|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-05-2014, 19:05 | #11 |
Reputacja: 1 | Greg wszedł do kuchni zamykając za sobą drzwi. Zdążył już doprowadzić nos do porządku, ale na jego twarzy wciąż malowało się potworne zmęczenie. Mężczyzna ruszył na środek pomieszczenia zabierając po drodze mały taboret, by następnie postawić go tuż przy dużym dębowym stole. Przed nim stała Nel ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Przyglądała się uważnie karczmarzowi z zadartą do góry głową jakby chciała w ten sposób oznajmić, że nie boi się jego ani jego ludzi. - Butny jesteś… - stwierdził rozleniwionym głosem. Po prostu, tak bez żadnych emocji. - Zdaję sobie sprawę, że byłeś posłuszny Etsy tylko dlatego, że zauważyłeś mnie stojącego we drzwiach. Bardzo sprytne zgranie, chwalę sobie to - mężczyzna uśmiechnął się szczerze, po czym chwycił leżący nieopodal pomidor kręcąc nim po stole niczym dziecięcym bąkiem. Nel przyglądała się temu z twarzą nie zdradzającą żadnych emocji. Nie ufała starszemu mężczyźnie i była przekonana, że nigdy mu nie zaufa niezależnie od tego jak bardzo będzie się starał. - Jestem Greg - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał wyciągając swoją dłoń przed siebie w geście pojednania. Dziewczyna zmrużyła niebezpiecznie oczy. Przyglądając się to jemu, to wyciągniętej w jej stronę dłoni jak by miał zaraz machnąć w jej stronę jakimś ostrzem. Dopiero po chwili namysłu wyciągnęła swoją dłoń mocno zacisnąwszy na jego. “Nie może zobaczyć, że się boisz” pomyślała trzymając ją chwilę dłużej, jakby rzucając mężczyźnie wyzwanie. - Nel - powiedziała krótko. - Dziwne imię jak na chłopca… - odparł z ciepłym uśmiechem na twarzy. Przez moment nic nie mówił zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. Nie chciał przecież spłoszyć dzieciaka mówiąc mu otwarcie, że jest teraz jego własnością. Nel miała w sobie coś dzikiego pomimo, że została doprowadzona wizualnie do cywilizowanego stanu. - Powiedz mi, dziecko… - zaczął powoli zastanawiając się nad następnymi słowami - ...skąd pochodzisz? Gdy tu trafiłeś nie wyglądałeś na takiego, który ma rodziców. Teraz Nel zastanowiła się nad odpowiedzią. - To nie istotne skąd pochodzę. A rodziców nawet jak nie mam.. - powiedziała hardo - to nie znaczy, że nikt nie będzie mnie szukać… - skończyła powracając do swojej pozy z rączkami skrzyżowanymi na płaskiej piersi. - Oj, na pewno ktoś się po Ciebie upomni, na pewno… - odparł Greg uśmiechając się, chociaż Nel nie mogła jednoznacznie stwierdzić czy sobie teraz z niej drwi, czy też mówi poważnie. - Ale do tego czasu pozostaniesz tu. Nie mogę przecież pozwolić by stała Ci się krzywda, nieprawdaż? - zapytał zmieniając barwę głosu z poważnego na taki jakim mówi się do małego dziecka. - Do tego czasu będziesz grzecznie tu pracować, a jeśli będziesz naprawdę pracowita to zapomnę o odszkodowaniu. Co Ty na to? - dodał Greg dając dziewczynie do zrozumienia, że niezależnie jaka będzie jej odpowiedź on już swoje postanowił. Dziewczynka powoli zaczynała pojmować o co może dziadydze chodzić. Uśmiechnęła się do swoich myśli, co mógł przyjąć za dobrą monetę. - Odszkodowanie, to wiszą ci te fajfusy z halabardą do podpierania co by pion utrzymać z tą poduszką jaka im wyrosła przy pasie. Nawet i pięć takich jak ja nie zrobiłoby tu takiego burdelu ….przepraszam….bałaganu jak jeden z tamtych. zastanowiła się - Nie powinno się mówić “słoń w składzie porcelany” tylko “przedstawiciel straży” . Ale powiedzmy, że nie ucieknę i będę grzecznie pracować… - zakończyła starając się by jej kłamstwo zabrzmiało przekonywająco. Greg tylko uśmiechnął się lekko w odpowiedzi. Wiedział, że dziewczynka łże i miał też na sposób. Zastanawiał się tylko czy warto przekonać ją po dobroci, czy też użyć w końcu siły. Po krótkim namyśle postanowił, że dalej będzie brnął w tą grę, ale uważniej będzie przyglądał się reakcji Nel. - Jeśli zostaniesz to będziesz pracować w kuchni, a tu można się przy okazji dobrze najeść. Nic dziwnego, że wszystkie kucharki są takie… - zrobił krótką pauzę szukając odpowiedniego słowa - ...pulchne - dokończył wyszczerzając zżółkłe zęby w uśmiechu. - Natomiast jeśli uciekniesz to… - zamyślił się na chwilę szukając odpowiedniego argumentu -...zwołam Straż Mintaryjską, a oni mają w swoich szeregach wieszczy. Wystarczy im Twój włos by móc Cię wypatrzyć w nawet najbardziej zatęchłej norze - skłamał. “Nie zrobisz tego kłamliwy ćwoku” - pomyślała Nel choć udała, że długie dłonie lęku sięgnęły jej drobnego karku. “Więcej byś stracił jak by dowiedzieli się, że ukrywałeś zbiega...nawet tak mało istotnego “ - kontynuowała w myślach. Jedynie skinąwszy głową w jego stronę. “Niech myśli, że nie odzywam się, ze strachu, że głos mi zadrży, zdradzając przerażenie”... Greg przyglądał się bardzo uważnie dziewczynie tak jak sobie w duchu obiecał. Karczmarz był świetny w czytaniu emocji z twarzy i chodź dziewczę skinęło mu głową w odpowiedzi to nie był do końca przekonany, czy godzi się na jego warunki. Jedno było pewne - Nel na pewno rozważała w myślach obie opcje. Niewola przecież nie była taka zła… pan karmił i otaczał opieką w zamian za posłuszeństwo. Niejedno dziecko w Neverwinter marzyło o takim luksusie. Mimo wszystko nie był do końca przekonany. W tej dziewczynie było coś nietypowego, coś co nie dawało mu spocząć. Być może było to tylko jej dzikie spojrzenie, ale Greg instynktownie wiedział, że za tą pozbawioną emocji maską kryje się coś więcej. “Tak... tym bardziej będę musiał bacznie obserwować tego dzieciaka.” ~ pomyślał uśmiechając się do Nel najcieplej jak tylko potrafił. Dla postronnych cała ta rozmowa wyglądała może jak zwykła dyskusja między pracodawcą i jego młodym podwładnym. Jednak dla tej dwójki, stawało się co raz bardziej jasne, że trafili na godnych siebie przeciwników. Dwójka wytrawnych pokerzystów i każde z nich zbyt dumne aby choć na chwilę odpuścić. Nel mimo co raz większej niechęci jaką odczuwała do mężczyzny, również choć niechętnie musiała przyznać mu umiejętności. Greg miał jednak asa w rękawie. Był większy, silniejszy i zdecydowanie bardziej majętny od dziewczynki, która przez prawie całe swe życie wychowywała się na ulicach zrujnowanej dzielnicy. Prawo też stało po jego stronie, albowiem karczma Bezimienny Dom została doszczętnie zrujnowana, a Nel nie miała żadnego statusu społecznego. Nawet jeśli miała gdzieś w Neverwinter kochającą rodzinę to musiała być ona zbyt biedna, aby mieć cokolwiek do powiedzenia. Usta karczmarza raz jeszcze wykrzywiły się w uśmiechu, lecz tym razem nie był to już ciepły uśmiech staruszka, którym wcześniej obdarzył Nel wiele razy. Na twarzy Grega malował się obleśny pełen drwiny i poczucia wyższości półuśmieszek. Jego zdradzające podeszły wiek oczy błysnęły groźnie i chciwie, gdy spoglądał z góry na siedzącą naprzeciw niego dziewczynkę. - Będziesz tu pracować, czy ci się to podoba czy też nie. Jeśli zobaczę, że się ociągasz to przykuję ciebie łańcuchem do stołu i nigdy nie zobaczysz światła słonecznego. Jeśli zaś spróbujesz ucieczki, a ja ciebie dorwę to… - Greg sięgnął po coś uczepionego do pasa. Na stole pojawił się długi skórzany bicz tak gruby, że aż żal było nim bić nawet najbardziej nieugięte zwierzęta - ...mocno tego pożałujesz. Wraz z tymi słowami legła w gruzach fasada fałszywej przyjaźni, którą starał się na samym początku rozmowy oczarować dziewczynkę. Trafił jednak na równego sobie przeciwnika, więc szybko doszedł do wniosku, że stare dobre trzymanie niewolników w wiecznym strachu jest najlepszą metodą na niesfornego smarkacza. Działo to na Etsy, a Nel była jeszcze młodsza od niej, więc tym bardziej wydawało się to właściwym postępowaniem. “Nareszcie.”