Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2013, 10:24   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Ravenloft]- "Uprowadzeni"

Mgła otulała galerę, niczym puchowa kołdra. W snujących się wokół eterycznych wyziewach nie było jednak nic ciepłego, ani budzącego pozytywne skojarzenia. Wokół unosił się przytłaczający odór zgnilizny i pleśni. I choć uprowadzeni spędzili już na kołyszącej się na falach zamglonego morza galerze kilkanaście godzin, to żaden z nich jeszcze nie zdołał przywyknąć do wszechobecnego fetoru.
Galera płynęła powoli, wręcz leniwie. Wysoki bębniarz wybijał ospały rytm, któremu odpowiadały miarowe uderzenia wioseł o fale.
Tempo to, wcale nie czyniło pracy, przykutych do wioseł mężczyzn i kobieta, lżejszej. Każdy ruch kosztował wiele wysiłku i sił.
Stojący pomiędzy ławami poganiacze metodycznie, co i raz uderzali batami, aby zniechęcić do markowania pracy.
Wszechobecna mgła i nieustający, monotonny szum fal i chlupot wioseł sprawiały, że ruch galery wydawał się całkowitą iluzją.
Stojący na dziobie przywódca bandy starał się dostrzec cokolwiek pośród szarego oparu. Można było pomyśleć, że i on czuje się zagubiony. Wprawne oko mogło jednak dostrzec, że to tylko pozory..
Lanthis, elf o wyjątkowo białej skórze, przywódca zdeformowanej bandy łowców niewolników, był bowiem doświadczonym magiem, który za pomocą klejnotu zawieszonego na jego szyi próbował wyznaczyć kurs galery.

Przez wiele dni podróży krajobraz niewiele się zmienił. Wszechobecna szarość, ciągła wilgoć, smród zgnilizny i całkowita iluzja ruchu. Nawet dzień od nocy, niewiele się różnił.
W końcu jednak na horyzoncie pośród snujących się oparów zamajaczył kształt niewielkiej wysepki. Nadzorcy uprowadzonych przywitali ten widok okrzykami radości i wychwalaniem swego przywódcy.
Lanthis, który dotychczas całą podróż spędził na dziobie, udał się rufę galery, gdzie mieściła się niewielka nadbudówka.
Nadzorcy widząc, że cel jest bliski zwiększyli tempo, jak i ilość razów jakie spadały na plecy niewolników.

Gdy galera przybiła do brzegu, oczom uprowadzonych ukazała się sporych rozmiarów przystań oraz znajdująca się tuż obok stocznia. Już z pokładu widzieli, że pracują w niej zakuci w łańcuchy przedstawiciele różnych ras.
Przywódca bandy zszedł na brzeg, jako pierwszy. Na powitanie wyszedł mu potężny ponad trzymetrowy stwór o zielonkawo-brązowej skórze. W dłoniach trzymał on okuty w żelazo kij, a pod pachą miał tabliczkę do pisania.
Lanthis wysłuchał jego raportu, po czym rozkazał rozładować więźniów i przeprowadzić selekcję.

Więźniowie zostali wyprowadzeni na brzeg i w rzędzie ustawieni przed olbrzymim ogrem. Wielkolud przechadzał się wzdłuż szeregu jeńców i uważnie obserwował. Smród skiśniętego mleka, jakim emanował stwór przyprawiał o mdłości.
- Jham jest Urghanthyn. Nahdzorca. Tho mhnie macie słuchać. Ja wydaje wam rozhkazy, a why macie słuchać. Jasne? - zapytał ogr dudniącym i niezwykle zachrypniętym głosem.
Odpowiedziały mu tylko nieliczne osoby i to cichymi głosami.
Ogr tupnął nogą w ziemię, a ta aż się zatrzęsła.
- Pytham, czy tho jasne?
- Tak jest - podpowiedział jeden ze zdeformowanych strażników.
- Tak jest - odkrzyknęli po chwili więźniowie.
- Tho dobrze - uspokoił się ogr - Theraz wyznaczę wham pracę.
Ogr ponownie przeszedł się wzdłuż szeregu jeńców i według własnego widzimisię przydzielał nowych niewolników do pracy. Wskazywał wielkim palcem i krzyczał:
- Kopalnia!
- Kuchnia!
- Kopalnia!
- Stocznia!
- Twierdza!
- Kopalnia!
Większość osób niezależnie, czy mieli do tego predyspozycje i odpowiednią krzepę, trafiało do kopalni i twierdzy. Nieliczni tylko zostali wyznaczeni do innych robót.

Wyspa na której wylądowali niewolnicy była niewielka. Większość terenów to skaliste równiny, pokryte nisko rosnąca trawą. Sam obóz znajdował się w pobliżu kamienistej plaży i z jednej strony otoczony był przez wysokie wzgórza, a z drugiej przez gęsty las. Na szczycie jednego ze wzgórz wznosiła się potężna, strzelista twierdza. Mimo niezwykłych rozmiarów była ona cały czas w rozbudowie i zatrudnieni tam niewolnicy wznosili kolejne kondygnacje, budowali nowe wieże i mury.
Niedaleko obozu znajdowała się kopalnia z której niewolnicy wydobywali materiał do budowy twierdzy. Był to niezwykle, twardy i czarny niczym noc, chropowaty kamień w który poprzetykany był licznymi złotymi żyłkami.
Po całej wyspie snuły się gęste pasma mgły, która wędrowała nieustannie, niczym żywy organizm.

