Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2010, 23:39   #11
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Holy dotarła na dworzec niemal w ostatniej chwili. Terminal relacji Idaho Falls – Colorado, przy drzwiach srebrnego autobusu tłoczyła grupka ludzi. Uff, zdążyła, najwidoczniej dopiero zaczęli wpuszczać ludzi do środka. Przyśpieszyła kroku omal nie wpadając na bezdomną staruszkę która nie wiadomo skąd nagle pojawiła się na jej drodze – Przepraszam... – burknęła z trudem mijając kobietę i biegnąc dalej w stronę swojego przystanku.
- Spokojnie, poczekalibyśmy na panią – jeden z kierowców odebrał jej bilet i pomógł wpakować plecak do luku bagażowego. Odpowiedziała mu uśmiechem i weszła do środka. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. Autobus był niemalże pusty, mimo że większość pasażerów zajęła już swoje miejsca. Usiadła przy oknie, zaraz za kobietą z małym chłopcem. Założyła słuchawki i włączyła ipoda. No dobrze, dotarła na miejsce, teraz może już się odprężyć. Zwinęła się w kłębek owinąwszy kocem i niemal natychmiast zapadła sen
 
Merigold jest offline  
Stary 18-03-2010, 23:50   #12
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Kuba Wegnerowski

Luksusowe wnętrze autobusu nie zrobiło na tobie większego wrażenia. W końcu chwilę wcześniej wysiadłeś z nowiutkiego auta. Gra na konsoli uspokoiła nieco twoje nerwy związane z podróżą. Nerwy czy raczej zwykłą ekscytację.
Kiedy zaczęła się akcja z czarną grubaską twój młody, porywczy charakter wziął górę nad wszystkim. Nad dobrymi manierami, które i tak zasadniczo miałeś zazwyczaj w dupie. Nad językiem – lecz jak przemówić do rozsądku spasionej, czarnej krowie, która wyrzucała z siebie podobny potok bluzgów.
Kiedy jednak dotknąłeś ramienia wrzeszczącej grubaski poczułeś, jak twoje palce zagłębiają się przez cienkie ubranie w galaretowatą i ciepłą, mięsistą skórę. Poczułeś się tak, jakbyś złapał w dłoń jakieś oślizłe i ciepłe zwierzę lub białego, napuchniętego robaka. Było to tak obrzydliwe uczucie, że szybko wypuściłeś ramię babsztyla i zdecydowałeś pójść do toalety – bardziej celem umycia rąk niż załatwienia potrzeby fizjologicznej. Zauważyłeś, że do twoich wyzwisk w stronę grubaski włączył się jakiś wyglądający na militarystę mężczyzna siedzący wcześniej na końcu autobusu. Misję uspokojenia „czarnego nosorożca” zaczęta przez ciebie na pewno zakończy się sukcesem.
Poszedłeś do toalety.
Było to małe ale schludne pomieszczenie. Po twoim wejściu zapaliła się lampa dająca przyjemne, ciepłe światło. Toaleta pachniała środkami czystości i lśniła, jakby dopiero co ktoś ją wypucował. Prawdopodobnie jesteś pierwszym jej użytkownikiem od momentu, kiedy autobus wyjechał z parkingu. Zrobiwszy co trzeba zacząłeś myć ręce nad małą, metalową umywalką. Wtedy właśnie lustrze wiszącym na wysokości twojej twarzy ujrzałeś jakiś gwałtowny ruch. Ktoś był za twoimi plecami!
Szybko odwróciłeś się, obawiając że nie zamknąłeś drzwi wejściowych i myśląc, że właśnie ktoś ładuje ci się do środka, lecz wszystko było w porządku. Drzwi były zamknięte i byłeś sam w toalecie. Musiało ci się wydawać, jednak uczucie paniki, jakie wywołał ten omam nadal mocno dawał ci się we znaki.
Nadeszła pora na twoją „działkę”. Uspokoiłeś nerwy, wyjąłeś potrzebne do zrobienia zastrzyku przybory, sprawdziłeś czy wszystko jest tak, jak być powinno i powoli, nie spiesząc się wbiłeś sobie igłę w żyłę. Delikatny nacisk na tłoczek i substancja wpłynęła do twojego organizmu od razu poprawiając ci samopoczucie. Dłuższą chwilkę jeszcze postałeś w łazience przyglądając się swojemu blademu i spoconemu odbiciu w lustrze nim zdecydowałeś się wrócić na miejsce. Kiedy naciskałeś klamkę usłyszałeś krzyk ....

Cyrus Parker

Czarny babsztyl zatrzymał się, jakby twoja dłoń była wymierzonym w nią pistoletem. Mogłeś przyjrzeć się jej nabrzmiałej gniewem twarzy. Dyszała ciężko, chyba zmęczona serią bluzgów. Chciała coś jeszcze dodać, ale jedynie zapluła się śliną i wielkimi, zmieszanymi z nią kawałkami pączka. Wyglądała teraz tak, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz dała chyba za wygraną.
- Dziękuję – uśmiech stewardesy był najlepszą nagrodą, jakiej mogłeś oczekiwać.
Dziewczyna korzystając z okazji szybko wycofała się na swoje miejsce.
Czarna „słonica” przez chwilę stała nieruchomo, by potem spocząć tyłkiem na zajmowane miejsca. Nadal coś mamrotała pod nosem, zapluwając się kawałkami ciastka, lecz przynajmniej nie wywrzaskiwała już obelg.
Spokojnie wróciłeś na swoje miejsce, wiedząc, że między tobą a Amandą Dee pojawiła się jakaś iskra. Kto wie, co może czekać na ciebie w Colorado Springs?
Jakby na potwierdzenie twoich myśli stewardesa ruszyła w twoją stronę. Zauważyłeś, że stara się nie patrzeć w kierunku opasłej murzynki.
- Zrobiłam panu kawę – powiedziała Amanda Dee podając ci na styropianowej tacce plastikowy kubek wypełniony ciemnym, aromatycznym napojem. – Nie wiedziałam, czy Pan lubi sypaną czy rozpuszczalną, więc zrobiłam tę drugą. Jest też cukier i śmietanka, bo nie wiedziałam czy woli pan gorzką czy słodką, czy białą czy czarną. Dziękuję panu za pomoc.
Zakończywszy tą tyradę spojrzała na ciebie jeszcze raz i uśmiechając się promiennie odeszła do swoich obowiązków, wcześniej jednak wymieniając kilka zdań z kolesiem, który również usiadł na końcu autobusu – pod drugim oknem, na tyle daleko, że do tej pory sobie nie zawadzaliście.
Rozsiadałeś się wygodnie czekając na lepszy moment by pogadać z dziewczyną. Kawa, jak na taką serwowaną w autobusie, wyglądała nieźle. Jednak jej zapach jakby się zmienił. Powąchałeś delikatnie napitek czując wyraźnie ... odór świeżo przelanej krwi. W Iraku miałeś wiele okazji by zapamiętać ten charakterystyczny, metaliczny zapach.
Z osłupienia wyrwał cię nagle przeraźliwy, prawie nieludzki wrzask ....


