Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2019, 18:06   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[PFRPG] Legacy of Fire I

Dolina Szponów, Katapesh
4709 AR, 7-my Desnus,
Południe

Podmuch pustynnego wichru, początkowo łagodny i przyjemny, był pierwszą rzeczą jaką dane było im poczuć od bardzo dawna. Był jak dotyk życia; pojawił się całkowicie znienacka, przerywając nicość, na którą ich dusze były dotąd skazane. Następnym w kolejce był dźwięk - delikatny szum piasku, który wiatr ciągnął przez morze wydm, sypiąc go wprost na ich twarze. Leżeli wtedy nieruchomo, częściowo zakopani i bez możliwości poruszenia. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwali się w tą z dawna zapomnianą melodię, skupiając wszystkie swoje myśli, wokół tego, co w tamtej chwili dane było im poczuć. Chłonęli życie niczym spragniony wody, a jednak coś jeszcze ich powstrzymywało przed całkowitym przebudzeniem.

Tym ostatnim tchnieniem życia było światło. Palący blask zawieszonego ponad ich głowami słońca powoli rozprowadzał ciepło w sztywnych kończynach, stopniowo umożliwiając im ruch, by w końcu swą oślepiającą jasnością zmusić ich wreszcie do otwarcia oczu. Po raz pierwszy od bardzo dawna ujrzeli niebo, błękitne i niemalże pozbawione chmur. Nie mieli jednak sposobności, aby dłużej delektować się tym widokiem, bowiem kiedy tylko otworzyli oczy, życie dało im o sobie znać w możliwie najmniej przyjemny sposób.
Wzięli pierwszy wdech i natychmiast poczuli jakby sama pustynia zagościła w ich płucach - sucha, rozpalona i pełna piasku. Jeden po drugim wyrwali się z objęć wydm, niemalże zrywając się przy tym na równe nogi, by zaraz zacząć głośno kasłać w bezsilnej próbie wyplucia resztek piachu z ust. Nim jednak udało im się w pełni uporać z tą niedogodnością, poczuli kolejną nieprzyjemność życia - pragnienie, tylko takie jakiego nigdy dotąd nie poczuli. Tym razem jednak w ich szeregach wdarła się już prawdziwa panika, bo choć wśród poszarpanych szat i przeżartych rdzą pancerzy mieli bukłaki, to ich jedyną zawartością był suchy piach. To właśnie w tamtym momencie, kiedy krztusili się i szukali przy sobie jakichkolwiek zapasów wody, po raz pierwszy od chwili przebudzenia, dostrzegli siebie nawzajem.

Skonfundowani, zdezorientowani, a niektórzy nawet wręcz przerażeni, dość szybko dostrzegli beznadziejność sytuacji w jakiej się znaleźli. Byli pośrodku morza wydm, w miejscu gdzie pustynia rozciąga się aż po sam horyzont, a palące słońce nie rzuca cienia. Jedynym śladem życia były bielejące kości i czaszki zwierząt, dla których to miejsce stało się grobem i ponurym zwiastunem losu, który może ich tu czekać, jeśli szybko nie zaczną działać. Na szczęście dla bohaterów tej opowieści, tego dnia bogowie mieli wobec nich nieco inne plany…


- Nie możemy pozwolić, aby chory wielbłąd nas spowalniał. Jeśli w ciągu tygodnia nie dotrzemy do podnóża Brunatnych Szczytów, to Almah może mieć poważne kłopoty - powiedział wędrowiec, który odziany był w długie, białe szaty, zwane kandurą. Zwrócił się on do jadącego obok na wielbłądzie strażnika, którego hardy wyraz twarzy nie wyrażał zbyt wielu emocji, czy nawet inteligencji. Ot, zwykłym siepaczem był, zaś jedyną jego rolą była obrona podążającego obok człowieka i wykonywanie jego poleceń, co na ogół nie wymagało zbytniego ruszania głową. Poruszali się oni szczytem wydm, ciągnąc za sobą związane lejcami stado wielbłądów, liczące co najmniej trzy tuziny sztuk. Mężczyzna w kandurze szedł na samym przodzie, sprawnie prowadząc karawanę przez pustynny teren. Poza nim był tu jeszcze wspomniany strażnik i jego towarzysz broni, który podążał na tyle karawany. Obaj odziani byli w przesłonięte szatami pancerze, na których widoczne były insygnia jakiegoś znamienitego rodu, któremu służyli. W rękach dzierżyli długie włócznie, umożliwiające im walkę z siodła, u pasa trzymali zatknięte w pochwach szable, a na plecach zawieszone mieli półokrągłe tarcze w kształcie księżyca. Obaj, w przeciwieństwie do przewodnika, dojeżdżali wyróżniające się swoim rozmiarem wielbłądy, których ciała osłonięte były łuskowym pancerzem. W Katapesh tych wojowników nazywano katafraktami i tworzyli oni elitarny trzon ciężkiej jazdy tego w większości pustynnego kraju.
- Wiesz co robić… Zawołaj Jalala do pomocy, odciągnijcie zwierze od stada i zakończcie jego męki - dodał przewodnik, na co strażnik odpowiedział skinieniem głowy. Katafrakt miał już spiąć wierzchowca i odjechać, lecz w chwili kiedy uniósł głowę, dostrzegł pomiędzy wydmami zarys ludzkich figur. Natychmiast krzyknął w stronę osłaniającego tyły Jalala, po czym wskazał mu ostrym końcem włóczni znajdujących się poniżej ich pozycji intruzów. Przewodnik zatrzymał pochód karawany, kiedy dwóch katafraktów zaczęło szarżować w dół wysokiej na kilkadziesiąt metrów wydmy, wznosząc pod kopytami wielbłądów tumany piachu i kurzu. Z perspektywy znajdujących się w dolinie osób musiało to wyglądać tak, jakby prawdziwa burza piaskowa zbliżała się w ich stronę - z tym małym wyjątkiem, że na jej froncie było dwóch opancerzonych jeźdźców z włóczniami groźnie skierowanymi w kierunku potencjalnych banitów.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 30-09-2019 o 06:01.
Warlock jest offline  
Stary 29-09-2019, 19:58   #2
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Powrót do rzeczywistości był paskudnym uczuciem. Vathra czuła piasek dosłownie wszędzie, a gdy uchyliła lekko powieki, ostre światło wlało się pod nie, powodując nieprzyjemny ból. Syknęła, przymykając znów oczy i po chwili postarała się z powrotem przyzwyczaić je do światła słonecznego. Odkaszlnęła kilka razy, czując w płucach i przełyku piasek. Wszędzie ten pieprzony piasek! Jak to się w ogóle stało, że wylądowała tutaj? Ktoś ją zakopał żywcem? Próbowała skupić się na ostatnich wydarzeniach, ale z pamięci wyławiała jedynie wielką, czarną pustkę. Nie wiedziała, co się stało, a od próby przypomnienia sobie, zakręciło jej się aż w głowie.