Więźniowie po pierwszej selekcji zostali podzieleni na grupy i w asyście licznej straży odprowadzeni do obozu. Tam dokonano podziału ich na grupy. Zbierano po pięć, sześć osób i skuwano razem, jeden do drugiego. Miało to na celu utrudnić ucieczkę, która i tak na pierwszy rzut oka graniczyła z cudem. A po drugie było rodzajem zbiorowej odpowiedzialności, gdyż to grupa jako całość odpowiadała przed nadzorcą za wykonaną pracę i wszelkie przewinienia, czy uchybienia.
Valerodenn, Aeron i Paulus zostali dołączeni do dwójki starszych więźniów. Była to para, jakże egzotyczna i wyjątkowa. Los w postaci nadzorcy Urghanthyna połączył ich z niskim i szczupłym, choć dobrze umięśnionym kenderem imieniem Tarli oraz potężnym minotaurem Darugiem.

Miejsce, gdzie przetrzymywano więźniów nazywane było kamiennym bunkrem. Wykute w litej skale, stanowiło rodzaj rozległej piwniczki z mnóstwem małych cel.
Ta w której przebywali Darug i Tarli nie różniła się niczym od całej reszty. Prostokątne pomieszczenie o wymiarach dwa na trzy metry. Na nierównych chropowatych ścianach znajdowały się pokraczne rysunki, które ktoś wyrył z nudów. Podłoga wyłożona była słomą, a w kącie sali znajdowała się beczka na fekalia. W przeciwległym rogu urządzono prowizoryczną stołówkę. Tam bowiem zebrane były cynowe misy i kubki.
- Jestem Darug es-Tharath - przedstawił się minitaur basowym głosem.
- A to jest Tarli Skorek...
- Kamieniodłub lub Smętek, jeśli łaska - wtrącił kender, który wbrew temu co się zwykło mówić o tej rasie nie tryskał humorem i nie był zainteresowany nowymi gośćmi.
- A tak zapomniałem, że przybrałeś nowe imię.
- To nie ja je przybrałem, tylko ono samo mnie wybrało. Jak mogę być Skorkiem w tych okolicznościach. Jestem Kamienodłub Smętek i tyle - rzekł ze smutkiem Tarli.
- A wy jak się nazywacie? - zapytał Darug.

***
Tymczasem Amber, Lor’k’han i Alexander trafili do celi, gdzie przebywała trójka krasnoludów. Wszyscy oni mieli brody, choć o zgrozo, nie wszyscy byli mężczyznami. Na domiar złego okazało się, że łączą ich silne więzi rodzinne. Niski, krępy mężczyzna z rudą brodą i głową łysą, jak kolano nazywał się Ardal Rust i był głową rodziny. Jego żona Menni była kobietą nie tyle pulchną, co wręcz zwalistą. Na jej potężne ramiona spływały dwa długie warkocze rudych włosów. Twarz kobiety zdobiły wąsy przypominające świńską szczecinę i rzadka, pokręcona broda. Ich syn, imieniem Grimnir, był nad wyraz wątłym przedstawicielem swej rasy. Gdyby nie gęsta blond broda i kręcone kędziory na głowie można, by go było wziąć za gnoma, czy innego niziołka. Chłopak był ciężko ranny w lewą dłoń.Wyglądało na to, że coś ciężkiego pogruchotało mu kości. Krew lała się obficie, a w czasie zakuwania nowych więźniów cały czas słychać było jego ciche jęki.
Gdy łańcuchy były już sprawione, nadzorca odezwał się do najstarszego krasnoluda:
- Mmam nadzhieję, że thwój synalek będzie móghł juthro prhacować. Bo, jahk nie tho skończy w gharze, jahko potrawka.
Więźniowie zostali odprowadzenie, a drzwi celi szczelnie zamknięte.
Gdy tylko krasnoludzka rodzina i przykuci do niej nowi więźniowie zostali sami, Ardal zaczął krzyczeć.
- No na co czekasz babo? Zrób coś z tym swoim bękartem, bo przez niego wszyscy skończymy w garze. Nie dość, że żylaste chuchro nigdy nie umiał pracować, to teraz jeszcze przez niego nas zabiją. Niedojda jeden, parszywy bękart.
- I czego się drzesz capie. Czy to moja wina, że se łapę rozwalił. To twój syn, czy tego chcesz, czy nie.
- Nie denerwuj mnie kobieto przy obcych, bo nie ręczę za siebie. Mój syn? Mój syn? Blondyn? No żesz psia dupa!!
- Już ci tysiąc razy mówiłam! magiczny eliksir wypiłam i się blondyn urodził...
- Taaa! Eliksir? Chyba z kuśki jakiegoś blondasa!
Skulony pod ścianą chłopak spojrzał na nowych więźniów i z wyraźnym grymasem bólu na twarzy rzekł:
- Wybaczcie moim rodzicom. Oni tak zawsze. O mnie się nie martwcie. To tylko tak strasznie wygląda.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 05-06-2013 o 11:26.
Pinhead jest offline  
Stary 05-06-2013, 22:35   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Droga do "Starej Gospody" (która faktycznie starą była) nie należała do łatwych i przyjemnych nawet podczas ładnej pogody. Teraz, kiedy padało, przedostanie się przez gołe granie było niebezpieczne i męczące, ale oszczędzało z cztery dni drogi...

Paul maszerował zupełnie nie zważając na deszcz, który zdołał go już przemoczyć do ostatniej suchej nitki. W zasadzie liczyło się tylko to, aby przejść przez góry i znaleźć się z powrotem w lesie... Potem dojść do celu i wyciągnąć nogi przy ognisku...
W końcu - idąc już prawie machinalnie i zupełnie nie myśląc o tym co robi - zszedł pomiędzy drzewa i poczuł się pewniej. Spróbował nawet pobiec, ale zmęczone i wyziębione mięśnie odmówiły takiego wysiłku.

