Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2009, 01:13   #11
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Mike spakował plecak i wszystko, co wydawało mu się potrzebne. Widząc, że wszyscy dookoła krzątają się jeszcze ze sprzętem i sprawdzają (testują?) jego wytrzymałość oraz przydatność do wyprawy, odłożył plecak przykucnął i wyjął mały dyktafon, ten sam, który kiedyś przerabiał mu kumpel. Urządzenie miało wbudowany dodatkowy, bardzo czuły mikrofon i było odporne na wszelkiego rodzaju wstrząsy. Tak na wypadek, gdyby ktoś postanowił odmówić rozmowy i wytrącić urządzenie z ręki. Ze względu na wyprawę, Mike dokupił do niego specjalny pokrowiec, aby chronić go przed wilgocią. Zrobił też parę zdjęć wodoszczelnym aparatem cyfrowym Olympus 850 SW. Producent zapewnia, że wytrzyma nawet -10 stopni Celsjusza oraz nacisk 100 kilogramów. Nie, nie będę nawet na nim stawał, żeby sprawdzić czy wytrzyma moje 70 kg- pomyślał Mike


Wyprawa dzień pierwszy... Znajduję się w jaskini, przed chwilą zostałem wprowadzony. Na razie panuje tu lekkie zamieszanie. Nasza ekipa składa się z siedmiu osób z doktorem Benzem na czele.
Mike wolnym krokiem szedł w kierunku wejścia do groty. Światła zaczynało być coraz mniej, chociaż najgorzej będzie pewnie dalej, bo tu wciąż mrok rozświetlały rozłożone reflektory.
Wygląda na to, że zaraz ruszymy w głąb jaskini. Koniec

Mike schował dyktafon do plecaka, wstał i odwrócił się.
Dostrzegł obok siebie mężczyznę, zdecydowanie członka ekipy, z którą miał wyruszyć.
-Mike Turzyński, dziennikarz- wyciągnął rękę do nieznanej jeszcze osoby. W końcu jeśli mamy gdzieś razem iść, to nie widzę innej możliwości jak przynajmniej się przywitać. Nikołaj uścisnął podaną dłoń, nie wyglądał aby przeszkadzał mu zawód Turzyńskiego.
-Nikołaj Radovic, mechanik. Jak zepsuje nam się radio to mam je poskładać.
Chwilę się nad czymś zastanawiał.
-Polak? Znałem kiedyś jednego Polaka, sierżanta. Potrafił przepic nawet Ruska.
Radovic wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Nauczył mnie pewnego przydatnego słowa po polsku, ale nie do końca nadaje się ono do cytowania w rozmowach.
Mike uścisnął dość silnie dłoń i uśmiechnął się nieco. Nie należał nigdy do osób, które lubiły gawędzić, chociaż był dziennikarzem, ale w sytuacji, gdy znajdował się w nowym otoczeniu zawsze starał się dowiedzieć jak najwięcej, zresztą tego wymagał od niego jego zawód.
-W dwóch sprawach masz rację. Polak, i przepiję Cię przy najbliższej okazji, jeśli nadal będę w stanie. Zresztą, jak się mylę, to stawiam pół litra czystej. Mike poprawił zapięcie plecaka i zapytał
-Wiesz może coś o tej całej ekipie, z którą mamy wyruszyć? Sorry, że tak prosto z mostu, ale wszyscy dziwnie mi się tu przyglądają. Poza tym, nie jesteś przypadkiem Rosjaninem? Nikołaj odpowiedział :
-Trochę wiem. Dwóch grotołazów, historyk i wojskowy od wybuchów. Nie, jestem Serbem.
Mimo wyraźnego akcentu można było zrozumie mechanika bez problemów. Widać było, że kilka lat już mówi angielskim na co dzień.
-Chyba czas ruszać- Mike spojrzał i wskazał palcem na ekipę, która zaczęła zabierać sprzęt i ruszyła za Benzem.


Tempo marszu było znośne. Mike pomimo regularnie słabej kondycji od pewnego czasu, czyli od jakichś 3 miesięcy, postanowił zająć się bieganiem i chodzić na basen. Wziął nawet urlop, żeby wyjechać na 2 tygodnie do Anglii, jak widać tu też zamiast odpoczynku czekała na niego praca, ale tryb życia postanowił zmienić. Mniej kawy, więcej adidasów i mokrego londyńskiego chodnika.

Mike i Serb trzymali się nieco z tyłu rozmawiając.
Posuwali się dalej do momentu, gdy nie natrafili na zwężającą się część jaskini. Padł pomysł wysadzenia wąskiego przesmyku.
- Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie pomysł wysadzenia tego przejścia to zły pomysł - powiedział Mike do Serba.-Jak będą chcieli tu wkładać jakiś trotyl, to zawołajcie mnie za 10 minut. Przejdę się kawałek z powrotem- dokończył jeszcze cicho Mike. Nie chciał rzucać tutaj żadnych pomysłów, ale po przyjrzeniu się wąskiemu przejściu pomyślał o zsunięciu się przez nie i zabezpieczeniu się linami. Wydaje się, że plecaki i sprzęt mogą nie przejść, chociaż dowiemy się po tym, jak zaczniemy przechodzić, ale węższe miejsca można nieco skuć, jeśli skała nie okaże się zbyt twarda, tak by przecisnąć plecaki.

