Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2014, 20:52   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[D&D/Path] Ognie Erelhei-Cinlu II- Nowa Fala [+18]


1-5 Tarsakh 1373, Rok Zbuntowanych Smoków



Ostatnie miesiące upływały spokojnie i leniwie. Po ostatnich wydarzeniach i walkach, wszystkie Domy były wykrwawione na tyle, by nie prowokować kolejnych konfliktów. Wszystko powoli wracało na stare tory intrygi i sztyletu. Ale nawet i tu był zastój. Zbyt wiele się zmieniło... sojusze, matrony, Domy były inne niż przed wyprawą na ilithidy.
Największą zmianą była rosnąca forteca. Klockowaty potwór budowany na mulhorandzką modłę wyróżniał pośród smukłych i niemalże filigranowych twierdz pozostałych Domów. Ale niewątpliwie zamierzał przyćmić je wszystkie w przyszłości. Enklawa poszerzyła się kosztem Domu Tormtor, niemniej za sporą rekompensatą i gwarantując nowej matronie wieczysty sojusz Tormtor i Thay.
Reszta Domów okopała się i... pogrążyły się w śnie. W zwodniczej drzemce. Bo czyż należało spoczywać na laurach? Okręt został przepędzony, ale nie zniszczony. Każdy Dom miał własne wewnętrzne napięcia.
Niemniej każdy Dom potrzebował też chwili spokoju by okrzepnąć.


Dom Tormtor skupił się wokół swej nowej Matrony. Silnej córki potężnej poprzedniczki. Sabalice musiała poświęcić swe faworyty, pozwalając innym zająć miejsca przy swym boku. Ale nie wyszło to jej na złe. Vallochar zdołał skonsolidować i wzmocnić katedrę magów wokół siebie na tyle, by nie polegała ona wyłącznie na sile swego mistrza. I choć nie był zwolennikiem Sabalice, to jego podwładni i on sam wiernie trwali przy Matronie. Zresztą nowy mistrz magii przede wszystkim starał się wzmocnić samą katedrę wkładając wiele wysiłku w to zadanie. Bądź co bądź minęły czasy, gdy potęga katedry magów mogła opierać się tylko na olbrzymiej sile swego mistrza. Epoka Nihrizza przeminęła bezpowrotnie.
W armii swe rządy rozpoczęła naczelna generał Tamika. Ta stara i doświadczona drowka gwarantowała spokój i porządek w armii. Coś co mocno nadszarpnięte siły Tormtor potrzebowały po ostatnich bojach.
Brak silnej osobowości wśród kapłanek, pozwolił Sabalice zagwarantować sobie zerową konkurencję ze strony nowej Opiekunki Świątyni. Dom Tormtor stał na stabilnych podstawach.

Dom Shi’quos z drugiej strony musiał się zmierzyć z nowym wyzwaniem jakim była dominacja w Erelhei-Cinlu. I ani on, ani jego Matrona nie byli na to przygotowani. Magowie wyjątkowo silni i wyjątkowo kłótliwi, nie potrafili z początku wypracować wspólnej linii, a fakt… że teoretyczny Naczelny mag Lesdar’heer po prostu ignorował swe obowiązki nie bardzo ułatwiał współpracę. Magowie były kłótliwy, zazdrośni i hałaśliwi. Ale zdołali wyznaczyć drowa odpowiedzialnego za ich wspólne stanowisko. I został nim oczywiście Malovorn, który zdołał wokół siebie zbudować w miarę stabilne poparcie Mistrza Katedry Odrzucań Ghand’olina, mistrza Katedry Wywołań Drathira, mistrzyni czarowników Sur’sayidy i milczące poparcie reszty. Ta funkcja daleka była do znaczenia jakie miałby Naczelny Mag, ale… przynajmniej drow który chciał coś od magicznej społeczności Shi’quos wiedział, gdzie się skierować.
Podobnie było w wojsku i dyplomacji, upokorzona Trielva musiała rywalizować z nową naczelną przywódczynią armii generał Haelonią, a Xull’rae musiała się mierzyć z cichą niechęcią starych ust Nietoperzycy.
Takie rozgrywki były jednak zapewne na rękę samej Ythesha'nie, dzięki takim konfliktom mogła trzymać w szachu magów jak i armie i dyplomację, przychylając się ku jednej lub drugie stronie w razie potrzeby. Takie problemy jednak nie dotyczyły Świątyni, dowodzona przez Nhilue połączoną partnerskim związkiem z Malovornem świątynia nabrała siły stabilizując cały układ.
Sama Nietoperzyca pozostawała jednak nadal niedostępna i tajemnicza kierując miastem ze swej “jaskini”, co było kłopotliwe… bo władczyni powinna jednak nie stać na uboczu.

Dom Aleval nadal pozostawał w cieniu. Ostatnie wydarzenia nie zmieniły ani Ślicznotki, ani samego Aleval. Jak zwykle rozrywkowy Dom szpiegów i zabójców wydawał się niechętny angażowaniu w walkę. A swoje konflikty rozwiązywał anonimowo. Ale nawet i on nie ochronił się od przecieków. Śmierć sporej grupki potężnych drowów i tajemnicze rozmowy pomiędzy przedstawicielami Eilservs a Aleval, dały podstawy do tajnego porozumienia między tymi Domami. I niewątpliwie związanego z tępieniem herezji. Ale w przypadku Aleval zawsze wydarzenia działały się w cieniu. A ich efekty rzadko oglądały światło dzienne.

Dom Eilservs z kolei znalazł się w dość dziwnej sytuacji. Płaszczyzna dawnych konfliktów jaką była wzajemna niechęć na linii Bestia - Uśpiona smoczyca przestała istnieć. Eilservs nadal było niechętne Domowi Shi’quos będącemu dość oziębłym jeśli chodzi o kult Lolth, ale… rosnący wpływ Nhilue ocieplał wizerunek Shi’quos jako siedliska herezji, a w dodatku ten Dom stanowił wraz z Godeep naturalną konkurencję dla Thay sprzymierzonego z Tormtor. Sama Sabalice wykonała jednak kilka gestów przyjaźni względem Eilservs, mające dowieść że Tormtor przede wszystkim jest wierne Lolth i miastu. A i sam Dom Thay był bardziej zajęty swoimi sprawami, niż antagonizowaniem relacji z Domem Kapłanek.
Dom Eilservs po raz pierwszy od wielu lat nie miał jasno zdefiniowanych wrogów. Malnilee więc wyznaczyła tradycyjnego wroga za cel. Heretyków. Ostatnie miesiące pozwoliły bowiem stwierdzić, że herezja na nowo zakorzeniła się Erelhei-Cinlu. Tak więc inkwizycja pod opieką nowej Matki Opiekunki rosła w sile i w znaczeniu. I nawiązywała nowe kontakty, na przykład z Vae.

Dom Vae miał bowiem niedawne problemy z silnie zakorzenioną w nim herezją Shar. I nawiązywała silne kontakty z Eilservs na tej płaszczyźnie. A choć Lanni Vae… bohaterka która ujarzmiła herezję w godzinie próby była w wyjątkowo dobrych kontaktach z Malnilee Eilservs, to sam Dom pod wodzą Sereski zajął tradycyjne dla siebie stanowisko: “Stoimy z boku i robimy interesy”. Dom Vae pokiereszowany mocno potrzebował chwili spokoju. Zwłaszcza że magowie Domu zostali mocno przetrzebieni, a ich lojalność wobec Domu była… kwestią dyskusyjną. I uporządkowanie tego bajzlu zlecono czarodziejce zewnątrz. Byłej uczennicy Cienia z Shi’quos, Inyndzie.

Dom Xaniqos... Dom Żmij, Dom Zdrajców podnosił się z ruin. Podczas przedostatniej wojny wiele wycierpiał, a nie będąc licznym bardziej odczuwał te straty. Co prawda nowe ziemie w części rekompensowały tą stratę, ale nie do końca. Nic więc dziwnego, że Srebrny Języczek wdzięczyła się do każdej z Matron, by przekonać je do pacyfistycznej obecnie natury Domu i chęci przyjaźni. Dom Xaniqos podobnie jak inne zabrał się głównie za odbudowę potencjału… zwłaszcza militarnego. A z racji śmierci wielu wyższych rangą dowódców.. nastąpiło wiele promocji w armii, sprawiając iż kadra oficerska Domu jako jedynie nie składała się w przeważającej ilości z kapłanek.

Dom Godeep lawirował pomiędzy kontraktami z Thay, a konkurowaniem z nimi. Ten dualizm mógł być kłopotem w przyszłości, ale obecnie generował spore zyski. Więc sam Dom szybko odbudowywał straty. Aktywna działalność polityczna i wiązaniem się sojuszami zwłaszcza z Vae i Aleval, ustawiało Dom Godeep w pozycji przyszłego rozgrywającego. Ale akurat przyszłość nie dawała się łatwo przewidzieć.
Niemniej istniały zarzewia konfliktu, które mogą wygasnąć… albo spalić sam Dom. Najbardziej widocznym była cicha niechęć i skryta rywalizacja pomiędzy doświadczoną Barzail, a charyzmatyczną i utalentowaną Siadef.

Dom Thay zaś rósł w siłę. Jego twierdza wznosiła się coraz wyżej, a jego budynki zapełniali kolejni emigranci z powierzchni. Niewątpliwie Thay przestało być tylko enklawą, rozbudowując swe siły defensywne jak i ofensywne.Ba, nawet świątynie ich bogów uległy rozbudowaniu. Na szczęście dla spokoju miasta, Thay było też Domem pasywnym. W zasadzie ograniczało swą rolę do obserwacji i deklaracji wspierania miasta, oraz do interesów… Z pozoru nic się nie zmieniło. A jednak coś było inaczej. ilość czerwonych magów w mieście wzrastała. Powstał nawet ośrodek badawczy… którego głównym celem było znalezienie i przejęcie latającego statku. Okręt ilithidów stał się idee fixe tutejszego khazark, ba… możliwe że idee fixe całego imperium. Enklawa była rozbudowywana głównie w tym celu właśnie. Opanowanie Podmroku nie było dla łysych magów tak ważne jak pokonanie Halruaa na ich własnym poletku. Bądź co bądź Thay miało wobec tej magokracji kompleks niższości.


Han'kah Tormtor


Zarządzanie Areną okazało się nie tak ekscytujące jak Han’kah z początku myślała. Odbudowa zniszczonej części, zebranie nowych gladiatorów… zakup bestii. I jeszcze przygotowanie pierwszego widowiska na otwarcie Areny. To było trudne i wymagało zmierzenia się z czymś nowym dla Han’kah… zarządzaniem.
Było to nudne i frustrujące zajęcie, tym bardziej że wojowniczka miała własne kłopoty. Zbliżało się rozwiązanie, a sama Han’kah wyglądała już jak napuchnięty balon. Co prawda miała już za sobą kilka ciąż, ale ta właśnie była wyjątkowa… bo wyjątkowo ciężka.
A przecież to nie zwalniało jej od obowiązków. Potrzebowali bestii na inaugurację Areny, a tych obecnie nie mieli. Mogli je co prawda kupić z jednego ze źródeł. A były nimi: Icehammer, Dom Shi’quos i Dom Vae. Mogli je kupić, ale nie bardzo mieli za co. Jak wszystkie Domy, także i Tormtor zaciskał pasa. I Arena była ofiarą tej oszczędności.

Lesen Vae


Kosiarz… tak ją nazwano. Atakował znienacka, mordował sadystycznie i brutalnie. I wybierał na cel tylko oficerów. Tylko jego oficerów. I był nieuchwytny. Ale Lesen znał prawdziwą tożsamość Kosiarza. Wiedział kim jest i jaki jest jej cel. I póki co, nie zdołał jej złapać. A ona była cierpliwa. Potrafiła na kilka tygodni zniknąć i nie podejmować żadnych działań. Tylko po to by uderzyć, gdy Straż Domu straciła czujność.
Było to frustrujące, tym bardziej że sprawiało iż drowy niechętnie garnęły się do sił dowodzonych przez Lesena. Było to niebezpieczne, bo Lanni wykorzystywała tą słabość by podkopywać wiarygodność Lesena zarówno w oczach Sereski jak i Domu Eilservs.
Niemniej sam Lesen miał na własnej głowie inne projekty, która brał po uwagę. A które wymagały współpracy z wpływowymi drowkami. Dzięki głębokiej przyjaźni z Inyndą miał poparcie. Słabe jak i sama leniwa drowka. Ale miał... i to się liczyło.
Alyquarra zaś okazała się całkiem rozsądną drowką i skłonną do współpracy… o ile plany Lesena nie wchodziły w paradę z jej własnymi zamierzeniami.
Lesen zaś zatoczył koło. Ruszył z pozycji kapitana straży i znów na niej utknął. Po drodze jednak wiele stracił i wiele zyskał. W tym wpływową kochankę, która mogłaby nawet… być jego partnerką w przyszłości.

Neevrae Aleval


Neevrae miała i szczęście i pecha zarazem. Będąc akredytowaną dyplomatką w Shi’quos znalazła się blisko najbardziej wpływowych drowów w mieście. Ale jednocześnie… wiele się zmieniło. W Despana miała poparcie związane z bliską przyjaźnią z Valyrin Despana co przedkładało się na spore wpływy w samym. Gdy Valyrin przebywała w Shi’quos poprzez nią, Neev również mogła rozwijać swoje wpływy. Niestety Valyrin znikła, a wraz z nią profity dla Neev wynikające z tej znajomości. Neev była mało ważną dyplomatką, w bardzo ważnym miejscu. Za to po części związana ze starymi ustami, Tazjrą Shi’quos.
Wojna przecięła dawne związki Neev z derro żyjącymi z Icehammer. Pozostało więc mozolnie budować nowe znajomości i wpływy, co było trudne w Domu nie słynącym z zabaw i przyjęć. Malovorn choć osoba rozrywkowa, nie wystarczał… Neev musiała nauczyć się nowej dyplomacji w ponurej i dość zapracowanej Twierdzy uczonych.

Maerinidia Godeep


Mae… czuła się ostatnio bardziej dyplomatką niż Naczelną Czarodziejką. Dużo czasu spędzała na negocjacjach i rozmowach. Jak nie na całonocnych pogaduszkach z Matką Opiekunką Godeep, to na ustalaniu strategii dyplomatycznych z Zeyrbydą i jej protegowaną Rileari, obecnymi Ustami Matrony.
Ale okres był gorący… Negocjowanie kontraktów z Thay, rozmowy polityczne z Mevremas i Sereską. Dużo kwestii związanych z współpracą na różnych polach. Do tego jeszcze kwestia bliższej współpracy między poszczególnymi Naczelnymi Magami… oczywiście dla dobra Erelhei-Cinlu. Sprawy nie ułatwiał fakt, że mimo nominacji Malovorna na coś w rodzaju rzecznika kasty czarodziejskiej, Dom Shi’quos nie miał Naczelnego Maga z prawdziwego zdarzenia. A Naczelna Czarodziejka Domu Aleval była bardziej mitem niż żywą istotą.
Niemniej to wszystko blakło z problemem, który postanowiono rozwiązać na początku miesiąca. Co z artefaktem ilithidów pozostawionym w ich mieście? Był kłopotliwy w transporcie i w zasadzie nie wiadomo było na jakiej zasadzie działał. Ani do kogo należał.
Tą sprawę postanowiono rozwiązać na konferencji Naczelnych Magów wszystkich Domów, którą zainicjował sam Malovorn.

Xullmur’ss


W obecnych okolicznościach bogactwo straciło na znaczeniu. Wygody stał się zbędne. Liczyła się potęga. Potęga i strach. Xullmur’ss w końcu zdołał stworzyć własną “armię”, choć nie stanowiła ona imponującej siły. Przemierzając ścieżki pomiędzy grobowcami dawnych drowów miał czas na przemyślenia. Zapomniany i odrzucony, władał podobnymi sobie… Niemniej to było dalekie od jego prawdziwych ambicji. Jednak zanim zajmie się kolejnymi projektami musiał dopilnować swego bezpieczeństwa. Bądź co bądź jego niedoszły władca nadal żył. I ukrywał się gdzieś.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-09-2014 o 13:49. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 29-09-2014, 19:49   #2
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Potęga i strach.... Trzecim ważnym słowem w świecie drowów była pozycja. Potęga budowała pozycję z obu tych rzeczy wynikał zaś strach tych którymi się władało... On był zaś kim? W oczach wielu zapewne nikim. Miał moc, dużo mocy... Miał możliwości, dużo możliwości. Obecnie natomiast nie miał niemal nic. Bitwa się skończyła. Miasto przetrwało i minęło kilka miesięcy... Poruszając się wśród grobów miał wiele czasu do przemyśleń. Zyskał anonimowość. Zostawił za sobą wrogów ale i sojuszników. Porzucił Dom któremu służył, który dawał mu ochronę i prestiż ale którego był tylko trybikiem...Tak zbudowany był świat drowów, tak musiało być i tak było od zawsze...

Potem pokazali się oni, ludzie. Czerwony korowód łysielców, myślących o interesach. Wkroczyli w świat kapłanek i nie dali się złamać. Zakwestionowali ten porządek rzeczy. Nie oni pierwsi w tym mieście ale im pierwszym się udało. Oni marni ludzie samce w czerwonych sukienkach. Pogardzał nimi ale nie mógł zaprzeczyć, że dokonali niemożliwego. Obserwując ich z perspektywy nie tak znowu długiego czasu zyskiwali więcej i więcej. Teraz stali się już niemal Domem, powiększyli terytorium i... Niby dalej jedynie handlowali, badali i szukali statku. Bo przecież zawsze oficjalnie tylko to robili czyż nie?

Zuchwali słabi powierzchniowy, żyjący tak krótko i osiągający tak wiele. Oh nie był głupcem, imperium było skorumpowane i podzielone niczym Domy drowów. Jednak patrząc na osiągnięcie czarodziei powierzchni i czarodziei drowów ich pozycji i możliwościom... Sprawa nie wyglądała zbyt imponująco, dla jego dumnej rasy.

Czy obchodziło go czy coś się zmieni w tym mieście za sprawą czerwonych? Wiedział, że się zmieni. Chciał czerpać z tego korzyść i zbudować sobie własną pozycję. Wiele rozważań przychodzi do głowy w trakcie wielu godzin monotonnych wędrówek. Szaraki, statek, czerwoni... Ilość sił które zaczną w końcu naciskać była zatrważająca. Miasto czekały konflikty, dużo większe niż te wewnątrz miasta do tej pory. To wywoła kolejne zmiany i kolejne tarcia. Kości zostały rzucone, drzwi przemian zostały otwarte i nikt nie zdoła ich zatrzymać. Nikt też nie będzie znał wyniku, ani nie będzie w stanie go kontrolować.

On sam musi zacząć wszystko od nowa. Od samego dołu tak jak kiedyś wiele lat temu. Będzie się piał i budował osobistą potęgę. Cierpliwość i czas to rzeczy które zyskał. Rysowały się przed nim jednak ciężki czasy. Musiał zacząć zbierać informacje i uważnie się rozglądać. Przyjdzie mu być ulicznym drapieżnikiem. Kiedyś uznałby to za żałosne. Teraz rozumiał konieczność i wyznaczył sobie nową ścieżkę. Nie miał już Domu i jego powagi za swoimi plecami. Znał jednak mechanizmy działające u góry, to dawało mu przewagę.

Mógł też poszerzyć swoją wiedzę korzystając z Oka, niewiarygodny dar. Nieunikniona była znajomości z kabałą jaka w jego skład wchodziła. Były to drowy z różnych domów o bardzo różnym znaczeniu. Będzie dla nich nowy, nieufność ale i pogarda będą zarówno pewne jak i zrozumiałe. Cóż może jednak na to poradzić? Wypowie kilka frazesów, zaproponuje siebie i swe usługi i nic więcej... Będą go mieć za pionka bez znaczenia. Czy znajomość z nimi prócz widzeń w kuli coś przyniesie to pokaże czas. Wątpił w to jednak.

OKO

Malefic rozesłał krótkie enigmatyczne listy do wszystkich członków “klubu”, że na następnym spotkaniu do grupy dołączy nowy członek imieniem Xullmur’ss. Nic więcej jednak w tych listach nie było. I raczej nie dziwiło to nikogo z “wybrańców Oka”. Bądź co bądź Malefic nie interesował się zbytnio osobami korzystającymi z artefaktu. On tylko pilnował jego działania i dyskrecji samego klubu.

– W końcu. - mruknął z uśmiechem szermierz Vae, paląc list od Malefica, i rozsyłając własną wiadomość do pozostałych członków kabały.

„Spotkanie Nazajutrz o trzecim dzwonie ćwiartki wieczornej. Cel widzenia – do przedyskutowania na miejscu.”

***

– Jak miło ze strony Malefica że nigdy nie zapomina o uzupełnieniu barku. - samiec skomentował do pustego pokoju, wyciągając karafkę wina.
Przez ostatnie tygodnie Lesen nie zmienił się za bardzo. Pozwolił włosom urosnąć, tak by grzywka zasłoniła pusty oczodół, ale nic ponadto. Wciąż gibki i wysportowany, nie wyglądało na to by to drobne kalectwo w jakimkolwiek stopniu utrudniało mu życie.
Być może poza okazjonalnym wchodzeniem w słupy.
– Któregoś z tych dni Malefic zatruje alkohol, i wszyscy pomrzemy jak banda kretynów. - mruknął do siebie, nalewając wina do kielicha by umilić sobie oczekiwanie na resztę.
- Nie zrobi tego, nie jest Tobą. - wyraźnie rozbawiona Maerinidia weszła do komnaty i ruszyła wprost ku samcowi, by odebrać z jego rąk napełniony właśnie kielich - Dziękuję, Lesenie. Miło, że o mnie pomyślałeś. - rzuciła słodko i odwróciła się, by zająć miejsce przy stole. Przez chwilę delektowała się trunkiem, po czym zapytała z wyraźną obojętnością w głosie - Kogo miałbyś nadzieję dziś namierzyć?
– Ranisz mnie tymi bezpodstawnymi oskarżeniami. - odpowiedział ze zbolałą minął samiec, sięgając po następny kielich. – Zresztą, co tak naprawdę o nim wiemy? Skąd pochodzi, jak tak naprawdę kula wpadła w jego ręce, od ilu lat udostępnia ją takim jak my? Kim jest? Jaką mamy pewność że jest podstarzałym drowem którego udaje? Równie dobrze może być personifikacją jakiegoś bóstwa cierpienia, przebranym księciem diabłów, albo polimorfowanym abishai’em, spędzającym wolne chwile na przyglądaniu się jak pleciemy nasze misterne nici za pomocą kuli, z perwersyjną przyjemnością obserwując jak wszystkie nasze plany obracając się wniwecz, sycąc się naszą frustracja i bezsilnością...
- Macie całkiem niezły wywiad, moglibyście to ustalić kiedyś. Jakby wam się nudziło. - wzruszyła ramionami czarodziejka Godeep, mierząc Lesena obojętnym spojrzeniem - Póki co pozostaje nam tylko zaufać własnej intuicji... i węchowi. Niezła grzywka. - skwitowała kpiąco.
– Dziękuję. - odparł serdecznie samiec, mierząc czarodziejkę badawczym spojrzeniem. – Odnoszę niejasne wrażenie, że żywisz do mnie urazę tylko nie bardzo rozumiem z jakiego powodu.
- Jestem po prostu zmęczona. - lekki uśmiech, który pojawił się na twarzy Mae, był nawet szczery - Nie szukaj pułapek i intryg tam gdzie ich nie ma Lesenie, dość masz tych, które same Cię znalazły.
– Szukać spisków tam gdzie są. Użyteczna porada, dziękuje. - przytaknął z aprobatą samiec.
- I po co ta ironia? Wierz mi, jeśli będę czuła do Ciebie urazę, bez wątpienia się o tym dowiesz. - roześmiała się lekko - Chyba, że powinnam? Może masz coś na sumieniu? Nie chcesz mi czegoś wyznać? - w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, jednak spojrzenie, którym Maerinidia zmierzyła szermierza, było nadzwyczaj uważne.
– No cóż... - zaczął z ociąganiem szermierz. – Miałaś okazję walczyć z Han'kah w ostatniej wojnie. A tyle ją szukałem na polu bitwy... Więc może żywię do ciebie za to „drobną” urazę. Drobną. - dodał wesoło.
- Nie szukałam jej po to, żeby z nią walczyć i udało mi się uniknąć tej walki. - sprostowała Mae - Urazę możesz co najwyżej czuć do Lolth, że nie skrzyżowała waszych ścieżek… choć to chyba nie jest zbyt bezpieczne, prawda? - kpiący uśmiech znów powrócił na jej twarz - Tak czy owak, nie czuję się winna… ale mogę się poczuć lekko urażona. - kpina przeszła w ostrzeżenie i rozmyła się w słodkim uśmiechu - Coś jeszcze?
Samiec wzruszył ramionami.