Blask ogniska jaki przebił się przez drzewa był sporym zaskoczeniem, ale Paulus pomyślał, że nie może zmarnować takiej szansy. Poszedł w tamtym kierunku podświadomie odpinając tubę z dokumentami i odkładając ją na krzak. Obóz nie różnił się niczym od innych, a przynajmniej na pierwszy rzut oka niczego nie dostrzegł... Kiedy jego zmęczony umysł skojarzył niepasujące do "zwykłego" obozu detale i zachowania... było trochę za późno i prawy podbródkowy wyeliminował resztki świadomości chłopaka.

*****

Podróż mijała. Tak przynajmniej starał się ją postrzegać. Wymienił tylko jakieś zdawkowe uwagi z siedzącym obok więźniem i dopasował się do jego taktu. Wcześniej trochę się stawiał i teraz bolało go praktycznie wszystko. Galera zresztą nie dawała żadnych szans na ucieczkę i chłopak postanowił oszczędzać siły na później, kiedy "cokolwiek" będzie miało szanse powodzenia. Tu i teraz - nic nie miało sensu...

Na lądzie Paulus był bardziej zajęty rozglądaniem się po okolicy niż słuchaniem tego co się do niego mówi - i tak go ktoś o tym poinformuje mniej lub bardziej dosadnym szturchnięciem czy kopniakiem.

- Paulus Wegan - odparł na zadane przez Minotaura pytanie starając się nie gapić się na niego jak wół na malowane wrota.
 
Aschaar jest offline  
Stary 06-06-2013, 14:33   #3
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
Cholera...A wieszcz z wioski mówił że ma to być spokojna noc!-mruczał pod nosem Valerodenn, idąc pośród deszczu i lekko unoszącej się nad leśną drużką mgły. Co chwilę jego głowa obracała się to w prawą, to w lewą stronę. Pomyślał jak wiele niebezpieczeństw może czekać w tym lesie i przeszyły go zimne dreszcze. Z jego czoła polała się mała kropelka potu ale szedł dalej. Przecież był potrzebny tym wszystkim ludziom! Dążył on przecież do opanowanej przez epidemię grypy, sąsiedniej wioski. Sąsiedniej...choć oddalonej o 20 km od jego osady. Z jego czarnych, długich włosów leciała ciurkiem woda. Coraz bardziej grzązł w błocie, aż zauważył palące się za drzewami ognisko. Z uradowaniem ruszył w jego stronę nie wiedząc że drugiego dnia obudzi się już na galerze.
Na statku dręczyła go jego choroba morska. Nikt jednak nie miał zamiaru litować się nad niewolnikiem i musiał on wymiotować pod pokładem- w miejscu gdzie przebywali inni niewolnicy.


*********************


Można powiedzieć że po dobiciu do brzegu poczuł ulgę. Trudno było ją nazwać jednak radością, gdy trafił wraz z dwoma innymi więźniami do celi.
-Valerodenn.- odpowiedział krótko mężczyzna, podchodząc do ściany z wyrytymi na niej rysunkami. Przynajmniej miał co robić w tej celi... Coś mu się jednak zdawało że będzie się jeszcze musiał modlić o "nic nie robienie".
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 06-06-2013, 20:32   #4
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rudowłosa dziewczyna buńczucznie rozglądała się po celi. Jej oczy śmiało lustrowały otoczenie, ale bystry obserwator bez trudu dostrzegał kryjący się w ich głębi strach. Była za młoda i za drobna do kopalni - wyglądała na nie więcej niż 16-17 lat i nawet niskim mężczyznom sięgała ledwie do ramienia. Jedynie na krasnoludy mogła patrzeć z góry. Zapewne sama miała świadomość ze w takim miejscu nadaje się najwyżej na czyjąś nałożnicę (i będzie miała szczęście jeśli strażnika) lub... hm... polewkę. Stąd lęk większy niż u reszty nowych więźniów, nieumiejętnie maskowany bezczelną postawą.

Mimo to nie wyglądało na to, by własne nieszczęście uwrażliwiło ją na niedolę innych. Na słowa Grimnira rzekła tylko: Czym mamy się martwić? Tu chyba nieczęsto dają mięso do obiadu - i zaszyła się w kącie.
Wyspa, Lanthis, Urghanthyn, stocznia, twierdza, kuchnia, kopalnia, odpowiedzialność zbiorowa
- mruczała, starając się przyswoić sobie realia w jakich się znalazła. Waterdeep to to nie było, ooo nie! Że też akurat dziś... znaczy przedwczoraj... kiedy to właściwie było? Mniejsza z tym. Nie trzeba było urywać się ojcu w taką pogodę. Najgorsze, że pewnie stary przez pierwsze kilka dni jej nie szukał spodziewając się, że wróci - jak zwykle. A teraz - czekaj tatka latka, w życiu jej nie znajdzie na tym kamienistym zadupiu. Broń jej zabrali (a dobra była!), od wioseł miała na dłoniach pęcherze jak śliwki, a z tego co widziała praca w kopalni wyglądała tak, że już chyba galera lepsza. Przynajmniej tam by jej nic nie zmiażdżyło. Ani nikt by z niej potrawki nie zrobił - chyba że dla rekinów. Poniewczasie zreflektowała się, że zrażanie do siebie współwięźniów na samym początku nie było dobrym pomysłem. Ale już trudno. I tak, ogólnie rzecz biorąc, była w czarnej, ciemnej dupie - bez szans na wyłganie się z tego interesu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 06-06-2013 o 20:44.
Sayane jest offline  
Stary 06-06-2013, 23:13   #5
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Niewola źle wpłynęła na Lor’k’hana, pomimo, że trwała stosunkowo krótko. Choć był wysoki i zwykle poruszał się z nieziemską wręcz gracją teraz zgarbił się pod ciężarem kajdan i wlókł smętnie noga za nogą. Łańcuchy wydawały się ciążyć mu bardziej niż innym, jakby poza skrępowaniem ruchów więziły też jego duszę. Nie odezwał się do nikogo nawet słowem, jednak wciąż mruczał do siebie swoją mantrę. Uważny słuchacz jeśli był dość cierpliwy mógł po pewnym czasie dosłyszeć słowa. “Wytrwaj. Poprzez wytrwałość rośnij w siłę.”

