Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-06-2013, 21:03   #1
 
Sniei's Avatar
 
Reputacja: 1 Sniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znany
[Sesja] Aut. D&D/FR Storytelling "Oblicza Chaosu"

Oblicza Chaosu


Sześćdziesiąty szósty stopień piekła… miejsce gdzie tylko najokrutniejsze i najpotężniejsze istoty mogą żyć, lecz, mimo wszystko, żadna z nich nie chce tutaj przebywać. Pomniejsze demony typu Vrock, Hezrou, czy nawet Glabrezu chowają się przed znacznie potężniejszymi osobistościami. Miejsce to jest domeną Pajęczej Królowej Lolth. Okrutna bogini spędzała większość czasu na samym środku ogromnej pajęczyny, którą nazywa swoją domeną.

Znużona bogini rozprostowała swoje liczne, cienkie odnóża. „Ile to już tysiącleci minęło odkąd miałam odrobinę zabawy?” Pomyślała gorzko zastanawiając się nad swoją przyszłością. Okrutna istota zwróciła swój złowieszczy wzrok na świat materialny. „Ile to już czasu minęło odkąd mieszkańcy Abeir-Toril poczuli co to jest strach, nienawiść, i chaos?” Lolth uśmiechnęła się złowrogo przyglądając się wieśniakom ciężko pracującym w polu. Już niedługo…





***

Czarodziej zgrzytał zębami z niecierpliwości czekając na odpowiedni moment. Gdy nareszcie nadeszła chwila na którą czekał, zawahał się. „Czy aby na pewno jestem gotowy?” Zapytał samego siebie. Zanim zdążył zareagować czerwone szaty arcymaga Mivsul zaszeleściły i postać ukazała się w drzwiach. Czarodziejowi włosy stanęły dęba gdy uświadomił sobie konsekwencje chwili niepewności.

„Zaxis! Zabij go.” Mivsul wezwał istotę z którą wcześniej zawarł pakt. Natychmiast postać potwornego olbrzyma pojawiła się przed niedoszłym mordercą. Czarodziej wytrzeszczał oczy widząc demona. Potwór skrzywił się co było jego odpowiednikiem uśmiechu, i przeszył pierś człowieka przeraźliwie ostrymi szponami. O dziwo krew nie polała się z rany, natomiast obydwoje rozpłynęli się w powietrzu tak samo jak Zaxis się pojawił.




„Ambitni uczniowie…” Zaklął arcymag po czym usiadł przy swojej księdze zaklęć. Minie wiele dni zanim będzie gotowy na wykonanie planu, który już uformował w myślach.

Cormanthor

Głęboko w lesie Cormanthor w głębi ciemnej jaskini, Liartharel myślał nad przyszłym losem swojej kompanii. Według niego spędzili już zbyt wiele dni w pobliżu powierzchni. Jego żołnierze byli zmęczeni ciągłą walką z elfami faerie, które zmobilizowały wiele odziałów po tym jak jego żołnierze wymordowali całą ich wioskę ku chwale Lolth. Ponad to kapłanka, która sprawowała prawdziwą władzę nad mężczyznami, zaczynała go denerwować. Wiedział, że jego wojownicy byli mu bezwarunkowo posłuszni, sam ich zresztą trenował, lecz bliskość kapłanki przeszkadzała mu w planach. Zamiast uciec w podmrok przed znienawidzonymi wrogami, uznała iż byłoby to tchórzostwo. Więc wbrew wszelkiej logice, stoją czoło w czoło z cztery razy większym odziałem przeciwników, wśród niego wiele czarodziejów i kapłanek bluźnierczych bogów. W sumie Liartharel miał Lolth głęboko gdzieś ale wiedział, że każdy inny bóg jest dużo gorszy.




Liartharel pomocał rękojeść krótkiego miecza wiszącego mu u boku. Myślał nad ucieczką gdyż samobójcza kapłanka z pewnością doprowadzi do zguby całego oddziału... Jednak gdy złapie go, to elf również zginie. “Jednak szansa na życie jest czymś więcej niż żadna...” Pomyślał. Przed oczami Liartharela przeleciało kilka scenariuszy. Wzdrygnął się po czym wstał i zaczął wdrążać plan w działanie...