- Pomyślała dziewczynka. Widząc zmianę w zachowaniu mężczyzny Nel mimo tego, że próbowała to ukryć rozpromieniła się. Od początku rozmowy, czekała, aż Greg zrzuci ze swojej twarzy maskę i skończy z kłamstwami, którymi usilnie próbował ją karmić.Gdy tylko to zrobił, zdawało się, że wygląda jak gotowy do zabawy szczeniak. - Ależ oczywiście - Odpowiedziała spokojnie spoglądając mu w oczy. - Jak sobie tylko życzysz….szefie - Poczuła się dużo pewniej wiedząc na co mężczyznę stać. Greg zacisnął pięści gotując się ze złości na widok dziwnej radości i niekrytego sarkazmu w słowach dziewczynki. Przez chwilę miał ochotę uderzyć ją w twarz, ale w porę zdążył się powstrzymać. “Zabawa” z Nel nie przebiegała po jego myśli. Wściekły odwrócił od niej wzrok rozglądając się po pomieszczeniu i zastanawiając się jak utrudnić życie smarkuli. - Będziesz gotować zupę - stwierdził beznamiętnym głosem po dłuższej chwili. - Weźmiesz duży kocioł, o bierzesz i posiekasz ziemniaki, marchew, brokuły i tego kurczaka, który się gotuje od godziny w tym brązowym garnku. Greg naprawdę chciał rąbnąć dziecko w twarz, skuć go i wrzucić do piwniczki na kilka godzin. Karmić przegniłym chlebem i wodą, tylko tyle by mogło przeżyć. Może to sprawiłoby, że Nel zaczęłaby kulić się przed nim jak to Etsy ma już w zwyczaju. To był bardzo ciężki dzień i karczmarz potrzebował się na kimś wyżyć, ale z zupełnie niezrozumiałych dla siebie przyczyn nie potrafił. “Chyba za mało dziś wypiłem”, powiedział do siebie w myślach wyraźnie rozczarowany swoją postawą. - Przyjdę do ciebie za kilka godzin. W tym czasie pilnować będzie ciebie Etsy - z tymi słowami opuścił kuchnię i ruszył na górę do swojego pokoju. Przed schodami zdążył jeszcze poinformować służącą o jej nowych obowiązkach. Półelfce wyraźnie nie spodobała się wizja opieki nad niesfornym dzieckiem. Słysząc, że Greg odchodzi po schodach otworzyła na chwilę drzwiczki od kuchni, jedynie po to by wywalić w stronę służącej język po czym szybko czmychnęła z powrotem. Stanąwszy nad wielkim garem, nawet długo się nie zastanawiała, jedynie sięgnęła wielką chochlą do wnętrza, by oderwać fragment gotującego się kurzego mięsa. Palcami ściągnęła go z łyżki i przez chwilę podrzucała z ręki do ręki, nie przewidziawszy tego, jak był gorący. Skończywszy cały zabieg z rozkoszą wsadziła sobie fragment do ust. I przez chwilę nawet nie próbowała go pogryźć pozwalając by smak rozszedł się w jej ustach, przymykając z rozkoszą oczy. Gdy tylko połknęła kąsek, rozejrzała się po pomieszczeniu zastanawiając się “od czego by tu zacząć”... Ostatnio edytowane przez Nimitz : 31-05-2014 o 19:32. |
01-06-2014, 02:05 | #12 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Karczma ,,Bezimienny Dom”, Neverwinter 5 Tarsakh, 1479 DR Zmierzch Zarumieniona nieco na licu Etsy skierowała się w końcu do kuchni. Widząc dzieciaka grzebiącego przy jedzeniu bez większego nadzoru skrzywiła się, ale nie powiedziała nic na ten temat. W sali głównej pojawiły się w końcu odpowiednie osoby. Pierwsza zadrażniona Nel, a po chwili jeszcze bardziej nabuzowana Etsy. - Dalej kobito, co tak stoisz jak goblin na balu u królowej? Idźże po piwo, bo koledzy dawno nie pili, co zresztą widać po ich zmęczonych mordach - mówił nawet nie racząc obdarzyć dziewczynę spojrzeniem. - Dla nich Luskańskie, a dla mnie to co zwykle. Widząc wynik rzutu krasnolud chwycił mocno za stojący przed nim kufel i osuszył naczynie do ostatniej kropli. A więc wspinaczka, pomyślał z niesmakiem, gdy przyglądał się srebrnej monecie. Przedramieniem otarł pokrytą piwną pianą brodę, po czym odstawił z hukiem kufel dnem do góry.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 01-06-2014 o 14:22. |
16-06-2014, 16:20 | #13 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Dzielnica Czarnystaw, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Północ - Pójdziemy nieco dłuższą drogą. Ta główna prowadząca do Zamku Never jest często patrolowana. Boczne aleje powinny zapewnić nam nieco więcej anonimowości - instruował resztę drużyny barczysty krasnolud, który trzymał w swych mocarnych dłoniach nieprzytomną półelfkę. Otaczający go towarzysze skinęli głową z aprobatą, po czym upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje opuścili w ciszy karczmę ,,Bezimienny Dom”. Zamek Never, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Północ Pomimo, że taszczyli ze sobą nieprzytomną kobietę udało im się w miarę szybko bez zwracania na siebie uwagi dotrzeć na skraj zamku. Była to potężna obwarowana twierdza położona na krawędzi wysokiego na blisko dwadzieścia metrów klifu. Jej strzeliste obsydianowe wieże sięgały chmur, a po grubych na kilka metrów murach przechadzali się strażnicy dokładnie lustrując każdy kąt zamku. Część zabudowy dalej była w ruinie, ale Lordowi Protektorowi udało się za publiczne pieniądze odbudować jej znaczną część. Była to siedziba Straży Mintaryjskiej i drugie w mieście tak liczne zgrupowanie wojsk - pierwszym była sama siedziba Neverembera szerzej znana jako Enklawa.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
16-06-2014, 16:22 | #14 |
Reputacja: 1 | Półelf spojrzał do góry na wznoszącą się przed nim pionową, niemalże gładką ścianę. Podrapał się po głowie oceniając jak długo zajmie im wspinaczka na sam szczyt. - Spory kawał drogi – rzekł. - Godne wyzwanie dla wprawionego alpinisty. Chyba, że używa się sztuczek… - Oczy mu zabłysły. Patrzył na krasnoluda przez chwilę, jakby chciał mu w jakiś sposób zaimponować. Verin nałożył maskę na głowę dodając swojemu wyglądowi tajemniczości. Strzelił palcami, a potem wyszeptał coś pod nosem. Jego rękawice zrobiły się dziwnie lepkie. Podszedł do ściany sprawdzając czy sztuczka zaczęła działać. Po chwili rozpoczął wspinaczkę niczym pająk nie robiąc sobie nic z idealnie pionowej powierzchni. Gdyby było więcej czasu, można by załatwić drabinkę sznurową, taką dla mających opory z wchodzeniem po linie. Lina, jak to lina - wszystkie wyglądają podobnie. Ta była nieco inna, bowiem dla tych mniej opornych Verin zawiązał na linie supły, dzięki którym można było ułatwić sobie życie. I wspinaczkę. - Wejdę drugi - zaproponował Randal - a potem przywiąż do liny plecaki. to je wciągniemy. Będzie łatwiej. Po chwili znalazł się na górze, obok półelfa. Wciągnięcie plecaków trwało jeszcze krócej, niź wspinaczka Randala i już po chwili obaj najemnicy machali do znajdującej się na dole trójki, zachęcając do pospiechu i pójścia w ślady poprzedników. Krasnolud przyglądał się uważnie Verinowi, który wspinał się po stromej ścianie z pajęczą wręcz zręcznością. Przez moment bardzo pożałował, że dał się na to namówić, ale tylko przez chwilę - uratowanie Grimbaka było sprawą priorytetową i Thubedorf był gotów poświęcić wiele. Chciał widzieć minę orka, gdy usłyszy jak się tu dostał. Pocieszony tą myślą niemalże ochoczo chwycił za linę, a następnie podał ją małej Nel. - Pójdziesz przede mną, dziecinko. Nel zerkneła w górę i już wtedy postanowiła, że zdecydowanie wspinać się tędy nie będzie… Na samą myśl o tym jak świat musi wyglądać z samego szczytu kręciło jej się w głowie. Przełknęła ślinę mając nadzieję, że nikt nie zauważył tego, że się boi. Widząc jak mężczyźni wciągają swoje torby zaryzykowała. - Możeee… mnie też dałoby się tak wciągnąć? - zapytała dziewczynka nieśmiało, przestępując z nogi na nogę. Randal uniósł wzrok ku niebu (a dokładniej - jego wzrok zatrzymał się na stropie kanału ściekowego) i westchnął: - Swiat schodzi na psy - po czym pokazał małej, że ma się przywiązać do liny, co też dziewczyna uczyniła posłusznie. Zanim jednak oderwała się od ziemi skrzyżowała nóżki tak aby trzymały spódnicę w jednej pozycji nie pozwalając na zaglądanie żadnemu niepożądanemu spojrzeniu. Zamknęła oczy i kurczowo przycisnęła się do liny nie mając w zamiarze podziwiać widoków jakie rozciągały się pod nią. Prawie krzyknęła gdy mag złapał ją za wsiaż, ciągnąc do miejsca gdzie mogła pewniej ustawić stopy na twardej już ziemi. Drżała lekko i szybko cofnęła się jak najdalej od spadku - Tylko nikomu o tym nie mów. - szepnęła do mężczyzny wciąż lekko przestraszona wspomnieniem tej mało przyjemnej podróży. - Ani słowa. Zapewniam - odparł Randal. Ledwo dziewczynka znalazła się na górze krasnolud chwycił za drugą linę, którą miał cały czas przy sobie. Ta była znacznie krótsza od tej należącej do Randala, ale dla krasnoluda była wystarczająca. Obwiązał się liną wokół pasa, a następnie uczynił to samo z leżącą na stercie cuchnących śmieci półelfką. Przez chwilę miał ochotę obudzić dziewczynę, lecz szybko odepchnął od siebie tą myśl. Obserwowanie panikującej służki z pewnością byłoby zabawne, ale także skazałoby ich misję na porażkę. Thubedorf chwycił za linę prowadzącą w stronę zsypu na śmieci. Chrząknął niepewnie, poprawił chwyt i zaczął wspinać podpierając się nogami o ścianę. Po przejściu trzech metrów sznur, którym był przywiązany do Etsy napiął się, a on sam stęknął z wysiłku próbując podciągnąć się na linie z dodatkowym bagażem. Służka uniosła się na kilka stóp w powietrze i w tym samym momencie zaczęła powoli wracać jej świadomość. Z początku myślała, że ciągle śni kołysząc się w chmurach, ale odór przegniłych śmieci i nagłe szarpnięcie krasnoluda za linę szybko przywróciło jej zmysły. Etsy otworzyła oczy. - ~iiiiaaaAA! - wydobyło się piskliwe krzyknięcie pod krasnoludem a lina zabujała się pod nim wystarczająco mocno, by musiał na chwilę przystanąć zapierając się butami o skałę. Gdy spojrzał na dół widział półelfkę, która z wybauszonymi oczami i lekko podkulonymi nogami, kurczowo tuliła