Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2014, 09:25   #1
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Arrow [D&D 3.5 FR] Polowanie



- Chędożone orki, gobliny ich mać!!! - Warknął Hardul, burmistrz Termalaine, który przejął ten urząd po zabitym w zeszłorocznej wojnie Agorwalu. Wraz z Lacem siedzieli w gospodzie "Drewniana Belka", pustej o tej porze dnia. - Już trzecia grupa myśliwych przepadła, o drwalach czy durnych łowcach skarbów nie wspominając. Mam dość jęczenia bab i sierot pod moimi drzwiami; oszaleć można! Nawet moja własna baba dupę mi truje… Ledwie odbudowaliśmy miejskie mury; nie mam złota by zbrojnych w tundrę słać! - pieklił się. - Zresztą kto by tam chciał iść jak lato w pełni i na łodziach dziesięć razy tyle zarobić można.
- Wieść po karczmach roześlij; na słupie przybij - mruknął Lace, kapitan miejskiej straży, flegmatycznie sącząc gęste piwo, które spływało mu po brodzie. - Pełno tam luda, który mieczem czy magią robić umie, a bez wojny żyć nie ma z czego. Najmiesz ich i za pół darmo. Ominą las, pójdą Bremeńskim Przejściem w stronę Kopca Kelvina i dalej, i sprawdzą co i jak. Pewnie to żadne tam orki - o tej porze roku? Raczej jakieś wściekłe yeti czy inna gadzina, co się przez zimę padliną z wojny żywiła i w ludzinie rozsmakowała się ponad miarę. Pójdą, ubiją, przyjdą… A jak nie wrócą, to przynajmniej żadna baba ci pod progiem nie zapłacze, bo tacy rzadko rodziny mają.
- Mówisz?
- Mówię - potwierdził Lace i dolał sobie piwa.




Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood
15 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Trzeci dzień wędrówki; wieczorny popas

Niespełna pół dekadnia później uzbrojona po zęby grupa, wiodąca na postronkach dwa muły z przytroczonymi do siodeł namiotami, workami z zapasami i paszą wędrowała wzdłuż Lonelywood, by potem skierować się na kamienistą drogę prowadzącą na drugą stronę Kopca Kelvina, gdzie w jaskiniach i parowach kryły się często zielonoskóre paskudy.

Kinbarak maszerował przez wykroty. Znów na orki, choć zwykle unikał takich zleceń jak ognia. Ale głód zajrzał do brzucha - raz, drugi, dziesiąty - i nie mógł już wybrzydzać. “Ale nie na rzeź”, powtarzał sobie. Rozkaz był jasny: znaleźć i w miarę możliwości wyeliminować zagrożenie lub wrócić z wieścią. Mieszkańcy Dziesięciu Miast nie byli mściwi. Nie byli idealistami. Byli konkretni. Praktyczni. Taki charakter wyrabiała specyfika ludności Dekapolios i klimat Doliny Lodowego Wichru. Żyj i daj żyć innym - póki nie wchodzą ci w drogę. Ukarz zbrodniarzy - nie całe plemię, inaczej ludzie i nieludzie trwaliby tutaj w wiecznej wojnie. Nie było odpowiedzialności zbiorowej; widział to na przykładzie tutejszych barbarzyńców. Pięć lat temu wróg, teraz sprzymierzeniec - jeśli o przymierzu można było mówić w stosunku do wiecznie skłóconych osad rozsianych po mroźnej tundrze.
Brakująca ręka swędziała. Zignorował to, skupiony na własnych myślach. On nie szedł na rzeź, ale pozostali? Ta lalkowata rycerka, którą często widywał na ulicach? Symbol bóstwa dumnie kołysał się na zbroi. Z tego co słyszał była jedną z tych nawiedzonych - pomagała każdemu bez wyjątku (czy tego chciał czy nie), wymachując mieczem, medalionem lub złotem w zależności od potrzeby. Co ona zrobi? Wybierze większe czy mniejsze zło? A gnom, który gadał tak intensywnie, że nie wiadomo było kiedy oddycha? A ta ruda kurwa Beshaby? O barbarzyńskim wielkoludzie nie wspominając, ale ten pewnie zrobi co się mu rozkaże. Kinbarak maszerował, z całych sił starając się skupić na tu i teraz.

Cała drużyna stanowiła dość osobliwą zbieraninę, Lena musiała to przyznać. Przed wyruszeniem w drogę młoda paladynka zasięgnęła języka u dowódcy straży oraz paru znajomych osób z Termalaine. W końcu do tej pory zawsze walczyła ze Złem w dobranych, zaufanych oddziałach, a teraz musiała poradzić sobie z tym co jej Bóg dał. Dyskretnie zerknęła po towarzyszach. Tundar Półgigant, trzydziestokilkuletni wojownik był jej znany ze słyszenia - dzielnie walczył w wojnie z Reghedczykami pięć lat temu i choć marnował życie przepijając kolejne wypłaty w karczmach to zapewne i tym razem sprawdzi się w walce. O wyznawczyni Pani Zagłady, Belisarze Bearbae słyszała od mieszkanek miasta dużo dobrego, mimo że prowadzenie się ognistowłosej kobiety najwyraźniej pozostawiało wiele do życzenia. Sarga znany był z tego, że swoimi czarami zauroczył jednego z wrogich dowódców Kesllera przyczyniając się do rozgromienia sporego oddziału orków w zeszłorocznej wojnie, choć słuchając nieprzerwanego strumienia przechwałek gnoma paladynka miała pewne wątpliwości co do przedstawionej wszystkim wersji wydarzeń. Grisha “Kinbarak” Vovilicz… Ponoć był wojakiem, na którym można było polegać. Ponoć znał się nawet trochę na magii. Ponoć stracił rękę walcząc z orkami, choć mimo to jakimś cudem radził sobie walcząc długim toporem. Lena słyszała o nim wiele dobrego, lecz mimo to przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze gdy patrzyła na tego rosłego mężczyznę z dziwnymi zielonkawymi naroślami na niemal łysej czaszce. Podobne odczucia miała gdy spotykała na swej drodze bezbożników, heretyków lub istoty szemranej prominencji. Niby nie miała się do czego przyczepić, lecz instynkt podpowiadał jej, że powinna mieć Grishę na oku.

