Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2012, 21:03   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD - Bissel] I

I



Nie znamy się w kilku przypadkach, więc kilka słów odnośnie stylu mego prowadzenia. Nie toleruję krótkich postów. Nie toleruję również postów długich. Jako, że taka sesja to zabawa słowem, bawmy się nim. Sięgajmy do retrospekcji, opowiadajmy o swoich postaciach, ich znajomych, rodzinach i dokonaniach. Sami kształtujcie świat opowieścią. Posty nazbyt długie nużą, zbyt krótkie drażnią. Poszukajmy złotego środka.

Świat w jakim prowadzę bliższy jest średniowieczu niż D&D. Jestem zwolennikiem konsekwencji działań postaci i realizmu rozumowego. Jak ktoś dostanie w krzyże kłonicą, krzyż mu pęknie choćby miał ze 9999 HP. Itd. W walkach z mniej znacznymi przeciwnikami możecie nieco popuścić wodze fantazji. Nie liczcie na sesję w gatunku „idę do drzwi i je otwieram co widzę?”. To opowieść o życiu, cierpieniu i heroizmie. Życzę Wam, byście stali się jej częścią.



-----------------------------------------------------------------------


Prezbiter diakonalny, Jan Horacy Sunderdorf, postarzał się ostatnimi laty. Nikogo jednak fakt ten nie dziwił. Ledwie mianowany głową Kościoła w Nilandzie, bez oficjalnego wyniesienia do rangi biskupstwa, już to musiał stawać na czele walki z innowiercami, którzy wypełzli śladem nieludzi z lasu, z Przyćmionej Puszczy, i ogniem nawiedzili dziedzinę Prezbitera. Jedynie szczęśliwemu zbiegowi okoliczności oraz temu, że udało mu się przymusić władyków i możnych do jedności Kościół odniósł zwycięstwo nad niewiernymi i buntownikami. Zdawać by się mogło, że taka wiktoria przyczynić się winna do zwieńczenia sakramentem tego, co i tak wszyscy w Nilandzie wiedzieli – że na czele tutejszego Kościoła Niezwyciężonego stoi prezbiter diakonalny Panhur. Jednak los płatał wszystkim figle a tym razem uczynił żarcik i najwyższemu w Nilandzie hierarsze kościelnemu.

Najwyższy hierarcha Kościoła Niezwyciężonego w Bissel, arcybiskup Juderoth von Sydov, złamał nie jedną w swoim życiu karierę. Nie jedną również osobę wyniósł ponad oczekiwania jej i osób jej bliskich. Jednakże nikt w Kościele nie sądził, by człek tak w Nilandzie wpływowy i tak wielce ustosunkowany jak prezbiter diakonalny Jan Horacy Sunderdorf, mógł popaść w niełaskę arcybiskupa. Nikomu by myśl taka, po tym czego w Nilandzie prezbiter diakonalny dokonał, przez głowę nie przemknęła.

Tym większe było zdumienie kościelnych dostojników w Nilandzie, kiedy rozeszło się, że do Nilandu przybędzie mianowany przez arcybiskupa nowy biskup. I że nie jest nim bynajmniej trzęsący Nilandem jak prywatnym folwarkiem prezbiter diakonalny. To, że jemu samemu taki stan rzeczy do gustu nie przypadał, było rzeczą oczywistą.

Stąd też nikogo więc nie dziwił fakt, iż z każdym dniem prezbiter diakonalny Jan Horacy Sunderdorf, starzał się ostatnimi czasy niemal w oczach.


