lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D/FR 3.0&3.5] "Ostatni Bastion Północy" (+18) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/10457-d-and-d-fr-3-0-and-3-5-ostatni-bastion-polnocy-18-a.html)

Kerm 22-08-2013 08:08

Oh, elf doskonale wiedział, że w przypadku odwrotnych pozycji (czyt. gdyby elf był w kajdanach), człowiek nawet by się nie zawahał i poszedł dalej. Gabriel jednak widocznie był zbyt miękki i nie potrafił zignorować czyjegoś ubezwłasnowolnienia, bez względu na rasę i klasę społeczną. Pytanie tylko co on mógł zrobić, żeby nie rozproszyć swojej niewidzialności i nie zwrócić na siebie dodatkowej uwagi (tym bardziej smoka)?
Daritos spojrzał pobierznie na zakutych w kajdany ludzi (i półelfa) po czym wzruszył niewidzialnymi ramionami i ruszył dalej, biorąc za pewnik że pozostali ruszą za nim.
Nie jego sprawa, nie jego problem...
Kiedy nagle zaświecił mu w głowie pomysł. Niewolnicy z pewnością znają drogę, mogą się przydać. A przynajmniej jeden z nich, reszta może sobie gnić dalej. No ale jak już przeprowadzać akcję ratunkową to chyba hurtem. Tylko jak? Przydałoby się porządne zaklęcie wyciszające i Wulfram, który pod osłoną ciszy pozbyłby się szarych.
Zachowując wszystkie środki (cichej) ostrożności, Zaklinacz podzielił się swoimi spostrzeżeniami z pozostałymi.

Początkowo Virmien nie widziała sensu w uwalnianiu kogokolwiek. W zasadzie był to tylko zbędny balast i osoby, na które trzeba będzie jako tako uważać, a które z dużym prawdopodobieństwem wpędzą ich w dalsze kłopoty. Jednak argumenty przedstawione przez Daritosa sprawiły, że zaczęła rozważać taką ewentualność... Zapewne Gabriel w walce o dobro i sprawiedliwość ucieszy się z takiego obrotu spraw, a co niektórzy będą mogli wyładować nadmiar testosteronu na duergarach.
- I wilk syty, i owca cała. Ktoś dysponuje zaklęciem? - szepnął nietoperz po gamie wewnętrznych przemyśleń, trzepocząc skrzydłami nad niewidzialnymi głowami towarzyszy.
- Żadnych walk, idziemy dalej - szybko rozwiał wątpliwości Wulfram. Los niewolników był mu całkowicie obojętny, zaś możliwe profity z ich uwolnienia zbyt nędzne by ryzykować własną skórę. Nie był typem rycerzyka na białym koniu, naiwnie pomagającym wszystkim wokoło.
- Nie mam takiego zaklęcia - stwierdził Tarin. - Nie załatwimy tego po cichu. Nie możemy im pomóc.
Gdyby nietoperz miał jako takie ramiona, to pewnie by nimi wzruszył. Virmien poleciała przodem z zamiarem robienia cichego zwiadu i powrotu do pozostałych, jeśli znów trafią na smoka albo i gorsze stworzenia.
Daritos nie zamierzał protestować. Pokręcił tylko głową i stuknął dwa razy osobę przed sobą, dając do zrozumienia że można kontynuować wędrówkę, zostawiając niewolników samym sobie.
Gabriel nie posiadał zaklęć mogących od tak unieszkodliwić dwóch krasnoludów po cichu, szczególnie że jego magia opierała się na muzyce tkanej na jego specyficznej harfie. Mimo wszystko... Nie, być może wróci po nich później. Teraz sami i tak nie mieli szans uciec z siedziby pełnej duergarów...

Po krótkiej naradzie awanturnicy postanowili jednak nie mieszać się w nie swoje sprawy, i pozostawić niewolników ich własnemu losowi. Może wydawało się to dosyć brutalnym podejściem, jednak było naprawdę wiele “przeciw”, mogących ostro namieszać w planach wyjścia żywcem z siedziby Duergarów. Ruszyli więc dalej, nieco może z ciężkim sercem, jeden czy drugi obiecał sobie jednak tu kiedyś wrócić, i dopilnować uwolnienia zakutych w kajdany.

Przekradając się więc kolejnym korytarzem, po kilku chwilach trafili do jaskini, przez którą musieli przejść, nie było bowiem żadnej innej drogi. Problem jednak polegał na tym, iż owa jaskinia była jakby... stajnią, dla dosyć dziwacznych stworów przesiadujących w drewnianych boksach.


Uwięzione na łańcuchach, z pyskami i żuwaczkami unieruchomionymi kagańcami, wyczuły jednak niewidzialne towarzystwo, zachowując się dosyć szybko agresywnie. Pięć stworów zaczęło z siebie wydawać głośne niby to cykanie, kłapanie i jakby stukające mlaski, co oczywiście zwróciło uwagę pobliskiego Duergara, który darł japę na stwory, jednocześnie i podejrzliwie rozglądając się w koło, szukając zapewne przyczyny takiego zachowania...

Tarin nawet przez moment się nie zastanawiał, co robić dalej. Korytarz między boksami był dosyć szeroki, by wędrowcy mogli wyminąć samotnego dozorcę przemiłych stworzonek i ruszać dalej, bowiem kłopoty zdecydowanie nie były nikomu potrzebne.
Mag poczekał chwilę, a gdy duergar obrócił się w stronę jednego z boksów Tarin przemknął się za jego plecami, po czym poszedł w stronę drugiego wyjścia.
Wulfram również nie miał zamiaru szukać przygód w takim miejscu, starając się być jak najdalej od potwora prześliznął się korytarzem mając na oku jej lub jego potężne haczykowate kończyny. Serce biło mu niczym oszalałe, rozbudzona wyobraźnia ukazywała łatwość z jaką ostre chitynowe szpony rozrywały ciało i pancerz jednako. Wzrok poskramiacza bestii palił równie dobrze co dzikie ognie magów prześlizgując się po okolicy. Mimo przeciętnej temperatury ciało wojownika pokryło się zimnym potem spływając po plecach. Ciche działanie nie było jego domeną... jakże teraz pragnął z milczącym zacięciem wbić ostrze po samą rękojeść w trzewia bestii. Wszak tylko takie czyny mogły zapewnić mu nieśmiertelność w bajaniach bardów.

Gettor 30-08-2013 20:00

Tarin prześliznął się bez problemów obok tresera dziwnych bestii, miejsca było wszak na środku jeszcze gdzieś na trzy metry... gorzej jednak było już z Wulframem. Mimo syków i ogólnego hałasu wywoływanego przez dziwaczne stwory, mimo klnięcia Duergara, by jego stworki się uspokoiły, Wulfram i tak za mocno skrzypiał. No cóż, kto w końcu umie się bezszelestnie skradać w pełnej płytówce.

Duergar podejrzliwym wzrokiem omiótł jaskinię, po czym podszedł do jednego z boksów z potworami. Stamtąd wziął włócznię, po czym znów zaczął się rozglądać... i kogoś nawoływać!.

Gabriel zareagował niemal natychmiastowo, pełna płytówka była zdecydowanie kiepskim pomysłem w próbie pokonania kompleksu jaskiń duergarów cichaczem. Inna rzecz, połechtała go myśl że właśnie ratuje tyłek jednookiemu gadule. Pozostając niewidzialnym wyszeptał pod nosem formułkę zaklęcia, które skoncentrował gdzieś na zagrodach insektów.

Nagle z jednej zagród wydobył się głośny odgłos ocierania się o siebie metalowych elementów, wystarczająco głośny żeby nadzorca mógł go usłyszeć i zwalić winę na nerwowo biegające po zagrodach ankhegi. Elf mając nadzieję, że jego plan wypali chociaż w kilku procentach poszedł po rozum do głowy. Gdzieś, ktoś, kiedyś opowiadał mu o purpurowych robalach rozmiarów małej wioski które z pod ziemi wyczuwały drgania wszystkich istot dotykających jej. W sumie robal to robal, a Gabriel nie posądzał insektowate o ostrość zmysłów dorównującą smoczym, więc założył podobny system wykrywania intruzów. Pstryknął palcami uruchamiając niewidzialne skrzydła przytroczone do również niewidzialnych w chwili obecnej butów, i przeleciał przez pomieszczenie w ślad za Tarinem.

Treser dziwacznych bestii został zaintrygowany dziwnymi odgłosami dobiegającymi z jednej z zagród, kierując w tamtą stronę włócznię. Warknął coś znowu do swego towarzysza, a ten... pognał w nieznanym niewidzialnemu towarzystwu kierunku, o mało w pewnym momencie nieświadomie na nich wpadając.

Nagle też, owy Duergar stracił nagle łeb. I to dosłownie. Głowa tresera została odrąbana jednym cięciem, a reszcie awanturników ukazał się już widzialny Wulfram z zakrwawionym mieczem.
- Działał mi już na nerwy - Burknął mężczyzna, po czym i odcięty łeb, i ciało wrzucił do jednej z zagród, gdzie jeden ze stworów, wciąż mając kaganiec na pysku, próbował pożreć łysego brodacza.

Pozostali na moment w jaskini sami, ze sporych rozmiarów plamą krwi na posadzce, widzialnym Wulframem, i mocno szalejącymi stworami w zagrodach...

- Nie miała baba kłopotu... - mruknął Tarin. Płeć co prawda się zgadzała, ale reszta... - Za nudno nam było. Niech go szlag.
Życzenie mogło się wnet spełnić, bowiem zamieszanie zrobiło się niezłe, a Wulfram - nie da się ukryć - rzucał się w oczy.
Na razie jednak Tarin nie miał zamiaru nic robić. Bo i co mógłby zdziałać? Pozostawało tylko czekać.
- Pozostańcie w ukryciu, jeśli natkniemy się na przeciwników pamiętajcie że mamy misję do spełnienia. Nie warto ryzykować dla jednostki. - przez chwilę zastanawiał się czy jego słowa zgadzają się z tym co naprawdę myśli o zaistniałej sytuacji. Wojna o Silverymoon stała się jego wojną. Stawał się za stary na profesjonalizm. - Naprzód - rzucił tylko, odkładając na później wszelkie przemyślenia.

