Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2014, 20:40   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD 3,5 GH] - Bissel I/IV

Bissel I










Reguły sesji:


* Prowadzący: Bielon
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. Greyhawk.
* Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność, data rozpoczęcia przygody to wiosna 642 roku. Jasnym więc, że w świecie settingu i samego Bissel mogły zajść solidne zmiany. Moja interpretacja settingu jest moją interpretacją settingu. A świat jest taki, jakie wiecie...
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG lub zdesperowany Gracz. Gramy korzystając z mechaniki. DnD. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Proszę, na bazie doświadczeń z sesji poprzednich, o wstrzemięźliwość.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: To jest życie, więc konflikty w drużynie są akceptowane, choć nie patrzę już na nie tak przychylnym okiem jak niegdyś. Fabularnie uzasadnione są zawsze zasadne. W sumie zaś radzę pamiętać, że to Bissel. Drużyny tu wszak nie ma…
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jak najczęstszą. Dbajcie jednakże o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie większa. Lub mniejsza. Proszę jednak na wzięcie pod uwagę, że mam w pompie sesję i łatwo się zniechęcam. 2 maleństwa , żona i ostatnio nawał pracy. Taka sytuacja. Myślę więc, że 2 posty/tydzień to odpowiedni rytm. Nie bądźmy minimalistami. Wolał też będę postować krócej a częściej. Prosił bym o zachowanie tej rytmiki: post MG, dzień na odpowiedź Graczy, post MG w przedziale 24h-48h po poście ostatniego Gracza. Bym miał czas przemyśleć co napisaliście. Zaznaczam jednak, że z racji spraw rodzinnych może być tak, że zniknę. I później się pojawię równie nagle. W takiej sytuacji poczekajcie na mnie bez kwękania. Wracając wrócimy do rytmiki i zostaniecie o moim powrocie poinformowani. Lub nie. Jak to bywało dawniej. Nie piszący Gracz ginie. Choćbym miał zabić wszystkich, to skończę tę sesję
* Kwestia preferowanej długości postów: Długość się liczy mniej, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik". Jednak 5 stron opisu blask księżyca jest widziane równie mile. A do ksywki wracam. Ci co mnie pamiętają, wiedzą.
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują mój nastrój. Post zaczynamy imieniem postaci, by go nie musieć poszukiwać w treści notek.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem. Najlepiej.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym

zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisy pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. Lub nie. Można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej.
* Postacie sesyjne Graczy i postacie Tła: W sesji tej póki co nie ma Tła. Ale nie twierdzę, iż pojawić się nie może. Każdy, kto będzie do sesji dołączał w jej toku, będzie dołączał Tłem. Jakby to cokolwiek zmieniało. Tytułem zaś wyjaśnienia co to Tło pozostawiam z opisu z poprzedniej sesji. Zatem … wprowadzam podział na postacie pierwszo i drugo planowe. Postacie pierwszo planowe [postacie Graczy] uczestniczą w głównym wątku sesji na jej początku i będą prowadzone tak, by uczestniczyć w jej głównym nurcie. Ich posty są inspirowane przez MG a skutki ich działań zależą również od niego. Ich również obowiązuje rygor częstotliwości postowania w sposób bezwzględny. Postacie drugoplanowe [postacie Tła] są w rzeczywistości takimi postaciami, którym jako MG powierzam pisanie nieograniczone poza sytuacjami „stykowymi” z meritum sesji. Te postacie jednak wciąż są uczestnikami sesji. Ci gracze mogą pisać co chcą i kiedy chcą nie przejmując się limitem postowania. Wyjątkiem są sytuacje, które wymagają odpowiedzi Gracza w poście. Wobec jej braku w razie konieczności pisał będę sam oceniając ich działania wedle swego uznania. To się może nie spodobać. Należy również pamiętać, iż rozdział na postacie pierwszo i drugoplanowe jest płynny i od samych postaci zależy jaką rolę w danej historii odegrają.
*Walki w grze: Rzecz bardzo ważna. Chciałbym byście pamiętali, że walka to ostateczność. To sposób rozwiązania konfliktu, gdy wszelkie inne metody zawiodły. A walkę wygrywa nie ten który zabije przeciwnika, tylko ten, który przeżyje. W walce można wszak zginąć i wierzcie mi, może się to stać waszym udziałem w tej sesji. Nie życzę wam tego. Wy sobie, jak sądzę, również tego nie życzycie. Pamiętajcie więc o tym obywając broni. Bo nasi NPCowie dobywając jej iść będą zwykle na pewniaka. Bo też chcą żyć. Czego i wam życzymy.