***



Niland nie był dla nikogo miłym do życia miejscem. Ci wszyscy, którzy uwierzyli w Niland mlekiem i miodem płynący, wsadzali na rozkolebane wozy i wózki swój dobytek i rodziny i ruszali ku świetlanej przyszłości. Większość nie dojeżdżała a kości ich bielały wzdłuż traktu z Pomoru - miasta na zachodzie Senecji, dzielnicy Bissel - do Lursenbergu, najdalej położonego miasta nowej Marchii Niland. Jednak to nie zniechęcało wędrowców i wciąż nowi zajmowali miejsca tych, którym nigdzie nie dane było już dotrzeć. Ni zbójeckie hanzy, ni hordy nieludzi, ni zła czarna magia zbyt często tu spotykana a w końcu nawet i wypędzone ze swego świata dusze nie potrafiły zniechęcić śmiałków przed rzucaniem światu wyzwania. Przybywało ich z każdym dniem więcej i więcej. Niektórzy zbaczali ze Traktu Kości i rozpełzali się niczym mrówki po Nilandzie w poszukiwaniu swego miejsca. W poszukiwaniu „lepszego jutra”. Zapominając starą prawdę, że „Zwykle lepsze jutro było wczoraj”. Wielu wybierało żyzne, północne rubieże marchii nieświadomym będąc zagrożeń płynących z niedalekiej doliny, zwanej powszechnie Doliną Maga. Inni osadzali się bliżej południa, lekceważąc zagrożenia płynące ze strony wysiedlanych z Nilandu elfów, którzy w Przyćmionej Puszczy znaleźli swoją Panią Jeziora. Inni jeszcze parli na zachód, ku równinnym stepom i bagiennym rozlewiskom w okolicach Parzyc. Każdy osadnik na własną rękę szukał szczęścia.
W Nilandzie znajdowało go niewielu…


***


- Znalazłeś ich? – głos nie niósł się w solidnej świątyni wyłącznie dzięki temu, że dwaj rozmówcy pogrążeni byli w kontemplacji cierpienia grzechu. Obaj siedzieli w sekretnej alkowie, gdzie możni spowiadali się swoim spowiednikom. Nowy obyczaj Kościelny jeszcze nie przyjął się w Nilandzie w pełni, bo miast klęczników dla grzesznika wciąż były solidne ławy na których można było usiąść i rozmawiać ze spowiednikiem jak równy z równym, ale już i tak było to miejsce odosobnienia. Publiczna spowiedź i publiczna pokuta poszły w niepamięć. Wielu zakonników tego żałowało.

- Tak mój Panie! Jak rozkazałeś uczyniłem! Wypytałem się „U Hena” o Szena i jego trupę. Podpłaciłem tu i tam … – szpicel wiedział, że każą mu się z zaliczki rozliczyć, więc pompowanie kosztów było jak najbardziej na miejscu - … i dostałem cynk jak ich spotkać. Dwa dni później dostałem wiadomość, że spotkanie jest możliwe to i umówiłem się z nimi w dzień Świętego Beocjusza na promie wiodącym do Źródła a dalej do Parzyc. I spotkałem ich dnia tego na promie. Całkiem spory komunik. A z pyska widać że to tacy, co i od przemocy i od sił … wszelakich nie stronią. Myślę, że dadzą radę…

- Nie płaci ci się za myślenie chamie! Spotkałeś ich w Świętego Beocjusza? Na promie? I co im przykazałeś? – rozmówca, księżulo za kratownicą, nie udawał nawet wychwalanej ponad wszystko w Kościele pokory. Gdyby nie dzieląca ich ścianka pewnie i przylał by szpiclowi.

- Jak miałem przykazane dałem im dwieście lwów! Dwieście co do sztuki! I rzekłem, że dostaną pięć razy więcej, jeśli wyrżną wszystkich w Źródle. Powiedziałem, że żywa dusza ma nie ujść z pogromu a jak się im uda, dostaną w Parzycach pięć razy więcej. Ino ma się wieść o pogromie rozejść i o tym, że nikt nie ocalał. – szpicel ściszył głos bo i rozmawiali o wielce niepolitycznych rzeczach. Jego rozmówca mruknął z zadowoleniem i przez wąską szparę poklepał dłoń szpicla, który tego oczekiwał. Niczym pies…


***


Prom sunął powoli leniwie rozlaną rzeką. Javan meandrował przez cały Niland, ale najwolniej sunął właśnie tu, na południowo zachodnim krańcu marchii, w okolicach Parzyc. Parzyce zaś, bez rzeki Javan, były by zupełnie innym miastem niż były w istocie. Zresztą „miastem” zwanie tego skupiska lepianek, szałasów i bud postawionych na palach okalających ledwie kwartał zwykłych domów, było zdecydowanie ukłonem w kierunku włodarza tego śmietniska, Barona Lusthofa de Gordian. Baron zaś, wygnaniec z Rustycji, szukał w dzikim Nilandzie pocieszenia. Póki co na próżno.

