Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2013, 19:28   #1
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
[DnD 3.5 FR] Wolność

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8J6t5jr0bX0[/MEDIA]

Niektórzy w po prostu mają pecha w życiu. Niektórzy sami ściągają na siebie nieszczęście, swoim wścibstwem i ciekawością. Jeszcze inni wiedzieni chciwością i chęcią zysku wpadają w sidła podobnych sobie. Dalej droga jest prosta i jasna. Szybkie pojmanie i transport do najbliższego targu niewolników. Cóż, tak… niewolników. Bo, jeśli szczęście dopisze, to najlepsze co może się stać z nieostrożnymi wędrowcami. Choć pewnie znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że najlepsze co może się przydarzyć w Podmorku to szybka i bezbolesna śmierć.
Jednak dla większości stworzeń porwanych z powierzchni, ten krótki moment, tuż przed wciągnięciem pod ziemie, jest ostatnim kiedy widzą blask słońca. Zostają porwani przez same drowy, które często wychodzą na powierzchnię w poszukiwaniu nowych niewolników albo sprzedani w Góromroku przez łowców żywego towaru z powierzchni. Żywot istot zniewolonych dokonuje się w ogromnych męczarniach, skrajnym wykończeniu, pod smaganiem bata drowów. Albo w paszczach potworów, tylko po to aby zapewnić rozrywkę Opiekunkom i pospólstwu. Nawet jeśli jesteś członkiem tej okrutnej społeczności nie możesz być pewny jutra. Drowy są bezwzględne i zabijają swoich za najdrobniejsze przewinienia lub nieposłuszeństwo, ale zawsze zdarzają się wyjątki. Ci z pośród mrocznych elfów, którzy nie zginęli, a stali się niewolnikami są taktowani najgorzej, ich życie jest udręką. To los gorszy od śmierci dla członów tej dumnej rasy.
Porwani z powierzchni naziemny często pokonują długą drogę zanim trafią do Domu, któremu będą służyć jako niewolnicy. Zdarza się, że pochwyceni zupełnie przypadkiem trafiają w ręce handlarzy, którzy są na tyle odważni, aby zejść do miast Góromroku, takich jak Menzoberranzan, gdzie jeśli im się uda, sprzedają niewolników a sami odchodzą z sakwami wypełnionymi drogimi kryształami. Choć zdarza się, że tak samo jak ich towar, sami handlarze zostają zabrani w głąb ziemi pod Faerûnem. Jenak podróż niewolników nie kończy się na Góromroku, zostają ściągnięci kilometry pod powierzchnie ziemi, do miast drowów wykonanych w wielkich otchłaniach lub przestworach, gdzie życie jest niebezpieczne, a podróżowanie skrajnie wyczerpujące. Śródmrok, bo tak nazywa się ten obszar Podmroku, jest już zupełnie odmienny od powierzchni. Pod względem roślinności, zwierząt, otoczenia jak i „manier” istot, które można tu spotkać. Niewielu dotarło tutaj, jeszcze mniej dotarło tutaj z własnej woli, a prawie nikt nie wrócił stąd na powierzchnie.

* * *

Nie inaczej było z wami. Porwano was, a wy byliście mniej lub bardziej świadomi tego, kto stał za tym wszystkim. Niektórzy z was sami pchali się w paszczę potwora jakim jest podziemny świat, wiedzieni chęcią zysku lub ciekawością . Inni uciekając przed pościgiem szukali schronienia w podziemiach, w których ich pojmano. Niektórzy zostali wyklęci ze swoich Domów. To już nie istotne, każdy z was jest teraz taki sam, jesteście sobie równi i każdy z was przedstawia niewielką wartość. Wasze życie nie jest droższe od kilku złotych monet, niezależnie od tego kim byliście wcześniej. Niewola u powierzchniowców to sielanka w porównaniu z tym, co dzieję się z niewolnikami po przekroczeniu granicy między Podmrokiem, a powierzchnią. Niewielkie, ale regularne posiłki, minimalna brutalność i przemoc – to zapewniają naziemcy. Wszystko po to, aby niewolnik prezentował się jak najlepiej. Jednak gdy nadzorcą staje się drow…


Podróżowaliście z karawaną mrocznych elfów wiele tygodni. W warunkach cięższych niż moglibyście sobie wyobrazić. Pierwsze dni, gdy ścieżka była prosta i opadała równo w dół były do zniesienia, nawet mimo braku pożywienia. Po kilkunastu dniach trafiliście do Śródmroku. Tu warunki stały się dużo cięższe, a z ogromnej rzeszy niewolników zginęło już bardzo wielu. Marsz utrudniały kajdany, które mieliście zapięte na kostkach i nadgarstkach jak i sama droga. Szlak prowadził niskim korytarzem, który co chwila przecinany był ogromnymi przestworami lub otchłaniami, w których wiał wiatr o sile huraganu, dodatkowo utrudniając drogę. Wielokrotnie pokonywaliście zbocza otchłani, schodząc po stromych ścianach. Drowia karawana, która kupiła was od naziemców podróżowała wierzchem na olbrzymich pająkach przez co dla nich pokonywanie praktycznie pionowych ścian nie było problemem.


Straciliście rachubę czasu. Katorga trwała miesiąc, może dwa. Czas zlał wam się w jedno, jednak dotarliście do celu a, przy życiu pozostało jednie trzydziestu niewolników. W wielkiej pieczarze, w której strop niknął w mrokach, a przeciwległych ścian nie było widać znajdowało się miasto. Miasto drowów. Strzeliste mury, zakończone przypominającymi szpony blankami, wysokie i smukłe wieże wykonane z obsydianu i zwieńczone sączącymi lekkie światło kryształami. Przed karawaną otworzyły się masywne wrota. Miasto, które w zasadzie było połączeniem ogromnej ilości platform, zawieszonych na stalaktytach i stalagnatach, miało w sobie coś magicznego i gdyby nie zmęczenie, głód i strach moglibyście się zachwycić jego architekturą. Prawie dla każdego z was był to obcy i egzotyczny widok. Zatrzymaliście się na największej platformie, zaraz za murami miasta, która pełniła rolę targowiska. Poza waszą karawaną było jeszcze wielu innych kupców i handlarzy, nie tylko żywym towarem.
Słaniając się na nogach, staliście w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Wasi nadzorcy nie nawoływali klientów, oni czekali. Czekali na kogoś kto miał odebrać transport niewolników. W niedługim czasie dotarł do was partol drowów. Mroczne elfy wymieniły między sobą kilka zdań, a nabywcy wyraźnie niezadowoleni z tak przetrzebionej ilości niewolników zapłacili tylko część umówionej ceny.
Wasi nowi właściciele poprowadzili was wiszącymi mostami, rozpiętymi między platformami do Domu, w którym przyjdzie wam służyć. Była to wielka posiadłość, otoczona murem podobnym jak te miejskie, tylko niższym, a sam budynek przypominał bardziej twierdzę niż rezydencję. Wszechobecne były też symbole i posągi Lolth, Pajęczej Królowej, której służył praktycznie każdy drow. Zatrzymaliście się na placu przed rezydencją. Dotarło do was, że jesteście skrajnie wycieńczeni i głodni, wasze ręce i stopy poodzierane są do krwi od kajdan. A tak naprawdę to dopiero początek…

Gdy zbrojna grupa drowów, która okazała się być strażnikami Domu oddaliła się na swój posterunek wyszedł do was inny drow, ubrany w elegancką zbroję z adamantytu. Za nim przyszło kilku innych zbrojnych. Mówił bardziej do siebie niż do was
- Vith! Tylko tylu? Mówiliśmy o setce, a przyprowadzili nam raptem kilka sztuk bydła z powierzchni! Następnym razem pójdę po nich sam, a jak zamówienie się nie będzie zgadzało to osobiście wypatroszę tych handlarzy! -