- Ciężka cholera, wyluzuj dopóki stąd nie wyjdziemy, ja naprawdę nie szastam zaklęciami na lewo i prawo - powiedział do Wulframa niewidzialny elf podlatując do niego i z powrotem usuwając z linii wzroku ewentualnych gapiów.
- Wulfram, cholero jedna! - Wycedził cicho przez zęby Zaklinacz. - Niewolników to nie ratujemy, bo szkoda zachodu, a teraz spontanicznie rąbiesz wszystko?! Gabriel, pospiesz się i zmywajmy się stąd.
- No to idziemy, idziemy - Ponagliła ich niewidzialna Krasnoludka. Ruszyli więc dalej, znów również ze skrytym magią Wulframem, opuszczając czym prędzej jaskinię z zagrodami.

Po kolejnych dwóch korytarzach, i jakimś pustym pomieszczeniu mieszkalnym, towarzystwo znalazło się na… arenie?? Albo w jakiejś prymitywnej świątyni? Pewni zastosowania owego pomieszczenia nie byli, co ważniejsze jednak, znajdowali się tu bez żadnych Duergarów, dalej zaś prowadziły kolejne dwie odnogi… jak nic błądzili.


- Chodźmy w lewo - zaproponował Tarin. - Chyba że wolicie rzucać monetą.
W normalnych okolicznościach obejrzałby dokładnie całe pomieszczenie, ale to z pewnością nie były normalne okoliczności i zdecydowanie lepiej dla nich byłoby wynieść się stąd jak najszybciej.
- Daritosie, jesteś w stanie sprawdzić te korytarze swoim zaklęciem? Głupio pobłądzić i tracić czas, a niewidzialność nie jest wieczna - zwrócił się Gabriel do siwego maga.
Zaklinacz kiwnął głową, co po chwili potwierdził też słownie, bo przypomniał sobie że nikt jego kiwnięcia nie dostrzegł z oczywistych powodów.
Rzucił czym prędzej zaklęcie magicznego oczka i skierował swoje cudeńko w kierunku prawego korytarza. Przez jakieś dziesięć minut, koncentrując się na swym czujniku, Zaklinacz poznawał teren biegnący prawym korytarzem, i niestety, ale nie wyglądało to wszystko zbyt obiecująco. Tunele, tunele ciągnące się bez końca, i naprawdę sporadyczne, niewielkie i opuszczone pomieszczenia, a wszystko zaś zdawało się schodzić coraz niżej i niżej w głąb ziemi, sam Daritos miał zaś dziwne wrażenie, jakby owe korytarze ciągnęły się do samego Podmroku. Może i właśnie tak było, wziąwszy pod uwagę iż tu panowały Duergary… oni z kolei mieli się z owej góry wydostać, a nie zagłębiać się coraz bardziej pod powierzchnię! Czyżby więc Tarin miał nosa, proponując lewy korytarz?

- Dobra, moi państwo. - Powiedział w końcu Daritos po kilku minutach skupienia. Zaklinacz potarł czoło dłonią. - Trochę to trwało, ale musiałem się upewnić i wejść trochę głębiej w korytarz. Prawa odnoga zdecydowanie nie jest dla nas, wchodzi głębiej w dół, a nie ku powierzchni i było tam już tak ciemno, jakby prowadził do samego Podmroku. Idziemy lewym.
- Masz jeszcze parę tych oczek? - spytał Tarin.
- Możliwe, a do czego? - Spytał prewencyjnie Zaklinacz. - Jeśli mają iść przed nami to będzie potrzeba kogoś, kto będzie mnie niósł, albo chociaż za rękę prowadził, bo muszę się absolutnie skupić na kontrolowaniu oczka.
- Poniosę Cię, sprawdzaj teren przed nami swoją magią - stwierdził krótko Wulfram.
- Tylko powiedz mi gdzie jesteś… - dodał.

abishai 02-09-2013 21:30

Warunki lotu zdecydowanie się pogarszały z każdą chwilą. Podróż z trudnej stawała się niemożliwą. Tak więc Samotnik nie zdziwił się, gdy usłyszał słowa Saebrineth.
-Musimy lądować gdzieś, i znaleźć jakieś schronienie!-alt elfiej łotrzycy próbował przebić się przez mroźną zawieruchę.
Miała bowiem rację.
-Za mną.”-przekazał telepatycznie Raetar tworząc przy okazji przewodnika. On sam nie widział za wiele w tej zadymce. Ale śnieżna sowa którą przywołał, już tak.


Ptak pofrunął w dół, Raetar za nim upewniając się telepatycznie, iż reszta podąża za nim.
Latający dywan elfiej łotrzycy pognał za nim, a elfie oczy starały się nie zgubić go z widoku.
- Zima!! - Wydarł się Foraghor - Zima wszędzie i lód!!

Czyżby mu lekko już czerep zmroziło?

Wylądowali w śnieżycy tak potężnej, że ledwo cokolwiek widać w niej było. Zimno było przenikliwe, a miejsce zdradliwe. Potrzebowali schronienie, ciepła i posiłku.
I Samotnik o to zadbał. Jeden jego ruch dłoni sprawił, że śniegu wystrzeliła organiczna papka, która w kilka minut uformowała dżinna, a ten zaś swoją mocą utworzył im kamienną kopułę, chroniącą przed wiatrem śniegiem. Niezbyt dużą, ale wystarczyło na rozpalenie ognia za pomocą fiolki a ogniem...tyle, że alchemicznym. Do tego dżinn załatwił smaczny nawet posiłek, głównie roślinnego pochodzenia. I całkiem niezłe wino.

Dłonie Arasaadi były blado-niebieskie, a sama kobieta posykiwała z bólu. Jak nic je sobie odmroziła, co mogło się źle skończyć bez odpowiedniego wykurowania… w tej chwili zaś najważniejszym było, żeby je właśnie ogrzać, co też uczyniła przy niewielkim płomieniu.
- Ile może taka pogoda potrwać? - Spytała.
-Kilka minut, kilka godzin, kilka dni… w górach pogoda jest zmienna.- wtrącił cicho Ilisdur.
A Raetar położył dłonie na dłoniach kobiety, pod ich dotykiem… one zaczęły się goić, choć bardzo powoli. Samotnik uznał, że lepiej delikatnie czynić postępy w uzdrawianiu niż skokowo.
- Do dupy to wszystko he? - Wtrącił się Foraghor, zacierając dłonie - No ale ponoć za takie rzeczy nam właśnie płacą...
Samotnik niechętnie pokiwał głową. Cała ta wyprawa śmierdziała i to bardzo… Może warto by się z niej wycofać?
-Płacą nam… za unieszkodliwienie zagrożenia. Płacą… zdecydowanie za mało.- stwierdził po namyśle.
- To co, stawka rośnie? - Barbarzyńca spojrzał wymownie na Raetara.
- A sumienie nie gryzie? - Wtrąciła Arasaadi.
-Oj gryzie. Ale nie w tym miejscu co trzeba.-uśmiechnął się złośliwie Raetar.-Jakby nie spojrzeć.. Im dalej idziemy, tym bardziej plan władców Srebrnych Marchii wydaje się być pobożnymi życzeniami, niemożliwymi do realizacji.
- No ale chyba bliżej końca niż dalej jesteśmy co? - Powiedział Foraghor, po czym szturchnął Ilisdura łokciem - Bogactwo już czuję, odpoczynek po tym znoju, i sikoreczek tuzin... - Zaśmiał się odrobinkę obleśnie.
-Mam wrażenie, że raczej na początku. To był łatwiejszy kawałek drogi.- stwierdził Ilisdur, a Raetar skinął głową.-Należy brać, że mogliśmy capnąć ofiarę większą niż zdołamy przełknąć. I zawsze… mieć w zapasie plan awaryjny. Czyli ucieczkę.
- Ja rozumiem, że należy być ostrożnym i przewidującym, ale i chyba nie popadać w paranoję co? - Powiedziała Arasaadi - W sumie nadal niewiele wiemy o celu podróży, może się okaże, że wcale nie będzie wszystko takie czarne, jakim je Raetar maluje? - Uśmiechnęła się do niego.
-Wąt…-zaczął Samotnik, ale przerwał i wzruszył ramionami.-Na razie… Na pierwszym miejscu trzeba będzie postawić na zwiad. A dopiero potem ruszać do środka. Zwiadem zajmę się… ja chyba. I ocenię zagrożenie. I czy… warto będzie kontynuować tą misję.

Po tych słowach zmienił temat i spytał Foraghora.- A ty masz do czego wracać po tej misji? I na co wydasz pieniądze?
Choć po prawdzie odpowiedź nasuwała się sama.
- Heh... - Uśmiechnął się półgębkiem Barbarzyńca - Mam na oku kawałek ziemi, jest tam nawet osada, pojawię się jako bogacz i się zobaczy... - Powiedział, chyba odrobinkę zaskakując pozostałych.
-Co kto lubi… w jakich krainach ten kawałek ziemi?- zapytał Raetar dla podtrzymania rozmowy.
- Niedaleko Neverwinter. Na zadupiu sporym, wokół lasy ale to i lepiej, będą przynajmniej jakie Ogry czy Orki do ubicia, żebym się nie zanudził - Foraghor wyciągnął zza pazuchy podmarzniętą flaszkę wina - Jeszcze nie odtajała...
-To trzeba było spróbować wina dżinna, a nie narzekać że nie magiczne.- mruknął Samotnik i wzruszając ramionami dodał.- Blisko Neverwinter? Kłopotliwa okolica… barb… puszcza dookoła i Luskan o rzut kamieniem.
- A więc w sam raz dla mnie co? - Foraghor wzruszył ramionami, po czym potrząsnął swoją flaszką - Samoróba… tego bym się napił, no ale jak nie idzie inaczej, to niech już będzie te magiczne….
Raetar podał barbarzyńcy to co pozostało z wina. Przed nimi ciężka… noc… a może wieczór? Albo południe? W tej zawierusze stracił poczucie czasu, a nie mogli ruszyć dopóki nie skończy się zadymka.-Czuwam pierwszy, jak zacznie dopadać mnie znużenie… zbudzę… Ilisdura.
Elf w milczeniu skinął głową.
- A właśnie, jak to było z Tobą? - Barbarzyńca zwrócił się do Elfa - Co Ty miałeś robić po całej tej wyprawie?
-Ja? Cóż…- elf splótł dłonie razem.-Ja wyruszam do Cormanthoru, ponoć roi się od drowów, łatwo tam odzyskać dobre imię wśród mego ludu… lub inaczej skończyć wygnanie.
Czekała ich ciężka noc i przeczekiwanie zadymki, niemniej przygotowane naprędce schronienie i zapewniona przez dżinna żywność powinna wystarczyć na przetrwanie w tych warunkach.

