Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2012, 22:55   #1
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
[Pathfinder] Korona Zgnilizny

Korona Rozkładu
Duchy Harrowstone
Część Pierwsza: Testament i Ostatnia Wola Petrosa Lorrimor



Mgła. Ustalav był pełny mgły o niemal każdej porze roku, tylko w zimie ustępując miejsca białym łzom spadającym z nieba. Łzom, które opadały powoli i delikatnie na zmęczone twarze ludzi, na mroczne knieje i na zrujnowane domostwa, których wciąż nie odbudowano po panowaniu Szepczącego Tyrana.

Dziś jednak nie było zimy, zima skończyła się z miesiąc temu i ustąpiła wiośnie. Mgła była wyjątkowo gęsta dzisiejszego ranka, ale po wyczerpującej podróży w końcu dotarliście do Ravengro. Droga do tej małej miejscowości nie była łatwa. Podróż przez Ustalav nigdy nie jest łatwa. Choć każdy z was przyjechał z innych stron, Ustalav był pełen oczu czyhających w nocy w każdej jego części, czekających na moment, w którym znienawidzone światło i ciepło ogniska zniknie... Noc nie była dobrą porą na podróż w tym kraju, noc wciąż należała do Tyrana i jego sług.

A wszystko przez jeden list. Nie byliście pewni w jaki sposób nadawca wiedział gdzie teraz przebywacie, ale nazwisko „Lorrimor” na kopercie trochę was zaniepokoiło i zaciekawiło. Minęło sporo czasu od kiedy Petros kontaktował sięz wami. Pojedynczym ruchem rozcięliście kopertę, światło świecy tańczyło na pożółkłym pergaminie raz wydłużając, raz skracając cienie. Pomimo starań kuriera, mgła dostała się do jego torby powodując przebarwienia na pergaminie. Treść listu była jednak dużo ważniejsza niż jakoś Ustaviańskiej poczty.

”Nie wiem kiedy dostaniesz ten list, ale mam pilne i smutne wieści. Nazywam się Kendra Lorrimor, córka Petrosa Lorrimor – byłego profesora na Uniwersytecie w Lepidstadt. Jest powód, dla którego mówię o nim w czasie przeszłym, niestety. Petros nie już z nami na tym świecie. Drugiego Pharast o świcie, ciało Petrosa znaleziono przy murach Harrowstone – zmiażdżone przez zawalający się mur. Wiem, że byłeś jego bliskim przyjacielem – wiele o tobie słyszałam – dlatego wysyłam ten list z informacją, że pogrzeb odbędzie się 2 tygodnie od daty jego śmierci. Byłabym bardzo wdzięczna jeślibyś się pojawił i wiem, że mój ojciec również by się ucieszył.
Z wyrazami szacunku,
Kendra Lorrimor

Czasu było niewiele. List doszedł dopiero tydzień po jego wysłaniu. Nie było czasu do zmarnowania, więc każdy z was osobna szybko się zebrał i wyruszył w drogę. Wiele zawdzięczaliście Lorrimorowi i chociaż tyle mogliście dla niego zrobić.

Przyjechaliście akurat w dzień pogrzebu. Pytania o dom Kendry spotkały się z dezaprobatą. Ludzie szeptali i wskazywali palcami na was, w pełnym rynsztunku, zmęczonych po podróży. Słyszeliście odgłosy niezadowolenia i narzekań.

- Co to za jedni? – spytał ktoś z tłumu.

- Jakieś dziwadła z cyrku? – spróbował ktoś inny.

- Demony! Spójrzcie na tego z dziwną skórą! – odezwała się jakaś starucha.

- I do tego jeszcze półorki, będą kłopoty.- pewien mężczyzna skomentował gorzko.

- I te ich świńskie oczka…- dodał prześmiewczo inny.

- Po co tu przyszli? – tłum zaczął rosnąć. Ludzie zaczęli wychodzić z domów i przyglądać się nowo-przybyłym.

- Do Lorrimora chcą, pewnie jakieś bestie ze sobą przywieźli! – młoda dzierlatka odpowiedziała z trwogą.

- Lorrimora? Nigdy go nie lubiłem, węszył przy Harrowstone i teraz te dziwne rzeczy zaczęły się dziać… – odparł starszy krasnolud.

- Pewnie też po to przyszli, jeszcze więcej kłopotów na nas sprowadzą! – szybko dodała dzierlatka.

- No nie wiem, nie wyglądają na takich złych… – spróbował jakiś młodzieniec.

- Tak, te miecze, zbroje i rumaki wcale nie oznaczają kłopotów, wyglądają jakby szli na wojnę! – odparł niziołczy mężczyzna.

- Co z nami będzie? – spytała jęcząc jakaś babunia.

- Nie mamy wystarczająco dużo zmartwień! - zawyła kolejna starucha.

- Nie podoba mi się ten gnom... dziwny jest. Oni wszyscy dziwni... - dodała mała dziewczynka trzymająca się spódnicy swojej matki.

- Widzieliście ten miecz? Po co mu taki duży miecz? - spytał ktoś z tłumu.

- Przyszli po nas? Czy Gibbs miał rację? - kolejny głos się przyłączył.

Szepty narastały wokół grupy, niektórzy wręcz przestali szeptać i zaczęli wołać i krzyczeć. Wyglądało na to, że zaraz tłum dostanie ataku paniki…

- Przepraszam, przepraszam… Olaf, możesz się przesunąć? Tak, dziękuję. To wielka strata. Dziś pogrzeb… jeśli chcesz możesz… nie? Nie masz czasu… tak… nie, nie.. rozumiem. – przez tłum przebił się jakby znajomy głos. Inny niż jaki pamiętaliście, ale miał w sobie zarówno mądrość jak i współczucie, które pamiętaliście. Petros jednak nie żył, głos ten musiał zatem należeć do jego córki – Kendry.


