lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   The Cave (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/7680-the-cave.html)

Fabiano 06-07-2009 18:47

The Cave
 
The Cave

T
aksówka ruszyła z piskiem opon. Rodger Benz zapinał pas w pośpiechu i wziął jedną ze swoich tabletek na zgagę. Był spóźniony a wyglądało na to, że spóźni się jeszcze bardziej. Szczyt w Londynie jest bardzo uciążliwy. Jak się nie ma helikoptera to problem jest się gdzieś dostać. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że od dwóch zmian świateł nie ruszyli się o cal.

- Wrzesień a tak parno. – powiedział ni to do siebie ni to do kierowcy.
- Ano, smali jak cholera. To pewnie przez te ocieplenie. No te ocieplenie klimatu czy coś.
- Nom, może i tak – nawet nie próbował ciągnąć rozmowy dalej. Był zaabsorbowany wydarzeniami, które miały się dzisiaj wydarzyć.
- Nie może tylko tak. Nie dalej jak wczoraj słyszałem wypowiedź jednego z tych naukowców. – Taksówkarz widocznie nie miał ochoty przerywać rozmowy. Chyba wszyscy taksiarze tak mają. – No i mówił, że…

Benza nie interesowało co mówili naukowcy. Nie interesowało nawet to co mówił człowiek za kierownicą. Myślami był gdzie indziej. Zadumany, nie zwracający uwagi na gadatliwego jegomościa, otworzył plecak i wyciągnął kołonotatnik o formacie B5...


i zaczął czytać.

21 sierpnia 2008
[początek wpisu]
Dzisiaj znowu obudziłem się z krzykiem. Tiemorowie się chyba przyzwyczaili, bo od dłuższego czasu nie pukają by sprawdzić czy nic mi nie jest. Muszę się zgłosić do doktora Zimpa. Zgaga męczy mnie coraz bardziej.
Wspominając wczorajszy lunch z Jozefem… jak mu tam było? Wils, tak, zwał się Wils. Wspominając wczorajszy lunch dziwię się mojemu zachowaniu. Nie zrobiłem nic żeby dowiedzieć się o co tu tak naprawdę chodzi. Jaskinia pod Londynem – tak powiedział. Ale czego szukamy? Czego się spodziewać? Kogo mam wziąć? Definitywnie jutro muszę udać się na spotkanie, które to wszystko wyjaśni.
Dawno nie wziąłem sobie wolnego. Betty nawet zastanowiła się czy nic mi nie jest. Mi? Nic.

PS. To mój pierwszy wpis. Zamierzam prowadzić ten dziennik jako dokumentację naszej wyprawy. Zabiorę też ze sobą dyktafon na wypadek braku oświetlenia.
[koniec wpisu]

23 sierpnia 2008
[początek wpisu]
Wczoraj byłem na spotkaniu u tego Jozefa. Sir Jozefa. Uprzejmy stary pan. Nie wiem jak tam się sprawy mają ale podobno wstępnie orientują się w powierzchni jaskini. Sądami zbadali. Nowoczesność dopadnie wszystkich.
Jutro mam 43 urodziny i Betty zaprosiła mnie do pubu na drinka. Odmówiłem.
Dzisiaj zamierzam jeszcze zapoznać się z aktami, które dostałem od Wilsa.

PS. Jestem pod wrażeniem opracowania. Jest w kim przebierać. Akta dotyczące jaskini jest jednak mało jasne. Choćby opis:
· długość – przewidywana 850 m
· rozciągłość – przewidywana 123m
· głębokość – przewidywana 60m
· deniwelacja – przewidywana 60 m
· wysokość otworów – minus 37 m n.p.m.
· ekspozycja otworów – SE
Przewidywana? To oznacza tyle co nic.
Jest godzina 2:08 więc muszę się kłaść jeśli nie chcę na jutrzejszym spotkaniu być zaspany.
[koniec wpisu]

24 sierpnia 2008
[początek wpisu]
Byłem dzisiaj na przesłuchaniu. Uzbierałem drużynę. Tydzień przygotowań przed nami. Ale nie jest to najważniejsze. Dzisiaj znowu nie mogłem spać. Czasami strasznie się męczę. Może Betty ma racją i muszę znowu odwiedzić tego durnego psychoterapeutę? Dobry mi psychoterapeuta… szarlatan.

Aaa zapomniał bym. Przesłali mi zdjęcia z wnętrza jaskini. Nic szczególnego. Jaskinia krasowa. W sumie niczego innego się nie spodziewałem.
[koniec wpisu]

26 sierpnia 2008
[początek wpisu]
Zadzwonił dzisiaj do mnie daleki ,jak by to nazwać?... przyjaciel? Nikołaj Radović. Serb. Ściągnąłem go kiedyś z Grecji do Anglii. Jeszcze mi wisi tysiąc funtów. Był jednym z emigrantów po wojnie w byłej Jugosławii. Ale palce ma zwinne. Chce się załapać. Skąd wiedział? Umówiłem się z nim jutro na spotkanie.

Dzwonili też z Royal Society, zwerbowali dla mnie Colina Dwighta Harlowa. Cieszę się, bo na nim mi zależało z racji jego kwalifikacji. Jest bardzo dobrym alpinistą i grotołazem. Jak to mówią? Skarb nowego pokolenia.

Inni z „paczki” to:
Jacques Leblanc – inżynier wojskowy, specjalizuje się w materiałach wybuchowych. Sir Wils nalegał. Cóż zatem poradzić?
Michael Jarecki, 29 letni historyk. Ambitny chociaż czasami za nadto. Obiecałem znaleźć mu zajęcie. Coś więcej niż siedzenie za biurkiem muzeum.
Piter James Wescott – Brown – To nie był mój wybór. Generalnie przystąpiłem na to tylko dlatego, że chciałem wciągnąć w to Michaela. Ale Sir Wils nalegał. Kolejny raz. Czasami zastanawiam się czyja to miała być wyprawa? Moja czy jego? Tylko że teraz nie czas na ustalanie priorytetów. Dobrze, że nie wcisnęli mi jakiegoś dziennikarza.
[koniec wpisu]
2 września 2008
[początek wpisu]
Już poznałem ekipę. Wszystko wskazuje na dobrą współpracę. Wyruszamy jutro z Royala o 3pm. Sprzęt mamy już zakupiony. W głównej grocie jaskini rozstawiona jest baza wypadowa. I tam dopiero zacznie się wyprawa. Wziąłem jednak drugi zestaw baterii do dyktafonu. Betty powiedziała, że się martwi. Uważam, że niepotrzebnie. To będzie spacer.
[koniec wpisu]


Benz zamknął obity skórą dziennik. Schował go do plecaka.
- … no a babcia mówiła, że kiedy nastanie rok 2012… - taksówkarzowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że nikt go nie słucha. Rodger spojrzał sennie przez okno. Powoli zbierało się na deszcz. Może burzę. Spostrzegł, że już są niedaleko miejsca docelowego. To go rozchmurzyło. Gdy dojechali zaczęło kropić. Zostawił pięćdziesiątkę taksiarzowi i wysiadł bez słowa.

