Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2009, 00:19   #21
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Z pewną nieśmiałością Ewa stawiała kolejne kroki. Czuła się jakby wkraczała na jakieś dziewicze, nie poznane jeszcze przez człowieka tereny. Lub raczej dogłębnie przez ludzkość zapomniane.
Zatrzymała się przy skrzynkach na listy. Nie mogła się oprzeć aby nie odchylić przegryzionych rdzą blaszek i nie zerknąć do środka. Czego się w zasadzie spodziewała? Widokówek z wakacji? Pożółkłej korespondencji sprzed pół wieku? Wszystkiego oprócz skołtunionych korzeni bliżej nieokreślonej rośliny i kłaków futra… Cofnęła się błyskawicznie i zakryła dłonią usta aby nie zwymiotować.

Huk. Władysław spanikował. Zaklął głośno, a chwilę później zaczął przepraszać. Ewa patrzyła na niego nieco zdezorientowana. Dorosłemu mężczyźnie właśnie puszczały nerwy kiedy mała dziewczynka zachowała nienaturalny chłodny spokój. Jej wzrok był jakiś bezwzględny a ton daleki od dziecięcego.
- Opanuj się.

Obserwowała w bezruchu spadające z sufitu drobinki. Białe płatki pikowały w dół obierając przy tym najbardziej skomplikowane z możliwych trajektorii lotu. Hipnotyzujący widok.
Puch przyprószył Ewie włosy i ubranie. Otrzepała je nieśpiesznie. Miniaturowe skrawki papieru podjęły wędrówkę opadając na podłogę. Dziewczyna zgarnęła ich trochę na dłoń. Przyglądała się wnikliwie kupce śmieci w nadziei, że doszuka się choćby śladu pojedynczych liter. Skąd mógł pochodzić ten tekst? Może to była istotna informacja? Ewa nie chciała przegapić niczego co mogłoby mieć znaczenie.

- Chodź – pociągnęła znów Władysława za rękaw. Zaczynało jej to wchodzić w nawyk. – Huk dobiegał z góry. Sprawdzimy co się tam stało.
 
liliel jest offline  
Stary 08-08-2009, 22:26   #22
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- … boże…

Przebudzony wpatrywał się prosto w niego. To, że przy okazji w ogóle nie otwierał oczu, tylko pogarszało ten fakt popychając Konrada w coraz głębszą utratę zmysłów. Mogło się wydawać, że mierzyli się wzrokiem, ale bardziej opierało się to na tym, że młody wykładowca nie umiał po prostu odwrócić spojrzenia. Mogło się wydawać, że trwało to całymi godzinami, ale prawda była taka, że nie mogło minąć nawet pół minuty od momentu gdy metalowa rurka stuknęła o popękaną lastrykową posadzkę. Miał być koniec. Przecież to się miało skończyć. Kręcił przecząco głowo jakby w niemym wyrazie niezgody na zaistniałą sytuację. Przebudzony jednak dalej patrzył w jego kierunku szepcząc dziwną inkantację. Ekran telewizora znów zamigotał. Litery nie były zbyt wyraźne, ale ścisły umysł Konrada wychwycił słowo, które się na nim pokazało… a po chwili znów zniknęło. A przebudzony zaczynał inkantację od nowa. Dalej patrzył niewidzącym wzrokiem. Pogrążając Konrada w coraz większym przerażeniu.

- przestań… - szepnął cicho. Głos jego ugrzązł jednak gdzieś pomiędzy szumem telewizyjnego braku sygnału, a słowami przebudzonego – Przestań… - trochę głośniej – Przestań!... Przestań! – już teraz krzyczał. Podbiegł do przebudzonego. Jedynej istoty w tym miejscu, która wiedział że istnieje i jedynej choć trochę przypominającej mu jak na ironię człowieczeństwo, od którego odchodził. Nie wiedział dlaczego, ale… tak bardzo chciał żeby to już się skończyło - Przestań kurwa! Słyszysz mnie?! Przestań!

Podbiegł do przebudzonego odtrącając na bok telewizor, który potoczył się w kąt kineskopem w stronę podłogi i złapał go za ramiona potrząsając nimi.