Jack Wallman

Jak można było przypuszczać sytuacja uspokoiła się. Gruba afroamerykanka najwyraźniej cierpiała na jakieś zaburzenia psychiczne. Słyszałeś nawet o takiej chorobie. Zespół Tourreta czy jakoś tak. Chory miewał niekontrolowane ataki przeklinania, których nie potrafił pohamować. Zresztą, nie było to ważne.
Wróciłeś do swojej pracy. To dawało poczucie spokoju i pewności siebie. Komputer był twoim małym światem. Twoim remedium na zapomnienie o tej dość śmiesznej i w gruncie rzeczy groteskowej scenie.
Nagle, w sumie bez powodu, ekran monitora pociemniał. Odruchowo spojrzałeś na diodę sygnalizującą poziom naładowania baterii. Świeciła na zielono. Co jest?
W tym momencie jednak ekran znów zalśnił. Ale nie był to blask do jakiego byłeś przyzwyczajony lecz ... czarno biała kasza plamek, jak w zepsutym telewizorze. W kilka uderzeń serca później ekran odzyskał barwy. Pełnia koloru a z ekranu wpatrywała się w ciebie ... gruba, plująca pączkami murzynka, która niedawno wszczęła tą awanturę. Z jej rozwartych szeroko ust wylewała się ślina, kawałki rozmamłanego ciasta i coś co mogło być albo dżemem, albo ... krwią.
Otworzyłeś szeroko oczy i usłyszałeś krzyk dochodzący z innej części autobusu ....

Annie Carlson

Lektura wciągnęła cię na dobre. Odcięta od bodźców zewnętrznych dzięki słuchawkom na uszach i muzyki z twoje ulubionej stacji radiowej poczułaś, że czas zaczyna rozmywać się wokół ciebie. Zawsze się tak działo, kiedy książka, którą czytałaś była zajmująca. Po prawdzie większość książek jest zdecydowanie bardziej zajmująca niż proza życia z jego troskami, pogonią za sukcesem czy sławą.
Światło lampki nad siedzeniem było bardzo pomocne. Na tyle jasne, że bez trudu widziałaś litery, i jednocześnie na tyle nieduże, że nie zwracało uwagi innych pasażerów i nie przeszkadzało im w podróży.
W pewnym momencie jednak najwyraźniej oczy zmęczyły ci się. Zorientowałaś się, że od dłuższej chwili ślęczysz nad jedną stroną, a litery na niej rozmazały się w bezkształtną, nieczytelną plamę. Z tekstu jednak wybijało się jedynie kilka słów, które kłuły cię w oczy, niczym światło latarki w ciemną noc. „JA” „ZGINĘ” „POMÓŻ” „MI” „POMÓŻ” „MI” „BO” „TY” „TEŻ” „UMRZESZ” „WSZYSCY” „UMRZECIE”.
Oszołomiona zamrugałaś powiekami i litery znów stały się normalne, a tekst przejrzysty i czytelny.
W tym momencie, nawet przez głośno puszczoną w słuchawkach muzykę usłyszałaś przeraźliwy wrzask ....


Jenny Watson

Interwencja mężczyzn usadziła grubaskę na miejscu. Młodszy z nich – ten metal czy też got – udał się do toalety w której zniknął na dobre. Mogłaś wrócić do książki. Wrzaski grubaski nadal jednak odbijały się echem w twojej głowie. Wyzwiska, obelgi, straszne słowa, których nie słyszałaś nawet od swego ex. Trudno było ci się skupić na lekturze.
Wzięłaś tabletki i po dłuższej chwili głowa przestała cię boleć. Pozostało jedynie uporczywe ćmienie po lewej stronie twarzy, które dało się łatwo znieść.
W autobusie znów zrobiło się spokojnie, jeśli nie liczyć monotonnego szumu silnika.
Właśnie wtedy usłyszałaś jak ktoś coś ci szepnął do ucha. Szept był wyraźny i spowodował, że twoje serce zabiło gwałtowniej.
- Zaraz zdechnie!
Głos jak syk węża.
Odwróciłaś się w stronę skąd dobiegał i zamarłaś raz jeszcze. Fotel obok ciebie był przecież pusty!
I w tym momencie ktoś w autobusie przeraźliwie wrzasnął .....

Michael Sanders

Po tym wszystkim co się wydarzyło ludzie byli ci raczej obojętni. Może nawet obcy. Nie. To nie tak. Obojętni. To było dobre słowo.
Za oknem panowały wczesnowiosenne ciemności. Deszcz zmieszany ze śniegiem zalewał szybę gęstymi kroplami wilgoci. Muzyka ze słuchawek pozwalała się odprężyć. Nadać myślom właściwy bieg.
Odprężony, po dłuższej chwili zorientowałeś się, że twoja ręka nadal, bez udziału twojej woli, bazgrze po notesie.
Spojrzałeś na rysunek widząc coś takiego:



A pod rysunkiem napis „J. Jest teraz ze mną!”
Nie zdążyłeś jeszcze ochłonąć, kiedy przez głośniki twoich słuchawek przebił się straszliwy krzyk ....