Uważnie przyglądał się młodemu krasnoludowi a w szczególności jego oczom. I była to pierwsza osoba do której przemówił.

- *Poznaj*, że imię me Lor’k’han. *Wiedz*, że jestem jednym z Ludu. - Szczególny nacisk kładł na słowo “poznanie” jakby kryło dla niego jakiś głębszy niedostępny innym sens.

Usiadł w pozycji lotosu, lecz z opuszczoną głową i pogrążył się w cichej kontemplacji.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament
Pan Błysk jest offline  
Stary 07-06-2013, 10:18   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mężczyzna, który pojawił się w "Starej Gospodzie" niczym nie różnił się od tysięcy podróżnych, którzy przekraczali gościnne progi tej karczmy od samego początku jej istnienie, czyli - jak mówili dobrze poinformowani - od ośmiu prawie lat.
Zakurzone ubranie, podobnie jak i wysokie, skórzane buty, świadczyły o dość długiej, przebytej drodze, a kusza i włócznia o tym, że potrafi sobie radzić z różnymi niesprzyjającymi zdarzeniami.

- Pokój, kolacja - poprosił Aeron. - Może być w odwrotnej kolejności.

***

Obudził się w całkowitej ciemności, z bólem głowy. I ciężkimi kajdanami na rękach i nogach. Panujący dokoła smród zatykał oddech. Podłoga się kołysała i bynajmniej nie był to skutek nadmiernego spożycia alkoholu. Był na jakiejś śmierdzącej łajbie, miał guza na głowie i dziurę w pamięci.

***

Zdecydowanie nie najlepiej czuł się w roli niewolnika. I wcale mu się ta rola nie podobała - bez względu na to, czy miał trafić do kopalni, czy do stoczni. Albo do kuchni, ale stamtąd zapewne wnet by go wywalili. Albo wrzucili do kotła...
Na razie jednak wyglądało, że ta przyjemność go ominie.

Trafił, na początek, do celi zajmowanej przez dwie istoty, o których do tej pory jedynie słyszał. I do tej pory nie pałał ochotą poznania. Szczególnie minotaura, który nie wyglądał na najmniej groźną istotę na świecie.

- Aeron Nathos - przedstawił się, wyciągając rękę na powitanie. - Możecie mi powiedzieć, gdzie my się właściwie znajdujemy?

Pozostanie do końca życia w jakiejś kopalni gdzieś na krańcu świata niezbyt mu odpowiadało. I najchętniej by się stąd zmył... tyle tylko, że nie wiedział ani jak, ani dokąd.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-06-2013, 10:53   #7
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Dzień 1
Gdy zamknęły się drzwi cel, a kroki strażników oddaliły się na tyle, że można było swobodnie porozmawiać nowi więźniowie wdali się w dyskusję z tymi, którzy byli tutaj dłużej.
W tego typu miejscach bywa różnie, jeżeli chodzi o stosunki między rasowe. Większość nie ufała nikomu i wolała milczeć. Stosowana jednak przez Lanthisa odpowiedzialność zbiorowa, wymuszała niejako wymianę podstawowych chociaż informacji.
Nowi niewolnicy dowiedzieli się przede wszystkim, że ucieczka z tego miejsca jest praktycznie niemożliwa. Pilnie strzeżony i ogrodzony wysoką palisadą obóz, liczni, dobrze uzbrojeni strażnicy i przede wszystkim fakt, że ich więzienie znajdowało się na wyspie to wszystko sprawiało, że o wolności można było tylko pomarzyć.
O wielu, jeśli nie o wszystkich, więzieniach mówiono jednak przecież podobnie. I w większości przypadków okazywało się, że zawsze ktoś potrafił znaleźć lukę w systemie obronnym.
Starsi więźniowie na tego typu fakty potakiwali w milczeniu głowami, aby później szeptem tylko dodać, że to może i prawda, ale tutaj strażnikiem jest też wszechobecna mgła.
Wszyscy mówili o niej z lękiem i obawą. Traktowali ją wręcz jako żywą osobę. Szeptano o niej przedziwne historie o magicznej mocy i sekretach się w niej kryjących.
Jakakolwiek, by nie była prawda o mgle jedno nie ulegało wątpliwości. Jej ciągła obecność sprawiała, że wszystko wokół przesiąknięte było stęchlizną i nieprzyjemną wilgocią.
Starsi więźniowie przestrzegali nowych, aby jak ognia unikali kontaktów z nadzorcą Urgiem. Był on bowiem strasznie agresywny, a jego zachowania całkowicie nieprzewidywalne.

