INNA | Kilka lat wcześniej
Kiedy straż mintaryjska dopadła ją w mieście, Sophie nie oglądała się za siebie, nie chcąc wzbudzić podejrzeń, że ktoś jej pomagał. Stojący w cieniu zaułku Theadalas, musiał patrzeć bezsilnie, na to jak kobieta się szarpie i wyrywa, a mimo to strażnicy wcale nie ustępowali, bynajmniej. Trzymali ją coraz mocniej i ciągnęli nie zważając na to, czy ta dozna jakichś mniejszych zadrapań lub ran. Szczęściem w nieszczęściu było to, że przynajmniej jej nie bili, co mogło sugerować twardy rozkaz jej ojca. Jednak usilne starania Sophie nie przyniosły zamierzonego efektu. Nie uciekła, nie wyrwała się, zaś znany jej elf nie mógł pomóc - zresztą, sama kobieta obiecała, że nie narazi ani jego, ani organizacji na kłopoty, które mogłyby przynieść tragiczną w skutku bitwę.
Gdy dostarczono ją do zamku, początkowo została wrzucona do lochów. Ciemne, ponure i zimne pomieszczenie przyprawiało o ciarki i napawało lękiem. Czmychające po celach szczury budziły wstręt, a ich żółte jak szczyny zębiska nosiły na sobie znamię choroby. Sophie jednak nie bała się wilgotnej piwnicy, a tego co będzie, gdy tylko stąd wyjdzie. Po upadku na kamienną posadzkę szybko pozbierała się i nie marnując czasu na wstawanie, odwróciła się przodem do strażników i wciąż siedząc przesunęła się gwałtownie w kąt pomieszczenia. Tamci jedynie zaśmiali się, zadowoleni z siebie, po czym trzasnęli żelaznymi kratami i odeszli rozmawiając głośno.
Początkowo na twarzy młodej szatynki malowała się zaciekłość, pewność siebie i odwaga, jednak gdy głosy mężczyzn ucichły, zakończone zamknięciem się piwnicznych drzwi, jej usta zwęziły się w wąską kreseczkę, a ich kąciki jakby zgięły się lekko ku dołowi. Brwi dziewczyny ściągnęły się do wewnątrz, zaś oczy zaszkliły od łez, które początkowo próbowała zatrzymać. Podciągnęła nogi, obejmując je rękami i oparła czoło o kolana, a brązowe, długie włosy zsunęły się z ramion zasłaniając profil jej buzi. Po chwili nastolatka uniosła się głośnym i rzewnym płaczem.
Sophie nie spędziła wielu tygodni w podziemiach, ponieważ nie była byle jakim więźniem. Już następnego dnia została wypuszczona, a wręcz siłą wyciągnięta z celi, gdyż nawet nie miała ochoty stamtąd wychodzić. To, co czekało ją poza kratami, sprawiało, że serce podchodziło jej do gardła i miała ochotę je zwymiotować. Strach jaki odczuwała, był najsilniejszym lękiem i nikt ani nic nie eskalowało go tak bardzo jak myśl o jej własnym ojcu.
