Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2010, 09:30   #21
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
„... primus....” – lodowate palce dotknęły jej karku. Jak muśnięcie mokrej pajęczyny lub płatek śniegu, który dostaje się za kołnierz.... albo jeszcze coś gorszego, coś co zawsze czai się tam na granicy jawy i tylko czeka by złapać cię w swe macki szaleństwa... przejmujące zimno rozeszło się po całym jej ciele wytrącając z resztek snu. Przeraźliwy wrzask. Czy to ona krzyczała przez sen? Zerwała się nieprzytomna, nie bardzo wiedząc gdzie się znajduje. Rozejrzała się po pomieszczeniu półprzytomnie. Autobus. Jest w autobusie. No tak, jedzie do Colorado. Cholera. Rzeczywistość zaczęła przedzierać się przez otumaniony snem umysł. Znowu miała koszmar. Wrzask jednak był realny i nie należał do niej. Nieludzki, potworny, sprawiający że włosy stają dęba i nagle bardzo pragniesz przebudzić się z tego koszmaru. „ ...primus...” - brzmiało jej w uszach słowo, szept który zagłuszył nawet ten nieludzki wrzask. Opanuj się, no już, to był sen! – zgłuszyła irracjonalne uczucie lęku przywołując się do rzeczywistości. Wyplątała się ze słuchawek ipoda i wsłuchała w rozmowy starając się zorientować co się dzieje. W autobusie panowało poruszenie. Jakaś kobieta miała zawał serca. To jej krzyk wyrwał ją ze snu. Podróżujący z nimi lekarz (zupełnie jak w filmie, gdy zdarza się wypadek i zawsze jeden z pasażerów okazuje się być lekarzem – przebiegło jej irracjonalnie przez myśl) stwierdził zgon. Biedna kobieta - pomyślała - Ktoś tam na nią czeka nie wiedząc nawet że już jej więcej nie zobaczy. ...

– Co się tej pani stało? Dlaczego ta pani tak krzyczała? Zaszkodziły jej pączki? Dlaczego się zatrzymujemy? – chłopiec siedzący przed nią natarczywie domagał się odpowiedzi wypełniając autobus swoimi pytaniami. Jego mama uciszyła go nerwowo co tylko pozornie poprawiło sytuację. Chłopiec wyczuwając nerwową atmosferę zaczął wiercić się niespokojnie. Właśnie w chwili gdy Holy postanowiła wtrącić się i odciągnąć uwagę dziecka zajmując go czymś, okazało się że chłopiec sam znalazł sobie rozrywkę w dręczeniu młodego mężczyzny siedzącego przed nim. Niezbyt to dydaktyczne, pomyślała, ale i tak lepsze od niepewności i strachu dorosłych.

Zatrzymali się na stacji benzynowej w jakimś miasteczku. Chyba wszyscy czekali tylko na to by wydostać się z autokaru i na świeżym powietrzu zrzucić z siebie resztki koszmaru. Przy wyjściu nagle zrobiło się tłoczno. Holy pozostała na miejscu, postanawiając przeczekać pierwszą falę wysiadających. Ucieczka była kusząca. Może to jest znak że nie powinna wracać? Jeśli teraz wysiądzie z autokaru nie była pewna czy wsiądzie do niego z powrotem. Perspektywa złapania stopa i ruszenia w zupełnie inną stronę, byle jak najdalej od jej rodzinnych stron była tak kusząca że aż bała się o tym myśleć. Dobra, pojedzie do Colorado, przecież nie musi wcale wracać do domu, ma jeszcze dużo czasu na podjęcie decyzji, wmawiała sobie. Sięgnęła po swój notatnik i zaczęła szkicować. To ją zazwyczaj uspokajało, pomagało skupić uwagę na czymś innym. Nie upłynęła chwila gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę by spotkać się ze spojrzeniem dużych, zaciekawionych dziecięcych oczu.
– Cześć – uśmiechnęła się. Najwidoczniej mężczyzna, którym wcześniej zainteresował się chłopiec wysiadł z autobusu i teraz ona znalazła się w centrum dziecięcego zainteresowania. „Swoją drogą, czy ta matka oszalała zostając z synem w autokarze z trupem? No tak, ja nie jestem lepsza” - zganiła się w myślach – „Zamiast jak inni skorzystać z postoju i odetchnąć świeżym powietrzem, ja siedzę w dusznym autokarze i udaję że dobrze się bawię. Aż tak bardzo boję się tego powrotu?”– zamknęła zeszyt i sięgnęła po kurtkę

- Nie idzie pani się przewietrzyć? – zagaiła do kobiety z dzieckiem – Możemy tu postać jeszcze dobry kawał czasu (zanim nie przybędą sanitariusze i nie wyniosą trupa, czego na pewno ten mały nie powinien oglądać – dodała gorzko w myślach) - Nie wiem jak pani, ale ja dużo bym dała za kubek paskudnej, letniej kawy, takiej z automatu na stacji benzynowej... – uśmiechnęła i zarzucając na głowę kaptur wojskowej kurtki puściła oko do malca – To jak, idzie pani ze mną?
 
Merigold jest offline  
Stary 20-03-2010, 21:33   #22
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Jack Wallman

Toaleta na stacji była w miarę czysta i pachniała odświeżaczem o zapachu konwalii. Rząd pisuarów, kafelki, kabiny, i ściany które jednak nie uniknęły aktów wandalizmu. Myjąc twarz nad zlewem ciągle miałeś za plecami grafitti wymalowane przez jakiegoś artystę ulicy.



Było tak sugestywne, że szybko załatwiłeś co trzeba i wyszedłeś na zewnątrz. W wejściu minąłeś się z jednym z pasażerów waszego autobusu. To był pękaty jegomość siedzący, jak zapamiętałeś, ze znudzoną miną przy oknie.



Teraz miał jednak niewyraźny wyraz twarzy. Był mocno wystraszony, lecz raczej nic w tym dziwnego. W końcu nie na co dzień gruba afroamerykanka wyciąga koło kogoś kitę. Zaraz za nim w stronę toalety kierował się doktor, który orzekł zgon murzynki. Mijając cię uśmiechnął się pocieszająco. Najwyraźniej uznał, że potrzebujesz pocieszenia. Czyżby coś było nie tak z twoją twarzą.

Wróciłeś na stację. Było zimno, więc jak tylko pielęgniarze załadowali ciało do karetki wróciłeś do autobusu. Najwyraźniej nie ty jeden wpadłeś na ten pomysł. Kilka osób już siedziało w jego wnętrzu. Wygodnie rozsiadłeś się w fotelu czekając na to, aż autobus ruszy.


Michael Sanders

Po powrocie do autobusu długo starałeś się ukoić lekko nadszarpnięte nerwy. Na zewnątrz trwał cyrk związany z transportem pasażerki. W końcu ciało znalazło się w karetce.
Z autobusowych głośników leciała jakaś muzyka puszczana przez stacje radiową. Chyba coś, co mogło spodobać się temu długowłosemu chłopaczkowi, który najechał na murzynkę podczas całej awantury z pączkami. Jakaś nieznana ci wokalistka – pewnie tutejsza „gwiazdka” śpiewała siląc się na zachowanie „operowego” głosu

Nie ma dla nas miejsca w nieeebie
Nie chcą już tam ani mnie, ani cieeebie
Nie bój się jednak, kiedy nić twego życia pęka
Samobójcy zawsze, zawsze idą do pieeeekła!!!!!!!!!!


