Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2010, 02:03   #101
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Yurgen odwrócił się w kierunku młodego pomocnika. Z oczu patrzyło mu bardzo źle. Na twarzy był cały blady, a źrenice nabiegły mu krwią. Pokryte gęstym potem czoło błyszczało chorobliwie w świetle jarzeniówek. Wydęte wargi w paru miejscach krwawiły od poprzegryzania. Nie zdążył jednak nic z siebie wykrztusić, bo szczęśliwie odezwał się doktor Mahariszi. Z początku nie wydawało się to przynosić żadnego skutku na górniku, ale w pewnym momencie spuścił wzrok zaciskając twardo szczęka i gdy doktor skończył mówić, zabrał się i wyszedł do łazienki uderzywszy jeszcze raz z całej siły w przełącznik drzwi rozsuwanych.

W tym też momencie Seamus odetchnął. Cały plan jaki mieli z Jakowlewm, wziął co prawda w łeb, ale wyglądało na to, że sytuacja jest choć na trochę opanowana. Gdy doktor proponował, by wszyscy oddali krew zza ściany dochodziły pourywane dźwięki trzaskanych drzwi do kabin i niszczonych luster, oraz gniewne, niewyraźne krzyki Yurgena.
- ...kurwa ciepły cwelku! Prąd cię pizgnął, że... ?! Co kurwa?! Ja cię popizgam...! ...mi kurwa mówić co mam robić! Tak cię ... ciepła popierdóło, że ...
Cisza nastała dopiero po kilku minutach.

Seamus przeklął cicho. Przecież nie mogą tak po prostu zostawić Yurgena i czekać aż całkiem mu odbije. Doktor wyszedł do biura, a oni przez parę krótkich chwil w milczeniu i akompaniamencie jęków i wrzasków z zewnątrz patrzyli się to na jedyne wyjście, to na ciało Ventury, to na drzwi do umywalni.
- Idę do niego. Nie wiem kuźwa po kiego wała, ale nie chcę siedzieć na dupie i czekać, aż wyleci stamtąd z wygłodniałymi wrzaskami.

Nie wiedział? Doskonale wiedział, ale nie chciał tej myśli. Tej świadomości, że wie. Że dopuszcza. Że zakłada.

Na łazienkę składały się osobno ubikacje, natryski i przebieralnia, która znajdowała się zaraz przy wyjściu. Większość szafek stała pootwierana, a ozdobione licznymi wgnieceniami drzwiczki od kilku trzymały się tylko na pojedynczych zawiasach. Na szale Yurgena ucierpiała również jedna z ławek, która odwrócona leżała teraz w poprzek pomieszczenia. Po samym górniku jednak nie było ani śladu.
Seamus zajrzał na lewo do toalet, ale tam również nie zastał Vinmarka. Chwycił mocniej ochroniarską pałkę i ruszył w stronę natrysków. To tutaj operator skafandra wyżył się najmocniej. Tu też było względnie cicho co sprawiło, że w końcu się wyciszył. Szkło z luster, oraz pleksi kabin w większości leżało pokruszone na pełnej wody posadzce gdzieniegdzie tylko poplamionej również krwią. W kącie naprzeciwko drzwi siedziała wielka skulona postać. Vinmark ostrożnie wyjmował spomiędzy knykci kawałki przeźroczystego plastiku. Oddychał ciężko i nierówno. Trochę świszcząco. Seamus zatrzymał się w miejscu. Ze trzy metry od Yurgena.
- Zarazili cię – odezwał się w końcu.
Vinmark nie podniósł głowy. Ale usłyszał. Na pewno usłyszał. Przerwał usuwanie tkwiących w broczących krwią ranach drzazg.
- Nic mi nie jest – odwarknął.
- Odwali ci tak jak Venturze – mówił dalej Seamus – A wtedy wszyscy zginiemy. Rozumiesz to kuźwa Yurgen?
- Nic mi nie jest więc mnie nie wkurwiaj –
warknął głośniej tym razem unosząc twarz. Czoło miał poharatane i umazane krwią, ale oczy chyba trzeźwe – Tylko... pierdolę, jak zimno...
Irlandczyk przez dobrą chwilę patrzył na siedzącego w kałuży rozrzedzonej wodą krwi Yurgena. Rączka ochroniarskiej pałki zrobiła się wyjątkowo ciężka. Nie potrafił.
- Jak doktorka? - głos Yurgena mimo że ponury, był chyba spokojniejszy. Operator podniósł kawałek szkła i spojrzał smętnie na niego.
- W porządku chyba. Ventura ją ugryzł, ale... będziemy teraz kierować się do laboratorium. Cokolwiek to jest, może jakieś środki to zatrzymają.
Vinmark kiwnął głową. Seamus zaś jedyne co mógł zrobić to zostawić górnika samego...
- Poczekaj Gallagher...
Irlandczyk zatrzymał się i odwrócił. Na twarzy Yurgena malowało się beznadziejne napięcie.
- Weź mi przynieś jeden z tych paralizatorów i... jakieś kajdanki.

Gdy wychodził z szatni czuł się wyjątkowo marnie. Jakby coś spierdolił. Całe to jednak wrażenie odeszło jak ręką odjął gdy ujrzał jak zabity wcześniej Ventura ożywa i wyciąga pokrytą sadzą rękę po szyję doktora.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 25-11-2010, 17:07   #102
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Dotarli wreszcie na poziom B. Wspinaczka obojgu dała się we znaki. Selena czuła jak z wyczerpania drżą jej mięśnie w nogach i rękach. Oboje legli na rampie okalającej zablokowaną windę. Leżała dłuższą chwile wpatrując się w szyb windy. Koniec tonął w ciemnościach. Wzdrygnęła się na myśl że coś może tam być i patrzeć na nich, kiedy oni leżą bezbronni, łapiąc powietrze.

- Musimy się ruszyć - wydyszała z trudem się podnosząc.
- Sama się rusz - odburknął z gniewem - Wchodzenie wyżej to bezsens.
- Nie zamierzałam leźć na górę, ale zostać tu też nie chce - odwarknęła.
Włączyła latarkę, żeby lepiej widzieć i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.
- Mamy dwa wyjścia albo, na windę, co przyznam mi się nie uśmiecha, albo za windą powinny być drzwi techniczne z tego co pamiętam. Kilka razy naprawiałam to tałatajstwo.
- Dobrze księżniczko! - wstał na równe nogi i spojrzał jej w oczy - Bez urazy! - przez chwilę patrzył na nią wrednie po czym spokojniejszym tonem dodał - Też wolę drzwi.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Podeszła do ściany windy i zaczęła ją okrążać. Na końcu rampy znajdowały się rzeczywiście drzwi techniczne, zamknięte na zamek magnetyczny. Nie stanowiło to żadnej przeszkody dla dwóch wykwalifikowanych pracowników obsługi technicznej Ymira. Panel sterowania, kabelki i drzwi stały otworem.
Powoli wyjrzeli na zewnątrz.