Podróż mijała spokojnie; większość drapieżników omijała groźnie wyglądającą grupę. Od Lace’a i burmistrza otrzymali dwa muły - z zaznaczeniem, że to własność miasta i mają do miasta wrócić - oraz prowiant na dekadzień w ramach zaliczki. Cały ekwipunek musieli nabyć sami, lecz było to normalne. Informacji również nie otrzymali wiele. Ludzie znikali bez wieści w okolicach Przejścia Bremeńskiego; pojedyncze zaginięcia były normalne, lecz te zdarzyły się w zbyt krótkim czasie by mogły być przypadkiem. Choć trzeba było przyznać, że czasy były niespokojne. Zeszłoroczna wojna, nieoczekiwane nawet przez najtęższe głowy zaćmienie słońca pierwszego dnia Tarsakh i późniejsze fale nieumarłych, które dzień za dniem atakowały Dolinę mocno nadszarpnęły zasobami oraz pewnością siebie mieszkańców Dekapolis. Jednak trzeba było żyć dalej; ludzie, którzy decydowali się sprowadzić na ten kraniec świata trzymali się zwykle życia i własnych domów zębami i pazurami. A jeśli inne pazury próbowały im to wydrzeć… to w tundrę wysyłano właśnie takie zbieraniny śmiałków jak obecna drużyna.

Ścieżka prowadząca wzdłuż lasu była pusta. W pobliżu miasta natrafili na kilka grup myśliwych i drwali, lecz potem w wędrówce towarzyszyły im tylko zwierzęta i ptaki. Co prawda nie ruszył z nimi żaden tropiciel, ale ślad orka każdy głupi potrafił rozpoznać; tak przynajmniej twierdził Hardul. I chyba tak było, bo trzeciego dnia Kinbarak wypatrzył w poszyciu znajome odciski niezgrabnych buciorów. Bestii było z siedem, może dziesięć i wcale się nie kryły. Ślad prowadził na północ i tamże ruszyła drużyna. Wędrówka była monotonna a i nie każdemu chciało się gębę otwierać, zwłaszcza że gnom trajkotał za całą drużynę i przymknął się dopiero przy wieczornym rozbijaniu obozu… a gdy rozpalono ogień zaczął gadać od nowa. Zresztą dużo roboty nie było, a i pogoda dopisywała, zwłaszcza jak na tą porę roku. Co prawda wiatr piździł jak zawsze, ale mrozu ni śniegu już dawno nie było, a deszcz nie padał już od kilku dni. Tundar za to rozmowny nie był, toteż po spożyciu kolacji wyłożył się na ziemi solidnie owijając się kocami. W przeciwieństwie do większości towarzyszy namiotu nie miał i mu to zbytnio nie przeszkadzało. Leżał więc wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Patrzył i patrzył, a gwiazdy były coraz bliżej i bliżej… Otrzeźwił go dopiero przeraźliwy wrzask Sargi. To nie były przedsenne majaki. Gigantyczny księżyc wisiał nad ziemią, a czerwonawe niebo usiane było dziesiątkami… setkami spadających gwiazd.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 29-10-2014 o 16:50.
Sayane jest offline  
Stary 30-10-2014, 15:17   #2
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Grisha Vovilicz. Zwany Kinbarakiem. Potężny góral, ustępujący rozmiarami jedynie Tundarowi… co w sumie nie było wcale osiągnięciem biorąc pod uwagę, że, poza nimi dwoma, w drużynie były dwie kobiety, gnom i krasnolud. Jednak siła i tak była widoczna w jego sylwetce i w łatwości z jaką niósł swoje toporzysko na wręcz niewygodnie długiej rękojeści. Takie topory popularne były tylko w kilku plemionach górali daleko na północy. Długa rękojeść zapewniała zasięg, adamantowe ostrze pozwalało wrzynać się głęboko w przeciwników, a styl walki górali pozwalał zapanować nad ciężarem na tak długiej tyczce. Rzecz jasna nawet ten wyjątkowy, sam w sobie, styl walki został jeszcze zmodyfikowany przez samego Kinbaraka, by dopasować go do straty sporej części ręki.

Sam Grisha był… wielki. Ubrany w luźne płutna i pancerz składający się ze zdobionej płyty na piersi, koszulki kolczej i zbrojeń chroniących uda. Miał na sobie jeszcze płaszcz bez rękawów, z kapturem, przynoszący na myśl bokserów z południa. Kaptur nosił na głowie, ale nie naciągał go na twarz, aby nie ograniczać widoczności. Rzadko go zdejmował, bo krył zeszlifowane, niemal na zero, rogi. Jedyny tak wyraźny ślad nie do końca ludzkiej krwi w żyłach. Twarz miał hardą. Nieco prymitywną. Potężne bokobrody łączyły się z brodą i niewielką ilością włosów, otaczając głowę jak by pełnym pierścieniem.

Na postojach, podobnie jak Tundar, nie korzystał z namiotu. Rozkładał koc aby się na nim położyć, a kładł się przy ogniu jedynie dla światła.

~ * ~
- Niebo się wali… - szept Kinbaraka nasączony był niedowierzaniem i dopiero budzącym się strachem. Topór ściskał w ręce i w zgięciu łokcia. Wyglądało to… głupio. Jak nie wiedział co robi, ale sam fakt, że miał swoją broń w ręce dodawał mu odwagi.
- Niech bogowie się zlitują…

Wizja postaci. Potraktujcie to jako szkic koncepcyjny, a nie bezpośredni odnośnik.


