Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2010, 20:32   #81
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Stał w skupieniu. Czekał na przeciwników. Wątpił czy odwrót w czymkolwiek im pomoże. Gdy Cherry oświetlił wystrzałami sufit serce Den’a niemal przestało bić. Strach. Niekontrolowany strach objął jego całe ciało. Zaczął się nieświadomie cofać. Dopiero klapnięcie sierżanta w ramię i wydanie rozkazu sprawiło, że mężczyzna wziął się w garść. Otworzył ogień. Kolejne potwory zaczęły spadać martwe z sufitu. Towarzyszyły im dzikie piski, tych, które pozostały przy żuciu. Wszystkie włosy na ciele marine stanęły dęba. Najchętniej uciekłby gdzie pieprz rośnie. Nie chciał jednak wyjść na tchórza. Strzelał dalej starając się jednocześnie opanować strach. Gdyby nie truchła tych Xenodziadostw coraz gęściej leżące na podłodze w żaden sposób nie było by widać efektów strzałów. Wtedy usłyszał w słuchawce głos Venom informujący, że od teraz był jedynym operatorem Smartgun’a w oddziela. Rozejrzał się by znaleźć kobietę.
„Kurwa, gdzie ona jest? Przecież miałem ją pilnować.”
Krzyk sierżanta sprawił, że momentalnie odwrócił głowę w stronę gdzie ostatni raz go widział. Zobaczył Drake’a trzymającego nieprzytomnego Taylor’a. W ich pobliżu zauważył Venom. Między nimi była jednak dość spora grupa przeciwników.
„Pierdolić to. Jeśli mam zginąć, zginę przynajmniej, jak na prawdziwego żołnierza przystało.”
Mężczyzna mocniej ścisnął swoją broń.
-Musimy trzymać się razem, jeśli chcemy przeżyć! - słowa skierował do najbliższych towarzyszy broni. - Ja idę do sierżanta. Wy róbcie co chcecie.
Widać adrenalina wzięła górę nad zdrowym rozumem. Teraz jednak nie było czasu na przejmowanie się tym. Musiał dojść do Taylor’a. A między nim a sierżantem znajdowała się dość duża liczba potworów. Nie myśląc długo otworzył ogień.
- Gińcie skurwysyny! Żaden nie przeżyje! - zaczął krzyczeć ile sił w płucach.
Smartgun wypluwał z siebie kolejne serie pocisków, które skutecznie uśmiercały kolejne Xenomorpfy. Piskom obcych towarzyszyły przekleństwa Den’a. Powoli, krok za krokiem, wystrzał za wystrzałem Marine zbliżał się do swego celu. Dość ślamazarnie poruszał się do przodu. Ważne jednak, że się poruszał.
„Skąd się ich tyle bierze? Przecież w ogóle nie widać, żeby ich ubywało. W takim tempie nim tam dojdę będzie już za późno.”
Nagle żołnierz zobaczył ogon jednego ze stworów z dość dużą szybkością zbliżający się do jego głowy. Wykonał unik. Mimo to ogon rozorał mu lewy policzek. Wściekły dobył z kabury Vektor i wystrzelił bez specjalnego celowania. Xenomorpf pisnął, po czym zwalił się na podłogę. Kilka dodatkowych strzałów z pistoletu utwierdziły Den’a w przekonaniu, że ten wróg już się więcej nie podniesie. Pistolet wrócił na swoje miejsce. Smartgun na powrót zaczął razić wrogów.
Den w końcu znalazł się przy sierżancie. Taylor prawdopodobnie jeszcze żył, lecz bez szybkiej pomocy medycznej jego szanse na przeżycie były znikome. Wzrokiem poszukał medyczki. Znalazł ją. Ogień z jego broni pozbawił życia kilku obcych znajdujących się między nimi.
- Venom! - krzyknął do kobiety - Ja będę osłaniał! A ty tu chodź!
Marine skutecznie utrzymywał na bezpieczną odległość wszystkie potwory. Strzelał jak w transie. W końcu po to wstąpił do wojska. By strzelać. Pisk stworów połączony z wystrzałami niemal go ogłuszył. Przejmowanie się tym pozostawił na później. Teraz musiał ochraniać żołnierzy wokół niego.
Klik. Klik. Klik.
Smartgun przestał wypluwać z siebie pociski. Skończyła się amunicja.
- KURWA!!! - To przekleństwo z całą pewnością usłyszał każdy.
Den w pośpiechu zdejmował karabin wraz z całym osprzętem. Jednocześnie szukał nowej broni. Znalazł Berette sierżanta. Podniósł ją. Dla dodatkowej siły ognia wyciągnął jeszcze swój Vektor.
- No chodźcie gnoje! Czekam na was!
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 31-03-2010, 23:12   #82
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
J.D. usłyszał szept sierżanta:
- Jak wygląda sytuacja?
- Ponad 50 dookoła. Odczyt niewyraźny, żeby doprecyzować - odpowiedział również szeptem.
Cofał się. Krok za krokiem. Światło latarki omiatało całe pomieszczenie, od poodłogi do sufitu, w poszukiwaniu wroga. Co chwilę migał w nim jakiś ciemny kształt, ale był zbyt szybki, żeby murzyn mógł wycelować.