Po drugiej stronie przywitał ich szeroki hol przed windami. Na środku holu wielka rzeźba przedstawiająca logo korporacji VITELL. Wszystko oświetlone pulsującymi światłami awaryjnymi. Z radiowęzła nadal słychać trzeszczącą informację o rozszczelnieniu grodzi zewnętrznych i ewakuacji personelu. Wszędzie walają się rzeczy osobiste porzucone przez uciekających ludzi. A wszystko to skąpane we krwi. Krew jest wszędzie, rozbryzgi widać na ścianach, podłodze. Nie to jest jednak najgorsze. Nie byli tu sami.

Za rzeźbą dostrzegli jakiegoś człowieka w skafandrze, całego we krwi który ... zjadał ciało jakiegoś innego pracownika. Kanibal miał całą twarz we krwi. Zajęty jedzeniem na szczęście jeszcze ich nie dostrzegł. Po lewej zauważyli kolejnego człowieka stojącego pod ścianą, który nienaturalnie kiwał się na boki jak w jakimś transie. W jednym z korytarzy kolejne kilka osób - najwyraźniej też zachowujących się dziwnie.

Ray pociągnął lekko Selenę do tyłu. Znaleźli się znowu na rampie. Ray zamknął drzwi i zablokował je.

Oboje byli świadomi, że chyba nie był to najlepszy wybór. Poziom B okazał się bardziej zaludniony niż poprzedni. To tutaj znajdowała się część rekreacyjna Ymira, bary, kina, solarium, boiska do gry. Wszystko to co miało podnieść komfort życia mieszkańców chociaż na chwilę. Tutaj też mieściły się biura i pomieszczenia mieszkalne Dyrekcji i ścisłego Kierownictwa kopalni, sekcja medyczna, sekcja BIO, oraz najważniejsza sekcja zwana LIFE GUARD – skomplikowane urządzenia podtrzymywania życia – serce stacji. Bez nich niemożliwe byłoby utrzymanie temperatury oraz oczyszczenia powietrza.
W tym miejscu w czasie ewakuacji mogła się znajdować prawie połowa stanu osobowego kopalni. Pracownicy, mieszkańcy, obsługa.

- Musimy znaleźć inną drogę – na twarzy Seleny malowała się determinacja.
Ruszyła w stronę zablokowanej windy.
- Pomóż mi – podeszła do zewnętrznej ściany. Ray podsadził ją, pomagając wspiąć się na dach windy.
Na górze znajdowało się wejście ewakuacyjno-techniczne. Selena zaczęła wykręcać śruby mocujące zamknięcie. W tym czasie Ray wspiął się za nią. Zdjęli jak najciszej pokrywę włazu. W środku było pusto. Na ścianach i na podłodze widniały ślady zaschniętej już krwi. Drzwi zablokowane były przez stół stojący w wejściu. Jakby ktoś specjalnie je zablokował. Nie wiedzieli czy w czasie ewakuacji ktoś chciał przytrzymać w ten sposób windę dla swojej rodziny, czy też ktoś specjalnie zablokował windę żeby nie dać szansy innym.

Spojrzeli na siebie. Oboje wiedzieli bez słów co trzeba zrobić. Selena była drobniejsza niż Ray. Opuścił ją powoli przez otwór za ręce na podłogę windy. Z całej siły wypchnęła stół do holu. Drzwi z sykiem się zamknęły. Nacisnęła przycisk poziomu C. Miejsca które było ich domem od ponad dwóch lat.
Ray wskoczył do windy.

Selena podeszła do panelu sterowania windą i zaczęła go rozkręcać.
- Musimy zablokować drzwi, żeby się nie otworzyły kiedy dojedziemy na miejsce. Nie możemy w ten sposób zwracać na siebie uwagi, nie wiadomo co zastaniemy na C. Kiedy dojedziemy, możemy wyjść na górę i spróbować jak na poziomie B rozejrzeć się w sytuacji przez drzwi techniczne. Co o tym sądzisz? – odwróciła się do Raya

Winda z cichym szumem jechała w górę.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)

Ostatnio edytowane przez Suriel : 27-11-2010 o 11:28. Powód: korekta lat spędzonych na Ymirze:)
Suriel jest offline  
Stary 25-11-2010, 21:33   #103
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Chuck siedział na krześle i wydychał ciężko powietrze. Doktorka z obgryzionym uchem dochodziła do siebie i nad nią pan starszy odprawiał medyczne cuda z syntetskórą. Kuźwa, to przecie nie może być prawda! krzyczał w myślach jednak wiedząc, że jest... Niestety... A tamci zamknęli się w sąsiednim pokoju! Prywatności im się zachciewa w takich momentach! Kiedy wszyscy toniemy na jednej łajbie, oni muszą poplotkować na boku... Oj, Chuck był pijany i logika zaczynała zawodzić, kiedy w głowie mu się chwiało. Prawie nie zauważył kiedy pobrali mu krew. Kiwało mu łepetyną nieznacznie na boki, tak jak szkwał od niechcenia trąca łódkę podczas flauty. Złapał się za czaszkę obiema rękoma, by uchwycić dysonans przynajmniej w połowie. Myśli zaczynały się plątać, choć był święcie przekonany, że to tylko ciało zaczyna żyć własnym życiem. A kiedy Yurgen chce wciery spuścić świrom, to Wiki nie ma, bo znikła gdzieś! Całkiem! Zniknęła! Chyba do tego pomieszczenia weszła, do którego ślady spod stołu wiodły... – przypominał sobie, lecz ręki uciąć by nie dał, bo nie widział tego, więc tylko przypuszczał zmartwiony. Oceniając sytuację stwierdził, że oprócz Szczoty i Lysego, którzy wrócili z toalety do śmiechu nie było chyba nikomu. Yurgen co prawda po późniejszej zaczepce Svena minę przybrał co najmniej niemiłą, lecz po dalszym komentarzu Macharisziego o dziwo poczłapał do kibla bez słowa. Uff... – westchnął z ulgą, bo bał się, że jednak Vinmark otworzy grodzie i to będzie ich koniec. Łojej, jak kręcić się we łbie zaczyna! – Fish czuł jak ciało jakby rozdziela się z wolą, więc zaczął oddychać głęboko jakby dusił się dymem, który mimo rzęsistego deszczyku ze sprinklerówco przykrył wszystko wilgocią, nadal unosił się ze skwierczącej skóry Venturry.. To jednak nie tylko przez swąd spalonego ciała co drażnił nozdrza barmana smrodem Fish tak dyszał. Naiwnie był przekonany, że tak robiąc wydyszy alkohol i szybciej wytrzeźwieje - odpędzi natrętny helikopter, który włączył mu się w głowie. Ojej... jęknął w myślach ze grozą, omiatając pomieszczenie chwiejnym wzrokiem. Dogoniła mnie wódka jak nic... Z nosa kapały mu krople i pewnie gdyby nie zimny prysznic z sufitu, który orzeźwił pijanego Chucka, byłoby z nim znacznie gorzej. Głowa zaczęła ciążyć mu na lewo, więc zawadiacko machnął nią na prawo, by się wyprostować. Rozum mówił mu - Kurna pijanyś! W trzy dupybaranie, a nie jest wesoło! Weź się do kupy! I choć Fish szczerze chciał się zmobilizować, to ciało odmawiało mu pełnej koordynacji. Ujął głowę w dłonie i patrząc na buty obserwował jak podłoga poczekalni zaczyna się poruszać.

