Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2012, 22:25   #11
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Uthilai był bardzo zaniepokojony. Oferta była co najmniej niezwykła, ale jego doświadczenie we wpadaniu w ślepaki, nakazywały mu ostrożność. Sam pomysł rozdawania artefaktów postronnym narzucał mu przynajmniej kilka pomysłów jak może mu to przysporzyć kłopotów. Tylko jedno mogło skłonić go do podjęcia ryzyka.
- Jaka będzie zapłata za opiekę nad tymi przedmiotami? - spytał się zająca.
- Cóż... - Rozpoczął zając, zanim jeszcze odszedł. - Zapłata jak zapłata, nie chcemy nic obiecywać, ale śmiałku wiedz, że gadasz ze Strażą Zagłady, tutaj cała frakcja ma do ciebie zobowiązanie. Zobaczymy jak zaczniesz, zobaczymy jak ci będzie szło i zobaczymy jak skończysz, potem pomyślimy o zapłacie. - Uśmiechnął się, przynajmniej na tyle na ile mógł się uśmiechnąć zając. - A teraz wybacz mi, jest jeszcze wódka, która sama się nie wypije.
~ Jasne... aroganckiemu gryzoniowi może się wydawać, że wszyscy w Klatce powinni lizać Straży stopy, ale nie jestem na tyle tępy żeby dać się skroić na “zapłacę później, jeśli dobrze się spiszesz”.
Aasimar uśmiechnął się do podróżnika, który stał obok. Tacy ludzie byli rozsądni, skoro trepy poszły bezmyślnie oglądać błyskotki to może oni wyciągną coś ciekawego z faktotumów.
- Każdy kumaty krwawnik widzi, że szykuje się coś dużego. Może lepiej zainwestować w najlepszych i sypnąć trochę brzdęku w ramach zaliczki - zwrócił się do mefita. Trochę zablefował, nie był jakimś mocarnym wojem, ale nic nie szkodziło trochę się potargować.
- Hej, słuchaj. - Zaczął, dość zresztą obojętnie, mefit. - My też jesteśmy ludźmi, pomyśl o tym z mojej perspektywy, jeszcze nawet nie wiesz do końca o co chodzi, nie będziemy tutaj płacić śmiałkom za zupełnie nic, jak się obznajmisz z cieniem tego wszystkiego to wróć, może pomyślimy o tym trochę inaczej. - Zdawał się być już nieco zmęczony, zresztą faktol już go do siebie wzywała. - No, wiesz, jak nie chcesz brać roboty to nie musisz, możesz się schlać jak reszta, ale ten wiec jest raczej dla kumatych.
Przysłuchujący się rozmowie Zarif wybuchnął śmiechem słysząc wypowiedź Longbarristera. “My też jesteśmy ludźmi” brzmiało co najmniej dziwnie w gronie złożonym z kró... zająca, mefita i dwóch sferotkniętych.
- Mam wrażenie, że to jakiś kant i próbujecie nas w coś wkopać... - Rzekł za odchodzącym Esekielem. - Ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? - Zwrócił się do aasimara i wyszczerzył zęby, które wydawały się być jeszcze bielsze od jego skóry.
Nie tracąc czasu na pogawędkę ruszył w stronę drzwi, które przekroczyła wcześniej githzerai.

Trudno, Uthilai nie spodziewał się właściwie niczego innego. Trzeba było w końcu ruszyć się do tego pokoju z różnościami i dowiedzieć się o co dokładnie chodzi. Obiecywał sobie tylko, że niczego nie dotknie. Pamiętał co ostatnim razem spotkało go, gdy przypadkowo wplątał się we frakcyjne interesy.
Obrazek jaki zobaczył w galerii był nietypowy nawet jak na klatkowe standardy. Gnom z gadającą trupią główką i githzherai łapiąca... latający dysk ?
~ Bardzo... osobliwe... nie zaszkodzi rozejrzeć się samemu po tym składziku ~ pomyślał. Magiczne przedmioty może i były w Sigil na porządku dziennym, ale zebrana tutaj kolekcja była wyjątkowa. Uthilai uważnie czytał każdy opis. “To-Tamto” zwróciło jego uwagę. To dziwne coś miało kształt... gruszki. Nie, to nie było jabłko z przeciągnięciem u góry, po prostu określenie kształtu tego przedmiotu było równie trudne co określenie kształtu gruszki. Nawet szczegółowe oględziny nie dały mu żadnej wskazówki czemu to może służyć. Pomogła dopiero mała tabliczka z wyjaśnieniem.
“To-Tamto nie jest przedmiotem bezużytecznym, ale nie jest także do niczego używany. Magowie wszechświata (tutaj jakaś bardzo niezgrabna ręka domazała pod spodem “debile i twardogłowi”) głowili się nad określeniem czym jest ten przedmiot. W końcu trafiono na pewnego modrona z Regulusa, który dał jasną odpowiedź na to pytanie, a brzmiała ona “dwanaście”.

Mimo, że w galerii było wiele innych równie fascynujących bibelotów uwagę aasimara ponownie ściągnęła przedziwna grupka. Wszystko wskazywało na to, że mieli zamiar zwiać z kilkoma cudeńkami. Jakkolwiek głupio to nie brzmiało trupia główka miała największe szanse na poproszenie o pomoc. O to chodziło mefitowi? Uthilai nie był pewien, ale nie miał zamiaru przegapić okazji by się dowiedzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 28-11-2012 o 22:41.
Quelnatham jest offline  
Stary 01-12-2012, 13:18   #12
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Genasi wchodząc do pomieszczenia starał się robić wrażenie nonszalanckiego, jakby bywał tu nie raz. Całkiem nieźle mu to szło, widać, że miał wprawę w byciu aroganckim bufonem. Mimo tego zdradzały go oczy - szeroko otwarte, z uwagą przyglądające się każdemu eksponatowi. Początkowo zaciekawił go dorsz kiwający łbem w takt muzyki, lecz dojrzał coś znacznie bardziej intrygującego - nietłukący się talerz! Nie mógł się powstrzymać przed tym, by go przetestować!

Zarif zamachnął się i cisnął talerzem w stół, na którym uprzednio leżał. Na początku nic się nie stało - ot, przeciętny, nietłukący się talerz, po prostu położył się płasko na powierzchni blatu. Gdy już zaspokoił ciekawość, poszedł dalej, badać kolejne eksponaty. Metr dalej usłyszał, jak coś twardego i porcelanowego pęka i rozpada się na kawałki. Ale nie raz, a wiele, wiele razy, porcelana sypała się wokół, a małe fragmenty niszczały i rozdzielały się z hukiem na jeszcze mniejsze. Chyba jakiś Tonący to usłyszał, tym samym popędził w stronę, z której ów hałas dochodził. Cóż za ironia, by kłaść “nietłukący się talerz” w galerii “Straży Zagłady”, która chciała... No cóż, wszystko zgładzić.
- Ta... Entropia. Pomyleńcy - skomentował przyglądając się dziełu zniszczenia, po czym ruszył szybszym krokiem jak najdalej od miejsca wypadku, udając, że nic się nie stało. Właściwie, to go tam przecież nie było prawda? Nawet nie słyszał o czymś takim jak talerze.

