Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2010, 14:01   #31
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Miły wieczór zawsze szybko się kończy, to norma. Już przyzwyczaiłam się, że wszystko co dobre to jedynie ułamek tych złych rzeczy co spotykają nas na co dzień. Smutno mi, że Robert znowu nabroił i ma przechlapane u dyra. Może da mu to w końcu do myślenia? Dobrze, że nikomu nic się właściwie nie stało.

Przejazd do szkoły był ponury, wycieraczki pracowały ostro by zebrać wodę z szyby. Położyłam dłoń na ręce Roberta i uścisnęłam. Chyba potrzebuje mojego wsparcia teraz bardziej niż przedtem. Może nawet odkryjemy w nim jakieś nowe talenty artystyczne?

Lekcje to katorga, historia była bardziej nudna niż kiedykolwiek. Przywitałam się z wszystkimi, jakaś miłą pogawędka a tu zaraz nuuuuudyyyyy. Jak na złość nie było dziś absolutnie żadnych interesujących lekcji.

Wszyscy w koło mówili o dziwnych rzeczach które się ostatnio dzieją. Co im odbiło? Jakaś zbiorowa halucynacja? Nie zauważyłam absolutnie nic dziwnego ostatnio. Pewnie sobie wkręcają przed Halloween. Ale żeby nie było że się wywyższam potakiwałam ze zrozumieniem głową. Naprawdę, ludzie muszą przestać ćpać bo im nie służy.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 02-04-2010, 20:46   #32
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Nadchodził wieczór. Mimo namów, Kyle w końcu opuścił Michaela i Laine. Nie żeby źle się bawił; lubił Laine i polubił Michela, gadało się przednio, zwłaszcza zaś bawiło go opowiadanie miejscowych historyjek i legend, mocno ubarwianych przez każde następne pokolenie. Ale ostatnio rodzice Kyla wściekali się o wszystko i wracanie do domu o bardzo późnej porze mogłoby się skończyć źle dla jego wolności osobistej w najbliższym czasie. Lekko chwiejnym krokiem, spowodowanym zażyciem dużej ilości wszelakich używek , wyszedł z domku i zaczął sunąć wgłęb miasta. Po drodze skręcił jeszcze tylko na stację benzynową, aby kupić mocno miętową gumę; chociaż wcale nie powstrzymywała zapachu alkoholu i skrętów, zawsze tak robił, chociażby dla własnego spokoju psychicznego.
* * *
Po drodze rozmyślał intensywnie; na szczęście natura obdarzyła go dosyć mocną głową, więc alkohol nie przeszkadzał tak bardzo. Myslał o Laine, o Michaelu, o treningu Capoeiry, ale lwią część jego myśli zajmował bal Hallowenowy. Okres balu dla tych, którzy pamiętali jeszcze tragedię sprzed pięciu lat był raczej niespokojny. Niepokój ten musiał im się wydawać irracjonalny, mimo to jakaś ponurość ogarniała człowieka, gdy tylko przypominał sobie tamte wydarzenia. Salę zalaną krwią. Jedyna ocalałą dziewczynę, która trafiła do wariatkowa. Ponura atmosferę. Śledztwa. Atmosfery nie poprawiał fakt złych „przeczuć” Michaela.
Mimo to, Kyle postanowił się wybrać. W zasadzie, nie miał nic innego do roboty, a tam przynajmniej miał okazję pobyć z kimś ciekawym i porozmawiać, nie tylko o samym balu i kaleczących sztukę tańca paralitykach na parkiecie. No i ze strachem trzeba walczyć, nie przed nim uciekać, bez względu na to, jak śmieszny by był.
* * *
Kyle wszedł cicho do domu i, starając nie rzucać się w oczy, przemknął do pokoju. O dziwo, udało mu się, wszyscy domownicy zajęci byli czymś innym. Chłopak szybko włączył komputer ale zanim zaczął cokolwiek na nim robić, przećwiczył kilka trudniejszych kroków Capoeiry.-Oj Turnfield, nie dbasz o siebie, to już dwa opuszczone treningi!- pomyślał

