Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2014, 16:15   #1
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Arrow [D&D] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Skarb Viseny II [WL]




- Podsumujmy więc co wiemy - rzekł Korenn, niecierpliwie postukując nogą w kamienną posadzkę młyna. Bohaterowie rozpuścili wici o ponownym spotkaniu w ruinach gnomiej budowli, ale przyszło zaledwie kilkanaście osób.



Dorośli dobrze pilnowali potomstwa, zaś widmo głodu spowodowane brakiem zapasów z centrum Królestwa sprawiło, że każdy, kto mógł ruszył do pracy, by przed zimą złowić, upolować i zebrać jak najwięcej żywności.
- Raz, wilkołaki urządziły zasadzkę na karawanę, zabiły część ludzi, uprowadziły resztę, co do tego się zgadzamy, tak?
- Na to wygląda; gobliny przyplątały się potem i też dostały od nich łupnia, a do tego porwano im szamana - stwierdził Jarled. Pozostali pokiwali głowami.
- Ale skąd wiedzieli, że karawana będzie szła akurat teraz? - spytał Fernas. Bał się odpowiedzi, jaką mógł usłyszeć.
- Co roku o tej porze jadą, sklerotyku - burknął Korenn. Spowodowana przez nadrzeczne skrzaty amnezja młodego barda irytowała go nawet po tylu dniach wspólnej podróży. Fernas dyskretnie odetchnął z ulgą. - Dobra, dalej.
- Habu… znaczy wilkołaki porwały dhram… im szamana - podpowiedziała Eillif.
- Szamana i naszych ludzi, tak. Potem poszli do jaskini z magicznymi kryształami i odłupali kilka. Pewnie przepłoszyły ich stamtąd pająki; porzucili kapłana Justusa i swoich na żer, i uciekli.
- Justus twierdził, że chcieli złożyć ich w ofierze, ale chyba nie pająkom, prawda? Że potrzebowali więcej… - dodała druidka.
- Więcej czego? Ludzi? Kryształów?
- Nie wiem, sam wiesz, że umierał i ledwie mówił - zirytowali się dziewczyna. - Chciał żebyśmy odzyskali coś za wszelką cenę. “Ruiny w... Grobow... Visena... Odzyskajcie za... cenę... ten ...elf…”, sam słyszałeś.
- Jesteście pewni, że nie bredził? W końcu ledwo zipał, no i był na wpół strawiony przez pająka - spytał Fernas.
- Byś nie zwiał to byś mógł sam ocenić - ofuknął go Yarkiss. Nadal czuł gorycz z powodu rejterady barda i złodzieja. Jedynie to, że Saelim porzucił później i Fernasa poprawiało mu nieco samopoczucie. To, że chłopak zaginął bez wieści już nieco mniej. - Zresztą sam widziałeś na wiosnę rozkopane groby. A nie, bo nie pamiętasz, wygodnie...
- Pokłócicie się później - uciął Rafael. Korenn skinął mu głową w podzięce i kontynuował.
- Dobra, a Lamariee mówiła co? Że coś chroniło Visenę, ale najprawdopodobniej już nie chroni, stąd tegoroczne nieszczęścia. Że wilkołaki gromadzą moc, parają, czy tam mogą parać się magią, choć zwykle tego nie robiły, i że mają jakiś cel - chcą się zemścić na Visenie.
- Rokrocznie zabijamy tyle wilków, że na prawdę mają za co - szepnęła do siebie Eillif.
- … że te kryształy, które zabrały z jaskini pająków gromadzą energię Splotu… Magiczną znaczy - wyjaśnił im zaklinacz uczenie jak wiejskim tłumokom.