Cisza nie zdążyła się zadomowić przecięta ordynarnym hukiem. Han’kah Tormtor pchnęła drzwi z taką werwą, że pofrunęły na ścianę, odbiły się od niej i skończyły wyścig na czubku jej wojskowego buta. Najpierw wnętrze komnaty zaszczycił wielki i idealnie okrągły brzuch pani pułkownik a później ona sama.
- Pieprzone… niewdzięczne bachory… Zafajdane mlekożłopy, czuję się jakbym połknęła sztangę - gderała zajadle. Obiema rękami podparła plecy i wygięta w niemal karykaturalny łuk ruszyła w stronę barku. - Niech mi ktoś przypomni po co mi kolejny zasmarkany imbecyl, który, nim stanie się w ogóle użyteczny, pożre masę moich pieniędzy, cierpliwości, psychicznej-kurwa-równowagi, sprawi, że zaciągnę przysługi by śmierdziela szkolić, wyekwipować, osadzić na intratnym stołku a w finale szumowina, aby udowodnić mi, że był warty moich poświęceń, wbije mi nóż w plecy albo sprzeda za marnego miedziaka…

Drowka zmieniła się znacznie począwszy od figury. Co dziwne Han’kah nie przytyła wcale, z wyjątkiem imponującego brucha, może nawet zlichła w sobie, jakby rezydent jej ciała wszystko co niezbędne do życia zagarniał dla siebie, nie myślał się dzielić i za punkt honoru założył sobie wysysanie jej od środka aż pozostanie skóra i kości. Jeden z policzków pułkownik znaczyła paskudna rozległa poparzeniowa blizna, która nie tyle jawnie ujmowała jej urody co podkreślała jej chłód i surowość. Tylko włosy były niezmiennie piękne, choć teraz nosiły barwę połyskliwego onyksu.
Maerinidia uśmiechnęła się lekko na widok nowo przybyłej, ale szybko odwróciła wzrok, by nikt nie dostrzegł cienia zazdrości w jej oczach.

Do sali wszedł zamaskowany czarodziej. Odziany w szaty uniemożliwiające jego identyfikację czy nawet płeć.
- Witam zgromadzonych jestem Xullmur’ss i mam zaszczyt dołączyć do waszego szanownego grona. Skłonił się lekko. Malefic wprowadził mnie w szczegóły działania artefaktu. Bardzo hmmm... przydatne urządzenie. - poczekał na reakcję pozostałych jako nowo przybyły.
- Niespecjalnie, co drugie widzenie natrafiamy na kogoś nago. - przerwał. – Chwila. Cofam co powiedziałem. Owszem, całkiem przydatne. - chwycił kolejny kielich i nalewając wina wręczył go przybyszowi. - Lesen Vae.
Po czym przechylił się w stronę oficer Tormtor. - „Psychicznej Równowagi”? Naprawdę, Han'kah?
Xullmur’ss przyjął puchar po czym usiadł wśród zgromadzonych. Z zaciekawniem spojrzał na oficer Tormtor, po pytaniu Lesena. Sam pytając:
- Ustaliliście już cel widzenia?
Samiec usiadł przy stole.
– Nie, czekamy jeszcze na jedną osobę. -
Splótł ręce przed sobą i wbił intensywne spojrzenie w Xullmur'ssa.
Neevrae weszła jako następna przesuwając wzrokiem po zgromadzonych. Uśmiechnęła się na widok Mae i Han'kah, Lesen został obdarzony przelotnym spojrzeniem, jako że większość uwagi przyciągał owy.
- Nasze małe zgromadzenie się powiększa. - rzuciła lekko podchodząc do barku i nalewając sobie wina do kielicha. - Z kim przyjdzie nam bawić się w podglądanie? - zapytała Xullmur'ssa siadając.
Tymczasem Han’kah wyminęła Neev uśmiechając się do niej jedną połową ust i poczęła przeciskać się dalej w kierunku najbardziej oddalonego fotela, co nie było wcale takie proste zważając na zawadzający z każdej strony brzuch.
- Pułkownik Han’kah Tormtor - rzuciła niezbyt przyjemnym tembrem w stronę nowego. - Nie dosłyszałam nazwiska. Jesteś psem z plebsu?
- Xullmur’ss, jestem czarodziejem wielebna kapłanko - skinął głową Neevrae. - I wolnym strzelcem jak nazwali by mnie powierzchniowy. Nie należę do żadnego domu co czyni mnie psem według jednych, w oczach innych jestem dobrym współpracownikiem nie zdradzę dla macierzystego Domu. Służę sobie i złotu co czyni mnie kowalem własnego losu i to jest dla mnie najważniejsze.
- Ale też skazuje na byt na własny rachunek i znacznie ogranicza możliwości. Ot takich, jak choćby dostęp do bibliotek czy majątku Domu. Dla którego jako “wolny strzelec” - przewróciła wymownie oczami - nie zdradzisz, ale zdradzisz dla złota. Gra niewarta świeczki. - zauważyła obojętnie iluzjonistka, po czym też się przedstawiła - Maerinidia Godeep, Naczelna Czarodziejka.
Han’kah zatrzymała się w pół kroku łypiąc na maga dość ostentacyjnie a nawet pochyliła głowę jakby mogło jej to pomóc dostrzec co skrywa kaptur. Szybko jednak zrezygnowała, być może powodem był dotkliwy kopniak wymierzony w jej śledzionę. Warknęła lekko i powlekła się do fotela by zapaść się w jego miękką materię i zarzucić stopy na stół.
- Srały żmije będzie wiosna - skwitowała filozoficznie kładąc na czubku swojego brzucha miseczkę pełną suszonych owoców i wrzucając jeden na język. - To kogo podglądamy?
- Ładne słowa tuszujące pewne niedoskonałości - rzuciła kapłanka do nowego i dodała: Neevrae Aleval. Dokładnie… Kogo tym razem będziemy podglądać w prywatnej sytuacji?[/i]
– Oj oj, nie zaczynajmy wznowienia działalności kabały od kłótni. - Lesen uniósł pokojowo ręce, po czym podsunął Han'kah kielich. – Napijmy się, przedyskutujmy możliwe cele. Wciąż mamy potencjalnych kandydatów sprzed paru miesięcy, Keelsorona, Valyrin, Nihrizza. Albo możemy podglądnąć co porabiają nasi nowi przyjele z Thay. Jesteśmy dość mocno z tyłu z grafikiem, ponieważ ktoś dostał ochoty na trzymiesięczny urlop. - rzucił pułkownik znaczące spojrzenie.
- Jako nowy nie będę narzucał żadnej opinii, pozwolę sobie jednak na wypowiedź. Keelsoron z trójki którą wymieniłeś panie jest chyba najważniejszym celem. Szukało go całe miasto, aktywnie walczył…
– Keelsoron to płotka. Osobiście nie zawracałbym nim sobie teraz głowy. -
Lesen uniósł kielich wina, i skinął głową na czarodzieja, zachęcając go by chwycił własny. Mae prychnęła na poły zirytowana, na poły rozbawiona - Keelsoron i Keelsoron… był tu kiedyś taki, co się przy nim upierał. Ta obsesja go zgubiła. - stwierdziła kpiąco - Żaden z niego ważny cel, gdyby miał asa w rękawie, dawno by go użył. Teraz bardziej mnie interesuje, co się dzieje tuż pod naszymi nosami. Mevremas coś knuje z Eilservs. Może warto by było sprawdzić ten trop?
Han’kah zaś oddała oferowany kielich z powrotem kapitanowi Vae.
- W dupę mnie cmoknij. Po winie pali mnie przełyk - Xullmur’ss mógł zauważyć, że wojowniczka nie tyle jest złośliwa w stosunku do niego co złośliwa w ogóle. - Możemy zacząć od Nihrizza. Zakładając, że nie żyje nic się nie wydarzy i będzie można sesje skierować na inny cel nie tracąc kolejki.
Samiec wpatrywał się w czarodzieja jeszcze przez chwilę.
– Oh. - pstryknął palcami. – Jak nieroztropnie z mojej strony, daj mi chwilkę. -
Ruszył do barku, szukając czegoś naprędce, po czym podszedł do czarodzieja.
I wrzucił mu do kielicha długą, wściekle różową słomkę.
– Proszę. -
- Nizhrizz nie jest złym pomysłem, chociaż Valyrin także… - Neevrae zerkęła na Han’kah. - Co się stało z Nihrizzem, co z Valyrin... Chociaż przyznam, że ciekawość dotycząca Valyrin zżera mnie… bardziej.
- Może i lepsza opcja - Han’kah spoglądała naprzemiennie to na swój kielich z winem to na Lesena i różową słomkę. - Nasz nowy kompan wpadł ci w oko czy jak? - Usta jej lekko zadrgały gdy dotarło do niej niefortunne sformułowanie. - W oko. OKO, hehe. - machnęła dłonią. - Bądź tak miły i nalej mi ziółek na zgagę. A Nihrizza przełożymy na kolejny raz. W moim stanie lepiej unikać nerwów a gdyby się okazało, że to kurewska podpucha na pewno z wścieklizny odeszłyby mi wody. Chyba, że… Ślicznotka? Ta jest zawsze w samym centrum sieci intryg.
– Cieszę się że przynajmniej jednej osobie moja aktualna niezdolność do percepcji głębi przynosi niepomierną radość. - mrugnął do Han'kah idąc zaparzyć zioła o które poprosiła.
W drodze odwracając się by na migi, za plecami Xullara, pokazać „No k*rwa, spójrzcie na niego.” z szerokim uśmiechem.
– Oficjele Thay bardziej mnie interesują. Ale jeżeli Neev zgadza się na Ślicznotkę...
- Zgodzę się na nią, jeżeli o to chodzi - odparła Neevrae. - To może dam nać lepsze wejrzenie w aktualne sprawy, niż tropienie naszych znajomych… chociaż i tak będziemy ich podglądać w końcu.
- Nieunikniona oczywistość - przyznała Han’kah i wbiła palce w podłokietniki fotela żeby się podnieść. Kilka razy przeklęła pod nosem własną niezgrabność i “parszywego bękarta” po czym ułożyła dłonie na artefakcie. Z jej ust popłynęły szybkie słowa.

- Nihrizz Tormtor.
Drowka nakryła dłonią usta jakby palnęła coś niestosownego, zaśmiała się żywo, urwanie, i niewinnie wzruszyła ramionami.
- Wybaczcie. Nie mogłam się powstrzymać.
Xullmur’ss spojrzał po pozostałych z zaciekaniem. Był zaciekawiony czy interesy i personalne zachcianki przeważą w oku, czy jednak ktoś się postawi i zwycięży rozsądek czyli np typ Ślicznotki. By wyszukać smoczego maga który raczej żył, były potrzebne cztery głosy. Równie dobrze pozostali mogli wymówić zupełnie inne imiona.
Ale kula w ogóle się nie uaktywniła, zapewne z tego powodu, że wybór Han’kah nie był wyborem reszty grupy.
- Kochanie, nie pora na tropienie starej miłości. - Maerinidia z lekko kpiącym uśmiechem podniosła się by zmienić jedno z krzeseł stojących przy stole w wygodny fotel, po czym miękko usadziła w nim pułkownik Tormtor i wróciła na własne miejsce.
- Jestem za Mevremas, skoro Neev nie ma nic przeciwko. - uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki.
Han’kah wydęła wargi jak rozczarowana dziewczynka, której wyrwano cukierka. Nie zaprotestowała kiedy Mae usadziła ją w fotelu, a nawet puściła oko do czarodziejki kiedy nikt nie patrzył, ot taki drobny sekretny gest, który miał podsumować ich ostatnie spotkanie, rozmowę i nieoczekiwaną rozłąkę. Han’kah wyciągnęła się rozleniwiona i sięgnęła po ziółka na zgagę.
Xullmur kiwnął głową.
- Jeśli żyje, pani, odszedł gdy go potrzebowałaś. Zdążysz go jeszcze za to ukarać -zwrócił się do oficer, po czym skierował wzrok na Maerinidię - Matrona Mevremas to dobry cel. Masz pani moje poparcie.
- Co Ty, nikomu nie znany “wolny strzelec” możesz wiedzieć o potrzebach pułkownik Han’kah Tormtor? - Mae uniosła brew w zaciekawieniu a Han’kah zdublowała ten gest, zaskoczona gorliwym wstawiennictwem czarodziejki. - To było nader odważne stwierdzenie jak na kogoś zupełnie w tym gronie obcego. - nieoczekiwanie uważne spojrzenie utkwiło w masce zasłaniającej twarz czarodzieja.
- Właśnie - przytaknęła jej Han’kah, choć wydawała się nawet rozbawiona tematem i obrotem sprawy.
- Stwierdzam fakty, część potrzeb pani pułkownik jasno wyraziła czyli chęć odnalezienia czarodzieja Nihrizza. Dziękować mu za ucieczkę natomiast, raczej nie zamierza. - Xullmur’ss wzruszył ramionami. Ignorował zaczepki spodziewał się ich, dać się sprowokować to okazać słabość.
Czarodziejka skwitowała jego słowa jedynie zagadkowym uśmiechem, po czym pytająco spojrzała na resztę - Co o tym sądzicie? Mevremas?
- Ucieczkę? - Han’kah powtórzyła słowa maga jakby mełła w ustach mokrą ziemię. Jej mina była przerysowaną dogłębną urazą, jej dolna warga zadrgała z udawanego żalu. - Xullmur’ssie, to zabolało! Jesteś drowem, nie wiesz, że nie wszystko należy gadać na głos? - siorbnęła ziółek i uśmiechnęła się półgębkiem. - No cóż, stawiam pięćset sztuk złota, że nie żyje. Może jednak postawimy zakłady i sprawdzimy? Nie bądźcie nudziarzami, spraaaawdźmy!
- Niezła próba. - roześmiała się czarodziejka, niemniej pokręciła przecząco głową - Minęły cztery miesiące, pół dekadnia niczego nie zmieni. A ja wolę wiedzieć, co się dzieje w cieniach w mieście… zanim stanie się to powszechną wiedzą. Poza tym... - utkwiła rozbawione spojrzenie w pułkownik - ...jesteś mi dłużna herbatkę. Możesz spróbować mnie na niej przekonać do podjęcia zakładu… następnym razem.
- Nuuuudziarze - pułkownik ciągnęła mało poważnym tonem niemniej nie zdawała się ubolewać nad faktem, że została przegłosowana. - Wiecie, ja zaczęłam robotę w przemyśle rozrywkowym i zrobiłam się niebezpiecznie niepraktyczna. A może to przez mój… wyjątkowy stan. Zbrzuchacona robię się kurewsko uduchowiona i melancholijna - wyszczerzyła się, ale zaraz uśmiech zbladł bo dostała serię kopniaków w żołądek. W spontanicznym zrywie ujęła dłoń Maerinidii i nakryła swój brzuch, aby czarodziejka poczuła mocarne razy. -[/i] Kop, kop… sadystyczny… niewdzięczny… cymbale. Zobaczymy czy będziesz też taki hardy po tej stronie brzucha…[/i]
Oczy Mae zrobiły się wielkie i błyszczące, gdy poczuła wierzgającą w brzuchu Han’kah małą istotkę. Jej dłoń wyraźnie zadrżała, choć mogła to zauważyć jedynie pułkownik, do której brzucha owa dłoń przywarła zachłannie, chłonąc tak nieznane jej doznania. Jednak trwało to zaledwie chwilę, czarodziejka szybko wzięła się w garść i tylko ostatnie zazdrosne spojrzenie, jakie posłała ciężarnej mogło sugerować, że coś jest nie do końca w porządku. Niemniej uśmiechnęła się lekko, upijając spory łyk z kielicha - Podejrzewam, że tak właśnie będzie. Będzie bezczelny i krnąbrny. Jak każdy samiec. - dodała, kpiną maskując znacznie cieplejsze tony.
- Przyjmę zakład i o 2000 sztuk złota, następnym razem jednak pani. - skłonił głowę - Musimy być tym razem praktyczni. - wtrącił Xullmur’ss - Jest nam potrzebna wiedza. Służę pomocą wszystkim tu zgromadzonym gdybyście czegoś potrzebowali.
- Dwa tysiące… sporo jesteś w stanie stracić jak na kogoś, kogo egzystencja opiera się tylko na złocie. - nieco melancholijnie skomentowała Maerinidia, nie odnosząc się w ogóle do drugiej części wypowiedzi czarodzieja.
- Przyjmuję! - podchwyciła Han’kah. - Dwa tysiące, następnym razem… Możesz już zacząć odkładać. A tymczasem… eh, pierdolić! - wzruszyła ramionami w geście kapituacji ale pozwoliła, by jej wargi rozjechały się w uśmiechu. - Niech będzie Mevremas… Mniemam, że jeśli nie trafimy na morderstwo to chociaż będzie wymyślne rypanko.
Skinął głową na słowa Han’kah o zakładzie.
– Pod tym względem kula nie zawodzi. - dodał Lesen, stawiając obok Han'kah kubek z zaparzonymi ziołami. – I podtrzymuje swoją ekspertyzę, tysiak na to że Nihrizz żyje i drzemie sobie gdzieś na stosie złota. -
- Przyjmuję również! - Han’kah odebrała kolejną filiżankę z naparem. - Wygląda na to, że znalazłam szybki sposób na nadprogramowe fundusze dla Areny. Wspaniale.
- Jeśli chcesz kolejne… cóż, musisz mnie przekonać. - Naczelna Czarodziejka Godeep uśmiechnęła się psotnie, ale po chwili spoważniała - Jesteśmy w komplecie, mamy zbieżne cele… możemy zacząć? Nie mam niestety całego nocnego cyklu na pogaduchy i widzenie.
-Szkoda - Han’kah przeciągnęła się w fotelu. - Mnie po raz pierwszy od dawna nigdzie się nie spieszy - zamierzała wstać ale chyba się rozmyśliła obrzucając swój brzuch wrogim spojrzeniem. - Lesenie, byłbyś tak dobry i obsłużył nasz uczynny artefakt?
Samiec przytaknął bez słowa i przyłożył ręke do Oka.
– Matka Opiekunka Mevremas. -

Sfera zamigotała i po chwili kuli pojawił się wyraźny obraz jednej z gustownie urządzonych komnat Ślicznotki, z pięknym purpurowym witrażem, przedstawiającym drowkę tańczącą pośród płomienistych pająków.
Mevremas siedziała naprzeciw stolika z rozłożoną partią savy, z zamyślonym wyrazem twarzy. Jej przeciwniczką była Thaula’ur . I trzeba było przyznać, Mevremas była beznadziejną graczką. Każdy znawca tej gry potrafił to zauważyć.
Po kolejnym jej ruchu Thaula’ur rzekła zniechęcona. - Ech… ty się nawet wcale nie starasz.
Władczyni Aleval wzruszyła ramionami. - Mam nad czym rozmyślać.
- Nad czym? - Thaula’ur wykonała ruch.
- Znasz może… Maerinidię Godeep? - zapytała Mevremas, rozpraszając na chwilę uwagę Opiekunki Świątyni Aleval.
- Trochę… a co? - zapytała niewinnym tonem.
- Trochę. - zaśmiała się głośno Mevremas i upiła nieco wina. - Trochę… jesteś pewna?
Kapłanka spojrzała na Mevremas i wzruszając ramionami dodała. - Może więcej niż trochę. Ale co to ma do rzeczy?
- Mała Mae Godeep coś planuje… oczywiście w tajemnicy. - odparła półgębkiem Mevremas.
- A ty teraz będziesz czekała, aż zacznę z ciebie wyciągać ów sekret? - odparła Thaula’ur wstając. - Nie jestem już młodziutką kapłanką, nie dam się nabierać na twój lep.
- Zrobiłaś się strasznie pewna siebie. - rzekła rozdzierającym tonem Mevremas i westchnęła dramatycznie. - Ale niech ci będzie… Mam dylemat.
- Dylemat? Ty? Nie znam bardziej bezwzględnej i stanowczej drowki. - zaśmiała się Opiekunka świątyni.
- Kłamiesz… - wystawiła język Mevremas sięgając po kielich i upijając wina. - I w dodatku mimo tego, że mogę przejrzeć każde twoje kłamstwo.
- No może nie najbardziej bezwzględnej… - westchnęła Thaula’ur siadając. - Więc w czym problem? Co planuje mała Mae Godeep?
- Przyjęcie! Duże wielkie przyjęcie z atrakcjami. Wielka bibka u Godeep na którą ma się stawić cała śmietanka Erelhei-Cinlu. - wyjaśniła Mevremas. - Impreza miesiąca.
- Godeep chce wejść w twoje pantofelki? - zaśmiała się Thaula’ur pocierając podbródek. - Chociaż... stara matrona Siadef, gdy była młoda i piękna, też była ponoć imprezowiczką. Jej przyjęcia były legendarne.
- To prawda. Stara Siadef miała gest. - zgodziła się z nią Mevremas i dodała wzdychając. - A mój dylemat polega na doborze kreacji i odpowiednim wejściu na przyjęcie. Nie może zaćmić imprezy godpodarzy, ale… musi to być wyjątkowe wejście. Jako Ślicznotka powinnam błyszczeć, nie wypada mi inaczej, nosząc ten przydomek. Więc wszystko rozbija się o… równowagę.

- Trzeba było wieszczyć smoczego maga... - burknęła wyraźnie rozczarowana Han’kah. - Jak grzecznie… i mdło. Chociaż - odwróciła się w stronę Mae - zamierzasz mnie zaprosić, co?
- No i się wydało… - uśmiech Maerinidii był wyraźnie zmęczony, ale mimo wszystko szczery i szeroki - “Mała Mae...” - zachichotała i odwróciła się do Han’kah - Kochanie… oczywiście, że zamierzam Cię zaprosić. No chyba, że zamierzasz mi urodzić na sali balowej… - podejrzliwie zmierzyła wzrokiem brzuch drowki i westchnęła, przeciągając się - Tormtor nieźle narozrabiało, ale minęło dość czasu, by ochłonąć. Żaden Dom nie będzie wykluczony. Nic więcej nie zdradzę. - oznajmiła, po czym na nowo utkwiła wzrok w kuli, czekając na dalszą część widzenia. Może zrobi psikusa Mevremas jeśli dowie się, co tamta planuje? Może to widzenie nie będzie aż takie stracone...
Lesen zawiesił tylko głowę.
– Najgroźniejsza Matrona Erelhei-Cinlu... A używa wywiadu do planowania kreacji z wyprzedzeniem. - westchnął.
- Och, samcze. Zupełnie nie rozumiesz powagi tego dylematu. - Neevrae uśmiechnęła się do siebie.
– Zapewne dlatego samce są w oczach Lolth głupsza i słabszą z płci. - przytaknął z powagą samiec. Xullmur'ss jedynie się uśmiechnął pod kapturem.


Przez chwilę rozmowy obu drowek zeszły na faktury i barwy materiałów, oraz kroje sukni. Śmiałe i prowokujące… a jakże. W międzyczasie figury na planszy zmieniały położenie, ale sama rozgrywka toczyła się leniwie i bez polotu. Brakowało w tym strategii i talentu, zarówno po stronie zwyciężającej Opiekunki Świątyni, jak i zwyciężanej Mevremas.
- Jesteś kiepska w tej rozgrywce. - zauważyła Thaula’ur z wyraźnym zdziwieniem.
- Cóż poradzić… nie lubię być ograniczana przez czyjeś zasady. Wolę narzucać własne. - uśmiechnęła się wesoło Mevremas.
- No to masz problem z Thay… bo oni najwyraźniej chcą narzucić nam własne zasady. - mruknęła ponuro kapłanka.
- Doprawdy? - odparła beztrosko Mevremas. - Wątpię, by im się to udało. Jeszcze bardziej wątpię, by próbowali.
- Wprowadzili obserwatora do spotkań matron. - przypomniała Thaula’ur.
- Chcą być na bieżąco z naszymi naradami. Wielkie mi zmartwienie. - wzruszyła ramionami Matrona Aleval. - Przecież widać, że ich Erelhei-Cinlu nie interesuje, zamierzają tu jedynie urządzić ośrodek badawczo-poszukiwawczy. Ich celem jest okręt.
- A ty… zamierzasz ich w tym ubiec? - zapytała Thaula’ur.
- Ja? Ani trochę… Okręt w rękach drowów Erelhei-Cinlu byłby bardziej problemem, niż zyskiem. Nie zdołalibyśmy go rozpracować, a tym bardziej powielić zanim Thay ruszyłoby swymi siłami, by go przejąć. Poza tym... - zamilkła Mevremas, splatając dłonie.
- Poza tym co? - zapytała kapłanka, wpatrując się w swą władczynię.
- Poza tym… mamy dość własnych artefaktów, które używane przynosiły temu miastu nieszczęście. Nie potrzebujemy jeszcze półżywego konstruktu z otchłani szaleństwa. - machnęła ręką Mevremas. - Niech go Thay biorą na swą zgubę. Niektóre przedmioty są jak pocałunek śmierci, moja droga. Ilithidzki okręt należy do tej grupy.

