Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2012, 20:50   #201
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Powoli i rytmicznie pochłaniając kolejne kęsy “przystawki” do dzbanów Wulfram rozmyślał o parce długouchych. Tacy łucznicy potrafili zdziesiątkować oddział ciężkozbrojnych nim ktokolwiek dowiedział się co właściwie jest grane. Nie ufał im. Wszak orki mówiły coś o zdradzieckich elfach w szeregach orczej inwazji. Postanowił podzielić się tą rewelacją z Tarinem...
- No i jestem - Powiedział Rothegar, zjawiając się ponownie w sali jadalnej - Za duży przeciąg był i płomień migotał... - Wszedł za ladę, po czym zaczął za czymś tam grzebać, i w końcu wyciągnął jakąś butelczynę. Nalał sobie do małej szklaneczki, po czym golnął i odchrząknął - To co, “czym chata bogata” tak? - Parsknął - I opowiadajcie, opowiadajcie o Silverymoon i tych cholernych Orkach!
- Plugawe zielonoskóre świńskie ryje podstępem wzięły “dolne miasto”. Nikt nie wiedział skąd się wzięły... pojawiły się jakby wcześniej były niewidzialne. - Wulfram zamilkł, by po chwili namysłu kontynuować, już bardziej rzeczowo - Magiczne bariery murów zawiodły, część miasta znalazła się pod kontrolą zielonoskórych. Przeklęci mieli wsparcie potężnej magii. Nic się nie dało zrobić. Siły obrońców były zbyt rozproszone i zdezorientowane by stworzyć zorganizowaną obronę. Gdyby nie rzeka, armia orków z marszu zdobyłaby cały klejnot północy. Tęczowy most został zlikwidowany powstrzymując najeźdźców na drugim brzegu rzeki. Po kontrataku wielu sprzymierzonych sił oblegająca armia poszła w rozsypkę. My ścigamy niedobitki, utrudniamy odwrót. - zakończył, zachowując pozostałe cele misji dla siebie. Jego opowieść była wielkim skrótem ale powinna dać wyobrażenie ogólnej sytuacji. Zadowolony z bezpiecznej przystani pośród wojennej zawieruchy pociągnął potężny łyk złocistego trunku.
Karczmarz chłonął każde słowo Wulframa z lekko rozdziawioną gębą, będąc w tej chwili jedynym z całego przybytku, wysłuchującym owej małej opowieści. Z całą pewnością jednak przekaże ją dalej, zapewne i nieco ubarwiając, jak to w zwyczaju bywało...
- Posłałem w diabły ich szamana wraz z przybocznymi - wyszczerzył się zwycięsko niczym wilk ukazujący świeżą krew na kłach. - Wyrąbaliśmy sobie przejście przez całą promenadę aż do samej bramy. dodał uśmiechając się z pewnością siebie przystającą wyłącznie weteranom. - Tym draniom nie starczyło sił by nas odeprzeć, jednak wielu dobrych ludzi poległo w obronie swych domów. - dodał nieco smutno. - No ale nadal żyjemy - dodał na koniec wątpliwe pocieszenie.


Wkrótce na stole pojawił się duży kociołek gorącej zupy. Do tego był również chleb, ser, pachnące, wędzone kiełbasy i szynki, kiszone ogórki. Znalazły się nawet i pomidory... Una wraz z dwoma młódkami dołączyła na piętrze do przygotowywania izb, parka karczemnych Elfów wciąż przebywała w stajni, a sam karczmarz zalewał sobie nadal robaka.
Tarin w milczeniu jadł zupę, od czasu do czasu, tak jak i Wulfram, rozglądając się dokoła. Dziwna co prawda zdała mu się dość długa nieobecność elfów, ale... Może mieli ważniejsze sprawy niż bawienie gości gospody rozmową.
- Świetna zupa - powiedział, gdy w misce pokazało się dno. - Taka kucharka to skarb.
Przydałaby im się taka na wyprawie, ale wolał tego nie mówić na głos. Jeszcze by go kto posądził o jakieś niecne plany.

Posilano się więc, pito, odpoczywano. Było nawet miło, była ciepła strawa, wizja kąpieli i spania w mniejszym towarzystwie niż do tej pory w magicznych chatkach.
- Ale muszę wam powiedzieć... - Zagadnął Rothegar - ...że mamy tylko osiem izb, a was zdecydowanie więcej...
- Jesteśmy przyzwyczajeni do różnych warunków - zapewnił go Tarin.
- Starczy mi płaski kawałek podłogi. - Saebrineth wyraziła swe minimalistyczne wymagania.
-On stara się zasugerować, żebyście pomyśleli już, kto z kim się upchnie.- wtrącił obojętnym tonem Raetar powoli jedząc posiłek.
- Chyba nie sądzisz, że do mnie to nie dotarło - odparł równie obojętnie Tarin. - Mogę się z tobą podzielić tą podłogą - zwrócił się do Saebri. Znacznie sympatyczniejszym tonem.
Siedząca obok Raetara Kapłanka Aislin, kopnęła go pod stołem w kostkę... uśmiechając się przy tym dla niepoznaki.
 
Gettor jest offline  
Stary 21-11-2012, 20:54   #202
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Chciałbym jedynie zauważyć, że nie jestem dżentelmenem i zdarzało mi się zabijać kobiety.- rzekł ze złośliwym uśmieszkiem Samotnik do dziwnie nagle mrugającej oczami kapłanki. Wulfram na te słowa gniewnie zmarszczył brwi. Nie podobały mu się insynuacje maga.
- Z doświadczenia wiem że dobre ostrze może rozciąć maga od czubka głowy do miejsca gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. - warknął ostrzegawczo
-Z doświadczenia wiem, że wojownika można zabić równie łatwo jak maga.- odparł Raetar wzruszając ramionami.
- Tamci magowie nie mogą się pochwalić podobną opinią - wyszczerzył zęby wrednie
-Tamci wojownicy także.- ziewnął ostentacyjnie Samotnik i uśmiechając się dodał.-Ale ja nie musiałem za zwycięstwo zapłacić okiem.
- A nie wypadły im czasem drewniane mieczyki gdy było już po wszystkim ? - zakpił jednooki. Był dumny ze swoich blizn toteż jakiekolwiek przycinki w tej kategorii nie sprawiały mu przykrości. - By zetrzeć się z kimś naprawdę trzeba widzieć białka jego oczu, poczuć jak ostatni oddech opuszcza płuca wroga. - choć niechętnie Wulfram musiał przyznać że Raetar swoją sprawnością w potyczkach słownych zaimponował mu. Zawsze szanował ludzi niepokornych, posiadających własne zdanie i potrafiących go bronić.
-Zabawa w szermierkę z czasem mnie znudziła, gapienie się w białka wroga też. Zresztą...- wzruszył ramionami Samotnik.- Zawsze ceniłem efektywność nad efektowność. Niemniej skoro tak bardzo cenisz walkę, to liczę że przy następnej potyczce, poradzicie sobie lepiej. I nie będę musiał interweniować... prawda?
- Nie ma to jak przyjacielska pogawędka podczas posiłku - wtrącił Tarin.
- Tamten ork którego zabił twój pupilek mógł coś wiedzieć o naszym tajemniczym przyjacielu. Zabicie go na pewno się nam nie przysłużyło. zripostował.
-Rzecz w tym, że ja już wiem to co on wiedział. I nie był mi do niczego potrzebny. A ty... cóż, nie miałeś przypadkiem napadać każdą zieloną istotę jaką napotkamy ? Pewnie trafisz na kolejnego wodza. I może tym razem uda ci się go złapać, zanim sytuacja zmusi mnie do interwencji w twoją walkę. Obawiam się, że cierpliwy... nie bywam.- odparł Samotnik nalewając sobie wina.
- Obawiam się że rozsądny również...nie bywasz. Każda informacja którą przeciwnik może wyjawić jest na wagę złota, dowódca oddziału którego tak pochopnie uśmierciłeś mógł wyciągnąć nowe fakty których nie znamy. Więzień z Silverymoon mógł nie wiedzieć wszystkiego. - podsumował kołysząc kielichem i ciesząc się bukietem wypełniającego go wina.
-Nie mógł. Ponieważ więzień z Silverymoon, nie powiedział wszystkiego co wiedział. Tylko tyle ile mu pozwolono. Na jego umysł bowiem nałożono geas. Taki kaganiec pewnie mają wszyscy ważniejsi orkowie.- wzruszył ramionami Raetar.-Nie powiedziałby nic choćbyś go żywcem palił. Tak bowiem działa magia, którą pogardzasz... a o której działaniu nie wiesz nic. Ale mamy wszak tu dwóch... a nawet czterech uczonych czaromiotów... Niech wytłumaczą ci.- tu wskazał na Meggy, Daritosa i Tarina oraz Ilisdura. Elf tylko wtrącił z nad miski.-Nie jestem uczonym. Wychowała mnie ulica i mój spryt. Nie wiem co to ów geas.
- Wiem o tej magicznej niedogodności, ale jeżeli jesteś tak potężny jak twierdzisz dlaczego jej nie pokonasz ? - mruknął znudzony - Wiesz ilu ludzi trzeba by w takiej armii uciszyć magicznie ? Nawet najlepiej i najskrupulatniej trzymana tajemnica ma swoje miejsca ujścia. Nie można zmusić głównych przywódców orków do gadania, ale pomniejsi żołnierze też swoje wiedzą. Kucharze, ciury obozowe. Drobny uśmiech fortuny może sprawić dowiemy się ciekawych rzeczy.
-Żeby nie łazić za bramę bo zginą. To też wiem.-odparł w odpowiedzi Raetar.-Wystarczy prosty zakaz i konsekwentne się go trzymanie. Ponoć szczęście sprzyja... głupim? Tak czy siak, tam gdzie ja zmierzam, nie koncentrują się wrogie armie. Bo i ja nie zamierzam atakować miecza, tylko rękę która go trzymała. A ta... najwyraźniej lubi przebywać w cieniu i wie jak to czynić.
- Konsekwencja w orczych szeregach...zapewne musiałeś poświęcić lata na badanie zwyczajów orków. Przecież to tak zorganizowane i praworządne istoty, że aż dziw bierze że jeszcze nas nie wybiły do nogi. Nie mam zamiaru ucinać ręki czy bić w miecz - mam zamiar rozpłatać łeb tej hydrze i zakończyć to raz na zawsze.- odparł, wypowiadając po raz pierwszy swoje prawdziwe zamiary. - Fortuna sprzyja śmiałym mój przyjacielu. - rzucił na zakończenie kierując się do wyjścia z karczmy. Chciał się nieco rozejrzeć za elfimi podróżnikami, oraz zamienić parę słów z ludźmi którzy cieszyli się jego zaufaniem.
- Tarinie, Aislin czy mielibyście ochotę mi towarzyszyć ? - zapytał na odchodne wyjątkowo uprzejmym i przyjaznym tonem. Nie chciał by którekolwiek czuło się zobligowane do uczestnictwa w planowanej rozmowie.
- Zawsze można się kawałek przespacerować przed pójściem spać - odparł Tarin, wstając. Był pewien, że Wulfram ma jakiś poważny powód opuszczenia karczmy..
Zaklinacz w tym czasie przysłuchiwał się rozmowie Samotnika i Wulframa z lekkim rozbawieniem, po czym odprowadził tego drugiego i Tarina wzrokiem. W międzyczasie mrugnął tylko porozumiewawczo do “Meggy” wyjaśniając tym kwestię “dzielenia izb”.


- A właśnie, a może by tak i kąpiel? - Wtrąciła się Arasaadi, co oczywiście wywołało pewną reakcję łańcuchową... karczmarz wydarł się na “baby” na piętrze, by zajęły się podgrzewaniem wody, te z kolei na niego, żeby i sam się ruszył, a Rothegar zbeształ przy okazji Merrina (młodziana), i chcąc, czy nie, obaj powoli musieliby się ruszyć odnośnie balii do kąpieli...
Z niewiadomego powodu Daritos nagle zakrztusił się miodem pitnym. Przez chwilę patrzył się na krzątających gospodarzy, po czym rzucił “Meggy” pytające spojrzenie.
Dwie dziewoje i Una zaczęły wkrótce latać w tą i z powrotem, nosząc wiadra ciepłej wody, którą napełniały balie na piętrze, noszone wśród stękania i cichego klnięcia karczmarza i Merrina. A podpity Barbarzyńca wodził ślepiami za dwoma młódkami... jednak to niespodziewanie Paladyn go ubiegł, wstając nagle od stołu.
- Ciężkie te wiadra, a ja bym pomógł! - Powiedział Yenic, po czym jak zaproponował, tak też uczynił, wśród cichutkich chichotów obu panienek.