Rzeka sunęła ospale, rozlewając się w bagienne rozlewiska, które na wiele mil pokrywały okolicę. Do miasta nie dało się dostać inaczej niż barką czy promem. No chyba, że miało się łódź i znało się okoliczne wody. Tyle, że i ci co znali czasami błądzili a przy złych wiatrach można było bagnami dopłynąć aż do mokradeł wpełzających w trzewia Przyćmionej Puszczy. Nikt rozsądny nie chciał tego bo powiadano, że elfy tam mieszkające nie wypuszczą nikogo. Po stokroć łatwiej było skorzystać z promu czy barki. Wielu tak czyniło. Wielu później żałowało swej decyzji…

Wybór jednak był lichy, więc z dwojga złego wybrali podróż promem. Do Parzyc to było ledwie dwa dni podróży. Dwa dni spokojnego leżenia na deskach promu za gówniane dwa srebrne jelenie. Dobry interes. Później, w mieście, można było robić co się komu żywnie podobało i każdy z nich miał już własny plan na „lepsze jutro”. Póki co jednak byli na promie. I leniwie rozwaleni spoglądali na współtowarzyszy podróży i prowadzących pewnie prom flisaków.


***


- Jesteście najbardziej żałosną bandą, jaką dane mi było kiedykolwiek w imię Kościoła wynajmować, ale nie mnie to oceniać. Który z was to Szen? – nijaki kurdupel o mordzie z budyniu, który ledwie przed chwilą przybił czółnem do promu spoglądał po wszystkich pasażerach promu szukając widać „kontaktu”. Odpowiadało mu ponure wejrzenie wszystkich podróżnych. Znali Niland nieco i wiedzieli, że mało kto przychodzi tu z „dobrym słowem”. Mimo wszystko okazywali mu minimum zainteresowania, bo i był swego rodzaju kolorytem i odmianą w nudnej podróży. Przez ostatnie dni jeno sitowie, tatarak, sitowie, lepianki jakie, sitowie i tatarak. Jakieś ruiny i pogorzeliska o które w Nilandzie było łatwo i znów sitowie. I naraz jak królik z kapelusza sztukmistrza spośród trzcin wypłynął on i dobiwszy do promu zagadywał najwidoczniej będąc przekonanym, że ich zna. Z błędu nie wyprowadził go nikt.

- Jebać to, bo widzę po mordach żeście na trzeźwo tej podróży nie spędzili. Tu są dwie setnie złotych lwów! – kurdupel wyzuł zza pazuchy pękatą sakiewkę i rzucił ją na środek promu, pośród wszystkich podróżnych wyraźnie nie dbając który tu szefuje. – Tak jak było ugadane. Przed wieczorem przybijecie do Źródła. W klasztorze są goście, ale mnie za jedno. Wyrżniecie wszystkich! Jak głowa z pogromu nie ujdzie w Parzycach poszukajcie w przystani Kuleja i powiedzcie by was poprowadził. On będzie wiedział a jak wieść się o tym co się w Źródle rozejdzie, a rozejdzie się bo codziennie tam kilka łodzi cumuje, dostaniecie ode mnie pięć razy tyle. Ale jak skrewicie…! – budyniopodobny karzełek nie dopowiedział. Szukał kontaktu wzrokowego z podróżnymi promu, ale odpowiedziało mu milczenie. Flisacy w osobach braci Breck i ich głuchawego ojca sprawiali wrażenie, jakby ich sprawa nie dotyczyła i nie widzą niczego. Pewnie nawet tak było.

- To co? Mamy układ? – kurdupel szukał porozumienia wzrokiem próbując spośród wyraźnie mieszanej zgrai wydobyć herszta z którym się umawiał, Szena. Nie znał go, ale ktoś tu powinien był nim być. Tyle, że jeśli tak było w istocie, skrzętnie to ukrywał. Sakiewka leżała na pokładzie nie podniesiona przez nikogo a z jej rozsupłanych fałd łyskało figlarnie złoto. Koleś miał gest. Dwieście lwów to była fortuna!

- Lepiej, żebyście mnie w chuja nie zrobili, bo pożałujecie! – pogroził, po czym ruszył z powrotem do swojego czółna. Nie niepokoił go nikt a on, wyraźnie stropiony, wsiadając na odchodnym raz jeszcze zawołał - Żywa noga ma z wyspy nie ujść! Wasza w tym głowa!


***


- Umówiłeś się z nimi kiedy? – głos w konfesjonale nie uniósł się ani o ton, ale i tak kurduplowaty rozmówca spowiednika wyczuł problemy. Zastrzygł uszami i niezwykle ostrożnie, przemyślawszy każde słowo, odpowiedział.