UWAGA:

Kto chce dołączyć do sesji może zawsze do niej dołączyć pod warunkiem uzgodnienia postaci z MG. W takiej sytuacji pisał będzie z pozycji Tła.


***


Przysadzista twierdza rozkraczyła się na skale górując nad przycupnietym u jej stóp miasteczkiem położonym w zakolu Strumienia Real. Młot Ainoru znany był nawet w odległych zakątkach królestwa. Raz, że tu toczyły się przed ćwierćwieczem najbardziej zajadłe walki ze Stormami. Dwa, że sama twierdza zyskała sławę niezdobytej i podobnież wyłącznie użyciu potężnej magii zawdzięczała swą jedyną kapitulację. Trzy, że od czasu jak skapitulowała, niczym przeklęte jakie miejsce, pozbyła się problemu z magią wszelaką. Zwyczajnie magia w okolicy … zniknęła. Po niemal ćwierćwieczu odradzała się ponoć, ale w takich bólach i męce, że parający się magią woleli jej tutaj unikać. Pamiętający „dokonania” magów z przeszłości mieszkańcy Ainoru jakoś na to nie narzekali. Mieszkańcy Młota Ainoru wręcz błogosławili...

Wiosenne roztopy wypełniły Strumień Real burą wodą. Tłusta, płaskodenna barka „Jutrzenka” walczyła z wartkim prądem zbliżając się do miejsca swego przeznaczenia – przystani w Młocie Ainoru. Czwórka podróżnych, którzy postanowili na niej pokonać drogę na północ księstwa, gotowała się do wysiadki spoglądając na wysokie, zarośnięte lasami turnie u podnóża których wiła się rzeka i rosnące w oczach miasto. Dokładniej zaś do wysiadki szykowała się trójka. Czwarty podróżny zwinięty w kłębek, spał w najlepsze odsypiając nocne pijaństwo. „To była wesoła podróż” pomyślał nie jeden z nich wspominając pijaństwo i nieróbstwo, któremu oddawali się przez całą drogę.

Był rok 642. Kolejny rok spokojnych, mądrych i dobrych rządów miłościwie panującego w Królestwie Bissel Gudryka de Marque. Początek trzeciej dekady. Królestwo od dawna nie pamiętało tak spokojnych, dostatnich czasów...



***



- Żyje Panie, co też mówicie...? - szyper spoglądał zdumionym wzrokiem na dowódcę kordegardy, który łypał podejrzliwym wzrokiem na całą zgromadzoną w strażnicy czeredkę. Piątka podróżnych, szyper i jego pomocnik stali pod ścianą. Grisza sam sprawiał wrażenie nie mniej zdumionego niż szyper. Fabien zachował obojętną twarz, podobnie jak Markus, Zbychu drżał – choć u niego na równi mogło to być wynikiem przerażenia co gorączki bo nie goiły mu się rany - a Salim z zainteresowaniem czekał na rozwinięcie. Wyraźnie wszyscy sprawiali wrażenie uosobienia niewinności i niezrozumienia i gdyby nie fakt, że byli unieruchomieni, pewnie już by minęli rozmówcę jak na ulicach wymija się proszalnych dziadów czy żebrzące dziatki. Byli jednak unieruchomieni. Unieruchomieni nader wymowną postawą trzech sękatych drabów, którzy mundury straży miejskiej mogli z powodzeniem zamienić na zbójecką szatę. Całym sobą prosili się o jakikolwiek sprzeciw czy próbę oporu. Zwłaszcza ten najmniejszy, ryży. Ryże zawsze wredne. Uwzględniając sękate pięści zbirów w mundurach i ich porozbijane pyski, mieli spore doświadczenie w jego łamaniu. A przecież byli pierwszymi spośród całej załogi odwachu kordegardy. Poza ową trójką mogło być w niej pięć razy tylu zuchów. Zbyt wielu, by przebijać się przez nich, nawet gdyby nie liczyć się z konsekwencjami tego czynu. Gdyby było się nadal uzbrojonym. Bo zbiry były. Po zęby. A ręce swędziały ich ewidentnie...

