Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-12-2011, 18:19   #1
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
[DnD 3.5] Breeg - Książę Goblinów

Breeg – Książę goblinów

Rozdział I: tajemnicza zjawa




Miasteczko Jaskrawych Promieni było jednym z wielu niewielkich ludzkich osad, powstałych na Północy, niedługo po powstaniu Ligi Srebrnych Marchii. Liczące ponad tysiąc mieszkańców, dopiero dwa miesiące temu otrzymało od jaśnie królowej Alustriel prawa miejskie. W Jaskrawych Promieniach obowiązywały dość wysokie ceny różnorakich produktów. Nie odstraszało to jednak żadnych bogactw i chwały poszukiwaczy przygód.

Miasteczko znajdowało się na drodze z Sundabaru do Silvermoon i było jedną z niewielu spokojnych przystani dla znużonych wędrowców i wytrwałych kupców na trakcie. Walorami obronnymi, jakimi Jaskrawe Promienie mogły się poszczycić, był niewysoki kamienny mur, w niektórych miejscach będący nadal starą, drewnianą i niezbyt wytrzymałą palisadą. Jak na potrzeby kilkudziesięciu domów była to ochrona wystarczająca przed atakami goblinów, dzikich zwierząt czy zwykłych bandytów.

Miasteczko wyróżniało się wśród innych sobie podobnych za sprawą karczmarza prowadzącego szynk o nazwie "Gniew Silvanusa". Był nim bowiem jeden z nielicznych mrocznych elfów zamieszkującym powierzchnię Krain.

We wschodniej części miasteczka spokojnie i miarowo przepływał mały strumień zwany przez mieszkańców "Kamienicą". Nazwa, jak można się było łatwo domyślić, pochodziła z rodzaju dna jakie w potoku występowało. Na co dzień strumień nie przysparzał kłopotów. Dostarczał mieszkańcom świeżej wody. W okresie wiosennym potrafił zmienić się jednak w niebezpieczną i rwącą rzekę.


Ulice miasteczka patrolowane były przez dwuosobowe oddziały Rycerzy w Srebrze. Straż miejską w większości stanowili przybysze z Klejnotu Północy. Wynikało to z braku rąk do pracy w tym zawodzie, w miasteczku było bowiem pełno roboty. Mężczyźni zajmowali się dalszą budową murów obronnych okalających miasto, z każdym dniem przybywało nowych domów i stodół. Ratusz wznosił się coraz śmielej dzięki ciężkiej i sumiennej pracy robotników.

Aspiracje Jaskrawych Promieni były znacznie większe. W odległych planach było utworzenie kolegium magów, które miało zachęcić do przyjazdu i osiedlenia się magów poszukujących miejsca do nauki i pracy.

Na rynku, na środku którego powstawał ratusz, znajdowały się trzy drewniane słupy ogłoszeniowe, na których każdy poszukiwacz przygód, budowniczy czy inny specjalista mógł znaleźć coś dla siebie.


Pośród licznych kartek i pergaminów jedno ogłoszenie się wyróżniało. Jeden z trzech miejscowych kapłanów, Aston Klaus, kleryk Lathandera, poszukiwał grupy śmiałków do pomocy w pozbyciu się zjawy z domu kilkuosobowej, majętnej rodziny. Do wykonania zadania zgłosiła się piątka chętnych osób. Byli to podróżni którzy niedawno przybyli do miasteczka w sobie tylko znanych zamiarach. Tego samego wieczora w świątyni Pana Poranku znalazła się cała piątka, aby poznać szczegóły owego zadania.


