Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2014, 23:50   #1
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
[D&D 3,5 FR] Sythilijscy dezerterzy




Słońce powoli szarzało na horyzoncie. Niebo było zachmurzone i siąpił rzadki deszcz. Nad obozowiskiem w Staromoście nastawał zmierzch. Ostatnie promienie oświetlały mrowie namiotów zgrupowanych po kilkanaście wokół rynku zrujnowanego miasteczka i nielicznych ocalałych budynków. Wszyscy ciągnęli na główny plac. Goblinoidy, z których głównie składała się armia, ogry, nieliczne orki i trolle oraz przemykające bokiem koboldy. Dziś był wielki dzień. Święto goblińskiego bożka Maglubiyeta. Na podwyższenie w asyście ogrowych magów i pomniejszych dowódców wyszedł wielki wódz Gargsh Hurgh Cha. Stary, pomarszczony hobgoblin w płaszczu z ludzkich skalpów. Podniósł w górę rękę, a z wielu gardeł popłynął entuzjastyczny ryk.

***

Także dla was był to wielki dzień. Dzień waszej ucieczki.

Wojna, choć jeszcze się nie skończyła, przestała być emocjonująca. Sythilis nie dokonał ostatecznego kroku i nie poprowadził was na stolicę Amn. Po serii zwycięstw kazał budować umocnienia i ich strzec. Wojna zaczęła oznaczać zawieszenie w nędznym nigdzie na granicy. Rutynę naprzemiennych wart i nędznego jedzenia (ludzina dawno już się skończyła). Każdy z was pragnął czegoś innego, czegoś więcej. I każdy z was był w pewien sposób wyrzutkiem w tej goblińsko-ogrzej armii.

Z tych ze swojego plemienia, którzy ruszyli na wojnę Durkur był jedynym ocalałym. Kobold weteran. Pogardzany przez doświadczonych w boju z większych ras, pogardzający świeżymi koboldami, które dały się sprowadzić do roli obozowych ciur. Morkgub także należał do słabnącego rodu. Klan wilczych orków ginął pod dowództwem hobgoblinów, którzy uważali ich za barbarzyńców. Dwóch przybyszy z daleka miało własne ambicje. Wojowniczy czarownicy: orog z Podmroku i niebieski hobgoblin z południa nie dołączyli do armii żeby siedzieć na dupie. Pupil ogrzych magów - genialny troll poliglota też zwątpił w ich przywództwo.Zaufaliście sobie na tyle by podzielić się swoimi zamiarami. Zrobiliście to dla własnego dobra. Samotni dezerterzy rzadko przeżywali. Przypominało o tym kilka ciał powieszonych na szubienicy za własne flaki.

Gdy przyszło co do czego okazało się, że nie ma nic prostszego niż realizacja waszych planów. Trzon wojska stanowiły hobgobliny z których niemal każdy pragnął uczestniczyć w święcie, a szczególnie występie sławnej trupy hobgoblińskich śpiewaków. Przy ogólnym rozprzężeniu udało wam się tak pozamieniać wartami żeby całą noc spędzić na małym, dalekim od obozu, północnym posterunku.

***

Śpiew był sygnałem do drogi. Przyszli uciekinierzy przywdziali zbroje, wzięli broń oraz pakunki. Przekroczyli most na Esmel i nieniepokojeni minęli kamienną, strażniczą wieżę. Kilka chwil później dotarli do mniejszej, drewnianej przy skraju rzadkiego lasku. Piątka goblinoidów, których zmieniali ruszyła śpiesznie do obozu wykrzykując zwyczajowe obelgi. Gdy tylko zniknęli z pola widzenia dezerterzy weszli w las. Noc nie była długa, a liczyła się każda mila.

Zatrzymali się w opuszczonej wsi przy skrzyżowaniu dróg. Jedna szła na północny-zachód w kierunku stolicy Amn i terenów nietkniętych przez wojnę. Druga, wąska i zniszczona, prosto na północ, w kierunku Chmurnych Szczytów. Trzecia na wchód do Esmeltaranu i dalej wzdłuż jeziora. Tu trzeba było podjąć decyzję. Mieli trochę czasu przed świtem, zanim ktokolwiek zauważy ich zniknięcie. Schowali się w domu, który zachował część dachu. Ktoś wyciągnął skradzioną mapę.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 05-01-2014 o 11:08.
Quelnatham jest offline  
Stary 05-01-2014, 03:53   #2
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Las, cisza, skupienie i samotność piątki zdesperowanych nieludzi. Tylko to niesamowite pragnienie ulgi i spokoju utrzymywało czarne macki paranoi i paniki z dala od ich wycieńczonych umysłów. Choć co do Drakko nie można było mieć pewności. Prawie biegł, z żądzą osiągnięcia celu tak widoczną w jego oczach, że nawet nie trzeba było na nie patrzeć. Szczególnie, że nie było to zbytnio możliwe - nawet Tłumaczowi trudno było dotrzymać mu tempa, nie mówiąc o malutkim, klnącym siarczyście w duchu Durkurze. Drakko jednak zdawał się tym nie przejmować, albo nie pozwalał się tym przejmować innym; jedno z dwóch. Dążył do celu tak bardzo zdeterminowany, jakby cel ten był rajem - a determinacja ta pozwalała innym w to uwierzyć. Szli szybko, w ciszy, skupieniu i wszechogarniającej istocie lasu.

***

- Zupełnie inaczej pachnie powietrze wolne od zapachu uciśnienia, ciemiężenia i dyktatury. - Rzucił z uśmiechem na ustach Drakko, zaraz po wdechu tak głębokim, jak gdyby to całe powietrze chciał mieć tylko dla siebie. - Wolność, znowu wolność. Tak jest chłopaki, to już jest wolność! - Krzyknął, odwracając się do reszty towarzyszy i wyciągając w górę lewą rękę w geście triumfu. Zaraz jednak zmieszał się i rozejrzał, gdy usłyszał nerwowe syknięcie któregoś z nich. - Spokojnie, nie usłyszą nas, są zbyt zajęci. Pokażcie lepiej tą mapę.