- Przestań!!!!!!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 18-08-2009, 00:11   #23
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Postać przywiązana do łóżka poruszała się bezwładnie, gdy Konrad zaczął potrząsać jej ramionami. Zadziwiające, ale wiszące ciało było lekkie jak piórko. Pod palcami dało się wyczuć drobne kości i cieniutką jak papier skórę. Nieznajomy nie przerywał szeptu i uporczywie wpatrywał się z zamkniętymi w postać młodego wykładowcy. Twarz Konrada wyrażała teraz strach oraz wściekłość - mieszankę, która z ciałem jest w stanie zrobić niemal wszystko.
Telewizor jeszcze chwilę błyskał zimnym, niebieskim blaskiem i zgasł. W pomieszczeniu zaległ półmrok wypełniony jedynie szeptem, od którego mieszało się w głowie. A potem zapadła cisza. Cisza niemal doskonała. Niemal, bo poza delikatnym szelestem, nie było żadnych innych odgłosów.
- Zobacz się ze mną - padło od strony wiszącej postaci. Nadal miała zamknięte oczy choć pod powiekami dało się dostrzec ruch gałek ocznych. Szelesty się nasiliły. Konrad stanął i patrzył się na twarz śpiącego. Nic więcej nie powiedział. Zamiast tego poczuł delikatne dotknięcia na skórze i dostrzegł w szarówce spadające drobinki kurzu albo sadzy. Były bardzo delikatne w dotyku i na skórze pozostawiały ledwie wrażenie.
- On nadchodzi - tym razem to naprawdę był szept. Ruch gałek ocznych stał się szybszy. Zamiast szeptów czy słów modlitwy, z ust wiszącego dobywał się tylko odgłos przyspieszonego oddechu. Konrad rozejrzał się, ale niczego niezwykłego w pokoju nie dostrzegł. Drobinki czegoś spadały z sufitu i osiadały na podłodze, telewizorze i na nim samym. Nikogo nie było widać ani słychać. I tylko...
Zrobiło się zimniej. Z ust dobywała się para a skóra pokryła się gęsią skórką.
- On nadchodzi - powtórzył, szczękając zębami, wiszący na łóżku nieznajomy.

Ewa i Władysław przyglądali się przez chwilę niezwykłemu papierowemu zjawisku. Niecodzienność tego, co zaszło, już przestała zadziwiać. W końcu w takim miejscu i w takich warunkach mogło zajść dosłownie wszystko. Mimo to nadal odczuwali niepokój i strach. Ewa maskowała to działaniem. Pociągnęła za rękaw Władysława, by dostać się na piętro skąd było słychać metaliczny odgłos. Władysław zaś rozdarty był pomiędzy strachem, niedowierzaniem i złością biorącą się głównie z bezsilności.
Weszli wreszcie na piętro, gdzie nadal pełno było wirujących płatków papieru. Nie były jednak na tyle gęste by nie można było rozeznać się w okolicy. Długi korytarz, schody prowadzące na górę oraz szyb windy. Jedne z drzwi w korytarzu były otwarte. Jedyne otwarte drzwi na korytarzu.
Ktoś tam był. Było słychać szurania i szelesty. Jedyna, jak na razie, oznaka życia tutaj. Do drzwi nie było więcej niż dziesięć metrów, zatem przejście na bosaka po betonie nie stanowiło problemu. Aż zaczęło robić się zimno...
Pierwsza pojawiła się para z ust. Potem gęsia skórka. A na koniec ciarki. Chłód pojawił się znikąd. Tak jakby papierowy śnieg potrzebował chłodu, by nie stopnieć. Beton pod stopami zamieniał się w zimną bryłę kamienia.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 24-08-2009, 20:11   #24
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Uczucie bezsilności dominowało nad Władysławem. Czuł się jak ślepiec prowadzony przez kogoś za ręką. Na domiar złego nieufał prowadzącej go osobie. Niewiedział czy to Bóg czy Szatan sprowadził go w to odrealnione miejsce, ale wiedział że niezapomni tego do końca życia. Tej dziewczyny, tych dziwnych opuszczonych i zniszczonych bloków i strachu który trzęsie jego ciałem. Próbował dodawać sobie odwagi i powtarzał w myślach na zmianę:
- To tylko chory sen. Nic więcej. Musisz to przeżyć i za chwilę obudzisz się na swoim łóżku.
- Nie łam się stary. Spójrz na tą małą. Ona się nie boi.
Nie pomagało to jednak wcale.
- Chodź – dziewczyna pociągnęła znów Władysława za rękaw. Zaczynało jej to wchodzić w nawyk. – Huk dobiegał z góry. Sprawdzimy co się tam stało.
Nie powiedział nic tylko poddał się. Wchodzili ostrożnie po schoda, unikając resztek tłuczonego szkła czy odłamków betonu.
Na piętrze także wirowały w powietrzu płatki papieru. Przestało już ich to dziwić. Władysław zastanawiał się czy jest jeszcze coś co go może zdziwić. W więzieniu widział jak desperacji sami się okaleczali by dostać się na izbę chorych. To było okropne. Pomyślał o innych okropnościach, które mogły się tu zdarzyć i aż przeszedł go zimny dreszcz.
Na całym ciele pojawiła się gęsia skórka. Po chwili spostrzegł, że z ust dziewczyzny wydobywa się obłoczek pary. Podłoga zrobiła się lodowata.
Przed nimi rozciągał się długi korytarz. Tylko jedne drzwi były tutaj otwarte i to z nich słychać było szurania i szelesty. Jedyna, jak na razie, oznaka życia tutaj.
Władysław rozejrzał się wokół w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby mu posłużyć za broń. Jedyne co mu wpadło w oko, to kawałek gumowego węża. -- Nie jest to może szczyt marzeń, ale zawsze coś - pomyślał.
Zawiązał na końcu węża nieporadny supeł i ostrożenie ruszył powoli w stronę drzwi.
Gestem ręki dał znać dziewczynie, by szłą za nim w bezpiecznej odległości i zachowała ciszę.
Sam do końca nie wiedział czy takie środki ostrożności wogóle na coś się przydadzą, ale co mu innego pozostało jak trzymanie się kurczowo świata który znał. Nic. Uratować mogło ich jedynie takie właśnie przywoływanie "zagubionej rzeczywistości", jak w myślach nazywał prealny świat.
- Nieważne czy to sen, piekło czy czyściec, wydostanę się stąd - dodawał sobie odwagi, choć i tak wiedział że robi to tylko ze względu na tą małą. Chciał w jej oczach zachować twarz i nie wyjść na starego dziada, który boi się własnego cienia.
Podłoga pod stopami była jak lód. Palce mu skostniały i powoli tracił czucie w stopach. Nie przestał jednak iść w stronę drzwi. Musiał zobaczyć kto się tam czai.
Gdy doszli do drzwi zatrzymał się. Wziął głęboki oddech. Zacisnął dłoń na gumowym wężu i wszedł do pokoju.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 26-08-2009, 08:49   #25
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dobiegły ją szeleszczące nieprzyjemne dźwięki płynące gdzieś zza ściany. Ewa od razu je usłyszała i stanęła jak wryta by nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Spojrzała na Władysława i położyła sobie palec na drobnych bladych wargach. Jej usta ułożyły się w bezgłośne: „Ciiiii”.