Wzdrygnąłeś się. W tym samym jednak momencie drugi kierowca wyłączył muzykę i zakomunikował, że w końcu przyjechała policja.


Derek „Hound” Gray i Dominik „DOM” Jarrett

Postaliście chwilę za autobusem rozmawiając grzecznościowo o tym i owym. W międzyczasie ciało murzynki zostało przeniesione do karetki. Dostrzegliście jak drogą od strony miasteczka widocznego jako rozmyta linia świateł za kurtyną deszczu i mroku, zbliża się pojazd policyjny. Bob Sanders, już nie tak uśmiechnięty, jak w chwili kiedy wsiadaliście do jego autobusu.
- Panowie – powiedział, kiedy was zauważył – Przyjechała policja. Za kilka minut ruszamy. Proszę o zajęcia swoich miejsc.
Minął was i powitał ciemnoskórego policjanta, który wysiadał z radiowozu. Funkcjonariusz mógłby być młodszym bratem zmarłej – był ciemnoskóry i ważył na pewno ponad 120 kg.


Holy Charpentier

- Wyśmienity pomysł – odpowiedziała kobieta z uśmiechem zerkając w stronę ciała murzynki. Któryś z pasażerów lub obsługi zakrył jej twarz kocem. Ciągnąc za sobą dzieciaka kobieta wyszła z tobą przed autokar.
- Nazywam się Sara Pander – przedstawiła się kobieta. – A to mój syn, Patrick. Patrick, przywitaj się ładnie.
- Dzień dobry, psze pani..
Skierowaliście się do sklepu. Był tam automat na kawę i po wrzuceniu półdolarówki wypluł z siebie paskudną, ciemnobrązową lurę. Tego ci brakowało.
Kobieta dała dzieciakowi 5 dolców na zakupy i mały poleciał w stronę sprzedawcy, zbierając po drodze chipsy, colę i to co wpadło mu po drodze w łapy.
- Dzieciaki – powiedziała Sara przepraszającym tonem. – Będzie miała pani swoje, to zrozumie.
Uśmiechnęła się do ciebie smutno.
Pogadałyście chwilę o tym i owym, jak dwie nieznajome kobiety, które spotykają się w podróży.
- Karetka chyba szykuje się do odjazdu – zauważyła twoja nowa znajoma. – Chyba musimy się zbierać.
Wróciłyście do autokaru. Patrick szedł z wami z zachwytem pożerając chipsy z opakowania na którym dumnie prężył się gepard Czester.


Reszta

Pokręciliście się troszkę po stacji robiąc sprawunki, paląc i rozprostowując nogi. W końcu powiewy zimnego wiatru niosącego ze sobą zmieszany z deszczem śnieg zagoniły was na powrót do autobusu. Któryś z kierowców włączył ogrzewanie i w autobusie panowało przyjemne ciepło w porównaniu do zimna i wilgoci na zewnątrz. Czekaliście na przyjazd policji.


Wszyscy

W końcu przyjechała policja. Czarny i gruby funkcjonariusz rozpoczął rozmowę pod wejściem z waszymi kierowcami i Amandą Dee. Bob Sanders gestykulował żywiołowo tłumacząc coś znudzonemu policjantowi, a reszta personelu od czasu do czasu dodawała kilka słów od siebie. Podczas ożywionej dyskusji kierowca karetki zapalił silnik i odjechał ze stacji błyskając po oknach autokaru błękitnym światłem koguta, jednak nie włączał syreny. W zasadzie kogut też był niepotrzebny. „Pączuś” raczej nigdzie się nie spieszył.
Do rozmawiających przy autobusie ludzi podszedł wasz „pokładowy” lekarz. Przywitał się z policjantem skinieniem głowy, poklepał Boba Sandersa najwyraźniej chwaląc za to co kierowca powiedział i wszedł w dłuższą dyskusję z policjantem. W końcu podał mu wizytówkę, którą wyjął z kieszeni swojego garnituru i policjant zasalutował do ronda szerokiego kapelusza, po czym kaczym chodem poczłapał w stronę stojącego nieopodal auta.
- Chyba po wszystkim – powiedział głośno mężczyzna, który wcześniej kłócił się z kimś przez komórkę – Możemy w końcu jechać.
- Co?! – zapytał inny pasażer – ubrany w niezbyt dopasowane rzeczy blondyn wyglądający na studenciaka – A ci dwaj – skinął głową w stronę gota i „żołnierza” siedzącego na końcu autobusu. – Przecież to ich wrzaski zabiły tą biedaczkę! Powinni zostać aresztowani.
- Nie bądź, pan, kurwa głupi – zaśmiał się gość od „komórki” – Gruba zmarła, bo za dużo żarła. Ot i cały powód – powiedział piorunując „studencika” wzrokiem. – Nazywam się John Adler – odwrócił się z uśmiechem w stronę „żołnierza” z tyłu auta, najwyraźniej dziękując za wcześniejszą interwencję.
- Niech pan uważa na słownictwo – zaprotestowała kobieta z dzieckiem. – Tutaj jest dziecko.
- Jakoś, kurwa, pani nie protestowała, kiedy ta opasła krowa wrzeszczała na dziewczynę od kawy.
- Pan też nie – odciął się „studenciak”.

Kto wie, czy i ta wymiana zdań nie skończyłaby się nową awanturą, gdyby nie Bob Sanders, który wsiadł do autobusu zajmując swoje miejsce za kierownicą. Jego zmiennik i stewardesa postąpili podobnie, za nimi wszedł lekarz, zajmując miejsce obok żony. To uciszyło pasażerów
Kiedy autobus zamknął drzwi szykując się do opuszczenia stacji, na zewnątrz pojawił się jakiś spóźniony pasażer. Grubasek w garniturze, z tym ze całe ubranie miał potargane, koszulę rozchełstaną, a jak Bob zatrzymał się i otworzył mu drzwi, siedzący bliżej wejścia zauważyli ze zgrozą, że twarz mężczyzny pokrywa krew.
- Co się panu stało? – zapytała Amanda Dee z przestrachem.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę swojego miejsca. Z jego nosa kapała krew.
- Potrzebuje pan pomocy? – zapytał go drugi kierowca.
- Pierdolcie się – oburknął niezbyt uprzejmie grubasek. – Nic mi, kurwa, nie jest! To wolny kraj i mogę sobie krwawić z nosa, jak chcę! Jedźmy już z tej pierdolonej dziury, co!
Po tonie jego głosu widać było, ze jest wściekły. Ale chyba też przerażony. Przepchnął się na swoje miejsce ignorując kolejne troskliwe, lub ostrzejsze pytania i usiadł. Wyjął chusteczką tamując krew cieknącą mu z najwyraźniej rozbitego nosa.
- Pan „grubianin” ma rację – zgodził się z krwawiącym John Adler – Jedźmy już. Jest 19.35. Straciliśmy tu już prawie godzinę.

