Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2011, 13:19   #11
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Odgłos zamykanych drzwi sprawił, iż jego gość podskoczył lekko, wciąż zdenerwowany niedawnym wydarzeniem. Elster, widząc tę reakcję, uśmiechnął się jeszcze głębiej w stronę nieznajomego, sprawiając, że ten odsunął się krok w tył, przełykając głośno ślinę. Zarządca już otwierał usta, by zadać oczywiste pytania, gdy tamten począł głośny lament, z zapewnieniem, że jest niewinny:
- Proszę, Panie, to nie moja wina, ona zniknęła! O tak! – tu wykonał skomplikowany ruch rękoma, który Elestrowi bynajmniej podpowiedział w jaki sposób pozbył się jednej z dziwek. – Nawet nie przeszliśmy do rzeczy! – Długowłosemu oczy zaiskrzyły się na to wyznanie, lecz wskazał szybko, by tamten kontynuował opowieść.
- Ja… ja nie wiem nic więcej! W jednej chwili zabawiam się z piękną panienką w drugiej ona wyparowuje w chmurze popiołu. I wcale nie używaliśmy żadnych specyfików alchemicznych – powiedział, marszcząc przysmalone brwi z wyrzutem. Elster pokiwał tylko z przymusu i zmierzył badawczo całą posturę rozmówcy. Nie było widać nic nadzwyczajnego. Ciało jego było gdzieniegdzie przyczernione, lecz oparzeń brakowało. Jednakże ubrania musiały spłonąć, bo trzymał w rękach tylko obszarpane skrawki, przykrywając nimi swoją męskość. Wyglądał komicznie, wg zarządcy. Wzrokiem wrócił na jego oczy i dostrzegł w nich konsternację:
- Czy… czy ja umrę? – wyszeptał szybko.
- Mmm, wątpię. Zostaniesz tutaj jeszcze chwilkę, powiem jednej z pracownic, by przyniosła ci jakieś ubrania i oddała należytą sumę, którą wpłaciłeś. Poza tym… - w sekundzie był już za plecami ofiary i paznokciem znaczył jej na plecach długi ślad – nie powiesz nikomu o tym, co tutaj zaszło. Rozumiemy się? – Tamten tylko pokiwał głową, sztywny jak kłoda. – Nie chciałbym, by Jagoda stała się sławna ze swoich wybuchających dziwek – powiedział i poklepał ramieniu niedoszłego klienta. Przeszedł szybko w stronę drzwi:
- No to ja uciekam do pracy, klienci pewnie myślą, że się tutaj zabawiamy – na to wyznanie twarz ofiary spłonęła czerwienią. Wyglądała teraz jak jabłko, na którym ktoś oznaczył czarne plamki. Doprawdy komicznie. – Zaraz kogoś przyślę. Zapraszam ponownie w moje skromne progi. – Ukłonił się głęboko. – Tym razem obiecuję, bez żadnych sztuczek.

Drzwi zatrzasnęły się za Elsterem a ten odetchnął cicho. Wciąż i wciąż zastanawiał się kim była ta dziwka, która zniknęła. Musiała to być któraś z nowych pracownic, bo pokój, w którym miało miejsce to zdarzenie, był tym, do którego wysyłał swoje najtańsze dziwki wraz z najmniej wymagającymi klientami. Umiejscowiony blisko Sali głównej, tak więc często hałasy przenikały przez jego ściany, czyniąc go najmniej komfortowym.
Problemy, problemy. Muszę zarządzić po jakiegoś maga, by zbadał ten pył i całe zajście, może to by coś wyjaśniło. Ardaia nie będzie zadowolona z takiego obrotu spraw – myślał stając na swoim miejscu za kontuarem. – O wilku mowa. – Stała tam, rozmawiając z jedną salowych dziwek, Bruche. – Świetnie, teraz jeszcze będę się musiał z nią użerać. – Skrzywił się nieznacznie, zaraz jednak przybierając maskę radości i skierował kroki w stronę swojej przełożonej.

Nie darzyli się zbytnią sympatią. Elster odziedziczył burdel po swojej matce, poprzedniej właścicielce, przyjaciółce Ardai. Gdyby nie ta przyjaźń, zapewne pracowałby tutaj jako jedna z dziwek, a nie zarządca. Ardaia była jednak matroną interesów. Zawsze trzymała się raz danego słowa i była cholernie skuteczna w tym co robiła. Nie pochwalała jednak metod Elstera. Nie lubiła tego, że się tak panoszy, że wszędzie go pełno, że spoufala się z klientelą i pracownikami. Jednak był w całej swej nienormalności bardzo skuteczny i myślał, że to także działało jej na nerwy, mimo że nigdy tego nie okazywała.
Ta stara torba nie zmarszczyłaby brwi nawet, gdyby jej ktoś wbił nóż w plecy – pomyślał, stając za swoją pracodawczynią i nakazując bezgłośnie Bruche, by zostawiła ich samych.
– Witaj, Ardaio, co sprowadza cię w moje skromne progi? – powiedział, gdy ta już odwróciła się do niego, mierząc go, jak zawsze, bezuczuciowym spojrzeniem. – Ufam, że wieści o małym incydencie doszły już twych uszu, i że to nie powód dla którego nas zaszczyciłaś. – Uśmiechnął się perliście ukazując całą gamę perfekcyjnych, białych zębów. Na ten uśmiech wiele niewieścich serc stopniałoby z urzeczenia, lecz matrona jedynie zacisnęła usta. Elsterowi lekko zrzedła mina.
- Może udamy się do prywatnych komnat? – Nie czekając na nic, Ardaia skierowała się do pokoju Elstera, doskonale wiedząc gdzie ten się znajduje. Długowłosy nie miał wyjścia tylko iść za nią, przeklinając w myślach swój los.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 09-06-2011 o 13:22.
Tohma jest offline  
Stary 09-06-2011, 14:29   #12
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Przyjęcie było całkiem angażujące, choć dla syna rodu Persakhal oferowało zdecydowanie zbyt mało dreszczyku. Owszem, były na nim piękne kobiety, byli amoralni kupcy, ale... byli stanowczo zbyt amnijscy. Jak to podsumowałby caliszycki poeta...? Zahir do końca nie wiedział, ale gdzieś kołatała mu się strofa „Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy...”. Cała Athkatla była taka: była tak kosmopolityczna i nowobogacka, że zatraciła się w polityce i gromadzeniu bogactw, po drodze gubiąc powody, dla których ichnim tuzom potrzeba było wpływów i pieniędzy. Efekt był taki, że syl-sułtan sułtanów Manshaki miał wrażenie, że ci ludzie politykują się i sprzeczają na niby...