Mike przecisnął się nieco do przodu, gdzie jeden z członków ekipy (Jacques ) pochylał się nad przejściem bacznie mu się przyglądając. Mike na swój sposób zanalizował sytuację i doszedł do wniosku, że powinniśmy jednak tędy przejść. Zresztą, nie ja tu jestem od podejmowania decyzji. Chcecie wysadzajcie, chcecie zawracamy.

Mike odszedł nieco do tyłu, żeby nie przeszkadzać, odłożył plecak na ziemię i czekał na bieg wydarzeń.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 17-07-2009, 20:58   #12
 
Altair Ahmed ibn Alahad's Avatar
 
Reputacja: 1 Altair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputację
Niczym wygłodniała bestia czyhająca na nieświadomą nie bezpieczeństwa ofiarę, tak Pit wpatrywał się w obleśnego pismaka. Choć pismak nie do końca był obleśny, to jednak ogromne uprzedzenie jakie miał Pit do ludzi pokroju Mikea czy jak mu tam, dziennikarzy cholernych pismaków którzy nic nie robią tylko wietrzą tanią sensacje nie zważając na to ile krzywd wyrządzą, to uprzedzenie powodowało że za sam zawód wykonywany Piter miał chęć przywalić szelmie w twarz. Tak na dzień dobry. Jakby jednak na to nie patrzeć był arystokratą. Nie mógł tego zrobić. Już widział te nagłówki w gazecie w rubryce towarzyskiej, bo przecież pismak na pewno był pismakiem śledczym w rubryce towarzyskiej. „Brown Bokser”, albo i co podobnego. Nie mógł się jednak powstrzymać od podejścia do kanalii i powiedzenia mu co o nim myśli. Ekipa szła powoli, jak dla niego. W sumie nic dziwnego. Ben wiedział że nie każdy jest alpinistą, a w śliskiej i mokrej jaskini o kontuzję nie trudno. Pit mógł sobie pozwolić przynajmniej na razie na wleczenie się z tyłu. Teraz jednak przyspieszył kroku. Dogonił gnidę gdy rozmawiała z tym Serbem. Poczekał aż skończy. Mike odszedł na bok gapiąc się na wąskie przejście które musieli pokonać, dzięki temu przestojowi Pit mógł zagadnąć swą ofiarę. Dyktafonu nie miał w ręce. Na pewno ma jakąś pluskwę przy sobie, ale Pit nie dbał o to. Podszedł blisko i głośnym szeptem odezwał się do Turzyńskiego
-Wiem kim jesteś, i bardzo mi się nie podoba że tu jesteś. Jeśli o mnie chodzi wyleciał byś stąd z hukiem. Nie wchodź mi w drogę, bo jeśli to zrobisz zgniotę cię jak pluskwę. Piter skończył wywód i odwrócił się zostawiając chyba lekko osłupiałego Turzyńskiego samego. Podszedł do czoła ekipy, do zawaliska, wąskiego gardła którym mieli zamiar, musieli przejść. Popatrzył na osuwisko.
-Można by wysadzić, ale nie wiemy jaki jest stan materiału skalnego. Nie chciałbym aby nam sufit na łby spadł. Szkoda by trochę było. Choć nie wszystkich pomyślał sam do siebie w duchu uśmiechając się Moim skromnym zdaniem najpierw raczej powinniśmy ręcznie utorować sobie drogę. Skoro mamy tu stertę kamieni to jest szansa że może uda się skuć trochę tej ściany żeby plecaki przeszły. Ewentualnie można je za sobą ciągnąc na linie.Uśmiechnął się tego zapalonego pirotechnika w najbardziej przyjacielski sposób na jaki go było stać Na fajerwerki zawsze jeszcze przyjdzie czas Spojrzał na Benza czekając reakcji.
 
__________________
عـربي - إنجليزيعـربي - إنجليزي
Bądźcie zdrowi
Altair Ahmed ibn Alahad jest offline  
Stary 19-07-2009, 21:05   #13
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Harlow postanowił rzucić okiem na swój ekwipunek, na wszelki wypadek uzupełnił go o kilka zapasowych drobiazgów, życie zdążyło go już nauczyć, iż czasem lepiej wziąć czegoś za dużo, niż czegoś zapomnieć. Nim skończył się pakować dostrzegł jeszcze, że jeden z ekspertów bacznie się mu przygląda, uśmiechnął się tylko i kontynuował swoją pracę. Po chwili był już gotowy, postanowił więc nieco się odświeżyć przed wyruszeniem.