się do kawałka liny, którym była przywiązana. Wyglądała jakby wskoczyła na krzesło w panice przed szczurem biegającym po podłoże. Nie było krzesła, nie było szczura, ale była panika i ściana, która powstrzymywała ją przed bezwładnym dyndaniem i obrotami. Jej wyraz twarzy chciał powiedzieć na prawdę wiele, jednak wcześniej nie miała okazji wisieć jak worek kartofli prawie dziesięć metrów nad ziemią - Na ziemie! Ja chcę na ziemie! - wycisnęła z siebie żądania wymieszane ze strachem i groźbą. - Za późno maleńka - dobiegł jej uszu donośny głos Thubedorfa, który wisiał blisko dziesięć metrów nad ziemią powoli wciągany do środka szybu przez mocujących się z liną najemników. Znajdujący się wewnątrz cuchnącego przepoconymi łachami pomieszczenia, Randal i Verin, wciągali potężnego wojownika i jego rudowłosy kłębek problemów. Zdumieni ciężarem dwóch wiszących na sznurze osób sapali i stękali głośno niczym stare parowozy starając się ze wszystkich sił wciągnąć masywnego krasnoluda. Kiedy ten już się znalazł wewnątrz pokoju, chwycił za linę, która łączyła go z Etsy i szarpnął z całej siły niemalże wrzucając do środka z siłą buldożera otępioną ze strachu służkę. Dziewczyna wylądowała twardo na kamiennej posadzce stękając przy tym z bólu - zdezorientowana przez chwilę zapomniała o panice. |
18-06-2014, 18:22 | #15 |
Administrator Reputacja: 1 | Nel, nie czekając pozostałych, walczących się z liną towarzyszy, ruszyła ostrożnie do przodu. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, służyło głównie jako pralnia - stąd brał się nieprzyjemny zapach przepoconych ubrań. Dalej, wąski korytarz w kształcie odwróconego “L” prowadził prosto przed siebie, a następnie zakręcał ostro w prawo. - No to prowadź - Randal zwrócił się do Thubedorfa, który w międzyczasie zdążył dostać się do korytarza. - Mam nadzieję, że pamiętasz, którędy iść - dodał. Wcześniej mag jakoś nie pomyślał o tym, że przecież biegnący na oślep krasnolud może nie pamiętać drogi, którą przebył. Thubedorf w odpowiedzi podrapał się po łysej głowie wlepiając wzrok w korytarz, którym ruszyła Nel. - Idąc tym korytarzem powinniśmy dostać się na wyższe kondygnacje. Nie przypominam sobie, bym jakoś specjalnie błądził w podziemiach, ale no cóż… miałem wtedy nieźle wypite, a po pijaku wszystko wydaje się łatwiejsze - wskazał wymownym ruchem głowy jedyną możliwą drogę prowadzącą z pokoju. Podwójnie łatwiejsze, uśmiechnął się w myślach Randal. A zdawać by się mogło, że przeszkód powinno się widzieć dwa razy tyle. Na ziemi, nieopodal rozmawiających najemników, leżała spanikowana dziewczyna wodząc spojrzeniem szaleńca po otaczających jej twarzach. - Jesteś cała? - Verin spytał półelfkę. Przykucnął obok niej patrząc przez maskę. Czerń gościła wewnątrz przez co nie można było dostrzec najmniejszego nawet szczegółu jego twarzy. - Pomogę Ci wstać - Półelf wyciągnął rękę w stronę trochę jeszcze otępiałej Etsy. - Nie dotykaj mnie! - Etsy odrzuciła propozycję odrzuciła ze zmieszanym strachem i groźbą, następnie wstała na kolana i uciekła na parę metrów. - Gdzieście mnie zaciągnęli kretyni?! Porwaliście mnie! - dorzuciła krzywiąc się i przykładając dłoń do bolesnego miejsca w które została uderzona przez krasnoluda. - Zbliżycie się to zacznę krzyczeć! Całkiem jakby już się nie darła. - Krzycz, mała, krzycz - mruknął pod nosem Randal, zdecydowanie bardziej zinteresowany tym, co przed nimi, za zakrętem, niż wywnętrzającą się Etsy. - I tak nic ci to nie da. - Uciszcie ją! - syknął dla odmiany Thubedorf, idąc kilka metrów za plecami Nel. Nel wyjrzała ostrożnie za winkiel i natychmiast się cofnęła. Nie miała najmniejszego zamiaru pokazywać się strażnikowi, który maszerował w ich stronę, oświetlając sobie drogę pochodnią. Był jeszcze daleko, ale... Odwróciła się do reszty i gestem nakazała wszystkim zachowanie ciszy. Wystawiła jeden palec by pokazać liczbę przeciwników Poczekajcie, aż podejdzie - pokazał gestami Randal - a potem za gardło i w łeb. Albo rozebrać Etsy i podsunąć jako prezent-niespodziankę. Ostatnia rada, choć być może i dobra, została jednak zlekceważona. Verin zniknął z oczu patrzących, po czym ruszył korytarzem w stronę gwardzisty, zaś Thubedorf chwycił za topór i zbliżył się do zakrętu korytarza. - Zbliży się to trzepniemy go przez łeb - wyszeptał. Nel również przygotowała się do spotkania ze strażnikiem - chwyciła swój sztylecik i położyła się tuż przy ścianie o krok przed krasnoludem, gotowa dźgnąć nadchodzącego wroga ledwo ten wyłoni się zza zakrętu. Randal stanął przy ścianie, parę metrów od rogu, tuż za Etsy, która - zamiast zgodnie z pogróżkami kontynuować krzyki - przymknęła się w końcu, bojąc się kolejnych rękoczynów w wykonaniu krasnoluda. Jak się okazało, jedno solidne potrząśnięcie w zupełności wystarczyło. Nieświadomy obecności fechmistrza strażnik zwolnił nieco. Usłyszane wcześniej krzyki - dzieło Etsy - rozbudziły jego ciekawość, ale i zwiększyły ostrożność, lecz ta ostatnia nie ustrzegła go przed wpakowaniem się w pułapkę. Gdy strażnik był już dwa kroki za rogiem Thubedorf przeskoczył nad leżącą na ziemi Nel, zamachując się toporem w stronę zaskoczonego przeciwnika. W tej samej chwili zaatakował Verin. Topór Thubedorfa zatonął w podbrzuszu wartownika. Dokładnie w tym samym momencie katana Verina, który niespodziewanie pojawił się za plecami strażnika, przebiła serce mężczyzny. Podwójny atak był celny i szybki. Trafiony dwa razy strażnik nie zdążył nawet krzyknąć. Podtrzymany przez Verina powoli osunął się na ziemię. Zamiast krzyku strażnika, po pomieszczeniu, zaraz po wydźwięku szczęknięć metalu broni zabójców, rozległ się mocno stłumiony krzyk służki, która przyciskała swoimi usta obiema dłońmi. - Na litość boską, niech ktoś uciszy tą rudą dziewkę. Powoli zaczynam żałować, żem ją tu zaciągnął - skomentował krasnolud, na co z przerażeniem Etsy pisnęła raz jeszcze obawiając się takiego samego losu, jaki przypadł w udziale strażnikowi. Ignorując kolejne krzyki krasnolud podał rękę Verinowi - Dobra robota fechmistrzu. - Etsy, albo pójdziesz z nami - powiedział cicho Randal - i będziesz cicho, albo cię tu z nim zostawimy. Z tym truposzem. Jak sądzisz... na kogo spadnie wina za jego śmierć? A tak w ogóle, to możesz zabrać jego broń i kubraczek. Tak na oko... - obrzucił dziewczynę wzrokiem - będzie ci całkiem nieźle pasować. Jakiekolwiek propozycje związane z trupem dziewczyna odebrała jak ponury żart, z którego nikt nie chciał się zaśmiać. - Randal ma rację - wtrącił się krasnolud. - Być może okaże się to pomocne w niedalekiej przyszłości. - Porozmawiaj z nią - poprosił Randal, ściągając kurtkę z trupa strażnika. - Ja się go pozbędę i, mam nadzieję, przekonasz ją do tego czasu. - Nie ma co rozmawiać. Wkładaj na siebie te ciuchy albo znowu przypadkowo stracisz przytomność, ale wtedy nie będę ciebie dźwigał ze sobą - burknął krasnolud. Nie tracąc czasu Randal przeciągnął truposza i zrzucił w dół. Jako że nikt się nie zainteresował, zabrał znajdującą się przy zabitym strażniku leczniczą miksturę i niezbyt wypchaną sakiewkę. Verin zamaszystym ruchem strzepnął krew z broni. Nadal trzymając katanę ruszył długim, pokrytym pajęczynami korytarzem. Było tu stosunkowo ciemno, ale półelf widział doskonale. Po pewnym czasie dotarł do schodów, a następnie ostrożnie ruszył do przodu. Mała Nel szybko go dogoniła i oboje przylgnięci do schodów wyjrzeli z nad krawędzi. Był tam kolejny długi korytarz, który kończył się identycznymi, białymi jak marmur schodami, lecz w przeciwieństwie do poprzedniego ten był usłany licznymi bocznymi drzwiami, przejściami i innymi mniejszymi korytarzami krzyżującymi się w tym miejscu. Po chwili pierwsze drzwi po ich lewej otworzyły się wypuszczając na zewnątrz urzędnika. Mężczyzna stanął na środku korytarza wciąż rozmawiając z kimś kto stał wewnątrz pomieszczenia. Po wymienieniu uprzejmości obaj uścisnęli sobie dłonie, po czym urzędnik oddalił się w stronę schodów. Drzwi do pomieszczenia wciąż pozostawały otwarte. Verin przykleił się do ściany i, stąpając cicho, podszedł do uchylonych drzwi. Wykorzystując koniec ostrza, spróbował zobaczyć, co jest w środku. Hartowana stal ukazała pomieszczenie skąpane w jasnym świetle. Długi pokój był usłany licznymi, stojącymi pod ścianami biurkami, a przy których siedzieli urzędnicy. Na samym końcu, pod wiszącą na ścianie tablicą, stało dwóch mężczyzn w długich sięgających ziemi szkarłatnych szatach instruujących resztę urzędników, którzy pilnie skrobali na pergaminach. Z tej odległości Verin był w stanie wychwycić tylko pojedyncze słowa - “Skazańcy… egzekucja… o północy…”. Wspomniano też coś o pewnym tajemniczym