Derek „Hound” Gray

Akcja z czarną grubaska skończyła się szybciej niż myślałeś. Babsztyl najwyraźniej zrezygnował. Jej furia ustąpiła równie szybko, jak się zaczęła. Opadła ciężko na fotel, a obaj „wybawcy” rozeszli się w rożne strony. Jeden poszedł do kibla, drugi na koniec autobusu – gdzie siedział.
Potem Amanda Dee zaniosła kawę „żołnierzykowi”. Wracając jednak zatrzymała się obok innego fotela. Mężczyzna kłócący się z kimś wcześniej przez telefon zamówił jakiś sok.
Stewardesa przyjęła zamówienie. Wracając spojrzała na ciebie i uśmiechnęła się promiennie.
- Pan Derek „Hound” – powiedziała zachwycona – Wspaniały „Pies” zespołu Chukars. Najszybsza piłka w 2006. Mój facet był pana wielkim fanem. Jezu! Ucieszy się, jak dostanę dla niego autograf od Pana. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
Rumieniec na ślicznej twarzy był nagrodą samą w sobie. Oddaliła się podekscytowana do swojego bufetu by przygotować zamówienie.
Nagle poczułeś, że twoje dłonie pocą się, jak nigdy wcześniej. Odruchowo spojrzałeś w dół i z przerażeniem zauważyłeś, że płynie ci krew z zaciśniętej na piłce ręki. Gęsta, czerwona i ciepła.
Nagle ktoś blisko ciebie przeraźliwie wrzasnął a krew ... znikła ...


Dominik „DOM” Jarrett

Wezwanie stewardesy pozostało bez odpowiedzi, ale cóż się dziwić, po tym jak czarne alter-ego twojego kumpla z celi zrobiło jej taką jazdę. Dziewczę musiało dojść do siebie. Nawet ty potrafiłeś to zrozumieć. W końcu awantura skończyła się. Równie szybko co bójka na spacerniaku. Po chwili dziewczyna przyszła z kawą na koniec autobusu, lecz przyniosła ją kolesiowi, który również zajął miejsce na końcu – po drugiej stronie. Nie przeszkadzaliście sobie wzajemnie, aż do teraz.
- Przepraszam – powiedziała stewardesa – Będzie pan chciał kawy, herbaty czy coś zimnego?
Poczekała, aż złożysz zamówienie i ruszyła w swoją stronę. Przez chwilę mogłeś podziwiać zgrabny tyłeczek wciśnięty w służbową spódniczkę – nie za krótką, nie za długą. Taką akurat.
Odprowadziłeś dziewczynę wzrokiem, aż wróciła do swojego stanowiska „dowodzenia”. W powietrzu unosił się tylko zapach jej perfum. Delikatny i powodujący bolesne wspomnienia. Podobnej marki używała twoja dziewczyna.
I nagle subtelna nuta zmieniła się w odór gnijącego mięsa. Smród zgniłej skóry i cuchnącej padliny, jakby w klimatyzację zassało woń ścierwa leżącego na poboczu. Smród, który czułeś, zdawał się przyklejać do skóry, wciskać w usta i całkowicie zatykał nozdrza. Nie mogłeś złapać oddechu. Tak mógł cuchnąć tylko rozkopany grób! Co tam grób! Masowa mogiła!
Wtedy ktoś dość blisko ciebie zaczął straszliwie krzyczeć ....


George Wasowsky


Kłótnia skończyła się równie gwałtownie, co się zaczęła. Spokojnie więc mogłeś powrócić do swojej drzemki. W tym wieku docenia się każdą chwilę na odpoczynek. Szczególnie, kiedy jest się zabieganym dziennikarzem pracującym w terenie.
Powieki same opadły i znów zapadłeś w płytki, niespokojny sen. Przebudziłeś się gwałtownie sam nie wiesz ile później.
W ustach poczułeś nagłą gorycz. Żółć podeszła ci pod gardło. Poczułeś jednocześnie silny nacisk w okolicach mostka. Jakby jakaś niewidzialna dłoń próbowała zgnieść życie w twoim sercu. Drugi zawal! Ale przecież, cholera, wziąłeś tabletki! Co jest!? Z trudem łapiąc oddech poczułeś, jak coś miękkiego i rozlazłego podchodzi ci do gardła. Z wysiłkiem odkrztusiłeś to coś z ogromnym zdumieniem dostrzegając przez załzawione wysiłkiem oczy .. kawałek pączka.
W tym momencie ktoś niedaleko ciebie zaczął wyć przeraźliwe ....


Holy Charpentier


Ze snu wyrwał cię dotyk zimnych palców na karku. Jak muśnięcie mokrej pajęczyny lub płatek śniegu, który dostanie się za kołnierz. Było to tak niespodziewane i nieprzyjemne uczucie, że już otwierałaś usta do krzyku. Jednak ktoś wewnątrz pojazdu cię ubiegł! Wrzasnął takim krzykiem, że nawet w domu wariatów nie słyszałaś podobnych. Krzykiem, który przebił się nawet przez słuchawki na uszach. Nieludzkim, potwornym, straszliwym, poruszającym lęki uśpione w twoim sercu.
A gdzieś, przez ten obłąkańczy krzyk przebiło się do twoich uszu wypowiedziane szeptem słowo ... coś, co brzmiało jak „primus”. Ale mogło to być jedynie złudzenie lub nagranie odtwarzane przez i-poda. Tylko dlaczego poczułaś zimne krople potu wzdłuż kręgosłupa.