W końcu Benz oznajmił, iż już pora wziąć się do roboty. Nareszcie, można by rzecz, gdyż Colinowi czas dłużył się niemiłosiernie. Umieszczone gdzieniegdzie reflektory nie dawały zbyt wiele światła, jednak Harlow był do tego przyzwyczajony. Jaskinia nie różniła się za bardzo od tych, które miał już okazję zwiedzać, był tym nawet trochę zawiedziony, ale czego miał się niby spodziewać?

Już po kilku minutach natrafili na pierwszą przeszkodę, korytarz którym podążali zrobił się wyjątkowo ciasny i wyglądało na to, że będę musieli zdjąć plecaki i jakoś się przezeń przecisnąć. Harlow chciał podejść bliżej i samemu ocenić sytuację.

- Jeśli o mnie chodzi wyleciał byś stąd z hukiem. Nie wchodź mi w drogę, bo jeśli to zrobisz zgniotę cię jak pluskwę. -
Colin usłyszał jedynie strzępek rozmowy, nie wyglądała ona na zbyt miłą.

Harlow odprowadził mężczyznę wzrokiem, nie lubił takich ludzi, ponoć miał pracować z profesjonalistami, tacy eksperci powinni nie tylko znać się na swoim fachu, ale również w miarę możliwości dogadywać się z pozostałymi członkami drużyny.

- Niezły gbur, nie? - rzucił do "nowego" lekko się uśmiechając, po czym ruszył w kierunku wąskiego korytarza.

Harlow zaczął trochę żałować, iż tak pobieżnie przejrzał dane o swoich towarzyszach, nie pamiętał nawet ich imion, nie mówiąc już o nazwiskach.

- Nie wiem jak długi jest ten korytarz oraz jak nisko się znajdujemy, ale można by zaryzykować, o ile ma pan jakieś zastrzeżenia. Ładunek jest dość słaby, a chyba każdemu z nas zależy, żeby zachować swój bagaż. No bo już na oko widać, że plecaki się nie zmieszczą w to przejście. - zaproponował jeden z członków ekipy, z pochodzenia bodajże Francuz.

- Ładunek? - pomyślał - Czy to jakiś francuski żart, którego ja nie załapałem?

Na szczęście nie wszyscy mieli takie same poglądy jak Francuz, więc Colinowi nieco ulżyło, decyzja jednak wciąż należała do Benza.

- Spokojnie, nie jest znowu AŻ tak ciasno - rzekł w końcu - Może najszczuplejszy z nas zrobi mały rekonesans, żebyśmy mogli się dowiedzieć jak sytuacja wygląda dalej, nie ma sensu żebyśmy wszyscy tam od razu wchodzili. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 20-07-2009, 22:24   #14
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie pomysł wysadzenia tego przejścia to zły pomysł - powiedział Mike do Serba.-Jak będą chcieli tu wkładać jakiś trotyl, to zawołajcie mnie za 10 minut. Przejdę się kawałek z powrotem.
-Jak dla mnie to też szczyt idiotyzmu. Nasz żołnierzyk niedługo gotów wyjąć klamkę i skradać się z nią bo ktoś gotów na nas wyskoczyć.

Dziennikarz poszedł sprawdzić korytarz, przy okazji rozmawiając krótko z dwójką innych członków wyprawy a mechanik czekał co powie reszta uczestników wyprawy. Obaj Polacy milczeli, za to grotołazowie powiedzieli delikatnie, że sądzą wysadzanie za nietrafiony pomysł, Serb postanowił ich poprzeć. Podszedł do Rodgera.
-I dla mnie ten pomysł jest chybiony. Raz, że nawet największy specjalista...-w tym momencie Nikołaj zamilkł i chwilę patrzył na sapera, po chwili konturował-...nawet największy specjalista może uszkodzić niechcący strop a tego nie chcemy. Do tego dochodzi podstawowy problem, ograniczona ilość materiału wybuchowego, ten, którego użyjemy teraz może nam być potrzebny później.
Każdy z obecnych był już pewny, że Serb od wielu lat na codzień włada angielskim, mówił mimo wyraźnego akcentu płynnie i nie zastanawiał się nad słówkami i formami gramatycznymi.
Radobvć spojrzał na obecnych.
"Pieknie, żołnierzyk, który tylko by wszystko wysadzał i polak dziennikarz. Co on tu robi? Słychać u niego słowiański akcent chyba jeszcze bardziej wyraźniej niż u mnie. Jak ktoś taki mógł zostać w Londynie dziennikarzem?"
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 24-07-2009, 14:02   #15
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Wyprawa zapowiadała się coraz ciekawiej.

Jacques Leblanc:
A może by tak coś wysadzić? Zwężenie przed wami. Uznałeś to za dobry moment. Poszperałeś trochę w plecaku. Niedługo w końcu wiesz gdzie to włożyłeś. Jest! Wyciągasz czerwony przedmiocik. Niestety na twarzach kompanów nie zauważyłeś nic entuzjazmu. Czyżby nie lubili fajerwerków? Najwyraźniej nie. No nic chciałeś tylko pomóc.