Znów odkaszlnęła i mlasnęła ustami, w których było tak samo sucho, jak wszędzie dookoła. Ile by dała za choćby łyk wody... Ta myśl sprawiła, że odruchowo przełknęła i pożałowała, gdy znowu musiała odchrząknąć piasek. Słońce grzało niemiłosiernie, a jak okiem sięgnąć rozciągała się pustynia. Dopiero po chwili, gdy otrzepała się z piasku, zorientowała się, że nie jest sama. Inni mieli ten sam problem - też ich ktoś zakopał i właśnie albo się wygrzebali, albo wstawali na nogi. Wśród nich Kayalka dostrzegła kilku mężczyzn, kobietę i chyba gnolla. Ciekawe towarzystwo. Odruchowo sprawdziła broń, ale była tylko katana. Nie pamiętała, czy miała ze sobą coś jeszcze, ale jakieś dziwne uczucie podpowiadało jej, że tak. Niemniej nie mogła uchwycić w pamięci, czego brakowało przy pasie. Może potem sobie przypomni.

Pozostali, patrząc na nią, ujrzeli wysoką, ale bardzo szczupłą kobietę o wyraźnie zarysowanej talii i niewielkim biuście ukrytym pod znoszonym, brudnym skórzanym kaftanem. Pierwsze, co jednak rzucało się w oczy, to ciemna barwa skóry Kayalki i jej duże, złote oczy. Długie, czarne włosy pełne piasku splecione były w warkocz, który opadał na prawy bark cienistej podróżniczki, a przyjemnie ładna twarzyczka z pełnymi ustami i niewielkim, zadartym noskiem mogła podobać się płci przeciwnej. Zgrabne nogi i tyłek opinały szare skórzane spodnie wpuszczone w buty pod kolano na płaskiej podeszwie.

- Nie wiem, jak wy, ale ja bym z chęcią zażyła jakiejś kąpieli, bo piasek mam nawet w... no tam, gdzie słońce nie dociera. No i napiła się wody. Dużo wody. No i dowiedziała się, o co tu chodzi i kto nam to zrobił - powiedziała, strzepując piasek z włosów. - Może któreś z was coś pamięta? Bo ja mam czarną plamę. Nic. Totalnie. Jakbym dopiero co się urodziła. Vathra jestem tak w ogóle, miło mi was poznać, chociaż okoliczności raczej niesprzyjajace.

Więcej powiedzieć nie zdołała, gdyż najpierw usłyszeli, a potem i dojrzeli jakąś grupkę osób a szpaler kilkunastu wielbłądów jasno wskazywał, że to była karawana. Vathra już miała się odezwać do pozostałych, że może warto by się czegoś dowiedzieć od tamtych, gdy oni również ich dostrzegli. I chyba wzięli ich za zagrożenie, czy coś w tym stylu, bo dwóch wojów na wielbłądach ruszyło z impetem w ich stronę z uniesioną bronią. Nie wyglądało to dobrze. Ledwo co obudziła się pogrzebana w piasku, a tu już ktoś miał zamiar wymachiwać jej włócznią przed nosem.

- Coś mi się zdaje, że zbliżają się kłopoty - powiedziała do pozostałych, ustawiając się nieco za plecami najroślejszych mężczyzn. - W razie czego najpierw spróbujmy z nimi pogadać. Może chcą się tylko dowiedzieć, cośmy za jedni - powiedziała. W ogóle nie znała przypadkowych kompanów, więc nie wiedziała, czy któryś z nich nie porwie się za chwilę na włóczników z bronią. - A i nam by się przydało jakieś wyjaśnienie, gdzie w ogóle jesteśmy i inne takie...

Po tych słowach stanęła wyprostowana i czujna, nie spuszczając jeźdźców z oka. Jej prawa dłoń powędrowała na lewy bark, by być bliżej zawieszonej na plecach katany. Jeśli zrobi się gorąco, będzie mogła jej szybko dobyć, a na razie miała zamiar pozostać spokojna i czekać, co się wydarzy.
 
Tabasa jest offline  
Stary 29-09-2019, 22:57   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sny bywały czasem bardziej, czasem mniej przyjemne. Jasar znał kilka osób, które w sny wierzyły, znał też parę osób, które parały się wyjaśnianiem snów, ale on sam nie należał ani do jednej, ani do drugiej grupy. A tym, że w niektórych snach pojawiały się osoby, których nigdy nie widział, nie przejął się w najmniejszym stopniu. W końcu od tego były sny, by pokazywać nieistniejące miejsca i osoby.