W tym też czasie ze stajni wróciła para Elfów...kobieta pomaszerowała prosto do kuchni nie odzywając się ani słowem, a jej towarzysz ulokował się za ladą.
- Konie oporządzone - Oznajmił krótko.
Saebrineth skończyła sączyć herbaciany napar, postanowiła uprzedzić wszystkich, i w zimnej wodzie wziąć prędką kąpiel, miast rozmakać swe ciało w gorących oparach godzinami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-11-2012, 21:30   #203
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Wulfram kulturalnie przepuścił najpierw kapłankę a potem i maga przez próg karczmy sam opuszczając pomieszczenie izby wspólnej jako ostatni. Zamknąwszy za sobą drzwi ruszył spacerowym krokiem niejako prowadząc całą grupę nieco ku rzeczce i kołu młyńskiemu które teraz zasilane rześkim górskim strumieniem wesoło terkotało.
- Piękna i pogodna noc. Stwierdził patrząc w niebo i rozglądając się wokoło jakby cieszył oczy spokojną okolicą.
- Zbyt piękna - uśmiechnął się Tarin. - Zgodnie z logiką za chwilę wszystko powinno się posypać. Albo burza z piorunami, albo horda orków się pojawi. Albo też lord Jak-mu-tam i jego czterdziestu rozbójników. To znaczy ludzi - poprawił się. W tonie zabrzmiała lekka kpina.
- Zawsze taki “optymistyczny”? - Spytała Maga Aislin, kręcąc głową jakby z politowaniem, choć się uśmiechała - [i]W końcu nie zawsze musi być pod górkę, czasem należy się spokój i odpoczynek, czy nie?
Tarin uśmiechnął się.
- Wszak nie po to się w świat wyrusza, by szukać spokoju - odparł. - A nadmiar spokoju rozleniwia i pozbawia czujności. A tak prawdę mówiąc to nie spodziewam się żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Przynajmniej nie na tyle, bym miał nie spać całą noc.
- Podczas gdy niewielkie przyczyny potrafią spowodować ogromne skutki, dobrze jest zachować czujność ale trzeba też umieć odpocząć. - filozoficznie podsumował Wulfram. - Zmęczeni nie dotrzemy do sedna tej sprawy. - dodał zastanawiając się chwilę po czym spokonym głosem zaczął przedstawiać posiadaną wiedzę którą uzyskał od przesłuchiwanych orków. Na koniec zaś dodał - Sądzę że jedynym rozwiązaniem będzie podzielenie naszych sił na dwie grupy i szybkie uderzenie na jedyne miejsce gdzie możemy uzyskać odpowiedzi.
- Jedni skupią na sobie siły wroga, a drudzy osiągną cel? - spytał Tarin. - Czy też uważasz, że - jak powiadają niektórzy - nie należy kłaść wszystkich jaj do jednego koszyka?
- Celem pierwszego oddziału będzie wprowadzenie chaosu i zmylenie przeciwnika odnośnie liczebności atakujących. W obliczu przeważających sił nieprzyjaciela oraz postępów szturmowych oddział ten w zorganizowany sposób będzie się wycofywał spowalniając marsz i wiążąc walką kolejne oddziały. - przedstawiał swój plan. - Gdy pierwsze zgrupowanie skupi na sobie orki umożliwi drugiemu oddziałowi bezpieczne przekradnięcie się za pomocą kamuflarzu i magicznych. Celem będzie naczelne dowództwo wroga i tam zależnie od sytuacji wykona głowne cele lub uzyska informacje które pozwolą zdecydować o dalszym kierunku działania. - zakończył przedstawianie swojego punktu widzenia oczekując sugestii o słabościach tego planu. Tarin wydawał się bystry i precyzyjny zaś Aislin mogła służyć za przykład opanowania.. Nikt nie mógł oczekiwać lepszego grona kompanów.
- Bierzemy na siebie zadanie ciekawsze - spytał Tarin - czy też dezorientację wroga zostawimy naszemu zarozumiałemu przyjacielowi?
- Ryzyko jest dobrze rozlokowane pomiędzy obie drużyny. - odpowiedział Wulfram - I nie ufam temu...-zawahał się - Reatarowi Na końcu języka miał słowo Mag. Cieszył się że zdołał się powstrzymać przed popełnieniem gafy.
Przysłuchująca się tej rozmowie Kapłanka wpatrywała się w płynący, wartki strumyk z założonymi rękami. Ani razu nie przytaknęła, czy i zaprotestowała, wysłuchując obu mężczyzn, właściwie to nawet nie drgnęła...
- Nie bardzo umiem sobie to wyobrazić - W końcu się odezwała - Wszyscy jedziemy w tym samym kierunku, ku temu samemu celowi, a wy ciągle o rozdzielaniu się... to jakiś przejaw męskiej konkurencji? Próby zdominowania tego drugiego, również pchającego się na stanowisko “samca alfa” czy jak? Mamy do wykonania zadanie, za które nam sporo płacą. Utłuc ilu się po drodze da, a później dotrzeć do źródła owych kłopotów Północy. No chyba, że po prostu tego nie rozumiem, może to jakaś męska sprawa czy coś... - Wzruszyła ramionami, spoglądając na obu towarzyszy.
- Męska rywalizacja? - Tarin się uśmiechnął. - Nie, nie sądzę. Uważam, że faktycznie Wulfram ma rację i dwie grupy, działające wspólnie ale osobno, mają większe szanse, niż jedna, którą przy odrobinie pecha może zniszczyć pierwsza z brzegu banda orków.
- Nie, żebym była zadufana w sobie, ale wątpię, by od tak byle banda zielonoskórych mogła nam dokopać. Zdecydowanie doświadczone osóbki tu mamy, nawet jak i czasem z niewyparzoną gębą - Mrugnęła.
- Silverymoon niemal padło, mimo że walczących rozmaitą bronią było tam wielu - odparł Tarin. - Nie ma żadnych gwarancji, że nie napotkamy kogoś równie dobrego, jak my.
- Chodzi o podział źródeł natarcia moja Pani. Chociaż przyznam że nie pałam szczególną miłością do mojego odpowiednika, i jego nieobecność nie sprawi mi przykrości. - wyznał szczerze Wulfram.
- Jak tam chcecie, przecież nie będę się z nikim wykłócała... - Powiedziała Aislin - Chociaż właśnie z drugiej strony, jak powiedział Tarin, a co jeśli spotkamy kogoś równie mocnego co my? Nie lepiej wtedy właśnie być razem? No ale ja tam od decydowania nie jestem... mam tylko nadzieję, że ten podział wyjdzie nam na dobre.
- Jeśli spotkamy kogoś równie mocnego, jak my - odparł spokojnie Tarin - to jedna grupa dostanie w zadek, a druga, można mieć nadzieję, wypełni swoje zadanie.
- Mamy wspólny cel, ale wierzę że działając oddzielnie zmusimy orki do dokonania błędu który przyczyni się do naszego sukcesu.
- Oby tak było... - Aislin pokiwała potakująco głową na słowa obu mężczyzn.

(***)

Po zakończeniu spaceru, w sali ponownie zawitało trio w skład którego wchodził Tarin, Wulfram oraz Aislin. Z tym wyjątkiem, że jednooki zaraz po chwyceniu kilku apetycznie wyglądających kawałków ciasta kolejny raz skierował się ku wyjściu. Tarin zaś usiadł, by dokończyć posiłek, a wraz z nim usiadła przy stole Aislin, popijając nieco wina. Foraghor był już nieźle wstawiony, Paladyn poszedł wielce pomagać w noszeniu wody, a Arasaadi w milczeniu sączyła alkohol z kielicha...
- Porandkowali? - Zagadnęła w końcu Tarina.
- Grupowy seks? - odparł zagadnięty. - Nic z tych rzeczy. Była jedna pani za mało.
Nalał sobie trochę wina do kubka.
Raetar nie opuszczał sali jadalnej, podobnie jak jego kamienny ochroniarz. Mogło by się zdawać, że przyrósł do krzesła wyraźnie zamyślony i … być może nieobecny tymi myślami.
Niemniej zareagował... bardziej na słowa Arasaadi niż Tarina
.-Zawsze możesz pójść ich śladem, Arasaadi, jest tu paru chętnych...- kciukiem wskazał na objadającego się jeszcze Foraghora.-A i kto wie... Może, chłopak stajenny.
- Ehhh... - Jasnowłosa Łotrzyca pokręciła głową - Wy faceci, to wiecznie tylko do jednego wszystko sprowadzacie, a ja się grzecznie pytam, czy sobie pogadali do woli i tym podobne...
-Do wędrówek pod rozgwieżdżonym niebiem? Wzdychania do księżyca?-spytał ironicznie Samotnik i spojrzał na Tarina wzruszając ramionami .- Każdy ma takie skojarzenia, jakie niespełnione potrzeby.
- Ach, jak mi przykro, że źle cię zrozumiałem - odparł Tarin, kierując swe słowa do Arasaadi. W sumie trudno powiedzieć, żeby ton był przepraszający.
- Nic nie szkodzi, zdarza się - Powiedziała kobieta, minimalnie wzruszając ramionami.
Tarin uśmiechnął się lekko i skinął głową.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 23-11-2012, 23:08   #204
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Vestigia siedziała przy stole, jedząc i przysłuchując się rozmowom. Sama niewiele mówiła. Życie ją nauczyło, że lepiej wiedzieć więcej o innych, nie wyjawiając przy tym zbyt wiele o sobie. Był też i drugi powód. Myślami była daleko stąd. Zastanawiała się, co słychać u członków jej patrolu. Czy już doszli do siebie po ostatnich wydarzeniach? Co porabiają? Elfka miała nadzieję, że wszystko z nimi w porządku.

Gdy wszyscy zaczęli się zbierać, ona również się ruszyła. Zależało jej, by z zaproponowanych izb dostać pojedynczą. Na szczęście udało się. Weszła do pomieszczenia, które było urządzone skromnie, ale jak na jej potrzeby wystarczająco. Zrzuciła na posłanie swój plecak i łuk, i poszła się wymyć. Po powrocie dokładnie zamknęła drzwi, żeby nikt jej nie zakłócał odpoczynku i położyła się.

Sen jednak nie nadchodził. Vestigia przez dłuższy czas przekręcała się z boku na bok, nie mogąc na wystarczająco długo wytrzymać w jednej pozycji. W końcu dała sobie z tym spokój i poszła zajrzeć do stajni, by sprawdzić czy jej wierzchowiec został wystarczająco dobrze oporządzony. Ile to razy zdarzało jej się, że stajenni wykonywali swoją robotę na odczepnego, byle szybciej mieć wolne…
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 24-11-2012, 04:03   #205
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
- Czy ktoś mógłby mi pomóc? Chciałam przysmaki z piwniczki wyciągnąć... - Zagadnęła urodziwa kobieta, dziwnie wpatrując się w Saebrineth siedzącą przy stole z resztą towarzystwa.


Łotrzyca była dość zdziwiona, że akurat w jej kierunku zostały skierowane słowa, a nie barbarzyńcy lub jednookiego najemnika, którzy by się przecie do tego lepiej nadali niż ona do takich rzeczy.

-Ja pomogę.- odpowiedziała jej Saebrineth i wstała. Była wygimnastykowana i silna o wiele więcej niż przeciętna elfka. A dziwy to ona naprawdę większe doświadczyła w świecie.
- To chodź... - Kobieta chwyciła ją za dłoń, po czym poprowadziła za sobą do kuchni.... tam z kolei, okazało się, że mają zejść pod ziemię, do piwniczki. Una podniosła klapę w podłodze, zapaliła świeczkę, po czym pociągnęła Elfkę za sobą, schodząc jako pierwsza po dosyć stromych schodkach, przy okazji prezentując Saebrineth wgląd w swój dekolt. Czy aby na pewno nieświadomie? Wszak uśmiechała się niezwykle słodko...
- Wolniej wolniej, i nie musisz mnie trzymać za rękę, dobrze widzę w ciemnościach, pewnie znacznie lepiej niż panienka. - dość chłodno powiedziała do niej, nie wykazując zainteresowania dekoltem, mimo iż obiektywnie było czym.
Znalazły się więc obie w piwnicy, gdzie Una rozświetlała ciemności świeczką w kaganku, uśmiechając się niezwykle czarująco do Saebrineth....
- Beczułkę winka słodziutkiego by trza wyciągnąć z kąta - Wskazała dłonią kierunek, między pachnącymi kiełbasami i szynkami wiszącymi ze strofu...
- Dobrze, wezmę ją. Jakieś inne przysmaki też zabrać? - zapytała, i skierowała się w tamtym kierunku.
Okazało się, że ta schowana beczułka wina znajdowała się za sporych rozmiarów skrzynią, więc Elfka zmuszona była siłą rzeczy pochylić się nieco, by owy alkoholiczny przedmiocik wytargać zza przeszkody, podczas gdy kobieta pozostawała za nią, niby to oświetlając okolicę.
Lekko się przy tym męcząc, postawiła tak, żeby mogła łatwo ją uchwycić.
- Cieżka nawet dla mnie, chyba macie tam bardzo mocny trunek, że tyle on waży. - podsumowała beczkę, obróciła wzrok w stronę towarzyszki.
Podczas gdy Elfka mocowała się z małą beczułką, ludzka kobieta ustawiła się bezpośrednio za nią, oświetlając jej okolicę... i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie...
- Wszystko w porządku? - Spytała Una, zbliżając się do Saebri, i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie... “coś” co ugodziło Elfkę poniżej pleców. I nie, nie był to bynajmniej sztylet... kobieta przylgnęła ciałem do ciała długouchej, kładąc jej nawet dłoń na lewym ramieniu, podczas gdy nieokreślony przedmiot lub rzecz, spoczęła na pośladkach Elfki, napierając na jej wypukłości...
Odskoczyła jak rażona, choć nie za bardzo miała gdzie, i dobyła sztyletu.
- Co to ma znaczyć? Nie zaprowadziłaś mnie tutaj, żebym Tobie pomogła cokolwiek wynieść. - stwierdziła, a żółte ogniki poczęły wirować w jej oczach, przyjrzała się od góry do dołu postaci kobiety. - Kim jesteś, i czego chcesz tak naprawdę? - wbiła w nią ślepia.
- Chyba nie trudno się domyśleć? - Una przysunęła się do Saebrineth, nie zważając na niebezpieczeństwo, emanujące od Elfki - Raczej obie wiemy, o co chodzi... - Przylgnęła biodrami do bioder szarowłosej, a ta po raz drugi wyczuła wyraźne(i nie całkiem na miejscu, wbrew płci) zamiary kobiety, wśród jej czarującego uśmiechu. Dłonie Uny spoczęły na ramionach Saebrineth, a czarne oczy wbiły się w twarz długouchej.
Próbowała się wyrwać, i zamachnąć sztyletem, ale sztylet jeno przeszedł nieszkodliwie po włosach czarnookiej.
- Każdy..każdy kto chce tylko zabawić się moim kosztem, egoistyczne świnie i wyrzucić, won, znudziła się zabawka, idź precz, koniec zabawy, znudziłaś się, przecież nie myślałaś, że ktoś chce bezpłodną bękarcice..! - Niemal warknęła z wyrzutem, a słowa jej zaczęły się plątać coraz bardziej, jednak żal i złość w słowach powodowały, że ciało mniej się szamotało.
Una powoli, i delikatnie, przejechała dłońmi na jej ramionach, starając się ograniczyć liczbę gwałtownych ruchów. Następnie uśmiechnęła się delikatnie, zjeżdżając powolutku w dół, póki jej ciepłe dłonie nie spoczęły na biodrach Elfki. Wychyliła się powoli w przód, patrząc prosto w oczy Saebrineth, po czym złożyła delikatny pocałunek na ustach Elfki, napierając niezwyczajnym wybrzuszeniem na rejony poniżej paska spodni szarowłosej.
- Kwiatuszku... - Szepnęła, odrywając na drobną chwilę usta - Jestem w pełni poważna...
Saebrineth umilkła, ze słowami jakie wypowiedziała, targające nią emocje ulotniły się, by zastąpić z goła inne. A niech i ją demony wezmą.. Odłożyła sztylet, lekko oblizała usta, smakując odczucie, jakie usta drugiej zostawiły. -A zamknęłaś drzwi za mną chociaż? - Zdjęła rękawice, i przegłaskała bok jej twarzy z wolna, a potem owal i drugi bok.
Una po raz kolejny uśmiechnęła się, po czym jedną dłoń zarzuciła na kark Saebrineth, a drugą poprowadziła w dół dłoń Elfki... gdzie, ku wielkiemu zaskoczeniu długouchej, oczekiwała nabrzmiała męskość skryta pod cieniutkim materiałem sukienki, prężąca się w oczekiwaniu na reakcję kochanicy... to było naprawdę coś niecodziennego.
- Ohhhh.... - Jęknęła cichutko, i krótko ludzka samiczka, gdy palce Saebrineth dotknęły jej skarbu...
Jednak jeszcze niejedne dziwy były dla Elfki niepoznane. Nie sądziła, że akurat w tej piwnicy napotka jakiś. Ale nie miała zamiaru się wycofywać, ani żałować, przejmować się. Czy ta kobieta to.. przewidziała? Nie ma czemu się dziwić. Jedną ręką objęła ją w pasie, a drugą zaczęła wodzić po całym jej “ogonku”.
- MrrraughhhH...- Kąsnęła ją w brodę, mrucząc bardzo realistycznie.
Karczmarna kobieta cichutko westchnęła, poddając się pieszczotom Elfki, drżąc na całym ciele, po czym zaczęła wodzić dłońmi i po Elfce. Jedna z nich spoczęła na skórzni, ugniatając przez nią nabrzmiałą pierś, podczas gdy druga szarpała się z paskiem spodni Elfki. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, a świat wokół nich zdawał się już nie istnieć. Ledwie skrawkiem jaźni Saebrineth uchwyciła fakt, iż męski głos gdzieś u góry powiedział “uwaga, idę z drewnem” po czym klapa prowadząca do piwnicy opadła z trzaskiem, odcinając je od otaczającego świata.
Teraz były tylko one obie, a cała reszta pozostawała bardzo daleko, będąc naprawdę nieistotnym...
- Kotku... - Wyrwało się Unie, oddychającej coraz szybciej wśród dłoni harcującej po intymnych rejonach.
Elfka zaczęła wodzić jedną dłonią po jej dekolcie, nie przekraczając jednak granicy wypukłości ludzkiej kobiety, i dalej tylko wodząc palcem między jej nogami, mniejsze i większe kręgi zataczając, pochyliła się nad jej uchem i wyszeptała:
- TakkH, słucham Cię uważnie, Sokoliczko.. - wypowiedziała zadziornie, drocząc się.
- Proszęęę. - Szepnęła, najwyraźniej dłużej już nie panując nad swą chucią. Niemalże jednocześnie opadły spodnie Saebrineth, i mocno stwardniała męskość Uny, która ukąsiła Elfkę w uszko, po czym nieco gruboskórnie, i całkiem po męsku, zawirowała Łotrzycą, odwracając ją do siebie tyłem. Usta wbiły się w szyję dziewczyny, a dłonie spoczęły na jędrnych pośladkach długouchej, przygotowując ją na nadchodzące wydarzenia.
- Niiiee.... - zajęczała łotrzyca dość wysokim i melodyjnym głosem, niczym niewinna i czysta elfia dziewica, próbując się niby wyrwać spod Uny, choć przy tym jeszcze bardziej wypięła swój tyłeczek. Szare długie włosy miotały się po ramionach i plecach, to tu to tam rozlewając i muskając kochanicę. Skórznia przy tych wszystkich ruchach zaczęła spływać z ciała Saebrineth, zdaje się że jej zapięcia musiały zostać odpięte..
Ciepłe dłonie spoczęły na jej pośladkach, rozchylając je bez pardonu na boki, po czym męska ”lanca” wtargnęła w kobiecość Saebrineth. Rozchyliła ją na boki, weszła w jej ciasną dziurkę do samego końca, przez co wydały obie z siebie przeciągłe jęknięcie. Wdarcie się w muszelkę, wywołało na ustach Elfki niezwykłą minkę, której jednak nikt nie był w stanie ujrzeć, co w sumie nie było zbyt wielkim dokonaniem, wprost proporcjonalnie co do członka rozszerzającego jej szparkę... przez co poczuła się naprawdę, naprawdę wspaniale. Mocne, stanowcze pchnięcie, dobijające do jej dna, było wszystkim, czego w obecnej chwili potrzebowała. Te wspaniałe uczucie, mrowiące w jej kroczu, rozchodzące się po całym ciele, było tym, co nawet bogów rzucało na kolana...
Una była zdecydowanie bardziej męska, niż wskazywał na to jej wygląd. Posiadła Saebrineth w ciągu chwili, zdecydowanym pchnięciem doprowadzając ją na sam szczyt rozkoszy... która zdawała się nie mieć końca. Nabrzmiała męskość wysuwała się i wsuwała w kobiecość Elfki, niemalże zapędzając ją do szaleństwa.... Saebrineth już dawno nie kosztowała takich doznań, które teraz podnosiły ją do wysokości niemalże boskich, ścierając wszelkie problemy i - zdawało się - ziemskie zmartwienia. Nabrzmiała, pulsująca męskość, raz po raz to wchodząca, to dająca na ułamek sekundy wytchnienie jej muszelce, panowała nad otaczającym ją światem.
Dłonie pochwyciły cieplutkie pośladki, rozchylając je mocno, i bezwystydnie na boki, a pore klejnoty obijały się przy każdym ruchu Uny o intymność Saebrineth, podwyższając jeszcze bardziej gorącą atmosferę...
Elfce zdawało się, że nie było nigdy dane zasmakować coś porównywalnego z tym, a różnorodność głosów jakie z siebie wydała, był dla niej zaskakujące. Jej dupcia prężyła się i kręciła na boki chaotycznie, a z jej dolnych ust leciała cienka warstwa jej soczków. Odginała ręce w tył, wodząc po ciele kochanicy, uchwycić, ugniatać i ściskać jej niemały biust w takt posunięć. Nic innego nie zaprzątało jej głowy, jak to tu i teraz.
Una okazała się doskonałą kochanką. Nie czekając na dalsze poddanie się Saebrineth, pochwyciła jej dłonie za nadgarstki, wykręcając ręce w swoją stronę, jednoczenie dobijając do samego dna, jęcząc przy tym przeciągle wśród odgłosu miłosnych chlupnięć. Nagle trzasnęła udami, zbijając nogi Elfki do wewnątrz, przez co obie doznały jeszcze większych doznań, ściskając słodkie rejony do granic możliwości. Niespodziewanie jedna z dłoni oderwała się od tyłeczka, po czym wśliznęła pod rozpiętą skórznię, pieszcząc łapczywie Elfią pierś... szybko wracając znowu do wykręcania jej rąk w perwersyjnych zabawach.
- Aa...aaa..aaH!! - Saebrineth jęczała cienko i słodko, jak nigdy dotąd, wspinając się na szczyty rozkoszy. -Mmm..mwwaah.. - Coraz większe chałsty powietrza wciągała, dysząc spazmatycznie, a wygięte, pijąc bólem nadgarstki też potęgowały namiętność. Poruszyła elfimi nogami, gładząc Unę własną pupą.. -Jee...jeszczeee... - Wyszeptała na wpół ze sapaniem..
- Nie wytrzymam, nie wytrzymam! Aaaaaaaaaaaaaaaaa..... - Una spuściła się prosto w nią, zalewając wnętrze Elfki litrami swego nasienia, rozchodzącego się wspaniałym ciepłem w jej kwiatuszku, doprowadzając niemalże do szaleństwa, wynosząc na piedestał bóstw....mmmmmmmmmmm.... gorące, słonawe nasienie, rozpływające się po niej, wypełniające ją całą w swej doskonałości.
- AAaaaAARRHHHHH! - Przeszyła ją ostateczna rozkosz, jakby elfce było dane wejść na całkiem nowy, niepoznany jeszcze Plan. Czuła niemal wrzący nektar Uny którym przesiąknęła na wskroś, i w nim się zatopiła..
- Ohhhhhh.... och! - Jęczała kobieta, po czym... chwyciła Saebrineth za włosy, ciągnąc zdecydowanie w dół, prosto do wijącej się w konwulsjach męskości - Proszę weź do buzi..- Szepnęła nieco łamliwym głosem, pełnym nadziei i uczuć, i wciąż jakby niezaspokojona, pragnąca dalszych pieszczot Elfiej kobiety...
- Mmmmm.. - Oblizała dookoła, a potem wzięła do ust, ruszając jezyczkiem w buzi, co jakiś czas przelizując sam czubeczek, a rękoma ugniatała jej cudne piersi, i szczypała brodawki..
Una wiła się w konwulsjach, wyrzucając z siebie resztki słonawego nasienia, które Elfka łykała nie marnując ani kropelki, niczym cudny nektar, wydobywający się z krągłego ciałka ludzkiej kochanki, będącej od zarania dziejów tą naprawdę jedną jedyną... którą poznała ledwie kwadrans temu. Czy jednak to było aż tak ważne?...
Saebrineth nie ustawała w wysiłkach, chcąc odwzajemnić się jak tylko mogła, jak tylko jej przychodziło do głowy... Języczek raz po raz oplatał skarb ukochanej, aby potem zlizywać z samego czubeczka kończący się eliksir. Elfka jedną ręką sięgnęła do jej stóp, i okrężnie zaczęła je gładzić, a drugą ugniatać kształtne pośladki. Niby teraz srebrzyste strumienie jej włosów otulały przytulnie ciało kochanicy.
- Chodź tu.... - Szepnęła Una, podciągając ją w górę, i tuląc do swego policzka, po czym obie ułożyły się na jakimś miękkim worku.