Michael Jarecki:
Fajne skałki, fajne cienie. Wszystko fajne. Taka wyprawa to dla ciebie coś co raczej nie zapomnisz do końca życia. No ale chciałeś, żeby twoje życie jeszcze trochę potrwało. W końcu w domu czeka na ukochana. Pokręciłeś głową na samą myśl o tym co przed chwilką chciał zrobić Leblanc. No ale może się zna na tym i wie co robi? Czekasz zatem na bieg wydarzeń.

Mike Turzyński:
Plecak… wielki plecak na plecach ciąży lekko. Z takim chyba jeszcze nie miałeś doczynienia. Mimo wszystko pokazujesz, że Polak potrafi. I idzie ci to całkiem sprawnie. Daleko z tym plecakiem nie zaszedłeś. Wszyscy nie zaszliście. Pierwszym pomysłem na jaki wpadłeś jest poszerzenie otworu. Postukałeś w skałę, która to odpowiedziała tobie bezgłośnym brzdękiem. Jest lita, jak to skała, i nie za chętnie da się ją łomotać czymkolwiek. Tu trzeba by chyba ogromne ilości wody i ogromne ilości czasu. Albo młotpneumatyczny

Piter James Wescott – Brown:
Ten obrzydliwy… obrzydliwy? Tak, ten Turzyński czy jak mu tam? Że tacy ludzie chodzą po tym świecie. Podszedłeś do niego powiedziałeś co myślisz. Masz z głowy. Reszta cie już nie obchodzi. Chociaż wiesz, że będziesz musiał nie raz go z tarapatów wyciągną. A może nie…
Cała ta szczelina wygląda na solidną. Pierwsza myśl – rozłupać. Nawet nie spodziewasz się, że ten pismak o tym samym duma. Druga natomiast przeciągnąć plecaki i się przecisną. Cholera, po kiego grzyba brałeś tą puchową kurtkę?

Colin Dwight Harlow:
Co ten ważniak chce od tego dziennikarze? Fakt może nie najlepszy członek wyprawy ale wcale nie wyglądający gorzej od tego co się mi przyglądał jak się pakowaliśmy. – myślisz sobie. Stoisz przyglądając się przeszkodzie gdy tu Francuz wyskakuje z jakimś buuum. Francuz, jest już wystarczająco irytujący a do tego jeszcze z materiałami wybuchowymi w ręku? Maasaakraaa…
Entuzjazm jednak cie nie opuszczał podchodzisz bliżej gdzie zastałeś dziennikarza który właśnie skończył lustrować przejście i Browna, który właśnie zaczął. Myślisz sobie, chudy powinien dać radę. A może raczej wysportowany. Zastanawiałeś się chwilkę. Oznajmiasz wszystkim, że tak trzeba. A co?! Zdjąłeś plecak i przywiązałeś go do liny. Ciężko będzie więc postanowiłeś go pchać przed sobą. Ruszyłeś.

Nikołaj Radović:
Dziwna wyprawa, dziwna ekipa. Nawet dziwni ludzie tu pracują. Rozglądasz się i widzisz jak dwóch się wam przygląda. Wszyscy mają gajerek pod kitlami. Zwrócili uwagę na to, że się im przyglądasz i zaczęli coś robić. Albo udawać.
Sprawa z materiałami wybuchowymi zdawała się być lekko przesadzona. Takie rozwiązania raczej są dobre gdy już nie ma wyjścia. No ale jak mus to mus. Z tym, że Ty swoje zdanie powiedziałeś… Przyjrzałeś się monsieur Leblanc. Czy to Beretta-92F tam wystaje?

Wszyscy:
Sprawa się skomplikowała nieznacznie jak by można było sądzić. Przejście zatarasowane. Brak swobodnej podróży spowodował, że do głowy przychodzą różne pomysły.
- Nie wiem jak długi jest ten korytarz, oraz jak nisko się znajdujemy, ale można by zaryzykować, o ile ma pan jakieś zastrzeżenia. Ładunek jest dość słaby, a chyba każdemu z nas zależy, żeby zachować swój bagaż. No bo już na oko widać, że plecaki się nie zmieszczą w to przejście - rzekł Jacques patrząc na Rodger'a.

- To… - Rodger chciał już przemówić i dać do zrozumienia, że pomysł może trafiony ale nie na potrzebny gdy Brown zrobił to za niego:
- Można by wysadzić, ale nie wiemy jaki jest stan materiału skalnego. Nie chciałbym aby nam sufit na łby spadł. Szkoda by trochę było.
Moim skromnym zdaniem najpierw raczej powinniśmy ręcznie utorować sobie drogę. Skoro mamy tu stertę kamieni to jest szansa że może uda się skuć trochę tej ściany żeby plecaki przeszły. Ewentualnie można je za sobą ciągnąc na linie.