 
Arvelus jest offline  
Stary 30-10-2014, 19:45   #3
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


Głęboko pod Kopcem Kelvina
6 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Obóz dalekiego zwiadu Klanu Wojennego Młota, poranna odprawa

Drugi Oddział Zwiadu Górniczego, tak zwane "Krwawe Kilofy", był teraz w połowie swojego poprzedniego stanu, wliczając świeżych rekrutów. Oczyszczanie Mithrillowych Hal było kosztowne, a Zwiad szedł na pierwszy ogień. Orkowie, duergarowie, drowy, potwory wszelkiego autoramentu - wszystkiego było tam pełno. Gdy Bruenor Battlehammer powiódł krasnoludów i ich sojuszników, by wyrwać z rąk plugastwa swoje dziedzictwo, połowa "Krwawych Kilofów" była nieopierzona - ot młodzicy wyrwani z kopalń, karawan i regularnych oddziałów toporników, wykazujący potencjał by zostać zwiadowcą. Po Mithrillowej Hali, każdy kto przeżył, był już weteranem. Tak jak Derek.

Młody krasnolud, ledwie po pięćdziesiątce, o krótkiej jasnej brodzie stał w pozycji "spocznij" przed dowódcą. Uri Battlehammer był z rodziny królewskiej, co każdy krasnal odrosły od ziemi na tyle by unieść swój pierwszy kilof mógł poznać po nosie i charakterystycznie zapleconej brodzie. Był co prawda dziesiątą wodą po kisielu i zawsze był najpierw oficerem zwiadu a dopiero potem wysoko urodzonym, ale pamiętali o tym wszyscy jego podwładni. Po prostu miał w sobie to królewskie "coś".
- Przyszły rozkazy z góry - Uri Battlehammer przycisnął rozwinięty zwój kamieniami na płaskim głazie służącym mu za stół - Mamy w miarę możliwości pomóc powierzchniowcom. Dyplomacja i inne takie. Ruszysz do Doliny, Derek. Teraz mamy tu dużo szkolenia, a ty jesteś za miękki dla rekrutów.
- Wedle rozkazu -
lakonicznie potwierdził zwiadowca i ucieszył się na wycieczkę na powierzchnię.

Derek Złamana Tarcza*, jasnowłosy jak wszyscy jego krwi, czekał cierpliwie na ciąg dalszy. Miał krótko ściętą brodę, jasne orzechowe oczy i rzeczywiście zbyt miękki charakter. Nie miał nic przeciwko tropieniu i zabijaniu podmrocznych wynaturzeń, ale wrzaski na świeżaków, którzy nawalili (a każdy wcześniej czy później nawalał) były nie w jego stylu. Nie miał więc nic przeciwko pomocy powierzchniowcom, czasem w końcu wyłazi tam coś spod ziemi, z czym nie dadzą sobie rady. Wtedy trzeba im krasnoluda. Uśmiechnął się pod nosem. Lubił tundrę w czasie lata, które tu, na krańcu świata było wyjątkowo krótkie i intensywne. Wszystko co żyło na potęgę kopulowało i rozsiewało nasionka, byleby zdążyć przed pierwszymi przymrozkami. To także był złoty czas dla myśliwych i drapieżników, bo zwierzyna chodziła tłusta i wyjątkowo nieostrożna.

- Mamy raporty, że wokół Termalaine giną ludzie, głównie myśliwi - podjął temat dowódca - To twoje zadanie: rozpoznać i wytropić zagrożenie, w miarę możliwości zabić. Wskazane jest nawiązanie współpracy z miejscowymi, w końcu do głównie gest dyplomatyczny. To tyle. Odmaszerować.
- Ku chwale Młota, lordzie Battlehammer - odsalutował, ignorując kwaśne spojrzenie dowódcy, który nie znosił, by nazywać go "lordem".

*Legenda mówi, że rodzina Złamanych Tarcz należąca do Klanu Bitewnego Młota powstała, gdy bracia Urosh, Dirkin i Malek, wówczas jeszcze należących do rodziny Dębowych Tarcz, we trzech powstrzymali przytłaczającą ilość wrogich duergarów w wąskim kopalnianym tunelu aż do nadejścia posiłków. Widząc, że skrwawieni bracia nie mają już ani jednej tarczy, wszystkie bowiem zostały strzaskane w boju, król Garumn Battlehammer nadał braciom prawo założenia nowego rodu, który przysporzy mu takich wojowników.



Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood
15 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Kryjówka w niedźwiedziej norze

Gdy spadła z nieba pierwsza gwiazda, Derek machnął na to ręką. Ot, kolejne dziwactwo Powierzchni. Ale gdy pojawiła się następna i znów kolejna... jakby niebo płonęło, a stopiona ciemność kroplami padała na ziemię. Na Moradina, trzeba było zostać pod ziemią - trwożnie szepnął do siebie. Puste gadanie, w końcu dostał rozkazy. Pierwszy odruch to chęć odwrotu, który zgrabnie wytłumaczył sobie obowiązkiem poinformowania o tym zjawisku przełożonego. Nic z tego, Derek, pomyślał, dyżurni obserwatorzy na szczycie Kopca zobaczyli to dużo przed Tobą. I mądrzejsze głowy od Twojej o tym radzą. Skup się lepiej na wykonywaniu obowiązków.
I myśl co z tymi łowcami.

Właśnie, łowcy. Ze swojego zamaskowanego stanowiska już godzinę temu zobaczył grupę obcych. Zaczęło się jak zwykle - najpierw oglądał patrząc nad kuszą, potem kuszę miał tylko pod ręką, a teraz tylko czasem zerkał z ciekawości, a kusza spokojnie leżała obok. Tak naprawdę Derek nieszczególnie myślał o przyłączeniu się, ale teraz gdy niebiosa zaczęły płakać ogniem i lęk objął jego serce, uznał że to dobry moment by wykonać rozkaz o fraternizacji z miejscowymi, tak samo jak on wpatrującymi się przerażonym wzrokiem w astronomiczną anomalię.