Aston był wysokim, postawnym mężczyzną. Wyglądał na około czterdziestoletniego, poważnego kapłana. Nosił starą, acz dobrze utrzymaną kolczugę a z jego twarzy trudno było wyczytać cokolwiek. Przywitał zgromadzonych w kaplicy grupę winem i ciastem malinowym.
- Czekamy już dość długo, nie sądzę aby ktokolwiek miał się jeszcze pojawić.- przemówił po dłuższej chwili.
- Jak się zapewne domyślacie jestem Aston Klaus. Służę Lathanderowi. Zlecenie, którego się podejmujecie nie pochodzi ode mnie, jestem jedynie pośrednikiem.- kontynuował przemowę, drapiąc się po brodzie.
-Zostałem poproszony przez pewną rodzinę o znalezienie grupy śmiałków, którzy będą mieli za zadanie pozbycia się ducha, który od jakiegoś czasu nawiedza ich dom, kilka kilometrów za miastem. Przerażeni opuścili swój dobytek i skierowali się tutaj, szukając pomocy.- wyjaśnił zgromadzonym na czym polegać ma zadanie.
- Sam nie jestem w stanie zająć się tą sprawą z powodu natłoku obowiązków i prac, które wymagają mojego osobistego udziału.- przerwał na moment, przepłukując gardło winem. Gdy odłożył kielich na miejsce wznowił swoją przemowę.
-Jak mniemam pragniecie dowiedzieć się, jaka nagroda czeka na wybawicieli owej rodziny. Otóż jest to kwota dwóch tysięcy złotych monet do podziału pomiędzy was. Ponadto sam dodam po sto złotych monet dla każdego z was.- skończył mówić i przyglądał się przez dłuższą chwilę zgromadzonym.
-Czy jesteście zainteresowani tym zadaniem?- spytał w końcu.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 31-12-2011 o 17:49.
daamian87 jest offline  
Stary 28-12-2011, 20:56   #2
 
Adinarus's Avatar
 
Reputacja: 1 Adinarus nie jest za bardzo znany
Greenstone, rodzinna wioska krasnoluda, leżała parę mil od Jaskrawych Promieni. Rodzina Tirlona mieszkała tam od czternastu pokoleń, razem z innym rodem, który wymarł dwieście lat przed pobytem Tirlona w Jaskrawych Promieniach. Krasnoludowie zapewniali wiosce ochronę i wszelką pomoc, oczywiście, za opłatą.

Wkrótce jednak ród Tirlona zaczął także zanikać. W końcu zostało tylko trzech braci, którzy rozeszli się na cztery strony świata (dosłownie na cztery, najstarszego bowiem ogr rozerwał na pół dwa dni po opuszczeniu przez krasnoluda Greenstone).
Majątek podzielili na trzy części – każdy zakupił taki ekwipunek, który pasował do wybranej przez niego profesji.
Tirlon zakupił nowe "narzędzia pracy" - tarczę, pancerz i topór jednoręczny – postanowił poszukiwać przygód jako wojownik. Te, którymi ćwiczył w wiosce, stały się lekko, a może wcale nie tak lekko nadgniłe.



Wędrówka nie była zbyt uciążliwa. Złote liście, spadające z drzew, lekko smagały go po twarzy. Ekwipunek nie był zbyt ciężki. Droga wiła się serpentynami przez lasy i pola. Co jakiś czas Tirlon mijał rolników, zbierających plony z płody ziemi - zboża, warzywa, owoce.



Po dwóch dniach marszu dotarł do Jaskrawych Promieni. Słońce stało w zenicie.
Tirlon zwiedził miasteczko. W porównaniu z tym, co widział do tej pory w Greenstone, było to całkiem przytulne miasteczko. Może i mury były niezbyt wielkie, ratusz niezbyt wysoki, a domy niezbyt wysokie, ale świątynia Lathandera była istną katedrą przy małym, rodowym ołtarzyku Moradina.
Po bliższym zapoznaniu się z miastem, krasnolud zaczął mieć o nim coraz mniejsze mniemanie. Sławna gospoda "Gniew Silvanusa" pełna była pcheł i wszy. Mury okalające osadę w pewnych miejscach były jedynie palisadą z nadgniłego drewna. Zresztą, przeskoczył je po pierwszej próbie. Ratusz w środku okazał się pusty, posiadał także ubogie wręcz wnętrze.
Po obejściu miasteczka, krasnolud znów znalazł się na placyku, słońce zaś powoli kierowało się ku horyzontowi.
Krasnolud zabrzękał sakiewką, potem włożył do niej dłoń. Była już prawie pusta. Postanowił zaciągnąć się do jakiejś pracy.
Wpatrzył się w słupy ogłoszeniowe, szukając interesującej go oferty. W końcu postanowił pomóc w budowie szopy na drewno.
~ Z braku miecza dobry kij.~
Potem jednak jego wzrok przykuło inne ogłoszenie.
Po kilku chwilach był już w świątyni Pana Poranka.

