Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2010, 01:00   #1
 
zgrzyt's Avatar
 
Reputacja: 1 zgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwu
[Warhammer 2.0] - Zwątpienie

Rozdział I


Błotnisty szlak wyznacza kierunek marszu. Spadające krople odmierzają czas. Słyszycie wyraźnie jak z impetem uderzają o ziemię. Jedna po drugiej. Niczym banda tancerzy panoszących się w rytm szumiącej melodii. Bardzo nieznośna to orkiestra. Trudno do niej przywyknąć. Zatykacie głowy kapturem. Skrywacie się skrzętniej w przytulnych ramionach waszych płaszczy. Próbujecie uciec myślami. Niestety, mroźny, przeszywający do szpiku kości wiatr nie daje wam odsapnąć. Wdziera się zachłannie pod ubrania. Wywołuje dreszcze. Smaga po zmarzniętych do czerwoności twarzach. Straszna zmarzlina. A przecież do zimy jeszcze miesiąc.

Okolica nie zachwyca krajobrazem. Ponure, pozbawione liści drzewa ociekają wilgocią. Straszą przejezdnych swymi zdradliwymi konarami i czarną, chropowatą korą. Przemarznięta, skulona roślinność wygląda teraz jakby stała tu za karę. Bez dwóch zdań życie w tym miejscu czeka na lepsze czasy. Co raz depczecie po patykach i kępkach, zgniłej trawy. Częściej jednak niefortunnie lądujecie obcasem w kałuży a chlapiąca dookoła woda wdziera się wam do butów, w których i tak jest już ocean.

Monotonia i nuda. Właśnie w takich chwilach odzywają się myśli. A wraz z nimi pytania. Czy właśnie o takim życiu marzyliście? O ciągłej, niemającej końca wędrówce gdzie jedynym, niezmiennym celem wydaje się być horyzont. O niepewności czy dzisiejsza noc nie złapie was na szlaku i nie przyjdzie wam koczować w jaskini, albo co gorsza pośrodku lasu. A co najgorsze o zwątpieniu, które wkrada się nieproszone tylnymi drzwiami i stawia przyszłość pod znakiem zapytania.

Ostatnimi czasy los jest dla was nieprzychylny. Wasze konie musieliście sprzedać w poprzednim mieście by mieć na jedzenie. Nie możecie znaleźć żadnego sensownego zajęcia, a jak już się coś udaje, to to zwyczajnie partolicie. A może to nie do końca wasza wina? Bo skąd na przykład mogliście wiedzieć, że ten wiszący waszemu zleceniodawcy pieniądze wieśniak jest wysokiej rangi czarodziejem? Przecież każdy może paradować bo mieście w wyszywanej złotymi gwiazdami szacie. No albo, że to tak apetycznie wyglądające jajo ma właścicielką. W dodatku pokrytą łuskami i ziejącą ogniem.

Nagle rozmyślenia przerywają wam słyszane z daleka krzyki. Z każdym kolejnym krokiem są coraz wyraźniejsze. W końcu z szarości wyłaniają się dwie, stojące nieopodal przydrożnej kapliczki postacie. Młody chłopak i dziewczyna. Zastaliście ich w samym środku zaciekłej kłótni.

- Anabel wysłuchaj mnie! Nie odchodź! Anabel!

Młodzieniec drze się zuchwale. Dziewczyna odpowiada mu z podobną pasją.

- Zostaw mnie! Nie zbliżaj się!

Chłopak ma na oko 20 parę lat. Jest bardzo zaniedbany. Na głowie ma długie, dawno nieobcinane włosy. Twarz zakrywa zarost. Ubranie, które nosi jest brudne i wymiętolone. Mimo młodego wieku wygląda strasznie. Zupełnie jakby przez ostatnie tygodnie nocował w jakiejś norze. Najdziwniejsze jest jednak to, że w ręku trzyma pokaźnych rozmiarów nóż. Napiera na dziewczynę, ciągle łapiąc ją za rękę. Ta się wyrywa.

- Pocałuj mnie! Ten ostatni raz!