- Mało punktualny pan, doktorze. – Powiedział Sir Jozef gdy Benz zamknął za sobą drzwi pomieszczenia, w którym było finalne zebranie.



- Po prostu Benz.
- No tak, nie lubi pan być tytułowany, prawda. Zapraszamy na swoje miejsce – Jozef wskazał krzesło zaraz przy swoim.
W pomieszczeniu byli już wszyscy. Na tablicy był projektowany film, na którym było widać jaskinię.
- Pokazany film wykonany jest przez robota Vinri. Mały łazik lądowy naszpikowany elektroniką, w tym kamerami. Obraz nie jest może dokładny, ale widać co i gdzie. Jaskinia krasowa. Podłoże stabilne i mokre jak diabli. Vinri była cała usyfiona. Zanotowano minimalny ruch powietrza. Skany wskazują, że nie jest to obszerna jama. Lecz musimy ją dokładnie zbadać gdyż miasto zainteresowało się nią z racji nowej nitki metra, którą mają w planach puścić. Będziecie wyposażeni w odbiorniki i nadajniki radiowe oraz race elektroniczne, które będziecie zostawiali co określony odcinek.

Na tablicy został właśnie wyświetlony plan bazy wypadowej i dziwna mapa poprzecinanych linii.
- To rozmieszczenie korytarzy wykrytych podczas skanowania jaskini nowoczesnymi metodami. Wszystkie opracowania dostępne są w aktach. – Jedna z pań stojących przy biurku podniosła z niego teczki i rozdała każdemu z siedzących przy stole panów. – Macie tam panowie wizualizację korytarzy. Nasi specjaliści są naprawdę rewelacyjni. Nie byli tam, a potrafią narysować jak to wygląda. Nieważne zresztą. W papierach macie potrzebne dane dotyczące składu atmosfery i skał, jak i zarys korytarzy podobny do tego, który teraz oglądamy na tablicy.

Benz przejrzał akta. Stwierdził, że widział już je i odłożył. Rozejrzał się po siedzących przy stole panach.

Piter James Wescott – Brown siedział naprzeciwko. Wiecznie nieułożone włosy i broda świadczyły z całą pewnością, że to on. Siedział oparty przeglądając akta. Zdawał się nie zwracać większej uwagi na poszczególne stronice. Ot coś, co już wcześniej widział. Stojąca po jego prawej ręce szklanka była pusta. Nie dziwne, w końcu siedział w skórzanej kurtce. Na tego rodzaju wyprawie nie mogło zabraknąć takiej osoby jaką był Piter. Archeolog i Geolog. Nie mówiąc już o innych osiągnięciach.

Colin Dwight Harlow. Jegomość na prawo od Pitera. Alpinista i podróżnik. Benz czytał z dwie jego relacje z podróży. Może nie zajmujące, ale w miarę ciekawe. Nawet na konferencje prasową przyszedł na sportowo ubrany. Cóż, taki typ człowieka. Włosy miał w modnym ostatnio nieładzie. Coś, co specjalnie się psuje i niby dobrze wygląda.

Michael Jarecki bawi się swoim medalikiem i przegląda z przejęciem akta. Oczy mu się świecą. Nie będzie siedział już w tym nudnym muzeum. Wyprawa nie zapowiadała się na archeologiczną. Szkoda co prawda ale z całą pewnością nie nudną, nie dla niego. Medalik wywracał piruety w jego palcach. Liczy, że zdobędzie doświadczenie tak potrzebne do tego by zabrali go na rozkopywania grobowców na Bliskim Wschodzie.

Jacques Leblanc,chyba najmłodszy członek wyprawy. Zasłużył się w Afganistanie. Jest podobno nieocenionym specem od materiałów wybuchowych. Jego referencje są długości równika. Siedzi zaczytany w stroju moro. Czy każdy wojskowy musi rzucać się w oczy?

Nikołaj Radović, pan z bródką. Na prawo od Pitera. Bardzo ciekawy człowiek. Jak Benz go poznał nie miał niczego. Nawet papierów mówiących o pochodzeniu. Serb, podobno. Obóz uchodźców w Grecji nie chciał nic z nim zrobić. Nie dziwota. Ale Benz się wstawił za nim po krótkiej rozmowie. Nawet ściągnął go do Wielkiej Brytanii. Jego zdolności manualne są nieocenione.

Benz jeszcze raz rzucił okiem na każdego z siedzących specjalistów. Akta opiewały w szczegóły różnych spraw i zdarzeń z życia tych dżentelmenów. Lecz w żadne nie oddawały tego jacy są naprawdę. To trzeba byłoby sprawdzić w terenie. Niestety nie mają takiego komfortu.

- Rozumiem, że każdy ma przeszkolenie wysokościowe. I umie się posługiwać sprzętem wspinaczkowym. – upewnił się raz jeszcze Benz. Poszczególni panowie skinęli głowami.
- Wyruszacie o 15. Sprzęt, jak już mówiłem, jest w transporterze. Dostaniecie go w bazie wypadowej. Jeśli nie macie więcej pytań, pozostaje mi życzyć wam powodzenia.
Wils odczekał chwilę, wstał i obchodząc stół, przy którym siedzieli, podszedł do półki z napojami. Wybrał coca cole i otworzył.
-No to wyruszamy.

Wsiedliście do podstawionych pod wyjście busów ze znakiem Royal Socienty i ruszyliście na miejsce. Kierunek King’s Cross, gdzie czekała na was eskorta policyjna.


Stacja metra King’s Cross była remontowana. Pełno rusztowań i stelaży przy ścianach. Ludzi, którzy krzątali się w tą i spowrotem przenosząc różne przedmioty, stukając, szorując i generalnie hałasując ile wlezie. Zaprowadzili was dalej, schodami w dół. Kawałek przejścia i znowu schody. Zrobiło się ciemniej. Elektryka była odcięta w całości w tym sektorze. Gruz, który możecie pamiętać z telewizji został w całkowicie usunięty. Kilkoro ludzi w kaskach łaziła z notatnikami mierząc i licząc. Jeden z nich podchodzi do Wilsa rozmawia z nim trochę po czym Wils odwraca się do was i mówi:

- Ja wracam do Royala. Dalej zaprowadzi was ten oto pan. Migiel Aleman. Powodzenia.