Strażnik zaprowadził dziewczynę do jej komnaty, w której czekały na nią nieznane jej, nowe służki. Każda z nich skinęła głową na przywitanie, a poszerzające się oczy, które wpatrywały się w Sophie, świadczyły jedynie o małym zdziwieniu. W sumie, było to dość wytłumaczalne, gdyż księżniczka wyglądała aktualnie jak siedem nieszczęść. Potargane, brudne włosy, upaskudzona błotem twarz oraz ubiór, a buty nosiły na sobie podobną warstwę tego lepkiego bagna. Sophie uśmiechnęła się słabo, jakby przepraszająco i miała już zamiar usiąść na łóżku, kiedy tuzin służek wciągnęło głośno powietrze w tym samym momencie, wyobrażając sobie jak niedługo księżniczka ubrudzi dopiero co zmienioną pościel. To oraz przerażone spojrzenia kobiet, sprawiły że szatynka westchnęła i po prostu stanęła na środku komnaty, czekając na to, aż ubrania zostaną z niej zdarte, zostanie dokładnie wyszorowana różnymi pachnidłami i środkami czyszczącymi oraz dostanie nowy ubiór. Okazało się, że ojciec nie chce jej widzieć, póki ta nie będzie wyglądała tak, jak on sobie tego życzy. Ciasny, biały gorset zacisnął się w obwodzie jej talii, sprawiając że ta się pogłębiła. Dziewczyna odruchowo wstrzymała oddech, szarpana przez służki, które po prostu wykonywały swoją pracę szybko, starannie i z wielkim zaangażowaniem. Piersi dziewczyny ścisnęły się i uniosły, a dopasowana, biała sukienka dopełniła dzieła nadając Sophie niezwykłego piękna. Jeszcze tylko ostatnie chmurki perfum oraz lekki makijaż i była gotowa na spotkanie, które wykręcało jej trzewia do góry nogami. Tak bardzo się bała. - Jest i ona! - zagrzmiał mężczyzna siedzący na honorowym miejscu przy stole, kiedy to arystokratka wkroczyła do sali jadalnej. Przestrzenne pomieszczenie w gorszych czasach mogłoby służyć za salę chorych i rannych, w której zmieściłoby się ponad pięćdziesiąt osób. Dziewczyna wyrysowała na twarzy swój uprzejmy uśmiech. - Moja córka, Sophie - przedstawił ją wstając od stołu i czekając aż ta przysiądzie się do nich i zaszczyci swoją obecnością. Dopiero gdy tak się stało, ojciec ponownie zajął swoje miejsce i spojrzał z rozkazująco na córkę, czekając na jej prawidłową reakcję. - Przepraszam za spóźnienie, służka trąciła filiżankę ze świeża zaparzonymi ziołami i ponownie musiałam się przebierać. Ostatnio strasznie trudno o porządną służbę - powiedziała ze spokojem, stonowanym głosem z nutką niezadowolenia, po czym uśmiechnęła się serdecznie do pozostałych gości, których zaprosił ojciec; zapewne w interesach. - Mam nadzieję, że Panowie wybaczą mi zwłokę - zakończyła uroczo, prostując się i uśmiechając. Zgarnęła włosy na jedno ramię i przeczesała delikatnie dłonią, a spojrzenia gości utknęły na jej urodzie.
Rozmowy przy stole nie interesowały ją zbyt specjalnie. Nie było to coś, na co mogła mieć wpływ, a jej ojciec sam potrafił przekonywać do swoich racji; różnymi metodami. Kiedy gospodarze w końcu pożegnali gości, a służba została odprawiona, serce dziewczyny podeszło do gardła. - Wyobrażasz sobie, w jakim świetle stawia mnie twoja niesubordynacja? - spytał oschle stając naprzeciw niej, plecami do drzwi. Sophie przełknęła głośno ślinę, a w ułożonych wzdłuż ciała rękach zacisnęły się pięści. - Wiem, ojcze - odpowiedziała drżącym ze strachu głosem.
Mężczyzna prychnął pod nosem. - Nic nie wiesz, dziecko. Zachowujesz się jakbyś nie znała własnego nazwiska. Obrażasz mnie swoim zachowaniem, burzysz obraz mojej osoby w mieście, którym władam, a na domiar wszystkiego, ty jeszcze jesteś z siebie dumna!
