Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-12-2014, 10:56   #1
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
[D&D 3.5] Dolina Lodowego Wichru

[Dolina Lodowego Wichru: Prolog]


O tej porze roku Easthaven w pewnym sensie ożywało. Nie można było mówić o jakimś wielkim ruchu, jednak jak na kilka chatek rozrzuconych na brzegu Lac Dinneshere, lokalni handlarze kupujący od rybaków skrymszę robili w wiosce iluzję tłumu i dobrze prosperującego miasteczka. Rzadki materiał rzeźbiarski pozyskiwany z ości lokalnych pstrągów był na tyle atrakcyjnym kąskiem dla kupców, że ci przybywali nawet z południa. Przybyliście wraz z jedną z takich karawan, w większej części jako jej ochrona. Niektórzy z chęci przygody, inni wiedzeni tajemniczymi wizjami bogów, jeszcze inni zwyczajnie nie mając dla siebie miejsca w rozwiniętych metropoliach, postanowili szukać szczęścia na dzikiej północy Faerunu. Płaca za ochronę nie była zła i pozwoliła uzupełnić w trakcie podróży zapasy broni, żywności i innego wyposażenia. W zasadzie tylko Ricry dołączył już przed samym Easthaven jako członek trupy cyrkowej, która nie wiedzieć czemu zapuściła się tak daleko w śnieżne pustkowia. Północ zdecydowanie różniła się od reszty świata zarówno pod względem klimatu, jak i obycia. Widok człowieka z widocznym dziedzictwem istot z niższych sfer lub widok mrocznego elfa podróżującego z cyrkowcami owszem wywołał niewielkie zamieszanie, jednak po kilku dniach oboje zyskali pewną akceptację i zaufanie grupy. Na południu lub nawet w Srebrnych Marchiach drow musiałby się tłumaczyć już z pętlą zaciśniętą na szyi za samo swoje pochodzenie.

Zmęczeni długim, wielodniowym marszem udaliście się do jedynej karczmy w okolicy by zjeść coś ciepłego i napić się piwa, jednocześnie wymieniając się historiami zaciągniętymi z życia. Zimowa Kołyska była zapewne jedynym tego typu przybytkiem w promieniu wielu kilometrów, jednak żaden z was nie narzekał na panujące w niej warunki. Wewnątrz było ciepło, buchające płomienie w kominku przy ścianie grzały wystarczająco i nawet bardziej. Kilku lokalnych rybaków grzało się przy ogniu zapewne relacjonując sobie dzisiejszy połów. Jeszcze inni zajmowali miejsce przy ladzie obsługiwanej przez pulchną i dość barczystą kobietę. W kącie, przy samotnym stoliku siedziała kobieta-niziołek, sądząc po łuskowej zbroi i toporku przywieszonym do pasa, musiała parać się dokładnie tym samym, co wasza szóstka, tyle że bardziej lokalnie. Zdecydowaliście się jednak nie naprzykrzać się nikomu i wybraliście zgodnie dość duży stolik mniej więcej w centrum tawerny. Dziwne mogło wydawać się to, że nikt nawet nie zwracał większej uwagi na tak dziwną kompanię najemną. Mierzący prawie dwa metry Alukard w miastach wzbudzał niepokój, mający korzenie w Podmroku Ricry najczęściej musiał uciekać przed widłami, zaś zakapturzonego barda obawiano się nawet gdy nie pokazywał twarzy, gdyż nawet pod materiałem dało się dostrzec widoczne zaokrąglenia sporych rogów diablego dziadka lub dalszego przodka.


Jeszcze zanim zaczęliście zamawiać jedzenie i picie, drzwi do Zimowej Kołyski otworzyły się, wpuszczając kolejnego gościa. Rosły, niemal dorównujący wzrostem Alukardowi brodacz wszedł pewnym krokiem do środka otrzepując śnieg z naramienników i butów. Sam sposób poruszania się mógł mówić wiele o jego wojennej przeszłości, ktoś bardziej spostrzegawczy mógł dostrzec lekkie utykanie na lewej nodze, będące prawdopodobnie pamiątką zgruchotanej buzdyganem kości. Mężczyzna, w odróżnieniu do innych zwrócił na was uwagę i bez ceregieli skierował swe kroki w kierunku waszego stolika.

- Witajcie nowoprzybyli, nazywam się Hrothgar i chciałbym powitać was w Easthaven. Mam nadzieję, że nie zamierzacie naprzykrzać się lokalnym - przerwał na moment, kładąc dłoń na rękojeści uczepionego pasa topora - niegdyś podróżowałem wraz z kompaniami najemnymi, jednak teraz osiadłem tutaj i mieszkańcy miasteczka są pod moją protekcją - wyraźnie zaznaczył dwa ostatnie słowa. Widocznie nie wszyscy podróżni zatrzymywali się w Easthaven na kufel piwa i pieczonego jelenia.
- Jeżeli jednak nie macie w interesie zakłócania lokalnego spokoju, nie będę wam przeszkadzał. Śmiało zamówcie coś u Griselli, gwarantuję wam że nie znajdziecie lepszej kucharki w promieniu wielu kilometrów. Dwa budynki stąd znajduje się Śnieżna Zaspa, noclegownia jeżeli takowego będziecie potrzebować, zaś zapasy możecie uzupełnić u Pomaba. Co prawda ma dość wygórowane ceny, jednak ze względu na brak konkurencji nie mamy na co narzekać. Jeszcze jedno - rozpoczął zdanie, zatrzymując wzrok na każdym z was, chwilę dłużej na Alukardzie i mrocznym elfie - jak już zjecie, napijecie się i odpoczniecie, zawitajcie do mojego domu, znajduje się niedaleko dużej świątyni w centrum wioski. Mam do was pewien interes i wydaje mi się, że kogoś takiego jak wasza szóstka szukałem.