Myśli biegły po głowie jak szalone. W pierwszym odruchu chciał czym prędzej pobiec do pokoju, sprawdzić kto się tam krząta. Myślała, że może ktoś im pomoże, powie jak się wydostać z tej klatki szaleństwa i ułudy. Szybko jednak zdanie zmieniła. To miejsce było na tyle osobliwe, że nie można było się po nim spodziewać niczego dobrego. Nie odnajdą pomocy, była tego niemalże pewna. Choć uchylone drzwi zwiastowały wyraźnie czyjąś obecność Ewę nie opuszczało wrażenie, że nie odnajdą za nimi kolejnego podróżnika zabłąkanego we śnie.

A później ujrzała mleczny obłoczek płynący z jej własnych ust. Poczuła przejmujące zimno, zadrżała i zamarła struchlała. Wpatrywała się w bezruchu we Władysława swoimi wielkimi sarnimi oczami. Faktycznie przypominała teraz leśną łanię. Kiedy ta staje oko w oko z myśliwym i, zupełnie wbrew rozsądkowi, zamiast uciekać zastyga jak głaz sparaliżowana strachem. Czy te targające jej żołądkiem skurcze to był właśnie strach? Zebrało jej się na mdłości.

Zimno chyba zaczęło się rozprzestrzeniać. Przed nosem Ewy zawirował na powrót biały papierowy pył.
A może to wcale nie były skrawki papieru? – pomyślała analizując niedawne zjawisko papierowego deszczu. - Czy mogły to być płatki śniegu, biorące źródło w tym nagłym spadku temperatury?

Władysław zmontował prowizoryczną broń i ruszył w stronę drzwi. Zawiązany w supeł kawałek ogrodowego szlaucha… Ciekawe skąd nagle ten przypływ odwagi? Ewa ruszyła w ślad za nim, jak cień, zupełnie bezszelestnie. Muszą się przekonać kto jest w środku. Byle po cichu, byle nie zwrócić na siebie niepotrzebnie uwagi.

Jeszcze raz zerknęła na Władysława dzierżącego szlauch jakby był najbardziej skuteczną bronią znaną ludzkości. Swoją drogą dziwnie z nim wyglądał, bynajmniej nie jak bohater kasowych horrorów. Dziewczyna jeszcze raz położyła palec na ustach by dać swojemu kompanowi do zrozumienia, że nie chcą zostać zauważeni. Przykucnęła przyklejona plecami do ściany i zerknęła do wnętrza pomieszczenia.
 