Podczas dalszego zwiedzania zaciekawił go... właściwie, to ciekawiło go tu wszystko! Kłótnia gnoma z maleńką główką, dziwaczna księga, całe półki kompletnie nieprzydatnych, lecz niewątpliwie magicznych przedmiotów.
Miał wrażenie, że spędzi tu najbliższe kilka godzin.
Chętnie wyniósłby coś ze sobą, lecz po wypadku z talerzem Tonący najpewniej będą czujni. Postanowił więc porozmawiać z innymi zwiedzającymi. Może dowie się czegoś nowego?
Jego uwagę zwrócił mężczyzna, wcześniej przyglądający się księdze. Teraz wesoło sobie szedł z tomiszczem pod pachą.
~ Bezczelny z niego złodziej... ~ Przemknęło mu przez myśl. Postanowił podążyć za nim, zastanawiając się co rzeknie człek, gdy wpadnie na jakiegoś Strażnika Zagłady.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 02-12-2012, 04:21   #13
 
maeliev's Avatar
 
Reputacja: 1 maeliev nie jest za bardzo znany
Kiedy kobieta i gnom skończyli rozmowę, Laurel nie wypuszczając księgi z rąk podszedł do tego ostatniego uśmiechając się przyjaźnie
- Witam, mości gnomie! - Zwrócił się do niego - Bądź pozdrowiony! Miano moje Laurel, i chciałbym zając minutę twego czasu, jeśli łaska. Niechcący usłyszałem fragment rozmowy, która się tu przed chwilą odbyła, i wychodzi na to, że przybyliśmy tu dziś wszyscy w tym samym celu... Najwyraźniej jednak ominęło mnie wyjaśnienie części założeń zadania, którym nas tu dziś obarczono. Usłyszałem coś na temat bycia *wybranym* przez pewne przedmioty w tym niezwykłym muzeum, i mam wrażenie, że właśnie mnie to spotkało... Czy byłbyś tak miły, dobry panie, i naświetlił mi nieco cień tej sprawy?
W tym momencie przerwał mu huk roztrzaskiwanej porcelany. Jego uwagę przykuł również albinotyczny mężczyzna o efemerycznej urodzie, udający, że to nie jego sprawka. Niee, to nie albinos ~ pomyślał Laurel przyglądając się jego oczom i włosom. Raczej jakiś genasi.
- Naświetlił? - Gnom spojrzał na Laurela tak antypatycznie, jakby miał na czole napisane ‘szpicuj się’ - Nie powinieneś sam dojść do celu swych rozważań, zamiast szukać drogi na skróty?
- Może i masz racje, mości gnomie... - Laurel skłonił się uprzejmie - *Zapewne* masz rację... - Dodał ciszej, jakby do siebie, po czym zrobił krok wstecz i odwracił się od swego rozmówcy, który najwyraźniej nie miał ochoty mu pomóc. Idiota! Kretyn! ~ Wyzywał sam siebie w myślach ~ Masz za swoje, nieuważny trepie, zamiast pilnować Longbarristera zwiedzaj sobie okolicę! Teraz sam zgaduj, o co może tu chodzić!
Nieco zdesperowany Laurel już miał podejść do Strażnika Zagłady pilnującego muzeum i poprosić o możliwość zabrania księgi przed oblicze mefita bądź Pentar celem wyjaśnienia niepokojących go kwestii, kiedy jego uwagę zwróciła napotkana wcześniej kobieta githzerai. Tym razem, pouczony przed momentem przez swego niedoszłego rozmówcę, zdecydował się obejść temat dookoła.
Kobieta githzerai kombinowała coś z moigno, przedstawicielem ludu logicznych bytów z Mechanusa, z którym to ludem Laurel miał okazję się już kiedyś spotkać... I nie wspominał tego dobrze. Tylko to moigno tutaj dziwnie się zachowywało - co prawda, nie byli na Mechanusie, ale i tak raczej dziwnym było, że stała logiczna, która kształtowała stworzenie, dawała się zmieniać kobiecie siłą umysłu niczym karach - wychowany przez githzerai Laurel potrafił wyczuć, że to właśnie kobieta robi. Inna sprawa, szło jej opornie.
Skończywszy rozmowę z gnomem, Laurel zwrócił się do niej
- Pozdrawiam cię, dzierżąca miecz! - Zagaił. - Albo ‘nosząca szpilę’ - Dodał ciszej i z uśmiechem, mając nadzieję, że jego żart nie będzie potraktowany obraźliwie. Kobieta obrzuciła go wzrokiem jakby lekko zaskoczona, że to nie inny githzerai się do niej zwraca, po czym powiodła po nim spojrzeniem, na sekundę dłużej zatrzymując go na jego mieczu. Choć schowany w pochwie - wciśniętej sploty długiego, wąskiego pasa przyozdobionego motywem ostrorośli, którym Laurel był kilkukrotnie, skomplikowanie owinięty - niewątpliwie jako githzerai wyczuła emanującą z niego aurę karach. Coś jakby błysk zainteresowania w jej oku wzbudził fakt, że widoczne fragmenty miecza nie były barwne, czy opalizujące feerią odcieni jak karach miało w zwyczaju - były szarobure niczym głaz.
- Pozdrawiam cię - rzekła ostrożnie.
- Nie chciałem przeszkadzać - Wytłumaczył jej Laurel - Chciałem ci tylko rzec, pani, uważaj z tym moigno. Niepokojone mają tendencję do *oślepiania* przeciwnika paraliżującym strumieniem równań, dość nieprzyjemne doświadczenie, którego miałem okazję posmakować... A to moigno tutaj w ogóle wygląda dość niezwykle...
Po czym Laurel, skłoniwszy się kobiecie, wycofał się na odległość wystarczająco bliską, gdyby chciała porozmawiać, a jednocześnie pozostawiając jej dość przestrzeni gdyby nie miała na to ochoty.
- Wydaje się zupełnie bezpieczne - ożywiła się kobieta. - Przynajmniej dopóki sama mam o nim takie mniemanie... Ponieważ wygląda na to, że - w pewnych granicach - mogę utrzymać je w określonej formie... lub nadać mu nowy kształt.
- Zachowuje się bardziej jak karach, niż jak ucieleśnienie mechanuskiej logiki, nie uważasz? - Laurel wpatrywał się w dziwne moigno, po chwili jednak wrócił spojrzeniem do swojej rozmówczyni - Dziwna rzecz... Wiadomo mi o istnieniu moigno *wyobrażonych*, których właściwości powinny być zbliżone do tego tutaj... Ale one istnieją tak długo, jak długo ktoś nie zakwestionuje ich *istnienia*, więc tego tu już powinno nie być...
Zastanawiawszy się, jak podejść temat *bycia wybranym przez przedmiot* Laurel zerknął bezwiednie na niewdzięcznego gnoma.
Uchwyciła jego spojrzenie.
- W jaki sposób stałeś się *przeciwnikiem* tamtego?
- Przeciwnikiem? - Zdziwił się, jednocześnie myśląc o tym, że tak jak on podsłuchiwał ich dwoje, tak jego rozmowa z gnomem była równie dobrze słyszalna dla kobiety - Nie, pani, nie wydaje mi się, żebyśmy byli przeciwnikami. Choć muszę przyznać, nie jest to najprzyjaźniejsza osoba jaką w życiu spotkałem.
Śmiał się szczerze, wracając spojrzeniem do wijącego się przed nimi moigno - Czyżby to moigno wybrało ciebie, pani? - Spytał kobietę, mając w duchu nadzieję, że nie widząc za bardzo o czym w zasadzie mówi, pyta celnie, co pozwoli mu jakoś rozpocząć rozmowę na ten temat - Spróbuj z nim pomówić, miast naginać je do swej woli. Powinno rozumieć normalną mowę, choć nie oczekiwałbym płodnej konwersacji... Może jednak wysłucha twoich słów.
Githzerai ujęła moigno w dwa palce, z głębokim westchnieniem uwolniła je z objęć swych myśli. Próbując zignorować uczucie nieznośnej lekkości, z jakim wiązał się kontakt z owym dwuwymiarowym przedmiotem, zapytała wprost:
- Czy mnie słyszysz?
Moigno nie odpowiadało; nie dawało choćby najmniejszej odpowiedzi. Ot, po prostu było.
 
__________________
I'm a broken pony on the carouselle of life

Ostatnio edytowane przez maeliev : 02-12-2012 o 18:36.
maeliev jest offline  
Stary 02-12-2012, 09:15   #14
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze

„Uśmiech mam po mamie.”
- Syn Tashy.