WKP przyniósł wiadomość. Od Jakowlewa. Wyświetlił komunikat. Zanim zdążył przetrawić informację na spokojnie, Seamus i Peter wrócili do poczekalni i wtedy górnik ruszył za niedźwiedziem do szatni. Kątem oka jednak uchwycił, że usmażony Luis Venturra otworzył oczy z nagłym stężeniem spalonej twarzy.

- Orzesz ty w mordę! - wybełkotał - toć to dokładnie tak samo jak tamten, co mu młody z głowy zrobił miazgę! – dokończył w myślach. Dźwignął się zamaszyście z krzesełka ramieniem trącając psychiatrę niechcący. Czy oni nie widzą, że Luis choć martwy, ożył znienacka nie będąc sobą?! Chwycił taboret i podniósł w górę łukiem stawiając go na Venturry korpusie. Chude ramiona niedoszłego trupa przycisnął w kleszczach pomiędzy nóżkami krzesełka, a metalowy pałąk co był pomiędzy nimi naparł na szyję zarażonego. A ożywiony trup zaczął nagle szarpać się jak dziki, więc Chuck doskoczył ciałem na metalowe siedzenie. Luis wierzgał jak ujeżdżana chabeta. Fish chwycił się oparcia i patrząc na straszliwe grymasy Venturry, zaparł się dzielnie. Jednak tamten co raz bardziej, już teraz szamotał się jak dziki ogier. Rzucał barmanem i krzesełkiem na boki jak byk kowbojem. Choć ręce Venturry w kleszczach taboretu nie mogły rozerwać przeszkody na boki, to siła szaleńcza wątłego ciała wprawiała je w szamot tak wielki, że Chuck miał poważne problemy z pozostaniem na mebelku. Jedną ręką chwycił się oparcia i szeroko rozwierając oczy w przerażeniu, zaczął podskakiwać wraz z podrygami Venturry, a drugą kreślił w powietrzu esy-floresy chcąc sięgnąć kieszeni skafandra po paralizator.

Venturra, jak wściekły zwierzak szamotał się dziarsko pod barmana ciężarem, lecz ani siła Chuckowa, ani jego ciężar nie miały wyraźnej przewagi nad atakiem świra. Na szczęście Luis też zbyt wiele nie mieścił krzepy w mizernych kończynach. Chuck podskakiwał, a tamten choć wierzgał nie mógł się wyrwać. Pewnie to trwało kilka chwil raptem, może kilka sekund, lecz Fish czuł, że wieczność całą kołysze się obijając tyłkiem o metalowe siedzenie.


Tłumiąc wymiotne odruchy krzyknął:

- Yurgen! Bierz i lej go jak takiś do bitki ochoczy! - Niemniej z kibla nie było odzewu.

- Weźcie go! Zdzielcie go! – darł się do reszty stwierdzając, że zaraz zleci na ziemię.


Co więcej Fishowi wydawało się, jakby czas stanął w miejscu i cisza objęła pomieszczenie poczekalni, nie licząc stukotu krzesła o ziemię. Żołądek skoczył natarczywie do krtani i Chuck mimowolnie otwierając buzię zwrócił na Luisa zawartość przekąski energetycznej, którą zdążył wczesniej spożyć. Nie wiedział, czy płakać, czy śmiać miał się z tego, widząc jak paw pokrył Luisa głowę, i skrzywił się tylko w obrzydzeniu.W końcu udało mu się wyszarpnąć z kieszeni pistolet. O mało nosem nie wyrznął w ścianę, kiedy Luis wierzgnął nad wyraz brutalnie, i w tym samym momencie mierząc w podskoku odpalił ładunek elektryczny.

Czy trafił nie wiedział, bo zacisnął oczy ze strachu na wspomnienie efektu ostatniego porażenia. Pamiętał jak wcześniej zwędził ludzką skórę, choć trwało to zaledwie przez chwilę...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 25-11-2010, 21:49   #104
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dawno już nie odczuwał takiego zmęczenia, mięśnie paliły go żywym ogniem, kiedy tylko dotarli do rampy, pierwszego miejsca w którym mogli odetchnąć, opadł ciężko na podłoże. Plecami oparł się o ścianę i próbował jakoś ustabilizować oddech, serce biło mu jak szalone. Ból zadawało mu nawet myślenie o kolejnym wysiłku. Z niesmakiem spojrzał na leżącą obok niego siekierę, gdyby nie to, że na prawdę mogła mu się przydać, za żadne skarby nie targał by jej w górę. Szczególnie, iż zadanie nie było proste i co kilka szczebli musiał wieszać toporek na jednym z nich by złapać oddech. Grunt jednak, iż się udało.

Nie miał już nawet energii by rozmawiać z Seleną, odrzekł jej coś ostro, jednak po chwili przystopował i uspokoił się nieco. Mowy o dłuższym odpoczynku oczywiście nie było, wspólnie poradzili sobie z otwarciem technicznych drzwi, na poziomie B teoretycznie znajdowała się elita oraz najnowocześniejszy sprzęt, wydawało się więc, iż jest to dla nich aktualnie najlepsze miejsce. Elitarni strażnicy powinni zabezpieczyć teren.