Tirlon, po przemówieniu kleryka, powiedział:
- Świetnie. Ja się zgadzam.
Rozejrzał się, po czym postanowił się przedstawić.
Wstał i skłonił lekko głowę.
- Tirlon z Greenstone, wojownik, wyznawca Moradina. Miło poznać.
Odchrząknął i usiadł na swoim stołku.
 

Ostatnio edytowane przez Adinarus : 29-12-2011 o 14:09.
Adinarus jest offline  
Stary 28-12-2011, 22:45   #3
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Tarquinn wysłuchał słów kapłana brzdąkając cicho na swojej lutni. Gdy duchowny wspomniał o nagrodzie, ręka barda nagle znieruchomiała. Zagwizdał cicho, wydobył z instrumentu jeszcze dwa akordy i gdy Tirlon skończył mówić, półelf wreszcie się odezwał.
-Powitać, panie krasnoludzie, powitać. - powiedział Tarquinn do Tirlona. -Jestem Tarquinn Lacrevouse, bard. - to mówiąc, półelf skłonił się lekko, po czym wrócił do pozycji siedzącej i wskazał na lutnię. - To z kolei jest Meve, moja nieodłączna towarzyszka podróży. Panie Klaus, proszę zapisać mnie na listę chętnych, chętnie zgarnę taką sumkę. - bard uśmiechnął się lekko, po czym wydobył z instrumentu kolejne dwa dźwięki.
-A tak swoją drogą, to jak się rzeczone duchy zwalcza? Egzorcyzmem przez łeb i już? Czy kawałek stali też zadziała?
 
folkien jest offline  
Stary 28-12-2011, 23:31   #4
 
marchewka's Avatar
 
Reputacja: 1 marchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znany
Kirkan był nieco zagubiony, zmiana otoczenia nie działała na niego najlepiej. Niezbadane są wyroki Rozpaczającego Boga, wczoraj Athkatla dziś Miasteczko Jaskrawych Promieni - pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie. Zmiana otoczenia oprócz wzmagania przemyśleń wymuszała znalezienie sposobu zarobienia na siebie, ogłoszenie o przepędzeniu ducha wydawało się idealne dla młodego kapłana.

Kirkan nie wahając się długo ruszył w stronę świątyni Lathandera, spodziewał się nieco większej, bardziej imponującej świątyni, podobnej do tej ze stolicy Amn, jednak w duchu się cieszył - możliwe, że kapłani tutaj więcej pieniędzy wydają na pomoc ludziom, niż na budowę świątyń.

Po wysłuchaniu Astona na twarzy Kirkana można było dostrzec bardzo wyraźne zainteresowanie, jednak nauczony pokory postanowił nie wyrywać się przed szereg i zaczekać z przedstawieniem się. Gdy dwie pierwsze osoby się przedstawiły, wstał.
-Witajcie przyjaciele, jestem Kirkan - kapłan Ilmatera, mam nadzieję, że moje umiejętności dane mi przez Rozpaczającego Boga pomogą nam rozwiązać ten problem - ukłonił się i dodał zwracając się do Tarquinna - Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z duchami jednak w świątyni nauczyłem się tego, że każdy duch który nawiedza naszą rzeczywistość ma swój powód do tego... - zrobił chwilę pauzy - jakąś sprawę trzymającą go na naszym świecie - gdy ją rozwiążemy zjawa będzie mogła udać się wreszcie na spoczynek. - znów chwila pauzy -Czcigodny Astonie, popraw mnie proszę jeżeli gdzieś się pomyliłem - ukłonił się jeszcze raz i usiadł
 
marchewka jest offline  
Stary 29-12-2011, 01:31   #5
 
Khortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Khortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znany
Khortar był zmuszony podróżować drogą kupiecką czego wręcz nienawidził.
Uwielbiał on podróże przez lasy gdzie piękne promienie słoneczne przebijają się przez liście drzew, a każda droga mogła być inna.
Podczas długiej wędrówki wspominał sobię jego rodzinną wioskę.