Dolina Lodowego Wichru

Drizzt nie wiedział co myśleć. Ślady, które znalazł w śniegu należały do stworzenia z jakim się jeszcze nigdy nie zetknął. Było ich do tego bardzo wiele. Wielkie wyrwy w śniegu ciągneły się na północ w stronę Morza Ruchomego Lodu. Z zaniepokojeniem również zauważył, że zbierało się na zamieć jaka w dolinie nie zagościła już od wielu tygodni.

Drizzt schował się głębiej w kapturze zarówno przed mrozem jak i drażniącym słońcem. Postanowił podążyć za śladem nim zniknie. Sprawdził swój oręż, dwa magiczne sejmitary, i wyruszył w drogę. Zapowiadało się na to, że będzie niedługo musiał ich użyć...

***

“Czas rozpocząć rytuał!” Sykneła przerażającym głosem Emerle. Wielka wężo-podobna istota z ludzkim, aczkolwiek przerażającym obliczem, zwróciła swoje cielsko w stronę pozostałych istot o podobnym jej wyglądzie. Liczne pióra w jej długich, brudnych włosach trzęsły się nie znacznie w wyniku przeładowania mocą magiczną, gdy przemawiała do zgromadzonych.

“Znacie już wolę bogini i dlaczego się tutaj zagnieździliśmy.” Zaczęła szkaradna poczwara wskazując na lodową komnatę w której się znajdowali zgromadzeni. “Wiecie co nastąpi gdy zakończymy rytuał. Nie będzie mnie już tutaj, moje ciało zamieszka istota znacznie większa od nas wszystkich. Sama Shekinester chce wziąć udział w tym przedsięwzięciu i żadna z was nie ma prawa jej się przeciwstawić. Karą będzie natychmiastowa śmierć. Nie zniosę sprzeciwu lub zdrady. Zachowujcie się z szacunkiem godnym naszej rasy! A teraz nadszedł czas rozpocząć rytuał...”

Naga wpęzła w niestandardowy magiczny krąg w środku pomieszczenia. Magiczne kule palące się wokół niej zabłysły nowym, bardziej intensywnym lecz również jakby mrocznym światłem. Pozostali otoczyli magiczny krąg i rozpoczeli rytuał. Po chwili słychać było dziwny śpiew składający się z syków i przeraźliwych gróźb lub słów nie do wymówienia, w języku mocy.

Emerle zawyła z bólu. Był to krzyk niesamowicie przeraźliwy, nie miejący miejsca na świecie Abeir-Toril. Po chwili przerodził się w śpiew pięknej kobiety. Nadze wyrosły trzy pary rąk a z nich ciekła zielonkawa krew. Twarz potwora przerodziła się w wizerunek kobiety pięknej lecz okrutnej, jej czarna twarz i białe włosy były chyba najbardziej uderzającą różnicą od poprzedniego wizerunku postaci.

Emerle pstryknęła palcem a jedna z nag wypowiedziała zaklęcie. Złoty puchar powędrował w jedną z wielu rąk nowo przybyłej istoty. Wypiła zawartość chciwie po czym zaśmiała się okrutnie, po jej ustach spływała ludzka krew. Emerle wypęzła z magicznego kręgu po czym złapała tą właśnie nagę za gardło i powlokła ją za sobą jak lalkę nie zwracając uwagi na syki, które jej wkrótce akompaniowały. Uśmiechnęła się do siebie...

***

Lolth zatarła chciwie swoje pajęcze odnuża i uśmiechęła się. Aspekt twórczy Shekinester zezwolił jej na ingerencję... Miała nadzieję wreszcie przejąć duszę pięknego Drizzta. Ironia jego egzystencji dała jej słodki smak tego co miało niedługo nastąpić w świecie Abeir-Toril.