- No dobra, a co to ma wspólnego z porywaniem magów i Viseńczyków w ogóle? Niech se zbierają magię, ale co, mają zamiar składać nas jako ofiary dla Splotu? - spytał jeden z nowoprzybyłych dzieciaków. Te kilkanaście osób, które udało się zebrać we młynie patrzyło w “bohaterów” jak w obraz, ale z kompletnym niezrozumieniem tego, o czym rozmawiali. Nic zresztą dziwnego, oni sami posiadali tylko skrawki informacji, niekoniecznie łączących się w sensowną całość.
- Kto wie - poważnie odparł Korenn i mruknął ciszej - Gdyby tylko ta stara elfia wiedźma, zamiast pleść androny o równowadze powiedziała nam o co tu chodzi… Jarled, twój ojciec jest grabarzem, może wie co było w grobowcu Viseny i Hararda, albo pod tym pomnikiem Hideusa...
- On kopie świeże groby, a nie rozkopuje stare - burknął Grobokop, ucinając temat.
- Ale zapytań możemy, nie zaszkodzi - łagodnie rzekł Rafael. - W ogóle trzeba popytać, ktoś musi coś wiedzieć.
- I tak od razu nam powiedzą, co?
- Chyba lepsze to, niż być zeżartym przez wilkołaki,
- Przecież widzisz, że nam nie wierzą.
- Nawet jak wierzą to co z tego? - Jarled zerwał się i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu, wzbijając obłoczki kurzu. - Jedną trzecią naszych wojów wybiły wilkołaki przy karawanie. Reszta musi zostać bronić wsi i Osady w zimie; teraz zresztą też. Polować też musi być komu. Poza tym tak czy siak muszą iść po resztki z wozów, a to zajmie im dekadzień jak nic. Nie możemy tyle przecież czekać z wyprawą na południe. A nawet jak strażnicy pójdą do ruin i ich tam zeżre to co stanie się z babami i dzieciarnią? Byle banda goblinów spali Visenę do imentu. Za to z ludźmi Knuta, za ostrokołem i z Alvenusem u boku Visena ma wieksze szanse niż przy wyprawie wszystkich sprawnych mężczyzn w nieznane.
- Bez przesady z tymi wszystkimi - zaprotestował Korenn, ale jakoś tak niepewnie, przeliczając szybko w myślach ile osób zginęło przy wozach, a ilu ich jest tu teraz.
- Eee, przyznaj, że tchórz cię obleciał! - parsknął Fernas.
- Nie tchórz, tylko myślę mózgiem, a nie bohaterskimi opowieściami. Zresztą gdybyś widział Justusa i te na wpół przetrawione wilkołaki to byś inaczej śpiewał. A raczej rzygał. - Jarled zacisnął pięści.
- To po co tam chcecie iść, skoro mówicie że nie ma szans? - szepnął nieśmiało jeden z nowoprzybyłych. Bohaterowie spojrzeli po sobie zmieszani. Chcąc nie chcąc doszli do dosyć ponurych wniosków.
- Pójdziemy na zwiad - twardo rzekł Yarkiss, nie po raz pierwszy obejmując przywództwo. - Znany wróg, to wróg o połowę mniej niebezpieczny. Poza tym to w połowie zwierzęta, a my swój rozum mamy. Nie musimy się z nimi bić, by odzyskać to coś, co ukradli ze wsi, co ją strzegło. Tam gdzie nasi woje nie podołali siłą, my podołamy podstępem. Wiemy gdzie i po co iść - tropiciel uważnie rozejrzał się po zebranych. - Teraz pytanie tylko: kto idzie?
 