Wszystko zmieniło się, kiedy usłyszał toczony tuż obok dialog.

Skrytobójcy...? Poradzą sobie...? I o takich rzeczach mówili tuż pod zahirowym nosem? O święta naiwności, toż równie dobrze mogliby wywiesić znak „mamy złe intencje i chcemy, żebyś je poznał!”. A przynajmniej, tak działały rzeczy przy Strasznym Dziecięciu z Calimshanu.

Takoż, nie namyślał się zbyt wiele. Kobiecej atencji miał aż nadto, aby posłużyła mu za justyfikację jego czynów – a w razie czego mógł tłumaczyć się wpływem mocnego wina z tethyrskich winnic. Przeto, prędko obrócił rozmowę na inne tory...

- ... i powiadam wam, drogie moje: nie ma na świecie nic potężniejszego od potęgi gry aktorskiej. Dobra, może podnosić serca ludzkie, wygrywać królestwa. Niechże dam wam przykład sztuki czynionej... – stwierdził, niby przypadkiem krążąc z gromadką adoratorek prosto w stronę obu szlachciców. Wreszcie stwierdził, że grupka jest dostatecznie duża, aby uspokoić obstawę tezą, że „pan Zahir sztukę czyni!”...

Wówczas, prędko wyrwał się do przodu, niczym natchnieni egzaltacją aktorzy Tethyru. Pełen egzaltacji był też gest, którym błyskawicznie wyszarpnął broń i skierował ją w stronę jednego ze szlachciców.

- O, Romeo, Romeo... Czemuż wzniosłość pałaców niebios sięgających ci nie wystarczyła? Czemuż plugawych zabójców wysłałeś, by zburzyć harmonię pod niebem? – wydeklamował kwestię z jakiejś łzawej tragedii... choć oczywiście, niewypowiedzianą groźbę traktował straszliwie poważnie: i miał nadzieję, że dwóch szlachciców też to zrozumie.

Strach pojawił się w oczach jednego z nich, w drugiej parze zaś agresja. W obu jednak widniało zaskoczenie. Wyższy z nich, o koziej bródce i cieniutkich wąsikach od razu chwycił za rapier by stawić czoła w honorowym pojedynku. Powstrzymało go jednak ramię swego kamrata. Młodszy, niższy i pulchny mężczyzna z gładko ogoloną twarzą uśmiechnął się chytro i z rozbawieniem.
- Merkucjo, mój przyjacielu! Toć to wiesz, że bujda i łgarstwo rozpowszechniane przez jadowite słowa Tybalta. Jam twój druh i twój brat. Nie mnie takie występki przeciw tobie planować - zadeklamował trochę zmienioną wersję jeden z szlachetnie urodzonych. - Bravo, bravo, bravissimo – zakrzyknął, klaszcząc wesoło w dłonie. Jego towarzysz tylko mrukliwie dodał – taaa - i zmełł przekleństwo w ustach. - Tak świetnego występu dawno w tym domu nie było. Ach! Wybacz me maniery. Jam sir Robert Lachort, jeden z najlepszych dostawców win w tej okolicy. Może chciałbyś skosztować wraz ze mną i mym przyjacielem Gastacciem najlepszych trunków jakie oferuje się w tej metropolii? - rzekł przyjacielsko, uśmiechając się do Zahira. Zaś bardziej agresywny z dwóch szlachetnie urodzonych z tęsknotą patrzył na rękojeść swego rapiera i zapewne z chęcią by wbiłby go w trzewia ambasadora.

Zahir nawet nie próbował przed sobą ukrywać, że z początku się rozczarował. Natura nie obdarzyła go ani nadmiarem cierpliwości, ani subtelności – toteż zwyczajny sztych w szyję siedzącego awanturnika byłby dla niego wyjściem idealnym. W końcu... trup wziąć się miał z tego, że zaatakowano go podczas występu, Jednak, kiedy tylko usłyszał ripostę, rozpromienił się - kto jak kto, ale ON umiał docenić w ludziach jajca.

- Zaprawdę, gdybyś nie był szlachcicem, musiałbyś być aktorem. - stwierdził nonszalencko, chowając broń - I zaprawdę, z chęcią skosztuję waszych win - jeśli dorównują waszemu darowi wymowi, będę musiał zaopatrzyć ambasadę w stosowny zapas... a, wybaczcie brak przedstawienia - zwą mnie Zahirem, synem Ralana. - rzekł, tym razem już zajmując trzecie miejsce przy ichnim stoliku.
- No więc, Zahirze synu Ralana, zechcij pójść ze mną z tego jakże nieciekawego przyjęcia do mej prywatnej winiarni. Jest ona niedaleko, wręcz rzut sztyletem stąd. Wybacz, Gastaccio, zobaczymy się niebawem - skłonił się ku swemu druhowi i ruszył w stronę wyjścia.