“Nie zawiedź mnie Sherama...” Mruknęła pod nosem a oczy zaświeciły jej się straszliwie. Lolth oblizała wargi namiętnie. “Nie zawiedź mnie...” Krew popłyneła obficie z jej oczów które zlizywał coraz to większy język. Szalony śmiech zagrzmiał Pajęczyną Demonów a wszystkie znajdujące się na niej istoty zadrżały z zgrozy.

Draugdin


Draugdin pociągnął konia za wodze by się zatrzymał. Ujżał piękny krajobraz lodowych gór w oddali. Nareszcie dotarł, Dolina Lodowego Wichru stała przed nim otworem. Draugdin wciągnął świeże, zimne powietrze doliny, po czym zsiadł z konia. Słońce zachodziło za horyzontem więc postanowił rozbić obóz. Wielki rumak stał u jego boku gdy ten rozpalał ognisko i przygotowywał miejsce do spania. Jego katana spoczywała obok ogniska, gotowa w razie niebezpieczeństwa.

Mroźny wiatr zawył a drzewa kończącego się lasu uległy mu i zakołysały się żałośnie. Draugdin zadrżał i dodał drewna do palącego się ogniska, zatarł dłonie i zaczął się grzać. Jutro szykowała się ciężka podróż do Bryn Shander, nie oficjalnej stolicy Dziesięciogrodu.

Draugdin spał spokojnie wiedząc, że jego czujny zwierzęcy towarzysz wyczuje każde niebezpieczeństwo, nawet przez sen. Śnił o grupie ludzi stających wokół niego. Jeden z nich, stający tuż przed nim trzymał piękną katanę którą dotknął po kolei jego ramion i głowy. Wizja zmieniła się w szalejącą burzę. Draugdin znajdował się na wielkim statku na środku morza. W burtę strzelił piorun a on przewrócił się...

“Wstawaj mówię!” Wrzasnęła jakaś kobieta. Spocony Draugdin wstał gwałtownie szukając swojego miecza. Nie znalazł go. Wielki topór nagle pojawił się tuż przed gardłem najemnika. Wielka, umięśniona kobieta zbliżyła się do Draugdina i spojrzała mu w twarz. Miała piękną twarz i jasne blond włosy ścięte krócej niż kobiety które najemnik zwykł widywać. Pod ciężkim kaftanem znajdowało się ciało niesamowicie kształtne a jednocześnie pozbawione wszelkiego tłuszczu. Kobieta miała mięśnie ze stali a łatwość z jaką trzymała ogromny topór tylko to potwierdzało.





“K***a! To nie on. Znowu jakiś włóczęga.” Wrzasnęła sfrustrowana opuszczając topór. Draugdin zauważył, że w okół niego znajdowało się przynajmniej dziesięcioro mężczyzn. Przyjżał się jednemu i stwierdził, że wyglądają równie imponująco. Kobieta spojrzała się na niego z wściekłością w oczach.

“Chyba k***a coś powiedziałam! Wstawaj!” Draugdin wstał nie wiedząc co powiedzieć wściekłej kobiecie. Rozejżał się za swoim orężem i zobaczył, że jeden z mężczyzn trzyma jego katanę wraz z koniem. Spojrzał koniu w oczy i zobaczył w nich spokój i zapewnienie, że z strony nowo przybyłych nic mu nie zagraża. Mimo wszystko Draugdin chciał jeszcze raz poczuć kojącą rękojeść w dłoni.

“Widziałeś może jakiegoś barda w okolicy? Zwie się Asver. Mam ze s*******em porachunki...” Kobieta zauważyła badające spojrzenie Draugdina. Założyła ręce na biodra i spojrzała mu w oczy.

“Myślisz, że uda ci się pokonać chociażby jednego z nas? Dobra, Murd, daj mu jego dziwny miecz i rozwal go. Tylko go nie zabij.” Zaśmiała się.