Saebrineth w ciągu kwadransu nie doznała takich uniesień, niż w setce lat swego życia. I szczerze powiedziawszy, wszystko to wywróciło do góry nogami jej dotychczasowe podejście do większości spraw, z jakimi się spotkała.... Una, pogładziła ją po plecach, a owe gładzenie szybko przerodziło się w pieszczotliwe drapanie... Elfka była w siódmym niebie...
Nie chciała przestać, gotowa by trwało to całą wieczność, i jeszcze dłużej, niespodziewanie zaczęła obcałowywać jej twarz, jej włosy, szyję, oczy Saebrineth zdawały się być czystym płomiennym ogniem, wpiła się namiętnie i dziko w usta Uny, wpatrując się w jej oczy, niby chcąc pochłonąć ją, albo połączyć razem, w jedno..



Ludzka kobieta odwzajemniała zaś tą dziką rządzę, smakując własny soczek z ust kochanki, i będąc wyjątkowo wdzięczną Saebrineth, masując dla odmiany delikatnie wciąż jej nabrzmiałe suteczki, i dając jej poczucie wielkiej cudowności, niemo wysławiając ją ponad wszelkie ziemskie normy.... wtulone w siebie, wpatrywały się sobie głęboko w oczy.
Przedziwne drapieżne oczy Saebrineth ciągle stały w złotym ogniu, próbując rozproszyć ciemność oczu Uny, poznać samą gębię jej duszy. Chłonęła ją i wszystkimi innymi zmysłami, poznać jak najlepiej.


 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline  
Stary 24-11-2012, 17:28   #206
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samotnik nie był chętny do pomagania gospodarzom. Nie był zainteresowany rozmową z nikim. Nie był … miły. Chłodny i zdystansowany, odkąd usiadł przy stole prawie się z niego nie ruszał.
Nie spieszył się też do kąpieli, ustępując innym miejsca.
Trochę żałował, że dał się wciągnąć w pogaduszki z tym Wulframem. Jałowe prężenie muskułów.
Dziwne jednak, że Tarin nie wystąpił w obronie “honoru” swej damy. Honoru w żaden sposób niezagrożonego. Raetar miał jednak... dosyć... kobiet podobnych Aislin. I niechęć tą spotęgowała zarówno niedawna znajomość z Zinnaellą, jak i obecność Balama. Upadły anioł gardził gorliwymi wyznawcami wszelkich religii, szczególnie zaś nienawidził kapłanów bóstw wszelakich jak i paladynów. Nic więc dziwnego, że źle znosił obecność Yenica jak i kapłanki.
Sam Raetar miał jednak jego fochy w nosie. Już dawno nauczył się trzymać w ryzach swych “ tymczasowych lokatorów”. Nauczył się płacić cenę za ich usługi. Ale... nie zdołał osiągnąć swego celu.

Raetar siedział przy stole, blisko kominka. Tuż za nim stał niczym kamienny posąg, żywiołak ziemi. Obaj wydawali się być rzeźbami. Cisi i nieruchomi. Ignorujący obecność osób dookoła.


Foraghor kończył napełniać kałdun. Ilisdur oddalił się, by zażyć przyjemności kąpieli. Takie drobnostki Raetar zauważał instynktownie, tak jak i przemykającą do stajni elfkę.W głowie tocząc spór.
“-Nie boisz się... tak zrażać do siebie tych ludzi?- “szeptał cicho głos nieco przypominający dudniącym tonem mowę planu żywiołu.
“-Mam w rzyci ich urazy i uprzedzenia. Nie muszą mnie lubić, by słuchać. A jeśli przekora w nich jest silniejsza od rozumu, to zasłużyli by zginąć od swej głupoty.”- westchnął w myślach mag.
“-Nie mów tak. Każdy ma prawo by żyć. Każde życie jest cenne.”- odparł czuły i ciepły kobiecy głos, zmieniający swą barwę co chwila.
“-Nie jestem niczyim opiekunem i niańką. Mierzi mnie to...-”odparł zmęczonym tonem Samotnik.
“-Chcesz opuścić tą wyprawę, tych ludzi? I dobrze...-” kolejnemu głosowi towarzyszył szelest skrzydeł.-” Nie zasłużyli na twoją pomoc. Zawierzyli bogom, niech ich bogowie ratują.”
“-Ale... Nie zostawia się sojuszników w potrzebie.”
- przypomniał dudniący męski głos.
“-Oni. Nie są moimi sojusznikami. Nie są moimi ludźmi. Ten Wulfram widzi siebie wodzem, choć... wątpię by dowodził czymś więcej niż zgrają najemników i przewidywał dalej niż na ruch czy dwa.”- parsknął w irytacji Samotnik.-”Nie chcą mnie tu. A ja nie chcę tu być.”
“-Ale... paru ci zawierzyło... nie godzi się ich zostawiać.”
- rzekł kobiecy głos.
“-Zamilczcie...wszyscy.”- Samotnik potarł czoło.-”Sami zawiedliście. Na nic zdała się wasza moc. Poświęciłem wiele dla zemsty... i koniec końców, co z tego wyszło? Ubiłem sztylety, ale dłonie nadal żyją. Zmarnowałem czas... na marne. Jestem zmęczony. Jutro będzie kolejna podróż kolejna jatka bez celu, kolejny dzień z dala od domu.”
Spojrzał na wino, pod jego zimnym spojrzeniem kielich pokrył się drobinkami lodu. Upił nieco trunku... Nie zdołał osiągnąć swych celów uprawiając sztuki zakazane i mroczne. Ale... coś tam jednak zyskał.

Dookoła niego w karczmie toczyło się życie. Inni jedli, pili, rozmawiali, gzili się po kątach i knuli. Mało to jednak obchodziło Raetara. Pułapki w karczmie się nie bał.Unikną tej to wpadną. Kiedyś wrogowie... ci prawdziwi wrogowie zaatakują ich. Samotnik nie wątpił, że ich mała wyprawa jest znana władcy Żelaznej Wieży. I im bliżej niej dojadą, tym bardziej stanowczo będzie musiał zareagować. Im bardziej stanowczo zareaguje tym... bardziej się ujawni. Pozostawało więc jechać i czekać na ruch.
Ale tymi przemyśleniami nie miał się z kim podzielić. Uważał, że pewne sprawy po prostu przerastają jego “towarzyszy broni”. Większość z nich dała mu tego dowód podczas ostatnich walk i wydarzeń.
Pozostała jeszcze kąpiel i legnięcie w łożu. Zawsze pod okiem jego kamiennego ochroniarza. Legnięcie z dala od reszty drużyny, którym bynajmniej nie zamierzał zdradzać kulisów swej sztuki. Przekraczała bowiem ich pojmowanie rzeczywistości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-11-2012 o 18:26.
abishai jest offline  
Stary 25-11-2012, 20:37   #207
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Karczma "Stary Kłos"
6 Ches(Marzec)
3-ci dzień wyprawy
wieczór

Yenic wraz z pomocą Ilisdura zaciągnęli pijanego Foraghora na piętro, gdzie Barbarzyńca ociężale zaległ na jednym z łóżek wspólnego pokoju, po czym zasnął kamiennym snem, niemiłosiernie chrapiąc. Biedny Paladyn, dzielący z nim izbę... towarzystwo zaczęło się rozłazić. Każdy (no prawie każdy) zajął się własnymi sprawami, głównie dotyczącymi kąpieli lub odpoczynku w łożu.

A różnie to wszystko w sumie wyglądało.

***


Vestigia udała się do stajni, mając zamiar sprawdzić stan swego rumaka. Elfka nie ufała zbyt wielu osobom, a tym bardziej już pierwszemu lepszemu stajennemu, mogącemu po prostu mieć w nosie jej środek transportu i jego stan. Tym razem jednak tak nie było. Wśród tuzina koni przebywających w stajni, skubiących spokojnie owies, kręcił się owy karczemny długouchy, w chwili obecnej przerzucając właśnie widłami sporą górę siana.

A żeby było i nieco nietypowo, typek wykonywał ową robotę z nagim torsem.

- O, witam! - Przerwał robotę na widok pojawiającej się Tropicielki, uśmiechając się do niej. Wbił widły w klepisko, po czym oparł się o trzon rękami, wpatrując w Elfkę - W czymś może pomóc? - Spytał.

Półnagi, umięśniony, spocony.

Wyraźnie wyczuwała przyjemny zapach jego ciała, i bijące od niego ciepło...





***


Daritos, siedząc w dużej balii ciepłej wody, przemył właśnie twarz. Oczywiście nie siedział tam sam, mając za towarzystwo Meggy, która właśnie przytulała się do jego pleców, przez co Zaklinacz wyraźnie na nich wyczuwał dwie miło napierające, ciepłe krągłości. Dziewoja wyjątkowo szybko skończyła z obmywaniem Daritosa, teraz po prostu się jedynie do niego tuląc.

Ich ubrania leżały porozrzucane w nieładzie po całej izbie, na stole zaś stała opróżniona do połowy flaszka wina i kilka niedojedzonych słodkości, jakie zebrali ze sobą na pięterko. Nie byli w stanie długo od siebie odstępować, wino i ciasto poszło więc szybko w odstawkę, a usta przyległy do siebie.

- Miła taka kąpiel... - Szepnęła dziewczyna, pocierając policzkiem o jego ramię, podczas gdy jej dłonie powoli błądziły po jego torsie i brzuchu.



***


Tarin wraz z Aislin przebywali jako jedyni już z całej Silverymoońskiej gromadki w głównej sali karczmy. Reszta zmyła się albo do swych izb, lub... cholera wie gdzie. Bo na przykład, co do miejsca przebywania Saebrineth nikt nie był do końca pewny, i w sumie nikt tym sobie w tej chwili nie zawracał głowy. Kapłanka i Arasaadi losowały, która pójdzie się pierwsza wykąpać, i wygrała jasnowłosa, Aislin pozostała więc na sali z Tarinem, oraz nieco już wstawionym karczmarzem, zasypującym ich masą pytań odnośnie szczegółów ataku na Silverymoon, oraz i ich własnych osób.