Wygłodniałe umysły ścieliły gęsto salę główną; a mówiąc „wygłodniałe”, należało rozumieć oczywiście tych śmiałków, którzy przyszli się tutaj pożywić nie jedzeniem, a pewnym sekretem Straży Zagłady. Ba, kilku z nich się nawet udało dowiedzieć tego li tamtego, zaglądając do niesławnej galerii dziwnych przedmiotów, ale to nie tam miał się potoczyć kulminacyjny moment przyjęcia. Otóż zdarzyło się tak, iż goście, którzy się tu znajdywali, postanowili wszcząć działania ku przygotowaniu wszelkich i wszelakich przedstawień improwizowanych. Ot, pierwszaki przebrały się za klauny: trefnisie przyodziali ubrania a mimy maski, tanar’ri rozebrały się do naga tańcząc i podskakując, a jakaś grupka satyrów, która pojawiła się jakby znikąd, miała przyłączyć się do nich później. Oczywiście nie brakowało także wszelkiej maści magów li czaromiotów, którzy zaczęli popisywać się swoimi fajerwerkami, choć ich entuzjazm szybko zgasł, gdy jacyś Tonący zamartwili się o to, co mogłoby się stać z Planarną Łajbą. Gdzieś tam z boku zamajaczył jeszcze jakiś zmiennokształtny, zabawiający się swoimi przeróżnymi formami, transformując się to w mysz to w rakszasę.

Co ciekawe, i co zauważyli także wszyscy znajdujący się w Różnorodnej Kolekcji Najróżniejszych Różności, abowiem drzwi były duże a naprzeciw nich widać to było wyśmienicie, do leżącej na obszernej, zdobionej wszelakimi płachtami sofie Pentar dołączyła niedługo postać kolejna. Otóż nie zważając na spojrzenia osób wokół, podeszła tam spokojnym krokiem kobieta zupełnie naga. Nie miała na sobie żadnego ubrania, pomijając maskę na twarzy, toteż skóra jej, pięknie mieniąca się złotem, odbijała światło wszelkich świec wokół. Była niewątpliwie osobą zgrabną, ba, mało powiedzieć, iż wszyscy mężczyźni wokół nagle poczęli patrzeć się na nią pożądliwie, a kobiety oscentacyjnie. Miała także półdługie włosy koloru bardzo ciemnego, głębokiego kasztanu, a po obu stronach jej głowy zwisały dwa sploty włosów ozdobione pierścieniami i wstęgami, opadając swobodnie gdzieś do obojczyków lub nieco poniżej. No i oczywiście wenecka maska przykrywająca jej twarz, koloru nie mniej nie więcej rubinu, lśniła oświetlana tak jak i jej skóra. Kobieta podeszła do Pentar, stąpając delikatnie samymi opuszkami palców po podłodze.

Tak się składało, iż Th’amar wiedziała doskonale kim ta osoba jest. Otóż naga postać, która właśnie teraz zasiadała tuż koło faktol Straży Zagłady zwała się dumnie „Kensirke”. Stało się bowiem, iż kobieta ta wsławiła się wśród pewnych mistycznych kręgów swoim niebywałym zamiłowaniem do Chaosu, gdzieś tam w Limbo zabłysła ona jako mag chaosu. Co ciekawe, nie wyglądała na Chaosytkę. Cóż, co prawda nie uznała ona za stosowne ubrać się w cokolwiek, przychodząc na przyjęcie, niemniej większość xaosytów to byli szaleńcy i nieobliczalne osobowości. Ona jednak zdawała się nad wyraz spokojna, Pentar rozpoznała ją szybko i zaproponowała, by ta usiadła tuż koło niej na zdobionej sofie, a następnie skosztowała nieco wina; ta nie śmiała odmówić. Z tej odległości oczywiście usłyszenie co też jest tematem rozmowy było wyczynem niemożliwym, szczególnie dlatego, iż wokół ludzie krzyczeli a orkiestra grała w najlepsze, ale tak prócz tego, jeszcze jakiś nadpobudliwy zając począł wymiotować gdzieś pod stołem w galerii. Skończywszy nawet nie pokwapił się by spojrzeć na znajdujących się w środku ludzi, najzwyczajniej w świecie wyszedł, a wówczas ktoś go zawołał.

- Hej, Tisdovesk! – Wrzasnął znajdujący się na drugim końcu sali kaduk o aparycji ekscentrycznego młodzika bez gustu w kwestii ubioru. – Chodź no tu i mi pomóż, do ciężkiego szpica!

- Spierdalaj! – Odrzekł zając, a w jego głosie dało się usłyszeć już tylko niezmierzone pijaństwo.



· Przypowieść o Kensirke ·

Wokół było zdecydowanie cicho, a orzeł siedzący na krześle wyjadał resztki ze swojej miski, bulgocząc przy tym, gdy zanurzał dziub w krwi i mięsie. Prócz niego znajdował się tam oczywiście ten helleniki, przygotowywując się do skończenia roboty, jaką zaczął już w sumie długi czas temu. Mężczyzna podrapał się po zasklepionej bliźnie, która go niebywale swędziała od kilku klepsydr, a następnie przyodział on jedną ze swoich szat w kolorze marmuru. Podszedł do stołu, na którym leżało nieżywe, czy może raczej nigdy jeszcze nie żyjące, truchło, bedące niezmiernym dowodem jego bezsilności. Jedna z nóg była jeszcze nieskończona, urywała się bowiem gdzieś w kolanie. On jednak nabrał w garść glinę z leżącego obok wiadra i spłaszczył ją o nogę. Surowiec natychmiast zastygł, przylgnąwszy do nogi, on tymczasem chwycił w jedną rękę dłuto a w drugą młotek, i zaczął rzeźbić…

- Nareszcie. – Rzekł, mimo wszystko niebywale przygnębiony, odprowadzając ciało do magazynu.

„Nie ma miejsca dla „dwójek” w świecie
jedynek i zer; nie ma miejsca dla „być może”
w przybytku prawdy i fałszu, oraz nie ma
„zzielenienia z zazdrości” w czarno-białym świecie.”
- Ravela Szaradna.


· Laurel · Gimrahil · Uthilai · Th’amar · Zarif ·

Kensirke zniknęła raptem w tłumie, a kilku śmiałków w galerii zapoznało się ze sobą już na dobre. Muzyka oczywiście grała dalej i jakby nie zapowiadało się na to, by przyjęcie miało się skończyć. Ktoś niemniej postanowił zrobić małe przedstawienie w centrum tego wszystkiego. Ot, kilku jegomościów przebrało się za dziwaczne, może trochę groteskowe postaci w zdobionych srebrną nicią szatach, a na głowy powkładali oni wielkie maski czaszek li czartów; nie minęła chwila, a zagrabili sobie sam środek hali i przekonali orkiestrę, by nieco przycichła. Byli to Fanatycy Słowa, zaproszeni przez Tonących podróżni poeci, których „przedstawienie” traktować miało o rozkładzie i entropii. Tak też na sam środek wyszła najpierw kobieta w srebrnym szczawiu z wielkim, orientalnym wachlarzem w ręku i rozpoczęła opowieść, recytując ją prawdziwie pięknie.


- Istniał kiedyś świat, w którym żył Lud. Nie lud ludzi czy lud githów, po prostu Lud. Niestety kraina w której przyszło im egzystować, kraina bez jakiejkolwiek nazwy li określenia, spowita w bezkresnej szarości i agonii była boleśnie przygnębiająca i wyniszczająca. Nie było możliwe, by dało się tam żyć w miejscu, bowiem za nimi zapadał się świat, a okruchy i pył które z niego zostały tworzyły drogę do przodu. Cały plan, na którym istniał Lud najzwyczajniej zabijał sam siebie, a potem odradzał się, ciągnąc się w nieskończoność. Ale wszystko co pozostawiło się na drodze w końcu spadało w bezdenną otchłań, nie był to bowiem żaden fragment świata. Lud bardzo szanował istotę śmierci i tradycja nakazywała, by okazać najwyższy respekt zmarłym przodkom. Tworzyli oni krzyże, trumny, nagrobki, ale nie mogli ich zostawić w miejscach, w których zostały one stworzone, bowiem przepadły by na zawsze. Lud wziął ze sobą wszystkie monumenty umarłych i zawsze stawiał nieustępliwie opór straszliwemu, pożerającemu wszelkie życie światu. Ludzie umierali ze starości, z głodu bądź zabici okrutnością krainy, ale Lud nigdy się nie poddał, pielęgnował najwyższe tradycje swej przeszłości, szanowali zmarłych do końca. Umarłych było coraz to więcej i więcej, Lud niósł na swych ociężałych ramionach ciała praojców i kamienne grobowce tych, których ciała nie miały już szansy przetrwać i rozpadały się w proch: ten także podróżował wraz z nimi w urnach i słojach. W końcu jednak monumentów było zbyt dużo, by Lud mógł je unieść. Kraina pożerała istnienie szybciej niż oni mogli się ruszyć, niosąc ze sobą nagrobki. Historia tego świata skończyła się, gdy Lud umarł, nie chcąc nigdy zapomnieć o zmarłych, przypłacając to życiem…


Brawa niosące się z dłoni Tonących wstrząsnęły Planarną Łajbą, a ludzie oddali cześć opowiadaczom, szczególnie tej pierwszej, która przekazała opowieść o koczowniczym Ludzie. Światła zostały na chwilę zaświecone, aboim wcześniej lekko je przygaszono by poprawić nastrój, ale zaraz potem usłyszeć można było tylko bezskładny krzyk, jaki wstrząsnął łodzią.