Wszyscy


Krzyk, który usłyszeliście, wydobywał się z gardła wielkiej murzynki, która nie tak dawno była sprawczynią całego zamieszania. Nim zdążyliście zareagować wrzask ucichł, jak ucięty nożem. Grubaska opadła na fotel, z którego usiłowała najwyraźniej unieść swój gigantyczny tyłek.
- Niech nikt się nie rusza – jeden z pasażerów, mężczyzna w średnim wieku który do tej pory drzemał obok żony podniósł się ze swojego miejsca – Jestem lekarzem.
Takie słowa zawsze działają na grupę ludzi jak remedium na strach. „Jest lekarzem. Doskonale. Niech więc lekarz coś zrobi. Pomoże jej lub nie. Ale niech to on się martwi ewentualnym procesem, który może wytoczyć poszkodowana! Nie my!
Lekarz podszedł do murzynki, która siedziała teraz z głową pochyloną w przód, z rozwartymi ustami z których wyciekały nie zjedzone, na pół przeżute pączki i kawa. Zbadał dokładnie puls przykładając ręce do szyi i nadgarstków murzynki oraz wykonując inne, niezbędne do oględzin działania.
- Nie żyje – powiedział doktor nieco nieswoim, drżącym z napięcia głosem. – To najprawdopodobniej rozległy zawał spowodowany nadmiernym stresem. Być może jakieś powikłania chorobowe. Nic już nie możemy zrobić.
Kobieta podróżująca z kilkuletnim chłopcem wykrzyknęła coś zasłaniając usta ręką. Jej synek zaczął dopytywać się natarczywym głosem, co się stało, ale zdenerwowana matka uciszyła go nerwowo.
- Panie kierowco – doda lekarz zamykając oczy zmarłej. – Proszę przez radio skontaktować się z odpowiednimi służbami w najbliższym miasteczku. Zmuszeni będziemy zjechać z trasy.
- Najbliższa miejscowość to Palisades. Za kilka minut będziemy mieli zjazd z drogi szybkiego ruchu.

To było kilka naprawdę długich minut. Zjazd z wyznaczonej trasy w stronę świateł jakiegoś miasteczka. Spojrzeliście na zegar w autobusie wyświetlający godzinę 18:45. Niemożliwe. Minęło dopiero troszkę więcej niż godzina jak jesteście w drodze. Autobus podjechał pod jasno oświetloną stację paliw.




- Musimy poczekać na karetkę i policję – powiedział spokojnym głosem kierowca kiedy zatrzymał autobus na parkingu obok stacji. – To może zająć dłuższą chwilę, więc jeśli Państwo chcą, można opuścić autobus. Proszę się jednak od niego nie oddalać, ponieważ ruszymy, jak tylko uda się nam pozałatwiać niezbędne formalności związane z tym tragicznym wypadkiem.

Za oknem autobusu widać niewielką stację: mały sklep, zapewne toalety czy jakiś fast-food. Wszystko tonie w zimnym, zmieszanym ze śniegiem deszczu, a poza kręgiem ciepłego światła rzucanego przez latarnie na stacji panuje już ciemność. Godzina 18.50. przymusowy postój. Sądzicie że jednak nie dłuższy niż 20-30 minut ponieważ w oddali widać już migające błękitne światła karetki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-04-2010 o 10:56. Powód: Kolor czerwony
Armiel jest offline  
Stary 19-03-2010, 05:57   #13
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Annie wzdrygnęła się kiedy usłyszała głośny krzyk. Kurcze, chyba usnęłam nad książką - pomyślała. Przekartkowała szybko ostatnie strony lektury. Książka sprawiała normalne wrażenie, zwykły czarny druk na białych kartkach, żadnych dziwnych, nie pasujących do treści słów. Uff, znowu udało mi się przejść od stanu czuwania prosto w marzenie senne i oczywiście ten krzyk też był jedynie częścią tego dziwacznego i nieco niepokojącego snu. Annie potarła odruchowo oczy żeby przywrócić się do rzeczywistości i natychmiast odsunęła ręce od twarzy. Idiotka! Pamiętaj o soczewkach! Zamrugała szybko powiekami i westchnęła z ulgą kiedy stwierdziła że są jednak na miejscu.
Wygramoliła się spod koca bo doszła do wniosku ze to szum jadącego autokaru i ciepło w nim panujące sprowadziły na nią tą senność. Wyłączyła też muzykę wciąż dolatującą ze słuchawek i wtedy okazało się że w autobusie coś się jednak dzieje. Ludzie wstawali ze swoich miejsc, niektórzy stanęli tak że blokowali przejście a cała ich uwaga kierowała się na tył pojazdu. Przesunęła się szybko na wolne miejsce znajdujące się bliżej wejścia i wywnioskowała z komentarzy najbliżej siedzących pasażerów ze jakaś starsza i chyba gruba kobieta dostała zawału. Następne informacje okazały się dość uspokajające bo tak szczęśliwie się złożyło ze na pokładzie autobusu był jakiś lekarz i już zajmował się chorą kobietą.
Nagle jednak szepty pasażerów umilkły i nawet Annie mogła usłyszeć słowa jakiegoś mężczyzny, najprawdopodobniej tego lekarza. Nie usłyszała ich od początku ale reszta była wyraźnie jednoznaczna:”... rozległy zawał spowodowany nadmiernym stresem. Być może jakieś powikłania chorobowe. Nic już nie możemy zrobić.” Ta wiadomość wstrząsnęła dziewczyną: myślałam że to sen a jakaś biedna kobieta właśnie kończyła swoje życie w tym autobusie. Mimowolnie pojawiły się łzy i Annie zaczęła oddychać głęboko żeby się uspokoić. Z rozmów które wokół niej się toczyły dowiedziała się o która pasażerkę chodzi i natychmiast przypomniała sobie starszą, otyłą panią w różowym wdzianku. Biedaczka, to prawda że tusza mogła być powodem jej choroby ale bardziej prawdopodobne jest że do zawału przyczyniło się więcej czynników chorobowych, zresztą otyłość sama w sobie też jest chorobą. Annie jako córka lekarza i pielęgniarki nauczyła się że choroba może uderzyć w każdego i nie zawsze poszkodowany sprowadza ja sam na siebie. Zresztą żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie doprowadziłby celowo do swojej śmierci, przynajmniej Annie starała się w to wierzyć.