Po kilkunastu minutach usiadł i został bez reszty pochłonięty przez krzemowego zabijacza czasu. Miał kilka e-booków, ściągniętych i czekających na przeczytanie. Szczególnie ucieszył go fakt, że ściągnął się kolejny e-book na temat Kabały, której nauki ostatnio wydały się Kylowi obiecujące. Zaczął więc drążyć zawartość tomu.
"Wiedz, że do początku stworzenia, było wyłącznie Wyższe Światło, wszystko sobą wypełniające. I nie było wolnej, niezapełnionej przestrzeni – wyłącznie równe, nieskończone światło zalewało wszystko sobą. I kiedy postanowił On stworzyć światy i stworzenia je zasiedlające, Tym otwierając doskonałość Swą, Co stało się przyczyną powstania światów, Skrócił siebie On w kropce centralnej swojej – I skurczyło się światło i oddaliło, Pozostawiając pustą, niczym nie wypełnioną przestrzeń…
Dotąd, zawiódł Kyla katolicyzm, protestantyzm, medytacje, buddyzm… może Kabała okazałaby się odpowiedzią na nurtujące go pytania?
* * *
Rano. 7.00
Szkoła.
Kyle zwlókł się z łóżka. Czuł teraz efekty wczorajszego spotkania dwa razy gorzej. Bolała go głowa, a jego ciało wydawało mu się zbudowane z cementu. Nic nie pomagało- ani trening ani zimny prysznic. Chłopak szybko zjadł śniadanie, poczym z nienajlepszym samopoczuciem wybiegł z domu w kierunku szkoły. Chociaż wyszedł dosyć późno, udało mu się zdążyć sporo przed lekcją. Nie mając lepszego pomysłu, wpadł do biblioteki szkolnej.
W środku, jak zawsze, przebywało tylko kilka osób. Jakaś dziewczyna, Edward Jones –dziwny chłopak, znany w szkole z różnych ośmieszających sytuacji, związanych z jego głęboka wiarą w zjawiska nadprzyrodzone- oraz jeszcze jeden, Henry Williams.
-To ten, co bił się ostatnio- pomyślał Kyle, poczym usiadł przy stoliku, ze swoim laptopem. Zagłębił się w lekturze nauk Kabały. Zapowiadał się kolejny, męczący dzień…
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline  
Stary 04-04-2010, 19:35   #33
 
Shadow Wolf's Avatar
 
Reputacja: 1 Shadow Wolf nie jest za bardzo znany
Nie podobało mi się to wszystko. Najpierw ta dziewczyna, jej zniknięcie, potem tajemnicze zniknięcie i pojawienie się mojego księgozbioru, aż w końcu przywidzenia. Mój rozum szalał, a serce starało się dorównać, bijąc jak młot kowalski. Zaraz po przyjściu rano do biblioteki zebrałem trochę książek ze swojego prywatnego zbioru i usiadłem przy stoliku. Pana Johnsona dalej nie było, co oznaczało że nadal muszę stać na straży i opiekować się biblioteką póki nie wróci. Na zajęcia też nie musiałem iść, to znaczy mogłem się usprawiedliwić obowiązkiem jaki bibliotekarz na mnie narzucił. No i dobrze. Teraz jednak starałem się uspokoić myśli i przede wszystkim nogę, która drżała jak za każdym razem gdy jestem zdenerwowany. Jakiś tik, albo co. Nikt nie miał ochoty wypożyczać książek dziś, jednak czytelnię odwiedziło paru znajomych, Henry Williams i Kyle Turman, z czego ten pierwszy był odrobinę zainteresowany leżacymi przede mną tomiszczami. Nawet zajrzał na działu z parapsychologią. Dla spokoju sumienia wrzuciłem tam kiedyś trochę książek z tej dziedziny, głównie akademickie i "naukowe" słowniki, encyklopedia i takie tam. Taka lekka lektura, chociaż najczęstszymi użytkownikami były szkolne "panienki" szukające książek w stylu "co oznacza twoje imię" i "1001 przepisów na magię miłości". Co innego moje skarby leżące w zamkniętej piwniczce.