Dziewczyna zacisnęła pięści jeszcze mocniej, czując jak paznokcie wbijają jej się boleśnie we wnętrze dłoni. W końcu nie wytrzymała. - Nienawidzę tego miejsca i nienawidzę tego, jaki jesteś! Sam siebie obrażasz, swoim byciem tutaj i niszczeniem ludzkich żyć, które…
Jej gwałtownie i bezmyślnie wypowiedziane słowa zostały przerwane silnym uderzeniem, jakie zostało wycelowane prosto w jej twarz. Cios ten, choć z pozoru miał być niewinny i karny, nie tylko obrócił twarz młodej kobiety, ale i zwalił ją z nóg, sprawiając, że upadła na podłogę. Brązowowłosa niewiasta odruchowo chwyciła się za twarz, a kiedy odsunęła od niej drżącą dłoń, spostrzegła na niej krew. - Nazywasz się Sophie Neverember i radzę ci w końcu to zaakceptować. Jesteś moją córką i to ja będę ustalał, jak masz żyć ty i inni ludzie w Neverwinter. Nie pozwolę by twoje nieposłuszeństwo zniszczyło to, o co tyle walczyłem. Jeszcze raz zwrócisz się do mnie takim tonem…
- A co? No co mi zrobisz?! - weszła mu w słowo płaczliwym tonem głosu, a kiedy spojrzała na niego z dołu, jej oczy były już mokre od łez, zaś usta wykrzywione w smutku rozpaczy i rozczarowania. Dagult zamarł ze swoją surową miną i zamilkł wpatrując się w córkę, której krew płynąca z nosa ubrudziła białą do tej pory suknię - Czemu tak bardzo mnie nienawidzisz…. Co ja ci zrobiłam, tato? - wydusiła z siebie zza drżących warg, nie mogąc opanować łez, które strużkami spływały po jej rozpalonych policzkach, a ciemne oczy wpatrywały się w mężczyznę z wyrzutami. - Kochanie… - zaczął pełen opanowania i uklęknął przed Sophie, obejmując jej mokre policzki szorstkimi dłońmi -... Ja po prostu staram się o ciebie dbać, nie widzisz tego? Ja tylko cię chronię, jesteś tak bardzo podobna do matki. Piękna, dobra i naiwna. Poza Enklawą będą chcieli Cię skrzywdzić - mówił spokojnie i niespiesznie, przeczesując jej brązowe, kręcone włosy i nie odrywając od niej spojrzenia, w którym wciąż czaił się chłód.
Sophie już nic nie powiedziała. Kiwnęła głową bardziej ze strachu, niż zrozumienia sytuacji. Miała nadzieję, że teraz ojciec ją przytuli, jednak ten niespodziewanie wstał i udał się w kierunku drzwi, a gdy jego dłoń zamarła na klamce, rzucił krótko - Masz się pojawiać na każdym ważnym dla mnie spotkaniu. Spróbuj uciec, a ponownie cię dorwę. I będę ścigał cię zawsze, gdziekolwiek nie podążysz. Z każdym kolejnym razem, będzie tylko gorzej. Jeśli nie jesteś ze mną, jesteś przeciwko mnie, córko.
Głośne trzaśnięcie drzwiami zawiadomiło ją o tym, że w końcu wyszedł. Pozostawiona sama sobie, dziewczyna wybuchła głośnym płaczem, który uniósł się po zakamarkach zamku.
Na imię było jej Sophie, a jej ojcem był Dagult Neverember, tyran tych ziem. Sześć lat później,
Karczma “Upadła Wieża”, Czarnystaw
23 Flamerule, 1485 DR,
Kilka godzin przed świtem.
Do niewielkiego, kwadratowego pomieszczenia znajdującego się w podziemiach karczmy “Upadła Wieża”, wkroczył czarnowłosy elf w długiej, ciemnozielonej szacie, która posiadała czerwonozłote zdobienia na zwieńczeniach rękawów i na kapturze. Trójka Harfiarzy, która wkroczyła do pokoju tuż przed czarodziejem, po raz pierwszy w życiu znalazła się w tym miejscu. Poza niewielkim biurkiem znajdującym się w centrum pomieszczenia nie było tu właściwie nic, nawet krzesła przed biurkiem, na którym można by usiąść. Stara, wydrapana tapeta ciemnoszarego koloru odchodziła od ścian, odsłaniając spróchniałe drewno; w paru miejscach wisiały ramy po obrazach, lecz brakowało im płótna, a z sufitu zwisał dziwny żyrandol wykonany z jakiegoś półprzezroczystego kryształu, którego końce mieniły się niebieskimi ognikami, oświetlając pomieszczenie tą samą ponurą barwą.
