Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-05-2010, 19:54   #21
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Krzyknęła, a nikt nawet nie usłyszał. Z przerażenia całe jej ciało dygotało i pokryło się gęsią skórką. Łzy do tej pory napływające do uczy, stoczyły się po policzkach niczym wielkie ziarna grochu. Ludzie niczym szaleni klękali, a obok płonął kościół. Fałszywy bóg, fałszywy kapłan? Jezuu, czy to ktoś od ojca Martina podłożył ogień?

Odgoniła to od siebie, to nie było ważne, to było zbyt przerażające by to teraz rozważać. Ten człowiek nie musiał po kryjomu bawić się w podpalacza, mógł jawnie kazać zlinczować oponenta i ci ludzie by to zrobili. Zaraz moment: człowiek? To nie był człowiek, to demon z najgłębszych zakamarków duszy, gdzie mieszkał strach.
Zdrowy rozsądek zaczął opuszczać dziewczynę, tak jak odwaga i pewność siebie. W tym momencie mogłaby przysiąść, że całe życie marzyła o pisaniu artykułów o przetworach domowych i modnych spódnicach.

Jej rozpalony wzrok wrócił do rannego i medyka, który… klęczał?
- Niech pan wstanie! Ranny potrzebuje pomocy! Proooszę…
Pociągnęła lekarza za marynarkę, ale był jak zombie, wpatrzony w kaznodzieję.
- Potrzebuje pana…

Głos jej słabł, a jej opór był coraz mniejszy. Miała ochotę odwrócić się, wsiąść do automobilu i uciec stąd gdzie pieprz rośnie. Rozejrzała się bliska paniki, ale nie stała sama. Tuż obok stał jeszcze jeden mężczyzna, też chyba przejezdny, który rozglądał się zadziwiony. Zwróciła się do niego, jedyny wyglądał na w pełni przytomnego.
- Proszę mi pomóc, weźmiemy tego mężczyznę stąd. Ci ludzie… oni są szaleni!

Po wypowiedzeniu tych słów miała wrażenie, że jej głowa eksploduje, ból był zbyt silny, a przeszywające spojrzenie brata Martina znów spoczęło na jej drobnej sylwetce chwiało ostatkami jej wolnej woli.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 02-05-2010 o 20:47.
Nadiana jest offline  
Stary 03-05-2010, 17:14   #22
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
"Co to do cholery ma być?" - te słowa ciągle kotłowały się w głowie Greg`a nie dając mu spokoju, wszak widział coś co w rzeczywistym świecie nie miało żadnego prawa bytu. Jeszcze większe zdziwienie i niepewność wywołał u niego widok lekarza, który wraz z tłumem padł na kolana w jakiejś chorej modlitwie. Przecież jeszcze przed chwilą był chyba największym przeciwnikiem tej nierealnej sytuacji! Dodatkowo, postawny murzyn jak na komendę rzucił wiadra z wodą, modląc się wraz z tłumem. Szybko też spostrzegł, że chyba jako jeden z nielicznych ciągle zachowywał jeszcze zdrowe zmysły. Reszta wyglądała na "przymuszonych" do modlitwy. Gdy jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem pastora, zrozumiał wtedy dlaczego ludzie nie potrafili otrząsnąć się z tego toksycznego amoku.
Szept. Mógłby przysiąc, że usłyszał słowa pastora, który nakazywał mu się modlić. Tyle, że pastor nie poruszał nawet ustami. Był też zbyt daleko, aby szept mógł dotrzeć do niego. Pojął wtedy, że całej tej sytuacji nie da się wziąć na rozum. To po prostu się działo, wbrew wszystkiemu. Był pewien, że nie można było ot tak zignorować słów pastora. Mogłoby się to skończyć tragicznie dla niego i dla wszystkich innych.

