Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Åšwiat Mroku > Archiwum sesji RPG z dziaÅ‚u Horror i Åšwiat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2009, 19:41   #11
Konto usunięte
 
Rode's Avatar
 
Reputacja: 1 Rode nie jest za bardzo znanyRode nie jest za bardzo znany
Rod jadąc w dół windą, uważnie nasłuchiwał. Zgrzyty, trzaski, pojękiwania zmrożonych łańcuchów, buczenie generatorów... Z każdym mijanym piętrem, dźwięki nasilały się. Drugim uchem śledził polecenia Hudsona. Gdy tylko kabiną lekko szarpnęło a krata przed nimi otworzyła się z piskiem, ujrzeli przed sobą trzy korytarze. Pułkownik życzył im powodzenia i sam ruszył ku prawemu korytarzowi. Tyler i Peter poszli ku lewemu. Carl skinął na Roda, a ten wzruszył tylko ramionami i ruszył za kompanem, długim, ciemnym korytarzem. Pilot sięgnął po MP40, w które, podobnie jak resztę sprzętu, wyposażyli ich Niemcy.
Upewniwszy się, iż poza nimi nie ma nikogo na tym poziomie, znalazł Carla dzięki strumieniowi światła, rzucanego przez znalezioną latarkę.
- Ciekawe nad czym tu pracowali… - mruknął gdy tylko Enfield znalazł się w zasięgu światła.
- Nie mam pojęcia, Carl. Jesteśmy tu po to, by się tego dowiedzieć - odpowiedział.
W końcu znaleźli skrzynkę z bezpiecznikami. Rod szybko uporał się z zamkiem przy pomocy noża. Mimo to, światła nie udało się włączyć. Znaleźli za to drugą, zapasową latarkę.
- Dobre i to - mruknÄ…Å‚ pod nosem Enfield.
Ruszyli powoli dalej, oświetlając sobie drogę. Po chwili ujrzeli parę ciężkich drzwi. Obok nich, w ścianie, wstawione był grube szyby. Kowalsky przetarł dłonią jedno z tych wielkich okien i zajrzał do środka.
- To mi wygląda na jakieś gabinet - rzekł nie odrywając wzroku od szyby.
- Zajrzę do środka - odrzekł mu pilot po czym pierwszy pchnął drzwi do pomieszczenia.
W środku było ponuro. Przy ścianie stało biurko oraz fotel, a na ścianach wisiały tablice z wykresami, z których nic nie dało się wyczytać. Z pewnością nie był to gabinet oficera o czym świadczył brak fotografii Führera i jakichkolwiek symboli nazistowskich. Obaj zaczęli przeglądać szuflady w poszukiwaniu raportów, instrukcji i tym podobnych.
 
