Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2012, 02:06   #1
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Obłędny Kult

Akt I
Chaos


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fKH8lSL80vY&feature=related[/MEDIA]

Wydawać się mogło, że wraz z większością obcokrajowców z miasta zniknął przepełniający je dawniej wigor. Ulice jeszcze nie tak dawno tętniące życiem, przepełnione krzykami w przeróżnych językach stały się puste - przypominające stary, rozbity wazon , z którego okruchów dało się odczytać dawne piękno.
Twarze mieszkańców przepełniał smutek. Spojrzenia, dawniej badające przybyszów z iskrą ciekawości teraz poszarzały jak popiół. Stały się puste i zdawały się nie dostrzegać grupki najemników wędrujących od tawerny do tawerny. Tak jak z ulic, i z tych przybytków w zaledwie parę dni uleciała "magia". Przesiadywali w nich jedynie mniej ciekawi mieszkańcy Calidyrru, starym rytuałem topiąc się w oceanie wina i piwa. Tym razem jednak nie ściągali na siebie oburzonych, pełnych pogardy spojrzeń pozostałych.

-Grig przesyła pozdrowienia.-Niepozorny, kilkuletni letni chłopak zdawał się zaskoczyć pięcioosobową grupę najemników, wyłaniając się zza rogu jednej z tawern, której progi własnie opuszczali. - Kazał wam powtórzyć ...- jego błękitne, wyrażające niepokój oczy zmierzyły kolejno każdego z nich-"Jest robota"... Powiedział żebym nie zapomniał wam powtórzyć, że tym razem będzie bardziej odpowiednia dla ...- zatrzymał się , dobierając bardziej odpowiednie słowa-Dla takich jak Wy, waszmoście.- zadrżał zerkając na kobietę- I nie waszmoście... znaczy... I... tego... Pani. Państwu wszystkim... To jest...
Nie czekając na reakcję odwrócił się i pobiegł w kierunku niewielkiej uliczki, wypełnionej cieniem otaczających ją domostw.
Nadziei na opuszczenie Moonshae nie było. Nie bez dużej ilości złota i wsparcia kogoś znaczącego... Lordowie jednak nie zwykli bywać w miejskich spelunach a kupcy zdawali się zawiesić na razie interesy - nikt w nadchodzących, niepewnych dniach nie chciał ryzykować podróży a tym bardziej wydawania oszczędności na najemników.
- Ufam waszym zdolnością, przybysze. Jednak na cóż mi napychać wasze sakwy moim złotem, jeśli zysków nie będzie ? - odpowiadali na oferty- Pamiętam czasy, kiedy Kendrickom nie chylił kapelusza żaden z lordów... Wtedy zysk przynosili przyjezdni. Teraz nie ma przyjezdnych. Królowa ... Biedna królowa...


Alejka , w której znajdował się przybytek Griga należała do tych, do których nikt nie zapuszcza się bez dobrej stali pod ręką. Cześć domostw przy deptaku zdawała się opuszczona od dawien dawna. Inne pożerała wręcz nędza. Jedynym trzymającym się kupy miejscem zdawał się dom nieopodal przybytku Griga. Ściany były posmarowane świeżą bejcą, z okien na ulicę biło czerwonawe światło. Przed wejściem zaś, niczym wierne gwardzistki, stróżowały nieco roznegliżowane niewiasty. Teraz raczej zniechęcone brakiem klientów, podpierały ściany podając jedna drugiej kopcącą się fajkę. Szeptały coś między sobą, przyglądając się jednocześnie grupce dzieci bawiącej się w błocie po przeciwnej stronie ulicy.
Szybko skryły gdzieś fajkę, kiedy dostrzegły grupę najemników zmierzających pozornie w ich kierunku. Na ich twarzach zagościł wyzywający uśmiech, odsłaniając przy tym poczerniałe od tytoniu zęby. Kiedy grupa ich mijała, nachylały się lekko odsłaniając bardziej tajemnice skrywane przez ich i tak mało dyskretne dekolty. Uwagę tych, którzy ulegli pokusie zerknięcia w ich kierunku natychmiast oderwała muzyka rozlewająca się właśnie po okolicy spod rozpadającego się szyldu : U Szczerbatego Griga

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Cm7SgPxEKWA[/MEDIA]

Zazwyczaj świecąca pustkami [Chociaż świecąca przy ogromie brudu przepełniającego ten przybytek nie jest dobrze dobranym słowem] wieczorem pokazywała swoje drugie oblicze. Po zachodzie słońca, jak Ćmy do światła lgnęły tu najmniej "szlachetne" osobistości miasta: opryszki, starsze dupodajki stawiające na błogosławiony wpływ alkoholu względem ich interesów, handlarze dóbr "z przeszłością" , o którą nikt przy zdrowych zmysłach się nie pytał, mniej wybredni "najemnicy". Najprościej ujmując : całe ścierwo ulic Calidyrru ściekało tutaj niczym breja do rynsztoku [ To już wyjątkowo trafne słownictwo].
W centrum izby, na kilku beczkach ułożone deski, będące teraz sceną dla wyjątkowo nietypowego trio. Skrzypek pląsał po całej powierzchni desek piszcząc niczym dzierlatka i wyginając się na wszystkie strony. Całkowicie przypadkowo w takt muzyki, do którego zdawał się rzygać wpółprzytomny jegomość obejmujący jak matka dziecko swoją lutnię. Trzeci, półelf wybijający rytm na bębenku co chwila fałszował, nie mogąc najwidoczniej powstrzymać się od zdzielenia swojego zapijaczonego towarzysza przez łeb. Najbliższe stoliki, choć zaserwowano na nich treść żołądkową grajka - najwidoczniej jedyną formę ciepłej strawy jakiej tu uświadczysz - były oblegane przez roześmianych i zapijaczonych gości.

- O... Jest i nasza wesoła kompania.- powiedział Grig wskazując podbródkiem stojących w progu najemników. Gustav rozochocony tą wiadomością, bądź drugim z rzędu kuflem piwska odwrócił się energicznie w ich kierunku. Zadrżał lekko mierząc ich wzrokiem.
- Na Tempusa... Elfy ? Same elfy ?- odwrócił oburzone spojrzenie w kierunku czyszczącego jeden z kufli za pomocą własnej śliny Griga- O tym to już Ci się zapomniało wspomnieć waszaopasłośc ?! By Cię kulawy kozioł w dupsko wychędożył...
-Hola, hola... widzisz tam, niżej ?
- Grig wskazał palcem na osobnika ledwie widocznego za plecami elfów.- Ta mięsista kulka... To człowiek z krwi i kości ! Więc zewrzyj mordę !
Gustav przechylił kufel osuszając go do cna, po czym westchnął.
-W Żelaznej Twierdzy elfy nie są codziennością... Jesteś pewny, że to tego szukam ?
- Jeśli szukasz dziewicy w burdelu... To właśnie Ci ją znalazłem... No prawie. W każdym razie i tak jesteś mi winien soczystego całusa prosto w dupę !
- wydął usta imitując pocałunek i zaśmiał się gromko.
- Jak matkę miłuję, kiedyś złapie Cię za to dupsko i wywlekę na lewą stronę... Zaprowadź ich na zaplecze. Będę tam czekał. Dopilnuj żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Dopilnuj ? O nie , nie kochanieńki. Nie wiem jak to tam u was w pałacykach wygląda. Ale tutaj żaden interes nie jest kręcony za moimi plecami. Będę przy całej rozmowie... Taria na cycki Sune ! Dopilnuj wszystkiego i zaproś...
- wskazał dalej chyba lekko zszokowanych najemników palcem- Na zaplecze.
Przyjaciele zniknęli gdzieś za kontuarem, kobieta zaś posłusznie wykonała polecenie.
- Witajta ! Grig zaprasza na zaplecze ... Tam za kontuarem , przez kuchnię i w lewo, rozumieta, a ? Powiedzta no jeszcze co podać do stołu... Wino, piwo ? Pędzimy też własny napitek, ale Grig zabronił mi go podawać wyjuntkowym gościom. Dopóki tacy ni wyjdą z zaplecza.
Mało urokliwa dziewczyna przyjęła zamówienia, nachylając się do każdego przez hałas panujący w izbie. Odskoczyła niczym poparzona, kiedy przyszło jej zbliżyć twarz do niskiego , siwego najemnika. Rzuciła mu jedynie oburzone spojrzenie, po czym dodała:
-Ty ni mów... dla Ciebie zrobia niespodzianka.


- Jestem Gustav Bronith. Rycerz Żelaznej Twierdzy służący sztandarowi rodu Dugthaar. - ukłonił się dworsko, kiedy drzwi do odosobnionego pokoju się zamknęły. W jednej chwili cała muzyka tutaj wcześniej docierająca zamilkła. - Proszę, usiądźcie. Służka niedługo doniesie wasze trunki.
Grig zasiadł na krześle postawionym gdzieś w rogu pokoju. Skrzyżował ramiona na pierś opierając je o odstające sadło.
- Wybaczcie, iż goszczę was w takim miejscu...
- Coś nie tak ?
- mruknął Grig.
- Nie... speluna pełna ladacznic i złodziei jest doskonałym miejscem do rozmawiania o przyszłości korony i dworu... Stul pysk Grig i nie rań już uszu moich i mych gości.
Karczmarz mruknął cicho pod nosem , po czym wlepił spojrzenie w najemników. Rycerz chciał kontynuując , jednak przeszkodziła mu Taria wraz z zamówieniami najemników. W milczeniu obserwował jej ruchy, po czym odprowadził wzrokiem do drzwi.
- Wybaczcie, ale muszę się spieszyć. Mój Pan wysłał mnie na poszukiwania godnych zaufania i ideałów Tempusa osób, które w tak trudnych dla naszej ojczyzny czasach gotowe są chwycić za miecz nie tylko w zamian za złoto, ale też dla dobra wyższego. By bronic tych, którzy sami obronić się nie mogą. I by wpędzić to co plugawe i złe. By zniszczyć to co nam wrogiem niosącą pewną zgubę. - zmierzył ich kolejno wzrokiem pauzując na chwilę.- Jak wiecie zapewne, Królowa Alicia Kendrick jest w opłakanym stanie. Nieprzytomna, śmiertelnie chora. Mój pan posiada dowody na to, iż stoi za tym jedna z nie tak dawno przybyłych na dwór Kendricków kobiet. Określająca się jako "uzdrowicielka". Mój Pan chce zakończyć to szaleństwo jednak osoba , która przyniosła dowody tej zbrodni jest zagrożona. W trosce o jego zdrowie, mam wraz z najemnikami wkraść się do zamku i zabrać go stamtąd nim rozpocznie się walka. W świetle dowodów oczywistym jest, że kobieta ta jest potężną czarodziejką i nie jest pewnym ilu ma ludzi wśród dworzan. Szukam zatem takich, którzy podejmą się nie tylko zadania ocalenia sługi Korony ale i ochronie jego bezpieczeństwa a co za tym idzie i królestwa dopóki będzie to konieczne. W służbie wyższego dobra i walce z tym co plugawe. - Gustav wsunął dłoń do torby przewieszonej przez ramię, po czym rozwinął na stole zwój opatrzony pieczęcią rodu Dugthaar.
- W zamian mój pan obiecuje : Dwa tysiące sztuk złota w formie zaliczki. Kolejnych sto dwa tuziny złota , za każdy dzień waszej służby. Oraz czterdzieści tysięcy kiedy misji naszej przyjdzie kres. Jeśli wszystko się powiedzie oddana zostanie wam ziemia na wyspie Oman wraz z tytułem bądź zapewniony statek, który bezpiecznie zawiedzie was gdzie sobie zażyczycie. Wasze zasługi na zawsze zapamiętane zostaną wśród władców Żelaznej Twierdzy gdzie będziecie szanowanymi i wiecznie wyczekiwanymi gośćmi.
Jeśli wasze serca są prawe i rozumiecie rozmiar tragedii jaki wisi nad mieszkańcami Moonshae ... Proszę, złóżcie swe podpisy poniżej.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 22-03-2012 o 13:34. Powód: Zmiany kosmetyczne
Mizuki jest offline  
Stary 22-02-2012, 04:30   #2
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Droga przez maisto nie zwróciła szczególnie uwagi Randala. Nie obchodził go za bardzo stan ducha społeczeństwa. Nie rozumiał jednak o co im chodzi z tą królową. Ludzie umierali przecież tak szybko, że ciężko byłoby to zliczyć, a tym bardziej się przejmować. Żabcia zdążyła już upolować cukierek jakiemuś dziecku i przestała zawracać mu głowę. Po co my tam idziemy? Nie wiem. Zobaczymy.