- Pentar nie żyje! – Wrzasnął na całe gardło jakiś młodzik, wskazując na zwłoki faktol Tonących. Leżała samotnie na zdobionej sofie, cała pocięta i rozcharatana niemal na kawałki. Członki leżały swobodnie, a posoka cieknęła po podłodzie. Kawałki uciętych włosów mieszały się z krwią, pływając w niej gdzie tylko tworzyła kałuże, a blada niczym mleko cera ukazywała, iż w żyłach nie ostała się choćby kropla. Oczy jej były bezbarwne i obrócone ku górze, usta zaś otwarte a dłoni zaciśnięte.

- Co-się-stało-kto-tak-krzyczy?! – Podbiegł jeden trep.

- Pentar-faktol-nie-żyje-kto-to-zrobił-ukatrupić-mordercę! – Zaczął wrzeszczeć inny.

- Harmonium-to-sprawka-Harmonium-zajebali-naszą-faktol-wyrżnąć-ich! – Rzucił się jakiś Tonący wnet z nożem w łapie ku pierwszemu lepszemu twardogłowemu jaki stał tuż obok niego.

Nie minęła chwila, a wokół rozgorzała bitwa. Chaos spowił wnętrze Planarnej Łajby, gdy w ciągu jednej klepsydry padły oskarżenia, jakoby Harmonium miało coś wspólnego ze śmiercią Pentar, a ci w odpowiedzi chwycili za swe buzdygany i panzerbrechery odpowiadając siłą. Krew miała polać się niedługo wzdłuż i wszerz, ale całe to danie między dwoma frakcjami przyprawiło dołączenie się wszystkich innych gości. Nagle to klika wraz z Bogowcami ruszyli przeciw twardogłowym, którym z kolei na pomoc przyszli wszelcy zgromadzeni tutaj Guwernanci i czerwona śmierć. Zważywszy iż wszystko działo się tuż koło Zbrojowni, Straż Zagłady stanowiła tutaj oczywiście większość, dlatego ci drudzy zaczęli być zapędzani coraz bardziej w róg, ale szanse się wyrównały, gdy inne frakcje postanowiły się dołączyć do rzezi, a z okazji skorzystały githyanki, rzucając się na wszystkich githzerai oraz tanar’ri, sięgając za oręż na widok przygotowywujących się do walki baatezu. Kilka chwil potem nie było już słów, w ruch poszły topory, noże i młoty, wnętrzności przyozdobiły posadzkę, a strugi posoki polały się po ścianach i twarzach. Oto zaczynał się chaos…

 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 26-05-2014 o 13:04.
Ghoster jest offline  
Stary 03-12-2012, 05:15   #15
 
maeliev's Avatar
 
Reputacja: 1 maeliev nie jest za bardzo znany
Moigno nie odpowiadało; nie dawało choćby najmniejszej odpowiedzi. Ot, po prostu było.
- Chyba nie tędy droga... - Mruknął Laurel na wpół zawiedziony, na wpół zaintrygowany.
Nieoczekiwanie podszedł do nich ów genasi, na którego chwile temu zwrócił uwagę w związku z tłukącą się porcelaną. Ledwie wdał się w rozmowę z kobietą, wtrącił się w nią również gnom, który wcześniej spławił Laurela, a z którego kieszeni dobiegał głos jeszcze kogoś innego.
Mężczyzna chciwie słuchał - już po kilku zdaniach wiedział, że niektóre eksponaty w osobliwej galerii Tonących chcą się z niej wydostać, i że przynajmniej część jego zadania polega na odnalezieniu takowego przedmiotu. Tę część miał najwyraźniej za sobą. Do dyskusji dołączyła kolejna istota, tym razem jakiś aasimar - Laurel, który poczuł się lekko osaczony, odruchowo ustawił się tak, by nie zaleźć się w środku grupy obcych, a raczej, by mieć ich wszystkich (uwzględniając jak największą liczbę strażników tego miejsca) w zasięgu wzroku. Jedna rzecz nie mieściła mu się w głowie - najwyraźniej wszyscy obecni poza nim (no, jasne!) słyszeli, bądź rozmawiali z kimś władnym, o czekającym ich tu zadaniu; wyglądało jednakże na to, że żadna z otaczających go istot po pierwsze nie ma najmniejszego pojęcia jak się do tego zabrać, ani nawet na czym DOKŁADNIE to zadanie polega... Ba, nie wiedzieli nawet, na co sobie mogą pozwolić w stosunku do owych wspomnianych ‘przedmiotów, które chcą się stąd wydostać’ - czy mają je ukraść, czy po prostu się nimi zaopiekować z ramienia Staży Zagłady, nie wiedzieli nic. Ze zgrozą Laurel pomyślał o tym, jak musiała wyglądać odprawa, którą przegapił.
Chwile później towarzystwo się wdało w jakieś słowne przepychanki, najgłośniej zaś gardłowała zawartość kieszeni gnoma, która okazała się być zasuszoną małą główką. I to dość bezczelną. Za to zdawała się wiedzieć o ich zadaniu więcej, niż oni sami, Laurel chłonął więc chciwie jej słowa. Zwrócił też uwagę, że jedyną milczącą i słuchającą w towarzystwie jest kobieta githzerai - kolejny kamień na szaniec szacunku i miłości, jaką darzył jej rasę.
Kiedy rozmowa jego mimowolnej kompanii, wliczając w to jakiś absurdalny zakład, skończyła się, Laurel dzierżąc księgę w widoczny sposób podszedł do strażnika Tonących stojącego najbliżej wyjścia. Nim zdążył doń przemówić, jego uwagę zwróciła Pentar, którą dostrzegł w tłumie, a, nawet bardziej, naga kobieta w masce zasiadająca w jej towarzystwie. Niestety, nie miał dość czasu, by nacieszyć oko jej bujnymi kształtami, gdyż ta przepadła w tłumie, a całą uwagę tłumu - w tym i jego samego - skupił na sobie występ Fanatyków Słowa. Laurel zafascynowany słuchał opowieści jednej z Fanatyczek ze swojego miejsca. Kiedy zakończyła, a wokół wybuchła burza oklasków, mężczyzna zwrócił się do stojącego obok strażnika.
- Chciałbym prosić o możliwość zabrania tej księgi - Podniósł tom w dłoni - Przed oblicze Longbarristera bądź twojego faktola. To sprawa wysokiej wagi. - Rzekł wprost.
Strażnik otworzył usta, by mu coś odpowiedzieć, ale zamiast tego zamarł wpatrzony w coś za plecami Laurela. Ten nie odwracając się, poczuł, jak wszystko wokół się zmienia. Atmosfera zgęstniała w ułamku sekundy, wrzawa entuzjazmu przedzierzgnęła się w ryk furii; do jego uszu dotarł krzyk ‘Pentar nie żyje’ i na sekundę, nim jeszcze wokół szczęknęły miecze, zamarła w nim krew. Laurel odskoczył od wrót galerii i oparł się plecami o ścianę obok zagadniętego strażnika. A tuż za progiem, przed ich samymi nosami, rozpętało się piekło.