Nikt się nie sprzeczał i autobus ruszył w dalszą drogę, szybko wracając na pierwotny kurs.
W autobusie panowało jednak nerwowe napięcie. Nie można było powiedzieć, ze podróż mija wam w miłej atmosferze.
Mijały koleje godziny. Ciemności za oknem były gęste jak smoła. Niekiedy tylko rozproszyło je na moment światło mijanego samochodu. Autokar wydawał się być okrętem zagubionym w odmętach mroku. Godzina 20 przeszła w 21, 21 w 22.
Znaczna część pasażerów pogasiła światła i poszła spać, nakrywając się kocami. O 23 z małym kawałkiem autobus ponownie zatrzymał się. Zajechaliście do jakiegoś miasteczka. Troje pasażerów opuściło pojazd – najwyraźniej docierając do celu swej podróży. Nikt więcej nie wsiadł i po zaledwie pięciu minutach pojazd znów wrócił na trasę.
W autobusie pozostaliście jedynie wy oraz kobieta z synem, pokrwawiony grubasek, lekarz z żoną, studencik, John Adler oraz jeszcze jeden mężczyzna w garniturze. Zatem obecnie autobusem podróżowało 18 pasażerów i 3 osoby obsługi.

Monotonia podroży i późna pora w końcu zmęczyła wszystkich. Około drugiej w nocy w zasadzie wszyscy już spali w najlepsze lub zapadli w gorączkowy półsen. Ktoś chrapał, ktoś jęczał przez sen – dręczony jakimś koszmarem, ktoś mówił coś, co było jedynie niezrozumiałym bełkotem.

* * * * * * * * *

Ze snu wyrwał was wszystkich dziwny, przerażający dźwięk. Rytmiczne, głośne uderzenia i skrobania po prawej stronie autokaru! W chwilę później pękła boczna szyba w tylnej części autokaru! Blisko miejsca, gdzie kiedyś siedziała zmarła murzynka. Do środka wpadła połamana gałąź pękając, jak szrapnel, na dziesiątki kawałków! Szczątki z wybitego okna poraniły żonę lekarza i zasypały siedzących w pobliżu niej ludzi deszczem potłuczonego szkła! Autobus podskoczył do góry, jakby trafił na spory wybój i wszyscy poczuliście, jak żołądki podeszły wam pod gardła.
W powietrze wzbiły się leżące luźno bagaże! Ktoś wrzeszczał przerażony, dołączały się do niego kolejne głosy!
- Duo! Tres! Quattour! – ktoś wył głośno, lecz w chaosie, jaki zapanował wewnątrz autokaru niemożliwością było zorientować się kto.
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus!
Słowa brzmiały przeraźliwe. Bluźnierczo! Wręcz huczały w waszych głowach! jak jakaś ... inkantacja!
Od przodu autobusu rozległ się gwałtowny huk i kolejne wrzaski przerażonych ludzi! Coś, jakaś siła, dosłownie rozerwała przednią szybę i miejsce, gdzie siedział Bob Sanders. Wszyscy polecieliście w rożne strony, widząc kątem oka, jak waszemu kierowcy kawał czegoś, co wygląda na blachę, odrywa głowę. Przód autokaru zmienił się w jatkę!
- Alter, Duo! – znów dało się słyszeć ten tajemniczy głos.
Krew! Szczątki metalu i ciała szybowały w powietrzu.
Autokar stracił przyczepność! Część z was znalazła się na ziemi, część uderzyła w sufit, część wpadła na siedzenia przed sobą!
Szok! Niedowierzanie! Ból! Czas na sekundę jakby zatrzymał się w miejscu a potem ...
... potem macie wrażenie, że autokar przechylił się przodem w dół, tak jakbyście spadali z wysokości. Instynktownie skuliliście głowy, złapaliście się czegoś, nie wszyscy jednak!
Młodego chłopaka, tego co podróżował z matką, siła odśrodkowa cisnęła w bok. Poleciał z urwanym krzykiem z impetem zderzając się głową z szybą! Widzieliście, jak z jego ust tryska krew, a na szybie pozostaje okrwawiona pajęczyna pęknięć.
- Tres! – znów ten wrzask. Jakby jakieś pierdolone odliczanie.

Autokar runął w dół! Nie spadał długo! Uderzył w coś twardego z głośnym, przerażająco głośnym hukiem. Kolejny raz większość z was musiała się czegoś złapać w panice!
Amanda Dee nie zdołała. Znalazła się między dwoma kawałkami metalu, które zadziałały jak gilotyna lub wielkie nożyce!
- Quatuor!
Krew bryznęła na wszystkich wokół nieszczęsnej stewardesy. Jedna połówka jej ciała została zakleszczona między kawałkami metalu, a nogi poleciały w inną stronę ciągnąć za sobą wstęgę krwi i wnętrzności.
Autobus przechylił się – bezładne tony stali na które nikt już nie miał wpływu poza grawitacją - i runął w bok. Z głuchym łoskotem, po raz ostatni, uderzył o ziemię, zadrżał i znieruchomiał!

Jesteście żywi! Możliwe że ranni! Na pewno potłuczeni i poobijani, albo nieprzytomni, lecz żywi!

Trzeba jednak jak najszybciej wydostać się z wraku. Zobaczyć, co się stało. Uciec, nim wybuchnie pożar.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-03-2010 o 07:36. Powód: Usunięcie Post Scriptum z informacją dla graczy
Armiel jest offline  
Stary 20-03-2010, 22:06   #23
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
-Proszę powrócić do autobusu. - Usłyszał głos kierowcy. Zsunął się z barierki i leniwie wszedł do wozu. Po drodze przyglądał się innym osobom. Najwięcej uwagi poświęcił Holy Charpentier.
"Ale laska."
Spojrzał na jej piękną twarz.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=s9np9D8Gows[/media]

To oblicze było jak światło.
"Co ja wyprawiam? Nie mogę zapominać o Sylwii" Zbeształ się w myślach. Chociaż Sylwia nie była choć w połowie, tak piękna. Przeszedł przez autobus i usiadł na swoim miejscu. Obserwował przez okno rozmowę między Amandą i spaślakiem.
"Kolejny murzyn. Ja pierdole."
- Chyba po wszystkim. - Dobiegł do niego głos, gdy policjant odjechał.
-Na to wygląda. - Odezwał się po raz pierwszy od śmierci babki, no, nie licząc "dzień dobry, poproszę Lays'y".
– A ci dwaj. - Ktoś wskazał na niego głową.
-Coś kurwa nie pasi? - Zaczął się denerwować.
– Przecież to ich wrzaski zabiły tą biedaczkę!
-To żeś dojebał. Ten spaślak nie powinien się pokazywać w miejscach publicznych! - Wrzasnął i opadł na fotel. Wcisnął słuchawki do uszu i podkręcił na maksa.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Bih28LY5v24[/media]