liliel jest offline  
Stary 28-08-2009, 00:23   #26
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przebudzony przestał ku zaskoczeniu Konrada. Wykładowca patrzył raz na jego kruche ciało, a raz na samą twarz. Opinająca jego ciało skóra zdawała się być wręcz chorobliwie cienka. Kto mógł tak wyglądać. Co mogło do tego doprowadzić? Głód? Ale ten człowiek żył. Konrad czuł na twarzy jego szybki oddech i widział jak pod poprzecinanymi żyłkami powiekami, gałki oczne ruszają się jakby uparcie chcąc wypatrzeć tego, który go przebudził. Powiedział, by zobaczyć się z nim. To samo wrażenie. Jakby znał go całe życie. Ale to bez sensu... Bredził? Telewizor umilkł. Szept ustał. Konrad przyglądając się mężczyźnie z trudem próbował się uspokoić...
Chwilę zastanowienia przerwało coś co delikatnie musnęło jego rękę i powolnym ruchem opadał ku podłodze. Potem kolejny i kolejny i coraz więcej... jakby sufit zaczął śnieżyć. Konrad wystawił rękę pozwalając by jedna z tych drobin opadła mu na nią. Szary płatek po złapaniu roztarł się w dłoni pozostawiając jasnoszary matowy ślad.
- On nadchodzi...
Spojrzał na przebudzonego.
- Co? Kto nadchodzi?
Przebudzony przez chwilę się nie odzywał. Po chwili jednak jakby mówił to po raz pierwszy, odparł:
- Nadchodzi...
Konrad rozejrzał się niepewnie po otoczeniu. Nawet w snach tak bywa, że człowiek w pewnym momencie tak w nie zaczyna wierzyć, że przyjmuje je jakby były prawdziwe. Jakby zapomniał przypominać sobie, że to co się dzieje nie jest prawdziwe. Konrad nie zapomniał. A jednak coś mu mówiło, że należy działać. Że ten sen, czy cokolwiek to jest ma konsekwencje...
Z lekko otwartymi w spiesznym niezdecydowaniu ustami rozglądał się po zrujnowanym pokoju. Oddychał nie wolniej niż przebudzony, ale bólu skaleczonej stopy nadal nie czuł. Nic nie wskazywało na nową niespodziankę... lecz czyjaś obecność była coraz bardziej wyczuwalna. Działaj. Spojrzał na pasy mocujące mężczyznę.
- Idziemy stąd – bardziej powiedział to do siebie niż do niego. Postawić sobie konkretny cel. Zaczął mocować się z kolejnymi pasami przytrzymującymi mężczyznę. Był lżejszy niż dziecko. Bezwładnie opadł na ramiona Konrada.
- Nadchodzi...
Bure płatki pokrywały już gęsto i ich i podłogę pomieszczenia. Wykładowca odczepił ostatni pas przytrzymujący nogi i zarzuciwszy sobie za szyję ramię przebudzonego, złapał go drugą ręką pod pachę i skierował z nim do drzwi.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-09-2009, 00:25   #27
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ciężar nieznajomego był niewielki. Konrad zdziwił się tym a lekkość z jaką dźwigał przebudzonego wprowadziła go w chwilowe zdumienie. Może dzięki temu uda się go dalej doprowadzić. W chwili obecnej liczyło się tylko to, by stąd wyjść. Mężczyzna milczał. I tylko szelest spadających płatków...I zimno w stopy...
I wtedy w drzwiach pojawiła się postać. W rękach trzymała coś, co wyglądało na buławę, ale zrobioną z gumy. Konrad przystanął i po sekundzie przypomniał sobie, gdzie widział nieznajomego. To ten sam, który pojawił się tutaj razem z nim, na ulicy. I była tam jeszcze dziewczyna...

Władysław wszedł do pokoju. Płatki padały nieustająco a zimno w stopy upominało się o siebie przy każdym kroku. Pokój, jaki zobaczył, to graciarnia. Przewrócone łóżko, telewizor w kącie i dwóch ludzi idących w jego stronę. Jeden z nich eskortował drugiego. Władysław mocniej chwycił wąż, ale zaraz spostrzegł, kim są mężczyźni. Jeden to człowiek z ulicy, na której pojawili się w tym śnie czy jak to inaczej nazwać. A ten drugi - Władysław rozpoznał go od razu. To dzięki niemu jakoś wyszedł na prostą. To on dał robotę i miejsce do spania. Ksiądz Antonii...

Ewa
zerknęła do środka kryjąc się za framugą i postacią Władysława. Zobaczyła to samo, co w korytarzu - bród, zniszczenia i padające płatki papieru. Czymś innym była obecność dwójki ludzi. Jedną postać rozpoznała od razu - to mężczyzna, którego zostawiła na ulicy. Tylko jak to możliwe, że on jest tu przed nimi, jak nawet nie ruszał się w tą stronę. Drugiego nie kojarzyła, choć jak zadra na tyle głowy coś tam nie dawało spokoju, coś znajomego. Zimno nie odpuszczało. Bose stopy lodowaciały z każdą chwilą.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 08-09-2009, 15:37   #28
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zatrzymał się przed niemniej niż on zaskoczoną dwójką. To ci z ulicy. Odbiegli... a teraz wrócili. Za nim? Czy przywołał ich sam? Jeśli to sen, to tak musiało być. Ale przecież nie pomyślał o nich. Ani przez chwilę... Jeszcze jedno wyjście przyszło mu do głowy. OOBE. Jeden z efektów ubocznych. Świadomość poza ciałem. Ponoć możliwe. Człowiek wsparty o jego ramię był elementem świata otaczającego. Ale oni? Oni mogli być prawdziwi, a jedynie wszystko inne złudzeniem.

Rzucił szybkie spojrzenie na oboje jakby próbując sobie przypomnieć ich twarze. Na koniec na znajdujący się w ręku mężczyzny przedmiot. Jego prawdziwość nie ustępowała ich prawdziwości. Schylił się szybko po upuszczoną wcześniej rurkę. Musiał wiedzieć. Wystarczył prosty test logiczny. Test, którego rozwiązania nie mógł ani znać ani zgadnąć. Wówczas byłby pewien, że istnieją. Ale co takiego dziecko i podstarzały mężczyzna mogli wiedzieć, a czego nie wiedziałby, lub nie mógł przypuszczać on sam... Olśnienie. Idiota z niego. Wystarczyło odwrócić równanie. Przecież jeśli byli nieprawdziwi, to wiedzieli to samo co on.