Po tych słowach odwrócił się do jednego ze swoich przybocznych i wydał mu jakiś rozkaz. Drow skinął głową i pośpiesznie wyszedł przed szereg, użył kilku magicznych słów i z jego rąk wypłynęła biała i gęsta mgła, która przesączała się przez niewolników, zatrzymując się tylko przy niektórych. Wykrycie magii. Mimo, że nie wszyscy z was władali magią, to każdy z was był w stanie rozpoznać to zaklęcie. Między innymi wśród niewolników obdarzonych magią znalazł się mały gnom, człowiek o wyraźnie nie ludzkim pochodzeniu, brązowo złotych włosach i czarnych oczach. Wśród nich znajdowało się jeszcze kilkunastu osobników. Gdy czar się zakończył, a wybrańcy zostali oznaczeni do akcji wkroczyły kolejne dwa drowy. Jeden niósł obroże, a drugi karwasze. Podchodzili kolejno do niewolników, zapinając im obrożę na szyi. Karwasze były przeznaczone jedynie dla oznaczonych niewolników. Gdy drowy zbliżyły się do człowieka aby założyć mu obrożę i karwasze, ten cofnął się o krok i zaczął panicznie krzyczeć – N-nie! N-ie, błagam! Proszę, nie! Tylko nie te obroże, nie! - upadł na kolana i zaczął błagać, a gdy dwa mroczne elfy zaczęły się z nim szarpać ten stawiał opór. Drow nadzorca nie zawahał się ani przez moment i szybkim krokiem podszedł do opornego niewolnika. Następnie błysnęła stal, a niewolnik się uspokoił i przestał szarpać. Na chwilę zaległa cisza, wśród której dało się słuchać krople, krople krwi kapiące z rozciętego brzucha mężczyzny. Sekundę później stal błysnęła ponownie, a odgłosom kropli zawtórowała odgłos głowy upadająca na bruk, zaraz za nią głuchy łoskot bezgłowego ciała osuwającego się na ziemię. Gdy wokół trupa rosła szkarłatna plama praktycznie wszyscy niewolnicy zamarli, jednak nie drowy. Mroczne elfy jak gdyby nigdy nic wróciły do zakładania obroży i kajdan.
- Jeszcze któryś z was robaki spróbuje mi się przeciwstawić to skończy gorzej niż to ścierwo tutaj! - krzyczał nadzorca i z całej siły kopnął bezgłowe zwłoki. Po jego słowach kolejny z niewolników okazał nieposłuszeństwo. Myśląc, że skorzysta z zamieszania zerwał się z miejsca i puścił się pędem w kierunku bram posiadłości. Nadzorca tylko skinął ręką a zza jego pleców ruszył pościg. Mroczny elf dosiadający ogromnego pająka. W kilka sekund dopadł niewolnika i pozwolił swojemu osobliwemu wierzchowcowi wbić swoje żuwaczki w nieszczęśnika, który krzycząc w niebogłosy wił się na ziemi. Jad był silny, a ukąszenie bolesne. W kilka chwil nieposłuszny niewolnik przestał się ruszać i wyzionął ostatnie tchnienie.
Tymczasem drowy z obrożami zbliżały się do pierwszego z was…
 

Ostatnio edytowane przez Lomir : 30-08-2013 o 19:39.
Lomir jest offline  
Stary 06-09-2013, 18:23   #2
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Shaz’zar posłusznie przyjął obrożę, jednak nie odmówił sobie bezczelnego uśmiechu, który zdawał się wołać: “niedługo i tak wam ucieknę”. W tym samym czasie czerwone oczy drowa nieustannie taksowały okolicę, oraz pilnujących ich strażników. Szukał czegokolwiek. Schematów poruszania się grup i jednostek, martwych plam w nadzorze i słabych punktów architektonicznych. Wszystko mogło się przydać, a Shaz’zar wolał wykorzystać każdą chwilę na znalezienie luki, przez którą, niczym ten pająk, mógłby się prześliznąć ku wolności.

Ponoć im człowiek starszy, tym mądrzejszy. Ale nie trzeba było być wiekowym starcem, by pojąć, że w tym momencie jakiekolwiek ‘nietypowe’ zachowanie było tylko i wyłącznie napraszaniem się o szybszą śmierć. Co było lepsze - umrzeć od razu, czy może trochę później?
Krążyły opowieści o tych, którym udało się uciec z Podmroku, z niewoli u drowów. Ile w tym było prawdy, a ile bajki - trudno było orzec, ale Veles wolał spojrzeć na te opowieści bardziej optymistycznie i założyć, że tkwi w nich nieco prawdy. Gdyby teraz miał uciec, musiałby znać mnóstwo ciekawych czarów - niewidzialność, latanie i parę innych w tym samym stylu, albo i lepszych. Nie miał ich, zatem pozostawało tylko jedno - udawać posłuszeństwo, obserwować i cierpliwie czekać na okazję. A teraz - cierpliwie poczekać na założenie kajdan.

Gdyby Debra miała życzenie umrzeć szybko, nie czekałaby aż do tej chwili, jak tych dwóch głupców. Po drodze zdarzyło się wystarczająco wiele okazji, by spotkać się oko w oko z kostuchą po stokroć. Widziała takich, którzy, kiedy tylko dotarło do nich dokąd zmierzają, sami zorganizowali sobie mniej lub bardziej żałosne zejście z tego łez padołu. Wystarczyło podpaść któremuś ze strażników, lub przypadkiem odpaść od ściany przy schodzeniu z urwiska. Niektórzy po prostu byli zbyt słabi i nie wytrzymali trudów podróży. Inni okazali się zbyt ufni i naiwni, wierząc w dobrą wolę współwięźniów. Dlatego za wszelką cenę broniła swoich mizernych racji żywnościowych nie zważając na ich jakość. Dzięki temu ona jeszcze żyła, a truchła kilkorga z tych, których podniebienia zdawały się zbyt wymagające, by tknąć ochłapy, które rzucali im nadzorcy, zostały gdzieś na szlaku.
Jak oka w głowie pilnowała też butów. Ci, którzy zostali boso, na ostrych krawędziach skał zdzierali sobie stopy do kości, a kiedy nie mogli już iść dalej, byli po prostu zarzynani jak prosięta.




Kiedy więc jej własne lekkie buty przestały nadawać się do czegokolwiek, postarała się o inne. To, że były ciut za duże, nie miało aż takiego wielkiego znaczenia.
Wprawdzie szanse były skrajnie niskie, miała jednak nadzieję, że pożyje wystarczająco długo, by znaleźć sposób na wydostanie się z tarapatów. To, co założono jej na szyję wyglądało dość perwersyjnie, jednak, że nie tylko ją wzięto na smycz, wydawało się pocieszające w tej marnej sytuacji. Czemu miała służyć obroża, tego zapewne miała się dowiedzieć później. Jeśli nie dało się odmówić tej wątpliwej przyjemności, nie miała zamiaru zgłaszać sprzeciwu i trafić od ręki do piachu.

Kolejnym niewolnikom zostały zapinane obroże. Nikt nie cierpiał, nie krzyczał. Czasami tylko potrząsali głowami, jakby chcieli strzepnąć coś z głowy, lub łapali się za skroń. Lekko przerażeni, postanowiliście się nie sprzeciwiać. Przynajmniej na razie, co było mądrą decyzją. Może pożyjecie dłużej niż tamci. Pierwszym do którego zbliżyły się dwa drowy był Veles. Z racji swojego pochodzenia przykuł uwagę dwójki, która przez kilka sekund zawahała się i przyglądała z zaciekawieniem mężczyźnie. Jednak chwilę po tym na szyi Velesa została zapięta obroża, która bardziej przypominała biżuterię niż obroże dla psa. Była wykonana z metalu, który był zimny w dotyku, a pokryta była lekko świecącymi inskrypcjami, jednak nikt z was nie umiał ich zrozumieć. Gdy zamek, który znajdował się z tyłu zatrząsał się młody mężczyzna usłyszał w swojej głowie milion szeptów, wiele głosów, które odzywając się jednocześnie były nie do zrozumienia, za to wywołały ból w skroniach, który na szczęście szybko ustąpił. Co dziwne, zamek który wcześniej zauważyliście teraz zniknął w ogóle, a obroża stanowiła całość, ściśle dolegając do skóry, jednak nie dusząc noszącego. Jedynie inskrypcje zaświeciły się na kilka chwil jasnym niebieskim światłem, a potem przygasły i dalej jarzyły się jak na początku. Przyszła kolej na karwasze, które zostały zapięte na przedramionach osób, w których została wykryta magia. W momencie zapinania ich stały się niesamowicie ciężkie, ale nie fizycznie, bardziej duchowo, albo energetycznie. Osoby, które były obdarzone jakąś mocą opisywały to tak, jakby ich zdolności zostały znacząco przyćmione, a same czuły się jakby przygniecione niewidzialnym głazem. Po kilkunastu minutach wszyscy byli zabezpieczeni, a drowy dały znak nadzorcy.
Chwila założenia obroży nie była dla Velesa niczym przyjemnym. Setki, czy może tysiące głosów, które rozległy się pod czaszką... Czyżby poprzedni 'nosiciele' obroży? Wtedy jednak magiczna ozdóbka musiałby mieć tysiące lat, bo owych głosów było bardzo, bardzo wiele. Tak wiele, że ich słowa przeplatały się ze sobą, mieszały i stawały nie do zrozumienia.
Pojedynczo, proszę, pomyślał, co jednak nie dało żadnego efektu. Głosy umilkły. Może był to skutek kolejnego "prezentu" - karwaszy. Również metalowych i podobnie jak obroże pokrytych niezrozumiałymi dla Velesa napisami.
Zadziwiająco ciężkimi karwaszami, jak na takie niewielkie kawałki metalu. I chyba było to złudzenie, bowiem machać rękami Veles mógł tak, jak poprzednio.
Co dziwniejsze, nie wszyscy zostali obdarowani takimi ozdobnikami założonymi na przedramiona. W ich grupce raptem parę osób, między innymi gnom.