Theadalas Naerdaer, bo tak nazywał się przywódca Harfiarzy, podszedł do biurka, po czym oparł się o jego blat na wyciągniętych do przodu ramionach. Spojrzał po trzech, młodych niewiastach, które wyglądały na niewyspane; we włosy wkradł się chaos, a na twarzach widoczne było zmęczenie. Elf przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, po czym przyłożył zaciśniętą pięść do ust i lekko chrząknął. - Przepraszam was, że tak wcześnie was zbudziłem, ale jest pewna niecierpiąca zwłoki sprawa, którą zostaliśmy zmuszeni zająć się - powiedział, a następnie spojrzał swymi szarymi oczami na każdą z osobna, aby upewnić się czy wszystkie uważnie go słuchają, po czym uspokojony swoimi obserwacjami kontynuował: - Dziś o świcie do Neverwinter przybywa Admirał Suljack. Pewnie to imię nic wam nie mówi, tym bardziej, że nie pochodzi stąd, lecz jego obecność tutaj zagraża panującemu porządkowi. Suljack jest jednym z pięciu Wysokich Kapitanów, pirackich lordów władających Luskan. Z tego co Marcel i jego siostra zdołali ustalić; Admirał Suljack kontaktował się z buntownikami i tego dnia ma zamiar dostarczyć im broń. Nie możemy dopuścić do wojny domowej w Neverwinter, a do tego wyraźnie dążą Synowie Alagondara. Waszym zadaniem będzie pochwycić Suljacka i dostarczyć go do mnie lub do Khergala, z którym to kontaktowałem się przed chwilą; będziecie wspierani przez jego siepaczy. Już w tej chwili wiedząc o przybyciu piratów jesteśmy po stronie zwycięzców, bowiem wystarczy zaalarmować Straż Mintaryjską i będzie po kłopocie, ale chcę osobiście wydobyć z Suljacka wszystkie informacje, zanim to uczyni Lord Protektor.
Elf wyprostował się, po czym przeniósł wzrok na Etsy, która poczuła, że żołądek wywraca się od samego spojrzenia jej ojca. - Zdążyłem ustalić z Khergalem plan działań. W pierwszej kolejności udacie się do tawerny Przebudzony Lewiatan, gdzie ma dojść do spotkania. Marcel obiecał, że zajmie się kontaktem Suljacka, a w jego miejsce wejdzie Etsy, którą odpowiednio do tej roli przygotujemy. To będzie twoja pierwsza misja, moja droga, więc życzę powodzenia - dodał po chwili, po czym spojrzał na pozostałe kobiety. - Sophie i Ilvaria będą w pobliżu. Znajdziecie sobie wolny stolik, czy jakiekolwiek inne miejsce i będziecie czekać aż Etsy da sygnał do ataku. Na miejscu będą najemnicy, którzy będą odgrywać lokalnych zakapiorów, co w ich przypadku jest czymś bardziej naturalnym niż wymuszoną rolą. Etsy - ponownie zwrócił się do półelfki - będziesz musiała grać na zwłokę. Postaraj się wydobyć i zapamiętać wszelkie informacje od Suljacka, a kiedy zrozumiesz, że już nic więcej po dobroci z niego nie wydobędziesz to daj reszcie znać, że dyskusja dobiega końca. Chcę abyście go pochwyciły, bo martwy na niewiele mi się zda. Musimy wydobyć z niego jak najwięcej informacji; o buntownikach, o Luskan i planach piratów, a także ich sojuszach. Dopiero później będziemy mogli przekazać go Neveremberowi. Jakieś pytania? - Zapytał na koniec.