Sny bywały czasem bardziej, czasem mniej przyjemne. Taki, w którym człowiek zostawał zakopany w piaskach, należał zdecydowanie do tej drugiej kategorii.
A jeszcze gorzej było, gdy po otwarciu oczu okazywało się, że koszmar jednak nie był snem...

* * *

Poruszył się, próbując strząsnąć z siebie piasek, który przygniatał go do ziemi. A raczej do kolejnych warstw piasku, tych, na których leżał.
Cóż... siła nigdy nie należała do jego najmocniejszych atutów, więc udało mu się to dopiero za drugim razem, a i to nie do końca.
Wreszcie podniósł się, ignorując protest nieużywanych (od paru stuleci zapewne) mięśni, wyprostował się na wysokość swoich sześciu stóp i rozejrzał się dokoła, po czym zaczął otrzepywać z piasku swój kosztowny niegdyś, a teraz wyraźnie nadgryziony zębem czasu strój. Ostrożnie, bo miał wrażenie, że mocniejsze otrzepywanie skończy się zniszczeniem przydatnego jak by nie było ubrania.

- Masz rację z tym piaskiem, Vathro. - Uśmiechnął się lekko. Jego opalona twarz, okolona lekkim zarostem, sprawiała dość sympatyczne wrażenie. - Jasar Mukhtar - przedstawił się. Jego nazwisko było w pewnych kręgach dość znane, ale nie sądził, by znali je nieszczęśnicy, którzy wraz z nim znaleźli się na morzu piasków. Z drugiej strony... Miał wrażenie, że znał Vathrę, ale słowa "widziałem cię w snach" przypominałyby kiepskiej jakości podryw. Ale... pozostałych chyba też spotkał. W tych samych wizjach. Uznał jednak, że wspominanie o tym, w tym momencie, nie byłoby najlepszym pomysłem. - Niestety, z kąpielą trzeba będzie poczekać - dodał, ponownie się uśmiechając, jednak uśmiech był nieco blady.
Cóż... wielu rzeczy nie pamiętał, ale pustynię znał, nie tylko z widzenia. Dzień, dwa... i oni też dołączą do licznych ofiar pustyni.
Chyba że...

- Kłopoty, albo i ratunek - powiedział. - W razie czego nie zabijajcie wielbłądów - zasugerował.

Wolał porozmawiać, ale jeźdźcy nie wyglądali zbyt przyjacielsko, więc mogli się zachować mało inteligentnie. Lepiej było się przygotować na najgorsze.

Wysunął się przed pozostałych i uniósł otwartą dłoń na znak, że nie chce walczyć.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-09-2019, 18:50   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Ocknąwszy się z koszmaru został zaatakowany przez niekontrolowany napad kaszlu. Uczucie małych ziarenek piasku pod powiekami nie ułatwiały wcale sprawy, podobnie jak mętlik w głowie i wyczuwalny pod ciałem, gorący piach, w którym chyba spędził wieki. Kayn wsparł się na silnych ramionach, naprężając mięśnie i zwinnie podniósł się do pozycji siedzącej. Nie mógł powstrzymać kaszlu, mając wrażenie, że w jego płucach zalega znaczna część pustyni, która wdarła się do jego dróg oddechowych. Otwarcie oczu też było wyzwaniem, jednak ból nie stanowił dla mężczyzny większego problemu. Mimo iż nie pamiętał, co działo się wczoraj, doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich możliwości, jak i tego, kim był.

Zamaszystymi ruchami strzepał resztki piasku z ciała i ubrań, które wyglądały jak zdarte ze zwłok. Przeczesał krótkie, czarne włosy dłonią, oczyszczając je ze złotych ziarenek, w między czasie wcale nie przestając kasłać. Nie odczuwał żadnego lęku czy niepokoju, mimo iż szybko odkrył pusty bukłak oraz rozeznał się w sytuacji, a ta nie zarysowywała się zbyt optymistycznie. Zrobił obrót wokół własnej osi, mrugając pospiesznie powiekami, aby przyzwyczaić oczy o brązowej barwie tęczówek do nowego otoczenia. Zdawało się być ono dziwnie znajome, a biorąc pod uwagę najświeższe wspomnienie, które zdawało się być snem, nawet logicznym wydało mu się bycie tutaj.

Nie zdziwiło go gdy odkrył, że wcale nie jest sam. Pamiętał twarze tych osób oraz zarysy ich sylwetek, były w tym samym miejscu i czasie co on oraz były wtedy tak samo sparaliżowane przez nieopisaną siłę. Zakasłał jeszcze parokrotnie, przeskakując badawczym spojrzeniem po każdym z kolei, na dłużej zatrzymując się jednak na psie. Uniósł nieznacznie brew, wbijając w niego wzrok zupełnie tak, jakby chciał go nim zabić. Długo tak obserwował ruchy kundla, upewniając się, że zaraz nie rzuci się na kogoś chcąc nażreć się mięsa, aż w końcu odezwała się jedna z kobiet, o dość egzotycznym wyglądzie. Kayn spojrzał na nią, wciąż kątem oka łypiąc na sierściucha, tak dla bezpieczeństwa.

Dziewczyna mówiła bardzo wiele, jak na zaistniałą sytuację wydawało mu się, że nawet zbyt wiele. Najwidoczniej cechowała się dużą pewnością siebie oraz zaistniała sytuacja nie zaskoczyła jej aż tak bardzo jak powinna, podobnie zresztą jak Kayna. Mężczyzna podniósł spod piachu swój wielki miecz i zdmuchnął z jego rękojeści resztki złocistych drobinek, po czym umiejscowił go blisko siebie, aby mieć pod ręką.