-Zabierzcie teraz to bydło tam gdzie ich miejsce. Potem przydzielę im zadania. Vith'ez vil'klviss! - Po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku rezydencji. Was poprowadzono za ogromny budynek, gdzie waszym oczom ukazała się ogromna kopuła wykonana z plecionych prętów wykutych prawdopodobnie z adamantytu. Przypominała gigantyczną klatkę dla ptaków o średnicy kilkudziesięciu metrów, lecz w środku zamiast ptaków znajdowało się mnóstwo niewolników, którzy siedzieli lub leżeli na ziemi. Wyglądali na wycieńczonych i poobijanych, a dodatkowo byli potwornie wychudzeni i wystające kości spod skóry nadawały im jeszcze bardziej trupiego wyglądu. Sama „ptaszarnia” była podzielona na osobne kilkumetrowe cele, w których byli pozamykani różni niewolnicy. Drowy, które was prowadziły, otworzyły masywne wrota, które zdawać by się mogło, nie miały tradycyjnego zamka. Cała partia nowych jeńców została wprowadzona do części wspólnej i pozostawiona sama sobie. Wrota zatrzasnęły się za wami, a mroczne elfy oddaliły się w kierunku rezydencji.
Wystarczył rzut oka, aby przekonać się, że warunki są nieludzkie. Na ziemi walały się resztki zgniłego jedzenia, w odległej części wspólnej znajdował się dół kloaczny, który łatwo było zlokalizować przez paskudny smród nadciągający z tamtego miejsca. Na środku części wspólnej znajdowała się brudna sadzawka, która najprawdopodobniej miała służyć za źródło wody dla niewolników.
Wśród tych wychudzonych znajdowali się lepiej odżywieni i silniejsi, a w klatkach wydzielających część wspólną, niektórzy wyglądali na silnych wojowników, dobrze zbudowani i nie wyglądali na wycieńczonych pracą. Niewolnicy z nowej dostawy rozeszli się po klatce szukając kawałka ziemi dla siebie, a większość ze starych mieszkańców nie zwracała na was uwagi, choć kilku bacznie się wam przygląda.
 
Zormar jest offline  
Stary 06-09-2013, 18:49   #3
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Gdy wrota zamknęły się za ich plecami drow sięgnął ręką do swojej szyi. Przejeżdżał palcami obrożę po całej długości, ale nic! Pierścień zdawał się być wykonany z jednego kawałka metalu. Żadnego zamka… Na pewno była magiczna. Tym trudniej będzie się jej pozbyć. Ale nic od razu. Trzeba było działać z rozmysłem. Konsekwentnie i z wyczuciem badać otoczenie kawałek po kawałku.
Shaz’zar podszedł do źródełka. Zaczerpnął łyk wody, a potem następny i jeszcze jeden. Woda w “źródełku” była mętna i zanieczyszczona. W smaku przypominała raczej wodę płynącą przez rynsztok niż wodę pitną, ale póki co nie dawała negatywnych objawów, a pragnienie drowa zostało ugaszone. Następnie usiadł w miejscu, w którym było najmniej syfu i zaczął rozmasowywać obolałe mięśnie. Gdy tak siedział w milczeniu przyglądał się współwięźniom. Chudzi i wystraszeni, ale byli wśród nich także tacy, po których nie było widać oznak zmęczenia i głodówki. Tamci na pewno byli ważni. Na tyle ważni, by dostać odpowiednią porcję jedzenia. A może zdobywali to jedzenie z rąk innych więźniów?
Nie pozostawało nic innego jak czekać na rozwój wydarzeń. I obserwować. Tak go wyszkolono.
Mięśnie bolały.

Gdy mechanizm obroży zatrzasnął się na jej szyi, Debra zacisnęła powieki. W głowie przez moment huczało jej, jak w ulu. Wrażenie jednak szybko minęło i znów zapanowała względna cisza. Szybko otrząsnęła się z nieprzyjemnego uczucia. Na tyle, że gdy wprowadzono ich do klatki, która odtąd miała być ich “domem”, mogła trzeźwym okiem ocenić sytuację panującą wewnątrz.
Ohyda. Delikatnie ujmując, tak to można było nazwać. Brud, smród i ubóstwo. Zgromadzono tu przedstawicieli chyba wszelkich ras, jakie mogły istnieć w znanym jej, a może i w znacznej części nieznanego jej świata. Nie licząc mieszańców. Wielu nawet nie potrafiłaby pewnie nazwać. I chyba dla wielu z nich czystość i porządek były pojęciami obcymi, albo wręcz magicznymi. Niestety nie na tyle, żeby zechciały stać się same. Większości z egzystujących tu niewolników nie dziwiła się. Zagłodzeni, posiniaczeni i poranieni, prawdopodobnie byli za słabi, by interesować się czymkolwiek. Ale zauważyła też, że nie wszyscy byli aż tak skrajnie wycieńczeni. Wręcz przeciwnie. Dlaczego? Nie wyglądali na nowe nabytki. Nikt nie wyglądał tak dobrze po wielotygodniowej tułaczce w kajdanach przez podziemia. Podejrzewała, że nie wyglądaliby tak dobrze nawet, gdyby obżerali tych wszystkich biedaków z ich głodowych racji. Może byli utrzymywani do innych celów? Pewnie wkrótce przekona się na własnej skórze, o co w tym wszystkim chodzi. Tymczasem powinna się dobrze rozejrzeć, powęszyć. Jeśli się uda, poszukać sojuszników, kogoś kto już wie, jak tu przeżyć. Przykucnęła nad brzegiem sadzawki wypełnionej mętnym, udającym wodę płynem. Mimo, że spragniona, jak cholera, jednak powstrzymała się. Jakoś pragnienie nie było jeszcze aż tak wielkie, aby odważyła się próbować tego czegoś.

A jednak znalazł się ktoś odważny, albo niezbyt rozsądny, kto zdecydował się napić. Tyle, że drow. Swoją drogą zabawne, że “czarnuchy” więziły też swoich współplemieńców. Ciekawe, co ten skurczybyk przeskrobał? I dlaczego w ogóle jeszcze żył? Ciekawe też czy to, że jest drowem w jakiś sposób ułatwi mu życie, czy też wprost przeciwnie? Gdyby miała choćby miedziaka, postawiłaby na to drugie. Niestety ten, kto walnął ją w łeb, zabrał jej wszystko, co przy sobie miała.

Postanowiła poczekać trochę, by się przekonać, jak na wodę zareaguje żołądek “czarnucha”. Fakt, że jako tutejszy, mógł być uodporniony na miejscowe świństwa. Jednak sama obserwacja mogła jej pomóc w zorientowaniu się, czy byłoby warto trzymać się blisko niego. Nawet jeśli po raz pierwszy znalazł się w takim miejscu, to jednak co nieco powinien wiedzieć. W końcu był w zasadzie w swoim środowisku tyle, że teraz po drugiej stronie kraty.

Byli jeszcze ci, z którymi ją tu przyprowadzono. Mimo jednak, że przebywali razem od wielu tygodni, w żaden sposób nie mogłaby stwierdzić, że kogoś z tej cokolwiek niepełnej już trzydziestki, która zdołała przeżyć, poznała bliżej w międzyczasie. Początkowo zastanawiała się czy to możliwe, by wśród uprowadzonych jeńców był też jej prześladowca z powierzchni. Nigdy nie stanęła z nim oko w oko, ani nie zbliżyła się na tyle, by dostrzec jego twarz. Po pewnym czasie stwierdziła, że prawdopodobnie zginął, ponieważ żaden ze współwięźniów nie sprawiał wrażenia, iż ją rozpoznał. No i dobrze, bo nie wiadomo, czy charakternik mścić by się nie zechciał. Miała dostatecznie dużo problemów i bez tego.

Wnętrze ich nowego "domu" zdawało się potwierdzać pierwsze wrażenie Velesa dotyczące bezgranicznej głupoty drowów. Po co wydawać złoto na niewolników, skoro się o nich nie dba? On sam niewolnictwa jako takiego nie popierał ale wiedział, że najedzony niewolnik dobrze pracuje, a z zagłodzonego i batem nie wyciśnie się wiele. Przynajmniej na dłuższą metę. Po co więc jakieś zakupy? Nie lepiej zainwestować nieco w to, co się ma?
Niestety, znajdował się po niewłaściwej stronie krat i z wprowadzaniem reformy niewolnictwa nie miał do kogo się udać.
Jak na razie trzeba było znaleźć sobie jakiś kąt, zorientować się w panujących tu stosunkach i, ewentualne, zawiązać jakieś sojusze. W jedności siła. Podobno.