- Wczoraj Panie! W dzień Świętego Beocjusza! – piesek robił co mógł by zadowolić swego pana. Jednak i jemu zdarzało się popełniać błędy.

- Wczoraj… - spowiednik zawiesił głos, lecz jego wahanie wyczuł by jedynie bardzo wytrawny słuchacz. Kurdupel, czuj z dziada pradziada, w słuchaniu był mistrzem. Wyczuł.

- Tak Panie! Myślę… - co myśli pozostało tajemnicą, bowiem przez kraty z trzaskiem pękających listew wysunęło się ostrze wchodząc przez ucho w głowę kurdupla.

- Świętego Beocjusza, durniu, jest dziś! – było ostatnimi słowy, które zarejestrowała jego świadomość. Tego, że wynajął przez omyłkę kogoś innego, niż miał, nie zdołał już pojąć…


***


Prom ze stukiem dobił do zaimprowizowanej przystani. Nazwanie tego przystanią było nieco na wyrost, ot, kilka desek żeby podróżni nie musieli zsiadać w wodę. Zaskrzypiały liny, zatrzeszczały deski. Prom nie budził zaufania, wyglądał jakby zaraz miał pójść na dno razem z całym inwentarzem. Jednak wiózł ich już pół dnia i właśnie przybijał do pierwszej większej przystani, osławionego klasztoru położonego na wyspie pośród bagien. Zwanego Źródłem. Miejsca o którym gadał kurdupel pozostawiając na pokładzie promu pełną złota sakwę. Podróżni spoglądali na siebie zastanawiając się, czy podjąć zlecenie, czy nie. To był Niland. Tu rzadko kiedy ktoś płacił grubą gotowiznę za nic. Może byli wśród nich i tacy, którzy chcieli zdecydowanie sprzeciwić się zamysłom karła, ale też nie byli pewni towarzyszy. Zaś klasztor w Źródle właśnie otwierał przed nimi swoje podwoje.

Stojący przy brzegu mnich w burym habicie zręcznie złapał linę i nawinął ją na kołek mocując prom do brzegu. Stary Breck ani jego synowie nawet mu nie podziękowali. Mnich z uśmiechem zgiął się w ukłonie umocowawszy drugą linę do drugiego kołka. – Witajcie w naszym świętym klasztorze u Źródła. Gość w dom Bóg w dom, jak to się mawia w ojczyźnie! Bądźcie więc po stokroć błogosławieni!

Wygolony na łyso, odziany w habit mężczyzna miał za sobą bogatą przeszłość, bo jego twarz przecinała szpetna blizna, ale nie zmieniało to pogody wyrazu jego twarzy. Gdzieś za nim, w kępie drzew, kryć się musiało owo Źródło. Tyle, że póki co, na pokładzie promu decyzja wciąż nie zapadła…




==============================================

Powodzenia
B
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 04-11-2012, 21:31   #2
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację

MaPa Mike'a
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 04-11-2012 o 22:14.
Bielon jest offline  
Stary 04-11-2012, 22:27   #3
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Tafla wody była spokojna, brudnozielona, od czasu do czasu plamiona tylko poślizgami nartników i okazyjnym bąbelkiem z głębiny. Brent wodę zmącił. Słuchał chwilę jednym uchem, jak pizdowaty człowieczek z łódeczki opowiada jakieś fantasmagorie, ale w końcu skończył szczać, schował kuśkę i wytarł ręce o spodnie.

Ja jestem Szen. - Przemówił zasznurowując gacie. - I układ mamy.

Hart podszedł do rzuconej na deski sakwy i szybkim ruchem miecza rozpłatał płótno rozsypując oberżnięte monety po drewnie. Po budyniowatym stworku dawno nie było już śladu, zniknął gdzieś w tataraku razem ze swoim kanoe.

Biorę swoją dolę, podzielcie resztę między siebie. Jak tam sobie chcecie. - oznajmił krótko mężczyzna i wpakowawszy bilon do kieszeni uwalił się przy burcie obok wielkiego, czarnego psiska, które towarzyszyło mu w drodze.

* * *

Brent podciągnął kaptur, odsłaniając przekrwione oczy i cuchnący gorzałką pysk. Zmierzył wzrokiem mnicha i ułożył się z powrotem tak, jak leżał.

Długo tu będziemy stać, przewoźniku? - Hart okrył się derką i wyciągnął kopyta na pół niemal długości łodzi. - Jak kto tam idzie, niech idzie. Ale reszta chyba nie potrzebuje czekać.
 