Rode jest offline  
Stary 08-06-2009, 20:32   #12
 
Czajnik's Avatar
 
Reputacja: 1 Czajnik nie jest za bardzo znany
Tyler i Peter zbliżali się do źródła światła, które dochodziło z drzwi po prawej na końcu korytarza. Tyler dał znać Peterowi, żeby zwolnił kroku. Podkradli się do pomieszczenia. Tyler zajrzał za framugę i gestem dał znać Peterowi żeby weszli do środka. Pokój nie był w dobrym stanie. Poprzewracane szafki i półki, rozrzucone papiery, potłuczone probówki. Nagle usłyszeli jęk. Szybko rozglądnęli się po pomieszczeniu. Pod jedną z szafek, w kałuży własnej krwi leżał człowiek, na oko 40-paru letni w białym fartuchu. Ciężko stękając spojrzał do góry i przez rozbite okulary niemo prosił o pomoc. Baffin wraz z Jonesem natychmiast podbiegli do niego i zrzucili z niego ciężki, metalowy regał. Peter spojrzał na rannego. Nie wyglądało to dobrze, rany były głębokie, odłamki szkła z rozbitych probówek wbiły się głęboko w ciało naukowca. Nie dawał mu więcej niż kilka godzin życia, może nawet mniej. Tyler odłożył lugera i przykucnął przy nich.
- Co z nim?
- Jest ciężko ranny, nie ma szans, by się z tego wylizał, odłamki wbił się zbyt głęboko w okolice jego narządów wewnętrznych.
- Cholera...
Rozmowę przerwał krwawy kaszel, który wydobył się z ust umierającego Niemca. Zaczął niemrawo poruszać ustami.
- Chyba chce coś powiedzieć.
Naukowiec chwycił zakrwawioną ręką kurtkę Jonesa, cały czas próbując coś powiedzieć, po czym kolejna fala krwi wyleciała z jego ust i opadł na ziemię, ciężko dysząc.
- Zostaw go, Petey. Niczego siÄ™ od niego nie dowiemy.
- No, może poza tym, że chce, żebyśmy wzięli jakieś dokumenty z tamtej szafki w rogu pokoju i zanieśli je do sztabu na górze.
- Co? SkÄ…d to wiesz?
- Hehe, nie sądziłem, że ucząc się czytania z ruchu warg po to tylko, żeby ściągać na sprawdzianach na uniwerku, wykorzystam je do wyciągania informacji od na wpół martwych szkopów.
Niemiec popatrzył na Tylera i na Jonesa, po czym ostatnim aktem desperacji rzucił się Jonesowi na szyję, próbując go udusić. Huk. Wystrzał. Krew.
- Dobry refleks.
- Nie tylko Ty masz talenty, Petey. Dobra, bierzmy te dokumenty.
 
Czajnik jest offline  
Stary 15-06-2009, 16:01   #13
 
Vavalit's Avatar
 
Reputacja: 1 Vavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znany
- Dobra, dobra. Naprawdę muszę już iść, jak coś to skontaktuje się z panem. - szybko wstał i powiedział Thomas.
Prędko wyszedł z pomieszczenia. Nie interesował go temat, wydawał się wyjątkowo słaby. Czas się spieszył, bo wkrótce czekało na Johnsona kolejne spotkanie.

Na szpitalnym korytarzu, tam gdzie ostatnio kręcił się dziwny człowiek, pojawiły się porozwalane kartki. Było ich więcej niż przedtem do tego leżały gdzie popadnie. Sytuacja dziwna, ale Thomas nie przejmował się tym. Jak najszybciej próbował wydostać się ze szpitala co chwile spoglądając na zegarek. Zdziwiło go lekko brak personelu.

Przed szpitalem było równie cicho i ponuro. Co jakiś czas samochód przejeżdżał. Na szpitalnym parkingu stała taksówka. Nie zastawiając się długo Thomas wskoczył do niej. Kierowca palił papierosa, nawet nie zareagował. Thomas przerwał ciszę.
- Eee, poproszÄ™ do restauracji "Paramino"
Kierowca ruszył bez słowa.

W czasie drogi Thomas wyglądał za okno, widział bardzo mało ludzi, a tych których widział byli dosyć dziwni. Matka wioząca pusty wózek, bezdomny śpiący na chodniku, jakiś wojskowy bez rąk.