Zakończywszy krótki wywód Hrothgar skinął głową barmance, po czym kobiecie-niziołkowi i pewnym krokiem skierował się ku wyjściu, zostawiając was z pewnym uczucia niedoinformowania.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 19-12-2014, 17:50   #2
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Był nieco zmęczony podróżą ale zadowolony. Dotarł w końcu do celu. Tu gdzie kierowały go sny i Tempus. Nie miał wątpliwości, że to właściwe miejsce. Miejscowi czcili Tempusa na co wskazywała duża świątynia w mieście. Miał zresztą zamiar udać się do niej i krótko pomodlić w podzięce za opiekę w drodze w to miejsce. Tyle się słyszało o hordach orków, lodowych gigantach i innych potworach a w drodze nic ich nie niepokoiło. Alukard nawet był lekko zawiedziony, bo ominęła go okazja do wykazania się swymi bojowymi umiejętnościami.

Sam Alukard był na oko dwudziestokilkuletnim mężczyzną, w rzeczywistości miał ledwo dwadzieścia lat. Był rosły jak na utgardzkiego barbarzyńcę przystało ale bez przesady. Dwóch metrów nie miał. Jego długie opadające na plecy brązowe włosy wiązał na czubku głowy. Nosił także okazałe wąsy. Dwuręczny topór oraz łuk i kołczan położył obok plecaka na ziemi. Siedział popijając piwo i rozglądając się po karczmie. Zwróciła jego uwagę uzbrojona niziołka, ale nie niepokoił jej. Jeśli pobędą tu wystarczająco długo z pewnością ją pozna.

Z grupy w której się znajdował najbardziej polubił Landera Lacmana. Był tak jak on wyznawcą Tempusa co Alukard szybko poznał po symbolu bóstwa. Ktoś kto był w takiej bliskości z Władcą Bitew zasługiwał na szacunek. Był pewien, że może na nim polegać. Barbarzyńca zwierzał się mu ze swoich snów w których Tempus do niego przemawia i kieruje jego losem. Opowiedział mu jak z wyznawcy Utgara stał się wyznawcą Młota na Wrogów. Często zasięgał jego rady i zasypywał gradem pytań o bóstwo, czym pewnie się naprzykrzał bożemu wybrańcowi.
Z grupy najmniej ufał Ricryemu. Nie dość że był drowem to jeszcze dołączył do nich niedawno. Jednak mieszkanie w Wysokim Lesie nauczyło go nie sądzić drowów po pozorach. Byli wszak wśród nich dobrzy wyznawcy jakiegoś niedrowiego bóstwa.

Po pozorach nie sądził również Elerisa. Diablę nie odziedziczyło po przodkach charakteru. Był wesoły i zawsze skory do opowiedzenia jakiejś zabawnej historyjki. Alukard cenił jego wiedzę, którą mógł się przysłużyć grupie.
Co do gnoma to trzymał się od niego na dystans. Wychowany był w końcu w wierze Utgara a jedno z przykazań to trzymać się z daleka od magii wtajemniczeń, która prowadzi tylko do słabości.
Nie udało mu się też zawrzeć bliższej znajomości z Adrisem. Elf wydawał mu się wyniosły, ale może to mylne wrażenie. W końcu tropiciel i barbarzyńca powinni dobrze się zrozumieć. Obaj byli za pan brat z przyrodą.

Gdy podszedł do ich stołu Hrothgar Alukard wysłuchał go z zainteresowaniem. Może to właśnie ten znak na który czekał.

- Skoro ten stary wojak zaprasza to trzeba go odwiedzić. Może będzie miał dla nas jakąś misję dzięki której okryję się sławą? - powiedział znad miski pełnej kaszy ze skwarkami.

-Najpierw jednak odwiedzę świątynię Tempusa. Czas najwyższy podziękować mu za opiekę i kierowanie moim losem. Może odwiedzę też sklep, muszę kupić sobie jakiś płaszcz zimowy. Ubranie które mam na sobie dobre jest w Wysokim Lesie nie na mroźnej północy. Ktoś idzie ze mną?
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 20-12-2014 o 01:46.
Ulli jest offline  
Stary 19-12-2014, 19:11   #3
 
Fantomeks's Avatar
 
Reputacja: 1 Fantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cytat:
Najdroższa Matko

W chwili kiedy spisuję te słowa, w mojej wyprawie ku sławie udało mi się bezpiecznie dotrzeć do Easthaven. Jednak gdy Ty otrzymasz ten list, będę już znów w drodze - prawdopodobnie do Newerwinter, Waterdeep, a może i nawet Wrót Baldura.

Sztuka tutaj praktycznie nie istnieje. A jeśli już, to jest związana wyłącznie z rybami. Zresztą, sama nazwa osady doskonale obrazuje to, czym Easthaven jest: przystanią z porozrzucanymi wokół niej chatami, które można policzyć na palcach obu rąk. Mieszkańcy są tutaj prości, ale nawet nie wyobrażasz sobie, z jaką łatwością zaakceptowali mój wygląd. Nie tylko zaakceptowali - powitali mnie z otwartymi ramionami! W końcu w tym miejscu pojawił się ktoś egzotyczny, kto pokazał im muzykę, która nie jest rybacką pieśnią(które zresztą są piękne; gdy tylko wrócę do domu, zagram Ci kilka).

Pozwól, że opowiem Ci o moich nowych przyjaciołach.

To naprawdę barwne postaci. Towarzyszą mi: Alukard Szary Wilk, wyznający Tempusa barbarzyńca, niezwykle przyjacielski barbarzyńca i kolejny dowód na to, że to wcale nie jest taka zamknięta na inne kultury grupa, za jakie się barbarzyńców uważa; jego współwyznawca Lander Lackman, moje źródło wiedzy na temat tej religii; Orlamm Uvarkk - piwowar i mistrz sztuk magicznych (w takiej kolejności); Ricky D'aerthe, najsympatyczniejszy drow na Północy. Towarzyszy nam również elf Adris Lathraleil. Jednakże o nim nie wiem za dużo. Mimo moich usilnych starań, nie udało mi się z nim porozumieć. Ale to całkiem normalne u elfów.