Kątem oka dostrzegł młodą kobietę, którą widział jeszcze na samym początku swego pobytu w New Caanan. Jako jedyna wydawała się w stanie oprzeć nawoływaniom pastora do modlitwy, jednakże była zbyt roztrzęsiona by zdawać sobie realną sprawę z zagrożenia. Uciekać? Jakie mieli realne szanse? Bez słowa przypatrywał się jej próbom wybudzenia lekarza, który starał się przeciwstawić pastorowi. Nie skończył zbyt dobrze, a Greg nie miał zamiaru podzielać jego losu.
- Tak, są. A my musimy udawać, że również tacy jesteśmy. Choćby przez krótką chwilę. - Rzekł półszeptem do kobiety, łapiąc ją lekko za rękaw marynarki i sugestywnie ściągając do dołu, by wraz z nim uklękła do modlitwy. Inaczej się nie dało, tylko w tym sposobie widział ratunek. Greg uklęknął obok lekarza, a jego dłonie same złożyły się do wymuszonej modlitwy.
- Ojcze nasz... - Wypowiedział pierwsze słowa, pochylając głowę, by znów nie napotkać wzroku pastora Martina. Wiedział jedno. Modlitwa ta wcale nie pochodziła od Boga, a pastor na pewno nie był też jego wysłannikiem. Tak więc czyim? To pytanie było zbyt dziwne i szalone, by Greg potrafił na nie sobie odpowiedzieć.
 
Araks3 jest offline  
Stary 04-05-2010, 10:19   #23
 
Mr.Johnny's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Johnny nie jest za bardzo znany
Peter klęczał i był pogrążony w modlitwie cieszył się i słuchał pastora razem z ludźmi dookoła niego od bardzo dawna się tak szczerze nie modlił wsłuchał się uważniej w kazanie:

- Bracia w swym zaślepieniu nie widzimy jak bardzo bluźniliśmy przeciw Panu. Czyż Pan nie ostrzega na na każdym kroku:
„Kiedy pożar ogarnie świątynię bóstw drewnianych, pokrytych złotem i srebrem, wtedy kapłani sami ratują się ucieczką, a bóstwa płoną w ogniu jak drewniane belki.” - Księga Barucha 6'54
-Zaraz co?
-W naszym zaślepieniu upadaliśmy na twarze przed fałszywym bogiem, czczonym przez fałszywego kapłana. Teraz Pan daje nam szansę na naprawę naszych czynów. W swym wielkim miłosierdziu zsyła nam oczyszczający ogień. Ogień, który swym żarem wypali nasz grzech i zniszczy nieprawość.
„Albowiem Tyś, Boże, nas doświadczył, badałeś nas ogniem, jak się bada srebro” - Ps 66'10
Oczyść nas o Boże miłosierny i wypal w nas wszelką nieprawość i nieczystość. Niech nasz grzech spłonie w ogniu Twej miłości.

-Cholera to jakaś pieprzona sekta!Kurwa tylko czekać a zaczną palić "heretyków"a zapomniałem już zaczęli biedny ksiądz całkiem sam w mieście pełnym szaleńców spłonął w świątyni "fałszywego boga".Pewnie zaraz zrobią stosik dla reszty jednego jestem pewien żywcem mnie skurwiele nie wezmą.Musze być przygotowany na najgorsze.Wszyscy się modlą to moja szansa czas działać!

Gangster postanowił przemknąć się do hotelu wziąć pistolet i nóż które ma w walizce a następnie powrócić i czekać na rozwój wydarzeń gdyż jakoś nie podobało mu się zostawienie niewinnych na pastwę pastora i pewnie brzmi to dziwnie szczególnie dlatego że sam był zabójcą ale prawda jest taka że nikogo nie winnego to jeszcze nie zabił i robić tego nie zamierzał a uważał że człowiek z rewolwerem nawet fanatykom przemówi do rozsądku.
 

Ostatnio edytowane przez Mr.Johnny : 04-05-2010 o 10:22.
Mr.Johnny jest offline  
Stary 07-05-2010, 19:57   #24
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Jakaś kobieta wyrwała go z otępienia i łez, za bardzo przezywał nieświadomy grzech jaki popełnił, niby drobiazg, ale przemienił się w coś o wiele gorszego. Henry jednak nie na darmo był psychologiem, wiedział, że żaden jednorazowy akt krzywdy nie popchnąłby chłopaka do samobójstwa. To było niemożliwe, tu musiała działać cała masa złych rzeczy jakie dotykały chłopaka i niestety nikogo z boku kto mógłby wskazać mu te jaśniejsze strony życia.