Panicz jest offline  
Stary 04-11-2012, 23:22   #4
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Pół dnia na promie Brecka i jego synów ciągnęło się jak smród za pospolitym ruszeniem, sprawiając wrażenie, że nie płynął pół dnia, a pół tygodnia.
Krypa wlokła się niemiłosiernie, a Markus nudził się straszliwie.
Jedyne, co urozmaicało i uprzyjemniało podróż, były dwie kobiety na pokładzie. Niestety, z oczywistych względów, były na razie poza zasięgiem.

Wtargnięcie na pokład kurdupla i jego dziwna przemowa wyrwały go na chwilę z marazmu, a gdy dodatkowo karypel zostawił sakwę ciężką od złota, uznał, że dzień nie do końca jest stracony.
Rzecz jasna, ani on, ani jego kamraci nie mieli za cholerę pojęcia kim jest ów Szen, ale po prawdzie nie obchodziło go to. Skoro budyniowaty typek nawet się nie upewnił, z kim ma sprawę, nie ma co sobie tym zaprzątać głowy.
W końcu nie codziennie złoto dosłownie spada człowiekowi pod nogi i to kompletnie za frajer.
Nie wspominając już o tym, że skoro srający monetami karzeł ich nie znał, to tym bardziej nie było ryzyka w zwykłym zabraniu forsy i olaniu jego zlecenia.
Co prawda lepiej byłoby go zabić, ot tak, na wszelki wypadek, ale złoto zbyt zaprzątało jego myśli, by zareagował na czas.
- Co ty taki szczodry - mrugnął do kompana - na chuj mamy się dzielić? Weźmy całość dla siebie może, co? - spojrzał na drugiego, wykrzywiając usta w złośliwym uśmieszku.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 04-11-2012 o 23:27.
Cohen jest offline  
Stary 04-11-2012, 23:49   #5
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
„Długi” podobnie jak pozostali nudził się jak mops albo inny jakiś sierściuch. Rozłożył się tedy na pokładzie, obracając w palcach sztylet i umilał sobie czas, gapiąc się na cycki i dupska pasażerek. Zastanawiał się nawet czy by nie zagadać, ile biorą, ale z drugiej strony nawet jakby się dogadali, to nie było gdzie „skonsumować” transakcji. Niby publiczność mu nie przeszkadzała, ale nie chciał nikogo zawstydzać. Innymi słowy, ani pojebać ani przyjebać. Nuda.

Rozrywkę zapewnił mu budyń, przynosząc darmowe złoto. Od razu zrobiło się weselej. Teraz może stać go będzie na dziwki, może nawet na dwie na raz?

- No. - przytaknął Markusowi, popisując się elokwencją - Tylko po chuj, żeś trzosik pochlastał? To nie gardło teściowej przecież. - Zapytał drugiego z kamratów i począł pakować monety z pazuchę.
 
malahaj jest offline  
Stary 05-11-2012, 15:03   #6
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vethrellowi na promie nawet się podobało. Zupełnie inne uczucie, gdy się kompletnie najebanym chodziło po statku, który sam z siebie nie był jakimś bardzo pewnym punktem podłoża. Przyjście małego człowieczka spowodowało nawet, że poruszył nieco swoją nikłą mózgownicą i zaczął się zastanawiać, o co chodzi z tym pieprzonym Źródłem. Może tam mogli mu pomóc? Wypytywał o to co poniektórych kompanów, ale odpowiedzi mógł się po nich spodziewać tylko takiej, jak wyglądały ich mordy.

Spodobał mu się także brzdęk przekazanych im monet. Od razu jednak brudne łapska podobnych mu brzydali się do nich dobrały. Pierw jakiś dziad musiał sobie zaatakować worek mieczem, a następne zbóje jeszcze gorsze.
- Żryj gówno! Co moje, to moje. - Odezwał się do tego, co kombinował, żeby wziąć całość. Po czym również łapą sięgnął do worka, by zabrać i dla siebie część monet, bacząc na dwóch szachrajów, czy czego dalej nie majstrują. Miał się pytać, co z tym całym zadaniem, ale mu się odechciało, przy tych lawirantach.
 