Corpus Daemonicum leżało u mnie na kolanach, przezornie zapakowane w okładkę słownika łaciny dla zmyłki. Większość leżących przede mną ksiąg była w jakimś stopniu pisana w łacinie, więc udawałem że nie znam tego jakże pięknego języka. W sumie to nie znałem bardziej poważnych terminów, ale co tam. Po ostatnim incydencie z przywidzeniami w książce pojawiła się nowa strona. Z początku cała szkarłatna, z wolna kolor blakł, a na kartce pojawiały się litery. Wszelkie zapiski pojawiały się w łacinie, jednak miałem małe problemy i tak z odcyfrowaniem tekstu. Pierwsze co odczytałem to "Okno wymiarów" a poniżej ukazała się rycina jakiegoś mężczyzny rysującego krąg na ziemi, z schematem tegoż kręgu obok. Jeszcze niżej udało mi się odcyfrować wyrazy takie jak "lupus metallorum" co wg słownika alchemicznego oznaczało siarczek antymonu.
- Co to jest do cholery, książka kucharska? - pomyślałem.
Stronę czytało się jak średniowieczny podręcznik alchemii, pełen metafor i niejasności. Mój zdrowy rozsądek krzyczał wniebogłosy by wyrzucić tę księgę i zająć się czymś pożytecznym, lecz ja parłem dalej. Co jakiś czas tylko rozglądałem się czy nie wzbudzam podejrzeń, ale przecież nikt by nawet nie zrozumiał co tu ja w ogóle czytam. Ew. nazwałby mnie dziwakiem i śpiesznym krokiem poszedł gdzieś sobie.

Barwy całej sytuacji dodawał fakt co oznaczały słowa które pojawiły się na stronie tytułowej: Ocal siebie od piekła.
 
Shadow Wolf jest offline  
Stary 05-04-2010, 17:30   #34
 
Megg's Avatar
 
Reputacja: 1 Megg nie jest za bardzo znany
Dużo mówiła. Dużo gestykulowała, szczególnie tą ręką, w której akurat nie miała skręta. Pokazała Michealowi kilka zrujnowanych pomieszczeń, jedną skrytkę. A potem legła na szorstkich dachówkach na wpół zawalonego dachu i ucichła. Obserwowała ciemniejące niebo, słuchając rozmawiających Michaela i Kyle’a. W jej głowie powoli kiełkował plan związany z balem Halloweenowym. Przyuważyła to, co działo się w szkole. Nadwrażliwe dziewczątka reagowały paniką na… Właśnie. Na co?
Po powrocie do domu rzuciła bluzę w kąt, trzasnęła drzwiami. Cisza trochę przytłaczała, zazwyczaj - gdy mama była w domu - z salonu dochodził irytujący głos prezentera lub podniecone okrzyki serialowych zdradzanych i zdradzających. Włączyła muzykę. Kołysząc się w jej rytm robiła porządek w pokoju wkopując wszystko po kolei pod łóżko. Jak czegoś nie widać, można przynajmniej udawać, że tego nie ma.
Bal Halloweenowy będzie mocnym przeżyciem dla tej całej szkolnej bandy.” Już widziała zamieszanie, pisk i zdezorientowane miny nauczycieli. „Trzeba Kyle’owi powiedzieć. Ah. Clara.” Była 3 w nocy, ale dla Lain była to pora jak każda inna.


Następnego ranka ledwo zwlekła się z łóżka. Skrzywiła się widząc, że pierwsza lekcja już dawno minęła i za 2 minuty zacznie się następna. Z trudem stłumiła w sobie chęć olania szkoły, pochłonęła miskę płatków z mlekiem, łypnęła na zegar i stanęła przed domem z deską pod pachą i plecakiem zarzuconym na ramię. Omijając dziury w asfalcie dotarła do znienawidzonej placówki. Wyjęła z plecaka kartkę i ołówek, nabazgrała coś szybko i wsunęła do szafki o numerze 413. "Mam nadzieję, że żyjesz po wczoraj. L."