Po wejściu do karczmy Randal starał się nie zwracać uwagi na całe bagno, które tu przebywało - sam odór, który się tu unosił odbierał mu ochotę, by otwierać usta i oczy, a także żałował, że nie może zamknąć nosa. Gdzieś ty nas wyprowadził? Może w ściekach znajdziemy pracę, tam pewnie lepiej pachnie... Zamnij się.

W następnej komnacie nie było już tak źle. Randal zmówił mleko i usiadł przy stole. Słuchając Gustava popijał meko. Brzmi nudno. Pewnie i tak nie zapłacą. Póki jednak dają zaliczkę, bierz co się da. Zobaczymy, rycerz wydaje się szczery.
Czarodziej odrzucił kaptur i zaczął mówić patrząc Gustavowi prosto w oczy.

-Witam, witam. Zwą mnie Randal. Powiem Ci szczerze panie Rycerzu co o tym w tym momencie myślę, nie będę bawił się w ceregiele. Każdy musi jakoś zarabiać w życiu - legalnie i nie mało, to bardzo dobre cechy zarabiania. Z tym, że to twoje "legalnie" to może być, że na przykład nie lubicie tej czarodziejki i chcecie się jej pozbyć. Wiadomo, że się nie wytłumaczy, bo nie będzie kiedy - władającemu Sztuką usta zamyka się zawsze jako pierwszemu.

Randal zazwyczaj nie odzywał się zbyt wiele. To było jednak ważne. W sumie w tej chwili był bezrobotny.

-Jednakowoż... Wspominałeś o dowodach, że są potrzebne, mamy znaleźć człowieka, który je ma. Z oczy też nie patrzy Ci najgorzej, pieczęcie są prawdziwe, a sława rodu wielka. Mógłbym zaciągnąć się na twoje usługi.

Wstał, rozejrzał się po pokoju i łupnął kuflem mleka w stół(majestatycznie to nie wyszło, ze względu na jego "świetną"kondycję fizyczną):

-Ale! Jest jedno ale! Spotykasz się z nami w jakiejś zapadłej dziurze w pokoju magicznie osłoniętym przed podsłuchem. Oczywistym jest dla mnie, że poszukujesz dyskrecji. Dlaczego? Nasuwa mi się odpowiedź, że jak coś pójdzie nie tak, to raczej nikt się o nas nie upomni. Twój Pan na pewno nie chce by nas z nim kojarzono. Bo przecież skąd my i kto my? Jakieś w większości elfy i to nie wiadomo skąd. Nikt nas tu nie zna i pewnie żałoby w królestwie nie będzie jak owa czarodziejka, albo jej sprzyjający hmm, wyślą nas na inny plan egzystencji. Nasuwa mi się na myśl słowo ryzyko. Ryzyko jest duże. Niech i więc Twój Pan zaryzykuje. Po pierwsze chciałbym trzy tysiące sztuk złota na start. W ramach okazania szacunku - mam nadzieję, że się nie sprzeciwisz. Poza tym chciałbym dostępu do biblioteki nadwornych magów twego pana- jeszcze zanim wyruszymy. Moja wymiana z nimi doświadczeń zdecydowanie zwiększy nasze szanse, a przyjmując to zlecenie zakładam, że na naszym sukcesie Tobie i twemu Panu zależy.




Gustav popatrzył zaskoczony na elfa. Nim przemówił rzucił przelotne , niezadowolone spojrzenie Grigowi.
- Randalu, to iż spotykamy się w tym miejscu jest narzucone przez pośpiech... Mam zwerbować odpowiednich ludzi i powrócić z nimi na zamek do jutra. Co do zaś zaklęcia...- zerknął na Griga mrużąc oczy- Czy o czymś nie wiem ?
- A no co do czorta ? Jakoś się muszę zabezpieczyć, nie ? Są i tacy , którzy dyskrecji potrzebują !- warknął Grig.
- Nie byłem świadomy magi, którą to miejsce zostało nasycone. Co do reszty Randalu... Oferuję wam całe złoto jakim w tej chwili dysponuje. Być może na zamku nadarzy się okazja by mój pan obsypał Cię złotem... Jeśli to ono napawa Cię wrogością do tego co plugawe.- westchnął lekko jakby zawiedziony chciwością maga- Nadworni zaklinacze pozostali w Żelaznej Twierdzy. Pomijam fakt, że w obecnej sytuacji zwyczajnie nie byłoby na to czasu... Co do ludzi Kendricków zaś, mój Pan ani Ja nie możemy nic obiecać. Wybacz Randalu, ale oferta i tak jest bardzo wysoka. Nie dlatego, że jej nie spełnimy. Ale właśnie dlatego, że cała nasza misja wiąże się wielkim ryzykiem i służbą Moonshae. Nie mam mocy ani środków by zmienić jej kształt.

Tak, jasne. Gdybyś nie miał, to by Cię tu nie było. Za kogo on nas ma? Za idiotów oczywiście. Spodziewał się chyba że tu sami paladyni przyszli.

To bardzo miło słyszeć. Cóż ja traktuję to jako pracę, dość dużo czasu w moim życiu nie zostało. Pewnie dużo więcej niż w jego.Siedź cicho muszę się skupić. Nie zamierzam go trwonić. Widzisz Gustavie - zła jest bardzo dużo, a ja tylko jeden.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 24-02-2012 o 19:12. Powód: Odpowiedź MG. Ja jeszcze coś dopisze później, ale nic zwizanego z obecnym dialogiem.
homeosapiens jest offline  
Stary 24-02-2012, 18:34   #3
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Początek podróży, Wyspy Moonshae

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BjxlOw-RT9w[/MEDIA]

Gdy tylko statek przybił do portu Caer Calidyrr na wyspie Alaron, okazało się iż Lairiel, która prawie przez całą swą podróż nie wychodziła z swej kajuty teraz stała gotowa do jak najszybszego opuszczenia okrętu. Drobne podniecenie które towarzyszyło tej chwili było niewątpliwie spowodowane faktem iż do tej pory dziewczyna nie była jeszcze nigdy tak daleko od domu, w dodatku za ogromnym Morzem Mieczy. Nieco rozmarzonym wzrokiem powiodła po wielkim porcie stolicy i horyzoncie na którym widać było wśród przelatujących mew zamek. Zdziwiło ją natomiast to jak mało stało tu zakotwiczonych okrętów.
Nim opuściła wielki statek podziękowała jeszcze kapitanowi za bezpieczną podróż, co w wypadku tak wielkiej jednostki nie było przypadkiem. Lairiel Shi’nayne prawie pierwsza wyrwała się na ląd, a gdy już jej stopy stanęły pewnie na ziemi nie mogła powstrzymać gorejącego na twarzy i nieco zaczerwienionych policzkach uśmiechu. Taka właśnie była, czasem delikatna, beztroska i ciepła, innym razem stanowcza i zimna. Te dwie natury mieszały się w niej nieustannie od czasu tragedii z Nes’yavel, miejscu które kiedyś nazywała swoim domem.

Jak u wielu elfich dziewcząt i jej uroda nie pozostawiała wiele do życzenia. Dar krwi pięknej, słonecznej rasy nadaje jej wyjątkowo kobiecego, delikatnego uroku który teraz w kwiecie wieku promienieje najbardziej. Zgrabną i kuszącą sylwetkę zaznaczają długie nogi, pełne biodra, dość wąska talia i biust który nie wprawiał jej w kompleksy. Te kryją się w innej sferze gdzieś w głębi teraz zapomnianej i porzuconej w cieniu.
Zazwyczaj ubrana elegancko i stylowo, potrafi przystosować się do sytuacji i gdy trzeba założyć byle jakie, lniane ubranie bo choć wygląd jest dla nie ważny, nie jest nań ślepo zapatrzona.
Lairiel bardzo lubi dbać o siebie, pielęgnować swoją urodę i pilnować czystości. Nie potrzebuje ku temu żadnych konkretnych powodów, po prostu taka czuje się lepiej i pewniej.
Mimo wojowniczej przeszłości i ostrego temperamentu jej skóra nie nosi na sobie ani jednej blizny których zawsze pozbywała się za pomocą magii i wszelakich maści.

Delikatny nosek, zmysłowe usta, pulchne policzki i miękka skóra razem z spojrzeniem jej morsko-zielonych oczu nadają każdemu uśmiechowi niesamowity charakter.


Niegdyś była blondynką o słomianym odcieniu włosów, odkąd jednak nastąpiło w jej życiu szereg zmian zmieniła ich kolor, na podobny oczom. Nigdy nie lubiła skomplikowanych fryzur, a jej proste włosy albo spływały wdzięcznie po ramionach, albo spinała w kucyk, bądź koński ogon. Rozpuszczone jednak sięgały za łopatki, lub do lędźwi, ale nigdy dalej gdyż tak odpowiadało jej najbardziej.
Zazwyczaj jej zapachem były różne perfumy, od owocowo-cytrusowych, lekkich i przyjemnych po kuszące owocowo-orientalne. Maści, olejki do kąpieli.. jeśli tylko dało się z nich skorzystać robiła to z chęcią i przyjemnością. Był to główny z powodów dla którego elfka starała się unikać Filuta, planując już jego mycie, nawet jeśli miałaby go do tego skłonić ogniem i mieczem.

Zmiana koloru włosów nie była jedyną. Sztuka była zawsze bardzo bliska jej elfim zmysłom, dlatego gdy trafiła do klasztoru Corellona Larethiana z chęcią oddała się ręce jej znajomej która pokryła je dwoma tatuażami. Pierwszy ciągnący się od podbrzusza, przez bok i biodro, zahaczając aż pod pierś, pachę i lekko za plecy przedstawiał kwiat Ehnel. W elfiej kulturze symbolizował on odrodzenie, jako że według legend rósł tylko tam gdzie niegdyś spoczął elf. Drugi tatuaż zaczynał się na brzegu pośladka, wspinając po lędźwiach na plecy w formie wielobarwnych, delikatnych i jakby ulatujących motylków.


Jej zbroja i oręż były pamiątką z Silverymoon. Wykonane z niesamowitym zadbaniem o estetykę i szczegóły, zachowywały swe walory obronne ukazując przy okazji piękno rzemiosła elfów.






Z tarczą na plecach i bagażem przewieszonym w worku przez ramię w drugiej trzymając wsparty o biodro stalowy hełm stanęła dumnie na samym przedzie. Na okręcie oprócz niej było kilku znanych elfów Randal, Salarin i Baelraheal, a także jeden zaniedbany człowiek o imieniu Filut. Ich znajomość była dość powierzchowna, ale postanowili razem udać do oberży „U Szczerbatego Griga”. Nazwa ta jeszcze nic jej nie mówiła, ale już niedługo miała zapaść w pamięć wystarczająco.

Widok miasta był dla niej studzącym entuzjazm zaskoczeniem. Gdzie nie spojrzeć ludzie je zamieszkujący byli wyraźnie strapieni, bez sił do życia jakby coś pozbawiło ich kompletnie. Przypominało jej to kogoś… kogoś z przeszłości, a uczucie to było dość przykrym wspomnieniem.
Czas ten miała już dawno za sobą, chroniąc się w objęciach Stwórcy i odnajdując spokój ducha. Teraz chciała dowiedzieć się co takiego wydarzyło się w królestwie Kendrików iż mogło doprowadzić dumny kraj do tego stanu. Lairiel jako paladynka musiała poznać się nieco na okolicznej szlachcie i władcach, tak więc to nazwisko nie było jej obce. Strzępki informacji i plotek na temat królowej były dość niepokojące co z obrazem który ukazał się jej oczom wcale nie było pocieszające.

Wtedy mały ludzki chłopiec wyskoczył naprzeciw ich zbrojnego orszaku, wyraźnie zagubiony przekazując informacje od Griga. Same informacje mało zainteresowały elfkę, ale gdy patrzyła na zawstydzonego chłopca jej twarz rozpromieniała ciepło. Lairiel miała słabość do dzieci, czy to z powodu że jeszcze nie miała własnych, czy też wspominając siebie w tym wieku. Widok kobiety zakutej w zbroję najwyraźniej jeszcze bardziej speszył małego który uciekł jak mógł najprędzej.