Niewiasta nie jest jednak na to chętna.

- Nie! Zostaw mnie! Odejdź!
 

Ostatnio edytowane przez zgrzyt : 03-11-2010 o 02:38.
zgrzyt jest offline  
Stary 03-11-2010, 02:21   #2
 
razdwaczy's Avatar
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Leonardo naciągnął płaszcz, usiłując zakryć jak największą powierzchnię ciała przed deszczem. Bezskutecznie. Poprawił kapelusz, strząsając z niego kropelki wody.

- Merda! - zaklął pod nosem w swoim ojczystym języku. - il tempo e incazzato.

Przekleństwa rzecz jasna nie sprawiły, że pogoda się zmieniła, ale poprawiły mu trochę humor. Pomruczał jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad marnością, ulotnością i ogólnym braku blaskomiotności życia.
Dumanie przerwał mu krzyk:

- Anabel wysłuchaj mnie! Nie odchodź! Anabel!

Autor tych słów miał wyjątkowo nieprzyjemny głos. Kiedy Leonardo uniósł głowę, zobaczył, że i jego powierzchowność nie prezentuje się najlepiej.
Westchnął. Poprawił pas z rapierem.
Mimowolnie przysłuchiwał się kłótni, jednak bez zainteresowania. Był już świadkiem wielu. Zbyt wielu, dodał w myślach.
Wlepił wzrok w swoje brudne, człapiące po błocie buty. Nie wytrzymał jednak i spojrzał w stronę skłóconych kochanków.
Kiedy zobaczył nóż, podjął decyzję.

- Jesteś idiotą, Leo. - Powiedział cicho, lecz wyraźnie. - Idiotą
wręcz niemożebnym.
- Zawsze o tym pamiętaj.

Po czym nie oglądając się na towarzyszy zaczął iść w kierunku kłótni.

- Ej, ty z nożem! - Krzyknął z wyraźnym akcentem. - Odłóż ten scyzoryk!

Rozchylił poły szkarłatnego płaszcza, aby mieć bardziej swobodny dostęp do broni, a także, by pokazać przeciwnikowi, że ją ma.

- Wiem, że to co jest między wami to nie moja sprawa i w sumie nawet nie chcę wiedzieć o co chodzi, ale jeśli natychmiast nie zaczniesz zachowywać się jak mężczyzna, a nie jak gnojek, to zrobi się nieprzyjemnie! Capisci, bastardo? To jest po waszemu: Zrozumiano?
 
razdwaczy jest offline  
Stary 03-11-2010, 11:48   #3
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień na szlaku. Dzień podobny do poprzednich, choć inny na swój pokrętny sposób. Deszczowy. Choć w tym barbarzyńskim kraju takie dni nie należały do rzadkości i Jean Pierre winien się był do nich przyzwyczaić. Winien i powinien. Podobnie jak do wielu rzeczy, którymi zaskoczyło go Imperium. Jak zawiść, zdrada, podejrzliwość, skąpstwo, brud, smród i codzienna pochwała tego co miałkie. I skurwysyństwo. Powinien się do nich przyzwyczaić, ale za cholerę nie potrafił. Nie pasował do tego świata. I im bardziej sobie to uzmysławiał tym bardziej chciał wytrwać w swoim postanowieniu. To była jego własna krucjata. Kara za grzechy. Znosił ją godnie.


Młody rycerz szedł przez pluchę pokornie znosząc to, co los mu dawał. Rycerskie siodło i sakwy nosił na plecach. Ciężar pod którym niejeden by się ugiął on dźwigał od chwili, kiedy Puchacz okulał. Teraz wraz z namokniętym od ciągłej słoty płaszczem i rycerskim orężem stanowiły jego karę za zbyt grzeszne życie. Rycerski wams z herbem de Crecy noszony na kolczugę, pod która miał skórznię tworzył grubą zaporę przed wilgocią. Jednak ten kraj był wilgotny na wskroś i Jean czuł na plecach stróżki płynącego deszczu. Fatalna pogoda utrzymywała się od wielu dni. Pogoda, brak wierzchowca i dzika okolica zmuszały do wspomnień. Wspomnień, które zdecydowanie górowały nad rzeczywistością.