Na zewnątrz nie było jednak wcale bezpieczniej, co nawet słabiej skoncentrowany Ray zdołał zobaczyć. Wszędzie pełno było śladów krwi, widocznie tutaj miała miejsce największa masakra, creme de la creme Ymira zginął zabity przez chmarę tych stworów. Blackadderowi nie było ich żal, mogli sobie umierać, byle tylko on przeżył, nie lubił nigdy tych cwaniaków.

Na pierwszy rzut oka wszędzie było pusto, ale już po chwili zauważyli pierwszego amatora ciepła, który właśnie zajadał się trupem innego pracownika. Żyłka na skroni Raya napięła się, podobnie jak jego mięśnie, aż przypomniał sobie poprzedni wysiłek. Nie jęknął, nie wydał z siebie ani jednego słowa, zobaczył za to kolejnego mężczyznę gdzieś z boku, który dziwnie się kiwał. Wciąż żył, a to znaczyło, że nie był już człowiekiem.

Delikatnie złapał Selenę za rękę tak by jej nie przestraszyć, a następnie pociągnął znów w kierunku rampy. Wiedzieli, iż muszą dostać się do windy, jednak od frontu nie było to możliwe, musieli dostać się do niej z góry. Kooperacja przeszła perfekcyjnie, Ray pomógł Stars dostać się do środka, kobieta uruchomiła mechanizm i wypchnęła stół, który blokował drzwi, chwilę później technik był już obok niej.

- Musimy zablokować drzwi, żeby się nie otworzyły kiedy dojedziemy na miejsce. Nie możemy w ten sposób zwracać na siebie uwagi, nie wiadomo co zastaniemy na C. Kiedy dojedziemy, możemy wyjść na górę i spróbować jak na poziomie B rozejrzeć się w sytuacji przez drzwi techniczne. Co o tym sądzisz?

- Racja - przytaknął po czym odetchnął głęboko - Sensowne i mniej ryzykowne.

Akcja nie była zbyt trudna, nie dla kogoś kto siedział w ich zawodzie od tylu lat, powinna się udać. Zresztą, Blackadder na prawdę wierzył, że zaproponowane rozwiązanie może być jedynym słusznym.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 25-11-2010, 23:47   #105
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację


Mężczyzna wychylił się ostrożnie i szybko zlustrował kolejny załom korytarza. Wszędzie było pusto i cicho. Stłumił westchnienie ulgi, które cisnęło mu się na usta. „Ciepłaki” na razie odpuściły, ale i tak nie mógł pozwolić sobie na obniżenie koncentracji ani tym bardziej na czynienie żadnego hałasu. W ten właśnie sposób stracił kumpla. Wydawało im się, że na tamtym korytarzu byli bezpieczni, kiedy w mgnieniu oka sytuacja się zmieniła i zza otwieranej przez nich grodzi wysypała się chmara rozwścieczonych górników. Co z tego że koniec końców udało mu się odstrzelić ich wszystkich skoro i tak jeden z nich zdążył rozwalić głowę Andy’emu.

Teraz oddalał się, czym prędzej z tamtego miejsca, bo wiedział już, że na głośniejsze dźwięki potrafią zbiec się jak ćmy zlatujące do lampy. Zamierzali wraz z Andym ominąć windy i wydostać się na poziom B inną drogą, ale teraz zdał sobie sprawę, że sam nie da rady. Musiał skorzystać z wind, chociaż wiedział, że dźwięk ich mechanizmów na pewno kogoś przyciągnie. Tyle, że nie miał wyjścia. Na poziomie A cały czas roiło się od górników a amunicja w Anakondzie prawie się skończyła.

Starając się poruszać jak najciszej dotarł w końcu do dźwigów poziomu górniczego. Odetchnął głęboko i wezwał windę, po czym wsunął się bezszelestnie do najbliżej położonego magazynu i czekał. Albo rzuci się do otwartych drzwi windy, albo zamknie gródź magazynu, jeśli hałas zwabi większą grupę tych szaleńców. Wóz albo przewóz.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 25-11-2010, 23:50   #106
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Selena Stars i Ray Blackadder

Aby zamknąć windę, musieliście wysunąć spomiędzy drzwi blokujący je stolik. Zmęczonym mięśniom nie poszło to tak łatwo, jak przypuszczaliście. I co więcej, nie obyło się bez hałasu.
To zaalarmowało kanibala zza rzeźby – loga VITELL.
Kiedy drzwi zaczęły się zamykać wydając charakterystyczny dźwięk okrwawiony maniak poderwał się znad trupa i wywrzaskując coś niezrozumiale ruszył nadspodziewanie szybko w waszą stronę.

Nie miał szans.

Był w połowie odległości, kiedy drzwi windy zasunęły się do końca i kabina ruszyła w górę. Ku poziomowi C.

Z głośnika w kabinie dolatywały was jakieś trzaski i szumy. Co jakiś czas dołączał do nich przypominający buczenie starożytnego faksu dźwięk. Było to wyjątkowo irytujące, lecz na szczęście skończyło się, nim dotarliście na górę.

Winda zatrzymała się po dłuższej chwili i nim drzwi zdążyły się otworzyć wcisnęliście przycisk blokujący. Potem, pomagając sobie wzajemnie, odkręciliście właz techniczny prowadzący na dach windy.

Selena była lżejsza i zwinniejsza, więc przy pomocy Raya pierwsza wdrapała się na górę.

Potem wyciągnęła rękę, by pomoc wdrapać się mężczyźnie, a wtedy...

Rozległ się charakterystyczny trzask oznaczający odblokowanie hamulców widny i ta drgnęła i wolno ruszyła w dół.

Selena – rzuciłaś okiem na podest techniczny biegnący wokół kabiny. Jeszcze zdążysz przeskoczyć na niego bez większego ryzyka. Ray jeszcze nie chwycił twojej ręki. Wiesz, że jeśli zdecydujesz się mu pomóc, winda nabierze prędkości i skok na podest będzie bardzo trudnym zadaniem. Wtedy pozostanie wam tylko próba szalonego skoku na drabinę, ledwie widoczną z boku, lub czekanie, aż w dwie minuty widna osiągnie poziom B, lub w jakieś pięć – poziom A. Wiedziałaś dobrze, co czyha na tych poziomach. Cokolwiek zrobisz, musisz działać szybko.

Ray – kiedy Selena wyciągała w twoją stronę dłoń winda zadrżała i ruszył z powrotem w dół.
Jeszcze masz szansę z niej się wydostać! Tylko Selena musiałaby cię szybko wciągnąć. Innym sposobem na zatrzymanie windy jest oczywiście wciśnięcie guzika alarmowego i wyhamowanie kabiny. Tylko, jeśli ktoś wcześniej wezwał ją panelem alarmowym, a nie zwykłym guzikiem przyzwania, to mechaniczne zablokowanie nie zadziała!