Mam nadzieję, że list zastał Ciebie i Koeninga w doskonałym zdrowiu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo tęsknię.

Twój oddany syn,
Eleris
Eleris Deratie, nazywany również (głównie przez samego siebie) Złotoustym Diabłem, miał ważną misję do wykonania. Podnosić morale całej karawany, gdy długa droga i niska temperatura doskwierały jej uczestnikom. I robił wszystko, by misję wykonywać jak najlepiej: zabawiał śpiewem i grą na lutni, sypał żartami z rękawa, opowiadał - często podkoloryzowane - historie na temat regionu i nie tylko. I chociaż nie jemu to oceniać, uważał, że zadania wywiązywał się doskonale.

Miał lekkie obawy związane ze swoją obecnością w tym zapomnianym przez bogów rejonie. Wiedział, że jego kontrowersyjny wygląd mógł budzić obawy, a nawet wrogość, ale udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. I taktyka ta zadziałała - z niechęcią się nie spotykał, przynajmniej nie jawną. No, przynajmniej w mordę nie dostał, nawet się nie zapowiadało, by miał dostać.

~~**\||/**~~


Pierwsze, co zrobił po wygodnym rozsiedzeniu się na ławie, to chwycił w ręce lutnię. Bo może i on był odporniejszy na chłód niż większość, ale niestety zimno nie służyło drewnianym instrumentom, co przysparzało bardowi wiele zmartwień. Brzdąknął kilka razy, by sprawdzić, czy jego ukochane maleństwo się nie rozstroiło - o poważniejszych konsekwencjach nawet nie chciał myśleć. Na całe szczęście instrument nie ucierpiał w najmniejszym stopniu.

Już miał zagrać jakąś melodię, gdy podszedł do nich jakiś miejscowy. Z postury widać było, że w mieście to ważna osobistość, Eleris wysłuchał, co ten miał do powiedzenia, samemu się nie odzywając - co musiało zaszokować jego towarzyszy, nie zdażało mu się to zbyt często.

- Ano ciekawe, cóż to może od nas potrzebować człowiek na końcu świata... - mruknął tylko, uśmiechając się spod kaptura, podszywanego futrem śnieżnego lisa - Ale jeśli o mnie chodzi, to to nie jest nic na tyle ważnego, by nie mogło poczekać do końca naszego posiłku, przyjaciele...
Mówiąc to, złapał za kufel piwa, z którego to upił kilka łyków.
- Ja zostanę tutaj, w centrum tego małego świata. I postaram się wypytać kogoś, kto jest obeznany w tutejszych sprawach. A stawiam wszystkie Lwy Cormyru, że najbardziej poinformowaną osobą w Easthaven jest ta urocza kobieta za szynkiem.
 
__________________
Róże są czerwone, bywają i białe
Chociaż jestem zabawny, nie umiem rymować.

Ostatnio edytowane przez Fantomeks : 22-12-2014 o 08:51.
Fantomeks jest offline  
Stary 19-12-2014, 22:41   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż w rodzinne strony. Okazja, można by rzec. No a na dodatek w całkiem niezłym towarzystwie. Nawet z Ricrym jakoś się dało wytrzymać, chociaż nie da się ukryć, że wiara Landera w dobre drowy nie odbiegała od ogólnego podejścia do mrocznych elfów i normalnie Lander witałby takiego z toporem w garści, a nie wyciągniętą na powitanie pustą dłonią.
Oczywiście pozostali również mieli swoje wady (bo kto ich nie ma), ale - jak już wspomniano - w sumie kompanię stanowili niezłą.

Lander pochylił się nieco wchodząc do izby. Ze swoimi sześcioma stopami wzrostu musiał to zrobić, żeby nie rozbić sobie głowy o zbyt niską ościeżnicę. W sali, gdzie temperatura znacznie przekraczała to, co było na zewnątrz, ściągnął kaptur i rozpiął gruby, brązowy płaszcz, odsłaniając kolczą koszulkę i .
Rozsiadł się na ławie, kładąc pod ścianą plecak, tarczę i kuszę, ale topór trzymał pod ręką.
Przegładził dość długie, ciemne włosy po czym rozejrzał się dokoła, chcąc wypatrzyć kogoś znajomego.
Znał kobietę stojącą za barem, ale jej imienia nie potrafił sobie przypomnieć. Coś na G... chyba.
Ale znał też człowieka, który podszedł do ich kompanii. I wiedział, z kim mają do czynienia, zanim tamten się przedstawił.

Gdy Hrotgar skończył swoją przemowę i zostawił ich samych, Lander zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Warto by chyba porozmawiać z najważniejszym człowiekiem w mieście - powiedział. - A nuż ma coś ciekawego do powiedzenia.
- A ty, Elerisie, zapewne jesteś w błędzie. Hrotgar, z tego co pamiętam, ma swoje uszy wszędzie. Z drugiej strony... Grisella też powinna wiedzieć kilka rzeczy. Wiedza uzyskana z paru źródeł może być pełniejsza.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-12-2014, 23:17   #5
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Ricry słyszał kiedyś, że przy bezchmurnej pogodzie i dobrym ułożeniu słońca odbite od śniegu światło potrafi oślepić każdego, kto nie był przyzwyczajony do takiego zjawiska. Nigdy nie wierzył w te opowieści. Jednak czułe oczy drowa zdawały się płonąć za każdym razem, gdy tylko wyjrzał zza ronda kapelusza. Gdyby nie ten kapelusz - ta stara, wymięta szmata - elf już dawno byłby oślepł. Spędził całe życie na powierzchni, lecz jego czerwone oczy nigdy nie przyzwyczaiły się całkowicie do jasnego światła, prawdopodobnie przez fakt, że nieczęsto opuszczał namiot, albo wóz cyrkowy. Gruby mu nie pozwalał. Nie chciał stracić "jedynego oswojonego drowa", a stracił własne życie. Ironia losu.