- Nazywam się Kayn, jestem Dowódcą Oddziału Alfa w Thassilonie, a przynajmniej tyle jestem w stanie powiedzieć. - jego głos był twardy, choć gdzieś w głębi brzmiała ciepła nuta zrozumienia. Wysoki mężczyzna jeszcze raz popatrzył po wszystkich i wysilił się nawet na lekki uśmiech, aby dodać mniej pewnym i silnym choć odrobinę wsparcia. Mimo iż miał w pamięci ogromną dziurę, starał się nie panikować i ze spokojem oszacować sytuację.

- My się raczej znamy, w mniejszym lub większym stopniu, ale byliśmy tu razem nim pochłonęła nas piaskowa burza - po tych słowach zakasłał jeszcze parokrotnie, zasłaniając usta ręką. Nie chciał nawet pytać, czy ktoś może ma odrobinę wody, bo jakoś ciężko było mu uwierzyć, że mając sam nie spróbowałby jej wypić, zanim w ogóle pomyślałby o dzieleniu się z innymi. - Sądzę, że jeśli będziemy cierpliwy, przypomni nam się wszystko, choć mam swoją teorię. Nie ma jednak sensu strzępić teraz język, musimy się stąd jakoś wyrwać - westchnął przeczesując ponownie włosy. Skóra głowy swędziała go od tego pieprzonego piachu, podobnie jak ręce, nogi i nawet wspomniany przez Vathralę tyłek. Uznał jednak za zabawne i zaśmiał się na chwilę, gdy ta wspomniała o kąpieli. Nie mieli co pić, a ona by dupę moczyła w wodzie; kobiety.


Nagłe pojawienie się tumanu wznoszącego piachu oraz dźwięk twardo stąpających, w szybkim tempie kopyt, sprawiły, że mężczyzna odruchowo położył dłoń na rękojeści swojego ostrza.
- Nie zaatakują tak od razu, nadziewając nas na włócznie - stwierdził stając przed kobietami oraz wiotkim mężczyzną, który przedstawił się jako Jasar. Miał tylko nadzieję, że ten hienopodobny humanoid zacznie udawać psa i nie narobi im kłopotu swoją osobą.

- Załóżmy więc, że jesteśmy podróżnikami. Wyruszyliśmy z przewodnikiem, który zostawił nas minionej nocy na pewną śmierć i zmierzamy do miasta całkiem na ślepo. Powiedzmy, że naszym celem był handel, ale wynajęty przewodnik nas okradł - Kayn ułożył zgrabną historię i wyprostował się dumnie. Choć jego umięśnione ciało nieco się napięło, pozostawał spokojny i opanowany, a nawet potrafił nieco się uśmiechnąć. Wciąż pokasływał i marzył o czymś do picia, jednak odrzucił pragnienia na drugi plan. Nim nieznajomi zdążyli do nich dojechać, zerknął jeszcze przez ramię na Gnolla.

- Lepiej udawaj psa, bo nie mam zamiaru stawać w twojej obronie, gdy zechcą zrobić z ciebie żarcie - rzucił oschle jak jeszcze nigdy odkąd się odezwał. To było pierwsze zdanie, którego słowa brzmiały tak bardzo zimno iż potrafiły przeszyć na wylot i pozostawić na ciele ciarki.

- Oby rozumiał nasz język - szepnął już pod nosem do samego siebie, powracając postawą do przyjęcia najeźdźców na siebie. Choć nie pamiętał na temat kogokolwiek stojącego za jego plecami zupełnie nic, miał zapisane w charakterze stawanie przed innymi i bronienie ich w bliskim zwarciu. Gotowy był zarówno na rozmowę, na którą to miał nadzieję, jak i walkę, której to jednak wolałby uniknąć w zaistniałej, niesprzyjającej sytuacji.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 30-09-2019 o 18:52.
Nami jest offline  
Stary 30-09-2019, 20:04   #5
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Czy to był sztorm?

Nie odczuł nawet kiedy szum bezgłębnego niebytu i ciszy przeobraził się w coś co znał - wiatr. Czas jakiś po tym, jak podmuch musnął jego sparaliżowane członki, ściągnął rozdęte od zastałej krwi paliczki i ścisnął w dłoni przesypujący się piasek. Rozgrzane ziarna przesypywały się mu przez palce przywołując wspomnienia ciepła i życia oraz bólu.

Pierwsza świadoma myśl, rozbudziła w nim panikę. Dusił się. Język szczypał, jakby trzymany w soli. Spękane od suchości i słońca wargi poruszyły się w pierwszym oddechu. Czuł jak kłujące powietrze wypełnia jego płuca. Jakby uczył się oddychać na nowo.

Ponownie uderzył weń pojedynek demonów. W przypływie zdezorientowania i strachu ujrzał ich jak pochylają się na nim. Czuł na przemian gorąc i chłód. Istoty znęcały się nad nim. Budzące się zakończenia nerwowe odbierał jako ich tortury. Jak przez mgłę dojrzał blask słońca. Wpatrywał się weń. Uczepił się go jak nadziei i wybawienia, aż światło zaczęło razić swą jasnością.

Odzyskał władanie w ciele i wtedy zrozumiał majaki przerażonego umysłu. Wokół nie było ifryta, nie było dżina. Obrócił głowę, a z jego włosów piasek posypał się po powiekach. W oczach również miał piach. Raz jeszcze opuścił opuchnięte powieki i ponownie spróbował je rozewrzeć. Niewyraźnie widział wygrzebujące się z wydm sylwetki.