Buka 04-09-2013 15:55

Gdzieś pod ziemią...
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
wieczór?


Prowadzeni magicznym czujnikiem Daritosa, śmiałkowie przekradali się przez siedzibę Duergarów, do tej pory mając spore szczęście w unikaniu większych kłopotów z łysymi kurduplami. Problem jednak polegał na tym, iż to chyba było jedynie kwestią czasu, nim się coś spier... nie wyprzedzajmy jednak faktów.

Zaklinacz nie miał zbyt dużego wyboru odnośnie drogi. W korytarzach, czy i jaskiniach lub mniejszych pomieszczeniach, w których było słychać mieszkańców, logicznym było skierowanie się w inną stronę. Nie wszyscy wszak byli tak cisi jak wypadało, by przejść ledwie o dwa kroki obok wrogów, lepiej więc nie ryzykować. Przekradali się więc z nadzieją na szybkie odnalezienie wyjścia, licząc przy okazji na wiedzę Liri. Wszak to kiedyś była siedziba jej braci i sióstr, a Krasnoludka mogła rozpoznać niektóre miejsca chociażby tylko z wyglądu i przeznaczenia.

- Chyba dobrze idziemy - Szepnęła Liri - Z reguły powinniśmy niedługo trafić na jakiś posterunek, na drodze ku wyjściu...


~


Jeden czy drugi odkaszlnął.

Ktoś poczuł jakby piasek między zębami, splunął więc, zdecydowanie wyczuwając w ślinie coś, czego tam powinno nie być. No ale to wszak w końcu kurz może jest, a co się nim dziwić w takim miejscu. Wkrótce dotarli do nieco szerszego korytarza, na końcu którego znajdowały się uchylone, żelazne wrota, a w samych ścianach tuż obok nich znajdowały się otwory strzelnicze. Jak nic wartownia, za którą najprawdopodobniej znajdowało się wyjście. Albo przynajmniej było już naprawdę niedaleko.

- Dlaczego ja was widzę? - Spytał nagle Daritos, dostrzegając sporo z towarzyszy.

Głowa i ramię Tarina, niemal kompletny tułów Wulframa, cała lewa połówka Meggy, i inne części ciał pozostałych osób były w mniejszym lub większym stopniu widoczne.

Oj...

I wtedy rozległy się rogi alarmowe.

- To magiczny pył! - Krzyknął Gabriel. Nie było sensu już się chować. Przynajmniej w tej chwili
- Chyba rozprowadzili go wentylacją! - Dodała Liri, wskazując niewielkie otwory na ścianach tuż pod sufitami.

Sprawa się rypnęła.

Wrota strażnicy przed nimi zatrzasnęły się z hukiem, a za całym towarzystwem pojawił się jakby cichy syk. Gdy zaś śmiałkowie spojrzeli w tamtą stronę, korytarzem za nimi przesuwała się prosto na nich chmura wypełniająca całą jego przestrzeń. Zielono-żółtawa, złowroga chmura, która zdawała się lekko palić powierzchnię ścian, sufitu i podłogi, nie wróżąca zdecydowanie nic dobrego.


- Sukinsyny! - Ryknął Wulfram, podsumowując sytuację.

A jakby tego wszystkiego było mało, z bocznego korytarza, łączącego się z ich tunelem, dobiegły ich odgłosy typowe dla zbrojnego oddziału. Jeden rzut okiem w tamtą stronę wystarczył, by zauważyć oddział przesuwających się w ich stronę tarcz, najeżonych włóczniami.

Pięęęęknie.












Na zboczach gór
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
wieczór

Towarzystwo z Silverymoon, schronione przed zamiecią śnieżną, spędzało obecnie czas na zboczu góry, ogrzewając się przy ogniu, i rozmawiając na błahe tematy. Wypytywali się wzajemnie o plany na przyszłość i tym podobne, niejako starając sobie chyba dodać w ten sposób otuchy przed nieznanym, znajdującym się już chyba całkiem niedaleko. W końcu bowiem ich wędrówka powinna ulec kresowi, ileż można jeszcze gór przemierzyć, by spotkać się z głównym prowodyrem ataku na "Klejnot Północy"?.

A wtedy Raetar wyczuł obecność innych umysłów, i to wyjątkowo blisko obozowiska.


Dwa duże, białe, i włochate stwory zawarczały przeciągle do grupki, i trudno było stwierdzić w ciągu ledwie sekundy, czy to jawna napaść, czy może jedynie nieporozumienie wywołane pogodą? Foraghor już chwytał za miecz, a Arasaadi za kuszę, gdy Samotnik poderwał się z miejsca, wychylając przysłowiowo przed szereg. Było bowiem w tych istotach coś, co wyczuwał tylko on. Ich umysły nie były wypełnione agresją...

Jeden ze stworów, pod bacznym okiem grupki z orężem gotowym do użycia, wyciągnął jakieś podłużne zawiniątko, które rzucił pod nogi lekko zdziwionych śmiałków... po krótkim wahaniu zaś, Arasaadi pod bacznym okiem Raetara rozsupłała to coś, które okazało się jakby kosturem Maga! Kryształ na kosturze z kolei emanował niebieskawym światłem, podobnie jak wyryte runy, a ledwie po pochwyceniu w dłoń, wokół całego towarzystwa, w odległości kilkunastu kroków, ustały wszelkie efekty zamieci śnieżnej, zupełnie jakby właśnie owy kostur zapewniał przeciw tej nieprzyjemnej pogodzie ochronę w postaci jakiegoś magicznego kręgu.

Interesujące.

Jeden z włochatych znów warknął przeciągle, choć cichym tonem, wskazując łapą jakiś kierunek. Wychodziło więc na to, iż owe stwory chyba chciały, by towarzystwo udało się właśnie tam.

- Eeeee... co? - Burknął Foraghor.
- A bo ja wiem? - Szepnęła Arasaadi.

Raetar za to wiedział.

I jakoś wątpił, by było to jakieś towarzystwo powitalne od samego "H". Nie, ci tutaj, to były prymitywne stwory gór, a nie podkomendni kogoś, kto miał środki i czelność zaatakować Silverymoon. To wszystko wyglądało raczej na niby przypadkowe, choć przemyślane zaproszenie, stojącej za włochatymi jednostki, mającej możliwość używania i posiadania magicznych przedmiotów, a więc kogoś inteligentnego. A Samotnik lubił takie małe zagadki...

- Chodźźźź? - Wychrypiał niespodziewanie jeden z włochatych.

Po krótkiej więc, i nieco burzliwej wymianie zdań między awanturnikami, postanowili ruszyć za owymi stworami.


~


Włochacze idące przodem, poprowadziły ich w środku śnieżnej zamieci, do oddalonego o niecały kwadrans tunelu. Wewnątrz zaś śmierdziało zwierzętami, a wszystko było kompletnie pokryte lodem. Było nieco przyjemniej niż na otwartej przestrzeni, choć dosyć zimno, dało się jednak wytrzymać bez większych problemów. Raz wykopyrtnął się na śliskiej nawierzchni Ilisdur, raz Foraghor, nie było jednak źle?


W końcu pojawiła się jakaś lodowa jaskinia, następnie schody, a dalej... komnaty mieszkalne? Co prawda niemal wszystko wykonane z lodu, nawet takie meble jak stoły czy krzesła, tu i tam walały się jednak jakieś futra, płaszcze i rozmaite, zwyczajowe przedmioty, tworząc spory bajzel. Zdziwieni, szli jednak dalej za futrzakami, które co pewien czas odwracały łby, i machały łapą, by śmiałkowie dalej za nimi podążali.

W końcu zaś wszyscy znaleźli się w kolejnej, tym razem nieco mniejszej jaskini, na środku której, na łożu z lodu okrytym futrami... leżała jakaś panienka, mająca na sobie przewiewną białą sukienkę, odsłaniającą wiele z jej kształtnego ciałka. Kolor sukni, miejsca i jej skóry oraz włosów, zdawał się zlewać w jedną biel. Na odgłosy zbliżających się przekręciła się na brzuch, po czym podpierając twarz na dłoniach (i wesoło machając bosymi stopami) przyglądała się przybyszom oczętami błękitnymi niczym klejnoty.


- Grrrrruuuu? - Warknął do niej jeden z futrzaków.
- Goście! - Rozpromieniła się, podskakując na kolana, i obdarzając zdziwionych awanturników słodkim uśmiechem - Już dawno tu nikogo nie było! - Przyklasnęła kilka razy w dłonie, wyraźnie uradowana tym spotkaniem.











.