***

Obudził go hałas.
-Co do...- urwał, gdy posypało się szkło. Coś zaczęło drapać w prawą stronę autobusu.-Kurwa! - Krzyknął i zerwał się na nogi. Uderzył mocno głową w dach.-Au. - Jęknął. Przed oczami zrobiło mu się ciemno. Plecak wypadł z luku i jeszcze dołożył swoje w sprawie bolącej głowy. Tym razem Got upadł na ziemię. Krew zaczęła cieknąć ze złamanego nosa. Słuchawki wypadły z uszu.
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! - Usłyszał krzyk, a po nim huk i okropne wrzaski. Powolnie uklęknął i wychylił się za fotel. Przód autobusu praktycznie nie istniał.
- Alter! Duo! - Siła poderwała go na chwilę w górę i pchnęła do tyłu. Uderzył głową w podłogę. To było za wiele. Stracił na chwilę przytomność.
- Tres! - Ocucił go wrzask. Tym razem zamortyzował uderzenie rękoma. Usłyszał, że coś chrupnęło. Poczuł ból w lewym nadgarstku. Wrzasnął przeciągle.
- Quatuor! - Obok niego przeleciały nogi stewardessy.
-O Boże! - Nagle zrobił się religijny. Zbierało mu się na wymioty. Wyczuł, że autobus spadł, ale on żył. Miał złamany nadgarstek i obolałą głowę, ale żył. Wstał i zgarnął swój plecak. IPoda zostawił, bo i tak do niczego sie nie przyda. Uderzenia doszczętnie go rozwaliły. Zarzucił plecak na ramię i rozejrzał się. Holy siedziała na fotelu i się nie ruszała. Podszedł do niej i lekko potrząsnął. Spojrzała na niego zamglonym spojrzeniem. Odetchnął z ulgą, bo żyła, lecz była nieprzytomna. Przezwyciężył ból nadgarstka i delikatnie ją podniósł, następnie ostrożnie zarzucił na ramię. Znalazł jej bagaż i wziął ze sobą. Stąpał po krwi, zapewne resztce stewardessy. Wybiegł z autobusu i odniósł jak najdalej Holy. Położył ją na ziemi, po czym wyciągnął telefon.
-Brak zasięgu? Kurwa - Głowa pulsowała tępym bólem, nadgarstek również. GPS nie odnajdywał położenia. Wegnerowski opadł na ziemię i przycisnął zdrową rękę do głowy. Nie wiedział co robić.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 21-03-2010 o 12:36.
Roni jest offline  
Stary 20-03-2010, 23:33   #24
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Spał jak dziecko.
A przecież był już tak blisko, czuł już to zesztywnienie kończyn krew buzującą i to cholerne kłucie jakby ktoś wielką igłą wbijał się jego pierś na nic nie zważając. Prawie tak samo jak trzy lata temu... .
Był za bardzo zmęczony żeby reagować na krzyki, siedział z półprzymkniętymi oczyma i ciężko oddychał. To tylko niestrawność-pomyślał, ale nie był tak pewien. Wyrzygał kawałek pączka, a przecież nic takiego nie jadł.
Spać
Słyszał gdzieś w tle.
-jestem lekarzem...
-... to zawał...
Nawet nie otworzył oczu, przez chwile nawet pomyślał-dobrze że ktoś się mną zajął.
Ale nie o niego chodziło.
Kogoś wynosili, słyszał kroki, ale bał się ruszyć żeby nie zakłócić spokoju wygodnie ułożonego ciała.
Ktoś chyba nawet potrząsnął go za ramię.
-wszystko w porządku?
-tak tak-odparł szybko.
Zasnął na dobre.

Kto, co?
Wszystko działo się tak szybko, poleciał nagle bezwładnie do przodu. Przed pierwszym siedzenie, które zajął nie było nic co by go zatrzymało. Wylądował na cholernie twardych stopniach prowadzących do wyjścia.
Obok niego coś eksplodowało przeraźliwym hałasem, kierowca... nie widział już nikogo za kierownicą.
Bał się tylko że coś go zgniecie, przetnie, zabije. Wypatrywał nadciągającego niebezpieczeństwa za każdym razem kiedy rzucało go w najmniej przewidzianym kierunku. Chciał się wydostać z tego cholernego autokaru ale potrafił się tylko skulić i osłonić twarz.
Kiedy wszystko się skończyło długo nie potrafił się podnieść.
Żyję- pomyślał i zwymiotował.
Cholernie kręciło mu się w głowie, musiał chyba uderzyć w coś mocno głową bo włosy były pozlepiane krwią.
Podniósł się chwiejnie stajać nienaturalnie wychylony do właściwej orientacji autobusu i złapał za poręcz przytwierdzoną do drzwi. szarpał się przez chwilę, ale coś blokowało możliwość ich otworzenia. Rozejrzał się tępo i zauważył rozbitą szybę a za nią przestrzeń.
Wygramolił się na zewnątrz i ruszył bezwolnie przez siebie. Działał automatycznie, ale dla jego organizmu to był zbyt duży wysiłek.
Upadł. Poczuł jeszcze krew na wargach. Uśmiechnął się czując zapach ziemi i... stracił przytomność.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 21-03-2010, 06:10   #25
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
...Stali tak na końcu autokaru i gadali o niczym. Zdążyłem wypić kilka głębszych łyków.
-Tak na marginesie to nazywam się Dominik. Dla przyjaciół "DOM"-powiedziałem i wyciągnąłem rękę. Derek otwierał już usta żeby mi odpowiedzieć gdy dodałem - Wiem kim jesteś -uśmiech zawitał na moich ustach.
Sielanka jednak nie trwała długo. Światła nadjeżdżającego radiowozu przyprawiły mnie o palpitacje serca. Zawsze jak dzieje się coś złego a w okolicy jest pensjonariusz Zakładu Karnego to wiadomo kto jest winny. Nawet gdyby złem był wybuch wulkanu, powódź , czy trzęsienie ziemi winny jest były więzień. Odwróciłem się szybko tyłem do Gliniarzy i pospiesznie zakręciłem butelkę chowając ja pod kurtką. W tym samym momencie spostrzegłem jak Derek obserwuje rudą piękność.
-Czemu do niej nie zagadasz? To naprawdę piękna kobieta.- uśmiechnąłem się -Zupełnie jak moja Monika tyle że ruda- wyciągnąłem zdjęcie dziewczyny z kieszeni i pokazałem mu.

mama1.jpg

Po chwili przygasiłem papierosa, zabrałem swoje zdjęcie i ruszyłem do autobusu. "Znowu zaczynają" pomyślałem gdy dobiegły mnie podniesione głosy. Chciałem nawet coś wtrącić od siebie ale wszystko zakończyło się szybciej niż zaczęło.

Mijały godziny. Podróż ciągnęła się jak owsianka na śniadanie w więziennej stołówce. Pamiętam że nie smakowała nawet jak owsianka a raczej jak popłuczyny z przypalonego garnka po owsiance.
Oczy same się zamknęły a ja opadłem na fotel. Mimo alkoholu nie zapadłem w mocny sen. Dręczył mnie jakiś koszmar. Taki co nie pozwala zasnąć a po przebudzeniu nie pamięta się cóż to było.

Miarowy turkot kół zmienił się nagle w dźwięk tłuczonego szkła.
Wrzaski pasażerów otrzeźwiły mi umysł. Poczułem szarpnięcie i wystrzeliłem z fotela jak pocisk niesiony bezwładnie impetem wypadku. Zahaczyłem o fotel z przodu po lewej stronie
-AGRRRRR!!! -wyrwało mi się z ust gdy paskudnie stłukłem kolano. Usłyszałem ponownie trzask tłuczonego szkła i piekielne pieczenie rozlało się po piersi i brzuchu. Szarpnęło ponownie. W chaosie jaki mnie ogarniał nie widziałem nic. Tylko dzieciaka który rozbił się na szybie. Próbowałem go złapać niestety daremnie. "Fuck!" Zakląłem w duchu.