I wręcz tanecznym krokiem wparowała do klasy w połowie lekcji.
Znowu spóźniona na zajęcia profesora Baumanna. Uzbierało jej się. Rozglądnęła się szukając wzrokiem Kyle'a albo Michalea. Zmarszczyła brwi czekając na ostrzał ze strony nauczyciela, usiadła w wolnej ławce z przodu, bo te z tyłu klasy były zajęte i wyciągnęła kilka kartek. Plan szkoły i wykreślone ewentualne drogi ucieczki.
I oby ścigającymi nie okazała się policja.
 
__________________
Jędza i nędza.
Megg jest offline  
Stary 13-04-2010, 19:59   #35
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Kiedy Kate opuściła moje mieszkanie, czym prędzej udałem się do kuchni. Otworzyłem puszkę browara, spiłem piankę i siadłem przed telewizorem. Przeleciałem po programach w poszukiwaniu jakiegoś niezłego filmu. Od dziecka uwielbiałem dobre kino. Sięgnąłem po program telewizyjny, na siódemce leciał "Czas Apokalipsy". Akurat trafiłem na reklamy.
"Wspaniale" - pomyślałem i skoczyłem raz jeszcze do kuchni po coś na ząb. Jak filmy to tylko z czymś do zagryzienia, wziąłem więc zimne, pieczone udko kurczaka, kromkę chleba oraz miskę chipsów i rozwaliłem się na fotelu kładąc nogi na stole. Reklamy się skończyły, przede mną intro do filmu i genialne The End, Doorsów. Aj, szkoda, nie będzie to wersja reżyserska, trudno. Spożywając kolacyjkę starałem wczuc się w klimat, ale Copolla przy piwie to dziwne połączenie.

Mimo to film wciągnął mnie na dobre. Mniej lub więcej w jego połowie, do Fell's Tomb prócz ciężkiej ulewy zawitała burza. Pierwszy błysk, po którym rozległ się grzmot zjeżył mi włosy na karku. Nie przejąłem się tym i kontynuowałem oglądanie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nagle w pokoju zrobiło się strasznie zimno. Kolejny huk błyskawicy był idealnie dopasowany do początku długiego spotu reklamowego, który był wepchnięty przed jednym z najlepszych momentów filmu.
Nagle z hukiem otworzyło się okno, zerwałem się z miejsca i czym prędzej je zamknąłem. Skończyło się piwko, dlatego wykorzystując reklamy i telefon od rodziców, iż nie wrócą tej nocy, bo jest burza i zatrzymają się w hotelu, otworzyłem jeszcze jedno. Nie pogardziłem również paczką czekoladowych ciastek. A reklamy wciąż się ciągnęły, ach ta telewizja...

Kolejny błysk i od strony okna padł na mnie podłużny cień.
- Co jest? - warknąłem pod nosem. Dawno tak nie nawalało w Fell's Tomb. Nie że się przestraszyłem, skądże znowu, acz niezbyt pasowało mi ta cała sytuacja. Mocno pociągnąłem z puchy i skoczyłem na fotel. Beknąłem przeciągle obserwując okno. Coś mi nie grało.

Przy oknie ktoś stał... W niewyraźnym świetle latarni z ulicy ujrzałem stojącą przed oknem postać. Miała około 1,75 metra wzrostu , ręce wzdłuż tułowia i długie włosy opadające na ramiona. Zapewne dziewczyna, chociaż nie miałem co do tego stuprocentowej pewności. Po chwili jednak spostrzegłem, iż postać ma na sobie koszulę nocną z krótkim rękawem i bose stopy. Lampy na ulicy zamigotały, a kiedy niebo przeszył kolejny biały zygzak uzyskałem pewność co do postaci. Zanim na ulicy zgasły światła, jeszcze przez moment widziałem jej twarz - owalna, o pociągłych rysach i dużych oczach. Zanim zapadł mrok, a jedynym źródłem światła w pokoju stał się telewizor, spostrzegłem coś jeszcze. Tam gdzie stała dziewczyna była jakaś kałuża.

