Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2009, 05:03   #11
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Brian milczał. Jego myśli błądziły gdzieś w ślad za zaginionym ojcem. Od czasu do czasu popijał herbatę. Zegar stojący przy wejściu do gabinetu, niesfornie zaburzał ciszę swoim tykaniem. Odmierzał tak cenne chwile ich życia.

- Z pewnością mogło tak być. Od wczesnych lat ojciec interesował się tamtymi terenami i często wyjeżdżał do Ameryki Południowej. Chyba najdłuższą przerwą między wyprawami był okres wojenny… - Brian znów jakby odpłynął. Dyott słuchał uważnie wszystkich i obserwował. Jakby starał się przejrzeć charaktery i możliwe zachowanie grupy, z którą przyjdzie mu pracować w tej niebezpiecznej misji. W końcu zapadła cisza.

- Dziękuje, że oddaliście mi głos. Panów proszę o trzymanie uwag dla siebie. Rozumiem, że jest Pan typem odważnego i nieustraszonego Jankesa Panie Blackhill, ale proszę nie zapominać o manierach. W pełni zgadzam się z Panem Collen. Chciałem jeszcze dodać, że niektóre plemiona porywają białe kobiety, więc proszę o zachowanie szczególnej ostrożności. Przejdę teraz do sedna. Chciałbym przedstawić mały zarys historii i tego co udało nam się zebrać z materiałów odnoszących się do wyprawy.
– Zapił herbatą i wyciągnął plik kartek. – Percy jest kolonialnym ekspertem i członkiem Brytyjskiego Towarzystwa Geograficznego. W tysiąc dziewięćset szóstym roku zlecono mu wyjazd do La Paz i wytyczenie granic między Peru i Boliwią. Oczywistym faktem jest mania na punkcie kultur zaginionych cywilizacji. Percy zgłębiał tajniki wiedzy na temat tamtejszych plemion. Wśród informacji jakie zebrał, najciekawsze wydały mu się wierzenia w pochodzenie plemion od Bogów i relacje na temat olbrzymich, porzuconych miast w dżungli. Tu zaczynają się jego podróże. W pewnym momencie natknął się na manuskrypt przechowywany w Narodowym Muzeum Indian w Rio de Janeiro. Teza Fawcetta opierała się na przekonaniu, że w środkowej części brazylijskiego płaskowyżu istnieje kilka miast, które mogą być na wpół zasypane i pokryte dżunglą. Dokument ten w formie dziennika nosił tytuł "Manoscritto dei Bandeirantes" i mówił o pewnej portugalskiej ekspedycji z tysiąc siedemset czterdziestego trzeciego roku. Owa ekspedycja wedle dokumentu udała się na poszukiwanie kopalń złota w Maribeca. Ekspedycji przewodniczył niejaki Francisco Raposo, pochodzący ze stanu Minas Gerais - wszystkie dotyczące go dane zaginęły. W skład wyprawy wchodziło kilku jego towarzyszy oraz kilku Indian i czarni niewolnicy. Z Rio de Janeiro wyruszyli oni w kierunku północnym. Po długiej podróży przez dżungle i trzęsawiska, natknęli się niespodziewanie na górski łańcuch, którego szczyty z kwarcu w świetle zachodzącego słońca lśniły tak jak drogocenne klejnoty. Na próżno szukali przejścia w stromych skałach wznoszących się jak mur w dżungli. W końcu jednak jeden z nich znalazł szczelinę, przez którą przedostali się i zaczęli się wspinać w górę. Po dotarciu na szczyt ich oczom ukazały się ruiny wielkiego miasta. Budziły zarazem podziw i lęk. Imponujące luki otaczały centralnie położony plac a masywne bloki z czarnego kamienia leżały rozrzucone po bocznych ulicach. Odnaleźli ruiny dwupiętrowych budynków a pośrodku placu pomnik mężczyzny z wyciągniętą na północ ręką. Druga była oparta na biodrze. Udało się im opisać prawie wszystkie znaki wyryte na pomniku. Czarne kamienie, z którego było zbudowane miasto, w dzień budziły podziw i lęk. W nocy były przerażające - ze świątyń leżących w ruinach i oplatanych lianami wylatywały tysiące nietoperzy. Wszyscy uczestnicy ekspedycji woleli więc nocować daleko od ruin na otaczającej je równinie. Odkryli na niej ślady starych, niegdyś uprawnych pól, obecnie zarośniętych zielskiem. Odkryli również wejścia do kopalń a wśród nich i rumowisk kilka złotych i srebrnych monet. Odnosili wrażenie, ze gdzieś tam musi się znajdować ukryty wielki skarb, może w pieczarach wyciętych w skałach, do których wejścia były zamknięte kamiennymi płytami. Niektórzy członkowie ekspedycji wysłani do lustracji płynącej nieopodal rzeki, odnaleźli w jej pobliżu ślady złota, a także ujrzeli na drodze dwóch białych Indian. Po drugiej stronie rzeki odkryli wielki, stojący osobno budynek. Aby móc do niego wejść, należało wspiąć się po wysokich, różnobarwnych stopniach. Fasada budynku mierzyła dwieście pięćdziesiąt kroków a jego imponujące drzwi znajdowały się za wielkim, kwadratowym monolitem pokrytym wyrytymi znakami. Prowadziły do wielkiej sali, w której rzeźby i inne zdobienia w zaskakujący sposób wytrzymały próbę czasu. Wokół tej ogromnej środkowej sali znajdowało się piętnaście mniejszych; w każdej z nich odkryto wyrzeźbione w kamieniu głowy węża. Z otwartej paszczy węża umieszczonego wyżej sączyła się strumyczkiem woda do paszczy węża znajdującego się poniżej. Niestety nie wiele więcej wiemy na temat Francesco Raposo, ale za to Percy wierzył w jego misję i odnalezienie miasta Z, jak je określał. – Napił się herbaty. – Oto fragment zapisków pułkownika. Przyjrzyjcie się i kontynuuję.