Migel Aleman, meksykanin. Przywitał się z Benzem jako pierwszym potem z wami i rozdał każdemu po kasku. Następnie ruszył bez słowa w stronę widocznie zniszczonych obszarów stacji.
- Jesteśmy prawie na 20 metrach pod ulicami. – Poinformował Migel.
Szliście w ciszy, w półmroku. Zajęło wam to jakieś 10-15 minut. Jedynym oświetleniem były lampy co jakieś 30 metrów. Słabe światło tych lamp nie pozwalało za dużo dojrzeć. Jedynie tyle by się nie potknąć. Za zakrętem zobaczyliście bardziej intensywne światło i usłyszeliście głosy… i muzykę. Oto baza wypadowa.

Dochodząc do miejsca bardziej oświetlonego zauważacie otwór wyszarpany przez wybuch. Ściany z betonu o przeszło 60 centymetrowej grubości rozgrzebane niczym mór z piasku. Wybuch musiał być ogromny gdyż szarpnął także litą skałę za ścianą. Wejście było szerokości dwóch dorosłych ludzi - widoczne ślady cięć wykonanych w celu poszerzenia.

W środku było jasno, lecz światło było tylko w namiocie, który przykrywał dość obszerną część groty. Ekipa różnej maści specjalistów zbierała próbki, przenosiła jakiś sprzęt. Po lewej jakiś człowiek majsterkował przy robocie – łaziku. Pewnie Vinri. Na prawo od niego stały stoły z waszym sprzętem. Plecaki, uprzęże, liny, noże, latarki, śpiwory, kaski, bloki, bloczki, bloczeczki, haki, haczyczki, czekany, namioty. Wszystko było co chciał Benz.

Podszedł do was jakiś człowiek w garniturze i kasku.
- Doktorze oto sprzęt, proszę niech pan da znać jak będziecie gotowi do wyruszenia.
- Rodger… - Benz wyciągnął rękę w stronę eleganta – nie lubię formalności. Jestem Rodger.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- William, witam serdecznie. – skinął głową do was. – jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo.

Rodger właśnie tego chciał unikną. Nie chciał innych ludzi, którzy będą się w tą całą sprawę wtrącać. Zawsze dawał sobie radę samemu a teraz jakiś ważniacha chce mówić mu co jest a co nie jest bezpieczne.

- Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. – Sypnął Benz. Zdawało się, że zignorował całkowicie jegomościa w garniturze. Podszedł do stołu i zaczął oglądać sprzęt.
- Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu.

Gdy się przygotowywaliście, do jaskini wszedł Sir Jozef Wils z jakimś brunetem.
- Rodgerze, oto jeszcze jeden członek twojej wyprawy. – złapał za ramie nowo przybyłego.

Był nim Mike Turzyński, dziennikarz, który był jednym z ludzi, z którymi przeprowadził rozmowę 24 sierpnia. Odrzucił jego kandydaturę. Nie potrzebował nikogo niańczyć i nie potrzebował dziennikarza. Benz zmarszczył brwi. To było przegięcie. To było szalone przegięcie. Roylaowi wydaję się chyba, że to jest spacer.
Wils podszedł do wciąż przyglądającego się mu „spod byka” Rodgera i zapewnił go, że to ostatnia „taka akcja”. Benz nic nie mówiąc obrócił się i zaczął oglądać dalej sprzęt.

- Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu! – powiedział głośno jak by całe te zajście nie miało miejsca.

Szarlej 06-07-2009 21:28

Nikołaj siedział na spotkaniu i słuchał. Starszy mężczyzna mówił o jaskiniach, bez wątpienia mówił rzeczy bardzo ważne i interesujące aczkolwiek nie dla Serba. Z całej wypowiedzi Radović zrozumiał tylko, ze w jaskiniach jest cholernie ślisko i niebezpiecznie. Serb nie kryjąc braku zainteresowania po raz kolejny czytał akta. Jego wzrok przebiegł po opisie jaskini (co to do cholery jest "deniwelacja"?) i spoczął na notatkach o innych uczestnikach wyprawy. Wojskowy od wybuchów, historyk z korzeniami... Polskimi? Chyba tak. No i jedyne dwie osoby na miejscu alpinista i geolog.
"Opisali mnie jakbym był jakimś złodziejem. 'Talenty manualne'. Kto to pisał?"
Ręka Serba sięgnęła po stojącą obok puszkę coli. Łyknął zimnego napoju i powiódł wzrokiem po reszcie zatrzymując wzrok trochę dłużej na polaku i żołnierzu. Wzrok nie był wrogi, bardziej ciekawy.
Gdy po raz czwarty czytał z nudów informacje o swoich towarzyszach wszedł Benz, człowiek, któremu Radivć zawdzięczał życie. Serb skinął doktorowi głową na powitanie, spojrzał na odwróconego tyłem Josefa i przewrócił oczami. Na całe szczęście spotkanie nie potrwało długo, po chwili wszyscy wstali, wstał i Nikołaj. Serb był przeciętnego wzrostu i budowy, w przeciwieństwie do większości obecnych zarost miał przystrzyżony a włosy uczesane. Chodził ubrany w jeansy i szarą koszulkę z krótkim rękawem na którą właśnie zakładał skórzaną kurtkę. Przy pasie nosił przypięty nóż w którym specjalista mógł rozpoznać Ka-bar, regulaminowy nóż armi USA.
-Rozumiem, że każdy ma przeszkolenie wysokościowe. I umie się posługiwać sprzętem wspinaczkowym.
Nikołaj skinął głową bez mrugnięcia okiem, owszem przeszkolenie miał... Na tym kończyło się jego doświadczenie w dziedzinie alpinistyki.
-No to wyruszamy.
Ruszyli.

***

Stali słabo oświetlonymi korytarzami, plecak ciążył przyjemnie przywołując nie przyjemne wspomnienia. Nikołaj przez chwilę czuł obijającą się o bok kolbę karabinu... Na szczęście to było tylko złudzenie. Szedł teraz po ciemno oświetlonym korytarzu nie po lesie czy górach, szedł z normalnymi ludźmi nie seryjnymi mordercami. Tamto już nie wróci! Nikołaj nie był tego jakoś pewny, mimo, że od piętnastu lat prowadził normalny żywot. Weszli do oświetlonej jaskini, światło i muzyka przegnały wspomnienia, oby na dobre.
Benz gadał z jakimś ważniakiem. Było gorąco, znacznie goręcej niż na górze, Serb rozpiął kurtkę.
-Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu.
Nikołaj znów tylko skinął głową, podszedł do sprzętu i zaczął mu się przyglądać.
"Trza założyć."
Radović niepewnie, podpatrując swoich współtowarzyszy zaczął zakładać uprząż do wspinaczki, na koniec przyczepił nóż z tyłu paska, czasem wygodniej sięgnąć do tyłu niż do przodu. Podszedł do najbliższego pracownika i spytał z wyraźnym rosyjskim akcentem:
-Gdzie znajdę toaletę?
Mężczyzna spojrzał na niego lekko zdziwiony, nie spodziewał się rosyjskiego akcentu.
-Niedaleko Vinri, znaczy się łazika.
-Dzięki.