- Poczekaj! – Krzyknęła za nim z nadzieją że jednak wróci, bo chciała wręczyć mu jaką monetę, od której ona i tak nie zbiednieje, a chłopiec kupiłby sobie jakiś słodycz.


Dzielnica miasta w którym mieścił się przybytek Griga uderzał w nią coraz bardziej swoją tak niepodobną do elfich miast prostotą i brzydotą. Większość domów była w opłakanym stanie, a jej oczy tylko szybko mierzyły każdy z nich w nadziei że żaden nie ma na sobie szyldu. Całości „kolorów” tego miasta dodały jeszcze prostytutki, czyli coś czego Lairiel nie mogła pojąć. Powiodła po nich bez cienia wstydu wyjątkowo ciekawym spojrzeniem. W typowo elfich społeczeństwach nie istniały takie miejsca, jako że wszyscy mieszkańcy potrafili znaleźć sobie zajęcie dzięki któremu można było utrzymać się przy życiu, a w biedzie wspierali nawzajem. Seks był zarezerwowany dla miłości, uczucia, a na pewno nietraktowany jako potencjalne źródło zarobków. Zastanawiała się czy ma to związek z różnicą ich kultur, gdzie wśród jej rasy kobiety bardzo często podejmowały się męskich zajęć, jak na przykład łowiectwo, podczas gdy u ludzi było inaczej.
Czy nie mają po prostu ambicji, czy może nikt nie wyciągnął im pomocnej dłoni by mogły zacząć żyć normalnie? Lairiel miała zamiar poznać się na tym nieco później, teraz miała inne zadanie które nie cierpiało zwłoki, a oberża Griga znajdowała się zaraz obok.

Gdy tylko przestąpiła próg, znienacka nogi dziewczyny mimowolnie zatrzymały się aż ktoś z tyłu nie uderzył o jej plecy. Zapach który trafił ją w nos, na pewno nie był czymś do czego przywykła kobieta jej pokroju. Mieszanka męskiego potu, wymiocin, stęchłego zapachu alkoholu i duchota w jednej chwili sprawiły że treść żołądka podeszła paladynce do gardła. Oczy zaszkliły się jej lekko, gdy dłonią zasłoniła delikatnie usta i nos, mimo oporów idąc dalej w głąb. Uszy zaś wpierw stanęły na sztorc, potem zaś gdy już chwilę podusiła się w tym smrodzie zdecydowanie opadły. Nie zamawiała nic. Nawet gdyby podawali tu elfie wino zapewne nie byłaby go w stanie przełknąć, czy nawet zmoczyć ust. Czym prędzej poszła na zaplecze które wskazała im Taria, gdzie nieco odetchnęła a jej twarz znów nabrała kolorów.
Gustav Bronith był pierwszą osobą która dała jej nadzieję na to że nie będzie wspominać tego miejsca tylko w negatywny sposób. Całkiem przystojny, młody rycerz o długich, brązowych, miękko spływających na ramiona włosach nie licząc kilku przekleństw zdawał się mieć dobre maniery. Jego wyraźne spięcie sytuacją i ich obecnością mówiło jej że nie był do końca przygotowany do roli jaką mu powierzono. Postanowiła nie wtrącać się i pozwolić mu skończyć, z zainteresowaniem wysłuchując i oceniając słowa.

Pierwszy odezwał się Randal i choć miał nieco racji, gdy mówił o tym że nie chciałby się dać zmanipulować w polityczną grę między królestwami, zachował się też zupełnie bez taktu przy każdej swej wypowiedzi. Nie wypadało tak mówić do rycerza, gdyż tytuł ten nie był przyznawany bez powodów i nie każdy wojownik mógł się nazywać rycerzem. Jej nieco zirytowane spojrzenie skarciło Randala piorunującym wzrokiem który wyraźnie kazał mu się już uciszyć. Wstała i podeszła nieco by skłonić się wdzięcznie i przyklęknąć na jedno kolano przed Gustavem po czym uniosła na niego wzrok i rzekła w ludzkim języku choć dalej niezwykle melodyjnym akcentem.

- Przepraszam za niego. Randal na pewno nie chciał Cię urazić, ani się targować. Po prostu musi odpocząć po podróży. – Tu lekko zwróciła oburzony wzrok w kierunku elfa, by podciągnąć do piersi hełm i znów skupić swą uwagę na Gustavie.

Na imię mi Lairiel Shi’nayne i jestem paladynką klasztoru Pierwszego z Seldarine. – Urwała na chwilę by uśmiechnąć się wdzięcznie. – My elfy, choć wierzymy w innych bogów, dzielimy z wami wiele wspólnych, bardzo pozytywnych cech, jeśli tylko uchowają się one w ludzkich sercach. W przeciwieństwie do tego co powiedział Randal, chcę zaznaczyć że nie każde z nas czuje się traktowane gorzej z racji naszej inności. Doceniamy współpracę jaka wywiązuje się miedzy naszymi kulturami, dając każdej coś dobrego. Ucząc się od siebie wzajemnie sięgnęliśmy nowej ery naszych cywilizacji i szczerze chciałabym aby współpraca ta była pozbawiona odtrąceń, lęków i niechęci…
Przytoczę cytat słów jednego człowieka które zapadły mi w pamięci: „Żeby mieć piękne oczy, szukaj dobra w oczach innych, żeby mieć piękne usta wypowiadaj piękne słowa.”


Lairiel urwała robiąc krótką pauzę by przejść do ważniejszego tematu.

- Gdy nasz okręt przybił do portu tego niegdyś na pewno pięknego miasta moją uwagę zwrócili zwykli ludzie, którym brak wiary, którzy boją się i są nieszczęśliwi. Wiedz więc że elfie serca nie są obojętne na cierpienie innych, nawet jeśli słowa taktują o tych którzy nie zakończą swej podróży na Evermeet. Dlatego, zachowując rozsądek i honor pomogę na tyle na ile będę mogła aby odnaleźć przyczynę tej skazy i usunąć ją, powierzając w czystości Twych słów swoje życie jeśli tak trzeba, i tego oczekuje ode mnie Stwórca... Paladyni Pierwszego, nie szukają zysków. Przyjmę tyle złota ile uznasz za wystarczające by wesprzeć mnie w tym zadaniu, chcę jedynie godnie wystąpić w pole gdy zajdzie taka potrzeba.

Elfka uniosła się powoli ze skupionym, dość zamyślonym wyrazem twarzy. Odwróciła miękko ku siedzącym towarzyszom i mocniej ścisnęła w dłoni swój hełm. Wpatrywała się tak chwilkę by w końcu rzec.

- Nie możemy zagrzebywać dobra w naszych sercach, nie możemy przejść obojętnie. Ci ludzie potrzebują naszej pomocy, a my mamy okazję zrobić coś czego się nie zapomina. Bezinteresownie pomóc drugiemu choć będziemy przy tym ryzykować nasze dobro. I wierzę że każde z was ma w sobie cząstkę którą rusza cudza krzywda, także Ty Randal i nasz pachnący Filutek..

- Pomóżcie mi stawić temu czoła.

Jej delikatny wzrok, przemknął przez twarze gości Grika, po czym nieco zaskoczona sama swoją przemową, cofnęła się i stanęła z boku z zatroskaną miną. Lekko odgarniając kilka włosów które ześlizgnęły się jej na twarz i zerkała to na Gustava to resztę osób. Chciała w nich szczerze wierzyć, bo choć ona sama miała wiele obaw dotyczących problemu tego królestwa to przecież wychowano ich ucząc miłości do życia i walki w jego obronie. Na tą myśl pobladła, wspominając swego ojca...



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 24-02-2012 o 18:46.
Kata jest offline  
Stary 25-02-2012, 07:02   #4
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Co za dewiantka. No, ale jakbym był tak ze 150 lat młodszy... Jasne, nie widziałbyś jak się do tego zabrać - pewnie juz zapomniałeś. Ty, ciebie czasem ostatnio nikt nie kopnął w żabią rzyć? Nie trafił bys mnie nawet z zaskoczenia, flankując<śmiech>. Mogę ci rozkazać, żebyś sama weszła pod mój but! Więc stul dziób.

Ria usadowiła się na ramieniu czarodzieja i na razie przestała sie odzywać. Zaś Randal się zdenerwował. Po cholerę ja tu przychodziłem, pomyślał.

Nie wiem, może nie wyraziłem się jasno, bo koleżanka chyba mnie nie zrozumiała. Ja nie jestem tak jak ty paladynko altruistą walczącym z poświęceniem dla dobra. Walczę dla dobra, bo zło mnie denerwuje, ale robię to dla pieniędzy, tak jak szanowny pan Gustav stwierdził. Nie uważam tego za złe - w końcu to robota jak każda inna. Jeżeli jednak obecny tu pan Gustav twierdzi, że nie jest w stanie zapłacić trzech tysięcy, to jak ja mam mu uwierzyć w to, że będzie płacił tysiąc dwieście za dzień? Bo mi w moim skromnym móżdżku wychodzi, że jak chce dać dwa, a nie może trzech, to na jutro mu zabraknie. A jak szanowny pan rycerz nie jest upoważniony, to po cholerę my tu rozmawiamy?

Randal rozprostował ręce i przeciągnął się. Rozejrzał się po twarzach przybyłych tu z nim. Wiedział już jakie jest zdanie paladynki - to wiedział właściwie już zanim otworzyła usta. Trzeba walczyć ze złem i pomagać innym bla bla bla. Świętoszkowe kadzenie - przyprawiało go to o mdłości. Co mnie w ogóle obchodzi ta wyspa i to królestwo. Ta królowa i ta czarodziejka? Na pewno nie tyle, by umierać za to za dwa tysiące sztuk złota.

Nie przesadź tylko. Dobra, dobra.

Panie Gustawie - ja jestem człowiekiem, który szanuje raz dane słowo. Jeżeli jednak mam się zobowiązać do nadstawiania karku za królestwo i jego sprawy, w którym jestem pierwszy raz w życiu, za królestwo, z którego mogę w każdej chwili odlecieć, bo widzę tutaj niezły bajzel i wiem na pierwszy rzut oka, że tak by było dużo bezpieczniej- to zarówno w moim jak i pańskim interesie jest, żebym czuł się godziwie wynagrodzony. W ostateczności może mi Pan odjąć z wypłaty pierwszodniowej, ale potrzebuję sumy trzech tysięcy. Inaczej się zwyczajnie nie podejmę. Zapewniam, że to, co zamierzam zrobić z pieniędzmi będzie bezpośrednio związane z problemami pana i pańskiego zwierzchnika. Dokładniej ułatwi ich zakończenie.

Randal wyciągnął z kieszeni krakersa, zjadł połowę, a resztę zaczął kruszyc na malutkie kawałeczki, które Ria łapała językiem.

To chyba tyle co miałem do powiedzenia. Jestem uczciwym elfem, ale na pewno nie bezinteresownym. Oczywiście jeżeli gardzi pan usługami takich jak ja, to ja rozumiem. W takim wypadku opuszczę ten przybytek.

I paladynki raczej nie przegniesz przez barierkę. Aj tam i tak pewnie... nie chciałaby. No no i tak wiem co miałeś powiedzieć Że niby co? A że Twój żołnierz nie często stoi na baczność? A ty co, podglądasz mnie? Jestem twoim chowańcem 240 lat, widziałam to i owo..

Kiedy Randal skończył karmić Rię, niespiesznym krokiem udał się w stronę wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 25-02-2012 o 07:06.
homeosapiens jest offline  
Stary 25-02-2012, 16:52   #5
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Rejsy miały to do siebie, że jeśli jest się na nich jedynie gościem to nie miało się praktycznie nic do roboty. Trzeba było samemu sobie znaleźć zajęcie, jeśli jednak owego zajęcia nie było to pozostało jedynie podziwianie wschodów i zachodów słońca lub przejrzystej tafli wody. Ten dzień był jednym z tych podczas, których Salarin kręcił się po statku w poszukiwaniu rozmówcy. W swych działaniach skutecznie unikał miejsc, w których przebywał Filut. Każdy kto by choć chwilę w jego towarzystwie spędził przekonałby się na własnej skórze dlaczego elf robił tak, a nie inaczej. Leniwie szedł wzdłuż burty rozglądając się na boki kiedy to na rufie dostrzegł obraz przywołujący wspomnienia. Kobieta opierała się o burtę i wpatrywała się w morze. Jednak tym co najbardziej uwagę Salarina przykuło był kolor włosów “Gdzieś już widziałem taką barwę... niemożliwe!”. Kiedy nagle uświadomił sobie coś w głowie aż przyspieszył kroku.