- Hmmm… ma rację… - mruknęła jakby do siebie Maerinidia, pogrążona we własnych myślach. Nadal nie odrywała wzroku od kuli, ciekawa kolejnych tematów rozmowy między członkiniami śmietanki Aleval.
Samiec przechylił głowę, ale nie odezwał się słowem.
- Absolutną. - zgodziła się kapłanka obserwując uważnie to, co się działo w kuli. To mogłoby się skończyć zaiste nieciekawie dla Erelhei-Cinlu.
Han'kah ziewnęła przesadnie.

- Każ przygotować kąpiel łaziebnym. Mam ochotę się odprężyć. - wymruczała leniwie Mevremas.
- A Sava? - zapytała uprzejmie Thaula’ur.
- Wygrałaś. Wygrałaś. - Matrona uniosła ręce w geście poddania. - Możesz się tym szczycić na przyjęciach.
- Nie myśl sobie, że przegapię taką okazję - zaśmiała się wesoło kapłanka wstając z gracją i ruszyła do wyjścia z komnaty.
Mevremas przez chwilę gapiła się na planszę z irytacją, jakby każdy z pionków był jej wrogiem. Westchnęła smętnie i wstała od stołu wyciągając z włosów długie szpile i rozsypując swą misterną fryzurę. Dwie szpile upadły na podłogę. Trzecia ciśnięta nagłym ruchem dłoni wbiła się w zasłonę przy balkonie.
Jakieś ciało zwaliło się na podłogę owijając się w zrywaną swym ciężarem ciała draperię. Charczał i drżał raniony, być może śmiertelnie… Szpieg, zabójca, wielbiciel? Na pewno pechowiec.
Mevremas podeszła powoli to drżącego ciała i szeptała. - Nie bój się. Nie umrzesz. To nie była śmiertelna rana. Nie umrzesz, dopóki nie wyśpiewasz wszystkiego.
Gdy przyglądała się twarzy podglądacza zasłaniając ją niestety swym ciałem, do komnaty wpadła trójka uzbrojonych w sejmitary zamaskowanych drowów.
- Zabrać go na tortury i przepytać. Czy moja kąpiel jest gotowa? - rzekła Mevremas na ich widok.
- Tak Matko Opiekunko. Zgodnie z twoimi oczekiwaniami. Pachnidła i olejki takie jakie lubisz. - wyjaśnił jeden z nich.
- A i nie zapomnijcie o dwunastu plagach kolczastym biczem dla przywódcy mej ochrony. Następnym razem, niech postara się lepiej. - rzekła ni to drwiąco, ni ironicznie podchodząc do drzwi komnaty. Zaś jej strażnicy zabrali się za wynoszenie niedoszłego podglądacza.
- Tak Matko Opiekunko. - odpowiedź jednego z drowów była ostatnim co usłyszeli, gdy wizja uległa przerwaniu.

– No cóż... - zaczął z Lesen, przerywając dłuższą chwilę milczenia. – Jak głupim trzeba być, albo jak dobrych agentów trzeba mieć, żeby szpiegować Mevremas w jej własnym pokoju? -
- Tego się raczej nie dowiemy. - powiedział Xullmur’ss - Gdy Oko się zregeneruje, widzenie rozstrzygające nasz zakład pani? - zwrócił się do Han’kah zakapturzony czarodziej. - Po czym zwrócił się przy wszystkich do Lesena Vae. Słyszałem, że grasuje u was Kosiarz. Z ciekawości zapytam, jakieś postępy w jego ujęciu?
– Wszystko przebiega zgodnie z projekcjami. - wytłumaczył z uśmiechem samiec. – Wybacz że nie wprowadzę cię z szczegóły. -
- Ah tak - pokiwał głową czarodziej - gdyby w tych “projekcjach” był potrzebny dodatkowy potencjał magiczny, daj mi znać. Chciałbym nawiązać z kabałą dobre relacje - zwrócił się już jakby do wszystkich, po raz kolejny. Lepiej żeby mieli go za niegroźnego głupca. - Ten plan usunięcia Kosiarza przez Dom Vae musi być bardzo zawiły. Skoro od miesięcy bezkarnie morduje akurat twoich ludzi.- powiedział Xullmur’ss już bezpośrednio. - Wybacz śmiałość to jednak fakt. - dodał na koniec.
- Nawet nie wiesz jaki ból zadajesz mi tymi słowami, Xullmurze. - westchnął smętnie samiec [i]- Każdej nocy godzinami wpatruje się w ściany swoich komnat, myśląc o drowach których nie udało mi się uratować, zabranych do Otchlani Lolth przed ich czasem, na zawsze pozbpffffffffff ahahahaha [i] - zaczął niekontrolowanie chichotać. - Ahahaha, pozbawionych szansy by, ahahaha. Zapisać się na kartach historii. Odważni samce, ponętne samice, sól naszej ziemi. Podziemi. - kontynuował dalej, śmiejąc się co drugie słowo, aż w końcu zaczerpnął głębszy oddech i machnął z rozbawieniem ręką - Mamy rezerwy. Ale doceniam twoja troskę, naprawdę. Jest tylko jeden szkopuł… Dlaczego miałbym ci ufać. - uśmiechnął się przyjaźnie w stronę zamaskowanego nieznajomego.
- Bo w tej sprawie nie masz nic do stracenia? Gdybyś miał go dorwać sam lub z pomocą Domu czy obecnych sojuszników, już byś to zrobił. Skoro dalej grasuje oznacza to, że raczej nie masz w tej sprawie pola manewru. Potraktuj mnie jak świeży element, może coś zmienię? O ile wprowadzisz mnie chociaż ogólnie w sytuację. Nie musisz zdradzać mi żadnych tajemnic. Suche fakty, które mogą się przydać w tropieniu jedynie.
– To właśnie suche fakty są tajne. - wytłumaczył uprzejmie samiec. – Wezmę twoją propozycje pod rozwagę. -
Xullmur’ss skinął głową.
- No to zakłady na przyszłym widzeniu - Han’kah z nie do końca kocią gracją opuściła swój fotel. - Ufam, że Nihrizz miał w sobie tyle przyzwoitości, że jednak zginął. Kto się ze mną nie zgadza, może obstawić przeciwko. A co do Kosiarza… moją ofertę znasz także, Lesenie Vae. Tyle, że ja nie jestem jak nasz nowy kompan z plebsu, urodzoną altruistką - wyszczerzyła się w asymetrycznym uśmiechu, który podkreślił dołeczki w jej policzkach. - Pomóż mi w negocjacjach z Wilczkiem a ja przyłożę starań, by ta sucz przestała cię niepokoić - pułkownik nakryła dłonią usta. - Ups… czy to był jeden z tych tajnych faktów? Tak czy siak wybaczcie mi moi drodzy, ale was teraz opuszczę. Zafunduję sobie trochę wysiłku fizycznego to i może przyspieszę nieuniknione. Miło byłoby na twoją imprezę Mae wejść z gracją, miast się wtoczyć.
- Zakład na 2000 sztuk złota o Nihrizza przyjęty, pani - skinął głową Xullmur’ss, nie komentując reszty słów pani pułkownik. Z czasem Kosiarz będący jak się okazało kobietą, stanie się dla Lesena Vae problemem palącym. I, o ile nie będzie już wtedy za późno, na pewno będzie chętniejszy jeśli chodzi o współpracę. Wystarczyło poczekać…
- Och, masz jeszcze chwilę czasu na… rozwiązanie tego... problemu. Organizacja balu trochę czasu jeszcze zajmie. - Maerinidia uśmiechnęła się, a potem roześmiała już całkiem głośno, zerkając to na pułkownik Tormtor, to na szermierza Vae - Lesen wsparciem w negocjacjach z Yvalynem? Kochana, już teraz możesz dać sobie spokój. - chichotała nieopanowanie.
- Fakt, twoja pomoc byłaby lepiej rokująca na sprawę ale… nie wiem czego zażądałabyś w zamian. Myślę, że mogłybyśmy omówić to przy herbatce? - zasugerowała w progu Han’kah.
- Będziesz zawsze mile widzianym gościem. Kiedy Ci pasuje? - czarodziejka uśmiechnęła się ciepło, starając się omijać spojrzeniem pokaźny brzuch drowki.
- Chodźby następnego cyklu. Jeśli się nie pojawię uznaj, że… - zerknęła na swoje obfite kształty - coś mi wypadło… - po czym ryknęła frywolnym śmiechem. - Dobre, prawda? Coś mi… - otarła łzę. - Do jutra?
- Do jutra. - mruknęła w odpowiedzi Mae, czerwieniąc się lekko. Wyglądała na skonsternowaną, co usiłowała zamaskować, podnosząc do ust kielich z winem i w zamyśleniu pociągając długi łyk. Kiedy Han’kah zniknęła wszystkim z oczu, westchnęła cicho do siebie i również wstała.
- Jeśli nie macie nic przeciwko, również już was opuszczę. - uśmiechnęła się ciepło do pochłoniętej przez własne myśli kapłanki - Ciebie również mam nadzieję ujrzeć niebawem na... herbatce, Neev.
Neevrae uśmiechnęła się do Maerinidii.
- Przyjdę z wielką chęcią.
-Na mnie już pora, dziękuje za wspólne widzenie. Xullmur'ss skinął głową w geście pożegnania. W wyjściu poprosił jeszcze czarodziejkę Goodep o chwilę rozmowy. cdn...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 29-09-2014 o 20:21.
Icarius jest offline  
Stary 02-10-2014, 23:23   #3
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Muzyka

Han'kah zarzuciła nogi na biurko i wrzuciła do ust kilka kulek owocowych gron. Większość mebli kazała przewieźć do Areny wprost z komnat Nihrizza, ogołacając je niemal do zera. Cały splendor i przepych pokoi smoczego maga cieszył teraz jej oczy tu, w nowej scenerii. Klasa przy zachowaniu pełni oszczędności, doskonale. Han'kah zagwizdała pod nosem wesołą melodię i utonęła w myślach.

Pierwsze cykle na wolności wprawiały w dziwną konsternację. Nic się nie zmieniło. A zarazem zmieniło się wszystko. Mury klasztoru Xaniquos opuściła bez żalu czując jak z każdym krokiem mija otępienie a serce wzbija się w euforyczne staccato. Fakt, wykorzystała pierwszą okazję aby prysnąć do domu. Miała wrażenie, że jeszcze kilka dni i w zimnych klaustrofobicznych murach zeświruje bezpowrotnie. Hehe, zabawnie. W końcu po to tam siedziała zamknięta jak zwierzę, ubrana w zgrzebne szaty, pod zbrojną eskortą żeby jej się właściwie polepszyło. Ironia.

Han’kah czuła jakby przez trzy miesiące morderczych treningów pod okiem mnichów Xaniquos wiele zyskała, zarazem wiele tracąc. W zasadzie cel jej pobytu w zakonie został poniekąd osiągnięty. Jej mnogie i barwne osobowości zostały uśpione, wszystko przycichło niby sala koncertowa po ostatnich oklaskach. Przez moment obawiała się, że w tym żmudnym procesie indoktrynacji zatraciła samą siebie,swój charakter i iskrę. Niepotrzebnie. Chyba osiągnęła... kruchą acz triumfalną harmonię. W każdym razie upewniła się co do tego pierwszego nocnego cyklu. Wcześniej dławiła wszystko głęboko w sobie przywołując na twarz kamienną maskę, pod skorupą zaś kotłowało się jak w ulu i najpewniej to było powodem jej mentalnej huśtawki. Teraz pozwalała by każda, nawet najdziwniejsza i najbardziej niezrównoważona myśl znalazła upust. Postanowiła odrzucić pozory i agitować swoją wyjątkowość. Otworzyła się na Podmrok, jego tajemnice, niebezpieczeństwa i okazje. Chłonęła wszystko jak świeżo przebudzone dziecko, z ciągłym szerokim uśmiechem od którego sztywniały mięśnie policzków. Han'kah Tormtor w jakiś przedziwny niewytłumaczalny sposób stała się... szczęśliwa. Albo po prostu nabuzowana hormonami jak balon tuż przed eksplozją.

To wszystko było dziwne. Nie do końca się w tym odnajdywała jednocześnie po prostu o tym nie myśląc. Miała wrażenie jakby ktoś wywrócił jej czaszkę na lewą stronę i przefastrygował w kilku miejscach. Wszystko było na wierzchu, w każdym razie emocjonalny aspekt jej osobowości, i po pierwszym zetknięciu można było wysnuć wnioski, że ma się do czynienia, jeśli nie z osobą szaloną to co najmniej ewidentnie zwichrowaną. Czy można było bać się jej przez to mniej niż kiedy była zimną bezwzględną suką? Niech oceni historia.

Han'kah kucnęła nad cynową misą wyciskając mokry supeł gęstych włosów. Czarna jak smoła strużka spływała z kosmyków pozostawiając na nich warstwę lśniącej czerni.
Kolejny etap, kolejna zmiana. Niedługo braknie jej kolorów w palecie ale... eh, uwielbiała swoje włosy! Nigdy u nikogo nie widziała ładniejszych, pozwalała więc sobie względem nich na odrobinę pychy i poświęcenia.
Kiedyś były białe… Szlachetny jaskrawy, niemal rażący po oczach odcień świadczył o jej wysokim pochodzeniu. Biel symbolizowała też pewną dozę naiwności. Wiarę w swoje możliwości, arogancję i ambicję. Wtedy starała się sprostać stawianym jej oczekiwaniom. Zadowolić osoby, które stały wyżej w hierarchii aby w stosownym czasie, samemu przeskakiwać te szczeble kariery i piąć się w górę… Brała udział w permamentnym wyścigu szczurów bo nauczono ją, że tak należy. Ale zrozumiała, że to błędna droga.
Czerwień… Wtedy dała się ponieść własnym emocjom, zajrzała w głąb siebie. Szał, gniew, śmiałość. I przesyt targających nią uczuć wszelakiego sortu, w większości głęboko skrywanych i narastających do rangi frustracji. Zastanowiła się czego pragnie, jakie cele chce osiągnąć… i parła do przodu. Parła niby taran. Ale do czego ją to doprowadziło? Straciła kontrolę nad własnym ciałem i nad własnym życiem.
A teraz…znów wszystko się zmieniło. Teraz nadszedł czas stabilnej czerni. Czas nieskrępowanej swobody. Akceptacji. Gonitwa się zakończyła, cele zostały zweryfikowane.
- Cudnie.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Ciężkie, długie po biodra pasma wiły się wzdłuż tułowia niby czarne złowrogie węże. Lewy policzek naznaczała mozaika oparzeniowych falistych blizn, oczy były zimne, rybie, beznamiętne. Nadal zachowała rdzeń urody. Regularne rysy, mocne kości policzkowe, prosty, arystokratyczny nos. Ale teraz na jej twarzy odcisnęło się piętno niefrasobliwego szaleństwa. Już dawno uwiło sobie ono gniazdo głęboko w umyśle pani pułkownik ale teraz stało się w pewien sposób oswojone i oswobodzone, wysączało się swobodnie przez rdzawopomarańczowe kulki jej oczu niby ropa z butwiejącej rany. Niezrównoważenie, w jakimś cholerycznym, euforycznym wydaniu, emanowało z niej niemal namacalnym nimbem jak światło bijące od grzybów głębinowych. Han'kah Tormtor... świeciła. I tak dużo się śmiała! Perlistym śmiechem zaczynała teraz każdy cykl tuż po otwarciu oczy.

Wieczór w towarzystwie Sabalice upłynął swobodnie i radośnie. Matrona nie wydawała się mieć żalu do Han'kah za jej trzymiesięczną niedyspozycję umysłową. W końcu byli drowami, takie rzeczy się zdarzały i nie oznaczały towarzyskiego ostracyzmu. Niewątpliwie został jej także sentyment do pułkownik. Dumała chwilę nad prośbą Han'kah racząc się kieliszkiem wina.
- Niech będzie. Jeśli Arena jest tym czego naprawdę chcesz – uśmiechnęła się ugodowo.
Han'kah zawyła radośnie. Jej własne pierdolone poletko... Jej gardło opuścił jęk przesycony wzruszeniem i rosnącymi oczekiwaniami względem rysującej się na horyzoncie przyszłości.
A teraz byle pozbyć się tego uciążliwego balastu i zacząć knuć. Knuć? Nieeee. Zacząć sobie żyć. Sobie. Na swoim. Bez presji, bez spinki, bez dyktanda innych. BEZ.
Oh, doprawdy kochała Sabalice!
Wdzięczność.
Najdoskonalszy wymiar nadzoru.

Muzyka
Nie była pewna czy Sabalice poinformowała już Bal’lsira o drobnych zmianach kadrowych. Nie widziała szarkai od 3 miesięcy, od ich rozmowy przed atakiem na Despana postanowiła więc zrobić mu niespodziankę. Plan zakładał, że wpadnie do jego gabinetu z triumfalnym "taaaadam"! Obyło się bez efektu zaskoczenia bo przez chwilę zmagała się z wyzwaniem zmieszczenia się w futrynę, okrzyk zaś zamarł w jej gardle gdy dojrzała minę maga.

Bal’lsir nie wydawał się zadowolony z jej pojawienia, ale nie sączył też wściekłej piany co było w sumie niezgorszą prognozą!
- Witaj na Arenie… Han’kah Tormtor.- odparł bez entuzjazmu.
- Nie przesaaaaadzaj! – drowka podeszła do niego blisko z rękami zaplecionymi za plecami by podtrzymywać swoje obolałe plecy, uśmiechnęła się szeroko. - To będzie dobry układ. Współpraca i kooperacja. Dodatkowo zważ, że będziemy mieć praktycznie arenę dla siebie, usamodzielnimy się i odetniemy od innych konstruktów Tormtor. I będziemy mogli harcować po podziemiach jak szczury bez nadzoru kota! Będzie setnie.
Szarkai zachował stateczną twarz.- Nie wątpię, że masz rację.
Wzruszył ramionami dodając.- Ale Areny nie da się w pełni usamodzielnić. Vallochar już zapowiedział że jego magowie będą tu wciskać swój nos. A nawet jeśli nie on, to jego następczyni pewnie też by to robiła. Czasy Wilczycy na Arenie nie wrócą.
- Zostaw to mnie. Ja popracuję nad tym abyśmy się możliwie usamodzielnili. Sabalice mi ufa. Mogę zapytać o powód twojego parszywego humoru? - potarła pobrużdżony policzek bacznie mu się przyglądając.
- No nie wiem… Może to przez fakt, że brat mi znikł, a Valyrin rozesłała pożegnalne listy?
- Też jakiś dostałeś? Val zawsze miała tendencję do dramy.
- Może…- odparł enigmatycznie Bal’lsir nie wdając się w szczegóły.
- Nie dąsaj się. Nie na mnie… Jestem teraz prawdopodobnie jedyną osobą, która jest całkowicie ci przychylna. Dobra dusza w całkiem nowym Domu! - klasnęła w dłonie zupełnie nieprzejęta jego nastawieniem. - Rozumiem twoje rozczarowanie, ale jesteś silnym samcem. Val i Worvodir odeszli z własnej woli, nie oglądali się za siebie, nie wnikali w twoje motywy, po prostu od razu cię przekreślili. Nie sądzisz, że to było z ich strony dość samolubne? Odpuść temat i skup się na sobie. Patrz w przyszłość, nie w przeszłość – lekkim tonem wygłosiła wykład, którego głębia zaskoczyła ją samą.
- To jednak nie znaczy, że muszę się radować z widoku ciebie. - odparł obojętnym tonem Bal’lsir.- Jak dotąd twoja przychylność objawiała się jeynie próbami wykorzystania mnie.
- Wykorzystania? A niby do czego byłeś mi potrzebny Bal’lsirze? Jak dla mnie to ty skorzystałeś na mojej wiedzy, którą byłam skłonna się z tobą podzielić. Może twoja... ukochana - ostatnie słowo wypluła jak jad - i brat uciekli. Ale żyją… Zdajesz się nie doceniać tego faktu.
- Ależ doceniam…- odparł ironicznie Bal’lsir zagłębiając się w dokumentach.- Haelonia też żyje, a nie uciekła… I w cholerę innych drowów Despana też żyje. Przyjmij do wiadomości Han’kah, że to co dobre dla ciebie, niekoniecznie musi być dobre dla mnie. I nie… Nie czuję, że skorzystałem z twojej wiedzy. Czuję, że postawiłaś mnie pod ścianą. I to nie było miłe uczucie.
- Pfff! Pod ścianą? A nakazałam ci coś? Szantażem? O nie, gdybym chciała cię zaszantażować wymusiłabym na tobie abyś wpuścił wojska Tormtor do wnętrza twierdzy. Zrezygnowałam z tego kiedy dałeś znać, że bardzo jest ci to nie w smak, nawet wizja wysoko postawionego stołka w Tormtor i partnera matrony ci tego nie osłodziła. Gdybyś pokusił się na te łakocie twierdza byłaby nasza a Tormtor silniejsze! NASZ, że ci tak przypomnę, Dom stracił na twoim fochu! - strzepnęła niteczkę z jego magicznej szaty wyszywanej jedwabiem. - Czerń ślicznie podkreśla ci karnację - wtrąciła ale zaraz ciągnęła dalej. - Ale ja uszanowałam twoją odmowę… A co do twoich wyborów. Mogłeś nie robić nic. Mogłeś nie zastawiać na nich pułapki, i fakt, Val by pewnie spadła na cztery łapy ale twój brat by zginął bo to w gorącej wodzie kąpany rębajło, który by się pchał na pierwszą linię i walczył do samego końca, pojmanie nie wchodziłoby w grę i doskonale to wiesz. Mogłeś nawet powiadomić o wszystkim Haelonię i sprawić, że Despana by się przygotowali, ale mój łeb by wtedy spadł, bez dwóch zdań. Dałam ci wybór i niczego nie żądałam… Jesteś arogantem jeśli tego nie doceniasz. Miałam cię za przyjaciela, dlatego wtedy przyszłam. I wkurwiasz mnie takim stawianiem sprawy - zakończyła ogniście i z zamachu wbiła sztylet w dorodny owoc na szczycie patery. Chwyciła rękojeść i poczęła go łapczywie obgryzać aż sok puścił się po jej brodzie na dekolt.
-Tutaj są dokumenty… koszty naprawy areny, koszty odbudowy loż, koszty wyszkolenia nowych gladiatorów, koszty… od groma wycen.- mruknął drow kładąc dłoń na pergaminach. - Jak się pewnie domyślasz było to głównie na mojej głowie i Zarządcy Areny. Teraz ty nim jesteś.
- Czyli tak stawiasz sprawę? Nie chcesz oczyścić atmosfery? Zamierzasz zarzucać mnie żalami i pretensjami jak urażony chłopczyk, któremu wyrwałam lizaka? Jesteśmy na siebie skazani Bal’lsirze.
- Han'kah... nie mydl mi oczu - machnął ręką kpiąc z jej słów.- Dobrze wiesz, że nie mogłem nic! Nie zostawiłaś mi wyboru.
- Mogłeś mnie zabić - podsumowała dosadnie lekkim tonem przełykając soczysty kąsek. - Zawsze jest wybór Bal’lsirze.
Jeszcze chwilę przerzucali się kontrargumentami aż Han’kah pokręciła głową zmęczona jego pretensjami, ziewnęła nawet teatralnie.
- Będziesz się zachowywał jak naburmuszony dzieciak czy próbujemy coś razem zrobić i patrzeć w przyszłość? Daj mi jasną odpowiedź, po prostu.
- Ani jedno, ani drugie…- zastanowił się czarodziej. - Po prostu podejdźmy do tego z czystą kartą.
- Nieeech będzie! - skinęła Han’kah z ulgą wymęczona tą sprzeczką. - Nie zamierzam ci się wpieprzać w rzeczy na których się znasz, choć chcę byśmy wszystko omawiali. Taki… tandem, ale tylko dla naszej dwójki. Oczywiście na zewnątrz oficjalną Panią Areny będę ja, potrzebna nam figurantka płci odpowiedniej, czyli właściwej, czyli... mojej. No i mam już image wściekłego psa Sabalice, to nam się przyda jako reprezentacyjna twarz areny. Dobrze by było aby nasz mały przybytek stał się rozrywką prestiżową i zaczął na siebie zarabiać. Te koszty trzeba z czegoś pokryć a skarbiec Tormtor dużo nam pewnie z siebie nie wysypie.
-Trzeba by odbudować wszystko. Większość gladiatorów Despana jest własnością Domu, toteż teraz są w Shi’quos.- przypomniał Bal’lsir.- Trzeba by zacząć organizować igrzyska, ale… raczej bez rozmachu, przy takiej ilości niewolników i środków. Nie stać nas.