Radović skierował się w stronę łazika, dostrzegł w końcu dwie kabiny "Toi Toi", gdy podszedł znalazł nawet mały dopisek "made in Poland".
"Wszędzie Polacy."
Serb wszedł do toalety, zamykając za sobą drzwi na skobel.

michau 07-07-2009 01:16

- Myśli pan, że jednak nie będzie robił z tego faktu problemów? Nie mam zamiaru wysłuchiwać ciągłych wyrzutów, chociaż nawet, jeśli się pojawią, to pewnie puszcze je mimo uszu. No dobra, nie mów mu pan tego-Mike urwał, gdy wraz z Wilsem stanęli przed Benzem, który dostrzegł ich już znacznie wcześniej. Jego spojrzenie wpłynęło znacząco na to, co powiedział na powitanie Wils.
- Rodger, wiem, że według ciebie nie powinienem ci go przydzielać, ale w końcu ja też poniekąd kieruję tą sprawą i chce mieć przegląd na bieżąco, a do tego obiektywne spojrzenie na to, co robicie.
Mike słuchał tego, co mówi Wils i spoglądał twardo na Benza. Po wcześniejszej rozmowie nie za bardzo przypadł mu on do gustu, zresztą Mike nauczył się nie oceniać sytuacji i ludzi od pierwszych sekund już dawno temu. Sytuację trzeba zbadać, a ludzi poznać.
-Tak więc, Turzyński rusza z tobą. Powodzenia. Wils obrócił się na pięcie i odszedł w kierunku wyjścia. Mike uśmiechnął się lekko, spojrzał na Benza, który bez słowa odwrócił się do stojących przed nim ludzi, którzy mocowali się z różnymi uprzężami, zapinkami plecaków i poprawiali zapięcia przy butach.
Mike stał w miejscu z rękami w kieszeni i torbą od laptopa przerzuconą przez ramię. Wiedział, że to nie niedzielny spacer, więc zmienił wytarte niebieskie jeansy na zabezpieczone przed wilgocią myśliwskie Verneye i swój ulubiony T-shirt na bawełnianą bluzkę i "oddychającą" kurtkę Vaportexu. Z bólem serca zgolił też zarost, aby móc się pochwalić serią pięknych zacięć na twarzy.

Ktoś z ekipy wskazał Mikeowi stół ze sprzętem, na pierwszy rzut oka było tego sporo i Mike zaczął zastanawiać się, czy zdoła to wszystko udźwignąć, i kazał zabrać dość spory plecak. Nawet nie chcę myśleć, co tam jest w środku, ale mam nadzieję, że coś przydatnego, sądząc po tym ile to cholerstwo waży. I tak macie wystarczająco lin-Pomyślał Mike, i wysupłał jedną linę i kilka karabińczyków z małej przegrody plecaka. Przecież musi gdzieś władować laptop i dodatkową mineralkę. Racje żywnościowe zostawił na miejscu. Co jak co, ale jak jestem głodny robię się cholernie nieprzyjemny.

Po chwili mocowania się z plecakiem i przypinaniem pasa Mike w końcu miał chwilę by przyjrzeć się ekipie, która stała już w pełni przygotowana. Ciekawe ile z tego, co tu zobaczy będzie można opublikować, a co ważniejsze, gdzie i za ile lub w ogóle, czy ktokolwiek będzie chciał pisać o wielkiej dziurze w ziemi, no chyba, że znajdziemy tu coś interesującego.

Altair Ahmed ibn Alahad 08-07-2009 22:48

Piter był bardzo zadowolony że kwestia tunelów pod Londynem w końcu ruszyła z miejsca. Cieszyło go że jego osoba jest w to zaangażowana. W jego środowisku nie było chyba nikogo kto nie znał by opowieści o 2 dzieci o ziemistej cerze które znaleziono w szczerym polu około 150 km od Londynu. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt ze zdarzyło się to dobre 300 lat temu. Oraz że historia o 2 zaginionych dzieci bogów peruwiańskich odpowiada się chronologicznie z tymi londyńskimi. Ale choćby był to tylko zbieg okoliczności to i tak trzeba to zbadać. Pit nie zrażał się niepowodzeniami. Razem z Dowsonem przyzwyczaili się już do niekiedy zdążających się trudności. Podróż do miejsca umówionego spotkania odbył taksówką. Zajęła ona masę czasu.
-Pieprzone korki pomyślał. Gdy przypomniał sobie o tym jakie oczy zrobił taksiarz widząc go z typowo podróżniczym plecakiem nie jadącego na lotnisko tylko do Royal Society sam do siebie się uśmiechnął. Jadąc zastanawiał się czy profesor Benz bardzo się zmienił. Ostatni raz miał okazję spotkać go podczas dość pamiętnej dla niego wyprawy do Peru. Pamiętna bo nie zakończyła się sukcesem, pamiętna bo okupiona została bolesną stratą. Piter nie był sentymentalistą, wyznawał jednak zasadę że z wypraw na które wyrusza wracają wszyscy. Nie lubił gdy ktoś „zostawał w tyle” Jak to powiedział kpt. Jack Sparrow z Disneyowskich piratów. Z myślowego letargu wyrwał go dopiero chrapliwy głos taksiarza informujący że dotarli pod gmach Royala
- Proszę zatrzymać się na parkingu przed gmachem Auto zatrzymało się Piter sięgnął po skurzany portfel z wygrawerowanymi Inicjałami WB. Ilekroć patrzył na ten przedmiot najpierw budził w nim odrazę, a potem śmiech.
-WB jak Worner Brothers Zapłacił taksiarzowi po czym wysiadł płynnym sprężystym ruchem z wozu. Wyciągnął plecak zarzucił na plecy. Po czym ruszył wzdłuż ściany budynku. Mijał latarnie. Szedł obok fasady ściany w stylu starogreckim. Kolumnada, ilekroć ją widział dziwiło go że jeszcze ktoś tego paskudztwa nie przerobił. Osobiście bardzo mu się ta fasada nie podobała. Wolałby coś oryginalnego a nie pretensjonalnego. Może to snob spod inicjałów WB z niego wylazł, a może po prostu był maruderem. Skręcił za róg i poszedł po stopniach do wejścia. Niedługo potem siedział w towarzystwie grupy ludzi. Nie znał ich. Poza Profesorem Benzem. Nic się nie zmienił od tamtego czasu. -Po jakiego diabła siedzę tu w tej kurtce Akta nie przedstawiały jakichś wielkich nowości. Standard. Jaskinia krasowa. Mokra, śliska, choć on sam czuł się w nich dobrze. Z resztą wszędzie czół się dobrze. Jego towarzysze prezentowali w jego oczach cały przekrój społeczeństwa. Za równo pod względem wykształcenia, jak i podejścia. Jedni wiedzieli co Benz mówi, inni udawali ze wiedzą, a jeszcze inni nie wiedzieli i dobrze się z tym czuli. Pit uśmiechnął się tylko i nieznacznie pokiwał głową. Spokój i porządek zburzyła dopiero przybycie Jareckiego.
-Pismak, będzie go trzeba niańczyć Pomyślał Piter. Stał z boku i obserwował Benza i Pismaka spode łba. Potem nastąpiła odprawa na której znów niczego nowego się nie dowiedział. Nie było może zawodowym alpinistą, ale znał się nieco na takowych sprzętach. Potem nadszedł czas na wymarsz. Pit myślał tylko o jednym. Kiedy będzie miał okazję porozmawiać w 4 oczy w Benzem i dowiedzieć się co robi tu tak dziennikarska gnida.