W końcu wszyscy ułożyli się do snu. Za posłania służyły im wilgotne i cuchnące pleśnią sienniki, które już dawno powinny zostać wymienione. Najwyraźniej nikt jednak nie uznał, że więźniom należy się taki luksus i musieli spać na tym, co było.
Znalezienie wygodnej pozycji w tych warunkach graniczyło z cudem. Na dodatek chłód i wilgoć przenikały na wskroś i nie pozwalały zapaść w głęboki sen.
Nie tylko jednak te niesprzyjające warunki sprawiły, że część z nowych więźniów nie spała dobrze tej nocy.
Dodatkową przeszkodą w spokojnym śnie okazały się przedziwne sny, które ich nawiedziły.


Przeraźliwy, metaliczny huk obudził wszystkich zamkniętych w “Kamiennym bunkrze” więźniów.
- Wstawać łajzy zasrane. Wstawać! Pora do pracy! - wrzeszczał nadzorca.
Strażnicy, których wygląd przyprawiał o mdłości, kolejno otwierali cele i wyprowadzali niewolników. Większość zdeformowanych strażników w milczeniu wykonywała swoje obowiązki. Tylko nieliczni odzywali się do więźniów, poganiając ich do wyjścia.
Na zewnątrz ustawiono wszystkich w równe szeregi i policzono. Co bardziej bystrzy szybko zauważyli, że strażnicy w liczeniu mylą się i błędnie dodają. Samo odliczanie nie miało, więc na celu sprawdzenia faktycznego stanu osobowego, a miało stanowić kolejny element psychicznej presji. Taki przynajmniej był zamysł nadzorcy i jego pomagierów.

Pogoda od samego początku nie rozpieszczała więźniów. Od świtu padał rzęsisty deszcz. Stalowe niebo zasnuwały gęste, czarne chmury. Wątłe i poszarpane pasma mgły snuły się po obozie i okolicy, niczym zagubione duchy.
Strażnicy uformowali kolumnę marszową i uderzając z batów, zmusili więźniów do wyruszenia w drogę.
Przy bramie każdy z niewolników otrzymał pajdę chleba oraz skrawek suszonego mięsa. Rację wydawał szczupły niziołek o pociągłej twarzy z której nie schodził miły uśmiech.

Przemarsz do kopalni zajął ponad dwa kwadranse. Szli ubitym traktem z rzadka wyłożonym kamieniami. Wiła się ona pomiędzy porośniętymi pożółkłą trawą wzgórzami. Po lewej stronie znajdował się las, którego drzewa były powykręcane i zdeformowane niczym kończyny pilnujących ich strażników.

Już z oddali słychać było stukot młotów i kilofów uderzających w twardy kamień. Okazało się bowiem, że część z więźniów nie opuszcza kopalni i pracuje tam także w nocy. W większości byli to elfy oraz krasnoludy.
Urg stanął w rozkroku przed zebranymi więźniami i donośnym głosem powiedział:
- Kilkha słów dho nowych. Tho tutaj będzieta pracować. Nie lenić się i nie obijać. Kogho przyłapię na tym, dosthanie bathy. Ohn i cała grupha.
Po tych kilku słowach zachęty, strażnicy wprowadzili wszystkich do kopalni i rozdali narzędzia.

Okazało się, że kopalnia w której przyszło im pracować jest rozległa i głęboka. Liczne odnogi i korytarze wiły się i przecinały. Trudno było stwierdzić, czy cała konstrukcja została tak zaplanowana specjalnie, czy też stanowi naturalną formację. Główne wyrobisko znajdowało się kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Ogromna, okrągła pieczara wypełniona była hukiem i trzaskiem pracujących młotów. Stawieni grupkami więźniowie, albo wykuwali bloki prosto ze ściany, albo rozbijali gotowe bloki na mniejsze kawałki. Te z kolei były wywożone na górę, gdzie kolejne grupy transportowały je na zamek.
Praca była ciężka i monotonna. Kolejne uderzenia odmierzały wolno płynący czas. Nowo przybyli kontrolowani byli zarówno przez strażników, jak i przez współwięźniów. Ci pierwsi pilnowali należytego zaangażowania w pracę, a ci drudzy pilnowali nowych, aby uniknąć za nich kary.

Valerodenn, Aeron i Paulus mieli stosunkowo łatwo. Potężnie zbudowany minotaur w kilku uderzeniach wyznaczał właściwe wymiary bloku, który trzeba było wyrąbać. Widać było, że zna się on na kamieniach, gdyż jego uderzenia były na tyle precyzyjne, że bloki wychodziły równe i nie popękane. Tarli mimo, że znacznie mniejszy od swego kompana, miał znaczną siłę. Przy tym nie przykładał się jakoś specjalnie do pracy, a jedynie poprawiał i pogłębiał ślady pozostawione przez Daruga. Nowym odpadała, więc najcięższa i najtrudniejsza praca. Nie oznaczało to, że mogli się oni leni. Strażnicy bacznie ich obserwowali i każdy objaw przejaw lenistwa byl surowo karany.

Amber, Lor’k’han i Alexander nie mieli tyle szczęścia. Krasnoludzka rodzina na pewno znała się na tej robocie i wiedział, jak operować młotem i kilofem, jednak ciągłe kłótnie i zwady sprawiały, że praca nie szła tak, jak powinna. Na dodatek ranny Grimnir opóźniał ich i narażał na liczne razy
Skutek tego był taki, że już po godzinie każdy z nowy miał, co najmniej dwie pręgi na plecach po uderzeniach bata.

Praca na wyrobisku trwała do wieczora. Około południa w kopalni pojawił się niziołek Oliver Trophim z duży wiklinowym koszem. Częstował z niego wszystkich kolejną pajdą chleba oraz kawałkiem suszonego mięsa. Dwaj idący za nim strażnicy nalewali z miedzianego kotła wody do kubków.
Po posiłku i krótkiej przerwie, więźniowie na powrót zostali zagonieni do pracy.