- Tato... Mówisz to na parę godzin przed akcją...? - rudowłosa rzuciło nerwowo nie wiedząc, którą rzecz najpierw skomentować. Wszystko, co usłyszała od swojego staruszka niezbyt jej się podobało. Odstawić ważną rolę dowiadując się o tym na parę godzin przed akcją?! Rzucono ją na głęboką wodę. I to nawet nie z łodzi a z latającej wyspy. - Sam zostałem wybudzony w środku nocy. O przybyciu Suljacka dowiedziałem się godzinę temu - odparł Theadalas.
Spoglądająca swymi przyzwyczajającymi się do kolejnego dnia bursztynowymi oczami Ilvaria przeciągnęła się, kiedy Theadalas skończył przekazywać główną część odprawy. Chwilę po tym, jedną ręką próbując doprowadzić do względnego ładu swoje długie do talii, białe włosy, kontrastujące z jej skórą o kolorze czarnego atłasu, a w drugiej trzymając znajdujący się w pochwie półtoraręczny miecz, odezwała się. - Ja mam pytanie - jej śpiewny, melodyjny, acz jeszcze pół-senny głos wypełnił pomieszczenie - Co my wiemy o tym... człowieku, jak sądzę, ponad to, co zostało już powiedziane? I czego możemy się po nim spodziewać? Jest jakakolwiek szansa, że podda się bez walki? - Ech, po prostu wolałabym rozwiązać tą sprawę bez rozlewu krwi - dodała pospiesznie chcąc uniknąć mogących spocząć na nich dziwnych spojrzeń.
- Przynajmniej nie musisz się do nich zbliżać... - skomentowała ze skwaszoną miną Etsy.
Stojąca w ciszy Sophie przewróciła oczami. "Jak zwykle to samo".
- To nie idź. Odejdź z organizacji i załóż szczęśliwą rodzinkę gdzieś na obrzeżach - wzruszyła ramionami i pokręciła głową. Nie potrafiła zrozumieć obecności Etsy, skoro ta nie była chętna do robienia czegokolwiek, bo zawsze coś nie było jej na rękę.
Theadalas pokręcił głową z niedowierzaniem. - Cholera wie, która jest godzina, a wy nie potraficie przestać sobie dokuczać. Ilvaria podejdzie pod osłoną iluzji, tak aby pół miasta nie rzuciło się w pogoni za nią. A co do Suljacka to właściwie wiem o nim tyle co nic, dlatego tak ważny dla mnie jest. Uhm… - zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował melodyjnym głosem. - Na pewno możemy spodziewać się, że będzie chciał walczyć do samego końca. To dumny typ, burzliwy charakter, skłonny do awantur… Jest piratem, a tacy stawiają czyny nad słowa. No i zapomniałbym o najważniejszym. Wasi przeciwnicy mogą być uzbrojeni w broń palną. To co wygląda jak kawałek drewna przyozdobiony dziwną żelazną rurką może okazać się śmiercionośną bronią w rękach takiego typa. Pamiętacie Brzoskwinię? Ona miała podobną broń, wystarczyło, że wycelowała nią w kogoś, był głośny huk i ten ktoś padał bez życia. Uważajcie więc…
Ilvaria poruszyła się niespokojnie i spojrzała na Etsy współczującym wzrokiem, próbując przez to przekazać "uważaj na siebie". - Wrócimy wszyscy cali i zdrowi, nie musisz się martwić - rzekła po chwili i przywołała na twarz szczery, uspokajający uśmiech posyłając go w stronę Theadalasa. - Gorzej niż w kanałach to chyba nie będzie - Sophie uśmiechnęła się półgębkiem i zmarszczyła nos na samo wspomnienie tego smrodu i żywych trupów, które wtedy ich goniły. - Nie martw się, Etsy. Gdy już zacznie się walka po prostu padnij i się odczołgaj na bezpieczną odległość, kilka sekund damy radę. Niestety żadna z nas nie może cię zastąpić, jesteśmy zbyt charakterystyczne - Sophie spojrzała z uśmiechem na drowkę, a potem westchnęła poprawiając włosy. Akurat dziś nie czuła się jakoś specjalnie zmęczona, a nawet jeśli to i tak dopisywał jej humor. - Skoro nie macie więcej pytań to proponuję, abyście wróciły do swoich kwater i przygotowały się na akcję - wtrącił słowo Theadalas, ucinając wysoce prawdopodobną przepychankę słowną między dwiema niewiastami, które raczej nie darzyły siebie zbyt wielką sympatią.