Sayane jest offline  
Stary 12-02-2014, 15:51   #2
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Kelvin siedział zgarbiony, pochylając się i opierając łokcie o kolana intensywnie żując jakieś dziwne zioła. Mimo skupienia na rozmowie niewiele z tego rozumiał dlatego zanim zdecydował się zebrać głos to zawsze akurat ktoś wtedy się odzywał. Nim zebrał się w sobie by wstać i się wypowiedzieć rozmowa w zasadzie była skończona a on lekko zły na siebie mimo, że nie wiedział czym są "imentu" i czy to one chcą podpalić wioskę z goblinami, czy co...
W każdym razie słuchając "bohaterów" nieco sposępniał bowiem to co mówili nie wyglądało zbyt dobrze, zwłaszcza że osadę trza było wykarmić a w tym roku z polowaniem na dzikiego zwierza było cholernie ciężko. Dlatego miał lekkie wyrzuty sumienia, że myśli o o wyprawie, acz przecież rodzice mieli jeszcze dwóch synów na swoim, a ktoś musiał coś zrobić bo inaczej nie zapobiegną złemu przeznaczeniu zbliżającemu się z każdym nowym świtem. Uderzyło go jednak to, że członkowie dzielnej eskapady w zasadzie wyglądali, jakby sami byli prawie tak zagubieni jak wioskowa młodzież, a on szczerze mówiąc spodziewał się chyba czegoś innego. Sądził chyba, że będą tak dumni, sprytni i elokwentni jak bohaterowie ballad, a tu okazało się, że baśnie przyćmiewały rzeczywistość. "Ech, pora dorosnąć i spojrzeć w oczy rzeczywistości" - pomyślał smętnie ważąc swoje losy i rozglądając się z niemałą tremą po pozostałych, zwłaszcza zatrzymując się na obliczach tych z Zewnętrznej Osady. Czuł, że chyba nie zbierze w sobie krztyny odwagi potrzebnej do zadeklarowania swojego uczestnictwa, ale wtedy pomyślał o swoim przyjacielu, najmłodszym synu Damiela. Pomyślał też, że jak nic nie zrobią i będą bezczynnie stać to niczego to nie rozwiąże, a ich rodziny napadnie głód i wstrętne goblinoidy. Visena potrzebowała męstwa, nie było cudów. Obecnie sam w myślach (bał się na głos) przeklinał Beshabę za nieustającego pecha, ale czy to coś zmieni? Nie. Trzeba radykalnych kroków. Jeżeli wszyscy będą siedzieć tak bezczynnie to ... Dobra! Ktoś musi to zrobić. Z ciężkim, szybko bijącym sercem z trudem i wahaniem uniósł do góry swoją dłoń powstrzymując dziką chęć by zamknąć oczy i zacząć wrzeszczeć. Niektórzy zaczęli na niego patrzeć, a on poczuł się naprawdę dziwnie i głupio, nie zdominowało to jednak uczucia lęku przed nieznanym, poczucia krzywdy (bo dlaczego akurat ja?!) i winy na myśl o reakcji rodziny.
-Pójdę! - wyszeptał drżącym głosem.
Zmusił się by spojrzeć na Yarkissa, który z nich wszystkich imponował mu najbardziej. Wyglądało na to, że był już prawie jak Maeve, poza tym sprawiał wrażenie prawdziwego lidera tej dzielnej zgrai namawiającej ich do działania. I wtedy Kelvin pomyślał, że może być taki sam jak on do tego poczuł w sobie dziwną dumę, że oto Yarkiss, czyli łowca z Zewnętrznej taki jak on, przewodzi drużynie. Był też dumny, że owa grupa poszukiwaczy przygód wzbogaci się o kolejnego myśliwego, który będzie mógł przysłużyć się swoimi świetnymi umiejętnościami strzeleckimi.
Rozemocjonowany jak rzadko kiedy spojrzał kolejno na Eilif i Solmyra niemrawo uśmiechając się do nich, nawet nie zauważył strumyczka potu, jaki utworzył się na jego skroni.
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 12-02-2014 o 15:56.
Aramin jest offline  
Stary 12-02-2014, 18:02   #3
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Melis siedział na uboczu. Czuł się tu obcy. Obracał kolejne paciorki modlitewne między palcami, prosząc boginię o radę.