Nie krył się idąc ku nim, ba - specjalnie upewniał się że hałasuje. Nie było to trudne - ważył swoje, jak to krasnolud. Niby niski, ale zbity i solidny, o grubym koścu, waży zawsze tyle co rosły człek, a dodatkowo bagażu miał co niemiara. Gdy podszedł do obozowiska obcych, wszyscy zobaczyli krasnoluda, z pękatą wielostrzałową kuszą w łapach, z płaskim kapalinem na głowie i zbroi z grubej stali. Obrazu dopełniały dwa barwne naramienniki - na prawym był obraz spienionego kufla, symbol Klanu Wojennego Młota, na lewej zaś stylizowany kilof ociekający krwią.
No i był jeszcze Plecak**. Na plecach krasnoluda, był pękaty wór z grubej skóry, na solidnej dębowej ramie. Był conajmniej jeszcze raz taki jak zwyczajny plecak podróżnika, ale krasnolud nosił go z łatwością znamionującą wieloletnią wprawę.
- W taką przeklętą przez Moradina noc, nawet krasnolud nie powinien być sam. Mogę przyłączyć się do kompanii?



** Wielka litera użyta celowo.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 30-10-2014 o 20:17.
TomaszJ jest offline  
Stary 01-11-2014, 01:20   #4
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Termalaine
2 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni


- Otwieraj cholero! Wiem, że tam jesteś! – ubrana na czerwono-czarno kobieta waliła pięścią w drzwi szopy, w której burmistrz zwykł popijać illuskański grog, gdy przytłaczały go sprawy tego świata. Tym razem postanowił widocznie udawać, że wcale go tam nie ma.
- Otwieraj mówię! – chwyciła opartą o ścianę siekierę i uderzyła obuchem w dechy.
–Wysłałeś już strażników, co? Otwieraj, bo wyważę drzwi! - walnęła jeszcze kilka razy, ale ze środka nie dochodził żaden dźwięk. Zostawiła siekierę i przeszła kawałek wzdłuż szopy, aż do szerokiej szpary między deskami. Przybliżyła do niej usta i szepnęła głośno: - Chcesz zobaczyć czy moja klątwa jest gorsza od kaca?
Wreszcie coś się ruszyło. Usłyszała szuranie i szelest, a zaraz zgrzyt skobla. Była już przy drzwiach gdy się otwierały. Pachnący alkoholem, zaspany Hardul warknął gniewnie na przywitanie:
- Do kroćset kobieto! Czy burmistrz nie może mieć chwili spokoju?
- Nie może! A nie może jak mu ludzie giną! Już trzeci dzień jak miał Fardhur wrócić! A reszta? Drwale od dekadnia już się nie pokazują!
- Cicho, cicho, wiem przecież. Zbieramy fundusze... na zaopatrzenie chłopców Lace’a. – skłamał niezręcznie.
- Fundusze?! Zbieracie fundusze?! Dawno temu powinniście być w tundrze, stara zachlajmordo! – wybuchnęła Belisara gestykulując gniewnie. – Tylko byście na dupach siedzieli z tym Lacem! Po jakiego czorta te miecze nosicie?!
- Na topory Tempusa! – burmistrz też już nie wytrzymał. – Każdy mądry! Takie to proste idź i uratuj, a jak zeżrą wilki to łzy nie uroni! Sama nawet za palisadę nie wyjrzysz! Idź w tundrę jak tak ci na nich zależy!
Kobieta tak się wściekła, że aż zabrakło jej słów. Stała tak chwilę z otwartymi ustami, aż krzyknęła:
- A żebyś wiedział siwy kutasie! Pójdę z tą twoją strażą! Pójdę i sama jak się nie znajdą odważni! Zobaczysz! Srom na Dziesięć Miast! Burmistrz wysyła samotną wdowę na poszukiwania!



Lonelywood
15 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Trzeci dzień wędrówki; wieczorny popas

Przez poły namiotu wysunęła się plątanina kasztanowych włosów, a spośród nich wyjrzało dwoje szarych oczu. Usta szepnęły tylko ciche: "o kurwa...". Belisara trwała bez ruchu urzeczona tym pięknym i strasznym widowiskiem. Czuła, że to znak czegoś ważnego, może wielkiego nieszczęścia? Mimo to widok sprawiał jej przyjemność. Nagle dostała gęsiej skórki z zachwytu albo od chłodu i przypomniała sobie o swoich powinnościach.
- Na cyce Beshaby! - ryknęła na cały obóz - To zły omen! Trzeba przebłagać Panią Zagłady, a może wrócimy cało do domu! - zawodziła. Zaraz schowała się w namiocie by krótkim czasie znów wynurzyć. Okryta ciepłym futrem niosła różdżkę z czarnego poroża w jednej ręce i flaszkę z brandy w drugiej. Widząc i słysząc krasnoluda zatrzymała się w połowie drogi do ogniska.
- A pewnie, nie powinien. To czemużeś z Kopca wychodził?
 
Quelnatham jest offline  
Stary 01-11-2014, 02:22   #5
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Rozkaz był to wylazłem - rezolutnie odparł krasnolud, starając się nie gapić w górę - Derek Złamana Tarcza, Zwiad Górniczy klanu Battlehammer, do usług. Mam wspomóc powierzchniowców w łowach na zabójcę myśliwych. Dowództwo myśli, czy to coś z Podmroku nie wylazło, więc postanowiono wysłać specjalistę. Czyli mnie.