Strażnicy z galerii z krzykiem wybiegli na zewnątrz i wmieszali się w walczący motłoch. Laurel obejrzał się na pozostałe w pomieszczeniu istoty
- Nie wiem, co się dzieje - Wykrzyknął - Ale jak chcecie coś stąd podebrać, to teraz będzie właściwy moment! - I, wbrew temu co jeszcze niedawno sam myślał, dodaje - I niechaj wolno mi będzie zasugerować, że trzeba stąd wyśmiewać nim pojawi się Pani, albo cała ta łajba uleci w Astral!
Po czym skrzętnie pakuje księgę do saronga i dobywa miecza.
 
__________________
I'm a broken pony on the carouselle of life

Ostatnio edytowane przez maeliev : 03-12-2012 o 15:03.
maeliev jest offline  
Stary 04-12-2012, 20:08   #16
 
black_cape's Avatar
 
Reputacja: 1 black_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znany
Nie uzyskując żadnej odpowiedzi od moigno nawet po kilkakrotnym powtórzeniu pytania, jak również nie zauważając jakiejkolwiek innej reakcji, Th’amar zrezygnowała z bezowocnego trudu. Zamknęła przedmiot w dłoni, na chwilę zapominając o nim i skupiając uwagę na tym znajdującym się obecnie w posiadaniu gnoma. Nie ulegało wątpliwości, że w trupiej główce zaklęta była dusza.

~ Co więcej, to prawdziwa dusza towarzystwa ~ stwierdziła z lekkim uśmiechem githzerai, mierząc wzrokiem formującą się wokół fetyszu grupę awanturników. Aasimar sprawiający wrażenie ostrożnego, jak gdyby nie był pewien, czy dobrze czyni, zstępując ze swych Planów Wyższych na pokład tajemniczego statku. Tajemniczy, zdumiewająco uprzejmy człowiek mający coś wspólnego z jej Ludem. Pozornie beztroski gnom, który zdawał się prowadzić własną grę. I genasi powietrza, zwiastun sztormu…

Th’amar otrząsnęła się z zadumy. Za otwartymi wrotami galerii tłum, mieniący się różnymi barwami masek, kostiumów i głosów, witał właśnie nie kogo innego jak Kensirke, której imię w Limbo kojarzyło się z doskonałym opanowaniem magii chaosu. Sądząc jednak po towarzystwie, w jakim teraz przebywała, musiała się zdecydować na zjednoczenie z owym żywiołem. Kensirke przechadzała się po pokładzie w identyczny sposób, w jaki Transcendentalny Porządek traktował Komnatę Rytmu Planów. Th’amar przypomniała sobie nagle o wciąż trzymanym w dłoni moigno, raz jeszcze prześledziła wzrokiem detale przedmiotu wygrywającego milczące dysonanse Mechanusa i Limbo.

Gdy ponownie podniosła wzrok, nie odnalazła już czarodziejki; cała uwaga gości skupiała się teraz na opowieści groteskowej postaci, wachlującej swą falującą piórami upiorną maskę. Historia ta, choć tchnąca czernią filozofii Grabarzy, Tonących i Ponuraków, głęboko zaintrygowała również Th’amar; githzerai w skupieniu kontemplowała kolejne opowieści, próbując połączyć je w pewną całość. Po zakończeniu występów zapalono światła ~ jak gdyby miały akompaniować rozjaśnianiu mroków tajemniczych opowiadań ~ wydawało się przez chwilę Th’amar. Tylko przez chwilę.

Bo światła rozbłysły nagle przeszywającym wrzaskiem; blask zaczął rozlewać się krwią faktola Straży Zagłady. Fantazyjne maski opadły, ukazując te prawdziwe, wykrzywione nienawiścią i żądzą zemsty. Iskra, którą skradziono Pentar, roznieciła na statku prawdziwy pożar. Stojący nieopodal człowiek chwycił za broń, co dawało jej teraz okazję dokładnego przyjrzenia się kolejnemu okruchowi Limbo. Ale nie było już na to czasu. Th’amar wcisnęła moigno do sakwy, oswobodzoną dłonią wyszarpnęła ze sztywno upiętych włosów szpilę, która natychmiast przybrała kształt i rozmiar poręcznego miecza. Żyły drugiej ręki wypełniał już strumień energii. Th’amar zaczęła zaklinać go w czar chroniący przed magią, od której tężało powietrze; jednocześnie spoglądała na swych tymczasowych towarzyszy. Nie zamierzała od razu uciekać. Musiała się najpierw dowiedzieć, jakie stanowisko zajęła Rhys, czy Transcendentalny Porządek nie zachwiał się wśród chaosu.

- Dołączę do was, gdy tylko rozwieję pewne wątpliwości – zawołała w odpowiedzi, szukając wzrokiem choćby imiennych Szyfrów.
 

Ostatnio edytowane przez black_cape : 04-12-2012 o 23:55.
black_cape jest offline  
Stary 06-12-2012, 00:17   #17
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
- Na ostrza Pani... - wyszeptał aasimar.
Słyszał oczywiście o podobnych wydarzeniach. Wielkie rozróby nie były nowością w Klatce. Jednak żadne historie o rajdach Chaosytów czy wyczynach szalonych magów nie mogły przygotować go na to co działo się teraz. Rzeź i zamęt! Wszyscy walczyli ze wszystkimi! Dla młodzieńca przyzwyczajonego, że w Sigil nawet tanar'ri z baatezu rzadko kiedy rozszarpują się otwarcie ta eksplozja przemocy była niewyobrażalnie wstrząsająca. Pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy po początkowej fali grozy krzyczała: uciekaj!

Kiedy przerażony oglądał się za wyjściem przyszło zastanowienie. Ucieczka to najgorsze co może zrobić. Nie ma szans na wymknięcie się niezauważonym ze Zbrojowni. Wezmą go za złodzieja, zabójcę, szpiega albo zabiją z czystej złości czy nawet ku chwale Entropii. Jedyna nadzieja to spróbować przetrwać całą tę jatkę nie nadziewając się na niczyje ostrze ani pazur.

Dotarło do niego, że jego wcześniejsi rozmówcy coś mówią.
~Pani? Nie wie co gada. Statek uleci w Astral? Tonący mają klucz, więc raczej nie. Githka gdzieś leci? Chyba na dno Otchłani, chociaż wygląda na taką, która poradziłaby sobie i tam.
Sigilskie poczucie wyższości albo przyzwyczajenie oprowadzacza kazały mu się odezwać:
- Nigdzie nie uciekajcie. Może uda się to przeczekać - powiedział możliwie najspokojniejszym głosem jaki umiał z siebie wydobyć. ~Skończy się dopiero jak wybiją Twardogłowych i spółkę~ dodał w myślach.

Różne inne rzeczy kotłowały mu się we łbie. ~Kto mógł tak urządzić faktol? Wyglądała jakby wpadła w cień Pani. Ta kobieta? Szkoda, że nie ćwiczył sztuki słowa. Niezwykłe przedstawienie. Jak to się stało, że nikt nie zauważył zabójcy? Między Strażą a Harmonium wybuchnie otwarta wojna ? Co zrobią inne frakcje? Co teraz? Przeżyć.

Z zazdrością popatrzył na ostrza człowieka i githzherai. Karach zrobiło się ostatnio strasznie modne. Na bazarze widział nawet trepa sprzedającego podróbki. Sięgnął po pałkę którą miał przy boku i rozejrzał się czy w pokoju nie ma żadnej broni. Kawałek drewna mógł się nadawać w pełnej drobnych opryszków Niższej, ale nie tu.