Nie wymagało przesadnego trudu ustalenie w jakich miejscach lubił bywać Ghan’dolin. Do niedawna miłośnik Areny, teraz z oczywistych przyczyn musiał się przerzucić na inne rozrywki choć zacięcie do prymitywnych jej odmian nadal przyświecał czarodziejowi. Knajpa znajdowała się w byłej Dzielnicy Despany, a obecnie skrawku należącym do Xaniquos i była niskich lotów zadymioną ziołami speluną, przesyconą odorem grzybowego piwa i potu. Sercem tego miejsca był niewielki ring okalany barierą z liny gdzie z natchnionym entuzjazmem szczupły acz zwinny drow z plebsu toczył pojedynek na pięści z rosłym orkiem. Zielonoskóry miał parę w łapie ale jak się szybko okazało miał i spore trudności aby trafić chudzielca.
Han’kah zsunęła kaptur i stanęła przy szynkwasie łypiąc na walkę. Widziała kątem oka czarodzieja, który przyglądał się widowisku z loży na antresoli a teraz, na widok Han’kah uśmiechnął się ciepło i skinął dłonią zapraszająco. Pofatygowała się do niego przeciskając przez rozentuzjazmowany tłumek.
- Prywatna loża w Arenie robiła na mnie większe wrażenie ale i tu jest dość… przytulnie - omiotła wzrokiem skrawek jego prywatnej przestrzeni, uśmiechnęła się i stała chwilę, całkiem nieruchoma zahipnotyzowana jak zwykle przez parę jego gorejących tęczówek, od których widoku już zdążyła odwyknąć. Zapomniała jakie robiły na niej wrażenie na co nieco nerwowo oblizała usta.
-Nie powinnaś odpoczywać w tym.. stanie?- zapytał z uśmiechem i odruchowo pogładził brzuch drowki ignorując intensywne protesty jego lokatora. - Krążą słuchy, że dostałaś Arenę w nagrodę.
Skinęła powoli przyciskając opuszek palca do ust.
- Owszem, stawiam ją na nogi. Mam nadzieję wrócić jej dawny splendor choć to niemałe wyzwanie. A mój stan… niebawem wróci do normalności.
- Nie wątpię. Kapłanki szybko goją ciało leczniczymi modlitwami... - stwierdził pogodnie drow.
- Jak nastroje w Shi’quos? Pokazywanie się w moim towarzystwie… przestało być w złym tonie? - jej stan miał swoje prawa, ta niedaleka wyprawa zdołała ją zmęczyć więc nie przejmując się zbytnio wyciągnęła się na rozległej ławie.
-Nie licz na czerwony dywan na powitanie. Ale już nikt nie myśli cię wieszać na bramie. - zażartował Ghan’dolin przyciągając ją dość czule ku sobie.- Cztery miesiące to dużo czasu. Shi’quos nadal nie pała przyjaźnią do twego Domu, ale czas goi rany.
- W Erhelei-Cinlu wszystko szybko się zmienia. Słyszałam, że chwilowo poddałeś walkę o wpływy na korzyść Mavolorna? Żmijowy język dochrapał się stołka, o którym marzył. I to mimo ucieczki Valyrin z miasta. Myślałam, że bez asysty jej zawsze rozłożonych ud notowania względem publiki raczej mu podupadną…
- Za bardzo wierzysz plotkom. Malovorn nie polegał nigdy na udach Valyrin. To raczej ona korzystała z jego talentów. I nie poddałem walki o wpływy. Rozkoszna pozycja Malovorna… nikt inny nie był nią zainteresowany. Ot, ktoś musi mówić w imieniu magów. Ale to jeszcze nie przekłada się na władzę nad nimi.
- Fakt. Niemniej to stanowisko o które toczyliście bój. Może to nie władza absolutna nad katedrami ale jednak władza… - syknęła bo mały wymierzył jej wyjątkowo dotkliwego kopniaka w żebra. Te ostatnie dni były pasmem udręk a dzieciak najwyraźniej nie mógł już wytrzymać w ciasnocie jej ciała. - Jak…układa ci się z Sur? Po całym tym zagraniu z Despaną dostałam od niej list niespecjalnie przesycony uwielbieniem - wyszczerzyła się jakby fakt ten wyjątkowo ją bawił. - Zresztą, dostałam stos takiej żarliwej korespondencji od wielu osób.
-Widać, że nie rozumiesz subtelnej polityki Katedr magicznych. Pozycja Malovorna to nie jest to stanowisko, o które ja walczyłem. To nie jest realna władza i wpływy. - uśmiechnął Ghan’dolin łagodnie i potarł kark nieco zgaszonym tonem głosu. - Cóż… Z Sur jest tak samo jak zawsze. Sur jest trudna we współżyciu. I tak… może nie narobiłaś sobie wrogów w moim Domu, ale też przyjaciół tam wielu nie masz.
- Lepiej mieć ich niewielu ale godnych zaufania - uniosła dłoń i pogładziła policzek drowa. - A ty? Nadal zaliczasz się do tego grona?
-Tak długo… jak długo nie nadużyjesz tej przyjaźni.- odparł czarodziej, przyciskając jej dłoń do swojej chłodnej skóry.
- Nie nadużyję - zadeklarowała niemal uroczyście. - Twój list... mnie zezłościł. I... zabolał. Choć rozumiem, ze postawiłam cie w trudnej sytuacji. Jeśli miałeś po tamtej zbrojnej agresji na Despana jakieś nieprzyjemności w związku z nasza zażyłością... wybacz.
- Miałem… ale cóż poradzić. Moja lojalność wobec Domu była uważana za niepewną. I moja pozycja negocjacyjna na tym cierpiała.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Nagle pomysł z rozmową na tematy finansowe wydal jej się nieodpowiedni.
- Za miesiąc chce otworzyć Arenę…
- To… świetna wiadomość.
- Dostaniesz zaproszenie i najlepsza lożę - usmiechnęła się.
- Dziękuję, doceniam to.
- Odpracujesz to - podniosła się nie bez problemów do pozycji siedzącej. - Jak będzie znów łatwiej szlo mnie obejść niż przeskoczyć - zażartowała ale odgarnęła za ucho włosy by dobrze przyjrzał się bliznom. - Stawiasz na orka czy chudzielca?
- Chudzielec… desperacja dodaje mu animuszu- uśmiechnął się mag.- A z całą pewnością walczy o życie. Ork nie odpuści przy pierwszej krwi...

Han’kah westchnęła spoglądając na swoje bose stopy ułożone na blacie biurka. Czuła się spuchnięta, ociężała i zmęczona ale to nie odbierało przyjemności z planowania kwestii Areny. Cieszyło ją to. Nowa funkcja i własne poletko. Kawałek dalej Bal’lsir przeglądał stosy pergaminów zapisanych rzędami cyfr. Ostatnio całe cykle upływały im na takich właśnie debatach.
- To jeszcze raz, od początku. Jaką dokładnie kwotą dysponujemy? - zapytała Han'kah odchylając głowę na oparcie fotela.
Bal’lsir wyciągnął szereg papierów i zaczął Han’kah tłumaczyć i zagłębiać, rozliczać i sumować i... wojowniczka błyskawicznie straciła wątek. Uczono ją walki, nie kupiectwa i rzędy cyfr były dla niej mniej zrozumiałe niż magiczne zwoje. W końcu jednak szarkai wyjaśnił, że mają dość gotówki by wystawić jako tako solidne widowisko bez bestii i fajerwerków ale nie dość by zaszaleć w kwestii efektów specjalnych i pomysłowych fantazji kreowanych na Arenie.
- Przyjemnie byłoby jednak zorganizować bestie i coś ponad niezbędne minimum - pułkownik ściągnęła usta w zamyśleniu. - Trzeba rozpuścić wieści, że robimy nabór na gladiatorów. Wizja sławy i splendoru powinna skusić drowy z plebsu i spośród najeimników… Pewnie wróci też część uciekinierów w Despana, Arena to był ich żywioł, ich narkotyk, ciężko będzie im się obejść bez towarzyszącej walkom adrenaliny.
- Nie liczyłbym na to za bardzo.- stwierdził Bal’lsir rzeczowo.- Większość gladiatorów Despana było wykwalifkowanymi niewolnikami, a ci są własnością Domu Shi’quos… a nie jego pełnoprawnymi członkami.
- Racja… Spróbuj wybadać temat ilu ich dałoby się odkupić za niewielkie pieniądze. Tacy niewolnicy są dość… specyficzną służbą, może nawet kłopotliwą. Nie każdemu się nadadzą. A jeśli nie oni, skuszą się plebejusze i najemnicy. Także z Icehammer miejmy nadzieję. Jak błyskawicznie dałoby się ich przeszkolić?
- Gladiatorzy moja droga to nie żołnierze. - zaśmiał się Bal’lsir. Ha! Zaśmiał. Dobry znak. - Samo zabijanie to za mało, muszą to robić widowiskowo. Niestety… instruktorzy zostali w Shi’quos. A mój brat zaginął wraz Valyrin.
- Uprawiasz straszne czarnowidztwo… - Han’kah zapadła się głębiej w fotelu i wysunęła język w wyrazie zdegustowania. - To może od razu przybijemy tabliczkę z napisem “Do rozbiórki”? Za miesiąc otworzymy Arenę choćbym miała zapożyczyć u Goiki ze dwie drużyny orków i pozwolić jakimś potworom spektakularnie ich zeżreć. Porażka nie wchodzi w grę mój drogi. Nasza Matrona chce widowiska i je dostanie.
- Uważam że ty przesadzasz.- stwierdził z przekąsem szarkai. - Arenę da się rozbudować, jak i igrzyska. Da się doprowadzić je do świetności... ale nie w tak krótkim czasie i nie od razu. Za rok Arena może już odzyskać prestiż z okresu Wilczycy.
- Sabalice nie da nam tyle czasu. To znaczy nie spieszy się nam aby od razu działać na pełnych obrotach, ale za miesiąc musimy otworzyć podwoje Areny.
- Sabalice ma w nosie Arenę.- szarkai znów się zaśmiał. - Nie jest Wilczycą. Nie interesuje się zbytnio tą rozrywką. W innym przypadku nie miałabyś takiej swobody. Wilczyca ściągała mnie i Valyrin by przedyskutować plany każdego większego widowiska. Sabalice nawet nie zainteresowała się terminem otwarcia Areny.
- Ale im dłużej Arena stoi nie zarabia na siebie. A musi generować zysk jeśli ma się rozwijać. Jakie masz więc propozycje?
- Rozpocząć skromnie i bez fanfar. Jeśli nie zdobędziesz bestii, to rozpoczniemy bez bestii. Jeśli gladiatorzy będą niedoszkoleni... to trudno. Powoli do przodu. - wyłożył swoje zdanie drow.
- Ktoś jednak musi ich szkolić. Masz kogoś na myśli?
- Jest kilku w Tormtor obecnie... już ich zatrudniłem. Nie dorównują dawnym gladiatorom Despana, ale na początek wystarczą.
- Skoro tak twierdziszzz - Han’kah nie tryskała entuzjazmem na myśl o ciężkiej i wyboistej drodze, która ich czeka. Zdecydowanie wolała te na skróty, choć były zwyczajowo bardziej ryzykowne. - Mimo wszystko coś na start trzeba zorganizować. Cokolwiek. Jeśli będzie nudno jak flaki z olejem to nie zachęcimy też widowni do ponownych odwiedzin. A zadowolony klient to pełniejszy skarbiec Areny. Spróbuję załatwić jakąś bestię. Z Vae albo Icehammer. Mam też chody u kwatermistrza Tormtor, może coś nam uszczknie ekstra. Scrolle, broń, zbroje... Choć akurat na strojach gladiatorów to można przyoszczędzić - zaśmiała się kpiąco. - Buty i majtasy starczą. Gołe umięśnione klaty to znak firmowy Areny. Rozrywkowo i ekonomicznie, to się dobrze kalkuluje.
- Zobaczymy co ci się uda zyskać.- wzruszył ramionami Bal’lsir.- I wtedy pomyślimy co się da z tym zrobić.
- Ale jesteś sztywny i formalny. Teraz tak już będzie? - Han'kah podparła brodę i przyglądała mu się z łobuzerskim zainteresowaniem wrzucając do ust chrupiące przekąski.
- Myślę, że tak.- odparł zdawkowo Bal’lsir. Po czym pokiwał głową.- Tak właśnie sądzę.
Pokazała mu język i rzuciła w niego prażynką.
- Kiedyś byłeś zabawniejszy… No ale skoro chcesz się nad sobą użalać… - uśmiechnęła się do siebie. - A... co myślisz o próbie zebrania prywatnego kapitału od miłośników Areny? Stworzenie listy jej stałych zamożnych bywalców powinno pójść ci bez trudu. Mogłabym zaprosić ich na kolacyjkę i zaoferować przywileje i niespodzianki na czas nieokreślony w zamian za zainwestowanie w Arenę.
-Wiesz jak to jest z pożyczkodawcami… A tak nie wiesz. A więc... Ty im dasz palec, oni odgryzą ci całą rękę.- odparł Bal’lsir pomijając milczeniem jej słowa o użalaniu się nad sobą.
- Nie jeśli się precyzyjnie spisze umowę. Poza tym bardziej chciałam uderzyć w ich duszę filantropów. Jesteśmy elfami, kochamy piękno i sztukę i jesteśmy w stanie wiele dla niej poświęcić! - uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła na boki ręce. - Artystyczne wypruwanie flaków to dziedzina sztuki dla wielu spośród z nas. To… jakby inwestowanie w ich samych przyjemności i bakcyle.
- To prawda…- zamyślił się Bal’lsir i potarł czoło. - Spiszę taką listę. Zajmie mi to jednak kilka cykli. Wojna przetrzebiła wielbicieli. Nie będzie z tego wiele.
- Ty tu forsujesz metodę małych kroczków więc… kamyczek do kamyczka i zrobi się lawina... czy jak to szło. Każda metoda na zwiększanie budżetu i cięcie kosztów jest nam teraz na rękę - Han'kah postukała palcami w blat stołu. - Puść plotki, także w Icehammer, że robimy nabór na gladiatorów. Zobaczymy, a nóż zgłosi się jakaś przyszła gwiazda. I wszelkie zapłaty zależne będą od wyników czyli martwym płacić nie będzie trzeba a żywym… zaczniemy od drobnych przywilejów, a jak dorobią się sławy skarbiec Areny będzie już pełniejszy.
- Poruszam moimi nitkami.- zgodził się Bal’lsir.
Han’kah wlepiła w niego szeroko otwarte oczy.
- Aleś dziś rozmowny… Szkoda, że nie gadasz monosylabami! - podniosła się z fotela dźwigając przed sobą krągły brzuch. - Ale rozumiem, że potrzebujesz trochę czasu aby znów docenić moje wyborne towarzystwo - wyszczerzyła się radośnie i zamaszystym gestem dłoni ukłoniła się jak bard po występie. - Lubię cię Bal’lsirze. Mimo iż ty mnie dzisiaj nie lubisz pamiętaj, że ja poczekam aż niechęć ci minie! A teraz idę wziąć kąpiel. Może jak wymoczę smarkacza we wrzątku zapragnie w końcu uciec.
Czarodziej z powrotem skupił się nad tabelami i zestawieniami podczas gdy z komnaty obok dobiegało nucenie pani pułkownik i radosny plusk rozchlapywanej wody.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 02-10-2014 o 23:26.
liliel jest offline  
Stary 04-10-2014, 18:41   #4
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Po rozmowie z czarodziejką udało mu się jeszcze zamienić słowo z Han'kah Tormtor.

-Pani pułkownik chciałbym zamienić słowo w sprawie zakładu.- powiedział Xullmur'ss do odchodzącej Han'kah.
- Mów - Han’kah doszła do zamaskowanego czarodzieja dźwigając przed sobą pokaźny brzuch, wydawała się rozdrażniona, najpewniej swoim stanem i zmęczona tą rozmową nim jeszcze się zaczęła.
-Zakład został przypieczętowany, by jednak go należycie rozstrzygnąć, chciałbym delikatnie napomknął o pewnym technicznym problemie. Czy czarodziej Nihrizz żyje, czy nie kula od tak tego nie rozstrzygnie. Wiem, że zabrzmi to dziwnie jednak już wyjaśniam. Podczas bitwy Naczelny Czarodziej walczył w postaci smoka z Beholderami. Dysponują one promieniami antymagicznymi, co wyklucza użycie czarów przemiany czy polimorfii w jakiejkolwiek formie. Czyli smok który z nimi walczył był prawdziwy, to była prawdziwa forma czarodzieja zwanego w Erein-Cinlu Nihrizzem. Spalono natomiast ciało drowa, po śmierci każdy przybiera swoją prawdziwą formę jeśli był pod wpływem czarów. Gdyby spalono smoka byłoby o tym głośno, wiedziałbym. To w zasadzie rozstrzyga nasz zakład, jednak wiem że chcesz mieć pewność pani. Nie ze względu na złoto oczywiście. Imię Nihrizz pochodzi z języka drowów i nie mogło być jego prawdziwą tożsamością, co za tym idzie kula nie pokaże nam go nawet gdyby żył. Jeśli chcesz go znaleźć musisz wiedzieć jak nazywał się naprawdę. Czeka cię zatem małe śledztwo przed właściwym widzeniem w tej sprawie.
- Gorszej bzdury nie słyszałam - Han’kah zaplotła palce obu dłoni i ułożyła je na czubku swojego brzuszyska. - Wszystko podczas ostatniego najazdu było jedną wielką mutacją, jedna pizda wie jakie zmodyfikowane właściwości miał każdy z gatunków podrasowanych przez kosmicznych ilithidów. Płaszczka jaką znalazła Valyrin w ogóle nie przypominała płaszczki. Nie miała żołądka i żywiła się duszami, choć… no tak, ominęły cię te wszystkie rewelacje. Tak czy inaczej, gdyby twoje rozumowanie było takie oczywiste nie sądzisz, że ta sprawa byłaby już fantastycznie rozdmuchana i znalazłaby się uzbrojony w widły tłum amatorów rzeczy rzadkich, na czele z łysymi maniakami w czerwonych spódnicach, i urządzaliby jakoś teraz polowanie na smoka? Jesteś pierwszą osobą, która tak zintepretowała to zaginięcie. Nie przeczę, Nihrizz mógł czmychnąć i ukrywa się gdzieś jako czarodziej w innym Domu, ale żeby od razu smok? Przesada. Poza tym jeśli ktoś mógłby to wiedzieć to chyba ja, co nie? - spojrzała na niego z cieniem pretensji dudniąc palcami o brzuch.
-Chciałbym zasugerować chłodne i rozważne podejście do sprawy. Nie jesteś czarodziejem pani.Te Beholdery miały stożki antymagii, tam był również cały statek lIithlidów. Nikt nie rozproszyłby by mu zaklęcie przemiany? Litości... Skoro walneli do niego ze wszystkiego co mieli, to była ostateczność. Małe demony nic im nie robiły. Taką siłą ognia skierowaną na dół można było poprawić swoją sytuację taktyczną. Jesteś wojskowym pomyśli o tym. Wybrali jego nie piechotę na dole. Skoro nie był smokiem czemu go nie rozproszyli? Głupi nie byli, wpadliby na proste rozwiązanie. Czyli nie mogli! (). Skoro Nihrizz nie stracił swojej formy. Walcząc z takim potencjałem sił magicznych. Jest smokiem i kropka. To fakt, cała reszta może sobie podlegać dyskusji. Fakty natomiast nie. Może też wskazywać dowody pośrednie. Miał legendarną siłę zwykły drow takiej by nie miał. Co do poszukujących go innych sił. Jeśli nawet łysi czy ktokolwiek inny kto to rozgryzł i Nihrizza też szukają. Skąd masz to wiedzieć? Składają ci raporty ze swoich poczynań? Prawda jest taka, że może ktoś to robi. Większość odpuściła bo po co mają go szukać? Znajdą go i co? Dom Tormtor i sama Matrona też nie mają interesu tego drążyć. Zginął, tak jest wygodnie dla wszystkich. Poza jedną panią pułkownik, chcesz poznać prawdę? Podejdź do tego na chłodno. Poświęć kilka cykli zaciągnij języka i sprawdź moją wersję. Może się mylę, taka prawda jest prostsza. Mogłabyś odpuścić uwierzyć w prostszą prawdę. Zapytaj jednak siebie co jeśli się nie mylę?
Han’kah przekrzywiła szyję w prawo i w lewo aż zachrzęściły kręgi, mocno wypuściła powietrze.
-Kuuuuuurwa - skwitowała ściągając usta w trąbkę, zaraz się jednak uśmiechnęła w nagłym olśnieniu. - Ja pierdole, chcesz mi powiedzieć, że miesiącami posuwał mnie dziesięciometrowy jaszczur o mitycznej prowieniencji? Ooooobłęd!
Jej uśmiech, a także wesołość, tak samo błyskawicznie zgasły jak się wcześniej pojawiły.
-Nie. Nie kupuję tego - skwitowała beznamiętnie zaplatając ramiona na piersiach.
-Twoja sprawa - wzruszył ramionami.
-Na to wygląda - burknęła drowka ewidentnie poirytowana i powlekła się w stronę drzwi.
-Jeśli mam ci wskazać kogoś, kto potwierdzi, że Nihrizz jest smokiem to cię będzie kosztowało. - powiedział do drowki która szła a raczej człapała do drzwi. - Pytanie ile to dla ciebie warte?
-Potwierdzi? Czyli powtórzy twoje argumenty, tak? Że beholdery, że bardzo silny? I jeszcze mam za to płacić? - ściągnęła brwi. - Gówno warte hipotezy.
-Ta osoba nie lubi Nihrizza. Zna jednak jego prawdziwą naturę. Żadna hipoteza, po prostu ją zna i może potwierdzić. Ja mam jednak czas poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz.- Xullmur’ssa chyba zmęczyło podejście pani pułkownik.- Zadam jedno uczciwe i proste pytanie to jego?
-Jego...co? - powtórzyła nie bardzo rozumiejąc. Dopiero po chwili załapała do czego pije. - Brzuch? No, no Xullmur’ssie. Śmiałe pytanie względem drowki, możnaby rzec… bezczelne. W twoich ustach zabrzmiało to… jakby ojciec miał w ogóle znaczenie. Jest moje. A może to też zaraz poddasz w wątpliwość?
-Wnioskuj, że nie lubisz lizusów pani. Śmiałe zapewne jednak do pewnego stopnia. W moich wywodach zawsze jest logika. Tak, w tym przypadku ojciec ma znaczenie. Choć nie pod względem do którego się odwołujesz. Dziecko jest twoje nikt tego nie podważa. Czy Nihrizz jest ojcem? Odpowiedz zwyczajnie.
-Do czego to zmierza?
-Z chęcią wyjaśnię, odpowiedz tylko na moje pytanie. Chyba, że to tak wielka tajemnica. Zachowam to dla siebie i powiem ci coś w zamian.
-Ale jesteś enigmatyczny… - Han’kah wsparła dłonią kręgosłup i zasiadła na krześle bo rozmowa się przeciągała. - Czy drowka może mieć kiedyś pewność? Niemniej powszechnie mówiło się, że Verdaeth… nałożyła na Nihrizza klątwę. By nie robił dzieciarów na prawo i lewo.
Czarodziej przez chwilę rozważał jej słowa.
-Może był przeklęty, może był zabezpieczony. Jeśli jednak to jego dziecko, a ja mam rację co do jego natury. Ciąża albo poród mogą być cięższe niż zazwyczaj. Radzę mieć dobry układ z kapłanką wprawioną w nietypowych poradach. Pół-smoki to rzadkość, ale zdarzają się Draeglothy i inne nietypowe potomstwo. Ktoś ma pewnie wprawę.- zakończył.
-Nie szykuję dodatkowych środków ostrożności, nie widzę powodu… - podrapała się po brodzie. - Ale widzę, że ty mocno wierzysz w swoją teorię. Zastanawia mnie dlaczego. No ale dobrze, co jeśli bym ci powiedziała, że… ze smoczym magiem nie rozstaliśmy się… w pokojowej atmosferze? Załóżmy, że… jest smokiem. Załóżmy, że… rzeczywiście tamtego cyklu pokazał temu miastu wała i się zmył. Czy twój tajemniczy informator będzie skłonny pomóc mi aby go odnaleźć?
-Mój informator. Nie nazwałbym go informatorem. Wiem kto zna jego prawdziwą naturę i może ją potwierdzić. O ile masz dar przekonywania nie tylko względem mnie ale również względem niego. Ułatwieniem może być, że to żaden przyjaciel Nihrizza. Może podzielić się tą wiedzą dla samej przyjemności skomplikowania mu życia. Tych rzeczy jestem raczej pewien, jeśli wkraczamy na grunt przypuszczeń, a instynkt mnie nie zawiódł… Ta osoba zna jego prawdziwe imię. To da nam dostęp do kuli, na imię Nihrizz nie pokaże nam się nic. Na jego prawdziwe imię pokaże nam się on. Wtedy zyskasz pewność, że żyje lub nie. Wiedzę gdzie jest mniej więcej, lub dokładnie to pewnie zależy od widzenia. Co z tym zrobisz twoja sprawa, pomogę na ilę będę mógł i na ile będziesz przekonująca. Jak to mówiłaś, jesteśmy drowami.
-Dobrze. Umów nas z tym… żadnym przyjacielem Nihrizza, może będzie użyteczny. Choć można też spróbować aktywować Oko za pomocą jego… imienia. Jeśli Oko zareaguje jak się to będzie miało do twoich hipotez?
-Wciąż nie usłyszałem co będę z tego miał? Przedstawiłem możliwości teraz przejdźmy do ceny. Podam ci imię osoby z wiedzą, resztę załatwisz sobie sama. To żaden przyjaciel Nihrizza ale i żaden mój. Co do reakcji kuli, od tego możemy zacząć. Jeśli zareaguje na jego imię, znaczy moje teorie były błędne. O ile pokaże nam jego… Jeśli pomigocze i nie pokaże nic… Znaczy miałem racje albo jej nie miałem a jednocześnie on nie żyje. Sprawdziłbym po prostu każdy trop po kolei. Taka jest zawsze najlepsza droga do prawdy.
-Nazwisko to niewiele skoro i tak będę musiała przekonać go do współpracy… Powiedz jaka jest cena za nie, a ja pomyślę, czy jest to gra warta świeczki.
-To początek naszej znajomości, dwa tysiące sztuk złota płatne przed imieniem. Jeśli trop nie okaże się satysfakcjonujący zwrócę ci gotówkę za 10 cykli. Jeśli natomiast poza potwierdzeniem teorii ze smokiem zdobędziesz też imię. Będziesz mi dłużna przysługę średniej miary. Dorzucę też moje poparcie w Oku na typ Nihrizza. Gdybym się pomylił to ja będę ci dłużny przysługę prócz zwrotu gotówki za zajęty czas.
- Jestem na etapie oszczędzania - Han’kah zwinęła usta w trąbkę. - Ale może zróbmy tak. Poprzesz mnie na sesji oka co do osoby Nihrizza. Jeśli kulka zareaguje na to miano i pokaże drowa… zrezygnujesz z honorarium i będziesz mi winny przysługę w zadośćuczynieniu za wciskanie mi kitu. Jeśli nie zareaguje… ja zapłacę ci rzeczone dwa tysiące, pomówię z tamtą poinformowaną osobą i postaram się wyciągnąć… smocze imię, choć nadal wydaje mi się to kompletnie niedorzeczne i uważam, że to z gówna ulepiony pomysł. Jeśli dogadam się z tym drowem i będzie skłonny pomóc mi Nihrizza… - zawahała się. - Zechce dać upust swojej ku niemu niechęci, wtedy ja będę winna przysługę tobie. Tak to widzę.
-Brzmi zawile, choć rozsądnie.-przytaknął- Zresztą kto to mówi -dodał sam do siebie.
-Świetnie - podsumowała drowka. - W takim razie następną sesję oka ustawiam ja. Poślę informacje co i jak. Tyle, że… gdzie mam ciebie szukać?
-Zostaw wiadomość u Melfica pani. Gdybym kiedykolwiek mnie potrzebowała będę sprawdzał u niego korespondencje.
-Jak… tajemniczo - oczy drowki zabłysły. - Setnie. W takim razie zaglądaj do karczmy i wypatruj wiadomości.
Zagwizdała pod nosem i ruszyła ku wyjściu.
- Ciekawam co trzeba zrobić żebyś ściągnął ten kaptur.
-Być może kiedyś to zrobię, to jednak łatwo nie nastąpi.- powiedział za odchodzącą panią pułkownik.
 