Cytat:



Nie przekraczając gór znajdujących się przed Andami i samych Andów, jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia w kwestii pochodzenia Inków, wśród resztek samego inkaskiego imperium. W dżungli, na północ i na północny zachód od Cuzco znajduje się jeszcze bardzo dużo starych fortów i miejscowości, które należałoby odkryć i wśród których prowadzić wykopaliska. Niedawno zostało odkryte Machu Picchu przez ekspedycje Uniwersytetu z Yale pod przewodnictwem Hirama Binghama. Mimo to, mój cel sięga do epoki znacznie starszej niż czasy Inków. Mam wrażenie że cel ten znajduje się znacznie dalej na wschód, w dzikich i jeszcze nieznanych rejonach. Wszystkie najbardziej rozwinięte plemiona Indian odziedziczyły tradycje wielkiej i o wiele starszej cywilizacji, być może rasy będącej przodkami Inków, a może tajemniczego ludu, który pozostawił gigantyczne budowle przejęte później przez Inków... Oto niektóre z powodów, które sprawiły, że od tej chwili poświęcę swój czas wyłącznie odkryciom, posługując się licznymi danymi, które już zebrałem, celem rzucenia światła na ciemności otaczające historie południowoamerykańskiego kontynentu.
Jestem przekonany, że w samym jego sercu leżą ukryte największe tajemnice przeszłości, jakie zachowały się w dzisiejszym świecie. Zagadka starożytnej Ameryki Południowej, a być może i prehistorycznego świata, może być rozwiązana jedynie wówczas, kiedy te starożytne miasta zostaną odkryte i kiedy będą w nich prowadzone naukowe wykopaliska. Bo miasta te istnieją, jestem tego pewien.





- Pisarz Henry Rider Haggarda podarował mu statuetkę, której dokładną kopię macie przed sobą wyrysowaną na papierze. Był przekonany, że przypominająca egipskiego faraona statuetka była kopią wielkiego posągu Złotego Człowieka, pochodzącego z miasta, o którym pisze Raposo. Postać ma jak widać w ręku tabliczkę z wyrytymi dwudziestoma dwoma znakami, Fawcett poprosił naukowców z British Museum o rozszyfrowanie napisu. Niestety nie mogli pomóc. Wtedy Percy…
- Dyott spojrzał na Briana. – Wybacz Brian, ale dla mnie jest to kretynizmem i nie wierzę wciąż w takie rzeczy. – Zwrócił wzrok na resztę. – Percy był nieco szalony. Interesował się okultyzmem i takimi głupotami. Z resztą razem z Niną organizowali tu seanse spirytystyczne. Co za tym idzie Percy skontaktował się z jasnowidzem. Kiedy jasnowidz wziął do ręki posążek, o mało nie zemdlał. Z przekonaniem opowiedział, że widzi wielką katastrofę, która wydarzyła się na długo przed pojawieniem się cywilizacji egipskiej. Wszystko wskazywało na to, że dojdzie do wyprawy w poszukiwaniu bajek, o których pisał Raposo. O… Zdjęcie… - Pułkownik położył fotografię na stoliku. – To chyba jedno z niewielu jego zdjęć. Nie lubił być fotografowany.


fot. Colonel Percy Harrison Fawcett

- Kontynuuje jednak, bo szkoda czasu. Po wojnie w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku Percy powrócił do Południowej Ameryki, tym razem w zupełnie innym celu niż zbieranie topograficznych danych. Odbył dwie wstępne ekspedycje, jedną w tysiąc dziewięćset dwudziestym a drugą w tysiąc dziewięćset dwudziestym pierwszym roku. Podczas tej drugiej, kiedy dowiedział się od przywódcy jednego z plemion, że zna on miejsce, gdzie istnieje miasto, w którym domy oświetlane są przez nigdy niegasnące "gwiazdy". Tak napisał w swoim dzienniku.
– Dyott wyciągnął kolejny fragment.