Przykucnąwszy do rozłożonego na ziemi kawałka papieru, zaczął wodzić po nim palcem. Pojechał do końca każdej z dróg, na koniec zostawiając wschodnią. Gdy dotknął punktu oznaczonego jako Esmeltaran, zastanowił się chwilę. Popatrzył po wszystkich towarzyszach, a ci z nich, którzy dalej śledzili hobgoblini palec, widzieli jak ucieka on *wpław* przez jezioro, a potem bezładnie rusza w kierunku południa. Twarz Drakko stała się lekko rozmarzona, a gdy po chwili spojrzał na niebo, można było czytać emocje wprost z niej.
- Południe, wspaniałe południe, czy południe chce Drakko z powrotem dla siebie... ? - Mówił, lecz na pewno nie do swoich towarzyszy. Ci zaś widzieli, że odpłynął, więc wreszcie mogli skupić się na planie.
Durkur doczłapał mocno zdyszany do głównej grupy. Prawie w na czas by usłyszeć ostatnie słowa Drakko.
- Cso południe? Jakie południe? Wy chcieć iść na południe? Czemu nie na północ? - Dopytywał się trochę z przekory Durkur.
Morkgrub złapał mapę i zaczął ją analizować z wyrazem bolesnego wysiłku na twarzy. Chyba nie był zbyt dobrym kartografem - trzymał mapę odwrotnie, poza tym po długiej chwili milczenia postukał palcem po jakimś morzu, czy oceanie i wydumał:
-Tu… niebieskie, czyli woda. Tam nie pochodzimy. - Dał mapę innym i rozejrzał się wokoło, po czym warknął - Idźmy do wroga! Tam gdzie są ludzie, tam jest nasza chwała! Idźmy tam, atakujmy ich, osłabiajmy. Każdy ludź mniej to pomoc hordy. A Horda ruszy na nich i my będziemy bohaterami. Bo ten. Jak dużo ludziów zabijemy to nie będą pamiętać o naszej… - tu namyślił się instensywniej, drapiąc po czole, w końcu wysapał - no o tym, że poszliśmy przodem, żeby wyrąbać drogę. Bijmy ludzi. Na ludzi! Po sławę, walkę, dupy!
- Taa… po sławę i walkę to być dobre. Durkur chcieć dużo wygranej walki. Dużo łupów i bogactwa - wtrącił się znowu kobold - ludzie być dobry cel. Oni słabi i bojący. No i mieć dużo łupów - Dorwawszy się w końcu do mapy zaczął ją pilnie studiować - Mose do Tethyr? Albo do Zielonego Matecznika i atakować osady na obrzeżach? Co wy na to?
Słowa towarzyszy wyrwały hobgoblina z kojących wizji południa.
- Powariowaliście? - warknął Drakko zabierając mapę Morkgrubowi. - Przecież jeśli rozpoczniemy jakąkolwiek potyczkę z ludźmi, to zaraz to wyjdzie na jaw! Sythilis dowie się, że jego oddziały rozpoczęły kolejną walkę bez jego zgody. Łącząc to z naszą ucieczką, Morkgrub - Spojrzał w kierunku orka, uśmiechając się kącikiem ust. - Od razu będą znali nasze położenie. - Chwilę jeszcze patrzył się besztającym wzrokiem na towarzyszy, po czym rysy jego twarzy złagodniały, a on spojrzał gdzieś w dal.
- Też chętnie pościnałbym parę człowieczych łbów. Ale to się równa z wyrokiem na nas, więc musimy się oddalić! Nie możemy toczyć walk na terenie Amn, zrozumiano? Oczywiście jeśli chcecie przeżyć.
- Drakko być strachliwy. Ludzie są słabi. Choć pomysł żeby opuścić Amn i mnie się podoba. A więc na południe do Tethyr? - Kobold popatrzył pytająco po członkach drużyny, którzy jeszcze się nie wypowiedzieli.
- Drakko nie jest i nigdy nie będzie strachliwy! - Ryknął na Durkura. - Ale nie po to uciekamy, aby dać się złapać! - Dodał nieco ciszej, przypomniawszy sobie o konspiracyjnej ciszy, jaka powinna im towarzyszyć.
- Pozwolę sobie zauważyć, że wydaje się mało prawdopodobnym, że tylko nasza grupa odłączyła się od oddziałów regularnego wojska, co więcej pomimo tego, iż armie Sythylisa okopały się i zajęły obronne pozycje nie znaczy to, że na froncie nie toczą się żadne walki. Jedna i druga strona wysyła zwiadowców, nasza także pewnie chętnych łupów dezerterów więc niewątpliwie pomiędzy ludźmi a naszymi panuje całkiem spory chaos. - Postanowił wtrącić się Tłumacz mówiąc powoli, często robiąc pauzy by dokładnie przemyśleć każde wypowiadane zdanie - Jeśli więc jesteśmy ufni w nasze siły, podróżowanie przez tamte rejony mogło by być prostsze niż poruszanie się za liniami którejkolwiek z armii. Przypuszczam także, że jeśli wojska Sythylisa ponownie ruszyły by do ofensywy z łatwością mogli byśmy się w nie wmieszać. Z drugiej jednak strony ucieczka także ma swoje zalety. W każdym wypadku jeśli tylko spotkamy swoich warto powoływać się na rozkazy jakiegoś nieżyjącego dowódcy, w najgorszym wypadku wcielą nas znowu, wtedy znów uciekniemy.
Kobold skrzywił się widocznie na słowa tłumacza po czym zaskrzeczał.
- Oj nie podobać mi się to, nie podobać. Strefa wojenna to duso wojska. Duso przysposobionych do walki, niebespiecznych przeciwników. A co będzie jak się nadziejemy na silny oddział wojskowy? - tu uniósł palec i zrobił krótką pauzę - Nie lepiej udać się gdzieś gdzie nie ma wojska, gdzie ludzie żyją gnuśnie i bespiecznie? Tam grabić i napadać niepsygotowanych?
Hobgoblin chwilę zastanawiał się nad słowami trolla, po czym zmarszczył brwi i powiedział:
- Nasi dowódcy szybko zauważą, że nie ma nas w obozie, więc będą nas szukać. A ja jestem dosyć charakterystyczny - Mówił coraz głośniej. - Widziałem co się dzieje z dezerterami i wolę tego uniknąć. Północ albo południe.
Morkgrub przysłuchiwał się rozmowie myśląc intensywnie. Co chwilę próbował coś wtrącić otwierając usta, ale miał na tyle mało prędkości mówienia (myslenia?) i siły przebicia, że jak już w końcu mógł dorwać się do głosu, to nie pamiętał o co mu chodziło. Łypnął jednak na Drakko i odchrząknąwszy zaczął:
- Ej! Jak już decydujemy gdzie leziemy, to ważna rzecz mi się przypomniała mi się. Kto będzie dowodzić? Co?
- Ja jezdem za południem - wtrącił Durkur - co zas do dowodzenie to jasnym jest że powinna rzomdzić jednostka nainteligentniejsza czyli to jestem ja. Durkur Wspaniały rzecz jasna - Skończył i powiódł dumnym spojrzeniem po towarzyszach z których większość była przynajmniej dwa razy od niego większa.
- Ha! Ja jestem za! Jestem przeciwnikiem sztywnych struktur dowodzenia, ale za nim mogę iść - Troll trochę sobie pokpierwał, ale generalnie było mu po prostu wszystko jedno, zaś ten pomysł wydawał się całkiem zabawny, idealny by zabić nudę dnia powszedniego.
Morkgrub patrzył to na jednego, to na drugiego, drapiąc się po głowie. W końcu jednak usiadł opierając się o jakieś zbłąkane drzewo i burknął, jakby obrażony:
- Jak wybierzecie szefa, to mi powiedzcie. - po chwili ciszy ryknął wyjaśniająco - Chodzi o tradycje plemienne! - Potem splótł ręce i splunął na bok, podirytowany brakiem zdecydowania reszty grupy - No, czekam! Niech pokaże się przywódca!
Rozmowa o wyborze przywódcy wyraźnie rozbawiła Drakko.
- To, kto tutaj rządzi było już dawno ustalone i jestem to JA! - Ostatnie słowo wykrzyczał, wskazując na siebie ręką.
Morkgrub ożywił się słysząc Drakko i wstał unosząc ręce w górę w geście zwycięstwa, równocześnie krzyknął:
- NO! I O TO CHODZIŁO! NA TO CZEKAŁEM!
Po czym pokręcił głową rozgrzewając mięsnie karku, które zaczęły trzaskać i podszedł dziarskim krokiem do Drakko.
- No, to teraz sprawdzimy - powiedział - do końca nie wiadomo, czy do siebie, czy do nich - po czym uniósł prawą rękę do tyłu i wystrzelił prawym prostym w twarz przyszłego lidera.
Drakko schylił się pod pięścią Morkgruba i od razu walnął na odlew. Ork jednak również wykazał się refleksem, a potem zaczęła się regularna bójka. Hobgoblin dwa razy dostał w gębę od barbarzyńcy, po czym odskoczył dwa kroki do tyłu i pokazał swoje ostre pazury u rąk.
- Koniec, bo będę musiał walczyć bez dawania forów! - Krzyknął, obnażając kły.
Morkgrub był dumny, że udało mu się dosięgnąć przeciwnika. Na groźbę niebieskoskórego zareagował uśmiechem, rykiem i słowami:
- Ten kto chce zostać dowodcą musi udowodnić w boju, że jest najsilniejszy! Pokonaj mnie, a będę służył Ci do końca!
Po tych słowach, kiedy wreszcie okazało się o co mu chodzi, rzucił się w kierunku Drakko szarżując na niego. Morkgrub należał do tych orków, którzy uczyli się na popełnianych błędach. Oznaczało to jednak, że owe błędy popełniał. Gdy zbliżał się do Drakko przez głowę przeszła mu niezbyt bystra myśl, że w sumie mógł wcześniej wziąć korbacz.
W tym czasie Drakko uniósł obie ręce, zaciśnięte w pięści, przed siebie, po czym wpatrując się w nie wymówił kilka dziwnych słów. Obie wydawały się lekko zwiększyć i przybrać kolor kamienia.
Morkgrub postanowił się nie przejmować czymś tak mało istotnym jak brak broni i po prostu rzucił się na przeciwnika z gołymi pięściami. Dziki styl opłacił się - korzystając z rozpędu udało mu się uderzyć potężnie z wystawionego łokcia, którym walnął w niebieskiego.
Widać było, że czar zrobił różnicę. Cios Drakko poszybował o wiele szybciej i pewniej niż ostatnie i Mokrgrub zdecydowanie to odczuł. Odpowiedział na to jeszcze jednym prostym, lecz następny cios Drakko sprawił, że lekko się zatoczył.
Morkgrub po mocnym gongu od Drakko był na chwilę zamroczony, toteż jego następne ciosy w postaci bezmyślnych machnięć ręką nie sprawiły problemu Niebieskiemu, któremu wystarczyło uchylić się przed nimi - niestety tym samym zgubił równowagę i jego cios był niecelny.
W odpowiedzi Drakko zatańczył piękny, bokserski taniec. Morkgrub wybrał jednego, drugiego i ostatecznie trzeciego prostego, po którym ugięły mu się nogi, ale nie upadł.
Jakoś im dłużej się prali, tym bardziej Grimskab miał wrażenie, że na początku lał Drakko równo, a później tamten zaczął mu się odkuwać. Na tyle, że po jednym z jego ciosów zaczął się lekko zataczać i unosząc dłonie w geście pokoju wystękał:
- Bracia… mamy… lidera! - po czym gruchnął plecami o ziemię i ciężko złapał powietrze.