- O żesz w dupę! - krzyknąłem i czym prędzej pobiegłem do gabinetu ojca. Akurat dziś musieli dopaśc mnie włamywacze, albo jeszcze gorzej, jakaś świrnięta kobieta. Szybko znalazłem się przy biórku, zapaliłem lampkę i otworzyłem szufladę. Od kilku lat ojciec trzymał w niej nabitą spluwę. Czemu? Kiedy dostał posadę w banku zaczął bac się o swoje życie. Tudzież moje i matki. Złapałem za gnata i nie myśląc za wiele zbiegłem na dół. Dopiero teraz spostrzegłem, iż trzęsły mi się ręce.

W pokoju było naprawdę ciemno. Nawet światło, które pochodziło z ekranu telewizora zdawało się być tłumione, pochłaniane przez wszechogarniającą ciemność. Niebo rozświetliła błyskawica, ale przy oknie nikogo nie było. Usłyszał odgłosy kroków, które mogły tworzyć tylko wydawac jedynie mokre stopy. Dźwięk dochodził z kuchni.
Przestraszyłem się nie na żarty. Jak włamywacze mogli tak szybko wejśc do domu? Dobrze, że nie było Kate. A może źle? Na pewno czułbym się przy niej nieco mężniej. Wycelowałem spluwę w tamtym kierunku.
- Wyłaźcie, skurwiele! Mam broń!
Nikt nie odpowiadał, a mokre plaśnięcia ucichły. Wtem zauważyłem coś. Przez korytarz, od drzwi frontowych do kuchni biegły ślady stóp. Woda? Błoto? ...
Po omacku znalazłem światło. Zapaliłem. W kuchni ewidentnie były ślady stóp. Odbezpieczyłem pistolet. Trzymając przed sobą, na wysokości oczu, wyciągnąłem z kieszeni telefon.
- Kate? Przyjedź jak najszybciej możesz! Ktoś po domu łazi u mnie! No, nie żartuję! Nie, nie chcę się z Tobą przespac! Przyjedź proszę!
Rozłączyłem się. Wszedłem do kuchni. Sprawdziłem okna. Były zamknięte. Ale te ślady stóp...
To była ciemnoczerwona, lepka ciecz. Krew... W kuchni nikogo nie było. Wszędzie ten mrok. Wydawało się, że unosi się w powietrzu niczym czarna mgła oblepiająca wszystko w swojej objętości. Kolejna błyskawica rozświetliła na kilka sekund pomieszczenie, tak że mogłem dostrzec kątem oka ruch. Ktoś przemknął po korytarzu i wbiegł po schodach.
Ciarki przeszły mi po plecach. Ledwo utrzymywałem wyciągniętą rękę w poziomie. Podszedłem pod ścianę, przycisnąłem doń swe plecy. Głośno dyszałem. Wolałem stac i czekac na rozwój wydarzeń. W tym mroku... ech, chociaż nie zajdą mnie od tyłu!
Wtem z pokoju na piętrze rozległ się czyjś szloch.
- Co jest? - mimowolnie szepnąłem pod nosem - dzieciaka ze sobą przyprowadzili...? - Czekałem. W napięciu. Celowałem w schody. Gdyby ktoś się pojawił... nie wiem... niegdyś strzelaliśmy z chłopakami, ale tylko do puszek... cóż, gnat dodawał odwagi... ale... nie było co gdybac. Ktoś siedział na górnym piętrze, trzeba było pozostac czujnym.