Po jakimś czasie autokar zjechał w stronę stacji benzynowej, kierowca przez radio wezwał wcześniej pomoc właśnie w to miejsce. Annie wysiadła z autobusu ale nie oddalała się zbytnio. Nie obawiała się widoku zmarłej a po tym wszystkich nie miała ochoty na zakupy w sklepie przy stacji. Stała więc tylko blisko drzwi wejściowych, ale tak żeby zrobić miejsce pracownikom pogotowia którzy wynosili ciało zmarłej. Widziała że kierowca i jakiś pasażer – prawdopodobnie lekarz który stwierdził zgon - rozmawiają z jednym z pracowników pogotowia. Czekali chyba jeszcze na policję, której póki co nie było widać. Annie przytupywała nogami z zimna bo zapomniała założyć kurtkę przed wyjściem z ciepłego pojazdu więc kiedy ciało starszej pani znalazło się już w karetce wśliznęła się szybko do środka autokaru i zajęła swoje miejsce. Machinalnie zaczęła bawić się telefonem, zastanawiając się czy nie zadzwonić do rodziców ale szybko porzuciła ten pomysł i zamiast tego przepłukała gardło kilkoma łykami wody mineralnej. Później przysunęła się do szyby i zapatrzyła w ciemność za oknem.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 19-03-2010, 10:43   #14
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Jack zawsze lekceważył obcych ludzi. Dlatego też kłutnia o pączka była dla niego komiczna.
"Z pewnością ma bulimię, dlatego tak pochłania pączki, a na dodatek zespuł Touretta, co usprawiedliwia przeklinanie" pomyślał. Wrócił do swoich zajęć. Najważniejsze teraz było odpowiednie przygotowanie się do jutrzejszego spotkania z firmą "Eagle". Po krótkiej chwili poczuł duże zmęczenie. Powieki opadały mu coraz częściej. Pomimo to ciągle zerkał na ekran laptopa, który bez żadnej przyczyny pociemniał, a następnie czarnobiałe plamki pokryły ekran.



Otworzył szerzej oczy, kiedy to na ekranie ujrzał grubą afroamerykankę. Z jej ust wyciekały wraz ze śliną resztki jedzenia oraz czerwona ciecz przypominająca dżem. "A może... krew?"

- AAAAAA!!!

Odwrócił wzrok w stronę dobiegającego krzyku. Panowało tam zamieszanie. Coś stało się z murzynką. Na szczęście wśród pasażerów był lekarz, który stwierdził zgon.
"Dobrze jej tak" pomyślał. Nie potrzebnie wsuwała tyle żarcia." To nie jego problem. "Nie żyje, trudno". Bardziej martwiła go wizja, którą zauważył na monitorze komputera. Miał ją krótko przed tym zdarzeniem. "Jakieś prorocze wizje?" Nie wierzył w takie rzeczy, ale wiedział o istnieniu medium. Jego sąsiadka była jednym z nich.

Zatrzymali się na oświetlonej stacji paliw, aby poczekać na karetkę.

"-To może zająć dłuższą chwilę, więc jeśli Państwo chcą, można opuścić autobus. Proszę się jednak od niego nie oddalać, ponieważ ruszymy, jak tylko uda się nam pozałatwiać niezbędne formalności związane z tym tragicznym wypadkiem."

Była to doskonała okazja do rozprostowania kości. Wysiadł z autokaru, mimowolnie zerkając na ciało afroamerykanki. Jej twarz wyglądała dokładnie tak, jak w jego wizji. Szeroko wytrzeszczone oczy gapiły się na niego, a z ust wyciekał dżem. Odwrócił wzrok. Na zewnątrz padał śnieg z deszczem. Nie zniechęciło to jednak go do opuszczenia autobusu. Udał się w stronę toalet. Miał ochotę przemyć twarz i w ustronnym miejscu zastanowić się nad tym, co zobaczył na ekranie laptopa.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 19-03-2010 o 10:46.
vigo jest offline  
Stary 19-03-2010, 15:00   #15
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Kuba powoli mył ręce. Dokładnie wytarł i podniósł głowę. W lustrze spokojnie przeczesał ręką włosy i spojrzał krytycznie na twarz.
-Przydałoby się ogolić. - Mruknął. Wpatrzył się bardziej w powierzchnię szkła i zauważył jakiś ruch za sobą.
-Co do cholery? - Prawie krzyknął i odwrócił się. W toalecie było pusto, a drzwi zamknięte.- Przywidziało mi się. - Zrobił nawrót i wyciągnął strzykawkę.

