|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-03-2015, 04:39 | #31 |
Reputacja: 1 | Upadła Wieża Upadła Wieża to znana w okolicy karczma należąca do organizacji Harfiarzy. Jest to dwupiętrowy budynek w całości wykonany z wysokiej jakości drewna, który w porównaniu z innymi otaczającymi go ruderami aż razi swym przepychem. Zwłaszcza jeśli mowa o wnętrzu, bo nie uświadczysz tu snopów siana zamiast krzeseł i pustych beczek po ogórkach w roli stolików. W okolicy mawia się, że karczma ta powinna być wzorem do naśladowania i trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić. Grube frontowe drzwi otwierają się do wielkiej sali zastawionej stolikami i krzesłami będących dziełem lokalnego stolarza słynącego z niezwykłej precyzji oraz oryginalnych dzieł. Z sufitu zwisa żyrandol wykonany z kości słoniowej i srebra, który lśni dziesiątkami małych szkarłatnych płomieni. Przywódcą Harfiarzy i właścicielem tego robiącego wrażenie miejsca jest elf Theadalas Moonrage, który zagarnął lokal po upadku rodu De’Mortis. Niewiele osób o tym wie, ale wplątane w ściany zaklęcia skutecznie chronią drewno przed pożarem, zaś prawie cały budynek - tak z zewnątrz, jak i wewnątrz - jest doskonale zaprojektowaną iluzją, gdyż w rzeczywistości cała karczma wygląda *odrobinę* inaczej. Upadła Wieża zawdzięcza swą nazwę wysokiej na kilkadziesiąt metrów wieży (niegdyś należącej do parającego się magią rodu De`Mortis), która obecnie leży w ruinach na tyłach przybytku. Randal nie zamierzał poświęcić całego dnia na podziwianie okolic karczmy, tudzież samego budynku. Pchnął drzwi, które otworzyły się niemal na oścież. Uprzejmym gestem zaprosił Brzoskwinię i Etsy do ruszenia przodem. Najemniczka uśmiechnęła się i popchnęła półelfkę przed sobą, manewrując w kierunku stolików pod ścianą. - Pogadajcie z karczmarzem, czy z kim tam musicie, a ja utnę sobie pogawędkę z naszą rudą przyjaciółką - powiedziała, podsuwając Etsy krzesło i “delikatnie” naciskając ją na ramiona, by usiadła. - Jak będą jakieś problemy, daj znać - rzuciła jeszcze do Randala i gestem zawołała jakąś obsługę. Randal skinął głową. - Zamów dla mnie coś do zjedzenia - poprosił, po czym ruszył w stronę kontuaru, za którym stał pewien dziko wyglądający elf.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
23-03-2015, 17:59 | #32 |
Administrator Reputacja: 1 | Za barem - Dzień dobry - powiedział mag. - Chciałbym porozmawiać z Theadalasem Naerdaer. - Kłaniam się - odparł karczmarz, którego szlachetne rysy twarzy zdradzały elfickie korzenie. - Wyście od Khergala? - zapytał, choć znał odpowiedź. - Zgadza się. Jestem Randal, a tam - skinął głową w stronę stolika - część naszej grupki. Theadalas wyciągnął spod lady butelkę ognistego brandy i dwa kryształowe kieliszki - jeden wręczył stojącemu przed nim czarodziejowi. - Spodziewałem się was wcześniej, miało też być was nieco więcej - powiedział nalewając do kieliszków. - Moi agenci poinformowali mnie o wydarzeniach w dokach. Nie wiem, czy was to interesuje, ale Thubedorf i Grimbak wciąż żyją, ale wzięli ich do lochów. Khergal jest wściekły - elf zaśmiał się. Randal skrzywił się. - Miałem nadzieję, że uciekną jakoś po tym, jak ta cholerna gospoda wyleciała w powietrze. No cóż... A Khergal pewnie znów wyrwie sobie garść włosów. - Zbyt wiele zaklęć latało w powietrzu. W końcu jedno z nich położyło na ziemię wojowników, a kapłani przynależący do straży mintaryjskiej upewnili się, że nie wyzioną ducha przed przesłuchaniem ich - elf sięgnął po kieliszek i wzniósł go w stronę ust, ale nie upił czekając za Randalem - Khergalem się nie przejmujcie. Macie teraz o wiele ważniejsze problemy na głowie. - Głupio zrobili, atakując, ale chcieli umożliwić nam ucieczkę. - Randal powtórzył gest elfa. - Znam ich. To świetni wojownicy, jedni z najlepszych w Neverwinter. Talgast będzie się o nich bił, zapewne, więc pewnie wyjdą z tego cało. - Elf spojrzał na siedzących w kącie najemników, po czym kontynuował - Nie wypada nam tak pić za plecami twoich towarzyszy, Randalu. Chodźmy do nich, mam dla was kilka informacji i rozkazów do przekazania. Ostatnio edytowane przez Warlock : 20-06-2015 o 02:22. |
30-03-2015, 19:47 | #33 |
Reputacja: 1 | Randal i Theadalas ruszyli w stronę okrągłego stolika, gdzie siedziała reszta najemników. W karczmie poza nimi nie było nikogo innego - nie licząc młodej dziewczyny, która od niedawna była tu kelnerką. Po pewnym czasie przyniosła zamówiony alkohol i napoje, a po tym udała się do kuchni by przyrządzić obiad zmęczonym podróżą najemnikom. [media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/cb/a6/49/cba6491f79396d22ca43910c3d05972f.jpg[/media] - Jestem Theadalas Moonrage, przyjaciel Khergala i wszystko wskazuje też na to, że jestem waszym nowym przełożonym - powiedział elf, gdy siadał do stołu. - Połowa z was wpadła w kłopoty z władzami miasta jeszcze przed otrzymaniem rozkazów od Talgasta, a druga połowa wpieprzyła się w to samo bagno w ciągu godziny od opuszczenia siedziby Złamanej Czaszki. Wszyscy tkwicie w tym gównie po dziurki w nosie i mówię to dlatego byście zrozumieli powagę sytuacji - Theadalas sięgnął po swój kieliszek i wziął kolejny łyk na zwilżenie gardła. - Rzeczny Kwartał rządzi się własnymi prawami - powiedział po dłuższej chwili ciszy. - Nie ma tu straży mintaryjskiej, ale są rzesze rzezimieszków i kieszonkowców, którzy dla garści złota wyprują wam flaki. Są tu też Synowie Alagondara, którzy uczynią wam to samo, a nawet