Po około 15 minutach auto stanęło przed restauracją. Thomas rzucił kilkanaście dolarów kierowcy i szybko wstąpił do budynku. Był tylko stary barman, przy jednym stoliku siedziała młoda para w strojach ślubnych. Thomas skierował swoje kroki na koniec restauracji do stolika w rogu gdzie usiał. Czekał tak przez kilka minut, nic się nie zmieniało. Wziął do ręki menu, lecz nie potrafił dostrzec napisów. Po prostu były totalnie rozmazane, kilka razy przetarł oczy. Nie wiedział co się z nim dzieje. Obrócił się w bok i zauważył drzwi do WC. Wstał i wybrał się tam. Gdy tylko zamknął drzwi za sobą, całe pomieszczenie się zmieniło. Wszytko zaczęło przypominać szpitalny gabinet z którego niedawno wyszedł. Generał leżał wciąż na łóżku. Totalnie zaskoczony Thomas, obrócił się chcąc wyjść, zauważył że drzwi zostały zamurowane. Dotknął cegieł i próbował pchnąć nic to nie dało.
- Co się kurwa dzieje!!! - wrzasnął przestraszony Johnson. Jeszcze nigdy go nic takiego nie spotkało. Zaczął walić z piąstki w mur. Tylko pokaleczył sobie palce.
Generał zszokowany zapytał:
- Co ty kurwa wyprawiasz? - po czym zawołał - Niech ktoś tutaj przyjdzie! Panie doktorze!
Johnson spanikował. Chwycił lampkę z biurka generała i rzucił w ścianę, ta przeniknęła ją. Nagle z zamurowanych drzwi wyszły dwie postacie w pielęgniarskich fartuchach. Nie mieli twarzy, tylko skórę. Rzucili się na niego i położyli na ziemi, jeden z nich wstrzyknął coś w ramię. Thomas stracił przytomność.

Gdy się obudził znalazł się w jednym z pokoi szpitalnych. Po chwili spostrzegł się że jest przypięty do łóżka pasami.
- O, nasz pan kochany się obudził. Niezłą burdę zrobiłeś kolego. - zapytał jakiś człowiek, prawdopodobnie lekarz. Thomas jeszcze nie widział dobrze. - Mam nadzieję że leki ciebie trochę uspokoiły.
- Co..co..co się stało?
- Według generała najpierw wyszedłeś z gabinetu po czym wróciłeś i zacząłeś walić w powietrze rękami, później rzuciłeś lampą, krzyczałeś no i musieliśmy ciebie uspokoić. A te pasy to ze względów bezpieczeństwa, chyba rozumiesz. Mam za to inne pytanie. Co spowodowało u ciebie taki nagły napad agresji?
Thomas wiedział że jeśli powie prawdę to go wyślą do świrów. Musiał skłamać.
- Dostałem wiadomość że mój syn zginął w Londynie w wyniku wypadku samochodowego. Rozumie pan, mój kochany syn. - kłamał w żywe oczy, nawet nie posiadał syna.
- Dobra, dobra. - doktor podszedł do łóżka i zaczął rozpinać pasy. - Byle mi to było ostatni raz.
- Mam jeszcze jedno pytanie, doktorze.
- Tak?
- Która godzina?
- 19:42
Thomas jeszcze podziękował i wyszedł zastanawiając się co się stało. Pomyślał o dziwnej godzinie. Nagle spostrzegł się też że wciąż ma poranione palce od uderzania o ścianę. Postanowił wrócić do generała i przeprosić za zajście.

- Przepraszam Panie generale, poniosło mnie i w ogóle.
- Nic nie szkodzi. Teraz zapewne idziesz do domu. Weź te dokumenty co leżą na biurku i poczytaj sobie w domu.
- Dobrze - Thomas wziął teczkę papierów i wyszedł. Teraz już wszystko było normalne... dosyć normalne.

Będąc już w domu, Thomas usiadł na łóżku, położył się i złapał za przyniesione papiery. Rozpoczął czytanie...