Icarius jest offline  
Stary 08-10-2014, 01:03   #5
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał


***

- … Alyquora nie będzie mi przeszkadzać, przynajmniej tyle. W końcu to ja nadstawiam karku, a owoce mojej pracy będzie zbierać głównie ona. -
Pociągnął powiekę w dół, i ostrożnie wsmarował druidyczną maść w górną część oczodołu. Żarzące się rany wyglądały tak samo świeżo jak trzy miesiące temu. Zawsze będą.
Maść którą znalazł w enklawie Thay pomagała. Trochę.
– Wciąż jestem zaskoczony że w ogóle chce z tobą współpracować. - wtrącił rozbawiony Irin, obserwując codzienny rytuał swojego Kapitana. – Po tym jak czaiłeś się na jej stanowisko... Być może bawi ją to że zrobiłeś takie kółko. - dodał z uśmiechem kręcąc palcem w powietrzu.

Pojedyncze, przekrwione oko powędrowała do drowa.
– Czy to ci się wydaje zabawne, Irin? - przymilny ton jak zawsze kontrastował się ze słowami samca. –Zrobiłeś się cholernie pyskaty ostatnio, zaczynam się zastanawiać czy nie traktuje was zbyt pobłażliwie. Więc stul pysk zanim nie uznam że drowi migowy w całości wystarczy ci do wypełniania swoich obowiązków. -
Gwardzista ściągnął wargi, posłusznie nie odzywając się już słowem.

***

Wbrew cynicznym uwagom swojego podopiecznego, Lesen był zadowolony z tego co osiągnął.
Być może „zadowolony” było zbyt silnym słowem. Ostatnie miesiące były nieustannym pasmem frustrujących porażek i co najwyżej skromnych sukcesów. A jednak czuł że sprawy toczyły się we właściwym kierunku, topornie, ale jednak. W mieście dało się poczuć wiatr zmian, i to jemu, Lesenowi Vae, generałowi przepowiedzianemu, musi przypaść rola tego który nim pokieruje. Był w końcu wybrańcem Lolth, architektem marzeń drowów Erelhei-Cinlu.
Było niefortunne że musiał zawracać sobie głowę tak przyziemnymi sprawami jak nieumarła abominacja czyhająca na życie jego i jego podopiecznych. Zwłaszcza teraz, kiedy dostał pozwolenie od Sereski na swój wielki projekt. Zamiast pracować na rzecz budowania potęgi Erelhei-Cinlu, musiał biegać za tą cholerną nieżywą kapłanką.
' To jest właśnie problem ze wszystkimi czaromiotami. Krusi jak papier, ale wystarczy że urosną trochę w potęgę, a nie sposób sobie z nimi poradzić. '
Westchnął lekko, bazgrząc bezwiednie sceny tortur na raporcie K'yorla. Bezużyteczne, kompletnie bezużyteczne. Powoli zbierał grupę uderzeniową drowów którym mógł ufać, którzy pomogą mu zamordować Loscivi, ale byli bezużyteczni dopóki jej nie znajdzie. A na razie nie miał na czym oprzeć swoich poszukiwań. Nie było żadnego schematu w jej atakach, nie zostawiła żadnych oczywistych śladów. Wyglądało na to że zostało mu jedno wyjście.

Wizja oka połączona z „Lokalizacją Osoby” powinny dać mu czego potrzebuje, nawet jeżeli Faerzess zakłóci zaklęcie Elizabeth. Będzie tylko potrzebował odpowiedni przedmiot. Coś co należało do Loscivi.

Coś z czym czuje więź, coś co nadal uważa za swoją osobistą własność.

Przechylił lekko głowę, i spojrzał na własne odbicie w lustrze.



' Nah. '

***
'Ah, tak wiele wspaniałych wspomnień... Między innymi. '
Samiec zaśmiał się pod nosem, lustrując wzrokiem odrestaurowaną arenę Despana... Nie, Arenę Tormtor.
– Jestem zaskoczony że w ogóle ją naprawiono. Można by pomyśleć że mamy dość rozlewu krwi po wrogim najeździe i siostrobójczej wojnie. - uśmiechnął się lekko.
Han’kah odgarnęła z twarzy kaskadę czarnych włosów ukazując cień uśmiechu i naznaczony bliznami policzek.
- Arena musi stać Lesenie Vae. To symbol.
– Czego? Bezcelowej przemocy w imię nienasyconej Królowej ku uciesze zdeprawowanej klasy wyższej i bezmózgiej tłuszczy? - przechylił głowę, po czym uśmiechnął się szeroko. – W porządku, cofam co powiedziałem, to miasto nie byłoby domem bez tej areny. - obrócić się w stronę drowki. – Han'kah, jak miło cię znowu widzieć, zwłaszcza po tym jak kazałaś mi spadać po mojej drugiej wizycie w Xaniqos.
- Jest symbolem zuchwałości i wojowniczości Tormtor - sprostowała opierając się o barierę okalającą padok. Lesen miał widok na jej profil i idealnie okrągły brzuch, który mimo rozmiarów nie uczynił jej niezgrabną. Ruchy zachowały kocią giętkość. -Symbolem wykorzystanych okazji. To łup, który wyszarpaliśmy sobie zębami ze zwłok Despany. Jaki sens miałoby to wszystko gdybyśmy teraz pozwolili obrócicić się Arenie w ruinę? Nie, ona ma stać i błyszczeć. Razić w oczy…
Odwróciła się w stronę samca.
- Nawzajem… Twój widok też… NAS cieszy - jej usta zadrgały z rozbawienia aby dać mu upust perlistym śmiechem. - Wybacz… Nie mogłam się powstrzymać… MNIE. Mnie cieszy.
Samiec przeczesał włosy dłonią i uśmiechnął się promiennie do drowki, zerkając mimochodem na jej brzuch.
– To o co w tym wszystkim chodzi Han'kah? Nie możesz walczyć, to uznałaś że teraz będziesz oglądać jak inni walczą za ciebie? -
- Och, już niedługo… - wzruszyła ramionami gładząc krągłość brzucha. - Tuż, tuż… Później wrócę do treningów, wyznaję kult ciała i dyscypliny, przecież wiesz. A Arena… To po prostu kolejny szczebel. Potrzebuję… swobody. To mój sposób aby wyłamać się z armii. Usamodzielnić się. Uprawiać swój własny pierdolony ogródek, wiesz o co mi chodzi? - mimo przekleństw ton miała przyjemny, jak widać jej prostackie przyzwyczajenia przez ostatnie miesiące się nie zmieniły.
Samiec zaśmiał się krótko.
– Bardziej niż ci się wydaje. - odpowiedział krótko, nie mając ochoty, lub nie widząc potrzeby, by rozwijać swoją wypowiedź. Zamiast tego zmienił temat. – Musisz jeszcze popracować nad swoim głosem. Jeżeli dalej będziesz rzucać przekleństwa tym przymilnym tonem, ktoś się może zorientować, że wcale nie jesteś tak prostacka jak udajesz. Lub udawałaś. -
- Lubię tą maskę, masz mnie - pozwoliła by kpina poderwała ku górze kąciki jej ust. - Zresztą, lubię różne maski… Ale powiedz lepiej co u ciebie. Słyszałam, że sporo czasu spędzasz pomiędzy udami Inyndy Shi’quos. Czy raczej… Inyndy Vae? Ostatnio zbyt dużo osób zmieniło Domy, ciężko nadążyć zmęczonej ociężałej drowce - ściągnęła usta w pozornie niewinnym grymasie.
– Rozrysowałbym ci grafik, ale pewnie tylko udajesz że się nie orientujesz. - odsłonił zęby w złośliwym uśmiechu. - W końcu co innego zostaje ciężarnym kobietom jak nie obgadywać inne i robić na drutach? - kontynuował ich standardową wymianę złośliwościami. – I zabawna rzecz z tymi maskami... Na powierzchni mieli przysłowie „Ci którzy noszą zbyt wiele masek w końcu zapominają swojej prawdziwej twarzy...” - zaśmiał się pod nosem.

Oparł się o barierkę, jedynym okiem wracając do obserwowania prac na arenie.
– Dużo się zmieniło w mieście. Potrzebuje silnych pleców we własnym domu jeżeli chcę coś zdziałać. -
- Nowy wyścig, nowe szanse - Han’kah przytaknęła nieznacznie ale zaraz zmarszczyła brwi. - Choć… nie wiem czy podoba mi się, że aż tak jej nadskakujesz. Poza tym ja i Inynda mamy… miejscami sprzeczne interesy. Jeśli jesteś z nią tak blisko będę zmuszona zakładać, że weźmiesz jej stronę w spornych kwestiach a to… czyni cię mniej zaufanym sojusznikiem. I… kompanem… do… różnych… takich - przeciągała umyślnie mrużąc kocio oczy.
– Różnych… Jakich...? - samiec przesunął się trochę w jej stronę.
Przechyliła głowę pozwalając by włosy przelały się na jedną stronę zakrywając szpetny, pobrużdżony siateczką blizn policzek.
- Wysil pamięć Lesenie Vae. Fakt, nie widzieliśmy się jakiś czas ale wcześniej… łączyło nas wiele… wspólnych spraw.
– Kokietka. - mruknął rozbawiony. – I fakt, miałyście z Inynda... „sprzeczki” w przeszłości, to prawda. I w moim interesie jest żeby właśnie tam zostały. Ma teraz na głowie magów Vae, i dla jej własnego dobra lepiej żeby o tym nie zapominała. - rzucił lekkim tonem. – I... - przesunął ręke do brzucha Han'kah, dotykając go lekko. – Nadal chce żebyś to ty była matką moich dzieci... Mam nadzieje że nie planujesz się wymigać ze swojej obietnicy chwilową niepoczytalnością.
- Na razie mam dość bachorów Lesenie, to same kurewskie kłopoty - odparła lekko a szermierz poczuł jak coś dużego i silnego szarpnęło się w jej wnętrzu pod jego dotykiem. - Poza tym takimi deklaracjami stąpasz po cienkim lodzie. Wiesz, że jestem diabelnie terytorialna. Nikomu nie pozwalam tykać moich rzeczy. Chcesz być jedną z moich rzeczy Lesenie Vae?
– To coś nowego. - zachichotał samiec. – I jestem przekonany że byłoby to całkiem przyjemne doświadczenie, ale niestety mam zbyt dużo do zrobienia by oddać się w całości zaspokajaniu wyłącznie twoich zachcianek... Czy też jakiejkolwiek innej drowki. - uniósł dłoń i odsunął zasłaniające policzek włosy. – Poczekam. Zresztą... Fakt, nie do twarzy ci z tym brzuchem. Miło będzie cię znów zobaczyć na polu bitwy.
Jej rdzawopomarańczowe oczy zwęziły się w wąskie szparki, odsunęła wymownie twarz aby nie mógł jej dotknąć.
- I tak bym cię nie chciała - mruknęła zimno i przeniosła wzrok na arenę gdzie wrzały prace budowlane. - Nie zamierzam zapełniać miejsca po Nihrizie. Nigdy.
– Ha! Jakbym mógł go zastąpić! Mógłbym cały dzień wymieniać rzeczy którymi nademną górował: Mistrzostwo sztuki magicznej, zamiana w smoka, umiejętność nakłonienia najbardziej ostentacyjnie prostackiej pułkownik Tormtor do przywdziania eleganckiej sukni, dwoje oczu... - zaczął odliczać ze śmiechem na palcach.
Cień uśmiechu, który się pojawił na ustach drowki był jasnym dowodem, że dowcipem nieco ją udobruchał.
- No dobrze, niech będzie. Ale teraz… udowodnij mi swoją użyteczność.Vae jest Domem Łowców. A Arena potrzebuje bestii - wydęła lekko usta. - Ale mam do dyspozycji… niewygórowany budżet.
– Witaj w klubie. - uśmiechnął się tajemniczo. – Jakich, ile, i jak niewielki jest to budżet -
- Wolałabym jedną, która zwali wszystkich na kolana ale od biedy wezmę i tuzin czegoś… przeciętniejszego. Co do kiesy… Mam masę innych wydatków. Jeśli użyjesz wpływów i wyrwiesz mi coś półdarmo… odwdzięczę się przysługą - zawiesiła wzrok na wysokości jego wykolonego oka. - Loscivii… nadal cię niepokoi?
– Tak. Jest nadzwyczaj ostrożna. Zgaduje że każdy byłby po tym jak raz go zabito. - potarł się po policzku w zamyśleniu. – Wyrwać coś pół-darmo... Pewnie mógłbym coś ugadać z Wilczkiem. W najgorszym razie możemy pomyśleć o jakimś bardziej skomplikowanym układzie – bestia za darmo, w zamian za procent przychodów z otwarcia, albo teraz pół darmo w zamian za wyłączność w dostawach w późniejszym okresie, jak już arena stanie na nogi. Ale najważniejsze – ile mamy czasu na załatwienie jej? -
-Udział w zyskach nie wchodzi w grę - Han’kah zaplotła ramiona na piersiach. - Wyłączność? Niezbyt. Monopol i brak konkurencji jest kłopotliwy, pozwoli wam dyktować ceny. Mogę dać moje zapewnienie, że jeśli w przyszłości zaoferujecie przyzwoite ceny spojrzę przychylniejszym okiem na was niż innych dostawców. A na razie… póki nie zapełnię jako tako skarbca Areny, pomogę ci… pozbyć się problemu Loscivii - wyłowiła spod czarnej koszuli znajomy amulet z pająkiem. - Powiedzmy, że znam kogoś, kto zna kogoś… Jeśli ją znajdę i… unieszkodliwię, wymusisz na Wilczku pierwszą dostawę bestii… półdarmo. Namydl mu oczu, że to na poczet dalszej współpracy. Poza tym, przyjaźnicie się. Pójdzie ci na rękę jeśli odpowiednio to rozegrasz.

– Nie. - Zauważył uprzejmie z promiennym uśmiechem na twarzy. – Loscivi jest moja. Jeżeli dalej będzie się ukrywać zwrócę się do was z prośbą o pomoc w odnalezieniu jej, ale nic więcej.

Stał przez chwilę z uśmiechem przyklejonym do twarz, po czym wrócił do wątku areny.
– Bardzo rozsądne zastrzeżenia Han'kah, ale źle zrozumiałaś moje intencje. Nie proponuje monopolu, ale kontrakt wiązany. Vae nie miałoby jak wymusić wyłączności na handel bestiami, nawet gdybyśmy chcieli – mogłabyś złamać nasze porozumienie, i raczej nikt by z tego powodu nie poszedł na wojnę – co najwyżej ucierpiałaby moja reputacja, bo za ciebie poręczyłem. I sugeruje rozważyć idee tymczasowego podział w zyskach. Jeżeli nie masz funduszy to dobry sposób na ograniczenie kosztów, inaczej będziesz musiała się zapożyczyć, albo zacząć brać przysługi, a wiesz że to może cię kopnąć w tyłek. I... - uniósł palec. – Każdy kogo wciągniesz do podziału zysku będzie miał osobisty interes w sukcesie Areny Tormtor. A popraw się jeżeli się mylę, są drowy w Erelhei-Cinlu którym będzie zależało na twojej porażce. -
-Chcesz mnie wydoić jak rotha Lesenie Vae - prychnęła drowka nie kryjąc niezadowolenia. - Zapłata przez udział w zyskach to zawsze marny interes. Początkowo te zyski będą na pewno niewielkie, tym bardziej, że większą część pożrą koszty operacyjne. Ale z czasem procent jaki zarządzasz będzie znacznie przekraczał wasz początkowy wkład i ryzyko. To mi się nie kalkuluje.
– Tylko wtedy Arena będzie mogła sobie pozwolić na takie koszty. Jasne, najlepiej byłoby wszystko ufundować z własnych złociszy i całość zysków zagarnąć dla siebie. Ale nie masz takiej opcji. - samiec wzruszył ramionami. – Łapanie żywcem prawdziwe spektakularnych bestii wcale nie jest takie łatwe. Jakby Vae miało stały udział w zyskach, i wiedziało że zawsze będzie na nie zbyt, to mogłoby się temu poświęcić bez skrupułów. - rozłożył ręce. – Sugeruje to, bo uważam że to dobre rozwiązanie także dla ciebie. Przemyśl to jeszcze. Ale póki co - chcesz coś widowiskowego na otwarcie? Zobaczę co da się załatwić, w zamian za przysługę w przyszłości. Tylko powiedz ile mamy czasu. -
- Na razie żadnch umów i żadnych konkretów. Nie chcę wciągać w to Sabalice dopóki nie udowodnię jej, że jestem odpowiednią drowką na odpowiednim stanowisku. Załatw mi coś wartego uwagi w przeciągu dwóch, trzech dekadni. Najpóźniej za miesiąc chcę otwarcia Areny, szykuje się mnóstwo roboty. Pomów z Wilczkiem niech przygotuje mi korzystną ofertę cenową, wstaw się za mną. Ułatw mi start - słowa ciężko jej przychodziły, jak wszelkie prośby.

Prawa brew uniosła się do góry i samiec nachylił się do drowki.
– Wybacz, czy mogłabyś powtórzyć? Wydaje mi się że słyszałem gdzieś tam „proszę”, ale być może słuch mnie zawodzi. -
Han’kah wydała z siebie nerwowy, pełen zakłopotania śmiech, który szybko się urwał.
- Czy mógłbyś powołać się na swoje znajomości i pomóc mi zebrać bestie na Arenę? - palce drowki sięgnęły guzika jego koszuli i przeskoczyły na kolejny, blisko szyi drowa. Można było mieć wątpliwości czy zamierza go rozdziać czy udusić. - Proszę.
Drow najwyraźniej uznał że planuje to drugie, bo zauważalnie odchylił się do tyłu.
– Huh. - mruknął mierząc drowkę uważnym spojrzeniem. – Widzę że te miesiące w Xaniqos faktycznie cie zmieniły. - ostrożnie chwycił dłoń Han'kah i odsunął ją od swojej szyi. – Oczywiście że ci pomogę. Nie musiałaś prosić. -
Pani pułkownik skrzywiła się z niesmakiem.
- Pierdol się, wiesz? - warknęła z pretensją wyszarpując dłoń. - Dyplomacja to dla mnie kurewsko śliski grunt. Nie musisz jeszcze ty rzucać mi dodatkowego gówna pod buty. Nie ty.
Postąpiła kilka kroków w tył nie spuszczając z niego gniewnego spojrzenia.
– Oh zamknij się. -
Zrobił szybki krok do przodu, zbyt szybki by ciężarna Han'kah mogła zareagować.
I bezceremonialnie pstryknął ją palcem w czoło.
– Ci mnisi chyba wyprali ci mózg, bo ewidentnie zapomniałaś dlaczego się z tobą zadaje. Lubię obserwować jak pleciesz swoje nici, jak otaczasz wszystkich siecią kłamstw tak długo dopóki sama nie będziesz w stanie poderżnąć im gardła. Bycie częścią twoich intryg to przyjemność sama w sobie. Podjąłem decyzje o wsparciu twojej Areny jeszcze zanim przekroczyłem jej próg, nigdy nie musiałaś o nic prosić. - uśmiechnął się łobuzersko. – Uznaj ostatnie parę zdań za małą zemstę za ignorowanie wszystkich moich listów. -
Wycelowała w niego ostrzegawczy palec i choć nie przestała się cofać to znacznie zwolniła.
- Jak tylko pozbędę się tego cholernego balastu skopię ci dupę. Pierwszą krwią, która wsiąknie w świeżo usypany piach areny będzie twoja - Han’kah mimo pobytu u mnichów wpadała w złość z taką samą łatwością. - Do czasu rozwiązania lepiej mnie unikaj, moje wkurwienie na cały Podmrok osiąga apogeum. Pomów z Wilczkiem. I… - chciała coś jeszcze powiedzieć ale zaklęła pod nosem i zrezygnowała. - Nieważne.
– Wiem. Też cie kocham. - mrugnął porozumiewawczo. Prawdopodobnie. Trudno powiedzieć z jednym okiem. – Miło było cię znów zobaczyć. Podeśle ci informacje nietoperzem. -


***


- Nasza kolekcja bestii pozostawia wiele do życzenia, podmrok jest wyludniony, a arena ma zostać otwarta za miesiąc. Fantastycznie. - podsumował wesoło samiec zerkając to na Wilczka, to na Haelvrae.
Żadne z nich nie wydawało się takim stanem rzeczy a najmniejszym stopniu przejęte. W końcu to on będzie świecił oczami przed Han'kah.
Niewdzięczna robota.
Ale był w końcu Lesenem Vae. Walka z nieprzychylnymi okoliczności była dla niego codziennością.
Zaczerpnął powietrza i odetchnął głośno.
– W porządku, w takim razie... -

***


Przechodząca jednym z korytarzy w Twierdzy Vae Maerinidia uśmiechnęła się szeroko na widok drowa, który właśnie wyłonił się zza kolejnego zakrętu
- Lesenie… miło mi Cię widzieć. Cieszę się, że Lolth oszczędziła mi szukania Ciebie po całej Twierdzy. - zagaiła wesoło.
– Ah tak, Bogini zła, chaosu, pająków i przypadkowych spotkań na korytarzu uderza ponownie. - zauważył z promiennym uśmiechem samiec. - … Chociaż przypadkowe spotkania zapewne podpadają pod domenę chaosu. Nigdy o tym nie myślałem. To by wyjaśniało tak wiele... - dodał pocierając policzek w zamyśleniu, ale ocknął się szybko. – Spotkanie z Yvalynem, Mistrzyni Maerinidio?-
- Nie inaczej. - uśmiechnęła się lekko iluzjonistka - Niemniej z Tobą też chciałabym zamienić kilka słów, jeśli masz wolną chwilę… - rozejrzała się odruchowo, nim dokończyła - ...chodzi o kolejne widzenie.
– W takim razie umieram ze zniecierpliwienia. - przytaknął Lesen. – Wpadnij do mojego gabinetu jak będziesz wolna. Za parę godzin, jak zgaduję? -
- Wolałabym teraz, jeśli nie jesteś zbyt zajęty. - chyba nic nie mogło jej teraz zepsuć humoru, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie.
– Ależ żaden problem. Ale miej na uwadze, będę cię bezwstydnie przetrzymywać. Yvalyn ma stanowczo za dużo szczęścia z kobietami... - odparł z teatralnie złowieszczym śmiechem, pokazując czarodziejce by ruszyła za nim.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 08-10-2014 o 01:15.
Aisu jest offline  
Stary 13-10-2014, 04:01   #6
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
A jeszcze niedawno….