Dla człowieka wychowanego w duchu rycerskich ideałów, chowanego na balladach o Rolandzie, pieśniach o bitwach pod Brionne, w Lesie Loren, o obronie Mousillon i wielu innych, których teraz wspomnieć nie był w stanie, proza życia mogła by być nie do zniesienia. Mogła by zabić w nim ducha i wdeptać w owe błoto, którym oblepione było całe Imperium. Wcisnąć w bagno marazmu i rozpaczy. Zdeptać i zdławić honor i odwagę. Proza życia z wielu ludzi o jego korzeniach uczyniła gnuśnych zarządców własnych włości. Jak choćby, by daleko nie szukać, z jego Pana Ojca, Lorda Bernarda Dubois de Crecy. Posesjonata. Bezdennego wora na wino i żarcie. Bigota, safanduły i tchórza!


„Wybacz mi Panienko, że kalam ród swój” pomyślał w tej samej chwili. Często mu się to zdarzało. Na szczęście tylko w myślach. Jednak gdyby był blisko Crecy, gdyby mógł … Pewnie dla tego właśnie wyjechał z Bretonii. By nie wystawiać się na zbyt wielkie pokusy. Tu w brudzie i znoju, w szarej i smutnej rzeczywistości małych miasteczek i mniejszych jeszcze wsi powoli odzyskiwał spokój ducha. I odnajdywał drogę do ideałów, którym wierność ślubował podczas pasowania.


Rozmyślania Jeana przerwały krzyki. To oderwało go od ponurych rozważań. Przyspieszył kroku intensywniej rozchlapując błoto ciężkimi buciorami. W końcu z szarości deszczowej pluchy wyłoniła się kapliczka i dwie spierające się sylwetki. Jej i jego. Rycerz zwolnił nieco, ale dostrzegłszy błysk noża w ręku młodzika spiął się cały. Jednak nie był jedynym, któremu taki widok nie odpowiadał. Wśród „towarzyszy” był ktoś, dla kogo straszenie niewiast nożem było równie obraźliwe i niegodne jak i dla niego. Jean Pierre wyprzedzony przez Leonardo zrzucił ciężkie, rycerskie siodło w błoto, obok sakw, które od czasu gdy Puchacz okulał i musiał zostać u kowala, nosił na garbie. Rozprostował z trzaskiem zmęczone kości po czym odsunął namokły płaszcz odsłaniając swą jakę z wyszytym herbem de Crecy. Oraz miecz na którego głowicy wymownie położył prawicę ruszając zaraz za Leo ku dwójce. Jednak zważywszy na to, że Leo zajął się młodzianem Jean Pierre podszedł do niewiasty przyglądając się jej uważnie.


- Pani. Czy coś ci się stało? Czy ów młodzian w jakikolwiek sposób cię skrzywdził? – spytał starannie dobierając słowa. Była co prawda najpewniej dziewką z gminu, jednak Jean pewności nie miał. Honor zaś nie pozwalał mu na to by godzić się na to by w jego obecności hańbiono niewiastę. Grożenie bezbronnym nożem również nie należało do zachowań, które u Jeana budziły by szacunek…


.
 
Bielon jest offline  
Stary 03-11-2010, 23:39   #4
 
Nahgraz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znany
Gaurim nigdy nie podejrzewał, że krainy powierzchniowców będą tak niegościnne, pełne błota, deszczu, przeciągów i nieprzychylnej aury nieba, do którego jako krasnolud nie był zwyczajny. Zawsze sądził, iż ziemie z których przybywają bogaci kupcy, szlachetni rycerze i rozmaitej maści krzepcy awanturnicy, których to widywał za młodu w rodzimym mieście, będą nieco weselsze. W końcu nie raz słyszał w karczmie jak ci właśnie rozprawiali o pięknie świata nieograniczonego kamiennym sklepieniem, o zielonych łąkach, bujnych lasach i jasnym słońcu. Za młodu bardzo chciał wszystko to zobaczyć. A teraz... A Teraz co? Mokro, brudno i ponuro, ot co!