Kiedy zapadła cisza obraz w koło wyglądał jak po nalocie policji gdy Mike mnie zakapował.
Leżałem do góry nogami z głową na kolanach u tej ślicznej rudej dziewczyny na którą zwrócił uwagę Derek.
-Cześć. Wpadłem tylko na chwilkę. Jak się masz?-uśmiechnąłem się i zażartowałem chodź sytuacja wcale nie była zabawna. W powietrzu unosił się zapach świeżej krwi i wódy. Nic nie miało ładu i składu. Pasażerowie jęczeli. Spróbowałem się ponieść ale nie przyszło to łatwo. Ból w kolanie był straszny. Jęknąłem, na szczęście było to tylko stłuczenie. Kości miałem całe. Najprawdopodobniej dzięki wypitej wódce. Zakląłem pod nosem.
Rozmasowałem chwilę kolano
-Wszyscy z autobusu na zewnątrz! Natychmiast! Ten wrak może stanąć w płomieniach!- krzyczałem próbując pomóc innym opuścić tą stalową trumnę.
-Ruszajcie się ludziska nie ma czasu! Szybko! Szybko!-krzyczałem starając się pomóc komu tylko mogłem wyjść na zewnątrz. Sam opuściłem autobus prawie na samym końcu. Adrenalina i alkohol pozwoliły zachować zimną krew. Spostrzegłem że krwawię z okoli brzucha. Jakiś odłamek butelki wciąż w nim pozostawał.
Straszliwie piekło gdy adrenalina opadła.
Zbierało mnie na wymioty ale jakimś cudem udało się uniknąć puszczenia pawia.
Świat w koło wirował.
 
__________________
Who wants to live forever?

Ostatnio edytowane przez Dominik "DOM" Jarrett : 21-03-2010 o 07:43.
Dominik "DOM" Jarrett jest offline  
Stary 21-03-2010, 09:30   #26
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Cyrus podczas jazdy przykrył się tylko swoją kurtką. W autobusie było ciepło przez włączone jeszcze na postoju ogrzewanie. Mimo wszystko nie mógł zasnąć. Coś mu wgłębi ducha nie kazało spać. Może to wyrzuty sumienia z powodu śmieci czarnego hipopotama?
Nie, nie, nie... To na pewno nie to - ganił się w myślach. Podrapał się po bliźnie na twarzy. Jego najbardziej widocznej pamiątce po Iraku. Równocześnie przypomniało mu się jak nieprzyjemnie było płonąć w Hummerze, razem z pozostałymi kumplami, którzy niestety z metalowej pułapki nie uciekli i spłonęli w pełnych cierpienia krzykach. A on? Tylko oparzenie 4 stopnia na nodze i biodrze, i oparzenie 3 stopnia na prawej stronie twarzy.
W gruncie rzeczy cieszył się że żył.

Nagle usłyszał pukanie po prawej stronie autokaru. Później do tego odgłosu dołączyło szuranie. Spróbował wyjrzeć przez okno, ale nagle do środka wpadł konar, który z szyby stworzył grad odłamków. Jeden poleciał wprost na Cyrusa rozcinając łuk brwiowy.
Nagły wybój, czy też hamownie sprawiło że Cyrus poleciał w dal autobusu, lądując gdzieś na siedzeniach po lewej, na szczęście pustych. Ktoś cały czas się wydzierał.
CO JEST GRANE DO KURWY!?!? - krzyczał w myślach.
Ale nim sobie odpowiedział kolejna siła rzuciła nim w tył. Wylądował na tylnym oknie. Leżał na nim plackiem, ponieważ autobus spadał tyłem w dół. Przez nie widział jak z łoskotem spadają w jakąś kotlinę. Nagle coś zakrwawionego upadło mu na głowę.
CO JES....? - zapytał się w myślach. Obejrzał się co przed chwilą na niego spadło. Były to nogi. Nogi w niebieskiej spódniczce. Odpiłowane piekielną siłą nogi stewardesy. Przez cztery lata w Iraku napatrzył się na wiele gorszych rzeczy, mimo wszystko poczuł się nieswojo. Autobus zaczął się obracać i siła cisnęła Cyrusem bardziej w środek autokaru. Z wielkim wysiłkiem chwycił się jakieś wystającej koło siedzenia rurki.
Nagle rozległ się odgłos gniecionej stali. Autobus prawie złożył się jak domek z kart, gdy w końcu jego lot się zakończył. Jak na zawołanie wystrzeliły wszystkie szyby. Leżący na środku emerytowany żołnierz poczuł się tak, jakby spadł z wysokości na plecy.
Tracił oddech w płucach. Podniósł się i z trudem zaczął wykonywać urywane oddechy. Na szczęście wszystko szybko wróciło do normy. Zbadał szybko swoje ciało.
Żadnych złamań, zero zwichnięć. To było najważniejsze. Niestety twarz i lewą nogę miał zalane krwią. W łuku brwiowym nadal tkwił mu odłamek szkła. Chwycił go i mechaniczny ruchem wyciągnął go. Zasyczał z bólu. Rzucił się do swojego miejsca. Wyciągnął z luku swój worek żeglarski i sięgnął po białą koszulkę. Przetarł nią twarz, później przewiązał nogę. Nawet nie poczuł kiedy na jego łydce pojawiło się to głębokie rozdarcie.
Będzie trzeba to czymś przemyć... - popatrzył na ranę.
Ale właśnie skończył pomagać sam sobie. Worek zawiązał i rzucił przez okno na ziemię. Teraz zajął się pomaganiem innym, którzy mieli miej szczęścia od niego. Po wszystkim, gdy już wszyscy leżeli poza autokarem wrócił się do niego i wyjął ze schowka za głową kierowcy, który przypominał miazgę, czerwone pudełeczko z symbolem czerwonego krzyża. Była to apteczka. Strasznie popękana, ale większość opatrunków nadawało się do użycia. Trzymając połamane pudełeczko wrócił po swój worek leżący poza autobusem i ruszył kuśtykając w stronę zebranych ludzi. Rzucił worek, po czym usiadł na nim. Pokazał apteczkę, którą przed chwilą zdobył:
- Umie ktoś opatrywać? To niech lepiej zacznie. Karetki raczej szybko nie wezwiemy - pokazał swój telefon który wyciągnął. W oczy rzucił się od razu napis "Poza zasięgiem sieci!". Po chwili założył na siebie uchwyconą w prawej dłoni kurtkę. Nim ją założył prawie wszyscy zwrócili uwagę na wiszący w kaburze pod ramieniem rewolwer.
On sam poprawił wiszące na nosie okulary z pomarańczowymi szkłami. Jedno było pęknięte, ale na szczęście nie bardzo. Niestety czapka z daszkiem była cała zalana krwią, nie tyle jego własną, a krwią z nóg stewardesy. Również ukrwawioną miał bluzę i czarne bojówki. Popatrzył na plamy.
Nigdy nie uda mi się tego wyprać. - skwasił się na myśl że straci ulubione cichy. Na szczęście w worku miał jeszcze kilka ciuchów.
Włożył do niego rękę i głęboko w nim zamieszał. Szukał czegoś. W końcu udało mu się wyciągnąć dwa średniej wielkości pudełeczka, które umieścił w kieszeniach bojówek. Uważnym obserwatorom w oczy rzucił się napis ".44 Magnum".
Wtedy na jego pytanie o opatrywaniu odkrzyknęła rudowłosa dziewczyna:
- Ja potrafię, ale pomóż mi nastawić palce, bo jedną ręką będzie mi ciężko cokolwiek zrobić.
Cyrus podszedł do dziewczyny i delikatnie obejrzał jej wybite palce. Faktycznie, nie prezentowały się najlepiej.
- Dobrze, zrobimy to na trzy, cztery. Więc raz, dwa... - w tym momencie żołnierz mocno szarpnął wybite palce zaskoczonej dziewczyny. Kątem oka spostrzegł siniaka pod okiem.
- O coś się solidnie pierdolnęłaś w tym autobusie. - dodał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 21-03-2010 o 16:29.
SWAT jest offline  
Stary 21-03-2010, 09:45   #27
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Jack obmył twarz. Woda była zimna i orzeźwiająca.
- Chyba jestem zmęczony - wyszeptał do siebie, usprawiedliwiając w ten sposób tajemniczą wizję. Spojrzał na zegarek, a następnie po raz kolejny zerknął na graffiti na ścianie toalety. Czerwony potwór, a tuż przy nim twarz jakiegoś faceta. "Gówniarze! Mogliby lepiej wykorzystać swoje talenty" pomyślał. Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, poprawił włosy i wyciągnął jojo z kieszeni garnituru. Ulubiona zabawka, która zawsze go odstresowała. Pobawił się chwilę i postanowił wracać do autokaru. Wychodząc z toalety minął się z jednym z pasażerów. Był także ubrany w całkiem elegancki garnitur. Wymienili spojrzenia. Jego twarz była okrągła, a oczy przestraszone. "Większość pasażerów tak pewnie wygląda. Dobrze, że mam swoje jojo. To moje prawdziwe lekarstwo." Wychodząc zerknął jeszcze raz na graffiti. Koleś z malowidła był całkiem podobny do faceta w garniturze. Zlekceważył to jednak. Wychodząc napotkał jeszcze lekarza, który uśmiechnął się do niego eksponując szereg białego uzębienia.
Wrócił do autobusu. Ciało murzynki zostało zabrane przez sanitariuszy. Rozłożył się na swoim siedzeniu. Wyciągnął komórkę, przeglądnął książkę adresową. "Nikogo bliskiego". Poczuł się nagle strasznie samotny. Na wyświetlaczu mignęło mu jedno imię - Julie. Chciał zadzwonić, ale szybko zrezygnował. Zaczął o niej rozmyślać. Przypomniał sobie dzień, w którym się poznali, pierwszą randkę i namiętną noc w hotelu Hilton. Zasnął...