Wszechogarniający zapach świec i kadzideł. Krzyki ofiary konającej ku uciecze Pajęczej Królowej. Śpiewy, w których jednym z głosów była ona. Tylko jednym z głosów, które czciły boginię i oddawały przeprowadzanie rytuałów tym silniejszym.
I ta świadomość…
Świadomość, że ona tylko czeka na fałszywy ruch, aby móc zaatakować. Nie śmiertlenie, bo jaka byłaby w tym zabawa? Nie, nie o to chodziło. Zniszczenie, chociaż zabawne samo w sobie, jest tylko jednorazowe, a po co niszczyć, kiedy można przeciągać taką zabawę latami? Mniejsze marnotractwo materiału…
Ale wtedy… Wtedy może stać się coś nieoczekiwanego.


Neevrae siedziała w miękkim fotelu w przydzielonych jej, jako dyplomatce, komnatach Twierdzy Shi’quos. Piła spokojnie wino, łyczek po łyczku, delektując się i wspominając niedawną rozmowe z Rileynem. Oczywiście zmieniło się wiele i to nawet w jego życiu, chociaż brat nie był tym stanem rzeczy pocieszony. Otrzymał awans, co dla czarodzieja było nie wielkim powodem do świętowania, a kolejnym kłopotem. Wolałby móc siedzieć wygodnie na swoim nic nie znaczącym stołku i tak doczekać śmierci. Z dala od wszystkiego.
Tutaj rodzeństwo było jednogłośne jeszcze niedawno… bo przecież to, że pozornie nie masz znaczenia, nie znaczy, że nie masz znaczenia dla wszystkich. Zawsze ktos może chcieć twojej krzywdy, twojej śmierci… jak twierdziła Ilivara.
Właśnie… kochana siostrzyczka, która pięła się niestrudzenie po tej pajęczynie i to z kolejnym sukcesem, jak Neevrae dowiedziała się od brata. Nie wiadomo było, czy powinno się cieszyć z tej radosnej nowiny, czy przygotowywać się na kłopoty. Z jednej strony starsza i jedyna siostra Neevrae mogła teraz być zbyt zajęta spijaniem nektaru zwycięstwa, aby zajmować się innymi, zaś z drugiej może właśnie spijanie tego nektaru moglo na tym polegać. Nie wiadome było, jak zareagowała na awans Rileyna czy uczynienie Neevrae dyplomatką aktualnie najbardziej znaczącego domu… i może tak było lepiej. Im dalej od niej tym zdrowiej.
Najmłodsza córka Sinafe co jakiś czas spotykala się ze starszym bratem, jako że rozmowy z nim zawsze na nią dobrze wpływały, a i jego rady, chociaż często przesiąknięte zbytnim samozachowawczym podejściem (bo ten instynkt brat miał wyrobiony doskonale), mogły przynieść trochę dobrego. Co zaś się yczy Ilivary… Z nią Neevrae bez konkretnego powodu wolała się nie spotykać. Oczywiście ten dzień musiał nadejść i z tego druga z sióstr zdawała sobie sprawę, ale dopóki nie bylo to absolutnie konieczne… Po co dotykać tego, co śmierdzi na odległość kłopotami? Jeszcze możnaby zostać wplątanym w jej zawiłe plecenie sieci, a to bynajmniej nie mogło wróżyć dobrze… oczywiście nie wspominając o innych “przyjemnościach” związanych ze spotkaniem krewniaczki. Nawet z własnym awansem, rodzeństwo Ilivary najwyraźniej było wciąż niżej w łańcuchu pokarmowym od siostry, a to nie dawało tak wiele…

Nilthara… na szczęście miała się dobrze. Prawdę mówiąc Neevrae nie chciałaby innej przełożonej, bo inna mogłaby być tak słodka i kochana jak jej własna siostra. Nie, lepiej było nie ryzykować, skoro Dom był pełen podobnych osobistości.
Kapłanka starała się nie tylko mieć kontakty z Ustami Mevremas na stopie oficjalnej, bo ta była pewna, ale także zachaczając o stopę prywatną. Nigdy nie było wiadomo, kiedy taka znajomość może się przydać, a i mogła konkretnie. Na razie jednak Neevrae zadowalała się samym towarzystwem przełożonej i… słuchaniem jej rad jako doświadczonej dyplomatki, co także było na wagę zlota, szczególnie, że ta “mała Neev” znalazła się w zupełnie jej obcnym środowisku Shi’quos.
Była też oczywiście inne dyplomatka z Twierdzy uczonych, dawne Usta Nietoperzycy - Tazrja. Skoro Xull’rae pozostawiła ją przy sobie, to aż żal byłoby przepuścić taką okazję. Może nie była już Ustami, jednak odpowiednio wykorzystana mogła przekazać pewne informacje oraz wciąż siedziała dość wysoko w dyplomacji i to przy Xull’rae. Znajmość godna wykorzystania i pielęgnowania, co też starała się pielęgnować Neevrae, sama będąc zadowolona, że ma kogoś prócz Malovorna w tym zimnym grobowcu, więc nikogo nie powinno dziwić, że próbuje nawiązać prywatne stosunki.
Xull’rae była… ciężkim przeciwnikiem i Neevrae dobrze o tym wiedziała. Wiedziała także, że przewyższa ją w wysokim stopniu doświadczeniem dyplomatycznym, co czyniło zadanie coraz to trudniejszym. Nie licząc oczywiście samej Nietoperzycy, która do najłatwiejszych oponentek nie należała. Czas miał pokazać, czy Neevrae poradzi sobie z nimi….

Kapłanka próbowała rozszerzyć swoje kontakty w Shi’quos. Malovorn potrafił być milutki czasami, a na pewno zabawny w swoim przeświadczeniu o umiejętnościach w łóżku, ale nie był końcem tego, co Neevrae chciała osiągnąć. Przy nadarzających się, obiecujących i odpowiednich okazjach starała się nawiązywać nowe znajomości i zacieśniać te, które już zdobyła. Nie był to teren jej miły, z tymi wszystkimi ponurakami z nosami w książkach, ale wierzyla, że i na nich jest sposób… w końcu była Aleval, prawda?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 13-10-2014 o 04:18.
Zell jest offline  
Stary 15-10-2014, 14:50   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
6-10 Tarsakh 1373; Erelhei-Cinlu


6 Tarsakh 1373


Do miasta zbliżała się armia.


Armia kupców, niewolników, zwierząt pociągowych, sług, magów… Armia godna imperium Thay.
Była to jedna z największych karawan, jakie dotarły z powierzchni do Erelhei-Cinlu. Był to niewątpliwie rdzeń przyszłego Domu. Władcy, słudzy, niewolnicy. Wszyscy oni przybyli, by zasiedlić to miejsce. Wśród nich było zaskakująco wiele czerwonych magów. Zbyt wiele jak na potrzeby zwykłej handlowej enklawy. Wyglądało to wręcz na najazd w oczach drowów. I niewątpliwie miało swój cel.
Thay coś planowało.


Amon Sallazzar


Podróż do miasta pokazała Amonowi, perfidię sytuacji w jakiej się znalazł. Pozycja jaką mu przeznaczono okazywała się nie tak dystyngowana jak sądził. Pozycja Mistrza Nieumarłych miała być prztyczkiem w zgniły otwór nosowy Szass Tama i z pewnością była… Tyle, że Amon był pionkiem w rozgrywkach zulkirów.
I Szass Tam też miał swoje pionki.
Haraghim Rael… był właśnie jego pionkiem. I z plecami większymi niż Amon. Bowiem mimo swej niechęci Yapyhyll nie stać było na otwartą konfrontację z Szass Tamem, ani też na otwarte popieranie swego faworyta.
A w dodatku Haraghimowi przeznaczono do wykonania ważne dla imperium zadanie, więc prostackie sabotowanie jego działań, mogło szybko obrócić się przeciw jego sabotażyście.
Co gorsza, do Amona docierały plotki, że ów mag miał też przy sobie tajne dyrektywy dotyczące Amona, a pochodzące od Szass Tama. Oczywiście te plotki mogły być nieprawdziwe… i służyć jedynie odwróceniu uwagi.
A osoba która miała nabruździć Amonowi mogła jednym z kilkunastu innych wysoko postawionych rangą czarodziejów. Niemniej ktoś taki na pewno był i co śmieszniejsze, Amon miał pewnie okazać się porażką tylko po to by Szass Tam udowodnił Yapyhyll, że ze starym kościejem się nie pogrywa.
Przy całej swej potędze Amon był tylko żaglówką na falach miotaną przez siły na które nie miał wpływu.
I to… było frustrujące.

Tak jak siedzenie przed “tronem” khazarka Minga, przezywanego słusznie “imperatorem”. Jego krzesło jak i biurko stało na podwyższeniu, przez co patrzył na Amona z góry. Jego czerwone szaty były przesadnie lamowane złotogłowiem.

[MEDIA]http://www.virginmedia.com/images/facialhair-ming-590x350.jpg[/MEDIA]

Towarzyszył mu osobnik w czarnej szacie i ze złotą maską zakrywającą twarz. Owa czarna szata maskowała niemal całkowicie jego posturę, przez co mógł być dowolnej płci i dowolnej rasy mającej ponad 160 cm wzrostu. Podał on list Mingowi,który powoli go otworzył i przesunął spojrzeniem po jego tekście.
-Amon Sallazzar… bla, bla,bla… Pominę formalności jeśli można.- rzekł znudzonym tonem Voltis Ming, dając przedsmak swej natury. Był bowiem pompatyczny, był władczy, a co najważniejsze… był groźny. Ming mógł sobie pozwolić na bufonadę, bo był nie dość że wpływowym, to jeszcze potężnym magiem. Potężniejszym od Amona, z czego przyszły Mistrz Nieumarłych enklawy Erelhei-Cinlu boleśnie zdawał sobie sprawę.
-A więc kluczowe sprawy to obowiązki. Twoim zadaniem będzie po pierwsze uporządkowanie nieumarłych sił pozostałych po bitwie. Część truposzy będzie trzeba zniszczyć z uwagi na uszkodzenia jaki ulegli, część wystawić do sprzedaży, resztę regimentu prędzej czy później uzupełnić.
Po drugie, trzeba będzie przygotować nieumarłe patrole, które mają wspierać grupy badawcze tego,... jak mu tam?
- nachylił się ku swemu pomocnikowi w czarnej szacie. Ten szepnął parę słów.
-Haraghimowi Rael… Właśnie. Jego misja jest priorytetowa i jej potrzeby, mają prymat nad większością zadań. Co jeszcze…- przesunął spojrzeniem po tekście listu.- A tak. Jesteś kapłanem Velsharoona. I jako kapłan masz w enklawie wynikające z tej roli obowiązki. Posługa duchowa wyznawcom i dekadniowa produkcja zwojów objawień w celu sprzedaży. Świątynię w postaci budynku już przygotowano. Wyposażenie musisz dobrać i zakupić sam, jest na to przeznaczony stosowny budżet. Ufam, że jesteś w stanie dokonać zbezczeszczenia budynku? Niestety w tej chwili nie bardzo mamy takie zwoje na zbyciu.-

Khalas Madas-Thul


Podróż do Erelhei-Cinlu była dla Khalasa przyjemnością. Bądź co bądź Farnas okazał się osobą o przyjemnej powierzchowności i naturze, namiętnym gadułą i co najważniejsze… optymistą. Dzięki jego wierze w wybicie się w górę w podziemnym mieście drowów, Khalas również wierzył i że i jemu się uda.
Co prawda ruszał tam w dość powszedniej roli Strażnika Skarbu, co oznaczało mało prestiżową rolę Poborcy podatkowego… to jednak, kto wie co przyniesie przyszłość?
Od Farnasa Khalas dowiedział się jak ważną rolę pełni Erelhei-Cinlu w ogólnym bilansie handlowym imperium. Że właśnie w tej enklawie jest zakupywana w dużych ilościach krasnoludzka stal i broń.
Farnas widział oczami wyobraźni wzrost znaczenia Erelhei-Cinlu i kto wie… może tak samo widzieli ją zulkirowie?
Bowiem karawana zmierzająca do miasta w której to Khalas jechał była największa jaką kiedykolwiek jechał. Teoretycznie pozycja przyszłego Strażnika Skarbu czyniła go równym wielu z czerwonych magów, ale praktyka była inna. Khalas wiedział, że zawsze są równi i równiejsi. I on do tych równiejszych nie należał.
Dlatego przyszło mu długo czekać na “audiencję” u khazark Minga. Sam Voltis Ming siedzący na swym podwyższeniu wydawał się być znudzony i zmęczony. Ale… bacznie przyjrzał się wchodzącemu Khalasowi.


Sięgnął po jakąś kopertę, ale jej nie otworzył. Uderzając nią o swą dłoń w rękawiczce powoli spytał.-Ja cię skądś znam chyba. Kim jesteś?



6-10 Tarsakh 1373;Obóz Orb’vlos



Ile minęło dni. Ile nocy? Ile przeszli dróg i tunelów? Czy byli blisko powierzchni? Czy byli blisko celu?
Odpowiedzi na te pytania były kluczowe dla Domu Orb'vlos. Krucjata bowiem utknęła w labiryntach Podmroku. Mapy, które prowadziły dotąd drowy okazywały się często dość niedokładne, a czasami błędne. Ale czy było to dziwne? Wbrew pozorom Podmrok nie był stabilnym miejscem. Woda rzeźbiła labirynty, umbrowe hulki wycinały w skale nowe tunele, lawa zapełniała szczeliny zasklepiają rany w skale. Nie wspominając o magii.
Ta wędrówka nie odbijała się dobrze na spójności Domy Orb’vlos.Dom ów wszak nie powstał z doświadczonych wędrowców, a ze wygnańców i uciekinierów i niezadowolonych dusz pochodzących ze zwykłych Domów Szlacheckich jak i plebsu. Wędrówka bez celu po Podmroku nie była szczytem ich marzeń. Erelhei-Cinlu też już przestało. Krucjata stała się marzeniem jedynie największych fanatyków, reszta marzyła już tylko o miejscu na osiedlenie się. Spiraere z pewnością o tym wiedziała.
I z pewnością musiała zaradzić na tą sytuację, póki jej Dom jeszcze się nie rozpełzł.

Tulsis Ecchtaris Orb’vlos


Arcykapłan już ją oczekiwał. A ona była spóźniona. W dodatku nie mogła powiedzieć jemu, czemu się spóźniła. Okryłoby to ją wstydem. Na szczęście dla Tulsis, Thatroos miał ważniejsze sprawy na głowie, niż jej spóźnienie. Wpatrzony mapy i zapiski popijał wino. Gdy weszła i uklękła rzekł jedynie sarkastycznie.- Jesteś wreszcie.
Ale nie dodał nic więcej, bowiem jej spóźnienie było niczym w porównaniu z raportem jaki pochwycił w dłoni.
-Kilka korytarzy stąd znaleziono ślady obozowiska. Drowiego obozowiska. Za kilka godzin sztab psiapsiółek będzie o tym wiedział. Za dwie.. jeśli mam być precyzyjny.- “sztab psiapsiółek”... tak nazywał strategiczny sztab wojska Domu. Zwinął mapę i raport wsadził do tuby i zamknął ją.-Mamy więc dwie godziny wyprzedzenia.Ty masz… jeśli mam być dokładny. Zbierzesz oddział na rekonesans i wyruszysz niezwłocznie.
Podał jej tubę z mapą i raportem mówiąc.-Ale zrób to dyskretnie. Wojsko niewątpliwie będzie obserwowało nasze ruchy. Postaraj się nie budzić ich podejrzeń. Jakieś pytania?


Han'kah Tormtor


To nie było najbardziej przyjemne doświadczenie w jej życiu. Dużo krzyków, dużo bólu, duży wysiłek. Poród.
Przechodziła go nie raz. I zawsze w towarzystwie jakiejś kapłanki. Nie było ich zbyt wiele takich, którym mogła zaufać, ale były. Zresztą, wraz ze śmiercią siostry i wygnaniem matki Han’kah mogła poczuć się bezpieczniejsza. Odrobinę tylko. Moliara była niebezpieczna nawet na wygnaniu, tym bardziej że ponoć szybko zaprzyjaźniła się z Voltisem Mingiem.
Dlatego też Han’kah nie czuła się bezpiecznie, w chwili gdy była bezbronna i w boleści. W chwili, gdy była łatwym celem.
Poród był ciężkim okresem dla każdej drowki, ten poród był ciężki dla Han’kah.
Niemniej zakończył się dobrze. I po chwili wymęczona i obolała wojowniczka trzymała w ramionach kolejnego syna, podczas gdy kapłanki modliły się o łaskę szybkiej rekonwalescencji.

7 Tarsakh 1373

Maerinidia Godeep


Czarodziejska śmietanka Erelhei-Cinlu zgromadziła się w dużej sali Shi’quos przy okrągłym stole. Wygląd sali i jej zdobienia ponurymi gargulcami jak i mozaika w postaci kręgu magicznego na podłodze wiele mówiły o przeznaczeniu tego miejsca. Wcześniejszym przeznaczeniu w każdym razie.
Obecnie służyła jako sala konferencyjna dla magów Shi’quos. I dla obecnej grupki magów ze wszystkich szlacheckich domów. Temu zebraniu przewodniczył dumny niczym paw uczeń Cienia Malovorn Shi’quos, po jego prawicy się Mistrz Katedry Odrzucania Ghand’olin Shi’quos, po lewicy mało znany poza Shi’ quos enigmatyczny drow o farbowanych na czarno włosach.


Urlum Shi’quos, Mistrz Katedry Psioniki. Jego obecność wielce mówiła o tematyce tego zebrania. Pewnie dlatego budziło ono małe zainteresowanie u pozostałych drowów. Vallochar, przywódca magów Tormtor przyglądał się bardziej drowce dość swobodnie ubranej i nie pasującej do tego miejsca. Przedstawiła się jako Istharell Aleval przedstawicielka Magini. I w ogóle nie rozwijała tego tematu. W ogóle, mimo dość wyzywającego i przyciągającego uwagę stroju, Istharell próbowała nie rzucać się w oczy. Co innego Illiamara Eilservs która przyszła na spotkanie z tajemniczą drowką z insygnium Domu Eilservs. Niewątpliwie Illiamara była nastawiona konfrontacyjnie względem prawdopodobnych planów Malovorna i jego mocodawczyni. Ale… Tylko ona.


Inynda Vae, nowa Naczelna Czarodziejka Domu Vae wydawała się niezbyt zainteresowana. Podobnie jak Isar’aer Xaniqos, którego mina świadczyła o tym, że czuje się niekomfortowo. Zapewne jego pani dała Naczelnemu Magowi Xaniqos niewygodne dla niego tajne dyrektywy.
No i była ona... Maerinidia Godeep, od niedawna Naczelna Czarodziejka Domu. Przedstawicielka większości, bowiem ilu obecnych Naczelnych Magów mogło rzec, że zasiedziało się na swym stołku?
Po krótkiej wymianie uprzejmości słudzy podali posiłek i wino. I podczas tej uczty Malovorn wstał i rzekł spokojnym tonem, próbując zamaskować nerwowość.- Myślę, że czas zająć się w końcu jedyną wartą uwagi zdobyczą w mieście ilithidów i sprowadzić ów artefakt do Erelhei-Cinlu. Jako że Dom Shi’quos posiada Katedrę Psioniki, to właśnie pod pieczę mego Domu powinien być przekazany… by został przebadany przez fachowców. Niemniej nie zamierzamy zagarnąć tej zdobyczy tylko dla siebie. Ów skarb winien służyć całej drowiej społeczności. Dlatego też, gdy uda się określić przynajmniej na jakiej zasadzie działa i jak się nim posługiwać, posłuży do osłony całego miasta. Uważam, że kwestia jego przeniesienia powinna połączyć wszystkie Domy. Proponuję zorganizowanie wspólnej wyprawy ku temu.-

Lesen Vae


Plany, plany, plany… Tego akurat Lesen miał w nadmiarze. Efekty jednak nie zawsze były zadowalające. Kimkolwiek był kret w jego oddziałach, to rozmowy z trupami nie pozwoliły tego ustalić. A to oznaczało profesjonalnego szpiega… czyżby Kosiarz współpracowała z wrogim Domem? Jeśli tak, to którym?
Akurat Dom Vae nie miał oficjalnych wrogów, co najwyżej konkurencję w postaci zdradzieckiego Domu Xaniqos, którego ambicją było powiększenie wpływy kosztem Vae i Godeep głównie.
Czy jednak oni za tym stali? Te ataki osłabiały głównie Lesena, a choć Xaniqos było konkurencją Vae to osobiście nic przeciw Lesenowi nie mieli. Nie. Jego osobisty wróg był znacznie bliżej niego.
Ale też i łaska Lolth była przy nim? Bo jak inaczej wyjaśnić że przez ostatnie dekadnie Kosiarz zaniechała ataków? Akurat wtedy, gdy przeprowadzała wyjątkowo ważne zmiany w reorganizacji straży? Łaską Lolth… a może czekała na jakąś inną okazję? Lub planowała coś znacznie gorszego?
Ile szczęścia miał Lesen Vae?
Miał okazję to sprawdzić w rozmowie z Haelvrae, która od śmierci Zaknnara zrobiła się deczko drażliwa i wybuchowa.

Naczelna Tropicielka Domu odpoczywała właśnie po pijackiej zabawie wczorajszego dnia, toteż spojrzenie jakie rzuciła wchodzącemu Lesenowi było mordercze. Jej gabinet był pusty… poza wygodnym fotelem i biurkiem oraz drewnianym krzesłem Haelvrae nie miał tu nic. Bo też i z tego gabinetu korzystała rzadko, chyba że do umówionych wcześniej rozmów z petentami. Na widok wchodzącego Lesena sięgnęła po butelkę z winem i odkorkowawszy ją wypiła trunek prosto z gwinta. Po czym spojrzała na drowa i rzekła.- Wspomniano mi, że planujesz łowy Lesenie. I to szczególne łowy. Więc… -wskazała dłonią krzesło naprzeciw siebie.- … o co chodzi ?-

8 Tarsakh 1373

Neevrae Aleval


Tazjra i Neevrae siedziały w pokoju gier. Była to komnata, którą eks-usta Matrony bardzo lubiła. Pełno tu było różnych gier zgromadzonych z różnych światów. Dowód że w zamierzchłej przeszłości Dom Shi’quos był bardziej zainteresowany badaniem światów poza Torilem niż samym Torilem czy Erelhei-Cinlu. Ale to było dawno temu, pewnie jeszcze za czasów, gdy “Ślicznotka” była berbeciem nie zdającym sobie sprawy z przyszłości. Komnata ta była zagracona i ponura… w sumie jak wszystkie komnaty Twierdzy Shi’quos, ale z czasem można było przywyknąć do tego.
A Neevrae mozolnie budowała swą pozycję będąc łączniczką pomiędzy Aleval a Shi’quos. Nie było to łatwe, Matrona Shi’quos do kontaktowych drowek nie należała i Neev nie dostąpiła zaszczytu spotkania się z nią w oko w oko. Najczęściej to Xull’rae przyjmowała wysłanników innych Domów i sama udawała się z misjami. Stała rezydentka jaką była Neev, niewiele miała do roboty, poza flirtowaniem. A choć Malovorn bywał milutki i uczynny to potrafił być śliski jak piskorz i trzeba się było napocić, by nakłonić go do swoich celów. Jak Valyrin się to udawało? Cóż.. ten sekret drowka zabrała ze sobą, dokądkolwiek się udała.
Tazjra i Neevrae grały rozmawiając przekazując sobie zasłyszanego plotki na temat prominentnych drowów. W sumie nic wielkiego. Kto z kim był widziany, kto się ubrał w sposób żenujący, kto się zbłaźnił, kto popisał.
Nie mające znaczenia detale.
Aż nagle Tazjra wypaliła znienacka.- Słyszałaś może o Oku Umysłu?