Ambasador syl-paszy przy Radzie Sześciu wnet za nim podążył... wcześniej jednak uniósł rękę w geście pożegnalnym, sygnalizując wszystkim zebranym kobietom swe wyjście. Nieznaczny gest skrywał jeszcze jedno znaczenie – dał znak swoim przybocznym, aby podążali za nim w pewnej odległości.
 
Velg jest offline  
Stary 09-06-2011, 17:55   #13
Konto usunięte
 
Brain's Avatar
 
Reputacja: 1 Brain nie jest za bardzo znanyBrain nie jest za bardzo znany
Tak. Starucha rozmawiając z dziwką salonową dowiedziała się dość sporo o incydencie. Jakby tego było mało już po wejściu zorientowała się, że coś tu śmierdzi i raczej nie są to przepocone onuce jej podwładneg jej poorana zmarszczkami twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć. Dla podwładnych i wrogów Ardaia stanowiła nierozwikłaną zagadkę. Choć nie pokazywała uczuć była zła. Mało tego. Była wściekła. Ten incydent mógł się odbić bolesną czkawką na jej interesach. Już nabierała powietrza w płuca by ryknąć niczym wściekła lwica przywołumąc tego kretyna, który był zarządcą tego lokalu. Ten ryk z pewnością postawiłby na baczność wszystkie jej kurewki, podwładnych i całą straż miejską. Szczęściem jej niesforny, tępy i bezdennie głupi podwładny chyba przez skórę wyczuł pojawienie się szefowej.
- Witaj
Odparła oschle.
- Interesy, jak zwykle... Przyznam ci się, że nie jestem zachwycona chaosem jaki tu panuje.
Powiedziała wolno i z naciskiem. Ujęła to najdelikatniej jak tylko się dało,

Jednak Elster z całą pewnością mógł się spodziewać tęgiej bury. Jednak nie tu. Ardaia miała zasadę, że winowajcę, zwłaszcza zarządców opierdalała na osobności by nie podwarzać ich autorytetu u panienek. Inne postępowanie skutecznie psuło interes. Ruszyła więc do prywatnych kwater Elstera. Jego kwatera urządzona była z przepychem godnym księcia, czego matroa nie pochwalała. Elster był zaledwie skromnym zarządcą więc wystrój jego kwatery winien być skromny. Ona, jako właścicielka sieci burdeli mogła sobie pozwolić na dom w dzielnicy rządowej i pełen luksus. Posadziła swój stary, kościsty zadek na wyściełane najlepszym atłasem krzesło. Poczekała, aż Elster pójdzie w jej ślady i zaczęła od pytania.
- Może słowem wstępu wytłumaczysz mi co tu, do jasnej ciężkiej cholery zaszło?
Nie czekając na jego wykręty kontynuowała.
- Nie jest ci zapewne obcą wieść, że raczej za tobą nie przepadam. Mało tego, uważam cię za podrzędnego nadzorce nadającego się jedynie do pilnowania psów. Pech chciał, że

Dałam twojejmatce słowo co nie zmienia wcale faktu, że jeśli w przeciągu pięciu minut nie ogarniesz tego bałaganu z czystą przyjemnością powieszę cię za twoje nic nie warte przyrodzenie na najwyższej wieży.
Gestem wskazała mu drzwi a poczekawszy aż się oddali zamknęła je na klucz. Obróciła się w stronę okna, choć nie była to już staruszka a wiedźma w długiej szacie Zakapturzonych Czarodziejów
 
__________________
Before each night is done
Their plan will be unfurled
By the dawning of the sun
They'll take over the world

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 10-06-2011 o 09:05. Powód: Post pod postem
Brain jest offline  
Stary 16-06-2011, 00:30   #14
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Rezydencja Roberta nie znajdowała się zbyt daleko. Niski budynek, raczej idący wszerz, niż wzwyż, czym nawet trochę przypominał swojego właściciela, wyglądał całkiem schludnie nawet na tle bogatych pałaców tutejszej szlachty. Lokaj ubrany w elegancki dublet, już czekał na nadejście swego pana. Skłonił się nisko i otworzył wrota. Idąc przodem otwierał coraz to kolejne drzwi, starannie je zamykając za szlachcicami. Zahir podążał tuz za gospodarzem podziwiając nieliche korytarze, przyozdobione rzeźbami nagich kobiet i mężczyzn, oraz obrazami przedstawiającymi sielankowe scenerie. Wszędzie było też widać motyw winorośli. W końcu doszli do salonu, a raczej ogrodu wewnątrz domu. Oszklony dach wpuszczając promienie słońca, pozwalał obserwować niebo, a w nocy zapewne gwiazdy. Niewielka fontanna z białego marmuru zajmowała centralną część salonu, a czysta woda dawała poczucie natury i wolności.


Wszechobecne kwiaty zapełniły pomieszczenie słodkim zapachem. Tuż koło fontanny stał niewielki stoliczek i trzy krzesła, do których właśnie Zahir został zaproszony. Niewielka karafka stał na stoliku w towarzystwie dwóch kieliszków. Czerwony płyn zachęcał do skosztowania.
- Usiądź proszę. - rzekł winiarz - Chateau Petrus Pomerol, pięcioletni jedno z lepszych win w tej części Faernu. - Nalał niewielką ilość do kieliszków i starannie odłożył naczynie. Chwycił swój kieliszek i powoli zakręcił cieczą zawartą w nim, ogrzewając swą dłonią by uwolnił aromat. Powąchał napój, uśmiechając się pod nosem, po czym skosztował odrobinę. - Wyborne... Gastaccio zapewne zaraz przybędzie. Jednak póki go nie ma... Ponoć wasi alchemicy wynaleźli coś co może niektórym magom spędzać sen z oczu. Jeśli nie jest to zbyt tajne oczywiście... Czymże to oni się zajmują?