Młoda dziewczyna, około 25 lat, w końcu przebiła się przez tłum. Miała długie, kasztanowe włosy upięte w kok, delikatny makijaż i zarumienione policzki. Lekko dyszała, przejście przez tłum musiało być dość męczące. Ubrana była na czarno – w kolorze żałoby. Miała prostą suknię bez żadnych ozdób, czarne rękawiczki i brak jakiekolwiek biżuterii oprócz sporego, złotego naszyjnika opadającego na średniej wielkości biust. Najbardziej charakterystyczną cechą jej wyglądu był jednak nos. Ostry, smukły, szlachetny i lekko spiczasty – taki sam jak jej ojca.

- Jesteście! Nie mogłam uwierzyć, już myślałam, że nie przyjedziecie… – szczery uśmiech, który na chwilę pojawił się na twarzy Kendry szybko zniknął, zastąpiony przez inny rodzaj uśmiechu. Jest wiele sposobów uśmiechania się, Kendra starała się wymusić na twarzy uśmiech, który tylko podkreślał, że cierpi - zamiast maskować to.

- Chodźcie za mną… pogrzeb zaraz się zacznie… ludzie! Zróbcie przejście! – krzyknęła, a w jej głosie znajdowało się delikatne źdźbło szaleństwa. Jeśli ktoś jej teraz by nie ustąpił to cała jej frustracja i gniew po śmierci ojca zostałaby przelana na tłum.

Niechętnie, powoli, ale jednak – tłum zaczął się rozchodzić a Kendra poprowadziła grupę przyjaciół jej ojca do wrót cmentarza.


- Proszę, poczekajcie z pytaniami do końca ceremonii. Potem udamy się do naszego… znaczy mojego domu.- przez całą drogę dziewczyna unikała waszego wzroku. Szła przodem, starając się aby nikt jej nie wyprzedził ani nie zrównał się z nią.

Poza wami było tam jeszcze sześć osób, pięciu dorosłych i jedno dziecko. Niezbyt imponujący wynik jak na kogoś kto mieszkał tu 15 lat….

- Potrzebujemy 6 ludzi do niesienia trumny. – oznajmiła Kendra drżącym głosem.- To znaczy… proszę… czy ktoś z was mógłby mi pomóc… sama nie dam rady… a muszę przewodzić jeszcze procesji… – ręce dziewczyny zaczęły drżeć jeszcze bardziej niż jej głos.


Kiedy karawaniarze zostali wybrani, procesja ruszyła przez wrota cmentarza. Mgła wciąż była gęsta, przesypywała się pomiędzy grobami i pomnikami, jakby czule je otulała. *Może stąd tyle mgły w Ustalav?* Przeszła was myśl. *Może mgła okazuje współczucie tej wyniszczonej krainie, jakby próbowała dodać otuchy?*. Szybko jednak zbyliście tę myśl. Mgła unosząca się ponad grobami, na grobach i z grobów sprawiała wrażenie złowieszczej, jakby pamiątki przypominającej o władaniu Szepczącego Tyrana. Mieliście wręcz wrażenie, że syczy kiedy przelewa się pomiędzy grobami.


Idąc, w oddali zauważyliście jakieś ogniki w gęstej mgle. Ich światło rosło z każdym kolejnym krokiem, aż w końcu, gdy byliście w połowie drogi, ukazały się sylwetki 12 mężczyzn i kobiet. Farmerów z widłami, pochodniami, motykami i innymi narzędziami do uprawy roli. Na przodzie stał mężczyzna, którego kwiat wieku już dawno przekwitł. Mimo to był dość dobrze umięśniony i miał potężne barki – znak, że kiedyś zajmował się wojaczką. Włosy miał posiwiałe, ale wciąż zachowywały gdzieniegdzie swój oryginalny czarny kolor. Kiedy tylko zauważył procesję uniósł wysoko widły i krzyknął.


- Dalej nie przejdziecie! Gadaliśmy- spojrzał na tłum za jego plecami- i nie chcemy Lorrimora na tym cmentarzu! Weźcie go sobie w górę rzeki i tam zakopcie, jeśli wam się chce, ale stąd wara! – stuknął trzonkiem wideł o brukowaną ścieżkę.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi? – szybko odpowiedziała Kendra. Jej głos z początku przepełniony bólem i melancholią teraz zaczynał zmieniać się w gniewny syk.- Wszystko ustaliłam już z Ojcem Grimburrow. Czeka na nas przy grobie! Już go wykopali i… – przerwał jej mężczyzna na czele tłumu.

- Nie rozumiesz, dziewczynko. Nie chcemy mieć nekromantów zakopanych w ziemi, gdzie spoczywają nasi bliscy! Sugeruję abyś się wyprowadziła dopóki możesz. Ludzie zaczynają już mieć dość tej sytuacji. – odpowiedział spokojnie, ale w tym spokoju krył się gniew, ostrzeżenie i groźba.

- Nekromancja?! Czy jesteście naprawdę aż tak zacofani i ignoranccy?! – krzyknęła oburzona, jakby ktoś oskarżył ją o najohydniejszą zbrodnię na świecie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 06-11-2012 o 23:34.
Qumi jest offline  
Stary 07-11-2012, 12:06   #2
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Wraz z grupą żałobników szedł młodzieniec o kruczoczarnych włosach i ostrych rysach twarzy, obserwował okolicę i zebranych swoimi intensywnie zielonymi oczami. Odziany był w lekko znoszony strój podróżny, na słowa o demonach i podejrzanej skórze poprawił dyskretnie rękawice i rękawy stroju. Zresztą Vilgret nie miał pewności czy była mowa o nim czy o kimś innym z grupy, a ta była dość specyficzna i dla tutejszych musieli wyglądać jak zwiastun końca świata. Chociaż byłby wysoce rozczarowany gdyby reszta żałobników okazała się grupą uczonych i uczniów Profesora.