~Pozostaje tylko mieć nadzieję i nie dać się wpisać do księgi umarłych.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 08-12-2012, 16:11   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- To nie jest przypadkiem nielegalne? - Odezwał się nagle jakiś głos, przerywając rozmowę githzerai i człeka. Zdawał się dochodzić jakby zewsząd.
Jego źródłem okazał się być genasi powietrza, którego Th’amar widziała już wcześniej. Pojawił się jakby znikąd - czyżby tak się zagadali, że go nie zauważyli?
- Oczywiście mówię o... - tu ściszył głos, tak że zaczął przypominać świst wiatru, słyszalny jedynie dla tej dwójki - wynoszeniu stąd różnych przedmiotów.
- Zamknij się.
- Wyleciało jedynie z kieszeni gnoma.
- Obawiam się, że dla Straży *Zagłady* cały ten chaos może być kolejnym etapem drogi do jej celu - mruknęła Th'amar, dając upust swojemu rozdrażnieniu niepewnością towarzyszącą jej od początku przyjęcia.
Gimrahil spojrzał obojętnie na kolejną osobę, która wyraziła swoje zdanie. I bynajmniej nie zamierzał milczeć. - Nie biorę niczego, co nie chce opuścić tego miejsca.
- A więc te rzeczy chcą się stąd wydostać?
- Niektóre.-
stwierdził gnom tonem głosu świadczącym, że oznajmia oczywistą oczywistość.
~ Aha ~ Pomyślał Laurel i mocniej ścisnął księgę ~ Tylko czy Tonący chcą by im pomóc czy wprost przeciwnie..? ~ Na razie nie mówił, słuchał.
- No, to rzeczywiście trzeba im pomóc. - Genasi w swym zadufaniu zdawał się nie wychwycić specyficznego tonu wypowiedzi gnoma. Albo po prostu to zignorował. - Macie jakiś plan czy idziecie na żywioł?
- My? Jacy my? Jaki plan? Jaki żywioł?
- Szpicer wyraźnie nie zrozumiał o co chodzi kolejnemu zaczepiającemu go osobnikowi.
Zarif przewrócił oczami.
- Powietrza.
Uthilai stwierdził, że na pewno właśnie jego w małym zgromadzeniu w kącie galerii. Bez śladu skrępowania wtrącił się przerywając wymianę zdań między gnomem a genasi.
- Hej! Witam. Widzę, że też jesteście zainteresowani tymi... zadaniami. Znaleźliście już coś ciekawego?
- Ja znalazłem gnoma, ale nie nazwałbym go “ciekawym” -
fuknął planokrwisty.
- Nic. - wzruszył ramionami Gimrahil w ogóle nie zwracając uwagi na negatywny wydźwięk wypowiedzi genasi.
~ Ja znalazłem księgę ~ Pomyślał Laurel ~ Czy to... *Moje zadanie*? ~ Przez chwile przyglądał się tomiszczu, potem podniósł wzrok i rozejrzał się dookoła. Stało ich już tam czworo rozproszonych wokół niego- genasi, którego zauważył wcześniej, obcy aasimar, kobieta githzerai i gnom, nie licząc obcego głosu dobiegającego z jego kieszeni. Laurel niespiesznie przesunął się tak, by nie stać w żaden sposób w środku grupy rozmawiających istot, za to widzieć je wszystkie.
- Och- wzdychnął zawiedziony aasimar - miałem chociaż nadzieję, że ta zmurszała główka mówiła coś godnego uwagi...
- Ja ci dam "zmurszała", trepie szpicowany! -
Wrzasnęło coś z kieszeni gnoma.
- Tylko pyszczy... jak to te wszystkie lizaki. - wzruszył ramionami Szpicer.
- Ha ha. Mógłbym przysiąc, że wyglądasz jak wyciągnięta z Rowu - Uthilai odezwał się w kierunku … kieszeni gnoma.
- Pewno już znudziło Ci się siedzenie na wystawie?
- A może chcesz mnie potrzymać, skurlu? Zakład o pięć miedziaków, że mnie nawet nie uniesiesz! -
Rzuciła mu wyzwanie.
- To cokolwiek dwuznaczna propozycja...
- Nie ma mowy, pusta czacho! Znajdź sobie innego jelenia. -

Gimrahil podrapał się po głowie wyciągając główkę z kieszeni i patrząc jej w zaszyte ślepka spytał. - Mnie tam za jedno, ale co ty chcesz zrobić z tymi pieniędzmi i właściwie jak ty się nazywasz?
- Jestem Szkarłatnym Efvazi, co jest, czytać nie umiesz? -
Główka wykonała jakiś dziwny ruch w jego dłoni, który ostatecznie możnaby wziąć za wskazanie w kierunku tabliczki, która się uprzednio pod nim znajdowała.
- A bo ja wiem... To co napisali na tabliczce nie musi być twoim imieniem. - wzruszył ramionami gnom. - Nie to co jest napisane, ale to co ty uważasz za swe miano jest... ważne.
- Terefere, skurle i kurwy, to zupełnie nie tak. -
Pisnął fetysz. - Nie dajesz sobie sam imienia. A jak dajesz toś trep, wieloświat tak nie działa.
- Ślepy niewolnik reguł z ciebie. Nie można być listkiem na wietrze, jeśli chce się coś osiągnąć. Trzeba budować własną wieżę, własne prawa. -
gnom miał na ten temat inne zdanie.
- I mówisz to do mnie? Jak się zawziąłem to i po śmierci wciąż żyję, a ty jeszcze nawet nie umarłeś. Trep! - Piekliła się spreparowana głowa.
- Właściwie, to ty jesteś takim trochę zaprzeczeniem entropii - stwierdził nagle Zarif. - Jakim cudem się tu znalazłeś?
- A co ty myślisz, że dlaczego tam jest napisane, że od paru setek lat nie kłapię trumną? -
Zapytał fetysz. - Tonący by mnie w astral wyrzucili albo sprzedali na powrót do Carceri, gdybym nie udawał symbolu ich wielkiego rozkładu. Przecież nie gniję, bo to lubię!
- Nieźle ich oskubałeś
- przytaknął genasi, choć jego ton nie wskazywał na to, by rzeczywiście tak uważał. - To musi być wspaniałe, być gadającą skurczoną główką.
- Skalpuj się. -
Rzucił krótko Efvazi. - Wolę nie mieć rąk i nóg niż być oczekującym w Tartarze. To chyba nie takie trudne do zrozumienia?
- Potrafisz coś prócz kłapania trumną?
- spytał zaciekawiony Zarif.
- Popuszcza otwierając plany. - przypomniał gnom i wzruszył ramionami. - Ale nie mieliśmy jakiegoś zakładu rozstrzygać?
- Potrzymaj mnie przez chwilę, to zobaczysz.
- Zwrócił się do genasi. - Ej, ty, gnomie! - Rzucił sucho. - Weźżesz mu mnie daj!
Co Gimrahil uczynił podając jemu ową główkę, którą sferotknięty zwinnie złapał za włosy. Podniósł ją na wysokość swojej twarzy i spojrzał prosto w jej zaszyte oczodoły.
- Dajesz.
I wnet, zupełnie niespodziewanie, na, dotąd gładkiej, skórze powietrznego genasi, pojawiła się grupa warstwa włosów. Zaczęły rosnąć szybko jakby rzucił jakieś zaklęcie, ale przecież Efvazi nawet nie wypowiedział inkantacji, a gesty były dla niego fizycznie nieosiągalne. Tak czy tak od tej chwili na prawej ręce Zarifa malował się włochaty wzór.
- Dobra, wygrałeś - stwierdził niepocieszony mężczyzna, przyglądając się białemu owłosieniu. - A teraz to cofnij.
- Nie.
- Uśmiechnęła się trupia twarz, dość groteskowo zresztą.
- Myślałem, że nie chcesz zostać oczekującym w Tartarze... Wiesz, chyba nie chcesz bym podszedł do jakiegoś Tonącego i rzekł mu “patrz, wasza trupia główka okazała się być niedorobionym liszem”?
- Chyba nie chcesz, by jakiś Tonący zobaczył, że okradasz ich kolekcję? -
Zaśmiał się fetysz. - Ale nie martw się, wygrałeś ten zakład. O, masz tutaj te swoje pięć dzwonków. - I nagle genasi poczuł, iż jego, dotąd niemalże pusty, mieszek napełnił się troszeczkę.
- Dostałem od nich misję, by pomóc “zagubionym” przedmiotom z ich kolekcji. Właściwie, to nawet nie jesteś przedmiotem... - przekonywał Zarif.
- A co, ty myślisz, że każdy Tonący wie co to za misja? Ha! - Parsknęła. - Głupi skurl; jak komuś to powiesz to zawiśniesz z miejsca. Będziesz lepszym przykładem entropii niż ja.
Genasi skończyła się ochota na kłótnię z fetyszem. I tak już nisko upadł sprzeczając się z czymś co nawet nie miało rąk. Po prostu w pewnym momencie, nagle, rzucił główką w stronę gnoma.
- Łap.
Fetysz wylądował w rękach Gimrahila, po czym został zrzucony do jego kieszeni. Można było tylko usłyszeć ciche “Wreszcie w domu!” z wewnątrz.
- No i rozstrzygnięte. - wzruszył ramionami gnom, przyglądając się z wesołym uśmiechem włosom na ręce genasi. Paru łysoli mogłoby zapłacić za taką terapię.

