podłogi.
Za oknem kruk skrzywił lekko głowę tak by lepiej widzieć co dzieje się w pokoju. Beznamiętne, szklane oczy śledziły z uwagą każdy ruch mężczyzny.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 10-02-2010 o 18:21.
traveller jest offline  
Stary 20-02-2010, 00:31   #26
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Carl wstał z łóżka zgodnie z opinią, że używana kończyna szybciej wraca do zdrowia. Nie groziło mu nic więcej niż siniak, ale do diabła! Ten dzieciak miał naprawdę dużą siłę, no i uderzył w odpowiednie miejsce. Spojrzał na pozostawiony płaszcz. Z pewnością mały był złodziejem. Musi sprawdzić, czy nic nie zginęło, lecz najpierw płaszcz... Był stary, podniszczony i o wiele za duży na małe ciało chłopca. W normalnych warunkach Carl odniósłby go na komisariat z wyjaśnieniem, co się stało. Lecz teraz miał prawo przeszukać kieszenie tego płaszcza. W jednej znalazł zdjęcie, które przedstawiało rodzinę Carla. Zadrżał lekko, obserwując swoją młodszą wersję między rodzicami. Stare, szczęśliwe czasy. Dlaczego chłopiec zabrał akurat to? Nie potrafił sobie tego wyjaśnić, a do głowy przychodziły mu różne myśli. Zazdrość? Odłożył zdjęcie na półkę i sprawdził drugą kieszeń. W środku była złożona kartka. O ile zdołał dojrzeć, zawierała prosty rysunek. Przeszedł do sypialni, odłożył płaszcz i rozgiął obrazek. Dzieło dziecięcych rąk przedstawiało trzy osoby - chłopca-autora, kobietę (pewnie matkę) i kogoś wyższego, zabazgranego. Spojrzał na obrazek pod światło, ale nie zdołał dojrzeć, co pierwotnie było tam narysowane. Znów złożył kartkę i schował do płaszcza. Mimo zmęczenia będzie musiał znaleźć właściciela. Jeszcze przed zmierzchem. Ujrzał kruka za oknem. Nie znał się na ptakach, ale kruki były z reguły dość rzadkie. Zbliżył się do szyby, co wcale nie spłoszyło zwierzęcia. Dopiero po chwili wpatrywania się, Carl stuknął w szybę palcem i kruk odleciał.

Zamknął drzwi na klucz. Chwilę jeszcze postał na korytarzu wsłuchując się w odgłosy. Panowała cisza - bardziej przerażająca niż nawet najgorszy hałas. Szedł powoli korytarzem. Nie słyszał innych lokatorów. Przecież ktoś musiał tutaj być. Będąc już na parterze, zaglądnął jeszcze raz do księgi gości. Miał ochotę sprawdzić wszystkie zajęte pokoje, by odkryć tutaj kogokolwiek żywego i przede wszystkim przyjaznego.

Dlaczego wciąż nie było recepcji? Nie mogli przecież zostawić hotelu samego. Wszedł uchylonymi drzwiami do pokoju służbowego. W środku znajdował się stary sejf, równie antyczny kalendarz i parę listów w przegródkach. Mógłby je przeglądnąć, skoro nikogo tutaj nie ma, ale niczego nie był pewien, wobec tego powściągnął ciekawość. Poszedł dalej. Drzwi do kuchni były zamknięte. Gdzieś w portierni musiał być klucz, jednak Carl nie wiedział czego niby miał szukać w takim miejscu. Podobnie potraktował pokoje dla służby. Dopiero przystanął przy drzwiach prowadzących do biura właściciela. Jeśli jest tam, być może wyjaśni powód absencji pracowników. Zapukał, lecz odpowiedziała mu cisza. Ech, Carl ciągle naiwnie wierzył, że przynajmniej szef tego domu strachów będzie na miejscu. Otworzył więc drzwi i wszedł do środka.

Niewielkie pomieszczenie kryło w sobie szklaną gablotkę i półki z księgami zbierającymi różne dokumenty. Obok puste akwarium, chociaż wciąż wypełnione żwirem i miniaturowymi przedmiotami. Po prawej od wejścia stał stolik z dwoma krzesłami. Na nim pusty talerz ze sztućcami, a obok pozytywka z tancerką. Na lewo znajdowało się biurko. Leżała tam nie do końca zapisana kartka papieru i pióro. Mimo moralnej awersji do czytania cudzych notatek, Carl przeczytał tekst. Właściwie autor nie dokończył swego wywodu.

"Słuchaj Mike. Spotkajmy się dzisiaj o 7 pm u mnie w biurze. I lepiej abyś miał ze sobą..."