gorzej, jeśli usłyszą z waszych ust słowa pochwały w stronę władz miasta, ale to akurat w waszym przypadku raczej mało prawdopodobne - uśmiechnął się, rozbawiony całą sytuacją. - Na najdalej położonym na wschód odcinku miasta znajduje się siedziba klanu Wiele-Strzał. Mógłbym was prosić abyście trzymali się jak najdalej od nich, ale mając w ręku list z rozkazami Khergala Talgasta i informacje od moich agentów, będzie to raczej niemożliwe. - Cóż nas zatem czeka za zadanie? - spytał Randal. - Prócz próby zdobycia głowy tego jednorękiego bandyty? - Ten jednoręki bandyta jest wciąż waszym celem. Takie są rozkazy, ale powód jest nieco inny. Theadalas zamyślił się przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. - Dagult Neverember dąży do inwazji na Rzeczny Kwartał, ale zanim to nastąpi będzie musiał znacząco osłabić pozycję klanu Wiele-Strzał, a także Synów Alagondara. Wszystko wskazuje na to, że będzie chciał was wykorzystać w tej politycznej zagrywce. Khergal mu w tym pomoże, bo nie ma innego wyboru - w końcu chodzi tu o wasze tyłki. W tym wszystkim, w całej tej - wybaczcie mi za słowa - popieprzonej sytuacji najzabawniejsze są wieści od moich agentów. Wygląda na to, że asasyn, którego od tak dawna poszukujecie znalazł schronienie u Vansiego - elf spojrzał po otaczających go twarzach, ale widząc brak reakcji z ich strony szybko sprostował: - Vansi to przywódca klanu Wiele-Strzał. Kryje asasyna i wszystko wskazuje na to, że to on był jego zleceniodawcą. Z początku byłem przekonany, że to Alagondarczycy są zamieszani w całą tą sprawę z morderstwami, ale teraz wiem, że to orkowie wzniecają niepokoje po drugiej stronie muru. Nie wiem jaki mają w tym cel, nie pytajcie mnie o to, nie znam się na polityce. - Chcą podkopać pozycję Dagulta. Tak przynajmniej mówił Khergal - wyjaśnił Randal. - Co na tym zyskają? Nie jestem pewien, ale zapewne upadek Dagulta dałby im poczucie bezpieczeństwa. Marcel wzdrygnął się po raz drugi. Za pierwszym razem zrobił to na dźwięk słowa “polityka”, za drugim natomiast - na myśl bycia częścią politycznych machinacji. Masując skronie przysłuchiwał się uważnie wymianie zdań Randala z Theadalasem. - Reasumując... Chcecie skrócić o głowę kogoś, kto ma protekcję Wielu-Strzał, para się zabijaniem dla pieniędzy i jest wytrenowany do bycia nieuchwytnym? - spytał by mieć jasność. - Zapomniałeś dodać, że to wszystko, zanim zdecydują się powiesić naszych dwóch pomysłodawców ratowania tej rudowłosej idiotki. Tak, za to nam płacą, chyba że jeszcze coś przeoczyłem. - Mruknął Szept przeciągając się mocno. To nie była jego pora dnia. - A im więcej zrobimy w sprawie tego, żeby Lord mógł przełknąć tą dzielnicę gładko jak ostrygę na deser, tym więcej jego władczej miłości na nas skapnie - Brzoskwinia wsadziła palec do szklanki, zamieszała, wyjęła i polizała, a potem popatrzyła się na napój z dziwnym wyrazem twarzy - Co sądzą o tym synalki i klan, to wiemy. A jaki Ty masz w tym interes, mój brodaty kolego i reszta twoich muzykalnych przyjaciół? - spytała elfa z ciekawością. - Ta ostryga stanie mu w gardle - mruknął Marcel - Albo dostanie od niej sraczki. - O, to, to! - najemniczka pokiwała głową - Ale zanim powiem, co mi na sercu leży, to chciałabym wiedzieć, co w tym wszystkim robią Harfiarze - zwróciła się do Thedalasa - *MY*, Harfiarze, nie interesujemy się jakimś zamaskowanym nożownikiem. Spoglądamy na wydarzenia w Neverwinter ze znacznie szerszej perspektywy. Nie trzymamy niczyjej strony, nawet władz miasta, tym bardziej, że daleko im do praworządności - Theadalas raz jeszcze napełnił swój kieliszek. Nie trudno było się domyślić, że elf przepada za ognistą brandy i pije, gdy tylko nadarzy mu się taka okazja. - Też chcecie? - zapytał, gdy zauważył, że wszyscy przyglądają mu się uważnie. - Jasne - kobieta podsunęła kubek - Zastanawia mnie jednak, czemu chcecie iść na pasku lorda. Zabójca to jedno… ale taka dzielnica jak ta jest potrzebna dla zdrowia miasta. Na przykład dla takich łobuzów jak my - zaśmiała się - Całe Never pod panowaniem jednej osoby i z mintryjczykami na każdym rogu? Nah, nie uśmiecha mi się to. Mam lepszą propozycję, skoro Harfa chce pozostać neutralna. Theadalas nalał dziewczynie do kubka. - Ta dzielnica to ruina, ale jej mieszkańcy nie mają innego wyboru, bo co im zostało? Uciekną za mury, gdzie grasują bestie? Tutaj przynajmniej mają nadzieję, że uda im się dostać do Czarnegostawu… - elf westchnął gorzko - ...moi ludzie pomagają innym jak najlepiej potrafią, ale nie jesteśmy organizacją charytatywną. Mamy ważniejsze cele i staramy się je realizować dla dobra ogółu. Zresztą, po całej tej magicznej katastrofie, której zapewne nie miałaś okazji widzieć praktycznie nie mamy żadnego kontaktu z centralą. Nie wiemy gdzie się podziewa Elminster, ale staramy się monitorować sytuacje w mieście i czekamy na dalsze rozkazy, które mogą już nigdy nie nadejść. Chwilę później do stołu kelnerka przyniosła zamówione wcześniej dania. - To idealnie! - Brzoskwinia klasnęła w dłonie i pochyliła się naprzód - Nadzieja to ciekawa rzecz. Czasem rodzi się tylko z obietnicy. Potwory da się ubić. Zabójców wytropić. Gangi zastraszyć albo zrekrutować. Do cholery, jesteśmy najemnikami ze Złamanej Czaszki! Najlepszymi specjalistami do spraw robienia krzywdy bliźnim, jakich można znaleźć w tym zapchlonym mieście! Jest nas cała drużyna... z taką siłą można zawalczyć o całe Never, a co dopiero o jedną dzielnicę. Skoro jesteśmy i tak tu