lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   ( Horror + 18) Pustka (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/9405-horror-18-pustka.html)

Tasselhof 08-11-2010 00:37

( Horror + 18) Pustka
 
PUSTKA




AKT I Smutek i Nostalgia

Sara czuła przeszywające ją zimno, paskudny dotyk i coś co utkwiło głęboko w myślach. Przeszywające nieme krzyki, błagania i totalna pustka. Było jej nie wygodnie, podłoże niezwykle twarde i brudne. Czyjś głos, czyjś dotyk. Jakże miłe i odmienne od tych głosów i tamtego dotyku. Otworzyła oczy, delikatnie po woli. Leżała twarzą do ziemi, a w ustach miała posmak ziemi. Drobinki piachu i kurzu zgrzytały jej w ustach. Gdy uniosła wzrok ujrzała ciąg obskurnych latarni jarzących się i oświetlających dwa obskurne i zarośnięte perony. Za nimi ciągnęła się ciemność w której na dalekim horyzoncie rysowały się kształty drzew. Ponurych i wysokich świerków. Niebo było zachmurzone, powietrze niezwykle chłodne ,poruszane delikatnymi powiewami wiatru. W tej głuchej i obcej ciszy w końcu do leżącej Sary dotarł głos jej brata.
- Sara! Błagam cię, wstań! Słyszysz wstań! Mój boże …!
Dziewczyna uniosła po woli głowę . Widok brata napełnił ją spokojem. Kamil klęczał nad nią, cały blady i przerażony. Na widok przytomnej siostry nieomal się nie rozpłakał. Przytulił ją mocno do siebie, i z ulgą wyszeptał.
- Jak dobrze, mój boże jak dobrze. Nic ci nie jest Sara?
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i odpowiedziała.
- Na razie nic ale zaraz mnie udusisz.
Kamil delikatnie uwolnił siostrę, po czym już trochę spokojnie rozejrzał się po opustoszałej stacji. Wtedy dostrzegł tuż obok nich, opartą o latarnie dziewczynę, mniej więcej w ich wieku, patrzącą cały czas na nich. Musiała być tu cały czas z nimi. Gdy tylko się obudził, od razu dostrzegł nieprzytomną siostrę i to na niej skupił całą uwagę. To wszystko stanowiło jeden wielki chaos. Jechał pociągiem, czytał mangę i nagle zgasło światło… a wraz z nią pamięć dalszych wydarzeń. Co się właściwie stało tego nie mógł sobie przypomnieć.
Sara zauważyła skupione na czymś spojrzenie brata. Powędrowała swoim wzrokiem tuż za nim i również dostrzegła dziewczynę. Była niezwykle ładna, siedziała cicho i patrzyła na nich pustym wzrokiem. Z jej skroni spływała krew. Kamil natychmiast do niej podszedł, odgarnął jej czoło i zaklął cicho. Rozcięcie ciągnęło się wzdłuż łuku brwiowego i zapewniło dziewczynie najprawdopodobniej bliznę do końca życia. Dziewczyna uniosła po woli do góry głowę i z wysiłkiem spytała.
- Kim jesteś? Gdzie ja Jestem? Czego ode mnie chcesz?
- Cii mam na imię Kamil, nie wiem gdzie jesteśmy i nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów. I wierz mi też mam setki pytań.

Karolinie podobał się ten obcy chłopak. Spokojny, opanowany tak bardzo podobny do Konrada. Kim był właściwie Konrad? To imię samo wskoczyło do jej głowy, ale pustka jaka tam panowała nie podpowiadała jej nic więcej, tylko tyle, że ten chłopak był do niego podobny. Pamiętała jeszcze jak jadą przez las samochodem razem z matką. Jakaś postać z lasu wybiegła na drogę, zaczęła wymachiwać rękoma, a potem… samochód w nią uderzył, wypadł z drogi. Świat przed Karoliną zawirował, obracał się i zgasł z hukiem. A potem była już tu.
Sara podeszła do brata i nieznajomej. Klęknęła obok i patrzyła jak brat rękawem wyciera krew i bród z rany. Dokoła nich panowała przerażająca cisza, niczym niezmącona upiorna nostalgiczna cisza.

Endless 09-11-2010 19:44

"A więc jedziemy..."

Dopóki nie wsiadłem do pociągu, nie mogłem uwierzyć, że zdecydowaliśmy się pojechać do Dęblina. Od początku całą tę wyprawę traktowałem z dużym sceptycyzmem. Nie wierzyłem, że ta wizyta cokolwiek zmieni w naszym życiu. Ot, posiedzimy u ojca dwa, góra trzy dni, po czym da nam do zrozumienia, że powinniśmy wracać. Zwyczajne odwiedziny u rodzica, który ma w głębokim poważaniu szczęście swoich dzieci...

W trójkę znaleźliśmy pusty przedział i zajęliśmy go. Umieściliśmy swoje torby w schowkach i rozsiedliśmy się. Ja zająłem miejsce przy oknie, Łukasz rozsiadł się obok mnie, zajmując przy tym więcej miejsca, niż potrzebował, a Sara usadowiła się na przeciwko nas. Spojrzałem w oczy swojej siostry, próbując odgadnąć jej myśli. W końcu się poddałem, nie jestem przecież jakimś telepatą.
- To już dwa lata... - powiedziałem, aby przerwać tą denerwującą ciszę. Na pewno dużo się zmieniło, od kiedy widzieliśmy się z nim ostatni raz. - czyżbym podświadomie wymusił w swoim głosie entuzjastyczną nutkę?
Sara odpowiedziała mi z wahaniem, a Łukasz jak zwykle zignorował mnie, wkładając do uszu słuchawki i sięgając po PSP, które trzymał w głębokiej kieszeni bluzy.
"Boże, czy on naprawdę jest ze mną spokrewniony?" - pomyślałem kiwając głową z dezaprobacją.
Odwróciłem się do niego plecami i sięgnąłem po leżący na stoliku przy oknie tom mojej ulubionej mangi. Zapowiadała się dłuuuuga podróż, a ja nie miałem zamiaru przez bite dwie godziny strzępić nerwy na bezczelność brata...