Podczas gdy większość pracowała, lub odpoczywała na okręcie, Lairiel nie mogła zaznać spokoju. Większość dni rejsu wolała spędzać w swojej kajucie, ale w końcu miała po prostu dość. Nadmiar wolnego czasu sprawiał że myśli wracały do przeszłości, lub próbowały wybiegać w przyszłość, a w obu tych kwestiach elfka nie czuła się zbyt pewnie.
Okręt był całkiem spory tak więc udało się jej odnaleźć swój zaciszny kącik. Gdy Salarin podszedł nieco bliżej usłyszał jej głos.

~Śpiew~

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uMDtFfdtt8E[/MEDIA]
~Śpiew~


Był silny i delikatny niczym rzeka, ujmująco pięknie rozchodząc się w powietrzu razem z jednostajnym szumem morza. Nie chciał jej przerywać dlatego też zatrzymał się tuż za nią oparty o burtę i słuchał z przymkniętymi oczami. Śpiewała starą, elfią pieśń o drodze życia, przeznaczeniu, jego sensie i marzeniach. Wtedy dostrzegł też kilku obijających się marynarzy którzy przysłuchiwali się jej skrycie, zagłębieni każdy w swoich niezbadanych myślach.

W końcu umilkła, wpatrując się w załamujące fale, i czując na plecach drobne ciarki. Salarin otworzył oczy leniwie urywając obraz swego rodzinnego miasta jaki pojawił mu się w głowie dzięki jej pieśni. Praktycznie nadal nie chciał się odzywać by nie burzyć czaru jaki właśnie stworzyła. Bardzo go zaskoczyła tym co właśnie zrobiła, z pewnością utkwi to w jego pamięci. W końcu słowa wypłynęły z jego ust najbardziej melodyjnym tonem na jaki było go stać.

- Elaine deireath, Lairiel - co w tłumaczeniu na język wspólny oznaczało “Piękny koniec, Lairiel”

Elfka odwróciła się dość szybko, wyrwana ze swojego małego, prywatnego świata. Na widok ten marynarze na olinowaniu i poniższych pokładach wrócili do roboty co by kapitan się nie dowiedział że nic nie robią.
Razem z morską bryzą do Salarina przywiało delikatny, owocowy zapach jej perfum. Miała na sobie piękną sukienkę o żywych barwach i kwiecistych wzorach, lekko szarpanych przez wiatr.


Obecność Salarina ją zaskoczyła, a na jego widok policzki lekko się zarumieniły, zawstydziła się faktu że ktoś przysłuchiwał się pieśni którą śpiewała. Chwilę tak wpatrywała się w niego, aż przypomniała sobie imię elfa. Od ich ostatniego spotkania minęło trochę czasu, a i zupełnie się nie znali, w tym wypadku mogła sobie pozwolić na jego zapomnienie. Wtedy na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, odwróciła się do niego plecami, by za chwilę znów szybko odwrócić. Stał tam dalej, a więc to się działo na prawdę. Nie był kolejną zwidą przeszłości.
Jej uszy lekko uniosły się podczas uśmiechu w drobnym zakłopotaniu swoim na pewno w jego odczuciu dziwnym zachowaniu.

- Dziękuję Salarinie Kele... - i nagle krew uderzyła jej do głowy, bo nie mogła przypomnieć sobie jak brzmiało jego nazwisko, zająkała się tylko niezgrabnie z wyraźnie zakłopotaną miną.
- Keleb’Sur - dokończył za nią nie będąc kompletnie urażonym żadnym z jej zachowań - Lairiel Shi’nayne, Twój głos godzien jest wspaniałych sal Evereski -pokiwał głową z uznaniem- Jestem pod wrażeniem, a wiem co mówię bo sam śpiewam. To doprawdy niesamowite, że spotykamy się tutaj zupełnie przypadkowo. Kto by przypuszczał, że od tamtego miasteczka nasze drogi zaprowadzą nas właśnie na ten okręt.

Wyglądała olśniewająco, zupełnie jak za pierwszym razem kiedy miał przyjemność ją poznać. Wzrok Salarina skupiony był jednak głównie na jej policzkach i oczach.

- Proszę.. nie przesadzaj, ja tylko tak czasem sobie podśpiewuję. Nie mam takiego talentu jak wiele innych, na prawdę uzdolnionych dziewcząt.- urwała na chwilę, lekko uciekając wzrokiem przed jego spojrzeniem, sama nie wiedziała dlaczego. - Kto by przypuszczał że tyle czasu jesteśmy na jednym okręcie i jeszcze na siebie nie wpadliśmy... Co właściwie tu robisz?

Zachichotała miękko, a jej słowa zabrzmiały lekką ciekawością.

- Zatem jest to wyjątkowo przyjemne dla ucha podśpiewywanie -podsumował, a kącik jego ust uniósł się w uśmiechu- Też mnie to dziwi jak mogliśmy mijać się tak długo biorąc pod uwagę to, że ja praktycznie codziennie spaceruję po całym statku. -kiedy usłyszał jej pytanie to nie wiedział przez chwilę jak odpowiedzieć- Sprawa jest dosyć prosta... w moich podróżach zawędrowałem do Waterdeep w poszukiwaniu jakiegoś konstruktywnego zajęcia. Coś najwyraźniej chciało bym trafił na posła i jego świtę. Kiedy dowiedzieli się kim jestem i co tu robię po prostu zaproponowano mi zadanie eskorty owego posła w zamian za wynagrodzenie. Mniejsza o pieniądze, ale wyspy Moonshae wydały mi się także dosyć ciekawym miejscem do odwiedzenia. Kto wie na co się tam trafi, mam w sobie coś z niespełnionego podróżnika...-uśmiechnął się patrząc w błękitną przestrzeń po jego prawej stronie-

Lairiel przypatrzyła się mężczyźnie uważniej, błądząc powoli wzrokiem po jego sylwetce. Był schludny, elegancki, a do tego dość przystojny. Jak na elfa dość silny sądząc po zarysach jego ciała, a jednocześnie pełen gracji. Jego twarz zdawała się taka ciepła, delikatna, a nawet biła lekką nieśmiałością. Salarin co prawda zawsze gdy go widziała uśmiechał się, ale tylko delikatnie, nie znała go też z takiej ekspresywnej strony. Ta skrytość przypominała jej nieco samą siebie, dlatego szanowała ją, póki co tylko obserwując z ukrycia.
W końcu powiodła wzrokiem razem z nim w stronę morza, ponownie odwracając się w stronę rufy, choć nie zrywając kontaktu. Powstała między nimi niezbadana chwila ciszy, gdy Lairiel nieco rozmarzona oddała się myślom, podziwiając naturalne piękno oceanu.

Salarin przez pewien czas nie przerywał ciszy, a jego wyraz twarzy nie zmieniał się. Jedynie zmrużył oczy kiedy powiała na nich nieco silniejsza morska bryza. Wiatr rozwiał mu włosy i zatrzepotał jego płaszczem, a elf wychylił się jeszcze do przodu jakby czerpiąc przyjemność z chłodnego wietrzyku muskającego mu twarz. Kiedy siła wiatru osłabła oparł łokcie o rufę i odwrócił głowę w jej stronę w milczeniu, po prostu na nią patrzył. Było w niej coś co przyciągało jego wzrok i uwagę, nie chodziło tu tylko o urodę choć to z pewnością też miało w tym swój udział. Nie miał okazji oglądać tego wiele razy, ale już polubił momenty kiedy wiatr rozwiewał jej włosy. Po chwili uświadomił sobie jak musi w tej chwili wyglądać taki wpatrzony i uśmiechnął się szerzej do tej myśli, szerzej niż Lairiel widziała do tej pory. Cofnął łokcie i po prostu oparł się nie przerywając jednak kontaktu.

- A Ty...? Co też przywiodło Cię na ten okręt?
- Niestety nie mogę powiedzieć konkretnie, ale to coś w rodzaju wymiany. Mnie wysyłają na Moonshae, a rycerzy z Moonshae do Silverymoon i nie tylko. To przydatne doświadczenie, bo zacieśnia współpracę i pozwala poznać inne królestwa nie tylko z suchej lektury. Nie wiem czy powinnam się do tego przyznawać, ale przy okazji można zwiedzić nieco świata i podziwiać jego piękno w różnych odsłonach.
- Dlaczego nie wiesz czy powinnaś się przyznawać?-uniósł nieco brew- To co mówisz jest w pełni normalne. Nowe otoczenie, ludzie, krajobraz... wszystko to może być ekscytujące i zachęcające właśnie do zmian, takich wymian jak Twoje. A piękno jest warte tego by je zobaczyć, piękno obecne w muzyce, śpiewie, tańcu czy innych istotach. Oczywiście jeśli to w sobie mają.
- Chodziło mi o to że moje wyjazdy mają często bardzo poważne podstawy, i bynajmniej nie powinnam traktować ich jako chwil relaksu.
- Pozwolę sobie stwierdzić iż nie wydaje mi się żebyś tak je traktowała. Poza tym trzeba korzystać ze wszystkich doświadczeń. Nigdy nie wiadomo jaka wiedza może być użyteczna.


Nim elfka miała okazję odpowiedzieć rozbrzmiał głośny dzwon, który słyszeli codziennie o tej samej porze.

- Oho, ciekawe co też tym razem zaserwuje nam nasz drogi kucharz -mruknął Salarin i zwrócił się do Lairiel- Idziemy?

Razem udali się na posiłek.

***

Kolejne dni na okręcie nie różniły się od siebie zbytnio nie licząc pewnego ‘drobnego’ wydarzenia. Śmierć posła mocno zafrasowała Salarina. Jeżeli ktoś był w stanie go otruć to równie dobrze każdy na tym statku mógł skończyć podobnie. Beztroska znikła zastąpiona przez czujność i podejrzliwość wobec niemalże każdego. Starał się zwracać uwagę na szczegóły i zachowania marynarzy, które w jakikolwiek sposób mogłyby go doprowadzić do winowajcy. Na nic się to jednak zdało, truciciel był z pewnością profesjonalistą, a Salarinowa czujność mogła najwyżej uchronić tylko jego samego. Z niecierpliwością wyczekiwał dnia kiedy będzie mógł znów poczuć twardy grunt pod nogami.

Podczas podróży miał pewne wyobrażenia na temat wysp Moonshae czy samego portu Caer Calidyrr. Spodziewał się rozgardiaszu, tłumów ludzi, podniesionych głosów czy istnego lasu masztów. Jak się szybko okazało rzeczywistość znacząco różniła się od marzeń. Pełen energii przeszedł z okrętu do portu rozglądając się uważnie po okolicy. Słońce patrzyło na niego z wysoka jakby złośliwie próbując swymi promieniami drażnić oczy. Elf był jednak na tyle zadowolony z ciepła padającego mu na twarz, że nawet się nie zasłaniał.

Salarin zdecydowanie mógł być postrzegany jako pociągający mężczyzna. Wysoki jak na elfie standardy o srebrno-białych włosach i zielonych oczach. Jego sylwetka zdradzała, że wysiłek fizyczny nie jest mu obcy lecz w jego ruchach dało się także zauważyć pewną dozę gracji i elegancji. Wyraźnie zarysowane mięśnie praktycznie nie miały na sobie żadnego zbędnego tłuszczu. Nie był to typ, któremu dłonie zgrabiały od wojowania mieczem, jego palce potrafiły być bardzo zwinne i delikatne jeśli tylko było to potrzebne. Prezentował się całkiem dostojnie i bogato. Nosił najwyżej jakości koszulkę kolczą z mithrilu, która tylko w niewielki sposób krępowała jego ruchy. Pod nią miał czarną koszulę dobrze kontrastującą ze srebrną zbroją oraz innymi dodatkami. Spodnie wykonane z ciemnej skóry zdobione były złotym motywem natomiast buty wyposażone były w liczne klamerki zapewniające idealne dopasowanie do nogi. Aksamitny, czarny płaszcz do ziemi dodawał mu tajemniczości, natomiast skórzane rękawice koloru spodni dopełniały wizerunku. Całość będąca mieszanką złota, oraz czerni z odrobiną czerwieni dodawała mu elegancji. Na jego plecach można było także dostrzec łuk i kołczan ze strzałami.