uziemieni, to co powiesz na mały układ? Uporządkujemy tu nieco spraw. To będzie znów przyjemne miejsce. Jedyne co nam się przyda, to nieco dyskretnego wsparcia i pokazanie palcem co, kogo i jak potrącić. Więc…? To jasny układ, w którym każdy wygrywa - zakończyła. - Oraz pomoc w przypadku, gdyby ktoś chciał potrącić nas - dodał Marcel, podsuwając elfowi kubek. Theadalas zamyślił się na chwilę, po czym odparł z lekkim uśmiechem na twarzy: - Nie wiem co knujecie, ale oferta brzmi ciekawie. Macie moje pełne poparcie - powiedział wznosząc kieliszek brandy do góry. - Wasze zdrowie - wypił. - Ja nie knuję - odparł zaklinacz z udawanym oburzeniem. - Jestem uczciwym i szczerym człowiekiem. Co innego ona - wskazał Brzoskwinię i upił łyk alkoholu z uśmiechem na twarzy. - To miło że mamy czyjeś poparcie w dzielnicy, gdzie panuje prawo dżungli. Czym się ono przejawia? - Zagadnął Gary. - Prawo dżungli zwykle objawia się tym - powiedział Randal - Że silniejszy zjada słabszego. A w tym przypadku zapewne polega na tym, że nikogo nie obowiązują żadne prawa i możesz liczyć tylko na siebie i swoich kompanów. Nikt inny nawet palcem nie kiwnie, gdy wpakujesz się w kłopoty. - Myślę, że Garemu chodziło o to, czym się przejawia owo wsparcie - uściśliła Brzoskiwnia. - To akurat dobre pytanie. Będziemy potrzebowali na początek jakiegoś zakwaterowania i listu żelaznego który można pokazać odpowiednim ludziom - wyliczyła. - W zamian za to sprzątniemy zabójcę. A potem pogadamy co jest dalej do zrobienia… i co za to chcemy. Nie bądźmy na początek zbyt chciwi. - rozejrzała się po drużynie. - A. I jeszcze jedno. Nie przyjąłbyś do pracy jeszcze jednej kelnerki? Miła, ładna, doświadczona, sika do kuwety - wyszczerzyła zęby do elfa, poklepując Etsy po ramieniu. - Tych odpowiednich ludzi zapewne nie będzie zbyt wielu - odparł Randal. - Ale parę adresów i nazwisk faktycznie może się przydać. - Sprzęt alchemiczny też - dodał Marcel, wyciągając kubek po dolewkę brandy. - Nie będziemy też protestować, jeśli zechcecie podzielić się swoimi zapasami. Sprzątanie Kwartału to nie przechadzka po Enklawie. Bardzo kontuzyjne zajęcie. - Zakwaterowanie, sprzęt alchemiczny, a nawet spotkanie z twoim rodzeństwem, Marcelu, jestem w stanie wam zagwarantować - odparł elf nalewając zaklinaczowi brandy do kubka. - A jeśli chodzi o odpowiednie papiery to będziecie musieli o to poprosić waszą koleżankę. Zna się jak mało kto na tym fachu, prawda Etsy? - Nie wiem, o czym mówisz - odburknęła obrażona i zła na wszystkich rudowłosa - Za takie rzeczy przecież można trafić za kratki, a ja jestem tylko “kelnerką” “idiotką” - zakończyła splatając ręce i patrząc się w drugą stronę. - A więc żyją i mają się dobrze. - Marcelowi na wspomnienie rodzeństwa uśmiech rozkwitł na twarzy, chociaż z drugiej strony mogła to być reakcja na naczynie pełne trunku. - Cieszy mnie możliwość spotkania, zwłaszcza że od dłuższego czasu nie odpowiadali na moje wiadomości. - “Idiotką”? Tak, pewnie. Bujać to my... Ale jako kelnerka mogłabyś się tu przydać, a nie być rudym darmozjadem - rzuciła Brzoskwinia do Etsy, a na słowa Marcela ożywiła się wyraźnie - Sprzęt to nawet jakiś mam. Skromny, bo skromny, ale na początek się nada - zaproponowała - Miło wiedzieć, że ktoś też para się szlachetną sztuką alkemi. Nawet jeśli jest to mag. To - zwróciła się do Harfiarza - Jeśli, powiedzmy, chciałabym się spotkać z pewnym nieuchwytnym zabójcą w celu wymiany uprzejmości, to gdzie powinna zacząć pytać? - Myślę, że najlepszym miejscem do pozyskania informacji na temat wszystkiego co się dzieje w obrębie tej dzielnicy jest siedziba Wróbli, gdzie mieszka wasza mała przyjaciółka - odparł Theadalas mając na myśli Nel, która po przybyciu do Rzecznego Kwartału opuściła szeregi najemników. Rudowłosa milczała ze smutnie przygnębionym opuszczonym wzrokiem. Nie mówiła już nic. W końcu była posłusznym zakładnikiem. Mimo starań nie mogła siedzieć bezdźwięcznie. Cicho, ale jednak, odezwał się... Jej brzuch. Ciche przeciągłe zaburczenie zareagowało na obecność w karczmie pełnej jedzenia na zawołanie. Splecione ręce zsunęły się w dół ku uciszeniu trzewi a wzrok opadł jeszcze bardziej. Brzoskwinia, siedząca najbliżej dziewczyny uniosła brew z pytającą miną, a potem bez słowa przesunęła jej swoją porcję - kopiasty talerz pieczonych krabów z ciemnym chlebem i lekko nadpite jasne piwo. - Jedz, spokojnie. Ja już spasłam się u Talgasta - kobieta czknęła lekko a rudowłosa prostolinijnie wykonała rozkaz. - Utuczymy cię i akurat będziesz na ofiarę dla mrocznych bogów... - A czy im to sprawi różnicę? - spytał Randal, delektując się brandy. - Zawsze mi się zdawało, że dziewica wystarczy, bez względu na urodę czy tuszę. - Uroda faktycznie nie ma znaczenia. Wymagania tak spadły, że nawet rude biorą - zgodziła się najemniczka, obserwując uważnie jedząca Etsy - Ale grubsza dziewica to więcej dziewicy. Taka tłusta pólelfka i Pchła. Półtora i pół, razem dwie w cenie jednej. - To by była rozrzutność. - Randal pokręcił głową. - Spokojnie, jesteśmy w takim przyjemnym bagnie, ze rozrzutność przy ofiarach nie zaszkodzi. - sarknął Szept. - Chociaż przyznam, ucięcie rudej języka jakoś tak mi chodzi po głowie, tylko przez niego problemy, chyba że umie go jakoś sensownie wykorzystać, poza krzykami i jękami. - Gary pokręcił głową spoglądając na Etsy pomiędzy kęsami. Theadalas głośno się roześmiał, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. - Zgrana z was drużyna, oj