Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2010, 23:42   #211
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
NARRATOR


Derek Gray


- Świeże ucieka przed śmiercią! – zaśmiał się żółtooki złośliwie. – Jakie to oczywiste!

Zatrzymał się kilka kroków przed tobą. Widziałeś poły jego płaszcza, poruszające się, niczym tkanka płucna, jak żywe istoty – symbionty. Czujesz przenikliwy, przyprawiający o wymioty, odór gnijących alg, zaśmierdłej krwi i czegoś jeszcze. Czegoś złego, strasznego i .. obłąkanego.

- Więc dobrze się składa. Ty chcesz uciec śmierci, a ja stąd wyjść – zaśmiał się stwór okrutnym, szalonym śmiechem. – Razem możemy osiągnąć to, czego pragniemy.

Był tak, blisko, że czułeś jego odór. Widziałeś żądzę w oczach.
Widziałeś w jednej ręce stwora wielki, zakrzywiony topór rzeźniczy, lecz drugą wyciągnął w twoją stronę z błyskiem w oczach.

- Świeże, wystarczy, że uściśniesz mi dłoń – wyszeptał z napięciem w głosie. – A wyjdziemy stąd żywi razem. Ty i ja. A potem – poły jego płaszcza zafalowały. – Potem znów będę mógł się bawić. Oj, jak się wtedy razem zabawimy, Świeże.

Wyciągnięta dłoń była wyborem. Wiedziałeś, ze stwór nie kłamie. Czułeś to. Mogliście wyjść stąd razem. Ty i on. Lecz ceną za to były czyny, których potem się dopuścisz. Czułeś je. Słyszałeś. Smakowałeś. Jakbyś już stawał się częścią tego upiora.

Widziałeś pokrwawione ostrze spadające na czaszkę jakiejś kobiety.

Pozostało wybrać. Chwycić tą demoniczną dłoń czy poczekać, aż ostrze topora zagłębi się w twojej łepetynie. Bo wiedziałeś, ze taka będzie cena za odrzucenie tej propozycji. Dar zadziałał po raz ostatni. Bransoleta ściemniała i rozsypała się w pył.

Anne Carlson


Pierwsze muśnięcie farbą przeszywa twoje ciało dziwnym dreszczem. Podniecenia, strachu i oczekiwania.

Z każdym kolejnym wypisywanym słowem zaczynasz coraz bardziej rozumieć „Studenciaka”. W sumie – czujesz to podświadomie – jesteście podobni. Czyste dusze w zbrukanym świecie. Każde imię, to twarz, jaką widzisz przed oczami. Zazwyczaj okrwawiona, wykrzywiona grymasem przerażenia, zmasakrowana twarz.

Ręce uwalane farbą są lepsze, niż pędzle mistrzów. Zaczyna ogarniać cię pasja podobna do tej, jaką wykazuje twój towarzysz.

Widzisz, że farba pod twoimi palcami lśni, że zmienia barwę z niewinnego błękitu, na kolor ciepłej krwi. Zaczynasz słyszeć wokół siebie wrzaski, krzyki i jęki, lecz nie jesteś już w stanie przestać pisać. Jakbyś była pod wpływem jakiegoś uroku.

Ostatnie imię i poczułaś gwałtowny wstrząs, który przeszedł z kamienia na twoją rękę.

I nagle kamień zaczął pulsować światłem. Z wypisanych przez Studencika znaków sączyła się, niczym dym, łagodna poświata. Wstęgi światła wirowały wokół kamienia raniąc twoje oczy.

A ty stałaś wpatrując się w nie oczarowana. Spektakl, jakiego byłaś świadkiem był przecudnym zjawiskiem.

Do tego świetlistego baletu przyłączyły się gwiazdy na firmamencie. Konstelacje świeciły teraz jeszcze intensywniej, zmieniały się, wirowały i spływały w dół łącząc się z resztą świateł.

Po chwili przed wami pojawiła się utkana ze świateł brama. Jaskrawy portal prowadzący gdzieś, gdzie czeka na was koniec tego koszmaru.

I wtedy, kiedy miałaś nadzieję, że wszystko się skończy usłyszałaś strzał i ujrzałaś, jak z z głowy Studenciaka wypryskuje karminowy rozbryzg.

Spoglądasz z paniką w bok i widzisz dwie osoby, które pojawiły się, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki.

- Cztery ! – wykrzykuje radośnie jedna z nich – John Adler!

Skąd on się tutaj wziął.

- Pięć! – dodaje stojący obok niego „Obite Żeberko” i strzela Adlerowi prosto w potylicę.

Uśmiecha się do ciebie i unosi pistolet do góry.

- Sześć – mówi spokojnie mierząc w twoją stronę.

- Uciekaj w portal – słyszysz głos Rossie w głowie. – Ja pomogę innym.



Cyrus Parker i George Wasowsky


Biegliście jak szaleni, słysząc pogoń zbiegającą zarówno schodami w dół, jak też próbującą przebić się przez drzwi.

Obaj goniliście resztkami sił. Ramię Cyrusa krwawi obficie i boli jak jasna cholera, a Gorge zaczął odczuwać niepokojące skurcze w okolicach serca.