- Nie no jak! Przecież muszę wszystko wiedzieć... Ja jebie... - ocknęła się rudowłosa, która zwykła kląć już tylko w stresie. - Muszę wiedzieć, czy Marcel bezpośrednio ich skontaktował z drugą "mną"... Kim ma być ta druga "ja"... Kto jej ma to zlecić... Marcel jest w pobliżu? Najlepiej od niego tego się dowiem.
Sophie zaśmiała się pod nosem na paniczną reakcję Etsy. - Etsy spokojnie, będzie dobrze - uśmiechnęła się radośnie i podeszła bliżej biurka, opierając się o nie dłońmi i lekko nachylając wbiła czekoladowe tęczówki w Theadelasa. - A ciebie z nami nie będzie? - uśmiechając się zaczepnie spytała, wzmagając również ciekawość stojącej trochę dalej Ilvarii, która z zainteresowaniem czekała na odpowiedź maga. - Nie, staram się nie pokazywać. Mam w tym mieście zbyt wielu wrogów - powiedział elf, po czym zwrócił się do Etsy. - Uspokój się. Wróć do swojej komnaty i zbierz ekwipunek. Marcel jest teraz zajęty eliminowaniem agentury Synów Alagondara. Twoją drugą osobowością będzie kobieta ze Smoczych Wysp. Będziesz musiała ucharakteryzować siebie na morskiego rozbójnika, ale na całe szczęście ubiór powinien dostarczyć nam Marcel. Prosiłem go, aby tym razem nie był przypalony lub zachlapany krwią - dodał z wymownym uśmiechem na twarzy. - Co do przebiegu rozmowy… cóż, będziesz musiała improwizować - wzruszył ramionami. - Postaraj się wydobyć z Suljacka jak najwięcej informacji zanim dojdzie do rozlewu krwi. To na wypadek, gdyby się mu zmarło. - No, jakby tylko ty - Sophie wzruszyła ramionami, a uśmiech zszedł z jej twarzy. Odwróciła się na pięcie i pokierowała w stronę drzwi - Do zobaczenia - rzuciła oschle i wyszła z pomieszczenia. - Sophie, poczekaj… - Theadalas próbował ją zatrzymać, jednak ta nie zareagowała. Nie wiedząc co innego mógłby zrobić, elf minął pozostałe kobiety, aby wyjść na korytarz i dogonić Sophie.
Tuż po tym jak Sophie wyszła z ukrytego w podziemiach karczmy pomieszczenia, drzwi się otworzyły i w ślad za nią ruszył Theadalas. Dogonił ją w połowie długiego korytarza i chwycił delikatnie za nadgarstek, zatrzymując ją. - Posłuchaj. Bardzo cię przepraszam. Potraktowałem twoje pytanie bardzo niepoważnie, ale to przez moją córkę, która wytrąciła mnie z równowagi. Ściga mnie tylko twój ojciec, lecz są też inne organizacje, które działają na terenie Neverwinter, a które pragną mojej śmierci.