Po tym jak wprowadzono nowych lokatorów do ich nowego "domu" gnom, którego umysłu nie przyćmiły magiczne karwasze rozpoczął poszukiwania kogoś znajomego. Niestety po chwili przeglądania twarzy pozostałych więźniów nie rozpoznał nikogo.

Chwilę potem obserwował, jak jeden z drowów niewolników - cóż za paradoks - podchodzi do sadzawki, która służyła jak widać za poidło, po czym pije znajdującą się w niej wodę. Po minie niewolnika wysnuł przypuszczenia, że woda nie należy do gatunku świeżych.. Mimo wewnętrznych oporów ruszył również do ich jedynego źródła cennego w przetrwaniu płynu. Gdy podszedł do sadzawki zanurzył w wodzie palec, po czym przyciągnął do nosa i użył swojego świetnego węchu. Odór sprawił, że momentalnie odsunął jak najdalej mógł mokry palec od twarzy. Mimo to udało mu się wyczuć, że w wodzie nie ma nic toksycznego, więc postanowił zaryzykować i ugasić palące pragnienie. Nie robił tego z najmniejszą przyjemnością dla swoich kubków smakowych, ale zaspokoił głód organizmu.

Zaspokoiwszy swoje pragnienie znalazł jakiś skrawek w miarę słabo zabrudzonej skały, na której usiadł, by dać odpocząć stopom i nogom. Podczas chwili spokoju naszła go chęć, by trochę rozweselić towarzystwo, ale zaraz po tym wróciły wspomnienia, które przypomniały mu o tym, jak na jego żarty reagowali strażnicy i pozostali niewolnicy, gdyż te nie podobały się tym pierwszym, za co ten był regularnie karany kopniakami.

Woląc się tym razem nie narażać na to samo ze strony swoich nowych koleżków i koleżanek zaczął oglądać bransolety, które przeklęte drowy mu założyły. Jako mag i jubiler szacował z czego są wykonane, jakich zaklęć na nich użyto, ogólnie starał zdobyć jak najwięcej o nich informacji, które być może pozwolą im się ich pozbyć.

Gnom przyglądał się karwaszom zapiętym na jego przedramionach. Nie przypominały niczego z czym miał styczność w swoim długim życiu. Ani jako mag ani jako jubiler. Inskrypcje zapisane na ich powierzchni były niejasne, a materiał z którego je wykonano był obcy Dininowi. Jedyne co wiedział, to że zapięte je mieli jedynie niewolnicy, w których została wykryta magia. Jeśli sprawa tyczyła się obroży to wiedza magiczna gnoma była również zbyt mała, jednak jako jubiler wiedział mniej więcej o sposobie wykonywania takich “ozdób”. Z odpowiednego materiału tworzono obręcz, a następnie nanoszono na nią dłutkiem inskrypcje, które dopiero po nasączeniu magią lub magicznymi komponentami przynosiły odpowiedni efekt, a ten mógł być różny. Niuchacz raz w życiu widział taką obrożę, jednak nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 07-09-2013, 06:34   #4
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Jak to się stało, że dwójka górskich orków dała się złapać takim małym szpiczatouchym istotom? W sumie to wszystko ma swój powód w głupocie ich przywódcy. Wódź nie miał ani krzty rozumu. Nie to co Crubnash i Kraknash. Dwójka braci wyróżniała się wśród tej niezbyt inteligentnej rasy. Pierwszy z braci był w stanie ogarnąć to co jest narysowane czy nawet napisane! w jakiejś księdze. Wracając jednak do tego paskudnego zniewolenia. Wszystkim oczywiście była winna paskudna magia i głupota wodza. Crubnash od zawsze był za tym, żeby tego tępaka zostawić gdzieś w górach i niech sobie tam gnije, reszta hordy jednak bała się, że związanie największego z orków będzie zbyt niebezpieczne.

W sumie to sam Crubnash dokładnie nie wie jak to było z tym zniewoleniem. Po prostu obudził się w klatce. Wyjął sobie z uda jakąś dziwną śmieszną strzałkę. U nich to takie komary latały. Śmierdziała paskudnie. Później ork usłyszał jedynie strzał z bicza i zrozumiał co się stało. A z tą magią i wodzem to mu inni powiedzieli, zanim ich zatłukli czarnoskórzy szpiczaści.


Crubnash przyglądał się dziwnym zwyczajom, których totalnie nie rozumiał. Z jednej strony był ciągnięty z jakimiś różowoskórymi, z drugiej ciągnęły ich czarnoskóre elfy. Ork znał ich język. Milczał jednak przez większość czasu marszcząc brwi i zerkając na swojego brata.
Gdy tylko pajęczy jeździec przemknął zaraz obok niego, zdziwił się. To było dla niego tak, jakby ktoś jeździł na świni. I to i to jest do jedzenia, a nie do bycia wierzchowcem. Od zawsze lubił świńskie żeberka oraz pajęcze nóżki. Miło chrupały, jak się je odpowiednio przyrządziło. Przez moment Crubnashowi przemknął zapach i smak pieczonych przysmaków Bgula - speca od gotowania w jego i Kraknasha hordzie. Piękne czasy. Teraz jednak trzeba było się przyzwyczaić do tego nowego miejsca i jakoś się tu ustawić. Może takie elfy lubią patrzeć, jak ktoś daje komuś po pysku?
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 07-09-2013, 07:47   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gnom zdenerwował się. Miał już coś na końcu pamięci, ale nie mógł za cholerę się do tego dokopać w swoim umyśle. Chciał już zacząć wrzeszczeć z frustracji, ale był zbyt zmęczony nawet na to. Wolał też nie wzbudzać zainteresowania strażników, znał ich już trochę i wolał nie dawać im pretekstu do bicia, czy czegoś gorszego. Zaczął się więc rozglądać po klatce, a dokładniej, po kratach, czy co to tam jest. Swoimi jubilerskimi zdolnościami szukał jakichś szpar, czy czegoś, co świadczyłoby o naruszeniu w jakimś stopniu konstrukcji, czy co doprowadziło, lub mogło doprowadzić do obecnego stanu.

Yalop może nie tyle swoimi zdolnościami jubilerskimi co ogólnym pojęciem o architekturze i inżynierii wiedział, że klatka jest pleciona z pasów hartowanej stali, najprawdopodobniej na gorąco i łączona na skrzyżowaniach nitami. Gdy podszedł bliżej krat mógł zmierzyć rozstaw stalowych pasów, który zarówno w pionie jak i w poziomie był jednakowy, jednak zbyt gęsty aby nawet tak mała postać jak Niuchacz mógł się przez niego przecisnąć. Możliwe, ze posiadając odpowiednie narzędzia i wystarczającą ilość czasu udałoby się wyłamać pręt czy dwa.
W tym samym czasie, gdy gnom przyglądał się kratom obok niego odezwał się jakiś ledwo słyszalny głos. Był cichy, zmęczony i ochrypły.