Udało wam się prawie dobiec do wind, gdy z jednego z szybów wyskoczyła przed wami potężna, przerażająca postać.

Demon zrodzony z ciemności i obłędu.

- Wskakujcie w szyb widny – słyszycie nagle głos Nathaniela w głowie. – To sam Askiel. Ten, który miał przyjść czwartego dnia!

I słyszycie jeszcze jedno zdanie, wypowiedziane w tym samym ułamku sekundy.

- Przybył, bo została tylko jedna ofiara!
 
Armiel jest offline  
Stary 02-10-2010, 01:29   #212
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
- Świeże ucieka przed śmiercią! – zaśmiał się żółtooki złośliwie. – Jakie to oczywiste!

Stanął zaledwie kilka kroków ode mnie. Pomimo braku jakiegokolwiek podmuchu wiatru jego płaszcz żył własnym życiem. Do mych nozdrzy dotarł potworny smród, powodując, że żółć podeszła mi pod same gardło. Tak śmierdziało zło….

- Więc dobrze się składa. Ty chcesz uciec śmierci, a ja stąd wyjść – istota zaniosła się szalonym śmiechem – Razem możemy osiągnąć to, czego pragniemy – rzucił propozycję

Oprócz smrodu jaki się z niego wydobywał widziałem pasję gorejącą z jego żółtych oczu. Żądzę, którą chciał wyzwolić. Patrząc na to, co trzymał w dłoni wiązała się ona raczej ze strachem, bólem i cierpieniem. Dla mnie dla innych.
„Skąd rodzą się takie istoty? Kto na to pozwala? Gdzie równowaga? Czyżby ludzie to tylko mięso? pożywienie dla nich?” – myśli już leniwie krążyły po głowie kiedy wpatrywałem się w śmierdzącą postać stojącą na wyciągnięcie ręki.
Na wyciągnięcie ręki jaką uniósł w moją stronę chcąc tym gestem spotęgować swoją propozycję. Dobic targu…Kusząc mnie.
„Mój własny wąż z Edenu. Gdzie masz kurwa jabłko? Zamieniłeś w siekierę?”


- Świeże, wystarczy, że uściśniesz mi dłoń – wyszeptał z napięciem w głosie. – A wyjdziemy stąd żywi razem. Ty i ja. A potem – poły jego płaszcza zafalowały, było widać, że czuł podniecenie tym co może nadejść – Potem znów będę mógł się bawić. Oj, jak się wtedy razem zabawimy, Świeże.

Stał tak przede mną z wyciągniętą ręką. Czekając choć falujący płaszcz zdradzał jego oczekiwanie. Chciał podjęcia decyzji tu i teraz.
„Ja, zwykły człowiek, dopiero co podnoszący się z ziemi do której na nowo mnie przygięto śmiercią bliskiej mi osoby… ja człowiek, pośród śmierci, zła i demonów….”

Bransoleta zadziałała, skoro jeszcze żyłem. Dała mi w nagrodę propozycje demona. Dzięki niej wiedziałem, co się kryje za jego ofertą. Mógł wyjść ze mną z tego miejsca. Stałbym się jego wyzwolicielem. Problem stanowiła jednak cena… stałbym się taki jak on. Do cna zły i okrutny. Stałbym się częścią tego, który stał przede mną…
Czułem się zmęczony, opuszczony…
Wystarczyło się zgodzić… Cóż to wszystko się ma do odpoczynku od łowów, jakie mi oferował. Od zasłużonej mi wolności. Od odczepienia się ode mnie tych wszystkich posranych aniołów….

Widziałem ostrze spadające na głowę kobiety…. To byłem ja…. To mogła być… Holy

Odtrąceniem dłoni była ŚMIERĆ.

Bransoleta w kieszeni rozsypała się w pył. Wyciągnąłem dłoń z kieszeni.

Byłem sam

Zmęczony

Opuszczony

Zrezygnowany

Byłem tym jego cholernym „świeże”

Tak się czułem… jak kupa niepotrzebnego mięsa

Mimo to….

- Pierdol się – padła odpowiedź

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SX9EoVmipTA[/MEDIA]
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 08-11-2010, 22:22   #213
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Gerorge Wasowsky



Serce podeszło mu do gardła, kiedy z szybu windy wyłonił się demon. Georgowi zrobiło się niedobrze. Dusił się. Czy to obecność tego monstra czy zmęczenie, nie miało to znaczenia. Musiał jak najszybciej oddalić się od niego oddalić. Parker też nie wyglądał najlepiej. Wisiał na ramieniu dziennikarza syczał coś przez zaciśnięte żeby. Musiało go cholernie boleć.
Głos Nataniela podziałał na Georgea jak wcześniej głos studenciaka. Mobilizująco. Dopóki Askiel ich nie zauważył była szansa.
Parker do lekkich nie należał więc Wasowsky musiał się trochę wysilić, żeby wybić go z równowagi i pchnąć w stronę szybu. Sam chwycił się go mocno i naparł ciałem spychając ich obu w czeluście szybu. Tak jak radził głos. Cyrus pomachał tylko bezradnie rękoma ale lecąc złapał jeszcze staruszka mocno za ramiona. W jego oczach dało się dostrzec jeszcze błysk zrozumienia albo... wkurwienia. Tego akurat George nie był pewny.