- Mówię jak jest. Ten człowiek, któregoście ubili sami, albo byli w zmowie z zabójcą był oddanym sługą Trybunału w Ainorze. Był, bo nie żyje. Któryś z was go zabił. Który pytam! - wszyscy stłoczeni pod ścianą podróżni, którzy do Młota Ainoru przybyli na starej barce „Jutrzenka” spojrzeli na siebie wzajemnie podejrzliwym wzrokiem. Podobnym wzrokiem obrzuciła ich załoga „Jutrzenki” w osobach szypra Hańko i jego pomocnika Jaśka.

- Ja nie! - odezwał się pierwszy Jaśko. Kretyn, ale instynkt zachowawczy działał mu bez zarzutu. Inni wnet przyłączyli się doń w solennych zapewnieniach, że z mordem sługi Trybunału nie mieli nic wspólnego. Siedzący na zydlu komendant, człek nie młody, który zbyt wiele już widział, pokiwał ze znużeniem głową.

- Płynął kto inkszy z wami? - pytanie banalne, ale wszystkim otworzyło widok na szansę uniknięcia badania. Wnet w kordegardzie popłynęła opowieść o Duncanie, bardzie który zapałał miłością do córki oberżysty z Łozin i dzień drogi, w rzeczonych Łozinach ich barkę opuścił.

Opowieść, która dawała nadzieję...

Na przeżycie...


***

- Pojedziecie z nimi. - Trzeci Namiestnik Trybunału wyglądał jak kowal, zresztą na co dzień parał się tym zawodem na podgrodziach Młota Ainoru i nawet wyrobił sobie jaką taką markę. Mało kto zwał go zbrojmistrzem, ale noży takich jak on, nie robił w mieście nikt. To pomagało mu w kontaktach z ludźmi. Odpowiednimi ludźmi. Pomagało mu wspinać się po zdradliwych szczeblach kariery urzędowej o czym w mieście wiedzieli nieliczni.

Metzger i „Strunka” pokiwali głową potwierdzając przyjęcie służbowego polecenia. Rudd, kowal z podgrodzia spojrzał na nich jakby chciał wyczytać z ich postawy czy dadzą radę. Patrzył długo, ale jeśli cokolwiek zobaczył, zachował to dla siebie. Spojrzał na trzymany w ręku dokument i podał go starszemu Malkolmowi. - Macie tu glejt, żeście w służbie Trybunału. Macie ich pilnować i dawać baczenie na wszystko co robią. Oni ostatni widzieli tego Duncana. O ile rzeczywiście ktoś taki był. Jeśli faktycznie natraficie na jego ślad, poślecie wieść zwykłą metodą. Jeśli zaś okaże się, że nikt o nikim takim nie słyszał, będziecie musieli bliżej przyjrzeć się tym skurwielom i rozeznać czemu ubili Tomasza. Dowiedzcie się kto za tym stoi i zadbajcie by wieść o tym dotarła do Trybunału. Pozostałe sprawy rozstrzygajcie wedle własnej oceny. - Trzeci Namiestnik nie wdawał się w polemikę. Służba w urzędzie nauczyła go przez lata, że ludzie nawykli są do wydawanych im poleceń. I znacznie lepiej z tym się czują...

- A załoga? - wyrwało się młodszemu, „Strunce”. Metzger nie mrugnął nawet powieką, choć z doświadczenia wiedział, że pytań przełożonym bez zezwolenia się nie zadaje. Tym razem jednak widać wszystko to mogło ujść płazem pytającemu, bo pogrążony w myślach Rudd mimowolnie odpowiedział. - Z nimi popłyną już podróżni. Nasi podróżni...