Mechanika:
Drakko
Morkgrub
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 19-04-2014 o 22:15.
Demoon jest offline  
Stary 10-01-2014, 16:43   #3
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Morkgrub siedział między członkami swojego plemienia obserwując rysującą się w oddali rzekę, za którą stacjonowały ludzkie oddziały. Nie musiał rozglądać się wokół się siebie, żeby czuć niemą atmosferę napięcia i oczekiwania. Grimskab instynktownie czuł, że to cisza przed burzą i istotnie: nagle napiętą przestrzeń zaczęły przeszywać szmery, aż w końcu obozowisko zamieniło się w wielką zawieruchę przenoszonych z ucha do ucha wieści: bitwa! I oni, Klan Wilczego Kła mieli uderzyć zaraz po hałastrze Koboldów, które już w akompaniamencie piszczałek zaczęły biec w kierunku przeprawy. Ponury wódz plemienia przeklinał w duchu Wielki Pomarańczowy Okrzyk - wodza, który wysyłał jego zielonych na wyniszczające uderzenie przez rzekę, trzymając na cofniętych flankach worgów. Owszem, jego Kły przebiją się przez rzekę, a wtedy nadejdzie pomoc. Jednakże ilu wojowników będzie to kosztowało bezsensowną śmierć, gdy można poczekać kilka dni i zaatakować gdy tamci postanowią wycofać się dalej? Ten żałosny, tchórzliwy hobgoblin bał się, że nie zapanuje nad hardym ludem dzikich ostępów dlatego świadomie wrzucał ich do paszczy lwa, by ten pożarł jego łapy.

24 Ogniem i mieczem - Tatarzy - YouTube

Amnijska kawaleria przestąpiła wodę i uderzyła w gadzią hordę rozbijając ją w puch. Jednak zamiast zetrzeć się z luźną formacją maszerujących w takt bębnów Orków rycerze w karnym pośpiechu wycofali się za rzekę.
Pomożi! Pomożi! - jęczał jakiś biedny, pozbawiony ręki Kobold. Grimskab kiwnął głową ze zrozumieniem i na swój sposób udzielił mu ratunku: rozchlapując łeb tamtego po swoim korbaczu. Cóż, przynajmniej oszczędził mu cierpień. Zadowolony barbarzyńca szedł szybkim krokiem dalej. Lewą rękę oparł na boku i kołysząc biodrami kroczył śmiało do przodu, z aurą potężnej, samczej pewności siebie i zadowoloną miną mówiącą:
"Przylazłem tu, żeby wydymać Twoją żonkę i zlać Twój tyłek. O, już ją wydymałem, to teraz Cię zabiję i wychlam Twoje trunki." Już zbliżał się do rzeki, a a póki nawałnica strzał wroga go nie skubnęła. Chcąc znaleźć wygodniejszą pozycję zarzucił ruchem nadgarstka korbacz tak, że ten oparł się o jego bark. Łańcuch okręcił się wokół jego szyi, a on przez ułamek sekundy ujrzał szybko zbliżającą się ciemność. I w ten oto nieprzemyślany sposób dzielny wojak zakończył bitkę przedwcześnie, co oszczędziło mu widoku przeprawiających się z trudem pobratymców, którzy zostali straszliwie przetrzebieni przez obrońców.
***
Urszag niespiesznie podszedł do pokonanego trącając bezwładne ciało butem i mamrocząc coś w języku podmroku. Po czym odwrócił się do Drakko i wyrżnął mu z całej siły w gębę.

Cios był niezwykle skuteczny i posłał hobgoblina na ziemię. Orog zaś stojąc nad jego ciałem zwrócił się do pozostałych.

- Głupcy. - Słowa wypowiedział cichym głosem lecz wzmocniła je jakaś nieznana siła tak iż zabramiały niczym uderzenie topora o stalową tarczę. - Żaden nie będzie wodzem. Idziemy na północ zebrać orków. Nimi będziemy władać! A jak ktoś nie chce to droga wolna. - Złapał obu powalonych za pasy i odciągnął w miejsce bardziej nadające się do opatrzenia ich ran. Zdawał sobie sprawę iż nie jest jeszcze gotów by zostać przywódcą a nie mógł na to pozwolić komókolwiek innemu, nie po wyrwaniu się dwa razy spod jażma poprzednich władców.

-Jak to, nie być wodza? To niedobrze- wtrącił się Durkur, który starcie oglądał z rosnącym przerażeniem, ciesząc się jednocześnie, że to nie on jest obiektem ataku. Widocznie kandydaci zupełnie zlekceważyli małego kobolda- Wy chcieć iść na północ? Tam zimno. Durkurowi przemarzną łapki. Ale jak mus to mus.

- Jak Drukur chce może wracać do hordy.