- To...ten... panienka Kapłanką jest, i to Sune, ho ho... - Rothegar przymrużył ślepka i uśmiechnął się pod nosem na widok symbolu zawieszonego na szyi kobiety - A pan panie Tarin? Bo coś mi się wierzyć nie chce, żeby tak wyglądający jegomość był jakimś zwyczajowym szermierzem czy i zwiadowcą?

Aislin przewróciła oczami, sztucznie się uśmiechając. Najwyraźniej już chyba karczmarz zaczynał dla niej być namolny. Przez kuchenne drzwi podglądał ich zaś Merrin, wlepiając swe gały w szczególności w wyznawczynię Sune, i tak marnie się z tym skrywał, że oboje już dawno go zauważyli...



***


Gdzieś za ścianą chrapał Forahgor, mogący zdecydowanie robić za odstraszacz wszelkim małych zwierzątek w całkiem sporej okolicy, oraz urzędował z jakąś panienką Yenic. Kto by pomyślał, że młody Paladyn będzie tak szybki w pewnych sprawach. Choć z drugiej strony, czemu w końcu nie, przecież jakiegoś celibatu zapewne nie składał... sądząc zaś po liczbie głosów, Yenic nie był jednak z jedną panienką, a dwoma! W sąsiadującej izbie znajdowały się z nim obie karczmarne młódki, co mogło nie spodobać się właścicielowi owego przybytku, ale co to w sumie Raetara obchodziło.

....

W drzwi izby Samotnika rozległo się dosyć stanowcze pukanie, a Żywiołak poruszył się, doprowadzając do zatrzeszczenia podłogi. Raetar zrobił skwaszoną minę, nie mając ochoty na jakichkolwiek gości, zmusił się jednak, do zadania oczywistego pytania:
- Kto tam?
- Arasaadi
- Rozległo się zza drzwi - Chciałam porozmawiać.

Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Grzecznie odmówić, posłać ją do wszystkich Diabłów, nie odzywać się już wcale... trochę bolała go głowa. Zwlókł się jednak z łoża, po czym otwarł przeklęte drzwi. Czekała spokojnie, ubrana całkiem inaczej niż do tej pory, nie mając na sobie żadnego pancerza, czy i oręża, a kaftan i spodnie zastąpiła zwyczajowa, fioletowa sukienka. Kobieta miała jeszcze nieco mokre włosy po kąpieli.


- Hm? - Arasaadi pokazała Raetarowi trzymaną w dłoni flaszkę wina.



***


Leżały wtulone w siebie, półnagie, chłonąc wzajemnie każdy swój szczegół. Ciepło bijące z ciała Uny dawało Saebrineth poczucie niezwykłego bezpieczeństwa i spokoju, błogiej chwili odprężenia. Płomyk kaganka, odbijający się w oczach ludzkiej kobiety, potęgował jeszcze bardziej niesamowitość owych oczu, w których Elfka zatraciła się bez reszty, zupełnie, jakby miały one ją wciągnąć w siebie i zniewolić do końca dni. Najlepiej zapomnieć o całym świecie, o wszystkim, co w tej chwili wydało się tak błahe... mięciutkie usta od czasu do czasu skubały jej usta, a ogniki w oczach tańczyły.

Miały chyba obie tak wiele sobie do powiedzenia, do wypytania, do podzielenia się ze sobą swym dotychczasowym życiem i każdą cząstką swej jaźni, jednak...obie milczały. Przyglądały się jedynie wzajemnie, ze splecionymi ciałami, nie chcąc psuć momentu słowami. Bo słowa były w tej chwili zbędne.

Dłoń Uny pogłaskała policzek Elfki, wśród delikatnego uśmiechu czającego się w kącikach ust. Delikatnym, lecz stanowczym ruchem, ludzka kobieta uwolniła się z objęć Saebrineth, po czym lekko ją popychając, okręciła sobie Elfkę plecami do siebie. Ta, nieco zdziwiona, i z łomoczącym sercem w piersi, zastanawiała się, co teraz nastąpi... a Una, znajdując się za nią, zaczęła głaskać jej głowę, i zbierać Elfie włosy obiema dłońmi z tyłu głowy Łotrzycy. Wpięła w nie coś, po czym w milczeniu zaczęła pleść gruby warkocz, od czasu do czasu składając czuły pocałunek to na szyi Saebrineth, to na jej ramieniu.





***


Spacerujący wokół karczmy Wulfram został sam ze swymi myślami. Dotyczyły zaś one naprawdę wielu spraw, zaczynając od troski o los jego rodziny przebywającej w "Klejnocie Północy", porównywanie własnej, zniszczonej karczmy z tym tu przybytkiem, poprzez naprawdę kontrowersyjne uwagi odnośnie co niektórych uczestników tej wyprawy, a kończąc na właśnie dalszym przebiegu owej przygody, i wielkiej niewiadomej, która ich gdzieś tam w zaśnieżonych szczytach "Ściany" oczekiwała.

Stąpali po kruchym lodzie, błądzili w ciemnościach, nie posiadając wystarczających informacji odnośnie celu ich wyprawy. Nikt nie miał pojęcia kim był "H" i jakie były jego cele. W jaki sposób zdołał sobie zjednać i przekonać taką masę zielonoskórych mord do wyruszenia na Silverymoon, co jeszcze planował, co jeszcze knuł. Wydawało się bowiem, iż ktoś, kto potrafił dokonać takich czynów, nie posyłałby sobie od tak armii Orków? Czy...

- Ładna noc, prawda? - Wyrwał go z zamysłu kobiecy głos, a Wulfram momentalnie zbeształ się ostro w duchu za brak uwagi. Gdyby to był wróg, mógłby już dawno być przeszpilony strzałami. Łazić tak i rozmyślać, zapominając o całym cholernym świecie!

"Znajoma", Elfia kobieta, lekko pochylona, opierała się rękami o drewnianą poręcz, tuż przy pluskającym sobie strumyku. Spojrzała na niego jedynie przelotnie, po czym skierowała wzrok w płynącą bystro wodę. Miała na sobie dla odmiany zwiewną sukienkę, która falowała to tu, to tam, na lekkim wietrzyku. Nie było jej zimno??

- Nigdy nie byłam w Silverymoon - Powiedziała, jakby z nutką smutku w głosie - Ponoć to całkiem interesujące miejsce.










.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 02-12-2012, 23:42   #208
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja? - całkiem udanie zdumiał się Tarin. - W mojej osobie nie kryje się nic specjalnego. Zajmuję się czasami ochroną pewnych osób.
- No ale ja o życiowy fach pytam, o fach! - Karczmarz nie dawał się zbyć taką odgórną odpowiedzią - Ochroną... gąsek to i pasterzyk może się zajmować. Kim z powołania kolego jesteś, jeśli to nie wielka tajemnica? - Uśmiechnął się pełną gębą, a Aislin cichutko wzdychnęła.
- Magiim kiedyś liznął - odparł Tarin - jeno potem się okazało, iż gra to świeczki niewarta. Bo i co taki mag ma. Ślęczy taki nad księgami, oczy sobie wypatruje, oparami różnymi truje, a gdy na koniec sukkuba nauczy się przywołać, to już nie pamięta, co się z takim przywołańcem w łożu robi.
- Na bardam chciał iść
- mówił dalej - bo do takiego dziewki urodziwe się garną i trunki ma za darmo, gdy zaśpiewa gościom w karczmie, ale cóż... - Rozłożył ręce bezradnie. - Głos to może bym i miał, ale w palcach zręczności brakło, by dość dobrze na lutni czy innym brzdękadełku grać. Na złodziejaszka takoż palców mi zbrakło zręcznych. No i charakter nie ten, by ludziom sakiewki obcinać. To i co mi pozostało?
Poklepał drzewce włóczni.
Rothegar na taką wypowiedź zamrugał ślepiami, a Kapłanka ukryła chichot wśród niby to odchrząknięcia i przystawienia dłoni do ust...
- A to znaczy się.... - Karczmarz szukał odpowiednich słów - To ten...szermierz tak? Nie znowu jakiś ciężki wojak, tylko szermierz?
- Ciężki wojak musi mieć dużo tu - Tarin wskazał na mięśnie ręki - a tu - dla odmiany pokazał czoło - aż tak dużo mieć nie musi. No i w zasadzie powinien być wyższy i szerszy niż ja. Jakby się nie mieścił w drzwiach, to najlepiej - dodał.
- Też prawda... - Przytaknął Rothegar - A propo wojowania i takich tam, to tych zapasów na jutro ile ma być? Znaczy się, na jak długo je potrzebujecie... no i gdzie się wybieracie, bo czasem od terenu zależy, co brać należy! - Dokończył przez przypadek rymem, i aż pacnął wśród śmiechu dłonią w kolano. A Aislin skrycie ziewnęła...

- Tylu ilu nas jest - odparł Tarin - na dziesięć dni. Co prawda niektórzy wyglądają jakby żyli powietrzem, to inni nadrobią zaległości.
- Aislin?
- spojrzał na kapłankę. - Przepraszam na moment - zwrócił się do Rothegara. - Widzę, że podróż troszkę cię zmęczyła. Chcesz - zaproponował żartem kapłance - zaniosę cię do pokoju. Albo i własne łóżko ci oddam. Na parę chwil - dodał.
- Łóżko to ja mam... chyba... - Kapłanka uśmiechnęła się do Tarina - No chyba, że coś się zmieniło... - Wzruszyła ramionami - A do izby jeszcze jestem w stanie dojść sama, obejdzie się więc, błędny rycerzu...
- Ekhem - Odkaszlnął dziwnie karczmarz, wstając z miejsca - To ja zajrzę do kuchni... - Powiedział, po czym poszedł, gdzie oznajmił.
- Ja chyba też stąd zniknę. - Tarin zwrócił się do Aislin. - Trochę odpoczynku dobrze zrobi każdemu z nas. Nie mam ochoty spędzić nocy na opowieściach o szerokim świecie, tudzież wadach i zaletach różnych profesji.
Rzucił okiem w stronę kuchennych drzwi, za którymi zniknął karczmarz.
- Trochę truje, ale co się dziwić, gości ma, to i z nimi pogadać chce... - Aislin uśmiechnęła się przelotnie.

Po chwili w sali pojawił się schodzący z piętra Raetar, który również poszedł prosto do kuchni...

- Początki tak zwanych “wędrówek ludów”? - Podsumowała krótko, po czym łyknęła wina, i spojrzała na Tarina - Trochę zmęczona jestem, ale sił bym jeszcze miała, żeby plecki umyć...
- To chyba ja ci powinienem coś takiego zaproponować - odparł. - Jeśli jednak miałabyś ochotę, to serdecznie zapraszam. Z prawdziwą radością. Z obietnicą rewanżu - dodał z uśmiechem.
Kapłanka uśmiechnęła się naprawdę przemiło, pocierając paluszkiem o brzeg kubka z winem, stojącym na stole.
- To może skorzystamy z wzajemnej pomocy tak od razu, i nikt nie będzie niczyim dłużnikiem? - Na jej policzkach pojawiły się małe rumieńce.
- Z przyjemnością, milady - Tarin wstał i ukłonił się uprzejmie. - Zechce mi pani podać swe ramię? - spytał.
Aislin zachichotała, wstając od stołu, po czym teatralnie dygnęła.
- Ależ oczywiście milordzie - Wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
- Pani... - W szarmanckim geście ucałował jej dłoń. - Zapraszam.

Podobnie jak jedzeniu nie można było nic zarzucić, tak i pokój przeznaczony dla Tarina w zasadzie nie miał większych wad. Dach nie przeciekał, okno dawało się zamknąć, pościel była - przynajmniej na pierwszy rzut oka - czysta, na stole stały dwie świece, a na środku - zgodnie z zamówieniem, balia pełna wody zapraszała do kąpieli. Na stołku sąsiadujacym z balią stołku leżał gruby ręcznik, a tuż obok stał cebrzyk, również pełny.
- Niezła woda - powiedziała Aislin. - W sam raz do kąpieli. Chociaż jakieś sole by się przydały.
Tarin zdobył się na to, by nie zasugerować, że można skoczyć do kuchni, gdzie sól na pewno mają.
- Możesz pomóc mi to zdjąć? - poprosiła kapłanka, zmagając się ze swoją zbroją.
Czegóż się nie robi, gdy dama prosi... Wielu rzeczy, ale ta prośba to akurat był drobiazg.
- Oczywiście, z przyjemnością - zapewnił.
Aislin wnet pozbyła się nie tylko kolczugi, ale i reszty wierzchniej odzieży, pozostając już tylko w ciemnoczerwonym gorsecie i takich też koloru majteczkach, które musiały być zdecydowanie dosyć drogie.
- Pomóż mi, proszę. - Obróciła się plecami do Tarina. - Rozsznuruj.
Jakby to nie było jasne i oczywiste. Na szczęście miał trochę wprawy i bez większych problemów dał sobie radę z plątaniną sznurków. Po chwili gorset znalazł się na ziemi, a w ślad za nim podążyły i majteczki.
- Mógłbyś to odłożyć na bok? - Aislin wskazała na bieliznę. Jakby ze świadomością, że ruch ten podkreśla niektóre zalety jej figury. Nie czekając na spełnienie prośby weszła do dużej balii i usiadła.

Poeta zapewne znalazłby milion słów opisujących kształtne łydki, zgrabne kostki, ponętne biodra czy pociągające piersi. Rozwodziłby się nad każdą z licznych kropel wody spływających po gładkiej jak jedwab skórze. Tarin poetą nie był, potrafi jednak docenić coś ładnego.
Przez moment zastanawiał się, jaki udział w pięknie znajdującego się przed nim ciała ma natura, a jaki magia. Na to pytanie jednak nie potrafiłby odpowiedzieć.
- Na co czekasz? - spytała kapłanka, odwracając się w jego stronę.
Tarin przerwał rozmyślania i położył bieliznę na ławę, a potem ściągnął koszulkę kolczą i zakasał rękawy. I dosłownie, i w przenośni.
Mydło plus woda plus odrobina pracy równa się piana. A piana idealnie nadawała się do mycia. A potem wystarczyło spłukać...
- Niech cię szlag, Tarinie - Aislin wyskoczyła prawie z balii, gdy na jej plecy spłynęła niespodziewanie struga chłodnej wody. - Wiesz, jak ostudzić najbardziej nawet gorącą kobietę.
Tarin zaskoczony zamrugał oczami.
- Och, wybacz - powiedział. Całkiem szczerze.
Nikt, jak się okazało, nie był nieomylny. A może po prostu zbytnio się zapatrzył...
Kolejna porcja wody miała już odpowiednią temperaturę.

W balii było co prawda dość miejsca, by, od biedy, zmieściły się tam dwie osoby, jednak Tarin nie miał nastroju na wspólne kąpiele. Nie skorzystał więc z ewentualnej sposobności i cierpliwie poczekał, aż jego towarzyszka skończy wieczorne ablucje.
Gdy owinięta w biały, nieco kusy ręcznik Aislin stanęła obok balii, Tarin rozebrał się i zajął jej miejsce w wodzie.
Dłonie kapłanki były, tak jak wcześniej dostrzegł, miękkie i nad wyraz delikatne, ale cały czas miał wrażenie, że swoje ‘obowiązki’ Aislin wykonuje jakby bez większego entuzjazmu.
- Umyć ci jeszcze coś?
- Nie, dziękuję
- odmówił uprzejmie. - Nie chciałbym cię wykorzystywać. - Uśmiechnął się do niej.
- Drobiazg - odparła równie uprzejmie.

Po skończonej kąpieli skorzystał z ręcznika, który uczynna kapłanka położyła obok balii. Nim jednak skończył się wycierać, odwrócił się w stronę Aislin.