Korneliusz McFilin zajmował się rannymi w ambulatorium. Ambulatorium zostało umieszczone w stołówce. Było jedno, profesjonalne, ale tamto znajdowało się w zniszczonym budynku. Lekarze i sanitariusze latali pomiędzy ciężko rannymi. Ten bez ręki, ten bez oka, ten cały spalony.
- Potrzebuje szybko medyków do ratowania osób od eksperymentu! - jakiś żołnierz zawołał.
Korneliusz gdy tylko usłyszał o okazji do zapoznania się ze sprawą ruszył za żołnierzem. Dotarli do jednego z budynków dla personelu. W środku w czymś na wzór przebieralni leżało z sześć osób. Dwóch naukowców, dwóch żołnierzy, jeden oficer i... i nie wiadomo kto. nawet nie wiadomo było czy to żyje. Totalnie rozszarpane plecy, bez nóg, ze strzępkami rąk, a flaki rozpływały się na noszach. McFilin nigdy takiego czegoś nie widział. To gorsze niż rozszarpane ciało przez niedźwiedzia. Reszta rannych posiadała mniejsze rany, jeden oficer nie miał oka i połowy policzka, coś go ostrego przejechało. Drugi naukowiec miał totalnie przebitą dłoń, palce ledwo co się trzymały. obydwaj żołnierze nie mieli nóg, a jeden też miał rozpruty brzuch. Oficer miał głęboką ranę ciętą na klatce piersiowej. Dookoła latało z trzech żołnierzy-medyków. Wyjścia pilnował jeden żołnierz.

Rod Enfield oraz Carl Kowalsky podczas penetrowania pokoju usłyszeli strzały. Prędko pobiegli do źródła dźwięku. Znaleźli jakiegoś potwornie przestraszonego niemieckiego żołnierza strzelającego w ścianę i trzęsącego się. Niedziałające lampy zaczęły się palić i coraz bardziej kołysać. Słyszeli dziwny ryk. Czuli spaleniznę. Zaczęło robić się zimno. Żarówki zaczęły po kolei pękać. Z wentylacji zaczęła kapać krew.

Tyler Baffin i Peter Jones usłyszeli strzały w oddali. Drzwi do pomieszczenia się samoistnie zamknęły, a meble zaczęły drżeć i powoli poruszać. Nagle szafka z dużą prędkością przygniotła Petera do ściany. Biurko się podniosło do góry i wleciało w ścianę gdzie się roztrzaskało. Ciało naukowca również się podniosło i zaczęło się ruszać. Jego ręka się podniosła i wleciała w oko. Z oczodołu popłynęła krew. Ciało podleciało do Tylera i zaczęło się uśmiechać. Zaciągnęło go w kąt. Nóż Tylera wyleciał zza psaa i zaczął się kręcić w około jego oka.
 
Vavalit jest offline  
Stary 15-06-2009, 18:36   #14
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko działo się tak szybko. Strzały, zatrzask drzwi, ruchy mebli. Gdy szafka "zaatakowała" Petera Tyler skoczył jak kot pomóc kompanowi.
Ale krawiący z oczodołu trup, który podniósł się z podłogi oraz nóż witający się z jego gałka oczną to za dużo.
Baffin stał jak wryty. Poczuł jak po jego nogawce spływa zimna strużka. Krew naukowca ściekała na jego buty. Serce żołnierza biło jak dzwon. Poczuł mokre od potu włosy. Było gorąco. Gdyby miał na sobie krawat, poluzowałby go.
Ale zamiast krawata miał tu jakiś horror prosto z opowieści Poe'go. Wrzasnął histerycznie i zaczął na oślep ostrzeliwać z Lugera szczerzącego się doktora, a lewa ręka niezdarnie próbowała zgarnąć sprzed oczu Tylera nóż wojskowy. To już nie były zimne, przemyślane ruchy żołnierza wyuczone na sali gimnastycznej. To paniczne zachowanie przerażonego człowieka. Wykonując niezdarnie te manewry ni to biegł, ni to pełzał w kierunku leżącego Petera.
Bezmyślnie krzyczał zdzierając sobie gardło, mając nadzieje, że ktoś go usłyszy- Jones! Kowalsky! Enfield! HUDSON?!- jego głos stał się nieznośnie piskliwy- Co się, kurwa, dzieje?!
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 15-06-2009 o 18:39.
DeBe666 jest offline  
Stary 15-06-2009, 21:19   #15
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Carl Kowalsky a.k.a. Karl Frischt na dźwięk serii ze Schmeissera natychmiast przypadł do ściany wzdłuż której szli z Rodem. Gdy tylko szkop wystrzelał wszystkie 32 pestki z magazynka ruszył biegiem w jego stronę modląc się by zdążył do niego dobiec zanim tamten wpadnie na pomysł żeby wpakować kolejny magazynek do gniazda pmu.