Kerm 18-09-2013 20:16

- Gempa bumi - powiedział Tarin, wskazując na korytarz, którym nadciągały druergary. Trzęsienie ziemi było bardzo lokalne i bardzo widowiskowe, bowiem kawałek wspomnianego korytarza po prostu się zawalił, grzebiąc pod skałami nadciągających wojowników.
Unosząca się gdzieś pod sklepieniem Virmien bardziej dostrzegła niż odczuła pod stopami efekt zaklęcia. Pomysł był prosty i skuteczny. Sama też nie zamierzała bezczynnie przyglądać się poczynaniom pozostałych, zbliżyła się do złowrogiej chmury, która zapewne musiała wewnątrz strasznie śmierdzieć i wywoływać różne nieprzyjemności...
- Blas vindinum... - odezwał się nietoperz kobiecym głosem, przywołując moc natury - ...indregio gust.
Słowa jeszcze nie przebrzmiały, a od drobnego stworzonka w stronę chmury zerwał się silny wiatr, rozwiewając i stawiając opór - zapewne magicznemu - zjawisku.
Druidka miała nadzieję, że jeśli nie przegoni chmury całkiem, to chociaż spowolni ją i rozrzedzi na tyle, by nie stanowiła większego zagrożenia.
Czując pierwsze wstrząsy Gabriel uznał, że woli jednak nie sprawdzać magnitudy trzęsienia, tak więc czym prędzej uderzył stopą w podłogę, aktywując moc skrzydlatych butów. Elf wzniósł się kilka metrów nad ziemie rozglądając się za belkami podporowymi korytarza, po czym usadowił się dokładnie pod jedną z nich, jako że w przypadku postępującego zawalenia się przejścia będzie to ostatnie miejsce, które spadnie mu na łeb.
- Osłaniajcie mnie! - krzyknął bard odpinając z paska przy ramieniu harfę i koncentrując się na wypatrzeniu możliwie jak największej ilości strzelców w otworach nad wrotami.
- Arie Nubare Setra - wplótł słowa zaklęcia w rytm szarpania za struny harfy, dźwięki potoczyły się po jaskini dobiegając do posterunku, w którym nagle na moment zapadła całkowita cisza, nawet pociski z kusz wydawały się chwilowo zaprzestać morderczej wędrówki ku swoim celom.
- Jak to ktoś ostatnio powiedział, za nudno nam było - podsumował Zaklinacz, lądując na ziemi po zeskoczeniu z Wulframa. Następnie Daritos rozproszył magiczne oczko, nie będzie już potrzebne, po czym rzucił również zaklęcie od siebie.
- Arachnia insenei! - Krzyknął do wtóru towarzyszy, tworząc tuż przed krasnoludami całe mnóstwo lepkich, pajęczych sieci, które torowały cały korytarz.
- Niech ktoś to podpali kiedy w to wejdą - dodał.

Wywołane przez Tarina trzęsienie ziemi skutecznie ostudziło zapały zbrojnego oddziału Duergarów, zwalając im sklepienie na łby, i całkowicie blokując tunel którym owi brodacze pędzili do śmiałków… a na wszelki wypadek Daritos zablokował jeszcze tamten obszar magiczną siecią.

W tym też czasie Virmien-nietoperz zajęła się podejrzaną chmurą, powołując do istnienia silny wiatr, częściowo chyba rozwiewający, a częściowo i przesuwający w tył żółto-zielone obłoki… co wywołało masę wrzasków w głębi tunelu, zdaje się, że właśnie za ową chmurą.

Elfi Bard skupił się zaś na posterunku przed nimi, rzucając czar na ewentualnych strzelców skrytych w otworach. Nastała więc względna cisza, i nie śmigały w ich stronę żadne bełty, choć wrogowie za chmurą zdecydowanie dawali o sobie znać jakimiś nawoływaniami.

- Powinniśmy się ruszyć - Powiedziała Liri.

Zupełnie zaś, jakby na potwierdzenie jej słów, w chmurze mgły rozległy się ciężkie, dudniące kroki, nadchodzącego stworzenia.
- Cofnąć się! - ryknął Wulfram, wyskakując przed towarzystwo, z mieczem gotowym na spotkanie z nieznanym. Z chmury wyłonił się zaś trzymetrowy, kamienny stwór, walący piąchą w Wulframa, wojak zablokował jednak ten cios, a wszystkim aż zadźwięczało w uszach, gdy kamienna pięść przywaliła w miecz.


Tarin przesunął się nieco w bok, by Wulfram nie stał między nim a golemem, przy okazji wyciągając z sakiewki kawałek futra i szklany pręt.
- Kilat! - powiedział mag, a z jego palców strzeliła w stronę golema błyskawica.

sheryane 19-09-2013 00:14

- Ożesz, skąd to się wzięło? - Warknął zaskoczony Zaklinacz, po czym szybko przygotował zaklęcie. Obie jego ręce zostały całkowicie zmrożone.
- Glacia radium! - Wykrzykiwał raz za razem Daritos, posyłając w golema kolejne promienie mrozu. Meggy zaś posłała w konstrukt serię magicznych pocisków...
Gabrielowi nie do końca spodobała się kamienna sylwetka, która postanowiła dołączyć do zabawy w zawalonym hallu. Nie podobała mu się tym bardziej, że z założenia większość konstruktów była dość oporna na magię z kilkoma wyjątkami… których elf w chwili obecnej za nic nie potrafił sobie przypomnieć. Pozostała więc stara, dobra fizyczna siła.
- Jednooki! - Krzyknął, koncentrując na wojowniku słowa pieśni, nadając mu w ułamku sekundy lekkości i gracji, której pozazdrościłby mu niejeden elf.
Tymczasem druidka nie dysponowała ani magią dość potężną, by skrzywdzić golema, ani niespecjalnie miała ochotę pchać się w pobliże Wulframa obłożonego magią Gabriela i szykującego się do walki mieczem. Raczej by tam bardziej przeszkadzała niż pomagała… Czując się względnie bezpiecznie w swej latającej formie, Virmien skierowała się w stronę strażnicy, szukając sposobu na otwarcie wrót strażnicy. A że mechanizm zapewne znajdował się w środku, ostrożnie podfrunęła do jednego z niżej usytuowanych okien, by ocenić sytuację wewnątrz.

Wszelaka magia, jaką śmiałkowie potraktowali kamiennego wielkoluda, nie wywołała na nim żadnego efektu, po prostu wnikając w jego ciało. Runy Golema w tych momentach na chwilę jaśniały, zdawało się jednak, iż nie one absorbują wszelakie zaklęcia, tylko stwór sam z siebie… chyba więc magią tu nikt niewiele zdziała.
- Dari? - Pisnęła do Zaklinacza na taki rozwój wydarzeń Meggy.
- Stań za mną! - Krzyknął do niej Daritos, ciągnąc dziewczynę za siebie.

Przyspieszony Wulfram wykonał serię czterech mocnych ciosów, z czego jednak tylko dwa były celne. Te zaś, odłupały jedynie po malutkim kamyczku z cielska przeciwnika, nie czyniąc mu praktycznie żadnych ran. Pięęęęknie…

W tym czasie Virmien-nietoperz poleciała do strażnicy, zaglądając do niej przez otwory strzelnicze. Niewiele jednak zobaczyła, poza bełtem przelatującym o cal od jej małej, szpiczastouchej główki.

Golem zaś zamruczał, po czym natarł kontrą na Wulframa. Dwie kamienne piąchy opadły na jednookiego mężczyznę, który przed jedną się uchylił, druga jednak trafiła go po biodrze… Za samym Golemem z kolei chmura świństwa uległa rozwianiu, pojawiły się za to w tunelu Duergary. Dużo wściekłych Duergarów...

- Cholera jasna, co robimy?! - Krzyknęła Krasnoludka, nerwowo machając kuszą - Kamiennego ino połechtać idzie!
- To się robi nudne - stwierdził Tarin, po czym kolejnym zaklęciem zawalił kolejny tunel. - Wyjścia się nam kończą - powiedział. - Tunele, znaczy się.

Sierak 20-09-2013 08:48

- Otwórzcie nam wejście do strażnicy, ja postaram się coś zrobić z golemem - zakomunikował Gabriel schodząc w locie odrobinę niżej, jednak dalej będąc poza zasięgiem ramion konstrukta, dziewięć metrów od niego tak na elfie oko. Nabrał powietrza w płuca, dawno nie nadużywał swoich umiejętności do takiego stopnia, więc musiał być w pełni skoncentrowany żeby czegoś nie spartolić.

Palce musnęły struny harfy nieco energiczniej niż wcześniej, kreując niezwykle skomplikowaną melodię zdającą się poniekąd wpływać na otoczenie. Katorżnicze dźwięki z jednej strony insipirowały do boju, z drugiej… czy na ciele golema pojawiło się pęknięcie?
- Osłaniaj mnie, postaram się go jak najszybciej zdjąć!
- Byle szybko bo “Waligóra” rozsmaruje nas w tym ciasnym korytarzu. - odparł wojak skupiając się na unikaniu ogromnych łap ożywionego kolosa. Czuł że może jeszcze długo ciągnąć tę zabawę w kotka i myszkę, ale wiedział że czas gra tu na jego niekorzyść. Z każdą chwilą on opadał z sił zaś golem niestrudzenie i uparcie młócił by go dopaść.

~ Otwórzcie wejście do strażnicy. Łatwo powiedzieć. ~ skomentowała Virmien w myślach.
Nie była pewna, czy bełt z kuszy, który śmignął obok niej celował właśnie w nietoperza. Rzucając zaklęcie była raczej zbyt daleko, by mogli ją dostrzec. Ale cholera ich wie… Nie zamierzała jednak zastanawiać się zbyt długo. Jeśli ktoś miał szybko dostać się do środka, to padało właśnie na nią. Co prawda liczba przeciwników w środku była zapewne przytłaczająca, ale może kupi znowu trochę czasu pozostałym…

Na logikę biorąc mechanizm otwierający powinien być też gdzieś w pobliżu drzwi. Tak więc nietoperz dzielnie wleciał do środka, oknem znajdującym się najbliżej wrót, i zatoczył krąg pod sufitem, oceniając sytuację.

Kolejny tunel zawalił się z hukiem, przy okazji grzebiąc pod sobą chyba z tuzin Duergarów, odcinając i tu możliwość przejścia, być może i już na zawsze.