Wydobyłem z kieszeni telefon z podłączonymi słuchawkami, które wsadziłem do ucha. Włączyłem muzykę i zacząłem czytać mangę. Z każdą przewróconą stroną na nowo przeżywałem wiele wspomnień.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MOJI0a4IiIc[/MEDIA]

Kilka dni temu nasza matka wróciła do domu i poinformowała nas o telefonie ojca. Chciał zobaczyć się z nami i zapraszał naszą trójkę do Dęblina. Początkowo nie wiedziałem, czy powinienem się cieszyć z tego powodu, czy też potraktować to jako jedną z wielu pustych obietnic rodziców. Przez te dwa lata, odkąd się rozwiedli, byłem dla Łukasza i Sary zarówno ojcem jak i matką. Nasza rodzicielka pracowała od rana do wieczora, więc to na mnie spoczywał ciężar utrzymywania porządku i jakiejś pozornej dyscypliny. Gotowałem, prałem, sprzątałem, prasowałem, a niekiedy musiałem coś naprawić. Jedynie Sara próbowała mi pomóc z tym nawałem obowiązków, zazwyczaj wynosiła śmieci i pomagała z gotowaniem. Musiała w jakiś sposób doceniać moje zaangażowanie, w przeciwieństwie do Łukasza. Z Sarą miałem bardzo dobre relacje, byliśmy dla siebie ogromnym wsparciem w wielu ciężkich chwilach. Natomiast z Łukaszem była inna bajka. Rozwód rodziców bardzo go odmienił. A właściwie jego zmiana zaczęła się, kiedy rodzice rozpoczęli toczyć ze sobą zażarte kłótnie i spory, bardzo często kończące się kilkoma zbitymi talerzami i złością matki. O co się kłócili - nie mam pojęcia. Zdaje się, że wyparłem się niektórych wspomnień, taka reakcja samoobronna. Powracając do Łukasza, od tamtej pory bardzo oddalił się od nas. Ciężko było dojść z nim do porozumienia, niekiedy moje próby dotarcia do niego kończyły się awanturą. Mimo wszystko dwoiłem się i troiłem, aby moje rodzeństwo wyszło na ludzi. Ja sam kiedy rodzice się rozwodzili, miałem 18 lat i bardzo przeżywałem tą sytuację. Pośród niezliczonych, bezsennych nocy wychodziłem z domu i spacerowałem wokół naszego osiedla, za każdym razem coraz bardziej popadając w nałóg tytoniowy. Kończyłem wtedy liceum. W domu były ciężko i naprawdę robiłem wszystko w swojej mocy, aby zawsze być przygotowanym do szkoły. Zdałem maturę z bardzo dobrymi wynikami, jednak na tym zatrzymała się moja edukacja. Mając 20 lat nie podjąłem się studiów, tylko całkowicie poświęciłem się dla rodzeństwa. Dopiero całkiem niedawno zdecydowałem się podjąć od września naukę w szkole policealnej. To była moja obietnica, którą miałem zamiar sobie dotrzymać.


Było strasznie gorąco i z każdą chwilą ściemniało się na zewnątrz. Mniej więcej w połowie drogi Sara wstała ze swojego miejsca.
- Gdzieś idziesz? - rzuciłem pytanie podnosząc wzrok znad lektury.
- Do łazienki, zaraz wracam. - odparła i wyszła z przedziału.
Odłożyłem przeczytany do połowy tom i wyciągnąłem się. Moje mięśnie strasznie zesztywniały i musiałem je rozluźnić. Przekręciłem się w miejscu, tak że teraz za plecami miałem ścianę. Nogi trzymałem na siedzeniu. Uniosłem obie dłonie, aby rozmasować sobie twarz i wtedy zgasło światło...