Tym większe było szczęście Ricryego, gdy spotkał na swej drodze grupkę poszukiwaczy przygód, wędrujących wraz z karawaną do Easthaven. Z początku mu nie ufali, widać to było w każdym rzuconym spojrzeniu. Ale dzięki otwartej osobowości, skłonności do żartu i akrobatycznym umiejętnościom "wkupił się" w towarzystwo, podczas któregoś z kolei postoju, gdy Eleris grał, a on popisywał się zręcznością. Lubił być w centrum uwagi - w końcu wychował się w cyrku. Uwielbiał, gdy na niego patrzono, a mroczne pochodzenie drowa i typowa dla elfa uroda przyciągały wiele spojrzeń. Zwłaszcza tu, na północy.

***

Gdyby oczy miały własne usta i parę płuc, to te należące do Ricryego zapewne odetchnęłyby z ulgą po wejściu do zadymionego i bądź co bądź ciemnego wnętrza karczmy. Kompania, którą stanowili, wbrew pozorom nie przykuła uwagi gości przybytku. To zasmuciło mrocznego elfa, ale tylko na ułamek sekundy, ponieważ pół kroku później mrugał już szelmowsko lewym okiem do kobiety za ladą, a prawym do kobiety-niziołka, która samotnie okupywała równie samotny stolik.

- Pokaż te swoje rogi, Eleris! W kapturze przy stoliku? Kto to widział? - Ricry wyszczerzył białe zęby do barda, zdejmując swój gigantycznych rozmiarów kapelusz i siadając przy stoliku. - Co bierzemy?

Ale nie zdążyli nic zamówić, bo do karczmy wszedł rosły mężczyzna i skierował się w jego stronę. Elf uśmiechał się niewinnie podczas jego przemowy, jak gdyby nie zwracał uwagi na fakt, że wojownik spoglądał na niego częściej niż na innych. Gdy Hrothgar wyszedł, drow odezwał się do towarzyszy:

- No, ja tam nie wiem o co chodzi... Idziemy do niego?

Z odpowiedzią przyszedł mu Lander, który uznał, że warto byłoby odwiedzić tego ważniaka. Z drugiej strony Eleris wolał pójść na spytki do miejscowych. Natomiast przewyższający przeciętnego drowa o głowę Alukard chciał przejść się do miejscowej świątyni. Ricry był rozdarty. Największą decyzją, jaką podjął w życiu było chyba ruszenie tyłka z miejsca, zamiast gnicia w opuszczonym i rozkradzionym ze wszystkich dóbr wozie cyrkowym. Kolejne decyzje, a on jeszcze nie odpoczął po ostatniej. Postanowił poczekać, może inni zdecydują za niego?
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 21-12-2014, 23:44   #6
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Orlamm z roztrzepania zapomniał wziąć notes więc przebieg całej podróży musiał notować w pamięci. Na szczęście tą miał równie potężną co barbarzyńca posturę, dlatego nie powinien mieć problemu by doświadczenia i obserwacje uczciwie przelać na pergamin, o ile uda mu się dostać coś w tej małej uroczej mieścince, czy - jak kto woli - zapadłej (nawet nie zawszonej, bo wszy nie było) dziurze. Wkraczając na teren Easthaven z ciekawością przyglądał się otoczeniu. Chłonął zmysłami atmosferę tego małego świata hulającą razem z zimnym wiatrem i śmiechem dzieci obserwujących wiewiórkę. Zgarnął trochę śniegu na dłoń, kręcąc głową wokół ogarniał wzrokiem drewniane, solidne budynki takie jak "Śnieżna zaspa" i malutkie rybackie chatki rozproszone za pierwszym kręgiem budynków, ale też bliżej jeziora okalającego osadę. Owo jezioro mające barwę jaspisu dodawało dużo uroku temu miejscu. W nozdrza poza zapachem dymu uderzała woń... no śmierdziało rybami po prostu. Ale co to? Pijany wieśniak właśnie wytoczył się z domu, a dzieciaki zauważyły drużynę i znieruchomiały pełne nieufności. Jakaś gruba kobiecina niezdarnie pędziła z tobołkiem w kierunku mężczyzny przesuwającego dłoń po odwróconej łodzi leżącej na brzegu wśród innych łupinek.

Zachwycony otrząsnął się i przestał radować z obserwowania nowego miejsca. Chciał klasnąć w dłonie, musiał więc pozbyć się śniegu. Niewiele myśląc ulepił kulkę i cisnął w Elerisa . Szczerze mówiąc pierwszą jego myślą było zaatakowanie barbarzyńcy, ale trochę bał się jego reakcji. Nie to, żeby Eleris ze swoim wyglądem nie wzbudzał strachu, wszelkie przesłanki pokazywały jednoznacznie, że można mu ufać. A on nie miał zamiaru przypisywać nieracjonalnie złych cech ze względu na złe skojarzenia bądź przesądy. Księgi, studia magii, tata - wszystko czego doświadczył nauczyło go, że wiedza zdroworozsądkowa jest jak widmowa iluzja: zdaje się prawdą, ale to tylko ułuda będąca mimikrą. Póki co żaden z towarzyszy nie dał mu powodu do wrogości, a najciekawsze okazy, czyli łotr i bard, dawały mu najwięcej śmiechu. O ile Adris i Utgardczyk chyba posiadali podobne zamiłowanie i podziw dla sił przyrody, to obaj byli nieprzystępni, a Alukard budził niepokój swoimi nieprzychylnymi spojrzeniami.

Ale dość było tej kawalkady myśli - potrząsnął głową i pobiegł za resztą drużyny, która już praktycznie wchodziła do tawerny, podczas gdy on sterczał i delektował się widokiem a później myślami. Przy wchodzeniu do oberży schylił się równie nisko co Alukard . Nie żeby sobie z niego zakpić. Po prostu skoro tamten znał trochę tutejszą kulturę i obyczaje, to może był to akt oddania szacunku właścicielowi domostwa? Nie no, trochę darł w ten sposób koty z wielkoludem. Podekscytowany przy barze zamówił jakieś Ale i nie mógł się doczekać doznać smakowych. Ciekawe jakie warzyli tu piwo...