tak… - odparł szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Świetna z ciebie aktorka, Etsy. Moi ludzie już niejednokrotnie korzystali z twoich usług, a ty wciąż się wypierasz. Niech ci będzie… - odparł rudowłosej, po czym zwrócił się do Brzoskwini - Wypadałoby zacząć od rozejrzenia się w okolicy wieży zegarowej. Tam orkowie mają swoją siedzibę, ale nie radzę wam wchodzić do środka, bo zrobi się naprawdę gorąco. Jeśli wciąż siedzi tam ten skrytobójca, to kiedyś będzie w końcu musiał opuścić siedzibę klanu Wiele-Strzał. - Pewnie, pasujemy do siebie jak pięść do nosa. - mruknął Gary. - Czyli na początek trzeba będzie ich siedzibę poobserwować, przerzedzać ich liczebności atakami na kręcących się po okolicy orków raczej nie ma sensu. - podsumował słowa elfa Szept. - Przynajmniej dopóki oni nas nie zaczepią - Randal dokończył wypowiedź Szepta. - Czy wiesz coś więcej o tej wieży? - zwrócił się do elfa. - Coś więcej? - zapytał retorycznie Theadalas, po czym pochylił się nieco do przodu zastanawiając się nad odpowiedzią. - Tam jest cała armia orków, no może nie dosłownie, ale jest ich tam całkiem sporo. To oni tak naprawdę kontrolują Rzeczny Kwartał i dotychczas żyli w zgodzie z jego mieszkańcami. Były oczywiście małe spięcia, ale na ogół Vansi wie, że życie jego klanu zależne jest od poparcia reszty mieszczan, którzy na ogół nie przepadają za Dagultem. O ile w ogóle wiedzą kto to jest... - Coś chyba niezbyt wiele osób przepada z Dagultem - stwierdził Randal. - Ktoś kto podzielił miasto na dwa sektory - jeden dla “wartościowych” mieszkańców, a drugi dla całej reszty, raczej nie może liczyć na wysokie poparcie społeczeństwa - odparł Marcel cały czas bawiąc się otrzymanym od Eydis kłem wywerny. - Zaiste, nie jest on zbyt popularny w tych stronach - zgodził się Theadalas. - Wiele dziś wycierpieliście - dodał przyglądając się zmęczonym obliczom najemników. - Najedźcie się teraz w spokoju, a później udajcie się na spoczynek. Zostanę przy was jeszcze chwilę i postaram się odpowiedzieć na wszystkie dręczące was pytania, ale mam jeszcze kilka naglących mnie spraw, które niestety nie pozwolą mi spędzić ten wieczór ze swoimi gośćmi. W nieco innych warunkach na pewno okazałbym się lepszym gospodarzem... - Przynajmniej jest szansa, że nie będzie w nocy niepożądanego towarzystwa, ciekawe czy już rozwieszają listy gończe, czy na razie zostawiają ściany dla łysola. - zastanowił się na głos Szept. - O swoje bezpieczeństwo nie musicie się obawiać - zapewniał Theadalas. - Siedzibę Harfiarzy strzegą potężne zaklęcia, które są w stanie ochronić nas przed wściekłym motłochem. W tej dzielnicy nie ma drugiej tak zadbanej budowli i zapewne z początku dziwiliście się dlaczego nie ma tu nikogo innego poza mną i moją kelnerką. Prawdę mówiąc nie mam nawet wykidajły z prawdziwego zdarzenia, który mógłby wyrzucić na bruk awanturujących się gości. Zresztą nie mam takiej potrzeby, a to dlatego, że poprzedni właściciele tej budowli wpletli w ściany potężne zaklęcia, które ja odrobinę ulepszyłem na swój własny użytek. To twierdza i chyba jedyne bezpieczne dla was miejsce w całym Neverwinter - powiedział poważnym tonem elf, po czym przeniósł wzrok na zajadającą się gotowanymi na parze krabami Etsy. Rudzielec z opuszczoną głową przy innym świetle wydawał się jeszcze bledszy. Dłonie będące w ruchu zarysowywały jeszcze bardziej obręcze na nadgarstkach, które dopiero teraz pokazały jak są przekrwione. Słowa rzucane na jej temat obchodziły się bez dodatkowej reakcji. Wyuczenie odbierania opieprzu robiło swoje. - Wasze podobizny zawisły na równe z listem gończym skrytobójcy, ale obaj z Khergalem jesteśmy zdania, że jego głowa jest w chwili obecnej więcej warta od waszych i za wstawiennictwem sędziwego krasnoluda powinno się nam udać wymazać wszystkie wasze winy. Co wcale nie oznacza, że straż mintaryjska zapomni o was równie łatwo co Dagult… - Theadalas uśmiechnął się lekko. - Straż mintaryjska to tak zwane mniejsze zło - odparł Randal. - No a w tej chwili problemem są orkowie, stojący między nami, a naszym jednorękim bandytą - dodał. - Zupełnie nie rozumiem czemu, sami się pchali do pożaru, a że zbereźnik miał takie zapasy spirytusu, no cóż. - Szept rozłożył ręce w geście niewinności. Marcel uśmiechnął się. - Obsługa w tej karczmie i tak była na fatalnym poziomie, więc ja też nie rozumiem o co całe to zamieszanie. Wracając jednak do tematu; mogę w ciągu jednego wieczora przygotować dla nas trochę mikstur leczniczych oraz silną truciznę z kła wywerny, którą będziecie mogli nasączyć wasze miecze. - Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę… - ziewnęła Brzoskiwnia, odpychając od siebie kubek i talerz - Brakuje nam jeszcze do kompletu Pchły. Mi tam jakoś głupio ginąć w walce z orkami bez wszystkich znanych i kochanych u boku… - spojrzała po reszcie najemników - ...a skoro te jej Sępy, Orły czy inne Sokoły znają teren, to jutrzejszy dzień warto zacząć od rzucenia im okruszków. Czy co tam te całe ptaki jedzą. A na razie poodbiednia drzemka każdemu dobrze zrobi! - beknęła z wdziękiem - Wygląda na to, że chwilę tu pomieszkamy; równie dobrze możemy już sobie mościć miejsce i urządzać pokoje. Ja zaklepuję ten z rudą! - uniosła palec do góry - Ale będę potrzebowała kawałka knebla i jakiegoś solidnego sznura, no i kilku świeczek oraz soli… - zadumała się, przyglądając się Etsy z nieodgadnioną miną - No chyba że obiecasz że nie będziesz się zbytnio wyrywała… Na szczęście