Draugdin z ulgą złapał miecz i stanął do walki. Widząc postawę barbarzyńcy postanowił nie używać magii miecza, walka i tak długo nie potrwa. Stanął prosto i pochylił lekko głowę badając nogi barbarzyńcy i powoli wyciągając miecz z pochwy. Jeszcze chwila... i … Siedmio-metrowy mężczyzna rzucił się na Draugdina z swoim wielkim mieczem. Draugdin przymknął oczy na ułamek sekundy aby wczuć się w wibracje ziemi, zapach i temperaturę powietrza... Najemnik otworzył oczy... Następne ułamki sekundy były czymś czego kobieta nigdy nie widziała na oczy. Draugdin poruszał się z prędkością błyskawicy. W jednej chwili stał prosto, z zamkiętymi oczami, w drugiej stał za barbarzyńcą a katanę już chował do pochwy. Barbarzyńca niedowierzając spojrzał na trzy płytkie rany na jego piersi.

“Co ty...” Jąkneła zszokowana kobieta...

+100 Doświadczenia (100/2000)


Brilchan


Brilchan z zainteresowaniem przekręcił następną stronnicę księgi jaką w tej chwili czytał. Znajdował się w swojej prywatnej komnacie, mała część niedawno zbudowanego budynku Wielkiej Biblioteki Torilu. Biały kot w rude pręgi leżał na stole przy którym Brilchan zajmował się swoją lekturą, i przyglądał mu się przez wpół przymknięte oczy. Nagle uczony pochylił się nad książką z zdumieniem. Począ czytać z coraz to większym zainteresowaniem. Kot ziewną leniwie.

“Quaras nie przeszkadzaj.” Brilchan mruknął nie podnosząc wzroku. Kot nieco szerzej otworzył oczy. Przez chwile wydawało się, że chce coś powiedzieć ale zmienił zdanie i położył pyszczek spowrotem na łapy i znów przymknął oczy.

Tymczasem uczony czarodziej wczytywał się w księgę a jego twarz wykrzywiła się w grymasie zdziwienia. Najbardziej interesujące zdanie brzmiało tak: “Biblioteka ta jest chyba najlepszym źródłem wiedzy na temat sfer, niestety teraz znajduje się gdzieś na planie cienia w wyniku magicznej plagi.” Brilchanowi zakręciło się w głowie. Położył księgę na stole i spojrzał się na kota. Quaras podniósł nieco głowę i otworzył oczy z zaciekawieniem.

+100 Doświadczenia (100/2000)


Saenan


Potok Jednorożca chlupotał radośnie wśród lekko chwiejących się pod wpływem wiatru drzew. Ptaki śpiewały a las wydawał się śmiać do Saenana schylającego się z misą nad wodą. Rzeźka woda powoli wypełniła misę, którą elf trzymał ostrożnie. Wiedział, że woda posiada magiczne właściwości lecznicze i nie należy jej zanieczyszczać. Faktem było też to, że wszystkie inteligentne rasy zamieszkujące okoliczne tereny uzgodniły między sobą, że nie będą tego robić.

Saenan wziął głeboki oddech zanim wyruszył spowrotem w stronę świątyni z misą. Powietrze było odświerzające i niosło zapach wonnych kwiatów rosnących nieopodal. Elf uśmiechną się delikatnie i ruszył w stronę świątyni.

Wodę używał do podlewania krzaku poziomek który dziko zaczął rosnąć w ogrodzie znajdującym się na terenie budynku. Robił to już od kilku lat roślina nagrodziła go słodkimi owocami o magicznych właściwościach leczniczych. Jedna poziomka mogła wyleczyć chorego z niemalże każdej choroby magicznej i naturalnej. Nałożenie jej na ranę sprawiało, że zasklepiała się w przeciągu kilku godzin a po kilku dniach nie było po niej śladów. Saenan nie znał się na roślinach ale wiedział to, gdyż jego bogini Sehanine zesłała mu tą wiedzę.