Cyrus Parker



"Szyby, już niedaleko drz... O KURWYSKO! - krzyknął żołnierz w myślach z przerażenia.
Przed nimi, z szybu wyskoczył wielki demon, podobny do gargulca.
Przez moment żołnierz zapomniał nawet o rwącym bólu w łopatce, lecz ten wrócił, jakby ze zdwojoną siłą.
"Kurwa... Ja pierdole..." - żołnierz wymieniał przez zaciśnięte zęby, przeróżne przekleństwa.
Aż w końcu przez głowę przeszły mu słowa anioła. Zapewne staruszek też to usłyszał.
Upływ krwi spowodował u żołnierza ogólne, otępienie. To teraz staruszek był tym myślącym. Żołnierz po usłyszeniu głosu anioła, zdążył pomyśleć tylko "lemoniada", po czym leciał już w dół, ze strachu starając złapać się czegokolwiek, bezwładnie machał łapami, aż w końcu uchwycił... staruszka.
"Co jest grane?" - nagle rękę przeszył mu mocny ból, jakby spadł właśnie na tą rękę z co najmniej z dwóch pięter.



Annie Carlson



Pisać, pisać, pisać. Pracując pędzlem i pomagając sobie palcami udało jej się mniej więcej równo wypisać imiona i nazwiska, a czasem tylko opisowe określenie danej osoby, jeśli nie pamiętała bądź nie wiedziała jak taka osoba się nazywa. Cokolwiek miał zamiar zrobić Studenciak musiały mu wystarczyć te jej bazgroły. Kiedy wypisywała kolejne imiona po raz drugi przeżywała śmierć każdego z nich. Kiedy ukończyła listę wypisując imię Holy modliła się w myślach żeby to była ostatnia ofiara tego szaleństwa.

Niestety nie była.

- Cztery !

Sukinsyn Adler, który pojawił się nie wiadomo skąd zastrzelił chłopaka. Paskudny uśmiech wykwitł mu na twarzy, ale nie na długo.

- Pięć!

„Obite Żeberko” stojący tuż za Adlerem strzelił mu w tył głowy. Aż miała ochotę zaśmiać się histerycznie na ten widok. A co myślałeś Adler, że z nimi można się układać i że dotrzymają słowa. Ty durny palancie!

I co teraz? Będę szósta?

O nie! Goń się popaprańcu! Nie dam ci tej satysfakcji.

Rzuciła w stronę mężczyzny z pistoletem pędzel, którego nie odłożyła po skończonej pracy tak żeby odwrócić na moment jego uwagę, po czym mobilizując siły spięła się i skoczyła prosto do otwartej świetlistej bramy. Starała się tak ułożyć ciało żeby, jeśli tamten zdąży wystrzelić kula ominęła ważne organy.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 08-11-2010, 22:27   #214
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
NARRATOR




Derek Hound

Znałeś konsekwencje wyboru i nie miałeś sił walczyć.
Upiór zamachnął się tak szybko, że nawet nie zauważyłeś, kiedy to zrobił.
Cios trafił cię prosto w czaszkę.

Wybuch jasności, potem ciemność, a potem wieczna, niekończąca się cisza.

Ostatnią myślą ulatującą z rozbitego mózgu było jedno pragnienie, by gdzieś tam, na końcu drogi, spotkać Holy.

Nie dane było ci się tego dowiedzieć.


Annie Carlson

Obite żeberko strzelił w momencie, kiedy ty wskoczyłaś w otwarty portal, który zamordowany Studenciak z twoją pomocą otworzył z takim trudem.

Twoje oczy poraziła świetlista biel. Tak jaskrawa, ze miałaś wrażenie, że oślepniesz. Nawet zaciśnięcie powiek powodowało jedynie czerwone plamy przed oczami.

Nie czułaś niczego. Jakbyś przestała istnieć.

Unosiłaś się w tej światłości, nie wiedząc gdzie jest góra, gdzie dół, nie czując ciała.

Zatopiona w bieli i ciszy.

Potem jednak coś się zmieniło.

Poczułaś, że stoisz na czymś, co wygląda jak soczyście zielona łąka.

Wszędzie wokół ciebie kwitnie trawa i kwiecie.

Stoisz, bosa, pośród tego przecudownego kobierca.
Jest cicho. Lecz nie przeraźliwie cicho, lecz tak subtelnie cicho. Jak w momencie skupienia, w stanie łagodności.

Jaskrawe światło przestało ranić oczy. Przestało zadawać ból. Stało się cudnym dopełnieniem tej sielanki.

I wtedy z tej bieli wyłonił się Nathaniel. Wiedziałaś, że to był on, mimo, że wyglądał zupełnie inaczej,. Jak anioł na rysunkach. Smukły, piękny, złocistowłosy i ze skrzydłami.

Spojrzał na ciebie ze smutkiem w spokojnych, pełnych mądrości oczach. I zapłakał. Głośno i rozpaczliwie.