- Nie *kaszel* uciekniecie stąd. - powiedział wychudzony, stary mężczyzna. Można było zliczyć wszystkie jego kości przez skórę, która przypominała bardziej poorany bliznami i siniakami pergamin niż zdrową ludzką skórę. Znajdował się w pozycji półsiedzącej, plecami oparty o kraty klatki. Wpatrywał się w gnoma swoimi zapadniętymi oczami - Nie *kaszel * masz nic do jedzenia, prawda? Nie jadłem od dwóch tygodni, a pewnie za niedługo *kaszel* przyjdą po mnie. Na zmianę do *kaszel* kopania rudy. A jeśli nie będę miał *kaszel* siły to zabiją mnie na miejscu. Nie *kaszel* chce umierać, nie tak i nie tutaj… - skończył wypowiedź niewolnik.
- Wszyscy pracują w kopalni? - spytał Veles, do którego uszu dotarła również ta wypowiedź. - Jak często? I czemu nic nie jadłeś od tak dawna? - zadał kolejne pytania.
Dokoła walało się nieco jedzenia. Jakoś nikt go wcześniej nie zjadł. Na królewski stół by się nie nadawało, ale gdy kto głodny...
Przyjrzał się kratom. Aż tak solidna robota to nie była i przy odrobinie zbiorowego wysiłku dałoby się coś z tym zrobić. Gdyby nie kilku strażników na wielkich pająkach, którzy z zewnątrz przyglądali się więźniom. Z pewnością nie byliby zachwyceni tym, że ktoś psuje ich budowlę.
Starzec odwrócił wzrok w kierunku Velesa i popatrzył nieprzytomnym wzrokiem. Zdawał się nie patrzeć na niego tylko w dal, daleko za plecami mężczyzny.
- Chłopcze *kaszel* zatrucie pokarmowe to *kaszel* pewna śmierć. Odwodnienie, wycieńczenie organizmu. *kaszel, suchy i męczący* Mimo, że jesteśmy skrajnie głodni, nie można jeść wszystkiego *kaszel* nauczysz się. I tak zostaniesz tu *kaszel* do końca swoich dni. *ochrypły śmiech* - po czym starzec przestał na chwilę mówić. Dyszał ciężko. Widać, że taka krótka wypowiedź go zmęczyła. - Nie, nie wszyscy kopią *kaszel*, ale zdecydowana większość. Ruda i kamienie szlachetne to podstawa *kaszel* gospodarki mrocznych elfów. Poza zbrojnymi napadami i grabieżami *kaszel*. Są jeszcze inni niewolnicy, są trzymani gdzie indziej. Nałożnicy. Tutaj są *kaszel* kopacze i gladiatorzy, którzy walczą *kaszel* dla rozrywki drowów. Ale ci *kaszel* długo nie żyją.
- A tę wodę, z sadzawki, można pić bez problemów? - spytał Veles.
- Parszywa jest, brudna. I chyba czymś zanieczyszczona. *kaszel* Można pić, ale z czasem ci co ją piją *kaszel* chorują i słabną. Jak ci się poszczęści *kaszel* to przy wydobywaniu rudy trafisz na *kaszel* skałę tykwową. Kiedyś taką *kaszel* miałem, ale ktoś mi ją ukradł - powiedział starzec.
- Gladiatorzy to są tamci, nie tacy wychudzeni? - Veles wrócił do wcześniejszej wypowiedzi starca. -Czy też to są jacyś ulubieńcy drowów - donosiciele i tacy tam…?
- Aaa, ci.. *kaszel* To nie gladiatorzy. To najgorsze ścierwo jakie chodzi po powierzchni Faerûnu! *przeraźliwy kaszel* - starzec uniósł się gniewem, na tyle ile pozwoliło mu zmęczenie, ale okupił to długim i wycieńczającym kaszlem. Kontynuował już dużo ciszej - To kapo, najgorsi z więźniów. Biją innych, zabierają im jedzenie. Mimo, że sami nie są lepiej *kaszel* traktowani przez drowy to znęcając się nad słabszymi mają *kaszel* lepsze warunki. Tu rządzi prawo *kaszel* siły.
- Drowy nie mają nic przeciwko temu, że więźniowie się zabijają?
Starzec pierwszy raz spojrzał swoim mętnymi oczami w oczy Velesa. Wyraźnie dało się wyczytać na wychudzonej twarzy zdziwienie.
- Chłopcze *kaszel* ile ty już jesteś niewolnikiem? Dzień? Nie sądzę *kaszel*. Nie poznałeś jeszcze natury mrocznych elfów? *kaszel* Lubują się w przemocy, a dla znudzonych strażników to *kaszel* rozrywka. Nie męcz mnie więcej, proszę. Masz coś do jedzenia? *kaszel* Albo czystą wodę?


Żałosny biedak, pomyślał Shaz’zar, spoglądając na churchlającego mężczyznę. Słyszał tylko strzępki rozmowy, ale z tego co usłyszał wiedział, że człowiek dawno stracił nadzieję na poprawienie swojego losu. Typowe dla powierzchniowców, którzy nie przywykli do życia w Podmroku. Tutaj trzeba się pogodzić z faktem, że śmierć czyha na każdym kroku, ale nie wolno się jej poddawać. W grupie patrolowej Shaz’zara mieli takie powiedzenie: “choćbyś siedział w paszczy bazyliszka, spraw, żeby to był jego ostatni posiłek w życiu!”.
Biedak jest sam sobie winny. Tu jest Podmrok. Tu zwycięża hart ducha. A prawo siły rządzi wszędzie.

W tym momencie jeden z kapo ruszył w kierunku Shaz’zara. Drow szybkim krokiem podszedł do przedstawiciela swojej rasy siedzącego na ziemi i wykorzystując pęd chciał przewrócić Shaz’zara i przygnieść go do ziemi stopą, jednak zwinny łowca uchylił się i kopniak ciężko wylądował na posadzce. To tylko rozwścieczyło atakującego, który odwrócił się w stronę Shaz’zara i przybliżył swoją twarz do jego twarzy.
- Myślisz, że jesteś taki sprytny? - powiedział - Zobaczymy jak długo wytrzymasz bez jedzenia i czystej wody, bo wiedz, że przy najbliższym karmieniu nie dostaniesz ani okruszka. Już ja o to zadbam - uśmiechając się paskudnie wskazał na pozostałych kapo, którzy obserwowali sytuację gotowi do interwencji.
Shaz’zar splunął na ziemię, gdy tamten się odwrócił. Cwaniak, bo ma poparcie. Bez wsparcia byłby tak samo żałosny, jak ten kaszlący dziadek. Tropiciel zapamiętał sobie twarz elfa i jego kompanów. Musiał uważać. Dopóki sam nie znajdzie popleczników.
Rozejrzał się po klatce w poszukiwaniu samotnych drowów, albo innych istot, które zdolne były do jakiejkolwiek współpracy. Im szybciej pozna towarzyszy niedoli i rozezna się, kto gdzie stoi na szczeblu tej parszywej drabinki społecznej, tym lepiej.
Drow nie zauważył albo nie chciał zauważyć splunięcia Shaz’zara. Odwrócił się do niego i powiedział
- Dobrze, że znasz swoje miejsce, robaku - odepchnął tropiciela, a sam szybkim ruchem wstał i ruszył w kierunku swoich kolegów śmiejąc się w głos.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-09-2013, 08:52   #6
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Yalop spojrzał instynktownie na swoje ręce. Niestety był zbyt słaby i nawet zbyt duży, by się przemknąć przez kraty. Choć gdyby je tak mocno podgrzać i poprosić jakiegoś osiłka, by je wygiął... To mogło być coś. Lub najpierw podgrzać, a potem ostudzić wtedy metal mógłby zacząć słabnąć. To było kolejne wyjście. Niestety oba plany spaliłyby na panewce, gdyż nikt nie mógł używać magii, a ogniska nie ma z czego nawet rozpalić tak, czy tak. No chyba, że z ich ubrań, ale to od razu by zwróciło uwagę stróżów chędożonych. W sumie to magia też, ale wtedy by można jakoś się też pozbyć strażników, co dawałoby możliwość na ucieczkę. Mimo to samemu będzie strasznie trudno przeżyć, a temu można zaradzić szukając kompanów wśród razem z nim osadzonych.

Gnom przysłuchiwał się dziadkowi, którego o mało nie wziął za jakiegoś żywego truposza. Wszystko przez jego brudne okulary i anemiczny wygląd starca. Gdy jubiler przetarł już trochę swoje szkiełka, to zrobiło mu się żal starca. On też już był w sędziwym wieku i wiedział, że jeśli trafi mu się kopalnia, o której wspomniał starzec, gdy rozmawiał z jakimś człowiekiem, to kres jego życia chyba nastąpi jeszcze szybciej, niż zakładał. Ta myśl jeszcze bardziej utwierdziła brodacza w tym, iż musi się stąd jak najprędzej jakoś wydostać. Mimo to pierwszą rzeczą jaką by musiał zrobić to pozbyć się kajdan i obroży, co nie może być takie łatwe. Spojrzał wtedy na człowieka, który jeszcze przed chwilą rozmawiał z anemicznym dziadem.
-E... Ty. -wyszeptał do kompana w niedoli machając ręką, by się zbliżył. Miał nadzieję, że tamten zechce porozmawiać. Wtedy też gnom kątem oka ujrzał, jak mroczne elfy zaczęły się szarpać między sobą. Wolał się od nich trzymać z daleka. Nigdy nie wiadomo, czego się można po takim spodziewać.
Veles jednak nie zdążył odpowiedzieć, gdy w klatce zaczęło się dziać coś, co zainteresowało Velesa bardziej, niż ewentualna wymiana poglądów, która mogła poczekać na inną okazję.
- Zaraz... - odszepnął.

W momencie gdy gnom próbował nawiązać kontakt z mężczynzą, który wcześniej rozmawiał ze starcem, do młodej dziewczyny, która do tej pory stała przy wejściu do klatki podszedł ten sam drow, który wcześniej zaczepiał Shaz’zara. On sam jak i jego “wesoła kompania” zaraz za nim.
- No co tam ślicznotko, co tak stoisz? Wejdź, zapraszam, zapraszam - powiedział z ohydnym uśmiechem, na koniec kłaniając się teatralnie - No, nie stój tak. Chodź się przywitać, ślicznotko. Zabawimy się, będzie miło - nie przestawał.