Wieść o jego śmierci bardzo go zasmuciła znał go dość długo, znacznie dłużej niż by wskazywał jego wygląd i czuł że powinien się zjawić by się z nim należycie pożegnać.

Na widok córki Lorrimora stwierdził że odziedziczyła po ojcu nie tylko charakterystyczny nos, już na pierwszy rzut oka widać było że śmierć ojca musiała być dla niej ciężkim ciosem choć pośpiech go zastanawiał ale czas na pytania będzie później.

Vilgret nie zastanawiał się długo gdy poproszono o pomoc w niesieniu trumny, spokój ceremonii nie trwał jednak długo gdy drogę procesji zastąpili wieśniacy z pochodniami. Ignoranci którzy nie rozumieli badań Petrosa z łatwością oskarżyli go o bycie Nekromantą, nie tylko córce profesora zagotowała się krew. We wnętrzu czuł chęć dopadnięcia tego buraka i roztrzaskania jego czaszki o bruk ale zignorował to uczucie nauczył się tego już wiele lat temu. Najlepiej było by przekonać zebranych o tym jak absurdalna jest myśl o tym że Profesor był nekromantą tyle że nie wyglądali na skorych do dyskusji, a skorych do bitki sam zaś nie był najlepszym negocjatorem rozejrzał się po zebranych licząc że któryś z nich będzie umiał przemówić im do rozsądku. Sam był gotów bronić dobrego imienia Lorrimora.
 
Rodryg jest offline  
Stary 07-11-2012, 14:50   #3
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Petros pokazał mi parę rzeczy, wiele nauczył, nasze spotkanie odbyło się gdym był młody od mej matuli wiedźmy uciekł, jak mi poleciła. Teraz 24 zimy przeżył , bom się w chłodnej porze urodził , stąd tak mówię.

Mięśnia miałem duże , a mój miecz gotowy, twarzyczka moja urocza jeśli to ważne , wszak często dymałem co dowód daje na urodę niezbity. Teraz ten cmentarz , o dziwne uczucia mnie przyprawiał. Trupy kiedyś w tej krainie żywe były , ale do stu demonów, staruszek Petros zły nie był. A ta jego córka ładna była , nie oszukując rozumów.

Jakieś poparskane chłopy dochodzić się łgarstw zachciały. Kompanionowie nowo losem złączeni różne mieli miny na tych chędożonych psów. Ja tam swoje wiedzieć wiedziałem- cmentarz jeno miejscem trupów , tako kilka nowych tylko kwiatuszkom wzrastać pozwoli.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 07-11-2012 o 14:55.
Pinn jest offline  
Stary 07-11-2012, 18:25   #4
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Mglisty całun z trwogą ustępował miejsca potężnej, zakutej w stal sylwetce.
Spośród mlecznych, gęstych obłoków wyłoniła się męska twarz o hardym, szlachetnym profilu.
Krótkie, ciemne, przesiąknięte wszechobecną wilgocią włosy, upstrzone wstążkami siwizny, dumnie wznosiły się ponad usłane licznymi zmarszczkami czoło.
Para intensywnie błękitnych oczu ze stoickim spokojem spoglądała na zgromadzony motłoch, nadając poznaczonemu bliznami obliczu jeszcze bardziej chłodny wymiar.

Napięcie kotłujące się w morzu białych oparów, narastało z każdym nerwowm uderzeniem serca.

Dum! Dum! Dum!

Demony wojny wybijały szaleńczy rytm na swych szkarłatnych bębnach.

Mężczyzna śmiało postąpił kilka kroków naprzód, rozbryzgując błoto w akompaniamencie metalicznego zgrzytu zbroi.

- Nazywam się Ivor Firefist... - Delikatnie złapał zbulwersowaną Kendrę za ramię. Cóż... Zaistniała sytuacja rodziła wiele emocji, jednak należało zachować zimną krew. - Wespół z... towarzyszami przybyliśmy oddać ostatnie honory naszemu zmarłemu przyjacielowi i z godnością należytą każdemu człowiekowi, po bożemu złożyć jego ciało do grobu na CMENTARZU, by dusza mogła zaznać wiekuistego spokoju. Że też macie serce, by w chwili takiej jak ta, na kobiercu łez córki, oczerniać zmarłego. Zaprawdę powiadam wam, wszelkie oskarżenia świętej pamięci Petrosa Lorrimora o nekromancję są niczym innym jak garścią szyderstw i łgarstw. Ręczę za to honorem i słowem rycerza Czcigodnej Iomedae... - Złapał się za zbrojną pierś, ukazując zgromadzonym srebrny wisior, przedstawiający otulony językami płomieni, skierowany do ziemi, obnażony miecz - święty symbol zakonu, niegdyś powiewający na licznych sztandarach Lśniących Krucjat. - ... Pogromczyni Tyrana i jego plugawych pomiotów!
Zatem uszanujmy powagę tegoż obrządku i z należytą czcią odnieśmy się do zmarłego. A teraz mili państwo wybaczcie, chcielibyśmy odpowiednio przeżyć żałobę i nasz dramat rodzinny...

Zgodnie z dworską etykietą czule ując młodą dziedziczkę pod ramię i pewnym krokiem ruszył w stronę gawiedzi.
Pomiędzy kolejnymi mlaśnięciami błota dało się słyszeć szept:
-Tak mi przykro... Kuzynko.
 