Cyrus Parker

Uderzenie w ramię na chwilę musiało pozbawić cię przytomności.
Kiedy się ocknąłeś poczułeś, że leżysz w jakimś błocie. W cuchnącym smarem, odpadkami i żużlem szlamie.
Nie czułeś obecności Georga. Wiedziałeś, że jesteś tutaj sam.
W jakimś ciasnym, klaustrofobicznym pomieszczeniu.

Gdzieś, obok ciebie, słychać kanonadę. Zagłuszoną przez jakaś przeszkodę. Kierując się po omacku w tamtą stronę natrafiasz na śliskie, pokryte czymś lepkim drzwi. Zza nich wyraźnie słyszysz odgłosy walki.
Huki strzałów, wybuchy granatów, krzyki ostrzeliwujących się ludzi. Zamarłeś z ręką na klamce drzwi.
Możesz pozostać w tej ciasnej, cuchnącej klatce, lub otworzyć je, cokolwiek znajduje się po drugiej stronie.


George Wasowsky

Upadek trwał krótko.
Wpadłeś w coś, co było szybką, rwącą rzeką. Jej nurt pociągnął cię ze sobą. Walcząc z wodą w końcu dobrnąłeś do kamienistego dna. Do brzegu.

- Nie masz dokąd pójść, George Wasowsky – usłyszałeś obok siebie głos.

Odwróciłeś się widząc, że na kamieniu siedzi Obite Żeberko.

- Dokonało się – mówi spokojnie. – Mój pan powrócił.

Widzisz, jak jego twarz zmienia się na twoich oczach. Widzisz oblicze, które patrzyło na ciebie z książki znalezionej na strychu. To Innuaqui. Przez chwilę w jego oczach widać ten złocisty poblask, który widziałeś wcześniej, jak był profesorem w domu dla obłąkanych.

- Idąc w tamtą stronę – wskazał ręką kierunek – dojdziesz do miejsca, w którym nie chciałbyś się znaleźć.

- Idąc tam – wskazał las rosnący przy brzegu – Zginiesz.

- Jeśli wybierzesz inny kierunek, osobiście pozbawię cię życia.

Spogląda na ciebie, a ty wiesz, że to już prawie koniec.
 
Armiel jest offline  
Stary 09-11-2010, 15:00   #215
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Parker spadał obudził się na dnie szybu, a raczej w jakimś pomieszczeniu, bowiem, wydawało mu się że widzi sufit. Targnął się z miejsca, rewolwer cały czas siedział w kaburze. Obszedł pomieszczenie, było małe, ciemne i ciasne.
Szybko przyszły duszności, po nich lęk i strach.
Ale to nie było wszystko. W końcu wymacał jakieś drzwi, gdzie po drugiej stronie toczyła się istna bitwa. Na przemian słyszał szczęk karabinków M4 i głośny, hałaśliwy zgrzyt AK. Ktokolwiek usłyszał, chociaż raz ten karabin, nie zapomni jego klekotu do końca życia.

Parker otworzył energicznie drzwi, nagle poczuł na sobie ciężar. Ciężar ekwipunku. Wypakowany ekwipunkiem plecak oraz radio, kamizelkę z magazynkami i granatami, Colt wiszący cały czas przy boku w kaburze, i przerzucony przez ramię M14. Zauważył pozycję swoich, i ruszył ku nim.
Biegnąc, kątem oka zauważył, że jest w Bagdadzie, na przedmieściach.

Wrzuta.pl - odglosy wojny

Co jest, u licha grane? Czyżby cofnął się w czasie? Kolejna zagrywka tego demona, tak jak i szpital?

W końcu dopadł do niewielkiego murku, gdzie znajdował się jeszcze jeden żołnierz.
- Cyrus! Wezwij nalot! - padł rozkaz.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 09-11-2010 o 17:00.
SWAT jest offline  
Stary 09-11-2010, 15:08   #216
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Nie wiedziała, co zrobić, jak zareagować na tak okazywaną rozpacz. Nad czym tak płakał? Po kim rozpaczał? Czy po Studenciaku któremu tak zdradziecko Adler odebrał życie czy może jego żal dotyczył czegoś o czym Annie nie miała pojęcia. Dziewczyna stała niezdolna wykrztusić choćby słowa.

Po chwili Nathaniel uspokoił się i spojrzał na nią. Wtedy Carlson zaczęła coś mówić o Arturze, o Johnie, o tym, który zastrzelił Johna i mierzył do niej i o tym, że została już tylko szósta ofiara. Na te słowa Nathaniel pokręcił przecząco głową:

- Szósta ofiara została złożona. Powrót mojego brata stał się faktem.

Szósta ofiara? Kto i kiedy? Zaczęło narastać w niej złe przeczucie. Przypomniała jej się wycelowana w nią lufa i huk wystrzału. A co jeśli ją trafił?

- Czy to ja? Czy to ja jestem szóstą ofiarą? – głos jej drżał kiedy o to pytała.

Rozejrzała się po tym pięknym i spokojnym miejscu. Czy ja umarłam? Ale to ostatnie pytanie nie przeszło jej przez usta.

- Nie, to nie ty.

- Wiesz, kto?

- To Derek.

Chciała zapytać jak to się stało. Kiedy i gdzie? Ale jaki to miało sens. Z resztą wydawało jej się, że wie jak to było. Po śmierci Holy Derek się poddał, przestało mu zależeć na tym by przeżyć i to były konsekwencje jego wyboru.