Deabruari znała podobnych im typków. Korzystali z każdej odrobiny przewagi nad słabszymi i z każdej miary bezkarności. Nie będą mieli żadnych skrupułów. W przestrzeni zamkniętej kratami to oni sprawowali władzę. Sama, nie miała z nimi żadnych szans. W otwartym terenie na pewno próbowałaby uciec. W tym akurat była dość dobra, ale tu, w klatce… Tu nie było dokąd uciekać, ani się skryć. Strach przyprawiał ją o galop serca i ściskał żołądek. Wydawało się jej, że najgorszą opcją byłoby wdawanie się z nimi w dyskusję. Nie prowokować? Nie zwracać na nich uwagi? Udawać głuchą? Może znudzą ich zaczepki. Gdyby miała chociaż jakąś broń. Nawet zwykły nóż. Nic z tego. Rozpaczliwie, kryjąc panikę w oczach pod opuszczonymi powiekami, przeszukiwała ziemię. Nawet jednego porządnego kamienia. Nic, czym mogłaby rozwalić gębę zbliżającemu się do niej gnojkowi, który wyglądał na ich prowodyra. Dyskretnie zerknęła na kraty klatki. Jeśli przyprą ją do ściany, będzie po niej. Kiepska sprawa. Przez całe życie udawało ci się dziewczyno unikać kłopotów, choć się czasem o nie dopraszałaś, a teraz, kiedy nie ma w pobliżu nikogo, kto miałby odwagę się za tobą ująć, wpadłaś po same uszy.
Może nie powinna była tego robić, ale cofnęła się o krok, skrzętnie unikając wzroku napastliwego drowa. Wtedy dostrzegła zbliżającego się z boku mężczyznę. Znała go, choć nigdy dotąd nie zdarzyło się jej z nim rozmawiać. Był jednym z nowych niewolników.

Był to Delamros, a jego życie było cudowne, miał mnóstwo kobiet, jeździł z miejsca na miejsce, pił dużo alkohol… Czego chcieć od życia więcej? Wszystko zmieniło się w nocy kiedy został pojmany. Jak się tu znalazł? Nie do końca pamiętał, został złapany na potwornym kacu. Podczas drogi nie było z nim najlepiej. Brak odpowiedniego pożywienia oraz wody doskwierał mu najbardziej. Chciał żeby ta podróż skończyła się jak najszybciej, obojętnie gdzie miałaby się skończyć.
W końcu znalazł się w klatce. Przez warunki jakie w niej panowały zaczął się jednak zastanawiać co było gorsze, podróż czy to. Od momentu wtrącenia do klatki, Delamros nie brał żadnego udziału w dyskusjach, kłótniach czy innych rzeczach. Miał to gdzieś, a poza tym nie miał też sił aby ruszyć się chociaż trochę. Czuł, że kompletnie stracił kontrolę nad swoim losem. Musiał ją jak najszybciej odzyskać jeżeli chce jeszcze kiedykolwiek oddychać powietrzem jako wolny człowiek.

Właśnie wtedy kapo zaczęli nękać kobietę, która razem z nim znajdowała się w klatce.

Gdzie się podziała jego pewność siebie? Jeszcze kilka miesięcy temu od razu rzuciłby się, aby pomóc biednej kobiecie w potrzebie. Liczyłby oczywiście na jakąś „nagrodę” z jej strony, to oczywiste, ale na pewno próbowałby jej pomóc.

A teraz znalazł się w najgorszej sytuacji w jego życiu. Delamros po raz pierwszy od wielu, wielu lat poważnie obawiał się o swoje życie. Cały czas chodził nerwowo po klatce. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Obrzydzeniem napawało go wszystko co znajdowało się w klatce, łącznie z osobami, z którymi tu przybył. Drowy zabrały jego pewność siebie, ale cały czas próbował jakoś przekonać innych, a najbardziej siebie, że wciąż panuje nad sytuacją, że nie udało się go złamać, a warunki jakie panują w klatce zupełnie mu odpowiadają.

Musiał szybko wziąć się w garść i spróbować wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji, musiał w końcu stać się tym Delamrosem sprzed kilku miesięcy. Po chwili zastanowienia podjął decyzję, że kobiecie w potrzebie trzeba pomóc.

Zaczął powoli kuśtykać w jej stronę. Kapo cały czas ją nagabywał, więc Delamros musiał działać w miarę szybko. Dosyć stresująca sytuacja, oddałby życie za butelkę czegoś mocniejszego, żeby trochę się rozluźnić. Gdy był już blisko kobiety udał, że się potyka i wpadł na nią licząc, że uda mu się ją przewrócić, kierując uwagę kapo z niej na niego.

Mimo refleksu dziewczyny, która widząc lecącego na nią Delamrosa próbowała się uchylić, mężczyzna wpadł na nią przewracając ich oboje. Drow, który nękał Debrę w pierwszej chwili się zdziwił, a następnie na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie, a w końcu złość. Podszedł do Delamrosa, który ciągle leżał na Debrze i wymierzył mu solidnego kopniaka, który wylądował na żebrach mężczyzny, zrzucając go z kobiety.
- Uważaj jak łazisz kreaturo! Zrobiłbyś krzywdę pięknej panience - powiedział drow i zbliżył się do Debry.
 
Morfik jest offline  
Stary 07-09-2013, 09:03   #7
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Robiło się ciekawie. Widać dobrze odżywione drowy miały pretensje nie tylko wobec przedstawicieli własnej rasy. Shaz’zar w normalnych okolicznościach pewnie wzruszyłby na to ramionami, ale kapo mogli stworzyć idealną okazję do pozyskania przez tropiciela wspólników. Ci, podobnie jak on, byli nowi, a co za tym idzie w miarę wypoczęci i względnie dożywieni. Stanowili więc doskonałych kandydatów na współspiskowców.
Dodatkowy bodziec do zainteresowania się zajściem stanowił fakt, że drowy narzucaly się niedwuznacznie jakiejś kobiecie. Shaz’zar nienawidził gwałcicieli i molestantów. Znajdowali się na liście jego najbardziej znienawidzonych rzeczy tuż po kapłankach Lolth i miłośnikach dziecięcych wdzięków.
Tropiciel wstał więc powoli, leniwym, długim ruchem, a następnie, równie subtelnie i z wyczuciem, zbliżył się ku grupce, by usłyszeć jak najwięcej i zareagować, jeśli będzie trzeba.

Delamros sturlał się z kobiety. Nie mógł złapać oddechu. Zaczął się dusić. Po chwili wszystko wróciło do normy, ale Chorster i tak oddychał szybko.
- Au, nie ma za co – powiedział, dysząc głośno, w stronę Debry, po czym zaczął powoli wstawać. Złapał się za wciąż bolące żebra. Udało mu się utrzymać równowagę przez dłuższy czas. Odwrócił się szybko w stronę leżącej kobiety i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Może pomogę? - zapytał z szarmanckim uśmiechem na twarzy.

Niewiele brakowało, a Debra odruchowo przyłożyłaby nieodpowiedniej osobie. Fakt nie miała czasu, by pomyśleć rozsądnie. Człowiek, który zaszedł ją z boku, popchnął i przewrócił, nie miał powodu, by ją atakować. Dlaczego więc tak perfidnie na nią wpadł? Nie był aż tak słaby, żeby się przewracać bez przyczyny. Wydawało się jej, że jeszcze kilka chwil temu trzymał się całkiem nieźle na nogach. Chciał pomóc? Ryzykant. Ta rycerskość mogła go drogo kosztować. Debra obawiała się, że nie skończy się na tym jednym kopniaku w żebra. W sumie zrozumiała, że nieoczekiwanie zyskała sprzymierzeńca. Biorąc pod uwagę jego niebrzydką, choć teraz trochę zabiedzoną i zarośniętą buźkę, mógł liczyć ze strony niektórych współwięźniów na zainteresowanie, którego z pewnością by sobie nie życzył. Spojrzała z lekkim wahaniem na wyciągniętą rękę mężczyzny. Nieznacznie skinęła głową i skorzystała z pomocy przy wstawaniu z ziemi.

Dziel i rządź. Stara zasada, która - jak widać - sprawdzała się i tutaj. Zorganizuj sobie paru pomagierów, a potem załatwiaj ewentualną opozycję i podporządkowuj sobie nowych więźniów jednego po drugim. To było coś, co się Velesowi nie podobało, bowiem koniec końców i jemu w końcu przyszłoby się zmierzyć z kilkuosobową bandą. A jeśli nie tą, to inną. Jak już, to w takiej sytuacji lepiej by było mieć za sobą paru sojuszników...
Na początek postanowił spróbować, czy uda się przeprowadzić pewną dyskretną akcję.
- Cucurii. - Veles wysłał pod adresem drowa ciche polecenie, że powinien obrócić się na pięcie i wiać gdzie pieprz rośnie.