Obudziłem się, błyskawicznie unosząc tułów. Krople poty spływały po moim czole, czułem ich wędrówkę po moich skroniach. Widziałem zamglony obraz. Zamrugałem kilka razy, po czym przetarłem oczy rękoma. Peron. A właściwie perony. Gdzie jestem? Czy to stacja? Zasnąłem? Czy to sen? Byłem strasznie zdezorientowany, a moje serce na dodatek biło jak szalone. Powoli podniosłem się z ziemi, otrzepując kurz i piach ze swoich jeansów i niebieskiej bluzy. Rozejrzałem się dokładniej. Stacja, na której się znalazłem wyglądała podobnie do większości stacji kolejowych w Polsce - była stara, porośnięta trawami i innymi chwastami i sprawiała wrażenie poważnie zaniedbanej, może nawet nieużywanej. Kiedy próbowałem dociec, jak się tu znalazłem, natrafiłem na barierę lęku. Czyżby było lepiej, gdybym jeszcze sobie tego nie przypominał...?
Tak rozglądając się dookoła zauważyłem na przeciwległym peronie dwa ciała - jedno rozpoznałbym nawet w ciemności, drugie widziałem pierwszy raz. Nie myśląc zbytnio pobiegłem do leżącej na ziemi Sary, skacząc z rozpędem na drugi peron. Upadłem na kolana przed Sarą i mój instynkt opiekuńczy wygrał ze wszystkim innym. Moja siostra leżała na brzuchu. Odwróciłem ją na plecy. Była nieprzytomna. Sprawdziłem czy oddycha i kiedy upewniłem się, że żyje, zacząłem ją wybudzać.
- Sara! Błagam cię, wstań! Słyszysz wstań! Mój boże …!
Przebudziła się i uniosła lekko głowę. Natychmiast zbliżyłem się bardziej, kładąc jej głowę na swoje kolana, odgarniając włosy z jej twarzy.
- Jak dobrze, mój boże jak dobrze. Nic ci nie jest Sara? - zapytałem z troską.
- Na razie nic ale zaraz mnie udusisz.
Zaśmiałem się rozpaczliwie i przestałem przyduszać ją do siebie. Kiedy pomagałem siostrze wstać, przypomniałem sobie o drugiej osobie. Natychmiast spojrzałem w jej kierunku. Była to dziewczyna, ładna, ale po z jej czoła spływała krew. Patrzyła się na nas niewidzącym wzrokiem. Wyglądała, jakby była w szoku.
- Dasz radę sama ustać? - upewniając się, że z Sarą wszystko w porządku ruszyłem do rannej dziewczyny.
Ukląkłem przy niej, delikatnie odgarniając włosy z jej czoła. Rana powstała nad jej łukiem brwiowym. Cokolwiek było przyczyną tego rozcięcia, obdarzyło dziewczynę pamiątką do końca jej dni. Niespodziewanie uniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Kim jesteś? Gdzie ja Jestem? Czego ode mnie chcesz? - mówiła z wysiłkiem.
- Cii mam na imię Kamil, nie wiem gdzie jesteśmy i nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów. - odpowiedziałem uspokajająco. I wierz mi też mam setki pytań.
Nie marnując czasu przetarłem jej czoło rękawem swojej bluzy. Dziewczyna zasyczała z bólu, ale przynajmniej wytarłem jej krew. Odwróciłem się do Sary i chciałem zapytać, żeby podała mi moją torbę, kiedy zorientowałem się, że oprócz nas nie było tu niczego innego.
- Kurwa... - zakląłem cicho.
- Sara, potrzebne mi jest coś, czym mogę obwiązać jej czoło. Cokolwiek, a najlepiej jakiś materiał. - odezwałem się do siostry.
- Jak ci na imię? Ile masz lat? - przypominając sobie podstawy pierwszej pomocy z lekcji PO, próbowałem zająć uwagę poszkodowanej dzieczyny.

Wredotta 10-11-2010 16:53

- Karolina! Wstawaj!
Poczułam lekkie szarpnięcie i i zobaczyłam nad sobą twarz mojego brata Konrada.
-Ale ucou się dzieuje?- powiedziałam ziewając.
-Ubieraj się jedziemy do babci do Dęblina.
-Teraz?!-jęknęłam.
Lubiłam babcię, ale przejażdżka samochodem była ostatnim o czym marzyłam.
-Tak, teraz. Ubieraj się. –odparł i wyszedł z pokoju.
Westchnęłam i z wielkim trudem podniosłam się z łóżka. Pobudkę pewnie zleciła Konradowi mama, a z nią nie było po co zaczynać. Od razu pewnie walnęłaby mi kazanko. A po wczorajszej imprezie głowa mnie tak bolała, że nie mogłam się na niczym skupić. Pamiętając, że matka zawsze budzi mnie na ostatnią chwilę, szybko się ubrałam, zgarnęłam do torby w kształcie trumienki parę drobiazgów i już stałam w przedpokoju z laptopem pod pachą. Tak jak myślałam, mama z Konradem byli gotowi do wyjścia.
-No wreszcie, myślałam, że nigdy nie wyjdziesz z tego pokoju- śmiała się mama i podała mi drożdżówkę- Masz zjesz po drodze.- powiedziała i ruszyliśmy do samochodu.
Szybko wpakowałam się na tylne siedzenie. Upewniając się, że nikt mnie nie zagaduje, wyjęłam laptopa. Odpaliłam i niecierpliwie czekałam na ekran powitalny. Włączyłam emulator z Final Fantasy VIII, założyłam słuchawki na uszy i już po chwili delektowałam się symfonią Nobua z zamku Ultimecii. Bez wahania wlazłam do komnaty czarownicy umilając sobie czas długą walką .


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RMsxNT2A-jg[/MEDIA]

W pewnym momencie poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Spojrzałam na przednią szybę i ujrzałam jakąś postać wymachującą rękami. Wypadliśmy z drogi. To wszystko trwało jakieś parę sekund. Usłyszałam pękającą szybę, las przez który w tym czasie przejeżdżaliśmy zamigotał mi przed oczami, poczułam ból nad lewą powieką. Fala bólu zwaliła mnie z nóg i osunęłam się w ciemność.


Pierwsze co ujrzałam to obskurny dach z blachy. Zamrugałam oczami. Ehh znowu zabalowałam w jakieś dziurze. Tylko dziwne, że tym razem urwał mi się film. Na imprezach zawsze piłam tylko tyle, by fajnie szumiało w głowie. Nie brałam też dragów tzw. wspomagaczy. Obok siebie usłyszałam przestraszony męski głos:
-Sara! Błagam cię, wstań! Słyszysz wstań! Mój Boże …!
Ah chyba następna lala przeceniła swoje możliwości i wzięła za dużo. Przeturlałam się figlarnie na bok, by poobserwować lokalne nieszczęście. I wtedy się zaczęło. Każdą komórkę mojej głowy przeszył nieopisany ból. Nad brwią poczułam lepką ciecz spływającą na bluzkę Metallici. Spojrzałam na nią i poczułam jak moje wnętrzności się buntują, ale na szczęście nie puściłam pawia. Koszulka była cała we krwi. Przypominając sobie, że nie jestem sama spojrzałam na leżącą dziewczynę i pochylającego się nad nią faceta. I nagle przed oczami stanęły mi wszystkie wydarzenia zanim straciłam przytomność. . Wypadek samochodowy. Las. Postać wymachująca rękami. Mama.Cholera. Patrząc przed siebie, aż się wzdrygnęłam czując czyjś dotyk na sobie. Nie spodobało mi się to. Spojrzałam na faceta, który wcześniej pochylał się nad tamtą dziewczynę i z nie lada wysiłkiem przełknęłam ślinę.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? Czego ode mnie chcesz?- cholera nieźle mnie napierdala to gardło.
- Cii mam na imię Kamil, nie wiem gdzie jesteśmy i nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów. - odpowiedział uspokajająco. I wierz mi też mam setki pytań.
W to akurat mogłam uwierzyć.Ale nieznajomy wydawał mi się podobny do Konrada. Tylko kim, do cholery, jest Konrad? Zrezygnowana pozwoliłam aby wytarł mi brew z krwi. O kurwa co za ból. Jęknęłam. Gdyby nie to, że nie miałam siły chętnie pierdolnęłabym tego gościa niezależnie czy było to z jego winy czy nie.
-Sara, potrzebne mi jest coś, czym mogę obwiązać jej czoło. Cokolwiek, a najlepiej jakiś materiał.- rzucił jak się domyśliłam do owej dziewczyny. Instynktownie, by zminimalizować ból zamknęłam oczy.
- Jak ci na imię? Ile masz lat?- usłyszałam znów miło drażniący głos.
Mówić mu czy nie, myślałam gorączkowo. W sumie imię i wiek nie może mi zaszkodzić, zwłaszcza, że ten Kamil odwzajemnił się tym samym.
Cholera. Westchnęłam głęboko.
-Jestem Karolina, mam 18 lat- odparłam słabo, otwierając swoje szaro-zielone oczy.