Dzięki magicznemu wsparciu Gabriela, Wulfram odzyskał nieco na zdrowiu, a jednocześnie sam konstrukt otrzymał rany wywołane dźwiękowym atakiem Elfa. Nie były to wielkie rany, ale zawsze coś… Golem w końcu jednak kontratakował. Przed jednym z ciosów karczmarz odskoczył w bok, ale drugi trafił go dosyć boleśnie, przy dźwięku uderzanej zbroi.

W tym czasie Virmien-nietoperz wleciała do strażnicy, o mało nie rozbijając się o jej wąskie wnętrze. Wewnątrz zaś zauważyła trzech zbrojnych Duergarów, z czego jeden z nich miał naprawdę debilny wyraz twarzy, uśmiechając się do… ściany. Pozostali dwaj byli za to mniej nieobecni, a na widok nietoperza wewnątrz strażnicy zaczęli przeładowywać kusze.

Golem na razie w najlepsze się bawił, zatem Tarin postanowił mu w tej zabawie nie przeszkadzać. Lepiej było zająć się stworzeniem drogi odwrotu. Dwa korytarze przestały istnieć, a trzeci zagradzała brama. I właśnie z tym należało się zmierzyć. Ale tym razem nie wystarczył szklany pręt. Tu potrzebny był magnetyt i troszkę pyłu.
- Perpecahan! - powiedział.
Zielony promień wystrzelił z jego palców, trafiając w stalowe wrota.

Zaklinacz w tym czasie, widząc że część drużyny zajęła się już bramą, postanowił spróbować jeszcze jednej sztuczki na golemie.
- Arachnia insenei! - Powiedział znów Daritos, tym razem kierując pajęczą sieć tuż przed buźkę wielkiego, kamiennego przeciwnika.
- Hej towarzystwo, otwierajcie tam te drzwi szybciej! - Krzyknął elf do pozostałych widząc, że jego pieśń średnio oddziałuje na konstrukta i w takim tempie do jutra zejdzie mu użeranie się z nim. Inspirację odwagi sobie darował, bo Wulfram specjalnie do walki się nie palił raczej skupiając na sobie uwagę golema i odganiając go od Gabriela.
- Ugh, jeżeli doda Ci to odwagi to po wszystkim poskładam Cię do kupy - odezwał się do jednookiego wiedząc, że średnie to pocieszenie. Mimo wszystko znowu szarpnął mocniej za struny wywołując kolejne kilka pęknięć na kamiennej sylwetce konstrukta.

Kolejnego krzyku Gabriela Virmien już nie słyszała, zajęta bowiem była własnymi duergarami. Ten, który gapił się w ścianę, prawdopodobnie odczuwał jeszcze skutki zaklęcia barda, ale w każdej chwili mógł się spod niego uwolnić. Wewnątrz było też za mało miejsca na używanie zdolności największego kalibru, druidka musiała więc szybko wymyślić coś innego. Nietoperz opadł w dół, ale nim dotarł do podłogi rozpłynął się w powietrzu, a w jego miejscu wyrosła paskudna wiedźma annis.


Pazurzastą łapą zamachnęła się ku najbliższemu krasnoludowi, mierzącemu do niej z kuszy… Tego pod ścianą zamierzała zostawić Gabrielowi.

Jednooki zaciskając szczęki, wściekle nacierał. Gdyby nie magowie taka sytuacja nigdy nie miała by miejsca. Masakrowanie krasnoludów, orków czy nawet przedstawicieli własnej rasy nigdy nie sprawiało mu większych problemów. Zazwyczaj wystarczyło mu wykonać kilka cięć w witalne punkty by przeciwnik legł na ziemi martwy. Przeklęci magowie wypierdki boskich kaprysów, obdarzeni “darem” Mystry sprawiali że świat stawał się tak straszliwie zagmatwany.
- Elfie chędożenie! - warknął, nie zamierzając ustąpić.

abishai 21-09-2013 20:10

Wszystko w tym miejscu śmierdziało Auril. Niemalże niewidoczny zapaszek tej bogini roznosił się po całej jaskini. Samotnik rozglądał się nieufnie po lodowym królestwie śnieżnej ślicznotki.
Po czym skupił się na samej dziewuszce przyglądając się jej… Kobiecy głos w jej głowie ironiczny i złośliwy nawoływał do walki, drugi delikatny i ciepły do spokoju, ale najważniejszy był trzeci głos. Mędrca z ironicznym zacięciem… mówcy. Istoty, która do pewnego stopnia zastąpił mu ojca.
Raetar się z nim zgadzał i wystąpił przed szereg mówiąc.- Witaj pani, jesteśmy podróżnikami i badaczami błądzącymi po dalekiej północy. Czy… możemy wiedzieć czyje to życzliwe serce przyjęło naszą zbieraninę, pod swój…- mag zerknął w kierunku sufitu jaskini.- ...dach?
- Zwę się Harmony Seeker -
Panienka się do nich uśmiechnęła schodząc z łoża, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów brązowe futro, którym się owinęła - Miło kogoś tu spotkać… niezbyt często mam gości.
Dwaj włochaci przysiedli zaś w rogu, tępo przyglądając się rozmowie. Jeden z nich zaczął nawet po chwili grzebać w swym futrze, wyraźnie nie przykładając uwagi do obserwowania gości jego pani.
-Myślę, że położenie rezydencji ma na to duży wpływ. - odparł Samotnik rozglądając się.- Jakkolwiek jest ona ładna, to zawsze można by pomyśleć nad przeprowadzką bardziej na południe. Do Srebrnych Marchii na przykład.
Skłonił się dziewczynie dodając.- Na imię mam Raetar, nazwisko nie jest zaś warte spamiętania.
Po czym przedstawił z imienia resztę towarzyszy.
- Bardzo mi miło…a co do południa, trochę za ciepło jak dla mnie - Powiedziała, przypatrując się każdemu z mężczyzn przez dłuższą chwilę, następnie zaś machnęła dłonią po rozległym pomieszczeniu - Chcecie spocząć, posilić się?
Samotnik rozejrzał się po swych towarzyszach i rzekł w odpowiedzi.- Raczej nie odmówimy tak hojnej ofercie.
- A winko pani masz?
- wypalił Foraghor.
- Oczywiście - Uśmiechnęła się Harmony…
Ilisdur rozejrzał się dookoła i tylko skinął w milczeniu, w przeciwieństwie do Foraghora, elf zachował czujność i był podejrzliwy w stosunku do futrzastych opiekunów kobiety. Reatara to nie dziwiło, ostatnie gościnne miejsce okazało się być siedliskiem demonów… a i tak było mniej podejrzane niż to. Samotnik nie bał się jednak otrucia. Sam nie mógł być otruty w tej chwili, a jego towarzysze dopóki trzymali się blisko niego również, nie odczuwali wpływu trucizn na swe ciała.
Towarzystwo zasiadło więc na futrach nieopodal, a przed nimi - i oczywiście magicznie - pojawiło się sporo jadła i trunków, choć co ciekawe, było niewiele ciepłych potraw, a jeśli już, to zdecydowanie nie parowały, a zważywszy na miejsce w jakim się znajdowali…

- Skąd przybywacie? - Spytała dziewoja, podjadając zdaje się winogrona - I oczywiście dokąd zmierzacie? - Zachichotała - Jesteście potężnymi wojownikami, magami? A może wy macie jakieś pytania? - Jej buźka najwyraźniej nie miała zamiaru się przymknąć…
-Mnóstwo. Dlaczego wybrałaś te góry za swą siedzibę, czym.. kim są te stworzenia które ci służą i czym ty się zajmujesz siedząc w tej samotni w górach.- Raetar wolał, żeby ona się rozgadała, niż… on musiał odpowiadać na jej niewygodne pytania.
- Taka moja natura… - Harmony uśmiechnęła się - Wolę mniej ciepłe miejsca… żyję tu sobie, gdyż wielu się mnie obawia, ale ja naprawdę nie chcę nikomu źle czynić… - Posmutniała na chwilę - A moi towarzysze, to Yeti, nie wiem czy wam ta nazwa coś mówi… a na moje pytania nie odpowiecie? - Lekko się uśmiechnęła.
- Wojownicy! - Foraghor przestał żłopać wino prosto z butelki - Tak, tak, wojownicy, i magiki! Niezwykle potężni!
Harmony uśmiechnęła się o wiele szerzej, wpatrując w trójkę mężczyzn swymi niezwykłymi, błękitnymi oczętami, mieniącymi się niczym wspaniałe klejnoty… na co Arasaadi jakoś tak odchrząknęła, szczególnie gdy “gospodyni” wlepiała swe ślipka w Samotnika.
-Natura? Aaaa dokładniej?- drążył temat Raetar, podczas gdy Ilisdur ostrożnie szepnął do ucha Samotnika.- Z tego co słyszałem yeti nie mają rogów, chyba że… to czarcie odpowiedniki zwykłych yeti.
- Co tu będę dużo gadała…
- Dziewoja wzięła jabłko w dłoń, a te natychmiast pokryło się grubym szronem.
- Tak już mam, taka właśnie moja lodowa natura - Wzruszyła ramionami.