A chwilę potem nastąpił...


Chaos... Zabrzmiały surmy wojenne w postaci gniewnych okrzyków. Wystarczył jeden sygnał, jedna iskra by wesoła zabawa zmieniła się w walkę na śmierć życie. Nienawiść uwolniona z okowów przebudziła gniew i zabłysły ostrza i każdy walczył z każdym. Czemu ? Po co? Czy to miało znaczenie?
Gimrahil obserwował walkę nie wtrącając się. Jego spojrzenie wędrowało po walczących osobnikach, jego myśli szukały wzorca w tym chaosie.
Nie zamierzał się włączyć do walki. Bójka pozbawiona celu nie miała sensu, śmierć Pentar zaintrygowała Szpicera i nawet byłby gotów przedrzeć się przez walczący tłum, by przyjrzeć się jej ciału.
Była bowiem początkiem, była przyczyną tej bójki. Była pierwszą nicią tego wydarzenia. Więc była ważna.
Słyszał krzyki za sobą, krzyki nawołujące do ucieczki z tej łajby. Krzyki nawołujące do przeczekania.
Krzyki nawołujące do zabrania innych przedmiotów z galerii.
Zignorował je. Były pełne emocji, były nimi owładnięte. Gnom nie widział ani potrzeby ucieczki, ani przeczekania, ani walki. Ani kradzieży... Nawet główka, którą trzymał w kieszeni nie wziął z chciwości czy zainteresowania przedmiotem.
Przesunął spojrzeniem za kobietą githzerai, pognała uzbrojona w miecz. Detal bez znaczenia?
Może tak, może nie.

Obserwując tą kotłowaninę Szpicer próbował wyłowić z niej ważne zdarzenia. Wykryć drogę spośród dziesiątek wydarzeń dziejących się przed nim. Podjął decyzję.
Spokojnym leniwym ruchem, sięgnął do zawieszonej na ramieniu broni. Wyciągnął ruchem dłoni miecz, trzymając go pewnie i spokojnie. Rękojeść była pozbawiona jelca i głowicy, głownia o długości sześćdziesięciu centymetrów była lekko zakrzywiona i jednosieczna. Oparł czubek ostrza o podłogę i opierając się jedną dłonią o końcówkę rękojeści, drugą zaczął gestykulować przywołując magię magicznej zbroi. Czekał... w niemym wyzwaniu na tych, którzy w swym zadufaniu zdecydują się rzucić mu rękawicę.
Gnom przyglądając się ten “cyrkowi” jakim była powszechna ostra bijatyka z kim popadnie, sięgnął do kieszeni i wyciągnął główkę z niej.- Tak więc? Co o tym wiesz czerepku?
Potrząsnął trzymanym za włosy fetyszem.- Tylko mi nie kręć. Wspomniałeś o tym, że ta bibka się rozkręci, więc racz wyjaśnić sytuację.

Gimrahil nie zamierzał wtrącać się do bójki, ale i nie zamierzał unikać walki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-12-2012 o 23:12. Powód: poprawki + dodanie fragmentu z doca
abishai jest offline  
Stary 08-12-2012, 22:32   #19
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Zarif miał już dość gadających główek, gnomów i dziwnego owłosienia na ręce, toteż z ulgą zainteresował się czymś nowym - zgrabnym tyłeczkiem kobiety, która zasiadła obok Pentar. Oblizał lubieżnie wargi.
~ W końcu coś, czemu warto się przyjrzeć! ~ Przemknęło mu przez myśl, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Który zarazł znikł, gdy tajemnicza piękność rozpłynęła się wśród tłumu.

Przedstawienie może nie było równie ciekawe co para krągłych pośladków, lecz zainteresowało genasi na tyle, by nie zauważył kantu. Zganił się w myślach - sam tyle razy oskubywał jeleni, a tym razem dał się zrobić niczym jakiś pierwszak! Trzeba przyznać, iż nie spodziewał się czegoś takiego na wielce szanownym przyjęciu... co czyniło go głupcem. Zawsze należało szukać drugiego dna, ojciec uczył go tego od najmłodszych lat. Przedstawienie było zwykłym fortelem, który miał odwrócić ich uwagę (najzabawniejsze było to, iż Zarif nie raz go używał do okradania Klatkowiczów).

Rozpętała się walka. Istny chaos. Wojna Krwi w miniaturze.
Oszustowi jakoś to nie przeszkadzało. Znane przysłowie mówiło - gdzie dwa trepy się biją, tam śmiałek korzysta".
Oczywiście, to właśnie on był tym śmiałkiem.

- Naprawdę? - Zapytał z ironią Laurela. - Sam bym się nie domyślił! - dodał, zagarniając pobliskie wartościowe przedmioty do swojej torby. Nigdy nie sądził, że ktoś będzie go pouczał w takiej sytuacji. Choć z drugiej strony... Zawsze znajdzie się jakiś siwobrody, który wie wszystko lepiej od ciebie.
- Idziecie czy będziecie czekać, aż wam jakiś trep wbije kosę w bebechy? - Zapytał swych nowych znajomych. Sam zamierzał jak najszybciej uciekać z tej łajby (i, przy okazji, ukraść to co najwartościowsze), lecz z drugiej strony nie chciał zostawiać gnoma i tej cholernej główki - zamierzał jakimś sposobem wymóc na niej cofnięcie "klątwy". Idiotycznie wyglądał z tym białym puchem na ręce.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 09-12-2012, 00:17   #20
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze

- Wy-gnoje-zarżnęliście-Pentar-ja-ci-zaraz-pokażę-twardogłowy-trepie-co-to-ból! – Tonący cisnął z impetem trzymanym w ręku młotem w stronę bojownika w czerwonym pancerzu, a obuch przyrżnął potężnie w koncerz, pozostawiając głębokie wgniecenie; mężczyzna osunął się w mgnieniu oka na podłogę, podczas gdy tamten w trzy susy znalazł się z nożem przy jego gardle, roztargując uprzednio rańtuch przy jego szyi. – Czemuście-to-zrobili-gnoje?! Nie-starczy-wam-wciąż-tych… – Nie skończył, mosiężny, dwuręczny topór ugrzązł mu w plecach chwilę potem. Członek Harmonium stojący nad nim podniósł oręż w górę chcąc go wyciągnąć z tonącego, ale ten przylgnął do ostrza, położył go na ziemii i nadepnął, wreszcie uwalniając topór.

- No dalej, zbieraj się, wyśmiewamy stąd. – Rzekł do wciąż leżącego towarzysza; ten podniósł się jednak szybko i razem z kompanem pognali ku wyjściu, przy którym już kilku imiennych starało wyrąbać sobie drogę na zewnątrz wzdłuż frakcjonistów Straży Zagłady.