Ku przerażeniu zauważył, że klęczy wraz z resztą oszalałych osób , które słowa pastora miały ponad swój własny rozum, wszyscy dawali się łatwo zwieść pastorowi, lecz Henry już się temu nie dziwił, nie przy mocy jaką ten posiadał. Nie zdołał jednak na trwałe wcisnąć Henremu swego kłamstwa, kłamstwa od postawy gdyż ogłupione dziecko, nie mogło realnie przyczynić się do śmierci innego ogłupionego. Winnych należało szukać wśród ogłupiających. Nie czas był to jednak na takie rozważania. Kościół dogorywał w płomieniach, a pastor pozostawiony został sam sobie... nawet lekarz zniknął zupełnie.
- Jak doktor zaraz nie wróci, wniesiemy go do hotelu. - odezwał się do najbliższych mu osób, przytomnych. Ręką otarł łzy i nie patrzył już się w stronę pastora, choć jego wzrok czuł na sobie cały czas. Każde objawienie jakichkolwiek mocy, utwierdzało go jednak w przekonaniu o istnieniu metafizycznych sił, czegoś czego od dawna szukał, choć niekoniecznie w takim wymiarze w jakim je właśnie zobaczył.
 
Eliasz jest offline  
Stary 08-05-2010, 12:25   #25
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Pastor Martin uniósł obie ręce wysoko w górę i odwrócił się przodem do płonącego kościoła. W tej chwili nawet otaczający go ochroniarze klęknęli i zaczęli się modlić. Płomienie nadal strzelały wysoko w górę, stanowiąc śmiertelne zagrożenie zarówno dla pobliskich domostw jak i ludzi zebranych na placu. Nikt jednak z obecnych nie podnosił się i nikt nie przerwał modlitwy. Duchowny pochylił głowę i zaczął najwyraźniej modlić się w skrytości ducha. Cały plac wypełnił się głuchą ciszą. Nawet trzask palących się i łamiących się belek umilkł zupełnie. Nie było słychać zupełnie nic. Ustał gorący pustynny wiatr i ucichło brzęczenie komarów i much, które tego lata stały się istną plagą. Zapanowała kompletna, niczym nie skalana cisza. Wszyscy ludzi zdawali się jakby tego nie dostrzegać. Wszyscy z pochylonymi nisko głowami, pogrążeni byli w modlitwie, razem ze swoim duchowym przewodnikiem.


Bill Butcher
Bill był bardzo wylęknięty po tym co ujrzał. Sam nie wiedział do końca co to było, ale jednego był pewien że odpowiedzialny jest za to pastor Martin. Był nie tylko przerażony wizją jakiej doświadczył, ale także tym że był jedynym czarnym w miasteczku. Powróciły stare lęki. Wiadomo, że „czarnuch” zawsze jest winny. Stało się jasne, że wyróżniając się spośród tłum Butcher nic nie zyska, a może wiele stracić. Zaczął się więc modlić, choć nie robił tego od lat. Modlił się jednak inaczej od brata Martina. Modlił się głośno, wykrzykując słowa w stronę płonącego kościoła.
W myślach jednak układał inną modlitwę. Prosił Boga o siłę, by udało mu się dostać do Rosie. Błagał o siłę dla innych, by przejrzeli na oczy i dostrzegli prawdziwe oblicze Martina, tak jak i on miał to okazję zobaczyć.
Wtedy ujrzał jak pastor Martin odwraca się od zebranych ludzi i staje twarzą do płonącego kościoł. Gdy uniósł ręce w górę wszystko nagle ucichło. Była to przerażająca cisza. Cisza jaka panuje na cmentarzach lub w chwili śmierci. Bill również umilkł i rozejrzał się wokół. Wszyscy klęczeli z pochylonymi głowami i modlili się bezgłośnie. Wszyscy oprócz kilku przyjezdnych, którzy zaczęli wnosić poparzonego duchownego do hotelu.