-Natychmiast wstrzymać ogień żołnierzu!- Ryknął po niemiecku na przerażonego biedaka modląc się w duchu żeby był na tyle oszołomiony aby nie zauważył że Kowalski jest tylko mechanikiem, ale nie aż tak żeby zaczął do niego strzelać. Udało się. Dobiegł. Wyszarpał broń ze stalowego uścisku żołdaka gdy na korytarzu zaczęły dziać się dziwne rzeczy.

"Spokojnie, tylko spokojnie - żarówki na pewno kołyszą się za sprawą jakiś wstrząsów wtórnych... Ryk? Zepsuty generator? Albo nazistowskie ϋberjebadełko czy inny wichajster... Spalenizna? W końcu coś tu wybuchło. Krew z wentylacji? O ku..." – Ponownie włączył latarkę gdy w pomieszczeniu zapadła ciemność i niespokojnie wodził snopem światła przed sobą.

-Jest tam kto? Halo?- Usilnie starał się nie myśleć o czerwonej posoce cieknącej w kratki wentylatora. –Pewnie to tylko szczur. – Sam nie wierzył w swoje słowa. Szczur na Antarktydzie? I to mający w sobie tyle krwi?

-Jones! Kowalsky! Enfield! HUDSON?!-- Usłyszał wołanie z sąsiedniego korytarza i już miał odkrzyknąć gdy w ostatniej chwili ugryzł się w język przypominając sobie o niemieckim żołnierzu obok.
 
Potwór jest offline  
Stary 17-06-2009, 22:36   #16
 
Czajnik's Avatar
 
Reputacja: 1 Czajnik nie jest za bardzo znany
Peter leżał przygnieciony pod szafką. Czuł, że ciężar powoli zaczyna miażdżyć mu kości, czuł przenikliwy ból. Kątem oka widział, jak Tyler czołga się w jego stronę, a tuż za nim pokracznie podąża naukowiec, którego przed paroma chwilami posłali do piekła. Ale piekło jak widać go nie przyjęło, a co gorsza zwróciło z powrotem. Co tu się do licha ciężkiego dzieje? - pomyślał Jones. Truposz był już blisko Tylera, Jones nie miał czasu na myślenie. Ostatkiem sił wycelował i strzelił w pokraczną istotę. Jakimś cudem udało mu się trafić w nóz, który upadł z brzękiem na podłogę.
- Tyler! Teraz, szybko, przewróć to coś!
Tyler nie zastanawiał się długo, szybko obrócił się na plecy i założył truposzowi haka, przewracając go na ziemię. Podniósł swoje MP40 i pociągnął za spust. Seria przedziurawiła ciało naukowca. Tyler odrzucił MP5 i podbiegł do Petera. Próbował podnieść szafkę, ale ciężar był zbyt duży. Przebiegł przez niego dreszcz - przerażenia i bezsilności. Znów wykrzyknął nazwiska drużyny. Nie dbał już o bezpieczeństwo misji. Chciał po prostu się stąd wydostać.
 

Ostatnio edytowane przez Czajnik : 17-06-2009 o 22:55.
Czajnik jest offline  
Stary 17-06-2009, 22:50   #17
Konto usunięte
 