Kiedy zwykle pojawiał się w nowym miejscu padał ofiarą licznych ciekawskich spojrzeń i szeptów. Tutaj jednak sytuacja była inna, nieliczni mieszkańcy goniący tylko za sobie znanymi sprawami praktycznie nie zwracali uwagi na przybyszów. Wyglądali jakby ciężar obowiązków jak i czasów, w których żyli był zbyt duży by mogli uśmiechnąć się czy okazać radość w jakikolwiek sposób.

Miejscem, w którym każdy zapomina o problemach jest niewątpliwie karczma. Choćby na zewnątrz padał deszcz, błyskawice miotane gniewem Bogów uderzały o ziemię, a niebo zakryte było gęstymi chmurami to w gospodzie panować musi zawsze radosna atmosfera. „Musi” bo śmiech, muzyka i dźwięki zderzających się kufli są warunkiem absolutnie niezbędnym w tym miejscu jak chociażby oddychanie do życia. Jak się wkrótce okazało przybytek noszący wdzięczną nazwę ewidentnie wskazującą na stan uzębienia gospodarza rządził się własnymi prawami.

Po drodze jednak zaczepił ich pewien chłopiec. Salarin z życzliwością patrzył na jego zakłopotanie i zastanawiał się intensywnie dlaczego też nikt nie zapisał mu tych informacji na kartce. Dzieci w tym wieku chyba uczą się już czytać, a nawet jeśli jeszcze by dukał to i tak byłoby to bardziej zrozumiałe niż to czego właśnie doświadczyli.

Zbliżając się co raz bardziej do gospody Salarin uważnie patrzył pod nogi żeby przypadkiem nie wdepnąć w żadną niespodziankę. Dzielnica, w której się znajdowali ewidentnie mówiła im, że tutaj wszystko może się zdarzyć. W końcu dojrzał szyld „U Szczerbatego Griga”, a stojące przy wejściu prostytutki obdarzył przelotnym spojrzeniem ewidentnie bez zainteresowania. Tym co go bardziej zaciekawiło był wzrok Lairiel skierowany właśnie ku tym kobietom. Uniósł wyżej brew nie kryjąc własnego uśmieszku i wszedł do przybytku zaraz za paladynką. Nim zdążył w jakikolwiek sposób przyjrzeć się wystrojowi wnętrz dosłownie wszedł na Lairiel, która pod wpływem ‘uroków’ karczmy stanęła jak wryta. Przypadkiem jego dłoń uderzyła w jej pancerz na wysokości pośladków jednak było to na tyle lekkie, że nie poczuła. Miał przynajmniej taką nadzieję i czym prędzej powiedział:

- Ouh, wybacz. Co się…

Wtedy i do jego nozdrzy dotarła iście wybuchowa mieszanka zapachów, a raczej smrodów dzielnie wspierana przez obrazy i dźwięki rzygających ludzi. W tej jednej chwili pożałował, że unikał przez większość rejsu obecności Filuta. Może gdyby się do niego przyzwyczaił to teraz mógłby opanować grymas na twarzy wywołany tym miejscem. „Widzę, że inwestycja w lepsze samopoczucie się zwróciła…” pomyślał patrząc na jeden ze stołów. Kiedy przemówił do nich właściciel tego miejsca Salarin upewnił się, że nazwa gospody nie wzięła się bez powodu. Z kolei na propozycję zamówienia odpowiedział od razu.

- Dla mnie nic, dziękuję.

Czym prędzej udał się ze wszystkimi na zaplecze będąc ciekaw co też mają im do powiedzenia. Wysłuchał słów Gustava ze skupioną miną starając się przeanalizować wszystkie informacje. Kiedy rycerz skończył mówić odezwał się Randal, który swoimi słowami wywołał na twarzy pieśniarza zniesmaczony grymas. Chciwość, toporne słowa bez krztyny wyczucia i stawianie takich warunków jakie stawiał nie przypominały Salarinowi żadnego elfa jakiego kiedykolwiek znał. Spojrzał na maga wzrokiem kompletnie wypranym z szacunku i miał zamiar już zabrać głos kiedy zrobiła to Lairiel. Słuchał jej z zagadkowym uśmiechem na twarzy wpatrując się w jej morskie oczy. Powiadają, że to oczy są zwierciadłem duszy, szukał w nich potwierdzenia jej słów i prawdy. Pokiwał głową sam do siebie jakby znajdując to czego szukał. Im dłużej ją znał tym bardziej go zaskakiwała swoją osobą.

- Twoje słowa są niczym balsam dla mojej duszy. Nie możesz przejść obojętnie? Chcesz zrobić coś co nie zostanie zapomniane? Niewielu na tym świecie jest takich. Cieszę się, że spotkałem kogoś jeszcze.

Wstał i podszedł do paladynki stając tuż przed nią. Położył dłoń na jej ramieniu i powiedział:

- Pomogę Ci. Będę zaszczycony mogąc stanąć u Twego boku przy tym zadaniu.

Złoto nie interesowało go wcale. Salarina nie można było kupić, dla niego ceną była chwała.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 25-02-2012 o 18:47.
Bronthion jest offline  
Stary 27-02-2012, 19:08   #6
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Dwa soczyste cycki tańczyły wesoło w rytm znudzonych ruchów pośladków. Mało było w tym erotyzmu, lecz dla niewymagającego Filuta wystarczało. Na jego pulchnej, buraczanej twarzy zakwitł lubieżny uśmieszek. Z całą pewnością zabawiłby chwileczkę z tymi uroczymi damami, ale za plecami para niewyżytych elfów chłostała go swymi ponaglającymi spojrzeniami. Nie rozumiał ich pośpiechu. Zachowywali się jak banda podnieconych dzieciaków. Zresztą... Co mu do tego? Może po prostu głodne i spragnione to to było? Wszak wyglądali na jakichś takich...wychudzonych. W każdym bądź razie czrodziej został "przemocą" wepchnięty do środka karczmy. W jego bulwiaste nozdrza od razu udeżył swojski zapach. Alkohol, rzygi i pot. Prawie jak w domu. Na samą myśl o starych, dobrych czasach, poprawił mu się humor. Przez moment wczuł się w atmosferę, zapominając o swych towarzyszach.
Wesoły jak nigdy dotąd zaczął mruczeć piosenkę w rytm gorejącej "orkiestry."

-"A płeć miała jak śnieg białą,
Drżała kiedy częstowali ją pałą.
"

Kątem oka dostrzegł zbliżającą się uśmiechniętą dzierlatkę. Brak jedynek w uzębieniu nadawał jej jeszcze więcej uroku. Jako, że natura obdarzyła Filuta, karłowatym wręcz wzrostem toteż ten bezwstydnie spoglądał w majaczącym przed jego oczami, biust. Tyle przyjemności w jeden dzień... Los zdawał się wreszcie do niego uśmiechać! Przybrał więc swoje najbardziej męskie oblicze, po czym puścił oczko w stronę kształtnej dziewuchy, która najwyraźniej była pomocnicą niejakiego Griga, tutejszego gospodarza. Ha! Ten szczerbaty dziad wie co najlepsze.

- Czym mogem służyć? - ten północny akcent i piskliwy głosik był taki ujmujący....
- "Przez miękką gęstwę włosów pozłacaną,
Patrz jak powabne wędrują zwierzęta,
I w różnej formie ich piękno pamiętaj,
Gdy ciągną słodycz z łona zrabowaną..."


Babsko odskoczyło jak poparzone. Najwyraźniej nie było to to obyte ze sztuką... Cóż... Prostactwo nie zna się na poezji. Do takich jak ona trzeba z prostym językiem. Komplement z rodzaju "Przywodzisz mi na myśl smakowitą golonkę", wystarczyłby w zupełności. Debil! Że też o tym wcześniej nie pomyślał!

***



-Śmierdzi tu coś... - Filut wymownie zajrzał do swojego talerza, na którym bezwstydnie wylegiwał się śledź w śmietanie. Nie lubił ryb. Ryb i wszystkiego co związane z morzem.
Niestety, w tym względzie jego przyszła kochanka nie postarała się za bardzo. Ale wyglądała na nieco przytępawą, toteż można jej było wybaczyć to i owo. Najważniejsze, że czarodziej miał kufel tutejszego speciału - bimbru własnej roboty. Póki co więcej nie potrzebował. Jeszcze...

W końcu nikomu nie znany rycerzyk przerwał niezręczą ciszę i zaczął wygłaszać jakiś monolog.

Jakiś?
Filut nie słuchał. Miał ważniejsze rzeczy do roboty. Kiedy nie trzymał nosa zanużonego w kubku, to próbował utopić nieszczęsną muchę, która nie potrafiła wyrwać się ze szponów alkoholu.
Cała ta zabawa wydawał mu się bardzo... alegoryczna.
Jednak po krótkim czasie pechowy owad poddał się i zniknął gdzieś w ponurych odmętach napoju. Zażenowany obrotem spraw, obrócił głowę w stronę rozmawiających. Potrzebował chwilki, by uświadmić sobie, że właśnie minęła go jakaś burzliwa wymiana zdań. Domyślił się, iż chodzi o piniądze. Wszak tak naprawdę wszystko na tym świecie sprowadza się właśnie do nich.

Tak naprawdę nie miał zamiaru mieszać się do dyskusji, ale ta elfka wzywająca do walki ze złem, była taka urocza... Kto wie do czego jeszcze mogłaby wykorzystać swój zgrabny języczek? Ha! Przy niej ta gruba maciora od Griga mogłaby co najwyżej oddać się w ręce rzeźnika, coby nie szpecić bardziej tego świata. Nie zastanawiając się dłużej, wstał ze swego miejsca i niezgrabnym krokiem skierował się w stronę paladynki. Przystanął na kilka metrów od jej kształtnych piersi, po czym naśladując głos nawiedzonego kapłana, zaczął:

-My żem są sługi światła i nie straszna nam walka z ten tego... Złem! Możecie być pewni panie rycerz, że podołamy tej waszej misji, czy czego tam chcecie i zabijemy wszystek wrogów!

Z wyraźną satysfakcją wodził spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych w tym ciasnym pomieszczeniu. Chyba zadziałało. Zrobił stosowne wrażenie.

-A! Panie Grig... Macie jeszcze tego waszego bimbra? Jak długo żyję, nigdy jeszcze równie dobrego nie piłem.

Cholera! Dopiero teraz zorientował się, że panuje tu jaka magiczna aura...
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 28-02-2012 o 11:34.
Glyswen jest offline  
Stary 27-02-2012, 23:44   #7
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Oparł brązowe dłonie na biodrach słuchając chłopca i rozglądając się czujnie. Co prawda nie mieli przy sobie tyle gotówki i dobra co niektórzy szlachcice czy kupcy jakich dostrzegali na ulicach miasta, ale cenił swą własność i nie zamierzał się jej pozbywać. Tym bardziej w takich okolicznościach. Zamyślił się wspominając ostatnie dni.

Podróż na Wyspy była błędem, ale z perspektywy czasu wydawała się dobrym pomysłem, choć niepokoiła go zbliżająca się jesień i możliwość ... nie, pewność sztormów. Że jednak potrzebował gotowizny - najął się do eskorty posła.

Oczywiście, okazało się to błędem. Podobnym błędem było to że nie przymusił kapitana do powrotu do Waterdeep, gdy szlachetny poseł wyzionął ducha w mało bohaterski sposób, na podłodze kajuty i zalany treścią własnego żołądka. Klął pod nosem. Nie miało mu się kiedy zachcieć ... turystycznych eskapad, bo do tego sprowadziła się podróż. Niestety, bez powrotu na kontynent, w każdym bądź razie w łatwy i uczciwy sposób.