Glyswen jest offline  
Stary 07-11-2012, 19:29   #5
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Mitwickey musiał przyznać, że podróż do tej fascynującej krainy niespotkanych przez niego dotychczas dziwów była chyba najlepszym pomysłem w jego życiu! Nie żeby nie był tam głównie z powodu starego Profesora, wszak ten był jego przyjacielem, a przynajmniej tak ogniście rudemu gnomowi się wydawało. Tak było napisane w liście, więc chyba tak musiało być? Nie miał zbyt dobrej pamięci do człowieczych twarzy i tych ich dziwnych nazwisk...Tak czy siak, już od przekroczenia granic fascynującego kraju pewnym był, iż tutaj z pewnością nie grozić mu będzie Wyblaknięcie! Dodatkowo człowieki mieszkające w tej zacnej krainie zdawały się podzielać jego zamiłowanie do ognia, bowiem aż dwa razy w czasie jego podróży witali go pochodniami! Gnom zachichotał na samo wspomnienie. Szkoda tylko, że pospiesznie uciekli, gdy chciał im pokazać jak fajniuchnie potrafią zatańczyć przyniesione przez nich płomienie!

On sam pochodził z małej gnomiej wioski dalej na Południe. Jej nazwa była niewymawialna dla człowieków. W sumie dla samego gnoma też, ale nie chciał mówić tego sołtysowi, który poświęcił całe trzy dni na to, by ją wymyślić! Stary Intickiwickikantatiwick bardzo brał do siebie tego typu komentarze i jeszcze by z żalu Wyblakł!

Inni goście, którzy przybyli na człowieczy pogrzeb (pierwszy przy jakim był!) również budzili fascynację w niewysokiej postaci ze spiczastym kapeluszem. Coraz to podziwiał ich dziwną skórę, oczy, czy zęby. Bardzo by chciał ich też dotknąć, by zobaczyć, czy czymś różnili się od człowieków, których widział wcześniej, postanowił się jednak chwilowo powstrzymać, mogliby sobie tego nie życzyć. Witający ich tłum też był nad wyraz ciekawy. Gnom lubił być w centrum uwagi, toteż odmachiwał serdecznie wszystkim, którzy pokazywali ich palcami.

W końcu poproszono ich o pomoc przy trumnie. Gnom naturalnie nie mógł nie spróbować, czym prędzej uniósł dłoń i jako ochotnik podbiegł pospiesznie do trumny. Ciekaw był jak pachnie martwe człowiekowe ciało. Nigdy żadnego nie wąchał! Pamiętał tylko jak pachniały ciała martwych gnomów... Trochę jak cukierki, choć raczej takie bardzo stare i pokryte już tym dziwnym białym nalotem... Zachichotał na samą myśl, próbując sięgnąć trumny trzymanej na barkach przedstawicieli innych, wyższych ras. Niestety, mimo licznych prób ledwo dotykał do niej szpicem swego kapelusza. Odszedł ze zwieszoną głową, dając przejąć innym.

Nie próżnował jednak długo uchwycając wzrokiem człowieczą kobietę, która powitała ich w mieście. Ciekaw był, czy ten jej fikuśny obły zadek, który widać było pod sukienką był prawdziwy, czy może podtrzymywała go jakaś konstrukcja? Już zabierał się do szybkiego rzucenia okiem pod materiałowe fałdy, gdy drogę zagrodził im tłum człowieków z pochodniami. To musiał być jakiś miejscowy zwyczaj! Blask ognia odbił się w rozbieganych oczętach gnoma.

Wspaniale dzikie płomienie buchające z łatwopalnego drewna i miękkie, pokryte palnymi tkaninami ciała trzymających je człowieków...

Żywioł zupełnie go oczarował. W dłoniach gnoma pojawiły się małe, prawie niewidoczne płomyki. Opanował się ostatkiem sił. Zawstydzony schował dłonie za plecy. Wszak gdyby teraz zaczął bawić się ogniem, mógłby skrzywdzić któregoś z człowieków albo co gorsze, podpalić trumnę swojego martwego chyba-przyjaciela! Hmm... Ciekaw był, jakby to pachniało...

Od dziwnych myśli odwiodły go usłyszane zarzuty miejscowych człowieków. Ależ one były niedorzeczne! Gnom aż zatrząsł się w radosnej śmiechajce.
- Oj, ależ panowie, toż każdy jako kraina długa i szeroka wie, że nekromanta rozpadłby się po śmierci w pył, bo by go wreszcie oszukane latka dopadły! Opowieści żeście nie słyszeli? A czy Profesor rozpadł się w pył? - w sumie sam nie wiedział. - Może sprawdzimy? - oczy mu zabłysły.
Może jednak będzie miał okazję zobaczyć i powąchać człowieczego trupa!
 
Tadeus jest offline  
Stary 07-11-2012, 21:36   #6
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Vilgret wysłuchał przemowy Ivora, słusznie prawił choć jak na jego gust trochę zbyt wyniośle i zastanawiał się czy trafi to do prostego ludu który nie myślał logicznie a kierował się zabobonami i strachem. Już miał wesprzeć rycerza gdy odezwał się dziwny gnom co chciał trumnę nieść pomimo nędznego wzrostu.

Z trudem powstrzymał się przed uśmiechem słuchając go, zagranie na ich ignorancji i strachu było jak najbardziej rozsądnym posunięciem. Jego ogon zatańczył by na myśl o tym gdyby oczywiście skrzętnie nie ukrył go w spodniach. W końcu w kraju tym potrafili zlinczować pół-elfa za szpiczaste uszy i specyficzne rysy twarzy, więc nie mógł sobie pozwolić na tą wygodę.