Brown
nie miał zamiaru czekać i zaczął pukać w skałę młotkiem geologicznym.
Odgłosy litej skały przyniosły na myśl stukotu pięścią o mur. Nic z tego. Tego się nie da ruszyć. No chyba, że materiałem wybuchowym. Podczas gdy Brown odwrócił się żeby wygłosić niezbyt przychylne wieści (no może po prostu, żadnych rewelacji; coś w stylu: nie będzie tak łatwo), podszedł do niego Harlow i przyjrzał się skale.

- Spokojnie, nie jest znowu AŻ tak ciasno -
rzekł w końcu - Może najszczuplejszy z nas zrobi mały rekonesans, żebyśmy mogli się dowiedzieć jak sytuacja wygląda dalej, nie ma sensu żebyśmy wszyscy tam od razu wchodzili. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Nie czekał jednak na aprobatę czy negację. Zdjął plecak przywiązał do niego linę i ruszył. Wejść było łatwo. Plecak na wysokości klatki piersiowej i pchać. Najgorzej, że z biegiem tunelu było coraz ciaśniej. Kroczek jeden. Drugi. Kask się nie mieści. Colin zrobił lekkiego garba, ściągnął kask a na czoło założył opaskę z latarką czołową. Obejrzał się z ukosa za siebie. Jest całe 1,5 metra już za wejściem. Niewielki sukces.

Wszyscy przyglądali się uważnie jak Harlow powoli znika za ścianą ciemności. Benz wziął latarkę do ręki. Alpinisty już nie było. Do uszu Browna i Turzyńskiego dochodziły tylko odgłosy z bazy wypadowej i głośniejsze sapnięcia Colina.
Harlow
brnie dalej. Nagle jak ręką uciął korytarzyk rozszerzył się lekko. Na tyle było luźno, że mógł się obrócić i poświecić gdzie chce. Przed sobą widział jeszcze tylko jedna małe zawężenie a potem już mogła być „wolności” w różnym znaczeniu tego słowa. Przecisnął się dalej i powoli oświetlając sobie dokładnie przeszedł kawałek dalej niosąc przed sobą plecak. Wyszedł do większej komnaty. Słychać lekkie kapanie wody. Położył plecak przy nogach i włączył większą latarkę. Kolejny korytarz. Duży i daleko sięgający jak na pierwszy rzut oka. Colin złapał za pasek uprzęży i nacisnął przycisk.

- Czysto. Chodźcie tu zamiast stać tak i się zastanawiać co zrobić. – rozległ się głos w radiu. Głos Harlowa.

Benz długo się nie zastanawiał. Ściągnął plecak i ruszył pierwszy. Był trochę w mniejszej formie to i przejście zabrało mu trochę więcej czasu. Nic na to nie mógł poradzić. Dawno na wyprawie nie był i brzuszka trochę załapał. Chociaż nie, skarcił sam siebie, to przez te moje wieczorne chlanie. Tak łatwo było na to zrzucić winę. Jeszcze łatwiej na terrorystów. Bo to oni zabili mu żonę. A śmierć ukochanej osoby jak nic pcha człowieka do zajrzenia w głąb butelki. I żeby to udawał się do pubu. Nie, dr Rodger Benz cierpiał w samotności – dzięki temu mógł się lepiej urznąć.
Wyprawę traktuje jako swoistą metodę odtrucia organizmu. Pospolicie zwaną Detoks. A może uznał, że warto zrobić coś jeszcze w życiu? Sam tego nie wie.

Wstał z kucaka, w którym to chwilowo się znalazł, bo trzeba było poprawić kask a był już na wolniejszej przestrzeni. Przecisnął się raz jeszcze pomiędzy masami skalnymi i poczuł powietrze na spoconej twarzy. Lampka na czole nie dawała wystarczającego światła ale nie opodal stała osoba świecąca wzdłuż wielkiego korytarza. Jej sylwetka majaczyła na jasnym tle. To był Harlow, który odszedł jakieś cztery metry. Jaskinia była wielka.



 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 26-07-2009, 20:25   #16
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po małych kłótniach, groźbach i groźnych spojrzeniach kierowanych pod różnym adresem, ktoś wreszcie postanowił zrobić coś sensownego. Facet, bodajże Harlow, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i sprawdzić to przejście, zanim żabojad je wysadzi. Przywiązał linę do swojego plecaka i ruszył przed siebie.

Nie było łatwo. Już po paru krokach musiał zdjąć kask, bo się nie mieścił między skalnymi ścianami. Po chwili zniknął w ciemności wąskiego korytarza. Czekali na jakąś wiadomość. Czy można przejść, czy jednak konieczne jest wysadzanie? Wreszcie usłyszeli w radiu komunikat:

- Czysto. Chodźcie tu zamiast stać tak i się zastanawiać co zrobić.

Doktorek od razu wyruszył, nie odzywając się nawet słowem. Michael również się długo nie zastanawiał. Nie zamierzał zostawać w tyle, a już na pewno nie zamierzał zostawać sam z tymi kłótliwymi ludźmi. Ruszył w ślad za Benzem.