Nagle w bardzo krótkich odcinkach czasu rozległo się kilka dźwięków. Pierwszym było mlaśnięcie, drugim dźwięk czegoś ostrego wbijanego w coś miękkiego, trzecim wrzask Flippera. J.D. odwrócił się w stronę źródła tych głosów. Akurat zdążył na pokaz możliwości stworzenia, które podniosło ich kaprala, jakby był piórkiem i jednym uderzeniem przewierciło mu głowę na wylot. Szamoczące się jeszcze przed chwilą ciało znieruchomiało na moment. Przez chwilę, która zdawała się wiecznością, kapral ciągle trzymał ręce uniesione, jedna pięść dosłownie centymetry od łba stwora. Noga zgięta w kolanie zatrzymała się tuż pod łokciem tego czegoś, w rozpaczliwej próbie uwolnienia się. J.D. patrzył na tę scenę z otwartymi szeroko oczyma. Zimny pot wystąpił mu na czoło, a w gardle zaschło. Patrzył i oczom nie wierzył.
Gdyby ktoś go zapytał, jak długo przyglądał się temu stworzeniu, odpowiedziałby, że 5 minut, mimo że przecież nie mogło to trwać dłużej niż sekundę. W końcu jednak przeraźliwy pisk stworzenia sprowadził jego umysł na ziemię i jakby uruchomił na nowo upływ czasu. Kończyny i głowa Flippera zwisły bezwładnie w uścisku kreatury, krew popłynęła na ziemię.
Cherry zareagował pierwszy. Władował w bestię tyle ołowiu, że jej masa musiała wzrosnąć ze dwa razy. Podziurawione zwłoki przedstawicieli dwóch ras (kapralowi też się dostało), w koncu rozłączone, opadły na ziemię. J.D. w tej chwili poczuł dwie rzeczy. Pierwszą z nich była duma. Duma, że ludzie potrafią pokazać temu czemuś, gdzie raki zimują i pewna ulga, że te stworzenia są smiertelne. Drugą olbrzymia wściekłość. Kapral miał masę wad. Był głupi, złośliwy, ciągle narzekał, czepiał się byle czego i nie dawał się zabawić. Ale był ich kapralem. Nikt bezkarnie nie zabija kaprala marines. NIKT!
Przekręcił głowę w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby wyładować swój gniew. I znalazł. Znalazł tyle, że aż serce w nim zamarło. Ze wszystkich stron nadciągały te kreatury. Najwidoczniej marny los ich ziomka nie przemówił im do łbów. Czarne, ruchliwe kształty, oświetlane jeszcze przez błyski ostatnich strzałów Cherry'ego były przerażające.
- Ogień zaporowy!
Wrzask sierżanta ocucił J.D. Tego rozkazu nie trzeba mu było dwa razy powtarzać.
- OGNIA! - wydarł się na całe gardło naciskając pulsacyjnie na spust. Miał zamiar siekać z karabinu długo i krwiście, więc wolał nie opróżnić magazynku za szybko, ani nie przegrzać mechanizmu. Starał się strzelać w miejsca, gdzie widział stwory, ale w dokładne celowanie się nie bawił.
Po chwili wrzask Kirisleva skłonił Jeremy'ego do rozejrzenia się. Nie było dobrze. Jak się okazało reszta grupy dość szybko się wycofywała, zostawiając trójkę żołnierzy niejako na szpicy. Ostatni, który trzymał się blisko nich właśnie został nadziany na ogon przeciwnika i był wynoszony przez Drake'a z pola bitwy. "Swoją drogą fajny ten sierżant. Nie kryje się na tyłach, jak jakiś strachliwy bubek."
Na więcej rozmyślań nie mógł sobie pozwolić, bo wdepnęli w naprawdę poważne łajno. Z galaretowatej mazi pokrywającej podłogę wynurzyły się przed nimi jaja. Na szczęścia zajął się nimi John, a Cherry całkiem nieźle radził sobie z dużymi.
Gdy J.D. zobaczył jedno z jaj tuż obok swojej nogi, zareagował odruchowo i potężnym kopniakiem wysłał je na bezpieczniejszą odległość. Po drodze jajo uderzyło w głowę jednej z bestii, która wściekle zasyczała, ale murzyn uciszył ją kilkoma celnymi pociskami. Z zewnątrz cała ta scena mogła wyglądać nawet zabawnie, ale jemu nie było zbytnio do śmiechu.
- Uciekamy! Jaja rozwalimy granatami! Szybko! - zawołał Cherry.
- Wycofujemy się! Zewrzeć szyk! - wydarł się na cały głos J.D. nim jeszcze słowa Japończyka przebiły się do jego mózgu. Widząc że zostali praktycznie bez dowódcy mógł sobie pozwolić na trochę rozkazów. Przesunął się za plecy Johna i asekurując go jak tylko mógł, krzyknął mu do ucha:
- Ognia i cofaj się!
Trzeba było dotrzeć do korytarza, zanim wróg całkiem oddzieli ich od pozostałych. Ogień z broni maszynowej cichł. J.D. miał jeszcze trochę amunicji, ale czerwona liczba na wyświetlaczu niepokojąco malała z każdym naciśnięciem spustu. Malała szybciej niż zastępy wrogów.
"Byle do windy" kołatało się w głowie żołnierza.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172