Więcej słów było by zbędną paplaniną. Z tego też względu nie padły...



***


- Przyznam szczerze, że wam wierzę. - dowódca kordegardy spoglądał na spoconych podróżnych, którzy już nie radowali się tak bardzo, że dotarli w końcu do Młota Ainoru, osławionej twierdzy na północy. Trudno jednak się im było dziwić – obserwacja mistrza tortur przy robocie nie nastrajała do żadnych radosnych facecji. Byli przestraszeni, bowiem świadomi byli tego jak niewiele dzieli ich od losu rozciągniętego na koźle nieszczęśnika, którego ciało podrygiwało w rytmie „pieszczot” którym poddawał je stary, chudy, obśliniony, obrzydliwy sadysta. Urzędnik pełną gębą... - Dla tego dostaniecie konie i moich ludzi do pomocy. Odnajdziecie tego Duncana bo jesteście ostatnimi, którzy go widzieli. Gdyby jednak moim ludziom coś się stało, bądź też gdybyście zmienili zdanie i nie zechcieli współpracować z Trybunałem w tej sprawie, wnet dowiecie się jak słodko wygląda los infamisów, banitów i zwykłych zbójów. Wiedzcie, że wyrok za wasze winy już zapadł. Możecie go jedynie zmazać współpracą z urzędem w schwytaniu zbója któremu POMOGLIŚCIE ubić naszego człowieka. Przywieźcie mi go a zapomnę o waszym współudziale a może i nagrodzę. Ale jak skrewicie...! Tuszę, że mogę na waszą pomoc liczyć?

Pytanie było retoryczne, bowiem jedyną rzeczą o której marzyli, było wydostanie się z tego miejsca. Okazja, jaka się przed nimi otwierała, gwarantowała szansę na przeżycie do wieczora. Grzechem było by z niej nie skorzystać.

Nie byli grzesznikami...


***


Konie, jakie im dano, nazywano końmi chyba wyłącznie z grzeczności. Stare, dychawiczne szkapy pamiętały pewnie wszystkie szturmy na miasto, jakich Młot Ainoru doświadczył przed ćwierćwieczem a i wówczas należeć musiały do dojrzałych. Inną sprawą było, że mając do wyboru podróż pieszo czy wierzchem wybór nie należał do najtrudniejszych. Siódemka jeźdźców opuszczała Młot Ainoru w minorowych nastrojach i nie tylko z powodu ciemnego nieba i widma nadchodzącej ulewy. Nie powodował tego również smród rynsztoka, którym do zbełtanych wód Realu płynął żywy dowód na dobrobyt rozrośniętego miasta. Piątka jeźdźców – podróżników którzy do miasta przypłynęli barką - miała po temu znacznie poważniejsze powody. Póki co, powody były dwa, strażnicy z ramienia Trybunału, którzy również nie sprawiali zachwyconych. Metzger i Paco, jak ich przedstawiono, mieli mieć „baczenie” i zadbać o kontakt. Oni sami wyglądali na takich, którzy mogli zakończyć życie niejednego podróżnego na barce. Siedmiu jeźdźców niespiesznie mijało opłotki podgrodzia Młota Ainoru, kierując się szlakiem na Łoziny i Gniew.

Tylko właśnie brakowi pośpiechu zawdzięczali to, że dostrzegli rozłożony na brzegu, niemały komunik rycerski, obozowisko pełną gębą. Obozowisko w którym już stały dwa namioty a dwa inne czeladź podnosiła. Służba kręciła się przy koniach i dobytku urodzonych, lecz wzrok pięciu nieszczęsnych podróżnych z barki skupił się na grajku, który siedząc przy ognisku brzdąkaniem na lutni zabawiał dwie niewiasty i kilku mężów. Coś tam mamrotał, bo śpiewem tego nie sposób było nazwać, ale nie to było istotne. Towarzystwo brzdąkacza interesowało piątkę po stokroć mniej, bowiem najistotniejszy był grajek.

Tę zapitą mordę widzieli przez cztery dni podróży a Duncan w jedną noc nie miał prawa nadmiernie się zmienić...