Kobold momentalnie spokorniał i skulił się.

- Co to to nie, Durkur nie chcieć wracać. Durkur iść dalej. Bez szefa też być dobrze.

Dzielny barbarzyńca patrząc w niebo z trudem i ciężkośćią analizował słowa Urszaga. Występ tamtego, co prawda był dla niego zaskoczeniem, ale u orków takie zdobywanie władzy poprzez “dokończenie” cudzej rywalizacji nie było niczym dziwnym, dlatego na to nie reagował. Tym czego nie rozumiał były słowa Urszaga, które odebrał z niepokojem. Kobold miał rację, ale stanowcza odpowiedź Urszaga nieco uspokoiła Morkgruba. Stwierdziwszy, ze widocznie czegoś nie zrozumiał, wystękał:

-Skoro… Durkur mówi, że nie ma szefa to nie ma, bo Durkur jest szefem. - zadowolony z wyartykułowania swojego skomplikowanego wniosku odetchnął, zaśmiał się i wciąż leżąc krzyknął:

-HURRA! Mamy szefa! Szef Urszak! Grimskab będzie wiernie służyć.

Urszag zmierzył orka wzrokiem, a widok mu się nie spodobał. Grimskab był ranny i w tej chwili nie przydatny praktycznie do niczego. Nie można było dopiuścić aby takie rzeczy zdarzały się w przyszłości, ich grupka była za mała, każdy wojownik był ważny, każdy zwiększał siłę grupy. Zwrócił spojrzenie pomarańczowych tęczówek w stronę kobolda o którym wiedział, że zna się na sztukach tajemnych.

- Drukur zajmie się ranami Grimskaba, potrzebny nam w pełni sprawny wojownik. Chyba, że Drukur chce walczyć zamiast Grimskaba. - Nie było sensu czekać na protesty kobolda, jak będzie musiał to zrobi swoje czy umie czy nie. Niech się przyda. A Drakko? Nieprzytomny ale tylko trochę poobijany. Najwyżej się obudzi z bólem głowy, a bo to pierwszy raz?

- Durkur zajmie się ranami Grimskaba - Przedrzenił kobold- A niby jak Durkur ma to zrobić skoro nie ma o tym pojęcia -Dodał już ciszej do siebie- Skoro mamy obłożnie chorego to trza się zamelinować gdzieś na noc. Tako rzecze Durkur.- Łypnął swymi gadzimi ślepkami na Urszaga.

W odpowiedzi uzyskał tylko wyszczerz kłów który mógł, ale nie musiał być uśmiechem.

Morkgrub podniósł się powoli z ziemi i powiedział:

-To tylko powierzchowna rana! My Orkowie z plemienia Wilczego Totemu posiadamy potężne ciała, które mogą znieść wiele! Jesteśmy twardzi, szybko się - w tym momencie przerwał swoją ekstatyczną tyradę, padł na kolana i zaczął kaszleć krwią. Gdy skończył przetarł wierzchem łapy usta i wyszeptał - Chyba coś się w środku zepsuło… . No nic! Ja się szybko leczę, więc mogę iść!
 
Aramin jest offline  
Stary 10-01-2014, 20:46   #4
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Durkur jak na kobolda był stosunkowo odważny. Znaczyło to w wypadku kobolda, że nie był tak tchórzliwy jak reszta jego ziomków i miał apetyt na przygody. Nie zmieniało to faktu, że raczej unikał starcia z przeciwnikiem twarzą w twarz. Mikra postura i niewielka siła skazywałaby go od razu na przegraną. Sytuację ratował talent magiczny. Durkur był jak niektórzy z jego ziomków zaklinaczem. Nie zwykłym zaklinaczem, zaklinaczem z ambicjami. Zawsze pociągała go nekromancja i to w jej kierunku rozwijał swój talent. Znaczyło to tyle, że oprócz zwykłych przydatnych zaklęć miał w swym repertuarze i takie dzięki którym mógł rozkazywać nieumarłym. Rozkazywanie to było coś co na prawdę go pociągało, a posiadanie bezwzględnie posłusznego niewolnika, nawet martwego, było szczytem jego marzeń. Marzeń zresztą miał więcej. Były wśród nich bogactwo i potęga. To dlatego namówił grupkę koboldów z której się wywodził do dołączenia do wojsk Sythilisa. Innym koboldom nie wyszło to na dobre. Prawie wszystkie z nich zginęły. Przetrwał Durkur, który nie musiał stać w pierwszej lini i bezpiecznie z drugiego szeregu rzucał swoje zaklęcia. Inne koboldy w tym czasie robiły za coś co miało spowolnić kawalerię wroga.

Po kilku bitwach w których Durkur doskonalił swoje magiczne zdolności ofensywa zatraciła impet. Ludzie byli niby w odwrocie, ale w zorganizowanym i potrafili się nieźle odgryźć depczącym im po piętach wojskom Sythilisa. Walne bitwy ustąpiły miejsca podjazdom i pilnowaniem zdobytych terenów. To zdecydowanie nie było w smak Durkurowi. Kobold czuł, że się nie rozwija. Dlatego gdy nadarzyła się okazja do ucieczki nie mógł z niej nie skorzystać. Towarzystwo nie było wymarzone, ale nie miał wielkiego wyboru. Ruszył za pozostałą czwórką w mrok nocy.

Mając goblinoidy i trolla w drużynie kwestia przywództwa musiała prędzej czy później wypłynąć. I Wypłynęła w momencie wyboru drogi ucieczki. Durkur, który w pierwszej chwili miał apetyt na funkcję szefa, szybko został sprowadzony na ziemię. Jego kandydatura nie była nawet poważnie brana pod uwagę. "Cóż, jeszcze zobaczą" - pomyślał kobold. Głupie orkoidy porozwalały sobie tymczasem łby. Gdyby przydarzyła im się teraz walka, wróg załatwiłby ich jak dzieci. Cóż było robić trzeba się było pogodzić z tym, że ma się takich współpracowników nie innych.

***

- To bierz tego tam i ruszamy na pólnoc. Czy jednak odpoczniesz? - Wskazał nieprzytomnego hobgoblina. - Skoroś taki twardy, dasz radę.
Grimskab zawsze wiedział, że najlepiej sprawdzić, czy coś jest możliwe. Bez słowa zaczął po swojemu, prowizorycznie opatrywać swoje rany tak, żeby się nie otwierały/pogłębiały. Następnie podszedł do nieprzytomnego, zrezygnował i wrócił po swoje toboły. W końcu znowu podszedł do śpiącego towarzysza i zarzucił go jak kawał mięcha sprawdzając, czy ustoi. Zrobił kilka pewnych kroków i padł nieprzytomny na twarz, przygnieciony przez niesionego hobgoblina.
Nic zaskakujacego, ale przynajmniej sobie odpocznie. Urszag zmierzyl wzrokiem pozostałą mu dwójkę kompanów.
- Też nie mieli kiedy się bić… - Był coraz bardziej zdenerwowany, ledwo dali noge z armii a już dwu padło i do tego bez żadnej walki. Pech. - Tłumacz weź jednego, ja biorę drugiego i zmiatamy stąd. A ty, - wskazał palcem kobolda - ty idz przodem, znajdziesz miejsce na dobry oboóz. - Za mały ten jaszczur, nawet żadnego z nieprzytomnych nie podniesie tymi swoimi chudymi raczkami. I do tego tchórz, że też to on nie mógł paść nieprzytomny...
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 15-01-2014 o 19:18.
Ulli jest offline  
Stary 15-01-2014, 19:14   #5
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Kompania wybrała przywódcę i znów ruszyła w drogę.
Drakko szybko doszedł do siebie i zaczął iść o własnych siłach. Wbijł ponury wzrok w Urszaka, po czym zrównał się z nim krokiem i zwrócił szeptem:
- Jeśli uderzyłeś mnie, żeby przejąć stery, to było to wybitnie nieuczciwe i niegodne wojownika. - Na jego twarzy zagościł pogardliwy grymas.
- A jeśli chciałeś po prostu przerwać nasze "wybory", to wypadało pamiętać, że to ork się na mnie rzucił. Zawsze też mogłeś po prostu nie uznać władzy, a nie zabierać ją tym, którzy jej chcieli. - dodał obrażony.
Mocno obity Morkgrub musiał znosić hańbę bycia niesionym przez trolla. Razem przedstawiali mizerny widok, jakby uciekali po przegranej bitwie.