Jęknął, a raczej próbował krzyknąć, lecz wysuszone gardło tylko ścisnęło się boleśnie.

Początkowo myślał, że to był sztorm. Ocean zwrócił go i część załogi dla świata żywych. Nieświadomie wyszukał w przytroczonej do ciała torbie amulet. Był to błękitny szafir okalony srebrem z misternie wykonanymi figurynkami, których dolna połowa stanowiła ogon morskich stworzeń, górna zaś przedstawiała subtelne kobiece kształty. Hybrydy te opierały szafir po dwóch stronach.

Nie pamiętał skąd go ma.


Minęło jeszcze dużo czasu nim stanął na nogi.

Oblepione piaskiem ciało mężczyzny zdawało się na nowo przyzwyczajać do poruszania. Wykonał kilka kolistych ruchów prawym barkiem. Przyglądał się przy tym krytycznie towarzyszom swej niedoli. Nie mieli wrogich zamiarów. Wygiął szyję na boki i za każdym razem kręgi szyjne strzeliły od tego ruchu. Przysłuchiwał się pierwszym słowom jakie słyszał od wielu... dni? Bo ile mógł tak leżeć pośród wydm? Było to nawet miłe doznanie. Spróbował bezskutecznie usunąć zalegające pod powiekami drobinki.

Intrygował go ów przedmiot. Amulet z szafirem, lecz nie sposób było nie zauważyć także pewnej osobliwej cechy jego własnego ubioru. Materiał przywodził na myśl wyciągnięty z grobu, przeleżały wieki całun, w jaki składa się umarłych możnych. Broń zaś...

Mężczyzna dobył przeżarty przez korozję kordelas. Tępy i skruszały. Nie nadawał się do niczego. Ale go... go chociaż pamiętał. Wzrokiem pełnym braku zrozumienia powiódł w stronę, gdzie patrzyli pozostali.

Wyglądałoby to jak niewielka, pędząca przez pustynie burza piaskowa, gdyby nie dwie wyłaniające się spośród kłębu kurzu sylwetki wielbłądów i dosiadających ich jeźdzców.

- Pierdolić to... - pragnienie spowodowało, że głos miał oschły i chropowaty. Mówił z trudem, więc się nie wysilał. - Nie pomogę wam z tym. - miał na myśli pytanie Vathry i braki w pamięci. Nawet nie przypominał sobie jakie nosił imię.

Postąpił kilka chwiejnych kroków naprzód, po czym rzucił niedbale przeżarte rdzą ostrze w piach i unosząc w górę ramiona, ruszył dalej w stronę nadciągających jeźdźców.

- Nie jesteśmy wrogiem! Ma nihin cadow!


 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 30-09-2019 o 20:12.
Rewik jest offline  
Stary 30-09-2019, 21:33   #6
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy tylko gnoll wygrzebał się z piachu, wsparł się na rękach i przeraźliwie charcząc otrzepał swoje jasnobrązowe futro, potrząsając nim energicznie. Pod strzępami starych szat widać było ciemne cętki gromadzące się na jego grzbiecie i ramionach. Gdyby nie wyraźnie porządny niegdyś ubiór, nie odbiegał by od normy dla jego rodzaju. Może poza resztkami białego barwnika pewnie kiedyś pokrywającego cały jego pysk.
Niestety próby wyplucia zalegającej w nim pustyni zdawały się umiarkowanie skuteczne i ciało przeraźliwie domagało się wilgoci. Ciemnobrązowe źrenice zwęziły się szybko, sprawnie dostosowując do i tak ostrego światła w którym skąpane było parę innych postaci w podobnej sytuacji. Nie znanych osobiście, jednak widywanych wcześniej w dziwnych wizjach i w jakiś sposób wyrytych w jego mózgu. Do tego wyrytych na tyle mocno, że nie uznał ich za bezpośrednie zagrożenie. Jeszcze. Postacie dodatkowo zaczęły gadać dużo i bez sensu, ale przynajmniej zaczął poznawać jakieś imiona. Powinno to ułatwić porozumienie się.

Gdy potrząsnął mocniej głową i wytrzepał większość piachu zalegającą w uszach, klęknął wydobywając z resztek odzienia starą butelkę. Nie pamiętał jaki to trunek miał znajdować się w środku ale widząc piach wysypujący się przez dziure w dnie, upuścił naczynie ze stłumionym warknięciem. Potrzebując choć trochę wilgoci w ustach ugryzł się w wargę, pozwalając kropli krwi zwilżyć jego suchy język. Mało. Stanowczo za mało, ale zawsze jakiś początek.
Jak właściwie się tu znalazł? Parę pomieszanych obrazów zupełnie nie wyjaśniało jego położenia, a nawet podstępnie się wykluczało. Poza oczywiście niesamowitą wizją w której widział walkę magicznych istot i tę garstkę straceńców dookoła. Jednak to również było mało.

Po szybkiej inspekcji resztek stroju, postanowił zerwać z siebie rozpadające się szmaty. Jedynie jego wierny pas, którego centralna część ozdobiona była złotą tarczką nałożoną na nieco większy krążek z białego, polerowanego rogu wydawał się przetrwać próbę czasu. Został on więc na miejscu razem z resztką bordowego materiału zwisającą spod niego i przykrywającą jego męskość. Nie żeby mu na tym specjalnie zależało, ale nie było teraz czasu na pindrzenie. Jego twarde, pokryte ciemnymi cętkami futro było wystarczającym ubiorem i znacznie lepiej nadawało się do pustynnych warunków niż gola skóra miękkich ludzi.