I właśnie tej lodowej natury się obawiał Raetar. Dobrze, że nie było tu ognisto-śnieżnej parki magicznej. On zacząłby pewnie ślinić się, a ona… robić małe inferno. Samotnik uznał, że odgadł prawdziwą naturę władczyni, czyli potężnej kapłanki Auril. I nie bardzo mu się to odkrycie podobało.- A nasza natura nie pozwala zbyt długo przebywać w jednym miejscu. I pcha nas obecnie daleko na północ.
- Och, to jakaś wyprawa w nieznane? A może i znane?
- Harmony przymrużając oczka, skupiła spojrzenie na Raetarze - Może będę umiała w czymś wam pomóc?
-Nie śmiemy prosić o tak dużą… hojność z twej strony pani. Podróżujemy kierując się wizjami pchającymi nas coraz dalej na północ, do miejsc które widzieliśmy w snach.-
Raetar wolał się trzymać bajki o mistycznych wizjach, nieważne jak niedorzecznej w tej sytuacji.-Pomoc w tej podróży by się przydała, zwłaszcza że ostatnio orki zeszły z gór do Srebrnych Marchii i odepchnięte od Silverymoon wróciły z powrotem, tak więc szlaki górskie i ścieżki są niebezpieczne… Słyszałaś może ostatnich wydarzeniach w Srebrnych Marchiach, Pani?
- Orków tu ostatnio wiele, prawda. Natrętne robactwo... ale nie wiedziałam o Silverymoon, miasto ucierpiało? -
Wyraźnie ją temat zainteresował, i Harmony usiadła w pobliżu Raetara, co oczywiście wywołało stukot palców Arasaadi o blat stołu.
“-Trzeba będzie się poświęcić. Nie ma co irytować służki Auril, zwłaszcza w domenie jej pani. I tak… zdaję sobie sprawę do czego ona może dążyć.”- mag wyjaśnił telepatycznie łotrzycy, całą uwagę spojrzenia skupiając na Harmony.- Miasto wyszło bez szwanku, wszak banda orków nie jest wstanie zagrozić stolicy Srebrnych Marchii.
Samotnik nie widział powodu, by być w pełni szczerym z Harmony, ani też by wyjawiać faktyczny stan miasta, które ich wynajęło.
- To dobrze, że się nic nie stało, biedni ludzie mogli ucierpieć - Wypowiedź dziewczyny jakoś nie pasowała do pewnych podejrzeń względem jej osoby - Zielone pokraki to się chyba nigdy nie nauczą… - Pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem.
- Chyba się przejdę - Wycedziła przez zęby Arasaadi, siląc się na uśmiech.
- Potrzebujesz przewodnika? - Spytała Harmony, wskazując dłonią pobliskie Yeti.
- Nie, dziękuję, obejdzie się… - Ludzka Łotrzyca wstała od wspólnego stołu, zostawiając na nim kostur, który całkiem niedawno otrzymali.
“-Uważaj… tu może być niebezpiecznie.”- dodał telepatycznie mag i skupił uwagę Harmony na sobie.- Orki nie schodzą bez powodu, góry to surowe miejsce… i nie wyżywi tak szybko rozmnażających się stworzeń. Gdy jest ich za dużo i głód zagląda w oczy, schodzą z gór po łupy i pożywienie. Część zginie, reszta powróci z tym co zdobyła do rodzinnych jaskiń. A populacja orków się skurczy wystarczająco, by znów wyżywić się w górach I cykl się powtórzy za jakiś czas znowu. Niemniej Srebrne Marchie nie szukają trwałego rozwiązania problemu… Więc nie ma się co dziwić okresowym napaściom orków. Są jak… naturalne katastrofy.
- Czasem naturze można pomóc, i zachować równowagę
- Harmony mrugnęła do Raetara - Nie tak dawno sama widziałam jak… a zresztą mniejsza z tym, to pierdółki, a o nich przecież nie będziemy rozmawiać - Machnęła dłonią - Silverymoon i Orki ważniejsze - Uśmiechnęła się, spoglądając na lekko już zasypiającego Foraghora po flaszce wina - Czy zostaniecie na noc? Zważywszy pogodę na zewnątrz.. i byłoby miło móc z kimś porozmawiać poza moimi kudłaczami.
-Z chęcią zostaniemy na noc.-
odparł mag spoglądając na towarzyszy. Ilisdur miał minę zaciętą, a i Saebrinteh nie była szczególnie ucieszona sytuacją. Ale nie mieli wszak wyboru. Pogoda im nie sprzyjała, a poza tym… nie było żadnego innego miejsca na nocleg w okolicy.
- Bardzo się z tego powodu cieszę… - Dziewoja przysiadła się jeszcze bliżej Raetara, po raz kolejny uśmiechając się do niego wyjątkowo czarująco. Sam Samotnik z kolei wyczuł, iż od Harmony wyraźnie dosłownie bije chłodem nawet z odległości metra... - Mam kilka komnat, które możecie zająć… a właśnie! - Nagle położyła swoją dłoń na dłoni mężczyzny, jednocześnie podrywając się z miejsca - Pokazać wam coś ciekawego?
Nie żeby go to zdziwiło. Dobrze że chłód nie był trupi, choć i na to mag był odporny.
-Ja tak. Choć moi towarzysze są już chyba znużeni.- Raetar zerknął na drużynę. Foraghor był zmęczony, ale… pozostała dwójka nie. Niemniej Samotnik wolał na sobie skupić uwagę kleryczki Auril, by dać pozostałym członkom drużyny swobodę działania.
- To może zaprowadzę was na spoczynek, a kto chce, może iść ze mną - Uśmiechnęła się.

….

Komnaty były wyjątkowo skromne, i oczywiście całe z lodu, łącznie nawet z łożem, choć na nim znajdowała się sterta futer, nie trzeba było więc leżeć bezpośrednio na lodowym bloku, choć czy od samego spania w takich warunkach, nie można było i tak zamarznąć? Tu i ówdzie walały się jakieś zwyczajowe przedmioty codziennego użytku, jak chociażby jakieś wiaderko, worki, plecak, różnorodne ubrania, a nawet znalazła się jakaś zbroja czy miecz, i tym podobne, zupełnie, jakby Harmony zbierała co popadło lub… były to pozostałości po jej wcześniejszych gościach? Jeśli tak, to co się z nimi stało?

~

Dziewczyna zaprowadziła chętnych krętymi tunelami ku tajemniczemu celowi owej wędrówki, nie mając zamiaru wyjawić, dokąd idą. Gdy zaś w końcu dotarli do rozległej jaskini, oczom śmiałków ukazał się niecodzienny widok.


- Interesujące, prawda? - Harmony przymrużyła lekko oczka.
-Morski czy z Haalrua?- spytał się Samotnik niezwykle zainteresowany jej odkryciem.
- Tego to ja niestety nie wiem - Dziewczyna pokręciła głową z rozbrajającym uśmiechem - Ale chyba jest bardzo stary. Parę razy już tam byłam, oglądałam… zamarznięte kości tam są i… skarb.
- Skarb?? -
Foraghor wyraźnie się ożywił jeszcze bardziej, niż na widok byle zamarzniętego statku.
-Skarb?- także i Raetar zdziwił się jej słowom i spojrzał na okręt.- Jakiego rodzaju skarb?
- Ładownie wypełnione złotem -
Szepnęła konspiracyjnie... bardzo i teatralnie Harmony, a Barbarzyńca dostał momentalnie ślinotoku. Raetar skinął w zainteresowaniu (pozornym) głową. Jego złoto nie interesowało. -I tak tam sobie złoto leży odkąd go znalazłaś? Kajuta kapitańska zawiera księgi pokładowe?
- Zapiski w nieznanym mi języku, dziwaczne przedmioty, kości wielu osób i złoto leżą tam sobie, tak jak to znalazłam. Nie widzę potrzeby, by coś zabierać, co mi się nie przydaje
- Przeczesała dłonią zupełnie niepotrzebnie włosy, wpatrując się w Raetara - Tym, co mnie bardziej interesuje, nie są dobra materialne…
-W to nie wątpię. A te dziwaczne przedmioty, gdzie są ?
-ciekawość Samotnika którą rozbudziła Harmony swymi słowami wymagała zaspokojenia.
- Zamiast tak mnie wypytywać, może lepiej tam pójdziemy, i wszystko sami zobaczycie? - Dziewczyna wyciągnęła “po dworsku” dłoń do Raetara.
-Prowadź pani.- rzekł Samotnik ujmując dwornie dłoń dziewczyny. Ciekawość pchała go do przodu bardziej niż obawy związane z niebezpieczeństwem. Choć te nie milkły w głowie Raeatar.

Za to milczał Ilisdur niemalże czując na sobie oddech czyhającej na jeden błąd śmierci. Oddech mroźny i złowieszczy. Jeden błąd wystarczyłby wszak, by pogodna dotąd dziewczyna zmieniła się w urażonego mściwego babsztyla. Wszak Auril takim właśnie była.
Wolał się więc nie wtrącać w rozmowy zainteresowanej Samotnikiem panienki. Jakkolwiek ekscentrycznym i egocentrycznym osobnikiem był Raetar, to umiał sobie radzić z kobietami. Pozostało więc zaufać, że mu się uda… i przygotować na wypadek gdyby mu się nie udało.

Buka 24-09-2013 20:41

Gdzieś pod ziemią...
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
?

Virmien-Wiedźma, po pojawieniu się wewnątrz posterunku wywołała sporą panikę wśród Znajdujących się w nim Duergarów... być może mieli już kiedyś z taką do czynienia? W każdym bądź radzie, Druidka w swej kolejnej formie, zaatakowała pazurami jednego z łysych kurdpuli, rozszarpując mu niemal na strzępy rękę, którą próbował się przed owymi atakami desperacko uchronić. Zalewający się posoką typek, z kośćmi na widoku, darł się na całe gardło, słaniając na nogach. Strzał z jego kuszy był wyjątkowo niecelny.

Dezintegracja rzucona przez Tarina, wśród zielonego błysku przemieniła żelazne drzwi strażnicy w kupkę popiołu, zalegającego na podłodze. Tym oto sposobem droga stała otworem, i towarzysze mogli gnać do środka, by rozprawić się z załogą... z której jeden osobnik, z dziwacznym uśmieszkiem na gębie, i dosyć nieobecnym spojrzeniem, najspokojniej w świecie sobie z niej wymaszerował na spotkanie z napastnikami(!) atakującymi siedzibę jego klanu.

Lirikontha pognała mu na przeciw, ściskając swój lekki kilof bojowy w dłoniach...

Trzeci z wartowników, widząc co też się dzieje, czym prędzej odblokował drugie wrota, po czym puścił się w długą wrzeszcząc coś po swojemu. Po chwili zaś zniknął gdzieś w korytarzach za ową strażnicą, pozostawiając dwóch swych towarzyszy na jawną pastwę agresorów.


A Wulfram wciąż walczył z Golemem.