[Powodzenia. Liczę na Wasze światłe odpisy. Jeden zakład już wygrałem, heheheh]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 12-03-2014, 21:11   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
To wszystko kuźwa nie tak miało wyglądać. Zupełnie nie tak. Jednak jakoś tak wyszło i w sumie... Paco nie był zadowolony z obrotu spraw, ale przynajmniej głowa była jeszcze na karku...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aMqOkmDoMFQ[/MEDIA]

Grajek siedział przy ognisku, słuchał ćwierkania ptaszków i raczył towarzystwo kolejną brzdąkaniną. Bardziej deklamując i pogwizdując tam gdzie było to potrzebne niż śpiewająć... Przynajmniej tak go Paco odbierał. Paco z kolei wczorajszym pijaństwie miał kieszeń była co prawda bardziej pełną, ale łeb napierdalał strasznie. No, chyba, że miałby w głowie coś o zarzynanym dziku... albo walczących niedźwiedziach...

Przechodził się wokół ognia, pomiędzy siedzącymi kłaniająć dworsko co piękniejszym damom. Skupiał na sobie uwagę wszystkich, jak zawsze bacznie obserwując otoczenie.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 13-03-2014 o 09:02. Powód: ort
Aschaar jest offline  
Stary 12-03-2014, 21:27   #3
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- "No." - Salim zaczął enigmatycznie, ale ruchem głowy szybko rozwikłał szaradę. - "To tamten. Bierzcie go, panowie strażnicy prawa i osądźcie za te zbrodnie, co nawywijał".

Kapłan złożył ręce do modlitwy i zaczął klepanie różańca, pogrążony w głębokiej zadumie, głuchy na świata doczesnego zawołania. Prawie. Na moment jeszcze siwopontyfikalne oblicze duchowego przewodnika zwróciło się ku bliźnim.

- "Załatwcie to proszę szybko, chłopcy. Zgodziłem się pomóc, ale ksiądz biskup się rozeźli, jeśli nie stawię się dzisiaj u niego w kancelarii." - Kapłan uśmiechnął się dobrotliwie, istna słodycz dobrego tatulki, a potem wrócił do recytowania różańcowych komunałów.
 
Panicz jest offline  
Stary 13-03-2014, 00:05   #4
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Szybko poszło co? - Metzger poprawił impregnowany wieloletnim użytkowaniem kapelusz o wąskim rondzie. Spod skórzanego płaszcza wystawały rękojeści bastarda i długiego miecza. Udo zdobił sztylet, moze nie pięknej roboty, ale znać, że używany. Jak na gust niektórych nieobecnych już na tym padole zdecydowanie za często. Nie zapięty płaszcz pokazywał biegnacy na skos pas z nożami do rzucania.
- Jeszcze szybciej pójdzie jak go ruszycie w tym towarzystwie. Ale może to lepiej dla was, śmierć lżejsza od rycerskiego miecza...
- Przywitajcie się z grajkiem, pewnie sie ucieszy, że was widzi - mówiąc to przesunął wykałaczkę w drugi kącik ust.
 
Mike jest teraz online  
Stary 13-03-2014, 03:53   #5
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Gdzieś z tyłu, za resztą, wlókł się Griszka Dobrynowicz. Na pierwszy rzut oka znać go było można całym; Ot, chłop ze wsi, tylko że rosły i twardy. Wysoki, choć nie potężny; żylasty, a wręcz lekko wychudzony. Trudno było określić jego wiek, bo choć nie wydawał się stary, to zaczątki zmarszczek i ochrypły głos wydawały się temu przeczyć. Ubrany prosto, lecz solidnie - konkretne, mocne buciory, flanelowa koszula i szarawy płaszcz podróżniczy, pod którego połami można było dostrzec łańcuch-krowiak, którym to Grisza obwiązany był w pasie. Zwykle uśmiechnięty, choć czasem usilnie starający się myśleć i wciąż żujący jakiegoś kłosa pszenicy, czy żyta - nieważne. Nieważne, bo na ten moment były rzeczy inne, ważniejsze.