Charles „Chuck” Fish


Wystrzeliłeś na ślepo, nie wiedząc jaki będzie efekt. Louis miotał się pod krzesłem, jak dziki rumak. Wydawał z siebie jakieś przeraźliwe, niezrozumiałe jęki i bełkoty. Szaleńczo próbował uwolnić się spod twojego ciężaru.

Charakterystyczny dźwięk odpalanego ładunku i lekkie szarpnięcie dłoni, a potem ... wierzgnięcie tak silne, że nie zdołałeś „utrzymać się w siodle”. Przewaliłeś się w bok wypuszczając elektryczny pistolet z ręki. Krzesło, którym dociskałeś Venturrę do podłogi poleciało w bok, a żądny krwi maniak poderwał się na nogi.



Dhiraj Mahariszi


Udało ci się odskoczyć poza zasięg rąk powalonego Louisa Venturry i niemal w panice i w geście obronnym doskoczyć do Kamini.

Widziałeś oczy Venturry. W poparzonej twarzy, szalone, pełne bólu oczy zranionego człowieka. Szalonego człowieka!

To było oczywiste. Nie zabiliście go! Po prostu stracił przytomność, a teraz się ocknął. Ładunki w broni elektrycznej są dobrane tak, by obezwładnić, a nie zabić. To właśnie główny cel!

Nim zdołałeś wydusić ostrzeżenie Fish wkroczył do akcji. Przygniótł do ziemi poparzonego Venturrę i strzelił mu prawie z przyłożenia w bark. Widziałeś, jak ładunek elektryczny zatańczył na skafandrze i jak Louis zrzucił z siebie barmana i poderwał się przyjmując przygarbioną pozycję.



Sven „Szczota” Lindgren


- Ja jebię! – powiedział Łysy do ciebie widząc zmagania barmana z jąkałą. – Nagrywaj to, kuźwa, na Space Tube wpierniczymy. Horror szoł! Fish skacze na nim, jak na jakim holoporno!

Siwucha, którą dopiliście w kiblu przed chwilą, zaczynała powoli działać, bo scena, którą widziałeś bardziej cię śmieszyła, niż wzbudzała grozę. A jęki, jakie wydawał z siebie miotający się szaleńczo Louis Ventura faktycznie nieco kojarzyły się z jakimś pokręconym filmem dla dorosłych.

- Ale pizgnął! – Łysy skomentował strzał Fisha podskakując w miejscu, jakby nawalił w kombinezon.

Kiedy jednak Venturra zrzucił krzesło i barmana z siebie i poderwał się na nogi oprzytomniałeś rozglądając się za czymś do obrony. Sytuacja robiła się nieciekawa.

Wyglądało na to, że oszalały jąkała zaraz rzuci się do gardła nieco niemrawego Fisha. Mogłeś postawić na to ostatnią fajkę, że twój niedoszły pracodawca walnął sobie kilka głębszych.




Peter Jakowlew

Siadłeś w sali w pobliżu wejścia do pomieszczenia, w którym rozmawiałeś z Seamusem. Z napięciem wpatrywałeś się w wejście do pokoju monitoringu, nad którym nadal jednak połyskiwała czerwona lampka oznaczająca zamknięte drzwi.

Wtedy usłyszałeś zamieszanie, które dobiegało do ciebie z Biura. Podniosłeś się, by zareagować i przez otwarte grodzie ujrzałeś padającego Fisha i wstającego Venturrę.



Seamus Gallagher

Widok atakującego barmana był dość zabawny. Oto w patykowatym chudzielcu budziło się serce lwa. Akcja z krzesłem była godna uznania. Ale „Chuckowi” zabrakło sił, by utrzymać szaleńca w potrzasku. A ty przez kilka uderzeń serca łudziłeś się, że nie będziesz musiał znów uciekać się do przemocy.

Pałka ochrony dawała ci jednak niezwykłą przewagę nad oszalałym Venturrą.

I wtedy, przez moment, przypomniałeś sobie innego szaleńca, który szedł w twoją stronę z włączoną przecinarką plazmową. Przypomniałeś, że zabiłeś go dopiero wylewając na jego ciało płynny metal. Jak łatwo przychodziło zabijanie, kiedy musiałeś walczyć o przeżycie. Walczyć o to, by znów ujrzeć dzieci.

Ręka sama zacisnęła się na izolowanej rączce elektrycznej pałki, a palce bezwiednie wcisnął guzik. Łuk wyładowania elektrycznego rozjarzył końcówkę broni.....



Nicole Sanders

Najpierw wymieniłaś się z Mahariszim wiadomościami, poprzez WKP, potem wdałaś w trudną dyskusję z „Golasem”. Twój kumpel był twardym i nieugiętym człowiekiem, a paranoja dotycząca zarażenia się, nie ułatwiała zadania.

Z niepokojem wpatrywałaś się, podobnie jak drugi ochroniarz, w wygaszone ekrany. Ta ingerencja z zewnątrz na wasz system monitoringu naprawdę dawała do myślenia. Nic dziwnego, że „Golas” panikował.
Po twoim ostatnim argumencie mężczyzna zamyślił się. Najwyraźniej nie podjął decyzji.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 26-11-2010 o 00:17.
Armiel jest offline  
Stary 30-11-2010, 18:16   #107
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Zagwozdka z Kennym polegała na tym, że ile razy by go dranie nie zabili, on ciągle żył. Musi z Mazgajem było podobnie. Fisz coś tam się miotał, Seamus już miał jakiegoś drąga w ruce, ale nie dałem się wyprzedzić. Szczota nie będzie bohaterem drugoplanowym! O co to, to nie!

- Filmuj to Łysy! - krzyczę wciskając mu w łapsko wukapa i zarzucając kastet. Potem pakuję się w kadr i szczerzę evil-emota - No chodź złamasie! Mam dla ciebie CIEPŁE!

Odwracam się w stronę Ventury.

Lachę kładę na to, że wszyscy się tu przekręcimy.

Ktoś kiedyś znajdzie to holo i wrzuci w net.

I będą Szczotę pamiętać.

I będą pamiętać, że Szczota nie był pindzia i się trupom nie kłaniał.

***

Kilkanaście lat później.

Plik o tajemniczej nazwie "Ymir-A#1.mp3d" odpalili głównie dlatego, że impreza umierała, skończyło się piwo i wszystkim się ostro nudziło. Dotarł do nich na pocztę z jakimś łańcuszkiem. Mail opatrzono tradycyjnym pieprzeniem w rodzaju: "autentyczny materiał!!", "zobacz na własne oczy!!", "wstrząsająca prawda o korporacji Vitell!". Arek, właściciel skrzynki, zwykle kasował takie rzeczy bez czytania, ale znalazła się jakaś nawalona pierdoła która bardzo chciała obejrzeć.