Sama podróż nie była taka zła, choć w zdumienie go wprawiało jakim cudem Filuta poseł wynajął. I w zasadzie czwórkę elfów również, skoro sam był człowiekiem. Może był niespełna rozumu? I może już wcześniej na coś cierpiał, a monotonna strawa, w dużej mierze obejmująca mocno solone i wędzone wiktuały, dodatkowo mu zaszkodziła? Autopsja niczego nie zdradziła, czemu zresztą się nie dziwił - najczęściej dokonywał jej po to by nauczyć się jak dany gatunek pozbawić życia, a nie by sprawdzać przyczyny jego niestrawności.

Wrócił do rzeczywistości i poruszył ramionami, obciążonymi potężnym plecakiem i zbroją. Rozkręcona na dwie części glewia spoczywała w futerale, by nie zawadzać w mieście i niepotrzebnych spojrzeń nie przyciągać. Pod ręką miał za to miecz i krótsze ostrze roboty drowów, tak samo jak kolczą koszulkę ich wyrobu. Cały ekwipunek starannie został pozbawiony wszelkich świecidełek i jaskrawych barw lub wręcz przyciemniony. Powiódł spojrzeniem po towarzyszach niedoli, przysłuchujących się chłopcu. Potrząsnął lekko głową. Nie dziwił się że nikt nie chciał zatrudnić takiej zbieraniny oryginałów o najprzeróżniejszych temperamentach. Sam wiedział że zrobił się drażliwy, złośliwy nawet, i mocno się pilnował by uprzejmie do wszystkich się zwracać. Nie towarzyszy w końcu była to wina że ugrzązł na Wyspach Moonshae. Z tego ostatniego - pobytu na tych konkretnie wyspach - czerpał nawet pewnego rodzaju rozbawienie.
- Ile to już lat? - mruknął i zastanowił się. Trzydzieści pięć jak nic. Już całe pokolenia Kendricków zmieniły się od tego czasu. Obsesja przyswajania sobie każdej wieści sprawiała że jak zwykle wypytał żeglarzy o wypadki w nadmorskich państwach. Nigdy nie słyszał by na Wyspach Moonshae kiedykolwiek tak źle się działo i martwiło go to nieco. Ale serce wyrywało mu się w inne miejsce i nie poświęcał ponurej atmosferze Calidyrru więcej uwagi ponad okazjonalną myśl. Jedna dynastia traci władzę, inna ją zastępuje. Umarł król, niech żyje król. Cóż mógł zrobić? Nie sądził by Ojciec Elfów szykował tu dla niego jakąś próbę. Ale kto wie? Niezbadane są wyroki bogów i młody Baelraheal odruchowo sięgnął pobliźnioną dłonią do rękojeści miecza. Był kapłanem wojowniczego bóstwa i w zupełności mu to do szczęścia wystarczało.

Przeniósł spojrzenie na wysokie kozaczki Salarina i uśmiechnął się lekko, spojrzał po paladynce, magu i ... Filucie, po prostu Filucie. Znalezienie roboty będzie trudnym zajęciem. A może nie? Czego Grig mógł tym razem chcieć? Ruszył ku karczmie...



Musiał odnaleźć drogę na kontynent.



- On bez ślubu nie może - uśmiechnął się do kapłanek negocjowalnego afektu i łagodnie popchnął Filuta do wnętrza karczmy - Jego klątwa jest okrutna. O północy zmieniłby się w żabę - zapewnił.

Od trzydziestu z górą lat Baelraheal nadstawiał karku i przetrwał każde niebezpieczeństwo. Zdecydował więc że i Calidyrr go nie złamie. Atmosfera w przybytku Griga również. Muzyka takoż, choć miał szczerą chęć połamać co niektóry instrument i wetknąć grajkom w poślady. Westchnął. Przybyli tu w interesach, nie po to by podziwiać kunszt minstreli.
- Wino - skinął głową dziewczynie. Uważnie wysłuchał rycerza i zamyślił się pozostawiając towarzyszom konwersację. Przypominał sobie kto zacz. Trochę dziwiło go że właściciel karczmy upiera się przy swej obecności podczas rozmowy. Nie zdziwiłby się gdyby okazało się że jej treść będzie wieczorem znana każdej frakcji w mieście ... A może tutaj tak załatwia się interesy? Rzadko przebywał wśród ludzi, kiepsko znał ich zwyczaje.

Siedział nieruchomo, trąc jedynie palcami po pancerzu kryjącym starą bliznę na piersi i wodząc spojrzeniem po towarzyszach. Ileż można się było dowiedzieć w czasie tak krótkiej rozmowy!
- Co to za dowody, mości rycerzu? - zapytał nie spoglądając na pergamin, a na imć Gustava ... jeśli ten był tym za kogo się podawał. Oferta spadła na nich z zaskoczenia, chyba żadne z nich nie miało wymedytowanych czarów pozwalających sprawdzić prawdomówność szlachcica. Demony jedne wiedzą jak bardzo poszczególne rody są gotowe zaryzykować w czasie takiego bezhołowia by zyskać na znaczeniu, i do czego posunąć - Macie kogoś kto dobrze zna ten zamek? I jak sobie wyobrażacie wejście do niego?

Nie spodziewał się by pamięć arystokratów była bardziej solidna niż pamięć jętki, ale jeśli w ramach wdzięczności udałoby się zyskać możliwość powrotu na kontynent ... można było ponegocjować.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 28-02-2012, 14:19   #8
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Na twarzy Gustava zagościła ulga, kiedy wsłuchiwał się w słowa Lairiel. Zza chmur wyjrzał promyk nadziei, że Grig wskazał mu odpowiednie osoby.
Mężczyzna napiął się nieco słysząc ostatnie słowa elfki. Chwycił za kielich z winem i powstał unosząc go w jej kierunku.
- Wiedz, iż w mych oczach jesteś czymś więcej niż wierną poddaną swego Stwórcy. Jesteś tą, która niesie ze sobą nadzieję. Gest ten byc może nie jest najodpowiedniejszy jednak pozwól mi wznieść toast pełen podzięki za twą postawę. Niech płomień w twym sercu na zawsze już ogrzewa zziębniętych.
Nim Gustav przelał choćby kroplę wina z kielicha odezwał się siwy elf. Rozpromieniona twarz rycerza natychmiast spochmurniała. "Więc jednak elfy nie są takie jak w baśniach... Szlachetni bywacie jak ludzie. Tempusie, czyż nie sama walka jest celem samym w sobie ?"
Wsłuchując się w słowa Randala przyłożył kielich do ust i upił kilka kropel, by jego toast i wdzięczność nie poszły w zapomnienie.
- Ważcie słowa Randalu... - powiedział chłodno odstawiając kielich. -Niosę wolę Lorda Dugtharr'a i nie jest mi dane być tym, który może ją zmieniać. Skoro zaś Ty nie ufasz mi, jaką pewność mam ja, że zwyczajnie z moim złotem... jak ładnie to ująłeś Elfie, nie odlecisz ? Mojej przysięgi nie pieczętuje jedynie złoto ale również mój honor , Randalu. I wiedz, że wolałbym ze wstydu przed Tempusem rzucić się w morskie fale z kamieniem u szyi niż oszukać ludzi, którzy w słusznej sprawie wojowali. - rycerz potrząsnął głową- Proponuję Ci sumę wystarczającą na wzniesienie fortu. Z kamienia ! W dodatku kwotę, która to uzupełni za każdy dzień Twej służby... A Ty mówisz mi prosto w twarz takie rzeczy ? Odnoszę wrażenie Elfie, że zwyczajnie chcesz mnie obrazić. Oferuję Ci jeszcze ziemie mego pana, tytuł szlachecki , tym też wzgardzisz ? Czy zatem nie gardzisz mną ? Jeśli zaś sama chwała się dla Ciebie nie liczy... Bezpieczeństwo.- sapnął po czym chwycił za pierścień wsunięty na palec.- Wiedz, że negocjujesz z człowiekiem, mającym nóż przyłożony do gardła. Nie będę nazywał tego po imieniu, mam nadzieje, że czyn ten da Ci odpowiednią renomę... Proszę.- złoty pierścień z osadzonym kamieniem, odbił się kilka razy od stołu po czym zatrzymał się na zwoju.
- Jest wart nie mniej niż trzysta sztuk złota. Więcej zaoferować Ci nie mogę.
Nie odprowadził Randala spojrzeniem do drzwi. Dał tyle ile dać mógł. W jego oczach i tak bardzo wielką sumę. Ba ! Majątek. A od samego początku szukał przecież jedynie czwórki najemników..."Sam zdecyduj czarodzieju."rzucił w myślach, po czym przeniósł dalej nieco pochmurne spojrzenie na siwowłosego elfa, który właśnie rozpoczął swą przemowę.
Oczywistym było, że elf nie szuka podziwu w oczach Gustava. Zatem odpowiednim gestem uznania na jego słowa było skinienie głowy i lekki uśmiech.
- Słowa godne Tempusa.- rzekł jedynie.
Wtedy przemówił, do tej pory bardziej zainteresowany zawartością kufla niż całą sytuacją, jegomość o urodzie gnoma zapachu zaś goblina. Choć jego słowa przypominały bardziej słabą grę aktorską niż chwałę ulewającą się prosto z serca , Gustav uśmiechnął się pobłażliwie. Niczym ojciec widząc swego syna, pierwszy raz próbującego unieść miecz.
Pytania zadane przez kolejnego elfa były już bardziej konkretne.
- Grig, zechcesz donieść nam wina ?
- Że co ?! Czy ja wyglądam na...
- Oberżystę ? Tak. Rusz śmierdzący tyłek zanim dam Ci zachętę ... Chce
- A buziaka w policzek moża chociaż, co ?
- Chce zostać sam z mymi gośćmi...Interes uznaj za ubity. Teraz nie jesteś tu potrzebny.
- przemówił chłodno. Otyły karczmarz podniósł się powoli, strzeliło mu w kolanach. Mamrocząc pod nosem siarczyste przekleństwa opuścił zaciszną izbę.
Gustavodczekał chwilę, przepłukał usta winem, po czym spojrzał spokojnie na elfa.
- Dowodem winy uzdrowicielki, są zwoje wyrwane z księgi, którą skrywała w swych komnatach. Oprawiona była w ludzką skórę, opisana zaś była runami, które nasz alchemik określił jako "złowrogie". Mój pan widział zwoje na własne oczy, mi niestety nie było to dane. Spoczywają one dalej w rękach owego alchemika. Dlatego wydobycie go z zamku jest tak ważne. Oczywiście ich dokładną treść poznacie wraz ze mną, kiedy tylko alchemik będzie bezpieczny. - westchnął ciężko i skrzyżował ramiona na plecach.- Uzdrowicielka nosi imię Seere. Przynajmniej tak się przedstawiła na dworze Kendricków. Przybyła tutaj trzy lata temu, kiedy dziedzic tronu był bliski śmierci. Zbłądził na polowaniu.- spauzował jakby szukając czegoś w zakamarkach pamięci.- Uratowała życie dziedzica i została odpowiednio ugoszczona na zamku. Od tamtej pory go nie opuszczała... Z tego co pamiętam , pochodzić rzekomo miała z puszczy wyspy Gwynneth. - rycerz zmierzył kolejno twarze najemników.- Nic dziwnego w oczach mieszkańców Moonshae w tym nie mam. Są to w większości ziemie samych Kendricków a wśród tamtejszych lasów znajduje się nasycony potężną magią krąg druidów. Rzadko jednak się zdarza by ktoś się zapuszczał w te rejony. Jeszcze rzadziej, by ktoś krąg i puszczę opuszczał. Wyda wam się to zapewne naiwne, jednak z tego co mi wiadomo Królowa Alicia nie dochodziła pochodzenia Seere. Pamiętajcie, że jest matką. A czyż jest rzecz większa niż wdzięczność matki za ocalenie jej potomka ? Nie są mi znane dokładne szczegóły jej przybycia do Calidyrru. Kiedy dziedzica odnaleziono półżywego powróciłem do Żelaznej Twierdzy nie odwiedzając w drodze powrotnej Zamku. Co zaś się tyczy twych pozostałych pytań...
Gustav sięgnął do torby, którą po wyciągnięciu umowy zawiesił na oparciu starego krzesła. Szukając czegoś w jej wnętrzu, kontynuował:
- Byłem częstym gościem na zamku Kendricków , dlatego większość jego komnat jest mi dobrze znana. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zdobędę ryciny zamku. Na razie jednak... - wyprostował się ściskając w dłoni zwój.- Musicie wiedzieć, że Caer Calidyrr jest straszy niż Żelazna Twierdza. Stał tutaj nim przybyli tutaj potomkowie Llud jak i Ludu Północy. To spuścizna po pradawnych mieszkańcach Alaron, których los jest nam nieznany. Nawet elfi historycy z Mbarneldor nie posiadają w swych kronikach zapisów o tym ludzie. Zniknął nim elfy przybyły na te ziemie. Częśc tajemnic Caer Calidyrr została jednak odkryta... Nie przed wszystkimi, jednak. - rozłożył na stole starą, w wielu miejscach przetartą mapę.
-Jest to plan tuneli wydrążonych w skale pod zamkiem. Bogowie tylko wiedzą, kiedy po raz ostatni oglądały je ludzkie oczy. Pewne jest na pewno to, że zaprowadzą nas prosto do grobowców pod świątynia zamkową. Czyli niemal do serca Caer Calidyrr. Stamtąd do komnat świty królowej już niedaleko. Jeśli będziemy się starać uda nam się wykonać zadanie niepostrzeżenie. Mój pan w tym czasie razem z pozostałymi pod jego dowództwem żołnierzami spróbuje pojmać Seere. Nasza misja jest zabezpieczeniem... Nie znamy siły tej czarodziejki, dlatego bezpieczniej będzie zabrać alchemika Coena w bezpieczne miejsce. - oparł ramiona na stole tak , że jego tułów zawisł nad mapą.
- Oczywiście bez problemu mógłbym was wprowadzic przez główną bramę jako sługa Lorda Żelaznej Twierdzy. Nie wiemy jednak kogo Seere zwerbowała jako swe sługi. Nie wiadomo jak na to wszystko zareaguje majordom Ukbert Vaersten. Mówię wam tym, gdyż nie chce abyście mieli mnie czy mego pana za spiskowców. Niestety w tej partii los narzucił nam taką metodę gry...Chce abyście spotkali się ze mną jutro o zachodzie słońca tutaj, u Griga. Otuleni ciemnością wyruszymy przez las nad rzekę. Zadbam o to, by czekała tam na nas zamaskowana łódź. Przedostaniemy się pod skały Caer Calidyrr, odnajdziemy wejście i przez podziemia dotrzemy do wnętrza zamku. Stamtąd prosto po Coena. Wrócimy tą samą drogą. Później zabierzmy alchemika w bezpieczne miejsce, które polecił mi Mój Pan.
Gustav postawił na skraju stołu pięć skórzanych sakiewek wypchanych po brzegi. Wręczał je kolejno w dłonie każdego z najemników, który podpisał się pod dokumentem.