Otóż Griszka był nieco zirytowany.
No, może trochę bardziej niż nieco.
Właściwie to był wkurwiony, trzeba nazywać rzeczy po imieniu.

Tyle się nasłuchał o tym miejscu. Młot Ainoru - nie zapomnisz tego miasta, mówili. Młot Ainoru - najpiękniejsze co w swym nędznym życiu zobaczysz, mówili. I szto? I gówno, pomyślał po raz któryś Griszka, kolejny raz nakręcając spiralę swojego gniewnego nastroju. Przecież przyjechał tutaj minutu nazad, a już mu wciskają morderstwo... Morderstwo! Kak eto możno nazywać Griszkę mordercą?! Wciąż nie mógł tego zrozumieć. Znowu...

Sięgnął nerwowym ruchem po manierkę. Wtem oczy otworzyły mu się szeroko, a nieodłączny kłos wypadł z mordy. O job twoju, na dodatek manierkę mu zajebali! Rodzinną pamiątkę, od babuszki podarok...

Nie było miejsca na półśrodki. Grisza instynktownie zatrzymał szkapę, zrzucił plecak i drżącymi dłońmi odkorkował kanisterek. Nie wyciągał go z plecaka - bo i paczemu - a zresztą wśród socjalnej elity nauczył się nie okazywać takich rzeczy. Załyczył solidnie, aż oczy poszły w słup. Nie ma to jak pierwoklasny samogon. Świat od razu staje się barwniejszy...

Wreszcie mógł się wystarczająco skupić, co los postanowił od razu wykorzystać. Jego kamraci wypatrzyli Duncana, wstrętnego babiarza, co do którego były podejrzenia. Griszka był człowiekiem spokojnym, zdolnym wybaczyć wiele krzywd... Ale nie plamy na honorze po czyimś paskudnym występku. I tak jak i Jurija, Duncana powinien za to juże proklataja.

- Ja to bym go ochotno przywitał, ale zapewne spierdoli. - Pokręcił głową. - Trza by to jakoś umno zrobić...
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 13-03-2014 o 04:06.
Demoon jest offline  
Stary 13-03-2014, 14:35   #6
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Fabienowi się nie podobało. Okutany w skórę mężczyzna, z mieczem u pasa i łukiem przewieszonym przez ramiona, psioczył na niesprawiedliwość przez całą drogę. Był najemnikiem, a nie chłopcem na posyłki władz wszelakich. Przecież mieli na podorędziu armię nierobów, żyjących z pieniędzy podatników i łapówek, których mogli posłać zamiast ich. Rozchodziło się w końcu o śmierć jakiejś ważnej persony, a oddelegowano jedynie dwóch strażników - Paco i Metzgera.

Sauveterre nie należał do najsubtelniejszych osób i zupełnie nie rozumiał, skąd u nowych kompanionów taka opieszałość. Grajek był przecież na widoku; można go było zgarnąć raz, dwa i ruszyć na powrót do Młota Ainoru. Że rycerze? A który pasowany stanie w obronie byle szarpidruta? Że spierdoli? A gdzie, w szuwary czy dzicz? Fabien pewnie ruszył przed siebie, zbliżając się do minstrela od tyłu i ciężka łapa zaraz wylądowała na jego ramieniu, w geście niby-przyjaźni.

- Serwus, Duncan! - przywitał grajka z uśmiechem - Dawnośmy się nie widzieli, druhu drogi. Chodź, przejdziemy się, wypijemy. Reszta naszych znajomych nie może się ciebie doczekać. Państwo ci wybaczą.