- Niech to troll... - Zamruczał pod złamanym nosem patrząc na swoje ubłocone buty i spodnie. "Powierzchniowcy to mają dobrze, im błocisko sięga ledwo do połowy łydek, a mi? A mi co? Trolla mać, ta breja zalewa mi buty! Cholera." Ponarzekał w myślach na swój lichy los.

Człapiąc dalej poprzez te niegościnne i zziębnięte krainy Pogrążył się w myślach.

"W Karak Kadrin było o sto kroć lepiej. Sucho, ciepło i ALE pod dostatkiem." Na chwilę rozpromieniał, lecz zaraz spochmurniał, gdyż przypomniał sobie z jakiego powodu musi się teraz męczyć w błocie miast siedzieć w przytulnej karczmie starego Berga i popijać krasnoludzkie ale.

Humor miał jeszcze bardziej parszywy niż przed chwilą, o ile to oczywiście możliwe. Pogrążył się w myślach. Znów zaczął myśleć o 'złych czasach'. Umysł jego zalał, czarny i gęsty jak smoła, wywar żalu i goryczy. Zdawać by się mogło, że już nawet nie zwraca uwagi na paskudną pogodę i ziąb wdzierający się pod płaszcz. Był teraz jedynie golemem posuwającym się naprzód.

Z letargu wyrwał go dopiero ruch jego kompanów i krzyki, które były powodem całego tego zamieszania.

Dobiegł na miejsce zdarzenia dopiero trzeci, a oczom jego ukazał się nieprzyjemny widok parszywie wyglądającego człeka. Na pierwszy rzut oka kupa posklejanych kłaków i szmat. O dziwo był to młodzieniec, na oko ledwie 20 wiosen. Ujrzawszy sztylet Gaurim dobył topora i groźnie ryknął. Tak jakby chciał wzmocnić słowa Leo, tyle, że po swojemu. -Rzuć sztylet chłystku jeśli ci życie miłe!
 
Nahgraz jest offline  
Stary 04-11-2010, 22:53   #5
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Tass brnął, od kiedy pamiętał brnął w szelakim gównie. Błoto było miłą odmianą, tutaj na tym zadupiu był wreszcie spokojny. Nowi towarzysze jak zwykle tylko go niepokoili, bardzo żałował kolejnego rozstania z Tupikiem, prawdopodobnie na bardzo długi czas.

Jego noga z impetem wylądowała w błocie, jak zwykle nie wzruszony ruszył dalej. Nie mógł już słuchać przekleństw i narzekań krasnoluda. Czy oni wszyscy nie potrafili przez pięć minut z pokorą znieść tego co im zgotowało życie. Rycerz dzielnie i z dumą uwalony błotem z siodłem i bagażem, szedł przed siebie nawet przez chwilę się nie krzywiąc. Tass nie lubił krasnoludów, miał kiedyś wątpliwy zaszczyt mieć za towarzysza jednego z nich. Hałaśliwy, markotny, zarozumiały i wywyższający swoją rasę ponad innych. Wielkie krasnoludy i ich wspaniałe budowle, rzekomo o wiele lepsze od ludzkich, obecnie w całości prawie były w rękach chord chaosu. A ludzkie mizerne osiedla, stały niewzruszone. Myślał by kto, że będą mieli się ci brodaci z pyszna, ale nie! Ich głupia duma nie pozwalała im dojrzeć faktu, że są już reliktem, zabytkiem, wręcz antykiem. Żywą skamieliną, która na zawsze próchnieć będzie pośród swych kochanych kamieni skazana na zapomnienie.

Tass głęboko westchnął, po czym pogłaskał wiercącego się wokół niego Avro. Ten zamerdał szczęśliwy ogonem i nie odstępował pana na krok. Najwierniejszy towarzysz jakiego miał, któremu wiele zawdzięczał i któremu mógł bezgranicznie ufać. Często z Tupikiem naśmiewali się z siebie nawzajem. Grotołaz wraz ze swoim kucem i Greenhill z psem.