pakunku, zdobytym w rzecznej przystani. Thubedorf okazał się nad wyraz przekonujący. Etsy nie dość że zamilkła, to jeszcze posłusznie przebrała się w kurtkę strażnika, mimo wyraźnie się malujących na jej twarzy uczuć - strachu i obrzydzenia. Gdy tylko na jej głowie znalazła się wciśnięta tam przez krasnoluda czapka, ruszyli dalej, po kilku chwilach dołączając do reszty drużyny. Widząc nadchodzące posiłki Verin odsunął się trochę od drzwi. Odwrócił się w stronę kompanów i pokazał na migi, ile osób znajduje się w środku. Półelf poczekał, aż jego kompani będą gotowi, chwycił pewnie broń i wszedł do środka. Ostrze jego katany wylądowało na szyi najbliższego urzędnika. - Witam serdecznie moi mili. A teraz stać spokojnie i broń na podłogę, lub jego głowa wyląduje na drugim końcu pokoju. Randal i Thubedorf weszli z groźnymi minami bronią w dłoniach, swą postawą demonstrując poparcie dla Verina. Byli jednak, jak się okazało, za mało przekonujący. - Co? Ktoście za jedni?! - krzyknął zakapturzony mężczyzna, ale nie czekając na odpowiedź zaczął rzucać zaklęcie. To samo uczynił jego towarzysz. Siedzący przy biurkach urzędnicy stanęli na równe nogi i przylepili się do ścian chcąc zejść z toru zaklęciom. Randal, nie czekając ni chwili, rzucił w jednego z “zakapturzonych” magicznym pociskiem, zaś Verin zerwał się z miejsca i rzucił się biegiem w kierunku jednego z magów. Zaszarżował przez środek pomieszczenia, lecz nim zdążył dopaść czarodzieja dosięgnął go ognisty promień, wystrzelony z ręki maga. W tym samym momencie wystrzeliły magiczne pociski z ręki Randala trafiając w pierś drugiego czarodzieja. Mężczyzna zacisnął zęby i udało mu się zapanować nad tkanym zaklęciem. Palący promień wystrzelił z jego ręki raniąc Randala. Ten co prawda wiedział, jaki to czar, ale ani nie potrafił uniknąć zranienia, ani też nie potrafił odpłacić się tym samym zaklęciem. Verin dotarł do czarodzieja wykonując szalone cięcia, lecz przeciwnik zgrabnie uniknął jego ataku. Sprawę ułatwiło mu to, że Verin nadal czuł na sobie ognistą pożogę zaklęcia i nie mógł się skupić na walce. Thubedorf, który podążał tuż za fechmistrzem, stanął obok niego atakując toporem. Krasnolud spisał się dużo lepiej - jego broń wbiła się w ramię czarodzieja, raniąc go dotkliwie. Nel starała się nie rzucać nikomu w oczy. Podczas gdy wzrok wszystkich skupił się na walczących, ona podpełzła do miejsca starcia, chcąc znaleźć się za plecami odzianych na czerwono magów. Po drodze ściągnęła swój lniany pasek od sukienki. Z sercem na ramieniu przyklęknęła za jednym z czarodziejów i założyła mu pętlę dookoła kostek - na tyle ciasną aby się przewrócił robiąc krok. W przeciwieństwie do pozostałej czwórki Etsy nie zamierzała się wplątać w żadną awanturę. Ba, nawet nie miała ochoty obserwować tego, co działo się w sali. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami, przez moment zastanawiając się, co robić - stać, iść dalej, czy może uciekać, gdzie pieprz rośnie. Skuleni przy swoich biurkach urzędnicy z przerażeniem oglądali magiczną potyczkę. Żaden z nich nawet nie pomyślał o tym, by włączyć się do trwającej walki. Czarodziej, który walczył z Verinem i Thubedorfem, wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie, które okryło go błyszczącym pancerzem, a które Randal rozpoznał jako czar zwany popularnie „zbroją maga”. Chciał następnie wyciągnąć rapier i zaatakować nim przeciwników, ale w zrobieniu ten ruchu przeszkodziła mu założona przez Nel pętla. Mag potknął się i runął na ziemię. Wykorzystał to Verin, który zamachnął się kataną i zatopił jej ostrze w sercu czarodzieja. Z dłoni Randala wystrzeliła kolejna seria wielobarwnych pocisków, trafiając w pierś drugiego czarodzieja i zabijając go na. Walka była skończona. |
19-06-2014, 14:28 | #16 |
Reputacja: 1 | Dwa ciała głucho mlasnęły uderzając jedno po drugim o kamienną posadzkę. Krew zaczęła sączyć się z otwartych ran wsiąkając w czerwone szaty, zmieniając ich barwę na jeszcze ciemniejszą. Zapach spalonego zaklęciami mięsa i tkaniny zaczął opanowywać pokój. Krople czerwonej posoki kapały z ostrza katany przerywając panującą od kilku sekund ciszę. Półelf obejrzał swoje ramie potraktowane szalonymi płomieniami ognistego promienia. Zacisnął pięść. Na twarzy można by było dostrzec ból i złość, gdyby nie maska która zakrywała całą twarz. Verin rozejrzał się po komnacie. W zimnym, kamiennym pomieszczeniu stało kilka biurek z twardego drewna. Sterty dokumentów spoczywały na blatach w towarzystwie kałamarza z piórem, regały uginały się pod ciężarem ksiąg z aktami o drewnianych, obitych skórą okładkach. Jednak Tiras wypatrzył coś, co doskonale znał już wcześniej. Średniej wielkości buteleczka wypełniona różowym, słodkim płynem który często dolewało się do herbaty aby załagodzić efekty kaca. Pochwycił miksturę leczenia i odwrócony plecami do urzędników uniósł lekko maskę wypijając zawartość menzurki. W korytarzu rozbrzmiały ciężkie wojskowe buty. Kilku strażników szło w stronę komnaty szybkim tempem. Krasnolud doskoczył do drzwi i zamknął je przywierając plecami do ich drewnianej powierzchni. Po chwili rozległo się mocne pukanie, a metalowe klamry służące za klamki zastukały o, również metalowe, okucia. - Wszystko w porządku? - drżący męski głos dobiegł do środka. Randal dorwał się do zwłok jednego z magów, przesunął je w kąt i zaczął narzucać na siebie zakrwawione szaty. Po chwili stanął, z głową skrytą pod kapturem i różdżką w dłoni. - O'Drei? Jesteś tam? Otwieraj! - tym razem głos wydał się bardziej donośny niż przedtem. Mężczyzna po drugiej stronie znów zastukał, tym razem mocniej. Randal podszedł do drzwi, uchylił je lekko wskazując końcem różdżki na twarz dobijającego się do drzwi strażnika. - Przeszkadzasz – powiedział. Fechmistrz w tym czasie schował się za drzwiami z bronią gotową na każdą ewentualność. Pokazał groźny gest urzędnikom by Ci siedzieli cicho bo wypatroszy ich jak prosięta w rzeźni. Thubedorf dał nura pod biurko, kilka arkuszy spadło na ziemię szeleszcząc, opadając na jeszcze nie wyschniętą do końca krew dwójki zabitych wcześniej magów, chłonąć ją niczym gąbka. Strażnik popatrzył na zakapturzonego czarodzieja. Różdżka świeciła mu prosto w twarz delikatną, niebieską łuną. - Co tu się dzieje? Słyszeliśmy odgłosy walki, jakieś krzyki i rozmowy – powiedział próbując wejrzeć do środka, jednak blask nie pozwalał mu zobaczyć czegokolwiek. - Pomocy! - Krzyknął jeden z urzędników. - Oni chcą nas zabić! Paniczy głos wzbudził zainteresowanie przybyłej grupy. Strażnik siłą wpakował się do środka uprzednio odpychając Randala. Verin jednak wykorzystał sytuacje kopiąc we właśnie otwierające się drzwi. Drewniane skrzydło jęknęło z impetem uderzając w strażnika, który pochylony do przodu przytulił się do futryny. Katana syknęła w powietrzu, a chwilę później odcięta głowa ciekawskiego potoczyła się pod regał z książkami. Kolejny gwardzista próbujący wejść do środka został przywitany przez Randala na sposób znany tylko czarodziejom. Magiczne pociski rzuciły nim o ścianę naprzeciwko drzwi. Przypalone ciało uderzyło o ziemię w akompaniamencie szelestu blaszanego napierśnika. Ostatni strażnik spanikowany chciał rzucić się do ucieczki jednak krasnolud był szybszy, a oburęczny topór wbił się głęboko w plecy posyłając kolejną ofiarę na posadzkę. - Co z nimi zrobimy? - Randal spojrzał na urzędników. - Narobili nam kłopotów – dodał wciągając ciało jednego z gwardzistów do środka. - Który zna drogę do więzienia? - Tiras skierował słowa do urzędników idąc w ich kierunku, celując mieczem w losowo wybranych. Przerażeni nie na żarty wszyscy jak jeden mąż wskazali inną osobę w odpowiedzi. Przez chwilę przekrzykiwali się, aż w końcu wyrzucili do przodu najmniej ważnego i najbardziej słabowitego mężczyznę o szczurkowatej posturze. - Ja… ja…ja wiem – jąkając się wyszedł do przodu ze spuszczoną głową. - Dobrze więc… - Marekul przeciągnął ostatnie słowo. - Reszta może umrzeć. Czarodzieju, pomożesz? - zapytał Randala nie odwracając się. Urzędnicy zatoczyli się jeszcze bardziej pod ścianę. - Proszę, nie zabijajcie nas! Możemy być pomocni! - powiedział jeden z urzędników. - Może jednak nasz towarzysz? Ma pewniejszą rękę. A nuż bym nie trafił... - odparł Randal. - A nuż któryś by się niepotrzebnie męczył przed śmiercią. Krasnolud spojrzał pierw na fechmistrza, później na maga, a na końcu na Nel, która cały czas ze sztylecikiem w dłoni pilnowała urzędników. - Mała, wyjdź lepiej i nie zaglądaj tu – polecił. Półelf kompletnie zapomniał o małej dziewczynce która cały czas siedziała w pomieszczeniu pilnując więźniów. Dopiero teraz zauważył też brak