Jednooki wojak wyprowadził kolejną serię czterech ciosów, i gdyby nie fakt, że walczył z kupą kamienia, z całą pewnością komu innemu odrąbał by jednym z owych ciosów łapsko, zdecydowanie już niemal zakańczając owe spotkanie. A tak, posypało się jedynie nieco małych kamyków z wielkiego kamienia, a jeden z razów został przez Golema nawet zblokowany wielką dłonią. Wulfram miał już powoli serdecznie dość takich cholernych stworów, mających czelność odmówić szybkiego zgonu od jego klingi...

Daritos pokrył nagle gębę Golema pajęczyną, chcąc w ten sposób utrudnić (nie)życie skurczybykowi choćby w najmniejszym stopniu, co dawałoby okazję na wykonanie czegoś bardziej sensownego względem właśnie owej przerośniętej kupy głazów. Meggy zaś trafiła Golema jakimś ciemnym promieniem, co nie wywołało jednak żadnych efektów.

A wtedy ten sukinkot zionął jakąś ciemną chmurą w całą trójkę przed sobą, obejmując jej działaniem całe trio.

Zarówno Wulfram jak i Daritos nie poczuli zupełnie niczego, nic ich nie spaliło, nie zamieniło w kamień, nie uczyniło żadnej krzywdy, absolutnie nic... albo więc byli tak twardzi, że udało się im przezwyciężyć efekty tego czegoś, albo dopiero mieli odczuć skutki.

- Daaa...ri...tooosss* - Wyjęczała Zaklinaczka, poruszając się niczym stuletnia babinka.

Cholerny Golem z kolei zaczął już sobie zdzierać pajączynę z kamiennej gęby.





Na zboczach gór
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
wieczór

Harmony zaprowadziła zainteresowane osoby na pokład pokrytego lodem statku, bardziej jednak wodząc oczkami za Raetarem, niż wielce oprowadzając awanturników po tym nietypowym znalezisku. Jak jednak wspominała, na pokładzie leżały tu i tam kości i czaszki humanoidów, wielokrotnie tak mocno przymarznięte, iż nie dało się ich ruszyć z miejsca.

Sam statek wyglądał na dosyć stary, nie mógł jednak mieć wielu setek lat. W końcu bowiem tak dawno temu, raczej nie budowano właśnie takich konstrukcji jak ta tu... logicznie rzecz biorąc, musiał być więc inny powód znalezienia się tu owej jednostki, poza zatonięciem właśnie w tym miejscu, a następnie zlodowaceniu? Wszak ileż musiałoby minąć stuleci, musiałoby tu istnieć kiedyś jakieś morze, a sam statek nie przetrwałby takiego szmatu czasu zachowując tak dobry stan. A więc jakaś magiczna wpadka? Czar, mający być może uratować łajbę i załogę przed jakimś zagrożeniem nie zadziałał jak powinien, przyczyniając się właśnie do ugrzęźnięcia w lodzie, być może i to właśnie pod ziemią? No cóż, możliwości było wiele...

W każdym bądź razie ładownie były faktycznie pełne złota, przez co Foraghor nie przestawał się ślinić. Monety zaś wyglądały naprawdę dziwacznie, i chyba nie pochodziły ze znanych awanturnikom rejonów Faerunu, choćby nie wiadomo jak dawno były w obiegu.


Samotnika interesowała jednak kajuta kapitańska, mapy, wszelakie zapiski, i dziwaczne przedmioty o których wspominała ich "oziębła" gospodyni. Czym prędzej więc tam właśnie skierował swe kroki, by po chwili po raz kolejny owego dnia unieść nieco brew w lekkim zdziwieniu. W pomieszczeniu bowiem, poza zwyczajowym stołem, koją, regałem, i podobnymi, typowym(chyba) dla takiej kajuty umeblowaniem, znajdował się... złoty tron.

Tron z wyrytymi na niej dziwnymi mordkami, znakami, a nawet czaszkami. Tron posiadający ryciny, których Raetar nie umiał odczytać.

A przynajmniej chwilowo.


Ledwie dwie księgi również na niewiele się w chwili obecnej zdały, a po mapach nie było żadnego śladu. Na stole zaś, poza prymitywnym sekstansem i kwadrantem, małym nożykiem i resztkami pióra nie leżało nic interesującego... zupełnie jednak inaczej w rogu kabiny. Tam bowiem spoczywały czyjeś kości, a wśród nich walały się resztki ubioru, jakieś karwasze, i dwie fiolki.








* Meggy "spowolniona", i tyle.

abishai 19-10-2013 22:33

Widok monet wzbudził w Samotniku zainteresowanie. Choć oczywiście jedynie czysto akademicką ciekawość. Trzymając w ręku jedną z nich szukał w zakamarkach pamięci czegokolwiek co można było powiązać z tym złotym krążkiem. Jednak nic nie znalazł. Pochodzenie skarbu umykało mu.
Westchnął gniewnie chowając jedną złotą monetę do kieszeni i w milczeniu zerknął na Foraghora. “-Bierz złoto. Masz okazję, która może się nie powtórzyć.”-
Sam zaś ruszył w towarzystwie lodowej damy w kierunku kajuty kapitańskiej, na odchodne mówiąc telepatycznie elfowi.- “Pilnuj barbarzyńcy.”
Tron… był zaskoczeniem. Sugerował iż ten statek był okrętem flagowym jakiegoś władcy, lub.. łupieskim jakiegoś pirata. Mag przyglądał się przez chwilę tronowi, po czym ruszył w kierunku przemarzniętych kości w rogu kabiny.
-I taaak… całe dnie spędzasz wśród tych gór? Jak zabijasz nudę?- zapytał w ramach podtrzymywania rozmowy Raetar, “mimowolnie” przesuwając spojrzenie po krągłościach Harmony, które to nie były w ogóle maskowane przez jej szaty.
Dziewczyna oparła się o ścianę kajuty, zakładając rękę na rękę, i obserwując Raetara pół-przymrużonymi oczkami.
- Nudzę się wielce… często długo śpię i śnię… śnię dziwaczne rzeczy - Uśmiechnęła się dosyć wymownie - A gdy ktoś tu przypadkiem zabłądzi, to… to cieszę się bardzo - Przejechała nagle kokieteryjnie końcóweczką języka po swoich ustach.
- Niewątpliwie i oni się cieszą mogąc obcować z taką zmysłową pięknością.- odparł Samotnik uśmiechając się delikatnie.
Harmony podeszła zaś do niego, stając blisko kucającego nad znaleziskami Raetara.
- Znalazłeś coś ciekawego? - Spytała, pochylając się nico do przodu, zapewne i specjalnie, prezentując mężczyźnie swój dekolt całkiem niedaleko jego twarzy…
-Zależy co masz na myśli… mówiąc… ciekawe.- mruknął czarownik bezczelnie gapiąc się w prezentowany przed nim biust. Schował na razie znalezione karwasze i fiolki, nie odrywając oczu od dekoltu “oziębłej” panienki. Ta z kolei, położyła dłoń na ramieniu Samotnika, lekko się na nim podpierając, po czym nadal wpatrywała się w kości na podłodze z uśmieszkiem kryjącym się w kącikach ust.
- Myślę, że należy żyć pełnią życia. Nie wiadomo, kiedy nastąpi jego kres. Choćby ten tu kapitan, czy kimkolwiek był, wypełniał swą misję, obowiązki, a w następnej chwili znalazł się w lodowej pułapce, gdzie zakończył żywot. Być może nie tak od razu, nie tak gwałtownie niczym uderzający grom z nieba, lecz zapewne żałował w ostatnich chwilach wielu rzeczy… - Dłoń Harmony prześliznęła się z ramienia Raetara na jego kark, i Samotnik poczuł bijące z niej zimno. Nie uczyniło mu krzywdy, i nie było nieprzyjemne, acz wyraźnie odczuwalne.
- ...Co ty na to? - Dokończyła, podczas gdy jej dłoń z karku mężczyzny powędrowała na drugie ramię Raetara, efektem czego… Harmony niejako przytuliła się nagle do wciąż kucającego Samotnika, przyciskając swą lewą pierś do jego skroni.
-Ja tak żyję. Zresztą nic innego mi nie zostało. Zemstę już dopełniłem…- gdy mówił jego usta muskały jej ciało przez materiał, a dłonie ześlizgnęły się na jej pośladki wodząc.- Żyję więc tym co przyniesie mi los. I nie przejmuję się niczym.
Harmony zadrżała na całym ciele pod wpływem dotyku Raetara, po czym przyciągnęła dłońmi głowę mężczyzny do swego brzuszka, tuląc Samotnika do siebie i gładząc nieco nerwowo jego włosy.
- Nawet nie wiesz… jak ja... dawno… - Szepnęła odrobinę łamliwym głosem.
Wiedział. Chłodno kalkujące umysły w głowie Samotnika dziwiły się, że jak na kogoś kto chce czerpać jak najwięcej z życia, ukryła się w miejscu w którym życie jest tak naprawdę hibernacją.
-Ciiii...- szepnął mag wodząc pod mlecznobiałych udach dziewczyny dłońmi, sięgając pod białą sukienkę, niczym zawodowy złodziej… z wyczuciem i pewnością w ruchach.
- Ooohhh… - Jęknęła dziewoja, gdy sprawne dłonie rozpoczęły wędrówkę pod jej sukienką, drżąc na całym ciele i oddychając nieco szybciej. Jednak nagle powstrzymała zapędy Raetara, minimalnie się od niego odsuwając.
- Czy… czy nie lepiej byłoby… w jakimś wygodniejszym miejscu? - Spytała, po czym przygryzła figlarnie wargę, wpatrując się w twarz Raetara.
-Ja… zwykle wykorzystuję dowolne miejsce do takich zabaw.- uśmiechnął się i nachylił bliżej muskając wargami czubek nosa Harmony.- Ale… ty chyba masz konkretne miejsce, na myśli co?
- W łożu będzie nam wygodniej -
Szepnęła, po czym uśmiechnęła się słodko do Raetara, a następnie zarzuciła ręce na jego kark i pocałowała namiętnie w usta.
-Nie wiem czy.. dam ci dojść do łóżka.- wyszeptał po pocałunku Samotnik, głaszcząc delikatnie jej ręce oplatające jego kark.
- No chyba nie dasz się prosić? - Spytała, po raz kolejny słodko się uśmiechając.
- Nie… Nie dam.- odparł w odpowiedzi mag uśmiechając się nieco… czule.