Panienki obdarzył uśmiechem, panów ukłonem, a Duncana - żelaznym uściskiem na ramieniu.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 14-03-2014 o 04:50.
Aro jest offline  
Stary 13-03-2014, 18:24   #7
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Zbychu od samego początku przyczepił się do Salima zagadując do niego:
- Dziwne, ja też znam biskupa. - powiedział dość głośno po czym dodał tak, żeby tylko Salim usłyszał. - Czy to pan ma do zaoferowania kościane guziki do kożuchów? Jeśli Salim zna odpowiedź na hasło to tylko kiwnie mu głową i będzie się trzymał blisko niego. Na tyle blisko, żeby bełt lecących w kierunku Zbycha trafił Salima. Nigdy nie wiadomo kiedy się przyjaciel przyda w tych nieznanych i niegościnnych stronach, żeby służyć za żywą tarczę. A co jeżeli Salim nie zna odzewu? Zbychu zaśmieje się gromko, że aż będzie widać jak krew cieknie mu z dziąseł po zębach i powie głośno:
- To żeś dawno z biskupem nie gadał skoro nie wiesz, że szuka kościanych guzików! - po czym będzie trzymał się blisko Salima. Nigdy nie wiadomo kiedy dziwny facet podający się za znajomego biskupa przyda się, żeby robić za żywą tarczę.

A takto Zbychu do wszystkich mówi:
- Ale mnie pojebali. Ktoś ma przy sobie jakieś lekarstwa, które mogłyby mi pomóc? Tylko nie Witaminę W, bo nie chce przedawkować wpierdolu.
 
Anonim jest offline  
Stary 13-03-2014, 22:08   #8
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Markus wpatrywał się smętnie w drogę przed sobą, co jakiś czas obrzucając pogardliwym i nienawistnym spojrzeniem resztę grupy, w której miał wątpliwą, a przymuszoną, przyjemność przebywać.
Dwóch szpicli z Trybunału, a więc skurwysyny z definicji i zawodu.
Nie, żeby Goetz był jakimś świętym, co rozdał cały pieniądz i poszedł w świat, by błogosławić, nauczać, nieść pociechę i dawać srywać na siebie ptaszkom, no ale pewnego minimum etycznego trzeba się trzymać. Praca dla Trybunału była poniżej wszelkiej krytyki.
Kolejni, też dwaj, kwalifikowali się jako plebs i hołota, a więc i ich towarzystwo było Markusowi nader przykre. Najchętniej obu pozrzucałby z koni, obił nahajem i zagonił do przerzucania gówna widłami.
Piąty był klecha, toteż również z automatu wygrywał markusową niechęć i pogardę.
Wreszcie szóste indywiduum, dla którego niechęci i pogardy miał najmniej, z tego chyba tylko względu, że obaj trudnili się tym samym, jak to wyszło w czasie podróży. Ale i to nie dawało powodów do miłości - było nie było, to zawsze konkurencja.

Biorąc to wszystko pod uwagę, perspektywa podróży w takiej kompanii wprawiła najemnika w wyjątkowo paskudny, stale się utrzymujący nastrój.
Szczęśliwym wielce okazało się zatem odnalezienie poszukiwanego osobnika w pierwszym napotkanym obozowisku.
~ Dzięki niech będą bogom, tym bezużytecznym skurwielom. ~ wzniósł dziękczynną modlitwę Markus, ale w myślach, towarzystwo nie zachęcało bowiem do dzielenia się teologicznymi przemyśleniami.

Podprowadził zwierzę, niegdyś będące koniem, pod samo niemal ognisko w ślad za Fabienem i zeskoczył z siodła.
Podczas gdy kolega po fachu odnawiał przyjaźń z grajkiem, Goetz wyciągnął z juków solidny sznur, schował go za plecami i czekał, aż para podejdzie do niego, by spętać wierszokletę i zakończyć tę niemiłą przygodę.
- Chodź, chodź, brakowało nam twego talentu, minstrelu. - zachęcił Duncana.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 14-03-2014, 00:49   #9
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Griszka przypatrywał się zaciekawiony działaniom towarzyszy. Poszedł jeden po tą swołocz, poszedł i drugi... Wyglądało na to, że nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Mimo wszystko nie czuł się przydatny, stojąc tak na uboczu. Pociągnął jeszcze jednego hausta dla dodania kurażu, potem drugiego dla wigoru, no i trzeciego za wigor szkapy, coby go z powrotem dała radę ponieść. Zakręcił kanisterek, zamknął plecak i narzucił go na ramię, uprzednio odwiązując łańcuch, którym był przepasany. Dla dodania sobie autorytetu...
Zeskoczył ze zwierza, co ten przyjął z ewidentną ulgą, po czym odetchnął głęboko. Wot te na.