Tasselhof 13-11-2010 18:29

Sara z lękiem spoglądała dookoła. Po za trzema lampami które oświetlały perony i fragment zdezelowanej stacji, nie było widać nic oprócz bezdennej czerni. Przez zachmurzone niebo gdzie nie gdzie dało się dostrzec jakąś samotną gwiazdę. Wiatr przynosił wraz ze sobą dźwięk szumiących drzew i zapach świerków oraz wilgoci. Złapały ją dreszcze, robiło się coraz chłodniej.

Karolina po woli odzyskiwała świadomość, rana nie krwawiła, a Kamil zręcznie oczyścił ranę chusteczką którą podała mu siostra. Rodziło się pytanie co dalej? Odpowiedź jednak sama się znalazła. Gdzieś na drugim końcu peronu rozległ się dźwięk brzęku metalu uderzonego o betonową płytę. Po chwili dźwięk przemienił się w ciągły metaliczny odgłos ciągnięcia czegoś za sobą. Kamil był pewien, że to dźwięk łańcucha. Po chwili w ciemnościach zajarzyły się dwa punkciki jarzące się czerwienią. Ślepia patrzyły się na nich ze stoickim spokojem, po czym znowu ruszyły. Z ciemności po woli wyłonił się pies.


Ku ich przerażeniu nie był to zwierzę jakie zwykli widywać, było wychudzone, sierść była brudna i pokręcona. Małe uszy i szeroki rozwarty pysk z wywieszonym jęzorem zdobiły naprawdę przerażający widok. I te jarzące się ślepia o czerwonawym odcieniu. Obroża najeżona była kolcami i do niej przyczepiony był kawałek łańcucha który za sobą ciągnęło stworzenie. Pies zatrzymał się od przerażonych ludzi jakieś dziesięć góra dwanaście metrów wciąż pozostając w półmroku. Jego wzroku skupił się na czymś w zaroślach. Ruszył w tamtą stronę i zniknął na chwilę i wrócił niosąc coś w pysku. Położył znalezisko na ziemi i zaczął je obwąchiwać. Przypominało to zawiniątko składające się ze szmat. Zwierzę przytrzymało przedmiot łapą i zatopiło w nim kły i po chwili oderwało kęsa mięsa. Ze szmat wytoczyła się ludzka ręka, nadgniła już i cała okaleczona. Z chrzęstem pies rozgryzł kość i zostawił swoje znalezisko. Znowu zainteresował się intruzami. Tym razem podszedł bliżej i do uszu Sary dotarło warczenie wydobywające się z jego gardła. Stworzenie zaczęło wściekle szczekać i szamotać głową na boki, z każdym chłapnięciem łapy zbliżając się do was. Sara odsunęła się ze strachem za brata, który wciąż stał obok Karoliny. Psa to najwyraźniej jeszcze bardziej zachęciło.

- Ja pierdole!
Krzyknęła Giza i wskazała palcem drugi peron. Szły nim dwa podobne stworzenia i po woli zeskoczyły na tory i również szły w ich kierunku. Kamil zauważył, że nie atakowały, raczej próbowały ich stąd przegonić. A przy najmniej tak mu się wydawało. Spojrzał na dziewczynę, która po woli i z wysiłkiem się podniosła, potem na przerażoną siostrę, a w końcu na ciemny i wilgotny las za nimi, do którego wyganiały ich zwierzęta.

Endless 13-11-2010 21:59

Sara znalazła tylko paczkę chusteczek. Podała mi ją. Wyciągnąłem jedną i przyłożyłem ją do czoła Karoliny.
- A więc, Karolina...
Przerwał mi dźwięk. Odgłos, jaki może wydawać metal ciągnięty po betonowym podłożu. Brzęczenie łańcucha. Powoli wstałem i odwróciłem się w stronę, z której dobiegał. To co ujrzałem, z pewnością sprawiło, że zadrżałem.