DeBe666 10-07-2009 13:44

Człowiek w garniturze i kasku wręczył Jacques'owi sprzęt. Leblanc był młodym, na oko 26-cio letnim przedstawicielem rasy białej. Wysoki chłopak ma okrągłą twarz, duży podbródek i niskie czoło. Czarne, krótkie włosy są czyste i zadbane. Nosi na sobie ciężkie alpinistyczne buty, czarną, wojskową kamizelkę, ortalionowe spodnie. Na ciuchy narzucił płaszcz nieprzemakalny. Do ubrania ma przyszytą flagę amerykańską. Mężczyzna zwrócił się w stronę Benz'a. Chłopak wreszcie miał chwilę na przemyślenia.
Choć co tu dużo myśleć? Wreszcie cała sprawa ruszyła z kopyta. Leblanc nie mógł doczekać się wkroczenia do tunelów. Można powiedzieć, że ciarki przechodziły mu przez plecy, gdy myślał o tym, że jako jeden z nielicznych od wielu lat zagłębi się w te jaskinie.
Rodger wydawał się być nieco zaniepokojony. Chłopak chyba domyślał się czemu. Każdej tak dużej sprawie towarzyszą media. Natrętni pismacy, którzy skutecznie przeszkadzają w każdej operacji. Podobnie było w Afganistanie...

- Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. – Sypnął Benz. Zdawało się, że zignorował całkowicie jegomościa w garniturze. Podszedł do stołu i zaczął oglądać sprzęt.
- Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu.
Jacques położył na ziemi średniej wielkości plecak. Wymacał zawartość. W środku było dokładnie to, czego potrzebował. Wyjął ze środka kwadratowy kształt z trójkątnym zapalnikiem. Idealne do takich akcji. Jednym ruchem wydobył z pakunku toporek i przewiesił sobie przez pas.
Nagle do jaskini wszedł gospodarz i jak mniemał chłopak, sponsor całej wyprawy. Coś szepnął Benz'owi, po czym przedstawił mężczyźnie jegomościa.
- Szlag...- zaklął pod nosem francuz.
Pismak. Cholera. Nie mówcie, że jeszcze pójdzie z nami do jaskiń. Eh...
Benz obrócił się w stronę Jacques'a, ten szybko odwrócił wzrok udając, że jest zajęty swoim sprzętem.
- Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu! – powiedział głośno szef
Francuz był w sumie gotowy. Usiadł gdzieś z boku, wyciągnał papierosy i zapalniczkę ozdobioną gwiazdami i paskami. Nagle podbiegł do niego chudy specjalista, który z zabawnym, angielskim akcentem pospiesznie wyjaśnił mu, że tu nie wolno palić.
Merde!

Bebop 10-07-2009 19:51

Samuel Johnson miał rację mówiąc, iż jeśli kogoś znużył Londyn, to znaczy, że znużyło go życie. Harlow podczas swoich podróży zwiedził już masę wspaniałych miast, jednak stolica Anglii miała w sobie coś co zawsze go do niej przyciągało. Kiedy przedstawiciele Royal Society zaproponowali mu udział w wyprawie był w niebo wzięty, nie dość, że miał rozpocząć eksplorowanie tajemniczych jaskiń pod Londynem to jeszcze zaoferowano mu wynagrodzenie, któremu nie mógł się oprzeć.

Colin, mężczyzna lekko po 30. o artystycznie rozczochranych włosach, siedział wraz z pozostałymi członkami zespołu oczekując na Benza. Ubrany był w ciemne bojówki i polar, był człowiekiem cierpliwym, lecz tym razem wciąż zerkał na swój zegarek marki Tissot. Wszystko dla tego, iż nie mógł się już doczekać wyprawy, w końcu sieć jaskiń pod samym Londynem to nie byle co. Kiedy wreszcie przybył Benz wszystkim uczestnikom rozdano akta, Colin większość zawartych w nich informacji znał już od dawna, gdyż Royal Society zdążyło go już dobrze wtajemniczyć, jednak przez grzeczność, a także by nieco odświeżyć sobie pamięć, ponownie je przejrzał.

- Długość – przewidywana 850 m, rozciągłość – przewidywana 123 m. Przewidywania, w sumie niczego nie są pewni - pomyślał i westchnął cicho, wcale się tym jednak nie przejmował, bowiem w gruncie rzeczy, czego miał się obawiać? Zwiedził już dziesiątki jaskiń i nie spodziewał się by coś mogło go zaskoczyć, jednocześnie z doświadczenia wiedział, że musi zachować ostrożność.

O swoich towarzyszach wiedział dość nie wiele, z żadnym z nich jeszcze nie rozmawiał, ale miał nadzieję, iż ich współpraca będzie układała się wzorowo. Dziwiło go tylko to, iż tak niewielu rodowitych Brytyjczyków brało udział w ekspedycji, świadczyć mogło to jednak również o tym, iż najlepszych specjalistów ściągano z różnych zakątków świata. Jednak czy ci ludzie rzeczywiście byli najlepsi? Z oceną Colin musiał się wstrzymać do czasu, gdy wejdą w głąb jaskiń.

Kiedy tylko przybyli do bazy wypadowej uwagę Colina przykuła ogromna wyrwa, siła wybuchu, który dokonał tego zniszczenia, była rzeczywiście imponująca.

- Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. – rzekł Benz - Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu.

Harlow kiwnął głową w odpowiedzi i nieznacznie się uśmiechnął, przedstawiciele Royal Society o niczym nie zapomnieli, przygotowali wszystko co mogło przydać się w wyprawie. Nie chcąc tracić czasu Colin zabrał jeden z plecaków i zapakował do niego swój ekwipunek. Nóż i małą manierkę miał już od dawna przypięte do paska, było to jego standardowe wyposażenie i rzadko się z nimi rozstawał. Niedługo potem do ekipy dołączył kolejny członek, Rodger Benz nie wyglądał jakby był z tego zadowolony, jednak dla Harlowa obecność kolejnego mężczyzny była bez znaczenia, ważne by tylko potrafił sobie poradzić w trudnych warunkach.