Uwagę Tasa zwrócił na kolejne ciekawe indywiduum w drużynie. Leonardo często mówił sam do siebie w swym dziwnym melodyjnym języku, a i imperialny język wymawiał często z ledwo dostrzegalnym zagranicznym akcentem. Reszty starał się nie oceniać, a łowcy nagród w pewnym sensie się obawiał. W końcu znał doskonale swoich „kolegów po fachu”.

- Ej, ty z nożem! - Krzyknął Leonardo, wnioskując z akcentu. - Odłóż ten scyzoryk!
Tass podniósł wzrok. No nie. Brakowało im tylko powodu do zatrzymywania się w deszczu i opóźniania marszu. Westchnął cicho i się zatrzymał głaszcząc i drapiąc psa za uchem. Rycerz i krasnolud ruszyli zaraz za szlachcicem. Bretończyk oczywiście wyrwał do białogłowej w „opałach”, a krasnolud prawdopodobnie sprawił, że napastnik, z wyglądu ożywiona kupa szmat i pleśni, najprawdopodobniej narobił w gacie. Tass się uśmiechnął, tej zalety krasnoludom nie mógł odjąć. Świetnie nadawali się do zastraszania. Nie ma nic gorszego niż krasnolud z półtonowym toporem, przekrwawionymi oczami i pianą z ust na brodzie, pędzący szarżą na ciebie.

Ze spokojnym uśmiechem przyglądał się całej scenie. Przy okazji ukradkiem po cichu rozejrzał się czy oprócz nich nigdzie nie ma żadnego rodzaju innej widowni w krzakach. Nie lubił niespodzianek tego rodzaju, a po głupocie swoich dawnych kompanów została mu maleńka blizna na policzku. Przysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek zobaczy jeszcze tego Łowcę Czarownic nogi z dupy mu powyrywa.
 
Tasselhof jest offline  
Stary 05-11-2010, 00:22   #6
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Kurwa jego przez psa chędożona mać! Cholera! Cholera!!!

Oparta biodrem o drzewo kobieta ze złością wylewała wodę z buta. Lewego, gdyby kto pytał. Klęła wniebogłosy, bo odkąd posłany przez prefekta bogowie-wiedzą-dokąd poseł wysadził ją z wozu na szlaku, bezustannie lało. Wytrząsanie wody z butów w takich okolicznościach aury było zabiegiem tyleż czasochłonnym, co bezcelowym. Dobitnie uzmysławiał jej to kolejny krok. Może i nie byłaby zabłądziła na szlaku, gdyby nie fakt, że kompletnie nie miała pojęcia w którą powinna się udać stronę. Tłumaczenie tłumaczeniem, ale posyłanie kogoś kompletnie pozbawionego zmysłu orientacji na zachód zakrawa na usiłowanie zabójstwa i basta. A nie mogła zostać w Pleven? Prowadzić względnie stabilnego życia w pokoiku na poddaszu portowego burdeliku Rosie? Kilka przepracowanych dla prefekta miesięcy naprawdę było taką męką? Matko, Vestine! Powinnaś się była dobrze rozpędzić i z biegu pieprznąć głową w ścianę. To by Cię wyleczyło z głupich pomysłów.

Brnęła przez leśne ostępy z prędkością godną wyrzuconego na piasek żółwia, ale upór jej nie opuszczał. Gdzieś tutaj musieli, do cholery, mieszkać jacyś ludzie. Jakoś to będzie. Wszechogarniająca wilgoć powoli zaczynała sprawiać, że wspomnienie pobytu w kopalni jawiło się swojego rodzaju oazą. Niech to szlag – zaklęła, gdy po raz kolejny bezpieczna z pozoru kępa mchu okazała się nasączona wodą gąbką. Czy się bała? Bez żartów. Jej dom był w cieniu. Czuła się w nim tak dobrze, że nawet dzikie zwierzęta miałyby problem, by ją dostrzec w tej szarówce.