To było... jakieś pięć lat temu? Wtedy jeszcze rodzice żyli ze sobą w zgodzie... Było lato, strasznie ciepłe w dodatku. Wracałem wieczorem do domu... Skąd...? Chyba od jakiegoś kolegi. Nie pamiętam już, która to była godzina. Słońce zachodziło, okrywając wszystko ciemniejącym płaszczem złotego światła. Szedłem sam po chodniku, który z dwóch stron graniczył z siatkami otaczające dwa place budowy. Stawiałem kroki powoli, ostrożnie. Czegoś się bałem... Ah tak. Nagle do ogrodzenia przyskoczyło kilkanaście psów, które wściekle ujadały i kłapały zębami, przystawiając pyski do ogrodzenia. Były naprawdę wielkie i groźne... Jak zwykle bywają psy strzegące tereny, na które wstęp był wzbroniony dla osób nieupoważnionych. Bałem się ich, tych psów. Wystraszyły mnie, ale szedłem przed siebie. Droga ta była skrótem, a mi chyba zależało na tym, żeby wrócić do domu jak najszybciej... Zbliżałem się do końca tej przerażającej ścieżki. Psy już dawno dały mi spokój. Minąłem dziurę w ogrodzeniu, wcale nie zwracając na nią uwagi. Spieszyłem się. I wtedy za moimi plecami, głośne warczenie. Stanąłem w miejscu, powoli się odwracając. Stały przede mną dwa psy, które obnażały kły i naprężały swoje ciała do ataku. Spanikowałem. Odwróciłem się na piętach i rzuciłem się do ucieczki. Ból. Uderzenie. Upadłem na ziemię, coś mnie przygniatało. Ból przerodził się w niewyobrażalne cierpienie. Czułem, jak zwierzęta gryzły i szarpały moje ciało. Ciemność... I dalej nic nie pamiętałem. Dopóki nie obudziłem się w szpitalu i nie ujrzałem zatroskanych twarzy rodziców i rodzeństwa...

Widok zbliżających się psów zesłał na moje ciało silne dreszcze. Nie mogłem ich opanować, drżałem jak galareta. Od czasu pewnego incydentu, bałem się psów. Pojawiały się w każdym moim koszmarze, a ślady, które zostawiły na moim ciele, po dziś dzień napawają mnie lękiem i przerażeniem, kiedy widzę je w lustrze. Mój umysł spanikował. Nie wiedziałem co zrobić. Tysiąc głosów odezwało się w mojej głowie, każdy domagał się swoich racji. Patrzyłem się w zakrwawione mięso, nieświadom faktu, iż jest to czyjaś ręka. Dopiero po chwili dotarł do mnie ten fakt. Sara jęknęła, co otrzeźwiło mnie.
"Nie możesz się poddawać, Kamil, nie możesz! Broń siostry, broń siostry!" - krzyczałem w myślach, z każdą chwilą zwalczając strach i odzyskując kontrolę nad własnym ciałem.
- Dziewczyny, cofamy się... powoli... - mówiłem z lękiem.
Dotarłem z Sarą w ten sposób do końca peronu, ale makabryczne zwierzęta dalej za nami podążały. Odwróciłem głowę i spojrzałem w las rozciągający się za moimi plecami.
- Chyba nie dadzą nam spokoju. - powiedziałem. Na trzy uciekamy w las. Zrozumiano?
Sara skinęła głową.
- Raz... dwa... - psy były coraz bliżej.
- Trzy! - krzyknąłem, chwytając dłoń Sary.
Pobiegliśmy do lasu. Adrenalina dodawała nam siły, toteż odległość pokonaliśmy bardzo szybko, ani razu nie oglądając się za siebie...

Wredotta 14-11-2010 16:40

Siedząc, usiłowałam się skupić na swojej obecnej sytuacji. Nie zważałam nawet na krzątanie się wokół mnie, dwójki nieznajomych. To znaczy Kamila i Sary. Chyba tak mieli na imię, nie? Ponownie zamknęłam oczy, jakby miało to w czymś pomóc. I faktycznie powoli zaczynałam sobie przypominać co się wydarzyło zanim straciłam przytomność. Z bólem przypomniałam sobie też kim jest Konrad. Mój starszy brat. Czasami miałam go dość, bo był aż do bólu upierdliwy. Wkurwiało mnie też to, że za wszelką cenę starał się robić za mojego ojca, którego nigdy nie było, niż być po prostu moim starszym bratem. Jakbym chciała się dowiedzieć, co się z nim stało. Najgorsze było to, że wtedy, gdy staczaliśmy się samochodem w dół, nic nie słyszałam. Żadnych krzyków. Po prostu, aż dzwoniącą w uszach ciszę. Najstraszniejsze, a zarazem najciekawsze było to w jaki sposób się znalazłam na tej stacji kolejowej, cholera wie w jakim mieście. Jeśli to w ogóle jest jakieś miasto. Z moich rozmyślań wyrwał mnie tępy ból w czaszce. Otworzyłam oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że myślami byłam aż tak daleko stąd, że zapomniałam o towarzyszących mi ludziach. Uczynny chłopak najwidoczniej znalazł już jakąś chusteczkę i zawzięcie wycierał mi czoło. Już miałam mu podziękować za to, bądź co bądź mógł zabrać swoją siostrę czy dziewczynę, a mnie mieć głęboko w dupie, gdy moją uwagę przykuły dwa czerwone punkty w dali. A potem moich uszu dobiegł dźwięk, przesuwania czegoś metalowego o beton. Po paru chwilach zorientowałam się, że to łańcuch. Ale to co było do niego przymocowane, najzupełniej mi się nie spodobało. A był to wielki pies. Ale to nie był taki psiak, jak chociażby rottweiler czy doberman na widok, którego rzuciłabym mu się do łap i wszystko jedno czy by mnie pogryzł czy nie. To był wielki, wychudzony jak jasna cholera, brytan z czerwonymi ślepiami. Te czerwone oczy były tak nienaturalne, że aż miałam ochotę przetrzeć swoje oczy. Gdy już myślałam, że to coś na nas skoczy i będzie miało bardzo sutą kolację, pies zniknął na chwilę, wracając z zawiniątkiem w pysku. Rzucił to na podłogę i oderwał kawałek. Okazało się, że w środku zawinięta jest najprawdziwsza ludzka ręka. Widok surowego mięsa i śliny ściekającej z brudnego pyska, strasznie mnie obrzydził. To było takie niesmaczne. Odwróciłam głowę z grymasem na twarzy. Ale to co zauważyłam na drugim peronie, jeszcze bardziej mi się nie spodobało. Ku nam zmierzały dwa następne tak samo obrzydliwe psy.
-Ja pierdolę- krzyknęłam, pokazując palcem dwa następne psy.
Rozejrzałam się. Moi nowi znajomi chyba ich w ogóle nie zauważyli, albo byli tak spanikowani, że nie zauważyli co było całkiem możliwe. Sara całkiem się schowała za Kamila, a on sam wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Pięknie, pomyślałam, chyba dzisiaj skończę jako potrawka dla psa. Ale najśmieszniejsze było to, że te psy wyglądały jakby wcale nie chciały nas zeżreć. One tylko jakby próbowały przegonić nas z tego miejsca. Spoko, ja mogę iść stąd choćby zaraz. Już miałam brać nogi za pas, gdy moich uszu dobiegł słaby głos chłopaka:
- Dziewczyny, cofamy się... powoli... .
Spojrzałam na niego, wyglądał już nieco pewniej. Pewnie odezwał się w nim instynkt nakazujący mu bronić płci przeciwnej. U ilu facetów już to widziałam? Powoli próbowałam wstać, co nie okazało się takie łatwe. Jakoś udało mi się ustać na nogach. Razem z nimi wycofywałam się z peronu w ciemny las za nami.
-Chyba nie dadzą nam spokoju. Na trzy uciekamy w las. Zrozumiano?- ponownie usłyszałam głos Kamila.
Pokręciłam głową. Uciekać? Przecież to najgłupsze rozwiązanie jakie może być. Nigdy nie ucieka się przed psem. Strach i ucieczka tylko jeszcze bardziej je napędza. Ale instynkt podpowiadał mi, że to nie są zwykłe psy i najlepiej będzie jak się stąd najszybciej wyniesiemy. Tak czy siak Kamila i Sary już tu nie było. Patrząc z wahaniem w dal i na psy, pobiegłam truchtem w stronę lasu.