W tym samym miejscu, w którym zrobił to Harlow, musieli zdjąć kaski. Założyli na głowę opaski z latarkami czołowymi i ruszyli dalej. Rodger parę razy zdawał się potrzebować drobnej pomocy, ale Jarecki wiedział, że gdyby tylko spróbował mu pomóc, zostałby wyzwany od najgorszych. Doktor nie przepadał za korzystaniem z czyjejś pomocy.

Wreszcie weszli w szerszy korytarz. Michael założył kask z powrotem na głowę, po czym rozejrzał się dookoła. Kilka kroków przed nimi stał Harlow. Historyk podszedł do niego i również rozświetlił sobie okolicę latarką.

Z tego co zdążył zaobserwować mieli teraz trzy opcje do wyboru. Nikt przed nimi tu nie był, bo gdyby któryś z facetów w garniakach chciał się tu dostać, prawdopodobnie wpadłby na podobny pomysł co nasz Francuz. Zatem raczej nikt nie wie, gdzie teraz należałoby się udać.

- I co teraz? Rozdzielamy się, czy rzucamy kością? Masz jakiś pomysł gdzie powinniśmy iść? - spytał Harlowa.
 
Col Frost jest offline  
Stary 27-07-2009, 22:35   #17
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
-Wiem kim jesteś, i bardzo mi się nie podoba że tu jesteś. Jeśli o mnie chodzi wyleciał byś stąd z hukiem. Nie wchodź mi w drogę, bo jeśli to zrobisz zgniotę cię jak pluskwę.- Mike usłyszał te oto słowa. Słowa te skierowane na pewno do niego, bo gdy tylko podniósł wzrok, ujrzał przed sobą twarz jednego z towarzyszy wyprawy. Czyli przypuszczenia, że go tu nie lubią się sprawdziły. Ciekawe jak ten koleś się nazywa. Warto byłoby zapamiętać. Nie pamiętał jednak jego imienia ani nazwiska. Mike chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo nieprzyjemny typek z kilku miesięcznym (a może i dłużej go hodował?) zarostem zdążył już odejść. Po chwili znów usłyszał czyjś głos- osoby właśnie go mijającej.
- Niezły gbur, nie?. Ten z kolei zdołał pewnie usłyszeć, co powiedział "zarośnięty" przed chwilą i wyraził swoją opinię na ten temat. Autor tych słów wyglądał całkiem w porządku, w przeciwieństwie do mordy zarośniętego. Widział go wcześniej na zdjęciu, które pokazywał mu Wills. Jak mu było, Cotin? Codin? Może Colinn?

Mike zdążył się już przyzwyczaić do wyzwisk rzucanych w jego stronę oraz ogólnej niechęci do dziennikarzy, nie raz nawet został pobity, gdy próbował uzyskać informacje w terenie. Puścił to mimo uszu, ale miał na uwadze słowa "zarośniętego".

Po pewnym czasie stania w miejscu zapadała decyzja, że nic nie zostanie wysadzone i dynamit pozostanie spokojnie w plecaku Francuza. I dobrze.-pomyślał Mike i przyjął to z ulgą.- Nigdy nie lubiłem fajerwerków.

Postanowiliśmy przecisnąć się przez wąską szczelinę. Pierwszy odważył się przejść koleś (Harlow), który niedawno go mijał i odpowiedział słowa skierowane do Mike'a przez "zarośniętego".
Niektórzy podeszli do szczeliny i spoglądali w nią spoglądając jak znika w głębi tunelu. Zaraz zanim ruszył Benz, a potem kolejny członek ekipy, to był chyba Jarecki. Tak, chyba tak. Kojarzę go ze zdjęć, które pokazywał Wills. Tylko tak zapoznał mnie z członkami ekipy- pokazując mi zdjęcia członków ekipy, ale niestety nie wszystkich pamiętam, kurde.


Mike postanowił nie stać w miejscu. Podniósł plecak i przeszukał małe kieszonki. Latarka. Gdzieś ją wsadził. Jest, no pięknie. Mała, ale taką sobie specjalnie wybrał- nie dlatego, że była mała, ale solidna. Kojarzył ten model latarki. To była lampka typu Aviatar i leżała sobie na stole ze sprzętem, w miejscu, z którego wyruszali.

Zabrał dwie sztuki, bo wiedział, że jest niezawodna. Do 20 godzin na lampach LED i jedna godzina na strumieniu światła, który przetnie mgłę.
Spojrzał tylko na Radovica zdając się pytać "idziesz?", a potem ruszył w kierunku otworu. Zsunął z ramienia plecak, stanął tyłem do szczeliny, włożył latarkę w usta i przygryzł zębami. Ruszył do przodu. Był dosyć szczupły, ale przeciskanie było dość trudne. Wystające kawałki skał czasami cięły twarz, albo nieprzyjemnie tarły o nogi i inne części ciała. Nie jest tak źle, jak myślałem. Po chwili zdołał dojrzeć światło migających latarek. To na pewno Harlow i Benz. Mike zdołał przejść przez skalną szczeliną, gdzie czekało na niego dwóch członków ekipy.