Han'kah Tormtor


Na Arenie Keldrea pokazywała się rzadko. Także i w prywatnych komnatach Han’kah Kel stała sie rzadkim gościem. Ale cóż poradzić… miała swoje życie, które miało coraz mniej stycznych punktów z Han’kah.
Ich drogi od śmierci Nihrizza coraz bardziej się rozchodziły. A kilkumiesięczna asceza wojowniczki w klasztorze, tej znajomości bynajmniej nie pomogła. To że Han’kah ostatnio była bardzo zajęta ciążą i Areną, też nie.
Zresztą...
Keldrea była teraz partnerką Vallochara co wzmacniało jej wpływy wśród magów. A Han’kah z magami nie miała już nic wspólnego. Bal’lsir i jego podwładni do nich się bowiem nie zaliczali, zachowując pełną autonomię względem Vallochara.
Nic więc dziwnego, że powracająca do zdrowia po porodzie Han’kah nieco zdziwiła się tym, że Keldrea przysłała jej zaproszenie na kolację. Niezbyt wystawny przybytek, ale przytulny. Wyraźnie rozradowana Kel…
- Udało mi się! Zostałam oficerem w piechocie. Będę dowodziła oddziałem w armii!- podekscytowana długo nie mogła utrzymać tej nowiny w sobie.

Xullmur’ss


Interesy… nie szły za dobrze. Może dlatego, że miał za duże wymagania? Może z innych powodów? Faktem jednak było, że plebejusze nie śmierdzieli ni groszem, ni magią. Interesy z kupcami zaś nie były prominentne, a samotny drow jest równie dobrze ofiarą, co napastnikiem. Xullmur’ss zaś był anonimowy, co miało swoje zalety jak i wady. A największą z tych wad, był brak renomy. Owszem znały go jego kontakty i mocodawcy. Ale nie przekładało się to na renomę i sławę.
Zarobki jako najemnik miałby skromne i bynajmniej jego potencjał nie stanowił tu większego atutu. Kupcy płacili marnie, a wśród szlachciców wszak nie mógł szukać pracodawców. Jeszcze nie, przynajmniej. Prywatne pozyskiwanie zasobów, wiązało się z ryzykiem. I to zaskakująco innym niż się spodziewał.
I też zarobki z tego były marne. Fortuna niestety była tylko w dwóch miejscach, w Domach Szlacheckich i w Thay. Ale zadzieranie i z jednymi i z drugimi było niebezpieczne i sprzeczne z interesami Xullmur’ssa, przynajmniej na razie.
Na razie jednak wykorzystywał swój atut, bycia jednym z plebsu i przysłuchiwał się rozmowom w karczmie na granicach Domu Tormtor
-Masz talent do wkurzania niewłaściwych osób.- stwierdziła się jakaś drowka przysiadając się do niego, gdy rozmyślał nad kuflem z piwem.
- Ale ktoś może uznać, że nie ma co drzeć szat, o paru głupców, więc… pytanie dlaczego miałby to robić?- odparła z ironicznym uśmiechem.- Odpowiedź brzmi prosto, dla interesów.

9 Tarsakh 1373

Severine Tormtor


Powrót na “rodzinne śmiecie” dla Severine Despana nie był najprzyjemniejszy. Jej Dom się rozpadł. Jej Twierdza znalazła się pod zarządem Shi’quos, a Arena pod Tormtor. Jako trenerka zwierząt nie miała zbyt cenionego talentu. Jej osiągnięcie nie było dość wartościowe, by stanowiła cenny nabytek. Ale niemniej udało się poprzez stare znajomości i kontakty znaleźć sobie nowe gniazdko. Powróciła na Arenę jako nowa Opiekunka Bestii.
Tylko… zwierząt nie było. Zgodnie z tym co opowiadał jej ludzki niewolnik pełniący rolę jej sługi i przewodnika po Arenie szlachetna Han’kah Tormtor i szlachetny Bal’lsir Tormtor planują bestie dopiero sprowadzić. Póki co miała puste klatki do oczyszczenia i puste magazyny na żywność do zagospodarowania i grupkę niewolników do pomocy. Miała też niewielkie mieszkanko, ledwie kilka pokoi tuż przy Arenie do własnej dyspozycji i urządzenia. Jednakże po ciasnym pokoiku w ambasadzie drowów w Icehammer to był to już jakiś awans.
- Jeśli masz jakieś życzenia co do lokum to przekaż je mnie, szlachetna Severine, jeśli chodzi zaś o twe nowe obowiązki, to najlepiej będzie poprosić o rozmowę szlachetnego Bal’lsira lub szlachetną Han’kah, nowych Zarządców Areny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-10-2014 o 17:57.
abishai jest offline  
Stary 22-10-2014, 21:14   #8
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Masz talent do wkurzania niewłaściwych osób.- stwierdziła się jakaś drowka przysiadając się do niego, gdy rozmyślał nad kuflem z piwem.
- Ale ktoś może uznać, że nie ma co drzeć szat, o paru głupców, więc… pytanie dlaczego miałby to robić?- odparła z ironicznym uśmiechem.- Odpowiedź brzmi prosto, dla interesów.
-Jaki interes zatem masz do mnie pani? -spytał Xullmur’ss spojrzał na rozmówczynię a jednocześnie odruchowo omiótł wzrokiem salę.
-Wiem gdzie mieszkasz. Mniej więcej. Wiem co możesz dostarczyć. Parę potworków do prywatnych walk. Ghuli.- stwierdziła cicho kobieta.
Xullmur’ss podrapał się po brodzie.
-Hmm być może jestem w stanie to dla was załatwić. Pytanie tylko za ile od sztuki, i czy chcecie mieć je dzikie czy z treserem podczas walk.
- Z jakim treserem. To bestie do ubicia. Ewentualnie do rozszarpania niewolnika. Niepotrzebny jest treser.- stwierdziła ironicznie kobieta i dodała.- Pięćset lub nawet tysiąc za dużego ghasta.
-Oczywiście, że nie zostaną mistrzami areny i są mięsem dla widowiska. Pod kontrolą jednak będą groźniejsze. Walka ciekawsza i przedstawienie na tym zyska, a oto chodzi prawda?
-Nie będą jednak walczyć z gladiatorami, a publiczka nie chce widzieć triumfujących ghuli, więc… raczej takie dzikie są wystarczającym wyzwaniem.- odparła drowka i wzruszyła ramionami.- Niemniej, jeśli chcesz sobie popatrzeć, to jako właściciel bestii masz darmowy wstęp na widowisko.
-Efekty specjalne wam się tam przydadzą? Ściany ognia, przyzwane stwory bez przesady ale można podkręcić niektóre walki. Nagła ściana ognia za plecami spychanego do rogu doda mu animuszu do walki lub barwnie zakończy jego żywot.- wzruszył ramionami.
- Niby można. Spisz swoje propozycje, a ja pogadam z moim pracodawcą, aczkolwiek nie licz na wiele. Za czary nie dostaje się gaży, co najwyżej stała opłata za współpracę. I na pewno nie 500 sz.- stwierdziła kobieta.
-Z chęcią obejrzę wasze walki, przy okazji je uatrakcyjnienie. Dla dobra znajomości i przy okazji głównej transakcji zadowoli mnie 200 sztuk złota za galę którą wspomogę.
-Dam znać mojemu pracodawcy.- stwierdziła enigmatycznie drowka i wstała by się pożegnać.
-Jutro o tej samej porze tutaj? Odbiór z mojego hmm miejsca zamieszkania, towaru nie będzie dla was rozumiem problemem. Macie odpowiedni sprzęt i warunki?
-Będziemy mieli gdy przyjdzie czas. Tak za… dwa cykle. Jutro o tej samej porze dogadamy warunki.- stwierdziła tajemnicza drowka.

Xullmur'ss skinął głową a tajemnicza drowka odeszła. Propozycja nie byłą zła co prawda cena od 500 sztuk złota do 1000sztuk złota za łeb była zaledwie ceną za jaką handluje się niewolnikami, tu zaś chodziło o nieumarłe potwory. Jednak potrzebował pieniędzy i faktycznie był wstanie załatwić sprawę. Złota natomiast potrzebował intensywnie. Mogła to też być pułapka, zabił kilku głupców. Kolejni próbowali się mścić, tych też zabił. Czyżby tym razem próbowano bardziej wyrachowanego podejścia by sobie z nim poradzić? A może faktycznie sprzedaż potworów, załatwi mu święty spokój z kolejnym odwetem a nawet zarobi? Marnie, bo marnie ale czy miał prawo wybrzydzać?
Potrzebował złota do swoich spraw. Dużo złota... Postanowił spróbować.

Tym razem obserwował karczmę i czekał na drowkę w ukryciu.

Drowka zjawiła się z profesjonalną obstawą i dość doświadczoną. Co można było ocenić po fakcie, jak szybko wtopili się w tło złodziejaszków i rzezimieszków wypełniających tą gospodę.
Drowka usiadła i zapaliła fajkę nabitą niziołczym zielem zmieszanym zapewne z jakąś narkotyczną mieszanką czekając na Xullmur’ssa.
Xullmur’ss wszedł do karczmy miał przytroczony do pasa sejmitar w pochwie oraz sztylet demonstracyjnie włożony za pasek. Rozglądał się dość uważnie i ruszył w stronę drowki. Obawiał się pułapki i podstępu. Liczył jednak, że ostatnie potyczki między nim a gangami sprawiły, że wyrobił sobie trochę szacunku. Choć z drugiej strony może wyrobił sobie wyrok na który właśnie przyszedł?

-Witaj pani- skinął głową siadając.
-Moi pracodawcy nie są zainteresowani magią… Nie chcemy robić cyrku takiego jak na Arenie. To mają być proste w założeniach i czyste walki. Jeden na jednego, żadnej magii.- rzekła na powitanie.- Czary i inne efekty specjalnie, psułyby widowisko.
-Rozumiem. Skoro mamy ubijać interes wypadałoby się poznać, jestem Xulmur’ss. Choć pewnie to już pani wiesz.
-Żmija.- odparła krótko kobieta nie potwierdzając czy zaprzeczając sugestion drowa.
-Więc jak Żmijo dobijemy naszego targu?
- To ile ich masz?- zapytała kobieta.
-Umówmy się na miejsce spotkania. Dostarczę kilku, może być różnie z ilością wszystko zależy od kilku czynników. W tym nieprzewidywalnych jak patrole Eliservs.
- Jutro po drugim porannym dzwonie, masz się zjawić z trzema lub czterema ghulami pod tym adresem. To boczna uliczka na granicy Nekropolii.- drowka podała kawałek pergaminu.
-Rozumiem, na walkach będę nowy. Wnioskuje, że można tam nabyć ciekawe znajomości. Zechcesz mi na nich towarzyszyć?
- Nie.- odparła ironicznie Żmija.- Nie płacą mi za oprowadzanie. Dostaniesz zaproszenie zgodnie z umową, ale jestem kimś ważniejszym niż głupi niewolnik do wskazywania krzeseł.
-Naturalnie pani i dlatego właśnie pragnę twojego towarzystwa, a nie proszę o przewodnika. Mi przyda się znajomość z kimś zorientowanym w sprawach ulicy. Sam mam pewne rzadkie talenty jak zapewne słyszałaś i jako znajomy w przyszłości również mogę być użyteczny. Grzechem też byłoby, nie wynagrodzić ci czasu mi poświęconego.
- Twoje potrzeby są twoim problemem. A twoje talenty, jakkolwiek pewnie użyteczne, również twoją sprawą. Nasze spotkanie mają tylko czysto biznesowy charakter i…- Żmija wstała dodając.- I to właśnie się skończyło. Nie będę ci towarzyszyć, czy nawet nie spotkamy się tam. Nie jesteś panie, jedynym interesem… Ni nie są nimi te walki. Do widzenia.
W takim tempie pozyskiwania znajomości, doczeka nowej ery z tym samym zestawem sojuszy.-pomyślał ironicznie.- Spróbował innego podejścia.
-Skoro to biznes- Xullmur’ss również wstał zbierając się do wyjścia- Zapytam cię jak kobiety interesu. Ile za poznanie lub wskazanie mi odpowiednich ludzi podczas walk. Takich u których zarobię z moimi talentami. Przy okazji zarobisz i ty, to dobra okazja.
- Nie stać cię.- zaśmiała się Żmija i wzruszyła ramionami.- I nie masz talentów chyba, na których mógłbyś zarobić, skoro kryjesz się po Nekropolii. Jeśli chcesz jednak zawracać głowę szychom Domów Szlacheckich, to narażaj kark bez mojego pośrednictwa.
-Zatem do jutra.- niesienie śmierci było dobrym talentem. Nie zamierzał, jednak dłużej dyskutować. Nekropolia była natomiast idealnie anonimowym miejscem. Gdzie jak gdzie ale to właśnie tam miał przewagę nad swoimi wrogami. Każde inne miejsce, zwłaszcza prestiżowe wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem. Wszystko miało jednak swoją cenę. Nieśpiesznie wyszedł z karczmy. Miał tyle do zrobienia...
 
Icarius jest offline  
Stary 23-10-2014, 11:31   #9
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Khalas musiał przyznać, że Erelhei-Cinlu robiło wrażenie. To miasto dawało mu perspektywy, chociaż chętnie wróciłby na powierzchnię. Na razie jednak czekała go tu praca i wolał zająć się przynajmniej jednym jej aspektem. Kiedy opuszczał karawanę zaczepił jeszcze raz Farnasa i poradził mu rozeznać się z kupcami enklawy. Dowiedzieć się kto czym handluje, kto jest uważany za “szefa”, kto najwyraźniej unikał podaktów i tym podobnych spraw. Jeżeli miał zamiar coś osiągnąć, ze swego stanowiska, musiał być pewny, że włada każdym jego aspektem.
Polecił swoim uczniom i niewolnikom pozostać w jednym z korytarzy prowadzących do sali khazarka, kiedy nadeszła jego kolej na audiencję. Nie zdejmował oczu z władcy enkawy kiedy wszedł do pomieszczanie, aby nie okazać braku szacunku.
Skłonił się kiedy starszy mag przemówił do niego.
- Jestem Khalas Madas-Thul, najmłodszy syn Mazara Madas-Thul. Obawiam się, że nie kojarzę naszego spotkania wcześniej. Być może znacie się z moim ojcem, panie. - Khalas rzadko kręcił się po kręgu znajomych ojca, woląc budować własny… szkoda, że nigdy nie było mu dane w pełni z niego skorzystać.
-Nie… nie wydaje mi się.- zamyślił się Ming pocierając długą brodę dłonią.- Ezul Tranos … Nie spotkaliście się może?
Khalas powstrzymał grymas zniesmaczenie przed pojawieniem się na jego twarzy i tylko kiwnął głową.
- Tak. Spotkaliśmy się kilka razy, nie powiem żebyśmy za sobą przepadali.
-Jakaś bójka bodajże.- zamyślił się Ming wspominając.- Ezul nieźle się spisał podczas walki z oblegającymi Erelhei-Cinlu ilithidami. Na twoim miejscu więc zacząłbym ćwiczyć.
Dał aroganckiemu szczeniakowi już raz radę, wątpił, aby miał kłopoty teraz.
- Oczywiście, wezmę to pod uwagę. Czy czegoś ode mnie teraz wymagasz, panie?
-Nie. W sumie nie teraz. Idź posprzątaj i uporządkuj swoje poletko.- mruknał Ming i otworzył kopertę.-Nowy Strażnik Skarbu...Hmm… na razie niewiele do roboty, bo kupcy się zjeżdżają i interesy dopiero będą rozkręcane. Mamy chyba miesiąc ulg podatkowych, więc ściąganie zacznie się dopiero od następnego.
- Rozumiem, nie będę więc zajmował więcej twego cennego czasu, panie. Zajmę się swym mieniem i rozeznam w mieście. Kogo mam zapytać o moje komnaty?
-Ktoś cię zaprowadzi.- machnął dłonią Voltis Ming.-Służba tutaj jest dość kompetentna.
- Rozumiem i ponownie dziękuję. Miłego dnia, panie.- Khalas ponownie się skłonił i opuścił pomiescznie nie odwracając pleców do khazaraka. Wrócił do swoich uczniów i niewolników.
- Bierzcie bagaż, przez miesiąc nie będzie prawdziwej roboty więc będe miał czas rozeznać się po tutejszych. - kiedy jego własność zajęła się zbieraniem reszty jego własności sam Khalas rozglądał się za tą “dość kompetentną służbą”, która zaprowadzi go do pokoju.
Ta znalazła się dość szybko i zaprowadziła Khalas i jego niewolników do dość ubogich w meble i przestrzeń pokoi, które zgodnie z jej słowami, były tylko tymczasowym lokum do czasu wybudowania w pełni Twierdzy Thay. Ciasny ale własny domek.
Czerwony Mag pokręcił głową na widok stanu pokoi, ale nie narzekał. Przyszłość obiecywała poprawę, więc musiał uzbroić się w cierpliwość.
- Idę zapoznać się z kompleksem. Wy rozpakujcie bagaż, dowiedźcie się gdzie są istotne miejsca, kuchnia, łaźnia i tym podobne. Jak to zrobicie macie wolne do mojego powrotu. - spojrzał na swoich uczniów - Wy na razie też, zapoznajcie się z enklawą jednak, nie rozmawiajcie z nikim kto nie jest sługą czy niewolnikiem. Możemy nie być w Thay, ale nie oznacza to, że jesteście wolni ode mnie. - Khalas opuścił swój pokój i ruszył na zbadanie kompleksu enklawy, obierając za cel część gdzie znajdują się kupcy.
Handel już rozkwitał, kupcy sprzedawali towary na tymczaowych drewnianych stoiskach, podczas, gdy obok nich wznoszona była kamienna hala targowa… przyszłe serce niemagicznego handlu miasta. Kupujących też było sporo, duergarów, drowów plebejskich i szlacheckich, a nawet dziwne żaboludzie zwane w Podmroku Kuo-Toa. To… miało być jego królestwo, po przydzieleniu zapewnie oddziałów do egzekwowania podatków.
Ale to była dopiero śpiewka przyszłości. Skoro Ming mówił, że dopiero od następnego miesiąca zacznie się nakładanie podatków, to dziś pozostało przygotowywanie dokumentacji.
Khalas westchnął i ruszył między stragany, stoiska i nawoływaczy. Będzie musiał rozmówić się z Farnasem na temat całego tego przedsięwzięcia.
Farnas oczywiście siedział w niewielkim fotelu przy jednej z nowopowstałych karczm jedząc posiłek. Kupiec wydawał się być w wyjątkowo dobrym humorze.
- Farnas! - Czerwony Mag zawołał życzliwie kiedy dosiadł się do kupca -Mam nadzieję, że miasto zadowala.
- Ma świetne perspektywy, jeśli chodzi o handel. - stwierdził z uśmiechem Farnas.-I to bynajmniej nie detaliczny. Ale to akurat nie dotyczy magii. Tu chodzi o materiały. Widziałeś tutejszą stal? Materiał pierwszej jakości.
- Wybacz mnie bardziej przypadły do gustu materiał, drewno i kość niż stal, ale jestem pewny, że pod ziemią mają dobre źródła. Tak czy inaczej jestem tutaj w interesach. Macie spokój ze mną na następny miesiąc jeżeli nie wiesz, ale chciałbym mimo wszystko wiedzieć z kim mi przyjdzie pracować. Więc gdybyś był wstanie sporządzić dla mnie spis obecnych kupców… gdzie w przeciągu następnych trzech dni, to byłbym wdzięczny.
-Cóż… da się zrobić.- stwierdził po namyśle Farnas pocierając podbródek.-A ile planujesz z nas zdzierać?
- Zależy od tego jak dużo będziecie zarabiać jak sądzę. Bardziej niż stałą kwotę, powiedzmy sto sztuk złota na miesiąc, sądziłem, że bardziej uczciwie będzie zbierać.. bo ja wiem? Dwie złote monety za każde dziesięć zarobione. Będę się musiał jeszcze rozeznać w poszczególnych kosztach produkcji, transportu i tym podobnych, ale myślę, żeby po prostu kraść wam jakiś kawałek tego co zarobicie. Chyba lepiej tak, niż grozić wam wyłupaniem oczu jeżeli nie uzbieracie tej setki do końca miesiąca.
-Uczciwe? Raczej zdzieranie ostatniej koszuli.- zalamentował przesadnie Farnas.Po czym sięgnął miską do talerza i przebierając w nim wybrał jedną mięsną kuleczkę.-No ale skoro tyle zabieracie, to liczę na udogodnienia dla handlu, bo kupcy czują się tu dyskryminowani kosztem sprzedaży magii… a przecież zarobicie na nas więcej niż na różdżkach, zwojach czy eliksirach.
- Spróbuj powiedzieć to magowi, o zobaczysz arkanistę z wzrokiem mówiącym “Herezja!”. Postaram się coś załatwić. I tak jak mówiłem, te dwie monety to wstępny pomysł. Musicie mimo wszystko chętniej sprzedawać u nas niż gdzieś na ulicy.
-Prędzej czy później, ktoś może wpaść na pomysł sprzedawania to… no nie wiem… u Godeep?- odparł ze złośliwym uśmieszkiem Farnas.
- Na siłę nikogo nie trzymam. Będę otwarty na negocjacje, ale niech sobie nie myślą, że będę ulegał na “Bo pójdę do drowów”. A idź w cholerę, dziesięciu innych czeka na twoje miejsce.-
-Czy ja coś sugeruję?- zapytał ze śmiechem kupiec.- Ależ skąd, ja nic nie sugeruję… ot różne rzeczy się słyszy.
- Wiem i mam nadzieję, że szybko przestanie się słyszeć. - Khalas uśmiechnął się i wstał od stołu - Nie będę ci już zawracał głowy. Proszę zajmij się tym spisem. Wyślę kogoś po niego za trzy dni. Miłego dnia. - czerwony mag kiwnął głową kupcowi na pożegnanie i opuścił karczmę. Ruszył z powrotem do swych komnat.
Pierwszy dzień w mieście nie był, aż tak zły. Zakończył go ciepła kąpielą, aby zmyć zmęczenie podróży i usnął w objęciach trójki swoich niewolników. Jutro miał zamiar odwiedzić dzielnicę handlową miasta, zapoznać się z “konkurencją”. W przeciągu dekadnia miał też zamiar dokładnie zapoznać się z kosztami sprzedawców wewnątrz enklawy. Jego królestwo potrzebuje surowego, ale sprawiedliwego władcy i takim miał zamiar być.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 23-10-2014, 21:38   #10
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Nawet w tej tymczasowej komnacie spotkań khazark Ming okazywał swoją władczość. Amon wielokrotnie musiał już stawać przed Khazarkami rozlicznych enklaw, w których pracował. Pokłon przed khazarkim, w czasie podawania papierów uwierzytelniających, był niemal automatyczny, był na tyle głęboki, chociaż płytszy niż przed nominacją, gdyż uwzględniał nową wysoką pozycję w enklawie Erelhei-Cinlu. Prawdziwy Nekromata i Mistrz Nieumarłych postanowił postawić w tym przypadku na fachowość w rozmowie z Khazarkiem.

- Tak Panie, znane mi są ustalenia wobec nieumarłych. Większość gorszej jakości nieumarłych zostanie zniszczona w czasie prac budowlanych przy enklawie, gdzie je niezwłocznie skieruję. Wiem, że jest Ci Panie znana moja biegłość w tworzeniu nieumarłych. Jednakowoż jak ci wiadomo Panie do stworzenia dobrych nieumarłych, na których Czerwoni Czarodzieje by nie tracili środków, potrzeba żywych istot oraz środków. Z długotrwałe martwych ciał otrzymuje się tylko miernej jakości nieumarłych.