Etsy która rozpłynęła się gdzieś w powietrzu. Dziewczynka spojrzała się na krasnoluda i myśląc o ich rozmowie odgrodziła urzędników od reszty drużyny. - Mała to jest twoja kuśka – mruknęła na krasnoluda. - I jak z ciebie taki chojrak na machanie ostrzem na prawo i lewo, nawet w stosunku do szczających pod siebie, przerażonych urzędasów. To aż mi Ciebie żal - stwierdziła dziewczyna stając między niego a urzędników. - Przy takich durnych pomysłach to chyba prędzej Tobie przydałoby się przejść i przewietrzyć na wielkiej wyprawie w celu odnalezienia rozumu. Jak dobrze związać i zakneblować tych tutaj to starczy, nie ma co życiem szafować. - No dobra, poczekaj jeszcze - powiedział Randal. - Ile jest warte wasze życie? - spytał. - A ty, mała, przeszukaj tych trzech. Może znajdziesz coś ciekawego. Dziewczynka z obrzydzeniem na twarzy przeszukała wciągnięte do środka zwłoki. Krew zostawiła na podłodze długie smugi, śmierdziała. Przy zwłokach nie było nic cennego. Jeden z urzędników próbował coś powiedzieć, ale zagłuszył go ryk i odgłosy walki dochodzące z niższych kondygnacji. Mała grupka ubranych jak więźniowie ludzi przebiegła korytarzem w stronę pralni. - Co to za pandemonium? - zdziwił się Randal. - Wygląda na to, że ktoś wyzwolił więźniów - odparł Thubedorf podobnie zaskoczony. - I chyba wiem kto... – urwał z wyraźną dumą na twarzy. - No to chyba możemy sobie iść - powiedział Randal. - Ale za chwilkę, bo mamy tu coś jeszcze do załatwienia - spojrzał na stłoczonych pod ścianą urzędników. - [i]Więc pospieszmy się bo zaczyna mi się nudzić - półelf westchnął głęboko. Podszedł bliżej przerażonych więźniów smyrając ich ostrzem po szyjach i klatkach piersiowych. - Teoretycznie nikt mi nie zapłacił by was zabić, jednak nie otrzymałem też złamanego miedziaka za to by puścić was wolno - łaził z miejsca na miejsce mówiąc z barwą głosu spotykaną u wariatów. - Więc proszę… co macie do zaoferowania? Albo dołożę wszelkich starań byście zawisnęli pod sufitem powieszeni na własnych paskach od spodni. - Panie, błagam… mam dzieci i żonę! - odezwał się jeden z urzędników. Był to szczupły mężczyzna średniego wzrostu o słomianych włosach i błękitnych jak toń oceanu oczach. - Mamy tylko trochę złotych monet przy sobie. Damy ci je wszystkie. Mężczyzna skinął głową reszcie urzędników, po czym wszyscy odpięli sakiewki i położyli je na biurku przed Verinem. - Tylko tyle mamy – powiedział. - I co o tym sądzisz czarodzieju? - Verin spytał stojącego parę kroków dalej Randala. Chwycił jeden z kilku mieszków ze złotem i zważył go w dłoni napawając się brzęczącą zdobyczą. - Czy Tobie też się wydaje, że okup za urzędnika jest wyższy niż kwota leżąca na stole? - Dużo tego nie jest - Randal potarł czoło. - Ale, jak sam powiedziałeś, nie zapłacono nam za ich głowy. Powiedzmy, że was puścimy – zwrócił się w stronę więźniów. - Co będziemy mieć z tego? Prócz kłopotów? - Jeśli nas zabijecie to tylko pogorszycie swoją sytuację! - Odezwał się jeden z bardziej brawurowych urzędników, ale szybko został uciszony przez innych. - Ci, co tu przyjdą, będą mieli więcej sprzątania, niż w tej chwili - stwierdził obojętnie Randal. - Pięć trupów, kilkanaście trupów... Pewna różnica. No i krew. W sali nastała chwila ciszy. Wszyscy urzędnicy spoglądali po sobie przerażeni, ale w końcu odezwał się jeden z nich. - Nie łudźmy się, będą was ścigać po całym mieście, ale możemy wam pomóc. Wydamy wam glejt uprawniający was do wstępu do Rzecznego Kwartału. Tam straż mintaryjska nie ma żadnej władzy. - Papierek z pieczęcią i podpisem? - upewnił się Randal. - A raczej trzy takie papierki? - Da się to załatwić - odparł sięgając ręką do szuflady w biurku. Wyciągnął z niej trzy pergaminy, pióro i kałamarz, po czym zaczął coś na nim skrobać. Po krótkiej chwili zgiął pergamin, wylał nań wosk i przybił pieczęcią. - To powinno wam ułatwić wydostanie się z miasta - powiedział podając czarodziejowi glejt. Randal rozwinął zawartość i przeczytał dokładnie co nabazgrał urzędnik. Podumał chwilę po czym rzekł. - Lepiej przez jakiś czas się stąd nie ruszajcie - powiedział Randal, chowając glejt. - Jeśli więźniowie uciekli, to na zewnątrz przez kilka chwil może być niebezpiecznie. Verin milczał jak do tej pory mając oko na więźniów. Przesypał wszystkie monety do największego mieszka licząc pieczołowicie każdy złoty krążek. Sytuacja jednak nie spodobała mu się ani trochę. Randal miał zamiar wyjść zostawiając kotłujących się pod ścianą przy życiu. W paru krokach dorwał czarodzieja, chwycił go za szatę i przyciągnął do siebie. - Odbiło Ci, prawda? Zostawisz ich przy życiu, a Twoja facjata będzie wisieć na każdym murze tego miasta - stwierdził, mówiąc na tyle cicho by więźniowie nie mogli go usłyszeć. - Jeśli chcesz to idź, posprzątam sam. Jeszcze mi podziękujesz, że możesz spokojnie piwo w gospodzie wypić. Randal wyrwał się z ręki fechmistrza i wyszedł bez słowa. Thubedorf jedynie spojrzał na wszechobecny bałagan podążając za czarodziejem. Półelf został sam. Tak mu się wydawało przynajmniej kiedy dwójka jego kompanów opuściła pomieszczenie. Dziewczyna siedziała cicho jak mysz pod miotłą, nie odzywała się prawie w ogóle jedynie wodząc wzrokiem po urzędnikach. Wykonywała zadanie do jakiego została wyznaczona i nic nie mogło zaburzyć jej skupienia. - Spełniliście swoje zadanie - powiedział z głosem pełnym powagi. - Jednak za żadne skarby tego świata nie kupicie mego zaufania. Wypiję za wasz spokój w zaświatach - dodał. Zrobił kilka kroków zupełnie bezszelestnie, jakby unosił się milimetr nad marmurową posadzką. Strzepnął resztki krwi z ostrza zamaszystym ruchem. Nel zerwała się z miejsca, stanęła z dobytym sztyletem pomiędzy półelfem, a mężczyznami. Patrzyła na niego wzrokiem rozjuszonego jamnika nie mając zamiaru zejść mu z drogi. Marekul parsknął na tak zabawny widok. Odwaga tej małej dziewczyny zdziwiła go. Dostrzegł swoje odbicie w jej wyrazistym spojrzeniu. Stanął naprzeciw niej w odległości miecza. - Jak wysoko cenisz swoje życie? - Spytał głosem szalonego mordercy. Przyłożył ostrze katany pod brodę małej i uniósł je lekko do góry w celu odsłonięcia szyi. Dziewczynka drgnęła lekko, mając ochotę odskoczyć od ostrza i od tego zwariowanego fanatyka, który przed nią stał. Przełknęła ślinę, jakby chcąc dodać sobie animuszu. “Na pewno blefuje” przebiegło jej przez myśl. - Swoje bardziej niż twoje to na pewno. Ale ich ruszyć też ci nie pozwolę - powiedziała hardo. - Niby jak masz zamiar mnie powstrzymać? - Zakpił dociskając delikatnie ostrze. - Jak tylko się da - mruknęła. - Po prostu nie pozwolę - złapała pewniej swój sztylecik zrobiony z jakiegoś naostrzonego ochłapu metalu, o rękojeści którą stanowił jedynie kawałek owiniętego materiału i stanęła w pozycji ofensywnej choć nie odsunęła się zbytnio od ostrza. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła jednak mimo to nie zamierzała odpuścić. Verin westchnął znudzony sytuacją. Przerażeni urzędnicy kłębili się pod ścianą, a dzieciak wyraźnie nie miał zamiaru odpuszczać mimo nikłych szans w starciu z szermierzem. Katana zasyczała w powietrzu lądując w pochwie zawieszonej na plecach. Półelf podszedł do stołu by zgarnąć wypchaną monetami sakiewkę. - Przyjrzyjcie się jej dokładnie, bo ocaliła was przed śmiercią. A jeśli zauważę najmniejsze poszukiwania lub listy gończe, moje lub kogokolwiek spotkanego tutaj, to wytropię was i zabiję najboleśniej jak tylko potrafię - po tych słowach Tiras skierował się do wyjścia. Drogę zagrodził mu czarodziej w towarzyskie krasnoluda. Thubedorf spojrzał najpierw na fechmistrza, a później szybko powiódł wzrokiem pod ścianę, gdzie stała wcześniej Nel obawiając się, że wyrządził jej krzywdę. Widok dziewczynki stojącej z obnażonym sztyletem i butnym wyrazem twarzy od razu poprawił mu humor. Widząc, że mężczyzna odstąpił dziewczynka schowała powoli sztylecik i podeszła do więźniów by ich zakneblować. Odwrócona do wszystkich plecami pociągnęła kilka razy nosem kryjąc drżące dłonie i wilgotne oczy. Cholera….tak bardzo się bała, upewniając się, że urzędnicy nie zaczną wzywać pomocy jak tylko grupa wyjdzie starała się opanować i poukładać spanikowane myśli. - Nie możemy zwlekać. Zaraz zrobi się tu gorąco, a my ugrzęźniemy w samym centrum piekła - powiedział w końcu Thubedorf po tym jak Nel uporała się z urzędnikami. Przy wejściu było pełno śladów krwi. Smugi po ciągniętych zwłokach od razu sugerowały, że ktoś narobił tu niezłego bałaganu. Półelf wyraźnie zły wyszedł z pomieszczenia jako pierwszy. Grimbak liczący na drobne przywitanie zrobił zdziwioną minę, gdy fechmistrz go po prostu minął i pognał szybkim krokiem do wyjścia.