Gdy zerwał z siebie resztki szat, gnoll wstał prezentując wszystkim swoją potężna sylwetkę, potęgowaną przez zwierzęce i zupełnie inne niż humanoidalne nogi, które dodatkowo zakończone były dużymi, tępymi pazurami. Trudno było też nie dostrzec rozległej blizny na jego piersi, która grubym konturem układała się w kształt wschodzącego słońca. Horyzont wyryto na linii dolnych żeber, ponad nimi widniał zarys półokrągłej tarczy z której wężowo wychodziły promienie kończące się pod linią obojczyków.


***

Okazało się, że jego broń najprawdopodobniej skończyła zagrzebana gdzieś pod piachem i to akurat w chwili, kiedy ruszyła na nich dwójka uzbrojonych jeźdźców. Typowe. Gnoll zaklął w swojej twardej mowie i na powrót podniósł porzuconą wcześniej butelkę, której denko obtłukł o wietrzejąca u jego stóp czaszkę.

Nie zwlekając więcej podszedł do zbieraniny podobnych mu obdartusów i przemówił do Kayna we wspólnej mowie, zaskakująco dokładnie wymawiając słowa. - Nie zesraj się z tymi ostrzeżeniami łysolu. Gadaj co chcesz, ale na kurewsko przyjaznych to nie wyglądają. Celuj w nogi zwierząt. - Polecił, a nawet nakazał, co wynikało z jego tonu i stanął obok właśnie poznanego Kayna, ściskając w dłoni prowizoryczną broń wykonaną z butelki. - Jestem Ozrar, a tego "psa" zachowaj dla określania swojego ojca. - Odwarknął wojownikowi, wbijając wzrok w zbliżające się natarcie.

- A by was jasny chuj w pogodny dzień! - Wykrzyczał w stronę galopujących jeźdźców we wspólnej mowie. - Atakować tak podróżnych... - Dodał na koniec przygotowując się do odskoku. Wiedział to. Do stu kurew, wiedział i był gotów się o to założyć, że jeden weźmie na cel właśnie jego.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 01-10-2019, 00:26   #7
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Isabela przebudziła się chyba jako ostatnia. Przynajmniej tak później wywnioskowała, kiedy analizowała całą sytuację w swojej głowie. Bo gdy otworzyła oczy, wszyscy już stali i albo jeszcze otrzepywali się z piasku, albo już nawet coś mówili.
Kiedy leżała jeszcze z zamkniętymi powiekami, nic nie robiąc sobie z niewygody, gorąca i wszechobecnego piasku, miała wrażenie, że to kolejny, bardzo realistyczny sen. Taki, w którym straciła wzrok i słyszała jedynie głosy. Jeden kobiecy, któremu zamarzyła się kąpiel. Ha! Też coś. Kąpiel na pustyni. Kąciki ust Isabeli uniosły się nieznacznie. Drugi był łagodnym, męskim głosem o imieniu Jasar. Trzeci i czwarty z pewnością należały do twardych i męskich mężczyzn. Oj, zdecydowanie byli wojownikami. Piąty zaś, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, bardziej pachniał niż brzmiał. Zapach przywodził na myśl mokrego psa.

Isabela spróbowała przekręcić się na bok, dalej trwając w iluzji realistycznego snu. Twarz, zamiast w miękkiej poduszce, zanurzyła się w gorącym i drapiącym piasku, który naleciał jej do ust. Parsknęła i zaczęła pluć i kasłać, starając się pozbyć drobinek z języka. Jak kot, który nagle został wybudzony ze snu, odskoczyła z miejsca, w którym leżała, potykając się o własne nogi i upadając tyłkiem w piasek.

- Ueeeeh, najgorzej! - jęknęła, ciągle jeszcze spluwając pojedynczymi drobinkami piasku. Kiedy już się z nimi względnie uporała, zaczęła wytrzepywać piasek z włosów i ten przylepiony do jej czoła, policzków, szyi, ramion i nóg. Było tego całkiem sporo. Rany, ile ja tutaj przeleżałam? Dziwne, nie jestem w stanie sobie przypomnieć nawet jak do tego doszło, że się tutaj znalazłam. I kiedy to było...

Isabela omiotła spojrzeniem stojących przed nią ludzi (i nie tylko), którzy wydawali się nie zwracać na nią uwagi. Jej bystre, zielone oczy przyglądały się pokrótce każdemu i zdała sobie sprawę, że głosy, które słyszała we śnie, należały właśnie do nich. I nawet była w stanie od razu przypisać każdemu jego własny!
Zmarszczyła brwi i podrapała się po głowie. Patrząc na nich, przechyliła lekko głowę w prawo. Potem w lewo. A potem zrobiła wielkie oczy i chciała coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Bardzo wysuszonym gardle. I jeszcze raz zakasłała.
Dopiero wtedy dotarło do niej, jak bardzo była spragniona. Jakby nigdy w życiu jeszcze nie piła wody. Była wysuszona na wiór. Serio, jak długo już leżę na tej pustyni?

W końcu wstała, otrzepując tyłek z piasku. Przeczesała brązowe włosy dłońmi, krzywiąc się lekko, kiedy wyczuła ogrom piachu, jaki się w nich znajdował. Wtedy wyobraziła sobie, że w jej włosach uwiły sobie gniazdo skorpiony i aż wzdrygnęła się na samą myśl.

- Hej, tak myślałam, że czułam mokrego psa! - odezwała się nagle wesoło, ale szybko pożałowała swoich słów, kiedy ów słodki piesek zawarczał niemiło w stronę, w którą Isabela jeszcze nie pofatygowała się spojrzeć.