Gdy Saenan podlewał krzak nagle oberwał czymś w głowę. Rozejrzał się i znalazł żołądź leżącą wśrod liści, rozerwaną przez jakieś małe ząbki. Gdy spojrzał w górę zobaczył ciekawie przyglądającą mu się wiewiórkę. Rude zwierzątko nagle zeszło po drzewie w stronę elfa charakterystycznymi szybkimi ruchami, przerwanymi krótką chwilą poświęconą na przyjżeniu się wszystkiemu co je otacza. Saenan uśmiechął się i rzucił żołądź w wiewiórkę. Zwierzątko uskoczyło i podeszło bliżej.

“Fajnie, fajnie, ale zwierzęta się tak nie zachowują druidko, możesz przestać udawać.” Saenan uśmiechnął się. Wiewiórka przekręciła łepek, jakby nie rozumiejąc. Po chwili jednak przestałą udawać widząć że elf się nie nabiera. Zwierzątko powoli zaczęło zamieniać się w piękną młodą elfkę o rudych włosach i szarym płaszczu.

“Saenan, niosę wieści...” Elfka uśmiechnęła się serdecznie widząc starego przyjaciela. Uśmiech jednak szybko zgasł a Saenan wiedział, że coś było nie w porządku.

“Zwierzęta na południu lasu są niespokojne. W lesie istnieje coś nienaturalnego. Krąg uważa, że mamy... wilkołaka w lesie... zetknąłeś się już z tego rodzaju istotami. Potrzebujemy twojej pomocy.” Zakłopotana druidka spojrzała w ziemię z szacunkiem. Saenan był starszy od niej o ponad sto lat więc, mimo lat przyjaźni, nie mogła powstrzymać się przed okazaniem mu należnego szacunku. Saenan zmarszczył brwi zaniepokojony. “Wilkołak,” pomyślał, “przecież już dawno nie widziałem tego rodzaju istot w tych stronach.”

“Muszę się zastanowić, wejdź proszę do świątynii, ugościmy cię. Zapewne odbyłaś długą podróż.”

+100 Doświadczenia (100/2000)


Asver


Asver obudził się w łóżku małżeńskim w jakiejś karczmie w Loudwater. Obok niego leżała nie brzydka kobieta. Podrapał się po głowie i jak zwykle pomyślał “Co ja sobie myślałem, gdy byłem pijany? Ona nie jest wcale taka ładna...” Asver wzruszył ramionami po czym wstał po cichu próbując nie obudzić panny. Bezszelestnie ubrał się, zebrał swoje rzeczy i udał się na parter. Nie zastał na dole nikogo więc zostawił karczmażowi obiecane pieniądze po czym wyszedł na zewnątrz.

Dosiadając swojego konia myślał o pięknym mieście Silverymoon. Miał nadzieję dłużej tam zagościć, gdyż miał wspaniałe wspomnienia związane z tym miejscem. Miasto było wielkie i piękne, godne nie jednej pieśni które posiadał w swoim repertuarze na jego temat.

Myśląc tak o Silverymoon i o tym co go tam spotka, przejechał kilka godzin przekraczając most nad rzeką Delimbiyr. Po chwili znudził go śpiew ptaków i wyjął lutnię. Ptaki zamilkły wsłuchując się w niesamowite dźwięki wydobywające się z jego instrumentu. Asver zaśmiał się radośnie czując dumę jaka rodziła się jedynie z prawdziwego fachu. Po kilku godzinach takiej zabawy, gdy słońce już zachodziło za horyzontem, wreszcie dotarł na skraj Wysokiego Lasu. Postanowił rozbić obóz i przeczekać noc zanim wkroczy do elfiego lasu. Kto wie jakie niebezpieczeństwa czychałyby na niego w nocy.

Noc nastała a Asver leżał przy ognisku. Sen mierzwił mu oczy i po chwili je zamknął...