__________________ Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn. |
22-07-2014, 22:07 | #17 |
Reputacja: 1 | Rozdygotana od tego, co działo się za plecami postanowiła w końcu działać. Jednak sama nie była pewna, czy miała zabrać się za ucieczkę, czy ciągnięcie dalej kretyńskiego pomysłu pijanych najemców. Podskakując ze strachu od kolejnego szczęku ostrza za drzwiami, naciągnęła na głowę hełm i wyrwała się niespokojnym biegiem lecąc w górę. Już była prawie na końcu gdy jej ciśnienie nagle podskoczyło musząc ratować się w jakimś zagłębieniu, by nie zostać zauważoną przez kilku strażników, których zaciekawiły hałasy wydobywające się z pokoju, gdzie była reszta jej drużyny. Zacisnęła dłonie na ustach, by przez przypadek się nie zdradzić a z nerwów i braku tlenu prawie nie osunęła się na ziemię. Mimo wszystko przemknęła się i trafiła na kolejny korytarz podobny do poprzedniego, mającego sporo pokoi, ale mniej więcej w połowie rozwidlał się. Nagle, zanim służka zdążyła zrobić cokolwiek, z bocznego pomieszczenia wyszedł umundurowany mężczyzna zdradzający swym ubiorem wysoką rangę. Ruszył w stronę Etsy trzymając w dłoni świstek pergaminów. - Zaczekaj żołnierzu! - krzyknął. Dziewczyna niemal dostała zawału. Ale sytuacja rozwinęła się za bardzo, by móc tego uniknąć. Przełknęła gorzko ślinę i nabrała powietrza wypełniając płuca. Musiała w dokładnie tej chwili wspiąć się na wyżyny swego aktorstwa, by nie wypaść w roli w takim stanie. Wyprostowała się i obróciła prawie na baczność do człowieka. Kapitan zbliżył się do dziewczyny szybkim krokiem. Nie zauważył ukrytego pod ręką rozcięcia, ani też nie poznał się na przebraniu. Zamiast wykrzyczeć alert lub nabić ją na miecz wręczył jej do ręki zawinięty pergamin. - Kapitanie? - odpowiedziała konkretnie na pojawienie się i zażądanie jej osoby. - Dostarcz to Kaywen w koszarach. Łatwo ją rozpoznasz, to jedyna kobieta pracująca tam przy biurku. - odparł. - Tak jest - odpowiedziała podobnym tonem i stała jakby w oczekiwaniu o jakieś dodatkowe polecenia. Kapitan straży mintaryjskiej niedbałym ruchem ręki oddelegował dziewczynę, po czym wrócił do swojego pokoju. Gdy facet schował się za drzwiami cała rozdygotana wypuściła powietrze i z lekko ugiętymi nogami złapała się za serce. Parę wdechów musiało ją nieco ocucić ze stresu a wielkie od strachu oczy skupiły się na trzymanym pergaminie. Nie czekając ani chwili dłużej i nie kusząc losu Etsy dała dyla w dalszy korytarz i również nieomieszkała sprawdzić, co jest w liście. Ostrożnie rozerwała pergamin, by nie uszkodzić pieczęci. Bardzo dobrze wiedziała, do czego była zdolna mając takie coś we własnych zasobach, bowiem list był zapieczętowany oficjalną pieczęcią straży mintaryjskiej. Niestety, to co było w środku rozczarowało Etsy. Był to zwykły liścik miłosny, a ona stała się “chłopcem na posyłki”. Nic poza pieczęcią i charakterem pisma kapitana nie ratowało z kiepskiej sytuacji. Dalej nie była zdecydowana co ma z sobą zrobić a jedyne, co jej zostało to brnięcie na ślepo przez korytarze. Po paru długich minutach błądzenia labiryntami dziewczyna dotarła do drzwi, przy których widniała tabliczka z napisem “Więzienie”. Ucieszyłaby się, gdyby odnalazła wyjście z całej fortecy… Czas ponaglał z stres zjadał od środka. Mając Jasona za stojącymi przed nią drzwiami biła się z myślami przez parę kolejnych chwil. Padła decyzja o przystąpieniu do planu pijaków, w ramach wielkiego i jednorazowego wyjątku. Już i tak najemcy byli w środku. Było już kwestią chwili zanim wparują tu z siekierami i zaczną rąbać, co popadnie. Można było wszystko załatwić podstępem i nikt więcej by nie ucierpiał. Nabrała kilka głębokich wdechów i otworzyła drzwi wpuszczając światło do zaciemnionego korytarza. Więzienie było długim i wysokim korytarzem z celami na parterze i pierwszym piętrze. W połowie drogi wpadał do niego identyczny korytarz. Wyliczyła pięciu strażników, którzy z regularnością patrolowali cele. Kraty wyładowane zbieraniną opryszków, pochodnie a na samym środku skupione w jednym miejscu dźwignie otwierające cele. Dziewczyna podeszła do jednego ze strażników dobierając do tego jakiś ustronny punkt i zaczęła wymachując przy tym listem. - Hej, cho no tu - odezwała się niezbyt głośno również lekko zbliżając się do strażnika - Kapitan sobie podwoił warty i nie ma ludzi do eskorty jakiś więźniów z dziedzińca. Ponoć dorwali paru psubratów, co w bitce z naszymi chłopakami byli. Weź paru chłopaków i poleźcie po nich, co? Ja mam już dość biegania cały dzień za nieswoimi listami. - Kolejni…? - Odpowiedział jakby odruchowo, lecz po zbliżeniu się oczy strażnika zwęziły się niebezpiecznie - Zaraz. Nie widziałem cię tu wcześniej… Kto cię... tu... wpuścił?! - Zestresowana Etsy zapomniała zasłonić rozcięciu po toporze i licznych śladów krwi na mundurze. Strażnik spostrzegł to i sięgnął po broń - Alarm! Do zamku wdarł się intruz! Biedna dziewczyna pisnęła pod nosem z przerażenia a od stania w miejscu jak słup oderwało ją tylko zagrożenie płynące z wyciąganego jeszcze miecza. Gdyby choć odrobinę dłużej panikowała z pewnością skończyła by z wbitym w trzewia mieczem. Natomiast korzystając z szybko pracującej mózgownicy zanim jeszcze strażnik skończył wykrzykiwać swoje kwestie dziewczyna znalazła się za blisko, by wykonać odpowiednie uderzenie. Zaczepiając o manatki strażnika przepchnęła się w amoku wizji niechybnej śmierci. Omijając zgrabnie pierwszego strażnika rzuciła się ślizgiem między nogi drugiego, który biegł na pomoc. Nie trzeba było czekać ani chwili dłużej, by więźniowie widząc okazję do ucieczki nie podnieśli wrzawy wskazując sobie między celami przebraną za strażnika Etsy. Z przerażeniem i jękiem w ustach bardzo szybko dopada dźwigni i opuściła cały rząd otwierając wszystkie cele. Na zewnątrz wybiegli złoczyńcy i potwory szarżując przez korytarz z zamiarem zadeptania wszystkiego, co stało im na drodze. Nadmierny stres pozwalał jeszcze na odrobinę sprawnego myślenia i ominięcie stada dzikusów… Górą. Podskakując i chwytając się nisko wiszącej stalowej rury odgradzającej parter od piętra. Wataha wydzierając się w paręnaście sekund stratowała wszystko nie zostawiając absolutnie niczego ze strażników. Nawet ciężko można było ich odnaleźć po pobojowisku. Cała chmara skierowała się kondygnacjami na górę, ale kilku ruszyło w dół. Z jeden z celi wyczłapał się mały chłopiec. Stanął jakby nigdy nic na środku korytarza i z zadartą głową przyglądał się półelfce bez słowa. Na jego kurtce dało się rozpoznać charakterystyczny symbol Wróbli, o których mówił Thubedorf. - Znam twojego kumpla, też ma taki sam symbol. Idziesz ze mną, byle szybko - zarządziła cała w nerwach zeskakując na ziemie. - Kumpla? - zapytał niepewnie - Kim jesteś? - na co dziewczyna złapała chłopaka za manatki i ciągnąc żwawo bez najmniejszego pytania skierowała się w dół tak samo jak odczepiona grupka wyzwolonych więźniów - Ej! Zostaw mnie! Nigdzie z tobą nie idę! - wydzierał się chłopak próbując się wyszarpnąć kobiecie. - Ha! - zaśmiała się nerwowo - Kim ja jestem? Powiem ci, kim jestem - przerwała na chwilę przypatrując się, czy korytarz jest pusty by ciągnąć chłopaka dalej - Jestem idiotką, która dała się tu zaciągnąć. O mało nie zginęłam już tyle razy do ilu nawet nie potrafisz doliczyć. A jak będziesz się wydzierał to na pewno kogoś tu przyciągniesz! - No dobra, chyba innego wyjścia nie mam. Pójdę za tobą - odparł chłopak po chwili zastanowienia się nad słowami dziewczyny. - Łaskawca… - wymamrotała pod nosem przejmując się już tylko drogą powrotną. Oboje ruszyli zaciemnionym