Cytat:



Był to pierwszy, lecz nie ostatni raz, kiedy usłyszałem o stałym świetle, często odnajdywanym w domach zbudowanych przez tę zapomnianą cywilizację z przeszłości. Nie są to rośliny, którymi jak mi opowiadano pewni Indianie z Ekwadoru oświetlają swe domy, nie ma to nic wspólnego z "gwiazdami". Istnieje bowiem tajemny system oświetlenia, znany przez ludy starożytne, czyli - innymi słowy system wykorzystania nieznanych sił, które nowożytni naukowcy muszą dopiero odkryć.


- Pułkownik był oprócz tego przekonany, że istnieje związek pomiędzy "tajemniczym Z" a Atlantydą. Wiąże się z tym kwestia kamiennej statuetki. Statuetka ta, wielkości dwadzieścia pięć centymetrów, wyrzeźbiona jest w czarnym bazalcie i przedstawia wysokiego rangą kapłana lub wtajemniczonego. – Pułkownik zaczął gestykulować na rysunkiem statuetki. - Ma on na piersiach płytkę, na której znajdują się wyryte dwadzieścia dwa znaki. Spośród nich czternaście często występuje na starożytnej brazylijskiej ceramice. Druga płytka, czy też opaska wokół kostek kapłana, ma napis składający się z ośmiu znaków, podobnych do znaków z płytki na piersiach. Według Percy’ego, statuetka ta pochodziła z jednego z zaginionych starożytnych brazylijskich miast, być może z samego tajemniczego miasta Z. Wydawała się ona żyć własnym życiem, gdyż kiedy brało się ją do ręki, można było odczuć elektryczny prąd, przebiegający aż do ramienia. Wrażenie porażenia było tak silne, że wielu z nas nie było w stanie utrzymać statuetki. Dwie wstępne ekspedycje, o których wspominałem wcześniej, stanowiły "ruch nożyc": najpierw z zachodu a później ze wschodu. Chodziło o to, by wysondować domniemane położenie "tajemniczego Z" pomiędzy Rio Xingu a Rio Araguaia, na wysokości Serra do Roncador w samym sercu Mato Grosso. Trzecia i ostatnia ekspedycja nastąpiła w tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym roku. Wyruszyli w pierwszych dniach lutego z Rio de Janeiro do Sao Paulo, a stamtąd udali się pociągiem do Porto Esperanca nad Rio Parguay, osiemdziesiąt kilometrów na południe od Corumba - miasteczka na granicy pomiędzy Brazylią, Boliwią i Paragwajem. Z Corumba wyruszyli dalej do Cuiaba: statkiem parowym popłynęli w górę rzek Rio Paraguay i Rio Sao Lourenco najpierw, a Rio Cuiaba później, docierając czwartego marca do Cuiaba. W tym czasie Nina dostała list. Ze względu na osobisty charakter, spisałem jedynie istotne fragmenty.

Cytat:



Pośrednia budowla pomiędzy "Z" a miejscem, w którym opuścimy cywilizacje, jest opisywana przez Indian jako topornej budowy kamienna wieża. Indianie bardzo się jej boją, gdyż twierdzą, że w nocy przez otwory drzwi i okien sączy się światło. Uważam, że chodzi tu o jedno z tych "nigdy niegasnących świateł". Drugi powód, dla którego boją się tej okolicy, stanowi fakt, że jest ona zamieszkała przez "Morcegos" - ludzi-nietoperzy, prawdziwych troglodytów, Żyjących w norach i na drzewach.



Cytat:



Pewien wykształcony Brazylijczyk i pewien oficer brazylijski, obaj prowadzący pomiary na jednej z rzek dowiedzieli się od Indian, że dalej na północ istnieje miasto. Powiedzieli im, że ich tam zaprowadzą, o ile nie będą się bali stawić czoła dzikim plemionom zamieszkującym te tereny. W mieście tym są nie tylko niskie budynki, ale również świątynie i wyższe konstrukcje. Ulice krzyżują się pod kątem prostym, a w wielkiej świątyni znajduje się dysk zbudowany z bloku kwarcowego kryształu. W pobliżu płynie rzeka, która w pewnym momencie przechodzi w wodospad, jego szum słychać na dużą odległość. W spokojnych wodach pod wodospadem znajduje się rzeźba mężczyzny wykonana z białego kamienia, być może z kwarcu.



- Ekspedycja wyruszyła w Cuiaba dwudziestego kwietnia i doszła do wioski Indian Bakairis piętnastego maja. Stamtąd osiągnęli Campo Cavallo Mono, skąd po przekroczeniu rzeki Rio Xingu mieli zamiar udać się dalej w kierunku północno-wschodnim, w kierunku tajemniczego "Z". Po osiągnięciu "Z" zamierzali zawrócić w kierunku wschodnim w kierunku Bahia na wybrzeże atlantyckie. Ostatnia wiadomość o ich położeniu.
– Dyott wyciągnął kawałek kartki.