Rode's Avatar
 
Reputacja: 1 Rode nie jest za bardzo znanyRode nie jest za bardzo znany
Rod Enfield, klnąc pod nosem, zamknął ostatnią szufladę biurka gdy z głębi korytarza padły strzały. Carl, który stał przy drzwiach, natychmiast przyległ do ściany i rzucił się na strzelającego gdy temu skończyła się amunicja. Pilot porwał pistolet maszynowy i pobiegł za kompanem, co rusz oglądając się za siebie. Kiedy dobiegł na miejsce, mechanik zdążył już rozbroić przeciwnika. Okazał się nim wystraszony, niemiecki żołnierz. Rod poderwał oszołomionego mężczyznę z podłogi za fraki. Wtem rozległ się dźwięk pękającego szkła i trzask iskier. Żarówki w korytarzu zaczęły po kolei gasnąć. Nikt nie próbował uciekać, wszyscy stali jak wryci, nie wiedząc co robić. Parę sekund później stali już w zupełnej ciemności. Enfield słyszał jak Kowalsky mruczy coś niespokojnie pod nosem. Obaj skierowali światło latarek w stronę wentylatora, z którego lała się... krew.
- Jest tam kto? Halo? - rzucił Carl, zebrawszy się na odwagę.
Z początku odpowiedziało mu tylko echo. Chwilę potem, z sąsiedniego korytarza, usłyszeli głos należący do Tylera:
- Jones! Kowalsky! Enfield! HUDSON?!
Użycie ich prawdziwych nazwisk nie było rozsądne. Lecz któż wiedział, że w ręce wpadnie im niemiecki żołnierz.
Nagle, od strony niezbadanej jeszcze części poziomu, coś huknęło o betonową ścianę. Niemiec nie wytrzymał: wyrwał Carl'owi jego pistolet maszynowy i już chciał wystrzelić serię w stronę otchłani gdy Rod pchnął go silnie na szybę gabinetu. Ta pękła pod wpływem uderzenia i rozleciała się na tysiące kawałeczków robiąc przy tym sporo hałasu. Zbieg stracił przytomność.
- Nie powinien sprawiać już kłopotów - powiedział Enfield, podając Kowalsky'emu jego MP40. - Nie podoba mi się tutaj, rozsądniej będzie wrócić do miejsca, w którym się rozdzieliliśmy. Naszego delikwenta zostawimy przy windzie a dalej pójdziemy sami. - dodał po czym dźwignął ogłuszonego żołnierza na barki.
 
Rode jest offline  
Stary 24-06-2009, 17:57   #18
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Kerneliusz ruszył w stronę rannych. Nie zwracał szczególnej uwagi na mężczyznę pilnującego wejścia. Nigdy wcześniej nie wiedział czegoś takiego. Te rany, zdecydowanie nie wyglądały jak po zwykłej eksplozji. To cud że oni jeszcze żyli. Podszedł do oficera, który miał ranę ciętą na klatce piersiowej. Spojrzał na niego. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Ze swojej torby wyją jedną strzykawkę.
- Podam panu morfinę to uśmierzy bul.
Zaaplikował zastrzyk starszemu stopniem. Przystąpił do oględzin rany. Zdecydowanie nie wyglądała jakby powstała na skutek wybuchu. Prędzej po ciosie nożem lub jakim mieczem.
- Będzie trzeba szyć - powiedział cicho - co się tam stało, to nie wygląda na ranę od eksplozji - rzucił starając się przy tym zachować spokój, nie chciał się zdradzić.
Ogarną pomieszczenie wzrokiem, pozostawiało wiele do życzenia. Jednak musiał szybko działać.
- Ty tam przynieś mi oprzyrządowanie medyczne, skalpele, igły, i na boga, więcej morfiny - rozkazał żołnierzowi pilnującemu wejścia, którego wcześniej zignorował. Gdy wreszcie dostał to co chciał, przystąpił do pracy. Najpierw zaaplikował oficerowi kolejną dawkę morfiny. Niestety nie mieli innych środków znieczulających. Z pewnością nie będzie to dla niego miłe przeżycie. Najpierw starannie usunął martwy naskórek skalpelem. Gdy już skończył. Następnie zaczął usuwać z rany wszelkie ciała obce. Brak dostępu do wody, wcale nie ułatwił mu tego zadania. Gdy udało mu się uporać z tym zadaniem, przystąpił do szycia. Tym razem też nie poszło łatwo, oświetlenie również nie należało tu do najlepszych. Wreszcie udało mu się skończyć. Ruszył w stronę naukowca, ten z kolei miał całkiem pokaźnie rozszarpaną rękę. Palce ledwie trzymały się reszty dłoni. Przyjrzał się dokładnie.
- Może uda mi się ocalić trzy palce, jednak dwa na pewno trzeba będzie amputować
Wziął się pośpiesznie do roboty. Najpierw wstrzykną pacjentowi solidną dawkę insuliny. Następnie pochwycił świeży skalpel i ostrożnie odcią dwa palce, uważając przy tym by nie uszkodzić tych które możliwe że uda mu się uratować...
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline  
Stary 01-07-2009, 12:47   #19
 