Kapłanka rozłożyła się wygodnie na jego łożu, nie zwracając uwagi na... pewne braki w garderobie.
- A już myślałam, że nie interesują cię kobiety - stwierdziła, obrzuciwszy go spojrzeniem
- Bo myślę głową, a nie...
- Wiem, co masz na myśli, nie musisz kończyć.
- Uśmiech Aislin był co najmniej dwuznaczny.
- Ślicznie się komponujesz z tym otoczeniem - Tarin owinął biodra ręcznikiem - ale ośmielam się zauważyć, iż chyba pomyliłaś łóżka. - Uniósł brwi w kpiącym geście. - Co nie oznacza, że jestem niegościnny.
Usiadł na ławie, oddając się kontemplowaniu nader interesującego widoku.
- Sądzisz, że się nie zmieścimy? - Aislin przesunęła się, udostępniając tym samym wąski kawałeczek łóżka.
- Sądzę, że wygodniej byłoby nam we własnych łóżkach. Każdemu z nas z osobna.
- Czystość ślubowałeś?
- W głosie Aislin zabrzmiała wyraźna kpina.
Tarin uśmiechnął się leciutko. Kusiło go, żeby potwierdzić...
- Przywykłem sam wybierać sobie towarzystwo. To na samotne noce, także. No i dużo lepiej by było, żebyśmy pozostali przyjaciółmi, niż żebym miał się co chwila martwić o uroczy tyłeczek mojej kochanki - dodał. - Za bardzo cię lubię. A na dodatek nie mam zamiaru tracić dla ciebie głowy.
I przez ciebie, dodał w myślach.
Aislin przez moment mu się przyglądała, a potem wstała i powolutku zaczęła się ubierać. Na tyle, by móc wyjść na korytarz i nie wywołać powszechnego zbiegowiska.
- Życzę ci długiej i bezsennej nocy, mój drogi. - Uśmiechnęła się złośliwie i już miała wyjść, gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
- Niech to szlag... - Tarin usiłował pospiesznie wciągnąć spodnie, co, w sposób oczywisty, spowalniało jego działania. Gdy wreszcie uporał się się z opornymi nogawkami chwycił rapier i wypadł na korytarz, na bosaka.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-12-2012 o 22:48.
Kerm jest offline  
Stary 03-12-2012, 09:54   #209
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
ulfram spacerując wdychał nocne, mroźne powietrze niesione wiatrem z gór. Gwieździste niebo, niczym czarny atłas upstrzony milionem diamentów nadawał miejscu magicznej aury. Wszystko wokoło wydawało się tak świeże i ekscytujące. Człowiek spędzając kilka lat w domowych pieleszach zapominał o tym niezwykłym dreszczyku emocji związanym z walką i podróżami. Życie na trakcie, z dnia na dzień - bez zobowiązań i powinności. Miało to swój szaleńczy urok. Uśmiechając się niczym wioskowy głupek wpadł na inną miłośniczkę nocnych wędrówek. Besztając się w myślach za nieostrożność, wpatrywał się w dwa rozrzażone węgliki będące oczyma elfki. “Infrawizja” - pomyślał zadroszcząc długouchej daru widzenia w ciemnościach. Nie chcąc uchodzić za dziwaka, pragnąc jednocześnie zamaskować swoje zaskoczenie odparł :
- Tak, noc jest wyjątkowo pogodna. Pozwala nabrać dystansu. - przez chwilę zastanowił się nad tym o czym właściwie plecie. - Silverymoon to dobre miejsce...tolerancyjne.
- Mieszkasz tam, czy tylko gościsz, w trakcie awanturniczych przygód? - Spytała.
- Mieszkam, choć z punktu widzenia długowiecznego elfa jestem zapewne tylko nic nieznaczącym epizodem. - podsumował jednooki nim ugryzł się w język.
- Poeta się znalazł - Parsknęła śmiechem, choć nie było to wyśmiewanie się, bardziej tak szczerze, z rozbawienia...
- Jestem Marhianna - Wyciągnęła do niego dłoń, przedstawiając się.
- Wulfram - odparł pochylając się i całując dłoń gestem podpatrzonym na dworze Alustriel Silverhand - Miło mi poznać - dodał, na drobną chwilę mając jej dłoń w swej dłoni, wyczuwając bijące z niej, przyjemne ciepło...
- Och, jaki światowy - Elfka uśmiechnęła się do niego - Pewnie już wiele dam na swej drodze spotkałeś, urodziwych i obeznanych?
- Jestem prostym człowiekiem - stwierdził. - Biorę to co daje mi los, starając się przeżyć godziwie swój czas. Wieczorami gwiazdy pozwalają mi nabrać dystansu do siebie. - przez chwilę milczał po czym zebrał się na odwagę i zapytał - Mąż nie towarzyszy pięknej żonie w przechadzce ?
Elfka zdziwła się na ostatnie słowa Wulframa, potrząsając głową.
- Nie mąż, tylko brat - Uśmiechnęła się - A skoro już w tym temacie, masz kogoś, rodzinę?
Przez drobny moment w myślach najemnika zagościła chęć gładkiego kłamstwa. Nie chciał jednak być nieszczery w rozmowie z elfką. Starsza rasa i tak miał niskie mniemanie o ludziach, oraz było to sprzeczne z jego zasadami. - Mam małą córeczkę - Neriss, to dla niej robię to wszystko. - stwierdził z pewnością w głosie.
- Pewnie jest słodziutka... i bezpieczna pod skrzydełkami mamy - Powiedziała Marhianna, a jej oczy dziwnie zamigotały - Ja dzieci nie mam... - Dodała, po czym dłońmi potarła własne ramiona - Brrr, trochę już chłodno
- Proszę - powiedział usłużnie podając własny płaszcz. Był to jedynie uprzejmy gest, jego magiczne buty chroniły od wszelakiego zimna.
- Dziękuję - Wzięła go, ponownie na drobną chwilkę dotykając jego dłoni, i ponownie Wulfram wyczuł bijące z niej ciepło. Dosyć dziwna sprawa... Elfka owinęła się płaszczem, po czym uśmiechnęła do niego.
- To dokąd zmierzacie, jeśli spytać mogę?
Wulfram uśmiechnął się łobuzersko - Musiałbym Cię zabić gdybym powiedział - zachichotał ubawiony, po chwili już nieco poważniej lecz nadal z uśmieszkiem dodał - Ruszamy przetrzepać skórę zielonoskórym, zwłaszcza komuś kto pociągał za wszelkie sznurki - postanowił nie wdawać się w szczegóły.
- No...tak... - Marhianna zrobiła dziwną minę - A gdy już przetrzepiecie im skórę, i temu komuś też, to wrócisz do Silverymoon, do swej kobiety i dziecka i będziecie żyli długo i szczęśliwie? Pozazdrościć... - W jej głosie było wyraźnie czuć smutek - Niektóre to mają szczęście...
- Szczęście ? - spytał śmiejąc się. - To cud że One nie uciekają na mój widok. - rozłożył ręce jakby pozwalał lepiej się przyjrzeć. - Wyglądam jak pies przemielony razem z budą i upichcony w orczym niedomytym garczku. - Jego twarz rzeczywiście różniła się od gładkiego oblicza paladyna czy maga Tarina. Miał już długą drogę za sobą. Czasami zastanawiał się co znajduje się za kurtyną śmierci. Nie bał się jej. Taki był jego zawód. Jednak czuł pewną ciekawość, zastanawiało go czy to co plotą kapłani to brednie dla wyłudzenia złotych krążków ? A może “najprawdziwsza prawda” jak mawiali sami orędownicy wiary. W Silverymoon kapłani wprost prześcigali się w próbach nawracania go na “tę jedyną słuszną wiarę” twierdząc że nie można żyć pobawionym światła boskich. On jednak wiedział swoje, widział jak bogowie wypruwają sobie flaki wśród swych wyznawców w Dolinie Cieni. Wydawało się że kapłanom chodziło o własny prestiż. Przerwał jednak swoje rozmyślenia i zapytał :
- A jaka jest Twoja historia ? - zapytał kierowany wyraźną ciekawością a nie wyłącznie uprzejmością jak mieli to w zwyczaju czynić wielcy panowie i szlachta.
Pozbawiony płaszcza na rzecz damy, ubrany wyłącznie w skórzaną kamizelę wytartą w wielu miejscach przez pancerz, niedbale zasznurowaną prezentował światu część swojego torsu poznaczonego zgrubieniami blizn które niczym tajemne tatuaże zdobiły jego ciało. Ktoś nieobyty z życiem na szlaku mógłby wziąć go za watażkę barbarzyńców w skompletowanych przypadkowo szatach. Był niczym wiekowa górska sosna która przetrwała wiele szalonych burz i wichur, lecz każda pozostawiła ślad po swoim przejściu. Mimo to nadal zachowywał młodzieńczy wigor.
- Nie ma o czym zbytnio się rozwodzić. Podróżowałam wiele, spędzając czas to tu, to tam, robiąc różne rzeczy. Właściwie można powiedzieć, że zawsze byłam w drodze - Uśmiechnęła się niemrawo - Wiele widziałam, wielu poznałam i... właściwie to nie mam miejsca dla siebie, jeszcze takiego nie znalazłam. A czy siły wyższe na to pozwolą, to już całkiem inna sprawa, choć może z drugiej strony, chyba nie potrafię długo usiedzieć na jednym miejscu, byłoby to raczej dla mnie nudne. Zostać tu - Machnęła niedbale dłonią - Siedzieć wiele lat, oglądać te same gęby dzień w dzień... nie to nie dla mnie. Lubię nowe miejsca i nowy osoby - Przysunęła się nieco bliżej niego.
Wulfram pokiwał głową ze zrozumieniem. Odczucia elfki były bardzo podobne do jego własnych... Z tym wyjątkiem, że przed nim było jeszcze kilka dekad, ją zaś czekały stulecia poszukiwania własnego miejsca pod słońcem. Położył swoją dłoń na jej. - Rozumiem kiwnął głową przytakująco. Wydawało mu się to słuszne.
Marhianna zaś, nie powiedziała już ani słowa, przytulając się nagle do Wulframa, i przystawiając głowę do jego torsu.Ten zaś otoczył ją swymi ramionami, wdychając zapach jej włosów. Ciepło promieniujące od Elfki szybko pokonało warstwy odzienia jednookiego... czy ona nie miała jakiejś gorączki czy coś?
- Powinniśmy wracać, jeszcze się rozchorujesz - zaproponował troskliwie Wulfram.
- Mi tam nie spieszno... - Szepnęła, wtulając się w niego, a wojak poczuł nagle... jej dłoń na swych spodniach, lekko skubiąc przez materiał, co do skubania w nich było.
Jako że wojownik od czasu kłopotów z orkami nie był z kobietą jego oręż wyjątkowo aktywnie reagował na wszelkie pieszczoty. Obecnie dumnie wybrzuszał spodnie świadcząc że jego posiadacz był proporcjonalnie zbudowany. Kierując się impulsem pozwolił dłoniom na wędrówkę po plecach kobiety, usta zaś skierował w poszukiwaniu warg elfki. Marhianna nie dała Wulframowi długo czekać, i stając na palcach, mężczyzna skosztował jej słodkich ust, podczas gdy dłoń kobiety zaczęła masować przez spodnie ich nabrzmiałą zawartość. Pogłębiający się oddech mężczyzny świadczył o skuteczności zabiegów Marhianny, pocałunki przybierały na intensywności przechodząc z nieśmiałych w namiętne. Usta wojownika gwałtownie przeniosły się na szyję w okolice spiczastego uszka, co wywołało cichutkie jęknięcie u Elfki i lekkie drżenie jej ciała. Do dłoni harcującej po spodniach dołączyła zaś druga, choć nagle owe zabiegi się skończyły, a kobiece paluszki próbowały nerwowo rozpiąć pas Wulframa...ten zaś nie czekając wspomógł kobietę, jednocześnie zaś wolna dłoń najemnika zaczęła zakradać się po wewnętrznej stronie uda partnerki masując i zataczając kręgi samymi opuszkami palców w szaleńczej grze zmysłów.
- Chodźmy gdzieś - Powiedziała równie nagle, co jej dłoń wślizgująca się w spodnie Wulframa i docierająca bezbłędnie do celu - Chodźmy gdzieś, gdzie... będziemy mogli się położyć - Elfka spojrzała mężczyźnie prosto w oczy, z ognikami tańczącymi w swoich.
- Tak ochrypłym z podniecenia głosem potwierdził Wulfram. Prowadząc ją do obiecanego przez karczmarza przytulnego pojedyńczego pokoju. Jego myśli wypełniło pożądanie zgrabnej elfki. W nozdrzach wciąż czuł upajający zapach jej włosów. Pod ciężkimi skórzanymi spodniami, które miał na sobie jego nieodzowny “oręż” stawał się coraz bardziej twardy i nabrzmiały w oczekiwaniu na nieuniknione.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zdumiewająco delikatnie jak na jego posturę zaczął ją rozbierać. Powoli, sycąc oczy każdą sekundą, bez pośpiechu i nerwowości która mogła by ją spłoszyć. Marhianna uśmiechnęła się Wulframa, gładząc go dłońmi po torsie, a gdy pantofelki, sukienka, i skromna bielizna opadły na podłogę, położyła dłoń na jego karku, przyciągając twarz mężczyzny do swych kształtnych piersi...
Porozrzucane części wojennego rynsztunku oraz elementy kobiecej garderoby zaścieliły podłogę małego pokoiku. Wojownik całując i pieszcząc ustami brązowe sutki kobiety, powoli przesuwał się w stronę łoża. Krok, zaraz za nim drugi. Marhianna już chciała się na nim położyć, lecz Wulfram powstrzymał ją przed tym. Sam zajął miejsce na białej pościeli, kładąc się na wznak pociągnął elfkę na siebie. Inicjatywa przekazana była w atrakcyjne kobiece dłonie, które nie miały zamiaru próżnować. Ich usta ponownie spotkały się w namiętnych pocałunkach, a języki zakręciły wokół siebie. Elfka była i dosłownie, i w przenośni, wyjątkowo gorąca. Ugryzła go lekko w szyję, schodząc ustami do jego torsu, który lekko podrapała pazurkami, jednocześnie składając pocałunki wzdłuż całej drogi, w jaką się wybrała. A dodatkowo, Wulfram czuł przesuwające się po jego ciele, mięciutkie i cieplutkie piersi...
Spoglądał na jej kołyszące się piersi. Widok ten dodatkowo podniecał go, wprowadzając go na nieznane dotychczas poziomy żądzy. Odchylając głowę do tyłu w pełni poddawał się jej zabiegom. Czuł jak twarde niczym małe diamenciki sutki kobiety przemieszczają się wraz z właścicielką w dół jego ciała. Zmysły, wyczulone do granic możliwości, odbierały najdrobniejszy dotyk jako małe eksplozje przyjemności, oszałamiając i wprawiając w trans.

Powietrze w komnacie wypełniała woń dwóch rozpalanych miłością ciał. I najwyraźniej nie było to jedyne takie miejsce tego wieczoru w karczmie sądząc po typowych odgłosach, dochodzących zza ściany...