Ostrożnie zsunął osłonkę igły i wyrzucił ją do kosza. Zacisnął mocno pięść i powoli zrobił zastrzyk. Już spokojniejszy schował wszystko i odryglował drzwi. Położył rękę na klamce i usłyszał przeraźliwy krzyk. Otworzył szeroko oczy. Wyszedł z toalety, popatrzył po wszystkich wokół, po czym ruszył na miejsce. Zobaczył jak murzynka opada powoli na fotel i jakiś koleś drze się, że jest lekarzem.
-Jak w jakimś cholernym filmie. - Szepnął do siebie.
- Nie żyje
Ta wiadomość nie spowodowała większego zmieszania. Widział w życiu wiele trupów. Dziadkowie, babcie, wujkowie. Większość umarła na jego oczach. Był jak fatum.
To najprawdopodobniej rozległy zawał spowodowany nadmiernym stresem. Być może jakieś powikłania chorobowe.
-Mogła się nie drzeć o te pączki. - Powiedział teraz głośno z wyraźną nutą sarkazmu. Nie lubił czarnych. Przypomniała mu się piosenka.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=YVoJ6OO6lR4[/media]
Michael Jackson to miał nasrane we łbie. Gdy usłyszał informację, że muszą zrobić postój, zrobił krzywą minę. I tak nie chciał tu przyjeżdżać. Wszystko przez zasranych starych. Spojrzał na zegarek.
"18.45? Myślałem, że jedziemy dłużej."
Opadł na swoje miejsce i czekał, aż dojadą. Gdy autobus się zatrzymał, pierwszy wypadł z autobusu. Miał jakieś drobne, więc poszedł na stację kupić paczkę chipsów. Zakupił przekąskę i wrócił. Usiadł na barierce przy ulicy.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 19-03-2010 o 15:31.
Roni jest offline  
Stary 19-03-2010, 15:19   #16
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Zrobiłam panu kawę – powiedziała Amanda Dee - Nie wiedziałam, czy Pan lubi sypaną czy rozpuszczalną, więc zrobiłam tę drugą. Jest też cukier i śmietanka, bo nie wiedziałam czy woli pan gorzką czy słodką, czy białą czy czarną. Dziękuję panu za pomoc.
- O nie, to ja dziękuję. Kawa wygląda bardzo dobrze, o wiele lepiej niż te popłuczyny z Iraku - powiedział zdziwiony Cyrus. Wstawił się za stewardesą tylko po to, żeby mieć spokojną podróż. A tu taka niespodzianka. Darmowa kawa.
"Dobrze że mi jeszcze pączków nie przyniosła" - zaśmiał się sam do siebie kiedy przypomniał mu się powód kłótni, która zakończyła się jakiś czas temu.
Stewardesa odeszła do swoich obowiązków.
Cyrus zamieszał kawę łyżeczką. Pachniała i wyglądała smakowicie. Zbliżył kubek do ust, wtedy w jego nozdrza uderzył smród krwi. Smród pamiętany z Iraku. Nie był to zapach świeżej krwi, ale zleżałej w jakimś starym słoju i zaschniętej. Odstawił szybko kubek na tackę.
"Jaja se kurwa robicie? - zapytał się w myślach sam siebie.
Zamieszał łyżeczką ponownie i uniósł ją do góry. Z łyżki zwisał i ociekał wielki, śmierdzący skrzep krwi.
"Co jest grane? - nie wierzył własnym oczom.
Nagle z osłupienia wyrwał go krzyk. Podniósł głowę aby zobaczyć skąd dochodzi, lecz równie szybko popatrzył na łyżeczkę na której sekundy wcześniej wisiał skrzep krwi. Z niedowierzaniem stwierdził że kawa wygląda tak jak powinna, a z łyżeczki kapią tylko pojedyncze kropelki czarnego napoju. Popatrzył znowu w dal autobusu. Usłyszał tylko pojedyncze słowa takie jak "lekarz", "zawał". W tym czasie zamieszał ponownie łyżeczką w kawie. Nic. Czysta kawa. Przeszła go myśl, żeby ją wylać, ale nie chciał zrobić przykrości stewardesie. Chwycił kubek i wychylił go jednym haustem.
Autobus toczył się powoli, a krzątanina na środku coraz bardziej malała. Teraz już wiedział że umarł gruby, czarny babsztyl który jakiś czas temu zrobił niezłą awanturę o... pączka.
- Dobrze jej tak. Kolejnego, spasłego czarnucha mniej.

Gdy zatrzymali się na stacji, chwycił swoją kurtkę leżącą na drugim siedzeniu i ruszył w kierunku sklepu. Jeśli nadal ma przed każdym łykiem kawy widywać zakrzepłą krew, wolał wyposażyć się w swoje własne napoje.
Szybko wskoczył do sklepu. Ze stojaka z gazetami ściągną dwie. Na drogę, żeby się nie nudzić. Miał przy sobie tylko podręczny ekwipunek, a całą resztę wysłał pocztą do domu, w tym jego ulubione książki. Gazety jakie wybrał to jakiś magazyn motoryzacyjny i sporej grubości czasopismo z felietonami i opowiadaniami science-fiction. Następnie udał się do lady i wziął do tego dwa litry wody, batonika "Mars" i karton mleka. Uregulował rachunek i ruszył do autokaru, na swoje miejsce. Akurat w tym samym czasie sanitariusze wynosili ciało grubej murzynki. Było widać po niech zmęczenie. Cyrus szybko wskoczył znowu do autobusu i wrócił na swoje miejsce. Rozpostarł się wygodnie i popijając mleko prosto z kartonu, zaczął czytać magazyn motoryzacyjny.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 19-03-2010 o 18:13.
SWAT jest offline  
Stary 19-03-2010, 17:58   #17
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
BUUUM! głośny trzask zwrócił na mnie wzrok pasażerów siedzących nieopodal. Moja pięść wyłączyła klimatyzacje z której to jak sądziłem dobiegł mnie paskudny smród. "Uspokój się chłopie bo zanim dojedziemy do Colorado z autobusu zostaniesz tylko ty".
Nagły krzyk na szczęście odwrócił uwagę pasażerów od mojej osoby.
Podniosłem tylko głowę ale nie wiele widać było więc... olałem sprawie. W pierdlu nauczyłem się by nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy. wiec...

Mijały kolejne minuty, szepty pasażerów przyniosły również w moje uszy informację że "pączuszek" wywalił kite. Cóż , każdego to kiedyś spotka. Nie ważne kim jesteśmy. Autobus jechał jeszcze troszkę po czym zjechał na stacje paliw. "kolejna zatęchła dziura".

Postanowiłem rozprostować kości i zapalić papierosa. Wstałem i zacząłem się kierować do wyjścia. Mijając czwarty żad siedzeń spostrzegłem znajomą twarz.
W więzieniu robi się nie wiele rzeczy. Siedzi na pakerni, ogląda sport w tv.
"Derek „Hound” Gray"- wcisnęło mi się do głowy " Przez tego kutasa przegrałem kiedyś sporo kasy u "Bukmachera" nie czułem urazy gość po prostu robił w życiu to co potrafił robić najlepiej. Postanowiłem zagadać tym bardziej ze wstał z miejsca i wcisnął się przede mnie by wyjść z autokaru.
Chwilkę go obserwowałem odpalając papierosa po czym podszedłem i skinąłem głową by podszedł na tył autokaru. Nie liczyłem że podłapie i przyjdzie jednak po chwili pojawił się. Wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni kurtki owiniętą w papierową torebkę butelkę dobrej, mocne, polskiej wódy. Odkręciłem nakrętkę.
-Napijesz się? Niezłe bagno co? Kto by pomyślał-kiedy Derek odmówił butelki zmarszczyłem brwi ale co tam, więcej dla mnie. Przyłożyłem butelkę do ust i pociągnąłem spory łyk.
-AHrrrrrrryyyyy , uhuhuhg mocna. Na pewno nie chcesz?
 