- Duncan, dobryj moj drug! - Oblekłszy swą twarz w najpiękniejszy, chłopski uśmiech zawył do tej mendy już z daleka. - Pudiesz ty zaraz z nami, nu pagadi. Mer cie hociet...
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 14-03-2014 o 18:58.
Demoon jest offline  
Stary 14-03-2014, 22:26   #10
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Plan zrodził się błyskawicznie. Fabien zsiadł z wierzchowca i ruszył bez wahania, wprost w obozowisko mijając mocujących się z namiotem prostaczków. Szedł na pewniaka i pewnie temu zawdzięczał fakt, że nie zatrzymał go nikt z licznej czeladzi. Podszedł do grajka od tyłu, obrzucając pewnym spojrzeniem trzech rycerzy i dwóch panków, którzy miecz nosili wyłącznie od parady. Żaden z nich nawet nie zdążył się podnieść z obalonych w poprzek kłód, które służyły za siedziska. Fabien wiedział, że jest w trakcie roboty, więc i damom nie poświęcił zbyt wiele uwagi, choć były tego warte. Tu i teraz liczył się Duncan.

- Serwus, Duncan! - przywitał grajka z uśmiechem - Dawnośmy się nie widzieli, druhu drogi. Chodź, przejdziemy się, wypijemy. Reszta naszych znajomych nie może się ciebie doczekać. Państwo ci wybaczą.

Panienki obdarzył uśmiechem, panów ukłonem, a Duncana - żelaznym uściskiem na ramieniu.

Markus, który śladem Fabiena podszedł z wierzchowcem niemal do samego ogniska, najdyskretniej jak mógł wyciągnął sznur i korzystając z tego, że cała uwaga siedzących przy ognisku skupiła się na Fabienie, skrył go za plecami, nim odezwał się sam - Chodź, chodź, brakowało nam twego talentu, minstrelu. - zachęcił Duncana.

Duncan wypuścił z dłoni lutnię, która z dramatycznym brzękiem upadła mu pod nogi. Nie był w stanie wyrwać się Fabienowi, bowiem ten dzierżył go w mocarnym uścisku. Jęknął jednak i wystękał wyraźnie walcząc z bólem ramienia – Puśćcie, puśćcie! Ramię mi złamiecie! Co wyście za jedni!

Siedzący przy ognisku rycerze zerwali się na równe nogi a całe zamieszanie nie uszło uwadze służby. Wnet ku ognisku ruszyli ludzie należący do rycerskiego orszaku wyraźnie spodziewając się kłopotów. Najstarszy spośród rycerzy, siwowłosy już wąsacz w żółtej jace z krwawym jeleniem na piersi położył nader wymownie prawicę na głowni miecza i warknął przez zaciśnięte zęby wyraźnie czerwieniejąc na twarzy – Precz! Precz z mego obozu!

Być może wszystko dało by się jeszcze wytłumaczyć, wyjaśnić całe zamieszanie. Być może... gdyby nie Grisza...

Kmiot zlazł z wierzchowca uprzednio pociągnąwszy solidnie z gąsiorka, po czym odwiązawszy swój ciężki łańcuch z pasa i ryknął na całe gardło - Duncan, dobryj moj drug! Pudiesz ty zaraz z nami, nu pagadi. Mer cie hociet...

Teraz już zbrojni ludzie z rycerskiego orszaku wprost obnażyli miecze. Najmłodszy z rycerzy, czarnowłosy smyk ledwie może z wysypanym wąsem na twarzy w biało błękitnym wamsie w pasy z czarnym gryfem na piersi, dobywszy miecza ruszył wprost na Fabiena dzierżącego Duncana.

- Zginiecie za swą bezczelność chamy! Precz, puść go! Rozkazuję ci!

Cóż, mutację miał jeszcze przed sobą. Bądź był w jej trakcie. Bo zaskrzeczał okrutnie. Nikogo jednak swoim występem nie rozbawił...


.

[Graczy proszę o wykonanie 3 rzutów d20 i umieszczenie wyników pod postem]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172