Zbyt długo się nie powstrzymał od patrzenia w niebo, spojrzał znów na ognisty deszcz.
- Oby taka ognista siurpryza nam na głowę nie spadła. Biada nam, coś czuję, że to Tharmekhûl oszalał i za mocno w boskim piecu napalił, stąd skry te... Nie ma co martwić się na zapas jednak, zaraz mu Moradin młotem do rozumu przemówi.
Dziwne, ale krasnolud nie wypowiadał tych słów z wielkim przekonaniem. Raczej nadzieją - tą przysłowiową Nadzieją, co matkuje idiotom.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 02-11-2014, 13:01   #6
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Nie żeby złoto skończyło się jakieś dwa dni temu, a w trzosiku jeno parę srebrników i miedziaków ostało. Nie żeby w brzusiu burczało - i tak swoimi sztuczkami na strawę zarobić się mogło. Ale jakoś tak nieswojo było Sardze Niezrównanemu wszak Iluzjoniście po knajpach - jak jarmarczny prestidigitator się uganiać, kmieci kuglarstwami zabawiać, zaczął się wiec Gnom zaradnie po słupach ogłoszeniowych rozglądać. Po karcmach (wszak tu górale a on już dialekt lekko podłapał i ceprem nie był) i szynkach wypytywać - acz delikatnie. Wszak o sławę i honor chodziło.
Dobre chociaż było to, że noce już ciepłe się robiły więc od czasu do czasu można się było pod gołym niebem przespać. W przebraniu oczywiście - co by nikt Iluzjonisty nie poznał!
Wreszcie po kilku dniach postu i poszukiwań gnom znalazł co chciał. A było to tak.

Tuż nad brzegiem Maer Dualdon, rzut kamieniem od Rynku miasteczka Termalaine była sobie tawerna "Pod Rwącym Potokiem" - mag znał tam już kilku stałych gości, wszystkie kelnerki, a szynkarz przyjaznym okiem patrzał, bo grosiwa Niski Pan trochę w jego progach ostawił. Wszedł więc Sarga Niezrównany Iluzjonista krokiem pewnym, nonszalanckim, ziomków pozdrawiając i zaraz do szynkwasu podszedł. Zydel sobie podsunął, wdrapał się nań z wprawą i zręcznością godną łasicy, gestem dłoni wystudiowanym gospodarza przywołał i szepnął:
- Powieta mnie Panocku, kak tu kasik roboty ni mo? Na chabar dutki jesce mom, alek jus na dupecke jakom to nie bardzo - brzuchaty barman uniósł brew i powstrzymał parsknięcie
- Panie Sarga co wy też to mówicie, bo nie bardzo miarkuje? Pracy szukacie?
- Cichaj, cichaj, jam weteran wszak, od tajnych zadań przeca - nie wiem czy wiesz ale w ostatniej wojnie się wsławiłem...
- Orczego wodza zauraczając, a oddziały wroga iluzją mamiąc. Znamy, znamy - na pamięć prawie.
- sarknął mężczyzna za kontuarem - Szczęściem moim akurat jest ogłoszenie ważne - dla wojów zacnych jako i Ty Mości Iluzjonisto...
- ...niezrównany...
- uzupełnił mag nieskromnie
- Tak właśnie... niezrównany. Tego ten - to co ja ... a tak - praca jest - u burmistrza. Poważna! - mruknął okiem szynkarz, a gnom zatarł dłonie.
- W sam raz dla mnie - kogo z łap smoka lodowego odbić, a może giganci na miasto idą?
- eee... tak właśnie prawie dokładnie tak jest
- karczmarz zamyślił się - no! Ludzie giną po okolicy - w tajemniczych okolicznościach. Cuda, Magia - jeno Niezrównany Mag jak Ty Panie będzie mógł rozważać tą zagadkę trapiącą mieszkańców naszego wspaniałego miasta.
- Taaaaak
- oczka gnoma zaświeciły się z podniecenia - to gdzie...
- Szczegóły u Hardula miłościwie nam panującego.
- wypalił od razu właściciel Tawerny.
- Tak myśłałem, tak myślałem - gnom szarpnął kozią bródke i zwinnie zeskoczył z krzesełka. Chwile później już go nie było.
Szynkarz odkorkował gąsior wina i nalał sobie porządnego kielicha...

- I dlatego właśnie się użerać ze mną musicie - burknął nadąsany mag, nie pamiętając już nawet, który z członków siedzącej przy ognisku drużyny jako pierwszy kazał mu się zamknąć i dopytywał innych co "ten wrzaskliwy pokurcz" w ogóle robi z nimi w tundrze.
- Nie ważne zresztą, mój żywot chulaszczy - toć bo bitwach krwawych, każden jeden prawo do odpoczynku ma. Dobrze godam? - szturchnął w bok Tundara za nic mając to, że pół-gigant nawet nie zauważył tego gestu - toć złotom przepuścił, ale com obaczył, com na psocił to moje. Swoją drogą opowiadałem już wam jak w bitwie ...
- Tak!
- odkrzyknęła chórem kompanija i wszyscy dojadłszy strawę udali się na spoczynek.
- No doprawdy, jeszczem takich nie spotkał co przy strawie i winie o dobrej bitwie i czynach walecznych nie chcieli posłuchać! - Pisnął gnom i dokończywszy kanapkę wyciągnięta z kieszeni płaszcza powlókł się na swoje posłanie, mrocząc coś pod nosem. Chwile później ukryty pod magicznym swoim okryciem, co w cudowny sposób w namiot się zamienił - zasnął nieborak tuląc się do łapy swego wierzchowego psa - co Behemot się nazywał. Czarna ów bestyja jedno slipie jeno otworzyła i liznąwszy pana swego po śniadym obliczu po chwili również zasnęła.