Wioska ta była malutka bardziej przypominała obozowisko.
Znajdowała się niedaleko lasu, gdzie jako malec chodził do niego codziennie aby nauczyć się sztuki polowania, cichego poruszania, bycie niewidocznym i strzelania z łuku.
Pamieta jak pierwszy raz upolował swego dzika, ta radość...
Gdy już osiagnał 90 lat jego wioska i las spłoneły.
Był zmuszony wyruszyć do jakiegoś miasta.
Dotarł do Suzail i zatrudnił się tam jako myśliwy.
Życie wśród ludzi bardzo go męczyło i nie czuł się zbyt dobrze, czegoś mu tam brakowało.
Postanowił więc, że zostanie poszukiwaczem przygód tylko bez ekwipunku nic nie mógł zrobić, więc bardziej przyłożył się do pracy.
Gdy mineło tak kilka lat zakupił wreście cały ekwipunek (Miecze, pancerz i zapas strzał.) I wyruszł w drogę...

Westchnął głęboko ~to były czasy...~ Nagle zauważył że na horyzoncie pojawia się miasteczko.
Po kilku godzinach drogi doszedł do bram miasta i pierwsze co zauważył to, że miasteczko jest w trakcie budowy.
Gdy wszedł już do miasta poczuł, że ludzie na niego patrzą dziwnym wzrokiem jak by zaraz miał zrobić coś złego.
Olał to i postanowił poszukać jakieś tablicy ogłoszniowej, podszedł do pierwszego lepszego chłopa i zapytał: -Czy znajdę tu jakieś ogłoszenia w sprawie pracy. Chłop przez chwilę zaczął sie rozglądać aż wreście powiedział:-Na rynku...o tam. Machnał ręką w niewiadomo jakim kierunku -tam pan znajdziesz słupy z ogłoszeniami.
-Dziękuję. Elf odszedł od chłopa i ruszył w stronnę rynku...
Po kilku minutach znalazł się na przeciw słupów i przeglądał masę ogłoszeń.
~O tu coś jest ciekawego~ Przeczytał uważnie ogłoszenie od Kleryka i odrazu ruszył w stronnę świątyni.

Gdy już wysłuchał całej przemowy Klausa, uśmiechnął się na myśl, że jego mieszek się zapełni.
Zauważył, że inni śmiałkowie zaczeli się przedstawiać, wysłuchał wszystkich uważnie i gdy już nadeszła jego pora wstał i powiedział:
-Miło mi wszystkich poznać, jestem Khortar, tropiciel.

Mówiąc to uśmiechnął się do wszystkich i usiadł na swym miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Khortar : 30-12-2011 o 21:56.
Khortar jest offline  
Stary 29-12-2011, 14:22   #6
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Sandro słuchający uważnie odłożył kielich z winem, który dopiero co podniósł do ust z powrotem na stół. Kwota wymieniona przez kleryka nie była mała, a mag potrzebował ostatnio pieniędzy. Wszak magiczne ingrediencje kosztują i znajduje się ich na ulicy (a przynajmniej większość z nich się tam nie wala). Poza tym studia też kosztują, dostępy do bibliotek, ewentualna opłaty dla mistrzów wiedzy… Czarodziej opuścił rodzinne miasto, w momencie kiedy stwierdził, że jego ostatni nauczyciel nie jest w stanie go już niczego nauczyć. W podróż udał się podłączając się do jednej z karawan, której droga wypadła przez małe miasteczko. Kierunek był mu obojętny, bowiem uważał, że wiedzę można nabyć w każdym zakątku znanego świata. Dlatego też, kiedy karawana wreszcie zatrzymała się w uroczej mieścinie o wdzięcznej nazwie Jaskrawe Płominie, Sandro opuścił tymczasowych towarzyszy i postanowił poszukać sobie jakiegoś zajęcia. Znalazłszy na słupach ogłoszeniowych informację o zjawie nękającej jakieś domostwo, d’Vries uznał, że przepędzenie jej będzie odpowiednim sprawdzianem jego umiejętności. Teraz kiedy już dotarł do świątyni Pana Poranka i wysłuchał kapłana i reszty przyszłych pogromców duchów postanowił sam zabrać głos.