Do wyruszenia było jeszcze trochę czasu, więc Colin usiadł sobie wygodnie na jednym z krzeseł i wyjął najnowsze wydanie The Sun. Od czasu gdy David Yelland nie był już redaktorem naczelnym, a jego miejsce zajęła jakaś Wade dziennik stracił nieco na jakości, tak przynajmniej uważał Harlow. Mimo wszystko nie wyobrażał sobie dnia w Londynie bez przeczytania porannego The Sun.

Col Frost 13-07-2009 22:43

Michael jechał pełnym autobusem, ale nie jak zwykle do muzeum. Wreszcie mógł się oderwać od tej papierkowej roboty oraz ciasnych ciemnych piwniczek pełnych różnego rodzaju archiwów i dokumentacji. Cieszył się do tego stopnia, że nie przeszkadzała mu ciasnota w busie, która zwykle przypominała mu o nadchodzącym nudnym dniu. Po raz kolejny wspominał swoją ostatnią rozmowę z Benzem.

Tamtego dnia doktor odwiedził go w pracy. Było to dosyć niezwykłe, bo zawsze spotykali się gdzieś na mieście, zwykle w jakiejś kawiarence i to po godzinach pracy. Dodatkowo trzeba się było z nim umawiać kilka dni do przodu, tak bardzo był zwykle zajęty. A teraz ni z tego ni z owego odwiedza młodego historyka w muzeum. Michael starał się nie pokazywać swojego zdziwienia, ale wkrótce miał się zdziwić jeszcze bardziej. Doktorek opowiedział szybko z czym przyszedł, a jego przyjaciel słuchał nie przerywając nawet jednym słowem. Wiedział, że czas staruszka jest cenny, a przynajmniej on tak uważa.

Zdziwienie, które rosło z każdym zdaniem powoli zaczęło ustępować ekscytacji, po zaproponowaniu Michaelowi współpracy. I to w terenie, a nie za tym zapyziałym biurkiem. Jego odpowiedź była krótka: "Jeszcze się pan pyta?! Jasne, że się zgadzam!"

Jarecki uśmiechnął się na wspomnienie tego wybuchu, który nieco zdziwił Benza, chociaż starał się nie dać tego po sobie poznać. Tak to się wszystko zaczęło. Ale to co najbardziej go uszczęśliwiło to reakcja Jean po ich rozmowie. Na początku, gdy jej powiedział tylko o planowanej wyprawie posmutniała znacznie, ale gdy dowiedziała się, że jej mąż nie opuści nawet Londynu... Cóż to była za radość. Jeszcze tego samego wieczora wybrali się zabawić na miasto. Ale od następnego dnia trzeba było brać się do roboty.

Przygotowanie sprzętu, zapoznanie się z dokumentacją i jeszcze ten przyspieszony kurs łażenia po jaskiniach. Michael nie był pewny czy ta nauka bardziej mu pomoże, czy też przeszkodzi. Jeżeli nauczył się czegokolwiek czego wcześniej nie umiał to, że wędrówki pod ziemią są znacznie bardziej skomplikowane niż mu się wydawało. Ale za nic nie przepuściłby takiej okazji.
Autobus zatrzymał sie na odpowiednim przystanku. Jarecki był tak głęboko pogrążony w myślach, że mało brakowało by pojechał dalej. Wysiadł chwilę przed zamknięciem drzwi.

Na miejsce spotkania dotarł pierwszy. Początkowo rozglądał się za jakimiś znajomymi twarzami, ale jedyną jaką mógł dojrzeć była twarz Benza, a on jeszcze nie przybył. Michaela zaczepił jakiś mężczyzna w garniturze i upewniając się, że rozmawia z odpowiednią osobą zaprowadził go do przygotowanego wcześniej pomieszczenia. W środku stał stół, na którym przy każdym krześle leżały teczki, prawdopodobnie z jakimiś dokumentami. Na ścianie wisiała tablica projekcyjna. Jarecki nie zauważając nikogo usiadł na pierwszym lepszym miejscu i zaczął badać zawartość teczki. Z danych o jaskini niewiele rozumiał. Nie był w końcu geologiem, więc w tej kwestii musiał polegać na swojej wiedzy archeologicznej, a danych archeologicznych było tu niewiele. Większą uwagę zwrócił więc na strony poświęcone innym członkom wyprawy. Alpinista – „co chyba jest zrozumiałe w naszej sytuacji”, saper – „chyba nie chcą tam niczego wysadzać?”, ja, archeolog- „pewnie nie mają zbyt wielkiego zaufania do takiego żółtodzioba jak ja” i facet ze zdolnościami manualnymi - (?).

W między czasie zaczęli nadchodzić kolejni ludzie. W końcu zaszczycił ich sam gospodarz, który przedstawił się jako sir Jozef Wils i pokrótce wyjaśnił ogólny zarys wyprawy, który zresztą i tak już znali. Ostatni do pokoju wszedł Benz. Wtedy rozpoczęła się właściwa część spotkania. Przedstawiono im rozkład tuneli, oraz pokazano im film wykonany przez jakiegoś robota.

Po wszystkim członkowie ekipy wsiedli do podstawionych pod budynkiem busów i ruszyli na King's Cross. Na miejscu kręciło się pełno ludzi wyglądających na budowniczych. Zdawali się odbudowywać stację metra, przy czym tworzyli niewyobrażalny hałas. Przyzwyczajony do ciszy panującej w muzeum Michael ledwo to wytrzymywał. W końcu jednak znaleźli się kilkanaście metrów pod ziemią, gdzie dźwięki, których źródłem byli robotnicy tak bardzo nie przeszkadzały. Tu przywitał ich niejaki Migel. Rozdał każdemu po kasku i zaprowadził do bazy wypadowej. Po drodze do niej musieli przejść przez długi i ciemny tunel. Jarecki nigdy nie był w żadnej kopalni, ale ten tunel bardzo odpowiadał jego wyobrażeniom na ich temat. Już po kilku minutach wiedział, że górnictwo nie jest jego powołaniem.