Długo jednak ich spoczynek nie trwał. Mrucząc cichutko Behemot szturchnął nosem Sargę. Gnom otworzył jedno oko i mlasnął językiem
- Szto? - Ziewnął i jedną ręką rozchylił poły namiotu/płaszcza. Wtem jego oczy wielkie się zrobiły, z przerażenia chyba, bo oto po niebiosach w dół ku Torilowi gwiazd kilkanaście sunęło.
- Niebo się wali!!!!! - wrzasnął mag i wyskoczył z namiotu. Krzycząc coś nieskładnie obiegł obóz, po czym stanął jak wryty. - Zaraz cholibka to nielogiczne - może to Arunsun bawi na północy i robi pokaz swoje magii. Może to jakiś deszcz meteorów... - Iluzjonista szarpnął bródkę w zadumie - albo któryś z tutejszych, tak zwanych magów się bawi... nie dobrze, nie dobrze...
Jego rozmyślania przerwał krzyk Belisary i pojawienie się krasnoluda.
- Masz Ci los. - Mruknął i doskoczył do namiotu kapłanki w kilku zgrabnych susach.
- O Pani, nie dywagujcie no mi tu z Krasnalem, ino za swe modły co prędzaj się bierzcie. Niech no jak najszybciej się dowiemy czy to z bożej łaski takie przedstawienie ogniste czy naprawdę kłopoty mamy. A Ty Panie krasnoludzie, klapnijce se przy łogniu ino warciutko i póki co nie oddalajcie mi się za bardzo. - Przysunął się do zwiadowcy mrużąc podejrzliwie oczy - bo tu w tych lasach toć niebezpiecznie - ludzie giną i w ogóle, możeś Ty zbój zabłąkany, a nie na pomoc nam wysłany... Tundaaaaar!!!! - odwrócił się w momencie do półgiganta - miej Ty Pana na oku. - i nie czekając na odpowiedź woja, gnom ruszył rudowłosej kapłance przez ramie zaglądać na jej czarów objawionych wyniki.
- Co to za Krasnolud co do obozu bez wódki się pakuje - mruknął sam do siebie jakby upewniając się, że jego podejrzliwość ma logiczne podstawy,
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 02-11-2014 o 13:29.
Nightcrawler jest offline  
Stary 02-11-2014, 19:46   #7
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Tundar jako jedyny z grupy nie wziął ze sobą namiotu. Wydawało się to nieco dziwne, ale olbrzymi mężczyzna po prostu owinął się ciepłym futrem i położył obok ogniska. Nie potrzebował namiotu. Od jakiegoś czasu cierpiał na bezsenność, co skutkowało bardzo krótkim snem. Po zaledwie kilku godzinach wstawał, albo kręcił się w posłaniu próbując zasnąć. I tak co noc.
Tym razem było tak samo. Nauczony doświadczeniem, wojownik zamknął oczy starając się odciąć od otaczającego go zgiełku, którego głównym źródłem był mały gnomi czarodziej.
Kiedyś, gdy Tundar był młody i miewał problemy z zaśnięciem spowodowane bzyczeniem komarów, naciągał na siebie kołdrę, mocno za głowę i wyrównywał oddech. Oddychał lekko, miarowo zagłuszając paskudny dźwięk owadzich skrzydeł. Teraz, wiele lat później, mężczyzna odwołał się do swoich wspomnień, nadając komarom twarz Sargi. Zamknął oczy wtulając się w koc ze skóry niedźwiedzia i miarowym oddechem szybko zasnął.

Gdy obudził się, ognisko lekko tliło się dając resztki ciepła. Wokoło rozbrzmiewały dźwięki nocnego życia, zaś księżyc przyświecał wyjątkowo mocno rozświetlając okolice. Tundar podniósł się, najpierw do pozycji siedzącej nadal opatulony kocem, potem wstał. Skoro nie będzie już spać, może przypilnować ognia. Ruszył w kierunku uzbieranych wcześniej gałęzi i pniaków, jakie przygotowali i wybrał dwie garście. Po chwili ognisko ponownie raźno zatańczyło jęzorami ognia, zaś mężczyzna usiadł przy nim wpatrując się w ogień.

Jeszcze parę dni temu, siedział w karczmie pijąc piwo i ciesząc się z występu bardów, podziwiając urodziwe kelnerki biegające zgrabnie między stołami. Przepijał pieniądze, które miały starczyć na całą zimę. I owszem, zostało mu jeszcze sporo grosza w mieszku, nie musiał się nigdzie ruszać, ale pamiętał te posępne miny, gdy do karczmy wszedł pracownik ratusza i ze skwaszoną minął przybił do słupa ogłoszenie. Pamiętał, jak muzyka nagle ucichła, gwar zamarł.
Widać wszyscy mieli jakiś bliskich, lub znali kogoś kto stracił kogoś w dziczy. Atmosfera zmieniła się w jednej chwili jakby za sprawą sprawnego ciosu toporem. Tundar pamiętał młodą dziewczynę, której oczy zeszkliły się czytając ogłoszenie. Straciła ojca. Olbrzymi wojownik pamiętał jak żal mu się zrobiło pięknej dziewczyny i jak obiecał jej zbadać tę sprawę. Podszedł do słupa i w ciszy przeczytał ogłoszenie.
Pamiętał doskonale każde słowo napisane pośpiesznie, lekko niechlujnie. Pamiętał ciszę w karczmie. Pamiętał chłoptasia z ratusza, chudego przestraszonego, patrzącego w górę, by sięgnąć do zimnych oczu Półgiganta.

Niecały dekadzień później drużyna była skompletowana i olbrzymi mężczyzna mógł poznać śmiałków, z którymi będzie dzielić najbliższe dni. Dla niektórych na pewno ostatnie dni. Pamiętał, że w zimny, acz słoneczny poranek, musiał wywrzeć wrażenie na innych. Miał sporo ponad dwa metry wzrostu, potężne szerokie barki, silne ramiona i płaski brzuch. Blond siwe włosy spięte w kuc spływały na plecy, zaś broda spleciona w warkocze na modłę krasnoludzką opadały na pierś. Twarz nie stara, ale pooznaczana drobnymi bliznami i drobnymi zmarszczkami. Przenikliwe spojrzenie niesamowicie zielonych oczu spod krzaczastych brwi i lekko garbaty nos.
Tundar nosił prosty kirys nałożony na ciepłą skórznie ze skóry śnieżnego wilka. Do tego pasujący zestaw nagolenników i lekko obity zestaw naramienników. Stroju dopełniały solidne zimowe buty, skórzane przedramienniki. Do grubego skórzanego pasa przyczepiony był duży, zniszczony hełm z czymś, co kiedyś było rogami. W chwili obecnej jeden został złamany, drugi ścięty. Wszędzie na zbroi widać było drobne wgniecenia i rysy po stoczonych walkach.
Przez plecy miał przerzucony plecak i olbrzymi dwustronny bojowy
[media]http://megabitzshop.com/bilder/produkte/gross/Warhammer-Bitz-High-Elf-White-Lions-of-Chrace-Great-Axe-A-Guardian.jpg[/media]