- Jestem Sandro d’Vries mistrz sztuk tajemnych. – ukłonił się nonszalancko zebranym podnosząc się na chwilę z krzesła i ponownie na nie opadając. – Pragnąc również zaspokoić ciekawość pana barda dodam tylko, że niektóre zjawy faktycznie znajdują się na naszej płaszczyźnie z powodu niedokończonych spraw. Jednak część z nich to zwykłe, złośliwe duchy, które faktycznie można pokonać orężem, ale nie zwykłym, a tym magicznym. – mag upił łyk wina – Oczywiście mylić się mogę, a w takim wypadku proszę popraw mnie Astonie.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 29-12-2011, 14:45   #7
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
-Otrzymacie ode mnie specjalny zwój, dzięki któremu będziecie w stanie przez pewien czas zranić istoty niematerialne, w tym ducha. - odpowiedział na pierwsze pytanie.
- Ponadto dołączy do was mój przyjaciel, również kapłan lathandera, Gerard. - mówiąc to wyjął z tuby nowy, pachnący jeszcze atramentem zwój.


-Gerard będzie wspomagać waszą grupę modlitwą oraz swoim orężem. Na pewno okaże się wam pomocny.- dodał po chwili.
-Zgadza się Kirkanie, masz rację. Duchy często nawiedzają nasz plan z konkretnego powodu. Tak też być może teraz, aczkolwiek nie musi.- potwierdził słowa młodego mężczyzny.


W korytarzu prowadzącym do sali, z głębi budynku zaczęły dobiegać odgłosy ciężkich kroków. Po chwili w drzwiach pojawiła się sylwetka wysokiego, postawnego kapłana. Ubrany był w dobrej jakości zbroję łuskową z napierśnikiem i naramiennikami. Elementy zbroi w większości były koloru złotego. Głowę chronił hełm z czerwonym włosiem wystającym z jego tylnej części. Pas mężczyzny ozdobiony był symbolem Pana Poranku. W rękach dzierżył buzdygan oraz tarczę, które wchodząc do pomieszczenia oparł o ścianę. Z delikatnym, miłym uśmiechem przyglądał się zgromadzonym w świątyni.
-Witajcie. Jak mniemam będziemy razem pracować. Jestem Gerard.- przedstawił się wszystkim zgromadzonym po czym podszedł do każdego i uścisnął mu dłoń.


-To oni. Już im wszystko opowiedziałem.- rzekł Aston. -Masz mapę?- spytał Gerarda. Ten tylko uśmiechnął się zawadiacko i klepnął ręką kilka zwojów, wsadzonych za pas.


-Świetnie. Wyruszcie jutro o świcie. Znacie swój cel. Macie mapę, więc bez problemu powinniście trafić. Dziś wieczór odpocznijcie i nabierzcie sił. Jutro o świcie czekajcie pod świątynią. Gerard będzie gotowy do drogi.- oznajmił. Gerard pożegnał się skinieniem głowy i zniknął w pomieszczeniu, za pomnikiem poświęconym Lathanderowi. Również i Aston po chwili odszedł w tamtą stronę. Pozostała czwórka kompanów.

Piątka poszukiwaczy przygód pozostała sama w świątyni. Dzień miał się ku końcowi. Następnego ranka mieli wyruszyć aby wykonać powierzone im zadanie. Należało wypocząć i nabrać sił przed podróżą.

Śmiałkowie nie wiedzieli o sobie nic, znali jedynie swoje imiona i podaną profesję którą mogli zweryfikować obserwując zachowanie i wyposażenie. Mogli spędzić nadchodzący wieczór na poznaniu się, bądź skupić się na czekającym ich zadaniu i po ewentualnym posiłku udać się na spoczynek.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 29-12-2011, 15:57   #8
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Tarquinn wstał od stołu i przerzucił lutnię przez ramię; wisiała teraz luźno na pasie.
- No cóż - odezwał się bard - skoro mamy pracować razem, proponuję małe przyjęcie... integracyjne. Chętnych zapraszam do karczmy "Pod dziurawym kuflem", chociaż piwo nie jest tam najlepsze, to przynajmniej wino przyjemniejsze od tego sikacza - Tarquinn wskazał na leżące na stole kubki po winie.
Bard skłonił się, jeszcze raz poprawił instrument na plecach, po czym wyszedł ze świątyni.