- Chciałem uratować Cyrusa i George’a. Otworzyłem portal w szybie windy, do którego kazałem im wskoczyć, ale Ten, Który Przychodzi Czwartego Dnia zakłócił przejście i przeniosło ich tam gdzie nie mogę ich znaleźć – wyjaśnił jej Nathaniel.

- Zaraz otworzy się tutaj dwoje drzwi. Jedne jasne dla ciebie i ciemne, którymi ja podążę – kontynuował - dla ciebie walka już się skończyła, ale ja zamierzam rzucić wyzwanie mrocznej sile mojego brata i spróbować odnaleźć Cyrusa i George’a.

Spojrzał jej prosto w oczy i mówił dalej:

- Jeśli chcesz możesz pójść ze mną ale wtedy najpewniej zginiesz. Żadne moje dary raczej nie ochronią cię przez zemstą mojego brata tam gdzie mam zamiar pójść.

- Dokąd prowadzą jasne drzwi i czy twój brat nie będzie się próbował na mnie też zemścić – zapytała.

- Drzwi zaprowadzą cię do twojego świata a mój brat nie będzie cię szukał, bo powrócił i tylko to teraz go obchodzi – zapewnił ją jej rozmówca.

Po chwili rzeczywiście w miejscu, w którym byli otworzyły się dwa nowe portale. Jeden rozświetlony jasnym blaskiem a drugi mroczny i ciemny. Annie postąpiła kilka kroków w stronę jasnego, ale odwróciła się żeby sprawdzić reakcję Nathaniela na jej decyzję. Czy wydawał się rozczarowany? Ale anioł stał spokojny i niewzruszony jakby tego właśnie się spodziewał i nie miał żadnych pretensji o taki a nie inny wybór.

W ostatniej chwili przyszło jej coś jeszcze do głowy:

- A co się teraz stanie ze światem, kiedy Innuaqui powrócił?

Wtedy Nathaniel jej powiedział. Całą prawdę.

Początkowo nie mogła uwierzyć. Zaprzeczała jego słowom, argumentowała, że przecież to nie może być prawda. Ale anioł zbijał jej wszelkie argumenty i w końcu zrozumiała, że to była, jest i będzie prawda .Zacisnęła dłonie w pięści, ale co mogła uczynić w takiej sytuacji. Nie pozostało już nic do powiedzenia ani do zrobienia. Czuła się zmęczona. Zmęczona i pusta w środku. Rozluźniła ręce i odwróciła się w stronę przejścia. Nie chciała pozostawać tu ani chwili dłużej. Weszła w rozświetlone blaskiem drzwi.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 09-11-2010, 16:54   #217
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy stracił poczucie obecności Cyrusa wiedział już, że coś poszło nie tak. Nie wiedział tylko, że wszystko poszło nie tak jak trzeba. Przed nim stał Inuaqui. Powrócił, nie udało się.
W sumie mogli się tego spodziewać. Kiedy liczba zgonów niebezpiecznie zbliżała się do liczby osiemnastu wszystko mogło się wydarzyć. I chyba wydarzyło się bo przed nim stał sam Innuaqui. No właśnie. Skoro powrócił po liczonej w tysiącach lat niewoli to po cholerę zawraca sobie jakimś tam Georgem głowę.

Co, chciałeś się pochwalić sukinsynu? - pomyślał Wasowski, ale po prawdzie to bał się, cholernie się bał. Każde słowo, które usłyszał z ust demona brzmiało ja wyrok śmierci, każda decyzja jaką mógł podjąć nie mogła przynieść nic dobrego. No właśnie, więc dlaczego bez słowa ruszył w tamta stronę? Bez zastanowienia, bez oporu. Może demon znał go lepiej niż on sam siebie. Tajemnica. Coś co zawsze motywuje takich ludzi jak Wasowsky.

Cóż to za miejsce, i dlaczego miałbym nie chcieć tam być?

Gdyby wyobraził sobie choć cząstkę tego co go tam spotka pewnie by się nie zdecydował, ale wolał sobie niczego nie wyobrażać, czyż nie lepiej jest się przekonać na własnej skórze?
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 10-11-2010, 08:13   #218
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
George Wasowsky

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=r7rF2EZ0A_0[/MEDIA]

Ruszyłeś w wybranym kierunku słysząc kroki za swoimi plecami. Najwyraźniej Innuaqui postanowił ci towarzyszyć.

Kilkaset kroków dalej ujrzałeś przerażającą scenę.

Wysoki wiadukt, nad nim krążące helikoptery, błyskające światła karetek – jednym słowem: trwająca akcja ratunkowa.

Idziesz w tamtą stronę, mijasz pierwszych ludzi, którzy nie zwracają ani na ciebie, ani na Innuaquiego najmniejszej uwagi. Domyślasz się dlaczego, kiedy przechodzisz przez jednego z ludzi.

- To jakieś sztuczki, demonie – wykrztuszasz przez zaciśnięte gardło.

- Nie – odpowiada ktoś głosem Nathaniela.

Obracasz się gwałtownie i widzisz znajomego anioła stojącego w miejscu, gdzie przed chwilą stał Innuaqui w ciele „Obitego żeberka”.