- Well, it looks that they can go through if we could- said Mike. (Wygląda na to, że jeśli my mogliśmy przejść, to oni też dadzą radę).
Mike zaczął przyświecać latarką po skalnej komnacie. Była dość sporych rozmiarów i rozwidlała się w trzech miejscach. Ciekawe, którędy pójdziemy.

Skalne ściany wyglądały dość monotonnie. Gdzieniegdzie skraplała się woda. Ogólnie nic ciekawego. Mike usiadł na ziemi i zrobił łyk mineralki. Czekając na pozostałych zdołał zlustrować dobrze otoczenie, chociaż nie zbliżał się w kierunku rozwidleń, gdzie panował całkowity mrok. Lubił klimat jaskiń, ale im głębiej, tym bardziej przechodziły go ciarki. Najważniejsze, żeby zbytnio nie działała wyobraźnia. Wszystko to kwestia ludzkiej psychiki. Jeśli sobie coś ubzdurasz, większe szanse, że zaczniesz panikować lub coś widzieć, albo nagle nabawisz się klaustrofobii.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 28-07-2009, 18:02   #18
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
W końcu stanęło na zdaniu większości i wojskowy nie dowartościował się wysadzając skały. Nikołaj spojrzał na monsieur Leblanc'a, jak zaczął tytułować w myślach francuza. Zaraz, zaraz! Co on tam ma? Żołnierz przy kamizelce nosił jakąś klamkę, Radović nie był jakimś fanem militariów ale znał się trochę na broni. Chyba to była berreta 92F, pistolet armii USA i kilku innych. Wybór nie najgorszy jednakże na takie warunki w jakich byli bardziej nadawałoby się coś topornego, co mogło służyć jako młotek. Rewolwer, colt 1911 czy stary polski WiS sprawiłby się idealnie w tych warunkach. Serb nie rozmyślał jednak nad doborem broni towarzysza, a raczej nie tylko nad nim.
"Po kiego u diabła mu ta broń. I czy Benz też o niej wie?"

Zaczęli się przeciskać, najpierw jeden z grotołazów a potem Benz i dwóch polaków. Turzyński spojrzał na niego i wykonał dosyć jasny ruch głową w stronę jaskini na co mechanik odpowiedział mu równie prostym gestem, puszczenia przodem. Gdy Turzyński zniknął w mroku Radović podszedł do sapera i szturchnięcie go w ramię. Gest ten nie był bynajmniej agresywny, raczej był to przyjacielski szturchaniec.
-Nie powystrzelaj nas.
Mechanik nie czekał na odpowiedź zdjął hełm a na jego miejsce założył latarkę czołową. Plecak pchał przed sobą a sam szedł mocno skulony. Ogólnie cała wędrówka była niezbyt, przyjemna, zarobił kilka siniaków i chyba jednego małego guza na czubku głowy mimo to jednak przeszedł.
Czwórka mężczyzn już stała a właściwie trójka stała a dziennikarz siedział i pił wodę. Radović zarzucił plecak na ramiona i stanął z tyłu, rozejrzał się.
"Jaskinia jak jaskinia... Co oni w tym widzą?"
Na głowę znów założył hełm a do niego przyczepił latarkę, na koniec postąpił niezbyt profesjonalnie i odpalił szluga z nowo otworzonej paczki. gdy reszta zdecyduje, którym korytarzem iść będzie chciał pogadać sam na sam z Benzem rzucając krótkie:
-Rodger możemy pogadać?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 18-09-2010 o 21:24.
Szarlej jest offline  
Stary 31-07-2009, 15:09   #19
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Benz praktycznie nie zareagował na propozycję Harlowa, być może zastanawiał się nad innym rozwiązaniem? W każdym razie Colin uznał milczenie Rodgera za ciche przyzwolenie i powoli zaczął przygotowywać się do wdrążenia swego planu w życie. Po chwili był już gotowy i ruszył do wąskiej szczeliny, plecak postanowił pchać przed sobą, gdyż wydawało mu się to łatwiejsze od ciągnięcia go z tyłu.

Miał nadzieję, iż korytarz nie jest zbyt długi i nie kończy się jakimś ślepym zaułkiem. Colin nigdy nie lubił takich ciasnych, wręcz klaustrofobicznych przejść, w dodatku tunel wciąż wydawał się zwężać. Zdjął kask, gdyż ten nie mieścił się już w szczelinie, w plecaku wymacał opaskę czołową i nie bez pewnych trudności założył ją na głową.

- Około 1,5 metra, więc nie jest źle - pomyślał spoglądając za siebie.

Im dalej tym lepiej, korytarz rozszerzył się już dostatecznie tak, że Colin mógł się w miarę swobodnie poruszać. Obrócił się i dokładnie rozejrzał, instynktownie czuł, iż jest coraz bliżej wyjścia, wystarczyło przekroczyć jeszcze tylko jedno małe zawężenie. Odetchnął kilka razy, otarł pot z czoła i ruszył dalej.