Idąc ulicami w stronę oberży, szybkim ruchem wsunął palce do mieszka wiszącego przy pasie, tuż obok sztyletu, licząc palcami znajdujące się tam monety. Nie było ich zbyt wiele, jednak bard już się cieszył na myśl o pięciuset sztukach złota, jego części nagrody za wypędzenie ducha. W razie czego, zawsze będzie można pożyczyć małą sumkę na napitek od jakiegoś kolegi po fachu, z pewnością w karczmie znajdzie się jakiś śpiewak.

~Hmmmm... Niedokończone sprawy... To może być trudniejsze niż się wydaje, zwłaszcza jeżeli ten fikuśny zwój nie zadziała, zmartwił się półelf, No, ale co tam, najwyżej zajmie nam to odrobinę więcej czasu. Och, a jaki poemat o tym później napiszę!~

Tarquinn nawet nie zauważył, kiedy brudnymi uliczkami dotarł wreszcie do celu.
Nad drzwiami, na wystającej belce wisiał stary, drewniany szyld. Widniał na nim kufel piwa z przeciekającym dnem. Szyld był tak zbudowany, że w czasie deszczu woda lała się właśnie z dziury w kuflu, a karczmarz nie chciał wyjawić dlaczego, czy to robota jakiegoś rzemieślnika, czy po prostu korniki tak przeżarły się przez próchno.

Bard, nie oglądając się nawet, wszedł do środka, czując już smak miejscowego wina.
 

Ostatnio edytowane przez folkien : 30-12-2011 o 00:36.
folkien jest offline  
Stary 29-12-2011, 16:15   #9
 
Adinarus's Avatar
 
Reputacja: 1 Adinarus nie jest za bardzo znany


Tirlon wyszedł z kaplicy. Postanowił przyjąć propozycję barda. Noc otuliła już świat. Rycerze patrolujący ulice trzymali w rękach pochodnie, rzucające kręgi światła na ubite ulice miasteczka. Perspektywa jutrzejszego zadania wydawała mu się na razie odległa, a brzuch domagał się strawy. Nie chcąc marnować czasu czym prędzej skierował się do gospody "Gniew Silvanusa".
Wyrzeźbiony w drewnie szyld przedstawiał otoczony płomieniami liść, albo coś podobnego, bo nie był zbyt wyraźny. Ledwie nań zerkając, krasnolud wszedł do karczmy. Rzucił parę monet na ladę i złożył zamówienie. Po chwili wylądowała przed nim pieczeń, wraz z towarzyszącym jej kuflem piwa.
Krasnolud jadł powoli, przypatrując się ludziom w oberży. Byli to głównie wieśniacy, paru kupców. Jeden z nich sprzedawał w kącie towary "szemrane". Gdy tylko do lokalu wszedł jeden z Rycerzy w Srebrze, kupiec natychmiast wstał i skierował się do lady, zamawiając wino.



Po zjedzeniu posiłku wojownik wykupił jedną noc w pokoju i rozłożył się wygodnie przed kominkiem, czekając na nadejście senności i myśląc, o jutrzejszym zadaniu.
~Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będę miał tyle pieniędzy, że stać mnie będzie nawet na wykupienie tej gospody.~
Nagle lekko uderzył się w czoło.
Czym prędzej wstał i skierował się do karczmy "Pod dziurawym kuflem". Usiadł na krześle i leniwie zaczął szukać wzrokiem reszty drużyny, w międzyczasie dłubiąc w zębach.
 

Ostatnio edytowane przez Adinarus : 29-12-2011 o 16:34.
Adinarus jest offline  
Stary 29-12-2011, 20:35   #10
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Post wspólny - Tarquinn i Tirlon