- Widzisz. Autokar, którym jechaliście miał rzeczywiście wypadek. Ostrzegałem was przed nim. Nie jestem Innuaqui ani Nathaniel. Ludzie zwą mnie Żniwiarzem lub po prostu Śmiercią. Wsiadłem z wami do autobusu, bo wiedziałem, co się stanie.

Warkoty, światła, odgłosy rozdzieranego metalu! Znasz te dźwięki! Słyszałeś je, kiedy byłeś nieprzytomny! Słyszałeś je kilka razy!

- Najpierw ostrzegłem was, kiedy starsza afroamerykanka zadławiła się pączkiem. Wiedziałem, że to się stanie, bo była chora. To była pierwsza ofiara tego nieszczęsnego rejsu.

- Potem wasz kierowca miał wylew. Tak po prostu. Kwestia, śmiesznie to zabrzmi, problemów z nadciśnieniem tętniczym. Stracił panowanie i przeciął barierkę spadając z wysokiego, prawie trzydziestometrowego mostu.

Wskazał ręką konstrukcję nad którą kołowały helikoptery.

- Wtedy postanowiłem, że dam wam szansę. Zrobię test. Pozwolę jednej osobie przeżyć tą katastrofę. Wiesz, ze takie cuda się zdarzają. Wszystko, co dla was wydawało się realne było jedynie moim testem. Wszystko co widzieliście, z kim rozmawialiście, każdy wasz czyn był jedynie iluzją. Bowiem wy byliście martwi. Wasze ciała zostały zmasakrowane przez kawałki metalu, poszarpane, zmielone. To wasze duchy szukały powrotu. To był wasz powrót do życia. Wasz, nie Innuaquiego. Mogłem puścić jedną osobę, George.

- Pytanie, czy byłeś to ty? Czy zasłużyłeś na ten przywilej? Czy w ogóle można zasłużyć na życie? Czy zastanawiałeś się nad tym, po co w ogóle ludzie się rodzą? Jaki jest cel waszej wędrówki przez życie? Oczywiście, że się zastanawiałeś, prawda.

Obok ciebie jakiś człowiek w stroju ratownika krzyczy:

- Mamy, żywego! Nosze!

Widzisz, jak z wraku autokaru wyciągają czyjeś okrwawione ciało. Poznajesz swój stary, wysłużony prochowiec.
Silne ręce kładą cię na nosze. Przyglądasz się, jak ratownicy zaczynają reanimację.
Szarpnięcie, kiedy defibrylator dudni na twojej piersi.
Kolejne i już nie stoisz obok Śmierci.

Potworny ból! Jesteś w sowim ciele. Światła, nacisk na piersi. Jakby ktoś połamał ci żebra. Pogruchotał kości.

- Boże! Ona ma zawał! Ona ma zawał!

Ciemność! Ciemność i cisza. A na jej końcu stoi Śmierć, tym razem w swej prawdziwej postaci.




- Niestety, George – mówi unosząc miecz, jednak nie do ciosu, lecz w salucie. – To nie było pisane tobie. Ale doceniam twoją wolę i oddanie przyjaciołom. Każdy w was po śmierci idzie w pewną stronę. Ja dam ci ... troszkę czasu. Jako nagrodę.

Szarpniecie i nagle wiesz, gdzie się znajdujesz.

To samo mieszkanie, w którym Nathaniel pisał do ciebie na maszynie. Okolica wygląda mniej mrocznie. Nie widzisz demonicznych ludzi próbujących wedrzeć się do środka.

- Wiesz czym jest natchnienie, prawda – znów słyszysz Nathaniela. Odwracasz się i widzisz go stojącego w wyluzowanej pozie, opartego o framugę drzwi.

- Teraz ty nim będziesz. Przez jakiś czas, dla kogoś, kogo nie znasz i nigdy nie poznasz. Możesz pisać na tej maszynie, a twoje słowa spłyną na czyjąś klawiaturę. Powstanie coś, co ty chciałeś stworzyć. Twoje dzieło życia, napisane po śmierci, więc postaraj się, by nikogo nie zawiodło. Kiedy skończysz pójdziesz tam gdzie powinieneś, Geroge Wasowsky. To nieuchronne. A teraz, żegnaj.

Pozostałeś sam w swoim domu. Spokojny.

Wiedziałeś co napiszesz. Książkę, którą znalazłeś na strychu.
Tak. Tytuł „Powrót” brzmi ... właściwie.


Cyrus Parker

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9Nyai_J7BCY[/MEDIA]

Kucnąłeś pośród kanonady i sięgnąłeś po radio. Zacząłeś wzywać wsparcie.

- Tutaj Tango Delta Pięć, Orzeł Dwa czy mnie słyszysz! – wyuczone kryptonimy same pojawiają się na twoich ustach.

- Witaj Cyrus – słyszysz po chwili w radiu znajomy głos. To Nathaniel.

Serce zabiło ci szybciej.

- W końcu cię znalazłem! Widzisz ten budynek na lewo od ciebie – spoglądasz w tamtą stronę i widzisz zwykły dom, jakieś trzydzieści kroków w bok. – Biegnij do niego co sił! Tam będziesz bezpieczny! Szybko! Oni zaraz zmienią się w sługi Innuaquiego! Ruszaj!