********

Okropny hałas bezczelnie wyrwał go ze snu. Stłukła się jakaś szyba. Autobus podskoczył. Następnie usłyszał ...Duo! Tres! Quattour! Krótko po tym rozległ się huk. Głowa Boba potoczyła się pomiędzy siedzeniami.
- Co się kurwa dzieje?! - krzyknął Jack. Panika ogarnęła pasażerów. Krzyki, hałasy oraz tajemniczy odliczający głos wypełniały autobus. Pojazd przechylił się, a następnie zaczął spadać. Jack spojrzał w przerażone oczy stewardesy. Chciała coś powiedzieć. Otworzyła usta, a z nich trysnęła krew, kiedy to autokar walnął w coś twardego. Jakieś kawałki metalu przecięły ją w pół. Wnętrzności wylały się na posadzkę. Pojazd przechylił się i ponownie runął w dół. Strasznie piekła go ręka. Marynarka była przedarta na przedramieniu. Miał długą, głęboką ranę lewej ręki. Sączyła się z niej krew. Wyczołgał się z wraku autobusu. Większość ludzi przeżyła. Z trudem wstał, rozejrzał się po okolicy. Podbiegł z powrotem w stronę pojazdu. Zauważył jak ktoś wygramolił się przez okno. Podbiegł, aby pomóc. Facet stracił przytomność. Chwycił go za rękę i przeciągnął w bardziej bezpieczne miejsce.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 21-03-2010 o 21:48.
vigo jest offline  
Stary 21-03-2010, 13:00   #28
 
Zaan's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znany
Policja przybyła dosłownie chwilę, po zajęciu miejsca przez Jenny. To było jedyne co zarejestrowała z obecności stróżów prawa. Słyszała, że rozmawiali z lekarzem, zarejestrowała, że pasażerowie prawie się pokłócili, ale nie miała pojęcia o czym były obie dyskusje. Zupełnie pochłonęła ją książka. Może pół godziny po odjeździe ze stacji benzynowej oczy zamknęły się jej bezwładnie. Zasnęła, ale w ostatniej sekundzie świadomości odłożyła książkę na torbę i palcami zaczesała włosy na połowę twarzy.

Obudziła się jakieś dwie sekundy przed tym, jak przerażający dźwięk dotarł do jej uszu. Wszystko słyszała jakby w zwolnionym tempie i bardzo wyraźnie. Wpierw uderzenia mieszające się ze skrobaniem po prawej stronie. Zaraz po tym, szyba rozsypująca się na miliony fragmentów. Słyszała pękającą gałąź, która w jakiś sposób dostała się do autokaru. Odruchowo zdążyła złapać torbę i położyć ją sobie na kolana. Instynkt nie zawiódł jej i tym razem. Ułamki sekund po tym, jak przytuliła swój bagaż, autobus podskoczył na wyboju i w powietrze wystrzeliły wolno leżące torby.
Wtuliła głowę w swoje rzeczy. Kolejny dobry odruch. Oszczędziło jej to widoku lecących nóg stewardessy, czy turlającej się po podłodze głowy kierowcy. Mimo, że nie widziała większości tej tragedii, bardzo dobrze czuła zapach krwi. Był on wszędzie i był bardzo mocny. Jenny słyszała jakieś dziwne głosy, ale w tym momencie nie była w stanie ich skojarzyć. Mimo to, zapadły jej one w pamięć. Przez te słowa popełniła błąd i uniosła głowę znad kolan. W tym momencie autokar runął w dół, a następnie przewrócił się na bok. Jej ruda czupryna uderzyła o fotel przed nią.

Nieprzytomna była tylko kilka sekund. Gdy się ocknęła, oczom jej ukazała się... twarz jednego z mężczyzn, którzy siedzieli z tyłu podczas przymusowego postoju. Cześć. Wpadłem tylko na chwilkę. Jak się masz? – starał się żartować. Jenny jeszcze oszołomiona uderzeniem w głowę nic nie odpowiedziała. „Przypadkowy pasażer” z jej kolan uśmiechnął się i podniósł ciężko. Poszła jego przykładem i ruszyła się z miejsca. Przedostając się do wyjścia słyszała pospieszające pokrzykiwania jej niespodziewanego gościa w kierunku innych.

Szybko wydostała się z pojazdu. Odciągnęła swój bagaż i pobiegła pomagać innym. Pamięta, że kogoś wyciągnęła, czy też pomogła wyciągnąć. Asystowała jak metal ratował jakąś kobietę. Kilka razy ktoś wyręczył ją i dotarł do poszkodowanych szybciej niż ona. Wyrzuciła też kilka sztuk bagażu z autokaru - przecież mogą się przydać. Podczas całego zamieszania ani razu nie poprawiała włosów, nie musiała, trzymały się mocno, zakrywając połowę twarzy. Skóra na czole, po lewej stronie była rozcięta. Zakrzepła krew przytrzymywała jej rudą grzywkę zakrywając siniaka, choć teraz wydawało się to bez znaczenia.