Gdy usta Mariahanny dotarły do męskości Wulframa, mężczyźnie wyrwał się jęk rozkoszy. Elfka była naprawdę doświadczoną kochanką, pieszcząc jednookiego w tak wyuzdane sposoby, jakich jeszcze nigdy w życiu nie zaznał, nawet od swoich kobiet. Jej usta i języczek harcujące w newralgicznych miejscach pobudziły go tak bardzo, iż wiedział, że długo tak nie wytrzyma, nie będąc z kobietą już od ładnych paru dni. Uniósł się lekko na łokciach, chcąc podziwiać kunszt kobiety. Zacisnął palce w pięści marszcząc prześcieradło i głęboko oddychając. Wiedział że fale rozkoszy są już tuż-tuż i że będą one silne niczym trzęsienie ziemi. Zacisnął swoje palce wokoło nasady, chcąc przedłużyć tę pieszczotę lecz nie wytrzymał i eksplodował. Najemnikiem wstrząsnęły skurcze ekstazy które wraz z ochrypłym okrzykiem opuściły jego ciało. Pociemniało mu w oczach, wprawiając wyćwiczone mięśnie szermierza w ekstazjonalne drżenie. Dreszcz orgazmu trwał, napełniając usta kobiety nasieniem które wprost musiało wrzeć po otrzymanych pieszczotach. Ona zaś, wśród uśmiechu, i lubieżności całej sytuacji, nie przestawała jeszcze z pieszczotą przez dłuższą chwilę, nie roniąc przy okazji ani kropelki... W końcu wyczerpany i chwilowo zaspokojony opadł na pościel. Nie trwało to jednak długo. Wkrótce to kobieta leżała na plecach pozwalając Wulframowi na podziwianie wilgotnej kobiecości, wprost czekającej na dotyk.
- Pozwól że się odwdzięczę - szepnął chwytając ustami nabrzmiałą brodawkę, sięgając dłonią do ociekającej sokami różyczki elfki. Wprawnym ruchem rozchylił mokre płatki, wsuwając dwa palce. Wilgotne i rozpalone wnętrze z cichym mlaśnięciem zacisnęło się na dwóch przybyszach. Kciuk nie chcąc pozostawać biernym, wyruszył na spotkanie tego cudownego małego guziczka znajdującego się nad wejściem do tejże krainy rozkoszy delikatnie masując go okrężnymi ruchami. Język z piersi kobiety rozpoczął chaotyczną tułaczkę wprost na południe ciała kochanki, znacząc swój szlak śladami po pozostawionych po drodze pieszczotach. Zakręciło mu się w głowie od kobiecego aromatu, lecz język nie zaprzestawał zataczania pracowitych okręgów wokół swego celu. Drażnił ją w oczekiwaniu budując stopniowo napięcie.
- Ooooooooch! - To było wszystko, co w tej chwili miała z siebie do wydania Elfka, rozkoszując się pieszczotami sprezentowanymi jej przez Wulframa. Lekko drżąc na ciele, z rumieńcami na policzkach, wplotła palce we włosy na głowie mężczyzny, przyciągając go jeszcze mocniej do swego kwiatu kobiecości...
- Szybciej, szybciej, szybcieeeeeeeej! - Wyjęczała.
Nie wymagał od niej by powtarzała, zwiększając szybkość i natężenie swoich sztuczek. Dawał z siebie wszystko. Cały wszechświat, jego problemy oraz bolączki nie istniały. Było tylko Tu i Teraz. Zaskoczyło go, jak szybko jej mały skarb wilgotnieje. Łapczywie, z szeroko otwartymi ustami łapała powietrze, by po chwili oznajmić całej okolicy stopień swojego uniesienia. Ogarnęło ich szaleństwo niecierpliwości i nieopanowanych pragnień. Odbieranie jej sygnałów o wyjątkowo wrażliwych punktach traktował jak swoje osobiste drobne sukcesy. Elfka drżeniem reagowała na delikatne ukąszenia, muskanie języczkiem oraz wyjątkowo ruchliwe dłonie.
W przypływie miłosnych uniesien zarzuciła na jego plecy nóżki, po czym nieco zbyt mocno wytargała za włosy w finałowym momencie.
- Przepraszam - Bąknęła, zmieszana, i wtulająca twarz Wulframa w swe piersi - Trochę mnie poniosło... Ten jednak niczym w transie, mając uprzednio swoją chwilę odpoczynku był gotów do kolejnej rundy zmagań. Jego wojownik znów przyjął bojową postawę, gotów szturmować wrota świątyni kobiecości. Wyprostował się, dumnie prezentując liczną kolekcję blizn która zdobiły jego tors. Rozpalone dłonie trzymające kobietę za pośladki przyciągnęły ją ku niemu. Wkrótce bezbronna i rozpalona seksem znalazła się tuż pod nim. Jej wzgórek łonowy był dokładnie pod jego naprężonym penisem. Zaczął się powoli zagłębiać. Niewypowiadalnie wilgotna ciasność otuliła żołądź jego przyrodzenia, a potem również i trzon. Wulfram sapnął z rozkoszy, a jego dłonie ujęły biodra Marhianny. Powoli zaczął się w niej poruszać, co jakiś czas zmieniając kąty sztychów. Niczym szermierz w pojedynku, wypatrywał wrażliwych punktów by je wykorzystywać w sprawianiu obopólnej przyjemności. Przyspieszając ruchy i zwiększając swoje starania sprawił, że pomieszczenie wypełniło głośne posapywanie i mlaszczące odgłosy miłosne.
Spleciona z nim w miłosnym uścisku, pojękiwała rytmicznie w takt ruchów mężczyzny. Piersi Elfki słodko falowały przy każdym pchnięciu, a pazurki drapały jego plecy. Oboje wznosili się coraz bliżej i bliżej kolejnego uniesienia, będąc już ledwie parę chwil od następnej fali rozkoszy...
- Zmieńmy pozycję - Szepnęła urywanym oddechem, słodko się do Wulframa uśmiechając. Ten zaś, mrużąc pożądliwie oczy przywarł do niej. Uchwycił ją silnie jedną ręką za pupę drugą zaś umieszczając na plecach po czym wykonał szybki obrót. Teraz to kobieta siedziała na nim okrakiem, mogąc dyktować warunki - wolna niczym amazonka dosiadająca rączego konia. Całość manewru wyszła wyjątkowo sprawnie jakby doskonale znali swoje intencje. Rozpuszczone włosy kobiety podziałały na niego niczym czerwona płachta na byka. Piękne kaskady niczym dziewiczy wodospad spływały wprost na dwa urocze wzniesienia które od zawsze sprawiały że mężczyźni tracili głowy. Nie zwlekając skoncentrował się na biuście, dumnie prezentowanym przez właścicielkę.


Mariahanna ujeżdżała Wulframa niczym jakiegoś rumaka, podskakując na nim ze sporym impetem, wbijając pazurki w brzuch mężczyzny, podczas gdy on pieścił dłońmi jej falujące rytmicznie piersi. Oboje czuli słodką rozkosz, rodzącą się z dużą szybkością w dolnych partiach ich ciał...

...gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
 
Grytek1 jest offline  
Stary 04-12-2012, 14:20   #210
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samotnik nie mógł nie docenić tego co widział przed sobą. Arasaadi niewątpliwie się postarała by zrobić na magu dobre wrażenie. Świeżo kąpieli i z ładnie ułożoną fryzurą w sukni godnej kurtyzany pierwszego sortu. Bo i takiej sukni nie założyła by żadna szlachetna dama. Ta suknie wręcz manifestowała swój powód istnienia... uwiedzenie mężczyzny, obudzenie w nim pożądania i rozpalenia zmysłów.
I mężczyzna czuł, że suknia owa spełniła swoje zadanie. Jakim jednakże był cel samej kobiety noszącej taką suknię? Samotnik może i brzydalem nie był, ale też... Były w tej karczmie urodziwsze osoby obu płci.
Raetar spojrzał na nią z lekkim zaciekawieniem. Przesunął spojrzeniem po krągłościach, które obecnie prezentowały się bardzo apetycznie. Po czym wpuścił do środka, zamykając za nią drzwi.-Ty wiesz, że tutejsze elfy wydawały się wyglądać na... osobniki bardzo figlarne? I że Yenic właśnie zajmuje się bardzo intensywnie karczemnymi córeczkami ?Jeśli tutejsi nie czczą Sharess lub Sune to... -nie dokończył swej wypowiedzi. Zamiast tego rzekł.- nieważne.
-W takim stroju zaciągnęłabyś do łóżka nawet starego mnicha obciążonego celibatem. Pozostaje więc pytanie... Czemu myślisz, że potrzebujesz jeszcze wsparcia wina, by...-
uśmiechnął się nieco ironicznie Samotnik.- Wydobyć ode mnie to, co jest twym kaprysem ?
- Dosyć nietypowe powitanie
- Arasaadi również się uśmiechnęła, choć całkiem sympatycznie, po czym usiadła przy niewielkim stoliku na środku izby - Ale w końcu i ty jesteś nietypowy, prawda? Odnośnie zaś całego tego potoku, jakim mnie zalałeś od samego wejścia... -
Przymrużyła oczy z drwiącym uśmieszkiem - ...Elfy też może potrzebują... a i Yenicowi nikt nie broni, co najwyżej będzie z tego jakaś draka i tyle. Za komplement z kolei dziękuję, co zaś odnośnie wina, to ono tu w celach czysto degustacyjnych, a nie jako fortel.
Założyła nogę na nogę, a obie dłonie ułożyła na kolanie.
- I nie sądziłam, iż ty sądzisz, że jestem kapryśna - Spojrzała na niego niby to wielce poważnie.
Nie sądził, co jednak nie zmieniało faktu, że cała ta sytuacja była dziwna. Raetar jakoś dotąd niespecjalnie interesował się Arasaadi, a i kobieta też nie wykazywała nim zainteresowania. Owszem nie mógł nie zauważyć jej urody, acz... łotrzyca nie była jedyną urodziwą kobietą w grupie.
-Nie. Za to jesteś kobietą interesu... Wyruszyłaś na tą wyprawę nie z powodu wiary w jej słuszność, czy dla zabawy. Ciebie obchodzą dość materialne pobudki, najlepiej błyszczące. Czego bynajmniej nie uważam za coś nagannego. Ale też twój wybór drzwi mnie dziwi. W całej drużynie znajdziesz kilka osób bardziej rozrywkowych ode mnie. Choćby Foraghora czy Daritosa, a i...Tarin może? Albo... nie... Isildur pewnie jest takim samym albo większym ode mnie mrukiem.- rzekł Raetar podchodząc do kobiety i spoglądając jej prosto w oczy.- Niemniej nie można mnie uznać za duszę towarzystwa. Więc, czemu ja?
- Myślałam, że już przed chwilą sobie wyjaśniliśmy, iż nie jestem tu w celach rozrywkowych? -
Arasaadi spojrzała i Samotnikowi prosto w oczy -Nieokrzesany, napędzany przez żądzę krwi i chuci barbarzyńca, wykorzystujący małolatę “Siwek”, oschły Mag, dosyć dziwaczny Elf... nie interesują mnie oni wszyscy - Machnęła niedbale dłonią - Przyszłam. Tu. Porozmawiać -
Gestykulowała znacząco palcem przy każdym słowie.

Lecz mimo to, Samotnik nie wierzył jej. Dla samej rozmowy nie przychodzi się w sukni z tak intrygującym dekoltem. Chyba że chce się coś uzyskać, wykorzystując swój własny kobiecy seksapil.Lub kogoś w sobie rozkochać.
- Porozmawiać z kimś, kto wydaje się mieć nieco więcej oleju w głowie niż typowy awanturnik. Porozmawiać o pewnych rzeczach, które... nie dają mi spokoju - kobieta przeniosła wzrok z twarzy Raetara na flaszkę stojącą na stole - Z grzeczności zaś chociażby wypadałoby ją otworzyć...
Samotnik wziął wino w dłoń i spojrzał na butelkę. Ta powoli pokryła się lekkim szronem pod wpływem jego spojrzenia.- Dobrze więc, porozmawiajmy... O czym chciałabyś pogwarzyć? Co cię dręczy? I mam nadzieję, że lubisz dobrze schłodzone.
Po czym otworzywszy butelkę, nalał wina do kubków. Mimowolnie wędrował spojrzeniem po nogach złodziejki, gdy podawał jej kubek.
- Schłodzonego wina ze świecą szukać... - powiedziała, udając, iż nie zauważa jego wzroku błądzącego po jej ciele. Uniosła kubek w błahym geście toastu, po czym upiła nieco wina.
- Mogłabym przywyknąć do takich sztuczek - Uśmiechnęła się.
- Nie wątpię. Do luksusów łatwo się przyzwyczaić. Niemniej nie wspomniałaś o... dręczących cię pytaniach?- spytał zderzając lekko swój kubek z jej i upijając nieco trunku.
- Nie bądź taki niecierpliwy... - Pokręciła lekko głową, przez co parę kosmyków opadło na jej policzek. Palcami zaczesała je za ucho...
- Zastanawiam się, czy można zaufać każdemu z naszej wesołej bandy - Powiedziała poważnym tonem - Jakby bowiem na to nie patrzeć, jest nas tuzin. W Silverymoon z kolei rozpowiadano o wrogich szpiegach, działających przed atakiem, i chyba nawet w trakcie. Ponoć paru czarujących w mieście zaginęło “przypadkowo” krótko przed szturmem. A tuzin to dosyć duża liczba, i należy rozważyć kwestię, czy nie ma czasem kogoś takiego wśród nas... - Kobieta spojrzała ponownie Raetarowi prosto w oczy.
A ten uśmiechnął się nieco...zawadiacko.-Ależ oczywiście, że może być wśród nas zdrajca. Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby kogoś takiego nie było. Oznaczałoby to, że nasza misja nie jest dość ważna, lub że szykują na nas coś gorszego na miejscu. Już bowiem poprzednia misja udowodniła, że siły Silverymoon są sabotowane.
Łyknął nieco wina.- Ale nie martwiłbym się tym tak bardzo na twoim miejscu. Na miejscu zdrajcy, uderzyłbym w przywódców naszej grupy. A tymi są...Ja i Wulfram. Reszta bowiem woli iść za nami kierując instynktem stadnym. Zdaję sobie sprawę z tego faktu i podjąłem pewne środki...- tu wskazał kciukiem na żywiołaka.- by utrudnić zadanie potencjalnemu zamachowcy . A Wulfram jest już dużym chłopcem, nie potrzebuje niańki.
Jasnowłosa... roześmiała się głośnym, perlistym śmiechem, przysłaniając nieco usta dłonią.
- Do skromnych nie należysz prawda? Co zaś do twojego nowego strażnika... nieco mnie przy nim ciarki przechodzą. Nie lubię takich tworów - Spojrzała krótko na nieruchomego żywiołaka.

Oczywiście że nie lubiła. Tego typu twory czyniły jej najlepsze sztuczki bezużytecznymi. Stwór który nie miał czułych punktów, stwór o dużej sile i pewnej odporności na ciosy, stwór którego nie dało się uśpić, przekupić, ni otruć. Żywiołak był ochroniarzem doskonałym... z wielu powodów. Także tych, których dziewczyna nie mogła się domyślić. Że ten ów konkretny żywiołak był w pewnym sensie... nieśmiertelny.
- Wracając jednak do tematu... skoro przypuszczasz, iż taki ktoś wśród nas się znajduje... masz może jakieś podejrzenia? I dlaczego nic z tym jeszcze nie robisz? Czekasz, aż dojdzie do pierwszego sabotażu, albo i...morderstwa? - Arasaadi przygryzła na drobną chwilę wargę, po czym napiła się ponownie wina.
- Przypuszczenia są tylko przypuszczeniami. A poza tym, jak wspomniałem. Albo ja będę ofiarą próby morderstwa, albo Wulfram. A z racji tego, że mam nieco większy posłuch od jednookiego to... liczę na to że morderca skupi się na mnie.- łyknął wina przybliżając się do jasnowłosej spytał żartobliwie, opierając dłonie jej ramionach.-Ty mogłabyś się nadawać na zabójczynię, nieprawdaż ? Może powinienem cię przeszukać, by sprawdzić czy niczego nie ukrywasz?
Jasnowłosa wpatrywała się w twarz Samotnika z ognikami w oczach, najpierw nieco sztywniejąc pod wpływem jego dłoni na jej ciele, a następnie...minimalnie drżąc.
- Mogła...nie mogła...a może i jestem? - Szepnęła, unosząc dłoń, i kładąc na jego karku, gdzie potarła lekko paluszkami skórę, po czym delikatnie przysunęła mężczyznę ku sobie, by bardziej się zbliżyli do siebie twarzami.
-Może. Niemniej kogo ty uważałabyś za potencjalnego sabotażystę?- spytał Raetar wędrując spojrzeniem po jej twarzy.-Może cię to zaskoczy, ale... myślę, że Meggy mogłaby się nadawać na kogoś takiego. Tak słodziutkie zachowanie wydaje mi się lekko sztuczne. No i ile jej czasu zajęło okręcenie sobie Daritosa wokół palca?
Po prawdzie Samotnik nie uważał tego za trudny wyczyn. Mroźny zaklinacz wydawał się być psem na baby. Łatwym do manipulacji poprzez sprytną kochankę.
- Szkoda by cię, było zabijać przywódco - Szepnęła Arasaadi, przybliżając swoją twarz tak blisko do twarzy Samotnika, iż ich nosy praktycznie się zetknęły. Oboje byli o krok od posmakowania swych ust, czując swe gorące oddechy, gdy... coś leciutko zgrzytnęło mechanicznie, i Raetar poczuł ostrze przystawione do gardła, poprowadzone tam drugą dłonią kobiety.
- Być może to zalatuje mocno wyjątkową próżnością, jednak masz nawet ładną gębę. Nie byłoby więc w porządku, nie móc jej już oglądać. - Znów rozległ się cichy zgrzyt, ostrze zniknęło, a Arasaadi skubnęła usta mężczyzny swymi ustami, po czym odchyliła się w tył, ponownie robiąc między nimi nieco miejsca.
-Czym by było życie, bez odrobiny ryzyka, prawda?- spytał ironicznie Raetar pochylając głowę i czubkiem języka przesuwając powoli po szyi Arasaadi, smakując jej skórę.- Twój sztylet rzeczywiście byłby groźny. Ale mój żywiołak też jest. Niemniej masz rację... zginąłbym.