Zdrowaś Mystro,
Magiiś pełna,
Moc z Tobą


Jego twarz wydawała się miejscowym znajoma, podobno miał twarz podobną do matczynej, zaś chudość i włosy po ojcu odziedziczył, którego przezywali "Tyką". To znaczy przezywali Tyką gdy żył. Krótko po odejściu Melisa, pamiętny najazd zielonych zostawił po sobie wiele mogił...

Najznamienitsza-tyś pomiędzy Planami,
a błogosławion owoc rąk Twoich
Splot.


Twarze, kolejne twarze przesuwały mu się przed oczami i za każdym razem gdy spotkał kogoś ze wsi miał uczucie deja-vu - niby widział tego kogoś, a niby nie. Miejscowi, mimo, że przebywał tu od kilku dni też przyglądali mu się ze zdziwieniem. Las otaczający osadę był niebezpieczny, a jemu udało się go przebyć - najpierw jako smarkaczowi, gdy dwanaście lat temu uciekł przed pogardą dziewczyny i rówieśników, na zatracenie. I teraz, gdy wrócił w niewielkiej kompanii, już jako mężczyzna na białym mule. Odziany w zakurzone, podróżne ubranie - długą do uda koszulę i bryczesy, przepasane pasem z żelazną klamrą, ciżmy z zakręconym do góry nosem, płaszcz z niebieskiej wełny - wyglądał na zwyczajnego wędrowca. Jakież było ich zaskoczenie, gdy oznajmił że nazywa się Melis i pochodzi stąd. Jeszcze większe było, gdy oznajmił, że przybył tu, by odprawić swoją mszę prymicyjną! Później, już kapłańskim ornacie, śpiewając litanię do wszechmocnej Pani Wszelkiej Magii był kimś zupełnie innym zapamiętali go rówieśnicy.

Święta Magio, Moco Boża,
Skup się nad obdarzonymi
Teraz i godzinę śmierci naszej.

Melis z wieloletnią wprawą odruchowo przesunął palcem paciorek na modlitewnym sznurze, kiedy ktoś przechodząc obok szturchnął go wytrącając z modlitwy. Wisior upadł, zaś kapłan zezłościł się w duchu, podniósł z ziemi i ucałował święty symbol.
"Z ziemi! Tak! Dziękuję Ci o Pani! Muszę zająć się rzeczami przyziemnymi! A konkretnie tym co trapi Viseńczyków. To rodacy, nawet jeśli jeszcze nie czuję tego sercem. Może na bycie Viseńczykiem trzeba sobie zasłużyć?".

- To przeznaczenie - szepnął kapłan - przybyłem tu we właściwym momencie.

Melis wstał i podszedł do Yarkissa, złożył dłonie, ukłonił się. Po czym rzekł czystym, wyraźnym głosem.
- Ta sprawa z kryształami i porywaniem obdarzonych magią nie jest miła Przemagicznej Panience. Pójdę z wami - nie stchórzę i nie będę opóźniał marszu, a jeżeli mnie nie zabierzecie - ruszę sam. Wygląda, że będziesz dowodził, więc pytam: co rzekniesz?

I spojrzał pewnym wzrokiem na Yarkissa, oczekując odpowiedzi. A pod tą pewnością tylko kotłowały się dzikie, niechciane myśli. "Ciekawe czy domyśli się, że chcę też zejść z oczu Kimri? Pewnie wszyscy się domyślą, przez nią uciekłem wtedy, przed nią uciekam teraz... Ehhhh, w klasztorze życie było prostsze".
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-02-2014 o 18:17.
TomaszJ jest offline  
Stary 13-02-2014, 21:49   #4
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Ja pójdę - odezwał się mężczyzna, stojący pośród grupy słuchaczy.

Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobie skórzany pancerz, w wielu miejscach noszący ślady zużycia. Przez plecy przewiesił dużą drewnianą tarczę, również mocno sfatygowaną. Przy pasie połyskiwał sierp - jego jedyna widoczna broń. Osoby stojące w jego pobliżu mogły wyczuć otaczającą go woń igliwia. Jego twarz od paru dni nie zaznała brzytwy, a długie włosy znajdowały się w niemalże całkowitym nieładzie. Najwyraźniej nie dbał o wizerunek. Głos i spojrzenie miał harde, pełne stanowczości.

Mężczyzna oparł dłonie na biodrach i dodał:
- Jestem Edgar.
Podszedł nieco bliżej:
- Wytępienie, czy wykiwanie, wilkołaków, będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością.

Swojemu towarzyszowi polecił czekać przed ruinami młyna.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 14-02-2014 o 11:06.
ObywatelGranit jest offline  
Stary 14-02-2014, 21:40   #5
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Krasnolud nieprzeciętnego wzrostu szedł śpiesznym krokiem mamrocząc coś pod nosem. Jego droga wiodła z zewnętrznej osady do jakiś ruin, oddalonych pół godziny marszu od właściwej wioski. Był w okolicach Viseny od niedawna i nie każde miejsce było mu znajome, toteż błądził chwilę nim znalazł docelowe miejsce, przez co już był spóźniony.
Wreszcie jego oczom ukazał się…

- Na cholerę Viseńczykom był taki młyn? – krasnolud powiedział na głos, sam do siebie. Głos miał mocny i trochę chrapliwy. Podrapał się po głowie, podwinął rękawy i pewnym krokiem skierował się do drzwi. Otworzył je zamaszystym ruchem.