Obudził go rozpaczliwy skowyt umierającego konia. Asver zerwał się na nogi wciąż wpół przytomny. Gdy jego umysł w końcu się wyostrzył ujrzał coś straszliwego. Jego koń był pożerany przez jakąś bestię. Potwór obrucił się nagle i wlepił swe ślepia w barda. Był to ogromny wilkołak, bestia z jaką Asver jeszcze nigdy się nie zetknął. Znał je jedynie ze swoich pieśni kiedy to jakiś bohater powalił istotę w końcowych wersach.




Wilkołak zawył straszliwie i rzucił się na barda. Bard nigdy nie stanął do pojedynku z tak okropną bestią, dlatego uznał, że pora wykorzystać swój spryt, nogi się pod nim uginały, bał się ale musiał zachować spokój. Pierwsze co bard próbował zrobić, to bezszelestnie uciec z tego miejsca. Wykonał unik lecz potwór zahaczył straszliwymi szponami po plecach Asvera. Momentum skoku potwora wysłało go w drzewo w które uderzył z impentem. Chwiejący się na nogach bard złapał swoje rzeczy i tym samym ruchem skoczył w las.

Biegł kilka godzin nie zwalniając kroku chociaż na chwilę. Wiedział, że wilkołaki mają wyczulony zmysł węchu i zapewne ten jest już na jego tropie. Plecy piekły go okropnie, lecz mimo bólu parł do przodu. Oczy mu mdliło, czuł jak krew spływa mu po plecach. Po chwili nogi zaczęły mu się trząść i zawiodły go. Bard padł na ziemię w pół przytomny. Przez przymknięte oczy ujrzał strumień przezroczystej wody. Nad strumieniem stała mała, lecz piękna świątynia. Asver padł na glebę nieptrzytomny, krew nadal sączyła się z świeżej rany.

+100 Doświadczenia (100/2000)


Rasheed

[ukryj]Arvelus
Cień. Postać. Śmiech. Czarna postać pożerająca światło z otaczającego ją pół-mroku wydawała się śmiać. Nie dało się jednak słychać żadnego dzwięku a wizerunek jej twarzy był spowity czernią tak głęboką, że wydawała się mieć bardzo odległe dno. Krew. Ból. Morze krwi zalało widok a zgroza wypełniła otoczenie. Postać nagle pojawiła się blisko... zbyt blisko. Jej białe, przepełnione magią oczy świeciły się złowieszczo. Kształt białych ust ujawnił się na jej twarzy, które po chwili wykrzywiły się w potwornym uśmiechu. Krew znów zalała wizję a w niej ukazała się scena bitwy. Żołnierze walczyli z nie ludzkimi istotami cienia. Niekiedy dało się zauważyć ogra, trola, goblina, czy orka mordującego ciemnoskórych wojowników. Krew rozmyła wizję. Zamieniła się w ogień palący i wyżerający wszystko, wśród niego stał wielki skrzydlaty demon z mieczem zaczerwienionym od krwi. Śmiech. Potwór śmiał się sadystycznie rozrywając jakiegoś kapłana na dwie części. Tup. Tup. Tup. Ogień rozstąpił się aby ujawnić figurę pieknej drowki zmierzającej w stronę Rasheeda. Kobieta szła kocim krokiem nie zwracając uwagę na otaczający ją chaos. Oblizała wargi. Jej twarz nagle pojawiła się tak blisko, że ujawniła kolor swych czerwonych oczu. Drowka uśmiechneła się słodko. Nagle uśmiech zamienił się w wizerunek najwyższego okrucieństwa i krew wypełniła scenę po raz ostatni.