Potarł zwilżone potem czoło ręką zostawiając na nim brudny ślad po dziwnych płatkach i zacisnął odruchowo zmarznięte palce stóp. Parę skaleczeń zbiło się z chłodem tworząc nieprzyjemne wrażenie zabiegu chirurgicznego na znieczulonej kończynie.

- Słowo z ekranu... - zaczął mówić do obojga, ale urwał nagle i zaciskając rurkę dodał - powiedzcie jakie było, albo odstąpcie, bo łby rozwalę.

To powiedziawszy obserwując groźnie podstarzalego mężczyznę i trzymany przez niego przedmiot, ruszył powoli z Przebudzonym, by minąć się w wejściu, a następnie wyjść z budynku.

- … nadchodzi... - powtórzył cicho choć doskonale wyraźnie przebudzony mężczyzna. Konrad nie spuszczając z oczu obojga, przyśpieszył. Jeśli odpowiedzą - sprawa prosta. Wymyślił ich. A jeśli nie, to może znaczyć, że utknęli tu tak samo jak on...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-09-2009, 22:21   #29
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ewa stanęła w progu pomieszczenia ukryta w większej części za plecami Władysława. Zdrowy rozsądek podpowiadał aby brać nogi za pas. W tym zawsze była dobra, potrafiła zwijać się czym prędzej gdy nadchodziły kłopoty. Teraz jednak zmusiła swoje roztrzęsione ciało do pozostania w miejscu. Jakaś irracjonalna nieprzeparta ciekawość kazała jej zajrzeć do środka.

Pokój przedstawiał sobą równie marny widok co klatka schodowa i korytarz. Od dawna opuszczona i zaniedbana ruina, absolutnie upiorna. Brud, smród i ohyda. Jedynym dowodem na wszechobecny postęp cywilizacyjny był leżący na podłodze telewizor, od którego, jakimś dziwnym trafem, nadal biła świetlista łuna. Był najwidoczniej sprawny. Ewa mimowolnie odwróciła wzrok w przeciwną stronę.

- Nie patrz – szepnęła do Władysława. – Poprzez telewizję ONI mieszają nam w głowach – ponownie mocno zaakcentowała słowo „ONI”.

Władysław chyba spojrzał na nią jak na wariatkę. A może jej się tylko wydawało? Zdawała sobie sprawę jak idiotycznie musiał zabrzmieć jej bełkot, ale czuła się w obowiązku aby go ostrzec. Najpewniej nie miał pojęcia do czego ONI są zdolni. Chyba, że był jednym z nich. Tej ewentualności Ewa do końca nie przekreślała.

Wreszcie przyjrzała się dwójce nieznajomych. Jednym z nich był bez wątpienia facet, który pojawił się tutaj wraz z nimi a w między czasie gdzieś się ulotnił. Wciąż miał zresztą na sobie ten sam szpitalny fartuch co ona i Władysław. W jego dłoni błysnęła niebezpiecznie gazrurka toteż Ewa instynktownie zaczęła cofać się w tył, unosząc w górę ręce w pojednawczym geście. Zawsze starała się unikać kłopotów, ta zasada obowiązywała także teraz, chociaż sytuacja nie należała do typowych. Mężczyzna, którego nieznajomy podtrzymywał wyglądał jak wyszarpnięty siłą z czeluści piekła. Kim był Ewa nie wiedziała. Wystarczyło jednak, że na sam jego widok uginały się kolana.

- Słowo z ekranu... – nagle brunet warknął w ich stronę - powiedzcie jakie było, albo odstąpcie, bo łby rozwalę.

- Słowa z ekranu? O czym on do cholery mówi? – w szepcie Ewy przebijała nuta desperacji.

Nie trzeba było większych zdolności w dziedzinie empatii aby wyczuć, że nieznajomy jest do nich wrogo nastawiony. Ewkę oblał zimny pot. Czuła jak strach pełźnie przez jej gardło niczym długi śliski robal i usadawia się ostatecznie w okolicy żołądka. Chyba nadszedł czas żeby się wycofać.

- Nie chcemy kłopotów – bąknęła ciągnąc Władysława za rękę. - Chodźmy stąd, no dalej…

Nie czekała na reakcję Władysława. Z doświadczenia wiedziała, że należy się ulotnić póki jest jeszcze czas, póki nie zabierają się do rzeczy, nie sprawiają bólu. Pędem dobiegła do schodów i przeskoczyła przez balustradę lądując od razu na półpiętrze.