Jego oczom ukazała się izba, a w niej kilkanaście osób. Większość z nich widział po raz pierwszy. Większość z nich jedynie przelotnie zwróciło nań uwagę. Ewidentnie przyszedł nie w porę- wszyscy gorączkowo wpatrywali się w jakiegoś ledwie brodatego bruneta, jakby mówił coś ważnego.
- […] Wiemy gdzie i po co iść – prawił. - Teraz pytanie tylko: kto idzie?

Krasnolud patrzył jak inni patrzą, a oni patrzeli jak on patrzy, aż wreszcie ktoś się odezwał. Kolejno usłyszał wyczerpujące „Pójdę” z ust jakiegoś młodzika coś o „Magicznej Panience” z ust kolejnego oraz co nieco od pewnego Edgara o „wykiwaniu wilkołaków”. Krasnolud podrapał się koło nosa. Podobało mu się to co usłyszał, zresztą trochę poznał już tę sprawę z nieustannie krążących między ludźmi plotek. Odchrząknął więc głośno i wykrzyknął:

- Ha! Na brodę mojej matki!- mówiąc to przepychał się w stronę bruneta-oratora.- Macie mój topór! Wiemy gdzie, wiemy po co, tylko kiedy waćpanowie! Kiedy?!
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 14-02-2014 o 21:45.
Rewik jest offline  
Stary 15-02-2014, 00:24   #6
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Coś zaszurało w kącie sali gdzie zebrali się awanturnicy. Coś ewidentnie gramoliło się spod sterty przegniłych desek. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Czyżby jakieś zwierzę zrobiło sobie legowisko w starym młynie? Po chwili ze szczeliny wychyliła się uśmiechnięta brodata twarz gnoma. Część zebranych odetchnęła z ulgą, to tylko Bimp a raczej Brimbusz, nieszkodliwy głupek, niedawny rozbitek z żaglowca. To dziwne ale jak mogliście zapomnieć, że gnom uwił tutaj sobie gniazdko? Gorzej jednak było z tymi którzy o gnomie nic nie słyszeli i w pierwszym momencie objawił im się jako duch Harcervengusa, zwłaszcza że Bimp cały pokryty był kurzem. Po chwili jednak wszyscy zorientowali się że to nie zjawa, szczególnie gdy kurdupel wygramolił się ze swej kryjówki i prychając zaczął się otrzepywać. No i najważniejsze ten gnom nie miał charakterystycznych okularów.

- Ceść dzieciacki - Brimbusz wesoło zwrócił się do wszystkich zebranych - Kcecie podkraść się do strasnych wikocłeków, co? Oj to barzo niebespiecne, barzo. Musi z fami iść ktoś dorosły. - zebrani awanturnicy spojrzeli złowrogo na gnoma. Czyżby pokurcz chciał wypaplać cały plan sołtysowi?
- Ja znacy się - dodał w końcu Brimbusz klepiąc się po brzuchu, jakby intuicyjnie wyczuwając wrogość młodzieży.

- Snirf, snirf - pociągnął swym wielkim nochalem Bimp, zupełnie nie zdając sobie z powagi sytuacji - Hmmm, cuję tu woń mocnego trunku. Zed cysbyś miał ze sobą butelcynę?
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 15-02-2014 o 00:36.
Komtur jest offline  
Stary 15-02-2014, 18:31   #7
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
[..] Hmmm, cuję tu woń mocnego trunku. Zed cysbyś miał ze sobą butelcynę?

Na dźwięk tych słów Zed ocknął się z zamyślenia.
~ A ten co sobie wyobraża? ~ z oburzenia aż go zatkało.
Jednak po chwili zdołał się opanować, poczuł nawet pewną dumę.
~ No... Nos on ma nie tylko dla ozdoby i wie co dobre.
Nieco udobruchany odpowiedział:
-Taa.... - i po krótkiej, acz zażartej walce dodał z wysiłkiem – może miałbyś ochotę?