Skłamał. Zginąłby bowiem tylko wtedy, jeśli zdołałaby go zabić jednym mocnym ciosem i od razu zakończyć jego żywot. W innym przypadku rana natychmiast zaczęła by się leczyć, a żywiołak dokonałby reszty. Ale... Raetar nie widział powodu by zdradzać wszystkich swoich atutów. Mag zerknął na wyeksponowany dekolt złodziejki mówiąc.- Ale też, dla niektórych widoków warto zginąć, prawda?
- Hmmm... to dosyć kontrowersyjne podejście do pewnych spraw. -
Odparła, opierając się bardziej plecami na krześle, i zakładając rękę na rękę, przez co jeszcze bardziej wyeksponowała, co do wyeksponowania było.
- Co się zaś tyczy Meggy, nie myślałam o takiej możliwości. Choć w sumie to wszystko to bardziej przypuszczenia i gdybanie, w sumie nic na nikogo nie mamy poza domysłami...
-Tak to bywa. Musimy być cierpliwi i czekać na ruch przeciwnika.
-rzekł czarownik nadal blisko kobiety i nadal pochylony. Zerkając to na jej twarz, to na dekolt spytał.-A ty, kogoś byś wybrała na... hmmm... potencjalnego zdrajcę?
- Będziesz tak nadal nade mną stał, gapiąc się jak sroka w gnat, czy może sobie ponownie usiądziesz? -
Uśmiechnęła się do niego uroczo - Co zaś do...”kandydatów”, to naprawdę niemal każdy by się chyba nadał.
Raetar usiadł naprzeciwko kobiety i dolewając wina spytał. -Foraghor też? To nawet... ciekawa teoria.
Po czym zmienił temat.-Nie ma się też co dziwić memu spojrzeniu, umiesz zaznaczyć swoją urodę, gdy jest ku temu okazja. Jeśli można spytać, skąd pochodzisz?
- Ty też nie jesteś całkiem zielony w tych sprawach... -
Arasaadi napiła się ponownie wina, znad kubka wpatrując się w Raetara swymi błękitnymi oczami - Może cię to zaskoczyć... pochodzę z Sembii, choć tam w sumie tylko dorastałam, i po wyruszeniu w świat już ani razu tam nie zawitałam.
-Też wychowałem się w Sembii, choć moja rodzina stamtąd nie pochodzi. I też opuściłem ten kraj, gdy dorosłem.-
odparł z cierpkim uśmiechem Raetar popijając swe wino.-Można powiedzieć więc, że jesteśmy krajanami. Zakładam, że nie powinienem pytać czemu opuściłaś dom rodzinny?
- A to nie jest wielka tajemnica... -
Kobieta zrobiła podobną minę do niego - Napaskudziło się w młodości, to nie pozostało nic innego jak brać nogi za pas - Wzruszyła ramionami.
-A co planujesz czynić po tej wyprawie ? Z tym całym bogactwem jakie jest... do zdobycia?- spytał Raetar bardzo często i mimowolnie zbaczając wzrokiem z jej twarzy na dekolt.
- No jak to co... nacieszyć się wygodami ile się da, może w coś zainwestować, by nie roztrwonić wszystkiego do miedziaka... a ty? - Przez drobny moment pokręciła się w krześle - Bo pójdę po szal... - Pogroziła mężczyźnie palcem.
- Ja? Hmm... Ja wrócę do mego...cóż... zamczyska. Nie wiem jak reszta naszej dzielnej drużyny, ale ja nie potrzebowałem pustego tytułu, by poczuć się szlachcicem.-odparł z ironicznym uśmieszkiem Raetar.-Jeśli cała nagroda będzie się składała tylko ze złota, to cóż... Przyda mi się wynająć kogoś do towarzystwa i ochrony zarazem w drodze powrotnej nad Morze Księżycowe.
- Tytuł nie zaszkodzi, jak to się mówi, od przybytku głowa nie boli, a...
- Arasaadi nie dokończyła, zza ściany izby Raetara bowiem, oprócz stłumionego chrapania Foraghora, do ich uszu dobiegły bowiem i nagle... jęki rozkoszy Yenica.
Jasnowłosa zamrugała oczami, po czym parsknęła śmiechem.
-Hmm... tak... Wygląda na to że paladyn woli czyny od... słów.- rzekł z uśmiechem Raetar sięgając do butelki wina i wypełniając kubki resztą jej zawartości.-Nie dziwię się mu. Córki karczmarza wyglądały na całkiem ładne.
Zerknął na Arasaadi dodając.- Oczywiście, nie wytrzymałyby konkurencji z twą urodą, lady.
Spojrzała na niego, mrużąc oczęta. Znów napiła się wlanego wina, po czym ledwie zauważalnie przesunęła górną wargą po dolnej, skubiąc w ten sposób na moment własne usta.
- Inteligentny, przystojny, bezczelny, i do tego jeszcze amant - Podsumowała Samotnika wśród uśmieszku - Całkiem interesujący okaz... a wino się kończy. I może przydałaby się jakaś mała zagryzka...
-Owoce może?-
Samotnik wstał od stołu, pocierając podbródek.- Ta karczma powinna mieć jakieś jabłka w kuchni.
Czarownik skłonił się i ruszył w kierunku drzwi. A stojący niczym posąg żywiołak nagle ożył.-On musi chodzić za mną. Niemniej ja zaraz wracam.
- Będę czekała niecierpliwie -
Łotrzyca mrugnęła do Samotnika.

Raetar ruszył w kierunku kuchni po drodze mijając salę jadalną i najbardziej nieporadną parę jaką napotkał w życiu. Aż dziw że ona była kapłanką Sune, a on... dojrzałym mężczyzną. Oboje mogliby się wiele nauczyć od Daritosa i Meggy. Nie był to jednak jego problem, bowiem udawał się do kuchni po jabłka. W sumie z grzeczności i uczynności bardziej. Nie wypada bowiem odprawić z pokoju kobiety, która tak dalece się wyszykowała, że porzuciła na ten wieczór bardziej praktyczny styl ubierania, na rzecz bardziej kobiecego.
Tam zaś napotkał gospodarza tego przybytku, co również zdziwiło Raeatara. Nie powinien już spać w łóżku z żoną?
-Macie tu jakieś jabłka?- spytał bez ceregieli.
- Jaaabłka? - Powtórzył wyraźnie podpity Rothegar - A są jakba, są i gruszki, i kartofle, marchewka i inne takie duperele. - Roześmiał się.
-Jabłka i gruszki wystarczą.- stwierdził krótko Raetar i kierowany ciekawością spytał.- A gdzie... żona?
Bo też dziwnym było widzieć karczmarza wyraźnie na bani. Zazwyczaj druga połówka zwykła pilnować trzeźwości swego mężczyzny. Przynajmniej tak było w innych karczmach, które odwiedzał w swych wojażach.
- A bo ja wiem? - Karczmarz wzruszył ramionami - Pewnie zaś się gdziesz szlaja, suka...
-Nie jesteście zbyt udanym małżeństwem, co?-
spytał mimochodem Samotnik, po czym wzruszył ramionami dodając.- Nie bardzo ma się chyba, gdzie szlajać zważywszy na to, że to karczma na bezludziu. Ale nie po to tu jestem. Tylko po te owoce.
- Szlaja się pewnie po izbach, nadstawiając dupy któremuś z was. -
Wyjaśnił Rothegar, po czym pociągnął naprawdę porządnie z flaszki, wypijając chyba z pół zawartości. - Co mnie więc twoje cholerne gruszki...
Raetar wzruszył ramionami i zaczął rozglądać się po kuchni licząc, że natrafi na jakieś świeże owoce. Nie bardzo się dziwił biedakowi. Ale też i nie współczuł. Jego żona, jego problem, jego sprawa. Szukana przekąska leżała zaś na wierzchu, w jednym z płytkich koszy... a karczmarz kompletnie nie przejmował się już Raetarem, nawet nie spoglądając w jego stronę. Siedział z przymkniętymi oczami, zaciskając dłonie na flaszce...
Raetar zabrał kosz, skinął na pożegnanie głowa i ruszył w drogę powrotną nie przejmując się ani karczmarzem, ani parką w głównym pokoju. A za nim, tak cicho jak tylko potrafi kupa kamieni wysokości człowieka, podążał żywiołak.

Samotnik wrócił więc do swej izby, gdzie... Arasaadi czekała, tak jak ją zostawił, siedząc przy stole, z nóżką założoną na nóżkę. Nic się nie zmieniło podczas jego nieobecności, może poza drobnym faktem, jaki był lekko ściągnięty pantofelek na jednej ze stóp kobiety, którym to jasnowłosa lekko wachlowała na stopie, czyniąc to najwyraźniej chyba z nudy.
- Myślałam już, że sam coś musiałeś upichcić - Uśmiechnęła się.
-Nasz gospodarz się upił, jego żona... hmmm... puszcza się z jednym z członków naszej dzielnej drużyny. Sam więc musiałem szukać, wolisz jabłuszka czy gruszki?- spytał Raetar, gdy żywiołak stanął z boku już zamknietych drzwi. Samotnik podchodził powoli do stolika, pytając z pozorną nonszalancją w głosie.-Albo... inne rozrywki?
- Myślę, że na początek... -
Wyraźnie podkreśliła tonem te słowa - ...gruszka będzie w sam raz - Powiedziała, i pochwyciła jedną z nich z koszyka, po czym bezpardonowo wgryzła w nią swe ząbki, a sok obficie skapnął jej po brodzie, lądując na dekolcie.
- Ojej - Arasaadi teatralnie wywróciła oczami, po czym palcem zebrała stamtąd owy sok, i wyjątkowo kokieteryjnie oblizała go bezwstydnie przez Raetarem.
- A winka już nie ma? - Szepnęła, niby zawiedziona.
-Jeszcze trochę zostało...- rzekł w odpowiedzi Samotnik podsuwając swój kubek kobiecie i mrużąc oczy uśmiechnął się ironicznie.- Moja droga Arasaadi, stosujesz zagrania poniżej pasa. Gdyby tu był Foraghor zamiast mnie, ubrania już by fruwały w powietrzu. A i... jak wspomniałem naszej kapłance. Ja też nie jestem dżentelmenem.
Napiła się wina, i ponownie ugryzła gruszkę, obserwując mężczyznę przymrużonymi oczkami.
- Naprawdę? I ciekawe co mi zrobisz... - Szepnęła prowokującym tonem.
- Skoro chcesz wiedzieć.- Samotnik sięgnął do sakiewki i wyjął z niej pierścień. Zamienił ten pierścień z innym noszonym na palcu. I wsunąwszy go wykonał ruch dłonią, jakby ją zaciskając, a łotrzyca poczuła jak jej lewa pierś delikatnie jest ugniatana przez... niewidzialną dłoń. Raetar przesunął dłonią w górę i wykonał drobny gest, a zapięcie sukni tuż przy szyi Arasaadi rozpięło się. -Może i jestem szlachcicem, ale nie wyznaję rycerskich zasad.
- Och!
- Kobieta jęknęła króciutko, zaskoczona, gdy niewidzialna dłoń pomasowała jej pierś, po czym uśmiechnęła się dosyć... drapieżnie. Gdy zaś “magiczny pomocnik” sprawił, iż jej zapięcie sukni przy szyi zostało odpięte a materiał opadł w dół, już mając ukazać dwie mięciutkie wypukłości, jasnowłosa przytrzymała szybko owy skrawek sukni dłonią, nie pozwalając na ukazanie skrywanych walorów.
- Ojej, przecież ja tu przyszłam porozmawiać? - Zamrugała wielce teatralnie oczkami, drocząc się z Raetarem na całego.

A za ścianą, gdzie z całą pewnością już od dawna rozgrywały się niezłe harce, pojawiły się nowe, dosyć nietypowe odgłosy. Rozległo się bowiem coś, co można było porównać do... cichego ni to siorbania, ni to mlaskania, połączonego z chichotami. Co ta trójka tam wyprawiała?

Niestety Raetar nie potrafił spoglądać przez ściany, ani też nie miał ochoty ładować się do czyjejś sypialni bez zaproszenia. Za to... ruszył dłonią mówiąc.- A czyż nie rozmawiamy?
I suknia Arasaadi zaczęła się przesuwać w górę odsłaniając łydki i docierając do kolan.- Czyż nie dyskutowaliśmy na temat tego co... mógłbym zrobić?
Po czym uśmiechnął się nieco łobuzersko.- Pozostaje pytanie, co ty teraz zrobisz?
- No wieeeeesz... mogłabym znowu sztyletem powywijać albo co...
- Arasaadi wciąż migała się, czy i może przeciągała dalszy rozwój spraw, o ile w ogóle do takiego miało dojść. Spokojnie sięgnęła po kubek z winem i ponownie się napiła, i wyglądało, iż wypiła już do dna.
- Mogłabym zaproponować to i owo, albo i zrobić, ale przecież to ty tu mnie teraz uwodzisz, czyż nie? - Uśmiechnęła się.


-Trudno to nazwać uwodzeniem.- zaśmiał się w odpowiedzi Samotnik, gestem dłoni strącając z jej nogi pantofelek, który wisiał na palcach jej stopy.-Uwodzeniem byłyby kwiaty, serenady, ckliwe historyjki. To co ja robię... cóż, jest bardziej... rozbieraniem niż flirtem, nieprawdaż?
Samotnik wstał i podszedł do kobiety, kucnął przed Arasaadi i wędrując dłonią po jej odsłoniętej łydce spytał.-Jakież więc są twe... oczekiwania, milady?
- Serenady i ckliwe historyjki, to bardziej dla jakiś wielce och i ach księżniczek, niż dla mnie przystojniaczku -
Minimalnie zsunęła swą dłoń w dół, przez co i materiał sukienki, zasłaniający piersi, przesunął się ku podłodze o kilka centymetrów.
- Bardziej niż oczekiwania, mam...warunki - Uśmiechnęła się rozbrajająco.
-Warunki? No to zacznijmy te... negocjacje.- odparł w odpowiedzi Samotnik, ciekaw co też jasnowłosa kusicielka wymyśli. Gdzieś w głowie słyszał ciche głosy przekonujące go, że to całe przedstawienie Arasaadi, miało na celu właśnie tą chwilę.
Dłoń jasnowłosej pochwyciła dłoń Samotnika, po czym przesunęła ją po nodze z łydki, przez kolano, aż na ciepłe udo, pod minimalnie już zasłaniające co trzeba fałdki sukienki.
- Niech te kamienie wyjdą, inaczej nie będę potrafiła - Powiedziała, na moment odrywając wzrok od twarzy Raetara, i przenosząc go na żywiołaka.
To... trochę orzeźwiło Samotnika, wzbudzając pewne podejrzenia. Ale ciekawość... no i pokusa wdzięków Arasaadi, były silniejsze. Żywiołak posłuszny swemu panu, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, zamykając je za sobą i blokując wyjście własnym ciałem.
Raetar pieszczotliwie wodząc dłonią po skórze ciepłego uda jasnowłosej spytał.- Co... teraz?