Noc powoli zmieniała się w dzień i z mroku wyłaniał się równie smętny krajobraz. Po obu stronach z drogi ciągnęły się łany martwych, namokłych po zimie chwastów. Od czasu do czasu mijali zgliszcza osad, z rzadka względnie nienaruszone budowle. Tylko nikła zieleń tuż przy ziemi świadczyła o tym, że zbliża się wiosna. Jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha i to dodawało dezerterom otuchy. Nie byli jednak w stanie iść dzień i noc. Koło południa zatrzymali się wreszcie w zrujnowanym młynie przy wąskiej rzeczce. Zjedli część racji i ustalili kto pierwszy trzyma straż.

Odpoczynek przebiegał bez zakłóceń i dopiero gdy znów zaczynało zmierzchać usłyszeli coś niepokojącego. Dobrze znany dźwięk, który towarzyszył im od dawna. Ujadanie wilków.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 25-01-2014 o 20:28.
Quelnatham jest offline  
Stary 25-01-2014, 16:58   #6
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Dezerterzy zerwali się na równe nogi i sięgnęli po broń. Czaromioci nakładali magiczne osłony, Tłumacz stanął ze swym łukiem przy oknie, Morkgrub szybko wspiął się na dach by zająć dobre miejsce. Z chaszczy na południowym skraju drogi wyjechało pół tuzina goblińskich jeźdźców. Szarżując zaczęli strzelać do najbardziej odsłoniętego orka. Jedyny pocisk, który w niego trafił rozbił się o mithrilową misiurkę. Obrońcy młyna nie pozostawali dłużni. Cięciwy łuków i kusz dźwięczały raz po raz. Strzały latały w powietrzu. Niecelnie. Wreszcie gobliny zbliżyły się na odległość głosu.

- Gha! Poddajcie się tchórze to może generał będzie łaskawy! – wykrzyknął największy.

Jeźdźcy strasznie się jednak przeliczyli. To nie byli zwykli dezerterzy, ale magowie i weterani. Z tak bliskiej odległości nikt już nie pudłował i strzały trolla i orka stały się śmiercionośne. Drakko i Urszak ruszyli na niedawnych towarzyszy broni zmiatając z siodeł po jednym goblinie. Durkur wyszeptał słowa czaru i wrogowie zapadli w zaklęty sen. Krótka chwila wystarczyła by dobić bezradnych. Tylko jednemu jeźdźcowi udało się uciec.

Tej nocy jedli świeże, choć chude, wilcze mięso. Przed świtem ruszyli znów na północ.

Żadna przeszkoda nie przerwała tym razem monotonii ich podróży. Kolejne dwa dni minęły spokojnie i nudnie. Zima znów o sobie przypomniała i zieleniące się ugory przykryła cienka warstwa śniegu.

[MEDIA]http://fc04.deviantart.net/fs71/i/2013/005/5/5/barren_by_yaoik-d5qj4ob.jpg[/MEDIA]

Nie zapowiadała jednak czegoś co zdarzyło się wieczorem. Przechodzili obok małego, względnie nietkniętego miasteczka. Było opuszczone, nigdzie nie paliło się światło, ani nie unosił żaden dym. Niebo było zasnute ciężkimi chmurami. Nagle zaczęła się prawdziwa śnieżyca. Wiatr łopotał płaszczami wędrowców, śnieg oblepiał ich ciała. Trzeba było się zatrzymać. Szczęśliwie znaleźli cały budynek, żeby się schronić i przeczekać żywioł.

Wicher huczał w kominie i żaden głos nie poprzedził nagle otworzonych drzwi.
Ukazał się w nich wysoki zakapturzony człowiek. Wyraźnie zbrojny, choć brakowało mu amnijskiego munduru.

[MEDIA]http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2011/085/9/e/nightwatcher_by_odinoir-d3chdxj.jpg[/MEDIA]

Za nim majaczyły kolejne, niższe postaci.
- O kurwa, Dieniev! To zieloni! - krzyknął jeden głos.
- Jeden jest niebieski - dodał drugi.
- Cicho! - rzucił za siebie wysoki, po czym szybko powiedział w waszym kierunku: -Te, spokojnie. Nie jesteśmy żołnierzami, nie ? Tylko tak bardziej jak wy - uśmiechnął się przebiegle. - Może się dogadamy ?
 