ruda nie miała zamiarów nigdzie wychodzić. Nawet gdyby chciała to prostej drogi znaleźć by się nie udało. Spowolniła przeżuwanie pierwszego posiłku od wielunastu godzin, najwidoczniej jakby było coś na rzeczy, acz grzecznie nie odzywała się. Umiała pamiętać groźby rzucane w jej kierunku, także możliwość stracenia języka była wciąż aktualna. - Mi wystarczy zwykła jedynka - powiedział Randal. - Odpoczniemy po trudach dzisiejszego dnia i jutro, od rana, weźmiemy się do pracy. - Dobrze więc - zaczął Theadalas wstając od stołu. - Muszę was opuścić. Zostawiam was samych z Esmeraldą. Przygotuje ona dla was posłanie i jutro o świcie spotkamy się tutaj, w sali głównej. Dokładnie ustalimy wasze następne kroki i wyślemy was w dalszą podróż. Tymczasem na mnie czeka kilka pilnych spraw, których rozwiązanie być może ułatwi nam dotarcie do asasyna. Tenna' ento lye omenta - powiedział na końcu znane elfickie pożegnanie, po czym opuścił karczmę. - To ja idę się zdrzemnąć. - mruknął Szept i ruszył w kierunku przydzielonej mu kwatery. Gdy Gary wrócił z łaźni, rzucił plecak obok łóżka. Pokój wydawał się całkiem sensowny, jedno łóżko, którego nie trzeba było z nikim dzielić. Musiał przemyśleć dzisiejszy dzień. Przez pomysł ratowania rudzielca, nie tylko byli obecnie na listach gończych, ale i stracili dwie osoby. Całkowicie rozpieprzając im zadanie, które zostało im zlecone. Lubił jasne sytuacje, ta robiła się coraz bardziej mglista z chwili na chwilę. Nie wspominając już o tym, że musiał pracować w dzień. Zdecydowanie wolał noc, nie tylko lepiej widział, ale na dodatek ciężej było dojrzeć jego twarz. Mógł się złościć na fakty całą noc, ale nie miało to sensu, zamiast tego, wyciągnął z sakiewki kawałek srebrnego drutu i zaczął skręcać z niego niewielki wisiorek. Może bransoletę, nie był jeszcze pewien co mu wyjdzie, pozwolił palcom tworzyć wzór nieco chaotycznie. *** [MEDIA]http://i.imgur.com/e7swIpt.jpg[/MEDIA] - Romantycznie! - zawołała z entuzjazmem Brzoskwinia, popychając przed sobą (wcale niedelikatnie) rudą i wkraczając z miną zdobywcy do przydzielonego im pokoju. Pociągnęła kilka razy nosem, wyjrzała za okno i dodała: - A ten smród zgniłego szczura na zewnątrz tylko podkreśla miłą atmosferę. Prawie jak u mnie w domu! Plecak rzuciła na łóżko, “magiczny kij” odłożyła już dużo ostrożniej; Etsy wręczyła zaś pakiet świeczek, które wyżebrała w barze (jak również spory garnuszek soli i pół butelki wina) i zamachała ręką w zniecierpliwionym geście. - Co tak stoisz jak słup? - zerknęła na służkę i zaczęła mocować się z klamrą od płaszcza - Rozłóż te świeczki jakoś… tak… no… zmysłowo i tajemniczo. Nie mamy dużo czasu, zaraz wzejdzie księżyc! - dodała, jakby było to coś zupełnie oczywistego. A następnie, nadal nie spuszczając oka z rudzielca, stanęła na jednej nodze, zzuwając swoje oficerki. "Ty śmierdzisz jak zgniły szczur. To nie na zewnątrz" odpyskowała w myślach Etsy trzymając świeczki. Nie podzielała radości i dobrego humoru najemniczki. Nie łapała w ogóle sposobu myślenia jej jak i reszty morderczej gromady. Lunatyczni psychopaci bez jakiegokolwiek zmysłu konsekwencji swoich czynów. Inaczej ich sobie wyobrażała, inaczej o nich się czytało. Najemnicy z papierowych opowieści byli znacznie dojrzalsi i świadomi. Po cholerę były jej te świeczki? Wszyscy i tak byli zmordowani, a ta łysa pała wymyślała jeszcze jakieś gry i zabawy… Nie było wyboru. Trzeba było poustawiać świece. Było ich całkiem sporo, na tyle by porozstawiać w całym pokoju. Stolik, komoda, kolejny stolik, trochę na podłodze. "A zapałki to co? Nie łaska? O twoją łysinę mam je rozpalić?" Przecisnęła w myślach po raz drugi, stojąc chwilę bez ruchu po ustawieniu ostatniej świeczki. Ruda chciała już odwrócić pytający wzrok do Brzoskwini, lecz zrezygnowała w połowie. I tak była obserwowana a nie chciała by ich spojrzenia się spotkały. Sięgnęła więc do swojego fartucha i wyciągnęła pudełeczko małych zapałek. Rozpalając jedną, zaczęła rozprowadzać ogniki na resztę. W tym czasie Brzoskwinia zdążyła pozbyć się butów, munduru i kamizelki kolczej, zostając w spodniach i krótkim podkoszulku. Jej umięśnione ramiona pokryte licznymi tatuażami, głównie o tematyce marynistycznej; na dekolcie wyróżniał się biegnący przez obojczyki szeroki napis “SEMPER FI”, w środku którego umieszczony był orzeł trzymający w szponach kulę przebitą kotwicą. Na szyję kobiety zachodził spod ubrania ślad jakiegoś paskudnego poparzenia. Kiedy Etsy skończyła zabawę ze świecami, najemniczka pokiwała z uznaniem głową, ewidentnie doceniając trud włożony przez dziewczynę w estetyczne ułożenie źródeł światła. - A teraz się kładź! - zarządziła, biorąc ze stołu garnek z solą - Jak ci wygodnie; ale na plecach chyba będzie najłatwiej. - wskazała bosą stopą (której paznokcie były pomalowane na zjadliwie fioletowy kolor) największy wolny kawałek podłogi w pomieszczeniu. Zmęczona twarz rudej popatrzyła na najemniczkę, następnie popatrzyła na ziemię, by z sentymentem zakończyć na pustym łóżku. Bliskość miękkiego posłania ciągnęła wystarczająco mocno, by kompletnie olać inne rzeczy. - Mam spać na podłodze? - zapytała cicho. - Nie, no co ty? - w oczach Brzoskwini odbiło się autentyczne zdumienie - Nie naraziłabym Cię przecież na takie niewygody! Za kogo ty mnie masz… - potrząsnęła głową ze smutkiem - No, kładź się, nie rób scen. - potrząsnęła solą - Nie mamy całej nocy… Dziewczyna spokojnie podeszłą do wyznaczonego miejsca, usiadła, by położyć się