Z przemoczonych na amen, przyklejonych do czaszki włosów Tileanki wąski strumień deszczówki spłynął jej za kołnierz. Płaszcz zaczynał z wolna tracić swoje przeciwdeszczowe właściwości. Nie była typem trapera. Delikatna, dziecięca nieco uroda kazała raczej upatrywać dla właścicielki trójkątnej buzi i wielkich oczu miejsca w miejskim zamtuzie. Była dzieckiem miasta, wychowanym przez twarde prawa rządzące portami Tilei. Las i wszystkie jego rośliny, deszcze, robaki i dzikie zwierzęta byłby dla niej czymś obcym. Obco obrzydliwym. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej nieswojo czuła się wśród kniei. Szczęściem lub nie, wypadła z krzaków wprost na prawdziwe zebranie. Nie zdążyła się dobrze rozeznać w sytuacji, gdy wypaliła, wcinajac się pomiędzy pytania zbrojnych a odpowiedź chłopaka wymachującego nożem

- Przepraszam... Którędy do najbliższego zajazdu?!
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 05-11-2010, 11:43   #7
 
Gravell's Avatar
 
Reputacja: 1 Gravell nie jest za bardzo znany
Frank od urodzenia mieszkał w Imperium, od urodzenia znał pogodę panująca tu późną jesienią i przez cały ten czas przyrzekał sobie, że za rok sprawi sobie lepsze buty. Niestety na przyrzeczeniach się skończyło, czego teraz cholernie żałował. Mocniej naciągnął kaptur na głowę oraz otulił się przemokniętym płaszczem. Frank lubił biadolić, choć wiedział, że nie zmieni to jego sytuacji. Ciche "psia mać" najzwyczajniej poprawiało mu nastrój.

W głowie kłębiły się różne myśli, przede wszystkim te o karczmie, ciepłym łóżku i dobrym jedzeniu. Łowca nagród tyle razy obiecywał sobie, że to już ostatni raz, jednak zawsze coś zmuszało go do podjęcia kolejnej wędrówki.

Rozmyślania przerwała scena rozgrywająca się na trakcie oraz krzyki jego kompanów. Frank pogładził się po bliźnie na lewym policzku po czym spokojnie obserwował całą sytuację. Mając miecz w gotowości nie zamierzał - podobnie jak Tasselhof - mieszać się w spór. To nie jego sprawa, z resztą trzech "bojowników o lepszy świat" w zupełności wystarczy na jednego chłystka z nożem. Życie nauczyło go, że czasem lepiej nie wiedzieć...

-Psia mać... - zaklął, po czym spokojnie przyglądał się zaistniałej sytuacji.
 
Gravell jest offline  
Stary 05-11-2010, 15:58   #8
 
zgrzyt's Avatar
 
Reputacja: 1 zgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwuzgrzyt jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WXUfxMTFvww&feature=related[/MEDIA]

Młodzieniec odwraca wzrok w waszą stronę. Wygląda na zaskoczonego. Pięć osób wyłaniających się nagle zza mgły i kobieta wypadająca prosto z krzaków to nie widok, którego można się spodziewać na rzadko uczęszczanej, leśnej drodze. Przez moment milczy. Bada was swym niespokojnym wzrokiem. Szybko jednak odzyskuje pewność siebie.

- Nie mów mi co mam robić! Nie jestem tu po to by słuchać waszych pieprzonych rad! Nigdy więcej nie będę robił tego co mi każą inni! Rozumiesz?! Nigdy! Bo NIGDY nie wyszło mi to na dobre!


Nieznajomy kurczowo ściska broń. Macha nią na wszystkie strony. Widać jednak, że ręka mu się trzęsie. Jest wzburzony do tego stopnia, że nie panuje nad swoimi emocjami. Słowa, które wypowiada są mówione albo za cicho albo za głośno. Oddycha nierównomiernie, raz na jakiś czas łapiąc więcej powietrza. Wygląda to tak jakby coś dusiło go w środku. Targające nim siły są bardzo chaotyczne. Sprawiają, że chłopak na zmianę uspokaja się i ponownie wybucha. Bardzo trudno przewidzieć co teraz zrobi.