Quelnatham jest offline  
Stary 25-01-2014, 19:07   #7
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Widok ludzi nieco zdezorientował Drakko - w tym całym zamieszaniu o dezercję zapomniał o czymś tak przyziemnym jak ludzie. Spotkanie z goblinami sprawiło, że znów myślał tylko o swoich byłych towarzyszach miecza, a raczej o tym, żeby ich zbyt szybko nie spotkać ponownie. Po chwili jednak wróciła mu trzeźwość myślenia, więc podszedł do człowieka, zbliżając swój pysk do jego, niebezpiecznie szczerząc olbrzymie kły.
- A co masz do zaoferowania, człowieczku? - Zaczął dość cicho i łagodnie, jednak jego słowa stawały się coraz cięższe. - Nie sądzę, żebyście mieli coś, co nas interesuje, poza waszym ciepłym schronieniem i soczystym mięsem, więc powiedz mi, byle szybko, dlaczego nie mielibyśmy was teraz wszystkich wyrżnąć? - Przesunął ręką poły płaszcza, łapiąc rękojeść swojego miecza.
- Ha ha! - zaśmiał się niegłośno wysoki. - Bardzo cenię własnę mięso. Wy pewno swoje. Nie wiecie gdzie są strażnice i gdzie chodzą patrole. My owszem.
Rzeczywiście, to zabrzmiało mądrze, lecz Drakko nie chciał tego przyznać. Chwilę taksował człowieka wzrokiem, po czym przemówił:
- Nie wiem jak smakuje hobgoblinie mięso, nigdy nie jadłem. Za to ludzina jest przepyszna. Masz rację, nie wiemy gdzie chodzą patrole, ale myślę, że w obawie o własne życie, któryś z was chętnie nam to powie. - Uśmiechnąwszy się w drapieżnym stylu, postąpił o krok do przodu, praktycznie stykając się nosami z człowiekiem.
- Drakko za dużo gada. - Głos Urszaga przypominał warkot wydobywający się z gardła besti, czaiła się w nim niewypowiedziana groźba. - Daj ich tu, zobaczymy czy są tacy jak my.
Przez cały czas nie spuszczał wzroku z broni ludzi, jej stan i sposób w jaki ją noszą mógł powiedzieć wiecej niż ich slowa o tym czego się spodziewać po tej bandzie. Wysoki, pewno przywódca, był raczej z tych młodszych ludzi, ale jego twarz nosiła blizny. Dobrze zbudowany zasłaniał prawie całe drzwi. Był ubrany w poplamiony dublet, jaki ludzie zakładają pod kolczugi, i prosty płaszcz z kapturem. Jego buty były pokryte błotem, ale wydawało się, że wiele już przeszły. Miał porządną halabardę, jaką nosili amnijscy żołnierze; miecz przy pasie, przez ramię zaś przewiesił sporą torbę. Zakapturzone i okutane płaszczami postaci za nim też szczękały jakimś orężem, nie sposób było ich jednak dojrzeć.
Dłoń Urszaga odruchowo powędrowała do wielkiego miecza i zatrzymała się w pół gestu. Za mało tu było miejsca na taką broń więc poluzował tylko sztylety w ich pochwach pod karwaszami, ot tak dla pewności. Odszukał też wzrokiem kobolda i skinieniem głowy przywołał do siebie. Ostatnia walka sprawiła, że Durkur urósł w jego oczach, stał się przydatny, nawet bardzo.
Kobold widząc ruch ze strony Urszaga zamrugał swymi gadzimi oczkami i pospiesznie przydreptał do towarzysza.
- Ty chcieć czegoś?- zagadnął kobold składając swe łapki o długich palcach jak do modlitwy. Było mu w nie trochę zimno.
- Siadaj.- Wskazał koboldowi miejsce obok siebie.
Kobold podrapał się po pyszczku, podkasał brzeg swojej niebieskiej szaty po czym przysiadł obok Urszaka. Następnie sięgnął do jednej z przepastnych kieszeni i wyciągnął z niej Ropuka jak zwykł nazywać swojego chowańca i począł ćwilić doń w smoczym, pieszczotliwie przy tym gładząc po grzbiecie. Mała szara ropucha, bo nią był chowaniec, nie odwzajemniała tych pieszczot w żaden widoczny sposób. Po chwili ropucha wydała z siebie “glimp” co Durkur zinterpretował jako chęć na odpoczynek, bo pogładziwszy swojego pupila po grzbiecie schował go spowrotem do kieszeni. Będąc bezczynnym kobold znów splótł swoje dłonie i zwiesił smutno głowę. Popatrzył z ukosa na Urszaga i zagadnął.
- Co Urszak myśli o tych ludziach? Może by wejść z nimi w spółkę, hę?
- Jeszcze nic. - Słowom tym jednak przeczył fakt, że jego dłonie niecierpliwie poprawiały sztylety, a całym sobą zdradzał napięcie, jak przed walką na arenie. A to, że nie mógł ocenić przeciwnika wzmagało jego poczucie zagrożenia i paradoksalnie wprawiało go w stan podniecenia.

Zza wysokiego odezwały się kolejne okrzyki:
- Co to ma być? Ruchy, bo poodmarzają nam dupy! - słychać było nowy głos.
- Ee… w środku są nieludzie. Te z południa. - odezwał się inny, niezbyt bystry.
- Bzdura! to pewno jacyś tragarze z Purskul. Sythylijczycy nie zapuszczają się tak na północ. - nowy się przybliżał i dało się zobaczyć kawałek jego postaci. Ospowata twarz i choć podniszczona to rozpoznawalna charakterystyczna, zielona opończa z kapturem. - Na plugawe cyce Beshaby! Rzeczywiście! - wymienili spojrzenia z wysokim.
Na widok drugiego człowieka Tłumacz podszedł do Urszaka i szepnął do niego: - Ten nosi się jak Zakapturzony Czarodziej. To jedyni oficjalni magowie tutaj.
- No to jak będzie?- odezwał się znów wysoki.
Wargi Urszaga rozchyliły się w drapieżnym uśmiechu, mag oznaczał wiedzę i moc. To czego orog pragnął najbardziej. Zaraz potem napotkał pytające spojrzenie Drakko, wskazującego skinieniem ludzi. Stanowczo pokręcił głową, w odpowiedzi uzyskując grymas rozczarowania na pysku hobgoblina. Ten jednak spojrzał z powrotem na nieproszonych gości, po czym się odezwał.
- W takim razie wejdźcie. - Ostentacyjnym gestem wskazał wnętrze izby, samemu pospiesznie usuwając się w jej najbliższy kąt. Jego dłoń wciąż spoczywała na rękojeści miecza, a bystre oczy omiatały każdego z ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 30-01-2014 o 02:58.
Demoon jest offline  
Stary 01-02-2014, 19:12   #8
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Mężczyźni zaczęli kolejno wchodzić do środka. Wysoki i mag z przodu. Dalej jeszcze pięciu. Zapobiegliwi nieludzie jeszcze raz bardzo uważnie przyjrzeli się przybyszom. Jak dostrzegli już wcześniej ich broń była dobra, wojskowa, ale każdy nosił co innego. Wysoki miał halabardę i miecz, ktoś włócznię, inny berdysz, korbacz, kuszę. Żaden nie miał na sobie pełnej zbroi, tylko skórznie albo pikowane kaftany. Ich ubiór, z wyjątkiem czarodzieja, rzeczywiście był podobny jeśli pominąć łaty i plamy. Urszag zmrużył oczy i spróbował dojrzeć magiczną aurę. Najsilniej świecił się Durkur, ludzki mag wydzielał tylko słabą emanację, wysoki jeszcze słabszą.
Durkur zmierzył ludzi krytycznym spojrzeniem po czym w gigancim krótko zagadnął do Urszaka.
- Bijemy ich?
Orog pokręcił przecząco głową. - Zobaczymy co powiedzą.
- Siadać.- Przeszedł na wspólny, który to język sprawiał mu pewne trudności jako, że nie często mógł się nim posługiwać.
Mag wyraźnie odzyskał dobry nastrój. - Siadać, siadać. Zajmują naszą melinę, a teraz jeszcze się rządzą!
Tylko on i wysoki czuli się pewnie. Usiedli naprzeciw oroga. Po reszcie, w różnym stopniu było widać oznaki niepokoju, nadal stali przy drzwiach.
Urszag w najmniejszym stopniu nie przejął się słowami maga, może i była to ich nora ale teraz należała do jego bandy. Coś jednak zrozumiał, to mag tu rządził, czyli tylko z nim warto gadać.
- Coście za jedni? - Zwrócił się bezpośrednio do cherlaka.
- Co za gbu... - wzrok wysokiego uciszył czarodzieja. - Ludźmi - uśmiechnął się lekko szef. - Nie podobało nam się w armii. Teraz… rozglądamy się czy ktoś czegoś nie zostawił uciekając przed wami - poklepał się po sakwie. - No... Jestem Dieniev, a to - Venn - wtrącił się mag - umiem mówić za siebie. - Ale nie zawsze wychodzi Ci to na dobre - odgryzł się wysoki.
- A wy? Dokąd zmierzacie? - spytał jakby nigdy nic.
Durkur ponieważ nie znał wspólnego patrzył tylko to na Tłumacza to na człowieka. Na razie jednak był raczej spokojny. Nic w zachowaniu przybyłych nie zwiastowało ochoty do wszczęcia walki. Troll widząc to usiadł i wiedziony wyuczonym albo naturalnym popędem tłumaczył co mówią ludzie koboldowi.
- Nie wasz interes. Chcieliście gadać to gadajcie, może odejdziecie żywi. - Nie groził, nie umiał blefować ani zastraszać, kiedy myślał czy kogoś zabić po prostu to mówił czasami to działało czasami nie. Tym razem jeszcze się nie zdecydował. - W gardle mi zaschło. - Rzucił od niechcenia.
Zaś zwróciwszy się do kobolda w gigancim dodał. - Gównojady jakieś co to domu bronić nie chcieli i uciekli przed nami. Albo powiedzą coś z sensem albo przez tydzień będzie ludzina.
- Ty i to twoje ględzenie Dieniev. To nie praczki z obozu coby je gadką zauroczyć - żachnął się Venn. - To nasza melina. Zabieramy swoje rzeczy. To primo - podkreślił unosząc palec. - Wy chcecie nie dać się złapać. My nie chcemy dać się złapać. Secundo. - przerwał na chwilę. - Najważniejsze. Jeśli… Możemy pomóc sobie nawzajem. Wy mijacie strażnice, my mijamy strażnice. Wszyscy są zadowoleni. - ostatnie słowa powiedział dobitnie, wolno i wyraźnie.
Urszag nie przyzwyczaił się jeszcze do roli przywódcy, choć i ona bardziej została na nim wymuszona przez entuzjazm Morkgruba. Zastanawiał się i szukał wsparcia w spojrzeniach reszty bandy. Drakko jak i ork byli gotowi na walkę. Tłumacz? Nie był pewien co skrywa spojrzenie trolla choć wydawało mu się, że ten od walki chętnie by się wstrzymał. Pochylił się nad Durkurem, zamierzał zamienić z koboldem kilka słów. Jednak gorąca krew orków dala o sobie znać, wrzeszczały w nim instynkty przodków. “Żadnych układów z ludźmi.”
Poderwał się w gniewie porywając ze sobą stół i rzucił się razem z nim na maga i towarzyszącego mu wojownika z zamiarem wtarcia ich i stojących za nimi ludzi w ścianę. Wściekłość dodawała mu sił. Te wątłe człeczyny rzucały mu ochłapy. Zasługują na śmierć!
[To wyżej możecie już wrzucać. Podzielone na trzy]
Durkur widząc, że Urszag rzuca się do walki bez chwili wahania rzucił uśpienie na srodek pomieszczenia tak by objęło możliwie jak najwięcej ludzi.
 