Peter Franks
Peter był oszołomiony. Modlitwa wraz z bratem Martinem dała mu dużo siły i spokoju, ale pozwoliła także spojrzeć na całą sprawę troszkę inaczej. Stwierdził, że trzeba zacząć działać i przemówić ludziom do rozumu. A z jego doświadczenia wynikało, że nic lepiej nie przekonuje ludzi niż człowiek z bronią w ręku. Wtedy nawet najwięksi fanatycy cofali się i spokojnie robili co im się każe. Korzystając z tego, że pastor się odwrócił Peter podniósł się z kolan i zaczął iść w stronę hotelu. Zatrzymał się jednak zaskoczony po dwóch krokach. Wszystko wokół umilkło i pogrążyło się w absolutnej ciszy. Franks stał lekko zdezorientowany i rozejrzał się wokół. Ludzie nadal klęczeli i modlili się bezsłów. Tylko kilkoro przyjezdnych zdawało się być wolnymi od przemorznego wpływu pastora. Właśnie zamierzali wnieść poparzonego mężczyznę do hotelu.

Gregory Altan
Gregowi wydawało się, że jest jedynym w pełni myślącym człowiekiem na placu. To uczucie wcale nie było miłe. To co się tu działo przechodziło ludzkie pojęcie. Władza pastora nad tym fanatycznym tłumem, zdawała się nie mieć granic. Nawet lekarz, który postanowił się sprzeciwić duchownemu po kilku chwilach upadł na kolana i zaczął się modlić. Greg wiedział, że musi działać. Siłą przymusił młodą kobietę do uklękniecia i w prostych słowach wyjaśnił, że lepiej będzie w tej chwili jak będą udawać pobożnych chrześcijan posłusznych pastorowi. Każdy sprzeciw może się dla nich bardzo źle skończyć.
Na szczęście dziewczyna go posłuchała, a lekarz odzyskał świadomość i powiedział:
- Jak doktor zaraz nie wróci, wniesiemy go do hotelu.
Greg już miał się zgodzić, gdy wydarzyło się coś co na chwilę zatrzymało ich jeszcze na placu. Pastor Martin odwrócił się od klęczących ludzi i zaczął się modlić w skrytości ducha. W momencie, gdy uniósł do góry ręce zapanowała kompeltna cisza, która wręcz kuła w uszach.

Kathrine Gardner
Dziewczyna była naprawdę przerażona. To co się działo wokół było kompletnym szaleństwem. Nikt nie zachowywał się racjonalnie. Ludzie poddali się fanatycznemu duchownemu i modlili się o przebaczenie grzechów przed płonącym kościołem, który lada chwila mógł stać się zażewiem nowych pożarów.
Jej paniczne próby ocucenia lekarza na niewiele się zdały. Mężczyzna klęczał i modlił się, a po jego policzkach płynęły rzęsiste łzy.
Dopiero słow mężczyzny, który pojawił się obok zdołały ją uspokoić. Kathy ucieszyła się, że nie jest już sam i że ktoś jej pomoże. Słowa mężczyzny brzmiały bardzo racjonalnie, więc wybaczyła mu obcesowe zachowanie i uklękła obok niego. Wtedy też lekarz odzyskał świadomość i zgodził się z jej pomysłem przeniesienia poparzonego mężczyzny.
Już mieli wstawać, gdy nagle zapanowała kompletna cisza. Żaden dźwięk jej nie zakłócał. Kathy ponownie przeraziła się. Wyprawa do pobożnego miasteczka New Canaan, zaczynała przypominać jej najgorsze koszmary.