Gdy wszyscy zostali już wyjęci z autobusu, adrenalina zaczęła lekko opadać. W jej miejsce pojawiał się zdrowy rozsądek i logiczne myślenie. Dopiero teraz poczuła, że ma wybite dwa palce w prawej ręce. Jakie szczęście że była leworęczna. Próbując je nastawić usłyszała słowa żołnierzyka: Umie ktoś opatrywać? To niech lepiej zacznie. Karetki raczej szybko nie wezwiemy. – Ja potrafię, ale pomóż mi nastawić palce, bo jedną ręką będzie mi ciężko cokolwiek zrobić – odpowiedziała, a wręcz odkrzyknęła.
Cyrus podszedł do dziewczyny i delikatnie obejrzał jej wybite palce. Faktycznie, nie prezentowały się najlepiej.
- Dobrze, zrobimy na trzy, cztery. Więc raz, dw... - w tym momencie żołnierz mocno szarpnął wybite palce.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! Ja pier... dziele! - wydarła się Jenny. Automatycznie złapała opakowanie aspiryny i wzięła dwie tabletki. Po chwili, pomimo bólu, mogła ruszać nastawionymi palcami. Masując prawą dłoń zaczęła rozglądać się za improwizowanymi środkami opatrunkowymi.
 
__________________
"Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej 'Ziemi Obiecanej'."

Ostatnio edytowane przez Zaan : 21-03-2010 o 18:34.
Zaan jest offline  
Stary 21-03-2010, 22:59   #29
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Annie wpatrywała się w ciemność za oknem czekając aż autokar odjedzie. Pogoda robiła się coraz gorsza. Deszcz zmieszany ze śniegiem padał coraz mocniej. W końcu jednak policja najwyraźniej wyjaśniła wszystkie wątpliwości dotyczące zgonu starszej pani i można było jechać dalej.
W ostatniej chwili nadbiegł jakiś pasażer i wgramolił się do środka. Annie z lękiem zobaczyła, że mężczyzna ma rozwalony nos i mocno krwawi. Jednak na ofertę pomocy ze strony personelu zareagował, o dziwo, gniewem i wyzwiskami. Wyglądało to tak, jakby ktoś go przed chwilą pobił. Tym dziwniejsze było to, że nalegał na pozostawienie go w spokoju i szybki wyjazd ze stacji. Z drugiej jednak strony może po porostu się wywrócił, a należał do osób, które nie potrafiły przyznać się do swoich słabości.
Autokar opuścił stację i kontynuowali swoją podróż.
Przez jakiś czas Annie czytała jeszcze powieść, ale w końcu zmęczenie zaczęło brać górę. Wzięła kosmetyczkę, udała się do toalety. Zauważyła, ze większość pasażerów już udała się na spoczynek. W toalecie wyjęła szkła kontaktowe i umieściła je w pojemniczku i potem prawie po omacku wróciła na swoje miejsce. Ustawiła fotel w pozycji do spania i zwinęła się w koc. Przez chwilę wierciła się na posłaniu nieprzyzwyczajona do takich warunków lecz w końcu usnęła znużona monotonnym szumem silnika.

Obudziły ją krzyki przerażonych ludzi. Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje. Poczuła powiew zimnego powietrza i poza wrzaskami słyszała huk pękających szyb, trzask rozrywanego metalu oraz dziwne słowa, jakby ktoś wykrzykiwał coś w łacinie!
- Łacina!? – pomyślała.
Jakaś siła szarpnęła autobusem, jakby jego przód zderzył się z czymś, i Annie poczuła, że leci bezładnie nogami w przód. Wpadła pod fotel przed nią czując, że prawą nogę przeszywa okropny ból. Czuła, że autokar przechylił się gwałtownie i wszystko poleciało w przód, łącznie z nią samą. Usłyszała kolejny huk i przeszywający bębenki uszne dźwięk dartego metalu. Znów coś uderzyło ją boleśnie w lewy bok, a biodrami jeszcze bardziej zapadała się w fotele. Była zbyt przerażona i zszokowana by krzyczeć.
Potem złapali przechył na prawą stronę i autokar znieruchomiał.
Nagle zrobiło się ciszej. Słychać było tylko jęki bólu. W autokarze było ciemno. Annie chciała wypełznąć spomiędzy siedzeń, lecz zakleszczyła się biodrami na dobre. Spanikowała. Zaczęła się szarpać i wspierać na rękach by wyrwać z uścisku, obawiając się, że przez swoje rozłożyste biodra utknęła na amen. Spanikowana zaczęła się rozglądać za jakimiś pasażerami, lecz nikogo nie zauważyła w pobliżu więc zaczęła wołać o pomoc.
Pojawił się jakiś mężczyzna – chyba drugi kierowca i przy jego pomocy wydostała się spod fotela. Kiedy mężczyzna wyszarpywał ją z pułapki usłyszała dźwięk dartego płótna i ból w nodze pogłębił się.
- Da pani radę wyjść sama? – zapytał spanikowanym głosem – Ja poszukam innych!

Pokiwała głową i zorientowała się, że to co uderzyło ja w biodro to jej plecak.
- „Cholera nic nie widzę! Ale nie będę teraz wkładać szkieł. Ale gdzieś na dnie plecaka powinny być moje stare okulary”
Otworzyła plecak i wśród tych ciemności próbowała wymacać dłonią podłużny kształt etui. W końcu udało jej się wygrzebać okulary i wtedy ktoś próbujący wydostać się z pojazdu trącił ja w ramię. Okulary upadły. Annie rzuciła się za nimi wyciągając rękę i mało co ktoś nie zmiażdżył jej dłoni ciężkimi butami. Zaczęła grzebać wśród sterty szkła i poczuła piekący ból gdy złapała za jakiś ostry odłamek. W końcu znalazła oprawkę okularów i mrużąc oczy dostrzegła na nich siatkę pęknięć. Aż zaklęła w myślach i ze złością odrzuciła je od siebie.