-+-+-

- Spotkajmy się tutaj jutro po zachodzie słońca. Poczyńcie przygotowania... Nie potrafię powiedzieć jak długo przyjdzie nam stawiać czoła złu.- rzucił najemnikom otwierając drzwi zacisza i wychodząc do kuchni.- Dzisiaj jednak radujcie się. Korzystajcie z życia. Pora nie jest już młoda. Kupcy dawno zwinęli swoje stragany. Wiem, iż nie jest to przedni...- zerknął przez drzwi kuchni do sali, w której bawili się pozostali goście- przybytek. Ale Grig dopisze wasze zamówienia na mój rachunek. Napijcie się wina, zjedzcie coś. Choć nie wygląda, Grig jest wspaniałym kucharzem. Tego tej moczymordzie nie da się odmówić. - uśmiechnął się szeroko.- Możecie też skorzystać z pokoi na piętrze, jeśli nie macie gdzie spędzić nocy. Nie przesadźcie jednak z zabawą i innymi uciechami, które proponuje lokal. - zadrżał lekko przypominając sobie nieco podstarzałe kurwy kręcące się po przybytku Griga.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fJztA3u7mD0[/MEDIA]
Tymczasem zabawa w głównej izbie trwała w najlepsze. Trójka pijanych grajków stała właśnie przed właścicielem lokalu, który aż poczerwieniał ze złości.
- Mieliśta do kurwy wściekłej mi tutaj grac , a nie urżnąć się w najlepsze ! I może myślicie jeszcze , że wam zapłacę ?! Prędzej mi z dupy żar trzaśnie niż zobaczycie złamanego miedziaka ! I zapłacicie za swoje trunki, jak mamusie kocham ! Albo was wychędożę ...- grajkowie unieśli oczy na grubasa, jakby nagle bardziej trzeźwe.- Tym...- Grig ku ich uldze, albo i nie wyciągnął zza kontuaru sporą, obitą żelazem pałkę.- Niech was nie widzę, spierdalać ! Gorzała jest dla mądrych ludzi, barany kozie mleko piją !
Trio, zygzakiem umknęło w kierunku wyjścia. Kilka razy potrąciła ich tańcząca publika, która już dawno zapomniała o ich melodii, teraz bawiąc się przy skocznej muzyce innych grajków.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 28-02-2012, 18:03   #9
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
-Dobrze więc. Pójdę. Nie tylko dlatego, że dałeś mi swój pierścień. Głównie dlatego, że idziesz z nami. Tak wynika z Twoich słów jeżeli dobrze zrozumiałem. Pod względem prawdy o celu tego zadania to daje mi większą pewność niż czyjekolwiek słowo.

Czarodziej podszedł do stołu, wziął pierścień, przyjrzał się mu krytycznie, a następnie podpisał dokument i wziął sakiewkę. Chociaż wątpię by Filut na to pozwolił.

-Nie jestem raczej typem bawiącego się do późna. Tutaj może ci się wyrówna bilans.

Tak łatwo się poddałeś? W sumie ciekawi mnie to zadanie. Lochy, złe czarodziejki, księgi oprawiane w ludzką skórę... Pewnie chciałbyś taką! Daj spokój, obżydliwstwo. Idziemy do pokoju.


-Udam się zatem na spoczynek, by jutro z werwą zabrać się do przygotowań i samej ekspedycji.

Po czym zrobił tak, jak zapowiadał.
***

Od tego ma się głowę, żeby mysleć. Randal miał głowe nie od parady. zostawił więc Rię razem ze swoimi towarzyszami, by wiedzieć o wszystkich ciekawych wydarzeniach. Cóż, z tego co usłyszał, jego obecność jednak była wymagana.

-Panowie i panie. Sposobem na wszystkich strażników jest niewidzialność. Mnie to nic nie kosztuje, moge to zrobić nawet 6 razy dziennie lub dla sześciu osób. Każde rzucenie czaru trwa osiem minut. By ponownie rzucić 6 razy muszę 4 godziny odpoczywać i postudiować potem księgę. Rozmawiajcie dalej na takie tematy beze mnie, to na pewno zajdziecie daleko... Gdybym nie zostawił Rii, by was przypilnowała nici by wyszły z waszego rekonesansu.

***

Natępnego dnia Randal nie miał zamiaru oszczędzać sakiewki Gustava i zamówił u Griga zapiekanki z serem i wędzonym boczkiem i sok jabłkowy do popicia. Jadł studiując swoją księgę czarów. Ria w tym czasie zadowalała się okruszkami. Kiedy skończył wybrał się do sklepu z magicznymi artykułami - miał zamiar zakupić kilka rzeczy, zanim wybierze się na tą szaloną eskapadę po podziemiach. Następnie odwiedził jakiś przeciętnej jakości burdel, by sprawdzić czy Ria czasem się nie myliła. Okazało się, że nie było aż tak źle. Dziwki znają się na swoim fachu i pewnie nie jednego "starszego" mężczyznę już obsługiwały. Następnie wrócił do Griga zjeść zamówione wcześniej na obiad dwie golonki z ziemniakami w mundurkach i szparagami. Grig rzeczywiście nie był złym kuchtą, dlatego Randal zaproponował mu, że ulepszy to jego zaklęcie ochronne, jeżeli będzie mógł u niego stołować się za darmo do czasu zakończenia służby, ewentualnie zabrać coś ze sobą na wynos do lochów. Ten zgodził się i Randal wieczorem, po wykonaniu wszystkich zaplanowanych przez siebie przygotowań mógł cieszyć się tym, że w tobołku ma zapakowane szczelnie kanapki z majonezem, plastrami łososie i pomidorem. Coś na ząb zawsze polepsza mu humor.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 01-03-2012 o 04:58.
homeosapiens jest offline  
Stary 03-03-2012, 21:06   #10
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Dyskusja w karczmie - czyli o pierdach i cyckach słów kilka



-”Mieliśta do kurwy wściekłej mi tutaj grac , a nie urżnąć się w najlepsze!” – Ledwo uchylone drzwi od sekretnej komórki bezwstydnie obnażały Griga w chwilach jego intelektualnego porywu. Wyszukane bluzgi zdawały się potokiem zalewać całą karczmę, nadając jej jeszcze bardziej swojski wymiar. Filut czuł się wniebowzięty. Chyba wracał do dawnej formy.
-” I może myślicie jeszcze , że wam zapłacę ?! Prędzej mi z dupy żar trzaśnie niż zobaczycie złamanego miedziaka!”– Reakcja maga była natychmiastowa. Sięgnął do woreczka u pasa, po czym wyciągnął zeń kawałek jakiegoś świństwa. Jego buraczaną twarz wykrzywił diaboliczny uśmiech. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Nie po tym co przeszedł.
Zmrużył lekko powieki, po czym skoncentrował całą swoją uwagę na rozwścieczonym karczmarzu. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Z opasłych pośladków swego bezzębnego mecenasa buchnął krwisty ogień, poprzedzony głośnym PRU! Cała sala pękała od szyderczych uśmieszków i spojrzeń. Grig otulony wściekłą purpurą, zdawał się bliski omdlenia.
Stary, sprawdzony numer. Filut mógł mieć powody do dumy. Może pobyt na tych cuchnących wyspach nie będzie, aż taki zły...

- Spierdalać stąd ! - gospodarz wrzasnął nie tyle zażenowany, co jeszcze bardziej wściekły. Nie wiedząc co się właściwie stało, zniknął gdzieś na schodach prowadzących na wyższe piętro.



- Dziękuję wam wszystkim, i proszę o wybaczenie, jednak ja spędzę noc w innym przybytku. Spotkamy się jutro, jak jesteśmy umówieni.
Elfka powiodła jeszcze po zgromadzonych wzrokiem, przeciągając dłonią przez włosy i czekając czy ktoś nie ma jej czegoś do powiedzenia nim wyjdzie. Miała dość sporo obaw, a i jakoś niechętnie wzięła swoją sakiewkę. W końcu jeszcze nic nie zrobiła, a pieniądze miała już brać? Nastrój ten dało się poznać po jej twarzy, która mimo że lekko próbowała się uśmiechać pozostała dość skupiona i zamyślona.

-Nie chcesz to oddaj. Ja z chęcią się zaopiekuję tą torebką.
Randal rzucił jej spojrzenie pełne pogardy. Sposób, w który brała sakiewke nie podobało mu się, zupełnie jakby znał jej myśli.

Pieśniarz wysłuchał słów Gustava z uwagą i podpisał dokumenty. Zerknął na Lairiel i uświadomił sobie, że jemu także przydałaby się odrobina świeżego powietrza. Do gospody zawsze zdąży wrócić, tej lub innej.
- Ja także zamierzałem w tej chwili opuścić karczmę, przyda mi się odetchnąć czystym powietrzem. Pozwolisz, że przez jakiś czas Ci potowarzyszę?

- Czemu nie. - Lairiel odpowiedziała z łagodnym uśmiechem.

- Mości Gustavie, proponuję byśmy zawczasu odnaleźli wejście do podziemi, a nie po nocy go szukali - Baelraheal potarł pancerz i spojrzał nie tylko na rycerza, ale i po towarzyszach - Jeśli wejście byłoby zawalone czy w inny sposób zablokowane, moglibyśmy się zorientować jak utorować sobie drogę … a jeśli coś te korytarze i krypty uczyniło swoim domostwem, warto byłoby się lepiej przygotować do walki.

Filut uważnie przyglądał się swoim towarzyszom. Chyba jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy co wydarzyło się za drzwiami.