Wieczorem ledwo żywi, z mięśniami palącymi żywym ogniem i z licznymi pęcherzami na dłoniach, niewolnicy zostali odprowadzeni do obozu. Tutaj poza odpoczynkiem w ich ciasnych i dusznych celach, czekała gorąca strawa przygotowana przez niziołka Trophima.
Przed wejściem do “kamiennego bunkra” Ludovic z polecenia Urga, dokonał przeglądu więźniów. Zdołał opatrzył pobieżnie najciężej rannych, zanim zniecierpliwiony ogr, nakazał wprowadzić więźniów do cel.
I tak od teraz miał wyglądać ich każdy dzień.

Dzień 3
Trzeciego dnia pobytu nowych więźniów na wyspie zdarzyło się coś niezwykłego. Jak zwykle skoro świt niewolnicy zostali zbudzeni i po zaopatrzeniu w prowiant, wyruszyli do kopalni.
Mgła tego dnia była wyjątkowo gęsta i nieprzenikniona. Otulała ona wszystko wokół swoim cuchnącym woalem.
Strażnicy zaopatrzeni w pochodnie szli, jak zwykle obok więźniów poganiając ich do szybszego marszu. Uważni obserwatorzy zauważyli jednak, że zarówno oni, jak i sam Urg rozglądają się uważnie wokół. Dało się wyczuć wśród nich dziwne napięci, czy nawet niepokój.
Gdzieś mniej więcej w połowie drogi, Urg nakazał zatrzymać się. Wszyscy stali niepewnie rozglądając się i nasłuchując. Nagle gdzieś z oddali odezwał się upiorny jęk.
Jęk ów jeszcze dobrze nie wybrzmiał, a Urg wrzasnął:
- Zawrócić kolumnę! Zawracamy!
Więźniowie poganiani przez strażników wrócili do obozu. Brama obozu została zamknięta, a warta podwojona. Resztę dnia niewolnicy spędzili w swoich celach.

Dzień 8
Tego dnia, jak zwykle niewolnicy zostali wyprowadzeni z obozu do pracy w kopalni. Po incydencie, jaki miał miejsce parę dni temu, wszyscy uważniej obserwowali okolicę i nasłuchiwali dziwnych dźwięków. Ten na szczęście, jak do tej pory się nie powtórzył.
Niewolnicy bez problemów dotarli na wyrobisko i rozpoczęła się codzienna, mozolna i ciężka praca.
W czasie przerwy w kopalni pojawił się elf Lanthis. Wziął on na stronę Urga i przez chwilę z nim rozmawiał. Następnie wraz z nim i Illandrą przeszli się wsród więźniów. Lanthis wskazał dwie grupy i odszedł. Wśród wybranych przez elfa była grupa byli Valerodenn, Aeron i Paulus oraz
Amber, Lor’k’han i Alexander.
Na razie jednak nikt nie wiedział do czego zostali oni wyznaczeni. Ani Lanthis, ani Urg nie powiedzieli na temat tego, ani słowa. Jedynie przechadzająca się wśród pracujących niewolników elfka Illandra, co i rusz zerkała na obie grupy uważnie się im przyglądając.

Wieczorem po kolacji więźniowie, jak to było w zwyczaju zostali zamknięci w swoich celach. Obie wskazane grupy zastanawiały się do czego też zostali wyznaczeni przez Lanthisa, nikt bowiem im tego nadal nie wytłumaczył.
Po krótkich rozmowach zapadli jednak w sen, wszak nazajutrz czekał ich kolejnych cięzki dzień.

Pobudka nastąpiła jednak szybciej niż się spodziewali. Urg w towarzystwie Illandry otworzył ich cele i wyprowadził obie grupy na plac. Wiał mocny północny wiatr i zacinał ostro, zimny nie przyjemny deszcz. Urg stał przed grupą wpatrzony w nich i zły, że w taka pogodę musi stać na dworze. Illandra chodziła nerwowo w lewo i prawo, jakby na coś czekała.

Co kilka chwil spoglądała ona w niebo i coś szeptała pod nosem.
Po kilku minutach oczekiwania w obozie zjawił się Lanthis. Przeszedł się kilka razy przed ustawionymi w rzędzie więźniami i przypatrywał się im uważnie.
Klejnot na jego szyi połyskiwał opalizująco.
- Tak, nadają się - orzekł w końcu - Zaprowadź ich Urg do kopalni. Ja dołączę do was później.
- Panie... - rzekł lekko łamiącym się głosem ogr - W taką pogodę mamy iść do kopalni?
- Tak - rzucił stanowczo elf - Illandra pójdzie z wami. Weź kilku wprawionych ludzi i ruszajcie czym prędzej.
Więźniowie niepewni swego losu, pobrzękując łańcuchami ruszyli smagani przez deszcz i wiatr w kierunku kopalni.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 09-06-2013, 11:33   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Skąd jesteście? - spytał dość nietypowych współlokatorów, gdy pierwsza wymiana imion i nazwisk dobiegła końca.

Odpowiedź “Krynn” niewiele mu powiedziała, ale Darug wnet postarał się o uzupełnienie braków w edukacji Aerona, zasypując go setkami mniej lub bardziej istotnych i ciekawych informacji. Okazało się również, że większość więźniów pochodzi Faerunu i przeróżnych jego zakątków. Najprawdopodobniej Lanthis najlepiej znał właśnie Faerun, albo też do tego właśnie świata miał najłatwiejszy dostęp i stamtąd woził więźniów do tej krainy, zwanej przez więźniów przeklętym światem mgły.
Prawdziwej nazwy świata nie znał nikt. Przynajmniej żaden z więźniów się do tego nie przyznał, a strażników nikt nie miał zamiaru wypytywać. Aeron również nie.