Googolplex jest offline  
Stary 04-02-2014, 23:27   #9
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze

Walka wisiała w powietrzu od samego początku i wiedzieli to zarówno ludzie, jak i nieludzie. Jednak teraz, w samym środku rozmowy - wydawałoby się - prowadzącej do czegoś, ci pierwsi nie spodziewali się ataku. A szczególnie takiego ataku. Niczym w typowej karczmianej burdzie, sygnałem do pojedynku był wywrócony stół, którym to Urszak z ogromną siłą miotnął w ich kierunku. Zszokowani ludzie nie zdążyli się obronić przed atakiem, toteż ich pierwsza linia - w postaci obu przywódców - została powalona na ziemię. Nie minęła sekunda gdy obok nich, za sprawą Durkura, znalazła się następna dwójka, a ich chrapanie było niczym podpis małego kobolda pod swoim dziełem. Reszta przygotowała się w zwyczajowy dla siebie sposób - ryk Morkgruba i jego wirujący korbacz zwiastował nadchodzącą masakrę, tak samo jak puchnące w charakterystyczny sposób łapy Drakko, których siłę zresztą ork wypróbował na swojej własnej skórze.

Trwający rozgardiasz nie wszystkich wybił z rytmu - jeden człowiek zareagował nadspodziewanie szybko, co Durkur wyraźnie odczuł w formie bełta rozcinającego mu ramię. Z drugiej strony izby Morkgrub, dobiegłszy do przeciwnika, z oszałamiającym wrzaskiem na ustach rozharatał mu całe plecy swoim korbaczem. Poświęciwszy się jednak w całości zadaniu mu ran, nie miał już czasu na obronę przed uderzeniem berdysza, jakie w odpowiedzi sprezentował mu wróg. W tym czasie obu ludzkich przywódców zdążyło dojść do siebie i wstając, zaprezentowali wojownikom swoje warunki. Wyższy z nich wyciągnął miecz, choć wyglądało na to, że zamierza go używać raczej w obronie, niż ataku. Drugi zaś potwierdził domysły na temat swojego fachu i rzuciwszy parę słów w niezrozumiałym języku, sprowadził na pomieszczenie dziwną, gęstą mgłę, przesłaniającą wszystko, co znajdywało się dalej niż pięć stóp.

Niespeszony jednak drobnymi przeszkodami orog zdecydował się w końcu z powodzeniem użyć najmniejszej ze swych broni, zostawiając Wysokiemu paskudne rozcięcie w okolicach lewego ramienia, jednocześnie unikając włóczni, którą to jeden z ludzi podstępnie próbował mu wbić w plecy. Wysoki zaś wyprowadził pchnięcie mieczem, które niewiadomo jakim sposobem dotarło do piersi Urszaka. Najwyraźniej jego defensywna taktyka przynosiła profity. Jednak nie na długo - z rogu izby dotarł walczących ryk, o tyle straszniejszy, że poprzedzony kolejnymi formułkami w nieznanych językach. To Drakko skończył swoje przeciągające się przygotowania do walki i wyciągając miecz, oznajmił swoją gotowość bojową.
Niestety odwrócił tym samym uwagę swoich pobratymców, w efekcie czego Urszak znalazł się w nieciekawym położeniu. Ledwo uniknął ciosu czyimś korbaczem (miał tylko nadzieję, że nie Morkgruba) lecz nawet nie zdążył podziękować za swoje szczęście - okrutny ból przeszył jego ciało, gdy jeden z ludzi paskudnie trafił go włócznią.
Sam Morkgrub zaś też zapłacił za nieuwagę - nie dość, że samemu nie dosięgnął swojego wroga, to jeszcze ponownie nie udało mu się uniknąć straszliwego berdysza. Nawet Tłumacz, który wreszcie trafił w bojowy wir, nie mógł trafić swoimi ogromnymi pazurami żadnego z ludzi. Szalę przechylił jednak sprawca zamieszania - wojownikom błysnął przed oczami żywy, niebieski kolor, gdy po obwodzie pola bitwy przetoczył się Drakko. Nawet defensywna taktyka Wysokiego nie była w stanie mu się przeciwstawić, a sam przywódca ludzi zachwiał się po ciosie jednoręcznym mieczem.

Oblicze walki zmieniło się wreszcie i bardziej zaczęło przypominać to, co zielona część wojowników wyobrażała sobie przed spotkaniem. Morkgrub wreszcie uderzył tak, jak zamierzał od samego początku - i widać było, że zamiar ów był dobry, wnioskując po przeciwniku, który wraz ze swoim nieszczęsnym berdyszem potoczył się aż pod ścianę.
Urszak wykazał się typową dla gladiatora błyskotliwością, gdy wykorzystał taktykę wroga przeciwko niemu samemu. Przeskakując pomiędzy walczącymi, w pięknym piruecie dosięgnął maga, na którego miał ochotę od momentu, gdy go tylko ujrzał. Jego atak nie tylko otworzył ranę na plecach czarodzieja, ale także przeszkodził mu w poprawnym rzuceniu czaru, którego skutki miały być opłakane. Jednak kontemplowanie swojego sukcesu nie jest dobrym posunięciem w trwającej bitwie dwunastu istot - następne sekundy rozbrzmiały przeraźliwym rykiem bólu, gdy jeden z ludzi wbił orogowi miecz w plecy, wykorzystując jego nieuwagę. Widząc to, Troll szlachetnie rzucił się kompanowi na ratunek i zasłaniając go własnym, wielkim i zielonym cielskiem, zabrał się za rozbrojenie wroga. Ten jednak z niebywałą łatwością wyrwał swoją broń z chwytu Tłumacza. To nie mogło być nic innego jak niesamowite szczęście, bowiem nawet w jego człowieczych oczach widać było zaskoczenie.