W obozie zebrała się już spora liczba ludzi, którzy krzątali się w różnych kierunkach tworząc pozorny chaos, choć tak na prawdę każdy z nich miał jakieś określone zadanie do wykonania. Ekipę przywitał mężczyzna w garniturze („Dziwne ubranie jak na to miejsce” pomyślał Michael), który przedstawił się jako William. Wskazał im sprzęt przygotowany specjalnie dla nich, a po krótkim poleceniu od Benza wszyscy zabrali się do zbierania potrzebnych im rzeczy. Jarecki spoglądał kątem oka na, z tego co wynikało z akt, alpinistę i starał się brać to co on. Próbował też przypomnieć sobie słowa wrzaskliwego instruktora ze szkolenia, ale nie miało to większego sensu. Po skompletowaniu ekwipunku trzeba było czekać. Młody historyk sprawdził czy na pewno wziął ze sobą wszystko co było niezbędne w jego profesji.

Fabiano 15-07-2009 01:40

Benz zadowolony nie był, widać to było na pierwszy rzut oka. Ale co tu się dziwić skoro ktoś wkłada swoje łapy w nie swoją wyprawę. Sprawa się ma tak, że coraz bardziej nie lubił Sir Wilsa. Rodger stał przodem do stołu i oglądał sprzęt. Wszystko takie jakie chciał, firmy jakiej chciał, długości jakiej chciał. Cudeńko. Nic tylko pakować plecak i wyruszać. Przygotowywania skończył jako ostatni.

Mike Turzyński:
Wszyscy się na ciebie gapią. Co jest? Masz na czole wymalowane „pismak”? Już wiesz, że ma przerąbane na starcie. Podszedłeś do stołu i zacząłeś się pakować. Wiedzę na temat wspinaczki miałeś nie za dużą, lecz coś tam wiedziałeś. Wziąłeś czekan do ręki, obejrzałeś i odłożyłeś. Plecak jak plecak tylko wielgaśny. Czy waży tak dużo na ile wygląda? Pakując się nie zapominasz o laptopie.
Pakowanie? Pestka, rach-ciach i jesteś spakowany. Dokładniej mówiąc, byłeś pierwszy. Zostało ci jeszcze jakieś 20 minut, więc położyłeś plecak oparty o ścianę groty i poszedłeś się rozejrzeć. Wziąłeś dyktafon do ręki i przysunąłeś do ust.
- Wyprawa dzień pierwszy. Wszedłem wprowadzony przez Sir Jozefa Wilsa. Doktor Benz nie był zadowolony...
Twoja pierwsza relacja z jaskini. To co widzisz nie jest czymś imponującym. Zwyczajna grota. Z tym, że wszędzie lampy i wielki baldachim nad waszymi głowami. Przechodzisz dalej za stół. Wszędzie krzątają się ludzie z jakimś sprzętem. Coś stukają, coś wiercą.

Michael Jarecki:
- ...plecak, liny, przynajmniej dwa litry wody... – powtarzałeś sobie w myślach. Rzut oka w prawo. Colin bierze kilka karabińczyków to ty też. Dobra metoda. Widzisz jak ten „nowy” gościu kładzie swój plecak i idzie dalej w głąb groty. Spakowałeś się cały chwilę potem jak zrobił to Colin Harlow. Rzucasz wzrokiem na Benza on jeszcze się pakuje. Przygląda się dokładnie karabińczykom i czekanowi. Kask ma przechylony na lewą jak żołnierski beret. Postanawiasz się odświeżyć przed podróżą. Koło Toi Toii stoi baniaczek z wodą i mydło w płynie. Po umyciu się patrzysz na zegarek, jeszcze 14 minut. Co przez ten czas robić?

Colin Dwight Harlow:
Ten koleś na lewo się ci przygląda. I to bez dwóch zdań. Ciekawe czy jak odrzucisz ten czerwony karabińczyk to on to samo zrobi? Pakujesz się dalej. Sprawa prosta jak dla specjalisty twojego pokroju. Prosta to ona jest ale nie masz zamiaru odwalić fuszerki, dlatego oglądasz wszystko i starannie układasz. Koniec i co tu począć dalej? Tym razem ty idziesz za czyimś przykładem i idziesz umyć spocone ręce.

Nikołaj Radović:
Co robiłeś w toalecie to twoja sprawa. Wychodząc z niej rzuciłeś okiem jeszcze raz na dopisek „made in Poland”. I poszedłeś po swój sprzęt. Ten nowy gdzieś się krząta z czymś w ręku . Alpinista( jak mu było?... Harlow?) właśnie skończył nieopodal myć ręce.
Wszyscy wyglądali jak by byli już gotowi oprócz Benza. Ten musi wszystko przejrzeć. Rozglądasz się. Ludzie w garniturze robiący za robotników. Dziwnie wyglądają nosząc jakieś skrzynki i narzędzia. Intelektualiści...

Korzystając z chwilki wolnego podchodzisz ku końcówce groty gdzie prawdopodobnie zacznie się wasza wędrówka. Nowy już tam stoi. Mówi sam do siebie.

- Witam, Mike Turzyński, dziennikarza... - Powiedział wyciągając do Ciebie dłoń. Ajednak, pismak.

Jacques Leblanc
No, tak palić to tu nie można. Ciekawe czego jeszcze? Człowieczek, który podbiegł do Ciebie uświadamiając ci ten zakaz poszedł teraz do kolesia w gajerku i powiedział mu coś na ucho. Wiliam przytaknął tylko i spojrzał krótko na Ciebie. Przyglądałeś się mu trochę. Gajerek dość drogo wyglądający i buty lakierowane. On tu stanowczo nie pasował.

Rozejrzałeś się dalej. Jedynie co dostrzegłeś to skały, ludzi, baldachim i robota, który raczej wyglądał na zepsutego. No ale co ty tam możesz się znać?

Piter James Wescott – Brown
Bardzo nie podobało się tobie, że dziennikarz dołączył do teamu. A, że to dziennikarz to nie ulegało wątpliwości. Nauczyłeś się takich rozpoznawać na węch. Benz pewnie teraz też nie jest w nastroju do rozmów, zatem zabierasz się za sprzęt. Plecak, materac,śpiwór...

Wszystko co trzeba masz. Zatem udajesz się na drugą stronę komnaty rozglądając się może nie za dokładnie, ale wystarczająco uważnie, żeby zobaczyć, że jeden z "naukowców" ma kaburę na pistolet. I ów pistolet chyba w tej kaburze siedzi. Może to normalne? Z tym, że na twoich wyprawach niespotykane.
Przed wejściem... a może wyjściem było już dwóch członków wyprawy. Pan "bliżej nie określony" urody bośniaka. I pismak, słowianin.

Wszyscy:
Dla jednych łatwiej dla innych trudniej poszło pakowanie ale daliście radę. Wszystko zapięte naos tani guzik. Stoicie z plecakami założonymi i zapiętymi, w kaskach i uprzęży, z rękawiczkami bez palców i w ochronnych bytach, wpatrzeni w korytarz w korytarz jaskini, który już nie jest oświetlony. Jedyne światło jakie tam dochodzi to te z obozu startowego. Meczet? Porąbani są ci naukowcy. Nie jest źle. Wiecie, że wasze oczy po prostu są przyzwyczajone do jaskrawych halogenów stojących co kawałek pod baldachimem. Wejdziecie i będzie wszystko ok.