Wyjęła latarkę – paluszek z plecaka i przypomniała sobie o małym chłopcu. Postanowiła zobaczyć, czy nic mu się nie stało. Z zapaloną latarką próbowała przesuwać się na tył autobusu gdzie jak pamiętała siedział chłopiec z matką. Nagle punkcik światła oświetlił zakleszczoną stewardesę. Annie chcąc przyjrzeć się dokładniej zbliżyła twarz i zorientowała się, ze to tylko górna połowa jej ciała. Obrzydliwy fetor jej krwi i rozszarpanych wnętrzności powalił ja na kolana i zwymiotowała.
Chcąc oddalić się od smrodu w panice rzuciła się dalej ku tyłowi i znalazła leżącego chłopca. Zorientowała się, ze już niewiele może mu pomóc. Wtedy usłyszała, jak jakiś mężczyzna wrzeszczy histerycznie, że autobus wybuchnie i wszyscy mają z niego uciekać. Zdziwiła się, ze tak wielki facet mógł aż tak spanikować. Za to zorientowała się, że większość pasażerów już się pozbierała i o własnych siłach starają się opuścić pojazd. Z ulgą zauważyła, ze lekarzowi nic się nie stało.
Już miała wyjść, kiedy za jednym z siedzeń zobaczyła bezwładną parę nóg w rajstopach. Kiedy uświadomiła sobie, że jedyną kobietą w krótkiej spódniczce była Amanda Dee w panice rzuciła się do wyjścia.
Po drodze zgarnęła swój plecak o mało się o niego nie wywracając. Dotarła do wielkiej ziejącej dziury, w którą zamienił się przód autobusu ze zgrozą ujrzawszy, że z siedzenia kierowcy zostały strzępy.
Ktoś pomógł jej się wydostać z autobusu. Ugięła się pod nią prawa noga i poczuła, ze nogawkę ma przesiąkniętą krwią. Dokuśtykała do reszty pasażerów, którzy zebrali się w grupie poza autokarem. O dziwo mężczyzna, który był tak spanikowany wydostał się na zewnątrz i nawet zajął pomocą innym. Zobaczyła też, że inny mężczyzna rzucił na ziemię apteczkę i rozkazującym głosem kazał reszcie zająć się opatrywaniem.
-„ Co za trep!? Wydaje nam rozkazy? Myśli że jesteśmy jego oddziałem, czy coś?! Może to po prostu jego reakcja na stres.” – pomyślała.
Jako, że ludzie nadal wydawali się być zagubieni i w szoku, a rudowłosa kobieta zajęła się pomocą rannym Annie postanowiła też włączyć się do pomocy. W końcu kiedyś za namowami matki udało jej się skończyć kurs ratownictwa medycznego i niestety mogła się teraz sprawdzić w praktyce.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 22-03-2010, 07:51   #30
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
- Wiem kim jesteś – powiedział Dominik.
Gówno wiesz – pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.
Dom, kiedy zobaczył policję starał się jak najmniej rzucać w oczy. W sumie to wyglądał na takiego co w życiu wiele przeskrobał i co do którego policja może mieć wiele zapytań.
-Czemu do niej nie zagadasz? To naprawdę piękna kobieta - powiedział ze śmiechem kiedy zauważył, że przyglądałem się rudowłosej kobiecie, która wchodziła do autobusu - Zupełnie jak moja Monika tyle że ruda - wyciągnął zdjęcie dziewczyny z kieszeni i pokazał mi.
- Widzę, że piękna. Nie widzę jednak na razie powodów dla których miałbym do niej zagadać. Pewnie ma swoje problemy, nie będę jej zanudzał. Ten chłopak na zdjęciu to Twój syn – zmieniłem szybko temat.
Rozmowa coś się nie kleiła odkąd w pobliżu pojawili się policjanci. Dominik wyraźnie starał się znaleźć jak najszybciej w autokarze. Zresztą jak też. Na zewnątrz panował straszliwi ziąb.
Wszedłem za „wielkoludem” do autokaru. Po jakiś 20 minutach autokar ruszył dalej. Zanim jednak do tego doszło w powietrzu zawisła kolejna rozmowa, która nie zapowiadała nic dobrego. Na szczęście jednak emocje znalazły ujście w inny sposób niż ostatnio.
Pochujało wszystkich w tym przeklętym autokarze. W jakie gówno się znowu wpakowałem? – myśli błądziły mi przed snem. Rozłożyłem sobie fotel by móc zasnąć w wygodniejszej pozycji. Na szczęście kolano nie bolało tak mocno. Z natłoku przeżyć ostatnich godzin dość szybko zapadłem w sen. Nie miałem problemu ze spaniem w autokarze W swoim życiu się już najeździłem jeżdżąc z drużyna od miasta do miasta.

Chwile po przebudzeniu zlały mi się w jedno. Pamiętam nagłe zimno, które wlało się do autokaru przez rozbite okno, wrzaski ludzi i dźwięk głosu, który przeraża mnie do dzisiaj
- Duo! Tres! Quattour! Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus!
Co jest?- zanim choć w niewielkim stopniu ogarnąłem co się wydarzyło autokarem rzuciło. Niewidzialna siła zerwała mnie z fotela i cisnęło na fotel znajdujący się naprzeciw mnie a następnie podrzuciła w górę. Poczułem ból, ból w kolanie i klatce piersiowej. Przez ułamki sekund nie mogłem złapać tchu.
Uduszę się tutaj – musiałem wyglądać jak jakaś cholerna ryba otwierająca bezwładnie swój pyszczek by móc dalej żyć. Pierwszy haust powietrza przeszył moje płuca milionami igiełek. Zakrztusiłem się nim jak jakimś okruszkiem, który wpadł do niej tej dziurki niż powinien.
- Khy, khy – kaszlałem nie wiedząc dokładnie co się ze mną dzieje. Nie wiedząc co się dzieje wokół. Po chwili wszystko się skończyło. Przynajmniej tak to wyglądało z początku. Zapadła cisza. Starałem się podnieść z ziemi. Nadal ciężko mi się oddychało. Potem piekło rozpoczęło się na nowo.
Kiedy nogi stewardesy wraz z kawałkami wnętrzności mignęły mi przed oczyma mój żołądek nie wytrzymał i resztki niestrawionego dotychczas obiadu wylądowały koło mnie. Autokar chyba spadał bo z miejsca gdzie leżałem wyleciałem jak z procy lądując na siedzeniach znajdujących się obok mojej dotychczasowej rezerwacji. Na nieszczęście dla mnie uderzyłem się w chore kolano. Ból był rozdzieraaaajjąąącyyyyyyyyyyy........
Przytomność odzyskałem dopiero na zewnątrz. Nie wiem ile czasu minęło. Ci co byli w stanie chodzić zajmowali się tymi co nie odzyskali jeszcze przytomności, bądź wyciągali ze zniszczonego autokaru pozostałych oraz wszelkie torby. Bałem się ruszyć, by nagle nie dowiedzieć się, że nie mogę chodzić, czy ruszać ręką. Nie mogłem jednak tak tutaj leżeć. Każda para rak była potrzebna.
Co za tragedia. Co za przeklęty przez Boga rejs do Colorado. Tyle nieszczęść. Miałem nadzieję, że to już koniec, że nic nowego już się nam nie przytrafi. Zanim wstałem delikatnie ruszałem palcami w swoich kończynach. Kiedy oparłem się delikatnie na kolanie, żółć żołądka podeszłą mi do samego gardła. Tym razem jednak nie zwymiotowałem. Nieprzyjemne uczucie minęło. Wstałem, by po chwili prawie nie upaść. Kolano bolało straszliwie. Kilka kroków jakie postawiłem okupione było bólem. Na szczęście z każdym kolejnym ból stawał się coraz mniejszy. Dokuśtykałem do autobusu pomagając wyciągać rzeczy i rannych. Jedna z torb jaką mi podano okazała się moją torbą. Jakąś chwilę później siedziałem z komórką w ręce. Nie było zasięgu. Cholera. Dopiero teraz doszło do mnie by się rozejrzeć, zobaczyć gdzie zostaliśmy rzuceni Gdzie my kurwa jesteśmy Rozglądałem się po okolicy i po ludziach by zobaczyć kto przeżył.
 
Sam_u_raju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172