Cytat:



Jesteśmy w Campo Cavallo Morto szer. płd. 11"43', dł. zach. 54°35'. Jest to miejsce, w którym mój koń padł w 1920 roku. Pozostały tylko jego białe kości... Pogoda jest dobra. W nocy jest bardzo zimno, ale od południa do szóstej po południu dręczy nas upał i owady. Nie obawiajcie się, nie zawiedziemy.


- Według śledztwa jakie przeprowadziliśmy i zebranych informacji wiemy, że Jeżeli matto Grosso, leżące w większej części w dorzeczu Amazonki, jest stanem stosunkowo mało zbadanym, to okolice nad źródłami rzeki Xingu należą do zupełnie nieznanych. Pomimo względnej bliskości stolicy Cuayaby, oddalonej mniej więcej o czterysta kilometrów, źródła są oznaczone na mapach białą plamą. Wiemy, że sto pięćdziesiąt kilometrów od stolicy, Percy byłchory na lekką gorączkę, odpoczywał przez kilka dni. Potem wyprawa wyruszyła w głuchą puszczę na północ i od tego czasu zaginęła. Po tygodniu wrócił do obozu jeden z trzech psów grupy - cały pokrwawiony. Po kilku dniach zdechł. To był ostatni znak wyprawy. Każde badanie terytorium kończyło się zaginięciem kolejnych ludzi, których pochłonęło zielone piekło… - Dyott dopił herbatę.
 
DrHyde jest offline  
Stary 06-03-2009, 14:59   #12
Feo
 
Feo's Avatar
 
Reputacja: 1 Feo nie jest za bardzo znanyFeo nie jest za bardzo znany
Jane siedziała przez dłuższą chwilę w milczeniu, przysłuchując się wypowiedziom i utarczkom słownym zebranych. Trochę ją irytował fakt, że traktowano ją z góry tylko dlatego że jest kobietą, a przypuszczalnie w warunkach jakich przyjdzie im egzystować, poradzi sobie o wiele lepiej niż ci „dzielni” mężczyźni.
No cóż, ale nie zamierzała się spierać, wiedziała że to jest bezcelowe, a swoją wartość i doświadczenie jeszcze będzie mogła wiele razy udowodnić w ciągu wyprawy.

Ku uciesze Jane wszystkie przepychanki słowne zostały przerwane gdy odezwał się płk. Dyott, który w najdrobniejszych szczegółach objaśnił całą historię i pobudki jakie pchnęły Fawcetta na tę feralną wyprawę.

Kobieta miała, co prawda jakieś pojęcie o tym co mówił pułkownik, jednak teraz gdy usłyszała to z ust tegoż człowieka, zaczęła się lekko niepokoić...
...nie bała się ciężkich warunków, liczyła się też z możliwością bolesnej śmierci...
...bała się tylko jednego...
... a jeśli nie będzie w stanie spełnić danego słowa? Czy wszystkie te lata poświęcone na poszukiwania i badania obrócą się w nicość?...
Przez jej ciało przebiegł lodowaty dreszcz, a serce mocno zabolało jakby ściskane stalowymi kleszczami. „Nie! Tak się to nie może skończyć!” - posłała do siebie reprymendę.

- Dziękujemy za tak wspaniałe przedstawienie sytuacji Pułkowniku, cieszę się że tak odpowiedzialny dżentelmen będzie przewodniczył naszej wyprawie. Co do swojej osoby, pragnę wszystkich zapewnić że uczestniczyłam w ekspedycjach na terenach Ameryki Południowej i potrafię znakomicie o siebie zadbać, radzę sobie z ciężkimi warunkami, tak więc nie będę dla nikogo obciążeniem. - na tym zdaniu urwała swoją wypowiedź,a jej stanowczy ton powinien rozwiać wszelkie wątpliwości jej współtowarzyszy.

Jane, błyskawicznie i z lekką nerwowością odgarnęła włosy które spadły jej na twarz, rozsiadła się ponownie na kanapie pokazując swoją postawą zniecierpliwienie z którym czekała końca spotkania, by móc już przygotować się ostatecznie do wyprawy i zacząć realnie działać.
 