Nikt mi nie rozwali łba – w jej głowie telepały się paniczne myśli. – Nikt. Przynajmniej nie dzisiaj kretynie.
 
liliel jest offline  
Stary 23-09-2009, 00:19   #30
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Słowo z ekranu... - zaczął mówić Konrad do obojga, ale urwał nagle i zaciskając rurkę dodał - powiedzcie jakie było, albo odstąpcie, bo łby rozwalę.
Ze śpiącym wiszącym na ramieniu, Konrad ruszył w stronę wyjścia.
Ewa wycofała się i patrząc, że Władysław nie zwraca uwagi na jej zaczepki ruszyła korytarzem w dół, do wyjścia. Mimo bólu w stopach chciała stąd odejść i zostawić to dziwne miejsce, gdzie działo się tak wiele niezrozumiałych rzeczy. Zostawiła za sobą dwójkę mężczyzn. Powinni sobie dać radę, ale skoro nikt jej nie słucha...
Tymczasem Władysław patrzył na śpiącego a jego twarz wyrażała bezgraniczne zdumienie.
- Ksiądz Antonii... - powiedział szeptem a potem głośno dodał - jaki ekran, to przecież ksiądz Antonii...
Konrad zatrzymał się i spojrzał na uzbrojonego w gumowy przedmiot mężczyznę, jakby ten wylał na niego właśnie wiadro zimnej wody. Był prawdziwy.
- Ksiądz? - powtórzył i spojrzał na przebudzonego, który nie reagował na swoje imię. Potem znów na mężczyznę z gumową rurką. Co tu się działo? Płatki na włosach mężczyzny sprawiały wrażenie jakby był jeszcze starszy niż gdy go zobaczył za pierwszym razem na ulicy... - Posłuchaj mnie. Musimy go stąd wyprowadzić. Coś się zbliża. Obawiam się, że coś co go do tego stanu doprowadziło... - w oczach mężczyzny zadawały mu się wyrażać zagubienie... jakby dobrze znał przebudzonego - Słyszysz mnie?! Oprzytomniej człowieku do diabła!
- To się nie może dziać naprawdę - Władysław patrzył na idącą dwójkę jak urzeczony. Wokół delikatnie fruwały papierowe płatki a zimno wkradało się powoli pod skórę.
- Co się zbliża? Przecież ksiądz Antonii jest w szpitalu... - starszy mężczyzna chyba zaczynał powoli przytomnieć. -Jest w szpitalu. Miałem go odwiedzić niedługo...
- Czy to wygląda jak szpital? Skup się na teraz i weź go pod drugie ramię. Musimy go wynieść na zewnątrz - Konrad był już przy wyjściu. Stanął obok Władysława i patrzył na niego uważnie. Dopiero teraz mógł przyjrzeć mu się uważniej. Bez wątpienia miał już za sobą najlepsze lata, a pobrużdżona twarz wskazywała na wiele życiowych zakrętów, które udało się przejść.
Teraz ten starszy pan wypuścił z ręki rurkę i podszedł szybko z drugiej strony do księdza. Wziął go pod ramię i teraz razem mogli w miarę wygodnie się przemieszczać.

- Bardzo lekki jest - powiedział do siebie Władysław. - Proszę księdza - powiedział w stronę śpiącego. - Proszę księdza! Co się z nim dzieje?
- Nie wiem. Znalazłem go przypiętego do łóżka.... chyba... Chyba się modlił - odrzekł Konrad.
- Do łóżka.... - mężczyzna pokręcił głową. - Ale on śpi czy co? Oczy mu cały czas chodzą...Proszę księdza! - znów powiedział do ucha niesionego człowieka. Cała trójka wyszła z pokoju wprost na korytarz. Nic się nie zmieniło - może tylko jest troszkę bardziej chłodno niż było.
Konrad już nie odpowiedział. Liczył tylko kolejne kroki pokaleczonych stóp po gruzie korytarza. Już nie mogło ich zostać wiele. Byle wyjść na otwartą przestrzeń...
- Zimno się robi. A tam pobiegła dziewczyna, Ewa. Co to w ogóle za miejsce jest? - poprawił sobie ramię śpiącego. Bose stopy wydawały dziwne dźwięki na zakurzonej i pokrytej papierowymi płatkami podłodze.
- Nie wiem - szepnął cicho Konrad - Ale to nie sen.... nie sen... - Sam nie wiedział, czy bardziej go to przeraża, czy cieszy - Jedyną osobą, która może to wiedzieć jest on.
- On nie odpowiada - mruknął Władysław. - Tylko, że przecież leży w szpitalu. Od czasu wypadku tam jest i dochodzi do siebie. Skoro to nie sen, to jakim cudem on jest tu a nie tam?
- No przecież mówię kurwa, że nie wiem!... zresztą w jakim szpitalu? I kim ten ksiądz jest w ogóle? - Konrad chciał już wyjść a nie gadać.
- Gdzieś w okolicy...w Międzylesiu czy coś takiego...na parafii wiedzą. A ksiądz Antonii... - mężczyzna zakasłał. Siwy obłok wydychanego powietrza zmieszał się z papierowymi płatkami. - ...ksiądz Antonii to u nas na parafii pracował. Do czasu tego wypadku, gdy znaleziono go w zakrystii...Mówią, że to z przepracowania. Że za bardzo się wszystkim przejmował...Głowa nie wytrzymała...Tak mówią.
Dwójka mężczyzn z uwieszonym na ich ramionach śpiącym księdzem, doszła do szybu windy i schodów w dół. Jeszcze tylko zejść i będzie można opuścić to nieprzyjazne miejsce. Szare, papierowe płatki, wciąż wirują w powietrzu opadając na skórę, włosy i szpitalne fartuchy.