__________________
Who wants to live forever?

Ostatnio edytowane przez Dominik "DOM" Jarrett : 19-03-2010 o 18:31.
Dominik "DOM" Jarrett jest offline  
Stary 19-03-2010, 18:26   #18
 
Zaan's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znany
Aspiryna zaczęła działać prawie natychmiast. Szkoda, że te tabletki nie mogą zaleczyć siniaka. – mruknęła i odruchowo nasunęła włosy na połowę twarzy. Pozostało jej jedynie powrócić do lektury. Musiała przypomnieć sobie kilka zagadnień z zakresu wykrywania u analizy wirusów. Musi przecież teraz podjąć pracę.
O dziwo po awanturze z „babą od pączków” w autokarze zrobiło się bardzo spokojnie. Jedynie monotonny dźwięk silnika leciutko świdrował jej głowę. Dobrze, że metal poszedł do toalety, bo muzykę puściłby pewnie na cały pojazd – ucieszyła się Jenny przewracając kartkę. W tym momencie usłyszała bardzo wyraźny syczący szept: ”Zaraz zdechnie!”. Serce momentalnie skoczyło jej do gardła i waliło jak oszalałe. Powolutku odwróciła głowę w stronę, z której dobiegł szept. Fotel obok był pusty, leżała na niej jedynie torba.
Krzyk, jaki rozległ się w autokarze mógłby obudzić umarłego. Jenny zamarła na chwilę. Przed sekundą ten dziwny szept znikąd, a teraz ten przeraźliwy krzyk. Zwalczyła szybko przerażenie budzące się w niej i wyjrzała zza fotela. „Pączkowa” murzynka osuwała się z siedzenia. W ciągu sekundy przypomniała sobie, wszystko, czego nauczyła się na kursie ratownictwa... nieskończonym kursie ratownictwa. Już miała ruszać z pomocą kobiecie, lecz znów przeszkodziła jej torba zalegająca obok niej. Walcząc o przedostanie się obok bagażu usłyszała tylko: ”Niech nikt się nie rusza. Jestem lekarzem.”. Ktoś już szedł do poszkodowanej. Może to i lepiej, jeszcze bym coś źle zrobiła, poza tym, mimo wszystko nie mam ukończonego kursu, więc jeszcze by się mnie czepiali. – Pomyślała szybko Jenny i usiadła spokojnie. Nie zdążyła dobrze zając miejsca, a usłyszała kolejne słowa lekarza: ”Nie żyje. To najprawdopodobniej...” Nie słuchała dalej. Po co? Co to zmieni dla niej albo dla murzynki, dlaczego umarła? Ważne tylko, że będą musieli się zatrzymać i czekać na policję. Następne słowa „przypadkowego” lekarza były równie negatywne: ”(...)Zmuszeni będziemy zjechać z trasy.(...) Świetnie, postój, opóźnienie, tego tylko brakowało. – sama dobijała się psychicznie.
Chwilę później podjeżdżali na stację benzynową. Kierowca oznajmił: ”To może zająć dłuższą chwilę, więc jeśli Państwo chcą, można opuścić autobus. Proszę się jednak od niego nie oddalać, ponieważ ruszymy, jak tylko uda się nam pozałatwiać niezbędne formalności związane z tym tragicznym wypadkiem.”
Jenny wciąż miała w głowie ten sykliwy szept. Pomyślała, że najlepiej będzie skorzystać z okazji i się przewietrzyć. Wstała z miejsca, przeciskając się między siedzeniami, narzuciła włosy na lewą stronę twarzy. Stanęła w pewnej odległości od drzwi pojazdu, aby nie prowokować prób rozmowy z nią. Wyjęła paczkę papierosów. Cholera ostatni. No nic, trzeba kupić nowe. Ciekawe, czy na tym zadupiu mają moje Red Apple. – pomyślała i szybkim krokiem udała się na stację.
- Poproszę dwie paczki Red Apple – niedbale rzuciła do sprzedawcy.
- To będzie 3$. Zapalniczkę dokładam gratis dla tak pięknej kobiety – próbował flirtować ekspedient.
- Dziękuję, ale mam swoją... oto 3$. – Zakończyła nieudolne próby podrywu jej, zabrała papierosy i ruszyła w stronę autokaru.

Wychodząc z budynku, podpaliła papierosa i zaciągnęła się, czując przy tym błogość. Nie była uzależniona, ale lubiła czasami zapalić. Ten smak, ten wyzwalający przy każdym zaciągnięciu spokój pozwoliły, przynajmniej chwilowo zapomnieć o dziwnym szepcie. Gdy w jej dłoni pozostał jedynie ustnik, wyrzuciła go do śmietnika (nie cierpiała tych, którzy śmiecą) i wróciła do autokaru. Idąc na swoje miejsce zauważyła jeszcze dwóch dziwnie zachowujących się mężczyzn na tyle. Jeden był jakby skądś znajomy, ale nie mogła pojąć skąd. Jakby jakiś sportowiec z TV – myślała przez chwilę, ale śledząc jedynie rozgrywki NHL, nie mogła go skojarzyć. Przecisnęła się obok swojej torby, usiadła na miejscu i starając się zapomnieć wydarzenia z ostatnich godzin, powróciła do lektury.
 