Gdy Elster znów wszedł do sali głównej spostrzegł wciąż siedzącego Bene przy jednym ze stolików. Towarzyszył mu nie półelf o twarzy nie zapadającej w pamieć. Ów mieszaniec powiedział coś narkotykowemu baronowi po czym wyszedł pewnym krokiem z budynku. Sam zaś Rainer wydawał się jakoby smutniejszy. Czyżby nowe kłopoty? Na pewno chwil kilka z Noyrrą poprawiło by mu humor...

Starsza kobieta... która swoim nowym wyglądem zaciągnęła by do łóżka niejednego mężczyznę pojawiła się niespodziewanie w pustym pokoju. W pokoju gdzie jeszcze niedawno miał miejsce przykry incydent. Rozejrzała się dookoła, jednak jej oczy nie wyłapały nic podejrzanego. Ot zwykły pokój z lekko przypalonym łożem i nieładem na podłodze. Pociągnęła nosem, jednak i to nie nie przyniosło rozwiązania. Pachniało tu "miłością" z lekką nutą spalenizny. Ale tyle to już wiedziała nie ruszając się z sali głównej. Jednakże nie tylko takie zmysły posiadała. Gdy się skoncentrowała przez chwilę wyczuła lekką aurę magiczną, już zanikającą. Jakby ktoś dawno już użył prostego zaklęcia. Niestety aura ta rozwiewała się i nic więcej nie dało się z niej wywnioskować. Kto na dziewiąte piekło śmiał czarować tak bezczelnie tuż pod jej nosem?

Łowca zaspokoiwszy swe żądze zszedł schodami w dół do sali głównej. Miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Dziś wieczorem musiał znaleźć się niedaleko wielkiego starego dębu. Do tego czasu wypadało by też załatwić sobie jakieś zlecenie. Kiesa sama się nie napełni. Myśli i wspomnienia minionych chwil tak zaprzątnęły mu głowę, że nawet nie zauważył człowieka z którym miał się jeszcze tego wieczoru spotkać...
Gdy wyszedł na zewnątrz, słońce nie było jeszcze w zenicie. Ciepło rozkosznie rozpływało się po ciele i nie przyjemnie uwydatniało zapachy miasta. Wtem ktoś na niego wpadł. Zwykły człowiek ubrany w lekko brudny fartuch. Jednak impet był na tyle duży, że przewrócił Rudigera.
- Przepraszam panie - zaczął młody chłopak, młody gdyż nie miał zapewne szesnastki na karku - Moja wina, powinienem patrzeć gdzie biegnę... Najmocniej przepraszam - tłumaczenia szybko wypłynęły mu z ust. - Masz pozdrowienia od naszych wspólnych przyjaciół. Chcą cie zobaczyć za godzinę pod statuą Wee Jas na cmentarzu. Lepiej się zjaw - wyszeptał mu do ucha gdy pomagał mu wstawać po czym pobiegł dalej. W zatłoczonym mieście, łowca szybko stracił go z oczu.


Niedaleko za rogiem mężczyzna w czerwieni zdjął z szyi niewielką, ciemną buteleczkę.
- Dobrze kobieto, czas odwiedzić tutejszy cmentarz i zobaczyć czy można liczyć na jakiś sojuszników. - rzekł po czym wszystko wokół zafalowało, zadymiło się i stał już tam tylko jeden mężczyzna o uśmiechu tak szerokim jakby właśnie miał okazję przelecieć samą Ehlonę. Jego demoniczny plan miał szansę powodzenia.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 16-06-2011 o 17:16.
andramil jest offline  
Stary 21-06-2011, 09:10   #15
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Odwiedzany coraz częściej przez łowcę burdel wydawał mu się lepszą stroną posiadania większej ilości gotówki. Ta gorsza strona to przymus do zakupienia nowego osprzętu, naprawy starego i opłacania informatorów - co było w dzisiejszych czasach w kolebce ludzkiej kultury normalne i zrozumiałe. Czując swój nie ciążący prawie wcale mieszek Rudiger zastanawiał się nad kolejnym ruchem mogącym mu zapewnić godny byt na kolejne tygodnie życia.

Nagle wszystko przyśpieszyło. Wychodząc na zewnątrz budowli łowca na kogoś wpadł. Pęd napotkanego młodzika był na tyle duży, że przewrócił łowcę - całkowicie nie przygotowanego na taki rozwój wydarzeń. Jednak, jak to wśród dzieciaków się zdarza, młodzieniec miał szczęście. Śpiesząc z wytłumaczeniem uratował, będące zapewne źródłem jego dochodu, nogi... Mało kto o tym wiedział, ale Rudiger był bardzo dobry w walce w parterze. Jeden, dwa ciosy wystarczyły aby załatwić kulasy napotkanego - a wiadomo co złamania otwarte robią z psychiką ludzką...

- Przepraszam panie. Moja wina, powinienem patrzeć gdzie biegnę... Najmocniej przepraszam. - wydukał udając przejęcie losem łowcy młodzik. - Masz pozdrowienia od naszych wspólnych przyjaciół. Chcą Cię zobaczyć za godzinę pod statuą Wee Jas na cmentarzu. Lepiej się zjaw. - dodał już szeptem do ucha Rudigera.