Nie trzeba było ci tego dwa razy powtarzać. Zerwałeś się do biegu.

Jakaś seria wzbiła tuman piachu koło ciebie. Kule świsnęły ci koło głowy, wyrwały tynk i glinę ze ściany budynku. Dopadłeś drzwi i otworzyłeś je szarpnięciem.

Zalała cię jaskrawa czerwień. Bolesna, klującą w oczy czerwień. A kiedy mogłeś już zobaczyć cokolwiek, oprócz czerwonych kręgów, ujrzałeś, że stoisz koło ... rozwalonego autokaru. Poznajesz ten wrak. To Greyhund, którym jechałeś do Colorado Springs.

Wokół niego biegają ludzie, pracuje ciężki sprzęt, słychać dźwięki przecinarek, widać kołujące i oświetlające teren helikoptery. Nieco dalej karetki, policja, straż pożarna, służby ratownicze i wozy transmisyjne. Co jest ...

Poczułeś dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Szybko odwróciłeś się i zdumiony ujrzałeś Nathaniela.

- Leżysz tam, Cyrus – powiedział zimnym głosem anioł. – Pogruchotany, poszarpany, okaleczony. Prawie trup. Może uda ci się przeżyć, lecz będziesz wtedy jedynie wegetującym warzywem. Stracisz obie nogi i jedną rękę. Druga będzie sprawna w dziesięciu procentach. To już fakt, Cyrus.

- Jak, co ...

- Nie było żadnego Innuaqui. Nie było rytuału. To tylko twoje majaki. Walka z nieuniknionym. Ja nie nazywam się Nathaniel. Jestem kimś innym. Wy nazywacie mnie Śmiercią, Cyrus. A wszystko to, co się wam przytrafiło było jedynie ... konaniem.

Spojrzałeś na niego oszołomiony.

- Zaimponowałeś mi. Swoją odwagą. Swoim uporem. A co najważniejsze, swoim poświęceniem dla towarzyszy. Walczyłeś o swoje i ich życie z determinacją godną lepszej sprawy. I możesz je mieć.

Widzisz, jak ratownicy wyciągają twoje okrwawione szczątki. Wykrzykują coś do lekarzy. Widzisz, że jednej ręki nie masz. Urwana tuż za łokciem. Sanitariusze zaczynają walkę o twoje życie.

- Nie masz po co wracać, żołnierzu – mówi Śmierć. – Powrót nie był ci pisany. Mam dla ciebie inną alternatywę.

Patrzysz na niego nie potrafiąc wymówić ani słowa. Wiesz, że wszytko będzie lepsze niż wegetacja w tym okaleczonym ciele.

- Jaką? – pytasz.

- Pokażę ci – mówi Śmierć i dotyka twojego czoła.

Ciemność!

A potem błysk. Krzyk i płacz. Jakieś światło. Czyjeś ręce unoszą cię w górę, kładą na czymś ciepłym.

Widzisz NathanielaŚmierć stojącego zaraz za niewyraźnymi ludźmi. Uśmiecha się do ciebie.

Słyszysz jeszcze ciepłe, słowa:

- To chłopiec!

Znasz ten głos. To głos matki.

- Cyrus. Damy mu na imię Cyrus!

Głos ojca!

- Przeżyj to życie raz jeszcze, Żołnierzu. Zasłużyłeś na to. – cichy głos Nathaniela.

To ostatnie zdanie utkwi ci w pamięci. Reszta zginie w pierwszym krzyku, jaki wydaje z siebie niemowlę, którym jesteś.

Z pamięci znika wszytko, co do tej pory się zdarzyło. Wszak rodzisz się na nowo.




Annie Carlson

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=y4fjTZ7r6JM&p=F83B0449FD7497AD&playnext=1& index=64[/MEDIA]

Białe, świetliste drzwi prowadzą cię w jasny tunel, którym idziesz samotnie przez dłuższy czas. Nie boisz się. Już nie potrafisz. Światło pochłania cię.

Po jakimś czasie otwierasz oczy.

Czujesz się słaba i obolała. Większość twojego ciała pokrywają bandaże. Maszyny medyczne monitorują pracę twojego organizmu.
Kiedy się przebudziłaś część z nich zaczęła wydawać różne dźwięki. Po chwili, jak za sprawą czarów drzwi do białego pokoju w którym leżałaś otworzyły się i pojawiło się w nich kilkoro ludzi w strojach kojarzących się z personelem szpitala.

Najwyraźniej cieszyli się z twojego powrotu.

- Witamy wśród żywych – powiedział mężczyzna o łagodnych oczach i takim samym dobrotliwym uśmiechu, po tym jak zostałaś poddana kilku badaniom. – Nazywam się John Closter. Byłem pani lekarzem prowadzącym. Miała pani poważny wypadek. Ostatnie sześćdziesiąt dni spędziła pani w stanie śpiączki. To cud, że przy takich obrażeniach, jakie pani doznała, przeżyła pani upadek. To cud, bo pani rany wyjątkowo świetnie się zagoiły. Za rok, może dwa odzyska pani pełną sprawność.