-Co? - drow zrobił głupią minę, gdyż nie zrozumiał co powiedział Veles. Jednak czar, który miał zamiar rzucić kapłan został wchłonięty przez karwasze zapięte na jego przedramionach. Specyficzna “biżuteria” zajaśniała w momencie absorpcji zaklęcia i zaraz wróciła do poprzedniego wyglądu.
Drow, jeśli był zdziwiony tym, że nowi niewolnicy mu się przeciwstawiają, to nie okazywał tego po sobie. Popatrzył na Shaz’zara, następnie na Velesa, lecz jego wzrok spoczął finalnie na Delamrosie zachowującym się, jakby zupełnie nic się nie stało i oferującym swoją pomoc Debrze. Napastnik nie stracił pewności siebie, ale powstałe zamieszanie zniechęciło go do napastowania kobiety. Odwrócił się do Shaz’zara i Velesa odzywając się ociekającym pogardą tonem:
- Czego chcecie? Też chcecie się zabawić panienki? Nie radzę. Jak chcecie jeszcze pożyć, to w tył zwrot, ogon pod siebie i jazda stąd. To nie wasza sprawa, nie chopaki? - powiedział, odwracając głowę w kierunku swojej bandy. Teraz, gdy sytuacja robiła się napięta poza piątką, która stała za plecami drowa z tłumu niewolników wyszło jeszcze dwóch ludzi. Cała banda była mieszaniną różnych ras, a przewodniczył im drow.
-Rilrae, dobrze mówisz. Pokaż im kto tu rządzi! - dały się słyszeć głosy członków bandy.

Chryja wisiała na włosku, a atmosfera zrobiła się gęsta i śmierdząca, jak zawartość pobliskiego wychodka. Jednak herszt nie był aż tak pewny swojej racji, skoro szukał poparcia swoich koleżków.
Jeśli dobrze zauważyła tamtych było siedmiu. Na ich dwoje. Całkiem nieźle. Przy dobrym układzie zatłuką i ją i tego dzielnego chłopaczka zanim zabije ich harówka w drowich kopalniach. Chyba, że...
- Trzymasz się na nogach - zapytała szeptem człowieczego mężczyznę, który wciąż trzymał jej dłoń.
- Daję radę chociaż bywało lepiej, mam nadzieję, że jesteś cała - odpowiedział z lekkim uśmiechem Delamros, masując ręką obolałe żebra, po chwili zorientował się, że cały czas trzyma jej rękę więc szybko ją puścił. Cieszył się, że chociaż w niewielkim stopniu udało mu się pomóc dziewczynie, chociaż nie był pewny czy było to warte dostania kopniaka w żebra.

Skrzywiła się lekko do uśmiechającego się głupio chłopaka. Nie chodziło jej o subtelności i konwenanse.
Nie była pewna czy młodzian chce zginąć razem z nią, czy wyłgać się jakoś z sytuacji. Jednak jeśli już sam w to wdepnął, niechże ciągnie ten wózek razem z nią do końca.
- To trzymaj się mocno - wyszczerzyła się, choć nie był to wesoły uśmiech.
Mimo, że długa droga przez podziemia nadwątliła jej siły, dziewczyna zdawała sobie sprawę, że pobyt w niewoli na pewno już nie poprawi jej kondycji. Teraz, albo nigdy.
Chwyciła się mocno ramienia niespodziewanego sojusznika i korzystając z chwili, w której herszt kapo odwrócił twarz do swoich wątpliwej reputacji kompanów, wybiła się celując stopami w czułe miejsce poniżej pasa bandziora.

Po tym, gdy Chorster usłyszał te trzy słowa, które padły z ust dziewczyny wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dziewczyna złapała go mocno za ramię i kopnęła kapo prosto w jego klejnoty rodowe. Nie wiedzieć czemu Delamrosowi strasznie spodobało się jej zachowanie. Musiał przyznać szczerze, że dawno już nie czuł takiego podniecenia jak w tej sytuacji.
Cios mimo, że słaby był na tyle szybki i celny, iż drow nie był w stanie się przed nim obronić. Wszyscy bezsprzecznie mogli stwierdzić potwierdzone trafienie po jęku, jaki wydał z siebie napastnik, który chwilę po tym osunął się na kolana trzymając się za krocze.

- Ty… mała suko… pożałujesz tego! - wydyszał, po czym krzyknął - Brać ich! Obijcie im mordy!
Debra nie czekała aż wywrzeszczy kolejne groźby i wymierzyła następnego kopniaka w pysk drowa, póki ten trzymał się za skorupki swojej potłuczonej męskości.
Kolejny cios, mimo że silniejszy, był mniej celny. Albo drow był bardziej czujny, gdyż kopniak nie trafił bezpośrednio w cel, którym była twarz napastnika, a w tułów. Desperackie ataki małej kobiety były mimo wszystko zbyt słabe, aby położyć silnego i dużo większego drowa.
W momencie, gdy mroczny elf zmagał się z bólem i z kolejnymi ciosami Debry, zza jego pleców do ataku ruszyli jego kompani.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 08-09-2013 o 16:51.
Lilith jest offline  
Stary 09-09-2013, 00:13   #8
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Napięcie sięgnęło zenitu. Konfrontacja wydawała się nieunikniona i dwie strony konfliktu nacierały na siebie. Nowi niewolnicy sprzeciwili się reżimowi wprowadzonemu przez drowa, którego jak udało się im zasłyszeć zwano Rilrae oraz jego wielorasowej bandzie. Nowi nie chcieli pochylić głów i przyjąć z pokorą wszystkich zasad, które wprowadził Rilrae i mimo iż był kimś na kształt dyktatora wśród niewolników nie wzbudził w nowych strachu, a przynajmniej nie dali tego po sobie poznać. Gdy herszt bandy został znokautowany przez Debrę wydał rozkaz do ataku, a jego kompania rzuciła się na nowych…
Jednak zatrzymali się wpół drogi, zupełnie niespodziewanie. Wszyscy byli przygotowani na wymianę ciosów, ale do niej nie doszło . Przerwał im odgłos otwieranych krat i trzaskanie bicza. W bramie stało dwóch nadzorców, którzy smagali biczami w powietrzu i powoli się zbliżali.
- Co szczury, za dużo energii macie? Zaraz to załatwimy. - powiedział jeden z nich i poszedł do bandy drowa i zaczął wskazywać niewolników, a gdy wybrał już spory oddział powiedział – Jazda robaki, idziecie po sprzęt i wyżyjecie się przy kopaniu. - i zaczął poganiać biczem wybranych niewolników, w tym całą bandę i jej herszta. Wszyscy posłusznie wyszli z klatki prowadzeni przez drowa. Nikt się nie sprzeciwił, nie odezwał.
Drugi nadzorca, który został w klatce, okazał się tym samym, który was „powitał” na placu targowym. Zrobił dokładnie to samo co jego poprzednik, wybrał niewolników, którzy mieli iść z nim. Wybierał tylko z nowych niewolników, wybrał dziesiątkę. Dwóch orków, gnoma, czterech ludzi oraz trzech elfów, w tym jednego mrocznego. -Idziemy - wydał krótką komendę i wyszedł z klatki, czekając na niewolników. Gdy ci wyszli brama została za nimi zatrzaśnięta.
Szliście jeden za drugim, w milczeniu pod bacznym okiem nadzorcy. Po drodze minęliście kilka umbrowych kolosów, które prowadzone na łańcuchach szły posłusznie, tak samo jak i wy prowadzone przez jednego drowa. Co ciekawe, miały na sobie takie same obroże jak humanoidalni niewolnicy. Szybko dotarliście do czegoś na kształt magazynu z narzędziami, z którego zostały wam wydane miotły, łopaty i metalowe czyszczaki.