Zara jest offline  
Stary 05-11-2012, 16:23   #7
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Podróż barką zdecydowanie nie zaliczała się do ciekawych zajęć, właściwie to była wręcz obrzydliwie nudna, dziwaczny karzełek, który przybił swoim czółnem do pokładu stanowił więc nie lichą atrakcję, mimo to Zarena dopiero po chwili uniosła głowę z nad księgi, którą właśnie studiowała i spojrzała na niego jakby zniesmaczona tym, że ktoś ośmielił się przerwać jej niezwykle pasjonującą lekturę. Po prawdzie to porastające brzegi sitowie i zmarszczki na wodzie w porównaniu z zawartością pergaminowych kart stanowiły widok zdecydowanie bardziej fascynujący, ale o tym wiedziała tylko ona.

Popatrywała z powątpiewaniem to na sakiewkę to na knypka który ją rzucił, a w miarę jak mówił jedna z jej smukłych brwi powędrowała do góry jakby dziewczyna chciała zapytać: „Naprawdę wyglądam ci na najemniczkę, zbója czy inne łajdactwo?” Nie musiała patrzeć w lustro by się upewnić że nie wygląda, w przeciwieństwie do reszty pasażerów, którzy prezentowali się według niej co najmniej jakby przez ostatni miesiąc mieszkali w chlewie.

- Pecunia non olet- powiedziała zamykając księgę i wkładając ją do specjalnego futerału przy pasku, po czym ruszyła zgarnąć swoją dolę póki jeszcze się dało. Drąg trzymała w pogotowiu, gotowa gdyby ktoś chciał jej przeszkodzić uderzyć okutą metalem końcówką tam gdzie zaboli najbardziej. Pieniędzy nigdy za dużo zwłaszcza, że te były zupełnie za bezdruno. Zadania oczywiście nie zamierzała się podejmować, jeszcze jej się w głowie nie przewróciło, ale kto wie co siedziało w reszcie tych kudłatych łbów? Na wszelki wypadek postanowiła nie wybierać się do klasztoru.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 05-11-2012 o 16:47.
Agape jest offline  
Stary 05-11-2012, 17:18   #8
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Tomowi podróż barką średnio przypadła do gustu. Sprzyjało mu jednak szczęście w postaci manny z nieba. Z racji tego że dochodziło już do gróźb Coldwell napiął łuk, nogą zgarnął sporą liczbę monet. Na oko dola dla dwójki, raczej górką niż dołkiem.

Po czym zwrócił się do dziewki siedzącej obok niego na łajbie.(Bluella) Nie wyglądała na taką co siłą wyrwała by swoje. A tom miał słabość do kobiet, wyciągnął więc... pomocną dłoń.

-Zbierz i zaraz się podzielimy. Panowie jakby ktoś planował przelewać krew i zrobi krok w tę stronę. Sami rozumiecie nic osobistego.-wzruszył ramionami.

Jeśli nie dojdzie do jatki rzeknie jeszcze do dziewczyny ściszonym głosem.

-Do opata trzeba nam będzie iść ostrzec. Może jeszcze jakie złoto wpadnie. Chyba że ta banda podejmie zlecenie, wyglądają na takich co by własną matkę... Wtedy będzie trzeba zrewidować mój pogląd na sprawę.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-11-2012, 17:20   #9
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Łodzie są do dupy. Wygodne, ale do dupy. Łodzie, barki, promy, tratwy wszystkie rychtyk w sam raz do dupy. Owszem można się wyciągnąć i poleżeć a nie odparzać rzyci na kulbace, ale ten smród... Cały czas jak nie ryby to gnijący, rzeczny muł. I nuda. I komary...
Rozglądnął się po raz nie wiadomo który, by dostrzec kolejne identyczne zakole rzeczne, posłuchać jak przygłuchawy szyper wrzeszczy na przygłupich pachołów by dawali baczenie na farwater. I jeszcze gorzała się kończy, potrząsnął smętnie bukłaczkiem z reszkami przepalanki.

Podniósł się i przeszedł kilka metrów na rufę, poprawił dwie zakrzywione szable przy pasie, westchnął nostalgicznie i nie pasująco do jego urody i karnacji. Boże Jedyny za co ty mnie tak doświadczasz?

Przybycie wrzaskliwego typa czółnem zburzyło spokój na promie. Wielkolud obserwował go uważnie i podrapał oszpecony blizną policzek w zadumie. Szen jakiś się zgłosił i pierwszy wyciągnął łapę po lwy. Po chwili wahania wszyscy na wyprzódki zaczęli się rozpychać do mieszka więc i Hrabia sięgnął i wziął do garści co jego. Przezornie wyjął zawczasu nóż i wymruczał gderliwie:
- Wszystko tu olet, łaskawa pani.