Gustav upił łyk wina ze swego kielicha z zamyśloną miną.
- Może byc to bardzo niebezpieczne, przyjacielu. Nie jest łatwo w świetle dnia przeprawic się przez rzekę niezauważonym. A jeśli ktoś nas przyłapie, na pewno będą problemy... Nie wspominając już wzmocnienia straży wieczorem. - kątem oka zerknął na mapę- Wrota i tak nie będą łatwe do odnalezienia, z tym niestety musimy się liczyc. Wieczorem straże są mniej liczne, przynajmniej te patrolujące teren wzdłuż rzeki. To daje nam większe szanse. Kiedy zaś znajdziemy się po właściwej stronie rzeki, w spokoju , skryci w cieniu, będziemy mogli zając się wejściem do podziemi.

-Przeprawić się przez rzekę? Za jakiego grzechy... - Zrezygnowany załamał ręce. Cały dobry humor Filuta uleciał w jednej chwili. Puścił kilka wiązek pod nosem, dając wyraz zażenowania zaistniałą sytuacją, jednak nikt nie zwracał na niego uwagi.


- Nie wydaję mi się - zaczął Salarin - żeby to był dobry pomysł Baelrahealu. Jeżeli chciałbyś zapuszczać się tam na tyle daleko by dowiedzieć się jakie to monstra czyhać będą na nas w tych korytarzach to wyprawa we dwójkę czy nawet trójkę może skończyć się nieciekawie. Nie żebym Cię nie doceniał czy kogokolwiek z nas, po prostu podchodzę do sprawy realnie. Moim zdaniem powinniśmy postąpić według tego co radził Gustav, udamy się tam wszyscy jutro w nocy i wtedy nasze szanse będą największe. Poza tym nie wiadomo czy nasz rekonesans nie zostałby w pewien sposób zauważony, a raczej zależy nam na dyskrecji.

Na słowo MONSTRA karłowaty czarodziej westchnął załamany. Coś w kościach mówiło mu, że jeszcze pożałuje swojej decyzji.

Kapłan spojrzał na pieśniarza klingi. Zaletą długowieczności jest to że można się wiele nauczyć jeśli chodzi o panowanie nad reakcjami własnego ciała i mimiką.
- Salarinie, dobrze będzie jeśli zadbasz o bezpieczeństwo Lairiel - dla tak pięknej kobiety wędrówka po mieście może być niebezpieczna.

Niespodziewanie wtrąciła się Lairiel.
- Myślałam że wiesz już choć gdzie jest to wejście Gustavie. Może więc lepiej byłoby gdyby na początku wybrała się w jego poszukiwaniu jedna tylko osoba, tak będzie trudniej ją dostrzec. Cała grupa to dość ryzykowna sprawa w tej sytuacji.

Baelraheal pokiwał głową.
- Można zrobić co można zrobić, nie więcej. Jutro wcale nie będzie bezpieczniej. Chciałbym obejrzeć zamek, rozejrzeć się zawczasu - może to jutro łatwiej pozwoli nam się przedostać. Zresztą niekoniecznie musimy podążać tam “w świetle dnia”, elfowie w nocy widzą przecież niezgorzej... - spojrzał na paladynkę i pieśniarza klingi, ale machnął ręką, widząc że nie są zainteresowani.

Elfka za to spojrzała miękkim wzrokiem w stronę kapłana i rzekła delikatnie.
- Rozumiem że rwiesz się by jak najlepiej wykorzystać już czas który mamy i zacząć działać, ale ja nie chciałabym wszystkiego zepsuć z tak prostego powodu jak choćby zmęczenie i.. jeszcze nie jadłam. Co do mojego bezpieczeństwa zaś, to raczej umiem o siebie zadbać, ale miło że pomyślałeś. - tu obdarowała go szczerym uśmiechem.

Kapłana przez chwilę kusiło by zignorować słowa Lairiel, bowiem nie lubił specjalnie kłapać dziobem po próżnicy, ale że lepiej było wyjaśnić pewne rzeczy już na początku...
- Nie “rwę się”, bowiem i szacowny nasz pracodawca nie wygląda na szczęśliwego z zadania, ale już się przekonałem na własnej skórze nie raz, że warto się przygotować, Lairiel. I oczywiście dobrze że dbasz o wypoczynek - powiedział uprzejmie - Odpocząłem na statku, więc chętnie zaryzykuję małą wędrówkę … a może nawet to i lepiej - czy mógłbym zostawić u ciebie swe rzeczy by nie dźwigać tego wszystkiego? - zapytał wskazując wypchany do granic plecak.

- U mnie? - elfka zapytała zagubionym głosem. - Ale.. ja tu nie zostaję. Te warunki nie są.. muszę poszukać czegoś lepszego.

- Poszukajmy więc czegoś … lepszego - Baelraheal jeśli musiał to i w takich miejscach sypiał, szczęściem nieczęsto. - Wrócę wtedy tutaj i wybiorę się z rycerzem Gustavem, jeśli będzie miał chęć na eskapadę.

- W porządku, więc przejdziemy się razem z Salarinem... - urwała gdy ten wtrącił się w jej zdanie.

- Możesz zostawić swoje rzeczy pod opieką Gustava Baelrahealu, raczej nic się z nimi nie stanie.

- Jeśli jednak koniecznie chcesz iść, nie zostawię Cię w tym ryzyku samego. Tak więc jeśli musimy dziś, pójdę z Tobą. - dokończyła mówić do Baelraheala.

Kapłan przyjrzał się paladynce. Miał mocne podejrzenia że jej umiejętności skradania się są nieco gorsze od jego, delikatnie rzecz określając … ale że i rycerze pokroju Gustava do najzręczniejszych nie należą, więc na jedno by wyszło. Chyba.
- Byłoby mi bardzo miło - powiedział w końcu i uśmiechnął się - Zresztą i ja chętnie bym coś zjadł przed tym spacerem. Poza tym, zawsze czułbym się bezpieczniej, mając paladynkę w pobliżu - ukrył uśmiech pocierając nos. Odwrócił się do pieśniarza klingi, zerknął na jego kozaki. “Muszę sobie kiedyś takie sprawić” - pomyślał, nadal energicznie pocierając nos.
- Dobry pomysł, Salarinie, ale na razie poszukajmy lepszego lokum.

- Zatem chodźmy coś zjeść. Porządny posiłek zapewne dobrze zrobi nam wszystkim, mam ochotę na wino. Ktoś poza mną reflektuje? Wtedy porozmawiamy jeszcze o tym rekonesansie... “Mam cholernie zle przeczucia co do tego zwiadu... jeszcze nie wrócą i będzie nas dwójka mniej. Pomyślę o tym, na razie poszukajmy innej gospody” - dodał w myślach Salarin

Gwardzista Boga, jak imię Baelraheala tłumaczy się na elfią mowę, spojrzał na Salarina zastanawiając się o czym tu jeszcze dyskutować, ale skinął głową i poinformował Gustava że gdy tylko uda im się gdzieś rozlokować i coś przegryźć, wrócą by mógł ich poprowadzić ku zamkowi. Przez chwilę przyglądał się dziewczynie z nowym zainteresowaniem, ale zaraz odwrócił spojrzenie i wzruszył ramionami. W porównaniu z Erulaeriel słoneczne elfki były nader powściągliwe, jeśli można to tak określić.

Gustav nie przysłuchiwał się rozmowie najemników. Dyskutował o czymś z Grigiem przy kontuarze , gestykulując energicznie. Przerwał nagle, kiedy zbliżył się do niego kapłan.
- Czego Ci trzeba przyjacielu ?... Jeśli szukacie karczmy o wyższych standardach niż ta...
- Czego wam tu no brakuje na cipsko Sune ?! Są wyra, są dziwki, wina więcej niż dałaby radę wypić armia królewska i strawa godna lordowskiego podniebienia ! Chceta mnie obrazić czy jak ?!

Gustav popatrzył spokojnie na elfa, po czym uspokoił Giga gestem dłoni.

Lairiel na słowa Griga aż “zapłonęły” oczy, podeszła bliżej niczym osa i szarpnęła go za frak.
- Wyrażaj się prostaku! Chyba to towarzystwo sprawiło że zapomniałeś o manierach?! Moja tolerancja też ma granice. Są tu rycerze i kobiety, a nie jakaś chołota. Choćby ja, nie życzę sobie takiego luźnego języka w moim otoczeniu. - elfki brwi wygięły się ostro. - Zrozumiałeś?
Małe dłonie dziewczyny jeszcze raz ścisnęły mocniej trzymany materiał jego ubrania w dłoni, by w końcu pod naporem spojrzenia Gustava puścić właściciela ze złym prychnięciem.

Drażliwa niczym klacz w rui. Okres ma, czy co?” Filut obdarzył elfkę rozbawionym spojrzeniem.

Salarin nie zwykł komentować takich zachowań bo szczerze powiedziawszy mało go to obchodziło. Zdarzały się oczywiście sytuacje kiedy słowa działały bardziej niż obnażona stal jednak te do takich nie należały. Obserował całą sytuację z lekkim rozbawieniem żałując już w duchu Griga. Jednak to nie karczmarz był tym co zaciekawiło Salarina. Pierwszy raz mógł zobaczyć istne błyskwice strzelające z oczu paladynki “Ciekawe co jeszcze skrywa charakterek Lairiel... lub ta zupełnie niepotrzebna zbroja” pomyślał prześlizgując się dyskretnie wzrokiem po tym i owym.

- Jestem pewien , Grig , że w twej tawernie zabawa będzie trwać do bladego rana... A nasi goście muszę wypocząć. Hałas temu nie sprzyja... Jeśli mają takie życzenie, niech idą i nie wydzieraj się na nich...- niemal warknął wypowiadając ostatnie słowa. Po chwili zerknął serdecznie na elfy i przemówił wesoło - Jeśli szukacie lepszego lokalu, jest zawsze “Skrzecząca Mewa”. Dojdziecie tam po głównej ulicy, kierując się w kierunku bramy głównej miasta. Przylega do muru. Ceny nie są tam może tak przyjazne dla sakwy skromnego podróżnika... Ale na pewno znajdziecie tam wiele wygód, które pomogą wam należycie odpocząć. I spokój … Nie ma tam wielu klientów. Co zaś się tyczy zwiadu...- zaczął cicho o rozejrzał się dookoła - Stanowczo odradzam. Właśnie załatwiam nam łódź, którą ktoś tam podprowadzi i zamaskuje by była gotowa na następną noc. Jeśli zrobi się tłok... Plan może okazać się spalony. Jeśli chcecie, idźcie na most prowadzący do fortu , a za nim bram zamkowych. Jest z niego dobry widok w dół na rzekę. Jednak nie kręćcie się po brzegu i zaroślach. To tylko utrudni pracę ludziom Griga. W ciemności mogą nie odróżnić was od Gwardzistów... a znająć ich królicze serca...- zmierzył opasłego karczmarza krytycznym spojrzeniem- Czmychną pozostawiając łódź w krzakach, bądź odsłoniętą na brzegu.
Uścisnął dłoń każdego z najemników, który chciał opuścić karczmę dodając:
- Niech Bogowie was strzegą, przyjaciele. Spotkajmy się tutaj o zachodzie słońca.

- Będzie okazja rozejrzeć się i wydać nieco grosza - mruknął obojętnie Baelraheal żegnając się z Gustavem, spojrzał na karczmarza - Bez urazy, mości Grig, tym winem, dziwkami i strawą zaiste za serce żeście mnie ujęli. Nie tylko mnie, zresztą - uśmiechnął się spoglądając na paladynkę.
Jakoś wątpił w tą grigową łódź, ale dopóki sam nie zobaczy jak sprawa wygląda - nie było co czarnowidzić. Zakonotował sobie w pamięciach by zapytać o pochodzenie mapy i by sporządzić jej kopię.

-Ba! W szczególności mnie panie Grig! - Obleśny kurdupel uzupełnił wypowiedź Baelraheal’a - Coś mi się wydaje, że nie znajdę lepszego lokum do przeprowadzenia niezbędnych przygotowań. Wszak tylko u was będę w stanie “oczyścić” swój umysł i ciało, przed naszą niebezpieczną eskapadą. Zostaję!
Widząc zmieszanie w oczach Gustava, zełgał:
-No. Wyczuwam tu duże pokłady pozytywnej energii...

Teoretycznie miał nie spuszczać oka z elfów, ale przeca nigdzie nie uciekną. W końcu to wyspa. Chyba mógł sobie pozwolić na odrobinę intymności...?
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 03-03-2012 o 21:23.
Glyswen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172