Nic się nie działo, lecz do burzy szalejącej za oknem i ulewy dołączył silny wiatr, kołyszący drzewami. Okna domu Hedfieldów raz po razie smagały gałęzie wyginanych drzew. Tymczasem na górze wciąż ktoś szlochał. Podłoga zatrzeszczała pod czyimiś krokami. Gdyby to byli rabusie, na pewno nie bawiliby się w kotka i myszkę, tylko czym prędzej zabrali cenne przedmioty. W dodatku robiliby więcej hałasu... Wszystko wskazywało na to, iż w moim domu zagościł tylko jeden człowiek.
"Dzieciaka się boję?" - niepewnym krokiem wskoczyłem na schody, oddychając głęboko wznosiłem się coraz wyżej.
- Wyłazic! Z podniesionymi rękoma!
Błyskawica oświetliła na moment oblepiony mrokiem korytarz na szycie schodów. Przy oknie stała owa dziewczyna w koszuli nocnej zwrócona do mnie plecami. Płakała i cała się trzęsła, za nic biorąc me groźby.
Wszedłem na górę, opuściłem nieco pistolet. Wyciągnąłem rękę:
- Ej dziewczynko...? Co robisz w moim domu?
Nic. Dalej nie reagowała. Zdawać by się mogło iż jest czymś śmiertelnie przerażona...
Zbliżyłem się nieco. Spróbowałem dotknąc jej zimnej dłoni. Kiedy dotknąłem jej dłoni, dziewczyna prawie podskoczyła, po czym przestała się trząść i odwróciła się do mnie twarzą. Przez mrok nie mógł dokładnie ujrzeć jej twarz, ale kiedy niebo przecięła błyskawica, stanął przed szokującym widokiem. Jej twarz... Jej twarz była poznaczona długimi bruzdami, jakby po pazurach jakiegoś zwierza. Zakrwawione powieki miała zaciśnięte, ale mimo to krew spod nich się wydobywająca łączyła się z krwią pozostałych ran i ciężkimi kroplami skapywała na ziemię. Cofnąłem się o krok, lecz dziewczyna stała w miejscu.
- On wie, czego się boisz... - powiedziała łamiącym się głosem kiedy korytarz znów oświetliła błyskawica. Niedługo się przebudzi... a wtedy będzie za późno. - złożyła ramiona na piersiach,dłonie przytykając do ramion i znów zaczęła drżeć.
- Kurwa!!!!!! - z wyciągniętym odskoczyłem na sporą odległośc i odruchowo wystrzeliłem. Po pierwszej kuli, poszła następna i następna. Aż pozostał pusty magazynek i wybite szyby. Ale ani śladu po dziewczynie...
Na ulicy zamigotały lampy i powoli się rozgrzewając powróciły do sprawności. Ciemność, która wydawała się tak materialna jakby się przerzedziła i wycofała. Nagle usłyszałem jak ktoś wali w drzwi frontowe.
- Robert!? Robert! Otwórz! - usłyszałem głos Kate.
Czym prędzej zbiegł na dół i zapalił światło. Na przycisku pozostał ślad krwi. Robert zapalił światło tą ręką, którą dotknął dziewczynę...
- Witaj...
- Co się dzieje, słyszałam strzały!
- Ktoś w moim domu buszował! Chodź na górę.
Złapałem Kate za rękę i czym prędzej pobiegłem na górę. Jednakże oprócz porozbijanych szyb w pokoju nic dziwnego widac nie było.
- Przysięgam, ktoś tu był!
- Ale kto? I gdzie zniknął? - Kate rozglądała się niepewnie?
- Dziewczyna... - wciąż trzęsły mi się ręce, głos drżał nienaturalnie - O twarzy... pociętej jakimiś ranami... zalanej krwią... mówiła o kimś... że nie ucieknę... Boże...
Kate położyła mi rękę na ramieniu - Spokojnie, rozejrzyjmy się może tu jeszcze jest. Tylko ostrożnie z tą bronią.
W głowie natychmiast pojawiła się myśl. Znajdę ją. Na pewno gdzieś tu się kryje. Podbiegłem do szafy, otworzyłem drzwiczki, począłem wyrzucac z niej ubrania, bieliznę. Wysuwałem każdą szufladę, zaglądałem w każdy kącik szafy. Kopniakiem przewróciłem kosz na śmieci, przesunąłem biurko. Zajrzałem pod łóżko, miast otwierając drzwi wyskoczyłem przez okno na balkon przecinając sobie dłoń w kilku miejscach. Po przegubach wiły się już karmazynowe wężyki. Nachyliłem się nad balustradą, klęknąłem nad stertą gratów i wyrzucając je na dół szukałem dziewczyny o cele bladej niczym trup.
- Znajdę ją, na pewno gdzieś się tu chowa. Poczekaj Kate.
Natychmiast, nie oglądając się za siebie zbiegłem na dół. Niczym huragan wpadłem do łazienki, zajrzałem do prysznica, zasłona musnęła mnie po twarzy, krzyknąłem przerażony i próbując się wydostac zerwałem ją z wieszaków. Niosąc za sobą zerwaną zasłonę wybiegłem z łazienki i jak wryty stanęłem przed drzwiami frontowymi. Wzrok wlepiłem w plamkę krwi na przycisku przy domofonie.
- Daj spokój zaraz zdemolujesz cały dom! Pewnie zaraz tu będzie policja, ktoś na pewno usłyszał strzały. Co tam znalazłeś?
- Nic - złapałem Kate za ramiona, potrząsnąłem z dziką siłą i spojrzałem prosto w oczy - Czekaj tu. Jak znowu pojawi się ta dziewczyna to dzwoń po policję. Zaraz będę z powrotem.
Pobiegłem chyżo ku garażowi. Wskoczyłem do auta, przekręciłem kluczyk i wyjechałem. Pędziłem ulicami nie zwracając uwagi na sygnalizację świetlną czy ewentualne patrole policji. Czułem, że dopadnę włamywacza. Wewnętrzna siła pchała mnie do przodu. Odczuwałem głód. Głód informacji. Tajemnicze gadki nieznajomej pobudziły mą wyobraźnię. Zmieniłem bieg i docisnąłem akcelerator. Pędziłem na złamanie karku. Nawet się nie obejrzałem, a wyjechałem za miasto. Po obu stronach ulicy rosły złowrogo pnące się ku niebu drzewa. Włączyłem długie światła. W pewnym momencie przed maską stanęła mi dziewczynka, którą widziałem w domu. Natychmiast skręciłem kierownicę, po ułamku sekundy z trzaskiem rąbnąłem w drzewo. Chyba uderzyłem głową w szybę. Wzrok przesłoniła mi mroczna, migocząca mgiełka. Odpłynąłem...