Popijając piwko z uśmiechem słuchał uwag Ricrego i Elerisa. Sam dorzucił kilka uwag o jakości tutejszego trunku, a na widok Hrothgara upewnił się, że sakwę z komponentami ma przy boku. Cierpliwie i uprzejmie wysłuchał tutejszego namiestnika. Po jego przemowie i wymianie zdań między resztą wtrącił swoje trzy grosze:
-Z chęcią go wysłucham. I również chętnie zajrzę do świątyni Tempusa. Sam jednak bezwzględnie muszę poszukać jakiegoś taniego dziecięcego futra aby tutejsza aura mnie nie pokąsała. No i dobrze byłoby kupić trochę pergaminu i atramentu, ale nie wiem czy tutaj będą mieli... Na początek jednak trochę pointegruję się z tutejszymi.
Po tych słowach splunął na dłoń i poprawił sobie włosy. Następnie podszedł do niziołczycy i ukłonił się lekko.
-Witaj nieznajoma. To niespodziewane ujrzeć w tych stronach kogoś z Niskich Ludów. Cieszę się Twym widokiem - gdy mówił te słowa jego gęba uśmiechała się naprawdę szczerze.
-Zwą mnie Orlamm Uvarkk Dystyngowany - oczywiście miał więcej imion i nazwisk, ale podał te najistotniejsze. Choć nie zdradził wszystkich to nie skrył swojego przydomku dlatego kobieta nie powinna czuć się obrażona.
-Tutejsze piwo mogłoby być nieco lepiej warzone. Co Cię tu sprowadza skoro przyroda surowa, trunek przeciętny a życie spokojne?
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 21-12-2014 o 23:48.
Aramin jest offline  
Stary 22-12-2014, 03:22   #7
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Adris czuł się dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, był szczęśliwy. Inni cieszyli się dachem nad głową, pełnym garnkiem, kuflem piwa, nieszczęściem bliźnich, wygraną w kości, brzęczącą sakiewką i wieloma innymi, przyziemnymi rzeczami - tylko że on nie był „inni”. On cieszył się szlakiem i otwartą przestrzenią, podróżami przez nieprzyjazne tereny, dziką i okrutną Północą. Radości nie umniejszał nawet kąsający lodowy wicher, od którego Dolina brała swoją nazwę i który przyprawiał podróżników o wrażenie, że zaraz zgubią facjaty. Adris już tutaj był. Wiele razy przez cztery dekady swojego życia i dwie dekady tułania się po świecie (to jest, tym skrawku świata). Już długi czas temu wyrobił sobie zdanie o Dziesięciu Miastach - lubił je. Głównie dlatego, że Miasta miastami nie były; przynajmniej nie wedle znanych Adrisowi standardów.

Elf nie przepadał za miastami. Nawet rodzinny Mirabar, gdzie był niezliczoną ilość razy, po dłuższym czasie stawał się dla niego klatką. Przestronną, gwarną i tłoczną klatką z murami zamiast krat. Adris przez długie, zimowe miesiące spędzane w miastach czuł się jak wisielec - pętla zaciskiwała się wokół jego gardła już po paru dniach, a po dwóch dekadniach wszystko zaczynało go swędzieć. Wolna dusza Lathraleila wyrywała się ku przestrzeni wolnej od sztucznych ograniczeń i im bliżej wiosny, tym trudniej było ją powstrzymać. Dziesięć Miast nie sprawiało mu takich problemów i nawet Bryn Shander nie wywoływało w nim większego dyskomfortu. Adris podziwiał Doliniarzy za ich upór i zdolność adaptacji do, łagodnie mówiąc, nieprzyjaznych warunków.

Adris podziwiał również, w mniejszym lub większym stopniu, swoje obecne towarzystwo. Elf z początku był najbardziej zaciekawiony Elerisem, ale czy można było się temu dziwić? Wszak diablę miało najciekawsze pochodzenie z nich wszystkich, a i wyglądem rzucało się w oczy. Co, przy gigantach w postaci Alukarda i Landera, było nie lada wyczynem. Adris, który rozmiarowo nie dorównywał nawet większości innych Tel-Quessir, musiał przy rozmowach z nimi zadzierać głowę ku górze. Tak jak z czasem polubił barbarzyńcę, tak do Lackmana miał mieszane uczucia. Mimo to ani z jednym, ani z drugim nie wdawał się w dłuższe dyskusje. Oszczędzał kręgi szyjne.

Orlamm z kolei przypadł mu do gustu najprędzej. Było w gnomie coś, co wywoływało u elfa sympatię. Najpewniej rzadko spotykany optymizm. Ricry... Ricry’ego tolerował, a i to ledwo, ledwo. Początkowo obserwował wszystkich jednako uważnie, ale drow tej uwagi otrzymał dwa razy tyle. Nie była to też uwaga, jaką poświęca się nieznajomym; postawa Adrisa przywoływała na myśl myśliwego, który zastanawia się czy posłać strzałę teraz, czy później. Odkąd D’aerthe dołączył do nich, łuk Lathraleila zdawał się być przyklejony do jego dłoni.

Adris był w Easthaven raz. Jeden, jedyny raz przed kilkoma laty. Miasteczko nie zmieniło się za bardzo od tamtego czasu - dalej śmierdziało rybami w zwyczajowych wariacjach: świeża, nieświeża, smażona. Elf ciepło w „Kołysce” powitał bardzo chętnie, podobnie jak pełen talerz i kufel piwa. Hrothgara z kolei powitał uprzejmym skinieniem głowy i po wysłuchaniu jego przemowy zadecydował, że „lord protektor” pasowałoby byłemu najemnikowi na przydomek. Spokojnie dokończył posiłek, przeciągnął dłonią po brązowych włosach i przeciągnął się jak kot.