Obejrzeli.

Podobno takie rzeczy krążyły po sieci już u jej zarania. Kiepskiej jakości filmy i zdjęcia 2d, później rozmazane, rwące się hologramy. Egzekucje dokonywane przez żołnierzy, terrorystów czy mafiozów. Przecieki z dokumentacji policyjnej, wojskowych baz danych, nekrofilska pornografia. Czasem autentyczny materiał, częściej dobrze zrobione podróbki. Napster, Kazaa, Spacetube... przez półtora wieku historii internetu zmieniały się tylko nazwy serwerów i oprogramowania, ale amatorzy takich atrakcji zawsze wiedzieli gdzie szukać.

To był jeden z takich filmów. Badziewny, półprzezroczysty hologram rodem z przełomu stuleci. Do oglądania z jednej pozycji, bez opcji panoramy, najwyraźniej kręcony amatorskim urządzeniem z jednym obiektywem. Przez kogoś, komu mocno drżała ręka.

Po chwili nierozpoznawalnych okrzyków i chaotycznej szarpaniny obraz stabilizuje się i wyraźnie widać roześmianego, kilkunastoletniego dzieciaka w czarnym kombinezonie. Jego fryzura przeczy prawom grawitacji, a oczy błyszczą od alkoholu, śmiechu, łez, obłędu, a może wszystkiego na raz. Rzuca do kamery coś bez ładu i składu, po czym odwraca się i z całej siły tłucze kogoś znajdującego się tuż za jego plecami w głowę. Ofiara jest na oko w tym samym wieku, nosi podobny strój i chyba ma jakieś poparzenia.

Uzbrojona w kastet pięść uderza w sam środek potylicy.

Słychać nieprzyjemny, mokry trzask. Ofiara pada na ziemię. Przez chwilę ma drgawki, po czym nieruchomieje. Wokół głowy zaczyna rosnąć ciemna plama. Dzieciak stoi nad ciałem. Początkowo jest spięty, bacznie się przygląda umierającemu, jakby w oczekiwaniu, że ten się podniesie i na niego rzuci. Nic takiego się nie dzieje. Wyrostek zaczyna się śmiać i wydaje z siebie radosny okrzyk, jak zawodnik, który właśnie zdobył przyłożenie.

Koniec ujęcia.

Chwila ciszy.

Grupka podpitych studentów gapi się w wyświetlacz.

Ktoś ziewa. Ktoś inny wzrusza ramionami.

- Podróba jak nic...

- Widziałeś fryzurę tego gościa?

- Trochę jak pindzia, nie?
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 01-12-2010, 23:27   #108
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Zza przymkniętychpowiek usłyszał BZZ!-ZZZ!-ZZZ! , a padając na ziemię wraz z wywróconym krzesłem wypuścił z reki mały paralizatorek. Otworzył oczy i zobaczył, że jak Luis stojąc nad nim w przygarbionej posturze lada chwila rzuci się do ataku. Ładunek elektryczny z malej pukawki zdawał się tylko pobudzić jego serce do akcji, o ile jeszcze biło. Chuck, łapczywie chwytającpowietrze, przesiąknięty strachem i desperacją rozejrzał się na boki rozgorączkowanymi potrząśnięciami głowy. Pistolecik potoczył się pod ścianę, pod krzesła lecz już obok buta Venturry leżała pobita butelka, którą rozbił wcześniej na twarzy chłopaka. Chwycił tulipan i odskoczył od zagrożenia w tym samym momencie, gdy Szczota po zapowiedzi, niczym aktor reality-show do kamery, zaczął punktować kastetem w potylicę Luisa jak niewyżyty bokser w gruchę na koniec metodycznego treningu.

Venturra upadł na twarz w kałuży krwi z roztrzaskanej czaszki. Kranówa Svena odniosła sukces. Chuck opierając się plecami o ścianę, ostrożnie podciągnął się do góry, podtrzymując równowagę oparciem ręki o krzesło. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Górnicy stali w palkami w drzwiach przy szatni, Jakowlew przy pokoju odpraw, Sven z Łysym dobrze sie bawili odtwarzając nagranie klipu, a psychiatra przytulał wystraszoną żonę. Vinmark wyglądał nieciekawie, stojący obok niego Seamus również budził w Fishu wątpliwości w towarzystwie zarażonego, zwłaszcza po ostrzegającej informacji z WKP. Postanowił nie rozstawać się z tulipanem i mocniej zacisnął palce wokół szyjki butelki. Nie bardzo rozumiał co się dzieje wokół niego. Kipiący przed kwadransem agresją Vinmark nawet nie splunął, nie kiwnął elektryczną pałeczką, kiedy on walczył na śmierć i życie z maniakalnym Luisem. Stały chłopy jak dęby w poczekali jak cioty, myślal sobie. Im większy, tym więcej robi szumu, a dzieciak kolejny raz wyręcza dorosłych... Chwiejnym krokiem podszedł do leżącego trupa i podniósł leżący pod ścianą za nim paralizatorek.

- A wy...yck! te pałki... ...yck!to w dupe se wsadźcie.. ...yck!wibratory... kurwa mać... ...yck!– czkawka włączyła się Fishowi pijacka, kiedy mruczał niezadowolony pod nosem.

- Dzięki młody... ...yck! - wytarł usta rękawem – myślałem, że już po mnie.

Czuł, że iskry entuzjazmu z siebie nie wykrzesze, choćby bardzo chciał, zamiast tego skupił się, aby stąpać w prostej linii kiedy przechodził obok Szczoty i Łysego. Minął Jakowlewa. ...yck! – wyprostowany jak struna oparł się ramieniem o ścianę dla lepszej równowagi.

- Luis - ...yck! - a, Nikt nie ugryzł! ...yck! Więc kto i jak go – ...yck! - kurwa zaraził? Może wszyscyśmy wściekli......yck!– nabrał powietrza w płuca zamierzając dusić kolejne upokarzające go czknięcia, choć go kiedyś mama przestrzegała, że w ten sposób nabawić się można rozedmy płuc. Żeby mama wiedziała, czego się teraz można nabawić na Ymirze... – ...Yck!
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 02-12-2010, 09:12   #109
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Jak to się stało, że wcześniej nie pomyślała o kapsułkach? Musiało ja całkowicie zaćmić. Pomysł był świetny ale...