- Witamy wśród żywych, panno Carlson – powtórzył lekarz a ty poczułaś, jak po policzku spływają ci łzy.

Ludzie w białych fartuchach wzięli je za łzy radości, ale ty wiedziałaś, że ich powód jest zupełnie inny. Zupełnie inny.

- Zaraz powiadomimy pani rodzinę – powiedział radosnym głosem lekarz.


Pół roku później.



Na ekranie monitora komputera w twoim domu oglądałaś ponownie zdjęcia z gazet dotyczące katastrofy. Lista nazwisk. Ta sama lista nazwisk, którą ty napisałaś na kamieniu. Plus cztery nazwiska. „Studenciaka”, Johna Adlera, Georga Wasowskyego i Cyrusa Parkera. Tylko jedna ocalona – ty. I jedno ciało nieodnalezione – „Obite żeberko”.

Na drugiej zakładce inne informacje. O katastrofie sprzed prawie dwudziestu lat. Jedna ocalona. Rossie Holingsworth. Twarz Rossie ze zdjęcia wpatruje się w ciebie ze zrozumieniem. Macie wspólną tajemnicę! Ty i ona!

- Zwariujesz – mówi Dominik Jarret stojący w pokoju obok ciebie. Nie cierpisz go. Zawsze nie odwraca wzroku, kiedy się rozbierasz. Wtedy z jego zmiażdżonej czaszki wytlewa się brudny płyn. Masz na to sposób. Ty zamykasz oczy. A kiedy ich nie widzisz, jakby ich nie było.

- Zwariujesz Annie – przytakuje mu Holy.

Są tam wszyscy. Wszyscy oprócz Cyrusa i Georga. Jest Derek i jego Holy. W końcu razem. Szkoda ze gniją.

Kroki na schodach odrywają cię od monitora.

Matka wchodzi bez pukania. Jak zawsze.

- Twoje tabletki, kochanie – mówi z niepokojem.

Może nie powinnaś rozmawiać z zabitymi przy niej. Bo zamkną cię, jak Rossie.
- myślisz

- Dziękuję, mamo – mówisz i połykasz je grzecznie.

Te ostatnie – małe i niebieskie są na twoją „głowę” i na „halucynacje związane z traumatycznym wypadkiem” tak mówią lekarze. Tych nie połykasz. Ukrywasz pod językiem i wypluwasz do kosza na śmieci. Jak zawsze.

- Zwariujesz, dziewczyno – mówi Bob Sanders.

- Zamknij się! To przez twój zawał mieliśmy ten wypadek! – karcisz go głośno. – Wiem co robię!

- Coś mówiłaś, kochanie? – troska w głosie matki działa jak sygnał ostrzegawczy.

- Nie nic – kłamiesz, jak zawsze.

Kiedy matka schodzi na dół spoglądasz na tłum duchów w twoim pokoju.

- Kiedyś spotkam tego całego Żniwiarza – mówisz głośno. – A wtedy mu wygarnę, co o nim myślę.

Duchy znikają. Ale wiesz, że wrócą. Wszyscy pasażerowie tego feralnego rejsu do Colorado Springs.



EPILOG


Wycie. Straszliwe, nieludzkie wręcz wycie przerwało nocną ciszę. Krzyk niósł się echem po pustych o tej porze korytarzach, wibrował w brudnych szybach, zawijał się na klatkach schodowych i korytarzach. Narastał i cichł na przemian. I trwał. Nie kończył się. Nie przemijał.

Wysoki i przeraźliwe chudy mężczyzna w sile wieku, o twarzy pooranej bruzdami lat, dopił kawę i spokojnie sięgnął ręką do włącznika magnetofonu. Głośne brzmienie muzyki klasycznej zagłuszyło wrzask dobiegający z góry.

- Jak to możesz znosić? – zapytał drugi strażnik – zdecydowanie młodszy.

– Rossie czasami wyje tak po kilka dni, wiesz – wyjaśnił starszy - .Kiedyś, jako jedyna ocalała z wypadku autobusu szkolnego. Mówię ci, krew, flaki, zabite piętnaście dziewczynek, kierowca i nauczycielka. Ona jako jedyna przeżyła. Potem mówiła, że nawiedzają ją duchy ofiar, że wcale nie było wypadku, tylko jakiś demon na nie polował. Pokręcona psychika, mówię ci. Na początku było z nią nawet nieźle, ale potem przestała brać leki i skończyła tutaj, wiesz.

- Straszna historia – powiedział młodszy strażnik szpitala dla obłąkanych.

- Przyzwyczaisz się, młody – odpowiedział straszy strażnik. –Przyzwyczaisz lub oszalejesz.

Wycie znów narastało. Tym razem gardło krzyczącej artykułowało jakieś niezrozumiałe dla obu stróżów słowa. Latro! Ruptum! Ti chyba była łacina! Potem padały imiona. W większości żeńskie.

- Tak. To też jest normalne, młody – uprzedził pytania towarzysza straszy ze strażników. – Dobra – spojrzał na zegarek. – Czas na obchód. Twoja kolej.


KONIEC

Obsługę proszę o zamknięcie sesji. Została przywrócona i zakończona.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 10-11-2010 o 08:17.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172