Vavalit's Avatar
 
Reputacja: 1 Vavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znany
Nagle Thomas spostrzegł mocno bijące światło z okna. Zrobiło się zimno. Drzwi zaskrzypiały po czym z rozmachem się zamknęły. Zamek sam się zasunął. Światło zaczęło migotać. Nagle coś przyparło Thomasa do ściany. Nie wiedział kto ani co, bo był obrócony tyłem. Usłyszał coś w nieznanym języku. Po czym siłą trzymająca go zniknęła. W pokoju nikogo nie było, a drzwi się otworzyły. Za to światło nie zniknęło. Thomas biegiem zszedł na dół do kuchni, złapał za telefon i zastanawiał się gdzie ma dzwonić. Postanowił zatelefonować do swojego przyjaciela dr. Alexa Hoginn. Wybrał numer i przyłożył słuchawkę do ucha. Usłyszał tylko dziwne piski i trzeszczenie. Nagle ktoś potwornie głośno krzyknął, aż Thomas rzucił na ziemię słuchawkę. Całkowicie wystraszony skierował swoje kroki w stronę drzwi wyjściowych. Cały korytarz prowadzący do wyjścia był zalany papierami z cyframi. Takie same kartki widział w szpitalu. Oprócz kartek był także wcześniej spotkany człowiek chodzący w te i we te. Tym razem coś mówił, ale bez głosu. Poruszał ustami. Thomas widząc to zląkł się jeszcze bardziej. Pobiegł do tylnych drzwi. Tutaj drzwi były pokryte napisami w różnych językach. Każdy znaczył to samo: "I tak zginiesz."
Thomas złapał się za głowę i kucnął:
- Kurwa, mamo, kurwa! Ratujcie! Boże ratuj!
W akcie desperacji rzucił się w stronę jednego z okien. Okryło go mocne żółte światło. Nagle znalazł się na swoim łóżku. Nic nie było. Pospiesznie zszedł na dół. Tutaj również już nie było żadnych kartek, ani niczego innego. Tylne drzwi także nie były popisane. Thomas biegiem wziął do ręki telefon i zadzwonił do przyjaciela doktora. Nikt nie odebrał, ale załączyła się sekretarka.
- Tutaj dr. Alex Hoginn, aktualnie nie ma mnie w domu. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału.
Thomas zrezygnował i rozłączył się. Zrobił sobie kawy po czym powrócił do czytania...


Rod Enfield wziął na barki ogłuszonego żołnierza. Już chciał postawić kolejny krok, gdy z wentylacji odezwał się głos:
Pomóżcie! - ktoś po niemiecku ledwo co wydobywał głos - pomóżcie! Nie zostawiajcie mnie! On idzie! Nie dam rady sam uciec! Pomóżcie!

W międzyczasie w drugim korytarzu trwała walka o życie. Szafki dalej latały po pokoju. Nagle wszystko ucichło. Wszystko opadło. Wszystko unormowało się. Do pomieszczenia wszedł z drugich drzwi niemiecki naukowiec. Był ranny w ramię, jednak nic poważnego to nie było. Podszedł do zabitego żołnierza, polał czymś z butelki i rzucił zapaloną zapałkę. Ciało ogarnęły płomienie. Po skończeniu naukowiec popatrzył na Jones`a i Tyler`a.
- Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce. Powierzchnia i tak jest już stracona. Chodźcie za mną.