Czując na sobie pełne wyrzutu spojrzenia obecnych, doznał olśnienia, a wszystko wreszcie zaczęło układać się po jego myśli.
- I ja pójdę.
Odpowiedziała mu cisza i zdziwione miny.
- Zastanawiacie się pewno, na co mógłby się wam przydać taki, hm, nie najmłodszy towarzysz?
Prawdę mówiąc sam też się zastanawiał.
- Znam się na kamieniach, a na kryształach zęby zjadłem. Wiele dziwnych rzeczy w życiu widziałem i uczestniczyłem w wielu walkach, potrafię maszerować bez ustanku wiele dni, zjem to, czym koza...
Zed nakręcał się coraz bardziej, ale widząc zdumione twarze, przystopował i zakończył z triumfem:
- Przyda się wam też ktoś z doświadczeniem, a tego, z racji wieku mi nie brakuje.
Teraz przez chwilę napawał się efektem swoich słów i zanim ktokolwiek zdołał zareagować powiedział:
- Tymczasem wybaczcie, oddalę się. Mówiąc to dyskretnie kiwnął do Brimbusza.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 15-02-2014, 19:55   #8
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Nigdzie nie pójdę! – krzyknął głośno Delamros.
- Ale…
- Nie idę! – krzyknął znowu.
- Wstawaj, nie możesz tutaj leżeć! – zaczął w końcu krzyczeć wysoki mężczyzna, który stał na leżącym na ziemi Delamrosem.
- A kim pan niby jest, że mi pan rozkazujesz e? – zapytał Chorster.
- Mieszkam tutaj i nie życzę sobie, żeby na moim ganku leżała Twoja zapijaczona morda! – wrzasnął znowu właściciel domostwa.
Delamros powoli podniósł się i lekko chwiejąc się poprawił koszulę wystającą mu ze spodni.
- Już idę, przecież ide, spokojnie – mężczyzna machnął ręką na właściciela, poprawił swoje długie brązowe włosy i powoli, cały czas lekko się chwiejąc poszedł w swoją stronę.

Visena… Żeby chociaż pamiętał jak tu trafił. Ostatnia rzecz jaką był w stanie sobie przypomnieć było to, że na szlaku spotkał grupę ludzi, która niechętnie chciała powiedzieć dokąd zmierza. W drodze zaczęli pić, a Delamros, nie znający umiaru, kiedy już raz weźmie łyk alkoholu, upił się tak, że obudził się, gdy byli już na miejscu. Jego koń przepadł, na szczęście zostało mu kilka monet, więc mógł sobie pozwolić na dietę alkoholową.

To było kilka dni temu. Zdążył już się przyzwyczaić do tego miejsca, może to właśnie tu odnajdzie, tak przez niego upragniony, święty spokój? Żyć samemu, mieć mnóstwo alkoholu i żadnych zmartwień, zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Czasami ktoś na niego nawrzeszczy, ktoś czasami poczęstuje alkoholem i jakoś się żyje powoli. Na pewno zostanie tu na długo…

**

Nie zostanę w tym przeklętym miejscu ani chwili dłużej – pomyślał Delamros stojąc razem z kobietą, która obejmowała go mocno za ramię.
- To jest właśnie ten mężczyzna o którym Ci mówiłam tato – powiedziała z radością w głosie do starszego pana siedzącego przed nimi i łypiącego na Delamrosa groźnym wzrokiem.
- Ee bardzo miło poznać – powiedział Chorster.
- Planujemy już nasz ślub - powiedziała jeszcze radośniej niż przedtem kobieta.
Delamros spojrzał na nią z niedowierzaniem, musiał szybko coś wymyślić…

**

- Coś się dzieje w młynie – powiedział jeden mężczyzna oparty o ścianę budynku.
- Wiesz co?
- Podobno zbierają ludzi na jakąś wyprawę czy coś w tym stylu.

Delamros ucieszył się jak małe dziecko, gdy podsłuchał rozmowę dwóch mieszkańców. Właśnie wracał ze spotkania z przyszłym teściem, miał niby w planach iść i zapić się na śmierć, ale jednak udanie się do młyna wydało mu się lepszym pomysłem. Tak będzie mógł bez żadnych wyrzutów sumienia uciec z tego miejsca i od obowiązków męża. Czym prędzej udał się do starego młyna.