- Międzylesiu? W Warszawie? - Konrad na chwilę przystanął. Wiedział gdzie. Znał stolicę. Dużo po niej jeździł. Ale jak to możliwe, że w tym zapomnianym miejscu mówią o Warszawie. Czy w ogóle... - Może nam też głowy nie wytrzymały... A ta dziewczyna? Też była tu wcześniej... też ją znasz?
- Nie, Ewa...przypomina mi kogoś...z dawnych lat. Jest taka bezbronna. - wytarł nos w rękaw szpitalnego fartucha. - Ależ zimno...Pewnie jest już na dole. Rusza się jak łasica. A szpital to w Międzylesiu, niedaleko. Choć pewnie stąd to będzie bardzo daleko...
Władysław zamyślił się. Wspomnienie dawno znanej i utraconej osoby przyoblekło swe widmowe kształty i znów zaczęło straszyć w zamczysku głowy starszego mężczyzny.
- Szpital w Międzylesiu... - Konrad sam nie wiedział czemu ale jakoś to znajomo brzmiało. Jakby jeszcze niedawno tam był, lub przynajmniej widział to miejsce... a przecież tak nie było... Prawie potknął się na schodach. Ziąb robił się coraz gorszy - Ten ziąb... nie jest normalny. Przyśpieszmy.
Władysław skinął głową i cała trójka zaczęła ostrożnie schodzić po schodach. Od zimna nie czuło się już drobnych okruchów betonu raniących skórę. Gdy doszli na półpiętro, śpiący znów się odezwał:
- Nadchodzi...
Przystanęli.
- Kto nadchodzi? Księże Antonii, kto nadchodzi?
- Powtarza to cały czas... Jeszcze tylko jedno piętro
- odparł Konrad. Już faktycznie nasłuchał się tego przez ostatnie minuty.
- Nie pamiętam, jak się nazywasz. A skoro już tu jesteśmy to może warto wiedzieć z kim. Jestem Władek - i faktycznie nie pamiętał. Pamiętał Ewę, ale nieznajomego tylko jako twarz. Nic więcej. Szło mu się coraz gorzej. Przez to zimno stawy dawały o sobie znać. I jeszcze ta śliskość na schodach. Nogi czasami traciły przyczepność.
Konrad, ciężko oddychając, spojrzał na Władka. Nie był zmęczony... choć taki się czuł.
- Lubomirski - rzucił trochę niechętnie. Obłoczki pary unoszące się z ust były coraz krótsze, gdy mikroskopijne kropelki wody zamarzały w powietrzu. Po chwili wahania dodał widząc nieporadność mężczyzny - Niech Pan idzie przodem i znajdzie tę dziewczynę. Ja dam sobie z nim radę... Jeśli uciekła gdzieś dalej to spotkamy się przy parkingu, który był na końcu ulicy.
- Na pewno? Ksiądz jest co prawda lekki, ale tu jest cholernie zimno i ślisko.
Przestępował z nogi na nogę jakby chciał ograniczyć do minimum kontakt z zimnym podłożem.
- Dam sobie radę.
- Dobrze, poszukam Ewy - i ruszył przodem po schodach. Przeszedł na półpiętro i zszedł niżej. Plaskanie bosych stóp było wyraźnie słyszalne na klatce. Potem ucichło.