Tasselhof 14-11-2010 20:03

Biegli ile mieli sił w nogach, gdy w końcu dopadli zarośli. Pierwsze uderzyły ich gałęzie w twarz, potem korzenie zaczęły podcinać nogi, gdy w końcu gęste jałowce zastawiać drogę a bieg przerodził się w pośpieszny trucht na ślepo poprzez mrok. Stacja już dawno za nimi zniknęła, ale lęk ciągle dmuchał im w kark. Sara ciągnięta za rękę krzyknęła do brata gdy ten ciągnął ją za sobą.
- Kamil stój! Psów nie ma, ale co gorsza nie widzę Karoliny! Kamil!
Gdy się wywróciła, a jej dłoń wyślizgnęła się z dłoni chłopaka, ten w końcu stanął i z lękiem kucnął na oślep wyszukując siostry.
- Sara nic ci nie jest? Sara!
Jego palce natrafiły na rękę siostry. Ta cicho jęknęła podnosząc się i delikatnie opierając o Kamila.
- Nie nic, ale nie mam już sił. Po za tym zostawiliśmy tą dziewczynę z tyłu.
Chłopak z lękiem sobie o niej przypomniał i wśród ciemności starał się wyszukać cokolwiek, co przypominało by Karolinę. Nic nie widział, ani nie słyszał. Nad sobą mógł jedynie dostrzec strzępy granatowego nieba, przedzierającego się przez wysokie i rozgałęzione czubki drzew. Siedzieli na wilgotnym wrzosie otoczeni przez fałszywą pustkę. Co jakiś czas liście zaszeleściły na wietrze, a pnie niektórych sosen nadganiały trzeszczeniem konarów przy mocniejszym powiewie. Boże jakże tu było pusto! Nagle Sara załkała cicho i skuliła się. Co mieli robić? Z nie przyjemnej opuszczonej stacji trafili do wilgotnego i ponurego lasu.
Tam przynajmniej mieliśmy światło. Pomyślał Kamil.

Karolina starała się nie spuszczać wzroku z rodzeństwa, jednak jej ciało po wypadku odmówiło posłuszeństwa. Nie była tak szybka jak zazwyczaj i do lasu wbiegła dobry kawał czasu po tamtej dwójce. Po chwili wiedziała już że ich zgubiła. Siarczyście przeklęła i z rozpaczą obejrzała się za siebie. Nic nie zdawało się jej gonić. W ogóle niczego tutaj nie było. Po za drzewami i wilgocią. Po kilku minutach wędrówki poprzez gęste jagodzenie, w końcu udało jej się wyjść na leśną drogę. Nierówną i nafaszerowaną wystającymi korzeniami, ale zawsze drogę. Tutaj u góry przynajmniej było widać wyraźniej szparę między gałęziami i wychylającym się z za nich niebem. Rodziło się pytanie w którą stronę powinna iść. Gdzieś zaskrzeczało jakieś ptaszysko. Niezwykle nie przyjemnie i ponuro. Giza mogła by przysiąc, że był to kruk.


Na stacji zapanował spokój, a psy spokojnie obserwowały uciekających powarkując od czasu do czasu. Po chwili odwróciły się i ruszyły z powrotem. Po chwili rozpędziły się i wskoczyły w mrok. Towarzyszyło temu dziwne wizualnie zjawisko. Ciemność bowiem zachowała się niczym tafla wody gdy wskakuje do niej nurek. Zafalowała, wybrzuszyła się i wchłonęła w siebie stworzenia, po czym po woli uspokoiła i wygładziła wracając do poprzedniego stanu. Czerwone jarzące się punkciki rozmyły się niczym latarka idąca na dno i znikająca w czeluściach zgubnej wody, tylko po to by po chwili zgasnąć. Gdy tylko do tego doszło zgasła latarnia po prawej stronie, po chwili to samo stało się z przeciwległą przy drugim peronie. Jedna za drugą wszystkie latarnie po kolei zgasły. A gdy zrobiła to ostatnia nikt nie uwierzyłby, że przed chwilą było tu cokolwiek.