**

Znany wróg, to wróg o połowę mniej niebezpieczny. Poza tym to w połowie zwierzęta, a my swój rozum mamy. Nie musimy się z nimi bić, by odzyskać to coś, co ukradli ze wsi, co ją strzegło. Tam gdzie nasi woje nie podołali siłą, my podołamy podstępem. Wiemy gdzie i po co iść - tropiciel uważnie rozejrzał się po zebranych. - Teraz pytanie tylko: kto idzie?

Delamros zaczął się wahać. Może ożenek nie jest takim złym pomysłem… Co jest gorsze utrata życia czy utrata wolności… Gdy straci życie będzie mu już w sumie wszystko jedno, a gdy straci wolność będzie się strasznie męczył.

Stał z tyłu i cicho wsłuchiwał się w kolejne osoby, które wyrażały chęć dołączenia do grupy.

Niech będzie…

- Oczywiście, że się zgłaszam! – krzyknął głośno tak aby wszyscy go słyszeli i wyszedł przed szereg. – Potrzebujecie kogoś takiego jak ja! – powiedział i uśmiechnął się szeroko pokazując swój słynny słoty ząb.
 
Morfik jest offline  
Stary 16-02-2014, 19:32   #9
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- No chyba sobie jaja robicie!! - Jarled przerwał nerwową wędrówkę i wbił wzrok w dotychczasowych ochotników. - Ja jeszcze rozumiem Kevin, bo swój chłop, czy krasnolud, bo choć obcy, to wiadomo, że do bitki nie ma lepszych, ale reszta!? Ten wariat co nie wiadomo, czy sam komuś tyłka nie odgryzie? - wskazał na Edgara. - Zapijaczony Zed, co palcem do własnego nosa nie trafi, a co dopiero kogoś w walce? Ten... co to w ogóle jest i skąd się tu wzięło? - wskazał na gnoma.
- Gnom ze statku się rozbił, razem z tym elfem, co poszedł nasz szukać - streścił Fernas to, co mu matula wyopowiadała, gdy wreszcie przestała lamentować i postawiła przed nim michę gulaszu. Że się w wiosce elf pojawił, niby to z rozbitego statku, i zaraz chętny popędził szukać młodzików... tyle że na południe, a nie traktem. I zniknął.
- No właśnie. Kapłan mówił o jakimś elfie, na którego mamy uważać; może to on był? A gnom to jego kumpel, szpiegować nas będzie? Amnezja to taka wygodna wymówka, nie? - szturchnął Fernasa, choć bardowi akurat wierzył - w końcu sam widział, jak skrzaty zemściły się za jego działania.
- A ten? - tym razem Grobokop wycelował palec w Delamrosa. - Przykulał się z tym powsinoga Vahrenem, siedzi, pije i dziewki bałamuci, złotem głupców po oczach kłuje - wskazał jego 'złote' pierścienie i guziki - a pewnie jedyne do czego się przyda to karma dla wilków. Ten się o własne ciżmy potknie - prychnął w stronę pantofli kapłana - i zagada nas na śmierć. Nie wiemy co umieją, czy coś umieją, czy można im własne plecy zawierzyć; obcy są albo znaną zawadą - idziemy walczyć, a nie niańczyć żądnych sławy powsinogów!
 
Sayane jest offline  
Stary 16-02-2014, 21:07   #10
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Edgar skrzywił się z niesmakiem i zmełł w ustach soczystą wiązankę. Jarled... Jarled... ile mógł mieć lat? Szesnaście, siedemnaście? Musiał zrzucić jego zachowanie na karb wieku, bo w przeciwnym razie czułby się zobligowany do udzielenia szybkiej i nieprzyjemnej lekcji. Wypuścił powoli powietrze i nie dał się sprowokować. Nie było też co strzępić jęzora po próżnicy; wiedział, że gdy przyjdzie czas próby nie zawiedzie oczekiwań.
- Jeżeli posiadacie choć szczątkową wiedzę o wilkołakach, to wiecie, że każdy miecz może okazać się przydatny. Z resztą nie zamierzam kąsać po tyłkach nikogo, ani niczego. Jest wiele innych, bardziej wrażliwych miejsc do ukąszenia.
 
ObywatelGranit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172