To było wszystko. Do siódmej była jeszcze godzina albo dwie. Jednak na co Carl ma czekać, skoro wiadomość nie dotarła do adresata. Porzucając kwestię kartki, chłopak otworzył szafki przy biurku. Spodziewał się tam znaleźć broń - ja w filmach. Zamiast tego znalazł jedynie kilka sztuk amunicji. Właściciel pewnie nosi ją przy sobie. W środku były jeszcze jakieś notesy i pisma. Nic ciekawego. Gdy skończył badanie biura, skierował się do sali balowej, która zajmowała większą część parteru. Oczywiście tutaj też było pusto. Stary zegar przykuł uwagę Carla. Nie działał i wskazywał godzinę 3:15. Bez skojarzeń. W sali znajdował się jeszcze gramofon i stary fortepian. Kiedyś, gdy był jeszcze małym chłopcem, uczył się gry na tym instrumencie. Nie będąc pewien swoich umiejętności, duży Carl usiadł przy nim, po czym zagrał coś z pamięci. Obok znalazł zeszyt z nutami.
- Cóż i tak nigdzie mi się nie spieszy - usprawiedliwił się.
Zaczął grać pierwszy lepszy utwór. Nie wyszło mu to tak, jakby tego chciał. A jednak w sali ozwało się ciche klaskanie. Carl odwrócił się i wtedy dojrzał mężczyznę stojącego przy wejściu. Opierał się o futrynę.
- Przepraszam? - spytał zaskoczony Carl. - Jest pan pierwszą... drugą osobą jaką widzę w tym hotelu.
Musiał podnosić głos, aby mieć pewność, że mężczyzna go usłyszy.
- To prawda, nie jest tutaj tłoczno - odrzekł.
- Jest pan gościem, czy kimś z obsługi?
- Gościem - odpowiedział - ale już nie długo.
- Wyjeżdża pan?
- Można to tak ująć... przepraszam, śpieszę się. Porozmawiałbym jeszcze, lecz obowiązki wzywają.
Wyszedł tak szybko, że Carlowi znów poczuł się samotnie. Odszedł od fortepianu, złapał za płaszcz dzieciaka. Szkoda, że nie zdążył się wypytać o więcej szczegółów. Nie rozeznał się nawet w wyglądzie. Ale... jeśli jest gościem, wobec tego jego nazwisko będzie figurować w księdze gości. Z drugiej strony... nie musi. Carl był w końcu na tyle grzeczny, by nie wykorzystywać cudzej nieobecności dla swego zysku. Inni nie musieli być tacy. Wracając do głównej myśli - Whistlecore może złapać go we własnym pokoju.

Wrócił do portierni i sprawdził księgę. Nie było żadnych nowych podpisów. Sprawdził brakujące klucze, po czym udał się na pierwsze piętro. Wszedł do pierwszego lepszego pokoju, do którego brakowało klucza. Pomieszczenie zdawało się opuszczone. Brakowało jakichkolwiek śladów bytności właściciela. Na telewizorze leżała tylko kaseta VHS. Carl nie miał jednak czasu jej teraz oglądać. Wrócił na korytarz i znów zszedł na parter. Tym razem znalazł tylne wyjście. Mieścił się tam plac zabaw dla dzieci. Puste, lekko pordzewiałe huśtawki wzbudzały niepokojący klimat. Przeszedł dalej. Znalazł się nad pustym basenem. Na dnie zaczął zbierać się naturalny brud. Miał już wracać, gdy dojrzał jakiś przedmiot leżący w kącie. Zszedł po drabince do pustego zbiornika. Znalazł brzydką, szmacianą lalkę.


Pewnie jakieś dziecko ją zgubiło. Wyszedł z basenu, wrócił do recepcji i położył lalkę na ladzie. Jednak znów wziął zabawkę do ręki. Miała coś w środku. Zdecydowanie. Będąc dzieckiem często zabierał takie rzeczy siostrze. Szmaciane lalki znosiły wykrzywianie je pod różnymi kątami. Tej nie mógł wykrzywić. Wymacał w korpusie marionetki podłużny przedmiot, zapewne klucz. W jednym miejscu szwy lalki poluzowano. Rozdarł materiał szarpnięciem, a następnie włożył dłoń do środka. Wyciągnął z niej stary klucz. Duży, gruby egzemplarz. Nie pasował do nowych drzwi. Kojarzył się raczej z bramami albo szafami. Schował go do kieszeni.

Intrygujące. Lalkę z pluszem rzucił na podłogę. Jeśli rzeczywiście nikogo z obsługi tutaj nie ma, to ten bałagan zostanie. Tymczasem postanowił się nieco rozejrzeć. Wyszedł znów przed hotel. Prosto w tą tajemniczą mgłę. Zbliżał się wieczór - najlepszy czas na spacer. O ile oczywiście wybierze się dość bezpieczną drogę. Sprawdził czy portfel, klucz do mieszkania i ten z lalki są w kieszeni. Płaszcz chłopca zwinięty w kłębek trzymał w dłoni. Wróci za godzinę albo dwie.
 
Terrapodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172