Feo jest offline  
Stary 06-03-2009, 21:47   #13
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jack stał oparty o ścianę, kołysząc filiżanką z niedopitą herbatą. Większość informacji, które podał Dyott była mu już znana - w trakcie ich pierwszej rozmowy pułkownik zaznajomił go z celem i trasą wędrówki zaginionych. Teraz puszczał mimo uszu lwią część wypowiedzi związanych z biografią Fawcetta. Niewiele rzeczy psuje podróż bardziej, niż brak szacunku dla przewodnika, na którym ciąży odpowiedzialność za byt całej "wycieczki", dlatego Collen nie wyrażał swoich wątpliwości na głos. A zastanawiał się właśnie, dlaczego cała wyprawa starego okryta została nimbem tajemnicy i szaleństwa Obecność wielkich ruin w głębi dżungli była powszechnie znana - świadczyło o nich choćby odkrycie Machu Picchu. To, że miasto różniło się budową od tych już znanych - czy zaraz trzeba dopisywać do tego teorie nieistnienia? Przecież budownictwo starych miast też różnią się od nowych i nikt nie oskarża o ich stworzenie jakichś tajemniczych bogów. Tajemnicze światła z pewnością dało się naukowo wytłumaczyć, chociażby istnieniem bagienych gazów, fosforyzujących mchów czy grzybów. Collena martwiła jednak informacja o kolejnych zaginionych ekipach poszukiwawczych. Prawdą było, że jedynie tubylcy czuli się w gęstwinach Mato Groso równie pewnie jak we wnętrzu własnej chaty, lecz w wyprawach ratunkowych brały zwykle udział doświadczone, wyszkolone osoby... Czego nie można powiedzieć o obecnych - omiótł pokój zrezygnowanym wzrokiem. Nie umniejszając umiejętności żadnej z obecnych osób, Jack obawiał się, że w głębinach tropikalnych lasów czeka ich walka z czymś więcej niż tylko gęstą roślinnością i zwierzyną. Dlatego martwiła go obecnośc kobiet, choć z doświadczenia wiedział, że przyparte do muru potrafią byc zaciekłymi przeciwniczkami. Tylko czy jego doświadczenia przekładały się na zachowania angielskiej damy?
 
Sayane jest offline  
Stary 08-03-2009, 02:16   #14
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wellington słuchał z wywodów pułkownika Doyotta, z obojętnym wyrazem twarzy. Przyswajał wszystkie przytoczone wiadomości, przynajmniej te, które wydawały mu się potrzebne.O tym, że wyprawa będzie niebezpieczna nikt nie musiał go przekonywać. Widział już wiele na własne oczy,począwszy od okopów pod Sommą, a skończywszy na polowaniach na tygrysy w Bangladeszu.

Wszystkie wiadomości i te o trudnym klimacie, o chorobach i o tubylcach traktował poważnie. Jednak sensacji odnośnie tajemniczych miast i zaginionych cywilizacji nie brał na poważnie. Zgadzał się z tym, że jeszcze wiele tajemnic kryją przed ludzkością niepoznane tereny, ale było ich coraz mniej. W większości były to legendy, opowiadane z pokolenia na pokolenie obrastały w coraz wymyślniejsze szczegóły.... pamiętał wyprawę z 1924 roku, do serca Konga, której towarzyszył... Belgijska ekspedycja szukała ruin kopalni króla Salomona... nic nie znaleźli oczywiście...

Niemniej jednak Adrian był człowiekiem, który niczego sobie nie lekceważył. Nawet najmniejszy detal, czy szczegół podczas takiej wyprawy mógł zważyć o być, albo nie być całej ekspedycji.

W milczeniu przyglądał się pozostałym członkom wyprawy... i przysiągł sobie, że pan Blackhill nie wyprowadzi go więcej z równowagi.

Szczerze mówiąc, nie mógł się już doczekać, kiedy to oficjalne aż do bólu spotkanie się skończy. Zamierzał jeszcze przed wyprawa zrobić kilka niezbędnych zakupów i odwiedzić starych przyjaciół z Uniwersytetu Londyńskiego. Miał także umówione spotkanie z przedstawicielem londyńskiego zoo z którym miał podpisać umowę na łowy zaraz po zakończeniu ekspedycji poszukiwawczej.

Dopił szybko herbatę i odłożył filiżankę, zrobił to nieco niezgrabnie, ale cóż mógł na to poradzić, jego dłonie zdecydowanie bardziej przywykły do trzymania broni niż porcelany.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 08-03-2009, 10:26   #15
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Wszystko co mówił Dyott było bardzo ciekawe, a także bardzo prawdziwe. Kate wiedziała, że Pułkownik Percy już od jakiegoś czasu przejawia oznaki "szaleństwa", uganiał się za nierealnymi rzeczami. Mimo to chciała jechać z nim do Mato Grosso i móc powiedzieć "a nie mówiłam" gdy nic nie znajdą. Nie udało się pojechać wtedy, ale uda się pojechać teraz, choć Fawcett już nie usłyszy od niej tych słów. Nadal uważała, ze śmierć pułkownika była bezsensowna, pewnie został zabity gdzieś w dżungli rpzez dzikusów i będą mieli szczęście, jeśli w ogóle go znajdą. Taki mądry człowiek a na starość po prostu zgłupiał.

Panna Rowley dopiła swoją herbatę i odstawiła filiżankę tuż po tym jak zrobił to Wellington, jednak różnica była zauważalna. Filiżanka kobiety została odstawiona tak delikatnie i bezszelestnie jakby zrobiona była z puchu. Dama potrafi takimi małymi szczegółami pokazać swoja ogładę. Natomiast całkiem zabawne wydawało jej się oświadczenie Jane Willcox.
"Nie będę dla nikogo obciążeniem!?" Co to w ogóle miało być? To zabrzmiało jak desperacki okrzyk pięciolatki, której mówi się, że jest za mała by iść na zabawę sylwestrową. Lepiej pokazać czynami, a nie słowami, swoją wytrzymałość i odwagę.