Chciała się przedstawić, ale zupełnie jej to wyleciało z głowy. Poza tym czuła się nieco onieśmielona towarzystwem tych wszystkich jakby znanych jej osób, ale wciąż zupełnie nieznajomych. Inna sprawa, to właściwie dlaczego tutaj byli z nią? Może mieli coś wspólnego z jej porwaniem? Chociaż tak po prawdzie, to wyglądali na tak samo zdezorientowanych i niepewnych, jak ona.

Ale wtedy jej spojrzenie natrafiło na sunącą ku nim burzę piaskową. Nie, to nie była burza piaskowa. Jeśli jeszcze nie miała halucynacji z odwodnienia, to na wielbłądach, z wydmy, zjeżdżali jacyś wojownicy.
Isabela poprawiła równo przyciętą nad linią brwi grzywkę, po czym przybrała pogodny wyraz twarzy. Miała muśniętą słońcem skórę i była całkiem młodą dziewczyną. Nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat. Długie brązowe włosy opadały jej na plecy, związane przy końcu tasiemką. Niesforne, krótsze od pozostałych, kosmyki włosów zawijały się w różne strony, dodając jej zawadiackiego uroku.
Urodą specjalnie się nie wyróżniała, ale uśmiech miała naprawdę piękny. I tym uśmiechem postanowiła powitać nadjeżdżających nieznajomych. Nawet wyciągnęła rękę i zaczęła im serdecznie machać na powitanie, zupełnie nie zwracając uwagi na bojowe nastawienie pozostałych.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 01-10-2019, 15:01   #8
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Katafrakci galopem zbliżali się w stronę intruzów, jakby nie pomni na przyjazne gesty niektórych z nich. Przez moment wydawało się, że Isabela oraz Ozrar zostaną nadziani na piki, jednakże jeźdźcy gwałtownie odbili w bok na kilka metrów przed grupą, jeden skręcając w lewo, a drugi w prawo i zatoczyli pełny okrąg wokół nieznajomych, dokładnie im się przyglądając w ruchu, by w końcu zatrzymać się tuż przed nimi.
- Kim jesteście i jakie są wasze intencje? - Zapytał jeden z nich, ostrze włóczni kierując już ku niebu, ale z oczu nie spuszczał gnolla i jego towarzysza z wielkim mieczem.

O ile podejrzliwość wobec Gnolla wcale nie zdziwiła Kayna, o tyle wrogość jeźdźców już nieco bardziej. Mężczyzna jednak pozostał w pozycji przyjaznej i nawet zdjął rękę z rękojeści swojej broni.
- W pewnym sensie spadli nam Panowie z nieba! - Zaczął wojownik unosząc lekko ręce i dał pół kroku w przód.
- Jesteśmy podróżnymi handlarzami, którzy zmierzali w stronę miasta, a niestety zaufali nieodpowiednim ludziom. Przewodnik, którego wynajęliśmy, oszukał nas i odurzył w nocy, aby ukraść cały nasz dorobek i pozostawić nas na środku pustyni na pewną śmierć. Nie zostawił nam nawet kropli wody i tak naprawdę nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, ani w którą stronę powinniśmy zmierzać. Czy jesteście w stanie udzielić nam jakiejkolwiek pomocy? Nazywam się Kayn, mój ojciec był pułkownikiem wojsk w Thassilonie, dzięki temu znam się trochę na walce, mógłbym w ramach wdzięczności pomóc przy obronie podróży waszego pracodawcy - skinął ze spokojem głową, wyczekując odpowiedzi, która nie nadeszła od razu.
Słysząc słowa wojownika obaj katafrakci spojrzeli na siebie w niemałym zdumieniu.
- Tha–ssilion… - zaczął niepewnie jeden z nich. - Coś mi ta nazwa mówi, ale nie mogę skojarzyć.
- Boś się legend od starych bab nasłuchał. Tego imperium już dawno nie ma, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniało. Kit nam próbuje wcisnąć - odparł drugi z nich, groźnie łypiąc na mężczyznę. - Ten człowiek i cała reszta jego bandy wyglądają jak zbiegli niewolnicy, co broń ukradli i zarżnęli swoich panów.
Kayn zmrużył oczy i ukradkiem zerknął na sapiącego obok kundla, z nadzieją, że ten nic nie odjebie i zawrze obśliniony pysk. Poza tym był w pewien sposób usatysfakcjonowany, bo przynajmniej czegoś się dowiedział. Skoro imperium nie istnieje, to albo czas ruszył na przód, albo...