Młodzik był niezły. Miał to coś co w przyszłości mogło zaowocować. Większość ludzi pewnie nawet dałaby się nabrać na sztuczne przeprosiny. Jednak on nie był jednym z tej większości - w mgnieniu oka przejrzał zasłonę mającą na celu ukryć prawdziwą treść wiadomości. W zatłoczonej Athkatli młodzik rozpłynął się jak mgła w promieniach słońca - aż miło było popatrzeć. Ciekawą była sama wiadomość. Możliwość spotkania wspólnych przyjaciół usatysfakcjonowała Rudigera. Wynagrodziła nawet chwilę, gdy otrzepywał z brudu tutejszych uliczek swój płaszcz.

***

- To jak Jacob? Poniosło się echem to co niedawno zrobiłem? - zapytał ukryty w mroku pomieszczenia łowca.

- Zawsze jesteś taki bezpośredni? - zapytał z westchnieniem człowiek siedzący przy biurku, na którym leżała cała masa różnych pergaminów. - Tak. Cieniści trochę się zdziwili, ale muszę przyznać Ci, że trzeba mieć jaja aby coś takiego odwalić.

- Czy ty też uważasz, że zaczyna się nowa era w podświecie tego miasta? - zapytał z ekscytacją ukryty w cieniu mężczyzna.

- Nowa? Bez wątpienia. Jednak czy wśród rozdających karty będziesz ty? To się okaże już niedługo... - dodał uczony pochylając się nad kolejnymi zapiskami.

***

Determinacja z jaką łowca przygotowywał się do spotkania była godna podziwu. Mimo iż bez wątpienia był niezły w tym co robi to nie mógł sobie pozwolić na możliwe potknięcia. Możliwe, że już dziś przyjdzie mu zdobyć znaczących i równie zdeterminowanych sprzymierzeńców. Jak chce oczyścić się z zarzutów przy okazji zdobywając nieco rozgłosu i złota musi się skupić. Od dzisiejszego dnia zależało zbyt wiele aby to spartaczyć.

Na spotkanie łowca zabrał zarówno broń fizyczną jak i tę psychiczną - spokój. Nie chciał nikogo urazić, ale też lubił konkrety z czym wiązało się niebezpieczeństwo. Po przygotowaniu jedynym co mu zostało do zrobienia to ruszać na cmentarz - pod statuę Wee Jas…

***

Słońce już wesoło świeciło na niebie, gdy rosły mężczyzna przekroczył bramy cmentarne. Wszechobecne nagrobki i krypty nie dodawały otuchy nawet tak dzielnemu mężowi jak Rudiger. Gdyby nie światło dnia, okolica wyglądała by tak ponuro, że aż ciarki przechodziły by po plecach. Nie mówiąc o strachu w oczach przed zwykłymi cieniami. A może i tymi “nie zwykłymi”. Statua bogini śmierci i magii stała w samym centrum niewielkiego placu, który chyba miał nadać estetyczny wygląd i przyjemny dla oka obraz tego obszaru. Niestety mimo dzielnej walki rzeźbiarza, cmentarz nadal był odpychający.

Łowca bacznie obserwując teren zauważył dwójkę osób. Mężczyznę który zdawał się być grabarzem, oraz rozmawiającego z nim blondyna odzianego w zielone szaty. Żaden nie przypominał mu kogoś kogo mógł by nazwać “przyjacielem”. Mając ich na oku ruszył pod umówione spotkanie. Dopiero będąc jakieś pięć metrów od pomnika zauważył człowieka, o nie wielkich gabarytach opierającego się o cokół i zasłaniającego się szarym płaszczem. Czemu wcześniej go nie zauważył?

Podchodząc bliżej jegomościa Rudiger był gotów na różne obroty wydarzeń. Niemniej jednak dobrze byłoby poznać nowych “przyjaciół” - szczególnie skorych do pomocy w sprawie Gildii Cienia. Niepozorny człowiek zdawał się nie zwracać uwagi na samego łowcę aż ten nie podszedł pod sam pomnik.

- Piękną mamy dziś pogodę nieprawdaż, przyjacielu? - rzekł łowca stojąc już na wyciągnięcie ręki.

Samo rzucone przez niego zagadnienie miało mu pomóc określić czy to ta osoba z jaką miał się tu spotkać. Nawet po dyskretnym rozejrzeniu się po okolicy łowca nie dostrzegł niczego co mogłoby mu bezpośrednio zagrażać - istnieje wielka szansa, że to nie pułapka zastawiona przez Cienistych. Czekając na odpowiedź Rudiger skupił się na obliczu mężczyzny - ważnym było zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Kaptur zasłaniał oczy nieznajomego, a cień pokrywał mu usta. Z bliskiej odległości łowca mógł dopiero zauważyć niewielki emblemat, czarnej maski nabitej na sztylet, wyszyty na piersi mężczyzny.

- Cienie w taki dzień są niezwykle długie. - odrzekł rozmówca. Lewą ręką zatoczył niewielki łuk po czym założył obie kończyny na piersi. - Jeden pochopny ruch, a będziesz musiał w dwie sekundy wyhodować oczy dookoła głowy. Rozumiemy się?