Wredotta 17-11-2010 16:41

Po chwili Kamil z Sarą zniknęli mi z oczu. Byłam teraz zbyt powolna, by ich dogonić. Gdy już znalazłam się w lesie obejrzałam się za siebie. Tak jak myślałam dzikie psy nas nie goniły. Jeden problem z głowy, lecz pojawił się następny.
-Kurwa- przeklęłam. Miałam już tego wszystkiego serdecznie dość.
Byłam sama w wielkim, ciemnym lesie i na dodatek zgubiłam towarzyszów. Nie znałam ich w sumie, ale w tej sytuacji zagrożeni powinni się trzymać razem. To bardzo zły znak, że się rozdzieliliśmy. Zwykle w horrorach główni bohaterzy giną, właśnie przez rozdzielenie. W pojedynkę jesteśmy o wiele słabsi, niż w grupie. Ale to nie był film. To rzeczywistość. A ja głupia myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają. Hmm, choć jeśli jesteśmy przy rzeczach niemożliwych, fajnie by było jakbym zginęła z rąk przystojnego wampira. Potrząsnęłam głową. Skup się, nakazałam sobie. Musisz znaleźć Kamila i Sarę. Ruszyłam w kierunku, w którym jak przypuszczałam pobiegli. Szłam przez ten ogromny las, powoli dostrzegając w nim ukryte piękno. Był przerażający, owszem, ale także niesamowicie cudowny. Po kilkunastu minutach marszu przez gęste krzaczory, wyszłam na leśną ścieżkę. Nierówną, jak jasna cholera, i z korzeniami drzew na wierzchu, ale zawsze ścieżkę. W dodatku u góry między koronami drzew, dostrzegłam wąską szparę, przez którą prześwitywało granatowe niebo, co podniosło mnie trochę na duchu. Ok, pomyślałam znalazłam ścieżkę, tylko teraz w którą stronę mam iść? A jeszcze po Kamilu i Sarze nie było ani śladu. Gdzieś w oddali zaskrzeczał kruk. Westchnęłam zatrzymując się na drodze. I co ja mam teraz niby zrobić? Ukucnęłam. Kiwając się w przód i w tył, powieki zrobiły mi się strasznie ciężkie i wbrew samej sobie zasnęłam.

Endless 17-11-2010 17:17

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7QHOTzqGWKk
[/MEDIA]

"Uciekaj! Uciekaj, ile sił masz w nogach! Sara! Chroń ją!!"

Moje myśli krzyczały na mnie i przekraczały wszelkie granice zdrowego rozsądku. Zalał mnie potok skojarzeń, a mój umysł biegł po drodze wskazanej przez instynkt. Musiałem bronić Sary. Tylko ona mi została... i Łukasz. Ale... Co z Łukaszem?

- Kamil stój! Psów nie ma, ale co gorsza nie widzę Karoliny! Kamil!
Głos Sary, donośny i zlękniony podziałał na mnie otrzeźwiająco. Mroczny obłok przysłaniający mi oczy znikł, otwierając przede mną perspektywę jeszcze gorszej ciemności. Nagłe szarpnięcie, i przestałem czuć dłoń Sary. Usłyszałem tylko jej jęk i szelest liści. Zrozumiałem. Wtedy dotarło do mnie, że jesteśmy już w lesie. W dosyć ciemnym lesie. Natychmiast opadłem na kolana, w poszukiwaniu siostry. Było tak cholernie ciemno, że z trudem cokolwiek widziałem; wszystkie kształty zlewały się, łączyły w jedną wielką masę czerni. Poczułem ciepło. Dłoń Sary.
- Sara nic ci nie jest? Sara! - prawie krzyczałem z rozpaczy i oszołomienia sytuacją.
Pomogłem jej wstać na nogi, a gdy stanęła, położyłem dłonie na jej ramionach.
- Nie nic, ale nie mam już sił. Po za tym zostawiliśmy tą dziewczynę z tyłu.

Faktycznie. Nigdzie nie słyszałem Karoliny, nie mówiąc już o widzeniu jej. Zmartwiło mnie to. Wszędzie były tylko drzewa, które jak czarne smugi pięły się w górę, ozdabiając niebo siatką czarniawych żył. Świadomość sytuacji wyrwała mnie z objęć paniki. Dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony, jak silnie bolą mnie wszystkie mięśnie. "Reakcja na strach" - wyjaśnienie pojawiło się w moich myślach. Upadłem na tyłek, siadając na mokrym poszyciu. Sara wkrótce do mnie dołączyła. Miejsce, w którym znaleźliśmy się było ciche, pozbawione wszelkich dźwięków. Lecz panująca tu cisza była inna. To była taka martwota, od której szumi ci w uszach, kiedy słyszysz nadzwyczaj wyraźnie oddech swój, jak i wszystkich dookoła. Sara załkała i podciągnęła do siebie kolana. Zaczęła szlochać. Nie dziwiłem się jej, sam z chęcią rozkleiłbym się, aczkolwiek sytuacja wymagała zimnej krwi, a świadomość, że to ode mnie spoczywa odpowiedzialność za siostrę i jej bezpieczeństwo, dodawała mi otuchy, otaczała zimnym płaszczem pewności. Pewności siebie. Jej obecność mówiła mi "weź się w garść! rób wszystko co w twojej mocy, żeby była bezpieczna!".