korytarzem w stronę zebranych w pokoju najemników, kiedy nagle stanął im na drodze potężny zielonoskóry wojownik, który nosił przy sobie broń i pancerz zdobyty na pokonanych wrogach. Zmierzył dwójkę intruzów morderczym spojrzeniem, a z jego ust wydarł się gniewny pomruk. - Puść go, mintaryjska kurwo! - krzyknął Grimbak gromkim głosem spoglądając na Lu przylepionego ze strachu do półelfki. Dziewczyna niemalże podskoczyła w miejscu ze strachu, zrobiła krok w tył, a jakieś słowo stanęło jej w gardle. Stojąc tępo z przerażenia zadrżała mocniej gdy zwalista bryła wykonała krok w przód. Minęła jeszcze chwila zanim dotarło do dziewczyny, że stojąc tak skończy rozchlastana przez ostrze w ciągłej nieświadomości swego napastnika, że jest tylko w przebraniu. Gdy już to sobie uświadomiła złapała za hełm i ściągnęła go jednym ruchem ukazując swoją twarz i przeszklone ze strachu oczy. - Etsy?! - ryknął pełen zaskoczenia półork - Ale jak…? - ...Nie wiem…? - odpowiedziała piskliwie i pod nosem ściskając nakrycie głowy jakby było ramieniem kogoś zapewniającego bezpieczeństwo. Po paru wdechach zdołała z siebie wydusić dwa następne słowa - Widziałeś Jasona? - Pobiegł na górę - odparł Grimbak - Razem z całą resztą więźniów próbują się przedostać przez główną bramę. Nie trać na niego czasu, bo i tak na niewiele twoja pomoc się zda. Thubedorf wspominał coś o podziemnym wyjściu z twierdzy, musimy je odnaleźć. - Krasnolud jest na dole, w pralni, razem z twoimi znajomkami - odpowiedziała rozdarta z uwagi na głupotę Jasona. - Nie przejmuj się nim, to dobry chłopak. Da sobie radę - pocieszył ją zwalisty wojownik kładąc swą wielką łapę na jej drobnym ramieniu - A teraz zaprowadź mnie do Thubedorfa. * * * Stojący na korytarzu Randal zauważył zbliżającą się trójkę osób - strażnika, jakieś brudnego dziecko i zwalistego wojownika. Zbliżyli się oni do maga. - To jeden z nas - Etsy wskazała Randala na co półork skinął głową. - Znam go. Witaj Randalu, jak mniemam Thubedorf jest w środku? - zagrzmiał Grimbak donośnym głosem. - Zgadza się - odparł Randal, wyciągając rękę na powitanie. - Słyszeliśmy, że jesteś na wakacjach i przyszliśmy cię odwiedzić. A Thubedorf jest w środku. Jak najbardziej. Z Verinem i tą małą. - zażartował na co Grimbak roześmiał się. - Gdyby nie wy, to sczezłbym tu lada dzień. Podobno szubienice szykowali, tylko potrzebowali wytrzymalszej konstrukcji na mnie. - Nie wierz w plotki. Mieli gotową - odparł Randal - Zmarnowana praca - dodał. W tym momencie wyszedł na korytarz Thubedorf zwabiony znajomym głosem. Na widok półorka stanął w miejscu dłońmi przecierając oczy. - Na brodę Moradina! Już myślałem żeś uciekł górą na dziedziniec jak ostatni kobold! - wykrzyczał uradowany. - Pamiętałem jeszcze twój plan, krasnoludzie - odparł Grimbak. - Powinniśmy stąd uciekać. Zaraz zrobi się tu gorąco. - Tak też uczynimy, ale jest tu mały problem - Thubedorf spojrzał wymownie na Randala. - Fechmistrz Verin wdarł się w konflikt z dzieciakiem należącym do półelfki. Jeśli nic nie zrobimy to się sami pozabijają. - Niech to szlag… - syknął Randal - A ty nie mogłeś nic zrobić? - warknął na krasnoluda, który zarumienił się zbity nieco z tropu. - Taaa… eee… konflikty rodzinne to nie moja specjalizacja - odparł wzruszając ramionami. - Rodzinne, też coś - Randal pokręcił głową - Chyba się nie przestraszyłeś - dodał a następnie zostawił tamtych i wszedł do sali. Tuż za nim wszedł Thubedorf. Grimbak pozostał na korytarzu zabezpieczając tyły, razem ze służką nie mającą zamiaru oglądać masakry schowanej za drzwiami. Ostatnio edytowane przez Proxy : 23-07-2014 o 08:46. |
30-08-2014, 16:38 | #18 |
Reputacja: 1 | Opuszczając pomieszczenie pełne wdzięcznych za uratowanie życia urzędników Nel z niechęcią zauważyła kałużę krwi pod swymi stopami. Fechmistrz Verin ruszył przed siebie zostawiając resztę towarzyszy samych sobie, w cieniu cuchnącego potem i juchą korytarza. Wśród zebranych osób był też zwalisty półork Grimbak, o którym Thubedorf często wspominał. Rozmawiali ze sobą nie bacząc na panujący wokół zgiełk i bitewne okrzyki dochodzące z górnych poziomów twierdzy. Była tu też jeszcze jedna osoba, na widok której serce Nel zabiło nieco szybciej. Lu. Jego okrągła umazana w sadzy twarz rozpromieniła się, a jego błękitne jak głębia oceanu oczy wydawały się śmiać do niej. -Ty durniu! - krzyknęła Nel uderzając go na odlew przez twarz. -Ty kretynie! Idioto! - Warczała dalej jak rozjuszona kotka nadal go okładając. Lu cofnął się o kilka kroków w tył z miną wyrażającą zdziwienie i zmieszanie. Zasłaniając się przed ciosami dziewczynki wydusił głupkowato: - Ale co ja takiego zrobiłem? - Dałeś się złapać idioto! Wpędziłeś nas w to, debilu! Wiesz, że miałeś być powieszony, kretynie? - zapytała robiąc krok w przód i uderzając go w ten durny łeb. Lu nie zdążył się uchylić przed ciosem i nie kryjąc zaskoczenia zauważył, że go to zabolało. Ta dziewczyna miała krzepę, o którą jej nie podejrzewał. - No, ale za to jesteśmy w Czarnymstawie! Mówiłem, że się uda! - odparł z szerokim uśmiechem na twarzy. - Kretynie! Czy na prawdę uznajesz, że to udane?! Na prawdę?! Miałeś być następcą! A nic ze sobą nie robisz! - Warknęła i rozpłakała się siadając. Chłopiec pochylił się nad nią, objął ją czule i przycisnął do swej piersi. - Robiłem to wszystko dla naszego dobra. W Rzecznym Kwartale nie ma dla nas przyszłości, dobrze wiesz o tym, Nel. Po prostu przyśpieszyłem to, co było nieuniknione. Teraz musimy pomyśleć co zrobimy z resztą. - Debilu! - warknęła. - Nic nie zrobiłeś, musiałam twój tyłek ratować! Nadal nie możemy tu wejść! - Bałem się, że ciebie też porwali, Nel. Ale siedząc w lochach byłem wielokrotnie przesłuchiwany i wciąż pytano mnie o ciebie. Pomyślałem wtedy, że skoro tak wypytują to pewnie udało ci się uciec i wierz mi… rad jestem, że tu jesteś. A teraz, proszę, chodźmy już stąd - powiedział wyciągając do niej dłoń. - Bogowie! Musimy wyciągnąć resztę! - przeraziła się nagle dziewczyna, wstała i spojrzała z rezygnacją przed siebie. - To twoi nowi przyjaciele? - zapytał Lu, wskazując głową resztę towarzystwa z dozą nieufności. - Kretynie! Wiesz kto na nas teraz czeka? Wiesz kogo wydałeś? Mów! - Szczeknęła dziewczyna . - Możecie przerwać te przyjacielskie pozdrowienia? - spytał uprzemie Randal. - Nie, piękny… - warknęła mała, spoglądając na niego. - Był przesłuchiwany, a wszyscy na nas liczą. - Chcesz czekać, aż strażnicy wrócą? - spytał Randal. - To może lepiej poderżnę wam gardła, żebyście nas nie wydali? - Poczekaj - odparł w końcu chłopiec, którzy przez ostatnie kilka uderzeń serca przysłuchiwał się Randalowi. - O czym ty mówisz? - zwrócił się do Nel. - Nikogo nie wydawałem, przysięgam! - ostentacyjnie położył prawą dłoń na sercu, a lewą wzniósł do góry. - To co powiedziałeś? - zapytała - Mów po drodze! - dodała i skinęła głową w stronę reszty. Dwóch siepaczy - Grimbak i Thubedorf ruszyli na czele drużyny z orężem w dłoni gotowym do użycia. W środku biegli Nel i Lu, zaś pochód zamykali Randal i Etsy. - Nic takiego… chciałem im sprzedać kit, że jesteś moją siostrą i razem uciekliśmy z rodzinnego domu, ale niestety mieli ze sobą czarodziei, którzy znali się na swej robocie - odparł, ale widząc groźny wyraz twarzy Nel szybko kontynuował chcąc sprostować - Oczywiście nie udało im się złamać mnie. Chociaż… nie powiem; było blisko. Jeszcze jedna noc w tym miejscu i zacząłbym śpiewać jak skowronek. Muszę przyznać, że do dziś dusi mnie sprawa tej paczki, którą mieliśmy dostarczyć. Przed straceniem przytomności widziałem jak kapitan oddaje ją czarodziejowi, a