Hmm. Zabić wszystkich na wyspie za garść monet? Czemu nie... W pięć razy tyle po robocie to chyba nawet najgłupszy dureń nie uwierzy, szczególnie po tym jak prosiakowaty wrzeszczał na całe gardło przy flisakach co mają zrobić. Za bardzo to olet płytkim grobem wszystko. Prowokacja czy co, do ciężkiej kurwy?. No ale przecież nie da tylu lwów za bezdurno na zatracenie.

- Hej szyper! – krzyknął do przygłuchawego – Prom płynie dalej w dół rzeki czy zawracacie?
 
Harard jest offline  
Stary 05-11-2012, 18:59   #10
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nie trza było lotności umysłu wybitnej aby wywnioskować, że Blue pasowała do reszty towarzystwa jako bażant do garnca śledzi.
Wkoło siepacze o mordach zakazanych. Tamten szkaradny, ten gorzałą wonie, a tamten – o matko – tako stary jakby na schadzkę mógł już tylko Kostuchę zwabić.
A z Blue była krasawica jak się patrzy. W wieku co prawda kłopotliwym, kiedy to jeszcze z kobiecości własnej sprawy sobie nie zdaje ale już w prostokątnym dekolcie wabią pączki piersi i przez gorset podkreślona talia o łukach klepsydry.
Powierzchowność wyborowa okraszona wdziękiem dziewczęcym, delikatnością wrodzoną i temperamentem skromnym, co to często każe oczy ku dołowi zwracać a policzki rumieńcem pokrywa niemal bez przyczyny.
Przechadzała się po promie często, głównie żeby nóżki rozprostować a i widoki zdawała się podziwiać i tedy halki jej rozłożystej sukni szeleściły łagodnie w rytm rzecznego szumu.
Istotnie nie pasowała ani do tego miejsca ani ludzi, trochę jak kwiat, który, wbrew przyrodzie, dziko wyrósł na szarym kamienistym ugorze i po oczach razi.
Ostoja niewinności w tym kraju dzikim, ze skrupułów i moralności wypranym. Niektórzy mogliby uznać, że swoją obecnością los sam kusi. Może i prawda to była dlatego w jej pobliżu kręcił się mężczyzna wysoki i żylasty, którego wołała hrabią. Znać było, że to ochroniarz jej tudzież opiekun.

Dziwne były słowa mężczyzny a jeszcze dziwniejszy rzucony im pełny mieszek. Na złoto się naraz wszyscy rzucili jak psy wygłodzone na kości. Jeden z nich, ten co łuk dobył zagarnął monet kilka podeszwą buta i zwrócił się do Blue aby podniosła i na ich dwoje dole rozdzieliła.
Niewiele myśląc, za to przykładnie się rumieniąc, dziewczę opadło na klęczki i posłuchało. Połowę pieniądza oddała nieznajomemu, na drugą połowę ułożoną na drobnej rączce w równy stosik wpatrywała się dziwnie, jakby nie wiedziała co ma z owym podarkiem począć.
- Dziękuję panie, ja... na szczytny cel przeznaczę. Sieroty może...

Na dalsze słowa ażeby opata ostrzec co się święci rzekła tylko:
- Nikt, panie, na pewno poważnie tego zlecenia nie traktuje. Miejmy wiarę w ludzki pomyślunek. No i sumienie rzecz jasna.
Z wahaniem uniosła na niego oczęta w kolorze sasanek.
- Imię me Bluella, panie. Choć w zupełności wystarczy Blue. Tako mnie matula i tatko wołali – uśmiech jej z pewnością był szczery choć pewnie ciut naiwny.

Potem pojawił się jegomość w habicie i Bluella dygnęła z szacunkiem.
- Dziękujemy mości mnichu za błogosławieństwo – zeszła na ubitą ziemię z zakłopotaniem patrząc na swój pękaty kufer. - Strudzeniśmy podróżą. Można o jakąś strawę i napitek prosić? I osławione Źródło oglądnąć pod okiem przewodnika? - ujęła mnicha pod ramię posyłając mu pruderyjny uśmiech.
Dyskretnie skinęła też na ochroniarza by wzrok przenieść z sugestią na kufer z osobistym bagażem.

 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172