- Ja zostaję - oznajmił wszem i wobec. - Wygrzeję się, pointegruję z miejscowymi i zobaczymy się u Hrothgara.

Jak powiedział, tak zrobił.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 22-12-2014 o 03:25.
Aro jest offline  
Stary 22-12-2014, 21:22   #8
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Dzień 1., południe - Easthaven

Wysłuchawszy tego, co miał do powiedzenia Hrothgar drużyna podokańczała jeść i pić, po czym udała się we własnych kierunkach, umawiając się za około godzinę pod domem lorda protektora. Alukard wstał jako pierwszy, jednym potężnym łykiem opróżnił zawartość kufla i udał się do wyjścia, zabierając po drodze łuk i topór. Lander i Eleris zajęli się podpytywaniem szynkarki o lokalnych niepokojach, zaś Orlamm wziął się za bajerowanie niziołczycy. Jedynie Adris i Ricry (jak na ironię) zostali przy stole, powoli sącząc dość mocne piwo. Widocznie charakter mocnego, miejscowego alkoholu nie przypadł im do gustu. Po kilkunastu minutach jeden z nich wstał, domówił coś lekkiego do jedzenia i picia i wrócił z powrotem do stołu. Być może tej dwójce, tak mocno podzielonej rasowymi konfliktami, potrzeba było właśnie czasu na rozmowę?


Orlamm przysiadł się do krzepkiej niziołczycy i bez ceregieli zagadał o tutejszych zbyt mocnych trunkach i innych rzeczach, na które gnomy podrywają niziołki. Mimo bardzo męskiej urody (w zasadzie to Orlamm zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie trafił na tak szeroko chwalone - co prawda tylko przez krasnoludów - krasnoludzkie kobiety), po bliższych oględzinach wojowniczka okazała się należeć jednak do płci pięknej. Szeroka i poznaczona bliznami broda wykrzywiła się w niepełnym uśmiechu i uścisnęła zdecydowanie za mocno delikatną dłoń gnomiego czarodzieja.
- Witej! Jo jest Hildreth Highammer i przybyło tu szukeć jakich złóż srogich - rozpoczęła, a Orlamm zaraz podziękował samemu sobie za długie godziny spędzone nad krasnoludzkimi runami. Niziołka zaciągała tak mocno, że gdyby nie znajomość mowy brodatego ludu, gnom w ogóle nie zrozumiałby połowy zdania.
- Słyszała ja, że wysoko w górach jakie metale nietknięte som, a tutejszy lord chce ruszeć z jakomś tom, ekspendycjom wysoko hen, niepokoje badać. To pomyślała ja, że sie z nimi wezme to może i co zarobie.
Z całym swoim urokiem Hildreth dorównywała kommandu szarżujących ogrów, tak więc Orlamm długo przy niej nie zabawił. Pogawędzili jeszcze chwilę i w zasadzie tyle, chociaż ta krótka rozmowa nakreśliła mu mniej więcej, czego mógł chcieć od nich Hrothgar. Skoro chciał ruszyć na wyższe partie gór, logiczne było że szukał sobie jakiejś doświadczonej kompanii do towarzystwa. Gnom postanowił odłożyć na moment wycieczkę do sklepu i przyłączył się do akurat odchodzących od baru Elerisa i Landera.

Zanim jednak to się stało, bard i kapłan spędzili przy szynku trochę czasu sprawdzając, co w trawie piszczy. O ile Lander względnie się nie odzywał, co jakiś czas uzupełniając pytania rozgadanego diabelstwa, tak Eleris nadawał jak katarynka. O okolicę, jak ma się tutaj polityka i gospodarka. O okolicę, gdzie warto iść i gdzie lepiej się nie zapuszczać, o warte do odwiedzenia miejsca i znane zagrożenia. O Hrothgara i funkcję, jaka przypadła mu w mieście i czego może chcieć od takiej właśnie drużyny jak tu obecna. Pod koniec podsumował, że zaschło mu w gardle i domówił jeszcze piwa. Widocznie geny dawały mu na tyle odporności na przeróżne specyfiki, że nie wykrzywiało go do chyba mieszanego na spirytusie piwa. Grisella zmieszała się odrobinę, jednak w miarę zadawania pytań, starała się na nie odpowiadać.

- Mam nadzieję, że nie gapię się bezczelnie kochanieńki, ale nie oczekiwałam od kogoś takiego jak ty, tylu pytań. Wiesz różni ludzie przewijają się przez Easthaven i raczej twoja rasa nie ma opinii zbyt przyjaznej, ani gadatliwej - powiedziała z ciepłym, niemal matczynym uśmiechem - ale interesuje cię Dziesięć Miast, tak? Pomyślmy... - i zaczęła opowiadać na tyle, na ile wiedziała, o Dolinie Lodowego Wichru i ludziach ją zamieszkujących.
- Zagrożenia i niepokoje? Oj chyba łatwiej ci będzie wyjść z miasta, a z pewnością prędzej czy później natkniesz się na orki albo gobliny, pełno tego tutaj pełza. Ogółem coś wisi w powietrzu, miejscowi powiadają że w wyższych partiach gór widziano gigantów, a z naszych na ten przykład, Jhonen skarży się na jakieś dziwne sny przez które nie może spać. Całe szczęście jest z nami Hrothgar, osiadł z nami jakiś czas temu i wykorzystuje swoje doświadczenie z lat najemniczych w ochronie Easthaven.
Co do powodu, dla którego lord protektor miał chcieć czegoś od drużyny najemników, informację szybko uzupełnił Orlamm, dzieląc się tym, czego dowiedział się od niziołki.
- No tak, a co do piwa... - zaczęła niechętnie Grisella.