Teraz siedząc zgarbiony i owinięty w skórę wspominał również pierwsze wrażenie jakie wywarli na nim towarzysze i nie było to wrażenie przychylne.
Gnomi iluzjonista - całkowite przeciwieństwo Półgiganta. Gadatliwy, mały i wątły człowieczek bez krzty obycia wojskowego.
Kaleka Grisha. Walka zdecydowanie nie była dla ludzi ułomnych, a za takiego mimo postury i pewności w ruchach miał jednorękiego.
Do tego świętoszka Lena i kapłanka Belisara. O ile rudowłosa była cennym sojusznikiem drużyny z racji magi leczniczej i rudych włosów, do których Półgigant miał słabość, o tyle nawiedzona rycerka nawiedzonego boga sprawiedliwości była ponad jego zdolności rozumowania. Sam wyznawał inny rodzaj sprawiedliwości, który często stawał w konflikcie z takimi ludźmi jak Lena. Tundar miał nadzieję, że los nie skieruje ich przeciw sobie w jakiś dziwnych igrzyskach - plebiscycie urządzanym przez bogów.
Nie to, że miał coś przeciwko walce z kobietą, chodziło bardziej.....

Z dalszych rozmyślań wyrwał go dziki krzyk Sargi. Wojownik momentalnie podniósł się chwytając za swój topór w ułamku sekundy był gotów do działania. Spojrzał na gnoma, a potem w górę ku gwiazdom. Mimowolnie opuścił topór podziwiając fenomenalne widowisko spadających gwiazd. Coś takiego nie dzieje się na co dzień i mimo pewności niezwykłości tego zjawiska, Tundar zachował zimną krew.
Momentalnie odwrócił się gdy tylko usłyszał krasnoluda zbliżającego się do obozowiska.
Robił dużo hałasu, więc jego zamiary nie były od początku przynajmniej złe.
Mężczyzna poczekał aż prawie dwa razy niższy wojownik przedstawi się i swoje zamiary, zanim kiwnął głową.
Tundar Półgigant - odpowiedział głębokim basem- Zdaje się, że trafiłeś na właściwą ekipę. - Mężczyzna zignorował kompletnie gnoma, jak czynił odkąd tylko wyruszyli.
 
psionik jest offline  
Stary 03-11-2014, 19:17   #8
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Jedną z osób biorących udział w wyprawie był Rycerz Zakonu imieniem Lena. Zadziwiająco często uznawana była ona za paladyna i choć różnica między jednym a drugim była dość znikoma, to kobieta miała w zwyczaju poprawiać nazewnictwo. Jej zdaniem nie godziło się przyjmować tytuł, na który się jeszcze nie zasłużyło. Zwykle pomijała długie wyjaśnienia tej kwestii, gdyż albo nie było na to czasu, albo ludzi po prostu to nie interesowało.
Z wyglądu Lena była... no cóż, zakuta w zbroję od stóp po czubek głowy. Oprócz stalowego pancerza nosiła długi miecz, krótki miecz i niewielką torbę na ramię. Na pierwszy rzut oka niewiele można było o niej powiedzieć, ale dawało się zauważyć, że zbroja miała grawerunek na sercu, przedstawiający piorun trzymany w garści - symbol Heironeousa. Poza tym zbroja była całkiem typowa, a w połączeniu z kompletnie zakrywającym twarz hełmem, sprawiała że Lenę często brano za mężczyznę, tylko takiego o dość skromnej budowie ciała jak na Rycerza czy Paladyna.
Nieczęsto zdejmowała hełm - właściwie to chyba tylko do jedzenia, bo nawet do spania tak naprawdę nie musiała. Gdy już go jednak zdjęła, ukazywała wszystkim zainteresowanym swoje oblicze. Miała uroczą buzię młodej kobiety, lekko kręcone złote włosy i szare oczy.



Gdy tylko usłyszała o znikających bez śladu ludziach, natychmiast była gotowa ruszać z misją ratunkową. Badawczo-ratunkową. Oczywiście zadanie to, podobnie jak wiele poprzednich z jakimi się mierzyła, wiązało się z dużym niebezpieczeństwem, ale dzięki boskiej opatrzności znaleźli się i inni chętni do wzięcia udziału w tej szlachetnej misji.
Lena miała na ich temat swoje zdanie, jak każdy inny człowiek, ale nie chciała osądzać żadnego z jej nowych towarzyszy po pozorach i pogłoskach. Czekało ich ważne zadanie, a podczas wspólnej podróży na pewno uda im się wzajemnie poznać. Lena wiedziała, że czyny mówią czasem więcej niż słowa, więc nie tylko uszy miała szeroko otwarte - oczy także, ale przede wszystkim oczywiście umysł. Wartości moralne drużyny stały pod pewnym znakiem zapytania, ale wiadomo było, że wszyscy chcieli pomóc, co bardzo dobrze o nich świadczyło.
Jeśli chodziło zaś o poznanie się. Każdy z drużyny zdawał się mieć pewne doświadczenie, zarówno w walce jak i innych przydatnych aspektach. Z pewnością mieli, bo inaczej nie zgłosili by się na taką wyprawę. Niestety nie mieli przyjemności wcześniej poćwiczyć lub choćby przedyskutować taktyki, a jak wiadomo zgrany i wspólnie działający zespół był wart znacznie więcej, niż potencjalnie silniejsza grupa w której każdy działał z osobna, nawet jeśli działali w tym samym celu.
Sami o tym decydowali, wystarczyło tylko zachęcić resztę. Lena miała zamiar zainicjować taką dyskusję. Chciała porozmawiać z pozostałymi na temat potencjalnej strategi jaką mogliby przyjąć, lub przynajmniej dowiedzieć się kto jakimi umiejętnościami dysponuje. Jednak póki co, to Gnom o imieniu Sarga zabierał głos... i chyba nieprędko miał zamiar go nikomu oddać. Oczywiście Lena zdawała sobie sprawę, że nie wypada przerywać innym kiedy mówią, więc nie wpadała mu w słowo słuchając tego co mówił.