na boku. Podkuliła lekko nogi a głowę położyła na dłoniach. Na ziemi mimo wszystko było o wiele łatwiej utrzymać powieki w górze. Wyłapała wzrokiem Brzoskwinie. Z tej pozycji mogła przyglądać się temu, co było w jej planach. Najemniczka chwilę patrzyła na rudą, jakby coś oceniała, a potem ze skupioną miną zaczęła okrążać Etsy, powoli sypiąc sól w nieregularny owal wokół leżącej. Chyba nawet coś nuciła pod nosem, ale słowa były zbyt mrukliwe, żeby cokolwiek zrozumieć. Kiedy obeszła kilka razy rudą, a ścieżka z białego proszku była wystarczająco wyraźna, kobieta stanęła nad głową dziewczyny, tak że jej bosy stopy znalazły się niepokojąco blisko w polu widzenia Etsy. Chwilę trwała w milczeniu, a potem pochyliła się nagłym ruchem… i połaskotała mocnym gestem rudą w wystawiony ku górze bok. Ta się spięła wybałuszając oczy od razu przekręcając się na plecy. - Eee.. j… - odezwała się ze zdziwieniem broniąc podatnego na łaskotki boku - Przestań. - Skaczesz jak ryba! Spokojnie, spokojnie… - Brzoskwinia uniosła dłonie w pokojowym geście - [i]Całkiem dobrze nam poszło, jak na pierwszy raz. Masz naturalny talent do bycia ofiarą. Wina… ?[/i - spytała, podchodząc do stolika przy łóżku i nalewając sobie kubek, jakby cała sytuacja przed chwilą w ogóle nie miała miejsca. - Co to niby miało być? - odezwała się ponownie podnosząc się do pozycji siedzącej i oglądając usypany okrąg. - Składanie ofiary mrocznym bóstwom, naturalnie - wyjaśniła zapytana, jakby mówiła o pogodzie - Tylko na razie na sucho. Musimy popracować jeszcze nad kilkoma elementami, ale wygląda to obiecująco na tą chwilę. Wyrobisz się… - dodała łagodnym tonem - A teraz chyba najwyższa pora, żeby grzeczne dziewczynki poszły do łóżeczka, prawda? Mnie ten dzień strasznie wykończył… - ziewnęła, dopijając kubek jednym haustem. - Mrocznym bóstwom…? - poddała w wątpliwość z tonem przypominającym marudną reakcję świeżo obudzonego człowieka z kompletnie bzdurnego powodu - Któremuś konkretnie, czy nawet nie wiesz, któremu…? - Nie przedstawił mi się - najemniczka rozłożyła ręce - A jakoś nie byłam też ciekawa aż tak, żeby pytać. Dobiliśmy pewnej… transakcji, w skład której wchodziło to - wskazała na swój “kij” - I dusza. Do swojej jestem za bardzo przywiązana… Więc muszę co jakiś czas znaleźć sobie zastępstwo. Chyba nie możesz mnie za to winić? Mina Etsy pokwaśniała bardziej. Mroczni bogowie? Odprawiała rytuał i nawet nie wiedziała dla kogo? - Cyric? O niego chodzi? - zapytała zmieszanym tonem - Podpisałaś z nim jakiś pakt a nie powiedział tobie jak składać ofiary? - spojrzała na najemniczkę, by po chwili nabrać wysypanej soli na dłoń. Przyjrzała się jej przez chwilę, przetarła między palcami - Do tego potrzebujesz soli kamiennej. Ta jest morska. Na dodatek ofiara musi być czystej krwi. Ja nie jestem. - spojrzała raz jeszcze na Brzoskwinię. - Więcej wiary w siebie, moja droga. Tato zawsze mi powtarzał, że braki z urodzenia można nadrobić talentem, w ostateczności łutem szczęścia. Po za tym, z braku laku zadowolę się byle czym, a i tak twoja krew pewnie bije na czystość moją. - najemniczka ściągnęła przez głowę koszulkę, odsłaniając szeroki bandaż, nowe pokłady tatuaży i liczne, rozległe poparzenia, blizny i krzywe szwy. Zdjęła graty z łóżka i rzuciła się na nie plecami, z rozkosznym “ufff” i szeroko rozłożonymi ramionami. - A cały rytuał mi opowiedział. Nawet sobie zapisałam. - powiedziała, patrząc w sufit - Ale to mnóstwo skomplikowanych rzeczy jest. Nie ma szans, żebym wszystko zrobiła od razu, więc sobie hobbystycznie ćwiczę w wolnych chwilach poszczególne elementy. A ty z własnej dobrej woli mi w tym pomagasz… - dokończyła sennym głosem. Chwilę mocowała się ze spodniami, a potem rzuciła je na podłogę, zakopując się po uszy w kołdrze. Zaraz też dało się słyszeć jej równy, spokojny oddech i ciche mamrotanie, świadczące o tym, że usnęła snem sprawiedliwego. Etsy przemilczała różnicę między "Tak, chodźmy składać ofiary mrocznym bogom!" a "Jeśli się nie położysz na podłodze, nie dożyjesz poranka!". Gdy miała coś odpowiedzieć ze zwiniętych mandżurów najemniczki wydobyło się stłumione miauknięcie. Kupka gratów poruszyła się, by po kolejnej chwili na zewnątrz powoli wypluwać średniego rozmiaru kocię. Nie trzeba było wiele czasu zanim zwierzak został rozpoznany. - Książę! - rzuciła pod nosem ruda by następnie pognać na czworaka niewielką odległość. Chwyciła kota wyswabadzając go ze śmierdzących łachów. Wtuliła go w siebie uspokajając zdezorientowanego nagłym uderzeniem w ciemnościach - Spokojnie… Uratowałeś się… - mówiła do niego pod nosem nachylonej nad nim głowy. *** Przyjemny sen i błoga nieświadomość została nieco zmącona średnio przyjemnym uczuciem chłodu. Przez szczelinę między łóżkiem a kołdrą a w szczególności na stopach. Lekki przeciąg smagał odrobinę dostarczone przez Theadalasa wygody. W pokoju było już ciemno. Zapalone wcześniej świece, albo już wypaliły się, albo były właśnie w trakcie kończenia swojego żywota na lekko rozmiękłej bryle wosku. Na tym kończyłaby się lista ciekawych rzeczy w pokoju, bowiem poza przegrzebanymi ciuchami Brzoskwini nie było żywego ducha. Ani kota, ani Etsy. Jedynie trochę bardziej rozsypany owal soli i nie przymknięte drzwi, najprawdopodobniej otwarte przez odczuwalny przeciąg. - Przynajmniej nie nasikała w kącie... grzeczna dziewczynka. - mruknęła najemniczka i wtuliła się głębiej w miękki puch. Jutro sobie powąnie porozmawia z tym niewdzięcznym stworzeniem...