Henry Williams
Wizja jakiej doświadczył Henry była przerażająca. Pastor ukazał mu nieświadomy grzech jaki popełnił oraz jego konsekwencje. Dopiero przebudzenie pozwoliło mu chłodniejszym okiem spojrzeć na swoje przewinienie. Zdawał sobie doskonale sprawę, że jego i kolegów nie mogło być jedyną przyczyną samobójczej śmierci Jeffreya O'Donella. Oni byli wtedy tylko małymi dziećmi. To dorośli byli za odpowiedzialni za nich i ich zachowanie. Henry musiał sam przed sobą przynać, że dał się zmanipulować. Z drugiej jednak strony obajwienie mocy pastora potwierdzeniem tego w co wierzył i czego szukał od lat. Metafizyka tak wyśmiewana przez szanowanych naukowców i badaczy, tutaj otwierała przed nim swoje wrota. Henry zawsze o tym marzył, choć na pewno nigdy nie przypuszczał, że będzie to wyglądać właśnie w ten sposób.
Mężczyzna, który pojawił się przy nim miał rację. Wychylanie się w tej chwili nic im nie da, a narazi ich tylko na gniew pastora. Henry przeanalizował wszystkie fakty i stwierdził, że najpierw trzeba udzielić do końca pomocy poparzonemu duchownemu.
- Jak doktor zaraz nie wróci, wniesiemy go do hotelu – powiedział do będących koło niego osób.
Już wstawał z kolan, gdy nagle miasteczko pogrążyło się w absolutnej ciszy. Ciszy tak dojmującej, że aż paraliżowała ruchy.

WSZYSCY
Korzystając z tego, że zarówno pastor jak i jego ochroniarze odwrócili się do was plecami skierowaliście się do hotelu. Trójka mężczyzn i kobieta wnieśli poparzonego duchownego do środka i położyli na podłodze. Po chwili do środka wbiegł potężnie zbudowany murzyn, który szybkim ruchem zamknął za sobą drzwi i stanął przy oknie wpatrujące się w gęstniejący za oknem mrok.
Ciemność gęstniała z każdą sekundą i było w niej coś nienaturalnego i przerażającego. Do tego dochodziła nieprzenikniona cisza. Wszyscy zgromadzeni w holu hotelowym ludzie spojrzeli po sobie, ale nikt nie miał odwagi powiedzieć cokolwiek. Po kilku sekundach z okien hotelu nie można było już nic dostrzec. Atramentowa, gęsta ciemność zalała New Canaan.
I wtedy usłyszeli szept mężczyzny o głębokim, czystym głosie.
„Yagh iult faht pe-eh usuht oossth umhah weh-seh chth-oni-ans
Chth-oni-ans haahsum imi uthur ins
Yagh iult faht pe-eh usuht oossth umhah weh-seh chth-oni-ans
Chth-oni-ans haahsum imi uthur ins
Chth-oni-ans uzrash”
Gdy padłe pierwsz słowa w tym nieziemskim, szeleszczącym języku, poparzony pastor otworzył oczy, uniósł się na łokciach i wrzasnął:
- NON! Uciekajcie!
Po czym upadł bez sił na podłogę.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 09-05-2010, 14:17   #26
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Bill modlił się głośno, jednak nie krzyczał i ze spuszczoną głową, obserwował ,co dzieje się wokół niego.
Zauważył kątem oka, że kiedy ochrona brata Martina klęknęła, kilka osób korzysta z okazji i wynosi poparzonego księdza z widoku, kierując się do hotelu, w którym Bill pozostawił swoje rzeczy.

Zrobiło się dziwnie cicho. Jak przed burzą. Taką, przy której człowiek drży wsłuchując się w grzmoty piorunów, zupełnie bezsilny wobec potęgi natury.
Udając modlitwę Bill wahał się. Z jednej strony nie chciał ponownie zwracać na siebie uwagi charyzmatycznego i przerażającego kaznodziei z drugiej jednak strony czuł narastającą obawę przed pozostaniem na placu wśród tych wszystkich... szaleńców. Zimna gula strachu rodziła mu się w żołądku.

Widząc, że czwórka dźwigająca ofiarę pożaru jest już blisko wejścia do hotelu Bill Butcher powoli powstał z klęczek i starając się nie zwrócić niepotrzebnej uwagi „wiernych” na swoją osobę ruszył w ślad za tamtą grupką.