- Panie Dyott, chciałam zapytać kiedy wyruszamy i skąd, oraz ile w sumie osób będzie brało udział w wyprawie.

Teraz przede wszystkim interesujace było kiedy i gdzie się to wszystko zacznie. Obecnie siedzą sobie w cieplutkim pomieszczeniu popijając herbatę, ale już wkrótce herbata w filiżankach będzie tylko luksusem o którym miło powspominać. Pomimo tego Kate nie mogła doczekac się wyprawy, uwielbiała przedzierac się przez zarośla, czuć zmęczenie gdy wieczorem siada się przy ognisku, i lubiła czuć się potrzebna. Takie rzeczy sprawiały, że czuła że żyje, bo tu w Anglii codzienność była zbyt monotonna, szara i... łatwa. Za łatwa.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher

Ostatnio edytowane przez Redone : 08-03-2009 o 10:28.
Redone jest offline  
Stary 11-03-2009, 04:17   #16
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Billy uszczypnął lekko siostrę jako nagrodę za jej "wsparcie", lecz gdy Brian zaczął mówić jego oczy zaczęły robić się coraz większe, a usta rozchyliły się w niemym zachwycie, jaki można spotkać u każdego pracownika zakładu dla obłąkanych, gdy jego podopieczny zaczyna naprawdę wyczyniać coś zasługującego na papiery oznajmiające, że delikwent jest w stanie walki z własnym mózgiem, a które do takiego jakże ciekawego przybytku wariata skierowały skierowały.
"Zaginione miasta", "Troglodyci", "Magiczne światełka", "Prąd w figurkach", "Atlantyda!".
- Z kim ty się tu zadajesz?! - mruknął do siostry obdarzając ją spojrzeniem jakim czasem patrzył na nią gdy w dalekim dzieciństwie twierdziła, że jej lalka naprawdę z nią rozmawia.
Nie.
Gorszym.
W tamtych czasach sam w to wierzył i niby mimochodem zagadywał do szmacianki. Teraz miał się za normalnego.
- Pisałaś o poszukiwaniach Fawcetta, a nie wyprawie dla czubków - szepnął jej do ucha.
Briana i resztę obdarzył pełnym zaangażowania uśmiechem błazeńsko kiwając głową. Jednak gdy syn pułkownika zaczął sypać nazwami geograficznymi, jego zachowanie zmieniło się. Sięgnął do drugiej z wewnętrznych kieszeni marynarki i wyciągnął mapę. Na szybko rozłożył ją na kolanach miętosząc ranty, skupiając się na tym co go interesowało. Zębami zdjął zatyczkę z pióra i zaczął coś mazać po papierze. Mapa wyglądała na naprawdę doskonałą i takie traktowanie jej mogło zakrawać na profanację, lecz on bez żenady kreślił coś mrucząc jak kot, z zatyczką w zębach.

- Rło Sngu, Aragłała, Srra Rncdor - bełkotał mając częściowo zablokowane usta.



map. Ostatnie znane miejsce przebywania Fawcetta


- Jedenaftie sfopn, fwefdefti fy minuty, hrmmf - wyjął zatyczkę z ust i podrapał się pogłowie - 54°35' na zachód... - dodał
Potoczył wzrokiem po zgromadzonych i zakreślił kółko na mapie.
- Panie mi wybaczą ale to faktycznie straszne zad... - gromiący wzrok siostry sprawił, że Billy nie dokończył.
- Te tereny to rzeczywiście... "biała plama na mapie" - skrzywił się gdy to mówił. Dla każdego kartografa takie określenie sprawy to jak dla napalonego sierżanta mającego rozkazy w stylu "weź ten okop wroga za wszelką cenę" powiedzenie o kilkudziesięciu metrach terenu: "to ziemia niczyja".
- Nie minęło aż tak wiele czasu odkąd Percy tam buszował, więc tubylcy mogą wiedzieć gdzie dalej się udał, tym bardziej że spędził tam pewnie trochę czasu walcząc z chorobą. - uśmiechnął się drapieżnie. - Jakby nie chcieli mówić to można do nich postrzelać, uciekać pewnie będą w przeciwnym kierunku, gdzie poszedł ostatni biały mający "grzmiące kije".
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-03-2009 o 17:11.
Leoncoeur jest offline  
Stary 11-03-2009, 12:30   #17
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jeśli chce Pan mieć wroga zarówno za, jak i przed sobą, to radzę zostać w domu - rzekł Collen, odnosząc się do wypowiedzi Blackhilla i udając, że nie pojął żartu. - Niech państwo raczą pamiętać - tu zwrócił się do wszystkich - że na własnym terenie nawet zaostrzony patyk w ręku "dzikusa" może stanowić broń groźniejszą niż karabin maszynowy. A wieści między plemionami rozchodzą się szybko - jeśli obrazimy jedno, kolejne może nie wpuścić nas na swoje tereny. I wtedy nie pomoże nam nawet tuzin "grzmiących kijów".