Gdy tylko gnom skończył swój wywód, Vilgret skorzystał ze swojego wrodzonego daru do łgania.

- Słusznie prawi, sama prawda a poza tym macie dowód przed sobą. w końcu uprawianie mrocznych sztuk odbiera nekromantom sile dawania życia, a czy nie jego córka stoi przed wami ? Chyba nie zaprzeczycie jej podobieństwa do ojca, oczywiście jeśli wam to nie starczy za dowód to możecie zajrzeć do środka. - tutaj klepnął dłonią w bok trumny, po czym spróbował zagrać na strachu przez zmarłymi - Oczywiście zakłócicie spokój nieboszczyka, ale dobry Profesor nie będzie się gniewać, prawda ?
 
Rodryg jest offline  
Stary 08-11-2012, 20:20   #7
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Ustalav, hrabstwo Amaans, okolice wioski Buzd, lato zeszłego roku


Mgła. Ludzkie sylwetki wokół, lecz to już nie byli ludzie, o nie, i choć niektórzy przemienieni było niedawno, a na ciele nie widać było ran, to towarzystwo starszych, bardziej posuniętych w rozkładzie zwłok wykluczało ich spośród grona żywych.
Wszystkie te trupy miały jedną wspólną cechę - miast leżeć spokojnie w grobie, próbowały ociężale złapać kogoś, kto zwinnie co rusz wymykał im się z rąk.
Był jak lew pośród szakali... Z rykiem godnym Simba miotał się po grocie potężnymi ciosami glewiami rozchlastując kolejnych wrogów. W jego ruchach była jakaś niepowstrzymana dzikość, twarz zastygła we wściekłym grymasie, czarne, umięśnione ciało spływało potem - walczył już długo, a oni wciąż nadchodzili.


Pod maską gniewu, jaką przybrało ciało, tkwiła jednak dusza otoczona murem żelaznej samodyscypliny. Myśli płynęły gorączkowo, lecz uporządkowanie, tak jak go uczono. Mógł zginąć - jednak nie był to pierwszy raz gdy otarł się o śmierć, a rozumiał też, że są rzeczy cenniejsze niż życie, coś co otrzymał w darze dla siebie i swoich pobratymców. Jeśli przyjdzie za to umrzeć... Gdzieś głęboko w sobie pogrążył się w modlitwie, która oddalała ból jaki niosły kolejne rany.
Był jak lew w klatce. Nie mógł już uciec. Było ich za dużo. Lecz wciąż mógł walczyć, aż do momentu gdy... Nie kierował myśli w tym kierunku. Popatrzył na zebrany tłum żywych trupów. Gdy zanurzał się w jaskini, było ich zaledwie paru, reszta nagle zwaliła się na niego, jakby czekając w zasadzce... Przecież nie mogły myśleć samodzielnie... Wokół jednak nie było nikogo, tylko oni.
Ryknął niczym ranny lew, gdy zęby jednego z powalonych wcześniej wrogów wpiły mu się w kostkę. Koniec zbliżał się szybko - okulawiony, stracił przewagę szybkości. Teraz złapią go łatwo... Z pierwszym promieniem słońca, jaki padł na świeżo poruszony płat ziemi, przyszło objawienie. Ostatnimi siłami rzucił się w kierunku słonecznej plamy i przesunąwszy zdrewniałe palce po drzewcach poświęconej Shelyn glewii, pchnął mocno w miękki grunt pod swoimi stopami.
Ostrze nagle jakby utknęło, a potem nagle przebiło się głębiej, tak że zachwiał się niebezpiecznie. Najbliższy z zombie rzucił się na niego, ale zamiast go schwycić, opadł bezwładnie na ziemię... I nagle wszystkie potwory wokół poprzewracały się niczym marionetki, którym ktoś obciął sznurki. Marionetki, lalki, jakże trafnie... Uśmiechnął się w duchu i osunąwszy się powoli na ziemię, stracił przytomność.

Buzd, dwa tygodnie później


Mgła. Za oknem ludzkie sylwetki zmierzające w stronę budynku. Nie minęło dużo czasu, nim zapukano do drzwi.
- Witaj. - powiedział przybysz - Mówiono mi, że jeszcze się leczysz, ale możesz rozmawiać. Jestem profesor Petros Lorrimar z uniwersytetu w Lepidstadt. Podobno spotkałeś... coś... co może być związane z przedmiotem moich studiów. Chciałbym, żebyś mi o tym “czymś” opowiedział. -