Konrad poprawił śpiącego na ramieniu i sprawdził co z nim. Wyraźnie zwiotczał, oczy przestały już latać i stał się jakby bardziej spokojny. Troszkę niewygodnie było nieść taką osobę, ale na szczęście była lekka. Zimno stało się dojmujące.
I wtedy z dołu doleciał krótki, urwany krzyk. Mężczyzna przystanął i wiedział, że to Władysław.
- O kurna... - szepnął i zbliżywszy się do poręczy zajrzał na dół. Szybki oddech powrócił. Zimno odeszło. Nie było nic widać. Jedynie kawałek korytarza, gdzie leżał tylko kurz i drobny gruz. Ostrożnie ułożył księdza pod ścianą i chwyciwszy mocniej gazrurkę, skierował się bardzo powoli po schodach na półpiętro. Czuł jak metal klei się do skóry dłoni, ale za nic nie byłby w stanie pozbyć się tej prowizorycznej broni. Nie teraz...
Na półpiętrze dostrzegł coś wreszcie. To był Władysław. Stał bokiem do patrzącego spoglądając na coś w korytarzu przed sobą. Boczna ściana nie pozwalała dostrzec przez Konradowi obiektu zainteresowania towarzysza. Widział za to jego twarz -poszarzałą i naznaczoną strachem. Całość uzupełniało drżenie rąk i szczękanie zębów. Starszy pan zaczynał się lekko cofać. Kątem oka dostrzegł Konrada na półpiętrze. Spojrzał w jego kierunku. W oczach Władysława...było coś dziwnego. Głową kiwnął na górę. Wtedy zabłyszczały łzy na jego policzkach. Kiwnął raz jeszcze i znów spojrzał przed siebie. Ostrożnie cofał się nadal kierując się w głąb korytarza.
W pierwszym odruchu młody wykładowca chciał zejść do mężczyzny i zobaczyć co go tak przeraziło, ale wymalowany wyraz na jego twarzy... Wyraz czegoś czemu wiele brakuje do tego by być tylko przerażeniem... Kiwnął głową i cofnął się do tego stopnia, by mieć pewność, że pierwszy zobaczy to, co ewentualnie wejdzie na schody, lub pójdzie korytarzem. W międzyczasie nasłuchiwał... Intensywnie nasłuchiwał każdego dźwięku pragnąc w jakikolwiek sposób urealnić to, przez co i jego serce skakało w trudnym do opanowania rytmie...I wtedy pojawił się cień.
Cień rósł by zamienić się w coś, czego chłopak nie spodziewał się spotkać poza najgorszymi koszmarami sennymi. Coś leciało w powietrzu. Coś, co było karykaturą człowieka, z pokrytym czarnym futrem ciałem i szczątkowymi skrzydłami na plecach. Nie ruszał nimi, ale w zadziwiający sposób płynął w powietrzu. I zmierzał najwyraźniej w stronę Władysława. Konrad nie wierzył, że to widzi. Jak w transie zrobił krok do tyłu.
Cofnął się. Cofał się aż za plecami poczuł ścianę. Szybki płytki oddech sprawiał, że płuca niemal mu zamarzały. Nie czuł jednak tego. Osunął się po ścianie do pozycji siedzącej nie mogąc zebrać myśli. Co to u diabła było? Poruszał bezgłośnie ustami, a usta wykrzywił mu grymas złości, płaczu i szaleńczego śmiechu. Co to kurwa u diabła było??! Mimowolnie skierował wzrok w stronę powyłamywanych okiennic prowadzących na zewnątrz... Na zewnątrz. Idź. Rusz się. Ruszaj kretynie! Podniósł się i przetarłszy twarz jakby po to by usunąć z niej przerażenie, wrócił po księdza.
- Idziemy - szepnął. Zarzucił sobie jak poprzednio ramię mężczyzny za kark zaczął powoli schodzić na dół. Na półpiętrze zamknął na moment oczy przed spojrzeniem na korytarz. Dzięki temu, że to coś ruszyło za Władkiem, on i ksiądz mogli swobodnie wyjść. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy.

Dwójka ludzi ostrożnie zeszła schodek za schodkiem na sam dół. Korytarz coraz bardziej odsłaniał swoje przedłużenia zarówno w stronę wyjścia jak i w głąb budynku, gdzie zniknęła tajemnicza istota i Władysław. Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że oni tam jeszcze są. Plecy z ohydnymi skrzydłami i czarnym włosiem zasłaniały postać mężczyzny. Jednak było widać, że ma już w ręku jakiś przedmiot i najwyraźniej nie zamierza czekać w spokoju na tajemniczego nieznajomego. Musiał chyba dostrzec Konrada, bo w pewnym momencie dało się słyszeć: "UCIEKAJ". Ktoś się zerwał, świsnęło powietrze, szybkie wciąganie nosem powietrza i dźwięki uderzania.
Krzyk był wymowny... Konrad nie potrzebował go. Siły jakby wróciły. Krążenie przyśpieszyło. Chwycił mocniej księdza i niemal biegiem rzucił się do wyjścia... Coś jednak wygrało, gdy świecący szarzyzną zrujnowany portal dał znać o wolności będącej na wyciągnięcie ręki... obejrzał się.
Akurat na moment by zobaczyć jak Władysław rzuca się na skrzydlatą postać.
- To za Maję, ty skurwysynu! - krzyknął i uderzył rurką w bok stwora. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Najmniejszego. Wolno podniósł dłoń jakby w geście powitania. Zmęczony starszy człowiek ryknął i zamachnął się ponownie. Tym razem nie trafił. Obróciło całym jego ciałem wokół osi i rzuciło na ścianę. Słychać było, że płacze.
Konrad nie patrzył więcej... na zewnątrz. Byle być już na zewnątrz...

Ewa miała dość tego budynku i miejsca zarazem. Nie chciała kłopotów, rozbitej głowy i koszmarów ścigających ją do końca życia. Zostawiła wszystko, wybiegła nie patrząc na nic... Ucieszyła się ze świeżego powietrza. Ucieszyła się nawet z widoku tych szarych kostek betonu i resztek graffiti na murze. Zatrzymała się niedaleko klatki i usiadła za kilkoma płytami żelbetowymi. Miała stąd dobry widok na klatkę i w razie co, mogła uciec. Biegać potrafiła.
Szarość miejsca nie zmieniała się ani o krztynę. Siedziała i patrzyła, czy nikt nie wychodzi. I się doczekała. Zobaczyła jak z klatki wypada dwójka ludzi. To ten facet, którego już spotkała i ten nieznajomy, którego dźwigał w pokoju. I ani śladu Władka. I...tak, dostrzegła to już dawno, ale nie sądziła, że to ma znaczenie. Nie było jej zimno i nie padał z nieba papierowy deszcz. Coś chyba odeszło. Tylko to niepokojące uczucie i obawa zalęgło się w głowie i delikatnie zaczyna drapać. Gdzie jest Władysław?
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172