Collen wiedział, że trochę przesadza - wolał jednak, by ekipa przeceniła (a nie niedoceniła) niebezpieczeństwa kryjące się w dżungli. Osobiście sądził, że tubylcy są mądrzejsi i bardziej zaradni niż powszechnie się uważa, gdyż dzięki otoczce prymitywizmu mieli ułatwiony kontakt z białymi, którzy nie widzieli w nich konkurencji czy zagrożenia. Zastanawiał się też, co kartograf zrobi, gdy stanie przed prawdziwym niebezpieczeństwem - pomacha mu mapą przed nosem, czy zabije śmiechem?
 
Sayane jest offline  
Stary 22-03-2009, 22:24   #18
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Uwagi prawione przez Collena przerwało otwieranie drzwi, które z hukiem uderzyły o stojący drewniany wieszak. W progu pojawił się lokaj z nieco rozkojarzoną miną. Podbiegł szybko do Pułkownika Dyotta i zaczął szeptać mu do ucha. Pułkownik wyraźnie zmienił wyraz twarzy na poważny. Widać, że przejął się słowami sługi Fawcettów i momentalnie wstał. Lokaj szybko opuścił pomieszczenie.

- Cóż… Sytuacja się nieco skomplikowała. Dostaliśmy wiadomość z brytyjskiego konsulatu w Rio, że nasz hotel, w którym mieliśmy nocować był sabotowany przez nieznanych sprawców. Tubylcy, których opłaciliśmy, zaczynają się otwarcie buntować. Powodem tego jest według nich klątwa, która ciąży na nazwisku Fawcett…
- Spojrzał na Briana. – Uważają, że zielone piekło pochłonie nasze ciała i dusze zostaną przeklęte na wieki… - Dyott popatrzył po wszystkich. – To tylko miejscowe przesądy. Sytuacja została po części opanowana, lecz musimy wyruszyć dziś. Macie cztery godziny na zebranie brakującego sprzętu. – Dopił herbatę. – Spotykamy się w porcie.

To były ostatnie słowa Dyotta przed podróżą do Rio. Czasami widziano go na statku, ale jedynie przez chwilę. Jadał sam i przebywał sam. Nawet Brian nie wiedział co się dzieje, za to dostał instrukcje, które przekazał wszystkim i rozwiewał wszelkie wątpliwości.


Lato 1928 rok
Rio de Janeiro




fot. Pomnik Chrystusa Zbawiciela na szczycie granitowej góry Corcovado.
Aktualnie w budowie (pomnik odsłonięto w 1931 roku).


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rEI2UfMuyx4[/MEDIA]



fot. Część portu w Rio de Janeiro

Lato dawało się we znaki. Ostre promienie słoneczne i równie ostry zapach ryb w porcie Rio de Janeiro poczuli wszyscy i to bardzo szybko. Stolica Brazylii – miejsce, do którego ciągła cała klasa wyższa kraju i nie tylko. Malownicze wzgórza oblegane przez rządnych zabawy turystów oraz miejscowych i plaże, na których roi się od opalających się ludzi, to coś o czym słyszeli od pasażerów całą drogę do celu. To wizytówka Rio. Niestety każdy wiedział, że nie przyjechali tu na wypoczynek. Robotnicy sprawnie rozpoczęli wyładowywanie sprzętu z ładowni na amerykańskie ciężarówki typu Ford TT Truck. Brian zajął się koordynowaniem załadunku ze względu na delikatny towar w niektórych kufrach. Pułkownik, który dopiero po chwili pojawił się niewiadomo skąd w porcie podszedł do całej grupy.



fot. Ford TT Truck

- Jak podoba się Rio? – Zawinął rękawy koszuli. – Jak dla mnie za gorąco tutaj. Już tęsknie za Londynem… Ale do rzeczy. Zabierzcie na tamtą ciężarówkę jedynie podręczny bagaż. – George wskazał na jeden z Fordów. - Mieszkamy w małym hotelu na Avenida Rio Branco. Nie jest to luksusowe miejsce i nie potrzebujemy rozgłosu Panie Blackhill. Są cztery pokoje dwuosobowe i cztery jedynki. Ja i Brian wzięliśmy pokój dwuosobowy. Dogadajcie się ze sobą. Nie wdawajcie się w dyskusje z miejscowymi. W razie pytań wypoczywacie w Rio i niedługo wracacie do kraju. Nie ruszacie się z pokojów po zmroku. Pamiętajcie, że jesteśmy tu żeby odnaleźć zaginionych, a nie wpakować się w jeszcze większe tarapaty. Koniec formalności. W hotelu czeka na nas obiad i odpoczynek. Wyruszamy z samego rana. Teraz możecie się zabrać na ciężarówkę i jechać do pokoi lub zwiedzić kawałek miasta. Ktoś ma jakieś pytania?
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 22-03-2009 o 22:28.
DrHyde jest offline  
Stary 10-05-2009, 16:16   #19
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jack zarzucił swój plecak na ramię. Rio nie interesowało go specjalnie. Był w mieście już kilka razy i nie różniło się dla niego specjalnie od innych południowych zbiorowisk ludzkich. Niepokoiły go doniesienia o sabotażu i buncie, więc wysiadając z pojazdu rozejrzał się uważnie po otoczeniu. Z doświadczenia wiedział, że przesądnym tubylców często nie wystarcza to, że sami nie zapuszczają się w "zielone piekło". Nie zdziwiło by go wcale, gdyby ktoś próbował powstrzymać ich przed wyjazdem z miasta, toteż wolał sprawdzić, czy nikt nie przygląda się bliżej ich poczynaniom.