Przeszli kilka pokoi aż doszli do dużej sali laboratoryjnej. Ściany były okryte jakimś dziwnym materiałem. W środku oprócz różnych chemikaliów siedziało kilkunastu naukowców. Każdy niezadowolony i zdenerwowany. Niektórzy zrozpaczeni, inni zachowywali ponurą minę. W kącie siedziało czterech rozmawiających żołnierzy.
- Tutaj jesteśmy bezpieczni, ale tylko na jakiś czas. - powiedział naukowiec który przyprowadził drużynę.
Jeszcze inny naukowiec podszedł do stolika i wziął dwie strzykawki. Napełnij je jakimś płynem i wstrzyknął Jones`owi i Tyler`owi.
- To was uodporni na jego działanie. Możecie odetchnąć na parę chwil.

Korneliusz zajął się rannymi. Starannie przeprowadzał kolejne małe operacje. Pacjenci nie czuli bólu, a przynajmniej tego nie okazywali. Każdy z nich twardo sie trzymał, to co widzieli na pewno odbije się na ich psychice. McFilin podszedł do żołniera bez oka i z rozciętym policzkiem. TEn się zaśmiał. Jego uśmiech się wydłużył ze wzgledy na rozcięcie. Widok straszny. Nagle zaczął mówić:
- McFilin, McFilin... ehh. Ciekawe co powie generał.. ciekawe... - i zaczął sie śmiać.
 

Ostatnio edytowane przez Vavalit : 01-07-2009 o 13:57.
Vavalit jest offline  
Stary 01-07-2009, 13:48   #20
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Szafki dalej latały po pokoju. Tyler czuł jak andrenalina w żyłach daje mu siłę a szafka z brzękiem odsuwa się o metr. Peter wyskoczył zza mebla lekko utykając.
-W-wszystko ok?- szepnÄ…Å‚ Tyler czujÄ…c jak leje siÄ™ po nim pot.
Peter rzucił mu tylko zmęczone spojrzenie.
Nagle wszystko ucichło. Wszystko opadło. Wszystko unormowało się. Do pomieszczenia wszedł z drugich drzwi niemiecki naukowiec. Zataczał się. Z ramienia ciekła mu strużka krwi. Tyler dostrzegł jak niemiec oblewa ciało nawiedzonego doktora płynem, po czym ciało potwora staje w ogniu. Przybysz popatrzył na Jones`a i Tyler`a.
- Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce. Powierzchnia i tak jest już stracona. Chodźcie za mną.
Baffin chciał coś powiedzieć. Chciał. Wysiłek i strach odebrał mu dech w piersi. Mundur cisnął go jak kaftan bezpieczeństwa. Czuł, że podkoszulek mógłby wyżymać godzinami. Próbował odwrócić się w stronę Peter'a, spojrzeć na jego reakcje, porozmawiać z nim lecz naukowiec natychmiast pociągnął go za sobą. Mijali pokoje. Sterylne, naukowe pomieszczenia. Po chwili znaleźli sie doszli w dużej sali laboratoryjnej.

- Tutaj jesteśmy bezpieczni, ale tylko na jakiś czas - powiedział naukowiec który przyprowadził drużynę.
Jeszcze inny naukowiec podszedł do stolika i wziął dwie strzykawki. Napełnił je jakimś płynem i wstrzyknął Tyler`owi.
- To was uodporni na jego działanie. Możecie odetchnąć na parę chwil.

Tyler kompletnie odpłynął. Kto o zdrowych zmysłach dałby nieznajomemu wstrzyknąć jakieś świństwo. Niestety żołnierz był zbyt osłabiony. Udało mu się wycedzić cicho pod nosem
- Co tu siÄ™ kurwa dzieje...

Choć sam wolałby nie znać odpowiedzi na to pytanie.
 
DeBe666 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172