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! Ostatnio edytowane przez Warlock : 05-04-2015 o 02:24. |
12-04-2015, 18:30 | #34 |
Reputacja: 1 | Upadła Wieża, Neverwinter 7 Tarsakh, 1479 DR Świt O świcie, po zjedzeniu dość skromnego śniadania, do niewyspanych najemników siedzących przy stole w sali głównej dołączył Theadalas. Elf nie wyglądał na zadowolonego, prawdę mówiąc jego ponure oblicze pasowało do pogody panującej na zewnątrz, a ta sprawiała, że człowiekowi trudno było wstać z łóżka. Smagany silnym wiatrem deszcz dudnił o szyby wygrywając energiczną melodię, a gdzieś w oddali niebezpiecznie grzmiała nieuchronnie zbliżająca się burza. Taka pogoda nie napawała optymizmem, podobnie jak głęboko zatroskany wyraz twarzy elfa, który w zamyśleniu usiadł naprzeciw poszukiwaczy przygód, przez dłuższą chwilę nie odzywając się choćby jednym słowem. |
12-04-2015, 18:49 | #35 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ulice Rzecznego Kwartału, Neverwinter 7 Tarsakh, 1479 DR Rano Na jakieś trzy godziny przed południem najemnicy zebrali się w garść, spakowali swój ekwipunek i po krótkim pożegnaniu się z Theadalasem i Marcelem, który postanowił zostać, opuścili karczmę, udając się w stronę południowej części Rzecznego Kwartału, gdzie spodziewali się zobaczyć i przeszukać zrujnowaną po ataku klanu Wiele-Strzał siedzibę Wróbli. Ostatnio edytowane przez Warlock : 12-04-2015 o 19:12. |
20-04-2015, 21:19 | #36 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ulice Rzecznego Kwartału, Neverwinter 7 Tarsakh, 1479 DR Rano - Psy Vansiego! Zbliżcie się, a poczujcie na własnej skórze gniew mego ostrza! - krzyknął w stronę zbliżających się orków Verin, wysuwając się do przodu na spotkanie z wrogiem. Jego oczy zalśniły niepohamowaną żądzą krwi, gdy wznosił w ich stronę swą wierną katanę. |
03-05-2015, 15:21 | #37 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Siedziba Wróbli, Neverwinter 7 Tarsakh, 1479 DR Południe
Ostatnio edytowane przez Warlock : 03-05-2015 o 16:00. |
03-05-2015, 15:45 | #38 |
Administrator Reputacja: 1 | Tura 1 - Wasze panienki są takie szpetne - spytał Randal - że z nimi nie możesz? A może po prostu jesteś impotentem? - dorzucił uprzejmie. - Może w takim razie to ci pomoże? - dodał, po czym potraktował Gorgatha magicznym pociskiem, lecz nim ten zdążył dosięgnąć celu, ork na widok wyłaniających się z cienia wrogów sięgnął po wiszący na szyi róg i głośno zadął. - Chyba naprawdę muszą być brzydkie, skoro musi się rzucać na rude... - skomentowała Brzoskwinia, szczerząc zęby na dżentelmeńskie zagajenie rozmowy przez maga. W sumie ciekawa była, jak Etsy poradzi sobie z rozpędzonym orkiem, ale toczący się w dół dzieciak przykuł jej uwagę trochę bardziej. - H~hej... Pomóżcie... Nie stójcie tak... - zaczęła Etsy nerwowo patrząc się po twarzach najemników. - Lecę po smarkacza. Daj Etsy trochę zasmakować bohaterowania! - Brzoskiwnia zgromiła Randala i puściła się biegiem w kierunku kupy gruzu, w międzyczasie pokazując orkom obraźliwy gest ręką. Trudny teren zdawał się zupełnie nie przeszkadzać; najemniczka jak sarenka skakała z jednej sterty szmelcu na drugą, radośnie błyszcząc łysą głową, za każdym razem kiedy odbijała się stopami od podłoża. - Wszak jej nie przeszkadzam - oburzył się Randal. Jego cel znajdował się ładny kawałek od przeciwnika rudowłosej pannicy. Magiczne pociski wystrzelone z rąk czarodzieja trafiły w pierś Gorgatha, który pod siłą uderzenia stracił równowagę i podobnie jak dziecko wcześniej ciśnięte przez jego towarzysza, zaczął się powoli staczać z kopca. Po drugiej stronie gruzowiska, Brzoskwinia dopadła przestraszone dziecko i chwyciła je za kark, podnoszą ku sobie jak małego psa za obrożę. Nie była to Nel, ale w sposobie w jaki patrzyła na nią dziewczynka, najemniczka spostrzegła wiele podobieństw. - To nie moje dziecko!!! - wydarła się z dezaprobatą kobieta, przyglądając się smarkaczowi niczym człowiek, który upolował bardzo tłustego szczura i teraz nie bardzo wie, co z taką zdobyczą zrobić. W końcu wyciągnęła flaszkę z miksturą leczniczą i podała dziecku, nie puszczając go jednak z uchwytu. - Mamy do pogadania. Jak uciekniesz, to nogi z dupy powyrywam. Kumasz? - spojrzała spod łba na Wróbla, a następnie postawiła go ostrożnie na gruncie - A na razie ciocia Brzos musi dać klika klapsów złym ludziom... - zmrużyła oczy, spoglądając w kierunku placu boju. Rozpędzony ork nieuchronnie zbiegał z nasypu gruzu. Setki kilogramów wściekłych mięśni doprowadzały do coraz większego drżenia kolan półelfki, które w końcu ugięły się tuż pod przecinającym powietrze orężem wroga. Pisnęła w panice zaciskając spust lekkiej kuszy. Bełt nie mając długiej drogi lotu zatopił się grotem w pancerzu orka, który pod wpływem własnego pędu zachwiał się na nogach i kompletnie ominął stojącą na środku uliczki Etsy. Heroizm rudej wyczerpał się wraz z naciągiem jej broni dystansowej. Stanie z kuszą przy rębajle do najmądrzejszych decyzji nie należało, więc z głodnym uśmiechem na twarzy Szept poszedł w sukurs Etsy. Szerokie cięcie znad głowy zaowocowało przyjemnym dla ucha Gary’ego wrzaskiem orka, który pod potężną siłą uderzenia stracił równowagę i przewrócił się na resztki gruzów pod nim. Wojownik zasłonił się ręką przed kolejnym ciosem, lecz od pewnej śmierci uratował go tubalny ryk, którego źródło kryło się po drugiej stronie kopca. Potężny wstrząs posłał kawałki zdemolowanych ścian w stronę zebranych w cieniu uliczki najemników. Dwa wielkie głazy znajdujące się na szczycie ruin nagle poruszyły się, co samo w sobie było dość szokującym widokiem. Najemnicy przecierali oczy ze zdumienia, gdy dwa potężne głazy okazały się być w rzeczywistości plecami śpiących wzgórzowych gigantów, których zbudziły odgłosy walki oraz dźwięk rogu Gorgatha. Kto by potrzebował katapult i innych machin oblężniczych skoro w szeregach swojej armii miał wysokich jak budynki olbrzymów? Róg Gorgatha zbudził nie tylko ciskające głazy monstra, ale przykuł uwagę niewielkiego oddziału łuczników, którzy ustawili się w szeregu na szczycie kopca zasypując strzałami walczących poniżej. |
04-05-2015, 16:27 | #39 |
Reputacja: 1 | Tura 2 Na widok pojawiających się jak spod ziemi orczych posiłków, Brzoskiwnia rzuciła tak plugawym marynarskim przekleństwem, że znali je tylko nieliczni wtajemniczeni. Dzieciak spojrzał na nią w czymś rodzaju zawodowego podziwu, ale najemniczka tylko pacnęła go kilka razy w łepek, żeby nie wychylał się za bardzo. Jej palce prześlizgnęły się po kolejnych kieszonkach bandoliera, aż natrafiły na pękatą flaszkę, wypełnioną oleistą, czerwoną cieczą.