Ravengro, wczesna wiosna



Mgła. Wokół sylwetki ludzkie i nie tylko - grono znajomych profesora składało się z wielu oryginałów, na tle których jego brązowa skóra była tylko drobnym wyróżnikiem spośród bladych Varisian. Mieszkańcy Ravengro niechętnie spoglądali na przybyszów i zdawkowo odpowiadając na pytania o dom Lorrimarów ucinali rozmowę, by tylko pozbyć się jak najszybciej niechcianego towarzystwa. Niektórzy szeptali na ich widok, inni krzyczeli, jednak we wszelkich opiniach czuć było wrogość. Cóż... Nie zostanie tutaj długo.
Powrócił myślami do złożonej mu jeszcze za życia profesora propozycji - zgodził się. W zamian otrzymał od profesora mnóstwo informacji o podobnych potworach... Zrozumiał, jak wielka była jego niewiedza, więc poprosił by profesor zechciał nauczyć go więcej o nieumarłych. W ten sposób nawiązał stałą znajomość z profesorem, mającą charakter wymiany korespondencji. Uzyskiwał w ten sposób dostęp do wielu informacji o dziwnych potworach, co zwiększało jego szanse gdy kiedyś spotka podobne stworzenia, w zamian zaś pilnie przekazywał profesorowi wszelkie informacje i pogłoski na które natrafił podczas służby w Lastwall.
Teraz zaś zapewniło mu to zaproszenie na jego pogrzeb. Smutny obowiązek, który jednak musiał zostać dopełniony.
Świat zasnuty mgłą, zimna wilgoć wkradająca się pod ubrania i cel wizyty zgasił w nim wszelką radość tego dnia - a przybyli, jak się okazało, dokładnie w dniu pogrzebu. Powitanie, wśród nieprzyjaznego tłumu gapiów również nie należało do przyjemnych... Brakło czasu, by pozbyć się ekwipunku, brakło czasu na uprzejmości, słowa utykały w gardłach niewypowiedziane. Pogrzeb. Wystąpił milcząco, gdy okazało się że nie ma komu ponieść trumny i spojrzał taksująco na pozostałych przybyszów.
...w końcu ruszyli, ale nie uszli daleko gdy uzbrojona grupa mieszkańców zastąpiła im drogę. Oskarżenie o nekromancję rzucone z ich strony, zamiast nim wstrząsnąć, popchnęło głębiej ku przygnębieniu... To miasteczko dziwnie nań działało. Gdy zebrał się w sobie po krótkiej chwili, głos zabrał już gniewny rycerz, jak się okazało kuzyn panny Lorrimar. Potem wszystko zaczęło się toczyć coraz szybciej - nieudana przemowa została przykryta żartobliwą gadką gnoma i człowieka, naszpikowaną jakimiś dziwnymi wymysłami chyba, bowiem nigdy nie słyszał podobnych rewelacji. To dopełniło obrazu - nienawiść, gniew i kłamstwa nagromadzone razem, wykrzesały w nim w końcu jakąś iskrę, spojrzał więc surowo na wszystkich obecnych i powiedział mocnym, donośnym głosem:
- Mówię: opamiętajmy się. Nie nam nad tą sprawą sądzić. Nie przystoi zmarłym ciskać niczym zabawką, a w bezpiecznej, poświęconej ziemi być złożonym każdego jest prawem. Jeśli istnieje wątpliwość, niech wyższe władze rozsądzą. - westchnął cicho, i dodał łagodniej, a w złotobrązowych oczach miał coś dziwnego, nieopisywalnego, promieniejącego uczuciem - Nie zabijajmy się za życia gniewem, strachem, nienawiścią. Miłością ożywieni, służmy sobie nawzajem. Powiedziałem. - Nie wspomniał o ciemnocie, jaką niektórzy próbowali wcisnąć tubylcom, jednak postanowił później o tym porozmawiać ze sprawcami.
Coby się nie działo, nie zamierza nawet sięgać po broń ,a co dopiero walczyć z kimkowiek w tej sprawie. Są inne drogi, których należy najpierw spróbować.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 08-11-2012 o 20:28.
Someirhle jest offline  
Stary 09-11-2012, 17:40   #8
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Ravengro. Typowa wioska, jakich pełno w tej mglistej krainie. Uśmiechnął się lekko, prowadząc swego konia i przyglądając się miejscowej zabudowie. Napłynęły wspomnienia... Nie raz, nie dwa odwiedzał z ojcem takie wioski. Wtedy wszystko było takie proste.
Teraz wiedział, że choć wszystkie wioski wyglądały podobnie, każda kryła swoje sekrety. Mroczne sekrety. Ciekaw był cóż można było odkryć w Ravengro...



Pierwszą rzeczą którą odkrył w tej miejscowości była nieufność jej mieszkańców. Na pogrzeb przybyła prócz niego cała gromada różnej maści zabijaków (określenie może trochę na wyrost, bo gnom nie wyglądał na groźnego). Po równo zostali zwyzywani od demonów i dziwadeł z cyrku.
Nie dziwił się. Wiele razy spotkał się z podobnymi reakcjami na swój widok. Na miejscu tych wieśniaków też by się bał... Przecież nie wiedzieli, że chciał im jedynie pomóc.
Czasem zdarzały się jakieś ofiary, ale była to cena, którą był gotów zapłacić.

Szczerze powiedziawszy to nie wyglądał na jakiegoś potwora czy cyrkowe dziwadło. Był średniego wzrostu, szczupły, nawet całkiem przystojny. Miał w sobie coś... magnetyzującego. Może to te oczy? Jasnoszare, niemalże białe. Gdy się w ciebie wpatrywały miałeś wrażenie, że są w stanie przejrzeć twą duszę. Uwagę również zwracały niezwykła w tych stronach, bardzo blada cera i kontrastujące z nią kruczoczarne włosy.
Jeśli ktoś się przyglądał mógł zauważyć, że mężczyzna prawie że nigdy się nie uśmiecha. A jeśli już, to nigdy nie pokazuje zębów.
Miał na sobie nabijaną ćwiekami zbroję z czarnej skóry, tegoż koloru spodnie wpuszczone w wysokie jeździeckie buty, a także ciemny płaszcz. Komplet dopełniał również czarny kapelusz z szerokim rondem.
U jego pasa w prostej pochwie wisiał krótki miecz, a przez plecy miał przewieszoną lekką kuszę. Kołczan z bełtami przytroczony był do pasa.

Przywiązał końską uzdę do ogrodzenia cmentarza, po czym ruszył za Kendrą.
Dziewczyna była całkiem ładna jak na córkę Lorrimora. Doktor był specyficznym człowiekiem, niezwykle się więc zdziwił, gdy dowiedział się, że posiada córkę.
Zgłosił się do niesienia trumny. Marny sposób na odwdzięczenie się profesorowi za naukę i wsparcie, ale... zawsze coś. Poza tym, kto miał ją nieść? Może ten gnom?