Tarquinn siedział przy stoliku popijając wino, gdy zauważył wchodzącego do lokalu Tirlona. Gdy krasnolud nie zauważył go i usiadł przy innym stoliku, bard westchnął cicho, dopił resztkę napoju, po czym z niechęcią podniósł się ze stołka i ruszył w stronę karczmarza. Po chwili podszedł do krasnoluda już z dwoma kubkami wina w rękach.
- Witam kompana - zawołał bard, stawiając z rozmachem kubki na stole.
- Dobry wieczór - powiedział krasnolud, uśmiechając się lekko do kubków.
Tarquinn podsunął zachęcająco jeden z kubków w stronę Tirlona, po czym sam napił się ze swojego.
-Tirlon, dobrze pamiętam? Ufam, że umiesz - powiedział bard, nie czekając na odpowiedź - posługiwać się swoim... narzędziem pracy? W końcu taki duch, to chyba nie przelewki?
Krasnolud zerknął na topór.
- Ja także ufam, że umiem. - Krasnolud upił łyk z kubka. - Niejeden stwór padał już pod moim orężem.
Bard zaśmiał się krótko i jeszcze raz spojrzał na topór.
- Rad jestem to słyszeć, wolę zawierzyć życie komuś kto umie robić mieczem, niż jakiemuś tam fikuśnemu magowi i jego czarom. Cholera jedna wie, co taki robi kiedy nikt nie patrzy! - oburzył się Tarquinn, pochłaniając kolejną porcję wina.
Krasnolud znowu uniósł kubek do ust i wytarł twarz rękawem.
- Co robi kiedy nikt nie patrzy? Mam nadzieję, że przypala jakiegoś chochlika, skradającego się z tyłu.
- Może i się przyda, ale to nie znaczy że zaraz się z nim będę bratał. Wolę się trzymać z daleka od tej całej magii. - wzruszył ramionami półelf, spoglądając w stronę wejścia, jakby spodziewał się przyjścia kolejnego kompana do picia. -Tak czy siak, masz jakiś pomysł, o co z tym duchem może chodzić?
Tirlon przechylił kubek. Wyleciała z niego tylko jedna kropla, która spadła na blat stołu.
- Duch jak duch. Albo się wyniesie, albo użyje się drastycznych metod.
Po chwili namysłu krasnolud dodał:
- Dobrze, że jednak mamy kapłana w drużynie.
- Ano dobrze, dobrze. Mówiłem zresztą, egzorcyzmem go i po sprawie. - bard wychylił resztki wina z kubka, po czym niedbale rzucił go na stół. - Całe to zadanie wygląda na łatwą forsę.
Krasnolud rzucił krótko:
- Może.
- Zawsze mówiłem, że bez napitku wszystko się gorzej układa. - Tarquinn westchnął cicho, po czym zawołał - Hola, jeszcze wina, jeśli łaska!.
Bard zabębnił krótko palcami o stół, po czym rzekł znów do Tirlona - Pięćset szłotych monet to nie przelewki. Ale przecież do wykurzenie jakiegośtam ducha wystarczyłby zwykły kapłan z wiejskiej świątyni. A co jeżeli to jakaś grubsza sprawa? - wyraził swoje wątpliwości śpiewak.
Krasnolud uniósł lekko brwi.
- Właśnie po to tu jesteśmy, bardzie.
Tarquinn roześmiał się głośno.
- Racja, racja!
Po chwili na stole wylądowała nowa porcja wina.
Wojownik przechylił kubek.
- Czemu właśnie "Pod Pękniętym Kuflem", a nie "Gniew Silvanusa"?
Bard uśmiechnął się smutno.
- Nie stać mnie na takie wygody. Poza tym, tamtejsze towarzystwo mi nie odpowiada. Za dużo twarzy, których nie chciałbym oglądać - Tarquinn przełknął kolejny łyk wina i podrapał się po lewej dłoni - choć może powiniennem powiedzieć, że nie chciałbym, aby te twarze zobaczyły mnie.
Tirlon ułożył się wygodniej na krześle.
- Bywałeś już w Jaskrawych Promieniach?
- Nie, ale jeszcze zanim tu przybyłem, nadepnąłem kilku niewłaściwym osobom na odcisk. Widać nie wszystkim podobają się moje pieśni. - Skrzywił się bard, po czym ze złością splunął na podłogę.
- Już i tak jest tu wystarczająco brudno, i bez twojego plucia. - Tirlon zaczął lekko huśtać się na krześle, wspierając głowę dłońmi. - Więc... trzeba czekać do jutra.
- Na to wygląda. - powiedział bard z rezygnacją w głosie, po czym rozejrzał się. - Myślisz, że ktoś jeszcze ma zamiar przyjść?
Krasnolud wyjrzał przez okno.
- Noc jeszcze młoda...
 

Ostatnio edytowane przez folkien : 29-12-2011 o 20:55.
folkien jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172