- Teraz to dopiero sobie porozmawiamy... - Szepnęła, zrzucając drugi pantofelek ze stopy, oraz delikatnie zabierając dłoń Raetara ze swego uda. Wstała, ciągnąc go za sobą w górę za koszulę na torsie, po czym zarzuciła mężczyźnie ręce na szyję, odsłaniając oczywiście już całkowicie co innego. Lekko ruszyła w tył, kierując się wraz z nim w stroną łoża.
-Uważaj... tam bywam bardzo, gadatliwy.- mruknął mag pozwalając się ciągnąć do łóżka i wędrując spojrzeniem po krągłościach Arasaadi.
Łotrzyca zamruczała na te słowa, niczym najprawdziwsza kotka, a po chwili wylądowali już na pościeli, gdzie Raetar znalazł się na jasnowłosej, niemal natychmiast obejmującej go nogami.
-Naprawdę... dzika z ciebie kociczka, co ?- rzekł Samotnik, ściągając z siebie koszulę i odsłaniając tors. Nachylił się i wędrując ustami po jej piersiach szeptał.- Można by sądzić, że... właśnie to był twój cel tej nocy. Cóż... postaram się by było warto.
Dłoń samotnika wsunęła się między uda kobiety, nadal okryte materiałem sukienki. Raetar się uśmiechnął, nie wyczuwając pod palcami żadnej kobiecej bielizny.- Widzę, że przewidziałaś jak się skończy nasza rozmowa?
- Wcale...że nie...
- Cicho zaprotestowała, kierując dłońmi jego twarz ku swojej szyi, drżąc na całym ciele pod dotykiem i pieszczotami mężczyzny.
- To... to całkiem inaczej... mmmmm... - Jęknęła od harców jego dłoni.
- Przyszłaś tutaj w wyjątkowo... kuszącej sukience, pachnąca wprost z kąpieli.- mruczał Raetar całując usta Arasaadi i palcami pomiędzy jej udami zapoznając się z najbardziej intymnymi obszarami jej ciała. Raz energicznie, raz delikatnie, pocierając pieszcząc, uczył się jej reakcji na każdy dotyk.- Przyszłaś... bez bielizny, kusząc... bo pragnęłaś znaleźć się w mych ramionach. Pragnęłaś poczuć w sobie... mnie, twoje ciało nie kłamie Arasaadi.
- Za... dużo...już...rozmawiasz -
Powiedziała z uśmiechem w przerwach między pocałunkami, łapiąc przy okazji i oddech. Wplotła dłonie w jego włosy, po czym obdarzyła go namiętnym pocałunkiem, włączając i do zabawy język...
Druga dłoń maga nadal pieściła Arasaadi poniżej brzucha, gdy pierwsza sięgnęła do piersi.
Całując i pieszcząc kochankę Samotnik na chwilę zapomniał się w tej chwili całkowicie oddając się jej nastrojowi. Ale potem, znów się odezwał.- Nadal zbyt wiele mamy... na sobie, wiesz?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego, rozluźniła nogi, po czym zaczęła go z siebie lekko spychać.
- To trzeba coś z tym zrobić - Przymrużyła oczka.
Samotnik stanął przy łóżku i wędrując spojrzeniem po leżącej na nim kobiecie, zaczął się rozbierać. Pas, buty, spodnie... kolejne części garderoby lądowały na ziemi, gdy po chwili prezentując owację na stojąco rzekł żartobliwie.- Niemniej nie zrobisz ze mnie Daritosa... i mam nadzieję, że nie staniesz się drugą Meggy. To by było straszne.
Położyła się na boku, podpierając głowę ręką, po czym wpatrywała się w rozbieranki Raetara z szelmowskim uśmieszkiem, w pewnym momencie nawet lekko przygryzając wargę...


- Teraz gadasz głupoty. -
Powiedziała, po czym przekręciła się na brzuch, i zaczęła lekko, i figlarnie, machać stopami. Jej sukienka znajdowała się obecnie mocno zmięta gdzieś w okolicach pasa, pozwalając i Raetarowi podziwiać nowe widoki...
-Może dlatego, że moja cała krew odpłynęła w dół?- rzekł żartobliwie czarownik siadając tuż obok niej i nachylając się ku jej pośladkom. I po chwili Arasaadi poczuła pocałunki i wędrówkę języka na swej zgrabnej pupie.
Zachichotała. Tak po prostu zachichotała, gdy zaczął pieszczoty jej pośladków. Powodów mogło być kilka...
- Wiedziałam, że i w tym nie jesteś zielony - Podłożyła swe ręce pod głowę, kładąc ją na nich, a Samotnik był całkowicie pewien, że i przymknęła oczy, skupiając się na wrażeniach dotykowych.
-Przyznaję... Miałem okazję się uczyć podczas moich wojaży.- mruczał Samotnik wędrując ustami po jej pośladkach coraz śmielej i coraz lubieżniej. Palce maga znów zanurkowały w wilgotne miejsce kobiety, tym razem wyciągając wnioski z poprzedniej nauki i skupiając się na jak najsilniejszym pobudzaniu jej zmysłów przy każdym ruchu.
Arasaadi zajęczała przeciągle pod wpływem jego pieszczot, a przez jej ciało przeszły dreszcze. Wypięła bardziej w stronę Raetara pupę, domagając się więcej i więcej, jednocześnie zaczynając cichutko pomrukiwać.
- Nie bądź wstrzemięźliwy, poznaj całe me ciało. - Szepnęła.
Mag przesunął spojrzeniem po leżącej na brzuchu Arasaadi i śmiejąc się dał klapsa w jej wypięty tyłeczek. -Po prostu liczysz na darmowy masaż pleców, co?
- Masaż będzie później.
- Oznajmiła pewnym tonem, po czym zaczęła się nieco wiercić - To może odwrócę się na plecki...
-Ty wiesz... jak mnie kusić.
- rzekł z uśmiechem Raetar, masując kolistym ruchem dłoni pośladek złodziejki, czekając aż zrobi to co powiedziała, i gdy już leżała przed nim, nagusieńka i gotowa na wszelkie figle, wzrok Samotnika spoczął na pewnym, niby błahym szczególe, jakim był...wytatuowany motylek(!) tuż obok jej kobiecości.
Raetar musnął palcem ów tatuaż, po czym nachylił się i językiem pieścił raz jedno raz drugie udo kobiety, coraz bliżej motylka, coraz bliżej miejsca którego ów tatuaż strzegł.
Usta i język maga dotarły do jej kobiecości, dotykając ją delikatnie i pieszczotliwie... zbyt delikatnie. Samotnik wyraźnie z nią się droczył.
- Heeeeeeeeej - Zaprotestowała wesołym tonem Arasaadi - To gilgocze...
-A to ?-
Czarownik objął rękoma uda jasnowłosej i wtulił twarz między jej uda. Język zanurzył się we wnętrzu kobiecości Arasaadi. Zaczął się wić i poruszać, pieścić jej najbardziej intymny zakątek. Z razu delikatnie, potem intensywniej i mocniej z każdą chwilą.
Najpierw pojękiwała cichutko i spokojnie, próbując coś nawet powiedzieć, nie potrafiła jednak dobrać chyba odpowiednich słów, wijąc się pod pieszczotami, i targając palcami pościel. Pojękiwała coraz głośniej i głośniej, a jej uda zaczęły drżeć wśród miłosnych spazmów...
- Taaaaaaaak! - Krzyknęła w końcu niemal, nie zważając na miejsce i porę.
-Widzę... że ci się podobało... ale to dopiero początek.- mruknął Raetar całując brzuch dziewczyny wokół którego była już tylko wymiętoszona szmata, będąca kilka minut temu kuszącą suknią. Raetar wędrował ustami po jej brzuchu, aż do piersi, które na moment całkowicie skupiły jego uwagę. Pieścił je pocałunkami, miętosił mocno dłońmi ocierając się o jej podbrzusze czymś... sztywnym i twardym. I nie był to sztylet, choć czasem tak to też określano.
- Mmhmmm - Przytaknęła, całując go namiętnie, nie szczędząc przy tym języka, podczas gdy jedna z jej dłoni powędrowała w dół, chwytając męskość Raetara, i zaczynając tam rytmicznie ową dłonią poruszać.
Samotnik jęknął czując palce jasnowłosej zaciskające się na jego wrażliwej części ciała i dokonującej jeszcze mocniejszego jej pobudzenia. Cmoknął wargi Arasaadi mrucząc.- Może zamiast masować, wolałabyś... ujeździć? Czy też sama wolisz być ujeżdżana?
- Mogę chętnie pojeździć, ale konik nie będzie aż tak brykał? -
Uśmiechnęła się.
-Konik... może trochę pobrykać, ale...- Raetar przesunął językiem po szyi kochanki.- zapewniam, że będzie to przyjemna przejażdżka.
- Połóż się więc na plecach ogierze. -
Powiedziała jasnowłosa, przesuwając się na bok.

Raetar posłusznie położył się na plecach, podpierając się jednak łokciami i wędrując spojrzeniem po ciele Arasaadi, która zerkając na jego podbrzusze orientowała się, że nadal robi na nim duże wrażenie. Jasnowłosa lekko się uśmiechnęła, po czym lubieżnie przejechała języczkiem po swych ustach, jednocześnie usadawiając się na Samotniku. Pochyliła się do niego, kolejny raz smakując jego ust, a zręczna dłoń zniknęła na moment w dolnych partiach ich ciał, po czym w końcu wśród przeciągłego jęku nadziała się na jego pulsującą męskość. Znalazł się w niej jednym płynnym ruchem, doznając cudownego uczucia, gdy kwiat Arasaadi objął go z każdej strony...
-Przy... jemni...eee...- słowo w ustach Raetara zmieniło się w westchnienie, gdy się połączyli ze sobą. Jedna dłoń zacisnęła się na pupie kochanki, jakby zachęcając ją do gwałtownych ruchów biodrami. Druga ręka opierając się dłonią o łoże podpierała tors maga, gdy Samotnik docisnął swe usta do bujnych piersi, siedzącej na nim kochanki i żarliwie je całował.
- Mmmmm... och tak... - Wymruczała Arasaadi, zaczynając poruszać się rytmicznie na Raetarze, dłońmi przyciągając jego głowę do swych piersi. Samotnik powoli tracił kontrolę nad sytuacją, powoli całkowicie zatracał się w rozkoszy, pieszcząc wargami i językiem dwie słodkie półkule do których był przyciskany. Dłonią to masował, to lekko uderzał w pośladek “ujeżdżającej go” kochanki zachęcając ją do “szybszego galopu”, co ta też wnet pojęła, i uczyniła, popychając go na plecy, po czym opierając swoje dłonie na jego torsie, z przymkniętymi oczami, zaczęła poruszać się coraz szybciej i szybciej. Równie szybko zaczęła i oddychać, a wśród rytmicznych uderzeń jej pupy o jego biodra pojawiły się i pazurki, drapiące go po klatce piersiowej. Zbliżali się do szczytu ekstazy, dwa splecione ze sobą ciała, wijące się w miłosnym tańcu. Ocierające się o siebie i dyszące. W końcu Raetar jęknął i dociskając Arasaadi mocno do siebie, zadrżał mocno szczytując. Tego mu było trzeba, zwłaszcza po porażce z Zinn.
Kobieta jęknęła przeciągle tuż po nim, odchylając głowę mocno w tył, a dłońmi przecinając powietrze, niczym jakaś tygrysica. Drżąc przez dłuższą chwilę pochylała się coraz bardziej i bardziej ku niemu, by w końcu położyć się na swym kochasiu, wtulając nosek w jego szyję. Gdzieś spomiędzy pukli niedbale przysłaniających jej twarz, rozległ się pełen zadowolenia pomruk.
- Mmmm, tego mi było trzeba... - Wtuliła się w niego.
-Ale wiesz... że bywam nienasycony...i że mogę teraz... bo ja wiem.. zaciągać cię do łóżka przy byle okazji. No i... to jeszcze nie koniec tej nocy?- rzekł żartobliwym tonem Raetar dłońmi masując pośladki i plecy wtulonej w niego kobiety.
- Myślisz, że tak łatwo da ci się mnie zaciągnąć? - Zachichotała - I można by się spierać, kto kogo teraz tu... - Ziewnęła - ...a że noc młoda, to jak dla mnie wyjątkowo dobra wieść. - Pocałowała go w policzek, a palce dłoni figlarnie błądziły to tu, to tam, po jego męskości.
- Ale chwilkę odsapnijmy, no i zaschło mi w gardle... - Dodała.
-Tu i teraz... to niewątpliwie ty uczyniłaś wiele, bym się na ciebie rzucił. I...-Samotnik nie dokończył całując drapieżnie usta Arasaadi. I drżąc pod dotykiem jej palców. Obce myśli znów spierały się w głowie maga próbując odbić sobie niedawne zagłuszenie przez żądze.- strój i uśmieszki i brak bielizny. Omotałaś mnie.
- Och gdzież bym śmiała naszego lidera tak omotać... -
Ukąsiła go delikatnie ząbkami tuż obok ucha, jednocześnie dłonią szukając kołdry.
Po czym głaszcząc dziewczynę po głowie spytał.-Ale do kuchni po wino to tym razem... razem. Co byś się tu nie nudziła.
- Do tej pory nudy tu nie było. -
Szepnęła w odpowiedzi.
-To co robiłaś, jak mnie nie było w pokoju?- spytał z zaciekawieniem Samotnik dając klapsa tulącej się do niego kobiecie.
- Oczywiście intrygowałam... - Tym razem ugryzła go już w ucho.
Samotnik ujął dłonią delikatnie pierś złodziejki i masując oraz ugniatając szeptał.- I co z tych twych intryg wyszło moja droga? Wiemy oboje, żeś cięta na Wulframa.

Arasaadi już miała odpowiedzieć, gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
Jak mocne one jednak być musiały, skoro tak się wydzierała?

-Co do... -zaklął pod nosem Raetar i rzekł do leżącej na nim kochanki.- Idziemy sprawdzić?
- Mhpfff -
Jasnowłosa mruknęła, najwyraźniej mało zainteresowana wizją opuszczenia ciepłego łoża - Jak tam chcesz...
-Nie chcę... -
mruknął czarownik masując pośladek Arasaadi.- Ale też nie chcę jutro zobaczyć Saebrineth martwej.
- To wracaj szybko -
Mruknęła z przymkniętymi oczkami, bezczelnie się uśmiechając. Oznaczało to chyba, że jasnowłosa zdecydowała już, i Raetar miał iść sam?
-A ty ze mną nie pójdziesz?- spytał Samotnik,choć w duchu już znał odpowiedź. Po czym zaczął się pospiesznie ubierać. Buty, spodnie.... koszulę i zbroję zamierzał sobie darować. Podobnie jak miecz, zamiast niego wybierając poręczniejszy rapier.
- No chyba, że nalegasz... - Oparła głowę na dłoni, przyglądając się, jak Samotnik się ubiera.
-Po drodze może się trafić okazja, na... ciekawe doświadczenia.- rzekł z uśmiechem czarownik i spojrzeniem wędrującym po ciele blondynki sugerował jakiego rodzaju doświadczenia ma na myśli.
- No niech będzie... - Wstała z łoża z lekkim uśmieszkiem, na drobny moment kusząco się przeciągając, po czym założyła wymiętoloną sukienkę, pantofelki sobie już darując.
- Masz dla mnie jakąś broń? - Spytała.
-Miecz lub rapier... w zależności co bardziej wolisz.- rzekł w odpowiedzi Samotnik.
- Oczywiście rapier - Mruknęła.
Mag podał szarmancko kobiecie lekki rapier o posrebrzanym ostrzu, po czym wsunął na rękojeść swego miecza jeden pierścień, zakładając drugi pierścień z sakiewki na palec.
Następnie ruszył ku drzwiom i otworzył je. Żywiołak już czekał by im towarzyszyć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-12-2012 o 23:42. Powód: poprawki + uzupełnienie
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172