Theadalas dotknął wierzchem dłoni lica kobiety, lecz ta natychmiast odwróciła głowę. Elf cicho westchnął, po czym dodał po krótkiej chwili. - Dołożyłem starań i poprosiłem Khergala, żeby wysłał nam swoich ludzi do pomocy. Ufam, że to będzie wystarczające, ale będę się wam przyglądał i nie dopuszczę, żeby psy mintaryjskie po raz kolejny porwały ciebie i zaciągnęły do pałacu ojca. Interweniuję tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia, ale dla ciebie zrobię wszystko. - Przecież nie mam pretensji, że nie idziesz. Moje pytanie było retoryczne - odparła a jej policzki delikatnie się nadęły, kiedy lekko zwrócona w bok głowa układała wewnątrz siebie myśli. - W ogóle nie chodzi o misję, przecież klarowniej nie dało się wyjaśnić, na czym polega - dodała po chwili namysłu i zmrużyła oczy, jakby wciąż się zastanawiała. Nie poczyniła w stosunku do elfa żadnego gestu. - Czasami jesteś zimny, a ja nie wiem o co ci chodzi - zakończyła w końcu. - Wybacz. Trapi mnie wiele zmartwień i jednym z nich jesteś ty, moja droga - odpowiedział elf, obejmując ją czule. - Dopiero co się dowiedziałem o ich przybyciu. Wszystko wydaje się być robione w takim pośpiechu, że jestem pewien, że popełniłem gdzieś istotny błąd. Mam zbyt wiele rzeczy na głowie i wydaje mi się, że nie miałem ani jednego dnia wolnego od kilkudziesięciu lat. Najchętniej zabrałbym ciebie gdzieś gdzie moglibyśmy odpocząć od tych wszystkich problemów, od twojego ojca i ludzi, którzy czyhają na moją czy twoją głowę. Mam jednak wrażenie, że upłynie sporo czasu zanim zdołamy wypracować sobie taki jeden wolny od zmartwień dzień.
Sophie początkowo była bardzo powściągliwa i nie wykonała żadnego gestu. Ani nie odwzajemniła objęcia, ani nawet nie wyciągnęła dłoni w stronę elfa. Stała prosto i dumnie patrząc nieco w bok i tylko czasami spoglądając na rozmówcę, który mógł poczuć się ignorowany. Na szczęście Theadalas znał ją już od kilku lat i był świadomy, że bijący z niej momentami chłód, to tylko ochronna skorupa, przez którą da się przebić czułością, zrozumieniem i cierpliwością. - Rozumiem - odparła oszczędnie i dopiero teraz odwróciła głowę w jego stronę. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech, a dłoń zawędrowała na ramię elfa. - Nie demonizuj mojego ojca, on po prostu chce dobrze - usprawiedliwiła jak zawsze poczynania swojego rodzica i zabrała rękę. - Przecież niejeden dzień spędziliśmy razem. Może nie było to na jakimś świetnym wyjeździe czy w Enklawie wśród luksusów i służby, ale czy to naprawdę jest aż tak istotne? To co nas otacza to tylko tło. Owszem, nie można go całkowicie pomijać, ponieważ bylibyśmy wtedy całkowitymi ignorantami, a nie od dziś wiadomo, że ignorancja to głupota, jednakże nie musisz też tak bardzo się na tym skupiać. Psujesz humor sobie, potem burzysz go mnie, a ja po prostu chciałabym móc być szczęśliwa - ponownie uśmiechnęła się pocieszająco i zbliżyła się bardziej, dotykając jego torsu piesiami i opierając czoło o ramię elfa - Tylko tobie mogę ufać i powiedzieć prawdę. Nie chcę czuć się samotna, jakby i ciebie obok mnie nie było…
Theadalas uśmiechnął się lekko, choć nie był to do końca szczery uśmiech. Coś go dręczyło, choć starał się to ukryć. Elf mocniej objął kobietę, lecz odwrócił od niej spojrzenie, spoglądając gdzieś dalej w stronę drugiego końca korytarza. Oparł głowę na jej barku, przez chwilę delektując się zapachem jej włosów.
Choć Theadalas robił wszystko co mógł, aby ukryć ją przed ojcem i jego ludźmi, to nie zawsze było to możliwe. Częściowo powodem tego była Sophie, która co jakiś czas pozwalała się złapać, wykorzystując tą okazję, aby porozmawiać z ojcem. Elf dobrze o tym wiedział i zawsze krzywo spoglądał na nią, kiedy wychodziła z pomysłem ujawnienia się, a zwykle czyniła to, gdy nie było innej możliwości, aby uchronić mieszkańców Neverwinter przed dręczącymi ich problemami. Czarodziej obawiał się, że pewnego dnia Dagult Neverember zamknie ją w lochach i nie wypuści. Władca Neverwinter otoczony był przez wrogów, przeżył już kilka zamachów na swe życie i choć nie ucierpiał na zdrowiu fizycznym, to jego zdrowie psychiczne mogło nie być takie jak dawniej. Takie okoliczności sprzyjały objawom paranoi i tego najbardziej obawiał się elf.