Golas naprawdę nie żartował proponując... ucieczkę we dwoje. Nicole była zszokowana. Zawsze myślała, że do takiej pracy zgłaszają się ludzie o trochę mocniejszych nerwach. Ok, sytuacja była niecodzienna i można było trząść portkami o życie, ale Sanders nie zamierzała tracić przy tym człowieczeństwa. W końcu nie byli psycho- czy socjopatami, ale zwyczajnymi ludźmi, pełnymi ludzkich odruchów. Najbardziej wkurzało ja chyba to, że tak łatwo się poddał i zapomniał, ze wielu z tych ludzi znał czy nawet lubił. Golas był tak roztrzęsiony, że nawet opróżnił magazynek z amunicją. Do cholery, miała szczęście, że nie w nią.

W bazie rozprzestrzeniała się choroba. Nicole podejrzewała, że ma to ścisły związek z ludźmi z poziomu B. Szczególnie po tym co zobaczyła w Czujce. Monitory były czarne, a kolejny ruch tego, kto tym wszystkim kierował był nieprzewidywalny. Golas miał więc rację. Musieli się wydostać i dowiedzieć o co chodzi, ale nie zamierzała uciekać jak szczur.

Spróbowała rozmowy popartej logicznymi argumentami. Nie mieli przecież pewności, że to coś, co zmienia ludzi w dzikie bestie rozprzestrzenia się za pomocą ugryzienia. Poza tym Golas musiał sobie zdawać sprawę z tego, że potem władze rozliczą go z tego jak zachował się wobec innych. Przypomniała mu wspólne wieczory w kantynie z Chuckiem-śmieszkiem, przypomniała o innych, których pamiętał. Golas zmiękł. Cholerną ciutkę. Zezwolił łaskawie na zabranie dwóch dodatkowych osób. Nicole ledwie nad sobą panowała. To nie było żadne wyjście. Chodziła po sali myśląc w desperacji jak obezwładnić uzbrojonego partnera, kiedy jej WKP zapiszczał. Zdziwiona zerknęła na ekran.
Odebrała wiadomość... od doktora Mahariszi. Przez to wszystko prawie zapomniała, że tamci tez przechodzą przez małe piekło.
Nicole odczytała wysłaną przez doktorka wiadomość. Musiała z kimś pogadać, Golas postawił jej warunki niemożliwe do przyjęcia. Wysłała dlatego najpierw wiadomość, aby doktorek znalazł sobie jakiś dyskretny kącik, a kiedy potwierdził jej na WKPie, że jest gotów odezwała się.

- Mam dobre i złe wiadomości doktorze, ale najpierw proszę, żeby powiedział pan co u was się dzieje. Ktoś odciął nam wizję i nie wiem jaka jest sytuacja. Jak się czuje pańska żona?
- Czyli wie pani o panu Louisie... No cóż, póki co czuje się dobrze, ale… Oboje uważamy, że za to szaleństwo może odpowiadać jakiś wirus, poniekąd podobny do ziemskiej wścieklizny. Teraz z Kamini nie mamy wyboru, musimy się dostać do laboratoriów na poziomie B, żeby mieć szansę wytworzenia surowicy. Nie wiem, co z resztą osób, czy też pójdą z nami. Pan Vinnmark jest bardzo nerwowy, ponadto nie chciał oddać krwi do badań, chociaż prawdopodobnie jest zakażony. Jest teraz w szatni, może wyciszy się i będzie mógł nam pomóc. Ale najgorsze jest to, że za drzwiami cały czas są ci... szaleńcy, a my nie mamy pojęcia jak dostać się na niższy poziom, ale skoro pani nie ma podglądu z kamer, to chyba jesteśmy w kropce i musimy czekać aż tamci odejdą od drzwi. Nie wiem, co robić. A pani? Jakie ma wieści?
- Istnieje możliwość dotarcia na poziom B z Czujki. Niestety mam w tej kwestii problem z moim kolegą z ochrony. Ma paranoję, że wirus przenosi się poprzez kontakt z płynami ustrojowymi, inaczej przez ugryzienie i boi się jakiejkolwiek styczności z ugryzionymi. Był niestety świadkiem napaści na pańską żonę. Pozwala mi zabrać tylko dwie osoby, bez śladów ugryzień. Jest w tak kiepskim stanie psychicznym, że boję się, że użyje broni jeśli się sprzeciwię. Jest też i drugi problem - nawet jeśli Schmidta udałoby się przekonać czy uspokoić... W miejscu, do którego musimy się najpierw dostać, żeby przejść na poziom B, trzeba użyć specjalnych skafandrów. A ich jest tylko 6...
- Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie zwykłem się narzucać, ale w obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na kompromis. Jeśli dotrzemy razem z żoną do laboratorium, to nawet jeśli nie uda nam się wytworzyć surowicy, to może chociaż usuniemy objawy, lepiej być nosicielem, niż zarażonym, lub nawet zdrowym wśród zarażonych. Nie wiemy, jak dużo osób jest chorych w bazie, oraz czy ewentualny lek cofnie zmiany jakie zaszły w organizmach zakażonych, jednak nie możemy nie spróbować wykorzystać tej szansy. Pani kolega musi się zgodzić. Nie musi iść z nami, może pójść przodem, lub za nami, ale musi pozwolić nam iść. Inaczej będzie miał na sumieniu nie tylko naszą grupę, ale i tych, których moglibyśmy wyleczyć mając surowicę. Niech się poważnie nad tym zastanowi. Ale co do skafandrów... 6 osób wyjdzie, 4 zostaną, co z nimi? Można jakoś odpędzić tych zarażonych od drzwi? Może włączyć natrysk, albo syrenę w jednej z części budynku, żeby ich tam zwabić? Myśli pani, że da się coś zrobić?
- Zdaję sobie z tego sprawę doktorze, ale i tak ledwie zdołałam go przekonać do dwóch dodatkowych osób. Poza tym reszta musiałaby czekać na nas aż wrócimy, bo ilość skafandrów ochronnych jest zbyt mała. Co do pana propozycji odpędzenia zarażonych. Ktoś z poziomu B manipuluje systemem. Odcięto nam tutaj łączność wizyjną na kamerach, nie wiem co jeszcze mogą zdobić. Jeśli otworzą grodzie będzie po nas.
- Czyli jednak władze wszystko kontrolują... Boże, co tu się dzieje... Ciężko mi to powiedzieć, ale chyba musimy podjąć decyzję sami, każdy będzie chciał stąd wyjść, więc nie dojdziemy do porozumienia. Uważam, że oprócz pani, pani kolegi, mojej żony i mnie powinni iść panowie Gallagher oraz Jakowlew. Jeden jest silny, drugi opanowany i rozsądny. Chociaż obawiam się, że będziemy musieli jakoś odseparować pana Vinnmarka. Nie wiemy, jak szybko działa wirus... Zaraz, przecież Louisa nikt nie ugryzł...! Musze to sprawdzić. Proszę uspokoić kolegę, tylko moja żona została ugryziona, mogę go zapewnić że będzie się trzymała od niego z daleka. Prosiłbym jednak, żebyście oboje państwo wyszli, trzeba podjąć ostateczną decyzję i podzielić się nią z grupą. To nie będzie proste, szczególnie jeśli chodzi o pana Vinnmarka, mogę potrzebować państwa pomocy. Przykro mi, ale za wszelką cenę musi pani namówić kolegę na ugodę.
- Zrobię co w mojej mocy.