***
[/ukryj]
Rasheed obudził się z łzami w oczach.[ukryj]Arvelus Był przerażony wizją jaką otrzymał we śnie. Ponadto nie wiedział co oznacza.[/ukryj] Wstał i przejechał dłonią po ciemnych włosach. Rozejrzał się po luksusowym pokoju w którym się znajdował. Nie pamiętał jak się tutaj znalazł. Nie pamiętał wielu rzeczy które się ostatnio wydarzyły. Pamiętał jedynie rozpacz. Po chwili przyjżał się pierścieniowi znajdującemu się na jego dłoni i pamięć powoli powracała. Wraz z nią przypomniał sobie kim jest i jakie jest jego zadanie. Uśmiechnął się gdy pomyślał o cesarzu. [ukryj]Arvelus Głupiec[/ukryj] Zatrudnił go jako jednego z dziesięciu doradców w sprawach bespośrednio dotyczących państwa. Otrzymał rekomendację od Syl-Vara, jednego z bardziej wpływowych Pasha w Calimporcie.[Ukryj]Arvelus Rasheed nagle wzdrygnął się przypominając sobie kałużę krwi w której znajdował się starzec. Zaczął się bać o swoją duszę... popełnił tyle... myśl zamarła w umyśle gdy[/ukryj] Ktoś zapukał do drzwi.

“Panie, za pół godziny cesarz będzie oczekiwał ciebie wraz z resztą doradców na sali tronowej.”

[ukryj]Arvelus Rasheed uśmiechnął się złowieszczo. Czas zacząć zabawę.[/ukryj] Mężczyzna wstał i ubrał się w ciemne, nie zwracające uwagi szaty doradcy. Po pięciu minutach przygotowań już był gotowy i udał się na salę tronową.

Króla zastał jak zwykle na tronie. Po jego prawej i lewej stronie były miejsca dla doradców. Rasheed zajął swoje miejsce na jednym z nich.

“Nadchodzi posłaniec Sevrelius z Silverymoon z wiadomością od pani Alustriel.” Zapowiedział sługa zajmujący się tym. Doradcy zaczeli szeptać między sobą. Dało się słychać “Ona jeszcze żyje?” Rasheed pozostał w milczeniu. Gdy wielkie drzwi tronowe otworzyły się a dumnie wyglądający starszy mężczyzna o siwych włosach wkroczył na salę głosy zamilkły. Wzrok miał skierowany prosto na króla ignorując wszystkich w okół. Po chwili stanął, i wyjął pergamin wiadomością.

“Pani Alustriel przesyła wszelkie wyrazy szacunku.” Powiedział zanim zaczął czytać. “Minęło wiele stuleci nim nasze królestwa nawiązały jakiś kontakt. Wędrowni z Calimshan często odwiedzają naszą wspaniałą stolicę. Wiele słyszeliśmy o tych egzotycznych ziemiach. Od wielu lat jednak nie mieliśmy powodu aby się z wami skontaktować. Wysyłam tę wiadomość, gdyż to się zmieniło. Młody uczony czarodziej ostatnio podjął się zadania skompletowania wielkiej biblioteki. Nazywa ten projekt Wielką Biblioteką Torilu. Zwrócił się do mnie o pomoc a ja, uważając to za dobry pomysł, postanowiłam wykorzystać to aby skontaktować się tobą, Królu Konradzie. Przysyłam nie tylko jednego z moich najlepszych wysłańców i jego szacunek, ale również podarunek w postaci pięknej różdżki mocy. Instrukcje jej obsługi znajdują się w dębowym pudełku w którym jest przechowywana. Oczekuję twojej współpracy, Królu Konradzie, w zrealizowaniu tego projektu. Szczegóły pozostawiam mojemu wysłanikowi. Przekaże ci jakich dzieł poszukujemy. Pozostań w przekonaniu, że Konfederacja Srebrnych Marchii nie zapomni ci tego i myślę że będzie to dobrym początkiem ustanowienia dobrych stosunków pomiędzy naszymi królestwami. Podpisano Pani Alustriel Silverhand.”

Wysłannik schował pergamin zamaszyście i ukłonił się królowi, po czym zaczął się wycofywać z sali według obyczaju. Konrad zamrugał a szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

“Co o tym myślicie?” Zwrócił się do swoich doradców.

+100 Doświadczenia (100/2000)
 
__________________
Jakość, nie prędkość.

Ostatnio edytowane przez Sniei : 24-06-2013 o 21:52. Powód: Usunięcie postu dla gracza, który nas opuścił.
Sniei jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172