Kiedy jeźdźcy rozprawiali na temat nieznajomych, z wydm powyżej zaczął schodzić przewodnik karawany. Miał na sobie proste białe szaty i szablę u boku z kunsztownie wykonaną rękojeścią. Mimo to nie wyglądał groźnie, a na jego obliczu nie malowała się wrogość, którą mieli na twarzach wypisaną strażnicy, ani nawet nie zagościły tam żadne inne zdradzające jego zamiary emocje. Poniekąd było to niepokojące.
- Czego się dowiedzieliście? - Zapytał katafraktów. - Pustynne rzezimieszki? - Wskazał ruchem głowy grupę stojących przed nimi osób.
- Raczej niewolnicy, co poderżnęli gardła swym właścicielom, uciekli na pustynię bez prowiantu i teraz powoli umierają, błagając nas o ulitowanie się - odparł z krzywym uśmiechem strażnik, ten sam z którym przewodnik prowadził rozmowę przed napotkaniem nieznajomych.
- Skoro pozbyli się kajdan niewoli, to nie są to już niewolnikami, lecz ludźmi wolnymi i nie błagają, lecz składają ofertę, a ja jestem człowiekiem interesu i z chęcią jej wysłucham - odparł strażnikowi, po czym zwrócił się do nieznajomych.
- Nazywam się Garavel i jestem majordomusem księżniczki Almah, która z wojskową wyprawą ruszyła do Brunatnych Szczytów. Intencjonalnie zostałem w tyle, aby zaopatrzyć się w dodatkowe towary w Katapesh. Teraz jednak goni mnie czas i zależy mi, aby bezpiecznie oraz bez większych opóźnień, spotkać się z resztą ekspedycji. Patrząc na waszą dość lichą sytuację jestem zdania, że możemy sobie pomóc nawzajem, ale najpierw chciałbym poznać wasze imiona i talenty, aby upewnić się, że transakcja ta będzie korzystna dla obu stron - powiedział przewodnik, a na jego twarzy po raz pierwszy zagościł nieznaczny uśmiech, choć był on dość sztuczny i wyuczony. - Moja karawana ma zapasy wody i żywności starczące na długie tygodnie. Jeśli spełnicie moje oczekiwania, to nie tylko będziecie mieli co jeść i pić, ale też zadbam o stałe zatrudnienie na czas trwania ekspedycji, a co za tym idzie — stosowne do stawianych przed wami wyzwań wynagrodzenie.
- A zatem… jaka będzie wasza oferta? - Rzekł Garavel, po czym lekko skinął głową w stronę nieznajomych i skrzyżował ramiona na piersi w oczekiwaniu na ich odpowiedź.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 01-10-2019 o 15:06.
Warlock jest offline  
Stary 01-10-2019, 15:57   #9
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Zastanowiła się nad słowami Kayna. Znali się już wcześniej? Nie odczuła tego na początku, ale skupiając się, by odnaleźć jakiekolwiek okruchy wspomnień potwierdzające te słowa, poczuła, że rzeczywiście coś w tym było. Serce i rozum podpowiadały, że już tych ludzi widziała, ale dopiero teraz to do niej dotarło. Kayn ułożył też całkiem zgrabną historyjkę dającą im jakieś podwaliny do rozmowy ze strażnikami, dlatego Kayalka skinęła mu głową, że się zgadza. No a potem aasimar pokłócił się z Ozrarem.
- Dajcie już spokój, mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie, niż wasze skakanie sobie do oczu - powiedziała z pewnością w głosie ninja.

Włócznicy w końcu dojechali i Kayn przedstawił ich wersję wydarzeń. Jak można się było spodziewać, strażnicy nie byli w ciemię bici i nie dali się nabrać. Mówili też coś o nieistniejącym imperium, ale kobieta nie za bardzo się w to wsłuchiwała. Ale to, że oskarżali ich o bycie niewolnikami jak najbardziej słyszała.
- Nikomu nic złego nie uczyniliśmy - mruknęła Vathra, choć taka zupełnie pewna być nie mogła, bo niewiele pamiętała. - I nie jesteśmy niewolnikami. Jest tak, jak mówi nasz towarzysz, Kayn.

Lustrowała otoczenie czujnym wzrokiem, wyczuwając, że za chwilę sytuacja stanie się mało ciekawa. Na szczęście po dłuższej chwili do swoich ludzi dołączył jakiś mężczyzna o imieniu Garavel. Przynajmniej z jego słów płynęło nieco rozsądku. Co więcej, chciał ich zatrudnić, oferując całkiem dobre warunki, biorąc pod uwagę ich położenie. Ninja nawet przez moment się nie wahała.

- Jestem Vathra z klanu Szkarłatnego Pazura. Cień to mój drugi dom, potrafię poruszać się bezszelestnie i załatwiać sprawy po cichu, ale w walce w zwarciu również daję sobie radę - odpowiedziała z energią w głosie, przedstawiając się najlepiej, jak umiała. - Z chęcią i przyjemnością będę służyć moją kataną i innymi umiejętnościami twojej karawanie, Garavelu. - Uśmiechnęła się lekko w stronę mężczyzny.
Tak naprawdę to chciała się najpierw napić i coś zjeść, może trochę obmyć, a dopiero potem służyć, ale on nie musiał tego wiedzieć.
 
Tabasa jest offline  
Stary 01-10-2019, 18:37   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakimś cudem strażnicy doszli do wniosku, że lepiej rozmawiać, niż walczyć. Albo też doszli do wniosku, że banda obszarpańców będzie łatwym łupem i da się ich zastraszyć... a potem wziąć do niewoli.

Bajeczka, jaką dwójce strażników usiłował sprzedać Kayn, miała ręce i nogi... bardzo krótkie. Ale to nie brak wiary w słowa Kayna poruszył Jasara, ale komentarz do jednego zdania.
Taaa...
Thassilon i w jego kraju należał do czegoś, o czym wspominało się w kategorii "dawno, dawno temu, bardzo daleko stąd".
Nie da się ukryć - Kayn mógł wymyślić coś bardziej normalnego, mniej odległego w czasie i przestrzeni. I on chciał, żeby ktoś w to uwierzył?
Naiwny jakiś...
Jak się można było dziwić, że strażnicy patrzyli na napotkaną grupkę coraz bardziej podejrzliwym wzrokiem.
Na szczęście ich szef okazał się bardziej rozsądny i nie doszło do rozlewu krwi. I była szansa, że nie tylko zostaną tu, na pustyni, w charakterze przyszłej pożywki dla padlinożerców, ale jeszcze, jak dobrze pójdzie, zdobędą pracę. Zapewne nie na długo, ale na początek dobre i to.

- Jasar Mukhtar - przedstawił się. - Z Osirion. Jeśli chodzi o ewentualną przydatność, to param się magią.

W różnych środowiskach różnie podchodzono do magów, a Jasar miał nadzieję, że trafili na ludzi, którzy magów szanują.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172