Harmony zachichotała, kilka razy stając chyba nawet z radości na palcach, po czym czym prędzej opuściła z Raetarem zamrożony statek, ciągnąc go do swej sypialni...


***


Tylko ślepiec by nie dostrzegł, jak bardzo owa lodowa panienka była… “napalona”. Ledwie bowiem znaleźli się obok łoża, Harmony popchnęła na nie Samotnika, a następnie wprost na niego wskoczyła, pocierając dłońmi tors mężczyzny, i obdarzając kolejnymi, namiętnymi pocałunkami, nie szczędząc w nich i języczka.
Raetar oddawał pocałunki sięgając dłońmi pod spódniczkę Harmony i wodząc dłońmi po jej udach i pośladkach ukrytych pod tym zwiewnym materiałem. Jego ciało już należycie reagowało na pieszczoty. Ale jego umysł sięgał poza pokój namierzając myślące stworzenia w okolicy.

Samotnik wykrył znane mu osoby… oprócz Arasaadi, oraz sześć innych istot, o dosyć prymitywnych myślach, wyglądało więc na to, że wszystko było w jak najlepszym porządku. A zresztą jak miało być inaczej, zważywszy, co właśnie wyprawiał.
Z kolei sama lodowa panienka, wijąc się pod pieszczotami mężczyzny, zaczęła nawet lekko ocierać się podbrzuszem o wypukłość w spodniach Samotnika.
- Och tak… - Szepnęła, gdy jego sprawne dłonie wędrowały po jej ciele - Och tak, tak, tak!
Dosyć nerwowo zaczęła rozpinać koszulę Raetara, nie bardzo zważając na guziki, ogarnięta wielkim pożądaniem, jednocześnie całując jego usta, nos, podbródek…
Samotnik pozwalał się jej zająć pozbywaniem jego ubrania, sam sięgając palcami bram jej rozkoszy. I coraz śmielszymi muśnięciami palców wygrywał na jej zmysłach melodię pożądania. Nie musiał zaś tak “grać” zbyt długo, gdy ciałem dziewczyny targnęły dreszcze wśród jej jęku rozkoszy, a palce Raetara pokryły się… szronem, na bladziutkich licach Harmony pojawiły się zaś spore rumieńce. Dziewczyna, ciężko oddychając, spojrzała z uśmieszkiem na mężczyznę, po czym ucałowała jego dłoń. Następnie zaś nieco zsunęła się wzdłuż niego.
- Ja chcę jeszcze! - Pisnęła niemal, ściągając Raetarowi w pośpiechu buty, a następnie szarpiąc się z jego spodniami.
-Ale sama masz jeszcze zbyt wiele na sobie.- stwierdził w odpowiedzi Samotnik pomagając jej rozebraniu się ze swojego przyodziewku. Nie mógł udawać, że sytuacja nie podziałała na niego. Maszt już był już ustawiony w pionie, co wywołało uśmiech zadowolenia u Harmony. Znów poprowadziła Raetara na plecy, a sama pochwyciła jego nabrzmiałą lancę w dłoń, na początek zabawiając go nieco dłonią…
Samotnik jęknął, jakkolwiek palce dziewczęcia były lodowate to jej dłoń milutka w dotyku. A jej ruchy świadczyły o pewnej wprawie. Harmony dziewicą na pewno nie była. To uśmiechając się wesoło do Samotnika, to nawet cichutko chichocząc - najwyraźniej z radości - pieściła przez dłuższą chwilę mężczyznę, po czym zaczęła powoli przesuwać się w górę, by po chwili… złożyć pocałunek na męskości Raetara. Ot niby zwykła rzecz, a jednak taka nietypowa, w taki sposób, w takim miejscu ciała… po chwili znalazła się zaś już na nim, siadając na Samotniku w rozkroku, i zaczęła bezwstydnie pocierać swym kwiatem o jego drgający maszt.
- Mmmm… jaki twardy - Szepnęła, pochylając się i znów namiętnie go całując, dosyć dziko i drapieżnie, lekko przygryzając w wargę.
-Dziwisz… się?- mruknął mag chwytając za kark dziewczyny i dociskając jej oblicze ku swej twarzy by przedłużać ów namiętny pocałunek przez dłuższą chwilę. W duchu jęknął, bo kusicielskie ruchy bioder Harmony go jeszcze bardziej rozpalały.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - Naprowadziła go dłonią we właściwe miejsce, po czym lanca Raetara wbiła się w kwiat Harmony, do wtóru jej cichego, choć przeciągłego jęku...

Samotnik pochwycił ją za biodra nadając jej ruchom powolny jednostajny rytm. Sam zaś opierając się na łokciach powoli zaczął podnosić się do pozycji siedzącej spokojnie ujeżdżany przez swą chłodną kochankę.
- Niewielu… jest w stanie… mnie zaspokoić… - Wydyszała Harmony, rytmicznie poruszając się na mężczyźnie, a jej niewielkie piersi pokryły się potem. Zarzuciła ręce na kark Samotnika, pomagając mu podnieść się do końca z pleców.
Raetar nie odpowiedział na jej słowa, choć … zaciekawiły go. Skoro niewielu ją zadowalało, to ilu ich było? I gdzie są teraz. Dłonie mężczyzny zacisnęły się na krągłych pośladkach Harmony, a jego usta pieściły jej zgrabny biust pocałunkami i muśnięciami języka. Dziewczyna zaś odrobinę przyspieszyła, poruszając szybciej zgrabnym tyłeczkiem, jednocześnie przyciskając twarz kochanka do swego biustu, jakby chciała jeszcze bardziej stać się z nim jednością, o ile to w takiej sytuacji było jeszcze bardziej możliwe.
Mimo że chłodne, to jednak ciało Harmony na tyle było miękkie i przyjemne w dotyku, a ruchy jej ciała na tyle zmysłowe, by żądza wzbierała w Samotniku i kipiąc zbliżała się do gwałtownej erupcji, która nadchodziła w szybkim tempie. Dziewczę przyspieszyło jeszcze bardziej podskakiwanie na Samotniku, nabijając się na jego maszt coraz szybciej, w końcu zaś popchnęła go znowu na plecy, kładąc dłonie na jego torsie. Rozpoczęła istny galop, wśród własnego narastającego jęku, i wyraźnie słyszalnych odgłosów miłosnych mlaśnięć…
Galop który zakończyć się musiał gwałtowną eksplozją, każdy ruch jej bioder, każde otarcie się jej piersi o niego mogło prowadzić tylko do gwałtownej ekstazy obojga, która porwała gwałtownie oboje, niczym lawina osuwająca się po zboczu góry, a jęki ich rozkoszy zabrzmiały echem w jaskini… Harmony zaś po chwili opadła na Raetara, wtulając się w niego z pomrukami zadowolenia, lekko wodząc noskiem po szyi mężczyzny.
Raetar czuł się nieco zmęczony, choć lodowata kochanka nie mogła swym chłodem uczynić mu krzywdy to wysysała ciepło z jego ciała jak pijawka.
-Długo tu już jesteś?- spytał cicho.
- Hm? - Mruknęła, nieco rozkojarzona - A tak… nie wiem, chyba dwa lata, czemu pytasz?
-Z ciekawości… dwa lata? Ja bym tyle nie wytrzymał na tym pustkowiu.-
stwierdził po namyśle Samotnik, głaszcząc ją po włosach.
- Wcześniej nieco podróżowałam, choć głównie po Północy… oczywiście z dala od cywilizacji… ale jak już mówiłam, ja długo śpię, naprawdę długo, prawie jak jakiś niedźwiedź - Zachichotała.
-Cóż...więc cię nieco wymęczę, nim zaśniesz…- wymruczał Samotnik, przewracając dziewczynę na plecy i delikatnie wodząc palcami po jej podbrzuszu.-Bardzo wymęczę…

Nie odpowiedziała nic. Przymknęła oczy, śmiechnęła się od ucha do ucha, i lekko rozchylliła swe nogi w geście bezwstydnego zaproszenia...
Samotnik schylił się i badawczo przyglądał odsłanianym przed nią skarbom. Sięgnął palcami w głąb i nie przejmując się lekkim chłodem rozpoczął wyuzdaną pieszczotę jej ciała. Nachylił głowę i muskał językiem punkcik rozkoszy Harmony nad pieszczonym dłonią obszarem jej ciała.
- Mmmmm… - Dziewczyna zamruczała cichutko, wplatając palce w swe włosy, i rozkoszując się nową porcją pieszczot zaprezentowanych jej przez kochanka.
Samotnik nie spieszył się, rozkoszując zabawą w ciele dziewczyny. Bo i po co miałby się spieszyć? Chciał ją zrelaksować jak najbardziej, zanim znów ją posiądzie. Pieścił powoli, zmysłowo i z chirurgiczną precyzją.-Uroczy ten twój zakątek.
Trudno było stwierdzić czy mówi o jej siedzibie, czy o jej ciele.
Powoli oba ciała znów zaczęły się wić w ekstazie kolejnego miłosnego zbliżenia, a potem następnego i następnego… Choć sam Samotnik zatonął już w żądzy, to trzy inne umysły w jego ciele czuwały. Przy okazji zawzięcie się kłócąc.
Od czasu do czas Raetar monitorował pozycje poszczególnych umysłów w okolicy, by się upewnić że wszyscy jego towarzysze żyją.
Rozkosz w której zatonął wraz z Harmony, nie uśpiła do końca jego czujności. Nadal kalkulował równie chłodno, jak zimna była skóra jego kochanki.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:15.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172