ten gratuluje mu świetnie wykonanej roboty i obiecuje nagrodę za to. - Nikogo to nie obchodzi, pamiętaj skąd przyszedłeś! - warknęła dziewczyna popędzając go. - Jak widać ja musiałam ratować cię od stryczka kretynie! - Znowu histeryzujesz - odparł Lu wzruszając ramionami. - Chcesz tu zostać? Proszę bardzo! - mruknęła - Aaa… już wiem co Ci chodzi po głowie... Dziękuję? To chcesz usłyszeć? Wielka, wspaniała Nel znów ratuje świat Wróbli i okrywa się chwałą! Dziękuję za uratowanie mi życia po raz enty, szlachetna pani - ukłonił się w biegu z pogardą. Dziewczyna nie wytrzymała. Nie wiele znała sztuk walki, a jeżeli już to tylko walki ulicznej, dlatego rzuciła się do niego trzymając swoje ręce na jego barkach i wgryzła się w jego obojczyk, zaciskając zęby sekunda po sekundzie.. Upadli szamocząc się ze sobą niczym dwa walczące w kłębku gryzonie. Biegnąca za nimi na oślep Etsy potknęła się o nich i wylądowała płasko na marmurowej posadzce. Randal zatrzymał się i starał się odsunąć ich od siebie, ale został boleśnie ugryziony w palec, gdy tylko wsadził dłoń w to kłębowisko zażarcie walczących ze sobą ciał. Z pomocą przyszedł dopiero Grimbak, który chwycił jednego i drugiego za kołnierz i uniósł ich wysoko w powietrze tak, że spoglądali sobie w twarz dysząc ciężko. - Spokojnie, będziecie mieli jeszcze wiele okazji by siebie pozabijać jak się stąd wydostaniemy - nie czekając za odpowiedzią przerzucił obu przez ramię - Nel leżała na prawym barku, a Lu na lewym. - Nie zdajesz sobie sprawy, ile to znaczy dla naszych! Nigdy nie było ciebie, zawsze byliśmy my, kretynie! - charczała trzymana w mocnym uścisku próbując dosięgnąć “rywala”. - Nie! - krzyknął w odpowiedzi Lu odpychać jej dłoń od siebie. - To ja zawsze starałem się poprawić nam byt nie raz wpadając w kłopoty. Wszystko to robiłem z myślą o nas, a ty tylko siedziałaś na tyłku i matczyłaś innych. Nigdy nie usłyszałem z twoich ust pochwały! Zawsze groziłaś mi palcem i obwiniałaś za wszystko nie bacząc na to, że ryzykowałem dla was! - ”Was, was” nigdy nie widziałeś tego jako całości! Tam jesteśmy my! - szepnęła - Wymień… wymień wszystkich - dodała po chwili namysłu. - Wy dwaj! Uciszcie się tam wreszcie! - dotarł ich uszu głos Thubedorfa, gdy zbliżali się do wyjścia z podziemi. - Zamknij się, krasnoludzie! - ryknęli oboje, jednocześnie. - To nie ma znaczenia! Nie obchodzi mnie kto jak ma na imię, gdyż to ja ryzykowałem życiem przebywając poza domem i nie miałem czasu by wszystkich poznać - odpowiedział na prośbę Nel. - Zresztą, Ty, siedząc cały czas w tej norze, chyba zapomniałaś jakie jest życie na zewnątrz. Kiedyś skończyłoby się te twoje bezpieczne gniazdko, a wtedy byłoby już za późno na ucieczkę. - Zostawić go! - szepnęła do półorka, który trzymał ją za wsiarz. - Nie jest tego wart - powiedziała prawie szeptem, ale tak aby on sam usłyszał. - Zostawić go, JUŻ - krzyknęła jak chłopiec powiedział swoje słowa. Grimbak zatrzymał się, ściągnął obu z ramion i mocno nimi potrząsnął. - Chcąc niechcąc, przysłuchiwałem się waszej rozmowie… - powiedział po tym gdy oboje się uspokoili -...i mam wam ważną lekcję do przekazania. Życie polega na tym by nauczyć się przyjmować ciosy i brnąć dalej, a nie wskazywać innych palcem i wygadywać, że nie powodzi się wam, bo on, ona lub ktokolwiek... Tak robią tchórze, a wy na pewno nimi nie jesteście! - Zapamiętajcie - wycedził przez zaciśnięte zęby - oboje. Miarą prawdziwej siły jest przyjaźń. Ja i Thubedorf wytrwaliśmy wiele na tym świecie, wybrnęliśmy z wielu kłopotów i to tylko dlatego, że zaufaliśmy sobie nawzajem i nauczyliśmy się działać razem. Między nami jest wiele różnic; tyle ile tylko potrafi być między krasnoludem a półorkiem, ale to gdzie teraz jesteśmy zawdzięczamy jednej rzeczy - naszej bezkompromisowej przyjaźni. Zwalisty wojownik posadził ich delikatnie na ziemi uważnie im się przyglądając. - Mam nadzieję, że wybaczycie sobie błędy z przeszłości. One dziś nie mają już żadnego znaczenia. Teraz, moi przyjaciele, musimy się skupić na ucieczce z tego miejsca - wskazał głową otwarty zsyp na śmieci, który prowadził na wysypisko. Lu spojrzał na Nel z wyraźnym zawstydzeniem. - Przepraszam… - zaczął przełykając głośno ślinę - nie chciałem cię urazić. Po prostu bardzo tęskniłem za tobą i martwiłem się. - Jak nie będziesz stwarzać problemów, leć do reszty, powiedzieć im co się stało i aby się przesiedlili - warknęła już z mniejszą werwą. - To nie będzie takie proste… oni są tam, a my tutaj. Wyjść z Czarnegostawu dosyć łatwo, ale wrócić… już niekoniecznie. - Wybaczcie, że wam przerwę miłosne igraszki - odparł w końcu Verin, który opierał się nonszalancko o szyb - ale te dwie rzeczy da się ze sobą pogodzić. Razem z Randalem mamy sprawę do załatwienia w Rzecznym Kwartale… - mówiąc to chwycił za linę i wychylił się - ...i będziemy potrzebować dobrego przewodnika - skoczył w dół. W ślad za fechmistrzem podążyła resztą drużyny. Uciekając z twierdzy wciąż słyszeli szczęk oręża i agonalne krzyki umierających. Piekło, które sami rozpętali… |
09-11-2014, 15:56 | #19 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Zamek Never, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Świt
Zrujnowana kamienica, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Świt Po kilku długich minutach podróży przez miasto Neverwinter, drużyna poszukiwaczy przygód trafiła na stary, opuszczony deptak, gdzie przed katastrofą mieszkała elita tego miasta. Spowita w mroku uliczka straszyła wielkimi zrujnowanymi kamienicami, które sprawiały wrażenie jakby mogły runąć w każdej chwili. Do jednej z nich wkroczył Thubedorf, po tym jak chwilę wcześniej silnym kopniakiem posłał spróchniałe drzwi na ziemię.Siedziba Złamanej Czaszki, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Południe Wspomniana przez Randala "krótka chwila" w rzeczywistości przeciągnęła się przez kilka godzin. Przez ostatnią dobę najemnicy nieustannie walczyli, więc potrzebowali dłuższego odpoczynku. Nie chcąc zwlekać już ani chwili dłużej, o południu opuścili zrujnowaną kamienicę i ruszyli na spotkanie z Talgastem.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 17-11-2014 o 20:33. |
09-11-2014, 16:00 | #20 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Wklejka z doca Biuro Khergala Talgasta, Neverwinter 6 Tarsakh, 1479 DR Południe Khergal Talgast, przywódca najemnej kompanii Złamanej Czaszki, siedział sobie wygodnie przed wielkim dębowym biurkiem, pobieżnie przeglądając stertę spisanych na pergaminie dokumentów, które na pierwszy rzut oka przypominały listę zleceń. Od czasu do czasu sięgał po leżącą obok kałamarza ręcznie struganą drewnianą fajkę, po to by pyknąć sobie parę razy i zamyślić się na dłuższą chwilę. Jednakże sędziwy krasnolud nie był jedyną osobą w zadaszonym pomieszczeniu. Kuchnia, Siedziba Złamanej Czaszki 6 Tarsakh, 1479 DR Południe - No to słuchaj, mały obżartuchu. - Brzoskiwnia postawiła przed Nel solidny gliniany kubek, balansując drugą rękę talerzem z zupą i pajdą chleba. - Zasady dla szczurów lądowych są proste: nie pijesz, to nie jesz - Odstawiła zupę poza zasięg rąk dzieciaka i nalała do kubka złocisty napój z dzbanka. W powietrzu rozszedł się słodki, mocny zapach alkoholu - To jest rum, najlepszy przyjaciel każdego marynarza i każdej portowej kurwy. Możesz zjeść tyle dań, ile kubków wypijesz. - Podsunęła naczynie pod nos obdartuski - Zakładam się o moje bujne włosy, że nie dasz rady nawet dociągnąć do drugiego… - wyszczerzyła zęby - Ktoś obstawia inaczej?
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 10-11-2014 o 18:28. |