I tak własnie zamierzała zrobić. Trzeba wziąć się w garść, jak mawiał jej ociec. Połączenie zakończone – usłyszała jeszcze z WKP. Nicole odwróciła się do Golasa i stanowczym krokiem podeszła ponownie do pulpitu.

- Golas, istnieje szansa na to, żeby znaleźć lekarstwo na tą cholerną ymirską gorączkę, a nawet i szczepionkę. Doktor Mahariszi pobrała próbkę własnej krwi oraz krew innego zarażonego. Jak widzisz zdaje sobie sprawę z zagrożenia i chce nam WSZYSTKIM pomóc, nie jedynie sobie. Tylko my możemy ich doprowadzić do laboratoriów na poziomie B, więc weź się w garść i do cholery zachowuj jak na ochroniarza przystało. Nie zostawię tutaj nikogo na pastwę tych potworów. Kombinezonami będziemy się dzielić, najwyżej ktoś zrobi parę kursów więcej. Rozumiesz?

Schmidt spojrzał na Nicole, a w jego wzroku odczytała jakby zrezygnowanie, ale następnej chwili i nutę nadziei. Milczał jeszcze przez chwilę najwyraźniej myśląc i intensywnie, a potem wreszcie powiedział głośno.

-Głupia jesteś… czy raczej naiwna, ale niech ci będzie. Tylko ostrzegam. Rozwalę każdego kto będzie próbował się na mnie rzucić. I mają odłożyć broń, nie chcę żeby mnie ktoś przywitał strzałem w plecy.
Sanders skinęła głową, Golas nacisnął guzik na pulpicie i drzwi grodzi otworzyły się.
- Jasna cholera – zdążyła powiedzieć Nicole widząc co dzieje się w czujce.
Golas w jednej chwili wyciągnął broń i pojedynczym strzałem osadził kulkę w głowie Venturry w momencie kiedy Szczota rozwalał ją kastetem.

Ciało Venturry z głuchym hukiem uderzyło w ziemię.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 02-12-2010, 18:14   #110
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Jechali do góry, nie wiedzieli co może ich tam czekać. Czy poziom C jest równie niebezpieczny jak dwa poprzednie. Co mają dalej robić, dokąd się kierować, co w ogóle się tu dzieje. Czy ktoś przyjdzie ich uratować. Jak długo mogą przeżyć ukrywając się przed tymi monstrami. Czy dużo ludzi przeżyło. Pytania piętrzyły się w głowie Seleny.

Winda zatrzymała się na poziomie C. Nacisnęła przycisk blokady drzwi. Wcześniej ustalili już scenariusz działania.
Ponownie otworzyli właz techniczno-awaryjny na suficie windy. Ray podsadził Selenę do góry i zaczął jej podawać rzeczy, medpaki, karabin który założyła sobie od razu na plecy, siekierkę strażacką. Kiedy cały sprzęt był już na górze przyszła kolej na Raya. Już wyciągał ręce do Seleny, kiedy usłyszeli charakterystyczny dźwięk zwolnienia hamulców windy. Kabina zaczęła zjeżdżać w dół. Nie było czasu na zastanawianie dlaczego i co robić. Ray doskoczył do panelu sterowania i nacisnął przycisk bezpieczeństwa, hamulce zadziałały. Winda zatrzymała się jakieś 6-8 metrów do rampy. Selena odetchnęła. Przez chwile zastanawiała się co mogło być przyczyną. Czy ktoś próbował wezwać windę żeby uciec z niższych poziomów, czy ktoś kto zablokował drzwi chciał im przeszkodzić, albo co było najgorsze potwory zorientowały się w działaniu mechanizmu. Szybko odgoniła tą myśl. Nie mieli czasu na gdybanie. Ray podszedł do włazu, Selena pomogła mu się wydostać. Żeby wrócić na rampę musieli przeskoczyć na drabinkę techniczną i pokonać kilka szczebli w górę.

Drzwi techniczne jak poprzednio nie stanowiły dla nich przeszkody. Ray chwycił przed siebie siekierę, a Selena wyciągnęła pałkę paralizatora.
Za nimi znajdował się oświetlony na czerwono dobrze im znany korytarz. Na podłodze walały się rzeczy porzucone przez uciekających ludzi. Ray podniósł porzuconą maskę tlenową, która okazała się być okrwawiona w środku. Odłożył ją na podłogę. Korytarz był krótki i szeroki, na końcu znajdowało się rozgałęzienie w lewo i prawo. W lewo do tak zwanego Centrum jadłodajni, pomieszczeń socjalnych, kantyn i ochrony, w prawo - do sekcji mieszkalnych, która jeszcze niedawno była ich domem. Po krótkiej dyskusji zgodzili się, że najlepiej iść w stronę Centrum, w kwaterach nie zostawili nic co mogłoby im pomóc w tej sytuacji, a sentymentalne pamiątki tylko by ich obciążały. Byli też głodni i spragnieni. Kiedy szli korytarzem ich uwagę zwrócił dziwny powtarzający się dźwięk.

Zgrzyt i łup; Zgrzyt i łup………


Dźwięk był coraz głośniejszy, zbliżali się do jego źródła. Ray mocniej chwycił toporek w pozycji obronnej. Selena tym razem szła schowana za nim. Kiedy doszli do zakrętu ich oczom ukazała się śluza, która ze zgrzytem opadała i unosiła się do góry. Blokowało ją przepołowione ciało jednego z górników, które leżało w kałuży krwi. Selena aż wciągnęła powietrze z przerażenia. Przypomniała sobie ciało Polaczka, który zginął w podobnych okolicznościach.

Ostrożnie przeszli obok ciała. Obserwowali je uważnie, nauczeni, że śmierć na Ymirze nie oznacza wcale końca.
Ruszyli dalej korytarzem gdy nagle……………..
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172