 
Kirholm jest offline  
Stary 14-04-2010, 14:15   #36
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Nie zdążyłam wsiąść do autobusu, który jak na złość się strasznie spóźniał, kiedy zadzwonił Robert. Już miałam nadzieję, że odwiezie mnie do domu, ale od razu usłyszałam w słuchawce przestraszony głos, jakby to mówił ktoś zupełnie inny. Gdy poprosił żebym przyszła bez chwili namysłu ruszyłam w stronę jego domu.

Droga dłużyła się niemiłosiernie, deszcze odbijał się miarowym rytmem o parasolkę. A ja brnęłam w błocie by dotrzeć jak najszybciej do domu. I gdy byłam już całkiem niedaleko usłyszałam strzały. Odrzuciłam parasolkę i pobiegłam co sił w nogach. Dosięgnęłam drzwi i zaczęłam w nie walić wołając Roberta. Stanął w drzwiach. Oczy miał wielkie jak dwie piłeczki golfowe, klatka unosiła mu się szybko, wdech wydech, wdech wydech. Na mój widok jakby trochę się rozluźnił, ale na pewno się nie uspokoił.

Przeszukaliśmy razem dom, każde miejsce, to możliwe i to raczej nieprawdopodobne. Nic, pusto. Ani śladu zakrwawionej dziewczynki. Może zasnął przed telewizorem i mu się przyśniło? A może wypił odrobinę za dużo. Nagle wyskoczył jak oparzony, wsiadł w samochód i ruszył z warkotem silnika. Nie słuchał, lub wcale nie słyszał, jak wołałam by się zatrzymał i nie zostawiał mnie tu. Chwilę później, a może całą wieczność, pojawiła się policja.

Mnóstwo pytań na które nie znałam odpowiedzi. Cóż, wiedziałam przynajmniej kto strzelał i do kogo sądził że strzelał. Już chcieli mnie skuć twierdząc, że to pewnie ja strzelałam, gdy dostali informację o wypadku. Nogi się pode mną ugięły.