- Ruszamy. – Rzekł Benz. – próba radia... raz... dwa... trzy. – Mówi do mikrofonu uczepionego kołnierza koszuli.
- Słychać mnie tam? – Zapytał was. Miał w poważaniu czy słyszy go Wils czy jemu podobni. Wkraczając w ciemność on zaczynał rządzić a nie Wils.

Ruszyliście. Za obozem startowym były dwa wejścia do następnej komnaty. Komnata zalana była słabym światłem ze stających kawał dalej reflektorów. Różne nasypy, stalaktyty i inne twory rzucały dziwaczne cienie. Kilka metrów lewym korytarzem cała sala skręcała w lewo gdzie napotkaliście zawalisko. Kamienie i głazy sztywno leżące, a także części wielkich masywnych ścian czy sufitów zatarasowało drogę. Po prawej stronie w ścianie widnieje otwór na prawie półtora metra wysokości – na wejściu – i na 0,5 metra szerokości w najszerszym miejscu.

Tak mniej więcej. Jak to mawiają: na oko. Korytarzyk prowadzi na drugą stronę. Dopiero co założyliście tobołki na plecy a tu trzeba ściągać. Nic nie poradzicie.

DeBe666 15-07-2009 09:18

Emm...? O co chodzi temu Anglikowi? Poszedł podkablować mnie ważniakowi w garniturze, eeee, William'owi czy jak mu tam? Ok, dobrze, rozumiem, facet jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo, ale jestem dużym chłopcem i skoro nie można palić to nie. Nie mam zamiaru chować się po kątach z fajką. Spojrzał spode łba na Williama. Ten spoglądał na Jacques'a i wysłuchiwał czegoś od stojącego obok naukowca.
LeBlanc wzruszył ramionami po czym zaczął rozglądać się po jaskini. Robot, ludzie, skały, baldachim. Wreszcie miał okazję spenetrować jaskinię. Tak jak kiedyś jego ojciec. Spojrzał jeszcze na raz na towarzyszy wyprawy. Jeden spacerował, rozglądając się dokładnie, dziennikarz i Serb ucinali sobie pogawędkę przy wejściu do jaskiń, ostatni mył łapy.
- Ruszamy – Rzekł Benz. Wreszcie. LeBlanc dźwignął się z ziemi, powlókł za sobą plecak. Mężczyzna zbliżył się do wyjścia do jaskiń.
próba radia... raz... dwa... trzy.Mówił do mikrofonu uczepionego kołnierza koszuli. Słychać mnie tam?

Wyruszyliśmy. Za obozem startowym były dwa wejścia do następnej komnaty. Komnata zalana była słabym światłem ze stających kawał dalej reflektorów. Różne nasypy, stalaktyty i inne twory rzucały dziwaczne cienie. Jacques był zachwycony tym widokiem. Szedł długo, z podziwiem chłonąc piękno rzeźb natury swoim wzrokiem. Zachwycał się niezwykłymi, baśniowymi kształtami bawiącymi się światłem. Urok nieco przygasł gdy ekipa napotkała zawalisko. Kamienie i głazy sztywno leżące, a także części wielkich masywnych ścian czy sufitów zatarasowały drogę. Po prawej stronie w ścianie widniał otwór na prawie półtora metra wysokości – na wejściu – i na 0,5 metra szerokości w najszerszym miejscu.
Jacques przyjrzał się wyrwie, po czym pogrzebał w plecaku. Przyjrzał się przejściu, oświetlił latarką jego wnętrze, przywarł do ziemi, zmarszczył brwi.
Natychmiast wyciągnął czerwony, podłużny kształt z małym czasowym zapalnikiem po czym zbliżył się do Benz'a.
- Nie wiem jak długi jest ten korytarz, oraz jak nisko się znajdujemy, ale można by zaryzykować, o ile ma pan jakieś zastrzeżenia. Ładunek jest dość słaby, a chyba każdemu z nas zależy, żeby zachować swój bagaż. No bo już na oko widać, że plecaki się nie zmieszczą w to przejście- rzekł patrząc na Rodger'a.




<uwaga Kerma>

Col Frost 16-07-2009 11:21

Czternaście długich minut oczekiwania zanim w końcu wyruszą. Tak dużo i tak mało zarazem. Na prawdę zbawi kogoś jak będą musieli poczekać jeszcze ten kwadrans? Michael wolałby już wyruszać. Teraz, w tej chwili, natychmiast. Ze stojącej obok skrzynki wyjął butelkę wody i pociągnął z niej kilka łyków. Z braku lepszego zajęcia rozejrzał się dookoła.

Nie zwracał nawet uwagi na ludzi w garniakach, którzy absolutnie nie pasowali do tego miejsca. Właściwie oni chyba nigdzie nie pasowali. W tych garniturach też im nie było do twarzy. Jarecki rozejrzał się za własną ekipą. Dwóch z nich zauważył przed wejściem do jaskini. To był ten nowy i - próbował sobie przypomnieć akta drużyny - a tak, ten od "manualnych zdolności".

W końcu przyszedł czas na początek wyprawy. Młody historyk myślał, że się nie doczeka.

- Ruszamy - oznajmił Benz. - Próba radia... raz... dwa... trzy. Słychać mnie tam?

Wyruszyli. Jak na razie wszystko szło jak po maśle. Poruszali się niezłym tempem (a przynajmniej Michael tak uważał), bez większych problemów. Po chwili jednak jeden wyszedł im naprzeciw. Zawalisko.

Jarecki podszedł i starał się sprawdzić na oko czy da radę prześliznąć się wraz z plecakiem. Nie ustalił tego jeszcze, gdy z zadumy wyrwał go czyiś głos:

- Nie wiem jak długi jest ten korytarz, oraz jak nisko się znajdujemy, ale można by zaryzykować, o ile ma pan jakieś zastrzeżenia. Ładunek jest dość słaby, a chyba każdemu z nas zależy, żeby zachować swój bagaż. No bo już na oko widać, że plecaki się nie zmieszczą w to przejście.

Michael odwrócił się. To był ten cały ekspert od materiałów wybuchowych. Po raz kolejny historyk zastanawiał sie po co ktoś taki jest potrzebny na wyprawie naukowej. Na dodatek Francuz. Wysadzanie czegokolwiek uważał za kompletny idiotyzm. Nie odezwał sie jednak ani jednym słowem. Podejrzewał, że wybuch w niczym im nie pomoże, a nawet przeszkodzi, ale nie on jest tutaj geologiem, żeby wyrażać takie opinie. Czekał na rozwój sytuacji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172