Następne sekundy to kolejna partia nieudanych popisów Sythylijczyków: Drakko nie dość, że nie dosięgnął swojego wysokiego celu, to jeszcze nie trafił innego człowieka, który - wybudzony przez kolegę ze słodkiej drzemki - podnosił się z desek zaraz przed jego niebieskim nosem. Dopełnieniem tego obrazku było absolutne pudło w odwecie, zapewne spowodowane niewyspaniem owego człeka. O strzale z kuszy Durkura warto wspomnieć tylko ze względu na fakt, w jak malowniczy sposób rozwalił zamek w drzwiach.
Morkgrub wciąż walczył ze swoim przeciwnikiem. Właściwie dopiero po chwili do niego dotarło, że ten pierwszy już leży, jednak następny już próbuje go dosięgnąć krótkim mieczem, przestąpiwszy wcześniej zwłoki poprzednika. Wspaniałym zwodem ork uniknął ciosu, jednocześnie ustawiając sobie wroga tak, aby przyfasolić mu od serca. Właściwie to się nawet zdziwił, że ów wojak nie padł po tym ciosie, a zdziwienie to nie przyniosło mu nic poza ukłuciem miecza zaraz pod mostkiem. Teraz dopiero Morkgrub był zirytowany nie na żarty. Kolejny ryk poprzedził odgłos zwalanego gruzu, gdy jego korbacz z pełnym impetem uderzył w ścianę, dobry metr od człowieczego łba.
W następnej chwili na tą samą ścianę trafił mózg, na szczęście ludzki. Do krótkiego lotu sprowokował go Urszak, który to zmieniwszy broń na łancuch i w tajemniczy sposób czyniąc go elektrycznym, trafił nim w nieatakowanego dotąd człowieka po drugiej stronie placu bitwy, powodując jego.. Wybuch. To sprawiło, że terytorialna agresja ludzi ustąpiła przypływom zdrowego rozsądku, czego ujściem był krzyk maga "Kurwa i tak się stąd wyniosą!" na krótko przed tym, jak otworzył drzwi i się za nie wyniósł.

Przez pole bitwy, zaraz po huku wybuchu, przetoczył się Tłumacz. Dokładniej z jednym z ludzi w objęciach, bynajmniej nie miłosnych. Bycza szarża Trolla doprowadziła człowieka do ściany, a samego agresora do otrzymania dwóch ciosów od przeciwników.
W tym samym czasie Wysoki doprowadzał wrogów do szału swoją defensywną postawą, zadziwiając tą taktyką nawet kogoś tak militarnego z natury jak Drakko, który dzięki swojej wzmocnionej magicznie sile utrzymał miecz w rękach w trakcie próby rozbrojenia. Skupiwszy się tylko i wyłącznie na następnym ciosie wyprowadził zabójcze pchnięcie, którym odrzucił ludzkiego przywódcę na koniec pomieszczenia, ledwo dychającego, zataczającego się, lecz wciąż stojącego na nogach. Wysoki, odbijając się od ściany, szybko ocenił sytuację i podjął jedyną słuszną decyzję - popędził w długą tak jak jego poprzednik.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 06-02-2014 o 04:29.
Demoon jest offline  
Stary 05-02-2014, 20:29   #10
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Durkur chcąc nie chcąc był skazany na obserwowanie co się dzieje i czekanie moment w którym byłby potrzebny. Nie pasowało to koboldowi. Czuł się stworzonym do większych celów, ale cóż było poradzić jeśli się było taką drobiną w otoczeniu orkoidów i trolla. Rola pomagiera była i tak o wiele lepsza od roli przekąski. Rozmyślając nad swym nienajlepszym położeniem siedział sobie właśnie obok Urszaka, gdy do budynku w którym przebywali weszli ludzie. Durkur był właśnie po krótkiej rozmowie ze swoim chowańcem-Ropukiem, więc był raczej dobrotliwie nastawiony do świata. Gdy usłyszał przetłumaczoną przez Urszaka sprawę jaką mieli do ich szefa, na chwilę rozpłynął się w marzeniach o wspólnej ludzko-orczej bandzie pod jego przywództwem oczywiście, która pustoszy krainę wszerz i wzdłuż.

Z błogich rozmyślań wyrwała go znowu brutalna akcja jednego z towarzyszy niedoli. Urszak zdecydował się na rozwałkę i przewrócił stół na dwóch liderów ludzkiej grupy. Durkur odruchowo rzucił uśpienie na ludzi skupionych przy drzwiach, co podziałało na dwie osoby a następnie przemieścił się szybko w kąt by chronić swą kruchą egzystencję. W swej naiwności był przekonany, że nic złego go nie spotka, był wszak jedynym pacyfistycznie nastawionym osobnikiem tego zgromadzenia. Bardzo przykro się rozczarował gdy wystrzelona przez jednego z ludzi strzała z kuszy utkwiła mu w ramieniu. Na szczęście utkwiła niezbyt głęboko i wprawnym ruchem wyrwał ją z rany i rzucił na ziemię, nawet za bardzo nie krwawił. Nie było zresztą czasu na przejmowanie się sobą, trwała walka. Kobold był zbyt zaaferowany żeby zwracać uwagę na poczynania kolegów, postanowił skupić się na sobie i zabezpieczyć własną dupę. Błyskawicznie, wyćwiczonym ruchem rzucił zbroje maga na swoje wątłe ciałko. Nieco uspokojony zapragnął się zemścić na podłych ludziach. Zdjął z pleców swą małą kuszę i załadował. Chwila pełnego napięcia celowania i strzał. Ku rozpaczy Durkura niecelny. Przynajmniej w tym wszystkim nikt już bezpośrednio nie zagrażał mu osobiście. W ogólnym chaosie stał więc sobie spokojnie w kątku i ponownie zaczął ładować kuszę. Chwila celowania i znowu pudło. W dodatku obu ludzi których udało mu się uśpić zostało obudzonych już przez swoich kamratów. Mimo tego i złej passy Durkura szala zwycięstwa przechylała się wyraźnie na stronę nieludzi. Jeszcze chwila a wrogi mag czmychnął przez drzwi a w ślad za nim wysoki mężczyzna, który wydawał się być jednym z przywódców. Durkur w międzyczasie zdążył załadować trzeci raz i również niecelnie strzelić.

- Do stu tysięcy jaszczurek!- wrzasnął w smoczym rozeźlony kobold.

Zaraz potem dodał w gigancim.
- Łapaj, tsymaj, ludziki ucikajom. Ściągną nam na głowę kłopoty.

Nawet bez słów kobolda kamraci doszli do tych samych wniosków i rzucili się w pogoń za uciekinierami, przynajmniej niektórzy z nich. Pogoń w nocy i w narastającej śnieżycy nie wróżyła dobrze. Durkur dobrze o tym wiedział i postanowił, gdy walka już na dobre się skończy przekonać towarzyszy do szybkiej zmiany miejsca pobytu, nawet jeśli to oznacza całonocny marsz w zacinającym śniegu. Jedyne co osładzało koboldowi tą perspektywę to możliwość splądrowania ciał zabitych. Oby mieli przy sobie coś cennego.
 
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172