Sophie zapewniała go, że relacje z jej ojcem mocno się zmieniły przez ostatnie sześć lat. Twierdziła, że zaczynał powoli dostrzegać i akceptować to kim jest i kim chce być, był mniej władczy wobec niej i coraz częściej rozmawiali ze sobą jak na ojca z córką przystało. Nie mniej jednak Theadalas obawiał się, że to tylko fasada, cisza przed burzą, którą rozpęta w najmniej spodziewanym momencie. Nie chciał stracić jej tak jak kiedyś stracił Nesmerinę. W jego głowie za to rodził się pewien plan, który mógłby zapewnić Sophie pewną prawną nietykalność, a być może nawet zmienić nastawienie jej ojca do niej samej. - Postanowiłem, że w tym miesiącu odłożę na boku trochę złota i sprowadzę z domu handlowego Harpellów luksusowe olejki i szampony dla ciebie, abyś nie musiała tak często składać wizyty swojemu ojcu - powiedział, tym razem ze szczerym uśmiechem na twarzy. Wiedział, że zaradna kobieta korzysta z okazji, aby podkraść perfumy i środki higieniczne, które znajdowały się pałacu jej ojca. - Bez przesady, nie potrzebuję tego… - zapewniła go odrywając się lekko, aby nie eksponować czułości na korytarzu i stanęła krok od nieogo. Ten na koniec ucałował ją w czółko i zapytał: - A jak się miewa twój tłusty borsuk? Żyje jeszcze?
Sophie obruszyła się nabierając w usta dużą ilość powietrza - Po pierwsze, to on nie był tłusty, tylko puszysty i wyrośnięty, z wysokich ludzi też byś się nabijał? - założyła ręce krzyżem na piersiach i wypuściła szybko nabrane powietrze - A po drugie, nie borsuk tylko szop. To był szop pracz, wygląda zupełnie inaczej niż borsuk. Nie rozumiem jak możesz tego nie rozróżniać? - pokręciła głową krzywiąc się lekko i westchnęła już spokojniej. Szybko wróciła do stanu opanowania i wyciszenia - Męczył się w tym mieście, nie było sensu, żeby dłużej mi towarzyszył. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko - Może niedługo poznam innego przyjaciela, kto wie. Lubię zwierzęta, nikomu nie można zawierzyć jak im.
Theadalas spojrzał w głąb korytarza, wyraźnie nad czymś rozmyślając. Po krótkiej chwili odwrócił głowę, a ich spojrzenia na powrót spotkały się ze sobą. Na twarzy elfa wykwitł tajemniczy uśmiech, którym zwykł obdarzać ją za każdym razem, gdy wpadał na jakiś szalony pomysł. - Chyba będę w stanie temu zaradzić - powiedział, po czym zachichotał cicho na widok węszącej jakiś podstęp twarzy Sophie. Pocałował ją namiętnie w usta, a następnie szybko odsunął się od niej, widząc jak z pomieszczenie wychodzi reszta Harfiarek. - Będę trzymał za was kciuki. Życzę powodzenia - pomachał jej dłonią, po czym obrócił się na pięcie, sprawiając, że krańce jego szat uniosły się pod wpływem podmuchu i ruszył wzdłuż korytarza, aby w końcu zniknąć w ciemnościach. Kobieta westchnęła głośno i przeczesała kręcone włosy palcami dłoni. Po odprowadzeniu Theadalasa wzrokiem, udała się do swojego pokoju, aby móc przygotować się do zadania.
__________________ Discord podany w profilu |