Odchrząknął zanim kontynuował dalej.

- Oddziały nieumarłych do ochrony poszukiwań są już wyselekcjonowane. Wybrane z najlepszych nieumarłych, chociaż nie spełniających jeszcze moich wymagań. Udostępnione zostaną upoważnionym ludziom Haraghimai Raela.

“ Tak, ciekawe czy będą potrafili zapanować nad nieumarłymi nie przez siebie stworzonymi, to domena kapłanów, nie mój jednak to problem jakich ludzi przysyła po nieumarłych Rael.”Pomyślał.

- Panie jesteście krok przede mą właśnie miałem prosić o udostępnienie miejsca na kaplicę. Co zaś się tyczy wytwarzania zwojów kapłańskich, zwojów i przedmiotów nekromantycznych po zorientowaniu się w pozostałych na miejscu współpracownikach domu nieumarłych wyznaczę odpowiednie zadania. Co zaś się tyczy wspomnianego czaru, to już od kilku lat potrafię przekląć miejsce.

Po tych słowach zamarł w oczekiwaniu na dalsze instrukcje jakie mogły by przyjść Khazarkowi do głowy.
Khazark machnął ręką dodając.

- Nie potrzebujemy zbyt wielu solidnej jakości nieumarłych. Nasz kontygent bojowy powinien się zamknąć w okolicy od 450 do 500 przerażających wojowników. Reszta w postaci szkieletów powinna się tylko ładnie prezentować i stanowić w miarę solidną siłę bojową, acz… bez przesady Amonie. W końcu każdej chwili możemy nasze szkielety sprzedać. Jakość jakością, ale cena też musi w miarę rozsądna.

- Zwykli niewolnicy Panie wiele nie kosztują, gdyż nie posiadają żadnych przydanych umiejętności, a można ich wykorzystać do tworzenia wielu rodzajów nieumarłych, oraz w wielu czarach. Jedynie nieumarłych prawdziwie inteligentnych nie można z nich tworzyć, gdyż nie mają żadnych cech, które by były warte przekazania. Zaś wielu klientów poszukuje w tej chwili zombii które nie śmierdzą i nie sieją szczątkami po całej posiadłości. Zwłaszcza, iż koszt takiego zombiego nawet biorąc pod uwagę nasze zwyczajowe upusty sięgać może nawet ponad pięćset sztuk złota za jednego.

- Nie potrzebujemy inteligentnych nieumarłych Amonie. Potrzebujemy bezmyślnych kukiełek, które można tanio wyprodukować i tanio sprzedać. I nie widzę sensu, by robić zombie… śmierdzą i są powolne. Tutejsi wolą szkielety i ja osobiście też.
- stwierdził Khazark.
- Wiem dobrze jakie to koszty i także jaki to popyt. Nie będzie stałej sprzedaży w tym mieście. Acz warto mieć legion szkieletów, które można użyć w walce, lub sprzedać gdy znajdzie się nabywca.
- Panie czy do szkieletów czy do zombi kwestia jest taka sama, najlepsze wychodzą gdy tworzy się je z bardzo świeżych zwłok, dlatego najlepszą opcja jest dostarczenie żywych i dopiero stwarzanie nieumarłych. W końcu idą na to szlachetne klejnoty których marnowanie jest nie opłacalne.
- Na razie zajmij się odtworzeniem populacji przerażających wojowników. Szkielety nie muszą być najlepszej jakości.
- ocenił khazark pocierając podbródek.
- Drowy i tak potrafią robić własne.
- Tak, zaraz zgłoszę się pod odpowiednia ilość niewolników, aby ich przeistoczyć, tylko muszą być to doświadczeni żołdacy, z innych nie można stworzyć tego rodzaju nieumarłych. Jaka ilość będzie potrzebna w najbliższym czasie tych nieumarłych?
- Tak jestem tego świadom.
- odparł Ming i pstryknął palcami. Jego zamaskowany sługa nachylił się i szepnął mu coś do ucha.
- W tej chwili enklawa ma setkę takich więźniów, których mógłbyś przemienić. Reszta przybędzie z czasem wraz z kolejnymi transportami lub zostanie zakupiona u drowów.
- Zatem niezwłocznie przystąpię do ich tworzenia Panie. Oczywiście jeśli potrzeba by jakiś potężniejszych nieumarłych na ten przykład, mumii czy widm, również mogę je stworzyć. Nie wiem jak będzie z udostępnianiem takich nieumarłych do sprzedaży, każda enklawa ma swoje wytyczne w tej kwestii.
- Tak… znam twój potencjał twórczy Amonie, niemniej na razie prości nieumarli wystarczą.

-stwierdził po namyśle Ming.

- To była bardzo ciekawa rozmowa, niemniej przede mną jeszcze wielu petentów, a i ty masz swoje zadania do zrobienia, prawda? Więc pozwolisz, że cię pożegnam.
- Tak, Panie wszystkie naglące sprawy zostały przez nas omówione. Pozwolicie zatem, że się oddalę.


Po tych słowach skłonił się i po chwili wyszedł.




W korytarzu prowadzącym do komnat Amona, rozsiadł dość tęgi czerwony mag w dość pstrokatych szatach łączących czerwień z żółcią. Pulchny mężczyzna był dość zaniedbany wedle standardów i mód z Thay. Nie miał ogolonej głowy. Jedynie sporą łysinkę odsłaniającą tatuaż i okalaną przez wianuszek brązowych włosów. Krótki zarost nie był w stanie zakryć jego licznych podbródków. A na widok wchodzącego Sallazzara uniósł pulchną upierścienioną dłoń w poufałej (choć może nieco za nadto geście) próbie uściśnięcia dłoni Amona podczas przedstawiania się.

- Ychtarion jestem, zajmuję się kontrolą sprzedaży i skupu magii na terenie enklawy.

Nie tylko on czekał. Jako, że dopiero przybył do enklawy, Amon nie rozstawał się ze swoją osobistą ochroną. Na spotkaniu z Khazarkiem ich obecność byłaby dużym błędem, zatem czekali przed komnatą. W związku obowiązkami, które zawczasu przewidział, oczekiwała tam na niego pełna ochrona, wraz z jego w tej chwili ulubienicą Daną Castelmein. Na pierwszy rzut oka nikt nie poznał by, iż jest nieumarłą. Rudowłosa, piegowata zielonooka piękność o pełnych kształtach, dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się odkrywało się cechy dobitnie o tym świadczące, jak brak oddechu, bicia serca, skóra w temperaturze otoczenia, mętne oczy trupa.
Tak, Dan była najlepszym tworem Amona poświęconym Velsharoonowi.
Ochroną dowodził Sarr Hellens Thayski Rycerz. Ponad dwumetrowy potężnie zbudowany, trzydziestoletni mulanin samym swym wyglądem budził strach. Łysa głowa wytatuowana tatuażami mocy rycerzy Thayskich, stara szrama biegnąca przez twarz dopełniały obrazu osoby z która się nie zadziera.
Nad głowami czekających unosiły dwie z kilkunastu prawie niewidocznych kul, będące dodatkowymi magicznymi oczyma Amona, który kontrolował swoich podwładnych w ten sposób, po części dla ich dobra, po części i co ważniejsze dla swojego.
Pod komendą Sarra czekało na korytarzu sześciu ciężko opancerzonych wojowników dzierżących pawęże z specjalnymi wycięciami, dostosowane do walki w falandze. Po chwili obserwator mógł dostrzec dopiero, iż tylko trójka z wojów była ludźmi. Pozostali wyglądali jak szkielety, lecz nimi nie byli.
Wychodzącemu z komnaty Nekromancie ochrona sprawnie zapewniła bezpieczeństwo. Trójka wojów zabezpieczyła prawą stronę korytarza, trójka lewą. Podchodzący nieznajomy czarodziej natknął się na mur uformowany z pawęży przez szkieletowych wojowników. Hałas spowodowany tym ruchem zagłuszył wypowiedź nieznajomego.

Amon w tym czasie beznamiętnie przyglądał się poczynaniom swojej ochrony.

- Wybaczcie mojej ochronie, lecz miejsce wszak jeszcze niebezpieczne, być może po ostatniej bitwie. Możecie powtórzyć bo niestety hałas zagłuszył waszą wypowiedź.
- To nawet zabawne.

- odparł z uśmiechem Ychtarion splatając ramiona razem.

- Niemniej na terenie enklawy, takie… pokazy siły, budzą raczej śmiech, niż strach. Obawiam się, że jeśli ktoś miałby cię zabić panie. Ta tutaj grupka na niewiele się przyda, tutejsi tubylcy wolą zabójców. A ci potrafią bez problemu przemknąć pomiędzy takimi ochroniarzami.

Amon przeszedł przez szereg wojowników i uścisnął wyciągniętą dłoń.

- To nie na zabójców. To raczej na pospólstwo, którego wiele było w Wrotach Baldura, aby trzymać ich z dala. Również dla zaprezentowania towaru. Mistrz Nieumarłych Amon Sallazzar. Jakaż to jednak sprawa sprowadza Mistrza Handlu do mnie? Czasu mam niewiele, gdyż muszę przejąć schedę po moim poprzedniku i zacząć wprowadzać zmiany, jakich potrzebuje Dom Nieumarłych, aby był sprawny przedsięwzięciem.
- Ograniczyłbym ją nieco, zwłaszcza przy wyjściach z enklawy. Tutejsi nie mają wiele szacunku dla czerwonych szat, a z racji naszej sytuacji, trzeba czasem przełknąć dumę. Z tak liczną świtą nie przeciśniesz się przez uliczki drowiego miasta.

- odparł uprzejmie Ychtarion i dodał.
- Ja zaś przyszedłem do ciebie w delikatnej sprawie. Otóż zgłosił się do mnie pewien zamaskowany drow, który dostarczył mi świetnie sfałszowany list od zmarłego mistrza katedry Nekromanty Shi’quos. Trzeba przyznać, że ów papier przygotowany był świetnie. Ktoś dorwał się do oryginalnych dokumentów, wymazał ich treść i wpisał nową zachowując magiczną pieczęć Akormyra. Nawet jego charakter pisma podrobiony był idealnie. Acz sama treść jakoś nie pasowała mi do Akormyra, którego znałem… Ale nie o tym chciałem..
- rzekł czarodziej splatając nerwowo palce.
- Ów osobnik zaoferował mi sprzedaż opisu tworzenia jakiegoś nekromantycznego golema i tu mam problem. Otóż słyszałem, że Cień i jego uczniowie ponoć takie zrobili, a nawet użyli w walce. Tyle że “próbka tekstu” jaką mi pokazał ów posłaniec, była niepełna. A ja nie jestem ani specjalistą od golemów, ani od nekromancji. Ktoś musiałby ocenić czy ten rytuał jest prawdziwy i ile jest wart.
- Powiadacie nekromantyczny rytuał. W zasadzie nie zajmuje się tworzeniem golemów, lecz dla was mogę zrobić wyjątek i przejrzeć go pod tym względem.
- Niemniej na pewno jesteś w stanie stwierdzić czy to przepis na cielesnego golema, czy też coś bardziej oryginalnego prawda?

- uśmiechnął się wesoło Ychtarion.
- Nie twierdzę, że jestem specjalistą od golemów. Jednakże potrafię ocenić użytą magię nekromantyczną. Nawet wtedy nie będę w stanie stwierdzić czy tak stworzony golem będzie działał z stu procentową pewnością. Golemy to nie to samo co nieumarli. Zresztą wpierw muszę przeanalizować ten rytuał, to zajmie kilka dni co najmniej, gdyż mam też inne wyznaczone zadania. Deliberować nad rytuałem, którego nie widziałem nie będę.
Jednakże prawdą jest, że tworzy się cielesne golemy.

- Jeśli to rzeczywiście oryginalny projekt, obaj zyskamy większą przychylność naszych protektorów i uznanie w oczach zulkirów.

- rozmarzył się Ychtarion, by po chwili spytać trzeźwym tonem.

- To na kiedy cię umówić z tym osobnikiem?

Nekromanta zamyślił się zafrasowany. Podrapał w brodę.

- Tak potrzebuję kilku dni na ogarnięcie spraw Domu Nieumarłych, gdyż to jest najważniejsze. Myślę, iż za pięć dni możesz umówić z tym drowem spotkanie.
- Więc za pięć cykli powiadomię cię niezwłocznie o miejscu i czasu spotkania. Myślę, że to będzie tu… w enklawie.

- rzekł na pożegnanie pulchny mag.
- Tak będzie najwygodniej dla wszystkich.

Po czym Amon ruszył wraz z obstawą do tymczasowych komat.




Pracy było wiele. Mistrz Nieumarłych zebrał swoich najbliższych współpracowników w tymczasowym pomieszczeniu, które przeznaczył na biuro.
Chwilę przyglądał się twarzom zgromadzonych.
Znał ich wszystkich dobrze, znał ich pragnienie nieśmiertelności poprzez przeistoczenie. Miał dla nich wszystkich kij i marchewkę, którym było przemiana w pełni inteligentnego nieumarłego lub też bezwolnego.

- Tak teraz nastał czas nagród, przynajmniej początku.
- Celelsal Yrra.


Spojrzał na niskiego czarodzieja z pociągła twarzą, przywodzącą mu na myśl pysk szczura. Był to zdolny czarodziej i jednocześnie najbardziej fanatyczny wyznawca Velsharoona

- Jesteś moim formalny zastępcą. Do ciebie będzie należało przydzielanie zadań podległym domowi czarodziejom. Nie podlega ci jedynie moja osobisty straż. Sarr Hellens jest jej dowódca jemu podlegać będą wszystkie oddziały Domu Nieumarłych.

Przeniósł wzrok na olbrzymiego mulanina, którego twarz szpeciła blizna.

- Sarr tobie również podlegać będą łowcy ludzi i strażnicy niewolników.

Potem jego wzrok przesunął się na młodą wysoką, szczupłą postać białowłosego łowcy kobiecych wdzięków. Nawet w tej chwili palce Werena przybiegały nerwowo po wyimaginowany, gryfie i strunach.

- Roddam ciebie czynie klucznikiem domu. Odpowiadają przed tobą wszyscy niewolnicy, fachowcy i niewykwalifikowane sługi domu, do ciebie też należy załatwianie lub zlecenie bieżących zakupów. Oczywiście wiem, że to lubisz, dlatego czynię cię głównym oprawcą Domu Nieumarłych.

Na twarzy młodzieńca pojawił się złośliwy uśmiech. Palce, chociaż wydawało się to niemożliwe jeszcze przyspieszyły ruch po wyobrażonych strunach. Jakże łatwo było go zadowolić.

- Teraz udamy się na budowę Domu Nieumarłych aby się przekonać jak postępują prace.






Przejście przez enklawę przypominało nieco przemarsz wojsk, gdyż Amon prowadził też na budowę domu nieumarłych najgorsze szkielety i zombi, które przeznaczył do zniszczenia, a że towarzyszyli mu jeszcze najważniejsi poplecznicy tłum był liczny.
Gdy zbliżali się już do budowy widocznej z dali, doszły ich krzyki.

- Nie. Panie. Błagam to bardzo cenna niewolnica.

Gdy dotarł już na plac budowy ujrzał dwie niewolnice, łatwo to było poznać po obrożach, obie w ciążach zaawansowanych, chłostane batem przez nalanego, tłustego mulanina. Młodsza osłaniał starszą własnym ciałem.
Głos Amona przedarł się przez trzask bicza.

- Cóż tu się na prastare kości dzieje.
- Tak nauczę was porządnie pracować.


Amona ogarnął gniew. Żaden pachołek nie będzie lekceważył go. Zdecydowanie wszedł pomiędzy grubasa i niewolnice. Wszakże tu na ziemi Thayjskiej jego czerwony strój Czerwonego Maga był lepszym zabezpieczaniem niż pancerz. Pomylił się jednak, ludzie są głupsi niż myślał.
Nalany grubas nawet nie zauważył nekromanty, bicz z trzaskiem przeciął prawy policzek Amona.
Wtedy dopiero strażnik oprzytomniał.
Na rozkaz Amona cztery szkielet szybko i sprawnie złapały w kleszcze grubasa.
Czas jakby zwolnij wszyscy w śmiertelnej ciszy obserwowali Amona.
Nekromanta spojrzał na kapiące po brodzie i spływające na czerwone szaty krople krwi. „To fakt na nich krwi nie widać” pomyślał kolejny to raz w życiu Amon.

Powolnym ruchem przeciągnął palcami po policzku zbierając część krwi. Chwilę przypatrywał się okrwawionym palcom, potem oblizał je. Potem spojrzał na powód tego zamieszania. Młodszej tylko plecy spływały krwią, nic nowego dla niewolnic. Za to starszej końcówka bicza wyłupiło oko, które właśnie w krwi i śluzie spływało po twarzy.

- Dana opatrz jej oko, jeśli potrzeba to użyj leczenia lekkich ran, jeśli nie to tylko opatrunek. Potem zajmiesz się młodszą.

Nieumarła ruszyła wykonać zadanie.
Grubas zaczął przychodzić do siebie, zaczął się szarpać w uchwycie szkieletów, rozumiejąc na co się poważył i co zrobił.

- Wielmożny Pani...
- Milcz psie.


Z ust grubas wydobył się tylko potępieńczy jęk szybko uciszony przez szkielety.

- Ty.

Wskazał na młodszą z niewolnic.

- Ty. Krzyczałaś coś o bardzo cennej niewolnicy. O co chodziło.

Niewolnica padła na ziemię bijąc pokłon przed Amonem.

- Dość tego. Teraz chcę usłyszeć dlaczego tak krzyczałaś.

Niewolnica wstała podtrzymując wezbrany ciążą brzuch, dalej ze spuszczoną głową i rwącym się głosem odpowiedziała.

- Wielmożny Panie to jest moja mistrzyni. Wiem, że jest cenna ze względu na swoje umiejętności jest mistrzynią rzeźbiarstwa i kamieniarstwa, niektórzy mówią, iż jest arcymistrzynią.
- Hymm, są tu jakieś jej rzeźby.
- Tak Wielmożny Panie. Tam oparte o ten stos obrobionego kamienia.
- Weren, wyślij natychmiast kogoś po Drora.
- Zatem dlaczego ten strażnik was tak chłostał.
- Wielmożny Panie wyznaczono nam obrabianie tych kamieni nośnych.


Wskazała na miejsce pracy. Uwadze Amona nie uszedł chyba z trzy kilogramowy młot i szpiczak do obróbki z grubsza kamieni, oraz to ze stanowisko i narzędzia były pokryte wymiocinami. W tym czasie do Amona zbliżył się chudy dostatnio odziany starszy mulanin w dłoniach ściskał plany.

- Wielmożny Panie jestem tutaj architektem.

Powiedział kłaniając się w pas.

- Czemu to wyznaczyłeś tej niewolnicy zadnie, które mógł wykonywać ledwie przyuczony niewolnik.
- Wielmożny Panie ja nie ma wpływu na to którzy niewolnicy zostaną przydzielani do jakich zadań. Prosiłem nawet Wonga, aby skierował je do rzeźbienia wystroju jednak się uparł, że nauczy je pracować.
- Czyżby się obijały?
- Nie Wielmożny Mistrzu Nieumarłych powierzone rzeźbienia wykonywały szybko.


Wtedy to nadszedł kołyszącym się krokiem krasnolud w obroży niewolniczej z obręczą w nosie ozdobioną niewielkim diamentem.

- Wielmożny Panie wzywałeś mnie. Krwawicie Wielmożny Panie
- Twoja opinia na temat tych rzeźb i płaskorzeźb.

Nekromanta wskazał na leżące opodal rzeźby. Po słowach niewolnika przyłożył palce i szybko uleczył ranę korzystając z mocy użyczonej mu przez Velsharoona. Po ranie nie pozostał nawet ślad.
W tym czasie niewolnik badał dotykiem wszystkie rzeźby.
W tym czasie Amon przejrzał palny i dowiedział się o brakach materiałowych, gdyż pierwszeństwo miał zamek.
Gestem przywołał Werena.

- Ten architekt wskaże ci na mapie miejsce skąd pobierany jest kamień. Wydobędziesz go przy pomocy wiadomych ci mocy, obrobisz i dokończysz stan surowy budynku Domu Nieumarłych.

Bard skinął na swojego ucznia, poprawił lirę i podszedł do mapy rozpostartej przed architektem.
W tym czasie Amon podszedł do Drora.

- I cóż.
- Wielmożny panie niewątpliwie są to prace mistrzyni, niewiele brakuje do arcymistrzowskich. Złoty co najmniej Wielmożny Panie.


Po rozmowie z niewolnikiem przechodząc do strażnika trzymanego przez szkielety, dostrzegł iż niewolnice zorientowały się o nieumarłym charakterze Dany, jednakże nie okazały strachu, większe potwory otaczały je zawsze a byli to żywi ludzie.

- Teraz ogłoszę wyrok psie. Będziesz przez cały dzień poddawany torturom a potem złożę cię w ofierze Velsharoonwi.

Strażnik zakwilił niezrozumiale.

- Za uszkodzenie mienia Czerwonych Magów bez powodu, należało by cię obrócić w niewolnika, za obrazę Czerwonego Maga zniewolić lub zabić. Jednakże za podniesie ręki na Czerwonego Maga jest tylko jedna kara śmierć poprzedzona torturami.

Wzrokiem odszukał jednego z łowców ludzi. Przywołał go oszczędnym gestem.

- Sprowadźcie wyposażenie sali tortur i rozstawcie je w tamtym rogu, tam nie będzie przeszkadzało w budowie.

Potem zakrzyknął głośno.

- Niech wszyscy się dowiedzą jaka jest kara za podniesienie ręki na Czerwonego Maga.
To tortury i śmierć.
Wielu z was już zna prawa jakimi się kieruję w prowadzenia Domu Nieumarłych. Reszta je pozna bo będzie do tego zmuszona. Niewolnicy Domu nieumarłych mieszkają na jego terenie i wybierani są tylko z tych, którzy się nie lękają nieumarłych. Karą dla niewolników za ucieczkę, próbę zamachu na wolnego, bunt są tortury i złożenie w ofierze. Zostaną oni podzieleni na grupy ze względu na użyteczność. Jako niewolnicy Domu Nieumarłych otrzymaj oznaczenie co najmniej pierścień brązowy. Potem w kolejności pierścieni srebrne, złote i diamentowy. Niewolnikom do lat dwunastu nie wolno współżyć. Karą za wykorzystanie takiego niewolnika przez wolnego pracownika jest dla tego pracownika złożenie w ofierze poprzedzone torturami. Niewolnicy miedziani i srebrzy mogą by wykorzystywani seksualnie przez wszystkich wolnych pracowników.
Na współżycie z niewolnikami złotymi i diamentowymi otrzymać należy stosowne zezwolenie od Klucznika Domu Nieumarłych lub bezpośrednio ode mnie. Uszkodzenie bez powodu niewolnika o statusie złotym i diamentowym będzie skutkowało obróceniem dożywotnim w niewolnika. Jednocześnie złotym i diamentowym niewolnikom przysługuje polepszanie warunków życia dokładne informacje zostaną podane przez klucznika Domu Nieumarłych. Powyższe prawa nie dotyczą Czerwonych Magów, im wolno robić wszystko, poza zabiciem niewolnika za które będzie musiał ponieść koszty zakupu nowego niewolnika o identycznych umiejętnościach.


Po tych słowach Amon szybko odszedł do swojej kwatery przygotować się do pobierania czarem agonium.
„Tak, taki grubas przysporzy dużo agonium, nie nie umrze żywy trafi na ołtarz i będzie wdzięczny za tom, iż go poświęcam Velsharoonowi. Nie podnosi się ręki na Czerwonych Magów.”

W międzyczasie Weren powrócił z transportem obrobionego kamienia i przy pomocy muzyki liry doprowadził budowę Domu Nieumarłych do stanu surowego. Było jeszcze przy nim prace, lecz one wymagała drewna, które na ten czas się skończyło.




Opisanie tortur to już inna opowieść. Długie powolne tortury, Weren wzniósł się na wyżyny w torturach. Nie, nie dopuścił do śmierci strażnika ale fenomenalnie prowadzone tortury pozwoliły Amonowi pobrać cały dostępne Agonium. Potem zaś tak jak zapowiadał złożył strażnika w ofierze Velsharoonowi.
W czasie ofiary obecni byli poplecznicy Amona jak jeden mąż wyznawcy Wychwalanego, wszyscy niewolnicy Domu Nieumarłych zmuszeni srogimi karmi do wyznawania tylko tego boga.
Jak zwykle ofiara był bardzo dobrze przyjęta przez Władcę Zapomnianej Krypty, a Amon poczuł przypływ mrocznego złota.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 23-10-2014 o 21:46.
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172