Istna batalia zaczęła się rozgrywać w środku Planarnej Łajby, gdy ludziska wewnątrz podzieliły się na drużyny – co prawda wszyscy byli wszędzie, więc nie było tutaj żadnego zorganizowania, ale co bardziej roztropni postanowili się trzymać grup „swoich”. Miotali czym tylko się dało, nożami, siekierami i nawet tym, co znaleźli na stołach; jakiś trep z szyszakiem na łbie postanowił poćwiartować paru przyjacieli frakcji, która to zorganizowała, ale zanim mu się udało, jakiś mag entropii cisnął w niego kulą ognia. Czaromioty miały właśnie wkroczyć do akcji, bowiem, ciągnięci przez swoje czarodziejskie tchórzostwo, musieli się wpierw zabezpieczyć obliczem ducha li odpornością na żywioły, ale i to im nie pomogło, albowiem jakiś przywoływacz z Baator, barbazu zdaje się, postanowił ubarwić rzeź kolorem szarym. Tak oto na pokład Planarnej Łajby przeteleportowane zostały z Dis przebrzydłe, śmierdzące, pulchne nupperibo; nie minęła chwila, a to ślepe, głuche, nieme i grube ścierwo zalało tylną część statku, gdzie wcześniej grała orkiestra. Trepy ze Straży Zagłady poczęły uciekać do portali, które, nagle skore do pomocy, poczęły otwierać się w losowych miejscach Planarnej Łajby.


Wnet coś się stało – czy to zupełnym przypadkiem akurat wszyscy tam patrzyli, czy też cała grupka istot z galerii akurat dokładnie to miejsce obserwowała, przy jednym z otworów, które kiedyś mogły służyć jako miejsce na działa okrętowe, pojawiła się ona. Kensirke gnała do dziury w ścianie z nicią czerwonych korali w ręku, miała je potem rozgnieść, na co moc Sigil znów odpowiedziała. Oczom jej, oraz także obserwatorów, ukazał się kolejny portal, przez który chciała ona przekroczyć; zanim to się jednak stało, jakiś dyletancki magik nieudolnie wyczarował kwasową strzałę melfa, której krople, miast lecieć wraz z grotem, skapały na nogę Kensirke, która szybko odskoczyła, łapiąc się za łydkę. Kwas bynajmniej nie przeżarł jej skóry, a wsiąknął w nią tak, jakby miała tam ona małe wklęsłości łączące poszczególne płaty; okazało się, iż jej skóra zamieniła się w glinę, która, przynajmniej w miejscu, w którym dotknęły ją szczątki strzały, odpadła i tak już została na podłodze. Sama Kensirke wskoczyła migiem w portal, który raptem zniknął.

Th’amar oraz Gimrahil byli już przygotowani do walki, przy czym ta pierwsza chciała nawet wyjść z pomieszczenia. Ba, gnom gotowy na wszystko sprawił, iż jego osobę zakryła Zbroja Maga, następnie zaczął wypytywać fetysza o różne rzeczy; Zarif natomiast, widocznie li jawnie kpiąc z uwagi Laurela, ruszył w kierunku jednej z wystaw by zagrabić leżące tam cuda, nie dane mu jednak było dokończyć zamiaru. Wnet wszystko się zatrzęsło, powietrze zgęstniało, a wokół rozległo się niebieskie światło. Zdawało się, iż w galerii właśnie otworzył się portal…

· Limbo ·




Nagle otoczenie zmieniło się. Zmieniło się tak niesamowicie drastyczynie, iż wszelakie słowa w znanych im językach wydawały się niewystarczające by określić ten przypływ… *Monsun* chaosu, jaki wnet rozlał się dookoła. Planety uderzały w płacz wiszący na skraju ognia, nadęty śnieg grzęzł i osadzał się coraz to wyżej pod poruszającym się w tę i tamtą stronę zmęczeniu, a czarna poświata pożogi wyparowała natychmiast z powierzchni kłamstwa, oburzona jego czerwienią. Przybysze z Sigil zaniemówili, gdy nagle na ich głowy spadł deszcz cierpienia; kropla nienawiści wpadła komuś do ucha i zaczęła się wydzierać: „wypierdalaj, wypierdalaj!”, ale potem pobiegła w dół, w stronę bezkresnej, bezdennej otchłani szaleństwa. Wokół latały ryby, rozmawiając ze sobą wzajemnie i kaszląc znacząco, ale co chwila ich ławice rozpraszały się, gdy płynny metal próbował je złapać i zjeść. Tuż nad ich głowami przeleciała potem wielka wyspa, na której rosło trochę szczęścia i drzew, a mały wodospad fonemów wypływał z konarów dążąc ku górze, do czarnego słońca. .usnes am ein oT Jakiś bocian zagdakał a kot zatrąbił, podczas gdy aeternitas fugit; krew wydostała się z wnętrza czasu i zaczęła zabawiać się w najlepsze, szydełkując wino wraz z wronami. Tymczasem małe okruszki piasku wirowały na zmianę koło fontanny chmur nie mogąc się przyzwyczaić do tego, jak łatwo jest oddychać czując miłość. Pług’astwo w rogu wszechświata spojrzało tym samym na swoje przewietrzone ręce i pomyślało: „Tymi śmiesznymi kawałkami CZEGOŚ mogę otworzyć worek spośród kukurydzą?”, bowiem myśli jego były widoczne dokładnie, gdy wypływały z jego głowy i krzyczały niemiłosiernie wokół obijając się na zmianę o A oraz Z. Potem zaczął płakać, płakać najmocniej jak potrafili, zdesperowana swoją niedoskonałością, ale nawet ta postanowiła stamtąd odejść i spakowała się raptem by zniknąć w bogatym morzu cięciw do szklanek. Łzy pług’astwa miały się potem zmieszać z krystaliczną błyskawicą przechadzającą się koło portalu do ArboreCHANUSA, ale potem wszystko zakrył rozbłysk nocy po drugiej stronie drzew. Jakiś kaosyta kilka stron dalej wrzeszczał jedynie: „Gdzie te jabłka, kurwy, gdzie są moje jabłka?!”, nie mogąc się nadziwić jak genialny jest jego wujek.

Tylko Th’amar była w stanie w choć najmniejszym stopniu zrozumieć co się wokół dzieje i jako jedyna zdawała się być zdolna do ustania na nogach, podczas gdy wszyscy inni niemalże topili się w nieskończonym nieładzie; no może prócz Laurela, który radził sobie nieco lepiej, ale takich doświadczeń nigdy mimo wszystko nie przeżył. Znajdowali się bowiem w Limbo, sferze czystego, nieskrępowanego absolutnie *niczym* chaosu, nie wiedząc do końca jak się zachować. Ba, stało się i tak, że nagle wszyscy pozamieniali się dziwacznie przedmiotami, które mieli w rękach – tak też kusza Gimrahila znalazła się w rękach Th’amar, a jej ostrze karach pofrunęło do Laurela, który miał teraz dwa. Torba z rzeczami Zarifa miała się za to znaleźć w uścisku Uthilai’a, któremu do ręki, jakimś cudem, wpadła także księga, z której uprzednio lała się sycie woda na Planarnej Łajbie. Nagle cała grupa uświadomiła sobie, że, mówiąc krótko, ich cienie robią sobi z nich jaja, wyzywając ich od idiotów i chleba, ale zaraz potem przestały, gdy przywrócił je do porządku… Nie, tak naprawdę nie przestały, aboim żadnego porządku tutaj nie było, wszakże było to istne arché nieładu.


Stało się też tak, iż tuż obok nich rosła także wśród zupy chaosu mała, ziemiana platforma z drzewem, na której znajdowało się dwóch rybaków – błotny slaad i jakiś gith, trudno powiedzieć dokładniej jakiej podrasy. Zdawali się oni łapać latające we wszystkie strony ryby, slaad za pomocą siatki na kiju, która ciągle krząkała coś pod nosem o sprzątaniu, oraz gith za pomocą wędki, będącej tak naprawdę mandoliną z uszami zamiast urwisk. Nagle jeden zaśmiał się głośno, gdy zobaczył, jak głowa jego przyjaciela staje się perfekcyjnie płaska, gdy drugi wymiar przeleciał przez nią, chcąc się zauroczyć w pobliskim sianie. Wnet jednak gith spojrzał na grupkę ludzi i grymas zniechęcenia oraz lekkiej pogardy rozwiał mu urzędnictwo z twarzy. Trudno było powiedzieć czy dzieliły ich metry czy też sadzawki na truchło, ale szturchnął on swą wędką slaada, który to także wgapił się, tym razem beznamiętnie, w przybyszów. Podobno potem miało się coś stać, ale narrator wpadł pijany do potoku chaosu i zdania nie dokończył.

 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 11-07-2013 o 18:17.
Ghoster jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172