***

Podobno pierwszy sen na nowym miejscu ma swoje znaczenie. Jeśli tak, to co kryło się we śnie, jaki przyśnił się Aeronowi?
Jeśli sen był prawdziwy, to kogo niby uwięził Lanthis w magicznym kamieniu? I w jaki sposób Aeron miałby temu komuś pomóc? Sam był w niezgorszych opałach, więc co mówić o pomaganiu komukolwiek?
Poza tym nie bardzo znał się na magicznych klejnotach, a już w ogóle na uwalnianiu uwięzionych w nich osób czy bytów. I jaką miałby gwarancję, że to uwolnione ‘coś’ nie okaże się gorsze od Lanthisa i jego popleczników?

***

Łupanie kamieni w kopalni...
Zdecydowanie nie o takim sposobie zdobywania wiedzy myślał Aeron, gdy wyruszał do Candleceep. Nigdy nie marzył o poznawaniu od podstaw życia niewolników, zasad pracy w kopalni czy sztuki utrzymania się przy życiu, mając pajdę chleba i kawałek mięsa tudzież kubek wody w charakterze posiłku.
Czyżby Lanthis nigdy nie słyszał o tym, że nakarmiony niewolnik pracuje lepiej? A jeszcze lepiej pracuje ten, kto ma szansę pracą zarobić na wolność. Tu jednak raczej się na to nie zanosiło.
Na dodatek śmiertelność była przerażająca. Kiepskie wyżywienie i niebezpieczne warunki pracy nie sprzyjały długiemu życiu. Rekordziści, jak głosiły plotki, żyli na tej wyspie dwa late. Co oczywiście nie musiało być prawdą, bowiem nikt nie mógł zagwarantować, ze nie pomylili się oni w swych rachunkach.

Przeklętej mgły bali się wszyscy, nawet strażnicy. I mówiono o niej wiele.
Podobno jest przeklęta.
Podobno Lanthis wszedł z nią w jakieś układy, dzięki czemu jest mu posłuszna.
Podobno pilnuje, by nikt nie opuścił wyspy.
Podobno czają się w niej różne potwory.
Podobno można w niej zabłądzić i już nigdy z niej nie wyjść.
Podobno, podobno, podobno...

***

Każdy porządny więzień powinien pomyśleć o ucieczce.
Aeronowi, który nie miał zamiaru stracić życia na łupaniu kamieni i stworzenie wspaniałej rezydencji przeklętego elfa, również takie myśli przychodziły do głowy. Było jednak wiele czynników, które sugerowały, że jakiekolwiek plany mają nikłą szansę na realizację. Kajdany, strażnicy, ogrodzenie, mgła, wyspa, Lanthis.
Wniosek był prosty - należało okraść Lanthisa, ukraść galerę i... w drogę.
Albo poczekać, aż Lanthis wyruszy na kolejną wyprawę, ukraść jedną z remontowanych galer...

Aeron uśmiechnął się.
Marzenia ściętej głowy i tyle.
Z kim niby miałby zaplanować ową ucieczkę? Który z więźniów nie poleci z ozorem do jednego ze strażników?


***

Widać było coś prawdziwego w plotkach o kryjących się we mgle potworach. Dziwny jęk postawił włosy na głowach nie tylko jeńcom, ale i - co było dziwniejsze - strażnikom. Musieli się bardzo bać tego, co kryło się we mgle i wydawało takie dźwięki, bowiem miast maszerować do kopalni kolumna zawróciła do obozu.
Co i tak nie oznaczało dnia wolnego...
Wróg mego wroga jest moim przyjacielem?
Może to dziwne, ale jakoś się Aeron nie palił do spotkania ze źródłem owego jęku.

***

Kara, nie wiedzieć za co, czy wyróżnienie, również nie wiadomo za co?
Myśl o przydziale do grupy wybrańców losu przez jakiś czas dręczyła Aerona, na szczęście w końcu jednak przyszedł sen. I dobrze, bowiem pobudkę zrobiono im zdecydowanie wcześniej. I jeszcze, jakby tego było mało, musieli stać na deszczu. W wieloosobowym szeregu. A zatem nie stanowili trójki wybrańców.
Teoretycznie przynajmniej powinni się cieszyć z odrobiny czystej wody. Tej nigdy nie było za dużo. Ale wyraz twarzy Urga sugerował, że za każdą chwilę tej, hmmm, przyjemności przyjdzie im w przyszłości zapłacić.

Przez moment Aeron miał wrażenie, że z amuletu Lanthisa spogląda na niego czyjaś twarz. Złudzenie? A może to wpływ deszczu i ciągły brak snu.

***

Dzwoniąc kajdanami ruszył wraz z innymi w stronę kopalni.
Czy w czasie niepogody, w nieco zmniejszonej grupie, mili szanse na jakąś brawurową akcję? Bez plany? Bez sprzymierzeńców?
Szaleństwo.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-06-2013, 21:13   #9
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
Valerodenn z uwagą słuchał plotek starszych więźniów o rzekomej "żywej mgle".
Przysłuchiwaniom tym towarzyszyła nutka cynizmu i niepewności.
-"Żywa mgła"? Czy to jest w ogóle możliwe?- zadawał sobie samemu pytania.
Możliwa że rzeczywiście coś z tą mgłą było nie tak gdyż wyczuwał on coś mrocznego nie tyle w pogodzie co w całej wyspie.