Mężczyzna poprawił plecak: Panie zechcą zapewne zająć osobne pokoje, w końcu to ostatnia szansa na trochę intymności i spokoju - zwrócił się do zebranych bez cienia złośliwości - Osobiście nie mam nic przeciwko towarzystwu. Panie Wellington, może pan zechce dzielić ze mną lokum jeśli łaska?
- Myślę też, że powinniśmy się pośpieszyć - obiad nie będzie czekał na nas wiecznie, a zważywszy na panującą tu temperaturę nie gwarantowałbym mu długiej świeżości.
 
Sayane jest offline  
Stary 12-05-2009, 13:28   #20
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Szybszy wyjazd? Karen nie obawiała się tego, już dawno była spakowana. Osoba tak dobrzez zorganizowana i praktyczna zawsze jest gotowa przed czasem. Ostatnie 4 godziny postanowiła przeznaczyć na relaks. Wróciła do domu, upewniła się, z ejest gotowa po czym zrobiła sobie kawę i usiadła w miękkim fotelu biorąc do ręki książkę Tales of Mean Streets Arthura Morrisona. Uwielbiała czuć pod palcami gładkie kartki, a wnozdrzach ich delikatny zapach. Mogła spędzić nad książki całe godziny gdyby nie fakt, że o wiele bardziej lubiła podróżować niż czytać.


fot. Tales of Mean Street wydanie 1984

Przez chwilę zastanawiała się czy nie odwiedzić przed wyjazdem Harry'ego. Stwierdziła jednak, że to pożegnanie byłoby zbyt niemiłe. Harry chyba trochę za mocno ją kocha, ale cóż zrobić, może i ona z czasem się bardziej do niego przywiąże. Ale jeszcze nie teraz. Postanowiła zajrzeć do jego domu i zostawić mu kartkę. Usiadła przy biurku i nakreśliła kilka słów.


List do Harry'ego Prestona

Złożyła kartkę, włożyłą ją do koperty i jeszcze raz sprawdziła bagaże. Wyruszając do domu Harry'ego wzięła już wszytsko ze sobą. Wsunęła list do skrzynki i pojechała w umówione miejsce w porcie. Część osób już tam była. Wyruszenie z portu poszło sprawnie, i Karen miałą nadzieję, że cała podróż taka będzie.

Nie myliła się. Dotarli do Rio cali i zdrowi. W końcu trochę cieplej niż w Londynie, Karen była raczej ciepłolubną osobą. Byłą już kiedyś w Rio, ale to miasto zawsze sprawiało na niej duże wrażenie. Z uśmiechem na ustach obserwowała przechodzących ludzi i okoliczne budynki. Gdy usłyszała, ze do wyboru sa pokoje jedno i dwuosobowe przysunęła się do Jane Wilcox by to omówić.

- Nie ma pani nic przeciwko abyśmy dzieliły jeden pokój? Chętnie dowiem sie więcej o pani pracy.
-Z największą przyjemnością przystaję na Pani propozycję. Dobrze będzie wymienić się doświadczeniami
- odpowiedziała Jane.
- Dokładnie. Czy była pani już w Rio?
- Owszem, za studenckich czasów. Piękne miasto i wiele równie pięknych wspomnień. A Pani?
- Ja także już tu byłam, na początku zeszłego roku. Może da się Pani namówić na herbatę w miłej kafejce niedaleko naszego hotelu jak już się rozpakujemy?
- Wyśmienity pomysł.
- W takim razie jedźmy do hotelu
- zasugerowała Karen.

Pan Collen zwrócił się do zebranych:
- Panie zechcą zapewne zająć osobne pokoje, w końcu to ostatnia szansa na trochę intymności i spokoju.
- Nie, ja i pani Wilcox zajmiemy jeden pokój dwuosobowy
- odpowiedziała Karen.

Hotel okazał się rzeczywiście całkiem ekskluzywny, były tu wszystkie wygody, których Karen potrzebowała. Łóżko aż zachęcało by się w nim położyć. Ale jeszcze nie teraz. Karen rozpakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, które jej się przydadzą na teraz, resztę zostawiła w walizkach. Zjedli obiad i razem z Jane wyruszyli na spacer i kawę.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172