- Tak sobie nie pogadamy koleżko. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Rudiger. - Jak masz do mnie jakąś sprawę to źle się za to zabierasz. To, że przyszedłem na to spotkanie o czymś świadczy. Jak nie masz mi nic do zaoferowania to ja już pójdę... Chyba, że jednak coś wymyślisz. - dodał nie wykonując żadnego pochopnego ruchu łowca. - Aha, aby było jasne. Nawet z bełtem w bebechach będę w stanie zmiażdżyć takiemu cherlakowi jak ty czaszkę. Jeżeli chciałeś wydać się groźny nie udało się. Zdejmijmy całą tę otoczkę, bo szczerze sram na nią. Do rzeczy jaśniepanie…

- Kto tu mówił o jednym bełcie? Zresztą kto mówił o bełcie? Zresztą nieważne. - złodziej cienia wydawał się nie zbity z tropu wystąpieniem łowcy. Może właśnie takiego się spodziewał? - Dobra, bo szkoda mi na Ciebie czasu. Totalnie tego nie rozumiem, ale mistrzowie gildii chcą ci dać jeszcze jedną szansę. Ja bym Cię po prostu sprzątnął tu i teraz, no ale nie ja tu rządzę. Masz w ciągu tygodnia wykonać jedno zlecenie. Jeśli się spiszesz, gildia zacznie z tobą współpracować. Godzisz się na to? - brew uniosła mu się lekko do góry, jednak kaptur skutecznie to zasłaniał.

- Powiedzmy, że jestem w stanie wykonać owe zlecenie. Musisz jednak mi wyjawić kto ma być celem. Nie chce przecież skończyć jak wy tutaj grożąc komu popadnie całym kołczanem bełtów w głowie. - powiedział z niekrytym uśmiechem Rudiger. - Tydzień to dużo czasu. Będę mógł się na spokojnie zastanowić i ewentualnie załatwić sprawę. Po mojemu…

- Znajdź i zabij barda imieniem Giocchio. To będzie początek... Jak się postarasz uzyskasz nie tylko przebaczenie. - rzekł mężczyzna po czym się odwrócił i odszedł.

***

Po spotkaniu Rudiger zastanawiał się nad propozycją Cienistego na poważnie. Chciał zostać oczyszczony z zarzutów i mieć możliwość współpracy z różnymi osobistościami przestępczego świata Athkatli. Może nawet współpraca pomiędzy nim a Rainerem Bene będzie solidnie koegzystować z pomocą ze strony Gildii Cienia. Im więcej sojuszników tym lepiej. I nie będzie już musiał się ukrywać... Musi udać się do Jacoba aby dowiedzieć się więcej na temat wymienionego barda. Musi wiedzieć kim jest, skąd pochodzi, jakie ma nawyki, gdzie bywa i czy ma jakąś ochronę…
 
Lechu jest offline  
Stary 24-06-2011, 16:32   #16
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Głupia suka. „Dałam słowo twojej matce”. Głupia suka. Elster nie spodziewał się po spotkaniu z szefową niczego więcej, a jednak każda ich rozmowa kończyła się tak samo. Był wypraszany z pokoju w jego własnym burdelu! Cała afera z wybuchającą dziwką mniej go zdenerwowała niż ta krótka wymiana zdań. Schodził ze schodów ciskając gromy z oczu na każdego, kto śmiał rzucić mu pytające spojrzenie.
Zasiadł przy kontuarze, aktualnie pustym. Nadeszła ta dziwna pora, gdy sala główna pustoszała, a wszyscy szli do pokojów na górze, by skonsumować transakcję. Co nieliczni zostawali przy stolikach rozkoszując się ciszą i spokojem. Burdel miejscem wyciszenia. Co za paradoks.
Westchnął głośno wiążąc długie włosy kawałkiem wstążki.
- Co za dzień… - wystękał. Niby w przestrzeń zaraz jednak spojrzał w głąb baru na postać przecierającą leniwie kufel za kuflem. – Powiedziałem: CO ZA DZIEŃ… - powtórzył, tym razem głośniej, bezpośrednio do ukrytej w cieniu sywetki. Ta po chwili wynurzyła się na widok, jakby niechętnie, nie przerywając czyszczenia naczyń. Elster wskazał jej, bo była to kobieta, miejsce obok siebie i zaczął swoje zwyczajowe biadolenie.
- Widzisz Henrietta, Ty nie masz zmartwień. Pracujesz jako barmanka w najlepszym burdelu w mieście. Mężczyźni nie męczą cię swoimi zalotami, kobiety nie patrzą na ciebie z zazdrością. Nie musisz co tydzień użerać się ze skurwiałym pracodawcą. Czasem zazdroszczę ci twojego nudnego życia. – rzekł nie patrząc w ogóle na rozmówczynię tylko gdzieś po sali. Zaraz jednak odwrócił wzrok i obejrzał swoją pracownicę krytycznym spojrzeniem.
Była idealna. Nigdy w całym swoim życiu nie widział kobiety, która samym spojrzeniem może odstraszyć każdego. Henrietta była brzydka jak noc. Nie, nie jak noc – jak troll. Łysa, gruba, o małych świdrujących oczkach. Była bardo wysoka, wyższa o półtora głowy od Elstera. Obie jej dłonie zdobiły jakiś pokręcone tatuaże, o które pracodawca nigdy nie zapytał. Nie żeby to dało jakoś skutek – barmanka była praktycznie niemową. Zarządca zamienił z nią słowo tylko trzy razy. A pracowała tutaj dłużej niż on.
Dlaczego jednak nie zwolnił takiego potwora, gdy tylko przejął władzę w Jagodzie. Odpowiedź była oczywista. Była znakomita w tym co robi. Nie dość, że serwowała najlepsze drinki w okolicy to jeszcze zarządzała praktycznie całym majątkiem Elstera. Wszystko według idei, że ładnym ludziom ufać nie należy, w której długowłosy był wychowywany. Nie zawiódł się na niej ani razu.
„Cóż może i jest efektowana, ale przecież goście nie chcą widywać czegoś takiego w przybytku piękna!” – spierały się z nim jego dziwki. Lecz metoda na to była prosta. Żaden klient nigdy Henrietty nie zobaczył. Pracowała w cieniu, oddalona od kontuaru, przy którym krzątała się zazwyczaj jej pomocnica, odbierając zamówienia i przynosząc je barmance.
Teraz, po wysłuchaniu jego krótkiej przemowy, tylko chrząknęła cicho i spojrzała na niego krytycznie wzrokiem, który mówił: Nic mnie to nie obchodzi. Elster jednak na przekór temu, roześmiał się perliście, przyciągając wzrok pozostałych w Sali gości.
Wtedy właśnie zauważył Rainera. Musiał tutaj siedzieć już dłuższy czas, gdyż zarządca pamiętał, jak jeszcze przed wybuchem tamten sadowił się przy jednym ze stolików. W zamyśleniu postukał wypiłowanym paznokciem o drewno blatu. Rozmówca Rainera wstał i wyszedł żwawym krokiem, zostawiając narkotykowego barona samego. Usta Elstera wykrzywiły się w idealnym uśmiechu. Wstał, nie zaszczycając Henrietty kolejnym spojrzeniem i udał się w stronę stolika Rainera. Tamten zauważył go dopiero, gdy był parę metrów przed celem, szybko zmierzył go spojrzeniem i uśmiechnął się lekko, wskazując na miejsce obok. Elster odpowiedział mu także mierzącym spojrzeniem. Zrobił to jednak dużo powolniej tak, jakby oceniał niedoszłą ofiarę.
Gdy zasiadł już obok spojrzał głęboko w oczy rozmówcy i rzekł:
- No panie Rainer. Co pana sprowadza w moje skromne progi? Szuka pan Noyrry? Chyba właśnie kogoś… obsługuję… Znalazła by się jednak para dziewczyn odpowiadająca pana wymaganiom. – Przygryzł wargę, widząc zmieszanie wpływające na twarz tamtego. Czego się spodziewał? To oczywiste, że znam każdy jego łóżkowy sekret. Tak jak wszystkich moich klientów… - Ufam jednak, że przybył pan tutaj nie, by się zaspokoić, lecz by porozmawiać o interesach. Inaczej już dawałby pan klapsy mojej słodkiej Noyrrze, prawda panie Rainer? - Widząc czerwień rozkwitłą na twarzy narkotykowego barona, roześmiał się cichutko, nie mogąc powstrzymać odruchu. Uwielbiał takie sytuacje.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline  
Stary 25-06-2011, 14:15   #17
Konto usunięte
 