Nie odezwał się na widok tłumu. Nie nadawał się do pertraktowania z ludźmi... Jeszcze by go wzięli za pomagiera nekromanty i spalili na stosie.
Znał takich ograniczonych typków. Mało co mogło im przemówić do rozsądku. Bełt w klatce piersiowej był skuteczną metodą perswazji, która definitywnie kończyła kłótnię, lecz wątpił, by Kendrze spodobało się mordowanie sąsiadów.
Dlatego milczał i czekał na rozwój wydarzeń.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 10-11-2012, 01:29   #9
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Droga Amaliara nie była długa, więc nie musiał się spieszyć. Chciał dotrzeć na miejsce dwa dni przed planowanym pogrzebem, żeby w razie potrzeby jeszcze pomóc przy jego organizacji. Niestety zerwany most na jednej z pomniejszych rzeczek w okolicy zatrzymał go na tyle skutecznie, że ledwie zdążył na ceremonię. Jak się okazało nie był jedynym, który przybył w ostatnim momencie. A goście przedstawiali sobą istną zbieraninę dziwadeł. Nic zresztą zaskakującego, biorąc pod uwagę upodobania i zainteresowania profesora. Niestety nie wszyscy mieszkańcy Ravengro charakteryzowali się taką samą tolerancją i otwartością na obcych. Ba, prawdopodobnie profesor wyczerpał przydział tych cech dla całej prowincji. Wyzywano ich na wszelkie sposoby, od cyrkowych dziwadeł, po demony. Jednak póki co na obelgach się kończyło.

Widok Kendry po raz kolejny uświadomił Amaliarowi przemijalność ludzkiego żywota. Przecież pamiętał jeszcze jak będąc małą dziewczynką zaglądała przez uchylone drzwi do pokoju, gdzie profesor przyjmował w gości Amaliara i jego mentora. A teraz? Teraz wyglądała na starszą od niego.

Zwinnie zeskoczył ze swego białego rumaka i uwiązał go do ogrodzenia cmentarza, obok wierzchowca innego z gości profesora. Bez wahania podjął się niesienia ciała Petrosa Lorrimora ku miejscu jego spoczynku. Trafił akurat do pary z mężczyzną o trupio wręcz bladej skórze, czarnych włosach i bardzo nietypowych oczach. Można rzec, że się nieźle dobrali, bo złociste włosy i oczy Amaliara, podobnie jak skóra o lekko żółtym zabarwieniu, także wyróżniały go na tle tutejszych mieszkańców.

Gdy zastąpiono im drogę skrzywił się wyraźnie. Był w stanie zrozumieć niechęć, a nawet wrogość wobec siebie, czy innych zaproszonych gości, ale do profesora? Przecież zawsze był tak dobrym człowiekiem. Nie rozumiał jak można było rzucać pod jego adresem takie podłe oskarżenia. Zwłaszcza gdy już nie mógł na nie odpowiedzieć. Nadto ośmielili się zakłócić jego ostatnią drogę.

Słowa rycerza i ciemnoskórego mężczyzny miały w sobie mądrość. Zdawało się, że nie ma nic więcej do dodania i należy kontynuować ceremonię.

- Rozejdźcie się. Nie godzi się zakłócać spokoju zmarłych. Cokolwiek macie do powiedzenia na temat profesora Lorrimora zostanie wysłuchane, gdy już spocznie ze swymi przodkami. Samiście rzekli, że na tym cmentarzu spoczywają Wasi krewni. Nie bezcześćcie ich pamięci swarami.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 10-11-2012 o 12:48. Powód: ort; dzięki Someirhle
Radagast jest offline  
Stary 11-11-2012, 14:46   #10
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Thardahar cieszył się że zdążył do Ravengro na czas. Gdyby nie magiczne przesłanie od profesora Iovenira Sternderra, list od Kendry dostałby zapewne za miesiąc, lub nawet dwa, gdyż przebywał właśnie w Głodnych Górach towarzysząc kolejnych badaniach wraz z uczonymi z Uniwersytetu. Zerwanie kontraktu kosztowało go praktycznie całą gotówkę, ale profesor Lorrimor był dla Firestorma kimś więcej niż tylko znajomym, od czasu wspólnej wyprawy był mentorem i przyjacielem. Dlatego też bez chwili wahania ruszył w drogę. Choć długa i męcząca, podróż nie była specjalnie wymagająca. Najważniejsze było że dotarł w samą porę.

Powitanie nie było najmilsze. Gdy z tłumu padały cięte uwagi i wyzwiska z trudem panował nad gniewem. Co prawda niemal w każdej miejscowości traktowano go z niechęcią, ale ostatnimi czasy zawsze był w towarzystwie osób szanowanych i majętnych, przez co wrogość okazywano tylko gniewnymi spojrzeniami. Teraz zaś... no cóż osoby które zebrały się aby pożegnać profesora stanowiły zdecydowanie barwną kompanię. Kilku z nich wyglądało podejrzanie po „paladyńsku”. Na całe szczęście Kendra wmieszała się i załagodziła sprawę. Thardahara otaczali znacznie potężniej od niego zbudowani, więc nie zgłosił się do niesienia trumny.