- Pytasz czy chce żyć? A czym jest to życie?! Jeżeli nie pieprzoną męką i bólem!? Nie boję się śmierci! Powiem Ci więcej! Ja chcę umrzeć! Bo tylko śmierć ma w tym życiu jakiś sens! No dalej! Zabij mnie! Wbij mi miecz prosto w serce! Co nie masz odwagi?! A może liczysz, że sam to zrobię?! Może czekasz aż nie wytrzymam i sam się zabiję?! Myślisz, że tego nie zrobię?! Uważasz, że jestem na tyle słaby by tego nie zrobić?!

Młodzieniec cały drży. Jego oczy płoną gniewem. W pewnej chwili nawet przystawia nóż pod swoje serce. Przez moment wygląda to tak jakby na waszych oczach chciał popełnić samobójstwo.

- Nie jestem słabeuszem! Słyszysz Anabel?! Nie jestem słabeuszem za którego mnie uważasz! Potrafię walczyć! Potrafiłbym Cię uszczęśliwić! Dlaczego do cholery nie zaryzykujesz?! Dlaczego nie dasz nam drugiej szansy?!

Nagle w oczach chłopaka pojawiają się łzy.

- Dlaczego?....powiedz dlaczego? Przecież tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak bardzo pragnę Cię przytulić, objąć i pocałować. Tak bardzo pragnę usłyszeć, że wszystko już będzie dobrze. Oddałem Ci wszystko. Rozumiesz? Wszystko! Nie mam już nic! Nawet duszy! Bo ją też zaprzedałem!

Przestraszona dziewczyna chowa się za plecami Jean Pierra.

- Izeraju...zrozum to w końcu! Ja Cię nie kocham!


Po tych słowach następuje Cisza. Odzywa się tylko wiatr, który dmie teraz ze zdwojoną siłą. Zupełnie jakby słowa "Nie kocham" wywołały prawdziwą wichurę. Atmosfera staje się bardzo ciężka i nie przyjemna. Okolica nienaturalnie opustoszała. Nie tylko z zewnątrz ale też od środka. Zupełnie jakby jakaś mroczna siła zapanowała nad naturą.

Ukradkiem spoglądacie na kapliczkę. Dopiero teraz zauważacie, że jest zbezczeszczona. Ktoś pohańbił boga śmierci Morra, któremu była poświęcona. Kamienna figurka kruka, symbol bóstwa, leży teraz połamana. Kwiaty, które przynieśli wierni, walają się chaotycznie w błocie. Skalna podstawa pełna jest wulgarnych, pisanych krwią tekstów: "Bądź przeklęty", "Brudna świnio", "Gnojo Jadzie".

Z położonych na skraju drogi drzew dobiega szelest. Coś przemieszcza się w zaroślach. Po chwili wyłania się pełen ostrych kłów, pysk wilka. Ci co znają te zwierzęta wiedzą, że normalnie boją się ludzi. Ten tutaj wydaje się jednak wyjątkowo odważny. Obserwuje was z ogromną uwagą. Niczym strażnik podejrzanego o kradzież. Szybko dołączająca do niego dwa kolejne osobniki. Młodzieniec nie wydaje się być tym faktem zaskoczony.

- Odejdźcie stąd. Nie chce by stała wam się krzywda. Ostatecznie niczym mi nie zawiniliście. Proszę was. Po prostu sobie idźcie! Zostawcie mnie i Anabel w spokoju. To są nasze osobiste sprawy. Nasze i nikogo więcej!
 

Ostatnio edytowane przez zgrzyt : 04-03-2011 o 14:41.
zgrzyt jest offline  
Stary 05-11-2010, 17:18   #9
 
razdwaczy's Avatar
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Leonardo westchnął po raz drugi. W jego głowie kołatały się tylko wyzwiska, którymi obrzucał się, za to że interweniował. Przecież już dawno nauczył się, żeby się nie angażować. Żeby nie wpieprzać się w życie komuś, nie znając całej historii. Żeby nie ryzykować, nie mając w perspektywie żadnych korzyści. Nauczył się wreszcie, już na samym początku, że w takich sytuacjach to ona okazuje się cagna.