Brain's Avatar
 
Reputacja: 1 Brain nie jest za bardzo znanyBrain nie jest za bardzo znany
Stwierdziwszy, że ślady użycia magii są zbyt słabe by móc je skutecznie zbadać Zakapturzona wyszła z pokoju do sali głównej by śledzić poczynania swego podwładnego Elstera. Nie weszła jednak do sali. Stanęła w drzwiach i opierając się lewym ramieniem o framugę patrzyła na Elstera skupiając się na próbie odczytania z jego myśli co on o niej i całym tym interesie myśli. Po przesondowaniu go wysłała mu telepatyczny przekaz:
- Znowu się spotykamy. Znów ktoś użył tu magii bez zgody Zakapturzonych Czarodziejów. Jeszcze jeden raz i będę musiała zgłosić to pozostałym Zakapturzonym. Wiesz pewnie, że jak pojawią się tutaj w dwudziestu z twojego burdelu nie zostanie kamień na kamieniu.
W oczekiwaniu na jakąkolwiek jego reakcję nie przestawała świdrować go wzrokiem.
 
__________________
Before each night is done
Their plan will be unfurled
By the dawning of the sun
They'll take over the world

Ostatnio edytowane przez Brain : 25-06-2011 o 14:19.
Brain jest offline  
Stary 04-07-2011, 19:43   #18
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
- No Rainer brachu! Cóż za spotkanie! Napić się trzeba! Ty stawiasz psubracie.
Kupiec spojrzał na niego całkiem nieźle kryjąc strach. Rozejrzał się tylko dookoła jakby szukając ewentualnej drogi ucieczki czy szukając potencjalnych świadków.
- Nie wiem o czym mówisz panie, ale to chyba jakaś pomyłka. Bierzecie mnie za kogoś innego.
- Rainer Bane. Pamiętasz w Luskan się poznaliśmy. Okazało się, że mamy wspólnych przyjaciół którzy potem nas obu do wiatru wystawili. Niech Ci będzie, siadamy i ja stawiam.
Dopler wskazał na pusty stolik w kącie, tak jak myślał tłum ludzi uspokoił Rainera, Bane wzruszył ramionami i usiadł na wskazanym miejscu. Po chwili nie dłuższej niż dwa pacierze przyjęła zamówienie "na koszt firmy". Incydent z wybuchającą dziwką do czegoś jednak się przydał.
Siedzieli w milczeniu, Rainer wpatrywał się w Rawata a łotr popijał wino i lustrował otoczenie. Patrzył czy nikt ich nie podsłuchuje. No i jednocześnie gapił się w cycki dziwkom.
- Czemu zawdzięczam tą miłą rozmowę?
- Wspólnym interesom. Nie znasz mnie a może nie bezpośrednio. Wiele osób zna mnie pod różnymi imionami ale tutaj jestem Tilmarem.
Dopler zrobił przerwę by upić łyk wina. Szukał w napoju smaku znanych mu trucizn. Wiele osób chciało go widzieć martwego. Gdy nie znalazł w napoju nic niepokojącego kontynuował.
- Niektórzy zaś nazywają mnie Doplerem. Myślę jednak, że lepiej będzie jak będziesz do mnie mówił Tilmar, przynajmniej w tym miejscu.
- Dobrze Tilmar, czego odemnie oczekujesz?
- Współpracy. Chodzą plotki, że ktoś po za mną miał jaja postawić się złodziejom cienia.
- Po za tobą powiadasz? W sumie jeśli tak to ujmiesz... Na czym miała by ta współpraca polegać? Czego odemnie wymasz, a co najważniejsze, co dasz w zamian?
- Wymagam rezultatów czyli zniszczenia Cienistych. Nic więcej. W zamian daje moje doświadczenie w tym znajomość ich hierarchi i procedur oraz znajomości. Myślę, że mógłbym doprowadzić do podziału w ich szeregach a nawet namówić parę osób do przejścia na naszą stronę.
- Naprawdę jesteś w stanie zrobić rozłam w szeregach cienia?
Słowa kupca wydawały się podszyte kpiną ale gdzieś tam kryło się coś innego, coś cenniejszego. Nadzieja. Łotr nachylił się nad stołem i ściszył głos by jeszcze bardziej przykuć uwagę rozmówcy.
- Już raz to zrobiłem. A to pierwszy raz jest najtrudniejszy. Zainteresowany współpracą?