Krótko po tym jak wyruszyli, okazało się że kapitan straży miejskiej Lace i burmistrz Termalaine Hardul, nie byli jedynymi u władzy, których zaniepokoili znikający ludzie.
Krasnoludy z Podmroku też wysłały swojego przedstawiciela, który zdradził chęć przyłączenia się do ich ekipy. I bardzo słusznie, wszak im więcej osób, tym silniejsza grupa.
- Witaj, Dereku Złamana Tarcza, ze Zwiadu Górniczego klanu Battlehammer. Zapewniam, jesteś mile widziany w naszej ekipie. Jestem Lena, z Zakonu - kobieta przywitała się grzecznie, tak jak wypadało.

Wszystko przebiegało gładko, dopóki gwiazdy niebiańskie nie zaczęły spadać na ziemie. A było ich wyjątkowo dużo.
- Zachowajcie spokój! Proszę, strach i gniew nie są rozwiązaniem - Lena starała się uspokoić towarzyszy. Jednocześnie podeszła do Vikarego, który też był bardzo niespokojny i delikatnie pogłaskała swego konia po szyi.
Nie była zachwycona, usłyszawszy imię Beshaba i tego jaką wagę przywiązywała do niej rudowłosa Belisara. Może tak jej się tylko powiedziało? W nieco innym sensie, niż można to było zrozumieć? Cóż, w chwili obecnej nie miało to aż takiego znaczenia.
Dla Leny oczywistym było, że w obliczu takiego zjawiska należało się zwrócić do bogów. Nie zastanawiała się nad tym i nie debatowała. Po prostu to zrobiła.
- Módlmy się - powiedziała krótko, ale rzeczowo i nie tracąc ani chwili, padła na kolana. Niezwłocznie zaczęła wznosić modły z pokorną prośbą o opatrzność dla jej towarzyszy, dla zaginionych, dla postronnych osób i zwierząt, no i dla niej samej. Modlitwy zaczęła oczywiście kierować do Heironeousa. Naturalnym dla niej było jednak zwrócenie się też do wszystkich innych bogów i w drugiej kolejności, właśnie to miała zamiar zrobić.
Osobiście wiedziała, że bogowie nie ukarzą ich bez powodu i dzięki temu zachowała pełen spokój ducha.
 
Mekow jest offline  
Stary 03-11-2014, 21:31   #9
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Belisara zmrużyła nienawistnie oczy widząc, że paladynka kradnie jej przedstawienie.
- O Beshabo! - wykrzyknęła w te pędy, by zwrócić na siebie uwagę.
- Oddal od nas nieszczęście!

Sprawnie wyciągnęła korek z butli i ostrożnie polała alkohol po różdżce. Podniosła ją do ust i pośpiesznie zlizała z końcówek nadmiar płynu. Na chwilę wsadziła poroże do ogniska, a brandy natychmiast się zajęło. Trzymając oburącz płonące poroże uniosła je w górę i wywijając dziko zaczęła wykrzykiwać litanię złożoną prawie wyłącznie z imienia Pani Zagłady.
- Powtarzajcie za mną, a może gwiazdy nie spadną na wasze głowy - zawodziła od czasu do czasu zerkając na blond idealistkę. Wreszcie gdy tamta skończyła Belisara zaczęła cichnąć. Odchrząknęła, schowała swoje akcesoria i zakończyła:

- Piejecie słabiej niż głodzone kapłony. Wątpię by wasze modły były godne Pani, ale ja - uśmiechnęła się lekko i ruszyła w kierunku namiotu - czuję jej opiekę. Dobranoc.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 04-11-2014, 09:53   #10
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
- Zachowajcie spokój! Proszę, strach i gniew nie są rozwiązaniem -
Tundar chyba się przesłyszał. Że co?
- Coś ty powiedziała? - jednak rycerka padła na kolana w modlitwie do swego patrona.
- Klękaj, i tak nic ci to nie da. - żachnął się na przedstawienie, jednak prawdziwy spektakl dopiero się zaczął wraz z pokazem rudowłosej kapłanki.

Tundar musiał podbiec do swojego wiernego wierzchowca - Mściwoja, by ten nie spłoszył się objawionymi praktykami. Razem w milczeniu obserwowali cyrk jaki miał miejsce wokół ogniska.
W rzeczy samej, Tundar nie był mocno wierzący. Wierzył w siebie, w swoje możliwości, a w chwilach zemsty modlił się do Hoara. W przeciwieństwie jednak do kapłanów, nie czuł na co dzień obecności bogów i nauczył się obywać bez nich. Dlatego też obecny pokaz obserwował z nutą politowania.

Rozejrzał się po obozie sprawdzając stan osobowy, po czym spojrzał ponownie w niebo podziwiając spadające gwiazdy.
Nigdy w życiu nie widział nic podobnego. Było to niesamowite uczucie i wojownik czułby radość, gdyby nie posępny księżyc, którego tarcza niebezpiecznie blisko łypała na nich znad chmur.

Tundar mimowolnie uspokajał Mściwoja, który w silnym uścisku wojownika przestał się nawet wyrywać i stał jak sparaliżowany.
 
psionik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172