******

Noc spędził on na swym niewygodnym posłaniu. Zdawać się mogło że przez dwie godziny nie mógł zmrużyć oka by później pogrążyć się w po części wymuszonym "błogim" śnie. Odpoczynek jednak nie trwał długo...Nie sprzyjały mu kłębiące się w głowie mężczyzny sny. Jedne tajemnicze, inne mrożące krew w żyłach. Po ostatniej późniejszej 3 próbie zaśnięcia dał sobie już spokój. Resztę nocy przesiedział patrząc się na pogrążoną w mroku ścianę.

******

Gdy po męczącym dniu zakończyła się praca w jego umyśle zagościła niepewność. Nie był już tak pewny tego że się kiedykolwiek z tąd wydostanie. Przebiegła go fala myśli o tym że przyjdzie mu tutaj umrzeć i już nigdy nie być wolnym. Resztkami sił pozostałych po całodziennej katordze złapał za kraty i próbował dramatycznie je wyłamać. Jak ptak z lasu uwięziony i pozbawiony skrzydeł.

******

Trzeci dzień przebyty w niewoli. Zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem strażników i nadzorcy. Może ta mgła jest kluczem do wydostania się z tąd?- myślał. Chociaż z kąd można było mieć pewność że to zjawisko nie może także mu zaszkodzić? Ważył dokładnie swe myśli szukając właściwego rozwiązania.

******

Dlaczego akurat jego grupa została wybrana? Do czego? Czy mieli zbadać dziwną mgłę której bali się nawet ich nadzorcy? Czuł on że to może być szansa. Szansa na ucieczkę z tego padołu w którym wylądował. Nabrał on nowej nadziei i chęci do działania. Gdy stanął przed nimi Lanthis oczy chłopaka zatrzymały się na dziwnym połyskującym klejnocie na jego szyi. Kamień jakby zahipnotyzował go i za wszelką cenę starał się utrzymać ten stan rzeczy. Przyglądał się on klejnotowi coraz głębiej nie słuchając tego co gadał elf i ogr.

******

Po wszystkim wyruszyli w stronę kopalni w deszcz i świszczący w uszach wiatr. Rozglądał się w okół jakby czekając na okazję...
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 10-06-2013, 23:20   #10
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
“Drogi Dzienniku, ha ha.
Kopalnia, dzień któryśtam.
Utknęłam tu z dwoma żrącymi się krasnoludami, trzecim niby-krasnoludem, jakimś gościem, który w ogóle się nie odzywa i zielonym, łysym dziwadłem. Przez tych brodatych dziadów mam całe obite plecy. Jak się nie przestaną wreszcie kłócić to sama im przyłożę.
Strażnicy zamiast nas pilnować to bronią nas przed mgłą, ha ha. No bo jak inaczej wyjaśnić ich zachowanie w czasie drogi? I boją się wycia. Ciekawe, czy to wrodzone, czy nabyte.
Od tych mokrych, wilgotnych kamieni zaraz dostanę wilka. Albo zapalenia płuc. Albo zapalenia wilka. Może wtedy trafiłabym do Ludovica - całkiem niczego sobie jest. Szkoda, że nie mają tu lazaretu.
Kuchnia też by była niezła. Przynajmniej ciepło i zawsze da się coś zwędzić. No i Oliver jest milutki - tyle, że mały.
Te marsze wte i wewte mnie dobijają chyba bardziej niż robota. I po kiego grzyba w kółko nosimy kilofy? Chyba po to, żeby się na nie w końcu nadziać ze zmęczenia.
Nie znoszę tego huku w kopalni; a wydawało mi się, że to w Waterdeep jest głośno. Cóż - jak ogłuchnę to przynajmniej przestanę słyszeć to kretyńskie seplenienie Urghanthyna. Co to w ogóle za imię? Jak ‘brygantyna’ czy jakoś tak.
Chciałabym kiedyś zobaczyć ten zamek, na który tłuczemy kamole. Choć podejrzewam, że najprędzej dostanę się tam w roli zaprawy murarskiej. Ponoć krew dobrze wiąże. I flaki. Oby ci tutaj o tym nie wiedzieli.”

Amber westchnęła i przerwała swoje pseudosarkastyczne rozmyślania. Przebywała na wyspie niemal dekadzień i wiedziała jedno - nie była stworzona do fizycznej pracy. Całej jej grupie praca szła fatalnie, a przez obolałe od razów plecy - jeszcze gorzej. Jak tak dalej pójdzie nie wróżyła sobie świetlanej przyszłości - zapewne nie przeżyje tu nawet miesiąca. Do tego w pierwszą noc przyśnił jej się jakiś durny koszmar. Że dziewice składali w ofierze w mrocznych rytuałach to rozumiała, ale duchy? Do tego męskie? Ta wyspa była jeszcze dziwniejsza niż się zdawało.

A teraz ten elf-porywacz miał wobec jej grupy jakieś niecne plany. Bo Amber wcale nie spodziewała się, że oni i jeszcze inna grupka są wyznaczeni po prostu jako wcześniejsza zmiana. Gdy wyprowadzono ją i pozostałych na deszcz i wiatr poczuła się jak owca prowadzona na rzeź. Spode łba spoglądała na broń strażników i kosztowną zbroję elfki. Gdyby miała choć połowę z tego... Ale niby gdzie miała by uciec? Nawet Illandra wyglądała na zdenerwowaną tą dziwną wyprawą. O ogrze nie mówiąc. Bali się złej pogody? Brzmiało to absurdalnie, ale pasowało do dotychczasowego zachowania oprawców. Lecz w takim razie z tego więzienia faktycznie nie było ucieczki - bo jak niby uciec przed pogodą? Chyba tylko do kopalni...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-06-2013 o 23:26.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172