- Czy wszystko z nim w porządku? - zdołałam jedynie zapytać.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 02-05-2010, 12:26   #37
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Czwartek był uciążliwym dniem, lecz minął szybko. Pod koniec zajęć niebo w dalszym ciągu pozostawało zakryte grubą warstwą szarych chmur, ale przynajmniej nie padało już. Nic ciekawego nie miało miejsca, no może oprócz ciągłych rozmów o dziwnych zajściach, które to opowieści z lekcji na lekcje stawały się coraz bardziej absurdalne. Tych, którzy dobrze znali Kate zdziwiła jej nieobecność. Nieobecność jeszcze dziwniejsza, gdyż jej chłopak także nie pojawił się w szkole...

Robert:

Powoli otworzyłeś oczy. Ból, intensywny ból zalał twoje ciało. Najgorzej chyba bolała głowa, w której odczuwałeś niezbyt przyjemne kłucie po tym, jak światło dotarło do twych oczu. Wizję miałeś przez dłuższy czas bardzo zamgloną, ale kiedy wzrok ci się wyostrzył, odchyliłeś głowę na bok i ujrzałeś Kate śpiącą w fotelu przy twoim łóżku. Pikający dźwięk dochodzący z jakiejś aparatury po twojej prawej stronie oraz wystrój pomieszczenia, w którym się znalazłeś dał ci do zrozumienia, że wylądowałeś w szpitalu. Jak? Tego nie pamiętasz, a przynajmniej nie chcesz pamiętać. Jedyne co zajmowało ci myśli to okropny ból i wyczerpanie w całym ciele.
Kiedy poruszyłeś się w łóżku, szelest pościeli dotarł do jej uszu, przez co drgnęła i powoli otworzyła oczy.

Kate:

Niewiele pamiętasz z rozmowy z policjantami. Po tym jak dali ci spokój, wybrałaś się do szpitala, gdzie odszukałaś salę Roberta i spędziłaś całą noc, zmartwionym wzrokiem wpatrując się w jego twarz i doszukując się każdego, nawet najmniejszego drgnięcia mięśni twarzy. Nawet nie wiesz, kiedy zasnęłaś, gdyż nie zwracałaś najmniejszej uwagi na czas. Gdy odzyskałaś świadomość, Robert patrzył na ciebie przymrużonymi oczyma z wyrazem wielkiego bólu.

Edward:

Cały dzień chodziłeś jakbyś miał tyczkę utkwioną w wiadomym miejscu. Tajemnicza księga, a raczej jej enigmatyczna zawartość sprawiła iż byłeś wyjątkowo poddenerwowany. Każdy hałas i szybki ruch sprawiał, że drżałeś. Rozluźniłeś się dopiero, kiedy skończyłeś zajęcia i mogłeś wrócić do domu. Zanim jednak opuściłeś zimne mury gmachu szkolnego, zaczepiła się Alice Swan, przewodnicząca samorządu uczniowskiego. Powiedziała, że potrzebuje twojej pomocy dzisiejszego popołudnia w projektowaniu wystroju na bal Halloween. Oczywiście się zgodziłeś, w końcu zależało ci na tym, żeby mieć swój wkład w klimat tegorocznej imprezy. Miałeś się wstawić w szkole o 17.

Henry:

Kiedy tylko spotkałeś Bobiego, spojrzałeś na jego twarz z wyrazem wielkiego zdziwienia. Chociaż miał na nosie duże okulary przeciwsłoneczne, to wyglądał, jakby przejechał po nim pociąg metra. Dobrze wiedziałeś, co to oznacza...


Kyle i Lain:

Okazało się, że w czwartki kończycie zajęcia o tej samej porze co Michael. Cały dzień trzymaliście się razem, to zapewne efekt wczorajszego popołudnia Gdy tak zbieraliście się razem do wyjścia, Michael ożywionym głosem oznajmił, iż do wieczora ma wolny dom, i że możecie w każdej chwili wpaść do niego. Chyba mu na tym zależało.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172