Alukard wyszedł na mróz i skierował swe kroki ku największemu budynkowi w mieście. Świątynia Tempusa była ponad dwukrotnie wyższa niż reszta domostw, wybudowana z drewna i pełna niebiesko-granatowych witraży idących pionowo w górę konstrukcji. Barbarzyńca nie musiał wcale udawać, że budowla robi na nim wrażenie. Przez chwilę stał tak przed wielkimi, dwuskrzydłowymi wrotami i podziwiał ogrom przybytku Pana Bitew. Wnętrze również robiło swoje, pierwszym co rzucało się w oczy po wejściu do środka była ogromna statua Tempusa pędzącego na grzbiecie dwóch koni. Bóstwo wyglądało jak żywe, jak gdyby tu i teraz pędziło do bitwy. Wewnątrz Alukard spotkał dwóch opiekunów świątyni: nowicjuszkę przybyłą z Neverwinter, Accalę oraz miejscowego najwyższego kapłana Everarda. O ile ta pierwsza głosiła filozofię Pana Bitew bardziej słowami, tak Everard bez wątpienia widział wiele wojen na własne oczy. Nawet z pod zbroi, którą na sobie nosił dało się dostrzec siatkę przecinających się blizn.

Barbarzyńca i Kapłan Bitew ucięli sobie pogawędkę na temat Easthaven, Tempusa i szczególności miejsca, na którym stoi świątynia. Stała ona bowiem w miejscu, gdzie barbarzyńca Jerrod oddał swe życie w strasznej walce między plemionami Północy, a arcymagiem Arakonem próbującym niegdyś ową Północ podbić. Zjednoczone plemiona odparły armię najemników, której przewodził czarodziej i w chwili przechylenia szal zwycięstwa na stronę barbarzyńców, mag otworzył portal do niższych sfer wypuszczając na pole bitwy demony dziesiątkujące zarówno jego przeciwników, jak i sojuszników. Wierząc, że to sam Tempus objawił mu się na szczycie góry, Jerrod postanowił poświęcić siebie i wskoczył w portal zamykając go, jego własna krew zaś przemieniła się w kamień więżąc go na wieki w płycie pochowanej w katakumbach świątyni.

Czas mijał nieubłaganie szybko i Alukard szybko zdał sobie sprawę, że lada moment reszta będzie go oczekiwać przed domem Hrothgara. Pożegnał się więc, pomodlił do Pana Bitew i wyszedł ze świątyni.


Wracając na moment do Zimowej Kołyski i zamówienia na więcej piwa złożonego przez Elerisa, piwo aktualnie wyszło niemal w całości. Tematem bardziej zainteresował się Lander mając świadomość, że takie przybytki znajdujące się w Dziesięciu Miastach zaopatrują się na długie miesiące na wypadek, gdyby zima uniemożliwiła karawanom dojazd. Kapłan zaczął drążyć temat widząc, że barmance wyraźnie nie w smak zagłębiać się w szczegóły jej braku zapasów.
- No tak... mam co prawda trochę zapasów w piwnicy, ale sami musicie je sobie przynieść. Nie dalej jak tydzień temu zalęgło mi się tam robactwo, chrząszcze wielkości pięści! Nawet normalne przyprawiają mnie o dreszcze, a co dopiero te! Jeżeli przy okazji uda wam się znaleźć ich gniazdo i zażegnać problem, dorzucę wam od siebie coś ekstra.

Wzruszywszy ramionami Lander wszedł za szynk i udał się schodami na dół, za nim zszedł Eleris i plątający się między nogami Orlamm. Piwnica była kuta z kamienia i pełna półek z powystawianymi na nich butelkami, zaczynając od win i wódki, na beczkach z piwem kończąc. No i tak, faktycznie dało się dostrzec szperające tu i ówdzie robactwo i to faktycznie sporych rozmiarów. Deptanie wszystkich z osobna oczywiście mijało się z celem, a do znalezienia gniazda trzeba by było poodsuwać wszystkie regały, chociaż z pewnością fachowa wiedza na temat lokalnych gatunków insektów wiele by pomogła.

Póki co jednak czas gonił. Trójka poszukiwaczy przygód zebrała po jednej beczce piwa i weszła z powrotem na górę, obiecując że zajmą się problemem jak tylko porozmawiają z Hrothgarem. Po drodze zebrali tylko Adrisa i Ricryego, po czym udali się do centrum Easthaven.


Dom Hrothgara był niewiele większy od pozostałych i zbudowany z kamienia, na werandzie siedział już Alukard obserwując bandę dzieciaków uganiających się za wiewiórką.

Wnętrze było dość bogato urządzone. Rzadko widziało się w tak surowych regionach luksusy w postaci dywanu i skór egzotycznych zwierząt rozłożonych przy kominku. Także ściany ozdobione były trofeami z niewątpliwie młodszych lat najemnika. Widząc drużynę w pełni okazałości wojownik uśmiechnął się (a raczej tak można było sądzić po podnoszących się kącikach brody) i pokazał, by ci rozgościli się przy szerokiej ławie.
- Robi wrażenie, co? - Zagadał, wskazując palcem na wiszącą głowę Illithida - wszystko z okresu mojej młodości tak więc uważajcie, wiele tych przedmiotów ma dla mnie wartość sentymentalną.

- Pewnie zastanawiacie się po co was wezwałem? Bez wątpienia mieszkańcy Easthaven już zajęli was mniejszymi robótkami jednak ja mam w głowie coś większego. Tutejsza okolica sprawia, że mimo starych lat wciąż mam okazję złapać za miecz i przepędzić różnego rodzaju plugastwo czające się na niewinne życia. Niedawno przyjąłem posłańca z Kuldahar twierdzącego, że na granicach miasta widziano pojawiające się siły zła. Chciałbym to sprawdzić, dlatego organizuję wyprawę w te rejony i nie ukrywam, powitałbym pomoc takiej drużyny jak wasza. Myślę, że wyruszenie zajmie mi jeszcze kilka dni, zanim uporządkuję sprawy tutaj na miejscu... - zrobił pauzę, po czym zlustrował śmiałków wzrokiem.
- W zasadzie moglibyście mi w tym pomóc, rzecz jasna nie za darmo. Miejscowy sklepikarz Pomab narzeka na spóźniającą się karawanę z Caer-Dineval. Chciałbym, żebyście najpóźniej jutro rano wyruszyli jej na spotkanie, co wy na to?