W końcu udało mu się wydostać, latarka czołowa nie dawała dostatecznie dużo światła, więc z plecaka wyjął większy egzemplarz, dzięki czemu mógł się nieco rozejrzeć po komnacie.

Znów poczuł podekscytowanie, które zawsze towarzyszyło mu gdy penetrował stare jaskinie lub kiedy wspinał się na najwyższe szczyty, był w swoim żywiole. Jego myśli powędrowały ku Marie, to w końcu jego piękna narzeczona zaraziła go tą pasją. Jakże żałował, że nie mogła być teraz z nim, wspólnie mogliby odkryć te tajemnicze jaskinie pod Londynem.

- Czysto. Chodźcie tu zamiast stać tak i się zastanawiać co zrobić - rzekł pewnym siebie głosem.

Postanowił wykorzystać czas, który zajmie ekipie przebrnięcie przez korytarz i zrobił mały zwiad. Nie zapuszczał się zbyt daleko, lecz zdołał odkryć trzy korytarze prowadzące wgłąb jaskini, jeden z nich był dość wąski, a Harlow jakoś nie miał zamiaru znów się przeciskać. Gdzieniegdzie słyszał miarowe kapanie wody, prawdopodobnie była czysta, gdyż została zapewne przefiltrowana przez skały, nie wiadomo jednak jakie minerały z niej wypłukała.

Po kilku minutach zaczęli się wreszcie pojawiać członkowie ekipy, Colin w tym czasie schował do plecaka latarkę czołową, która i tak była teraz bezużyteczna.

- I co teraz? Rozdzielamy się, czy rzucamy kością? Masz jakiś pomysł gdzie powinniśmy iść? - spytał go jeden z drużynowych ekspertów.

- Decyzja należy do Pana Benza - odrzekł zwięźle - W każdym razie mamy zbadać cały kompleks, więc zapewne prędzej czy później również wszystkie korytarze. Co do rozdzielania się, to myślę, że nie jest to dobry pomysł, nie wszyscy z nas są grotołazami i w razie jakiegoś wypadku mogliby sobie nie poradzić albo pomoc mogłaby nadejść zbyt późno. Lepiej nie ryzykować.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 02-08-2009, 17:00   #20
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Ekipa nie poparła jego pomysłu. Spoko. Ale wydawało mu się, że ta propozycja od razu zniechęciła wielu uczestników do osoby Francuza. Paru wyglądało na nieco rozdrażnionych pomysłem Leblanca. Czemu reagują jak koty na widok psa? Przecież nikt nie przyjął by go do ekipy gdyby nie był dobry w swoim fachu.
Zwłaszcza niepokoił go ten nieogolony czort.
-Serb od zdolności manualnych- Jacques roześmiał się cicho pod nosem.
Radović przyglądał mu się.
Harlow zniknął w dziurze po czym oznajmił, że droga jest wolna. Leblanc westchnął pod nosem, gdy pomyślał o przeciskaniu się przez sliską, ciasną szczelinę. Miał nadzieje, że wilgoć nie uszkodzi jego sprzętu.
Już miał iść za Jareckim wgłąb jaskini, gdy Serb szturchnął go.
- Nie powystrzelaj nas- odparł Nikołaj, po czym poszedł dalej.
Ty będziesz pierwszy, pomyślał sarkastycznie w duchu Jacques. To nic dziwnego, że żołnierz trzyma przy sobie broń. Zawsze uważał, że człowiek, który umie korzystać z broni i jest odpowiedzialny za swoje powinien ją nosić. Amerykańska idea. Nie próbował dogonić Serba i zapytać o co mu chodziło.
Nie podobała mu się ekipa. Coś czuł, że jest otoczony przez bandę aroganckich buców, którzy będą co chwilę patrzyć mu na ręce.
Zniknął za zawałem, przeszedł tę samą procedurę jak jego towarzysze.
Gdy znalazł się w dużej jaskini, tak jak wszyscy wyciągnął swoją latarkę.

- I co teraz? Rozdzielamy się, czy rzucamy kością? Masz jakiś pomysł gdzie powinniśmy iść? - odezwał się jeden z towarzyszy.

- Decyzja należy do Pana Benza - odrzekł zwięźle ten odważny, Harlow - W każdym razie mamy zbadać cały kompleks, więc zapewne prędzej czy później również wszystkie korytarze. Co do rozdzielania się, to myślę, że nie jest to dobry pomysł, nie wszyscy z nas są grotołazami i w razie jakiegoś wypadku mogliby sobie nie poradzić albo pomoc mogłaby nadejść zbyt późno. Lepiej nie ryzykować.

Ta...na pewno nie wybiorę tego ciasnego przejścia. Nie mam zamiaru słyszeć szyderczych uwag. Zobaczymy co powie Benz.
Jacques stanął gdzieś z boku kątem oka patrząc na Nikołaja, którego uwaga wciąż go niepokoiła. Zauważył, że mężczyzna zaczepił Rodgera.
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 02-08-2009 o 21:35.
DeBe666 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172