- Nawet bardziej niż jędrnymi cycuszkami Adeli.
Obaj metysi uścisnęli sobie dłoń nad stołem.
- To nie jest dobre miejsce do rozmów. Może spotkamy się dziś w nocy? W tym czasie parę osób się dowie, że Dopler jest w mieście a Ty cieszysz się jego poparciem. Niedługo gildia zje się sama od środka.
- Eee... niestety dziś wieczorem jestem zajęty. Chyba... jestem umówiony na spotkanie z pewnym najemnikiem który gra Cieniom na nosie. Chciałbyś go poznać?
Dopler skinął głową.
- Jak się nazywa?
- Rodriger czy jakoś tak...
- Gdzie się spotkamy?
- Przy wschodniej bramie.
- O ktorej?
- Za pięć godzin.
- Będę. Nie daj się zabić Rainer. Za parę dni Cieniści będą mieli dużo większe kłopoty i inne cele by się nami kłopotać.
- Nie dam. Bywaj.
Łotr wstał od stołu i wyszedł z burdelu. Po paru minutach zniknął w tłumie.

***

Pokój wybrał dobrze. Po podciągnięciu się na dach wygódki, o tak, i przejściu po parapetach balansując na nich, o tak mógł dostać się do swojej okiennicy. Musiał tylko nie spaść z parapetu i wsadzić ostrze noża w szparę między okiennice by podważyć rygiel i już był w środku. Banał. A nikt nie widział go w głównej sali.
Pokój był pusty. Żadnych zabójców, pułapek ani listów. Dopler szybko zrobił co miał zrobić i był gotów do akcji.

***

Vincent zwany Szczurem (oczywiście za plecami) był kiedyś prawą ręką Harthne Foede'a szefa Złodzieji Cienia. Kluczowy dla Rawata był czas przeszły. Szczur posłuchał Rawata i wziął udział w jak to się teraz mówi Rebeli Cienia. Jakoś udało mu się wyłgać (zresztą jego zabójstwo wywołałoby kolejny rozłam wśród Cienistych) i nie musiał uciekać z miasta. Ani nie został w nim w charakterze nawozu. Niestety, jego pozycja wśród półświatku mocno osłabła. Mimo to ambicja ciągle tkwiła w tym małym człowieczku a stara gwardia ciągle go pamiętała jako prawą rękę samego Harthne. Kwestia tylko czy z jakichś wydumanych powodów nie miał tamtej hecy za złe Doplerowi. W końcu gdy Rawat mu mówił o buncie był pijany. To on to podchwycił na trzeźwo...

Aktualnie Rawat siedział w jego knajpie, kiepskiej gospodzie pełnej podejrzanej klienteli. Zresztą metys nie wyróżniał się mocno. Ubrany w skórzaną, czarną kurtkę (tak modną wśród awanturników z Luskan) i z krótkim wojskowym mieczem tarczowników przy boku wyglądał jak większość najemników. Siedział i popijał tanią gorzałę dyskutując głośno o usługach świadczonych przez miejscowe dziwki.

Nie było jednak tak różowo jak Dopler by chciał. Szczura w karczmie nie było za to był ktoś inny. Elfka z burdelu, zrezygnowała z drogiej i skąpej sukni na rzecz zwykłej, jeszcze bardziej skąpej. Siedziała w towarzystwie wielkiego łysego dryblasa i dawała mu się obmacywać. Przypadek? Ktoś do niej podobny? A może go śledziła? Jeśli tak na czyje zlecenie?

W końcu do gospody wszedł Szczur. Niski osobnik który z wyglądu przypominał właśnie szczura. Nawet zdarzało mu się poruszać nosem jak gryzoń. Chodziły plotki, że jest szczurołakiem. Rawat podejrzewał, że w tych plotkach jest tyle samo prawdy co i o nim. Mimo to brał pod uwagę wszystkie wyjścia.

Vinc go poznał niemal natychmiast, ledwo dał to po sobie poznać. Dopler niby od niechcenia poprawił kołnierz a potem odwrócił otwartą lewą dłoń do tyłu. System znaków jeszcze z rebelii. Po chwili oznajmił swoim kompanom, że musi iść się odpryskać i zniknął na tyłach karczmy. Czuł dreszczyk emocji towarzyszący wejściu do gry. Ciekawiło go czy Szczur złapie przynętę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172