W ostatniej chwili wskoczył do środka, zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami. Pot perlił się na jego masywnej, czarnej twarzy, spływał po plecach i klatce piersiowej. Czuł się, jak po ciężkiej walce na ringu. Bill zwilżył językiem wyschnięte wargi i otarł czoło rękawem koszuli, podniszczonej podczas akcji ratowniczej. Pot zmieszany z sadzą pozostawił na płótnie brudne smugi.

Za oknem Martin – ten wcielony diabeł – rozpoczął dziwaczną modlitwę. Co prawda Bill nie widział, żeby ksiądz coś mówił, lecz wcześniej też kaznodzieja nie otwierał ust, a jednak nie dość, że Bill widział jego czarne oczy, to jeszcze duchowny uskutecznił swoistego rodzaju "kazanie" Billowi. Więc Butcher uznał, że to jego sprawka - ten dziwaczny głos sączący się nie wiadomo skąd.
Pewnie po łacinie, ponieważ Bill nie potrafił zrozumieć ani jednego słowa. Coś jednak, jakiś instynkt uśpiony w jego umyśle, powodował, że słowa modlitwy przypominały mu bardziej zawodzenia szalonej Maggy – czarnoskórej kapłanki dziwacznej religii voo-doo mieszkającej dwie przecznice od jego rodzinnego domu. Jako dzieciak Bill podkradał się pod jej domostwo, by przez dziurę w oknie obserwować, jak dziwaczka tańczy półnago przed dziwnymi posążkami. Tak naprawdę najważniejsze w tym spektaklu były jej wielkie, dorodne piersi, które jemu i jego kumplom wydawały się być wtedy rajem na ziemi.

To wspomnienie z dzieciństwa uspokoiło nieco rozgorączkowane myśli Billa.
Odwrócił się w stronę swoich towarzyszy: trzech białych mężczyzn i jedna młoda, atrakcyjna kobieta, którą wcześniej wystraszył przy poparzonym. Wśród nich Bill z ulgą ujrzał twarz „doktorka”, który pierwszy postawił się Martinowi.

- Trzeba wezwać pomoc z innego miasteczka – powiedział głośno przełamując niezręczną ciszę. – Zamknijcie okna i drzwi, pogaście światła i pozasłaniajcie firany. Może nie zauważą naszego zniknięcia.

Kiedy to mówił wszedł za kontuar recepcji szukając wzrokiem telefonu.

- Jestem Bill Butcher – powiedział spokojnie, chociaż przyszło mu to z ogromnym trudem. – Jeśli ci, ci, ci .. brakowało mu słów ale w końcu znalazł właściwe – ci fanatycy nas zauważą, może być z nami krucho. Siedźmy cicho, ukryjmy się, a mamy szansę wyjść z tego cało.

Szukał telefonu. Jeśli go znajdzie spróbuje wezwać pomoc do miasteczka. Przynajmniej kogoś, kto pomoże opanować ogień!

W końcu Bill ochłonął z szoku i zaczął myśleć zdroworozsądkowo. Przypomniał sobie, że w New Cannan nie widział nawet słupów elektrycznych, kabli do prądu, a oświetlenie w motelu stanowi lampa naftowa. Nie ma więc mowy o tym, że znajdzie tutaj takie cudo techniki, jak telefon.

Zrezygnowany spojrzał na współtowarzyszy niedoli szukając pocieszenia w ich bladych, spoconych twarzach. Dopiero wtedy zorientował się, że za oknami panują dziwne, przerażające, niewytłumaczalne ciemności.
Poczuł lęk i wbił spojrzenie w twarz "doktora" szukając w niej pocieszenia i otuchy. Ostatnie niewytłumaczalne wydarzenia, których Bill doświadczył mocno nadszarpnęły jego pewnością siebie.
Po chwili jednak wziął dwa głębsze oddechy i zrozumiał, że jeśli nie weźmie się w garść, wszyscy mogą źle na tym wyjść.
Czekał, co postanowi reszta, wszak on - jako czarnoskóry - raczej nie nadawał się na przywódcę dla czwórki białych ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 09-05-2010 o 19:24. Powód: edycja stylu i treści
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172