__________________
"Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej 'Ziemi Obiecanej'."
Zaan jest offline  
Stary 19-03-2010, 22:53   #19
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Opadłem z powrotem na fotel, kiedy murzynka odpuściła stewardesie.
Kurde. Wszystko poszło o jednego cholernego pączka. Ona musi mieć jakąś zwichrowaną psychikę
Popatrzyłem za okno, kiedy usłyszałem ze środka autobusu:
- Pan Derek „Hound”. Wspaniały „Pies” zespołu Chukars. Najszybsza piłka w 2006. Mój facet był pana wielkim fanem. Jezu! Ucieszy się, jak dostanę dla niego autograf od Pana. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
Uśmiechnąłem się blado, nawet nie starając się kłamać, że to nie ja.
- Oczywiście, że dostaniesz – uśmiech nie znikał mi z twarzy – szczególnie ładne kobiety mają u mnie względy
Odpuść sobie – pomyślałem
-Niestety nie mam nic do pisania, więc może później – dodałem już głośniej. Kiedy odeszła uśmiech zniknął błyskawicznie.
Pies… kiedyś nazywali mnie ogarem. Moich piłek nikt nie był w stanie zatrzymać, no prawie nikt. A teraz… pies – mocniej ścisnąłem piłkę, która prawie wyślizgnęła mi się z ręki. Spojrzałem na nią. Krew skapywała z ręki. Gumową piłka wypadła z ręki i potoczyła się pod siedzenie.
Co jest? – szepnąłem pod nosem
Wrzask, który się wydobył nie był moim wrzaskiem. I całe szczęście. Wszyscy by pomyśleli, że zwariowałem. Kiedy odwróciłem głowę z powrotem na rękę, krwi nie było.
Jak się okazało źródłem hałasu po raz kolejny była murzynka. Jak później stwierdzono to był ostatni dźwięk jaki wydała. Lekarz, który podróżował tym autobusem nie był w stanie nic zrobić poza ogłoszeniem jej śmierci.
Ja pierniczę co za podróż – przyglądałem się przez chwilę ludziom, którzy stali przy martwej kobiecie – popieprzone to wszystko.
Kiedy autokar jechał w kierunku miasteczka, gdzie miano przyjechać po ciało murzynki. Ja szukalem pod fotelem swojej gumowej piłeczki. Odpuściłem poszukiwania kiedy zatrzymaliśmy się na stacji a ja wciąż jej nie mogłem znaleźć. Już nawet chłopaczek siedzący za mną zaczął mi się dziwnie przyglądać.
Kiedy część pasażerów skorzystała z okazji i wyszła, wyszedłem i ja. Czas było rozprostować kolano. Pomimo tego, że jechaliśmy dosyc krotko, dla mojego kolana były to wieki. Kuśtykając wygramoliłem się z autobusu. Poprawiłem czapkę. Kiedy masowałem intensywnie kolano podszedł do mnie gościu. Chyba jeden z pasażerow. Tak. Wlazł kilka minut za mną. Facet widocznie pokazywał mi abym podszedł za nim na tył autokaru.
A temu co? Tez się Paczków zachcialo? – pomyślałem ale mimo wszelkich obaw poszedłem za nim. Nie wygladał na takiego któremu się odmawia. Poza tym dobrze będzie z kimś pogadać. Miałem jednak nadzieję, że mnie nie zna i nie ma ochoty słuchać szczegółów historii o której trąbiły na mój temat gazety.
- Coś się stało? – zapytałem. Kiedy milcząc sięgnął do wewnętrznej poły kieszeni swej kurtki myślałem ze wyciagnie gnata i po prostu mnie zastrzeli. Ten gościu wyglądał jak jakiś urodzony na pakerni członek gangu z najgorszych dzielnic. Na szczęście i nieszczęście przede mna pojawiła się flaszka. Ostry zapach alkoholu omiótł moje spragnione mcnych trunkow zmysły. Na Boga jak chciałem się napić. Kolano zabolało mocniej. Przed oczami na ulamek sekundy wyobraźnia przesunęła mi twarz brata i siostry.
- Nie dzięki – odpowiedziałem jedynie – nie piję… Mówisz o tym incydencie? – odwróciłem głowę w kierunku autobusu – Nie powiem – dodalem kiedy mi przytaknął – nieciekawa sytuacja. Musiala być na cos chora, nie sądze by się po prostu zadławiła. Szczególnie, że jadła te paczki wcześniej. Mimo wszystko głupio tak umierać, w autokarze wśród obcych ludzi – ponownie przeczącym kiwnięciem głowy odmowiłem trunku.
Ja pierdole jak mi się chce pić – na szczęście od mysli błądzących przy alkoholu oderwała mnie burza rudych włosów wsiadajaca do autokaru.
Ładna dziewczyna – pomyślałem zastanawiając się jaki porypany stylista-fryzjer wpadl na pomysł żeby zasłaniać pół takiej ładnej twarzy włosami.
- Jestem ciekaw o ktorej teraz będziemy na miejscu w Colorado? – rzuciłem pytanie do osiłka kiedy dziewczyna zniknęła w autokarze
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 19-03-2010, 23:58   #20
 
Katze's Avatar
 
Reputacja: 1 Katze nie jest za bardzo znany
Michael wysiadł z autokaru i ruszył w stronę sklepu na stacji. Ruchome drzwi otworzyły się przed nim i wszedł do środka. Od razu udał się w stronę półek z napojami orzeźwiającymi. Wybrał "Red Bull'a" i podszedł do kasy.
- Dobry wieczór - przywitał go usmiechnięty ekspedient.

- Dobry wieczór. Wezmę to oraz L&M miętowe - odpowiedział Michael stawiając napój na ladzie. Ekspedient skasował rzeczy, przyjął gotówke i wydał resztę. Michael wyszedł na zewnątrz gdzie siąpił deszcz ze śniegiem. Nigdy nie był z cukru więc odpalił papierosa i chowając go w dłoni zaczął palić. Wiedział już, ze podróż nie potrwa tak szybko jak zapewniał kierowca na samym początku. Niedaleko niego papierosa paliła również jedna ze współpasażerek. Dwoje innych poszło na tyły autokaru.
"A co mnie to niby obchodzi" pomyslał i odpalił papierosa. Przypomniała mu się twarz narysowana w notesie i mimowolnie sie wdrygnął. Nie umiał rysować. A do tego ten napis: „J. Jest teraz ze mną!”. Co to wogóle miało znaczyc ? Spojrzał jeszcze jak sanitariusze wynoszą ciało murzynki i dokończył palenie. Rzucił jeszcze spojrzenie na kobiete palącą niedaleko i ruszył w stronę autokaru. Zajął swoje miejsce i czekał. Wiedział, że policja będzie zadawać pytania i miał ochotę stać się niewidzialnym. Za dużo już miał z nią do czynienia. Nie widział sensu w opowiadaniu jak to słuchając muzyki był świadkiem zgonu przeżartej murzynki. Znowu spojrzał na rysunek w notesie...
 

Ostatnio edytowane przez Katze : 20-03-2010 o 00:02.
Katze jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172