Przed cmentarzem jego gniew ponownie rozgorzał wściekłym płomieniem. Grupa cholernych kmiotów miała czelność przeszkadzać? Dookoła dłoni półorka powietrze zaczęło gwałtownie falować od gorąca, a mgła, dotychczas zawzięcie czepiająca się ubrania zniknęła błyskawicznie. Spoza zaciśniętych warg wysyczał cicho kilka przekleństw w orczym i piekielnym. Jednak nie spalił prowodyra. Jeszcze nie. Miał kilka powodów. Pierwszym i najważniejszym było to że znajdował się na terenie na którym, przynajmniej w teorii, panowały jakieś prawa, które na pewno nie pozwalały na zabijanie bez zdecydowanie poważnych powodów. Drugim była dumna przemowa, zakończona wyciągnięciem świętego symbolu. *A jednak paladyn.* pomyślał z niechęcią. Reakcja takiego na spalenie wieśniaka byłaby zdecydowanie nieprzychylna, a nie chciał jeszcze konfrontacji. Trzecim powodem było to że profesor był przeciwny odbieraniu życia ludziom i byłoby w dobrym tonie się z tym powstrzymać. Przynajmniej do końca pogrzebu, bo później nie ręczył za siebie. Jednak należało coś zrobić. Choć podobała mu się postawa gnoma i drugiego nieznajomego, to gdzie jak gdzie, ale w Ustalavie o nieumarłych, liczach i nekromantach wiedziano sporo, zarówno dzięki przekazom ustnym jak i bezpośrednim badaniom takich ludzi jak Lorrimor, i bezczelny blef miał spore szanse na niepowodzenie. Natomiast mogła się powieść próba przekonania motłochu, trzeba było jeszcze tylko dorzucić kilka argumentów.

Półork wysunął się nieco, zrównując z paladynem i córką Lorrimora. *Niech wie pobożna, paladyńska menda że nie jest ode mnie lepszy.* myśl ta wywołała lekki uśmieszek, który w połączeniu z wystającymi kłami robił upiorne wrażenie. Odrzucił prawą połę skórzanego płaszcza, odsłaniając rękojeść zwiniętego przy pasie bicza w którego rzemienie wpleciono ostrza, i oparł rękę na biodrze. Podpatrzonym u profesora Armanda Lumiera z Katedry Praw i Zwyczajów Uniwersytetu w Lepidstadt ruchem wysunął lewą nogę do przodu, wypiął pierś i podniósłszy dumnie głowę, przemówił.

- Gadaliście, powiadasz dobry człowieku. Uradziliście że nie chcecie profesora na cmentarzu. Rozmów wam nikt nie broni, uradzania też. Jednak nie wasze gadanie się tu liczy, a prawa które są tu ustanowione. - głos Firestorma nagle stwardniał.
- Gdzie dekret rady, który zakazuje pochówku, gdzie straż która dopilnuje by został dopilnowany? Nie ma, nie widzę straży, ni dekretu! Powiem wam co natomiast widzę. Widzę kilku przestraszonych ludzi, którzy wierzą że ten pochówek splugawi cmentarz i boją się o ciała swych bliskich, by nie powstały dzięki ohydnym czarom. Dlaczego zatem nie pójdziecie z nami i nie zobaczycie jak kapłan odprawia modły nad ciałem profesora, modły które chronią przed powstaniem po śmierci? Jak skrapia trumnę i ciało świętą wodą? Wy Ustalavianie wiecie przecież że nieumarli tego nie zniosą! Petros Lorrimor nie był nekromantą, był uczonym. Wiem że go nie rozumieliście, pewnie nie dane wam było widzieć ksiąg które dzięki swym badaniom napisał. Wiedzieć musicie jednak że w tych księgach opisane są sposoby jak nieumarłych niszczyć a nie jak ich przywoływać, jak walczyć z najgorszymi pośród sług chaosu i mroku a nie jak się z nimi układać. Ty! - lewa ręka półorka wystrzeliła nagle do przodu. Wyciągnięty palec wskazywał oskarżycielsko na przywódcę.
- Czemuś omamił tych niewinnych ludzi, czemuś ich tu przywiódł? - Thardahar umyślnie wskazywał tylko na jednego z tłumu *Ludzie uwielbiają mieć na kogo zrzucić swe winy, móc powiedzieć że to ktoś jest winny, a oni zostali oszukani.* pomyślał cierpko.
Podburzyłeś tych ludzi, a czyś powiedział im że na bunt ich wiedziesz? Że przeciw prawu występują i oni a pewnie i ich rodziny, przez straż za bunt ścigani być mogą? A nie mówię tu o miejscowych strażnikach, o miejscowej władzy, a o radzie prowincji. Przecież wiedziałeś że profesor Lorrimor możnych i potężnych miał przyjaciół, a oni afrontu takiego, jak pochowanie go w niepoświęconej ziemi z dala od świątyni, nie puszczą płazem. Czy powiedziałeś to tym nieszczęśnikom zanim że życie im niszczysz? Że za to że tu z tobą stoją, może w lasy uchodzić będą musieli? - teraz zmiękczył głos, starając się przekonać do siebie zagradzających im drogę. Już nie skazywał oskarżycielsko, jego dłoń wyciągnięta była w proszącym geście. Zwrócił się teraz do tłumu.
Nie dajcie się omamić mowie, za którą nie stoi prawo. Nie dajcie by głupota i nienawiść innych na wasze życie wpłynęły i je zniszczyły! Na cóż to wam! Rozejdźcie się w do domów. Ten oto szlachetny paladyn ma rację i usłuchajcie jego słów. - jednocześnie jednak pomyślał *Że też mi język nie skołowaciał przy tym „szlachetny paladyn ma rację”.* Postanowił jednak że splunie później, gdyż taki gest zniszczyłby całkowicie powagę jego przemowy. *Przydały się na coś godziny spędzone na podpatrywaniu Lumiera na sali wykładowej i sądowej.* Uśmiechnął się w duchu.

Następnie przesunął się nieco w bok. Jego ręka nadal spoczywała na biodrze, tuż obok rękojeści bata i umieszczonej w sakiewce przy pasie kawałka dobrze wyprawionej skóry.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172