Znał to aż za dobrze. Rozumiał tego chłopaka, lepiej niż chciałby przyznać.

Jednak jeśli już coś się zaczęło, to należałoby skończyć. Kiedy chłopak nawoływał do tego, aby go zabić sięgnął po rapier, jednak nim zdążył go wyciągnąć młodziak się uspokoił.

Leo chciał mu powiedzieć, że ona nie jest tego warta, ale nie zrobił tego. Po pierwsze dlatego, że tak właściwie to nie wiedział o co chodzi, a po drugie dlatego, że to pretensjonalne. I głupie.

- Nie chciałem po prostu, żebyś ją zabił. - usprawiedliwił się - Przypomniało mi to pewną sytuację z mojego życia i wydawało mi się, że cię rozumiem.

Westchnął po raz trzeci w ciągu paru minut.
Została jeszcze jedna sprawa. Leonardo może nie był w najlepszej komitywie z bogiem śmierci, ale nie mógł nie zapytać.

- To - wskazał skinieniem na kapliczkę - nie wasza sprawka oczywiście.

Starał się intonacją i mową ciała dać im do zrozumienia, że nie obchodzi go prawda, a pyta tylko, żeby uspokoić sumienie. Nie bał się co prawda chłopaka, ale canes i jego dziwne imię sprawiały, że nie chciał zostawać tu dłużej.
 
razdwaczy jest offline  
Stary 05-11-2010, 18:57   #10
 
Nahgraz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znany
Gaurim rozejrzał się po okolicy żeby lepiej poznać teren, w którym być może przyjdzie mu stoczyć bitkę. Co prawda nie usmiechało mu się wymachiwać toporem w błocie i deszczu, tym bardziej mierzyć nim przeciw jakiemuś brudnemu obszarpańcowi. Szkoda brudzić ostrze – Pomyślał. No ale cóż, skoro już się w to wmieszali, to nie mogli od tak, jakby nigdy nic odejść i udać, że niczego nie widzieli. Tym bardziej, że zbezczeszczona kapliczka ludzkiego boga śmierci i futrzani goście wyraźnie wskazywali na to, że coś tu śmierdzi.

Gaurim zmrużył oczy.

- Nie podoba mi się cała ta sytuacja Leo. - rzekł cicho, ale wyraźnie - Normalnie powiedział bym, że chłopak bredzi coś od rzeczy, ale zbezczeszczona kapliczka, wilki, gadka o zaprzedaniu duszy...

Spóścił ze pół tonu, ale dalej mówił tak aby wszyscy towarzysze go słyszeli

- No i to ciężkie powietrze... - splunął, wzią głęboki oddech i dokończył już głośniej - Coś mi się zdaje żeśmy w niezłe gówno wdepli Panowie.

Poprawiwszy chwyt na rękojeści toporu zwrócił się do chłopaczka.

- No to jak z tą kapliczką, twoja sprawka?

Gaurim wiedział, że jeśli przyjdzie im walczyć, to będzie musiał pierwej rozprawić się z wilkami. Trzeba będzie to rozegrać na spokojnie. – pomyślał. Pewnie, wolał by rzucić się w wir walki i tak jak zawsze z krasnoludzką pieśnią i soczystymi przekleństwami dać się ponieść czerwonej fali gniewu. Wiedział jednak, że w deszczu i błocie wilki miały zbyt dużą przewagę nad podróżnymi i nie mógł ryzykować. Choler! Nie mam zamiaru nikogo taszczyć na barkach przez to błoto, jeśli by bestie miały kogoś dosięgnąć. Na brody przodków, czy nic nie może być proste? - dokończył swój wywód myślowy i czekał na dalszy rozwój wydarzeń gotów do działania.
 
Nahgraz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172