Następnie nadzorca zaprowadził was w miejsce, które przypominało waszą klatkę, jednakże trochę mniejszą i o mniejszych oczkach krat. Cała konstrukcja, która stała na krawędzi platformy była pokryta gęstymi pajęczynami, a na środku znajdowało się coś na kształt kokonu, w którym mieszkały pająki. Gigantyczne pająki. Jednak teraz niebyło żadnego widać. Nadzorca zatrzymał się przed klatą i powiedział -Macie wyczyścić klatkę z resztek jedzenia i mazi, którą trawią pająki. Jak skończycie to po was przyjdę. - odwrócił się do strażnika domu, który był w pobliżu i powiedział – Doglądaj tego bydła jak będzie sprzątać klatkę, a jak skończą – poślij po mnie - strażnik przytaknął i powiedział - Tak panie Istorvir!- po czym wprowadził was do klatki i zamknął ją za wami.
Staliście naprzeciw wielkiej konstrukcji wykonanej przez pająki, kokonu w którym składały jaja i mieszkały. Waszym zadaniem było uprzątnięcie całej klatki z tego co walało się na ziemi, a były to szczątki, kości, wysuszone zwłoki, wyssane do ostatniej kropli, albo pokryte gęstą pajęczą siecią lub śluzem czy szlamem. Widok napawał obrzydzeniem, jak i strachem o własne życie, aby nie dołączyć do tej osobliwej kolekcji trofeów.
Bystre oko tropiciela dostrzegło coś ciekawego. Był czujny i widział więcej niż inni. Podczas gdy wszyscy przyglądali się temu co leżało na ziemi tuż pod ich stopami, Shaz’zar spojrzał za siebie, na rezydencję i dostrzegł na jednej z wyższych platform, które służyły za balkony, kilka drowek, które siedziały i przyglądały się ich sprzątaniu. Było to niepokojące, po co kapłanki, albo Matki Opiekunki miałby oglądać nędznych niewolników przy pracy? Chyba, że to wszystko miało drugie dno…
 

Ostatnio edytowane przez Lomir : 09-09-2013 o 05:42.
Lomir jest offline  
Stary 10-09-2013, 15:37   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Niezłego masz kopa, Mała - powiedział cicho Veles, gdy drow-dozorca dokonywał selekcji wśród sojuszników napastliwego (a pewnie i napalonego) przywódcy lokalnej bandy.
Debra zerknęła w stronę dochodzącego jej głosu. Faktycznie musiała zadrzeć głowę.
- A co, Drągalu? - zapytała patrząc w przestrzeń gdzieś za jego lewym uchem. - Chyba nie chcesz sprawdzać czy ciebie też dam radę dosięgnąć? - Mrugnęła w przelocie do wysokiego blondasa.
- Za bardzo sobie cenię niektóre fragmenty mego ciała - odparł, zagryzając usta w tłumionym uśmiechu. - Wolę żebyś sobie znalazła inny obiekt do ćwiczeń. Ale - skłonił głowę - jeszcze raz mówię, to było niezłe. Szkoda, ze drugi raz nie trafiłaś go w zęby. Wtedy z pewnością nauczyłabyś go rozumu.
- Ano szkoda - potwierdziła zgodnie. - Kiedy wróci, zabawa zacznie się od nowa. Ale efekt zaskoczenia szlag trafił - dodała już bardziej ponurym tonem.
- Od razu byś ich ustawiła i byłby spokój. Wiedzieliby, kto rządzi, i że to nie są oni - stwierdził Veles.
- Za wcześnie zaczął pysk drzeć. Albo ja się spóźniłam - skomentowała niechętnie. - Nie trzeba było go do głosu dopuszczać. Teraz będą razem. Mają czas coś zaplanować. Słowem, mam przechlapane. Nie uważasz? - Uśmiechnęła się krzywo do Drągala.
- Nie tylko ty. My wszyscy. I to nie tylko z powodu tego watażki, któremu się wydaje, że może rządzić całym tym światkiem - odparł Veles. - Ty byłaś jako pierwsza, a potem przyszłaby kolej na pozostałych. Mam wrażenie, że trzeba się będzie z nim rozprawić zaraz po powrocie.
- I sądzisz, ze damy radę całej siódemce? - prychnęła. - We dwoje? No może we troje - poprawiła się. - Ta ślicznota też ma się czego bać. - skinęła w stronę chłopaka, który wsparł ją ostatnim razem.
- Kto mądry, ten się przyłączy do nas - odparł Veles. - Niektórzy nie wyglądają na takich, których bawiłaby rola popychadeł czy zabawek jakiegoś byle drowa.
Spojrzał w stronę dwóch orków, które nie wyglądały na zbyt pokorne.
- Oby - stwierdziła Debra śledząc spojrzenie blondasa i taksując wzrokiem dwóch trzymających się dotąd razem “zielonych”.


***



Gnom stał w grupie razem z pozostałymi “sprzątaczami” z jakimś widelcem w dłoni. Nie za bardzo wiedział, co teraz zrobić. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok natrafił na swoim towarzyszy.
- Eeee… To… Co robimy?- spytał zbity trochę z tropu.
- W domu nie nauczyli cię sprzątać? - zdziwił się Veles. - Trzeba to wszystko usunąć i wypucować podłogę. Na ten szpikulec możesz nadziewać co ciekawsze kawałki - dodał.
- O w mord… - zaczęła Debra, wbijając i podnosząc na szpikulcu fragment… czegoś, co jeszcze niedawno z pewnością było żywe. - … dę - skończyła nieco bełkotliwie, gdy podniesione coś rozerwało się i spłynęło po haku. - Zaraz rzygnę.
Pochyliła się przełykając szybko ślinę i ciężko oddychając.
- No, no... uspokój się. Odetchnij głęboko. - Veles udzielił nieco spóźnionej porady.
- Serio? - żachnęła się, po czym splunęła i wyprostowała się, chyba jeszcze bardziej blada na twarzy, niż zazwyczaj.
- Nie mogłaś wybrać zwykłej łopaty? - spytał. - Zawartości tego narzędzia nie trzeba się tak dokładnie przyglądać.
- Brałam, co dawali - odparła dziewczyna.
- Chcesz się zamienić? - spytał uprzejmie Veles.
- Jeszcze nie jestem pewna - odpowiedziała zgodnie ze stanem faktycznym. - Trzeba by to wszystko w jedno miejsce zgarnąć.
- Więcej pracy dla mnie - rzucił z kpiną Veles - Warto sprawdzić - dorzucił szeptem - czy nie znajdziemy czegoś, co by się nadało na broń.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-09-2013, 15:50   #10
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Przez dłuższy czas Shaz’zar nie odzywał się. Udawał, że coś tam robi, podczas, gdy naprawdę spoglądał kątem oka w stronę obserwujących ich postaci. Czego mogły chcieć? Czyżby interesowały się bardziej grupą, do której trafił tropiciel? Tego nie mógł wiedzieć.
Postanowił zachować swoje spostrzeżenia dla siebie. A przynajmniej, dopóki nie pozna lepiej swoich towarzyszy niedoli.
Szturchał co jakiś czas swoim narzędziem coś, co wyglądało, jak bezkształtna kupa. Nie miał zamiaru tego sprzątać. Był wojownikiem, a nie czyścicielem pajęczych wychodków. Nie chciał też narazić się zbytnio strażnikom, toteż symulował oddaną pracę.
- Głodny się zrobiłem - wybąkał, patrząc na gnijące ścierwo.
- Nie krępuj się - mruknął Veles, na wszelki wypadek odwracając się jednak plecami do drowa.
- Hehe. Żartowniś! - drow odwrócił się do człowieka. - Znam niezły przepis na szaszłyk z pajęczych odnóży…
- Nie trzeba do tego jakiegoś ognia? - spytał Veles, nabierając na łopatę jakieś resztki.
- Przydałby się, ale nie jest niezbędny. Podmrok uczy bycia niewybrednym.
Milczący do tej pory ork spojrzał na dzierżoną dotąd łopatę. Zamrugał. Następnie rozejrzał się po klatce, śliniąc się lekko. Odszukał wzrokiem brata i rzekł:
- Brat… gdzie my?Te grzybki...one chyba niedobre były.
- Grzypki były dobre, ino ty jak zwykle masz łep słaby. Jak ludziki. A jesteśmy u czarnoskórych elfiaków. Tera mamy szczyny, pajencze szczyny spszątać! Bierta wideły i do roboty. Może wtedy bedziem mogli komuś w papę dać. - odpowiedział Crubnash wbijając szpikulec w pajęczy kokon.

Gnom odwrócił się do tego człowieka, który tak mu odpowiedział, przy okazji nadziewając jakieś na wpół zjedzone, na wpół rozpływające się resztki ręki, o ile to była ręka.
- Nie o to mi chodziło!- Syknął najciszej jak mógł, by nie usłyszeli go strażnicy. - Szło mi o to… No wiesz…- nadal mówiąc cicho, wskazał głową na drzwi i strażników,.
- A co niby mielibyśmy z tym zrobić? - wzruszyła ramionami Debra, wyszeptując swoje zdanie do jakiegoś wyschniętego truchła na czubku swojego czyszczaka. - Rozejrzyj się. Brama zamknięta, a strażnik nie odrywa od nas oczu. Masz jakiś pomysł na wydostanie się z tego gówna?
- Z tych gówien też. - Veles machnął ręką, obejmując tym gestem połowę klatki. - A że niektórzy tylko udają, że coś robią, to będziemy tu gnić do śmierci - dodał.

Podczas gdy większość z niewolników w klatce już pracowała, dwa elfy i człowiek, którzy byli również przeznaczenie do tego zadania ruszyła do pracy z lekkim opóźnieniem. Z obrzydzeniem skrobiąc i przerzucając przetrawioną materię organiczną w stronę krawędzi klatki, tam gdzie można było zrzucić nieczystości do otchłani.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172