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-05-2015 o 17:02. |
04-05-2015, 17:00 | #40 |
Reputacja: 1 | Tura 3 Po stronie zrujnowanego domostwa pojawiła się kolejna postać. Szczupła i wysoka sylwetka mogły naprowadzać na wniosek, iż był to elf. W prawej dłoni trzymał drewniany kostur z ekstrawagancko wyrzeźbionym zakończeniem, przypominającym splatające się korzenie. Twarz ukrytą miał pod kapturem, spod którego, ze specjalnie wyciętych dziur w materiale, wystawały spiczaste uszy. Żakiet, wykonany z wełny w kolorze ciemnej zieleni, obszyty był brązowym futrem na kołnierzu i rękawach. Piękne zdobienia wyszyte połyskującą na złoto nicią zdradzały elfie pochodzenie, a na szczególną uwagę zasługiwały te na połach żakietu, gdzie nić układała się w skomplikowane wzory. Mimo widocznych śladów użytkowania, wciąż zachwycał pięknem i precyzją elfickiego rzemiosła. Spod rozpiętego żakietu widoczna była długa beżowa tunika z kołnierzem i rozcięciem wzdłuż klatki piersiowej, związanym rzemieniem. Strój ten dopełniał skórzany pas, do którego doczepione były dwie sakwy. Na wyróżnienie zasługiwało jeszcze niecodzienne obuwie, również typowe dla elfickiej mody. Buty z wycięciem na przednią część stopy oraz piętę bardziej przypominały sandały, lecz długa, dopasowana do nogi cholewa sięgająca pod kolano nie pozwalała ich w taki sposób skategoryzować. Do tego cholewy wytłoczone były tak, by dawały wrażenie, iż są liśćmi owijającymi łydkę. Elf przez krótki moment przyglądał się sytuacji, jaka zaszła wśród ruin siedziby Wróbli, jakby oceniał i analizował. W tym czasie chmury na niebie zgęstniały i przybrały granatowego, prawie że czarnego koloru. Z każdą kolejną sekundą nabierały coraz to cięższej struktury. Wydawało się, jakby zaraz miały eksplodować. Deszcz również przybrał na sile, choć mogło to być tylko złudzenie spowodowane ciężką atmosferą, którą wytworzyły kumulujące się kłęby na niebie. W końcu coś musiało pęknąć i rzeczywiście, tak też się stało. Potężny snop światła w mgnieniu oka wysunął się spośród zgromadzonych chmur i uderzył z wtórującym mu grzmotem w olbrzyma. Była to, najwidoczniej, sprawka elfa, który po tym wydarzeniu ruszył w stronę nieznanych mu jeszcze najemników. Po wyeliminowaniu jednych natrętów, Brzoskwinia przeniosła swoją uwagę na stojącego najbliżej niej olbrzyma. Stwór nie wyglądał na rozgarniętego... ale za to przyłożyć umiał, szczególnie ze teraz schylał się po kawał kamienia, wielkości co najmniej stojącego obok najemniczki dzieciaka. Kobieta nie życzyłaby nikomu, a zwłaszcza sobie, oberwania takim latającym kawałkiem budynku. Szybko poderwała strzelbę do ramienia i wypaliła, niemal nie celując; przy takich wymiarach przeciwnika trafienie nie było większą sztuką. Dwa strzały huknęły jeden za drugim; olbrzym zawył, ale kiedy dym się rozwiał skubany nadal stał na nogach. Twardy suczysyn... Ale uwagę Brzos przykuło teraz co innego; oprócz gwałtownej zmiany pogody dostrzegła też przemykającego się dołem szyszkojada ostroucha pospolitego, czyli jakiegoś nieznanego jej elfa. Nie miał żadnych znaków identyfikujących go z tą czy inną grupą, ale niewątpliwie był zielony... a czy właśnie z zielonymi Złamana Czaszka nie miała teraz trochę na pieńku? Tak czy inaczej, kobieta postanowiła nie ryzykować i nie zakładać od razu przyjacielskich zamiarów nieznajomego. Odrywając się na chwilę od podziwiania dziur w klacie giganta, skierowała broń w stronę elfa i krzyknęła: - Hej ty tam, drzewolubie! Coś ty za jeden?! Okrzyknij się czy swój, czy wróg! - Zdecydowanie swój, gdyż nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek był czyjąś własnością - odpowiedział na pytanie. - W szczególności bestii mordujących bezbronne dzieci. Brzoskwinia przyjęła to na razie jako “nie-wróg”, ale postanowiła nie zapominać o tajemniczym sprzymierzeńcu w trakcie walki... na wszelki wypadek, jakby zmienił zdanie, kogo ma atakować. Elf przeszedł kilka kroków, zgrabnie omijając wielką kałużę deszczówki. Rozejrzał się po gruzach, po zmasakrowanych ciałach dzieci walających się pomiędzy resztkami ich siedziby. Opuścił na krótki moment głowę, przymykając powieki, by oddać cześć zamordowanym. Nie zasłużyli na taki los, a sprawcy musieli ponieść konsekwencje. Gdy na powrót otworzył oczy, spojrzał w stronę gruzowiska, na którym walkę toczyła ludzka kobieta przeciwko olbrzymowi. W ich pobliżu znajdowało się również dziecko. Ktoś jednak zdołał przeżyć tę masakrę, a ci ludzie wydawali się chronić ocalałą dziewczynkę. Postanowił im pomóc. Spiczastouchy zatrzymał się i odwróciwszy się w ich stronę, uniósł głowę ku niebu. Chmury nad pobojowiskiem znów zgęstniały, wyrzucając z siebie kolejny grom. Błyskawica z hukiem uderzyła w potwora, a elf ruszył w stronę zadaszonych straganów. Sytuacja nie była aż tak zła, jak się można było tego spodziewać jeszcze chwilę temu. Przewaga wroga jakby nieco stopniała, siły troszkę się wyrównały. W związku z tym Randal postanowił dostosować się do znanej zasady "przydatny mag to żywy mag" i przeznaczyć trochę czasu dla siebie, a dokładniej - zająć się swoją raną. Oddział łuczników został zredukowany niemal do zera, ale strzały i kamienie ciągle latały w tę i we w tę, lepiej więc było poczekać moment i się podkurować, niż leźć w ogień walki po kolejną ranę i następną... a potem już nic nie móc zrobić. Wyszarpnął strzałę, a potem dotknął pasa, ozdobionego magicznymi kamieniami i wnet magia owych kamieni sprawiła, że po ranie została tylko blizna. Randal odrzucił na bok strzałę, po czym ruszył by znów przyłączyć się do walki. W Garym ciągle paliła się zimna wściekłość jego bardziej martwej strony natury. Był wolny, jak jucha, która płynęła w jego żyłach. To jednak przekładało się tylko na siłę ciosów, które zadawał z morderczą precyzją. Ork, który wcześniej zadął na rogu, sturlał się teraz prosto pod nogi Szepta, niekontrolowany zjazd po kamieniach kończąc barkiem na ostrzu dhampira. Próbował jeszcze trafić barbarzyńcę, ale był całkowicie wybity z rytmu. Dla orka zakończyło się to fatalnie, po dwóch szerokich cięciach Gary’ego, skończył z niemalże odciętym łbem i fontanną krwi strzelającą na kamienie kiedy jego serce próbowało jeszcze pompować ją dalej. |