Podczołgałem się do niej i objąłem ramionami. Pozwoliłem, żeby przytuliła się do mnie i położyłem dłoń na jej głowie.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. - zapewniałem, kołysząc się w tył i przód. Wszystko będzie dobrze, wyjdziemy stąd, zobaczysz.
Nie miałem pojęcia, czy sam wierzyłem w swoje słowa. Prawdą było jednak to, że z każdą chwilą pobytu w tym dziwnym miejscu, ogarniało mnie złe przeczucie. Przeczucie, które przepowiadało jakąś katastrofę, coś co odmieni moje życie i sprawi, że nigdy spokojnie nie zmrużę oka. Ogarnąłem emocje siostry i wstaliśmy.
- Musimy odnaleźć Karolinę. Może być w niebezpieczeństwie, diabli wiedzą, gdzie my jesteśmy i co nas tu może czekać... - przerwałem, widząc szklące się oczy siostry.
Złapałem jej rękę i ścisnąłem z pewnością, pragnąć podzielić się nią z Sarą. Prawą ręką wymacałem coś w kieszeni jeansów. Zanurzyłem ją i wyjąłem telefon. Sony Erricson ze stalową obudową. Odblokowałem klawiaturę i spojrzałem na fiolety ekran z glutem-logiem Play. Sprawdziłem godzinę i stan baterii - 50%. Zasięgu nie było. Włączyłem latarkę i poświeciłem po ziemi. Ruszyliśmy. Zamierzałem trzymać latarkę dopóki bateria nie zejdzie na ostatnią kreskę, wtedy chciałem ją wyłączyć. Zatrzymywaliśmy się miejscami, i wtedy krzyczeliśmy.
- Karolina! Karolina! Gdzie jesteś! Odpowiedz! - nasze krzyki rozchodziły się pomiędzy drzewami.

Tasselhof 17-11-2010 19:36

Nastał świt. Sara otworzyła oczy podniosła się po woli. Jej głowa leżała na kolanach brata, więc starała się to zrobić najdelikatniej jak mogła, nie chciała go budzić. Znajdowali się wciąż w lesie, z tą różnicą, że znaleźli starą ruinę z czerwonej cegły pośrodku tej dziczy. Delikatna mgiełka otulała pnie wysokich świerków, ptaki śpiewały ochoczo na gałęziach, a las który wydawał się być ponurym, teraz był niczym z bajki. Krople rosy, pokrywające gęste jagodzenie skrzyły się w promieniach słońca, a niebo było czyste od jakiejkolwiek chmury. Piękny błękit patrzył się na nich z góry poprzez korony drzew. Powietrze przesączone było zapachem żywicy i mchu. W sumie to nie wiele pamiętała z wczorajszego wieczora. Pociąg jak przez mgłę, potem stację i … psy. Sara z lękiem rozejrzała się, ale nigdzie nie dostrzegł oznak obecności żadnego żywego zwierzęcia. Przyjrzała się zrujnowanym ścianom. Dach zapadł się już dawno temu i teraz smutny szkielet stał samotnie w środku dziczy. Nagle w sąsiednim pomieszczeniu ujrzała jakąś postać. Była to zdecydowanie dziewczyna ze stacji. Jak jej … Karolina! Sara podbiegła do niej i szarpnęła nią chcąc coś krzyczeć, bała się że dziewczyna nie żyje.
- Karolina!
Dziewczyna obudziła się nagle i z lękiem spojrzała na Sarę. Wyraz przerażenia szybko przeobraził się w błogi wyraz ulgi. Bardziej jednak zdziwiony był Kamil, którego zbudził krzyk siostry. Cała trójka stała w ciszy i milczeniu i przyglądała się sobie nie rozumiejąc nic z tego co tu się wydarzyło. Przecież…


Kamil zaklął cicho kiedy bateria w telefonie spadła do jednej kreski. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Ciągle tylko drzewa. I mrok. Jego siostra już nie krzyczała nie była w stanie a i Kamil czuł, że jak tak dalej pójdzie to zedrze sobie gardło. Z niepokojem powiedział Sarze, że musi wyłączyć telefon, aby oszczędzać baterie. Dziewczyna ze smutkiem kiwnęła głową gdy nagle coś zauważyła. Był to stary i zrujnowany budynek. Po krótkiej naradzie postanowili do niego zajrzeć. Dach dawno spadł, ale przynajmniej ściany osłaniały przed wiatrem. Niedługo potem dopadła ich senność i ułożyli się obok siebie. Sara usnęła natychmiastowo, Kamil natomiast jeszcze długo wsłuchiwał się w nocne krzyki jakiegoś ptaszyska. Zapewne Kruka. Sam nie zauważył kiedy usnął.

Sucha gałąź pękła pod naciskiem bosej stopy. Jakiś cień przemykał między drzewami i w końcu zatrzymał się nie opodal śpiącej Karoliny. Pochylił się nad nią i zakwiczał chrapliwym głosem.
- Mamo! Proszę cię zabijmy ją!
Zapadła chwila ciszy po czym cień zakwilił znowu.
- Ale mamo! Po co ci oni! Co jak będą tacy jak tamci?!
Postać zdawała się wsłuchiwać w głuchą ciszę, po chwili tupnęła nogą i zaskrzeczała.
- To wszystko źle mamo! To wszystko nie tak! Oni są źli nie czujesz mamo! Masz już jednego, jeden wystarczy!
Nagle postać skuliła się i nakryła nieforemną głowę. Była całkiem naga i brudna. Cała drżała i wyszeptała.
- Przepraszam… nie będę więcej mamo obiecuję.
Podszedł do Karoliny wziął ją na ręce i ruszył poprzez krzaki. Kruk zakrakał i ruszył po woli przysiadając co chwila na gałęzi tak aby nieznajomy go nie zgubił z oczu. Idąc tak przez las wyszeptał.
- Mamo… ale obiecasz że tym razem nie umrzesz prawda? Ja nie chcę cię już więcej zabijać… tak mamo co tylko nakażesz.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:45.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172