Zakończywszy wszelkie plany i ustalenia z Hrothgarem drużyna wyszła przed jego dom. Rybacy powoli wracali z połowów, tak więc okolica zrobiła się trochę bardziej ruchliwa. Najbardziej jednak uwagę przyciągał mężczyzna, zdecydowanie nie rybak bo wyleciał z jednego z budynków jak poparzony i zaczął rzucać kurwami pod niebiosa, wymachując rękami jak poparzony.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 23-12-2014, 10:42   #9
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Mieszkaniec Easthaven, Alukard, Lander i Ricry

Po wyjściu od Hrothgara uwagę Alukarda zwrócił przeklinający mężczyzna. Ponieważ młody barbarzyńca był ciekawski podszedł i zapytał.

- Cóż się stało człowieku, że tak pomstujesz?

- Można ci w jakiś sposób pomóc? - dorzucił Lander.
Mężczyzna szybko ocenił posturę dwóch mężów, po czym oczy mu się zaświeciły.

- Dokładnie kogoś takiego mi teraz potrzeba! Jestem lokalnym skrymszanderem i wyobraźcie sobie wychodzę na kilkanaście minut przejść się po nabrzeżu, odpocząć i się rozluźnić, wracam a tu w moim warsztacie nie co innego, jak cholerny wilk! Na domiar złego, uciekając chciałem bestię zamknąć wewnątrz, ale złamałem klucz… teraz o ile nie znacie się na zamkach, nawet nie dostaniecie się do środka. Nie mam wiele, ale sowicie was nagrodzę za odwilczenie mojego warsztatu i nie doprowadzenie go przy okazji do ruiny - niemal wypluł z siebie skrymszander, wdzięczny niebiosom za dwóch osiłków.

- Wilk w warsztacie? - Alukard zdziwiony uniósł brwi- Dziwne, te zwierzęta boją się ludzi. Ale skoro jest to trzeba się go pozbyć. Skórę zawsze można sprzedać. Gorzej, że złamałeś klucz. Bez wyważenia drzwi pewnie się nie obędzie. Może Ricry coś poradzi choć wątpię żeby dał radę otworzyć wytrychem zamek w którego środku tkwi klucz. Ricry, co ty na to?

Lander nie miał pojęcia, po co Alukard wspomina głośno o umiejętnościach Ricry’ego. Wszak wytrychy kojarzyły się przeciętnemu człowiekowi z jednym... i bynajmniej nie chodziło o zacny zawód ślusarza.

- Zamknij się, paplo - syknął do ucha gaduły.

Czułe ucho drowa wychwyciło rozmowę dwóch mężczyzn. Padło słowo klucz: “Ricry”, a tam, gdzie padało jego imię, tam również zjawiał się jego właściciel.

- Ładne drzwi, żal wyważać - stwierdził z chytrym uśmieszkiem. A potem teatralnym tonem dodal: - Pozwólcie, panowie, że przyjrzę się zamkowi!

I równie teatralnie ukłonił się, zamiatając ziemię wymiętym kapeluszem. Tanecznym krokiem podszedł do zamka i przyjrzał mu się, drapiąc się po brodzie, niczym filozof rozmyślający nad jakąś tezą.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 23-12-2014, 19:31   #10
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Dzień 1., południe - Easthaven

Elf wyszczerzył się, nie wiadomo czy to na brak roztropności Alukarda, czy też z powodu możliwości przetestowania swoich umiejętności. Warsztat znajdował się kilkanaście metrów dalej, po drewnianym zejściu po skarpie i na niewielkim pomoście. Drzwi frontowe znajdowały się od strony jeziora i faktycznie nie dało się ich otworzyć, zaś wewnątrz zamka tkwił klucz (a w zasadzie resztki klucza). Ricry wyjął z plecaka skórzane zawiniątko i rozpiął zamek, rozkładając na deskach zestaw pełen wytrychów, przeróżnych igiełek, próbników i dłut.

Ricry rzuca test otwierania zamków przeciw ST 15: 15 + 7 = 22 (sukces)

Drow rozpoczął operację od wyjęcia długiej igły, którą wysunął resztki klucza i wydłubał jego pozostałości. Tak jak podejrzewał, metal nie był pierwszej jakości i kilka gwałtownych ruchów skończyło się tak, jak się skończyło. Zaraz po tym zabrał się za wytrychy i po kilku sekundach cała drużyna mogła usłyszeć szczęknięcie zamka. Wszyscy złapali mocniej broń, wiedząc że agresywny wilk raczej nie będzie się dał pogłaskać. Problemem za to był bardzo wąski pomościk, na którym musieli stać gęsiego tak więc cała szóstka ustawiła się w pożądanej kolejności, po czym pierwsza osoba w rządku kopnęła drewno otwierając przejście z hukiem.

Wewnątrz panował totalny rozgardiasz, pogryzione drewno przewalało się na zmianę z puchem z rozgryzionych poduszek i skrawkami potarganego materiału. Podłoga walała się od poprzewracanych krzeseł i obiektów pracy skrymszandera. Pośród tego całego bałaganu stał drapieżnik, teraz już z postawionymi uszami. Krótkie spojrzenie na pianę toczoną z pyska dało ideę, dlaczego wilk zapuścił się tak daleko w zamieszkałe tereny.

Być może obskakiwanie jednego zwierzęcia w sześciu nie było honorowe, jednak nagłe wejście z buta dało drużynie moment zaskoczenia, który mogła wykorzystać na jakieś rozwiązanie sytuacji.

Ricry +25 PD


Wilk (8/8 pw): KP 14 (dotyk 12, nieprzygotowany 12), MRO Wytrw +5, Ref +5, Wola +1;
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!

Ostatnio edytowane przez Sierak : 23-12-2014 o 19:35.
Sierak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172